ROZDZIAŁ IX

Drzwi do starego domu ustąpiły bez trudu i w nozdrza uderzył ich zapach stęchlizny.

Tova wciąż się trochę bała.

– A jeśli dach zwali się nam na głowę? – wyszeptała.

– Przydałaby się lampa – mruknął Ravn, nie zwracając uwagi na słowa dziewczyny.

Tova lekko dotknęła jego ramienia.

– A jeśli leżą tu jeszcze szczątki zmarłych na dżumę?

– Bzdura!

– A jeśli tu straszy?

– Ile jeszcze razy zamierzasz powiedzieć: „A jeśli”? Może lepiej byłoby, gdybyś wróciła do alkierza i położyła się spać?

– Nie, nie – zaprotestowała gwałtownie. – Ale mogę przynieść świecę.

– Pośpiesz się w takim razie i nikogo nie obudź!

Po chwili wróciła. Ravn wszedł do chaty i pochylił się nad podłogą.

– Światło tutaj! – zarządził.

Posłusznie mu poświeciła, choć nie wydawało się jej, by mogło być coś godnego uwagi w podłodze.

– Co to? – zapytała.

– Kopali tutaj. Cała podłoga jest przekopana, oprócz tego kawałka w rogu przy drzwiach. Pamiętasz, co widziałaś? Mężczyznę z kamienną głową i kobiety niosące trumnę.

– Tak.- Myślisz, że kogoś tutaj pochowano?

– Na to wygląda.

Tova zadrżała i rozejrzała się wokół z lękiem. W chacie nie było żadnych mebli ani sprzętów, nic… jedynie łopaty i kilofy zgromadzone w rogu.

Ponieważ Ravn wydawał się dość dobrze usposobiony, Tova odważyła się zapytać:

– Jak myślisz, co to mogło być, ta kamienna głowa?

– Odgadłem od razu, że widziałaś odwróconego plecami mężczyznę, który dźwigał coś na ramionach – odpowiedział. – Nie mam jednak pojęcia, co to mogło być. Dobrze, weź łopatę, zaczynamy kopać.

O, nie, wszystko ma swoje granice!

– Żeby odgrzebać nieboszczyka? Dziękuję bardzo!

– Kobiety są doprawdy bezużyteczne – westchnął Ravn. – Wracaj do łóżka!

Tova wahała się, co robić. Z jednej strony pragnęła zostać z Ravnem, z drugiej zaś wcale nie była ciekawa, co znajduje się pod ziemią. Gdy Ravn sięgnął po łopatę, zwyciężył strach. Tova czym prędzej wycofała się do drzwi, a on, pochłonięty kopaniem, nawet nie zauważył, że wyszła.

W sieni dziewczyna dostrzegła jakiś ruch, ale zanim się zorientowała, co on może oznaczać, ktoś chwycił ją wpół i zasłonił ręką usta.

– Spróbuj krzyknąć, a koniec z tobą – usłyszała chrapliwy głos.

Napastnicy – odgadła, że było ich dwóch – zasłonili jej oczy i zakneblowali usta, a na głowę zarzucili worek. Próbowała stawiać opór, ale na szyi poczuła ostrze noża.

Jeden z mężczyzn przerzucił ją sobie przez ramię i wyniósł z chaty. Dziewczynę ogarnęła bezsilna złość, ale nie mogła powstrzymać biegu zdarzeń.

Na szczęście strach nie pozbawił jej całkiem zdolności myślenia. Starała się odgadnąć, dokąd mężczyźni ją niosą, czy skręcają w lewo, czy w prawo, co nie było łatwe. Przecież zwisała głową w dół, było jej duszno i niewygodnie. Porywacze wcale ze sobą nie rozmawiali, tylko ten, który ją dźwigał, dyszał ze zmęczenia.

Mam nadzieję, że jestem bardzo ciężka, pomyślała.

Gdyby Ravn wiedział… Ale on przecież był wewnątrz chaty i nawet nie zauważył, co się stało.

Po trzasku łamanych patyków i szeleście jagodowych krzaczków Tova poznała, że idą przez las. Raz po raz czuła uderzenia gałęzi, zdawało jej się, że napastnicy zmierzają pod górę.

Wreszcie się zatrzymali. Mężczyzna, który niósł dziewczynę, najwyraźniej zmęczony, zrzucił ją na ziemię. Zdjął worek, który miała na głowie, i wyjął knebel z ust, pozostawiając jedynie opaskę na oczach.

– Teraz możesz krzyczeć do woli. Nikt cię tu nie usłyszy.

Nie znała tego głosu, była pewna, że nigdy wcześniej go nie słyszała, ale wiedziała, że ten ktoś nie żartuje.

– Potrafię krzyczeć bardzo głośno – rzekła mimo to przekornie.

– Spróbuj tylko, a pożałujesz.

– Czego ode mnie chcecie?

– Odpowiesz nam na kilka pytań, potem pozbędziemy się ciebie. Byłaś zbyt wścibska!

Tova nie miała złudzeń – jej los został już przesądzony.

Mężczyzna podszedł bliżej, tak blisko, że czuła na policzku jego oddech.

– Teraz nam grzecznie powiesz, kto jest w starej chacie.

– A skąd mogę wiedzieć?

– Nie próbuj nas nabrać! – wrzasnął napastnik. – Przyszliśmy po klucz, ale go nie było w umówionym miejscu, a w szparach między belkami dostrzegliśmy światło. Podkradliśmy się bliżej i usłyszeliśmy twój głos. Z kim rozmawiałaś?

– O, ja często mówię sama do siebie.

Obcy mocno, aż do bólu, ścisnął jej ramię.

– Nie próbuj żartować! Kto to był?

– Przyjaciel.

– To już lepiej. Co wiecie?

– Sam się przekonaj! – wykrzyknęła hardo, ale gdy poczuła ostrze noża na gardle, dodała: – On nazywa się Ravn.

– Co? Co on tu robi? – krzyknął ze złością mężczyzna.

– Nie wiem. Mówił, że ma do wypełnienia tajną misję.

Drugi z napastników przez cały czas nie odzywał się ani słowem. Tova przypuszczała, że jest mieszkańcem dworu i milczy w obawie, że zostanie rozpoznany po głosie.

Oceniała chłodno swoje szanse na ucieczkę. Nie miała skrępowanych rąk ani nóg, więc gdyby nadarzyła się okazja…

Nawet nie przypuszczała, że nastąpi to tak szybko. Mężczyzna, który przez cały czas milczał, wyszeptał coś do swego towarzysza i obaj bardzo się zirytowali. Tova usłyszała, że odchodzą na bok, najprawdopodobniej po to, by naradzić się w spokoju.

Dobiegły do niej jedynie strzępki zdań:

– Nie, nie możemy – mówił z gniewem ten, który ją niósł. – Ravn jest śmiertelnie niebezpieczny. Że też diabli go tu przynieśli!

Więcej już nie usłyszała. Błyskawicznie zerwała z oczu przepaskę i rzuciła się do ucieczki. Potrafiła naprawdę szybko biegać i nim mężczyźni zdążyli się zorientować, że popełnili fatalny błąd, była już daleko.

Biegła, jakby nagrodą za zwycięstwo było życie. Wpadła w gęsty jodłowy las rosnący powyżej dworu rycerskiego. Drogę w dół miała odciętą, uciekała więc na oślep pomiędzy gęstymi drzewami i potężnymi skałami.

Przez chwilę jeden ze ścigających był już tak blisko, że mignęła jej jego twarz. Bez trudu poznała okrutne lisie rysy człowieka, który ranił Ravna.

Drugiemu nie zdążyła się przyjrzeć.

Obcy szybko się zmęczył i gdy zabrakło mu sił, klnąc głośno zaprzestał pościgu. Drugi zaś nie pomógł mu wiele, zmęczył się już wcześniej, niosąc dziewczynę na plecach.

Tova nie przestawała biec w dół zbocza, przekonana, że kieruje się w stronę dworu.

Myliła się jednak.


Teren stawał się coraz bardziej niedostępny i dziki i nagle dziewczyna uzmysłowiła sobie, że zmierza wprost ku przepaści przy Wilczej Jamie.

Stanęła i nasłuchiwała, ale w lesie panowała kompletna cisza. Najważniejsze, że odzyskała orientację. Musi zawrócić, pobiegła za daleko na zachód! U stóp przepaści ciągnie się przecież droga do Grindom.

A jeśli natknie się na pościg?

Nie, lepiej będzie, jeśli spróbuje się wspiąć trochę wyżej, nie może dać się złapać przy urwisku!

Z wysiłkiem pokonywała skały, wielkie głazy, poskręcane pnie sosen, aż w końcu znalazła się na bardziej płaskim, porośniętym lasem terenie.

Teraz powinna skierować się w stronę dworu. Koniecznie musi wrócić, ostrzec Ravna, obudzić ojca i…

Zesztywniała. Znów posłyszała głosy. Ścigający byli tak blisko, że Tova wpadła w panikę i na oślep rzuciła się w stronę domu.

Nagle przeszył ją ostry ból i runęła jak długa na ziemię. Świat zawirował jej przed oczyma i powoli pogrążyła się w ciemności.


Tymczasem Ravn wyszedł do sieni i ze zdumieniem zobaczył tam Borghild, która natychmiast spytała go o Tovę.

– Rzeczywiście, Tova przyszła tu do mnie, ale wygoniłem ją do łóżka, bo tylko mi przeszkadzała.

Borghild wyglądała na przerażoną.

– Obudził mnie hałas – powiedziała. – Najpierw nie zastanowiło mnie to zbytnio, ale po jakimś czasie zmiarkowałam, że łóżko Tovy jest puste…

Znów wróciło owo nieznośne ściskanie w dołku.

– Sprawdzałaś u mnie w izbie, to znaczy w jej alkierzu?

– Zapukałam, bo pomyślałam sobie, że może tam jest – Borghild zarumieniła się i spuściła wzrok, ale Ravn udawał, że tego nie zauważa. – Nikt jednak nie odpowiadał. Gdzie ona może być?

– Szła do drzwi – zaczął Ravn, a jego oczy pociemniały z przerażenia. – Czekaj, cii!

Przyciągnął Borghild do siebie, pozostawiając uchylone drzwi. Szybko zdmuchnął płomień świecy.

Od strony lasu dobiegły ich jakieś stłumione głosy. Do dworu zbliżali się dwaj mężczyźni.

Kiedy podeszli bliżej, Borghild i Ravn mogli usłyszeć, o czym rozmawiają.

– Nie, nie powinniśmy teraz iść do chaty, bo jeśli dziewczyna jakimś cudem wróci, podniesie krzyk. A wtedy najlepiej, by nas nie było w pobliżu. Widziała cię?

– Nie, na pewno nie. Pojęcia nie mam, gdzie nam zniknęła.

– Przypuszczam, że spadła z urwiska w pobliżu Wilczej Jamy. Pokój jej duszy.

Głosy oddaliły się.

– Znasz ich? – wyszeptał Ravn.

– Nie wiem – odparła strapiona Borghild. – Złapiesz ich, panie?

– Najpierw musimy odnaleźć Tovę. Nie ma chwili do stracenia. Gdzie jest Wilcza Jama?

– Wskażę drogę. Czy mam kogoś jeszcze zbudzić?

– Szkoda czasu. Chodź!

Jak tylko mogli najszybciej ruszyli w stronę lasu.

– Czy myślisz, że mogła spaść w przepaść? – zapytał, z trudem kryjąc lęk.

– Nie! Tova doskonale zna to miejsce, jako dziecko często bawiła się w lesie i zawsze trzymała się z dala od przepaści.

Skąd się wziął w nim ten okropny niepokój? Nigdy dotąd nie odczuwał czegoś podobnego.

Gdy oddalili się od dworu na tyle, że nikt nie mógł ich usłyszeć, Ravn zawołał głośno:

– Tova! Tova! Pomóż mi! – zwrócił się do Borghild. – Może dziewczyna się mnie lęka?

– Was, panie? – odezwała się oschle służąca. – Z pewnością nie!

Ravn popatrzył na nią zaskoczony, ale w mroku nocy trudno było odgadnąć wyraz twarzy kobiety.

Zaczęli nawoływać na przemian, ale nikt im nie odpowiadał.

Naraz stanęli jak wryci. Gdzieś z góry doleciało ich żałosne pojękiwanie.

– To ona – powiedziała uradowana Borghild. – Usłyszała nas!

Służąca z trudem nadążała za Ravnem, który pośpiesznie wspinał się pod górę.

Zawołał raz jeszcze Tovę. Teraz jej głos słychać było wyraźniej, ale pobrzmiewały w nim nuty cierpienia.

Ravn przyspieszył kroku, pragnąc jak najszybciej spotkać dziewczynę, choć jednocześnie czuł, że coś go powstrzymuje.

Serce zaczęło mu bić nierówno, jakby targane dwiema przeciwstawnymi siłami: poczuciem lojalności wobec Grjota i budzącym się człowieczeństwem.

Z trudem przedzierał się przez zarośla wśród drzew rosnących tak gęsto, jakby od wielu lat nie przechodzili tędy ludzie.

Przeklęta dziewczyna, sama sobie jest winna, myślał ze złością. Po co w ogóle wychodziła, po co przez cały czas deptała mu po piętach? Dostała nauczkę, jak spotkam tych dwóch, co ją porwali, jeszcze im podziękuję. Zrobili dokładnie to, co i ja bym uczynił!

– Tova? – zawołał.

Odpowiedziała gdzieś z bliska.

– Tu jest! – zawołał do Borghild, zdumiony, że głos mu się łamie. Przedarł się przez plątaninę gałęzi i stanął jak porażony.

– Tova! – wyszeptał i upadł na kolana tuż przy niej. Serce zabiło mu tak mocno, że aż poczuł ból w piersiach.

– Och, Ravn, dziękuję, że przyszedłeś – jęknęła żałośnie i niepewnie wyciągnęła do niego ręce.

W duszy Ravna jakby coś pękło. Nagle jego serce napełniło się nieznanym mu dotąd uczuciem – uczuciem żalu i współczucia dla innej istoty ludzkiej.

Tova leżała w dziwnej pozycji. Stopa utkwiła jej w potrzasku zastawionym na wilka.

Ravn ostrożnie uniósł dziewczynę i ułożył wygodniej, a potem obejrzał nogę.

– Czy to coś poważnego? – spytała z niepokojem, wykrzywiając twarz z bólu.

Stary przerdzewiały potrzask nie zaciskał się dokładnie i to właśnie uratowało nogę Tovy. Rana wyglądała jednak groźnie i krwawiła obficie.

Ravn usiłował rozchylić żelastwo, ale bez powodzenia.

– Zaraz coś z tym zrobimy – rzucił.

Borghild, zdyszana, właśnie wynurzyła się z gęstych zarośli. Kiedy ujrzała Tovę, krzyknęła przestraszona.

– Nie mogę jej wydostać – rzekł Ravn. – Biegnij szybko do dworu i sprowadź więcej ludzi. Niech wezmą ze sobą narzędzia! Kowal będzie wiedział, co jest potrzebne. I zbudź rycerza! Ja zostanę z Tovą.

– Ale może lepiej ja…?

– Nie, jej potrzebny jest ktoś, kto w razie czego potrafi ją obronić. Czy żyją tu wilki?

– Przez kilka lat nie widzieliśmy ich w okolicy. Ale są tu inne drapieżniki.

– No właśnie, a poza tym nie wiadomo, czy tamci dwaj nie wrócą. Biegnij już, szybko!

Borghild, nie zdążywszy nawet odpocząć, pobiegła z powrotem do dworu.

Zrobiło się cicho. Ravn znalazł kij i podważywszy zatrzaśnięte żelastwo, zwolnił trochę ucisk wokół stopy dziewczyny. Potem usiadł na ziemi, oparł się o pień drzewa i ostrożnie przyciągnął Tovę do siebie. Dziewczyna z całych sił starała się powstrzymać od płaczu, nie chcąc dać po sobie poznać, jak bardzo cierpi, ale raz po raz jej ciałem wstrząsał gwałtowny szloch.

– Wiesz, Ravn, tak bardzo się bałam – wyszeptała.

– Yhm – mruknął, nie mogąc wydobyć z siebie słów. Odchrząknął jednak i po chwili rzekł: – Wczoraj przy kościele powiedziałaś mi, że nie mogłabyś znaleźć u mnie pociechy. Ale teraz znajdujesz.

– Tak, czuję się taka bezpieczna. Mogę tak siedzieć?

Głos znów odmówił mu posłuszeństwa. Tyle pragnął jej powiedzieć, a wydobył z siebie jedynie ledwie słyszalne:

– Tak.

Tova przymknęła oczy i oparła mu głowę na ramieniu. Westchnęła uszczęśliwiona. Samotność, strach i ból ustąpiły miejsca głębokiej uldze.

I tak siedzieli nieporuszeni i milczący przez długą chwilę. Ravn napawał się bliskością drobnego ciała dziewczyny. Obejmował ją opiekuńczo, radując się, że może chronić kogoś słabszego. Znów poczuł kłucie w piersiach. Starając się, by jego głos zabrzmiał surowo, spytał:

– Kim byli ci mężczyźni?

Powoli ocknęła się z odrętwienia.

– Rozpoznałam tylko jednego z nich, Lisa. Tego samego, który ranił cię wtedy w górach. Drugi zapewne był mieszkańcem dworu, bo przez cały czas starał się trzymać z boku i milczał. Teraz uświadomiłam sobie także, że znajoma postać, która mignęła mi w nocy przy starej chacie, to musiał być właśnie mężczyzna o lisiej twarzy.

– Ten Lis mnie prześladuje – rzekł Ravn. – Nie mogę pozbyć się wrażenia, że powinienem wiedzieć, kim jest.

– On ciebie zna.

Ravn, jakby nie zdając sobie sprawy z tego, co robi, wyciągnął rękę i dotknął piersi Tovy.

– Ile może mieć lat?

– Chyba mniej więcej tyle co mój ojciec. A jak ci właściwie poszło? Znalazłeś coś w chacie?

– Nie, nic nie znalazłem, chociaż przekopałem prawie całą podłogę. Zresztą nie było to trudne, skoro ktoś zaczął już wcześniej. Ale nic tam nie ma.

– Coś mi się zdaje, że robiliśmy wszystko na odwrót. Może oni wcale niczego nie zakopali, lecz przeciwnie, szukają czegoś – myślała głośno Tova, odsuwając dłoń Ravna od swej piersi. Przez cały czas jednak patrzyła na niego z czułością.

– Tak, o tym samym pomyślałem. Skoro wrócili, to znaczy, że jeszcze niczego nie znaleźli.

– Kopałeś w rogu?

– Nie, nie zdążyłem.

Znowu zamilkli. Tak wiele było ważnych spraw, o których Ravn chciał porozmawiać z Tovą, ale nie umiał ubrać swoich myśli w słowa.

– Chcę ciebie! – rzucił nieoczekiwanie.

Krew uderzyła Tovie do głowy, jej twarz oblała się ognistym rumieńcem.

– Nie – wyszeptała z goryczą. – Nie takiej bliskości oczekuję. Mnie jest potrzebna czułość, ciepło, zrozumienie i miłość. Nie możesz mi dać nic z tego, czego pragnę, Ravn.

Dotknięty do żywego, cofnął ręce.

– Jeśli dobrze cię zrozumiałem… pragniesz wszystkich tych bzdur, o których mówiłaś, ode mnie?

– Nie – rzekła zakłopotana. – Mówiłam tylko o swoich marzeniach.

Ravn poczuł, jak bardzo jest zmęczony walką, którą toczył z samym sobą. W piersiach czuł nieustanny ból i nagle wydało mu się, że dłużej już go nie zniesie.

– Przecież ja się staram, Tova – wyszeptał, wtulając twarz w jej włosy. – Nie rozumiesz tego? Czy nie mogłabyś mi pomóc?

– Och, Ravn – w głosie dziewczyny zabrzmiał żal. – Wybacz mi!

Ravn odetchnął głęboko, starając się odzyskać równowagę ducha.

– Nie wiem, co robić. To wszystko jest dla mnie takie nowe i trudne. Naprawdę próbuję się zachowywać jak należy. Bardzo cię pragnę. Oczywiście, że nie teraz. Myślałem o tobie nieustannie od tamtej chwili w lesie. Nie miałem pojęcia, że z kobietą może być tak przyjemnie.

– A więc pewnie robiłeś to później często?

– O czym ty mówisz?

– A co, nie macie żadnych kobiet w Grindom?

– A na cóż mi one? – skrzywił się.

Promienny uśmiech rozjaśnił twarz dziewczyny, ujawniając całą radość, jaką napełniło się jej serce.

– Chociaż to, co się stało między nami, było właściwie takie nędzne – rzekła z powagą – to jednak jestem przekonana, że może być zupełnie inaczej.

Bezwiednie zacisnął ramiona, którymi obejmował dziewczynę. Tova ledwie się powstrzymała, by nie krzyknąć z bólu.

– Tak myślisz? – rzekł udręczony. – Że ty i ja… ty i ja… – nie dokończył, ale Tova zrobiła to za niego:

– Połączyła nas osobliwa więź, mimo że jesteśmy tak różni jak ogień i woda. Prawda?

– Tak. Nie pragnę jedynie twego ciała, chyba zdążyłaś to już zrozumieć. Tylko ty możesz mi pomóc wydostać się z chłodnej pustki, jaka mnie otacza. Ale potrzebna ci będzie ogromna cierpliwość, wiesz bowiem, jak zostałem wychowany!

Tova obróciła się lekko i przytuliła policzek do piersi Ravna, pragnąc w ten sposób zapewnić, że stanie u jego boku i że zawsze może na nią liczyć.

– W dzieciństwie karmiono mnie bezwzględnością – ciągnął dalej Ravn, nabrawszy głębokiego oddechu. – Pogardą wobec ludzi. Wpojono mi tak wiele złych cech, że nie jestem w stanie ich zliczyć. Nie byłem przygotowany na spotkanie z kimś takim jak ty. Próbowałem bronić się przed ciepłem, jakie mi okazywałaś. Te ostatnie dni w Grindom były dla mnie straszne. Robiłem, co mogłem, by wymazać z pamięci wspomnienia związane z tobą, odpędzałem myśli, które mną owładnęły. Stało się coś…

– Opowiedz o tym – poprosiła cicho.

– Na pewno bardzo cię boli – nieoczekiwanie zmienił temat. – Ułożę cię wygodniej.

Delikatnie otulił dziewczynę miękką peleryną, której skraj podłożył pod zranioną nogę Tovy. Zrobił to tak delikatnie, że nikt, kto go znał, nie uwierzyłby, że to ten sam okrutny wojownik z Grindom. Tova podziękowała i z westchnieniem ulgi oparła z powrotem głowę na jego ramieniu.

– Poproszę ojca, żeby zniszczył wszystkie wnyki – mruknęła.

– Mam nadzieję, że po raz drugi nie wpadniesz w taką pułapkę.

– Nie myślę o sobie, lecz o zwierzętach.

Ravn zmarszczył brwi.

– Tak, to rzeczywiście bestialski sposób polowania. Usunę wnyki także w pobliżu Grindom.

Potrząsnął głową zdumiony samym sobą. Nieprawdopodobne, jak bardzo ta dziewczyna odmieniła jego stosunek do życia. I w sprawie zwierząt też chyba miała rację.

– Dziękuję – powiedziała miękko. – Teraz opowiedz, co się stało.

Ravn nadal miał kłopoty z wyrażaniem swoich myśli.

– Pewna dziewczyna w Grindom…- zaczął.

Tova zesztywniała.

– Nie, poczekaj – uspokoił ją Ravn. – Nic mnie z nią nie łączyło. Odebrała życie sobie i dziecku, którego oczekiwała. Utopiła się. Kilka strasznych bab odsądziło ją od czci i wiary…

Przerwał na chwilę, a potem mówił dalej:

– I wtedy nagle pojąłem, co tobie uczyniłem. Musiałem tu przyjechać, żeby się dowiedzieć, co się z tobą dzieje. A wieczorem w twoim alkierzu… miałem sen.

Tova podniosła wzrok i spojrzała na Ravna pytająco. Nigdy jeszcze nie widziała w jego twarzy tyle skupienia i napięcia.

– Śniło mi się, że byłem na pobliskich torfowiskach… Opowiedział Tovie swój dziwny sen o ognikach i dziecku, a na koniec dodał:

– Kiedy się obudziłem i odkryłem, że to wszystko nie działo się na jawie, że nie ma żadnego dziecka, poczułem ulgę, ale zarazem smutek. Ogarnęła mnie tęsknota. Nagle znienawidziłem siebie i życie, jakie do tej pory wiodłem. Ale ciągle jeszcze broniłem się przed tym, co we mnie nowe. Wychowanie, jakiemu byłem poddany, miało mnie wszak uczynić twardym jak skała. Sam nie wydostanę się z tego mroku i chłodu, jakie mnie otaczają. Pomóż mi, Tova. Na Boga, pomóż!

Tova, choć cierpiała przy każdym najmniejszym nawet poruszeniu nogą, odwróciła się do Ravna na tyle, by pogłaskać go po policzku.

– Pomożemy sobie nawzajem, Ravn – wyszeptała.

– Już idą – powiedział, kryjąc twarz w jej włosach i obejmując ramionami.

Pierwszy dobiegł do nich rycerz Gudmund, który z daleka dostrzegł ich pomiędzy drzewami w brzasku jaśniejącego dnia. Upadł na kolana przed córką.

– Dziecino, ile się nacierpiałaś! Zaraz przyjdzie kowal i wydostanie cię z tego okropnego żelastwa.

– Już dobrze, ojcze – uśmiechnęła się blado. – Ravn był przez cały czas przy mnie i pomógł mi przetrwać najgorsze.

Rycerz podniósł wzrok i napotkał spojrzenie Ravna. Ku swemu ogromnemu zdumieniu na czarnych rzęsach wojownika dostrzegł łzy.

Загрузка...