Meg Cabot
Chłopak z sąsiedztwa

Tytuł oryginalny: The boy next door

Chłopak z sąsiedztwa tom: 1


Do: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Od: Dział Kadr ‹dzial.kadr@thenyjournal.com›

Temat: Spóźnienie

Drogi/a Melisso Fuller.

To jest automatyczna wiadomość z Działu Kadr „New York Journal”, wiodącej nowojorskiej gazety codziennej. Pragniemy pana/ią zawiadomić, że zgodnie z informacjami otrzymanymi od pana/i zwierzchnika. Zastępcy Redaktora Naczelnego George’a Sancheza. pana/i dzień pracy rozpoczyna się w „Journal” punktualnie o 9 rano. co oznacza, że dzisiaj spóźnił/a się pan/i 68 minut. Melisso Fuller. w bieżącym roku jest to pana/i 57. spóźnienie przekraczające dwadzieścia minut.

Nam, pracownikom Działu Kadr wcale nie zależy na „wyłapywaniu spóźnialskich”, jak to zostało niesprawiedliwie sformułowane w ostatnim numerze gazetki zakładowej. Spóźnienia to poważny i kosztowny problem, z którym borykają się pracodawcy w całej Ameryce. Pracownicy zazwyczaj lekceważą tę kwestię, tymczasem notoryczne spóźnianie się często bywa objawem jakiegoś poważniejszego problemu, na przykład:

alkoholizmu

uzależnienia od narkotyków

uzależnienia od hazardu

przemocy domowej ze strony partnera

zaburzeń snu

depresji

oraz wielu innych dolegliwości. Jeżeli cierpi pan/i na którekolwiek z wyżej wymienionych, proszę bezzwłocznie skontaktować się ze swoim przedstawicielem Działu Kadr, Amy Jenkins. Przedstawiciel Działu Kadr z przyjemnością zapisze pana/ią do działającego w „New York Journal” Programu Pomocy Pracowniczej. W ramach programu zostanie pan/i skierowany/a do odpowiedniego specjalisty, który postara się pomóc panu/i odzyskać pełen zawodowy potencjał.

Melisso Fuller. my wszyscy tworzymy w „New York Journal” jeden zespół. Jako zespół odnosimy sukcesy i jako zespół doznajemy porażek. Melisso Fuller. czy nie pragnie pan/i być członkiem zwycięskiego zespołu? Prosimy zatem dołożyć wszelkich starań, by od tej pory pojawiać się w pracy na czas!

Z poważaniem

Dział Kadr

„New York Journal”

Proszę pamiętać, że jakiekolwiek kolejne spóźnienia mogą prowadzić do zawieszenia w obowiązkach służbowych lub wypowiedzenia stosunku pracy.


Do: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Od: Nadine Wilcock ‹nadine.wilcock@thenyjournal.com›

Temat: Masz kłopoty

Mel, gdzie ty się podziewasz? Widziałam, jak ta cała Amy Jenkins z kadr kręciła się koło twojego boksu. Chyba czeka cię kolejne upomnienie za spóźnienie. Które to będzie, pięćdziesiąte?

Lepiej tym razem postaraj się o sensowną wymówkę, bo George dopiero co odgrażał się, że redaktorek kolumn plotkarskich jest na pęczki i że mógłby w każdej chwili mieć na twoje miejsce Liz Smith, gdyby tylko zechciał. Chyba żartował. Trudno było wyczuć, bo zepsuł się automat z napojami i George nie dostał jeszcze swojej porannej dawki mountain dew. Przy okazji, czy wczoraj wieczorem coś zaszło między tobą i Aaronem? Znów słucha w swoim boksie Wagnera. Wiesz, jak to wkurza George’a. Zaliczyliście kolejną kłótnię? Idziemy później na lunch?

Nadine:-)


Do: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Od: Aaron Spender ‹aaron.spender@thenyjournal.com›

Temat: Wczorajszy wieczór

Gdzie jesteś, Mel? Masz zamiar zachowywać się jak dziecko i nie pojawić się w redakcji, dopóki się nie upewnisz, że ja już wyszedłem z pracy? O to ci chodzi? Nie moglibyśmy usiąść i porozmawiać jak dorośli?

Aaron Spender

Redaktor Działu Zagranicznego

„New York Journal”


Do: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Od: Dolly Vargas ‹dolly.vargas@thenyjournal.com›

Temat: Aaron Spender

Melisso -

Tylko nie zrozum mnie źle, kotku. Ja WCALE was nie szpiegowałam, ale musiałabym być chyba ŚLEPA, żeby nie zauważyć, jak wczoraj wieczorem w Pastis rąbnęłaś Aarona po głowie torebką. Chyba nawet mnie nie widziałaś; siedziałam przy barze i obejrzałam się, bo wydało mi się, że słyszę twoje imię, co akurat w tamtym miejscu mnie zdziwiło – czy nie miałaś czasem robić relacji z pokazu Prądy? – i wtedy nagle ŁUPS? – pastylki odświeżające oddech i kosmetyki Maybelline sypią się po całej podłodze. I Kochanie, to było fantastyczne.

Wiesz, naprawdę masz rewelacyjny cel. Ale bardzo wątpię, żeby Kate Spade zaprojektowała tę śliczną małą kopertówkę do użytku w charakterze pocisku balistycznego i jestem pewna, że dobrałaby mocniejszy zamek, gdyby tylko wiedziała, że kobiety będą walić nią z bekhendu jak rakietą tenisową.

A poważnie, kotku, chciałabym wiedzieć jedno: czy między tobą i Aaronem wszystko skończone? Bo osobiście zawsze sądziłam, że do siebie nie pasujecie. To znaczy, przecież on miał szansę na Pulitzera, na litość boską! Chociaż, jeśli mam być szczera, każdy mógł napisać tamtą historię o małym chłopcu z Etiopii. Wydala mi się nieznośnie ckliwa. Ten fragment, kiedy jego siostra sprzedaje się, żeby zdobyć dla niego trochę ryżu… Błagam, nie! Czysty Dickens.

No więc, chyba nie zamierzasz robić mi tu jakichś trudności/ prawda? Bo dostałam zaproszenie do Stevena, do Hamptons i miałam zamiar wziąć ze sobą Aarona. Ktoś musi mi mieszać koktajle. Ale zapomnę o tym pomyśle, jeżeli miałabyś potem rzucić się na mnie w stylu Joan Collins. PS Naprawdę trzeba było zadzwonić, jeżeli nie miałaś zamiaru dziś przychodzić, kochanie. Chyba wpadłaś w tarapaty. Widziałam tego małego trolla (Amy Cośtam?) z kadr; kręciła się jakiś czas temu koło twojego biurka.

Buziaki

Dolly


Do: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Od: George Sanchez ‹george.sanchez@thenyjournal.com›

Temat: Gdzie ty jesteś, do cholery?


Gdzie ty jesteś, do cholery? Zdaje się, że masz błędne wrażenie, jakoby dni komputerowych nie trzeba było wcześniej uzgadniać ze swoim przełożonym. To mnie bynajmniej nie przekonuje do ciebie jako materiału na redaktora działu wydarzeń. Nadajesz się tylko na korektorkę, Fuller.

George


Do: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Od: Aaron Spender ‹aaron.spender@thenyjournal.com›

Temat: Wczorajszy wieczór


Melisso, to naprawdę do ciebie nie pasuje. Przecież, na miłość boską, Barbara i ja znaleźliśmy się razem w STREFIE DZIAŁAŃ WOJENNYCH. Wszędzie wkoło nas eksplodowały pociski obrony przeciwlotniczej. W każdej chwili mogli nas pojmać rebelianci. Nie potrafisz tego zrozumieć?

Melisso, dla mnie tamta sprawa nie miała żadnego znaczenia, przysięgam.

Mój Boże, nie powinienem był nic ci wspominać. Myślałem, że potrafisz podejść do tego w sposób dojrzały. Ale żeby tak się zachować i znikać…

No cóż, z twojej strony nigdy się czegoś takiego nie spodziewałem. To wszystko, co mam do powiedzenia.

Aaron Spender

Redaktor Działu Zagranicznego

„New York Journal”


Do: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Od: Nadine Wilcock ‹nadine.wilcock@thenyjournal.com›

Temat: To nie jest zabawne


Dziewczyno, gdzie ty jesteś? Zaczynam się niepokoić. Czemu do mnie nawet nie zadzwonisz? Mam nadzieję, że nie wpadłaś pod autobus, ani nic takiego. Podejrzewam jednak, że gdybyś wpadła, zadzwoniliby do nas. To znaczy, pod warunkiem że nosisz przy sobie legitymację prasową.

No dobra, wcale tak bardzo się nie boję, że umarłaś. Boję się za to okropnie, że wylecisz z pracy i znów będę musiała chodzić na lunch z Doiły. Skoro bawisz się w Zaginioną w akcji, musiałam razem z nią zamówić sobie jakieś jedzenie na wynos i omal mnie to nie dobiło. Ta kobieta jadła sałatkę bez dressingu. Rozumiesz, co chcę przez to powiedzieć? BEZ DRESSINGU.

A poza tym czuła się w obowiązku komentować każdy kęs, który brałam do ust. „Masz pojęcie, ile gramów tłuszczu jest w tej frytce?”, „Wiesz, Nadine, dobrym substytutem majonezu jest niskotłuszczowy jogurt”.

Miałam ochotę powiedzieć jej, gdzie może sobie wsadzić ten niskotłuszczowy jogurt.

Ale przy okazji, powinnaś chyba wiedzieć, że Spender kręci się po redakcji i opowiada, że spóźniasz się ze względu na to, co zaszło między wami wczoraj wieczorem. Jeżeli to cię nie ściągnie do biura, i to pronto, to ja już nie wiem, co robić.

Nadine:-)


Do: George Sanchez ‹george.sanchez@thenyjournal.com›

Od: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Temat: Gdzie, do cholery, byłam


Skoro najwyraźniej dla ciebie i Amy Jenkins jest tak ważne, żeby pracownicy dokładnie spowiadali się z każdej minuty spędzanej poza redakcją, podaję ci szczegółowy opis zajęć i okoliczności, które sprawiły, że absolutnie nie mogłam stawić się w pracy. Gotów? Słyszę, że automat na dole w dziale kultury jest w pełni sprawny. Poranek Mel:

7.15 Dzwoni budzik. Naciskam guzik drzemki.

7.20 Dzwoni budzik. Naciskam guzik drzemki.

7.25 Dzwoni budzik. Naciskam guzik drzemki.

7.26 Budzi mnie szczekanie psa sąsiadki. Wyłączam budzik.

7.27 Wlokę się do łazienki. Odprawiam poranne ablucje.

7.55 Wlokę się do kuchni. Zjadam śniadanie w postaci batonika Nutrigrain i resztek kung pao na wynos z wtorkowego wieczoru.

7.56 Pies sąsiadki wciąż szczeka.

7.57 Suszę włosy suszarką.

8.10 Sprawdzam pogodę na Channel One.

8.11 Pies sąsiadki wciąż szczeka.


8.12 Próbuję znaleźć coś do ubrania wśród rozmaitych ciuchów wtłoczonych do pojedynczej szafy rozmiarów lodówki, jedynej, jaką dysponuję w tej kawalerce.

8.30 Poddaję się. Wkładam czarną spódnicę ze sztucznego jedwabiu, czarną bluzkę ze sztucznego jedwabiu i czarne wsuwane pantofle na płaskim obcasie.

8.35 Chwytam czarną torbę. Rozglądam się za kluczami.

8.40 Znajduję klucze w torebce. Wychodzę z mieszkania.

8.41 Zauważam, że egzemplarz „New York Chronicie” pani Friedlander wciąż leży na podłodze przed drzwiami do jej mieszkania (tak, George, moja najbliższa sąsiadka prenumeruje naszego największego rywala. Może wreszcie zgodzisz się ze mną, że naprawdę powinniśmy spróbować przyciągnąć uwagę nieco starszych czytelników). Ona zazwyczaj wstaje o szóstej, żeby wyprowadzić psa, i wtedy zabiera prasę.

8.42 Zauważam, że pies pani Friedlander ciągle szczeka. Pukam do drzwi, chcąc się upewnić, czy wszystko jest w porządku. (Tak się składa, że niektórzy spośród nas, nowojorczyków, interesują się tym, co się dzieje z naszymi sąsiadami, George. Oczywiście, skąd ty miałbyś o tym wiedzieć, skoro historie o ludziach, którzy faktycznie dbają o innych członków społeczności, nie zwiększają sprzedaży gazety. Jak zauważyłam, tematy w „Journal” ciążą raczej w stronę historii o sąsiadach, którzy strzelają do siebie, nie takich, którzy pożyczają sobie nawzajem szklankę cukru).

8.45 Po kilkakrotnym pukaniu pani Friedlander nadal nie podchodzi do drzwi. Paco, jej dog niemiecki, szczeka jednak ze zdwojonym zapałem.

8.46 Próbuję ruszyć klamką drzwi mieszkania pani Friedlander. Dziwne, ale są otwarte. Wchodzę do środka.

8.47 Wita mnie dog niemiecki i dwa syjamskie koty. Ani śladu pani Friedlander.

8.48 Znajduję panią Friedlander. Leży twarzą do ziemi na dywanie w salonie.

No i jak, George? Chwytasz już, George? Kobieta leżała twarzą do ziemi na dywanie w swoim salonie! Co miałam robić, George? No, co? Zadzwonić do Amy Jenkins z kadr? Nie, George. Widzisz, ten kurs pierwszej pomocy, do którego zmusiłeś nas wszystkich, przydał się na coś. Sama umiałam stwierdzić i że pani Friedlander ma puls, i że oddycha. Więc zadzwoniłam pod 911 i poczekałam przy niej, póki nie przyjechała karetka.

A z karetką, George, przyjechały gliny. I zgadnij, co gliny powiedziały, George? Powiedziały, że wygląda im na to, że pani Friedlander została uderzona. Od tyłu, George. Jakiś łajdak walnął tę biedną staruszkę w potylicę!

Dałbyś wiarę? Jak można zrobić coś takiego osiemdziesięcioletniej kobiecie?

Nie wiem, co się dzieje z tym miastem, George, skoro biedne starsze panie nie są bezpieczne nawet we własnych mieszkaniach. Ale powiem ci jedno. W tym tkwi pewien temat – i uważam, że powinnam go opisać. Co ty na to, George?

Mel


Do: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Od: George Sanchez ‹george.sanchez@thenyjournal.com›

Temat: W tym tkwi pewien temat


Temat to tkwi tam, gdzie ja go widzę. Ja zaś widzę, że nie wiadomo czemu, tylko dlatego, że ktoś rąbnął twoją sąsiadkę w głowę, ty nie raczyłaś przyjść do redakcji ani choćby nawet zadzwonić i dać komuś znać, co się z tobą dzieje. I na ten temat naprawdę chętnie czegoś posłucham.

George


Do: George Sanchez ‹george.sanchez@thenyjournal.com›

Od: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Temat: Co się ze mną działo


George, masz serce z kamienia. Znalazłam swoją sąsiadkę twarzą w dół na dywanie w salonie, ofiarę brutalnej napaści, a twoim zdaniem powinnam była myśleć tylko o tym, żeby dzwonić do swojego pracodawcy i wyjaśniać, czemu się spóźnię?


No cóż, przykro mi George, ale taka myśl nawet mi nie przeszła? przez głowę. Przecież pani Friedlander to moja przyjaciółka. Chciałam wsiąść do karetki i jechać z nią do szpitala, ale wyłonił się mały problem z Paco.

Może powinnam raczej powiedzieć: duży problem z Paco. Paco to dog niemiecki pani Friedlander, George. Ten pies waży sześćdziesiąt cztery kilo, George, to znaczy więcej niż ja. A on potrzebował wyjść na spacer. I to szybko. Więc po spacerze nakarmiłam go i dałam mu wody, i napoiłam też Tweedleduma i Pana Peppera, jej syjamskie koty (Tweedledee, przykro mi to mówić, zmarł w zeszłym roku). Kiedy się tym zajmowałam, gliny sprawdzały drzwi mieszkania, szukając śladów włamania. Ale, George, żadnych śladów nie było. Wiesz, co to znaczy? To znaczy, że ona najprawdopodobniej znała tego, kto ją napadł, George. Prawdopodobnie sama, z własnej woli, wpuściła go do środka!

Co jeszcze dziwniejsze, w portmonetce w jej torbie leżało nietknięte dwieście siedemdziesiąt sześć dolarów gotówką. Biżuterii też nikt nie ruszył, George. To nie był napad rabunkowy. George, czemu nie chcesz uwierzyć, że w tym tkwi jakiś materiał na artykuł? Coś w tej sprawie śmierdzi. Bardzo śmierdzi. Kiedy wreszcie dotarłam do szpitala, poinformowano mnie, że pani Friedlander jest na bloku operacyjnym. Lekarze rozpaczliwie usiłowali zmniejszyć ucisk na mózg, spowodowany wielkim krwiakiem, który wytworzył się pod czaszką! Co miałam zrobić, George? Odejść? Gliny nie zdołały skontaktować się z nikim z jej rodziny. Ona ma tylko mnie, George. Dwanaście godzin. Zajęło im to dwanaście godzin. Jeszcze dwa razy musiałam wracać do jej mieszkania i wyprowadzać Paco, zanim operacja w ogóle się skończyła. A kiedy już się skończyła, lekarze wyszli do mnie i powiedzieli mi, że tylko częściowo się udała. Pani Friedlander jest w śpiączce, George! Może już nigdy z tego nie wyjść.

A dopóki jest w śpiączce, zgadnij kto będzie się musiał zajmować Paco, Tweedledumem i Panem Pepperem? No, George. Zgadnij.

Nie próbuję dopraszać się tutaj zrozumienia. Ja wiem. Powinnam była zadzwonić. Ale praca niekoniecznie była tym, co mi wtedy zaprzątało głowę, George.

Posłuchaj jednak: teraz, kiedy wreszcie jestem w redakcji, może byś mi pozwolił napisać jakiś mały artykulik o tym, co się wydarzyło? No wiesz, moglibyśmy spojrzeć na to pod takim kątem: uważaj człowieku, kogo wpuszczasz do własnego domu. Gliny jeszcze nie odszukały najbliższych krewnych pani Friedlander – chyba chodzi o jej siostrzeńca – ale kiedy go znajdą, mogłabym z nim zrobić wywiad. Rozumiesz, to była naprawdę cudowna kobieta. Mimo osiemdziesiątki nadal trzy razy w tygodniu chodziła na siłownię, a w zeszłym miesiącu poleciała do Helsinek na spektakl Pierścień Nibelunga. Serio. Jej mężem był Henry Friedlander, ten Friedlander, który zrobił fortunę na drucikach. Tych takich, którymi się okręca plastikowe torby ze śmieciami. Ona jest warta przynajmniej sześć czy siedem milionów dolarów.

Zgódź się, George. Pozwól mi spróbować. Nie możesz do końca życia trzymać mnie w kolumnie plotkarskiej na stronie dziesiątej.

Mel

Do: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Od: George Sanchez ‹george.sanchez@thenyjournal.com›

Temat: Nie możesz do końca życia trzymać mnie w kolumnie plotkarskiej na stronie dziesiątej


Owszem, mogę.

A wiesz, czemu? Bo w tej gazecie jestem zastępcą naczelnego i mogę robić, co mi się żywnie podoba. Poza tym, Fuller, strona dziesiąta cię potrzebuje. Chciałabyś pewnie wiedzieć, czemu cię potrzebuje strona dziesiąta? Otóż dlatego, że – trzeba przyznać, Fuller – ciebie te rzeczy obchodzą. Obchodzą cię bitwy, które Winona Ryder stacza przed sądem. Obchodzi cię, że Harrison Ford miał zabieg chemicznego złuszczania cery. Obchodzą cię piersi Courtney Love oraz pytanie, czy są faszerowane silikonem, czy nie. Przyznaj się, Fuller. Ciebie to obchodzi. Co do tej drugiej kwestii – to żaden temat. Rozmaite staruszki codziennie obrywają po głowie, bo ktoś chce położyć łapę na ich czeku z rentą.

A, jest takie coś, co się nazywa te-le-fon. Następnym razem dzwoń.

Capisce?

Teraz dawaj mi tu kopię relacji z pokazu Prady.

George


Do: George Sanchez ‹george.sanchez@thenyjournal.com›

Od: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Temat: Nic mnie nie obchodzą piersi Courtney Love…

…a ty pożałujesz, że nie pozwoliłeś mi zająć się tematem napaści na panią Friedlander, George. Mówię ci, w tym coś jest. Czuję pismo nosem.

Tak przy okazji, Harrison NIGDY by sobie nie zrobił zabiegu chemicznego złuszczania cery.

Mel

PS Czy w ogóle istnieje ktoś, kto się nie przejmuje Winona Ryder? Popatrz tylko, jaka jest urocza. Nie chcesz, żeby wypuścili ją z więzienia, George?


Do: Dział Kadr ‹dzial.kadr@thenyjournal.com›

Od: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Temat: Moje spóźnienie

Drogi Dziale Kadr, cóż mogę powiedzieć. Zostałam przejrzana. Nękające mnie:

alkoholizm

uzależnienie od narkotyków

uzależnienie od hazardu

przemoc domowa

bezsenność

depresja

i wszelkie inne zaburzenia wreszcie przywiodły mnie na samo dno. Proszę natychmiast zapisać mnie do Programu Pomocy Pracowniczej! Byłabym wdzięczna, gdybyście mogli umówić mnie z psychiatrą, który będzie podobny do Brendana Frasera, a już najlepiej, żeby prowadził sesje terapeutyczne bez koszuli. Oto podstawowy problem, który przysparza mi trosk: jestem dwudziestosiedmioletnią mieszkanką Nowego Jorku i wciąż nie mogę znaleźć przyzwoitego faceta. Jednego jedynego faceta, który nie będzie mnie oszukiwał, nie będzie mieszkał z mamusią, a w niedzielę rano nie sięga zaraz po przebudzeniu do działu kultury w „Chronicie”, o ile rozumiecie, co chcę przez to powiedzieć. Czy ja proszę o tak wiele???

Przekonajmy się, czy Program Pomocy Pracowniczej sobie z tym poradzi.

Mel Fuller

Redaktorka Strony Dziesiątej

„New York Journal”


Do: Aaron Spender ‹aaron.spender@thenyjournal.com›

Od: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Temat: Nie moglibyśmy usiąść i porozmawiać jak dorośli?

Nie ma o czym rozmawiać. Naprawdę, Aaron. Przykro mi, że rzuciłam w ciebie torebką. To był dziecinny wybuch i teraz bardzo tego żałuję.

I nie chcę, żebyś sobie wyobrażał, że powód, dla którego zrywamy ze sobą, ma cokolwiek wspólnego z Barbarą. Serio, Aaron, między nami wszystko się skończyło, na długo zanim opowiedziałeś mi o Barbarze. Spójrzmy prawdzie w oczy, Aaron, po prostu za bardzo się różnimy: ty lubisz Stephena Hawkinga. Ja lubię Stephena Kinga. Wiesz, że to by się nigdy nie udało.

Mel


Do: Dolly Vargas ‹dolly.vargas@thenyjournal.com›

Od: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Temat: Aaron Spender

Nie rzuciłam torebką. Wypadła mi z ręki, kiedy sięgałam po drinka, przypadkowo poleciała ponad stołem i uderzyła Aarona w oko. A jeśli go chcesz, Dolly, to go sobie bierz.

Mel


Do: Nadine Wilcock ‹nadine.wilcock@thenyjournal.com›

Od: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Temat: Gdzie byłam

Dobrze już, dobrze. Powinnam była zadzwonić. To był jeden wielki koszmar. Ale posłuchaj mnie teraz. Nigdy mi nie uwierzysz.

Aaron zdradził mnie w Kabulu.

Tak właśnie. I nigdy nie zgadniesz z kim. Serio. Spróbuj tylko. Nigdy ci się nie uda.

No dobra, powiem ci. Z Barbarą Bellerieve. Tak, tak. Dobrze widzisz: z Barbarą Bellerieve, znaną redaktorką działu zagranicznego ABC News, a ostatnio również prezenterką telewizyjnego programu informacyjnego Dwadzieścia Cztery/Siedem, którą w zeszłym miesiącu magazyn „People” umieścił na swojej liście pięćdziesięciu najpiękniejszych ludzi na świecie. Uwierzyłabyś, że ona przespała się z AARONEM??? Przecież mogłaby mieć George’a Clooneya, na litość boską. Czego mogła szukać u AARONA???

Nie żebym niczego nie podejrzewała. Zawsze uważałam, że opowieści, które przesyłał mi maiłem przez cały tamten miesiąc, kiedy robił korespondencje z Kabulu, były okropnie mętne. Wiesz, jak to odkryłam? Wiesz? On mi POWIEDZIAŁ. Poczuł, że „dojrzał do kolejnego poziomu intymności” w swoim związku ze mną (zgadnij, co to za poziom – do trzech razy sztuka), i poczuł, że w tym celu musi „zrzucić kamień z serca”. Mówi, że odkąd to się stało, „zżerało go poczucie winy” i że „to było coś zupełnie bez znaczenia”.

Boże, co za dupek. Nie wierzę, że straciłam na niego trzy miesiące życia.

Czy na świecie nie ma już przyzwoitych facetów? To znaczy, oprócz Toniego. Przysięgam, Nadine, twój chłopak to ostatni porządny mężczyzna na tej ziemi. Ostatni! Trzymaj się go i nigdy nie wypuszczaj z rąk, bo mówię ci, tam, na zewnątrz, jest istna dżungla.

Mel

PS Nie mogę iść dzisiaj na lunch. Muszę wracać do domu i wyprowadzić psa sąsiadki. Nie pytaj o co chodzi; to długa historia.


Do: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Od: Nadine Wilcock ‹nadine.wilcock@thenyjournal.com›

Temat: Ten palant

Słuchaj, facet zrobił ci przysługę. Bądź szczera, Mel. Naprawdę wyobrażałaś sobie wspólną przyszłość dla was dwojga? Do licha ciężkiego, przecież on PALI FAJKĘ. A ta cała muzyka klasyczna? Co on sobie wyobraża, że kim niby jest? Haroldem Bloomem?

Nie. Jest dziennikarzem, jak my wszyscy. Daleko mu do tworzenia literatury pięknej. Więc, po diabła ustawił popiersie Williama Szekspira na swoim monitorze? Ten facet to nadęty hipokryta i ty o tym wiesz, Mel. To dlatego, mimo że spotykaliście się przez trzy miesiące, nigdy się z nim nie przespałaś. Zgadza się?

Nadine;-)


Do: Nadine Wilcock ‹nadine.wilcock@thenyjournal.com›

Od: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Temat: Ten palant

Nigdy się z nim nie przespałam, bo ma kozią bródkę. Nie mogłam przespać się z kimś, kto wygląda jak Robin Hood.


Nawet nie pragnął mnie na tyle, żeby ją zgolić.

Co jest ze mną nie tak, Nadine? Czy dla mnie naprawdę nie warto się golić?

Mel


Do: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Od: Nadine Wilcock ‹nadine.wilcock@thenyjournal.com›

Temat: Ten palant

Tylko nie zaczynaj użalać się nad sobą, Mel. Wiesz, że jesteś świetna. Facet najwyraźniej cierpi na jakieś zaburzenia psychiczne. Powinnyśmy go rzucić na pożarcie Amy Jenkins. Dlaczego nie możesz dzisiaj iść na lunch? I nie martw się, nie planowałam wycieczki do Burger Heaven. Jeśli w dwa miesiące nie schudnę do rozmiaru dwanaście, odwołam ślub. Wszystkie dziewczyny w naszej rodzinie wkładały z tej okazji suknię ślubną mojej mamy. Nie będę pierwszą z rodziny Wilcocków, która poleci po suknię do Klinefeld’s.

Nadine:-)


Do: Nadine Wilcock ‹nadine.wilcock@thenyjournal.com›

Od: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Temat: Lunch

Nie mogę iść na lunch. Muszę wracać do domu i wyprowadzić na spacer psa pani Friedlander. Słyszałaś ostatnie wiadomości? Chris Noth i Winona. Nie żartuję. Widziano, jak się całowali przed Crunch Fitness Center na Lafayette Street.

Jak ona może być tak ślepa? Nie widzi, że on się dla niej zupełnie nie nadaje? Popatrz tylko, jak potraktował biedną Sarah Jessicę Parker w Seksie w wielkim mieście.

Mel


Do: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Od: Nadine Wilcock ‹nadine.wilcock@thenyjournal.com›

Temat: Test na kontakt z rzeczywistością

Mel, strasznie mi przykro, że właśnie ja muszę ci to uświadomić, ale Seks w wielkim mieście to serial oparty na fikcji literackiej, a nie dokument. Słyszałaś może już przedtem o istnieniu takich filmów telewizyjnych? Tak, one są w całości zmyślone. To, co się w nich dzieje, w żaden sposób nie odzwierciedla prawdziwego życia. Na przykład w rzeczywistości Sarah Jessica Parker jest żoną Matthew Brodericka, więc cokolwiek postać grana w filmie przez Chrisa Notha zrobiła jej postaci, nie zdarzyło się naprawdę.

Innymi słowy, uważam, że powinnaś w mniejszym stopniu zajmować się Winoną, a w większym sobą. To tylko moja opinia, oczywiście.

Nadine


Do: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Nadine Wilcock ‹nadine.wilcock@thenyjournal.com›

Od: Tim Grabowski ‹timothy.grabowski@thenyjournal.com›

Temat: POUFNE

Dobra, dziewczyny, lepiej sobie usiądźcie. Mam informacje, o które prosiłyście, to znaczy podwyżki pensji na przyszły rok. To nie było łatwe.

Jeżeli komukolwiek zdradzicie, skąd to wiecie, oskarżę was o uzależnienie od hazardu i zostaniecie zmuszone do udziału w Programie Pomocy Pracowniczej, nim zdążycie mrugnąć okiem. No to jedziemy:


Nazwisko: Stanowisko: Pensja:

Peter Hargrave Redaktor Naczelny $ 120 000

George Sanchez Zastępca Red. Nacz $ 85 000

Dolly Vargas Redaktor Działu Rozrywki $ 75 000

Aaron Spender Redaktor Działu Zagranicznego $ 75 000

Nadine Wilcock Redaktor Działu Kulinarnego $ 45 000

Melissa Fuller Redaktor Strony Dziesiątej $ 45 000

Amy Jenkins Administrator, Dział Kadr $ 45 000

Czytajcie i płaczcie, dziewczyny.

Timothy Grabowski

Informatyk

„New York Journal”


Do: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Od: Nadine Wilcock ‹nadine.wilcock@thenyjournal.com›

Temat: POUFNE

W głowie mi się nie mieści, że Amy Jenkins zarabia tyle samo co my. Co ona niby robi takiego? Przez cały dzień siedzi sobie i wysłuchuje, jak ludzie marudzą na temat swojego planu opieki dentystycznej. Litości.

Zdziwiła mnie Dolly. Myślałam, że dostaje więcej. No bo niby skąd ona bierze kasę na apaszki Hermesa, mając głupie siedemdziesiąt pięć tysięcy rocznie?

Nadine;-)


Do: Nadine Wilcock ‹nadine.wilcock@thenyjournal.com›

Od: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Temat: POUFNE

Ty chyba żartujesz! Doiły pochodzi z bogatej rodziny. Nigdy nie słyszałaś, jak mówiła, że kiedyś wszystkie letnie wakacje spędzała w Newport?

Miałam zamiar zaprosić Aarona na przeprosinowego drinka po pracy – NIE po to, żeby się z nim znów pogodzić, tylko żeby wreszcie przestał męczyć ludzi Wagnerem – ale teraz, kiedy wiem, o ile więcej ode mnie zarabia, nie chcę nawet na niego patrzeć. WIEM, że piszę lepiej niż on. Więc za co Aaron dostaje

siedemdziesiąt pięć tysięcy dolarów rocznie, podczas gdy ja utkwiłam na czterdziestu pięciu tysiącach, opisując pokazy mody i premiery filmowe?

Mel


Do: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Od: Nadine Wilcock ‹nadine.wilcock@thenyjournal.com›

Temat: POUFNE

Hm, bo jesteś w tym dobra? To znaczy w relacjonowaniu pokazów mody i premier filmowych.

Nadine;-)

PS Muszę opisać tę nową restaurację na Mott, gdzie dają kaczkę po pekińsku. Chodź ze mną.


Do: Nadine Wilcock ‹nadine.wilcock@thenyjournal.com›

Od: Mel Fuiler ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Temat: Lunch

Nie mogę. Wiesz, że nie mogę. Muszę wyprowadzić psa na spacer.

Mel


Do: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Od: Nadine Wilcock ‹nadine.wilcock@thenyjournal.com›

Temat: Lunch i ten pies

Okay, jak długo to potrwa? To znaczy, ty i ten pies? Przecież nie mogę codziennie chodzić sama na lunch. Kto mnie powstrzyma przed zamawianiem zapiekanki z podwójnym cheddarem? Mówię serio. Ta wymówka z psem na mnie nie podziała.

Nadine


Do: Nadine Wilcock ‹nadine.wilcock@thenyjournal.com›

Od: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Temat: Lunch i ten pies

Nadine, co ja mam niby zrobić? Pozwolić, żeby to biedne stworzenie siedziało zamknięte przez cały dzień? Aż mu pęcherz pęknie? Wiem, że nie jesteś miłośniczką psów, ale miejże odrobinę współczucia. To potrwa tylko trochę, póki pani Friedlander nie poczuje się lepiej.

Mel

PS Właśnie przyszło: Harrison Ford i jego żona. Znów się pogodzili. Przysięgam.

Cieszę się ze względu na ich dzieci, wiesz? Bo tylko one tu się liczą.


Do: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Od: Nadine Wilcock ‹nadine.wilcock@thenyjournal.com›

Temat: To potrwa tylko trochę, póki pani Friedlander nie poczuje się lepiej

A kiedy TO nastąpi? Ziemia do Mel. Obudź się, Mel. Ta kobieta leży w ŚPIĄCZCE. Myślę, że trzeba załatwić jakieś alternatywne rozwiązanie dla potrzeb jej zwierząt domowych. Jesteś zwyczajnym PODNÓŻKIEM. Kobieta w ŚPIĄCZCE używa cię w charakterze PODNÓŻKA.

Przecież ona musi mieć jakichś krewnych, Mel. ZNAJDŹ ICH. A poza tym, ludzie nie powinni trzymać dogów niemieckich w mieście. To okrutne.

Nadine:-(

PS Jesteś chyba jedyną osobą, którą jeszcze obchodzi, czy Harrison Ford i jego żona dojdą do porozumienia. Daj sobie spokój, dziewczyno.


Do; Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Od: Don i Beverly Fuller ‹DonBev@dnr.com›

Temat; Debbie Phillips

Melisso, kochanie, tu mama. Patrz, twój tata i ja mamy maiła! Czy to nie wspaniałe? Teraz mogę do ciebie pisać, a ty może raz na odmianę mi odpowiesz! Oczywiście, tylko żartuję, złotko.

W każdym razie, tatuś i Ja pomyśleliśmy sobie, ze z radością to usłyszysz: mała Debbie Phillips – pamiętasz Debbie, prawda? Córeczka doktora Phillipsa? Byt twoim dentystą – A poza tym, Debbie została też chyba Królową Balu Maturalnego w twoim liceum. No, w każdym razie, Debbie właśnie wyszła za mąż! Tak! W gazecie ukazało się zawiadomienie. I wiesz co, Melisso? „Duane County Register” występuje teraz w Internecie… Och, tatuś mi tłumaczy, że mówi się, że gazeta jest DOSTĘPNA w INTERNECIE, a nie że tam występuje. No cóż, nieważne. Ciągle mi się to wszystko myli. W każdym razie, zawiadomienie Debbie jest dostępne w Internecie, więc przesyłam ci je w tym, co się nazywa załącznikiem. Mam nadzieje, że się ucieszysz, kochanie. Wyszła za mąż za lekarza z Westchesteru! No cóż, zawsze wiedzieliśmy, że będzie umiała dobrze się w życiu urządzić. I ta cała masa pięknych blond włosów. Popatrz, zrobiła dyplom z wyróżnieniem w Princeton! A potem poszła na studia prawnicze. Doprawdy imponujące.

Nie żeby było coś złego w zawodzie dziennikarza. Dziennikarze są dokładnie tak samo potrzebni jak prawnicy! I Bóg jeden wie, że wszyscy od czasu do czasu potrzebujemy poczytać sobie trochę miłych ploteczek. Zaraz, a słyszałaś o Tedzie Turnerze i Marcie Stewart? Po prostu zwaliło mnie z nóg. No cóż, miłej lektury! Tylko pamiętaj, zawsze sprawdzaj, czy zamknęłaś na noc drzwi. Tatuś i ja martwimy się o ciebie; mieszkasz sama w tym wielkim mieście…

No to na razie. Mamusia


Załącznik: ES (elegancka fotografia pary nowożeńców)

Deborah Marie Phitlips, córka doktora i pani Reed Andrew Phillips z Lansing, w zeszłym tygodniu wyszła za mąż za Michaela Bourke, syna doktora i pani Reginald Bourke z Chapaqua w stanie Nowy Jork. Wielebny James Smith odprawił ceremonię zaślubin w rzymskokatolickim kościele św. Antoniego w Lansing.

Panna Phillips (26 lat) pracuje jako radca prawny w Schuler, Higgins i Brandt. międzynarodowej firmie prawniczej z siedzibą w Nowym Jorku. Otrzymała stopień licencjacki na uniwersytecie Princeton, który ukończyła z wyróżnieniem, oraz stopień magistra prawa na Harvardzie. Jej ojciec jest stomatologiem i specjalistą od chirurgii szczękowej w Lansing, gdzie prowadzi gabinet stomatologiczny.

Pan Bourke (31 lat) otrzymał stopień licencjata w Yale i stopień MBA na uniwersytecie Columbia – Jest doradcą w banku inwestycyjnym Lehman Brothers. Jego ojciec, obecnie już na emeryturze, był prezesem Bourke & Partnerzy, prywatnej firmy zajmującej się doradztwem inwestycyjnym.

Po miodowym miesiącu spędzonym w Tajlandii młoda para zamieszka w Chapaqua.


Do: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Od: Dolly Vargas ‹dolly.vargas@thenyjournal.com›

Temat: Matki

Kochanie, kiedy przed sekundą usłyszałam ten dziki wrzask z twojego boksu, myślałam przez chwilę, że co najmniej Tom Cruise ujawnił wreszcie sekret swojej orientacji. Ale Nadine mówi mi, że to tylko e-mail. który dostałaś od matki.

O, jakże cię rozumiem. Sama bardzo się cieszę, że moja matka jest najczęściej zdecydowanie zbyt pijana, by nauczyć się pisać na klawiaturze. Usilnie zalecam, żebyś przestała swoim troskliwym rodzicom skrzynkę campari i przestała się nimi przejmować.

Zaufaj mi, to jedyny sposób, żeby raz na zawsze przestali używać tego obrzydliwego słowa na Ś. Na przykład: „Czemu nie jesteś jeszcze po Ś? Wszystkie twoje przyjaciółki już dawno wzięły Ś. Nawet nie próbujesz pomyśleć o Ś. Nie chcesz, żebym się doczekała wnuków, zanim umrę?” Jakbym KIEDYKOLWIEK zamierzała rodzić dziecko. Przypuszczam, że dobrze wychowany sześciolatek byłby do przyjęcia, ale one po prostu NIE ZJAWIAIĄ SIĘ w takiej postaci. Trzeba je najpierw sobie WYTRESOWAĆ. Zbyt męczące. Rozumiem twoją irytację.

Buziaki Dolly

PS Zauważyłaś, że Aaron się ogolił? Wielka szkoda. Nie miałam pojęcia, że on ma tak słabo zarysowany podbródek.


Do: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Od: Amy Jenkins ‹amy.jenkins@thenyjournal.com›

Temat: Program Pomocy Pracowniczej

Droga panno Fuller,

może pani wydaje się, że lekceważenie okazywane przez panią Programowi Pomocy Pracowniczej opracowanemu przez Dział Kadr jest zabawne, ale zapewniam, wielu pani kolegów wsparliśmy w trudnych i mrocznych chwilach. Dzięki terapii i doradztwu personalnemu wszystkim z nich udało się odzyskać sens i radość życia. Naprawdę przygnębia mnie fakt, że wyśmiewa pani program, który uczynił tak wiele dla tylu ludzi. Chciałabym dodać, że kopia pani ostatniego maiła została umieszczona w aktach personalnych i pozostanie tam do wglądu zwierzchników podczas następnej oceny pracowniczej.

Amy Jenkins

Administrator, Dział Kadr „New York Journal”


Do: Amy Jenkins ‹amy.jenkins@thenyjournal.com›

Od: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Temat: Program Pomocy Pracowniczej

Droga panno Jenkins,

mnie zaś naprawdę przygnębia fakt, że kiedy wyciągnęłam rękę do pani i pozostałych administratorów z Działu Kadr, zamiast pomocy, której tak rozpaczliwie potrzebowałam, otrzymałam jedynie ostre wymówki. Próbuje mi pani powiedzieć, że w swoim przewlekłym statusie kobiety samotnej nie zasługuję na wsparcie? Czy ja muszę pani tłumaczyć, jak upokarzające jest kupowanie co wieczór dietetycznych obiadów dla jednej osoby w Food Emporium? A zamawianie pizzy w pojedynczych kawałkach? Myśli pani, że to mnie nie pozbawia wiary w siebie kawałek po (coraz bardziej zgnębionym) kawałku? A poza tym sałata. Czy pani ma pojęcie, ile kilo sałaty zjadłam, usiłując utrzymać figurę rozmiaru sześć, żeby móc zwrócić na siebie uwagę jakiegoś mężczyzny? Chociaż moja feministyczna dusza każdym włókienkiem protestuje przeciwko naginaniu się do mizoginistycznych oczekiwań, jakie narzuca nam zachodnia kultura, upierając się, że atrakcyjność kobiety mierzy się obwodem jej talii. Jeśli pani chce mi wmawiać, że los samotnej kobiety w Nowym Jorku nie jest czymś nienaturalnym, to w takim razie zalecam pani wizytę w jakichkolwiek delikatesach na Manhattanie w sobotni wieczór. Kto się tam tłoczy wkoło baru sałatkowego? Tak właśnie. Samotne dziewczyny.

Spójrz w oczy rzeczywistości, Amy. Tam na zewnątrz jest dżungla. Zabijasz albo giniesz. Ja tylko sugeruję, żebyś, jako ekspert od kwestii zdrowia psychicznego, przyjęła tę prawdę do wiadomości i odniosła się do niej w praktyce.

Melissa Fuller

Redaktorka Strony Dziesiątej

„New York Journal”


Do: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Od: George Sanchez ‹george.sanchez@thenyjournal.com›

Temat: Daruj sobie

Przestań dokuczać Amy Jenkins z kadr. Wiesz, że ona nie ma poczucia humoru. Skoro masz aż tak dużo wolnego czasu, pozwól tu do mnie. Dam ci mnóstwo roboty. Facet od nekrologów właśnie rzucił pracę.

George


Do: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Od: Aaron Spender ‹aaron.spender@thenyjournal.com›

Temat: Wybacz mi

Nie wiem, od czego zacząć. Po pierwsze, nie mogę znieść tego wszystkiego. Zapytasz, czego.

Wytłumaczę ci: „To wszystko” towarzyszy mi przez cały dzień, kiedy patrzę, jak siedzisz tam obok w swoim boksie i kiedy przypominam sobie twoje słowa, że nigdy więcej się do mnie nie odezwiesz.

„To wszystko” jest we mnie, kiedy widzę, jak idziesz w moją stronę i myślę, że może zmieniłaś zdanie, a potem obserwuję, jak mijasz mnie, nawet na mnie nie spojrzawszy.

„To wszystko” dopada mnie, kiedy wiem, że wieczorem, po pracy, wyjdziesz stąd, a ja nawet nie mam pojęcia, gdzie będziesz ani co będziesz robiła i cała wieczność upłynie, zanim wejdziesz do redakcji następnego dnia.

Na „to wszystko” złożyły się – a może powinienem powiedzieć „składają się”? – niezliczone godziny w ciągu dnia, podczas których nie mogę się skupić, bo moje myśli idą twoim śladem, kiedy wychodzisz z redakcji, i udają się w długą podróż, która prowadzi donikąd, czy raczej z powrotem tutaj, skąd zacząłem swoją wędrówkę, siedząc i myśląc o „tym wszystkim”.

Aaron Spender

Redaktor Działu Zagranicznego

„New York Journal”


Do: Aaron Spender ‹aaron.spender@thenyjournal.com›

Od: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Temat: „To wszystko”

Szalenie poruszające, Aaron. Zastanawiałeś się już kiedyś, czy nie zarabiać na życie pisaniem powieści? Serio. Myślę, że masz prawdziwy talent.

Mel


Do: Nadine Wilcock ‹nadine.wilcock@thenyjournal.com›

Od: Tony Salerno ‹szamka@fresche.com›

Temat: Mamy Internet!

Nadine!!! Popatrz!!! Mamy Internet!!! Super, nie? Możesz do mnie pisać na adres: szamka@fresche.com. Łapiesz? Szamka to ja, bo to ja jestem tu szefem kuchni!!!

W każdym razie pomyślałem, że powiem ci cześć. Teraz możemy przez cały dzień przesyłać do siebie maile! W co się dzisiaj ubrałaś? I dlaczego nigdy nie wkładasz do pracy tego biustonosza, który ci kupiłem? Chcesz wiedzieć, co mamy dzisiaj wieczorem w karcie?

Czubki szparagów owijane plasterkami łososia

Kraby

Zupę z homara

Makaron puttanesca

Okonia w sosie z kluseczkami orrechiette

Filet mignon

Creme brulee

Zostawię dla ciebie trochę zupki.

Hej, a przy okazji – mój wujek Giovanni urządza dla nas przyjęcie zaręczynowe w przyszły weekend. Nic wymyślnego, impreza przy basenie w jego domu na Long Island. Więc nie umawiaj się na sobotę!

Kocham cię Tony


Do: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Od: Nadine Wilcock ‹nadine.wilcock@thenyjournal.com›

Temat: Znów to samo

Słuchaj, wujek Tony’ego, Gio, robi dla nas przyjęcie zaręczynowe (tak, jeszcze jedno) i oświadczam ci z miejsca, MUSISZ PRZYJŚĆ. Mel, mówię poważnie. Chyba sobie nie poradzę, jeżeli znów będę musiała stawić czoło bandzie Salernów bez ciebie. Wiesz, jacy oni są.

A ten ma basen. Wiesz, że mnie wrzucą do wody. Po prostu nie widzę inaczej. Powiedz, że pójdziesz ze mną i nie pozwolisz mnie upokorzyć.

BŁAGAM. Nadine:-0

PS Tylko nie próbuj zasłaniać się przede mną tą cholerną wymówką z psem.


Do: Nadine Wilcock ‹nadine.wilcock@thenyjournal.com›

Od: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Temat: Nie mogę

Wiesz, że nie mogę iść. Jak mam jechać taki kawał drogi na Long Island, skoro muszę myśleć o Paco? Przecież trzeba go wyprowadzać co cztery, pięć godzin. Już i tak zniszczyłam sobie adidasy od Steve’a Maddensa, kiedy tak biegam tam i z powrotem między redakcją i moją kamienicą, usiłując zdążyć na czas i zabrać go na spacer. W żaden sposób nie zdołam pojechać na Long Island. Biedaczek mógłby eksplodować.

Mel

PS Vivica – wiesz, ta supermodelka i ostatnia ozdoba ramienia Donalda Trumpa – rzuciła go! Poważnie! Rzuciła Donalda! Mówi się, że jest zrozpaczony, a ona gdzieś się zaszyła. Biedactwa. Naprawdę miałam nadzieję, że im się jakoś razem ułoży.


Do: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Od: Nadine Wilcock ‹nadine.wilcock@thenyjournal.com›

Temat: Paco

Dobra, to jest po prostu śmieszne. Mel, nie możesz odkładać na później całego swojego życia tylko dlatego, że twoja sąsiadka akurat zapadła w śpiączkę. Poważnie. Ta kobieta musi mieć w rodzinie kogoś, kto mógłby zadbać o tego głupiego psa. Dlaczego TY masz to robić?

Na litość boską, już dosyć zrobiłaś. Popatrz, prawdopodobnie uratowałaś jej życie. Niech ktoś inny zajmie się Paco i rozkładem jego wizyt w parku.

Mówię serio. Ja nie mam zamiaru wylądować w tym basenie bez ciebie. Jeśli ty nie znajdziesz krewnych tej kobiety, sama się tym zajmę.

Nadine:-(

PS Wybacz, rozumiem twoją troskę wobec Winony, ale Donald? I Vivica, dziewczyna z katalogu Victoria’s Secret? Oni sobie poradzą. Uwierz mi.


Do: Nadine Wilcock ‹nadine.wilcock@thenyjournal.com›

Od: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Temat: Paco

Łatwo ci mówić: niech ktoś inny zajmie się Paco. Pozwolę sobie zapytać: KTO?

Jedynym żyjącym krewnym pani Friedlander jest jej siostrzeniec Max i nawet gliny nie potrafiły faceta odszukać, żeby mu powiedzieć, co się z nią stało. Wiem, że mieszka gdzieś w mieście, ale jego numer telefonu jest zastrzeżony. Zdaje się, że robi karierę jako fotograf – wystawił jakieś tam zdjęcia w galerii Whitney, czy coś takiego. W każdym razie tak kiedyś mówiła pani Friedlander. I cieszy się wielką popularnością u kobiet… Pewnie stąd zastrzeżony numer, żeby mężowie tych pań nie mogli go namierzyć.

No i oczywiście pani Friedlander nigdzie sobie tego numeru nie zapisała, bo najwyraźniej znała go na pamięć. Sama powiedz, czy ja mam inne wyjście? Nie mogę zamknąć tego biedactwa w schronisku. On już i tak wystarczająco przeżywa, że jego właścicielka jest… no wiesz. Jak miałabym go gdzieś zostawić, zamkniętego w klatce? Poważnie, Nadine, gdybyś tylko zobaczyła oczy tego psa, też nie potrafiłabyś tego zrobić. To jest najsłodsze stworzenie, jakie kiedykolwiek spotkałam, i to wliczając czarujących siostrzeńców. Gdyby był facetem, wyszłabym za niego za mąż. Przysięgam.

Mel


Do: Nadine Wilcock ‹nadine.wilcock@thenyjournal.com›

Od: Tony Salerno ‹szamka@fresche.com›

Temat: Jak to nie pojedziesz?

Nadine, MUSISZ pojechać. Impreza jest dla CIEBIE. No, powiedzmy, dla nas. Nie możesz nie jechać. I nie sprzedawaj mi kitu, że nie chcesz, żeby cię ktoś z mojej rodziny widział w kostiumie kąpielowym. Ile razy mam ci powtarzać, że jesteś najbardziej podniecającą dziewczyną na świecie? Czy ty myślisz, że mnie obchodzi, jaki rozmiar ubrań nosisz? Kobieto, nie wymigasz się. Tylko powinnaś częściej nosić te stringi, które ci kupiłem. Nie wiem, co to za różnica, czy Mel pojedzie, czy nie? Dlaczego kobiety zawsze muszą robić różne rzeczy razem? To nie ma sensu. Poza tym, jeżeli tak się tym przejmujesz, po prostu powiedz im, że masz zapalenie ucha i nie możesz go zanurzać w wodzie. Jezu. Nie rozumiem was, baby. Naprawdę nie rozumiem.

Tony


Do: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Nadine Wilcock ‹nadine.wilcock@thenyjournal.com›

Od: Dolly Vargas ‹dolly.vargas@thenyjournal.com›

Temat: Wasz mały kłopot

Dziewczynki,

nie mogłam przed chwilą nie usłyszeć tej krótkiej wymiany zdań na osobności w damskiej toalecie. Byłam trochę zajęta, inaczej włączyłabym się do rozmowy (naprawdę trzeba by z kimś pogadać o ciasnocie tych kabin). Na szczęście Jimmy – no wiecie, ten nowy chłopak od kserokopiarki – jest naprawdę zaskakująco zwinny, w przeciwnym razie w ogóle nic by nam z tego nie wyszło.;-)

Po pierwsze – Mel, kotku, Max Friedlander nie wystawił w Whitney jakichś tam zdjęć. Gdybyś czasami zainteresowała się czymś poza nagrodami Blockbuster i zdołała liznąć nieco prawdziwej kultury, na pewno byś o tym wiedziała. Na biennale umieścił tam olśniewający autoportret, na którym wystąpił sans appareil. Jeśli chcecie znać moje zdanie, ten człowiek to geniusz fotografii. Chociaż możliwe, że jego prawdziwy talent kryje się, sądząc z tego zdjęcia, jeszcze gdzie indziej… Jeśli wiecie, o co mi chodzi. Na pewno wiecie.

W każdym razie, z powodów dla mnie niezrozumiałych, Max zdecydował się tanio sprzedać ów talent i sprostytuował się jako fotograf, bo na przykład zrobił sesję z kostiumami kąpielowymi dla zeszłorocznej zimowej edycji „Sports Illustrated”. I o ile mi wiadomo, dopiero co skończył pracę nad gwiazdkowym katalogiem Victoria’s Secret.

Dzieci, musicie tylko skontaktować się z tymi tak zwanymi publikacjami, a oni już tam na pewno wiedzą, jak mu przekazać wiadomość. Dobra, pa pa na razie.

Buziaki Dolly

PS Och, Mel, jeszcze co do Aarona. Słuchaj, może rzuć mu jakiś ochłap co? Kiedy jest w takim stanie, nic z niego nie zdołam wykrzesać. A od tego całego Wagnera dostaję migreny.


Do: Nadine Wilcock ‹nadine.wilcock@thenyjournal.com›

Od: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Temat: Max Friedlander

Słuchaj, zdaje się, że dzięki Doiły wreszcie udało mi się namierzyć Maksa Friedlandera!

Chyba nikt nie ma jego telefonu, ale przynajmniej dostałam adres mailowy. Pomóż mi zredagować jakąś wiadomość dla niego. Wiesz, że nie bardzo mi wychodzi czołganie się u czyichś stóp.

Mel


Do: Max Friedlander ‹fotograf@stopthepresses.com›

Od: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Temat: Pańska ciotka

Szanowny Panie Friedlander!

Mam nadzieję, że otrzyma pan tę wiadomość. Prawdopodobnie nie zdaje pan sobie sprawy, że policja próbuje się z panem skontaktować już od kilku dni. Przykro mi, że muszę pana o tym poinformować, ale pańska ciotka, Helen Friedlander, została poważnie ranna. Padła ofiarą jakiegoś brutalnego bandyty we własnym mieszkaniu.

Obecnie znajduje się w Szpitalu Beth Israel, tu, w Nowym Jorku. Niestety, jest w stanie krytycznym, w śpiączce, i lekarze nie potrafią przewidzieć, czy kiedykolwiek z niej wyjdzie. Panie Friedlander, jeżeli ta wiadomość do pana dotrze, bardzo proszę skontaktować się ze mną jak najszybciej pod numerem komórkowym 917-555-212 lub, jeśli pan woli, proszę do mnie napisać pocztą elektroniczną. Musimy przedyskutować, jak pańskim zdaniem pana ciotka chciałaby rozwiązać kwestię opieki nad swoimi zwierzętami, dopóki ona sama jest w szpitalu. Wiem, że to ostatnia rzecz, jaką chciałby pan w tej chwili zaprzątać sobie głowę, biorąc pod uwagę stan, w jakim znalazła się pańska ciotka, niemniej nie potrafię sobie wyobrazić, żeby pani Friedlander, będąc wielką miłośniczką zwierząt, nie zaplanowała niczego na wypadek właśnie takich okoliczności jak obecne. Jestem najbliższą sąsiadką pańskiej ciotki (lokal 15B) i na razie wyprowadzam psa oraz zajmuję się jej kotami, ale obawiam się, że moje własne obowiązki nie pozwalają mi opiekować się zwierzętami w pełnym zakresie. Obecna sytuacja zaczyna negatywnie wpływać na moje sprawy zawodowe. Proszę skontaktować się ze mną jak najszybciej.

Melissa Fuller


Do: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Od: Nadine Wilcock ‹nadine.wilcock@thenyjournal.com›

Temat: List

Podoba mi się. Zwięzły, ale sympatyczny. I przekazuje najważniejszą informację.

Nadine:-)

PS Wydaje mi się, że dobrze zrobiłaś, wyrzucając ten fragment o swoich spóźnieniach. W prawdziwym świecie nikt się nie przejmuje spóźnieniami. Tylko w NASZYM zasranym miejscu pracy sprawdzają, czy przychodzimy na czas.


Do: Nadine Wilcock ‹nadine.wilcock@thenyjournal.com›

Od: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Temat: List

Tak, ale jak sądzisz, czy on go w ogóle odbierze? Z tego, czego się do tej pory dowiedziałam z rozmów z ludźmi, ten cały Max Friedlander wydaje się nadawać roli playboya-artysty całkiem nowy wymiar. W gruncie rzeczy aż trudno mi uwierzyć, że jeszcze nie trafił na stronę dziesiątą!

Poza tym, wygląda na to, że on nie usiedzi w jednym miejscu. Facet w zeszłym miesiącu robił sesję zdjęciową w Tajlandii, tydzień temu na Hawajach… Kto wie, dokąd go zaniosło w tym tygodniu. Nikt nie ma pojęcia, gdzie on może być.

Och, i nie ma sensu dzwonić do niego na komórkę – według ludzi ze „Sports Illustrated” zgubił ją, kiedy nurkował z tlenem na Belize.

A nawet jeśli kiedykolwiek dostanie moją wiadomość, czy sądząc z opisu, ten facet brzmi dla ciebie jak ktoś, kto w ogóle cokolwiek w tej sprawie zrobi? Trochę się niepokoję.

Poza tym teraz jest całkiem fajnie. To znaczy, nawiązałam całkiem dobry kontakt z kotami (prawdę mówiąc. Pan Pepper ciągle jeszcze nie chce wychodzić spod sofy), a Paco to już naprawdę mój najlepszy przyjaciel.

Ale dostałam pięć kolejnych zawiadomień o spóźnieniach z Działu Kadr. Oni poważnie mają zamiar dać mi naganę! Ale co mogę zrobić? Paco MUSI co rano odbyć porządny, godzinny spacer.

Niemniej, jeśli będę musiała opuścić jeszcze jedną imprezę towarzyską dlatego, że trzeba wracać do domu i wyprowadzać tego psa na dwór, to jestem raczej pewna, że mnie wywalą z pracy. Nawet się nie pokazałam na imprezie z Sarah Jessicą Parker wczoraj wieczorem, bo Paco po prostu nie chciał wracać do domu. Musiałam z nim spacerować przez bitą godzinę. George był wściekły, bo w „Chronicie” zamieścili wzmiankę o tym przyjęciu.

Chociaż nie mam pojęcia, co im się stało, tym z „Chronicie”. Przecież to się nadaje do kolumny z plotkami. Zawsze myślałam, że na takie rzeczy za bardzo zadzierają nosa!

Mel


Do: Tom Barrett ‹recepcja@paradiseinn.com›

Od: Max Friedlander ‹fotograf@stopthepresses.com›

Temat: Wiadomość

Szanowni Państwo,

proszę przekazać poniższą wiadomość pani Vivice Chandler, Sopradiua Cottage.


Viv, nie odbieraj – powtarzam: NIE ODBIERAJ – żadnych wiadomości, telefonów, faksów, maili, itd. do mnie od kobiety nazwiskiem Fuller. Melissa Fuller.

Nie, nie martw się, to nie jest żadna moja była. To sąsiadka mojej ciotki. Najwyraźniej Helen przewróciła się, a baba usiłuje się ze mną skontaktować, żebym się zajął jakimś głupim psem. Ale nie pozwolimy, żeby nam zepsuta tę małą wycieczkę, prawda?

Więc nawet nie otwieraj nikomu drzwi, dopóki nie wrócę. Kończę już sesję z Neve Campbell, a potem złapię nocny lot, więc powinienem zdążyć w samą porę, żeby obejrzeć z tobą zachód słońca, mała.

Buźka Max


Do: Max Friedlander ‹fotograf@stopthepresses.com›

Od: Tom Barrett ‹recepcja@paradiseinn.com›

Temat: Wiadomość

Szanowny Panie Friedlander,

mam przyjemność zakomunikować panu, że pańska wiadomość dla panny Chandler została przekazana. Jeśli pracownicy Paradise Inn mogą jeszcze czymkolwiek służyć, aby uprzyjemnić panu pobyt, prosimy niezwłocznie się do nas zwracać. Mamy nadzieję, że jutro znów pan do nas zawita.

Z poważaniem

Tom Barrett

Recepcjonista Paradise Inn Key West, Floryda


Do: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Od: Max Friedlander ‹fotograf@stopthepresses.com›

Temat: Moja ciotka

Droga panno Fuller,

jestem wstrząśnięty – głęboko wstrząśnięty i zaszokowany tym, co spotkało moją ciotkę Helen. Jest ona, jak zapewne pani wiadomo, moją jedyną żyjącą krewną. Nie potrafię pani wyrazić swojej wdzięczności za wysiłki poniesione, aby się ze mną skontaktować i dać mi znać o tej tragedii. Chociaż w chwili obecnej jestem na zleceniu w Afryce (być może słyszała pani o suszy w Etiopii? Przeprowadzam tutaj właśnie sesję zdjęciową dla fundacji Chrońmy Dzieci), zacznę natychmiast szykować się do powrotu do Nowego Jorku. Gdyby moja ciotka odzyskała przytomność, zanim tam dotrę, proszę ją zapewnić, że jestem w drodze.

Dziękuję pani jeszcze raz, panno Fuller. Wszystko, co mówi się o chłodzie i obojętności nowojorczyków, jest najwyraźniej w pani przypadku nieprawdziwe. Niech Bóg panią prowadzi.

Z poważaniem Maxwell Friedlander


Do: John Trent ‹john.trent@thenychronicle.com›

Od: Max Friedlander ‹fotograf@stopthepresses.com›

Temat: SOS

Słuchaj, facet! Mam kłopoty.

Mówię poważnie. Nawet nie wyobrażasz sobie, o jaką stawkę gram – mam możliwość pojechać na dłuższe wakacje z Vivicą. Tak, dobrze przeczytałeś, z Vivicą. Z tą supermodelką. Tą, która właśnie rzuciła Donalda Trumpa. Tą z reklam nowego stanika z pompką wodną. Tą z okładki „Sports Illustrated”. Tak. Z NIĄ.


Ale nie uda mi się, stary, jeżeli nie wyświadczysz mi pewnej drobnej przysługi. Małej, malutkiej przysługi. O nic więcej nie proszę. I wiem, że nie muszę ci przypominać o tamtym numerze, kiedy w Las Vegas uratowałem ci sam wiesz co. Pamiętasz? Wiosenne ferie na ostatnim roku? Nigdy nie widziałem jeszcze, żeby ktoś wypił tyle szklanek margharity, ile ty wypiłeś tamtej nocy. Mówię ci, człowieku, gdyby nie ja, dzisiaj płaciłbyś alimenty. URATOWAŁEM cię. A ty następnego dnia przysiągłeś (przy basenie, pamiętasz?), że jeśli będziesz mógł zrobić dla mnie cokolwiek, zrobisz to.

No cóż, dzisiaj nadszedł ten dzień. Odgrzewam sprawę. Przysługa za przysługę.

Cholera, każą mi wyłączyć urządzenia elektroniczne przed startem samolotu. Napiszę później, facet.

Max


Do: Jason Trent ‹jason.trent@trentcapital.com›

Od: John Trent ‹john.trent@thenychronicle.com›

Temat: Max Friedlander

Wiedziałem, że ta chwila nadejdzie. Wiedziałem, że to się prędzej czy później stanie, no i właśnie stało się: dostałem wiadomość od Maksa Friedlandera, który domaga się, żebym mu się odwdzięczył za przysługę, jaką mi wyświadczył na ostatnim roku studiów.

Mój Boże, to było dziesięć lat temu. Ten człowiek ma pamięć jak sito. Nie pamięta własnego numeru ubezpieczeniowego, ale o tej „przysłudze”, którą mu zawdzięczam, nie zapomniał. Za co mnie to spotyka?

Pamiętasz Maksa, prawda, Jase? Na ostatnim roku mieszkałem z nim w akademiku, a potem wspólnie wynajęliśmy pierwsze mieszkanie, kiedy przeniosłem się do miasta po dyplomie. Ta dziura w Hell’s Kitchen, gdzie facet oberwał nożem w plecy zaraz pierwszego wieczoru po naszej przeprowadzce – pamiętasz? Było o tym w gazetach następnego dnia… W gruncie rzeczy myślę, że właśnie to zdecydowało, że zostałem reporterem od spraw kryminalnych.

Pamiętasz, jak Mim proponowała, że zapłaci moją część kaucji, żebym mógł przeprowadzić się do niej i mieszkać, cytuję jej wyrażenie, „jak człowiek”? Boże, po dwóch miesiącach życia z Maksem omal się nie zgodziłem. Facetowi się wydawało, że wciąż jesteśmy na studiach – pół Manhattanu co tydzień, w poniedziałek, zwalało się do naszego salonu, żeby oglądać mecz. Chociaż odkąd się wyprowadziłem, nie mam pretensji. Nadal dzwoni do mnie co parę miesięcy dowiedzieć się, co słychać. A teraz to.

Bóg raczy wiedzieć, czego Max ode mnie chce. Pewnie mam uratować tratwę pełną baletnic, które uciekły z Kuby. Albo przenocować u siebie w domu australijską reprezentację rugby. Albo pożyczyć mu pięćdziesiąt tysięcy dolarów, które jest winien rosyjskiej mafii.

Poważnie rozważam wyjazd za granicę, Jase. Jak myślisz, czy Mim pozwoliłaby mi wziąć lear jeta na weekend?

John


Do: John Trent ‹john.trent@thenychronicle.com›

Od: Jason Trent ‹jason.trent@trentcapital.com›

Temat: Max Friedlander

Oczywiście, trochę się waham, zadając to pytanie, ale jako twój starszy brat uważam, że mam prawo wiedzieć:

Co konkretnie zrobił Max Friedlander, że masz u niego taki dług wdzięczności?

Jason

PS Stacy mówi, żebyś do nas wpadł z wizytą. Dzieci dopytywały się o ciebie. Brittany nauczyła się jeździć galopem, a Haley dostała nagrodę w skokach przez przeszkody na zeszłotygodniowych zawodach. Leara wybij sobie z głowy. Julia z niego korzysta.


Do: Jason Trent ‹Jason.trent@trentcapital.com›

Od: John Trent ‹john.trent@thenychronicle.com›

Temat: Max Friedlander

Na imię miała Heidi. Była tancerką rewiową. Miała pióra we włosach i mocno wycięty dekolt. No dobra, niezupełnie. Ale faktycznie na imię miała Heidi i była tancerką. A ja, najwyraźniej, byłem mocno zdecydowany uczynić ją panią Trent. Oczywiście, ty tego nie zrozumiesz, skoro w całym swoim trzydziestopięcioletnim życiu nigdy nie zrobiłeś niczego choć trochę niewłaściwego, ale spróbuj się postawić na moim miejscu:

To były wiosenne ferie. Miałem dwadzieścia dwa lata. Byłem zakochany. Wypiłem o wiele za dużo margharity. Max wywlókł mnie z kaplicy ślubnej, wysłał Heidi do domu, odebrał mi kluczyki, żebym nie mógł za nią pojechać, otrzeźwił mnie i położył do łóżka.

Czasami jeszcze o niej myślę. Miała rude włosy i nieco wystające zęby. Była urocza. Ale niewarta TEGO.

John

PS Pogratuluj Haley i Brittany ode mnie. Jedziecie do Vineyard w ten weekend? Mógłbym tam do was zajrzeć. W zależności od tego, w jaki sposób będę się musiał odwdzięczyć Maksowi.


Do: John Trent ‹john.trent@thenychronicle.com›

Od: Jason Trent ‹jason.trent@trentcapital.com›

Temat: Max Friedlander

Aha. No to teraz wszystko jasne. Wiem, jak na ciebie działają rude.

No więc co ma być tym rewanżem, którego on oczekuje?

Jason PS Nie, jedziemy do domu w Hampton. Zapraszamy cię do nas.


Do: Max Friedlander ‹fotograf@stopthepresses.com›

Od: John Trent ‹john.trent@thenychronicle.com›

Temat: SOS

Aż się boję zapytać. No więc, czego chcesz ode mnie, Max? I proszę, błagam cię, niech to nie będzie nielegalne w Nowym Jorku ani żadnym innym stanie.

John


Do: John Trent ‹john.trent@thenychronicle.com›

Od: Max Friedlander ‹fotograf@stopthepresses.com›

Temat: SOS

Słuchaj, to pestka. Chcę tylko, żebyś trochę pobył mną. Tylko przez tydzień czy dwa. No cóż, dobra, może przez jakiś miesiąc.

Proste, prawda? No to masz gryplan:

Moja ciotka – wiesz, ta wstrętna bogata starucha, która zawsze trochę przypominała mi twoją babkę, Mimi, czy jak tam jej, cholera, na imię. Ta, która okazała się taka skąpa w sprawie naszego mieszkania. Okolica NIE BYŁA wcale aż taka zła.

W każdym razie moja ciotka, najwyraźniej w chwili starczego zaćmienia, wpuściła do swojego mieszkania jakiegoś psychopatę, który trzepnął ją w głowę i zwiał, a teraz ona leży w charakterze warzywa w szpitalu na OIOM-ie.

Według lekarzy istnieje pewna szansa – chociaż niewielka – że uda jej się z tego wyjść.

Rozumiesz więc, że po prostu nie można pozwolić, żeby obudziła się i stwierdziła, iż jej ukochany Maksio nie przybiegł w te pędy czuwać przy jej łóżku, gdy tylko usłyszał o wypadku. Testament ciotki Helen jest podzielony w stosunku osiemdziesiąt do dwudziestu – osiemdziesiąt procent z dwunastu milionów dolarów, które warta jest moja ciotka, ma po jej śmierci przejść na mnie, a dwadzieścia procent zapisała różnym organizacjom charytatywnym, które wspiera. Nie chcielibyśmy, żeby doszło do jakiejś nieprzemyślanej zamiany w tych proporcjach, kiedy okaże się, że Max podczas tej okropnej tragedii bawił się w dom z pewną supermodelką, nieprawdaż? Oczywiście, że nie chcielibyśmy. I w tym miejscu wkraczasz ty, mój przyjacielu:

Powiesz sąsiadce ciotki, że jesteś mną. To wszystko. Po prostu będziesz mną, żeby panna Melissa Fuller mogła powtórzyć ciotce – o ile ta kiedykolwiek się ocknie, co jest bardzo wątpliwe – że tak, oczywiście jej ukochany siostrzeniec pojawił się, kiedy tylko usłyszał o tym przykrym wypadku.

Och, i jeśli stara kwoka wykaże najmniejszy zamiar powrotu do przytomności, dzwonisz do mnie. Jasne? A ja natychmiast przyjeżdżam.

Ale ponieważ moim zdaniem prawdopodobieństwo, że osiemdziesięcioletnia kobieta wyjdzie z takiego stanu, jest praktycznie zerowe, nie spodziewam się, że zadzwonisz. Wiesz, że nie prosiłbym cię o coś podobnego, gdybyśmy nie mówili tutaj o Vivice. Rozumiesz? VIVICE. Ta dziewczyna podobno świetnie zna się na jodze. NA JODZE, Trent.

Zrobisz to dla mnie, a wtedy między nami kwita, facet. Co ty na to?

Max


Do: Max Friedlander ‹fotograf@stopthepresses.com›

Od: John Trent ‹john.trent@thenychronicle.com›

Temat: SOS

Zobaczmy, czy cię dobrze zrozumiałem:

Twoja ciotka padła ofiarą brutalnej napaści, a ciebie to nie obchodzi do tego stopnia, że nawet nie przerywasz sobie wakacji? Friedlander, jesteś bez serca. Po prostu bez serca. I w dodatku oczekujesz ode mnie, że się wcielę w ciebie. O to chodzi? Myślę, że raczej wolałbym być żonaty z tancerką rewiową.

John


Do: John Trent ‹john.trent@thenychronicle.com›

Od: Max Friedlander ‹fotograf@stopthepresses.com›

Temat: SOS

Wy wszyscy reporterzy od spraw kryminalnych jesteście tacy sami.

Czemu musisz ujmować to tak, że brzmi jak jakaś zbrodnia? Mówiłem ci, Helen jest w śpiączce. Nigdy się o niczym nie dowie. Jeśli się przekręci, dasz mi znać, a ja z miejsca wracam i zajmuję się pogrzebem. Jeśli się obudzi, dasz mi znać, a ja wracam i wspieram ją w rekonwalescencji. Ale dopóki jest nieprzytomna, to dla niej żadna różnica. Więc po co mam z czegokolwiek rezygnować? Poza tym, w grę wchodzi przecież Vivica. Widzisz, jak proste mogą być pewne rzeczy, jeśli się ich zanadto nie analizuje? Ale ty zawsze byłeś taki. Pamiętam testy na biologii. Zawsze mówiłeś: „To nie może być A, bo to za oczywiste. Na pewno próbują nas nabrać”. I wybierałeś D, podczas gdy odpowiedzią było EWIDENTNIE A. Jak długo ciotka Helen – oraz jej prawnicy – nic nie wiedzą, czemu nie miałbym się nacieszyć moimi krótkimi, zasłużonymi wakacjami? Uspokój tę jej sąsiadkę. To wszystko, o co proszę. Tylko przejmij od niej obowiązki związane z wyprowadzaniem pieska.

Moim zdaniem to bardzo niska cena, jeśli wziąć pod uwagę, że cię uratowałem przed popełnieniem najgorszego życiowego błędu. Pomyśl, czy stara Mimsy nadal zapraszałaby cię na popołudniowe przyjęcia do Vineyard, gdybyś za żonę miał tancerkę rewiową z Vegas? Nie wydaje mi się. Myślę, że sporo zawdzięczasz swojemu kumplowi Maksowi.

Max


Do: Jason Trent ‹jason.trent@trentcapital.com›

Od: John Trent ‹john.trent@thenychronicle.com›

Temat: Max Friedlander

On chce, żebym udawał, że jestem nim i wyprowadzał na spacer psa jego ciotki, która leży w śpiączce, podczas gdy on będzie sobie imprezował z jakąś supermodelką. Chyba mogło być gorzej. O wiele gorzej. Tylko czemu mam w związku z tą sprawą tak fatalne przeczucia?

John


Do: John Trent ‹john.trent@thenychronicle.com›

Od: Jason Trent ‹jason.trent@trentcapital.com›

Temat: Max Friedlander

Masz rację. Mogło być gorzej. Wchodzisz w to?

Jason

PS Stacy kazała ci przekazać, że ma dla ciebie idealną dziewczynę: to instruktorka Haley. Instruktorka od konnej jazdy. Dwadzieścia dziewięć lat, rozmiar cztery, blondynka, niebieskie oczy, dobra figura. Co ty na to?


Do: Jason Trent ‹jason.trent@trentcapital.com›

Od: John Trent ‹john.trent@thenychronicle.com›

Temat: Max Friedlander

Czemu nie?

Mam na myśli wyprowadzanie psa starszej pani… W końcu co to za kłopot?

John

PS Wiesz, że nie cierpię konkursów ujeżdżania. Jest coś strasznie nienaturalnego w zmuszaniu konia, żeby tańczył.


Do: John Trent ‹john.trent@thenychronicle.com›

Od: Jason Trent ‹jason.trent@trentcapital.com›

Temat: Max Friedlander

Ujeżdżenia, nie ujeżdżania, to po pierwsze. A po drugie, na konkursach ujeżdżenia konie nie tańczą, baranie. To taki specjalny chód.

I czy kiedykolwiek zastanowiłeś się nad tym, że ty i Heidi mogliście znakomicie do siebie pasować? To znaczy, biorąc pod uwagę szczęście do kobiet, jakie miałeś ostatnimi czasy, Heidi mogła stanowić twoją ostatnią szansę na prawdziwe spełnienie. Zastanów się tylko – gdybyś kierował się głosem serca, a nie rozumkiem Maksa Friedlandera, to sam mógłbyś mnie wyręczyć i w grudniu sprezentować Mim kolejnego wnuka.

Jason


Do: John Trent ‹john.trent@thenychronicle.com›

Od: Jason Trent ‹jason.trent@trentcapital.com›

Temat: Max Friedlander

Mówiłem ci ostatnio, że cię nie cierpię?

John


Do: Max Friedlander ‹fotograf@stopthepresses.com›

Od: John Trent ‹john.trent@thenychronicle.com›

Temat: SOS

Dobra, wchodzę w to. John


Do: John Trent ‹john.trent@thenychronicle.com›

Od: Max Friedlander ‹fotograf@stopthepresses.com›

Temat: Operacja Paco

Dobra. Dam znać sąsiadce, że dziś wieczorem ma ciebie (to znaczy mnie) oczekiwać. Pozna cię w trakcie wielkiej sceny odbierania kluczy. Ona ma zapasowy komplet. Najwyraźniej nie przyszło jej do głowy sprawdzić, czemu ciotka Helen nigdy nie dała mi klucza do swojego mieszkania. (Ten pożar w jej poprzednim domu to nie moja wina. Instalacja elektryczna była trochę wadliwa). Pamiętaj, masz być mną, więc spróbuj się zachowywać, jakby cię obchodził krwiak ciotki, czy co to tam było. I posłuchaj, jak długo udajesz mnie, czy mógłbyś się ubierać nieco bardziej… Jakiego słowa ja tu szukam? Och, już wiem. STYLOWO. Wiem, że facetom takim jak ty, którzy urodzili się z pieniędzmi, instynkt każe raczej się ukrywać z trylionami, które jesteście warci.

Jeżeli chodzi o mnie – nie ma sprawy. To znaczy, potrafię to wszystko zrozumieć. Na przykład że wybierasz prawdziwą pracę, zamiast spocząć na laurach na ciepłej posadce, którą proponował ci brat.

I naprawdę mi to nie przeszkadza. Jeśli chcesz udawać, że zarabiasz tylko czterdzieści pięć kawałków na rok, nie ma sprawy. Ale póki jesteś mną, BARDZO PROSZĘ, nie ubieraj się jak student ostatniego roku. Błagam cię: żadnych koszulek Grateful Dead. Ani tych okropnych tenisówek bez sznurowadeł. Czy naprawdę sznurowadła w czymś by ci zagrażały? I na litość boską, zainwestuj w zamszową kurtkę. Proszę cię. Wiem, że to oznacza naruszenie paru z tych cennych milionów, które leżą w funduszu powierniczym ustanowionym dla ciebie przez dziadka, ale naprawdę jakiś ciuch NIE z Gap bardzo by ci się przydał. To wszystko. To wszystko, o co proszę. Po prostu postaraj się dobrze wyglądać, kiedy będziesz mnie odgrywał. Wiesz, mam reputację, której nie chciałbym stracić.

Max

PS Sąsiadka zostawiła swój numer telefonu, ale go zgubiłem. Jej adres mailowy to melissa.fuller@thenyjournal.com.


Do: Max Friedlander ‹fotograf@stopthepresses.com›

Od: John Trent ‹john.trent@thenychronicle.com›

Temat: SOS

Chryste, Friedlander, ona pracuje dla „New York Journal”??? Nie mówiłeś mi o tym. Nic nie wspominałeś, że sąsiadka twojej ciotki pracuje dla „New York Journal”. Nie rozumiesz, Max? Ona może mnie ZNAĆ. Jestem dziennikarzem. Owszem, pracujemy dla konkurencyjnych gazet, ale na litość boską, to dość małe podwórko. A jeśli otworzy mi drzwi i okaże się, że bywaliśmy na tych samych konferencjach prasowych? Albo spotykaliśmy się na miejscach zbrodni? Wszystko się wyda. Nic cię to nie obchodzi?

John

PS I jak mam jej przesłać maila? Będzie wiedziała, że ja to nie ty, kiedy tylko przeczyta mój adres.


Do: John Trent ‹john.trent@thenychronicle.com›

Od: Max Friedlander ‹fotograf@stopthepresses.com›

Temat: Operacja Paco

Oczywiście, że mnie to obchodzi. Nie martw się, już ją sprawdziłem. Ona redaguje kolumnę z plotkami. Wątpię, żebyś kiedykolwiek spotykał redaktorki plotkarskich kolumn w miejscach zbrodni, którymi ostatnio się zajmowałeś.

Max

PS Załóż sobie drugie konto poczty elektronicznej. Przestań się mnie czepiać. Vivica i ja próbujemy obejrzeć zachód słońca.


Do: Max Friedlander ‹fotograf@stopthepresses.com›

Od: John Trent ‹john.trent@thenychronicle.com›

Temat: Nie jestem uszczęśliwiony

Kolumna plotkarska? Ona redaguje kolumnę plotkarską, Max? No to będzie wiedziała, że ja to nie ty. NA PEWNO.

John


Do: Max Friedlander ‹fotograf@stopthepresses.com›

Od: John Trent ‹john.trent@thenychronicle.com›

Temat: Nie jestem uszczęśliwiony

MAX? MAX??? GDZIE JESTEŚ?


Do: Nadine Wilcock ‹nadine.wilcock@thenyjournal.com›

Od: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Temat: Max Friedlander

O mój Boże, Nadine, odezwał się do mnie! Jest na jakimś zleceniu w Etiopii, fotografuje małe, głodujące Murzyniątka dla fundacji Chrońmy Dzieci! A ja go właśnie poprosiłam, żeby wracał do domu i zajął się psem swojej ciotki! Musiałam mu się wydać naprawdę okropną babą. Och Boże, wiedziałam, że niepotrzebnie próbuję się z nim skontaktować.

Mel


Do: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Od: Nadine Wilcock ‹nadine.wilcock@thenyjournal.com›

Temat: Max Friedlander

Co jest dla niego ważniejsze: banda głodujących dzieciaków, których osobiście nie zna, czy pies własnej ciotki?

Nie chciałabym wydać się osobą obojętną, ale niezależnie od głodujących dzieci, ten człowiek ma pewne zobowiązania. Poza tym, jego ciotka jest w śpiączce, Mel. To znaczy, na litość boską, kiedy twój jedyny żyjący krewny zapada w śpiączkę, wtedy po prostu wracasz do domu, nawet jeśli Etiopia umiera z głodu. A tak w ogóle, to kiedy on tu przyjeżdża? Czy uda ci się pojechać na tę imprezę nad basenem? Bo Tony grozi, że zerwie zaręczyny, jeżeli ja się nie zjawię.

Nadine:-)


Do: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Od: Dolly Vargas ‹dolly.vargas@thenyjournal.com›

Temat: Max Friedlander

Kotku, u siebie w dziale rozrywki, na końcu korytarza, słyszałam, jak wrzeszczysz. Myślałam, że co najmniej rozpadła się obsada Przyjaciół.

Ale teraz dowiaduję się, że to tylko Max Friedlander wysłał ci maila.

Czyja dobrze słyszę, że on do ciebie pisał z Etiopii? Max Friedlander NIGDY nie pojechałby do Etiopii. Mój Boże, ten kraj jest taki jakiś… zakurzony. Musiałaś pomylić go z kimś innym. A teraz posłuchaj, w kwestii Aarona: jestem gotowa (i zdeterminowana!) zmienić go w coś, czego nie będę się wstydziła przedstawić Stevenowi. Więc jak sądzisz, czy będzie się bardzo opierał, kiedy zacznę go dyskretnie popychać w stronę Barneya? On po prostu musi kupić sobie kilka par lnianych spodni, nie uważasz? W lnie wyglądałby zabójczo, zupełnie jak F. Scott Fitzgerald. Czy następnym razem, kiedy będziesz go mijać w drodze do kserokopiarki, nie mogłabyś mu, kotku, czegoś powiedzieć? Czegoś kompletnie kończącego, na przykład: „Jakie fajne bojówki, szkoda, że odrobinę przechodzone!” To go powinno wprowadzić w taki nastrój, w jakim go chcę widzieć.

Buziaki Dolly


Do: Don i Beverly Fuller ‹DonBev@dnr.com›

Od: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Temat: Debbie Phillips

Cześć, mamo. Przepraszam, że tyle czasu zwlekałam z odpowiedzią. Byłam tu ostatnio bardzo zajęta, tak jak ci wspomina-łam przez telefon. Wciąż wyprowadzam psa pani Friedlander, ale dzisiaj wieczorem ma przyjść jej siostrzeniec i mam nadzieję, że razem znajdziemy jakieś wyjście z tej sytuacji. Byłoby dobrze, bo ze względu na codzienne spóźnienia zaczęłam mieć kłopoty w pracy. Nie wiem, dlaczego typki z działu kadr muszą się tak strasznie wyżywać na biednych pracujących ludziach. Zupełnie jakby im się wydawało, że są kimś specjalnym czy coś, bo mają wgląd do naszych akt osobowych.

W każdym razie, poza sprawą z panią Friedlander, wszystko jest w porządku. (Mamo, nie martw się, ta kamienica jest bardzo bezpieczna. Poza tym wiesz, że zapłaciłam kaucję za mieszkanie – nie mogę, ot tak, wziąć i wyprowadzić się. Poza tym zawsze zamykam drzwi i nigdy nie otwieram nieznajomym w dodatku Ralph, odźwierny, za nic nie wpuściłby na górę kogoś obcego, nie zadzwoniwszy najpierw do mnie). W dalszymi ciągu tkwię w robocie dla strony dziesiątej. Nie mogę przekonać pana Sancheza, mojego szefa, że naprawdę poradziłabym sobie z twardą reporterką.

Zastanówmy się, co jeszcze? Aha, zerwałam z tym facetem, o którym ci mówiłam. To do niczego nie prowadziło. No cóż, przynajmniej nie chciałam, żeby prowadziło w stronę, w którą on ten związek pchał. Poza tym okazało się, że zdradzał mnie z Barbarą Bellerieve. Właściwie zresztą nawet nie zdradzał, bo przecież my i tak nigdy ze sobą nie robiliśmy nic z tych rzeczy – nie pozwól tacie tego czytać, dobrze? Och, dzwoni domofon. To siostrzeniec pani Friedlander. Muszę iść.

Buźka

Mel


Do: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Od: Don i Beverly Fuller ‹DonBev@dnr.com›

Temat: Nieznajomi mężczyźni

Melisso!

Zadzwoń do mnie natychmiast, kiedy ten człowiek od ciebie wyjdzie! Jak mogłaś wpuścić do mieszkania kogoś, kogo nigdy wcześniej nie widziałaś na oczy? To mógł być ten seryjny morderca, o którym trąbią ostatnio w telewizji! Ten, który zakłada na siebie ubrania swoich ofiar, a potem paraduje w nich, kiedy już skończy rąbać ich ciała na kawałki! Jeżeli nie odezwiesz się do tatusia i do mnie w ciągu godziny, zadzwonię na policję. Melisso, ja nie żartuję.

Mamusia


Do: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Od: Nadine Wilcock ‹nadine.wilcock@thenyjournal.com›

Temat: Max Friedlander

No i??? Jaki on jest??? Nadine


Do: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Od: Tony Salerno ‹szamka@fresche.com›

Temat: l co???

NIE MÓW NADINE, ŻE DO CIEBIE PISAŁEM.

Ale posłuchaj, Mel, MUSISZ skłonić faceta, żeby przejął od ciebie to całe wyprowadzanie psa. Bo jeśli tego nie zrobisz i nie będziesz mogła pojechać na przyjęcie zaręczynowe do mojego wujka Giovanniego, to Nadine chyba się załamie psychicznie. Przysięgam na Boga.

Nie pytaj mnie czemu, ale wbiła sobie do głowy, że ma problem z wagą i potrzebuje wszelkiego twojego wsparcia moralnego, czy czegoś tam, za każdym razem, kiedy musi włożyć na siebie kostium kąpielowy.

Jako jej główna druhna masz obowiązek pojawić się na tym przyjęciu w sobotę. Więc zmuś faceta, żeby tego dnia wyprowadził psa, okay?

Jeśli będzie ci robił trudności, daj mi znać. Zajmę się nim. Ludziom się wydaje, że każdy kucharz to mięczak, ale to nieprawda. Zrobię z twarzy gościa to, co zrobiłem dziś ze specjalnością dnia, a tak się składa, że jest to picatta z cielęciny – cieniutko rozbitej i pływającej w sosie z białego wina, najdelikatniejszym, jaki możesz sobie wyobrazić. Jeśli będziesz chciała, dam ci później przepis. TYLKO NIE ZAPOMNIJ!!!

Tony


Do: John Trent ‹john.trent@thenychronicle.com›

Od: Max Friedlander ‹fotograf@stopthepresses.com›

Temat: Operacja Paco

Miałeś sznurowadła, prawda? W tenisówkach? Dziś wieczorem, kiedy poszedłeś ją odwiedzić? Proszę, powiedz mi, że miałeś sznurowadła.

Max


Do: John Trent ‹john.trent@thenychronicle.com›

Od: Jason Trent ‹jason.trent@trentcapital.com›

Temat: Jak poszło?

Ciekaw jestem tylko, jak wyszło ci dziś wieczorem to małe przedstawienie.

A Stacy pyta, czy przyjdziesz w niedzielę na obiad, tak jak planowaliśmy.

Jason


Do: John Trent ‹john.trent@thenychronicle.com›

Od: Max Friedlander ‹fotograf@stopthepresses.com›

Temat: CZEŚĆ!!!

CZEŚĆ!!! TO JA, VIVICA, PRZYJACIÓŁKA MAKSA. WŁAŚNIE PISZĘ DO CIEBIE MAIŁA. MAX JEST W WANNIE, ALE PROSIŁ MNIE, ŻEBYM ZAPYTAŁA, JAK CI POSZŁO Z TĄ DZIWACZNĄ BABĄ, KTÓRA MA PROBLEM Z PSEM. UWIERZYŁA, ŻE TY TO MAX???

DZIWNIE ML SIĘ PISZE DO CIEBIE, SKORO NAWET CIĘ NIE ZNAM. JAKA JEST TERAZ POGODA W NOWYM)ORKU? TU JEST DWADZIEŚCIA SZEŚĆ STOPNI I BARDZO PIĘKNIE.

DZISIAJ OBE|RZELIŚMY PRZEDSTAWIENIE TAŃCZĄCE KOTY. TO BYŁO PRZEDZIWNE!! KTO BY POMYŚLAŁ, ŻE KOTY TYLE POTRAFIĄ??? OCH, MAX MÓWI, ŻEBY CIĘ POPROSIĆ, ŻEBYŚ ZADZWONIŁ TUTAJ, JAK TYLKO DOSTANIESZ TĘ WIADOMOŚĆ. NASZ NUMER TO: 305-555-6576. PROŚ O POŁĄCZENIE Z SUPRADILLA COTTAGE. SUPRADILLA TO TAKI KWIAT. ROŚNIE WSZĘDZIE W POBLIŻU KEYWEST. KEYWEST LEŻY ZALEDWIE STO PIĘĆDZIESIĄT KILOMETRÓW OD KUBY, GDZIE KIEDYŚ MIAŁAM SESJĘ ZDJĘCIOWĄ KOSTIUMÓW KĄPIELOWYCH. MUSZĘ LECIEĆ, MAX WYSZEDŁ Z WANNY.

VLVICA


Do: Nadine Wilcock ‹nadine.wilcock@thenyjournal.com›

Od: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Temat: Jaki on jest

Dobra, tak w skrócie:

Powiedziałabym, że ma z metr osiemdziesiąt pięć. Szerokie ramiona. No, naprawdę szerokie. Ciemne włosy, ale nie za ciemne. Piwne oczy. Sama wiesz jakie. Chwilami zielone. Chwilami brązowe. Chwilami zaglądające w głąb mojej duszy… Żartuję tylko.

Co do reszty, sama nie wiem. Trochę mi to trudno wyjaśnić. Nie spodziewałam się, że będzie właśnie taki, to na pewno. To znaczy, z tego co słyszałam o różnych sesjach z modelkami i tak dalej, oczekiwałam naprawdę pewnego siebie kolesia, wiesz?


Ale widziałaś, żeby pewny siebie koleś chodził w koszulce Grateful Dead? Poza tym miał na sobie dżinsy. I tenisówki bez sznurowadeł.

A ja się spodziewałam co najmniej mokasynów od Gucciego. I był taki skromny – to znaczy, jak na faceta, który wysłał swoje nagie zdjęcie na biennale. Myślę, że Dolly przesadziła w swoich opowieściach. Może on wcale nie był nagi. Może miał na sobie takie trykoty w cielistym kolorze, jakie zakładają, no wiesz, w filmach.

I wcale nie chciał opowiadać o swojej podróży do Etiopii! Kiedy wspomniałam o pracy, jaką wykonuje dla fundacji Chrońmy Dzieci, wydał się wręcz zażenowany i próbował zmienić temat. Mówię ci, Nadine, on wcale nie jest taki, jak mówiła Doiły. Nawet pani Friedlander niesprawiedliwie go osądzała. Zawsze wyrażała się o nim tak, jakby uważała go za człowieka raczej nieodpowiedzialnego, ale powtarzam ci, Nadine, on mi się wcale taki nie wydawał. Wypytał mnie dokładnie o to, co się stało – to znaczy o włamanie i tak dalej. Chociaż to chyba wcale nie było włamanie, skoro drzwi nie były nawet zamknięte… W każdym razie trochę mnie wzruszył, bo wydawał się bardzo przejęty losem ciotki. Poprosił, żebym mu pokazała, gdzie ją znalazłam i w jakiej pozycji leżała, i pytał, czy z mieszkania cokolwiek zginęło…

Tak to brzmiało, jakby miał jakieś doświadczenie, jeżeli chodzi o napady, przemoc i takie tam… Sama nie wiem. Może podczas zdjęć do katalogu Victoria’s Secret dziewczyny się pobiły???!

I jeszcze jedna dziwna rzecz: wydało mi się, że trochę go zaskoczyło, że Paco jest taki duży. To znaczy, biorąc pod uwagę, że Max był na obiedzie u pani Friedlander parę miesięcy temu, a Paco ma pięć lat… rozumiesz, mało prawdopodobne, żeby pies od tamtego czasu urósł. Kiedy wspomniałam, że w zeszłym tygodniu Paco o mało nie wyrwał mi ramienia ze stawu, Max powiedział, że nie wie, jak taka krucha starsza pani w ogóle mogła regularnie wyprowadzać takiego wielkiego psa. Czy to nie zabawne? Chyba tylko siostrzeniec pani Friedlander mógł nazwać ją kruchą. Mnie zawsze wydawała się twardą staruszką. W końcu w zeszłym roku przejechała na rowerze całe Yosemite…

W każdym razie, Nadine, cieszę się, że mnie z nim skontaktowałaś! Bo powiedział, że to nie w porządku, żebym musiała wyprowadzać psa z tym swoim zwichniętym ramieniem i że ma zamiar wprowadzić się do ciotki, zająć się zwierzętami i mieć wszystko trochę na oku.

Uwierzyłabyś w to? Mężczyzna, który zachowuje się naprawdę odpowiedzialnie? Wciąż jestem w szoku. Muszę już iść – ktoś puka do drzwi. O Chryste, to gliny! Muszę lecieć.

Mel.


Do: Nadine Wilcock ‹nadine.wilcock@thenyjournal.com›

Od: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Temat: Jaki on jest

Dobra, gliny już poszły. Wyjaśniłam im, że moja matka ma obsesję na temat seryjnego mordercy, wiesz, tego transwestyty. Nawet się tak bardzo nie wściekali. W każdym razie, Nadine, chcesz się jeszcze czegoś dowiedzieć? To znaczy, o Maksie Friedlanderze. Jeżeli wytrzymasz jeszcze trochę… Z miejsca, w którym siedzę tu, w domu, mogę zajrzeć do jego mieszkania – to znaczy, do mieszkania pani Fricdiander. Dokładnie mówiąc, do gościnnej sypialni, w której pani Friedlander zawsze opuszczała rolety, ale Max je podniósł do samej góry (pewnie żeby popatrzeć na światła miasta – tu, na piętnastym piętrze, mamy naprawdę piękny widok) i obserwuję teraz, jak leży na łóżku, pisząc coś na laptopie. Tweedledum leży na łóżku obok niego, no i oczywiście Paco też (ani śladu Pana Peppera, ale on jest nieśmiały).

Wiem, że nieładnie jest kogoś podglądać, ale Nadine, oni razem wyglądają tak ładnie i są tacy szczęśliwi! I to chyba nic nie szkodzi, że Max ma bardzo ładne przedramiona… O Boże, lepiej pójdę spać. Zdaje się, że mi odbija.

Całuję Mel


Do: Jason Trent ‹jason.trent@trentcapital.com›

Od: John Trent ‹john.trent@thenychronicle.com›

Temat: Jak poszło?

Ona jest ruda. Ratunku.

John


Do: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Od: Dolly Vargas ‹dolly.vargas@thenyjournal.com›

Temat: Max Friedlander

Kotku, czy ja dobrze podsłuchałam, kiedy dziś rano wpadłam na ciebie i Nadine w Starbucks? Naprawdę powiedziałaś, że Max Friedlander WPROWADZIŁ SIĘ DO MIESZKANIA OBOKCIEBIE? l że ty go, w gruncie rzeczy, PODGLĄDASZ? I że widziałaś go NAGIEGO???

W ostatni weekend u Stevena musiało mi się dostać do uszu trochę wody, więc po prostu chcę się upewnić, czy dobrze cię zrozumiałam, zanim obdzwonię wszystkich swoich znajomych i im opowiem.

Buziaki Dolly


Do: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Od: Nadine Wilcock ‹nadine.wilcock@thenyjournal.com›

Temat: Dolly

Mel!

Przestań, popadasz w obsesję. Komu ona niby powie? Dolly nie zna aż tak wielu ludzi tu w redakcji.

A ci, których zna, wszyscy zgodnie jej nienawidzą. I tak by jej nie uwierzyli.

Zaufaj mi.

Nadine


Do: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Od: Aaron Spender ‹aaron.spender@thenyjournal.com›

Temat: Ty

Mel, czy ja dobrze usłyszałem, co mówiła Dolly? Do mieszkania obok ciebie wprowadził się nagi mężczyzna? A co się stało z tą starszą panią? Koniec końców umarła? Nic nie wiedziałem. Przykro mi, że poniosłaś taką stratę. O ile tak to odbierasz. Wiem, że jak na manhattańskie stosunki sąsiedzkie, byłyście dość blisko ze sobą związane.

Ale nie uważam, by to było w porządku, że jakiś facet paraduje nago przed swoimi sąsiadami. Naprawdę powinnaś poskarżyć się w tej sprawie do zarządu osiedla, Melisso. Wiem, że tylko wynajmujesz tam mieszkanie i że pewnie nie chcesz wywoływać zamieszania, skoro na takich korzystnych warunkach udało ci się tę kawalerkę załatwić, ale tego typu zachowania można podciągnąć pod molestowanie seksualne. Naprawdę, można. Melisso, zastanawiałem się, czy myślałaś choć trochę na temat tego, co ci powiedziałem parę dni temu w windzie. Naprawdę mówiłem serio. Myślę, że już czas.

Pamiętam ten dzień, kiedy poszliśmy na spacer przez Central Park w czasie lunchu. Wydaje mi się, że to było tak dawno temu, ale przecież to się działo zaledwie wiosną. Kupiłaś sobie hot doga na ulicznym stoisku, chociaż ci odradzałem. Akurat pisałem wtedy ten artykuł o rakotwórczych czynnikach w jedzeniu z fast foodów.

Nigdy nie zapomnę, jak twoje błękitne oczy zabłysły, kiedy na mnie spojrzałaś i powiedziałaś: – Aaron, żeby umrzeć, najpierw trzeba trochę pożyć. Melisso, zdecydowałem się: chcę żyć. A osobą, z którą chciałbym żyć, bardziej niż z kimkolwiek innym na tym świecie, jesteś ty. Wierzę, że jestem w stanie podjąć takie zobowiązanie. Och, Melisso, proszę, pozwolisz mi podjąć takie zobowiązanie wobec ciebie?

Aaron Spender

Redaktor Działu Zagranicznego

„New York Journal”


Do: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Od: George Sanchez ‹george.sanchez@thenyjournal.com›

Temat: Spóźnienia

No więc. Doiły mi mówi, że wreszcie skontaktowałaś się z facetem od psa. To by wyjaśniało, czemu dzisiaj rano pojawiłaś się w pracy punktualnie po raz pierwszy od dwudziestu siedmiu dni. Gratulacje, dzieciaku. Jestem z ciebie dumny. Jeśli jeszcze zaczniesz na czas dostarczać mi materiały, nie będę musiał cię wywalać z pracy. Ale pewnie nie mam na co liczyć, skoro słyszę, że twój nowy sąsiad całkiem nieźle wygląda bez ciuchów.

George


Do: Dolly Vargas ‹dolly.vargas@thenyjournal.com›

Od: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Temat: Max Friedlander

Doiły, przysięgam na Boga, jeżeli jeszcze jednej osobie powiesz, że widziałam Maksa Friedlandera bez ubrania, przyjdę i osobiście wbiję ci w serce kołek, co, słyszałam, jest jedynym sposobem na uśmiercenie kogoś takiego jak ty. On nie był NAGI, dobra? Jak najbardziej miał na sobie ubranie.

PRZEZ CAŁY CZAS BYŁ KOMPLETNIE UBRANY.

No cóż, pomijając przedramiona. Ale to wszystko, co widziałam, przysięgam. Więc przestań wmawiać ludziom coś innego!!!


Do: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Od: Dolly Vargas ‹dolly.vargas@thenyjournal.com›

Temat: Max Friedlander

Kotku, czyżbym trafiła w jakiś czuły nerw, czy co? Nigdy jeszcze nie widziałam, żebyś nadużywała wielkich liter. Max naprawdę musiał wywrzeć na tobie wrażenie, skoro jesteś taka podekscytowana.

No, ale on już tak działa na kobiety. Nic na to nie może poradzić. Wiesz, feromony. Ten facet od nich pęka. Nieważne, muszę lecieć. Peter Hargrave zabiera mnie na lunch. Tak, zgadza się: Peter Hargrave, redaktor naczelny. Kto wie, kiedy wrócę z lunchu, może będę miała w garści miłą, tłustą podwyżkę i awans. Ale nie martw się, nie zapomnę o maluczkich.

Buziaki Dolly

PS Co myślisz o nowych spodniach Aarona? Dokładnie to, o co mi chodziło. Hugo Boss.

Wiem, wiem. Ale zawsze to jakiś początek.


Do: Tony Salerno ‹szamka@fresche.com›

Od: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Temat: Sobota

Cześć! Piszę tylko parę słów, żebyś się nie martwił – będę tam w sobotę.

Tak, facet od psa wreszcie się pojawił!

Do zobaczenia.

Dumna, że jestem główną druhną twojej przyszłej żony,

Mel


Do: John Trent ‹john.trent@thenychronicle.com›

Od; Jason Trent ‹jason.trent@trentcapital.com›

Temat: Jak poszło?

Ona jest ruda? To WSZYSTKO? Masz zamiar tak mnie z tym zostawić? JAK POSZŁO???

Jason

PS Stacy też jest ciekawa.


Do: Jason Trent ‹jason.trent@trentcapital.com›

Od: John Trent ‹john.trent@thenychronicle.com›

Temat: Jak poszło

Przepraszam. Musiałem się zająć jedną sprawą, a potem wrócić do mieszkania Maksa Friedlandera i wyprowadzić psa na spacer. Max zapomniał zaznaczyć, że Paco jest DOGIEM NIEMIECKIM. Ten pies waży więcej niż Mim. No więc, co chcesz wiedzieć?

Czy uwierzyła, że jestem Maksem Friedlanderem? Przykro mi to stwierdzić, ale owszem.

Czy perfekcyjnie odegrałem rolę Maksa Friedlandera? Chyba tak, inaczej nie uwierzyłaby, że ja to on.

Czy czuję się jak gówniarz z pierwszej klasy, bo to zrobiłem? W rzeczy samej. Należy mi się samobiczowanie.

Co najgorsze… No cóż, najgorsze już ci powiedziałem. ONA UWAŻA MNIE ZA MAKSA FRIEDLANDERA. Maksa Friedlandera, zimnego drania, którego nie obchodzi nawet to, że ktoś usiłował wykończyć jego osiemdziesięcioletnią ciotkę. Melissę to jednak obchodzi.

Tak ma na imię ta ruda. Melissa. Ludzie mówią na nią Mel. Tak. mi właśnie powiedziała: „Ludzie mówią na mnie Mel”. Przeprowadziła się do miasta tuż po studiach, co znaczy, że ma gdzieś tak około dwudziestu siedmiu lat, bo mieszka tu już od pięciu. Urodziła się w Lansing w stanie Illinois. Słyszałeś kiedyś o Lansing w stanie Illinois? Ja słyszałem o Lansing w stanie Michigan, ale nie o Lansing w stanie Illinois. Ona mówi, że to małe miasteczko, gdzie można spacerować ulicą Główną, a wszyscy cię witają: „Cześć, Mel”. Właśnie tak: „Cześć, Mel”.

Na półkach, poza całą masą innych książek, ma chyba wszystko, co kiedykolwiek napisał Stephen King. Melissa wyznaje taką teorię, że w każdym stuleciu pojawia się jakiś pisarz, który jest uosobieniem kultury masowej swojego czasu, i że jeśli dla dziewiętnastego wieku był nim Dickens, to dla dwudziestego jest to Stephen King.

Mówi, że jeszcze trzeba się zastanowić nad tym, kto będzie uosabiał wiek dwudziesty pierwszy.

Jason, wiesz, co miała na półkach z książkami moja była dziewczyna, Heather? (Pamiętasz Heather, prawda, Jason? Tę, którą ty i Stacy nazywaliście żabą?).

Dzieła zebrane Kierkegaarda. Oczywiście, nigdy tego Kierkegaarda nie czytała, ale okładki książek pasowały jej do koloru poduszek na kanapie.

I tak mnie właśnie widziała. To znaczy, Heather. Byłem dla niej książeczką czekową o wzroście metr osiemdziesiąt pięć, która zapłaci rachunki od dekoratora wnętrz. Możesz mi jeszcze raz przypomnieć, czemu Mim przeżyła takie rozczarowanie, kiedy Heather i ja zerwaliśmy? Och, a skoro już przy tym jesteśmy, poczęstowała mnie piwem. Melissa, nie Heather.

Nie wodą mineralną. Nie winem. Nie glenfiddich z lodem ani nie cosmo. Piwem. Powiedziała, że ma dwa rodzaje: jasne i ciemne. Wziąłem sobie ciemne. Ona też. Pokazała mi, gdzie ciotka Maksa trzyma kocie i psie jedzenie. Powiedziała mi, gdzie mam kupić więcej, jeżeli mi się skończy. Powiedziała mi, jakie są ulubione trasy spacerowe psa. Pokazała mi, jak wywabiać spod łóżka kota, który ma na imię (i wcale nie żartuję) Pan Pepper.

Zapytała mnie o moją pracę dla fundacji Chrońmy Dzieci. Zapytała mnie o pobyt w Etiopii. Zapytała mnie, czy już odwiedziłem ciotkę w szpitalu i czy bardzo się zmartwiłem, widząc ją z tymi wszystkimi rurkami, które z niej wystają. Poklepała mnie po ramieniu i powiedziała, żebym się nie przejmował, bo jeżeli ktoś zdoła wyjść ze śpiączki, to właśnie moja ciotka Helen. A ja tam stałem uśmiechnięty jak idiota i udawałem, że jestem Maksem Friedlanderem.

W każdym razie, wprowadzam się. Do mieszkania Helen Friedlander. Więc jeśli chcesz się ze mną kontaktować, to pod numerem 212-555-8972. Ale nie dzwoń, proszę. Jak zauważyłem, dzwonek telefonu denerwuje Pana Peppera.

Muszę iść. John


Do: John Trent ‹john.trent@thenychronicle.com›

Od: Jason Trent ‹jason.trent@trentcapital.com›

Temat: Kim jesteś?

I co zrobiłeś z moim bratem?

Kiedyś, zanim zaczął udawać Maksa Friedlandera i poznał tę Melissę, był myślącą istotą ludzką. CZYŚ TY ZWARIOWAŁ??? Nie możesz wprowadzać się do mieszkania tej kobiety. Co ci odbiło? WYNOŚ SIĘ STAMTĄD, PÓKI JESZCZE MOŻESZ.

Jason


Do: John Trent ‹john.trent@thenychronicle.com›

Od: Jason Trent ‹jason.trent@trentcapital.com›

Temat: To po prostu urocze

Cześć, John. Tu Stacy. Jason pozwolił mi przeczytać twojego ostatniego maiła. Mam nadzieję, że się nie gniewasz. Mam też nadzieję, że go nie posłuchasz. Myślę, że to, co robisz, jest naprawdę urocze – to, że pomagasz tej biednej dziewczynie z sąsiedztwa opiekować się zwierzakami starszej pani. Jason usiłuje mi wmawiać, że nie kieruje tobą uprzejmość i coś mi tu gada o rudych włosach, ale ja nie zwracam na niego uwagi. On ma naprawdę chory umysł. Zaledwie wczoraj powiedział mi, że ścieżka dźwiękowa na mojej kasecie wideo z ćwiczeniami dla ciężarnych brzmi jak podkład z pornosa! Kiedy on niby ogląda pornosy, chciałabym wiedzieć. W każdym razie, mówię tylko, że nie powinieneś robić sobie wyrzutów, że udajesz tego twojego znajomego, Maksa. To w dobrej sprawie. I dlaczego nie przyprowadzisz do nas tej rudej na obiad w niedzielę? Namówię dziewczynki, żeby zwracały się do ciebie: Max. Pomyślą, że to świetna zabawa, jestem pewna. Jak w kinie! No cóż, na razie to wszystko. Mam nadzieję, że niedługo się zobaczymy.

Twoja kochająca szwagierka Stacy


Do: Michael Everett ‹michael.everett@thenychronicle.com›

Od: John Trent ‹john.trent@thenychronicle.com›

Temat: Kontakt

Chciałbym zawiadomić, że przez kilka kolejnych tygodni będę dostępny wyłącznie pod telefonem komórkowym. Proszę nie zostawiać wiadomości na sekretarce pod moim domowym numerem. Zawsze można mnie złapać maiłem albo pod obecnym adresem, albo pod nowym: jerryzyje@freemail.com. Dziękuję,

John Trent

Redaktor Działu Spraw Kryminalnych

„New York Chronicie”


Do: Jason Trent ‹jason.trent@trentcapital.com›

Od: jerryzyje@freemail.com

Temat: Dla Stacy

Droga Stacy,

chcę ci tylko podziękować za to, że okazujesz życzliwe zrozumienie dla mojej obecnej sytuacji. Widzisz, mój brat, a twój mąż, ma pewną skłonność do cynicznego ujmowania rzeczywistości.

Nie pytaj mnie, jak to się stało, że taki jest. Jasonowi przecież zawsze we wszystkim się wiodło: to jemu trafiła się głowa do interesów, podczas gdy mnie trafiła się wyłącznie, wybacz banalne określenie, skłonność do grzechu. Miał też dość szczęścia, żeby trafić na ciebie, Stacy. Pewnie łatwo jest facetowi, który ma za żonę taki klejnot, siedzieć sobie wygodnie i krytykować całą resztę biednych palantów, którzy – jak ja – nie potrafią znaleźć na świecie choćby kawałka kamyczka, co dopiero mówić o klejnotach. Jason chyba już nie pamięta, jak trudno mu było trafić na dziewczynę, która zainteresuje się nim samym, a nie majątkiem rodziny Trentów. Najwyraźniej Jason zapomniał już o Michelle. Stacy, pamiętaj, żeby go o nią zapytać. Albo o Fionę, skoro już jesteśmy przy temacie. Albo Monikę, Karen, Louise, Cathy czy ewentualnie Alyson.

No już, zapytaj go. Ciekaw jestem, co będzie miał do powiedzenia na temat którejkolwiek z nich.

Jason chyba nie zdaje sobie sprawy, że już znalazł najlepszą dziewczynę pod słońcem. Zapomina, że niektórzy z nas, nieudaczników, nadal szukają.

Więc powiedz swojemu mężowi, żeby mi trochę odpuścił, dobra, Stacy?

I dzięki za zaproszenie, ale jeśli nie masz nic przeciwko temu, daruję sobie obiad w tę niedzielę.

Całuję John

PS Pisz do mnie na mój nowy adres, ten co w nagłówku. Nie jestem pewien, czy już działa.


Do: jerryzyje@freemail.com

Od: Jason Trent ‹Jason.trent@trentcapital.com›

Temat: Twój nowy adres mailowy

John!

Jerry żyje? Czyś ty zwariował? Czyś ty rozum postradał? To jest adres, który wybierasz dla swojego konta przeznaczonego do kontaktów z rudą?

Może się zdziwisz, ale większość dziewczyn nie lubi Jerry’ego Garcii, John. Wolą Mariah Carey. Wiem to, bo oglądam VH1.

I przestań już pisać do mojej żony. Przez cały dzień słyszę od niej wyłącznie: „Kto to jest Alyson?”, „Kto to jest Michelle”?

Następnym razem, kiedy cię zobaczę, Jerry, łeb ci ukręcę.

Jason


Do: Jason Trent ‹jason.trent@trentcapital.com›

Od: jerryzyje@freemail.com

Temat: Jerry

I tu się mylisz. Większość dziewczyn woli Jerry’ego Garcię od Mariah Carey. Właśnie przeprowadziłem w redakcji krótką ankietę i Jerry pokonał Mariah w stosunku niemal pięć do jednego – chociaż dziewczyna z ekspedycji pocztowej nie lubi ani’ jego, ani jej, więc ten glos się nie liczy. Poza tym zerknąłem na kompakty Melissy, kiedy poszła do kuchni po ciemne piwo i nie widziałem tam ani jednej płyty Mariah Carey. Nie wiesz nic o kobietach.


Do: Jason Trent ‹jason.trent@trentcapital.com›

Od: jerryzyje@freemail.com

Temat: Nie wiesz nic o kobietach

A ty niby wiesz???

Jason


Do; Sierżant Paul Reese ‹preese@89komisariat.nyc.org›

Od: John Trent ‹john.trent@thenychronicle.com›

Temat: Helen Friedlander

Reese, zastanawiałem się, czy mógłbyś mi wyświadczyć przysługę. Chciałbym rzucić okiem na cokolwiek, co masz na temat Helen Friedlander, 12-17 Osiemdziesiąta Druga Zachodnia, lokal 15A. O ile wiem, jest ofiarą napadu z włamaniem – dość poważnego, bo od tamtej pory leży na OIOM-ie w śpiączce.


Byłbym ci bardzo wdzięczny. Jeszcze jedno, to nie są informacje dla gazety, więc nie przejmuj się swoim zwierzchnikiem.

John Trent

Redaktor Działu Spraw Kryminalnych

„New York Chronicie”


Do: Max Friedlander ‹fotograf@stopthepresses.com›

Od: John Trent ‹john.trent@thenychronicle.com›

Temat: Helen Friedlander

Nie przejmuj się. Wszystko poszło śpiewająco. Sprytnie wywinąłem się od pytań panny Fuller na temat mojej pracy dla fundacji Chrońmy Dzieci. Niezły numer, swoją drogą. Pewnie mówiąc „dzieci” masz na myśli te patykowate, żujące gumę osiemnastolatki, które całymi dniami fotografujesz w ciuchach, na jakie stać wyłącznie pięćdziesięcioletnie rozwódki? Naprawdę kawał łobuza z ciebie, wiesz?

John


Do: John Trent ‹john.trent@thenychronicle.com›

Od: Max Friedlander ‹fotograf@stopthepresses.com›

Temat: Wyluzuj

Boże, zapomniałem już, jaki potrafisz być upierdliwy. Nic dziwnego, że od tak dawna nie masz dziewczyny. Co było nie tak z ostatnią? Och tak, już sobie przypominam, dzieła Kierkegaarda, które pasowały do kanapy. Facet, potrzebujesz trochę sobie odpuścić. Czy to ważne, jakie książki kobieta trzyma na pólkach? Liczy się to, jaka sama jest między okładkami, che, che, che.

Max


Do: John Trent ‹john.trent@thenychronicle.com›

Od: Sierżant Paul Reese ‹preese@89komisariat.nyc.org›

Temat: Helen Friedlander

Trent, papiery są w drodze. A może powinienem powiedzieć: kopia papierów, które przypadkiem trafiły na ksero, kiedy inspektor poszedł na lunch. Jeśli jakakolwiek wzmianka na ten temat ukaże się w twojej gazecie, ucałuj swojego forda mustanga na do widzenia. Potraktuj to jako solenną obietnicę. Oto krótkie podsumowanie sprawy Helen Friedlander:

Zawiadomienie o przestępstwie dostaliśmy około 8.50 rano, z adnotacją, że kobieta leży nieprzytomna w swoim mieszkaniu. Mieliśmy patrol niedaleko stamtąd, w parku. Zjawili się na scenie około 8.55 rano. Znaleźli ofiarę, której udzielała pierwszej pomocy kobieta przedstawiająca się jako sąsiadka. Później zidentyfikowana jako Melissa Fuller, mieszkająca obok w lokalu 15B.

Ofiara była kobietą w wieku lat około osiemdziesięciu. Kędy ją znaleziono, leżała twarzą w dół na dywanie w salonie. Świadek w swoim zeznaniu twierdzi, że odwróciła ranną na plecy, chcąc sprawdzić puls, udrożnić drogi oddechowe itd. Ofiara oddychała i miała słaby puls, kiedy o 9.02 nadjechała karetka. W mieszkaniu żadnych śladów włamania ani wejścia przy użyciu siły. Zewnętrzny zamek nienaruszony. Według sąsiadki drzwi były otwarte.

W opinii lekarzy ofiara została uderzona w tył głowy tępym narzędziem, możliwe, że pistoletem niewielkiego kalibru. Napad miał miejsce około dwunastu godzin przed odnalezieniem ofiary. Pytania postawione odźwiernemu i sąsiadom ujawniły, co następuje:

a) w wieczór poprzedzający znalezienie ofiary nikt nie dzwonił domofonem do mieszkania numer 15A,

b) około godziny 21.00 tego dnia nikt nie słyszał żadnego zamieszania.

Uwaga własna: na łóżku leżało kilka rozrzuconych ubrań ofiary, jakby przed napadem zastanawiała się, co ma na siebie włożyć. Jednak kiedy ją znaleziono, miała na sobie nocną bieliznę, włosy zakręcone na wałki itp.


Reporter mógłby próbować podciągnąć tę sprawę pod kolejny atak ze strony seryjnego mordercy-transwestyty. Jednak pozostaje jedna zasadnicza różnica: morderca-transwestyta dobija swoje ofiary i na ogół kręci się przy nich dość długo, by zyskać pewność, że istotnie nie żyją.

Ponadto, wszystkie ofiary mordercy-transwestyty miały od dwudziestu do czterdziestu lat. Panią Friedlander, choć jest jak na swój wiek w dobrej formie, raczej trudno byłoby wziąć za młodą kobietę.

No cóż, to wszystko. Właściwie nic nie mamy. Oczywiście, jeżeli starsza pani się przekręci, zmieniamy kwalifikację czynu. Ale póki to się nie stanie, sprawa będzie traktowana jako napad rabunkowy, w którym przestępca został spłoszony. To wszystko, co mi na razie przychodzi do głowy.

Powodzenia Paul


Do: Nadine Wilcock ‹nadine.wilcock@thenyjournal.com›

Od: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Temat: On nie miał tego na myśli

Nadine, wiesz, że on nie miał tego na myśli. Przynajmniej nie tak, jak ty to ujęłaś.

Tony powiedział tylko, że jeżeli chcesz siedzieć i wciąż się żalić na swoją tuszę, to lepiej zrób z tym coś i zapisz się do siłowni. Nigdy nie powiedział, że jesteś gruba. Dobra? Byłam przy tym.

NIE POWIEDZIAŁ, ŻE JESTEŚ GRUBA.

I naprawdę serio chcesz mi wmawiać, że się źle bawiłaś na sobotnim przyjęciu? A przecież wujek Tony’ego, Giovanni, jest uroczy. Ten toast, który dla was wygłosił… To było takie słodkie! Przysięgam, Nadine, czasem tak ci zazdroszczę, że o mało nie pęknę.

Dałabym wszystko, żeby znaleźć takiego faceta – i żeby ten facet miał wujka Giovanniego, który mnie wrzuci do basenu i porówna do Wenus Botticellego.

A ty WCALE nie wyglądałaś grubo w kostiumie. Mój Boże, w nim jest tyle goreteksu, że sam Marlon Brando wyglądałby jak chudzina. Twój malutki brzuszek nie miał cienia szansy. Więc z łaski swojej przestań się wściekać i zacznij zachowywać jak dorosły człowiek.

Jeżeli będziesz grzeczna, to może pozwolę ci przyjść do mnie i podglądać ze mną Maksa Friedlandera… Oooch słuchaj, dzisiaj ma na sobie podkoszulek bez rękawów…

Mel


Do: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Od: Nadine Wilcock ‹nadine.wilcock@thenyjournal.com›

Temat: Mój tyłek

Kłamiesz. Kłamiesz o podkoszulku bez rękawów i kłamiesz co do znaczenia słów Tony’ego. Sama doskonale wiesz, o co mu chodziło. Ma dosyć mojego tyłka w rozmiarze szesnaście. JA też mam dosyć mojego tyłka w rozmiarze szesnaście. I nieodwołalnie zamierzam zapisać się na siłownię. Ja tylko nie potrzebuję, żeby Tony mi to podpowiadał. To jego wina, że noszę rozmiar szesnaście. Wiesz, że nosiłam dwunastkę, dopóki się nie zjawił i nie zaczął robić mi co wieczór swojej słynnej papardelle alla Toscana z czterema serami i sosem winnym. „Och, kotku, no chodź. Tylko spróbuj, nigdy czegoś takiego nie jadłaś”. Ha!

A jego rigatoni alla vodka? Wódka, kurczę blade. To sos ze śmietaną i niech mi nikt nie mówi, że jest inaczej. Jeśli chodzi o porównywanie kogoś do Wenus Botticellego, zapewniam cię, istnieją przyjemniejsze komplementy.

No dobra, co tak naprawdę ma na sobie ten facet od psa?

Nadine:-)


Do: Nadine Wilcock ‹nadine.wilcock@thenyjournal.com›

Od: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Temat: Co on ma na sobie

A co cię to obchodzi, co on ma na sobie? Jesteś zaręczona. Ale skoro nalegasz…

Popatrzmy. Leży sobie (a może „wyleguje się”? Nic dziwnego, że utknęłam na stronie dziesiątej…) na łóżku w dżinsach i koszulce (wybacz, ale z rękawami – miałaś rację, skłamałam, żeby przekonać się, czy czytasz uważnie). Znów wyjął swój laptop. Paco jest tam obok niego. Paco ma nieprzyzwoicie szczęśliwą minę, muszę przyznać. Ten pies nigdy nie miewał takiej miny, kiedy ja tam bywałam. Może… O Boże! Nic dziwnego, że ten pies jest taki szczęśliwy! On go karmi alpo – i to na łóżku! Paco właśnie rozrzuca psie chrupki po całej koronkowej narzucie w gościnnym pokoju pani Friedlander! Czy ten człowiek oszalał? CZY ON NIE ZDAJE SOBIE SPRAWY, ŻE TAKĄ KORONKĘ CZYŚCI SIĘ CHEMICZNIE?

To jest takie żałosne. To jest takie żałosne, Nadine. Właśnie w tej chwili ogarnęło mnie poczucie, jakie to wszystko jest żałosne. Siedzę tutaj, w swoim mieszkaniu, opisując mojej najlepszej, zaręczonej przyjaciółce czynności faceta, który mieszka po sąsiedzku. Nadine, przecież ty wychodzisz za mąż! A ja co robię? Przesiaduję w domu w dresie i wysyłam maile do mojej najlepszej przyjaciółki.

JESTEM ŻAŁOSNA!!! Jestem gorzej niż żałosna, jestem…

O MÓJ BOŻE. o MÓJ BOŻE, Nadine! On mnie przed chwilą zobaczył. Nie żartuję. Właśnie mi pomachał!!! Tak mi głupio. Zaraz umrę. Mam zamiar… O mój Boże, on otwiera okno. Otwiera okno. Mówi coś do mnie. Odezwę się.

Mel


Do: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Od: Nadine Wilcock ‹nadine.wilcock@thenyjournal.com›

Temat: ODPISZ!!!!

jeżeli jeszcze dzisiaj wieczorem nie odezwiesz się do mnie, przysięgam, wezwę gliny. Nie obchodzi mnie, czy jestem taka sama jak twoja matka. Nic nie wiesz o tym facecie, tyle tylko, że jego szalona ciotka mieszka drzwi w drzwi z tobą i że on wystawił swoje nagie zdjęcie w Whitney. Przy okazji, moim zdaniem powinnyśmy wybrać się we wtorek na maty rekonesans do galerii i je sobie obejrzeć. ODPISZMI…

Albo chłopaki z osiemdziesiątego siódmego komisariatu złożą ci kolejną wizytę.

Nadine


Do: Nadine Wilcock ‹nadme.wilcock@thenyjoumal.com›

Od: Tony Salerno ‹szamka@fresche.com›

Temat: Przestań wreszcie

Od przeszło dwóch godzin usiłuję dodzwonić się do ciebie, ale telefon jest stałe zajęty. Widzę tylko dwie możliwości; albo źle odłożyłaś słuchawkę, bo nie chcesz ze mną gadać, albo mielesz jęzorem z Mel w sieci. Jeśli to drugie, wyleguj się i oddzwoń do mnie do restauracji, jeżeli to pierwsze, przestań się wygłupiać.

Ja tylko powiedziałem, że jeśli jesteś do tego stopnia przerażona całą sprawą z suknią ślubną, to załatw sobie prywatnego trenera fitnessu, czy coś. fezu, Nadine, ty mnie doprowadzisz do szaleństwa tym rozmiarem dwanaście. Kogo to obchodzi, jaki rozmiar nosisz? Mnie nie obchodzi. Kocham cię dokładnie taką, jaka jesteś.

Przestań mnie częstować tymi bzdurami i wyliczać, ile twoich sióstr nosiło głupią suknię twojej matki. I tak nie cierpię tej sukni. Jest brzydka. Po prostu idź i kup sobie nową, taką, która będzie pasować do twojej OBECNEJ figury. Będziesz się w niej lepiej czuła i będziesz lepiej wyglądała. Twoja matka zrozumie, a kogo obchodzi, co pomyślą twoje siostry? A niech się walą i tyle.

Muszę iść. Stolik siódmy właśnie odesłał łososia, bo był niedogotowany. Widzisz, co przez ciebie zrobiłem?

Tony


Do: Tony Salerno ‹szamka@fresche.com›

Od: Nadme Wilcock ‹nadine.wilcock@thenyjournal.com›

Temat: Wybacz, ale…

…nic podoba mi się twoja postawa wobec moich sióstr. Tak się składa, że Ja lubię swoje siostry. A gdybym Ja powiedziała: twoi bracia niech się walą? A gdybym powiedziała: ten twój wujek Giovanni niech się wali? Podobało by ci się. co? Łatwo ci mówić – Ty musisz tylko wrzucić na siebie jakiś smoking z wypożyczalni. JA z drugiej strony mam być olśniewająca.

NIE ROZUMIESZ??? Boże, faceci mają naprawdę lekkie życie.

Nadine


Do: Nadine Wilcock ‹nadine.wilcock@thenyjournal.com›

Od: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Temat: Nic się nie działo

On po prostu nie potrafił poradzić sobie z elektrycznym otwieraczem do konserw. Kupił Panu Pepperowi trochę prawdziwego tuńczyka, chcąc go wywabić spod łóżka. Oczywiście nie udało się. Zasugerowałam mu, żeby następnym razem kupił tuńczyka w sosie własnym, nic w oleju. Koty wcale nie przepadają tak bardzo za olejem.

W każdym razie, kiedy był u mnie, pytał, gdzie w sąsiedztwie najlepiej zamawiać chińszczyznę na wynos. No więc mu powiedziałam, a polem zapytał mnie, czy jadłam obiad i odparłam, że nie, więc spytał, czy nie miałabym ochoty zamówić czegoś z nim na spółkę. Zgodziłam się i zjedliśmy sobie żeberka z grilla, kluski z sezamem na zimno, wieprzowinę moo shu i kurczaka z brokułami.

Wiem, co mi teraz zamierzasz powiedzieć, ale nie, to nie była randka, Nadine. Na miłość boską, to była wyłącznie chińszczyzna. W kuchni jego ciotki. Z Paco siedzącym obok i czekającym, aż któreś z nas upuści coś, co będzie mógł zmieść z podłogi.

I nie, nie próbował się do mnie przystawiać. To znaczy Max, nie Paco. Chociaż naprawdę nie rozumiem, jak mógł mi się oprzeć. Przecież na pewno wyglądałam zabójczo w tym moim dresie: „Jest sobota, a ja siedzę w domu, bo z nikim się nie umówiłam”. W gruncie rzeczy Dolly musiała się mylić co do Maksa. Żaden z niego bawidamek. To wszystko było bardzo przyjacielskie i zwyczajne. Okazuje się, że mamy ze sobą mnóstwo wspólnego. On lubi kryminały, tak jak i ja, więc pogadaliśmy sobie o naszych ulubionych. Wiesz, że on jest całkiem oczytany, jak na faceta, który pracuje w branży artystycznej? Wyobrażasz sobie, żeby Larry konwersował ze znajomością rzeczy na temat Edgara Allana Poego? Bo ja nie.

O Boże, przyszła mi właśnie do głowy straszna myśl: może to wszystko, co mówiła mi Dolly, jest prawdą i on faktycznie JEST bawidamkiem? Rozumiesz? Jest bawidamkiem i w ogóle nie próbuje mnie poderwać. To może znaczyć tylko jedno! O Boże, jestem odrażająca!

Mel


Do: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Od: Nadine Wilcock ‹nadine.wilcock@thenyjournal.com›

Temat: Idź, weź panadol…

…bardzo cię proszę, dobrze? Nie jesteś odrażająca. Jestem pewna, że wszystkie te rzeczy, które Dolly opowiadała o Maksie Friedlanderze, to bzdury. Przecież to DOLLY, na litość boską. Ona kiedyś zajmowała TWOJE stanowisko. Tylko że w przeciwieństwie do ciebie, nie bardzo przejmowała się tym, o czym pisała. Na przykład poważnie wątpię, czy ona czułaby moralne oburzenie na wieść o tym, jak Matt Damon potraktował Winonę.

Jestem pewna, że Max to bardzo miły facet, tak jak sama powiedziałaś.

Nadine:-)


Do: Dolly Vargas ‹dolly.vargas@thenyjournal.com›

Od: Nadine Wilcock ‹nadine.wilcock@thenyjournal.com›

Temat: Max Friedlander

Dobra. Zeznawaj. Kim naprawdę jest ten facet? Bo on się praktycznie wprowadził do mieszkania obok Mel i ona jest najwyraźniej nim zauroczona, mimo że się tego wypiera. Naprawdę jest taki podły czy jak zwykle przesadzasz? I pamiętaj: ja jestem redaktorką rubryki kulinarnej w tej gazecie. Jeden telefon i sprawię, że nigdy więcej nie dostaniesz stolika w Nobu. Więc lepiej ze mną nie zadzieraj, Dolly.

Nadine


Do: jerryzyje@freemail.com

Od: Jason Trent ‹jason.trent@trentcapital.com›

Temat: l co?

Nie odzywasz się do mnie, co? Przecież ja nic takiego nie powiedziałem. Ale faktycznie, tym, czego nie wiesz o kobietach, dałoby się zapełnić Wielki Kanion. Coś ty się nagle zrobił taki drażliwy?

Jason

PS Stacy chce wiedzieć, czy zaprosiłeś już tę rudą na randkę.


Do: Jason Trent ‹jason.trent@trentcapital.com›

Od: jerryzyje@freemail.com

Temat: l co?

Nie jestem drażliwy. Czego ty ode mnie chcesz? Nie każdy z nas ma osobistą asystentkę, szofera, dziewczynę do dzieci, gosposię, ogrodnika, cały zespół pracowników do czyszczenia basenu, instruktora tenisa, dietetyczkę i stanowisko podane na srebrnej tacy przez naszego dziadka. Jestem po prostu zajęty, wiesz? Mój Boże, pracuję na pełny etat i mam pod opieką doga niemieckiego, którego muszę cztery razy dziennie wyprowadzać na spacer.

John

PS Powiedz Stacy, że nad tym pracuję.


Do: jerryzyje@freemail.com

Od: Jason Trent ‹jason.trent@trentcapital.com›

Temat: Powinieneś poszukać specjalistycznej pomocy

Słuchaj, psychotyczny baranie: skąd się bierze ta twoja wrogość? Wiesz, że mógłbyś mieć pracę w firmie naszego dziadka, wystarczy kiwnąć palcem. To samo, jeżeli chodzi o osobistą asystentkę. Nie wiem, co z zespołem ludzi do konserwacji basenu, skoro mieszkasz w śródmieściu i basenu nie masz. Ale mógłbyś mieć dokładnie to samo co ja, gdybyś tylko rzucił tę absurdalną krucjatę, na którą wyruszyłeś, by dowieść, że możesz sobie poradzić bez pieniędzy Mim.

Mówię ci, jedyna rzecz, której potrzebujesz, a nie masz, to psychiatra, koleś. Bo zdaje się, że znalazłeś się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. I zdaje się, że zapomniałeś o jednym małym drobiazgu: TY nie musisz wyprowadzać cztery razy dziennie tego cholernego psa. Dlaczego? Bo nie jesteś Maksem Friedlanderem. Dotarło?

NIE IESTEŚ MAKSEM FRIEDLANDEREM, nieważne, co wmawiasz tamtej biednej dziewczynie.


A teraz weź się w garść.

Jason

PS Mim pyta, czy przyjedziesz na otwarcie nowego skrzydła, które ufundowaliśmy dla kliniki Sloan-Kettering. Jeżeli tak, to prosi, żebyś raz na odmianę założył krawat.


Do: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Od: jerryzyje@freemail.com

Temat: Cześć

To ja. To znaczy, Max Friedlander. Mój adres: jerryzyje@freemail.com. To taka aluzja do Jerry’ego Garcii. Był wokalistą Grateful Dead. W razie gdybyś nie wiedziała.

Jak się masz? Mam nadzieję, że nie próbowałaś jeść resztek wczorajszych klusek z sezamem. Moja porcja przez noc zastygła w coś, co przypomina gips.

Słuchaj, chyba jakieś twoje pranie trafiło wczoraj wieczorem do mieszkania mojej ciotki, zamiast do ciebie. Jakoś mi się nie wydaje, żeby ciotka nosiła bluzki z nadrukiem w lamparcie cętki – a przynajmniej, jeżeli takie ma, to chyba nie miała ostatnio okazji często ich zakładać – więc to twoje rzeczy, racja? Może moglibyśmy się potem spotkać na wymianę paczek z pralni chemicznej. Och, a przy okazji, jutro w Film Forum grają cyfrowo przetworzoną wersję Cienia wątpliwości. Pamiętam, jak mówiłaś, że to twój ulubiony film Hitchcocka. Pomyślałem, że może byśmy się wybrali na seans o siódmej, jeżeli nie masz innych planów, a potem poszlibyśmy coś zjeść – byle nie chińszczyznę. Daj mi znać.

Max Friedlander

PS Miałem zamiar ci powiedzieć już wcześniej, przyjaciele mówią do mnie John. To stare przezwisko ze studiów, jakoś tak przylgnęło.


Do: jerryzyje@freemail.com

Od: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Temat: Cześć, cześć

Jasne. Seans o siódmej mi odpowiada. Moglibyśmy później pójść do Brother’s Barbecue. To naprzeciwko Film Forum. Dzięki za uratowanie mojej paczki z pralni. Raiphowi zawsze myli się 15A i 15B. Bez przerwy dostaję pod drzwi dostawy wielkich toreb jedzenia dla psów iams. Zajrzę koło dziewiątej po bluzkę, o ile to nie za późna pora. Po pracy idę na imprezę – wernisaż, który muszę potem opisać w swojej kolumnie. Facet, wyobraź sobie, robi rzeźby z wazeliny. Ja wcale nie żartuję. A ludzie naprawdę je kupują.

No cóż, pogadamy później.

Mel

PS John to trochę dziwne przezwisko, nie uważasz?

Może się zdziwisz, ale tak się składa, że wiem, kto to jest Jerry Garcia. Nawet widziałam go raz kiedyś na koncercie.


Do: Nadine Wilcock ‹nadine.wilcock@thenyjournal.com›

Od: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Temat: O MÓJ BOŻE

ZAPROSIŁ MNIE NA RANDKĘ!!!

No, tak jakby. To tylko wyjście do kina, ale też się chyba jakoś liczy, nieprawdaż?

Masz, przeczytaj sobie kopię mojej odpowiedzi i powiedz mi, czy nie zabrzmiałam zbyt ochoczo.

Mel


Do: Nadine Wilcock ‹nadine.wilcock@thenyjournal.com›

Od: Dolly Vargas ‹dolly.vargas@thenyjournal.com›

Temat: Max Friedlander

Dobry Boże, rozumiem, o co ci chodzi. Jeszcze nie widziałam Mel w stanie takiego podniecenia. No, może kiedy dawali tamten jubileuszowy odcinek Domku na prerii (pamiętasz biedną niewidomą Mary? Nienawidzę takich wyciskaczy łez). Dzięki Bogu, że Aaron pisze korespondencje z Botswany i nie musi wysłuchiwać tych zachwyconych pisków, które dochodzą z boksu Mel. On wciąż jest nią zauroczony. To aż śmieszne. A dlaczego Mel odrzuca takiego obiecującego faceta jak Aaron dla takiego bydlaka jak Max, tego sobie nie potrafię wytłumaczyć. No bo Aaron przynajmniej ma jakiś potencjał. Jeśli chodzi o Maksa, to znam wiele kobiet, które próbowały go zmienić. Bezskutecznie. Innymi słowy, Nadine, bój się, i to bój się bardzo. Max ma w sobie wszystko to, przed czym tak ostrzegały nas matki (no cóż, moja też by mnie pewnie ostrzegła przed takimi typkami jak Max, gdyby tylko kiedyś przypadkiem pobyła dłużej w domu). Oto modus operandi Maksa: bardzo nadskakujący, dopóki nie zwabi dziewczyny do łóżka, a potem zaczyna się wycofywać. Do tego czasu młoda dama zazwyczaj jest już pogrążona i nie potrafi pojąć, czemu Max, do tej pory tak zaangażowany, nagle przestaje dzwonić. Następują żałosne sceny, w których na pytania: „Czemu nie zadzwoniłeś?” i „Kim była ta kobieta, z którą widziałam cię wczoraj?” otrzymuje się odpowiedzi: „Przestań mnie ograniczać” oraz „Nie jestem jeszcze gotowy na bliższy związek”. Wariacje na ten temat obejmują zakres od: „Nie możemy po prostu traktować tego lekko?” do: „Zadzwonię do ciebie w piątek, przysięgam”. Ładny obrazek?

Och, a czy ja ci mówiłam o tym, że podczas sesji z kostiumami kąpielowymi do „Sports Illustrated” Max zmusił wszystkie modelki, żeby schłodziły sobie sutki lodem, bo nie dość im sterczały? Kochana, on naszą małą Mel chapnie i przełknie na śniadanie. Ale o Nobu nie mówiłaś poważnie, prawda?

Buziaki Dolly


Do: Nadine Wilcock ‹nadine.wilcock@thenyjournal.com›

Od: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Temat: OK, to co ja mam na siebie włożyć?

Poważnie. Ostatnio, kiedy go widziałam, miałam na sobie dres, więc tym razem naprawdę chciałabym wyglądać dobrze. Chodź ze mną na lunch i pomóż mi coś wybrać. Zastanawiam się nad sukienką halką, którą widziałam w Bebe. Ale może to trochę zanadto dziwkowaty strój jak na pierwszą randkę?

Mel


Do: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Od: Nadine Wilcock ‹nadine.wilcock@thenyjournal.com›

Temat: Musimy pogadać

Spotkajmy się za pięć minut w damskiej łazience.

Nadine


Do: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Nadine Wilcock ‹nadine.wilcock@thenyjournal.com›

Dolly Vargas ‹dolly.vargas@thenyjournal.com›

Od: George Sanchez ‹george.sanchez@thenyjournal.com›

Temat: Czy tutaj już nikt nie pracuje?

Gdzie wy wszystkie łazicie, do cholery? Czy wam nie przyszło do głowy, że mamy tu gazetę do sklecenia? Doiły, gdzie jest ten artykuł, który miałaś napisać o wysokich obcasach, cichych mordercach?

Nadine, ja nadal czekam na recenzję nowej restauracji Bobby’ego Flaya.

Mel, byłaś czy nie byłaś wczoraj wieczorem na premierze ostatniego filmu Billy’ego Boba Thorntona? Oczekiwałem co najmniej diatryby na temat jego podłości, bo zostawił blond laskę z Parku Jurajskiego dla tamtej dziwacznej dziewuchy, której odbiło na punkcie własnego brata.

Jeżeli nie zobaczę paru tyłków na paru krzesłach, i to zaraz, żadna z was nie dostanie ciasta na chrzcinach małej Stelli. I tym razem mówię poważnie.

George


Do: Jason Trent ‹jason.trent@trentcapital.com›

Od: John Trent ‹john.trent@thenychronicle.com›

Temat: Ja i wrogość?

Powinieneś przejrzeć się w lustrze, Jase. To nie ze względu na geny przedwcześnie łysiejesz, stary. Jestem praktycznie twoim genetycznym duplikatem, a – nie chwaląc się – wciąż mam wszystkie włosy na głowie. Sam masz w sobie za dużo stłumionej wrogości, która zabija ci cebulki włosowe. A jeśli chcesz znać moje zdanie, ta wrogość jest skierowana przeciwko Mim. To wyłącznie twoja wina, że pozwoliłeś jej kierować własnym życiem. Popatrz, ja się wyrwałem z oków, i zgadnij co? Kiedy budzę się rano, ani jednego wypadniętego włoska nie ma na mojej poduszce.

Jestem skłonny chwilowo zignorować twój ewidentny brak poczucia własnej wartości, żeby cię poinformować, iż nie mogę zjawić się jutro na otwarciu skrzydła w klinice, ponieważ mam już inne plany.

Nie będę nic więcej wyjaśniał, z obawy przed dalszym braterskim gniewem.

Podoba mi się ten „dalszy braterski gniew”. Może to umieszczę w swojej powieści. Bratersko oddany, twój wierny brat

John


Do: Nadine Wilcock ‹nadine.wilcock@thenyjournal.com›

Dolly Vargas ‹dolly.vargas@thenyjournal.com›

Od: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Temat: Uspokójcie się

Powinnyście się obie nieco wyluzować. IDĘ z FACETEM NA RANDKĘ, zrozumiały? Nie wskakuję mu do łóżka. Jak może zaświadczyć Aaron, nikomu nie wskakuję tak szybko do łóżka, jasne? Naprawdę przesadzacie, dziewczyny. Po pierwsze, Doiły, ja w ogóle nie wierzę w tę historię z sutkami. A ty, Nadine, posłuchaj, nie jestem emocjonalnie niestabilną kruszyną, za jaką mnie bierzesz. No dobra, FAKTYCZNIE przejmuję się Winoną Ryder, ale to mi nie przeszkadza dobrze spać w nocy. I to samo się tyczy Laury Dern.

Potrafię o siebie zadbać.

Poza tym, to tylko wyjście do kina, na miłość boską. Niemniej, dzięki za troskę.

Mel


Do: Nadine Wilcock ‹nadine.wilcock@thenyjournal.com›

Od: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Temat: Co się tutaj dzieje?

Co TO niby miało być? Zbrojna interwencja? O mało nie padłam, kiedy weszłam do damskiej łazienki i zobaczyłam, że Doiły jest tam z TOBĄ. Cały czas rozglądałam się za tym chłopakiem od faksu, bo myślałam, że się ukrywa w jednej z kabin z paczką kondomów i jakimś jadalnym olejkiem do masażu, a to, że Doiły jest na zewnątrz, to tylko jakiś okropny zbieg okoliczności. Nadine, nie obchodzi mnie, co Doiły mówi o Maksie Friedlanderze. On wcale nie jest taki. Może był taki kiedyś, ale się zmienił. Ja to WIEM. Spędziłam trochę czasu z tym facetem. I obserwowałam go z Paco, a zwłaszcza z Panem Pepperem. (Dobra, przyznaję, podglądałam go przez okno. Nie jestem z tego specjalnie dumna). Pan Pepper nie cierpi ludzi, ale naprawdę zaczyna coraz cieplej odnosić się do Maksa. Wiem, że nie można oceniać człowieka po tym, jaki ma kontakt ze zwierzętami, ale Maks tyle czasu poświęcił, żeby się zaprzyjaźnić ze zwierzętami swojej ciotki, że nawet nieufny i zwykle aspołeczny kot (a taki jest Pan Pepper) zaczyna się z nim zaprzyjaźniać. To chyba o czymś świadczy, nie? Dobra?

Cóż, może celność moich sądów nie jest już taka jak dawniej, biorąc pod uwagę, że Aaron sypiał z Barbarą Bellerieve za moimi plecami, a ja niczego się nie domyślałam, ale naprawdę nie sądzę, że Maksowi zależy na tym, żeby mnie zaciągnąć do łóżka. Bo jeśli to, co mówi Doiły, jest prawdą, Max Friedlander może mieć każdą. Więc czemu miałby chcieć mnie? I wcale nie próbuję tutaj samej sobie dokopywać. Tylko dlaczego facet taki jak on miałby podrywać niską rudą redaktorkę kolumny plotkarskiej, kiedy mógłby mieć… No cóż, mógłby mieć Cindy Crawford, gdyby nie była szczęśliwie zamężna z tym facetem, który jest właścicielem Skybar, albo księżniczkę Stefanię z Monako czy kogoś takiego. Naprawdę, zastanów się nad tym poważnie, Nadine. To wszystko. I nie jestem wściekła, wcale nie. No, może tylko trochę urażona. Ale w końcu nie jestem dzieckiem.

Mel

PS Możesz się zrehabilitować, pomagając mi wybrać w Ninę West nowe buty, które będą pasowały do mojej nowej sukienki.


Do: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Od: Nadine Wilcock ‹nadine.wilcock@thenyjournal.com›

Temat: Dobra. Spotkaj się z nim. Przekonaj się, czy mnie to obchodzi.

Ale życzę sobie dostać pełen raport natychmiast po twoim powrocie. Zrozumiano?

I ostrzegam cię, Mel, jeżeli ten facet złamie ci serce i na moim ślubie będziesz przygnębiona, to osobiście zamorduję i jego, i ciebie.

Nadine:-[


Do: John Trent ‹john.trent@thenychronicle.com›

Od: Jason Trent ‹jason.trent@trentcapital.com›

Temat: Jaka powieść?

Teraz znów piszesz powieść? Zrzuciłeś kajdany rodzinnej fortuny, prowadzisz podwójne życie, usiłujesz rozwiązać tajemnicę kryjącą się za napadem na starszą panią ORAZ piszesz powieść? Ty sobie wyobrażasz, że kim niby jesteś? Bruce’em Wayne’em?

Jason


Do: Jason Trent ‹jason.trent@trentcapital.com›

Od: John Trent ‹john.trent@thenychronicle.com›

Temat: Batman

W gruncie rzeczy nie wydaje mi się, żeby Bruce Wayne kiedykolwiek napisał powieść ani żeby zrzucał okowy rodzinnego majątku. Wydaje mi się, że z rodzinnego majątku korzystał nader chętnie w trakcie swoich wysiłków na rzecz zwalczania przestępczości. Chociaż owszem, faktycznie prowadził podwójne życie.

A jeśli chodzi o rozwiązanie zagadki kryjącej się za napaścią na starszą panią, Bruce pewnie już dawno by sobie z tym poradził. Ja po prostu nie mogę zrozumieć jednego – dlaczego ktoś taki brutalnie ogłuszył nieszkodliwą staruszkę? Policja twierdzi, że to napad rabunkowy, który nie doszedł do skutku. Ale jak został przerwany? I przez kogo?

Mel wspomniała mi, że odźwierny często myli jej numer mieszkania, 15B, i numer mieszkania pani Friedlander, 15A. Wtedy pomyślałem o tym, co powiedział mój kumpel policjant – że to wyglądało prawie jak robota seryjnego mordercy-transwestyty, tyle że starsza pani nie pasuje do profilu ofiary. Zastanawiam się trochę, czy czasem facet nie pomylił mieszkań… Może pani Friedlander wcale nie była jego upatrzoną ofiarą. A potem, kiedy już się zorientował w pomyłce, próbował mimo wszystko zrobić swoje, ale nie miał do tego serca i zostawił sprawę niedokończoną.


Nie wiem. Tylko się nad tym zastanawiam. Wypytałem odźwiernych z kamienicy i żaden z nich nie pamięta, żeby tamtego wieczoru wpuszczał kogoś na piętnaste piętro – ale jeden z nich spytał mnie, czy się ostrzygłem. Najwyraźniej widział kiedyś przedtem Maksa i chociaż zorientował się, że nie jestem do końca prawdziwym egzemplarzem, to nie był w stanie dokładnie określić, co się w moim wyglądzie zmieniło. To przerażające, że uznajemy spostrzegawczość ochroniarzy za pewnik, nieprawdaż?

W każdym razie, jeżeli będziesz grzeczny, prześlę ci pierwsze rozdziały mojej książki. To historia o grupie ludzi, którym brak jakichś przyzwoitszych cech charakteru – są trochę podobni do przyjaciół Mim. Spodoba ci się.

O mój Boże, muszę już iść. Mam być w Film Forum za piętnaście minut…

John


Do: John Trent ‹john.trent@thenychronicle.com›

Od: Jason Trent ‹jason.trent@trentcapital.com›

Temat: Jesteś niepoprawny

Film Forum? Dlatego nie możesz się zjawić na otwarciu? Bo idziesz do kina?

Ta ruda ma z tym coś wspólnego, prawda?

Jason


Do: Nadine Wilcock ‹nadine.wilcock@thenyjournal.com›

Od: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Temat: Zapis mojej randki

18.00

Rozpoczynam przygotowania do randki. Wkładam śliczną, krótką, niebieską sukienkę, którą pomogłaś mi wybrać. Stwierdzam, że trochę ZA BARDZO rzuca się w oczy jak na wyjście do kina i na kolację. Dodaję bawełniany sweterek. Mamusia byłaby dumna.

Pamiętam jej kazania: wiesz, jak zimno potrafi się zrobić w kinie latem.

Przez pół godziny ćwiczę chodzenie w moich nowych sandałach na koturnie. Skręcam sobie nogę w kostce tylko dwa razy. Bardziej gotowa już nie będę.

18.30

Wychodzę. Wiem, że muszę ładnie wyglądać, bo jakiś facet obmacuje mnie w metrze między Times Square i Penn Station. Walę obmacywacza łokciem w dołek. Dostaję brawa od współpasażerów. Obmacywacz wysiada z zawstydzoną miną.

19.00

Zjawiam się przed kinem. Straszna kolejka! Rozglądam się nerwowo, szukając Johna (czy ja ci już mówiłam, że Max prosił, żebym nazywała go Johnem? To stare przezwisko ze studiów). Wreszcie zauważam go na końcu kolejki, już trzyma bilety. Mój plan, żeby podzielić wydatki pół na pół (i w ten sposób zrobić z tego kumplowską wyprawę do kina, a nie randkę, zgodnie z twoją sugestią) upada z miejsca! Ratuję się, informując go, że sama kupię popcorn i coś do picia. Zapewne z przyjemnością dowiesz się, że John nie sprzeciwia się tym planom.

19.00- 19.20

Stoimy w kolejce i rozmawiamy o wielkiej dziurze w jezdni, która otworzyła się na Siedemdziesiątej Dziewiątej ulicy. Wiesz, że ja uwielbiam wszelkie naturalne kataklizmy. No cóż, okazuje się, że John też! Wywiązuje się długa rozmowa na temat naszych ulubionych klęsk żywiołowych.

19.21

Kolejka zaczyna się posuwać. John idzie znaleźć nasze miejsca. Ja idę kupić popcorn i picie. Z rozpaczą zdaję sobie sprawę, że zapomniałam go poprosić, żeby zajął dla mnie miejsce przy przejściu, bo mam absurdalnie mały pęcherz. Ale kiedy wchodzę na salę, okazuje się, że dokładnie tak zrobił – zostawił dla mnie miejsce przy przejściu! No to powiedz teraz sama, Nadine, czy Tony kiedykolwiek zostawił dla ciebie miejsce przy przejściu? Nie, nigdy, i ty o tym świetnie wiesz. 19.30-21.30

Oglądamy film. Jemy popcorn. John potrafi jeść i jednocześnie oddychać nosem. To znacząca poprawa w porównaniu z Aaronem, który – na pewno sobie przypominasz – ma z tym pewien problem. Zastanawiam się, czy Doiły już to zauważyła. Poza tym John nie patrzy na zegarek, kiedy leci film. To był jeden z najbardziej denerwujących zwyczajów Aarona. Potem zauważam, że John w ogóle nie nosi zegarka. Wypada zdecydowanie lepiej niż Aaron, który nie tylko zegarek nosił, ale i obsesyjnie sprawdzał czas co dwadzieścia minut.

21.30-22.00

Idziemy na drugą stronę ulicy do Brothers Barbecue i odkrywamy, że jak większość popularnych restauracji na Manhattanie, jest pełna turystów. Na stolik trzeba czekać dwie godziny. Proponuję, żebyśmy poszli na kawałek pizzy do Joe’s, gdzie jak wiesz dają najlepszą pizzę w mieście. Po drodze John opowiada mi zabawną historię o swoim bracie i pijackiej wyprawie do Joe’s. Mówię, że nie wiedziałam, że on ma brata, a on mi wyjaśnia, że chodziło mu o kumpla z korporacji studenckiej. To mnie trochę smuci, bo nie wiem, czy ci kiedykolwiek mówiłam, ale po pewnym szczególnie upokarzającym wydarzeniu, kiedy jeszcze byłam na studiach (w grę wchodził członek korporacji Delta Upsilon i skarpetka), przysięgłam sobie, że nigdy więcej nie będę chodziła na randki z ludźmi ze studenckich stowarzyszeń. A potem przypominam sobie, że to przecież nie jest randka, ale wyjście do kina z przyjacielem, tak jak sugerowałaś, więc znów mogę się rozluźnić.

22.30-24.00

Pizzę jemy na stojąco, bo siedzących miejsc nie ma. Kiedy jemy, przytaczam zabawną anegdotę o tym, jak to kiedyś wpadłam w Joe’s na Gwyneth Paltrow, a ona zamówiła kawałek pizzy z warzywami i sosem, ale bez sera! To prowadzi do dyskusji na temat mojej pracy i tego, jak bardzo chciałabym pisać poważne artykuły. Okazuje się, że John czyta stronę dziesiątą i bardzo mu się podoba mój lekki i pełen wigoru styl! To były jego własne słowa! Lekki! I pełen wigoru! JESTEM lekka i pełna wigoru, prawda? No więc, potem próbuję go wypytać o JEGO pracę. Myślałam, że zdołam się subtelnie dowiedzieć prawdy o tej całej historii z sutkami.

Ale on wcale nie chciał mówić o sobie! Chciał tylko wiedzieć, gdzie studiowałam i takie tam. Wypytywał mnie o mnóstwo rzeczy na temat Lansing. Jakby TO mogło być interesujące! Opowiedziałam mu, jak raz kiedyś do miasteczka przyjechały Anioły Piekieł, no i oczywiście o tornadzie, które zdarło dach z budynku stołówki gimnazjum (niestety, stało się to latem, więc nawet nie mieliśmy wolnego).

Wreszcie zabrakło mi pary i zaproponowałam, żebyśmy wrócili do domu. Ale po drodze do metra mijaliśmy bar, gdzie grali bluesa na żywo! Wiesz, że nie umiem się oprzeć bluesowi. Albo zauważył, że mam żałosną minę, albo co, w każdym razie powiedział: „Wejdźmy do środka”.

Kiedy zobaczyłam, że wstęp kosztuje piętnaście dolarów i jeszcze trzeba zamówić minimum dwa drinki, powiedziałam coś w rodzaju: „Nie, naprawdę nie musimy…”, ale on stwierdził, że kupi drinki, jeżeli ja zapłacę za wjazd, co moim zdaniem było bardzo przyzwoite z jego strony, bo sama wiesz, że w takich miejscach liczą sobie po dziesięć dolarów za jedno piwo. Więc weszliśmy do środka i wtedy jakoś odzyskałam wigor, i bardzo dobrze się bawiłam, i piłam piwo, i jadłam orzeszki ziemne, i rzucałam skorupki na podłogę, a potem zespół zrobił sobie przerwę i okazało się, że jest północ, i oboje jak na komendę wrzasnęliśmy: „O mój Boże, Paco!”

No więc pognaliśmy z powrotem – podzieliliśmy się opłatą za taksówkę, dość sporą, ale o tej porze dużo szybciej taksówką niż metrem – i udało nam się wrócić, zanim nastąpił jakiś poważniejszy wypadek (pies nawet nie zdążył zacząć wyć), no więc powiedziałam mu „dobranoc” przy windzie, a on powiedział, że powinniśmy to kiedyś powtórzyć, a ja stwierdziłam, że bardzo chętnie i że wie, gdzie mnie znaleźć, i wtedy poszłam do siebie do mieszkania i wzięłam prysznic, żeby zmyć z włosów ten dym z baru, bo cała byłam przesiąknięta tym dymem.

Zauważ proszę, że nie doszło do żadnych awansów (to dotyczy obu stron) i że wszystko odbyło się w bardzo przyjaznej atmosferze, bez niedomówień i po dorosłemu. I teraz mam nadzieję, że będziesz się wstydziła za siebie i za te wszystkie podłe rzeczy, które o nim myślałaś, bo on jest naprawdę bardzo miły i zabawny, i miał na sobie bardzo fajne dżinsy, dawno takich nie widziałam – nie za obcisłe, ale też i nie za luźne, z paroma szalenie interesującymi wytartymi miejscami, plus rękawy koszuli podwinięte niemal do łokcia…

Oho, idzie George. Zaraz mnie zabije, bo wciąż jeszcze nie dostał jutrzejszej kolumny. Muszę spadać.


Do: Nadine Wilcock ‹nadine.wilcock@thenyjournal.com›

Od: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Temat: Zaraz, zaraz…

…dlaczego on NIE PRÓBOWAŁ mnie podrywać? O mój Boże! Ja jednak naprawdę muszę być odrażająca!

Mel


Do: Jason Trent ‹jason.trent@trentcapital.com›

Od: John Trent ‹john.trent@thenychronicle.com›

Temat: Ta ruda ma z tym coś wspólnego, prawda?

No cóż, OCZYWIŚCIE. John


Do: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Od: Nadine Wilcock ‹nadine.wilcock@thenyjournal.com›

Temat: Możesz mnie zaskarżyć

Dobra. Po pierwsze, nie jesteś odrażająca. Skąd ci się biorą takie pomysły?

Po drugie, zawsze jestem skłonna przyznać się do pomyłki, więc teraz przyznaję: myliłam się co do tego faceta. Przynajmniej jak do tej pory.

Moim zdaniem to trochę dziwne, że on chce, żebyś nazywała go John. No bo co to za przezwisko: JOHN? Powiem ci od razu: to jest imię, a nie przezwisko.

Ale nieważne. Miałaś rację. Nie jesteś dzieckiem. Możesz podejmować własne decyzje. Chcesz siedzieć i słuchać bluesa, jeść orzeszki ziemne i rozmawiać z nim ó kataklizmach natury? A proszę cię bardzo. Nie będę próbowała cię powstrzymywać. To naprawdę nie jest moja sprawa.

Nadine


Do: Nadine Wilcock ‹nadine.wilcock@thenyjournal.com›

Od: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Temat: Co się z tobą…

…dzieje? Od pięciu lat, odkąd się znamy, wtykałaś nos we wszystkie szczegóły mojego życia – tak samo jak ja w szczegóły twojego. Więc skąd teraz nagle te bzdury w rodzaju: „To naprawdę nie jest moja sprawa”?

Czy stało się coś złego, a ty mi o tym nie powiedziałaś? Ty i Tony pogodziliście się, prawda? To znaczy, po kłótni na temat tego, co Tony powiedział u wujka Giovanniego. Mam rację? Prawda?

Nadine, ty i Tony nie możecie ze sobą zerwać. Jesteście jedyną znaną mi parą, która faktycznie wydaje się szczęśliwa. Oczywiście poza Jamesem i Barbrą.

Mel


Do: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Od: Nadine Wilcock ‹nadine.wilcock@thenyjournal.com›

Temat: Tak, Tony i ja…

…pogodziliśmy się. To nie ma z nim nic wspólnego. A przynajmniej nie bezpośrednio. Tylko że – i naprawdę nie chcę, żeby to brzmiało jak użalanie się nad sobą albo bezsensowne marudzenie, albo coś takiego, ale… – rzecz w tym, Mel, że jestem po prostu… GRUBA!

Jestem tak strasznie gruba i w żaden sposób nie mogę schudnąć, i mam dosyć jedzenia chrupek ryżowych, a Tony ciągle przynosi do domu z restauracji resztki świeżego chleba, i robi z nich rano francuskie grzanki…


Ja kocham Tony’ego, naprawdę go kocham, ale sama myśl, że stanę przed ołtarzem i do całej jego rodziny odwrócę się tyłkiem w takim rozmiarze, sprawia, że mam ochotę się powiesić. Mówię poważnie. Gdybyśmy tylko mogli razem uciec…

Nadine:-(


Do: Nadine Wilcock ‹nadine.wilcock@thenyjournal.com›

Od: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Temat: Nie!

Nie możecie uciec. Jeżeli uciekniecie, to co ja zrobię z tą głupią sukienką druhny w kolorze bakłażana, którą kazałaś mi kupić. Dobra. Dosyć tego, Nadine. Sama mnie do tego zmusiłaś. Ale chcę, żebyś pamiętała o jednym – robię to dla twojego dobra.

Mel


Do: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Od: Nadine Wilcock ‹nadine.wilcock@thenyjournal.com›

Temat: Robisz co?

Mel, o co chodzi? Strasznie mnie zdenerwowałaś. Nie cierpię, kiedy jesteś taka.

A ja myślałam, że podobały ci się sukienki dla druhen, które wybrałam.

Mel???

MEL???

Nadine.


Do: Amy Jenkins ‹amy.jenkions@thenyjournal.com›

Nadine Wilcock ‹nadine.wilcock@thenyjournal.com›

Od: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Temat: Program utraty wagi

Droga panno Jenkins,

skoro wy, pracownicy Działu Kadr, jesteście tak chętni do udzielania pomocy nam, zabieganym redaktorom z newsroomu, zastanawiam się właśnie, czy mogłaby pani dać nam znać, gdyby New York Journal” oferował swoim pracownikom zniżkowe karnety do którejkolwiek z pobliskich siłowni? Proszę mnie zawiadomić jak najszybciej. Dziękuję.

Melissa Fuller

Redaktorka Strony Dziesiątej

„New York Journal”


Do: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Od: Nadine Wilcock ‹nadine.wilcock@thenyjournal.com›

Temat: Czyś ty kompletnie oszalała?

CO TY WŁAŚCIWIE WYRABIASZ NAJLEPSZEGO???

Ja nie mogę się zapisać do siłowni! Mam depresję, a nie skłonności samobójcze! Ja cię po prostu zamorduję…

Nadine


Do: jerryzyje@freemail.com

Od: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.conn›

Temat: Skoro już mowa o katastrofach

Cześć, słyszałeś najnowsze wiadomości? Na Bahamach tworzy się potężny tropikalny niż. Moim zdaniem wkrótce zrobi nam się z tego tropikalny huragan, i to już na dniach. Trzymaj kciuki.

Mel

PS Następnym razem, kiedy będziesz chciał iść odwiedzić ciotkę, daj mi znać, a chętnie pójdę z tobą. Słyszałam, że ludzie w śpiączce rozpoznają głosy znajomych, więc może mogłabym coś do niej pogadać. Wiesz, kiedyś widywałam się z nią prawie codziennie…


Do: John Trent ‹john.trent@thenychronicle.com›

Od: Max Friedlander ‹fotograf@stopthepresses.com›

Temat: Ja

Cześć! Jak leci? Dawno się nie słyszeliśmy, co? Pomyślałem sobie właśnie, że sprawdzę, jak się rzeczy mają. Co u ciotki? Przekręciła się już?

Tylko żartuję. Wiem, że jesteś na ten temat przewrażliwiony, więc nie będę sobie dowcipkował na temat starszych pań, które się wybierają na spotkanie ze Stwórcą.

Poza tym, ja kocham tę starą harpię. Naprawdę.

No cóż, tu w Key West wszystko idzie pływające. Mówię to dosłownie. Viv i ja odkryliśmy któregoś dnia plażę nudystów i mogę ci, John, powiedzieć tylko jedno – jeżeli nie pływałeś na golasa z supermodelką o wygimnastykowanych nogach, to nie znasz życia, synu.

Teraz Viv jest w mieście i depiluje sobie okolice bikini (to na te okazje, kiedy musimy zakładać ciuchy, na przykład przy basenie hotelowym), postanowiłem więc dowiedzieć się, co słychać u ciebie, stary. Wiesz, naprawdę wyratowałeś mnie z niezłych tarapatów i nie myśl sobie, że tego nie doceniam.

W rzeczy samej, doceniam do tego stopnia, że postanowiłem udzielić ci paru rad. Rad na temat kobiet, oczywiście, skoro wiem, jak ty sobie z nimi poczynasz. Przede wszystkim, nie powinieneś być taki nadęty. Naprawdę nie jesteś odpychającym facetem. A teraz, kiedy – mam nadzieję – ubierasz się dzięki moim wskazówkom z nieco większą klasą, na pewno trochę więcej się wokół ciebie dzieje. Myślę, że już czas zająć się Przewodnikiem po Kobietach – Panoptikonem Maksa Friedlandera. Istnieje siedem rodzajów kobiet. Zapisałeś? Siedem. Nie więcej. Nie mniej. To wszystko. Oto poszczególne typy:

1. ptasi

2. krowi

3. psi

4. kozi

5. koński

6. koci

7. świniowaty

Teraz tak: mogą się trafiać kombinacje niektórych charakterystyk. Na przykład można spotkać bardzo świniowatą młodą damę – hedonistyczną, łakomą itd. – która ma w sobie także coś ptasiego – pustą głowę, trochę może roztrzepaną. Twierdzę, że najlepszym połączeniem jest dziewczyna taka jak Vivica: kocia – seksowna i niezależna, a jednocześnie podobna do konia – dumna, ale romantyczna. Naprawdę lepiej unikać typu psiego – zbyt uległy – oraz krowiego – nazwa mówi sama za siebie. No i trzymałbym się z daleka od kóz – są krnąbrne i za bardzo lubią różne gierki, i tak dalej.

No cóż, to wszystko na dzisiaj. Mam nadzieję, że podobała ci się lekcja – i że była zrozumiała. Wiesz, jestem w tej chwili pijany w trupa.

Max


Do: Max Friedlander ‹fotograf@stopthepresses.com›

Od: John Trent ‹john.trent@thenychronicle.com›

Temat: Ty

Proszę cię, nie pisz do mnie więcej. Będę wyprowadzał psa twojej ciotki i karmił koty twojej ciotki. Będę udawał, że jestem tobą.

Ale nie pisz do mnie więcej. Czytanie twoich żałosnych wynurzeń na temat, którego najwyraźniej nigdy, ale to przenigdy nie pojmiesz, to po prostu więcej, niż mogę na tym etapie mojego życia znieść.

John


Do: jerryzyje@freemail.com

Od: Jason Trent ‹jason.trent@trentcapital.com›

Temat: Ruda

Cześć, John, to ja, S tacy. Jason nie chciał cię zapytać, więc sama to zrobię: Jak leci? To znaczy, z tą dziewczyną j udawaniem Maksa Friedlandera, i tak dalej? Daj mi znać!

Całuję Stacy

PS Brakowało nam ciebie na otwarciu tamtego skrzydła. Szkoda, że cię nie było. Twojej babce było bardzo przykro, dziewczynkom też. Naprawdę nie dają mi spokoju i wypytują, czy jeszcze kiedyś do nas przyjdziesz. Przyjdziesz?


Do: Jason Trent ‹jason.trent@trentcapital.com›

Od: jerryzyje@freemail.com

Temat: Jak leci?

Jak leci? Pytasz mnie, jak leci, Stacy? No to ci powiem: jak krew z nosa, dziękuję. Tak właśnie. Jak krew z nosa. Wszystko jest do chrzanu. Oczywiście, nic nie powinno być do chrzanu. Wszystko powinno być wspaniale. Poznałem tę ABSOLUTNIE świetną dziewczynę. Naprawdę ABSOLUTNIE świetną, Stace: ona lubi tornada i bluesa, i wszystko, co dotyczy seryjnych morderców. Z takim samym entuzjazmem łyka ploteczki na temat sławnych ludzi i zabiera się za talerz wieprzowiny moo shu, nosi buty na o wiele za wysokich obcasach i wygląda w nich rewelacyjnie – ale wygląda tak samo świetnie w tenisówkach i w dresie. I jest MIŁA. No naprawdę, z gruntu miła. W mieście, w którym nikt nie zna swoich sąsiadów, ona nie tylko swoich zna, ale jeszcze się nimi INTERESUJE. A przecież mieszka na MANHATTANIE. Na Manhattanie, gdzie ludzie jakby nigdy nic przechodzą nad ciałami bezdomnych, żeby się dostać do ulubionej restauracji. Jeżeli chodzi o Mel, ona nigdy tak naprawdę nie wyjechała z Lansing w stanie Illinois, miasteczka o trzynastu tysiącach mieszkańców. Broadway równie dobrze mógłby się nazywać: ulica Główna.

I zrozum jeszcze jedno: wczoraj wyszliśmy razem na miasto i ona nie chciała mi pozwolić, żebym za nią płacił. Tak, dobrze to przeczytałaś: NIE CHCIAŁA POZWOLIĆ, ŻEBYM ZA NIĄ PŁACIŁ. Powinnaś była widzieć jej minę, kiedy się zorientowała, że już zdążyłem kupić bilety do kina. Żadna kobieta, z którą się umawiałem (a w przeciwieństwie do tego, co mógł ci wmawiać mój brat, wcale aż tak wiele ich nie było), nigdy nie zapłaciła za swój bilet do kina, kiedy się ze mną umawiała – ani za nic innego, skoro już o tym mówimy.

Nie chodzi o to, że kiedykolwiek przeszkadzało mi, że płacę. Tylko żadna z nich nigdy nawet nie ZAPROPONOWAŁA. I tak, owszem, wszystkie wiedziały, że się umawiają z Johnem Trentem z tych Trentów z Park Avenue. Ale one nigdy nawet nie PROPONOWAŁY.


Nadążasz za mną, jak do tej pory, Stace? Po Heather i Courtney, i Meghan (mój Boże, pamiętasz Meghan? I katastrofę z teksańskim dipem?), i Ashley, i wszystkich innych, wreszcie poznałem jakąś Mel, która prawdopodobnie bardziej interesuje się mną niż moim portfelem inwestycyjnym… A ja nawet nie mogę jej powiedzieć, jak się naprawdę nazywam. Nie, ona myśli, że jestem Maksem Friedlanderem. Maksem Friedlanderem, którego mózg, zaczynam żywić pewne obawy, uległ atrofii, kiedy facet miał mniej więcej szesnaście lat. Maksem Friedlanderem, który spisał dla mnie panoptikum typów kobiecego charakteru. Moim zdaniem na pewno podparł tę wiedzę oglądaniem porannych kreskówek Hanna-Barbera. Wiem, co na to powiesz. Dokładnie wiem, co zasugerujesz, Stace. A odpowiedź brzmi: nie. Nie mogę. Może gdybym nie okłamywał jej od samego początku. Może gdybym w pierwszej chwili, kiedy ją poznałem, powiedział: „Słuchaj, ja nie jestem Max. Max nie mógł przyjść. Martwi się tym, co się stało jego ciotce, więc wystał mnie w zastępstwie.”

Ale ja tego nie powiedziałem. Skrewiłem. Spieprzyłem sprawę od samego początku.

Teraz jest już za późno, żeby powiedzieć jej prawdę, bo cokolwiek będę jej próbował wyjaśnić, pomyśli, że znów ją okłamuję. Może się do tego nie przyzna. Ale w głębi ducha zawsze będzie myślała: „Może teraz też kłamie”. Nie próbuj mi wmawiać, że tak nie będzie, Stace. A teraz ona chce, żebym poszedł z nią odwiedzić ciotkę Maksa. Uwierzyłabyś? Tę pogrążoną w śpiączce ciotkę! Mówi, że czytała, że ludzie w śpiączce czasami słyszą, co się wokół nich dzieje, a nawet rozpoznają głosy znajomych osób. Cóż, ciotka Helen w żaden ludzki sposób nie rozpozna mojego głosu, prawda?

No więc sama widzisz. Oto moje cholerne życie w pigułce. Masz na to jakąś radę? Jakieś sensowne słowa kobiecej mądrości? Nie, nie sądzę. Jestem doskonale świadom, że sam sobie wykopałem tę mogiłę. Chyba nie mam teraz innego wyjścia, tylko się w niej położyć. Pogrzebowo twój,

John


Do: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Od: Dolly Vargas ‹dolly.vargas@thenyjournal.com›

Temat: Max Friedlander

Kotku, nie mogłam nie podsłuchać twojej małej pogawędki z Nadine przy faksie – czy to prawda, że obydwie zapisałyście się na siłownię i zaczynacie zajęcia na rowerach stacjonarnych? No cóż, brawo dla tych pań! Życzę wam jak najwięcej pary. Dajcie mi znać, czy są tam jakieś ławki albo trybuny, na których można sobie usiąść, przyglądać się i dopingować was (i czy oferują tam napoje chłodzące, najchętniej alkoholowe, bo to jedyny sposób, żeby MNIE zaciągnąć do siłowni, na Boga!).

W każdym razie, chciałabym coś dodać do tej drugiej sprawy, o której wspominałaś, jak słyszałam. Zastanawiasz się, czemu Max Friedlander się do ciebie nie przystawiał? Pomyśl trochę, a wszystko stanie się jasne… Weź tylko pod uwagę wszystkie historie, które słyszałaś o jego przygodach z KOBIETAMI, mimo tego jego lęku przed podjęciem zobowiązań, jego obsesję zrobienia jak najlepszego ujęcia, cokolwiek akurat fotografuje, jego stalą potrzebę akceptacji, jego odmowę ustatkowania się i teraz tę dziwaczną zmianę imienia…

Naprawdę, wszystko to da się sprowadzić do jednego prostego faktu:

On jest gejem.

Kotku, to zupełnie oczywiste. To dlatego nie próbował cię podrywać.

Buziaki Dolly


Do: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Od: Nadine Wilcock ‹nadine.wilcock@thenyjournal.com›

Temat: Uspokój się

On nie jest gejem. Jasne? To cała nasza Dolly. Ona ci robi wodę z mózgu. Nudzi się. Peter Hargrave nie chce opuścić dla niej swojej żony, Aaron wciąż marzy o tobie, a Doiły nie ma nic lepszego do roboty, niż się nad tobą znęcać. A ty zgadzasz się grać jej kartami, kiedy tak się pozwalasz dołować. No dobra, jutro idziemy na rowerek o dwunastej czy o siedemnastej trzydzieści?

Nadine

PS Nie muszę ci chyba mówić, z jakim obrzydzeniem zgadzam się na to, prawda? Na te całe ćwiczenia? W razie gdybyś nie wiedziała, nie cierpię tego. Z całego serca nienawidzę się pocić. To wbrew naturze. Naprawdę.


Do: Nadine Wilcock ‹nadine.wilcock@thenyjournal.com›

Od: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Temat: Ale to by wyjaśniało…

…dlaczego on nie próbował mnie pocałować ani objąć, ani nic!

On jest gejem!

A ja zaproponowałam, że następnym razem, kiedy będzie szedł do szpitala odwiedzić ciotkę, pójdę z nim. Na pewno wyszłam na największą narzucającą się idiotkę na świecie!

Mel

PS Chodźmy na dwunastą i będziemy miały z głowy. Wiem, że tego nie cierpisz, Nadine, ale to dla twojego dobra. A pocenie się jest zgodne z naturą. Ludzie to robią od tysięcy lat.


Do: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Od: Nadine Wilcock ‹nadine.wilcock@thenyjournal.com›

Temat: Czy ty…

…cierpisz na uszkodzenie połączeń synaptycznych?

Po pierwsze, on nie jest gejem.

Po drugie, gdyby nawet był gejem, propozycję, że pójdziesz z nim odwiedzić jego pozostającą w stanie śpiączki ciotkę, trudno nazwać narzucaniem się. To w gruncie rzeczy bardzo miłe z twojej strony.

Tłumaczyłam ci, żebyś nie słuchała Doiły. Przypominasz sobie koronkową narzutę? Pamiętasz, że widziałaś, jak karmił psa alpo na środku łóżka? Czy jakikolwiek gej zrobiłby coś TAKIEGO z koronkową narzutą na łóżko?

Nadine


Do: Nadine Wilcock ‹nadine.wilcock@thenyjournal.com›

Od: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Temat: Och

Tak. Masz rację. Żaden gej nigdy nie potraktowałby koronek w taki sposób.

Dzięki Bogu, że mam ciebie, Nadine.

Mel

PS Ale jeżeli nie jest gejem, to dlaczego do tej pory mi nie odpisał? Całe wieki temu wystałam mu maiła na temat jakichś tropikalnych niżów, które tymczasem już zdążyły się zamienić w huragan!


Do: jerryzyje@freemail.com

Od: Jason Trent ‹jason.trent@trentcapital.com›

Temat: Och, na litość boską…

Po prostu zadzwoń do tej dziewczyny, dobra? Ty tam siedzisz i posypujesz sobie głowę popiołem, a tymczasem jakiś inny facet sprzątnie ci ją sprzed nosa!

Nie przejmuj się, problem z Maksem Friedlanderem sam się jakoś rozwiąże. Nie uwierzyłbyś, jakie kłamstwa opowiadał mi Jason, kiedy zaczynaliśmy ze sobą chodzić… A najlepsze było chyba to, jakoby kiedyś spotykał się z Jodie Foster. Zapomniał tylko dodać, że działo się to na promie, którym płynął do Kalifornii.


Tak, „spotykał się” z nią, jasne.

Och, a twoja babka pokazała mi zdjęcie Michelle, o której twój brat twierdzi, że to najpiękniejsza kobieta, jaką kiedykolwiek widział. Ha? Ktoś tu ma źle w głowie. A świstak siedzi i zawija je w te sreberka…

Jason właśnie przyszedł. Wrzeszczy coś o spalonym serze i dlaczego sobie nie założę własnego konta pocztowego, i czemu muszę ciągle grzebać w jego własnym, a na dodatek usiłuje zepchnąć mnie z krzesła, mimo że jestem w siódmym miesiącu ciąży z jego nienarodzonym synem; już nie wspomnę, że jestem matką dwóch jego córek.

Stacy


Do: jerryzyje@freemail.com

Od: Jason Trent ‹jason.trent@trentcapital.com›

Temat: Odczep się

Chciałbym tylko zaznaczyć, że podczas gdy ty zawracasz głowę mojej żonie swoimi durnymi problemami – z których większość, notabene, sam ściągnąłeś sobie na głowę – tutaj wszystko się wali. Przed chwilą sam musiałem zrobić dziewczynkom lunch. Ser stopił mi się w testerze i wywołał pożar. Więc mam ci do powiedzenia tylko jedno: znajdź sobie wreszcie własną żonę, a od mojej się odczep.

Jason


Do: jerryzyje@freemail.com

Od: Jason Trent ‹jason.trent@trentcapital.com›

Temat: CZEŚĆ, WUJKU JOHNIE

TO MY, HALEY I BRITTANY. MAMUSIA I TATUŚ STRASZNIE SIĘ KŁÓCĄ O TO, CO POWINIENEŚ ZROBIĆ Z TĄ RUDĄ PANIĄ. MAMUSIA MÓWI, ŻE POWINIENEŚ DO NIEJ ZADZWONIĆ I ZAPROSIĆ JĄ NA OBIAD, A TATUŚ MÓWI, ŻE POWINIENEŚ SZYBKO PÓJŚĆ NA PSYCHOTERAPIĘ.

JEŻELI OŻENISZ SIĘ Z TĄ RUDĄ PANIĄ, TO CZY ONA BĘDZIE NASZĄ CIOCIĄ?

KIEDY DO NAS PRZYJDZIESZ? TĘSKNIMY ZA TOBĄ. BYŁYŚMY BARDZO GRZECZNE. ZA KAŻDYM RAZEM, KIEDY TA ŻYŁKA NA CZOLE TATUSIA ROBI SIĘ PURPUROWA, ŚPIEWAMY PIOSENKĘ, KTÓREJ NAS NAUCZYŁEŚ, TAK JAK NAM KAZAŁEŚ. TĘ O ROZSTROJU ŻOŁĄDKA. NO CÓŻ, MUSIMY JUŻ IŚĆ, TATUŚ MÓWI NAM ŻEBYŚMY POSZŁY PRECZ OD JEGO BIURKA. NAPISZEMY WKRÓTCE!!!

CAŁUSY

BRITTANY I HALEY

Do: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Od: jerryzyje@freemail.com

Temat: Grad wielkości pitek baseballowych i inne anomalie pogodowe

Droga Melisso!

Przepraszam, że tak długo się nie odzywałem. Było parę spraw, którymi musiałem się zająć. Wygląda jednak na to, że wszystko znalazło się mniej więcej pod kontrolą – o tyle, o ile się chwilowo da.

Bardzo miło z twojej strony, że chcesz iść ze mną w odwiedziny do ciotki, ale to naprawdę nie jest konieczne. Zaraz. Moment. Wiem, co na to powiesz. Więc żeby cię uprzedzić, czy mogę zaproponować, żebyśmy poszli do szpitala jutro wieczorem, jeżeli nie masz innych planów? I myślę, że moglibyśmy wykorzystać tę okazję, żeby przedyskutować coś, co już od jakiegoś czasu leży mi na sercu – od chwili, kiedy cię poznałem – to znaczy wielki dług, jaki mam u ciebie za to, że uratowałaś życie mojej ciotce. Stop. Nic nie mów. Wiem, co masz zamiar odpowiedzieć. Ale w gruncie rzeczy dokładnie coś takiego zrobiłaś. Policja mi mówiła.

Więc chociaż jest to zupełnie niewystarczająca forma wyrażenia mojej niezmiernej wdzięczności za to, co zrobiłaś, mam nadzieję, że pozwolisz mi się zabrać na obiad któregoś wieczoru. A ponieważ wiem, jak głęboko może to urazić twoje uczucia rodem ze Środkowego Zachodu, jestem gotów pozwolić ci wybrać restaurację, w razie gdybyś miała się martwić, że wybiorę takie miejsce, które doprowadzi mnie do bankructwa. Przemyśl to i odezwij się. Jak sama wiesz, dzięki Paco moje wieczory są całkiem wolne gdzieś tak do jedenastej.

Pozdrawiam John

PS Oglądałaś wczoraj wieczorem Weather Channel? Dlaczego zawsze tak jest, że ludzie, którzy usiłują pokonać wozem terenowym rzekę wezbraną powodzią, z reguły nie potrafią pływać?


Do: Nadine Wilcock ‹nadine.wilcock@thenyjournal.com›

Od: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Temat: Odpisał!

I zaprosił mnie na randkę.

No cóż, coś w tym rodzaju. Chociaż to chyba raczej akt litości („żal mi cię i jestem ci wdzięczny”) niż prawdziwa randka. Ale może, jeżeli uda mi się kupić odpowiednią sukienkę… Jesteś ekspertem od restauracji. Którą powinnam wybrać?

Mel


Do: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Od: Nadine Wilcock ‹nadine.wilcock@thenyjournal.com›

Temat: Nie będziesz miała forsy…

…na czynsz w przyszłym miesiącu, jeżeli zamierzasz ciągle kupować ciuchy, żeby zrobić wrażenie na tym gościu. Mam pomysł. Włóż coś, co już masz w szafie. Nie zdążył jeszcze zobaczyć wszystkich twoich rzeczy. Wprowadził się zaledwie ze dwa tygodnie temu, a ja wiem, że masz jakieś dziesięć milionów spódnic.

Mam jeszcze inny pomysł. A gdybyście tak oboje przyszli do Fresche? W ten sposób Tony i ja będziemy mogli przyjrzeć mu się i powiemy ci potem, co myślimy. To tylko taki pomysł.

Nadine


Do: Nadine Wilcock ‹nadine.wilcock@thenyjournal.com›

Od: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Temat: Ha!

Czy ty masz mnie za idiotkę? Nie pokażemy się we Fresche nawet za milion lat.

Mel


Do: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Od: Tony Salerno ‹szamka@fresche.com›

Temat: Więc jesteśmy za mało wyszukani dla panienki, tak?

Jeśli dobrze zrozumiałem, wybiła godzina prawdy. No bo najwyraźniej masz wobec mojej restauracji jakieś uprzedzenia. Szkoda, że nic o tym nie wiedziałem. Cóż, zdawało mi się, że jesteśmy przyjaciółmi.

Przecież ilekroć proponowałem, że zrobię ci kawałek mojego klasycznego kurczaka paillard z grilla, nigdy nie oponowałaś. Czy to możliwe, że przez cały czas po prostu starałaś się nie robić mi przykrości?

I co z Nadine? Tak naprawdę ona nie jest twoją najbliższą przyjaciółką, dobrze mówię? Pewnie masz jakąś inną najlepszą przyjaciółkę upchniętą gdzieś na boku na wypadek sytuacji awaryjnych, tak? Proszę, jak teraz wszystko wychodzi na jaw.

Tony


Do: Tony Salerno ‹szamka@fresche.com›

Od: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Temat: Sam doskonale wiesz…

…czemu nie chcę iść do twojej restauracji. Nie mam ochoty, żeby cały czas gapiła się na mnie moja najlepsza przyjaciółka i jej narzeczony! I ty o tym wiesz.

Naprawdę bywasz nieznośny, mówiłam ci już? Dobrze chociaż, że jesteś takim świetnym kucharzem – no i takim przystojniakiem, naturalnie.

Mel;-)


Do: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Od: Dolly Vargas ‹dolly.vargas@thenyjournal.com›

Temat: Obiad

Kotku, czyś ty oszalała? Po prostu musisz go skłonić, żeby cię zabrał do La Grenouille.

I nie myśl sobie, że go na to nie stać. Mój Boże, Max Friedlander zarobił fortunę, fotografując tę małą Vivicę dla nowej kampanii reklamowej Maybelline.

A poza tym, w końcu udzieliłaś kobiecie pierwszej pomocy. Już za to samo jest ci winien jakiś drobiazg, co najmniej od Tiffany’ego albo Cartiera.

Buziaki

Dolly


Do: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Od: George Sanchez ‹george.sanchez@thenyjournal.com›

Temat: Corner Bistro

Tam niech cię zabierze ten facet. Najlepsze burgery w całym mieście. Poza tym można przy jedzeniu obejrzeć mecz.


Do: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Od: Jimmy Chu ‹james.chu@thenyjournal.com›

Temat: Jak w ogóle możesz…

… choćby myśleć o tym, żeby pójść gdzie indziej niż do Peking Duck House? Wiesz, że tam dają najlepszą kaczkę po pekińsku w całym Nowym Jorku.

Jim


Do: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Od: Tim Grabowski ‹timothy.grabowski@thenyjournal.com›

Temat: Gejowski radar

Nadine dała mi do przeczytania ostatniego maiła od twojego przyjaciela, Johna, i mogę powiedzieć bez wahania, jako zdeklarowany homoseksualista, że ten człowiek jest hetero. Żaden gej, którego znam, nie pozwoliłby kobiecie wybrać restauracji, nawet gdyby ocaliła życie jego ciotce. Niech on cię zabierze do Fresche. Nadine i ja, i cała reszta paczki mogłaby usiąść sobie przy barze i udawać, że cię nie znamy. Proszę cię, niech on cię zabierze do Fresche… Baw się dobrze i pamiętaj, żeby uprawiać bezpieczny seks, słyszysz?

Tim


Do: Nadine Wilcock ‹nadine.wilcock@thenyjournal.com›

Od: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Temat: Na miłość boską…

…czy możesz przestać opowiadać o moim życiu prywatnym wszystkim ludziom, którzy tu pracują? To takie upokarzające! Tim Grabowski od informatyków właśnie przysłał mi maiła. A jeżeli informatycy już wiedzą, to doskonale wiesz, że za chwileczkę będzie o tym mówić cały dział kultury. A jeśli ktoś z działu


kultury zna Maksa Friedlandera i powie mu, że wszyscy z działu wydarzeń o nim gadają? Nadine, na litość boską, co ty wyprawiasz?!

Mel


Do: Dolly Vargas ‹dollyvargas@thenyjournal.com›

Tony Salerno ‹szamka@fresche.com›

Tim Grabowski ‹timothygrabowski@thenyjournal.com›

George Sanchez ‹george.sanchez@thenyjournal.com›

Jimmy Chu ‹james.chu@thenyjournal.com›

Od: Nadine Wilcock ‹nadine.wilcock@thenyjournal.com›

Temat: Mel

Słuchajcie ludzie, odczepcie się od niej. Tylko ją denerwujemy. Doiły, ja mówię serio, więc nawet nie myśl o następnej zasadzce w damskiej łazience.

Nadine

PS Poza tym sami wiecie, że ona nie umiałaby utrzymać tajemnicy, nawet gdyby od tego zależało jej życie. Wygada się w końcu, dokąd idą, a wtedy ją mamy.;-)


Do: jerryzyje@freemail.com

Od: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Temat: Obiad

Drogi Johnie!

Cześć! To naprawdę miło, że chcesz mnie zabrać na obiad, ale naprawdę nie trzeba. Z przyjemnością zrobiłam dla twojej cioci, co się dało. Żałuję tylko, że nie mogłam zrobić nic więcej.

Ale jeśli naprawdę nalegasz, to mnie jest wszystko jedno, dokąd pójdziemy.

No cóż, właściwie to nie do końca prawda – jest jedno miejsce, do którego NIE CHCĘ iść, to znaczy Fresche, Ale poza tym może być każde inne. Może ty mnie czymś zaskoczysz?

Do zobaczenia na piętnastym piętrze dzisiaj o szóstej (wizyty na OIOM-ie tylko między szóstą trzydzieści a siódmą).

Mel


Do: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Od: jerryzyje@freemail.com

Temat: Obiad

Umowa stoi.

Zrobię rezerwację na ósmą. Jednak mam nadzieję, że wiesz, co robisz, pozwalając mi wybrać restaurację. Widzisz, ja mam wielkie upodobanie do flaczków.

John


Do: jerryzyje@freemail.com

Od: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Temat: Nie wierzę ci

Chcesz mnie przestraszyć?

Wychowałam się na farmie. Jedliśmy flaczki na grzankach co dzień na śniadanie.

Mel


Do: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Od: jerryzyje@freemail.com

Temat: Teraz ty…

…usiłujesz mnie wystraszyć. Do zobaczenia o szóstej.

John


Do: John Trent ‹john.trent@thenychronicle.com›

Od: Sierżant Paul Reese ‹preese@89komisariat.nyc.org›

Temat: Wczorajszy wieczór

Słuchaj, Trent, nie wiem, jak cię przepraszać. Nie wiem, o co chodzi między tobą a tą rudą laską, ale nie chciałem ci niczego spieprzyć. Tylko okropnie się zdziwiłem na twój widok! To znaczy – John Trent w Centrum Medycznym dla Zwierząt? Co on tu robi, pomyślałem. Tropi seryjnego mordercę chomików, czy jak? Przepraszam. Nie mogłem się powstrzymać. A poważnie, poszliśmy tam zbadać Hugona, to nasz policyjny pies, wykrywa materiały wybuchowe. Jakiś dureń dał mu po lunchu resztki jedzenia z KFC, a przecież wszyscy mówią, że psu nie wolno dawać kości z kurczaka… No cóż, okazało się, że to prawda. Ale mamy nadzieję, że Hugo się z tego wyliże. Na pewno się wyliże. Ale co TY tam robiłeś, człowieku? Wyglądałeś, jakbyś był zdenerwowany. No cóż, przynajmniej jak na faceta ze świetną laską u boku.

Daj mi znać, czy mogę coś zrobić, żeby ci to wynagrodzić… Może trzeba anulować jakieś mandaty za złe parkowanie? Zatrzymać na weekend bez możliwości wyjścia za kaucją męża tej rudej? Cokolwiek. Zrobię, co tylko chcesz, żeby tylko to naprawić.

Paul


Do: Sierżant Paul Reese ‹preese@89komisariat.nyc.org›

Od: John Trent ‹john.trent@thenychronicle.com›

Temat: Wszystko zostało wybaczone

Przynajmniej na razie, chociaż wczoraj z radością bym cię udusił.

Nie, oczywiście, to nie była twoja wina. W końcu powiedziałeś tylko: „Jak leci, Trent?”, jak każdy normalny człowiek. Skąd miałeś wiedzieć, że obecnie używam przybranego nazwiska?

Ale to, co zaczęło się jako najbardziej nieudany wieczór wszech czasów (kto by pomyślał, że koty zjadają gumowe opaski? z pewnością nie ja), skończyło się jako sama radość. Wiec możesz uznać, że ci wybaczono, przyjacielu. A jeśli chodzi o tę rudą, no wiesz… To długa historia. Może nawet pewnego dnia ci ją opowiem. Zależy, oczywiście,’ jak wszystko się dalej potoczy.

Na razie jednak muszę wracać do Centrum Medycznego. Mam odebrać kota, który podobno szybko wraca do zdrowia po operacji jelita. A po drodze do domu mam zamiar kupić temu kotu największą, najbardziej śmierdzącą rybę, jaką kiedykolwiek widziałeś, w ramach podziękowania za wielką przysługę, którą mi wyświadczył, zżerając tę gumową opaskę.

John


Do: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Od: Nadine Wilcock ‹nadine.wilcock@thenyjournal.com›

Temat: No i???

Co miałaś na sobie? Gdzie w końcu jedliście? Dobrze się bawiłaś?

CO SIĘ STAŁO???

Nadine


Do: Nadine Wilcock ‹nadine.wilcock@thenyjournal.com›

Od: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Temat: Stało się

› Co miałaś na sobie?


Czarną portfelową spódnicę od Calvina Kleina z jedwabnym jasnoniebieskim sweterkiem w serek, z rękawami do łokcia, i niebieskie sandały wiązane wokół kostek, na siedmioipółcentymetrowym obcasie.


› Gdzie w końcu jedliście?

W końcu nigdzie nie poszliśmy. Przynajmniej nie na obiad.

› Dobrze się bawiłaś?

TAK.

› CO SIĘ STAŁO???

To się stało.

No dobra, niezupełnie, ale prawie. Stało się to, że kiedy nakładałam ostatnią warstwę szminki, rozległo się pukanie do drzwi. Poszłam otworzyć. To był John. Nawet założył krawat! Nie wierzyłam własnym oczom. Wyglądał świetnie – ale miał naprawdę zmartwioną minę. Więc zapytałam z miejsca:

– Co się stało? A on mi na to:

– Tweedledum. Coś się z nim dzieje. Mogłabyś zajrzeć do mnie i zerknąć na niego?

No więc poszłam i zerknęłam, i nie było wątpliwości, Tweedledum, który jest zdecydowanie aktywniejszym i bardziej przyjaznym z dwóch kotów pani Friedlander, leżał pod stołem w salonie i miał taką minę, jakby zjadł o wiele za dużo wafelków. Nie dat się nikomu dotknąć, prychał, kiedy próbowałam. Nagle coś sobie przypomniałam i powiedziałam:

– O mój Boże, a zdjąłeś te gumowe opaski z „Chronicie”, kiedy przyniosłeś prasę do domu?

Bo wiesz, „Chronicie” jest tak zarozumiałą gazetą, że zawsze ją dostarczają spiętą gumową opaską, żeby ze środka nie wylatywały poszczególne dodatki. Czytelnicy dostaliby szału, gdyby chociaż jednego zabrakło i nie mogliby przeczytać swoich ukochanych stron finansowych, czy czegoś tam. A John powiedział:

– Nie, a po co?

I wtedy zdałam sobie sprawę, że zapomniałam mu wytłumaczyć najważniejszą rzecz związaną z opieką nad psem i kotami jego ciotki: Tweedledum zjada te gumowe opaski. Jego brat robił to samo. I dlatego jego brata już nie ma wśród nas.

– Musimy natychmiast zabrać kota do kliniki! – krzyknęłam.

John osłupiał.

– Żartujesz, prawda?

– Nie, mówię poważnie. Owiń go ręcznikiem. John cały czas stał bez ruchu.

– Ty naprawdę mówisz poważnie.

– Absolutnie poważnie – odparłam. – Trzeba usunąć tę gumową opaskę, zanim coś mu zablokuje w środku. W gruncie rzeczy nie mam pojęcia, czy gumowa opaska może cokolwiek zablokować, ale wystarczyło spojrzeć w zamglone oczy kota. To zwierzę cierpiało.

No więc John wziął ręcznik i zawinęliśmy Tweedleduma (John dorobił się paru paskudnych zadrapań, zanim mu się udało), i pojechaliśmy do Centrum Medycznego dla Zwierząt, bo wiem, że tam właśnie pani Friedlander zabrała Tweedledee, kiedy miał to fatalne zajście z gumową opaską z „Chronicie”. Wiem, bo poprosiła żałobników o przesłanie dotacji dla kliniki zamiast kwiatów po zejściu Tweedledee.

Kiedy tylko weszliśmy do środka, zabrali Tweedleduma na prześwietlenie. Nic nie mogliśmy zrobić, tylko czekać i modlić się. Ale wiesz, trochę trudno było mi czekać i się modlić, kiedy cały czas myślałam o tym, jak nie cierpię „Chronicie”, i że moja wielka randka wali się w gruzy. Przynajmniej, myślałam, to mogłaby być randka. Po prostu ciągle myślałam o tym, że „Chronicie” wiecznie nam podstawia nogę, i o tym, że urządzają sobie przyjęcia bożonarodzeniowe w Water Cłub, a nasze zawsze się odbywają w Bowimore Lanes. I że ich nakład przewyższa nasz o jakieś sto tysięcy i że zawsze wygrywają różne nagrody dziennikarskie, i że ich dział mody ma kolorowe zdjęcia, i że nawet nie mają kolumny plotkarskiej. No cóż, to wszystko wreszcie zaczęło mnie po prostu śmieszyć. Nie wiem dlaczego. Ale zaczęłam się śmiać, że „Chronicie” znów coś mi zdołała zepsuć.

A potem John zapytał mnie, dlaczego się śmieję, więc mu wyjaśniłam (to znaczy nie to, że „Chronicie” zrujnowała naszą randkę, ale całą resztę).

No więc wtedy John też zaczął się śmiać. Nie wiem, dlaczego ON tak się śmiał. No cóż, nie wydaje mi się takim specjalnie rozmodlonym typem. Śmiał się – co chwila wybuchał takim cichym śmiechem. Nawet próbował się opanować, ale od czasu do czasu coś mu się wyrywało.


Tymczasem do kliniki przychodzili jacyś przedziwni ludzie, z najdziwaczniejszymi przypadkami! Była tam na przykład jedna pani ze złotym retrieverem, który zjadł jej cały prozac. Inna przyniosła iguanę, która wyskoczyła z balkonu siódmego piętra (i wylądowała, na pierwszy rzut oka bez szwanku, na markizie delikatesów na samym dole). A jeszcze jedna przyszła ze swoim jeżem, który „był jakiś nieswój i dziwnie się zachowywał”.

– Jak – szepnął do mnie John – powinien zachowywać się porządny jeż?

To wcale nie było śmieszne. Tylko, że my NAPRAWDĘ nie mogliśmy przestać się śmiać. A wszyscy rzucali nam niechętne spojrzenia, co nas tylko jeszcze bardziej rozśmieszało. No więc siedzieliśmy tam, najszykowniej ubrani z tego całego towarzystwa, udawaliśmy, że jest nam wygodnie na twardych plastikowych krzesełkach i próbowaliśmy się nie śmiać, ale nie bardzo nam to wychodziło…

Tak było, póki nie weszli jacyś gliniarze. Przyszli zbadać swojego psa do wykrywania bomb, który zakrztusił się kością kurczaka. Jeden z policjantów zauważył Johna i powiedział:

– Cześć, Trent, jak leci?

I wtedy John przestał się śmiać. Zrobił się nagle strasznie czerwony i powiedział:

– Och, witam, sierżancie Reese.

Położył wyraźny nacisk na słowie „sierżant”. Sierżant Reese zrobił bardzo głupią minę. Zaczął coś mówić, ale właśnie wtedy wyszedł weterynarz i zawołał:

– Pan Friedlander? John podskoczył i powiedział:

– To ja.

I podbiegł do lekarza.

Powiedzieli nam, że Tweedledum rzeczywiście połknął gumową opaskę i że ona mu się zaplątała w jelicie cienkim, i że potrzebny będzie zabieg chirurgiczny, inaczej kot na pewno zdechnie. Zgodzili się przeprowadzić operację od razu, ale okazała się bardzo droga, bo kosztowała tysiąc pięćset dolarów i jeszcze dwieście dolarów za całonocny pobyt kota w klinice. Tysiąc siedemset dolarów! Byłam zaszokowana. John tylko skinął głową, sięgnął po portfel i zaczął wyciągać swoją kartę kredytową…

Ale zaraz szybko ją schował i powiedział, że zapomniał, ale na wszystkich kartach kredytowych przekroczył limit, i że po prostu pójdzie do bankomatu i weźmie gotówkę. Gotówkę! Miał zamiar zapłacić tysiąc siedemset dolarów gotówką! Za kota!

Ja mu jednak przypomniałam, że nie można wyciągnąć takiej gotówki z bankomatu w ciągu jednego dnia. Powiedziałam:

– Pozwól mi zapłacić za to moją kartą kredytową, a ty możesz mi zwrócić pieniądze później.

(Wiem, co powiesz, Nadine, ale to nieprawda; zwróciłby mi te pieniądze, jestem tego pewna).

Ale on kategorycznie odmówił. I zanim się zorientowałam, co się dzieje, podszedł do kasjera przedyskutować rozłożenie płatności w czasie, i zostawił mnie samą z weterynarzem i wszystkimi tymi gliniarzami, którzy wciąż stali dokoła i gapili się na mnie. Nie pytaj mnie, dlaczego się gapili. Najwyraźniej zawiniła moja zbyt krótka spódnica.

A potem John wrócił i powiedział, że wszystkim się już zajął, a gliniarze sobie poszli, a potem weterynarz zaproponował, żebyśmy poczekali, dopóki operacja się nie skończy, w razie gdyby doszło do jakichś komplikacji, wiec wróciliśmy na swoje krzesła i zapytałam:

– Czemu ten policjant mówił do ciebie Trent? A John odparł:

– Och, tacy są policjanci, oni zawsze wymyślają ludziom jakieś przezwiska.

Ale ja miałam nieodparte wrażenie, że jest coś, czego on mi nie mówi.

On się musiał zorientować, że tak myślę, bo powiedział mi, że nie muszę tam siedzieć i czekać razem z nim, że zapłaci za moją taksówkę i że ma nadzieję, że zjem kolację bez niego. Na co ja zapytałam go, czy zwariował, a on powiedział, że mu się nie wydaje, a ja stwierdziłam, że każdy, kto ma tak wiele przezwisk jak on, musi mieć jakiś poważny problem ze sobą, a on się ze mną zgodził, po czym przez dwie godziny sprzeczaliśmy się przyjemnie na temat tego, którzy seryjni mordercy w dziejach świata mieli najbardziej nierówno pod sufitem, a wreszcie weterynarz wyszedł i powiedział, że Tweedledum odpoczywa, a my możemy iść sobie do domu. No więc poszliśmy.

Jak na manhattańskie standardy było już za późno, żeby dostać gdzieś obiad – to znaczy zaledwie dziesiąta – a John miał wielką ochotę na jedzenie, mimo że przepadła nam już rezerwacja tam, dokąd zamierzał nas zabrać. Ale mnie już nie chciało się walczyć z tłumami o późną kolację, więc John się zgodził i powiedział:

– Chcesz znów zamówić chińszczyznę? A ja powiedziałam, że to chyba dobry pomysł, i posiedzimy z Paco i Panem Pepperem, którzy na pewno zdenerwowali się zniknięciem kociego brata. Poza tym wyczytałam w „TV Guide”, że na PBS miał lecieć Chudy.

No więc wróciliśmy do jego mieszkania – czy raczej powinnam powiedzieć, do mieszkania jego ciotki – i znów zamówiliśmy wieprzowinę moo shu, i jedzenie pojawiło się dokładnie wtedy, kiedy zaczynał się film, więc jedliśmy je na stoliku do kawy pani Friedlander, siedząc na jej wygodnej skórzanej sofie, na którą upuściłam nie jeden, ale dwa naleśniki wiosenne wymazane tą pomarańczową paciają.

I tak się złożyło, że właśnie wtedy zaczął mnie całować. Poważnie. Ja totalnie przepraszałam go za to, że rozmazałam to pomarańczowe paskudztwo na sofie jego ciotki, kiedy on się pochylił, WSADZIŁ KOLANO w TĘ MAŹ i zaczął mnie całować. Nie byłam tak zaszokowana od czasu, kiedy mój korepetytor z algebry zrobił dokładnie to samo na początku drugiej klasy liceum. Tylko że wtedy nie było żadnej pomarańczowej mazi, a my rozmawialiśmy o potęgach, nie o papierowych ręcznikach. I powiem ci jedno, Max Friedlander całuje się o niebo lepiej, niż kiedykolwiek całował się mój korepetytor z algebry. To znaczy całuje się, jakby nic innego przez całe życie nie robił. Myślałam, że mi głowa eksploduje. Poważnie. Aż TAK dobrze całuje. Zresztą może wcale nie jest aż tak dobry w te klocki. Może tylko tak dawno nikt mnie nie całował, jakby naprawdę tego chciał – no wiesz, tak NAPRAWDĘ – że już zapomniałam, jak to Jest, kiedy człowiek się całuje. John całuje znakomicie. NAPRAWDĘ znakomicie. Kiedy już przestał mnie całować, byłam w stanie takiego szoku i miałam takie zawroty głowy, że udało mi się wykrztusić wyłącznie:

– Po co TO zrobiłeś?

Co chyba było trochę niegrzeczne, ale on się nie przejął. Odparł:

– Bo miałem ochotę.

No wiec zastanowiłam się nad tym przez, powiedzmy, setną cześć sekundy i potem wyciągnęłam ręce, objęłam go i powiedziałam:

– To dobrze.

A potem ja trochę go wycałowałam. I to było naprawdę przyjemne, bo sofa pani Friedlander ma mnóstwo miękkich poduszek i John tak jakby osunął się na mnie, a ja tak jakby osunęłam się między te poduszki, a potem całowaliśmy się przez bardzo długi czas. Prawdę mówiąc, całowaliśmy się, dopóki Paco nie zdecydował, że chce wyjść na spacer i nie wcisnął swojego wielkiego mokrego nosa między nasze twarze. I wtedy zdałam sobie sprawę, że lepiej będzie, jeśli się stamtąd wyniosę. Po pierwsze, wiesz, co nasze matki zawsze mawiały o całowaniu się przed trzecią randką. A po drugie, nie chciałabym cię zgorszyć, ale tam na dole działy się całkiem ciekawe rzeczy. Jeśli mnie rozumiesz.

A Max Friedlander absolutnie NIE JEST gejem. Geje nie dostają pełnej erekcji od całowania się z dziewczynami. Tyle to wie nawet taka dziewczyna z małego miasteczka na Środkowym Zachodzie jak ja.

No więc, podczas gdy John przekleństwami wypędzał psa z pokoju, ja doprowadziłam się do porządku i powiedziałam skromnie:

– Dziękuję ci za uroczy wieczór, ale chyba muszę już iść.

A potem uciekłam stamtąd, chociaż on jeszcze mówił:

– Mel, poczekaj, musimy porozmawiać.

Nie zaczekałam. Musiałam się stamtąd wydostać, póki jeszcze kontrolowałam własne funkcje motoryczne. Mówię ci, Nadine, pocałunki tego faceta wystarczą, żeby znieczulić człowiekowi pień mózgowy, tak dobrze się całuje.

No więc, o czym tu jeszcze gadać?

Cóż, pozostaje tylko jedno: Nadine, zapowiadam ci to od razu, na twój ślub przyjdę z chłopakiem.

Muszę lecieć. Palce mi zdrętwiały od długiego pisania, a wciąż jeszcze muszę stworzyć kolumnę na jutro. Między Winoną a Chrisem Nothem rzeczy się klarują. Mówi się o wakacjach na Bali. Nie chce mi się wierzyć, że Winoną i ja znalazłyśmy chłopaków w tym samym czasie! To tak jak wtedy, kiedy ona i Gwyneth spotykały się z Mattem i Benem – tylko jeszcze fajniej! Bo tym razem chodzi o mnie!

Mel


Do: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Od: Nadine Wilcock ‹nadine.wilcock@thenyjournal.com›

Temat: Mam nadzieję, że przynajmniej…

…pozwoliłaś mu zapłacić za chińszczyznę.

Nadine


Do: Nadine Wilcock ‹nadine.wilcock@thenyjournal.com›

Od: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Temat: No cóż, jasne, że…

…zapłacił za chińszczyznę. Poza napiwkiem, fakt. Nie miał jednodolarówek.

Dlaczego taka jesteś? Bawiłam się świetnie. Myślałam, że było uroczo.

I przecież wcale nie pozwoliłam mu się obmacywać ani nic takiego, na litość boską.

Mel


Do: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Od: Nadine Wilcock ‹nadine.wilcock@thenyjournal.com›

Temat: Ja po prostu myślę…

…że to wszystko dzieje się za szybko. Nawet nie widziałam tego faceta na oczy. Nie obraź się, Mel, ale nie masz zbyt porządnej kartoteki, jeżeli chodzi o mężczyzn – Aaron jest tego tylko koronnym przykładem. A ten członek Delta Upsilon i numer ze skarpetką, sama wczoraj wspomniałaś?

Ja tylko mówię, że poczułabym się znacznie lepiej z tym wszystkim, gdybym po prostu poznała tego człowieka. Mimo wszystko, usłyszałyśmy o nim od Doiły parę ciekawych rzeczy. Jak mam się czuć, twoim zdaniem? Jesteś dla mnie jak młodsza siostra, której nigdy nie miałam. Chcę się tylko upewnić, że nikt cię nie zrani.

Więc zmuś go, żeby któregoś dnia przyszedł po ciebie i zabrał cię na lunch, czy coś, dobrze? Z najwyższą przyjemnością daruję sobie zajęcia na rowerkach… Nie wściekaj się na mnie.

Nadine


Do: Nadine Wilcock ‹nadine.wilcock@thenyjournal.com›

Od: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Temat: Jesteś taką…

…matką kurką.

Ale dobrze, skoro nalegasz, chyba mogłabym to jakoś zaaranżować, żebyście na siebie wpadli. Boże, czego się nie robi dla przyjaciół.

Mel


Do: John Trent ‹john.trent@ thenychronicle.com›

Od: Genevieve Randolph Trent ‹grtrent@trentcapital.com›

Temat: Twoje zachowanie ostatnimi czasy

Drogi Johnie!

Tu mówi twoja babka. Czy raczej powinnam powiedzieć: pisze. Jak sądzę, zdziwisz się, otrzymując wiadomość ode mnie tą drogą. Wybrałam e-maila, ten środek korespondencji, ponieważ nie odpowiedziałeś na ani jeden z moich telefonów, a twój brat Jason zapewnia mnie, że o ile być może nie sprawdzasz wiadomości na swojej automatycznej sekretarce, to istotnie czasami odpowiadasz na wiadomości przesyłane drogą elektroniczną.


Zatem, do rzeczy.

potrafię wybaczyć fakt, że zdecydowałeś się kompletnie zrezygnować z przezorności i poświęciłeś się własnej karierze zawodowej na polu, którego – mówiąc otwarcie – żaden godzien szacunku Trent – ani Randolph, skoro już o tym mowa – nigdy by nie wziął pod uwagę. Dowiodłeś mi, że nie wszyscy reporterzy prasowi to pijawki.

Mogę też wybaczyć fakt, że zdecydowałeś się wyprowadzić z domu i zamieszkałeś sam, najpierw w piekielnej dziurze na Trzydziestej Siódmej z tym włochatym szaleńcem, a potem w twoim obecnym mieszkaniu, w Brooklynie, który – jak mi mówią – jest najbardziej uroczą z pięciu dzielnic, pomijając okazjonalne rozruchy czy zapadające się pod ziemię supermarkety.

Potrafię ci wybaczyć, że zdecydowałeś się nawet nie dotknąć tych pieniędzy, które trzymano dla ciebie na funduszu powierniczym od czasu śmierci dziadka. Mężczyzna powinien sam torować sobie drogę w życiu, jeśli to w ogóle możliwe, a nie polegać na rodzinie, kiedy chodzi o środki utrzymania. Przyklaskuję twoim wysiłkom w tym względzie. To o wiele więcej, niż usiłowały zrobić wszystkie inne moje wnuki. Spójrz na swojego brata ciotecznego, Dickiego. Jestem pewna, że gdyby ten chłopiec miał podobne powołanie jak ty, John, nie spędzałby polowy swojego czasu, pchając sobie do nosa substancje, które w żaden sposób nie powinny tam trafiać.

Ale doprawdy nie potrafię wybaczyć ci, że opuściłeś parę dni temu uroczystość otwarcia tamtego skrzydła. Wiesz przecież, ile dla mnie znaczy moja działalność charytatywna. To skrzydło onkologiczne, które sfinansowałam, jest dla mnie szczególnie istotne, bo przecież wiesz, iż to nowotwór zabrał mi twojego dziadka. Rozumiem, że mogłeś mieć wcześniejsze zobowiązania, ale mogłeś przynajmniej okazać tyle grzeczności, żeby mnie jakoś zawiadomić. Nie będę ci kłamać, John. Tego wieczoru szczególnie zależało mi na twojej obecności, ponieważ jest pewna młoda dama, z którą bardzo chciałam cię zaznajomić. Wiem, wiem, co sądzisz na temat przedstawiania cię niezamężnym córkom moich przyjaciół. Ale Victoria Arbuthnot, którą na pewno pamiętasz z czasów dzieciństwa i swoich wakacji spędzanych w Vineyard – Arbuthnotowie mieli posiadłość w Chilmark – wyrosła na całkiem atrakcyjną młodą kobietę – poradziła sobie nawet z tym okropnym problemem podbródka, który doskwierał tak wielu Arbuthnotom. I z tego co mi wiadomo, jest ona kimś ważnym na rynku inwestycji kapitałowych. Skoro kobiety nastawione na karierę zawsze ci się podobały, postarałam się, żeby Victoria pojawiła się na otwarciu skrzydła. John wyszłam na kompletną idiotkę! Musiałam zepchnąć Victorię na barki twojego kuzyna Billy’ego. A wiesz, co o nim myślę.

I Jak mniemam, czerpiesz dumę z tego, że jesteś czarną owcą w rodzinie, John – chociaż co ma być takiego niepoprawnego! w mężczyźnie, który zarabia na utrzymanie, robiąc to, co naprawdę lubi, trudno mi sobie wyobrazić. Twoi kuzyni i kuzynki,! z ich najrozmaitszymi uzależnieniami i niechcianymi ciążami, o wiele bardziej mnie denerwują.

Jednakże ten rodzaj zachowania naprawdę mnie zaskakuje, nawet u ciebie. Mogę tylko powiedzieć jedno, mam nadzieję, że masz bardzo dobre usprawiedliwienie. Ponadto, mam nadzieję, że znajdziesz czas, żeby odpowiedzieć mi na ten list. To bardzo niegrzeczne z twojej strony, że nie odpowiedziałeś na moje telefony.

Twoja, mimo wszystko

Mim


Do: Genevieve Randolph Trent ‹grtrent@trentcapital.com›

Od: John Trent ‹john.trent@thenychronicle.com›

Temat: Wybaczysz mi?

Mim, co mogę powiedzieć? Sprawiłaś, że naprawdę zawstydziłem się za siebie. To, że nie odpowiedziałem na twoje telefony, było bezmyślne. Oto moje jedyne usprawiedliwienie – nie sprawdzam swojej automatycznej sekretarki tak skrupulatnie jak kiedyś, bo ostatnio mieszkam w apartamencie przyjaciela. No cóż, niezupełnie przyjaciela – żeby wyrazić się precyzyjnie, w apartamencie jego ciotki, która znalazła się w szpitalu i potrzebowała kogoś do opieki nad swoimi zwierzętami.

Chociaż po tym, co się ostatnio przytrafiło jednemu z jej kotów, nie jestem przekonany, czy nadaję się na opiekuna zwierząt. W każdym razie chciałbym, żebyś wiedziała, że nie opuściłem otwarcia tego skrzydła wskutek lekceważenia. Ja po prostu miałem coś innego do roboty. Coś bardzo ważnego. A i jeszcze jedno: lepiej niech Vickie Arbuthnot nie wstrzymuje oddechu, czekając na mnie, Mim. Właśnie kogoś poznałem. Nie, nie znasz tej osoby, chyba że państwo Fuller z Lansing w stanie Illinois są twoimi dobrymi znajomymi. Podejrzewam, że nie.

Wiem. Wiem. Po przygodzie z Heather chyba całkiem we mnie zwątpiłaś. Ale spróbuj zrozumieć. Wyobraź sobie na przykład, co mogłem czuć, kiedy dziewczyna, której jeszcze się nie oświadczyłem, już się zarejestrowała w Bloomingdale’s jako przyszła pani John Trent (i to na prześcieradła po tysiąc dolarów sztuka, ni mniej, ni więcej). To nie jest szczególnie budujące doświadczenie dla mężczyzny.

Zanim jednak zaczniesz dopraszać się o spotkanie z nią, pozwól mi uporać się z kilkoma małymi… problemikami. Żaden romantyczny związek w Nowym Jorku nie jest nigdy prosty, a ten okazał się jeszcze bardziej skomplikowany niż większość. Jestem jednak pewien, że potrafię się z tym uporać. MUSZĘ się z tym uporać.

Tyle że nie mam zielonego pojęcia, jak to zrobić. W każdym razie, śląc ci liczne najuniżeńsze przeprosiny, mam nadzieję, że nadal uważasz mnie za swojego oddanego,

Johna

PS Żeby ci to wynagrodzić, pojawię się na charytatywnym przyjęciu na rzecz propagowania wiedzy o nowotworach w Lincoln Center w przyszłym tygodniu, ponieważ wiem, że jesteś ich największą podporą. Sięgnę nawet do starego dobrego funduszu powierniczego i wypiszę czek z gwarantowanymi czterema zerami. Czy to pomoże nieco ugłaskać twoje wzburzone piórka?


Do: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›

Od: Don i Beverly Fuller ‹DonBev@dnr.com›

Temat: Popatrz!

Cześć, kochanie, to znowu mamusia pisze do ciebie maiła. Mam nadzieję, że jesteś ostrożna, bo wczoraj wieczorem w programie Toma Brokawa widziałam, że KOLEJNA z tych okropnych dziur w jezdniach otworzyła się na Manhattanie. Ta jest tuż przed redakcją jakiejś gazety, ni mniej, ni więcej! Ale nie martw się, bo chodzi o gazetę, której nienawidzisz – tę zarozumiała. Jednak zastanów się nad tym kochanie, równie dobrze to ty mogłaś siedzieć w taksówce, która zapadła się w dziurę głęboką na sześć metrów! Chociaż wiem, że ty nigdy nie jeździsz taksówkami, bo wszystkie pieniądze wydajesz na ubrania.

Ale ta biedna kobieta! Mój Boże, trzeba było trzech strażaków, żeby ją wydostać (ty jesteś taka drobniutka, że z każdej dziury musiałby cię wyciągać tylko jeden strażak, jak sądzę). W każdym razie, chciałam ci tylko powiedzieć: BĄDŹ OSTROŻNA. Gdziekolwiek pójdziesz, patrz pod nogi – ale w górę też, bo słyszałam, że ludziom czasem odrywają się od okien klimatyzatory, jeżeli nie są dobrze przymocowane, i mogą spaść prosto na przechodniów na ulicy.

Загрузка...