Mike, lekko się zataczając, przeszedł niepewnie przez ciemny hol i otworzył drzwi różowej sypialni. W powietrzu unosił się najwyraźniej zapach dzikiego zwierzęcia. Mimo to panowała tam kompletna cisza. Zapalił światło.
Natychmiast poczuł, że coś nieprzyjemnego dotyka jego twarzy. Jednocześnie rozległ się pełen przerażenia pisk. Mike błyskawicznie zgasił światło, wybiegł z pokoju i zatrzasnął drzwi. Wpadł na Maggie i zdenerwował się.
– Więc co t o jest?
– Miałaś zostać w moim pokoju!
Co za dziewczyna. Ruszyła za nim na bosaka, nawet nie narzuciła czegoś na tę swoją flanelową koszulę. W ręku trzymała, nie wiadomo po co, duży ręcznik.
– Chciałam cię przeprosić za moje głupie zachowanie. Myślę, że razem damy sobie lepiej radę. Przez chwilę trzęsłam się, ale już mi przeszło.
– Trzęsłaś się jak galareta. I jeszcze się trzęsiesz.
– Chcę ci pomóc.
– Poradzę sobie sam. Idź sobie, dobrze?
– Czy to jest wiewiórka?
– Nie, chyba nietoperz.
Maggie zbladła. Mysz czy wiewiórkę mogłaby jeszcze znieść, ale nietoperza! Zgroza!
– Zostaw to mnie – zażądał Mike. -I wracaj do pokoju!
– Przyniosę coś, co ci się na pewno przyda – wymamrotała Maggie przez zaciśnięte usta i szybko zbiegła na dół.
W jednej z kuchennych szaf znalazła szmaty oraz kij od szczotki i powróciła z nimi na górę.
– Wspaniale-pochwali ją Mike. -A teraz wynoś się sad wreszcie.
Zaczęła protestować, ale on szybko wszedł do różowej sypialni i zatrzasnął za sobą drzwi.
Zapalił ponownie światło i zaczął ścigać czarnego potworka. Nietoperz rzeczywiście wyglądał przerażająco. Fruwał z kąta w kąt, rozpinając czarne skrzydła na szerokość co najmniej metra. Mike zamachnął się na niego kijem dwa razy i dwa razy spudłował,
Za trzecim razem trafił. Obrzydliwe stworzenie zwinęło skrzydła i spadło na ziemię. Leżało teraz podobne do małej czarnej kupki nieszczęścia. Zawinął je w przyniesioną przez Maggie szmatę, zszedł na dół: wyrzucił nieboraka na dwór.
Wrócił do holu i przez dłuższy czas przechadzał się nerwowo tam i z powrotem. W jednej ze ściennych szaf znalazł metalowy parawan i zastawił nim otwór kominka. Uznał, że tamtędy nietoperz dostał się do domu. Wreszcie umył ręce i powoli powrócił na górę.
U szczytu schodów zastał zmarzniętą Maggie, która tam na niego czekała. Nie spodziewał się jej. Trzęsła się z zimna i wyglądała tak, jak gdyby miała za chwilę zasnąć na stojąco.
– Czy chcesz dostać zapalenia płuc?
– Powinnam ci była pomóc. Nie cierpię bab, które podnoszą krzyk i zwalają wszystko na mężczyzn.
– Nietoperze podobno bardzo nie lubią kobiet -pocieszał ją Mike. -Wiec wybaczamy wam, jeżeli się ich szczególnie boicie. Ładnie, że czekałaś na mnie – dodał nagle, poruszony myślą, że od dawna nikt na niego nie czekał i to z żadnego z możliwych powodów.
– Poza tym – dodał po chwili – niebezpieczeństwo minęło. Jeden kominek jeszcze się żarzy, a drugi zastawiłem.
Mimo jego zapewnień Maggie nie ruszała się z miejsca,
– Mówię ci, że wszystko jest w porządku – dorzucił.
– Rozumiem.
– W twoim pokoju nie ma już więcej potworów, zapewniam cię.
– Mam nadzieję.
– Czuję, że nie masz zamiaru tam wracać – zauważył Mike.
– Zaraz to zrobię. Jakoś nie mogę się na to zdecydować.
– Flannery? – nagle zapytał Mike. – Czy to znaczy, że boisz się sama spać? Czy chcesz, żebyśmy połączyli nasze śpiwory suwakami?
– Bo ja wiem… -
– No dobrze.
W jego głosie brzmiała tolerancja, rozbawienie, ale i zmęczenie. A także sympatia. Sam nie rozumiał, dlaczego żywi do Maggie tak przyjazne uczucia.
– Przykro mi…
– Nic się nie martw, dziewczyno. Sam dostaję gęsiej skórki na myśl o tym czarnym paskudztwie.
Weszli do zielonej sypialni. Mike zapalił górne światło.
– Tu jest zimniej niż u ciebie. Mnie jest wszystko jedno, ale najlepiej będzie chyba, jeżeli zepniemy nasze śpiwory i zrobimy z nich jeden duży.
– Znacznie lepiej i cieplej – zgodziła się Maggie i szybko wsunęła się do środka.
Mike zgasił światło i szybko ściągnął dżinsy, także Tssunął się do śpiwora i zaciągnął błyskawiczne zamki.
– Twarzą w prawo czy w lewo? – zapytał.
– Wszystko mi jedno.
– Doskonale, bo ja zawsze układam -się twarzą do drzwi. Taki mam zwyczaj – dodał. – Poza tym uprzedzam cię, że jeżeli będziesz się wierciła, to najprawdopodobniej cię spiorę.
Uśmiechnęła się, bo uznała, że to dobry żart.
Gdy wreszcie ułożyli się we wnętrzu śpiwora, okazało się, że jest tam wystarczająco dużo miejsca dla pary kochanków, ale niekoniecznie dla dwojga ludzi, którzy po prostu chcieliby się wygodnie przespać.
– Obróć się – zażądał Mike i odwrócił się od niej plecami. Dotykała go tylko prawym ramieniem, prawym pośladkiem i prawą piętą, ale każde z tych miejsc pulsowało, jak gdyby biło w nim małe serduszko.
– Będziesz spała?
– Postaram się.
– Już się nie boisz?
– Nie.
Przez dłuższy czas leżała nieruchomo i oddawała się niesfornym myślom. Myślała o sypialni nieznanej kobiety, o nietoperzach, o strachu w ogóle i o mężczyźnie, który postanowił, że sam będzie sobie radził z wszystkimi problemami.
Nagle usłyszała westchnienie i powoli, cichutko, niemal bezwiednie obróciła się. Objęła plecy Mike'a i przylgnęła do nich całym ciałem.
– Flannery? -Co?
– Poczekaj, obrócę się.
– Nie chcę.
Pokój był cichy. Snuły się tu duchy śmiałych, nieustraszonych kobiet, które traktowały seks w sposób naturalny i na serio… jakże inaczej niż Maggie, którą nagle wstrząsnęły niepohamowane dreszcze.
Mike obrócił się w jej stronę, czyniąc to niewypowiedzianie powoli i jakby wbrew sobie. Dotknął delikatnie jej policzka, palcem powiódł wzdłuż linii podbródka.
– Dajmy sobie spokój. Jesteś bardzo zmęczona i przeżyłaś szok. Margaret Mary Flannery, proszę cię, zastanów się poważnie nad tym, co robisz.
Objęła go, przylgnęła miękkimi wargami do jego warg. Nie jest to z pewnością dziewczyna, którą można wychować na świętą, pomyślał Mike z rozbawieniem.
Ale ona myślała wyłącznie o Mike'u, o leżącym obok niej cudownym chłopcu, i była pewna, że nigdy już nie będzie drugiej takiej okazji, drugiego mężczyzny, którego by tak bardzo pożądała, drugiej szalonej nocy.
Głaskała jego lekko zarośnięte policzki, przytulała się coraz gwałtowniej do jego twardej piersi, całowała go delikatnie, wreszcie wsunęła nogę pomiędzy jego silne uda.
– Maggie – jęknął. – Maggie!
I nagle zaczął odpowiadać na jej pocałunki. Coraz mocniej, coraz gwałtowniej. Wodził ręką po jej pacach, przyciskał ją do siebie z całej mocy.
Płynny ogień popłynął żyłami Maggie. Nigdy w żyra nie doznała podobnego uczucia. Wiedziała już na pewno, że Mike jest mężczyzną jej życia, że od zawsze na niego czekała.
Odsunął jej włosy z czoła i spojrzał w oczy.
– Kochanie – powiedział cicho – ty nie wiesz, co robisz. Będziesz tego później żałowała.
Postanowiła być z nim szczera.
– Chcę ci coś powiedzieć. Nie jesteś pierwszy. Przed tobą był taki jeden chłopiec. Byłam z nim jeden raz. Kilka lat temu. To była totalna klęska. Szanował mnie. Chyba za bardzo. Miał bardzo określone poglądy na to, jak „porządna dziewczyna" powinna reagować na TE rzeczy, a raczej nie reagować. Błagam cię, nie szanuj mnie, Mike. Ofiaruję ci prezent, zgoda? Za darmo, Ianelli, bez jakichkolwiek zobowiązań. Noc jest ciemna, zimna i niezwykła. Czy nie pragniesz odrobiny czułości?
– Maggie.
Poczuł się całkiem bezradny. Nigdy w życiu nie wykorzystał takiej sytuacji i teraz też nie chciał tego robić. Uważał, że to nieuczciwe. Ale myśl o tej jej jednej, jedynej nieudanej przygodzie prześladowała go. Czy nie należało przywrócić tej dziewczynie wiarę w piękno cielesnej miłości? Co to za dureń zostawił ją na lodzie, nie zaspokojoną i sfrustrowaną?
Była wspaniałą kobietą. Leżała u jego boku i każdą komórką swojego ciała dawała mu do zrozumienia, że pragnie go tak samo jak on jej.
– Maggie – powiedział nagle ostro. – Gdybym był pewien, że jutro rano nie będziesz tego żałowała, to…
– Nie będę żałowała.
– Będziesz.
Nachylił się, objął ją, przytulił, ujął jej twarz w swoje ręce.
– Nie skrzywdziłbym cię za nic w świecie – wyszeptał.
Skinęła głową. Nie była tego wcale pewna, ale nie zamierzała się niczym przejmować. Poddała się bez reszty jego pieszczotom.
Przyłożył usta do jej szyi, wodził rękami po drżącym ciele. Słyszała gwałtowne bicie jego serca. Swojego także. Szum krwi w uszach. Fale ciepła i zimna przeszywały jej ciało.
Tylko ten jeden raz, myślała, i było jej wszystko jedno, co będzie potem.
Mike uniósł ją lekko i ściągnął z niej flanelową koszulę. Przez sekundę ukazały mu się w srebrzystym świetle księżyca jej małe, strome piersi. Zrobiło im się zimno, więc wsunęli się w głąb śpiwora.
Po chwili Mike wyskoczył z niego, zrzucił z siebie slipy i podkoszulek, po czym opadł na Maggie nakrywając ją swoim ciałem.
Spodziewał się oporu, ale spotkał się z pełną słodyczy uległością, pełnym zrozumieniem każdego ruchu, każdej reakcji. Oddawała mu wszystkie pieszczoty, nie żałowała niczego. Pozwalała całować piersi, brzuch, powieki, policzki, szyję.
Gdy wreszcie ich miłość spełniła się, zrozumieli, że są dla siebie stworzeni. Fale rozkoszy zalewały ich jak fale wzburzonego oceanu. Łączyli się w jedną nierozerwalną całość.
Maggie sięgnęła po Mike'a jak po swoją własność i oddała mu się bez reszty. Mike poczuł, jak jego samotność znika, jak ciemności, które kryły jego duszę, przejaśniają się. Usłyszał jej stłumiony krzyk, raz i drugi. Dając brała, poddając się ofiarowywała mu bezpieczeństwo. Gwiazda rozbłysła nad ich splecionymi ciałami, a jej promienie rozświetliły ich dusze.
Gdy nad ranem Maggie obudziła się, w pokoju panował ziąb. Mike'a nie było. Dom zdawał się pusty.
Poczucie winy zalało ją jak gwałtowny przypływ oceanu. Coś ty zrobiła, Margaret Mary? pomyślała. Sto tysięcy zdrowasiek nie będzie wystarczającą pokutą.
Uwiodłam go, pomyślała ze zgrozą. Za karę wyskoczyła naga z ciepłego śpiwora. Lodowate powietrze smagało ją jak bicz. Pobiegła do łazienki i opłukała się zimną wodą. Wyszorowała brutalnie zęby i jak szalona zaczęła szczotkować sobie włosy. Wszystkie te czynności miały wyraźny charakter kary, ale bynajmniej nie zmniejszały jej poczucia winy. Twarz, jaka patrzyła na nią z lustra, wcale nie wyglądała jak oblicze pokutnicy. Odwrotnie, była zaróżowiona, zdrowa, radosna.
Czy powie mu, jak cudowna była dla niej ta noc? Czy odważy się oświadczyć mu, że nawet w najśmielszych marzeniach nie wyobrażała sobie takich wspaniałych odczuć? Dzięki Mike'owi poczuła się bardziej kobietą niż kiedykolwiek, bogatszą we wspaniałe cielesne doświadczenie, podniecającą i szczęśliwą jak nigdy dotąd.
Postanowiła kontynuować zwiedzanie domu. Przechadzała się po pokojach powoli, wodziła palcami po mahoniowych balustradach, mosiężnych lampach, chłodnych marmurach kominków. Zachwyciła ją mahoniowa boazeria holu.
Zatrzymała się, powiodła rękami po gładkim drewnie i stwierdziła, że są na nim jakieś dziwne nierówności. Tu i ówdzie miejsca spojeń desek wydawały się dziwnie wypukłe. Nacisnęła nieco mocniej jedno z takich miejsc i ku jej przerażeniu ściana ustąpiła. Ukryte drzwi otworzyły się bezszelestnie. Niewiele brakowało, by się przewróciła. Jej oczom ukazało się ciasne, ciemne pomieszczenie wielkości niedużej szafy. Miało kształt trójkąta wpasowanego w załom schodów.
Maggie pochyliła się, zrobiła krok naprzód, ale prawie natychmiast się cofnęła. Z przerażeniem pomyślała o tym, że mogłaby spłoszyć mieszkające tam nietoperze. Pomacała ścianę, by znaleźć kontakt, ale bez rezultatu. Mimo ciemności zauważyła po chwili wyraźne zarysy trzech sporych kufrów.
Odwagi, pomyślała, aa pewno nie ma tam żadnych nietoperzy, a zresztą gdyby były nawet, przycupnie i pozwoli im odfrunąć. Przecież nie mogła zrezygnować ze zbadania zawartości kufrów. Pochyliła się ostrożnie, sięgnęła po uchwyt pierwszego z nich i zaczęła go ciągnąć ku sobie. Z pewnością nie był pusty. Świadczył o tym jego ciężar.
Zdmuchnęła grzywkę z lekko spoconego czoła i pociągnęła kufer raz jeszcze. Tym razem wysiłek uwieńczony został powodzeniem. Kufer niemalże na nią runął. Z wielkim trudem przetaszczyła go pod schody i przyjrzała mu się w świetle dnia. Był spięty mosiężnymi i skórzanymi pasami, ale na szczęście nie zamknięty na klucz.
Jest w nim na pewno skarb Dziadziusia, pomyślała i przeszedł ją dreszcz.
Otwierając ciężkie wieko, złamała dwa paznokcie i nawet tego nie zauważyła. Ale za chwilę, po raz pierwszy tego przedpołudnia, wybuchnęła śmiechem.