CZĘŚĆ II

JESIEŃ 1651 – 1655

ROZDZIAŁ 7

Król z trudem powstrzymywał się przed okazywaniem podniecenia. Nigdy jeszcze nie był w Chenonceaux, a pierwotne piękno zamku zrobiło na nim wielkie wrażenie. Wspaniała galeria ciągnąca się wzdłuż rzeki zadziwiła go niepomiernie. Ludwik nigdy nie przepadał za Paryżem, a lutowe wydarzenia tylko utwierdziły go w niechęci do mieszkańców tego miasta. Nie lubił arcybiskupa, ale wuj i jego kuzyni również nie byli jego ulubieńcami, choć młody król skrzętnie ukrywał niechęć. Jeszcze tylko kilka miesięcy, myślał, a potem będę dorosły. Zastanawiał się, dlaczego ojciec akurat dzień trzynastych urodzin wyznaczył na ogłoszenie jego dorosłości i objęcie tronu. Może wiedział, ile przeciwności stanie mu na drodze i nie chciał zbyt szybko kusić losu.

Tydzień. Na tyle zgodził się wuj Gaston. Król chciał polować i jeździć konno, a zamiast tego musiał stać w miejscu i witać się z tłumem lojalnych i uwielbiających go poddanych, którzy szczerze się cieszyli z jego przyjazdu. Dla niego jednak było to nudne. Chłopak uśmiechał się bez końca i podawał dłoń do ucałowania. Postanowił, że pewnego dnia zbuduje paląc tak wielki, że wszyscy możnowładcy będą mogli w nim zamieszkać. Kiedy znajdą się blisko króla, łatwiej będzie ich dopilnować, by nie było więcej zdrad i wojen.

– Synu – odezwała się jego matka. – Oto szczególna dama, która pragnie złożyć ci wyrazy szacunku.

Młody król skupił wzrok na pięknej kobiecie, która podeszła i skłoniła się elegancko. Towarzyszy! jej mężczyzna odziany w strój, jakiego król wcześniej nie widział.

– Ludwiku, to księżna Glenkirk, wdowa. Madame la duchese jest córką króla Indii, ale przez wiele lat mieszkała w Szkocji. Przyjechała do swego zamku Belle Fleurs, by opłakiwać męża, który zginął, broniąc praw do tronu twego kuzyna, króla Karola II.

Młody król nie podał dłoni do ucałowania, tylko ucałował dłoń Jasmine.

– Jak miło, że przyjechała pani mnie odwiedzić, la duchese - rzekł.

Przyjrzał jej się uważnie. Mimo żałoby była nienagannie odziana w elegancką suknię z granatowego jedwabiu, z rękawami ozdobionymi wstążkami obszytymi perłami i kołnierzem z kremowej koronki. Ciemne włosy z odrobiną siwizny po bokach upięła w prosty kok.

– Jestem zaszczycona, Wasza Wysokość. Czy mogę podarować jego wysokości drobiazg, który wyrazi mój szacunek?

Król skinął głową, a oczy zaświeciły mu nagłą ciekawością i podnieceniem. Nie spodziewał się prezentu.

Adali podał swojej pani niewielkie, kwadratowe pudełko z kości słoniowej ozdobione czystym złotem. Jasmine je otworzyła i pokazała zawartość królowi. Na aksamitnej wyściółce leżał owalny diament w żółtym odcieniu, tak duży, że nie zmieściłby się między kciukiem złączonym z palcem wskazującym króla. Ludwik westchnął, szczerze zdumiony podarkiem. Nigdy jeszcze nie widział brylantu w tak pięknym, żółtym kolorze.

– Nazwany został okiem tygrysa, Wasza Wysokość. Otrzymałam go od pierwszego męża, księcia Jamala Khana z Kaszmiru – powiedziała Jasmine. – Mam nadzieję, że się Waszej Królewskiej Mości spodoba. Ma wyjątkowo piękny kolor.

Król wziął pudełko i przyjrzał się uważniej brylantowi. Z bliska był jeszcze wspanialszy.

– Madame, chyba nigdy nie podarowano mi czegoś równie wspaniałego. Mille merci. - Zamknął pudełko i podał służącemu, a potem spojrzał na Adalego i zapytał: – Kim jest człowiek, który pani towarzyszy?

– To mój służący, Adali, Wasza Wysokość. Służy w moim domu, od dnia moich narodzin. Jego ojciec był francuskim żeglarzem – wyjaśniła.

Adali skłonił się królowi.

Ludwik uśmiechnął się i skinął głową.

– Posiadanie służącego, któremu można ufać, musi być bardzo miłe, madame.

– Adali jest moją prawą ręką, Wasza Wysokość. Powierzyłabym mu własne życie, a właściwie zrobiłam to już wielokrotnie – przyznała i zmieniła temat. – Jeśli Wasza Wysokość pozwoli, chciałabym zająć jeszcze chwilę i przedstawić moją córkę, lady Autumn Rose Leslie.

Autumn podeszła i skłoniła się nisko. Ludwik postąpił o krok i dotknął dłonią twarzy dziewczyny, by ją sobie lepiej obejrzeć. Był to gest godny znacznie starszego mężczyzny, pomyślała Jasmine, ale przypomniała sobie, że mówiono o królu, iż jest nad wiek dojrzały.

– Doskonała – powiedział i pomógł dziewczynie wstać. Odwrócił się do matki i dodał: – Na dziś mam już dość, maman. Pragnę oprowadzić lady Autumn po galerii bez królewskiej świty. Chciałbym się dowiedzieć, jak się pannie podoba nasz kraj. Wuju! – Spojrzał na Gastona d'Orleans. – Dopilnuj, proszę, by nasi goście dobrze się bawili. Zostawiam to twojej trosce.

Chwycił Autumn za rękę i wyprowadził z sali. Dziewczyna była na tyle zaskoczona jego zachowaniem, że nie wiedziała, co powiedzieć. Nigdy jeszcze nie znajdowała się w towarzystwie króla. Takie rzeczy przydarzały się tylko jej siostrom i matce. Uśmiechała się promiennie do mijanych osób, najszerszy uśmiech zarezerwowała dla księcia de Belfort.

– Kto to jest? – zapytał Ludwik.

– Zalotnik, który niezbyt dobrze przyjął odmowę – odparła zaskoczona, że w ogóle jest w stanie wydusić słowo.

Król zaśmiał się.

– Kokietka z pani, mademoiselle.

Ależ nie! – odparła szybko, nie chcąc sprawić nieodpowiedniego wrażenia.

– Po co przybyła pani do Francji? – zapytał.

– Mój papa zginął, walcząc za króla Karola – wyjaśniła. – Jestem najmłodszą z rodziny i niestety, ani Szkocja, ani Anglia nie jest teraz miejscem odpowiednim dla panny o moim urodzeniu i majątku, bo nie można tam znaleźć męża. Mama jest w żałobie po tacie. Niedaleko ma zamek, Belle Fleurs. Uciekłyśmy do Francji przed panem Cromwellem i jego nudnymi, zdradliwymi okrągłogłowymi. Mamy również nadzieję znaleźć dla mnie męża.

– A dlaczego odmówiła pani dżentelmenowi, który patrzył na panią z taką surowością?

– To książę de Belfort, Wasza Wysokość. Odesłałam też hrabiego de Montroi, ale nie markiza d'Auriville – odparła.

– Jak to wspaniale, że może pani sama wybrać partnera. Czy może to wybór pani matki? – zastanawiał się. – Ja, oczywiście, zmuszony jestem ożenić się z jakąś księżniczką z Hiszpanii albo Italii. Potem będę musiał spłodzić z nią potomka, ale przynajmniej to przyjemniejsza część moich obowiązków.

– Wasza Wysokość jest jeszcze dzieckiem – zdziwiła się Autumn. – Chyba nie zdążyliście jeszcze… – przerwała, czerwieniąc się.

– Pierwszą kobietę miałem w wieku jedenastu lat – rzekł, zaskoczony widocznym zawstydzeniem dziewczyny. – Mężczyzna powinien szybko uczyć się przyjemności, by potem sprawiać przyjemność kobiecie, ma belle. A ty jesteś dziewicą?

– Tak! – pisnęła, nie wiedząc, czy się oburzać, czy roześmiać.

– Więc twój mąż będzie szczęściarzem, ma belle. Jeszcze nigdy nie miałem przyjemności wprowadzania dziewicy w świat Erosa, ale jestem pewien, że jeśli dokona się tego właściwie, stanie się to cudownym doświadczeniem dla mężczyzny i kobiety. Ile masz lat?

– Dzie… osiemnaście – skłamała.

– Diane de Poitiers, dama, która zadbała o to, by zamek Chenonceaux stanął w takiej właśnie formie, była kochanką mego przodka, Henryka II. Była od niego dwadzieścia lat starsza. Uwielbiał ją i pozostał jej wierny aż do śmierci. Ty jesteś ode mnie tylko pięć lat starsza, ma belle.

Autumn nie wiedziała, po co właściwie król opowiada jej tę historię, ale w końcu odezwała się:

– To musiała być niezwykła dama.

– Podejrzewam, że jesteś równie niezwykła, ma belle - mruknął król, zatrzymał się i delikatnie przycisnął ją do kamiennej ściany galerii pomiędzy dwoma oknami z widokiem na rzekę. Dotknął dłonią jej twarzy. – Jesteś bardzo piękna, mademoiselle Autumn – rzekł i przycisnął palce do jej ust. – Pocałuj je – rozkazał.

Autumn wytrzeszczyła oczy ze zdziwienia.

– Wasza Wysokość – szepnęła.

– Ludwiku – rzekł łagodnie i przysunąwszy się do niej pocałował ją. Był to głęboki, namiętny pocałunek, dotykał językiem jej ust, starając się wsunąć go do środka.

Autumn nie była pewna, co robić. Ten bezczelny chłopak był królem i zachowywał się jak przystało na znacznie starszego mężczyznę. Starała się odsunąć głowę i gdy w końcu jej się to udało, odezwała się:

– Wasza Wysokość! Ludwiku, proszę! Nie mam twojego doświadczenia i zaczynasz mnie przerażać!

Wyglądał na zdziwionego' jej słowami, choć nie przestawał pieścić jej piersi. Owszem, wspomniała, że jest dziewicą, ale na pewno zabawiała się trochę ze swoimi zalotnikami. Ścisnął dłońmi obie piersi.

– Chcę cię zobaczyć nago – rzekł. – Jesteś taka słodka w swojej niewinności i bardzo mnie podniecasz. Zostań ze mną, Autumn. Ten zamek zbudowano dla kochanków. Ja będę twoim pierwszym kochankiem.

Zaskoczyły ją słowa króla i oburzyło jego zachowanie. Nagle odzyskała odwagę i odsunęła go.

– Zakładam, że Wasza Królewska Mość sobie ze mnie żartuje, bo inaczej poczułabym się śmiertelnie obrażona słowami Waszej Wysokości. Nie sugerujesz chyba, Wasza Królewska Mość, że dziewica z tak szlachetnego rodu jak mój i dziedziczka fortuny mogłaby zaprzepaścić swój największy skarb, swoje dziewictwo, po to, by przeżyć krótki romans. Kiedy znajdę się w małżeńskim łożu po raz pierwszy, będę czysta. Nie przyniosę wstydu sobie ani mojemu przyszłemu mężowi. – Położyła dłoń na odzianą w jedwabny strój rękę króla. – Wasza Wysokość, w głębi serca jestem poruszona faktem, iż zwróciłam na siebie uwagę Waszej Królewskiej Mości, ale to uczucie nie jest w stanie przyćmić pragnienia postępowania zgodnie z moralnością i tym, co słuszne. Zrozum to, Ludwiku.

Król westchnął tak głęboko, że Autumn nie mogła powstrzymać chichotu, ale król nie poczuł się dotknięty i uśmiechnął się do niej.

– Spodobałabyś się mamie, mademoiselle Autumn. Kardynałowi też.

Rozmawiali teraz, idąc dalej galerią wzdłuż rzeki. Autumn pomyślała, że z okien rozciąga się najpiękniejszy widok, i natychmiast powiedziała o tym królowi.

– Nie mieszkasz nad rzeką? – zapytał.

– Nie, Belle Fleurs jest oddalone od rzeki o milę, ale sam zamek otoczony jest z trzech stron przez wody jeziora zasilanego przez odnogę rzeki. Moi francuscy krewni, rodzina de Saville mają piękny zamek nad rzeką, Archambault.

– Podoba ci się życie na wsi?

– Całe swoje dotychczasowe życie spędziłam na wsi – przyznała Autumn. – Bywałam w większych miastach i nie spodobało mi się tam. Wolę wieś. Tu widać, jak zmieniają się pory roku.

– Na wsi jest się bliżej Boga – zauważył król. – Ja też nie lubię miasta. Kiedy będę władcą niezależnym od nikogo, wyjadę z Paryża i zbuduję sobie pałac na wsi. Tam właśnie przeniosę cały swój dwór.

– Myślisz, że dworzanie polubią życie na wsi? – zapytała.

– Nie będą mieli wyjścia. Jestem królem, a oni będą musieli robić, co im każę, albo poniosą konsekwencje. Widzisz, mademoiselle, całe moje życie to ciągły bałagan, a ja nie lubię bałaganu. Książęta krwi, Conde, Conti, de Longueville i inni raz walczą u mego boku, a za chwilę przeciwko mnie. W Paryżu rządzi arcybiskup Gondi, ciągle są jakieś zamieszki, raz stają przeciwko mnie prości ludzie, a następnym razem książęta. Tylko przezorność mojej matki i kardynała Mazarin, jak dotąd, zapewniały mi spokój i bezpieczeństwo. Za kilka miesięcy będę pełnoletni i w końcu zostanę koronowany. Nie mogę się już doczekać! Pewnego dnia zbuduję płac i będzie to najbardziej ekscytujące miejsce na ziemi. Nie będę musiał nikogo zmuszać, by do mnie dołączył. Wszyscy będą chcieli przyjechać, bo nie przebywać ze mną, będzie znaczyło tyle samo, co zostać wygnanym. Uczynię z mojego pałacu najmodniejsze miejscem na ziemi. A kiedy wszyscy się już tam zbiorą, będę panował nad wszystkim, mademoiselle! Nie będzie przeciwko mnie żadnej rebelii, a ci, którzy mi się nie spodobają, zostaną oddaleni z tego raju na ziemi, który tam stworzę!

– Cóż za piękne marzenie – odezwała się Autumn. – Wiesz już, gdzie zbudujesz ten cudowny pałac, Ludwiku?

– Mam chatkę myśliwską pod Paryżem w miejscu zwanym Wersal. Bardzo mi się tam podoba i tam właśnie zbuduję pałac. Przyjedziesz mnie odwiedzić, kiedy już w nim zamieszkam? Oczywiście, z mężem, mademoiselle Autumn. Wszystko musi być jak należy, tyle już o tobie wiem.

– Zbuduj zamek, Ludwiku, a ja przyjadę – obiecała. – Nie lubię miasta, ale tętniący życiem dwór na pewno mi się spodoba.

– Przypieczętujmy więc umowę pocałunkiem – rzekł. Autumn pogroziła mu palcem.

– Jesteś nieznośny.

Przysunęła się, by go pocałować. Król objął ją ramionami i znów pocałował namiętnie. W jego ciemnych oczach igrały wesołe iskierki, gdy wypuścił z objęć protestującą i czerwieniącą się dziewczynę.

– Inaczej nie umiem całować – wyjaśnił. Autumn potrząsnęła głową.

– Mam nadzieję, że będziesz rządził Francją równie dobrze, jak całujesz, Ludwiku.

– Wasza Wysokość, proszę wybaczyć najście. Pańska matka was szuka – rzekł markiz d'Auriville, kłaniając się nisko. – Ja odprowadzę moją narzeczoną do jej rodziny.

Król był nieco niższy od markiza, spojrzał na niego i zapytał:

– Kim pan jest, monsieur?

– Jean Sebastian d'O1eron, markiz d'Auriville, Wasza Wysokość. – Znów się skłonił. – Do usług Waszej Królewskiej Mości.

– To pan ma się ożenić z lady Autumn?

– Tak, Wasza Wysokość – rzekł markiz z uśmiechem.

– Kiedy ślub?

– Jeszcze nie postanowiłam – odezwała się nerwowo Autumn. – Chciałabym, żeby moja rodzina mogła przyjechać z Anglii.

Mais oui - rzekł król. – A mama panienki popiera kandydata?

– Ależ oczywiście, nie zalecałbym się do Autumn bez zgody jej matki. To nie byłoby zgodne z zasadami – rzekł Sebastian.

– Nie wiem, czy chcę, by mademoiselle Leslie tak szybko wyszła za mąż – odezwał się młody król do markiza. – Mogę zapragnąć przebywać w jej towarzystwie podczas mego pobytu tutaj, w Chenonceaux, i potem, w Paryżu. Paryż jest śmiertelnie nudny.

– Nie chcę teraz jechać do Paryża – rzuciła nerwowo Autumn.

– Jestem pewien, że król nie miał na myśli twojego wyjazdu, chérie – wtrącił markiz. – Mama Jego Wysokości, która się nim opiekuje, na pewno rozmówi się na ten temat z twoją matką. Mam rację, Wasza Królewska Mość? – Sebastian uśmiechnął się do króla.

– Mama pragnie mnie uszczęśliwić – odparł młodzieniec.

– Tak właśnie być powinno – odparł starszy mężczyzna. – Jesteście królem, Wasza Wysokość, ale wydaje mi się, że wasza matka uczyni wszystko, byście w zdrowiu i bezpiecznie dotrwali do swoich trzynastych urodzin we wrześniu. Bez kardynała, który został wygnany przez wrogów Waszej Królewskiej Mości, stało się to bardzo trudnym zadaniem. Nie powinna teraz zamartwiać się niczym innym – skończył i znów się uśmiechnął.

– A kiedy ożenisz się z mademoiselle Leslie, a ja zapragnę, byś przywiózł ją na mój dwór, monseigneur!

– Kiedy tylko Wasza Królewska Mość rozkaże – odparł szybko markiz.

– Wycofuję więc swoje obiekcje co do waszego małżeństwa – zgodził się łaskawie Ludwik. Ujął dłoń Autumn i ucałował. – Muszę znaleźć mamę. Adieu, ma belle Autumn.

Odwrócił się i szybko wybiegł z galerii. Autumn odetchnęła głośno z ulgą, a Sebastian się roześmiał.

– Teraz, kiedy pocałowałaś już czterech dżentelmenów, chérie, możesz w końcu powiedzieć na pewno, że jestem tym właściwym?

– Jak śmiałeś powiedzieć królowi, że jestem z tobą zaręczona? – Zaróżowiła się ze złości. – Nie powiedziałam jeszcze, że za ciebie wyjdę!

– Czy nie dlatego odprawiłaś de Belforta i Montroi, chérie.

– Może i ciebie odprawię z kwitkiem – zagroziła.

– Chyba powinienem znów cię pocałować, żebyś odzyskała zdrowy rozsądek – rzucił złośliwie i przyciągnął ją do siebie.

Autumn opierała mu się z całych sił i uderzała małymi piąstkami w aksamitny kaftan.

– Jesteś taki arogancki!

– A ty, chérie, jesteś urocza.

Objął ustami jej usta, a Autumn nie mogła się dłużej opierać i położyła dłoń na jego szyi. Usta miał ciepłe i gładkie, przyciskał je mocno do jej warg. Miała wrażenie, że kradną siły, ale nie przejmowała się tym wcale. Kiedy jego dłoń znalazła się na jej piersi, odsunęła się i spojrzała na niego z przerażeniem.

– Widziałam, jak król cię dotykał, chérie. Spodobało ci się to?

– Tak! – wyszeptała z trudem.

Ta szczerość poruszyła go do głębi. Poczuł, jak rośnie w nim namiętność i jęknął:

Mon Dieu! Mon Dieu! Nie masz pojęcia, chérie, co ze mną wyprawiasz!

– Ależ mam! – odparła i zsunęła dłoń poniżej kaftana, by dotknąć wzgórka na spodniach. – Jestem dziewicą, ale co nieco wiem, monseigneur.

Schwycił małą dłoń i ucałował namiętnie.

– Jeśli nie zaprowadzę cię teraz do matki, chérie, stracisz dziewictwo w galerii zamkowej z widokiem na rzekę. Jestem tylko mężczyzną, ale nie chcę pośpiesznego zbliżenia, ma petite. Kiedy posiądę skarb twojego dziewictwa, chcę, by twoje serce tłukło się w piersi jak szalone, a ciało drżało z rozkoszy, jaką ci ofiaruję. Chodźmy!

Pociągnął ją za sobą w stronę głównego skrzydła budynku.

– Jeszcze nie powiedziałam, że za ciebie wyjdę, Sebastianie d'O1eron! – krzyczała, biegnąc za nim.

– Powiedziałaś już o tym królowi, więc musisz!

– Nikt mnie nie będzie do niczego zmuszał! – krzyczała dalej.

Zatrzymał się i spojrzał na nią, po czym zapytał:

– Co muszę uczynić, by zdobyć twoje serce, Autumn Rose Leslie? Powiedz, a to właśnie zrobię. Niech mnie Bóg i Święta Panienka mają w opiece, ale kocham cię!

– Chcę, żebyś się do mnie zalecał jak nalepy – odparła słodko.

– A co ja, na litość boską, dotąd robiłem? – zapytał zaskoczony.

– Bawiłeś się w wojnę z de Belfortem i Montroi, Sebastianie. Zrobiliście z zalotów zawody. Ja nie miałam z tym nic wspólnego. Teraz, kiedy uznałam, że jesteś najciekawszym z moich zalotników, możesz zacząć właściwie się do mnie zalecać. Jeśli mi się spodobasz, wyznaczę datę ślubu, monseigneur - powiedziała słodkim głosikiem.

– Powinienem był wziąć cię siłą i zrobić ci dziecko – rzucił ze złością i zmieszaniem.

– To by w niczym nie pomogło – powiedziała Autumn. – Matka mego ojca miała już skurcze porodowe i nie chciała poślubić narzeczonego, póki nie zgodził się oddać części majątku, którą jej ojciec niemądrze oddał w intercyzie małżeńskiej. Gdyby dziadek się nie poddał, ojciec urodziłby się jako bękart. Na szczęście był na tyle mądry, by przyznać się do pomyłki i tata urodził się kilka minut po tym, jak ksiądz ogłosił babcię i dziadka mężem i żoną. My, kobiety z rodu Leslie, nie lubimy, żeby nas traktowano jak bydło, albo tresowano jak konie czy psy. Powinieneś to zrozumieć, jeśli naprawdę chcesz się ze mną ożenić. Nie mógł powstrzymać śmiechu.

– Nie będzie z ciebie przykładna francuska żoneczka, chérie.

– Będę bardzo dobrą żoną, Sebastianie – powiedziała, uśmiechając się. – Jeśli za ciebie wyjdę, chérie.

– Czy ktoś kiedyś dał ci klapsa? – zapytał groźnie. Autumn odwróciła się i przycisnęła do niego całym ciałem.

– Więc – szepnęła. – Będziesz mi wydzielał klapsy, kiedy już będziemy małżeństwem? – Jej usta niebezpiecznie zbliżyły się do jego twarzy. – Obnażysz mi pośladki czy będziesz wolał zostawić jedwabne pantalony, monseigneur? - Otarła się o niego prowokująco.

– Jeszcze nigdy nikt nie dał mi klapsa – gruchała.

Zazgrzytał zębami i odsunął ją. Wziął ją znów za rękę i zaprowadził z powrotem do sali reprezentacyjnej, gdzie król przyjmował gości. Nic nie powiedział, ale Autumn nie mogła powstrzymać chichotu.

– Ależ się będziemy wyśmienicie bawić, mon coeur- szepnęła.

Madame - Sebastian zwrócił się do Jasmine – przyprowadziłem pani córkę. Zastałem ją z naszym młodym królem w sytuacji bliskiej kompromitacji. Jego Wysokość, choć jest jeszcze dzieckiem, ma reputację rozpustnika. Musiałem mu powiedzieć, że jesteśmy zaręczeni, bo chciał, żeby Autumn została tu z nim, a potem pojechała do Paryża. Sama opowie pani resztę. – Zerknął na Autumn, która stała teraz obok matki i patrzyła na niego. – Przyjadę jutro i razem pojeździmy konno. Odpowiada ci to, chérie?

– Oui, Sebastianie – odparła potulnie Autumn trzepocząc czarnymi rzęsami.

Pochylił się i szepnął jej do ucha:

– Od dziś będę codziennie moczył dłoń w solance, żeby stwardniała, chérie. Lepiej przygotuj się na tego klapsa, bo wkrótce go otrzymasz. I nie będziesz miała na sobie pantalonów.

Oui, Sebastianie – mruknęła, a on się roześmiał. Ukłonił się Jasmine, a potem madame de Belfort i madame St. Omer. Panie skinęły głowami w jego stronę, i wyszedł.

– Co właściwie wydarzyło się, kiedy byłaś z królem? – zapytała Jasmine.

– Nie spodziewałam się tak dojrzałego zachowania u chłopca w jego wieku – odparła Autumn, wciąż zaskoczona. – Nic takiego się nie stało. Pocałował mnie i pieścił moją pierś. Delikatnie, ale stanowczo przywróciłam go do porządku. Rozmawialiśmy jak przyjaciele, kiedy d'Auriville postanowił ratować mnie z rąk Jego Wysokości. Przez chwilę spierali się z pozoru bardzo grzecznie, a potem król wrócił do gości. Dlaczego mężczyźni zachowują się jak psy walczące o kość, kiedy pojawi się wśród nich kobieta? – zastanawiała się Autumn.

– Ojej – jęknęła nerwowo Gaby de Belfort. – Mam nadzieję, że ani ty, ani markiz nie obraziliście króla swoim zachowaniem.

– Nie bądź niemądra, siostro – rzuciła ze zniecierpliwieniem Antoinette St. Omer. – Król jest jak wszyscy chłopcy w jego wieku, gotów na swój pierwszy podbój. Nie ma w tym nic złego. Autumn zachowała się bez zarzutu, jak powinna postąpić każda porządna panna na jej miejscu.

– Powiedział, że pierwszą kobietę miał już rok temu – odezwała się Autumn.

Madame St. Omer zachichotała.

– Z pewnością – rzekła. – Ale to nie był jego podbój, Autumn. Tę kobietę prawdopodobnie przyprowadził Jego Wysokości kardynał, który zauważył zmysłowe zainteresowania swojego pana. Podsunął mu powszechnie szanowane kobiety parające się najstarszym zawodem, żeby chłopak miał rozrywkę i nie sprawiał trudności. Ach, Mazarin to sprytny człowiek. Mówi się, że królowa potajemnie wyszła za niego za mąż.

– Ale on jest na wygnaniu – zauważyła Autumn.

– To chwilowe, zapewniam – stwierdziła ciotka. – Na pewno wróci, kiedy Ludwik osiągnie wiek dorosły. A teraz, ma petite, powiedz mi, jak całuje król.

– Siostro! – zakrzyknęła zawstydzona Gaby de Belfort.

Autumn roześmiała się.

– Jak każdy inny mężczyzna. Myślę, że pan markiz całuje najlepiej ze wszystkich mężczyzn, jakich znam, a jak dotąd całowało mnie czterech, tante. Ludwik chyba za bardzo się starał, jakby chciał sobie coś udowodnić.

– Wydaje mi się, że powinnyśmy teraz pojechać do domu – odezwała się Jasmine. Powitałyśmy króla i jego matkę i pora wracać. Nim dotrzemy do Belle Fleur, nastanie zmrok. Nie lubię być wciąż w drodze po zmroku.

Nie chciała też, żeby ktoś podsłuchał ich rozmowę i plotkował potem na ten temat.

– W rzeczy samej – zgodziła się madame St. Omer. – Sprawdzę tylko, gdzie jest Philippe. Och, tam jest, z madame Delacroix. To wdowa, która, jak mi się zdaje, ma plany w związku z naszym bratem. Popatrz jak z nim flirtuje. Co za zuchwałość!

Ruszyła w kierunku brata, by go ratować.

– Toinette obawia się, że jeśli Philippe się ożeni, będziemy zmuszone wrócić do naszych ciasnych wdowich domków. Zdecydowanie woli splendor i wygody naszego ukochanego Archambault – powiedziała Gaby de Belfort zupełnie szczerze.

– Philippe się nie ożeni po raz kolejny – stwierdziła Jasmine. – Wygodnie mu w roli wdowca, a siostry dotrzymują mu towarzystwa. A jeśli będzie potrzebował zaspokoić swoje męskie potrzeby, na pewno wiele dam chętnie mu w tym pomoże.

Gaby zachichotała.

Oui, ma cousine, masz zupełną rację – powiedziała. – Przekażę to mojej siostrze, ale ona obawia się, że taka dama jak madame Delacroix usidli go, nim on dostrzeże, do czego to wszystko zmierza. Philippe jest prawdziwym dżentelmenem i wolałby raczej ożenić się wbrew sobie, niż urazić uczucia kobiety. To dlatego Antoinette tak go chroni.

Adali ruszył przodem, żeby sprowadzić oba powozy. Kiedy dwie starsze panie wraz z Autumn wyszły z zamku, wszystko było gotowe. Adali pomagał wsiąść madame de Belfort, gdy z zamku pośpiesznie wyszli hrabia de Saville i druga z jego sióstr. Adali wsiadł do powozu jadącego do Belle Fleurs i oba pojazdy ruszyły natychmiast w stronę drogi wiodącej wzdłuż rzeki Cher w stronę ich domów.

Kiedy dotarli na miejsce, Autumn poinstruowała Lily, by przygotowała na rano strój do jazdy konnej.

– Markiz przyjeżdża! – zawołała do służącej. – Będzie się do mnie zalecał, a potem wyjdę za niego.

– Nie rozumiem, dlaczego panienka tak długo zwlekała z podjęciem decyzji – odezwała się służąca. – Każdy głupi mógł się domyślić, że to mężczyzna dla pani. Wszyscy się bali, że jego też pani odrzuci.

Autumn zaśmiała się.

– Chciałam, żeby zalecał się do mnie jak należy. Trzech konkurentów do ręki to za dużo dla każdej dziewczyny. Przeważnie kłócili się tylko między sobą i zupełnie mnie ignorowali.

– Teraz nie będzie panienka ignorowana – zauważyła. – Ten Francuz, którego pani wybrała, to nie chłopiec, ale mężczyzna. Oczy mu płoną, kiedy na panienkę patrzy. Podobno Francuzi to wspaniali kochankowie – zachichotała.

Autumn klepnęła ją żartobliwie.

– Mama chyba nie chciałaby usłyszeć takich opinii z twoich ust, Lily. Toramalli pewnie też nie. Chyba z czasem nauczyłaś się nie tylko francuskiego i zdaje mi się, że twoja wiedza w większym stopniu pochodzi od lokaja o imieniu Marc niż brata Bernarda – zażartowała.

Lily przynajmniej się zaczerwieniła, co rozbawiło Autumn.

– Och, milady, ależ z panienki niegrzeczna dziewczyna.

Wieczorem matka i córka zasiadły przy kominku w salonie. Każda z nich odziana była w ciepłą aksamitną suknię i miała ciepłe kapcie na nogach, bo wieczór okazał się chłodny. Razem zapiekały nad ogniem chleb z serem. Robiły tak, kiedy Autumn była jeszcze mała i mieszkały w Glenkirk. Popijały słodkie, białe wino i zjadały ostatnie gruszki w tym sezonie. Podano je pokrojone w talarki i polane miodem.

– Szkoda, że nie może tak być zawsze – odezwała się Autumn do matki. – Jesteśmy bezpieczne i o nic nie musimy się martwić.

– Masz dziewiętnaście lat i nadeszła pora, żebyś stała się dorosła – odparła Jasmine. – Oboje z ojcem chroniliśmy cię przed światem, bo byłaś naszą najmłodszą córeczką.

– Nigdy nie byłam z tego powodu nieszczęśliwa – rzekła Autumn z uśmiechem.

– Nie, nie byłaś – zgodziła się matka. – Powiedz mi, skąd nagle ta niechęć do dorosłego życia? Chodzi o Sebastiana? Masz co do niego wątpliwości? Wiesz, że wybór należy do ciebie. Jeśli dojdziesz do wniosku, że on ci nie odpowiada, poprę twoją decyzję.

– Bycie czyjąś żoną to dla mnie wielka zmiana – powiedziała Autumn.

Jasmine pogłaskała ją po mahoniowych włosach, kiedy córka usiadła tuż przy jej kolanach.

– Nie myśl, że bycie żoną to coś złego. Myśl raczej o tym, jak będzie, kiedy zakochasz się w markizie i kiedy zostaniesz jego kochanką. To najważniejsze. Jeśli będziesz czuła, że nie możesz bez niego żyć, że chcesz z nim spędzić całe życie, że chcesz urodzić mu dzieci, dopiero wtedy możesz postanowić być jego żoną.

– Ale jak to właściwie jest, kiedy się tak kogoś kocha, mamo? Skąd mam wiedzieć, że to właśnie to, kiedy już się zdarzy? Czuję się niemądrze, zadając takie pytania. Obserwowałam uczucie między tobą i ojcem, ale sama nie jestem pewna, jak to jest, kiedy się kocha. – Westchnęła głęboko. – A jeśli Sebastian nie jest tym mężczyzną i zrozumiem to dopiero po fakcie? Będę jak w pułapce, mamo!

– Nie potrafię wyjaśnić dokładnie, czym jest miłość, Autumn. Mogę ci tylko powiedzieć, że gdy już się zdarzy, sama to zrozumiesz. Tak było w moim przypadku. Twoje siostry też to odkryły i ty na pewno się dowiesz. Obawiasz się markiza?

– Nie. Lubię go, ale jego arogancja doprowadza mnie do szału!

Jasmine roześmiała się.

– Zakochał się w tobie i obawia się, że cię straci – wyjaśniła. – Stara się przybrać maskę męskiej wyższości, co moim zdaniem może być czasem denerwujące. Wszyscy mężczyźni tak postępują. Nawet twój ojciec był taki. Jak sądzisz, dlaczego uciekłam, kiedy król rozkazał mi wyjść za niego? Nie zwracał uwagi na to, czego ja pragnę. Był Jamesem Leslie, księciem Glenkirk. Robił, co do niego należało, i był posłuszny woli króla. Oburzało mnie to. Zastanawiałam się, czy naprawdę mnie kocha, czy żeni się ze mną tylko dlatego, że tak kazał mu król. Nie wiedziałam, czy mnie pragnie, czy tylko chce być prawnym opiekunem mojego dziecka z nieprawego łoża, należącego poniekąd do rodu Stuartów. Nigdy mi tego nie powiedział. Stwierdził jedynie, że mam wybrać dzień naszego ślubu, a on się stawi gdzie trzeba. Trudno to uznać za komplement.

Autumn zachichotała.

– Co to za skandal, o którym nikt w rodzinie nie chciał mi powiedzieć, a o którym szeptali wszyscy dorośli?

– Wiem, o czym mówisz – roześmiała się Jasmine. – Chyba jesteś już na tyle dorosła, by ci powiedzieć. Krótko po tym, jak przyjechałam z Indii do Anglii, mieszkałam z dziadkami de Marisco. Wujek Robin wydawał swoją słynną ucztę w wigilię Trzech Króli. Twój ojciec, który był jego przyjacielem, przebywał wtedy w Lynwood House. Moja przyrodnia siostra, Sybilla postanowiła wtedy zostać jego żoną, ale Jemmie nie zwracał na nią uwagi. Tej nocy on i ja, oboje owdowiali, poczuliśmy potrzebę niewielkiej pociechy. Zostaliśmy nakryci razem w łożu. Kiedy Jemmie nie zaproponował od razu, że się ze mną ożeni, mój ojczym zażądał tego od niego, ale zanim twój ojciec cokolwiek powiedział, ja obwieściłam, że za niego nie wyjdę. Uznałam, że to już koniec znajomości. Dziadkowie natychmiast zaaranżowali moje małżeństwo z Rowanem Lindleyem. Nie wiedząc, że Jemmie się we mnie zakochał, żyłam sobie szczęśliwie z nowym mężem. Kiedy kilka lat później, po śmierci Rowana, król rozkazał nam się pobrać, nie wiedziałam, co czuje do mnie Jemmie Leslie. Pragnęłam, by mnie ktoś kochał. Wcześniej kochało mnie trzech cudownych mężczyzn i wiedziałam, że bez miłości małżeństwo będzie nijakie w porównaniu z wcześniejszymi.

– Więc zakochałaś się w tacie?

– Chyba kochałam go od dawna, od czasu tego nieszczęsnego skandalu – odparła Jasmine. – Cały czas jednak ukrywałam te uczucia, bo sądziłam, że do niczego nie prowadzą. Ależ się myliłam!

– Ale to wciąż nie wyjaśnia mi, czym jest miłość – odezwała się Autumn.

– Nikt nie potrafi odpowiedzieć na to pytanie, ma fille. Mogę ci tylko podpowiedzieć, że kiedy już znajdziesz miłość, będziesz wiedziała, że to ona. Nie istnieje inna odpowiedź. Musisz mi uwierzyć i zaufać. – Poklepała ją po ramieniu. – A teraz, moja droga, idź na górę i dobrze się wyśpij. Pewna jestem, że markiz przyjedzie dość wcześnie, żeby cię zabrać na przejażdżkę. Teraz, skoro został sam na polu walki, będzie chciał cię oczarować i jak najszybciej mieć w swoim łożu.

Autumn wstała i pochyliła się, by pocałować matkę.

– Dobranoc, mamo – rzekła i poszła do swojej sypialni.

Lily zdążyła już rozłożyć swoje posłanie i zasnąć głęboko, a Autumn leżała jeszcze, nie mogąc zasnąć.

Zapytała matkę, czym jest miłość, mając nadzieję, że otrzyma jasną i zrozumiałą odpowiedź, której jednak Jasmine nie potrafiła jej udzielić. Co właściwie czuła, kiedy po raz pierwszy napotkała wzrok Sebastiana d'Oleron? Powiedziała matce, że wtedy nad strumieniem nie przestraszyła się go. Strach wiązał się raczej z mieszanymi uczuciami, które wtedy zagościły w jej sercu.

Wstała z łóżka i podeszła do okna. Światło księżyca odbijało się od gładkiej powierzchni jeziora. Nie rozumiała uczuć, które teraz gościły w jej sercu. Może dlatego właśnie do tej pory trzymała go na dystans, kokietując jednocześnie księcia de Belfort i hrabiego de Montroi. Czuła się jak małe dziecko, któremu zaproponowano wybór pośród słodyczy i kiedy wreszcie wybrało, nie jest pewne, czy słusznie.

Dlaczego to dla mnie takie trudne? – zastanawiała się. India wiedziała na pewno, że spotkała na swej drodze prawdziwą miłość. Fortune, jeśli jej wierzyć, zawsze wie, czego chce. Ale one zakochały się, nim ja się urodziłam. Co właściwie jest ze mną nie tak? Może Sebastian nie jest tym jedynym, ale jest taki przystojny i zawsze, kiedy go widzę, serce zaczyna mi bić szybciej. Zaśmiała się pod nosem. Był zazdrosny, kiedy zobaczył, jak zaleca się do niej król. Autumn poczuła nagle wielką satysfakcję. Podbiegła do łóżka, położyła się i natychmiast zasnęła.

Rano bardzo skrzętnie dopilnowała swojej toalety. Sprawdziła, czy Lily dokładnie wyczyściła jej zielone wełniane spodnie, a służąca narzekała, że jeśli jeszcze raz je wygładzi, zaczną się świecić. Autumn nałożyła je na jedwabne pantalony. Pod białą jedwabną koszulą z długimi rękawami miała bezrękawnik wykończony przy dekolcie błękitną wstążką. Lekkie wełniane skarpety tego samego koloru co spodnie wsunęła w skórzane buty do jazdy konnej. Usiadła i pozwoliła Lily rozpleść warkocz i zapleść go od nowa. Włożyła zamszową kurtkę, zapięła kościane guziki zdobione srebrem i wzięła z rąk służącej irchowe rękawiczki.

Otworzyły się drzwi do jej sypialni i stanęła w nich matka.

– Jeszcze go tu nie ma, a my musimy iść na poranną mszę, Autumn – rzekła. – Ojciec Bernard byłby bardzo nieszczęśliwy, gdybyś uchylała się od swoich obowiązków wobec Boga.

Autumn nie sprzeczała się, a po wszystkim weszły do sali reprezentacyjnej, gdzie nakryto do pierwszego tego dnia posiłku. On już tam był i czekał. Autumn poczuła, że serce tłucze się w jej piersi jak oszalałe.

– Przyłączysz się do nas, Sebastianie – zapytała Jasmine, widząc, że córka nie jest w stanie zapanować nad sobą i wykazać się dobrymi manierami.

– Sądziłem, że o tej porze zdążyły panie już zjeść – rzekł.

– Najpierw msza, potem posiłek – powiedziała Jasmine stanowczo. – Autumn musi zjeść. Znam moją córkę, na pewno będzie chciała jeździć pół dnia. Adali dopilnuje, żebyście wzięli ze sobą chleb, ser i wino. Proszę usiąść, proszę!

Bonjour, ma petite – odezwał się łagodnie i podniósł jej dłoń do ust. – Dobrze spałaś po przygodach w Chenonceaux?

– To była niewielka przygoda, monseigneur – odparła, cofając dłoń i siadając na krześle.

– Może byłaby większa, gdyby nie ja – dodał.

– Och, tak. Uratował mnie pan ze szponów kochliwego dwunastolatka – rzuciła niedbale i zaczęła obierać gotowane jajko.

– Króla – poprawił ją – który, jeśli plotki nie kłamią, zdąży! już spłodzić bękarta z jedną ze swoich ladacznic.

– Nawet król nie posunie się do gwałtu, monseigneur - rzuciła przez zaciśnięte zęby Autumn. – To był jedynie pocałunek, muśnięcie. Całkowicie panowałam nad sytuacją. Ciekawa jestem jednak, czy Jego Wysokość zapytał matkę, czy go naprawdę szukała.

Uśmiechnęła się słodko i posoliła jajko.

– Tak czy owak – wtrąciła się Jasmine – szczęśliwa jestem, że Sebastian poszedł za wami i pojawił się, kiedy potrzebowałaś pomocy. – Uniosła srebrne naczynie. – Zje pan jajko, monseigneur'? Z odrobiną wspaniałej musztardy Dijon. Wina? Czy może woli pan spróbować herbaty, szczególny gatunek gorącego napoju pochodzący z mojej ojczyzny. Kompania handlowa mojej rodziny sprowadza ją z Indii. Staje się ostatnio dość popularny i jest smaczniejszy niż hiszpańska czekolada czy turecka kawa.

. – Madame, to bardzo uprzejmie z pani strony – rzekł markiz. – Chyba powinienem się zalecać do pani, a nie do jej córki.

Jasmine roześmiała się wesoło.

– Pochlebiasz mi, ale powinnam uprzedzić, że nie szukam męża, Sebastianie. Zięcia owszem, ale nie męża!

Autumn słuchała tej wymiany uprzejmości i nagle zrozumiała, że bardzo ją to irytuje. Zjadła jajko z kromką chleba z masłem, wypiła w milczeniu herbatę, a kiedy skończyła, wstała.

– Jestem gotowa, monseigneur - powiedziała i odeszła od stołu, po czym wyszła z pokoju.

Markiz podskoczył, skłonił się Jasmine i poszedł za dziewczyną. Księżna roześmiała się, a potem, skinęła do Adalego.

– Powiedz Red Hughowi, że nie musi dziś towarzyszyć Autumn. Pośpiesz się!

Adali skłonił się i wybiegł z pomieszczenia tak szybko, jak mu na to pozwalały wsuwane pantofle. Jak na mężczyznę w tym wieku, był zaskakująco żwawy.

Na podwórzu Autumn wsiadła na konia, wzięła wodze i delikatnie wypchnęła konia do stępa, a potem kłusa i wyjechała przez kamienną bramę na most.

Markiz rozejrzał się dokoła w poszukiwaniu wielkiego Szkota, ale nigdzie go nie dostrzegł. Adali, dysząc nieznacznie, podbiegł do niego i powiedział:

– Powierzamy panu bezpieczeństwo panienki, monseigneur. Proszę nie nadużyć naszego zaufania.

Markiz skinął głową, spoważniał i wsiadł na konia, by podążyć za Autumn.

Jechała ścieżką w lesie i gdy się do niej zbliżył, przeprowadzała ostrożnie konia przez strumień, w miejscu, gdzie się poznali. Gdy znalazła się bezpiecznie po drugiej stronie, odwróciła się i triumfująco uśmiechnęła do markiza. Potem dosiadła konia i jechała dalej pośród drzew, póki nie trafiła na zalaną słońcem łąkę. Przemierzyła ją kłusem, a gdy już była prawie po drugiej stronie, usłyszała, jak zbliża się do niej w pośpiechu jego koń.

Zatrzymała się i zaczekała na niego, a gdy w końcu ją dogonił, odezwała się.

– Trochę się ociągałeś, Sebastianie. A gdzie jest Red Hugh?

– Powiedziano mi, że jego obecność nie jest dziś potrzebna. Oddano cię pod moją opiekę – rzekł z uśmiechem.

Autumn roześmiała się głośno. Zły humor zupełnie zniknął, rozpłynął się podczas przejażdżki w tak piękny wiosenny dzień.

– Jesteś odważny – powiedziała. – Czy to twoje ziemie? Pamiętam, że mówiłeś mi, iż ziemie za strumieniem należą do markiza d'Auriville. Jak to możliwe, skoro twój dom położony jest na południe od Archambault?

– Mój dom i winnice są na południu, ale inne ziemie rozciągają się dokoła Archambault. Dawniej nawet ziemie należące teraz do majątku Archambault były własnością moich przodków. Ta część dostała się młodszemu synowi. Rodziny de Saville i d'O1eron mają wspólnego przodka, nazywał się Lucien Gaullus Sabinus. Legenda głosi, że był wodzem osady i sprzyjał Rzymianom, za co otrzymał tytuł obywatela Rzymu. Ziemie, które kiedyś należały do niego, podzielono w ósmym wieku, gdy w rodzinie było dwóch synów, a młodszy z nich miał okazję poślubić posażną pannę pod warunkiem jednak, że sam będzie miał majątek godny narzeczonej. Moja część majątku należała niegdyś do starszego z synów, a co za tym idzie, w jej skład wchodzi znacznie więcej ziemi.

– Sabinus. Sebastian! – odezwała się. – Twoje imię pochodzi od tego przodka.

– Znasz łacinę? – zdziwił się.

– Jestem kobietą wykształconą, Sebastianie. Mówię po angielsku, francusku i włosku. Uczyłam się łaciny i greki. Czytam, piszę i wykonuję proste zadania matematyczne. Uczono mnie geografii, logiki i sporo historii, łącznie z dziejami ojczystego kraju mojej matki, Indii. Urodziłam się w Irlandii i zostałam ochrzczona przez księdza katolickiego i pastora protestanckiego. To dość skomplikowana historia. Wychowano mnie dość liberalnie, ale uczę się z ojcem Bernardem katechizmu, żeby mu nie sprawić przykrości. Niestety, to człowiek o wąskim światopoglądzie, jak większość księży.

Przerwał jej jego śmiech.

– Na pewno nie będzie z ciebie idealna francuska żoneczka, teraz rozumiem nawet dlaczego – rzekł. – Ale i tak nie chciałbym już żadnej innej, Autumn. Zupełnie nie przeraża mnie twoja szczerość.

– Jestem najmłodszym dzieckiem moich rodziców – ciągnęła. – Urodziłam się, kiedy sądzili już, że nigdy nie będą mieli więcej dzieci. To dlatego przyszłam na świat w Irlandii. Mama nie wiedziała nawet, że jest przy nadziei, bo myślała, że nadeszła pora, kiedy już nie jest płodna. Gdy w końcu zrozumiała, że jej kobiece dolegliwości ustały nie z tego powodu, lecz wskutek ciąży, byli w drodze. Mam pięciu starszych braci. Dwóch z nich jest książętami, jeden markizem, a dwóch pozostałych baronami. Mam dwie starsze siostry. India, najstarsza, jest hrabiną Oxton. Druga, Fortune, której nie pamiętam, mieszka w Nowym Świecie. Mogła być panią wielkiego majątku w Ulsterze, ale zakochała się w niewłaściwym bracie, za to we właściwym mężczyźnie – wyjaśniła Autumn.

– To zupełnie inna historia, opowiesz ją kiedy indziej – rzekł.

Autumn potaknęła z uśmiechem.

– Kiedy mi powiedziałaś, że twoja matka przeżyła trzech mężów i kochanka króla, że obie twoje babki miały po dwóch mężów, a jedna również była kochanką króla i znalazła się w tureckim haremie, że twoja prababka miała sześciu mężów i kilku kochanków chyba sobie ze mnie żartowałaś, chérie?

– Nie – odparła szybko.

– Muszę zapytać o to twoją matkę – rzekł.

– Proszę bardzo, ale ja nie kłamię – oburzyła się. – Rozumiem, że to, co powiedziałam, brzmi tak niewiarygodnie, iż trudno ci w to uwierzyć i pozwolę ci raz wątpić w moją szczerość, ale ostrzegam, Sebastianie, że jeśli jeszcze raz zarzucisz mi kłamstwo, opuszczę cię. Nawet jeśli będziemy małżeństwem. Wiesz teraz wszystko o mnie. Pora, żebym ja dowiedziała się wszystkiego o tobie.

– Urodziłem się i wychowałem w Chermont – rzekł. – Nigdy stąd nie wyjeżdżałem. Moja siostra jest zakonnicą, a rodzice nie żyją. Bardzo nudny ze mnie człowiek, Autumn. Powinnaś to wiedzieć, nim się pobierzemy. Fascynuje mnie tylko moja ziemia, moje wina i ty. Nigdy cię nie zdradzę i będę cię rozpieszczał tak, jak nikt nigdy jeszcze nie rozpieszczał żadnej kobiety. Będę kochał dzieci, które mi urodzisz. Czy będziesz zadowolona z takiego nudnego życia?

– Sama prowadziłam spokojne życie w domu moich rodziców, w Glenkirk. To miejsce na południowym wschodzie regionu zwanego Highlands. Od czasu do czasu podróżowałam z matką do Anglii, zwłaszcza latem, ale nigdy nie byłam w Londynie, ani nawet w Edynburgu. Wychowywano mnie z dala od towarzyskiego zgiełku. Mam nadzieję jednak, że kiedy już będziemy mieli kilkoro dzieci, zabierzesz mnie na królewski dwór. Król powiedział mi, że ma zamiar zbudować pałac w Wersalu. Chciałabym go zobaczyć. Zabierzesz mnie kiedyś na dwór króla, Sebastianie?

– Będziesz musiała za mnie wyjść, jeśli mam cię tam zabrać – powiedział. – Czy to znaczy, że chcesz być moją żoną?

– Oczywiście że tak – powiedziała. – A po co niby pozwoliłam ci się do mnie zalecać? Dlaczego odesłałam de Belforta i Guya? Sądzisz, że jestem na tyle złośliwa, by na próżno cię torturować? Ach, mężczyźni! Dlaczego wy nigdy niczego nie rozumiecie?

– Więc jesteśmy zaręczeni? – zapytał.

– Nie, dopóki nie dasz mi pierścionka – odparła. – Twoje intencje muszą być widoczne z daleka, monseigneur.

– A kiedy już będziesz miała ten pierścionek, wyznaczysz datę ślubu? – zapytał.

– Myślałam, że dobrze byłoby ustalić ją na koniec lata – rozmarzyła się.

– Jeśli do tej pory cię nie zamorduję, chérie - syknął przez zaciśnięte zęby.

– Nie możesz mnie zamordować, przynajmniej dopóki nie weźmiesz mnie do swego łoża – odparła.

– Pamiętaj, obiecałeś mi, że nie umrę jako dziewica.

– Popędziła konia. – Ruszaj, Sebastianie! Musimy wrócić do Belle Fleurs i powiedzieć mamie, co ustaliliśmy.

Zaczął się śmiać. Nie mógł się powstrzymać. Była tak niepodobna do wszystkich dziewcząt, jakie znał. Wiedział, że pewnie doprowadzi go kiedyś do szaleństwa, ale i tak nie chciał innej żony. Ponaglił konia i ruszył za nią.

ROZDZIAŁ 8

Okrągły szmaragd miał kolor zbliżony do liścia. Otoczony był gęsto okrągłymi turkusami i gładko szlifowanymi brylancikami o takim samym kształcie i niebieskawym odcieniu. Wszystko to osadzono w pierścieniu z czerwonego, irlandzkiego złota. Był to najpiękniejszy pierścień, jaki Autumn w życiu widziała. Nawet Jasmine, której kolekcja biżuterii słynęła w towarzystwie, była pod wrażeniem i skinęła głową z zadowoleniem.

– Kamienie mają kolory twoich oczu – rzekł Sebastian do Autumn, nakładając pierścionek na jej szczupły palec. – Kazałem go zrobić specjalnie dla ciebie, chérie. - Ucałował dłoń z pierścieniem. – Teraz jesteśmy oficjalnie zaręczeni i moje intencje są znane wszystkim i chyba wyraźnie widoczne, n'est – ce pas?

Uśmiechnęła się do niego, a w jej oczach widoczne były łzy.

– Dziękuję – wydusiła tylko.

– Zostawię was samych – powiedziała cicho Jasmine. – Sebastianie, zostaniesz na noc?

– Chętnie, madame.

– Adali pokaże ci twój pokój, kiedy będziesz gotowy – powiedziała, ukłoniła się obojgu i wyszła z salonu.

– Powinienem pilnować, księżno? – zapytał stary majordomus.

– Powiedz mu tylko, gdzie będzie spał, a Autumn zaprowadzi go później do pokoju. Powinni być trochę sami, Adali. Chyba oboje jeszcze pamiętamy dlaczego.

Adali skinął.

– To było tak dawno i daleko stąd – odparł. – To, że dożyłem dnia, gdy mogę zobaczyć twoje dzieci i dzieci twoich dzieci, księżno, jest największym błogosławieństwem mego życia. Wielu służących odeszło już na tamten świat. Zostaliśmy z Rohaną i Toramalli, by ci służyć.

– To błogosławieństwo dla mnie, stary przyjacielu – odparła Jasmine. – Idę teraz spać. Zrób, co musisz, a potem sam idź na spoczynek.

Adali wszedł do salonu i uśmiechnął się na widok Autumn i Sebastiana, którzy zbliżywszy głowy, mówili coś cicho do siebie.

Mademoiselle - zaczął. – Jestem już za stary, by pozostawać bez snu tak długo, jak młodzi narzeczeni. Pan markiz spocznie w błękitnej sypialni po drugiej stronie pokoju pani matki. Zechciałaby pani pokazać markizowi jego pokój, kiedy dokończycie rozmowę? Ja tymczasem mógłbym wreszcie położyć stare kości do łóżka.

– Oczywiście, Adali – odparła Autumn, starając się za bardzo nie okazywać zadowolenia. – Bonsoir, śpij dobrze.

Adali skłonił się uprzejmie młodej parze i poszedł spać.

– Nie obawiają się, że mógłbym cię uwieść? – zażartował Sebastian i pocałował czubek jej nosa.

– Chyba mają nadzieję, że to ja uwiodę ciebie – zażartowała. – Dzięki temu nie będę mogła już zmienić zdania i na pewno się pobierzemy.

– A chciałabyś zostać uwiedziona? – zapytał, głaszcząc jej ciemne, pachnące włosy.

– Nie – odparła. – Chcę, by nasza noc poślubna była doskonałym wspomnieniem, monseigneur, ale gdybyś chciał udzielić mi teraz kilku przyjemnych rad, nie będę miała nic przeciwko temu.

– A przecież miałaś dość odwagi, żeby dotykać mojego intymnego miejsca – zastanawiał się głośno.

– Moi towarzysze dziecięcych zabaw to byli w większości chłopcy z wioski – wyjaśniła. – Pamiętaj, że jestem najmłodszym dzieckiem w rodzinie i całe moje rodzeństwo z wyjątkiem jednego z braci, Patricka, opuściło Glenkirk nim przywieziono mnie z Irlandii. Kiedy podrosłam, chłopcy zaczęli interesować się dziewczynami, a potem porównywać swoje przyrodzenia. Nigdy nie zwracali na mnie uwagi. Żaden z nich nie śmiał zalecać się do mnie, bo byłam córką ich pana, ale ja byłam ciekawa. Śmiali się z siebie nawzajem, a czasem żartowali też ze mnie, żeby sprawdzić, jak się zachowam i czy nie będę oburzona. Pewnego dnia mój brat, Patrick, ich nakrył i kilku z nich złoił skórę. Potem zrobił mi wykład na temat męskich narządów, a reszty kazał mi się dowiedzieć od mamy. Kiedy papa usłyszał o tym zdarzeniu, najpierw był oburzony, ale mama uzmysłowiła mu, że to wszystko było raczej zabawne. To dlatego cię dotknęłam. Mama wyjaśniła mi, że dotyk kobiecej dłoni może koić i podniecać. Chciałam cię ukoić, ponieważ byłeś dla mnie taki dobry.

– Czy próbowałaś już kiedyś ukoić w ten sposób jakiegoś mężczyznę, Autumn? – zaciekawił się, ale jednocześnie poczuł, że jest zazdrosny.

– Na litość boską, nie! – wykrzyknęła. – Mama wyjaśniła mi, że taki dotyk jest przeznaczony tylko dla mężczyzny, którego mam poślubić. Chyba nie sądzisz, że mogłabym dotykać męskich narządów ot, tak sobie, Sebastianie! – Zachichotała. – Gdybym to robiła, już dawno byłabym mężatką i to niekoniecznie z mężczyzna, którego bym kochała.

Nie mógł powstrzymać śmiechu. Była inteligentna i jednocześnie tak bardzo niewinna. Zrozumiał, że odizolowanie sprawiło, iż uniknęła zbyt wczesnego romansu. Gdyby zbyt wcześnie zaprezentowano ją na królewskim dworze, pewnie padłaby ofiarą lubieżnych i bezwzględnych dworzan z niezmiennym apetytem na świeże, niewinne dziewczęta.

– Rozumiem – rzekł. Ujął jej małą dłoń i ucałował.

– Podobało mi się, kiedy próbowałaś mnie ukoić, Autumn.

Poczuła na plecach dreszcz.

– Chyba powinniśmy iść spać – rzuciła nerwowo.

– Może nie – odparł spokojnie i wstał z dębowej kozetki, gdzie oboje siedzieli. – Usiądźmy przy ogniu.

– Pomógł jej wstać. – Ta owcza skóra jest ładna i gruba. – Posadził ją przed kominkiem. – Proszę, nie lepiej teraz? Cieplej? Noce wiosną są wciąż dość chłodne. Zupełnie jakby zima nie chciała jeszcze odejść. Mimo że w powietrzu czuje się już ciepło, nocą lepiej siedzieć przy kominku.

– Widziałam, jak moi rodzice siedzieli przy kominku w ten sam sposób – odezwała się Autumn.

Widziała znacznie więcej, nim Adali zakradł się jak kot, zasłonił jej usta dłonią i śmiejąc się pod nosem zaniósł ją do pokoju dziecinnego. Czy Sebastian będzie się z nią kochał tak, jak to robili rodzice?

Siedzieli w milczeniu, obserwując, jak płomienie w kominku tańczą i podskakują. Ogień lśnił czerwienią, pomarańczą, i złotem, a od czasu do czasu rozbłyskiwał błękitem. Polana trzaskały i pomrukiwały cicho, gdy płonęły. Autumn dopiero teraz dostrzegła, że kominek rzeźbiony był postaciami aniołów o pięknych twarzach. Zastanawiała się, dlaczego dotąd tego nie zauważyła, ale doszła do wniosku, że nigdy jeszcze nie patrzyła na kominek z tego miejsca. Poczuła, jak obejmuje ją ramię i w pierwszym impulsie zesztywniała, ale potem uspokoiła się i wsparła na nim głowę. Nic nie mówili, słowa nie były potrzebne.

Obejmując ją jedną ręką, Sebastian sięgnął drugą do jej szczupłej szyi i pogłaskał ją. Jego dłoń poruszała się powoli i delikatnie, dotknęła linii szczęki, a potem palce przesunęły się ostrożnie po pełnych ustach dziewczyny. Usta nieświadomie pocałowały pałce, a wtedy mężczyzna ujął jej brodę i odwrócił głowę w swoją stronę. Pocałował ją delikatnie, potem mocniej i poczuł, że dziewczyna oddaje pocałunek, najpierw ostrożnie, a potem coraz bardziej odważnie i namiętnie.

Autumn westchnęła z rozkoszy, gdy jego usta silnie przycisnęły się do niej, dając jej do zrozumienia, jak silne jest jego pożądanie. Poczuła, jak jej usta rozchylają się łagodnie, jego uczyniły to samo i ich oddechy zmieszały się, zwiększając pożądanie obojga. Ku jej zaskoczeniu, a początkowo również oburzeniu, jego język wsunął się do środka i dotknął pieszczotliwie jej języka. Podskoczyła przy pierwszym dotknięciu, ale gdy dotarła do niej pierwsza fala przyjemnego odczucia, oddała pieszczotę.

Nie obawiała się i najwyraźniej sprawiało jej to przyjemność, co tym bardziej rozniecało pożądanie mężczyzny. Nie odrywał od niej ust, a dłonią szybko rozpiął i odsunął górę sukni. Nic nie powiedziała, oczy miała wciąż zamknięte. Ucałował zamknięte powieki, jakby chciał ją zapewnić o tym, że wciąż jest bezpieczna w jego ramionach i sięgnął do wstążek trzymających halkę. Wielka dłoń wsunęła się delikatnie pod materiał, pieszcząc zdecydowanym ruchem kształtne piersi. Drżał z podniecenia i wszechogarniającego uczucia miłości do tej niezwykłej istoty.

Autumn mruknęła z zadowolenia, dotknęła głową jego ramienia i wyprężyła piersi do przodu, napierając na jego dłoń. Słyszała łomotanie własnego serca i drżała z niecierpliwości w oczekiwaniu na więcej pieszczot. Jego dłoń ostrożnie pieściła sutki, a Autumn rozchyliła usta i westchnęła głośno.

– Lubisz, kiedy się ciebie dotyka – zauważył. Otworzyła oczy, spojrzała na niego uważnie.

Oui – powiedziała tylko, zamknęła oczy i oparła się o niego.

Przesunął ją nieco, opuścił głowę i ustami objął sutek, ssał go delikatnie, przytrzymując dziewczynę ramieniem.

Gdy otworzyła oczy, ukazał się w nich wyraz zaskoczenia. Dotyk jego ust wywoływał niezwykłe wrażenia, jakich jeszcze nigdy wcześniej nie doświadczyła. Nie miała pewności, czy rozumie, co się z nią dzieje. Było w tym mężczyźnie coś, czemu nie potrafiła się oprzeć. Szybko jednak zrozumiała, że on jest równie silnie pobudzony i tak samo jej pragnie. Poczuła dziwne drżenie pomiędzy nogami, wrażenie nieznane, silne i przyjemne. Chciała koniecznie je nazwać.

– Czy to pożądanie? – zapytała otwarcie. Uniósł głowę sponad jej piersi i spojrzał na nią wzrokiem zmąconym pożądaniem.

Oui - odparł cicho.

Opuścił głowę i powrócił do pieszczenia jej piersi. Ssał, dotykał językiem, przygryzał delikatnie wargami sutek i znów dotykał go językiem. Ujął dłonią jej pierś, by móc łatwiej objąć ją ustami i jęknął z rozkoszy, jaką przy tym odczuł.

Szczupłe pałce wsunęły się w jego włosy i pociągnęły.

– Pokaż mi więcej – domagała się. – Chcę wiedzieć więcej!

W odpowiedzi położył ją na owczej skórze. Tuż obok płonął w kominku ogień. Pociągnął za wstążki halki, by obnażyć ją do pasa i zaczął jak szalony całować jej ciało. Wszędzie, gdzie gorące usta dotknęły skóry, czuła, jakby ją przypiekały. Poruszał ciemnowłosą głową, przesuwał ją coraz niżej i niżej. Zatrzymał się i zaczął wolno, długimi pociągnięciami pieścić językiem jej skórę.

– Ach – jęknęła, czując, że każdy ruch wywołuje podniecenie i dreszcz.

Poczuła na sobie dłoń. Zakradała się pod spódnicę, odsuwając halki i pieszcząc łydkę, potem przesuwała się wyżej i wyżej, aż do wnętrza jej uda.

– Nie masz na sobie les calecons? - zapytał zdziwiony i oburzony.

– Tylko wtedy, gdy jeżdżę konno, pod spodniami – mruknęła. – Kiedy dorastałam, nie nosiłam ich. Trudno dostać rękoma do pantalonów, kiedy potrzeba, zwłaszcza gdy się nosi pod spódnicą dwanaście halek.

Wysunął dłoń spod spódnicy. Była zbyt niewinna jak na to, co miał ochotę zrobić. Jeszcze nie dziś, pomyślał. Ale niedługo, pewnej nocy to zrobię.

– Dlaczego przestałeś? – zapytała ze szczerą ciekawością.

Delikatnie pocałował ją w usta i zaczął okrywać ją ponadrywaną halką. Pokiwał głową nad porwaną materią.

– Jak to wyjaśnisz swojej służącej? – zastanawiał się głośno.

– Pozbędę się halki, żeby tego nie zauważyła – powiedziała Autumn. – Dlaczego przestałeś, Sebastianie. Bardzo podobały mi się twoje zabiegi.

– Ponieważ – powiedział, po części szczerze – obawiałem się, że nie byłbym w stanie się opanować w twojej obecności, chérie. Jesteś znacznie bardziej kusząca, niż sądziłem, Autumn. Obawiam się, że gdybyśmy posunęli się dalej, nie mógłbym się powstrzymać.

Podniósł górę jej sukni i pomógł jej ją założyć, zapiął guziki zawiązał wstążki.

– A może ja nie chciałam przestawać? Wstał i pociągnął ją w górę.

– Jesteś niewinna, chérie. Od tej pory będziesz mi musiała zaufać i powierzyć wszelkie decyzje w tej kwestii.

– Ale będziesz bardzo francuskim mężem, n'est – ce pasł - zażartowała, stanęła na palcach i pocałowała go.

Oui - zgodził się ze śmiechem. – Fakt, że ty nie będziesz typową francuską żoną, będzie mnie doprowadzał do szału.

Oui - przyznała z uśmiechem. – Chodźmy, monseigneur. Skoro nie będziesz już mnie uwodził, mogę zaprowadzić cię do twego pokoju. Będziesz nocował obok mamy. Mój pokój jest po drugiej stronie. Zanim zaśniesz, pomyśl o tym, jak niedaleko siebie śpimy.

Zaprowadziła go na górę, wskazała drzwi do jego sypialni i zniknęła. Sebastian uśmiechnął się smutno i wszedł do sypialni. W narożnym kominku płonął niewielki ogień. Przy łóżku świeciła się świeczka, a na pościeli rozłożono jego nocną koszulę. Na szafce przed łóżkiem znalazł miskę z wodą i ściereczkę do wytarcia. Rozebrał się i umył na tyle, na ile mógł, po czym uniósł koszulę nocną i wsunął ją na siebie. Dopiero teraz zauważył, że pod nią leżał równo poskładany liścik. Wziął go do ręki i otworzył.

– Będę jutro w Chermont. D'Albert – przeczytał. – Merde! - zaklął.

Dlaczego teraz? Dlaczego, kiedy zaczął naprawdę zalecać się do Autumn? Jakiż mógłby teraz podać powód wyjazdu z Belle Fleurs, choćby na krótko? Zresztą jeśli chodzi o d'Alberta, sprawa mogła się przeciągnąć. Tak czy siak, pomyślał Sebastian, nie mam innego wyjścia. Zastanawiał się nad wymówką, którą jutro poda Autumn i która na pewno i tak ją rozzłości. Jeszcze tylko kilka miesięcy i król będzie bezpiecznie zasiadał na tronie, a wtedy wszyscy odetchną z ulgą.

Obudził się o świcie, jak miał w zwyczaju. Ubrał się szybko i wyszedł z pokoju. W salonie jeszcze nikogo nie było, ale w stajni spotkał Red Hugha.

– Dzień dobry, monseigneur – odezwał się Szkot.

Bonjour, Hugh. Powiedz panience Autumn, że pojechałem do Chermont dopilnować sadzenia nowych winorośli i wrócę najszybciej, jak tylko będę mógł. Przepraszam, że muszę wyjechać bez uprzedzenia, ale kiedy się obudziłem, zdałem sobie sprawę z tego, że dziś czeka mnie praca. To nowe odmiany winorośli, i muszę dopilnować, by posadzono je właściwie, w przeznaczonym dla nich miejscu.

Uśmiechnął się i nie dodając nic więcej, wsiadł na konia przyprowadzonego przez stajennego. To była kiepska wymówka, pomyślał, jadąc w stronę domu, ale będzie musiała wystarczyć. D'Albert był częścią jego życia, której prawdopodobnie nigdy nie będzie musiał wyjaśniać Autumn, ponieważ cała sprawa zakończy się jeszcze przed ślubem, planowanym pod koniec lata. Dotarł do głównej drogi i ruszył kłusem. Wkrótce znalazł się przy wjeździe do Archambault. Potem, gdy słońce całkiem wynurzyło się zza horyzontu, dojechał do Chermont. Zsunął się z konia, a stajenny natychmiast zaprowadził zwierzę do stajni. Markiz wszedł do zamku. W jadalni znalazł d'Alberta spożywającego śniadanie. Usiadł z nim przy stole i zapytał:

– Skąd wiedziałeś, gdzie jestem?

– Służący mi powiedział. Czy to była tajemnica, Sebastianie?

Wsunął kawałek chleba do ust.

– Żenię się. Zacząłem się zalecać do mojej przyszłej małżonki – odparł markiz i pociągnął spory łyk wina.

– Jaka ona jest?

– Piękna, urocza i zupełnie nieznośna. To Szkotka – wyjaśnił. – Będzie wściekła, kiedy się obudzi i dowie, że wyjechałem.

– Przykro mi – odparł uspokajająco d'Albert. – Niestety, trzeba wykonać pewne zadanie dla mego pana. Dama jest wciąż w Chenonceaux, ale jutro jadą do Paryża. Musimy działać szybko, nim ten fanfaron d'Orleans i jego kłopotliwi przyjaciele w Paryżu przysporzą nam kolejnych problemów. Nie wyobrażasz sobie nawet, jak trudno było utrzymać te wszystkie wilki i lisy z daleka przez ostatnie osiem lat. Najbardziej w świecie pragnęli zawładnąć osobą króla, by móc zmienić ostatnią wolę jego ojca i rządzić Francją w imieniu syna. Czy wiesz, jaka by z tego wynikła tragedia?

Markiz d'Auriville skinął ze zrozumieniem, a potem się odezwał:

– Owa dama lubi perfumowane rękawiczki. Mógłbym zawieźć jej parę i powiedzieć, że miałem zamiar ją odwiedzić i je przywieźć.

– Masz takie? – zapytał d'Albert.

Oui. Zamierzałem je dać przyszłej teściowej, ale po prostu dam tę parę naszej damie, a po drugą poślę do Nantes. – Wstał od stołu. – Chodźmy, d'Albert. Pójdziemy do biblioteki, tam powiesz mi, w czym rzecz. Jeśli wyjeżdżają jutro, będę musiał pojechać tam dziś po południu.

– Czy mam powiedzieć mistrzowi, że się żenisz? – zapytał d'Albert, kiedy wychodzili z salonu.

Oui. Powiedz mu też, że kiedy już się ożenię, nie będę mógł dłużej się w to angażować. To byłoby niebezpieczne. Nie chcę w takie sprawy mieszać Autumn. Poza tym, gdyby ona była w jakikolwiek sposób zagrożona, ja stałbym się zupełnie bezbronny, a to pociągałoby za sobą ryzyko. On to zrozumie. Mamy zamiar pobrać się pod koniec lata.

– Powiem mu, ale sam wiesz, monseigneur, że jeśli postanowi dalej korzystać z twoich usług, nie będziesz miał wyjścia. Zresztą to służba dla Francji!

Sebastian się roześmiał.

– Powiedz mi, co muszę wiedzieć – odparł. Dla Francji, pomyślał i o mało się znów nie roześmiał. Jedyna różnica między książętami krwi i kardynałem Mazarin polegała na tym, że kardynał naprawdę oddany był królowi i dbał o jego interesy. Choć to oddanie przyniosło mu władzę, o jakiej inni mogli tylko pomarzyć, nic sobie z tego nie robił.

Późnym popołudniem pojechał do Chenonceaux. Tak się szczęśliwie złożyło, że król i jego matka wracali właśnie z polowania ze służbą. Markiz zdjął kapelusz i skłonił głowę, nie schodząc z siodła. Król powitał go.

Monsieur le marquiz d'Auriville, prawda? Co pana sprowadza z powrotem do Chenonceaux i jak się miewa piękna lady Autumn? Obiecała mi przyjechać na dwór, kiedy wybuduję mój nowy pałac.

– Powiedziała mi o tym, Wasza Królewska Mość. Mamy się pobrać latem, pod koniec sierpnia. Wróciłem, ponieważ mam podarunek dla pańskiej matki. Kiedy tu byłem wcześniej, zapomniałem go ze sobą zabrać. Nie chciałem, byście wyjechali z Chenonceaux bez niego, Wasza Wysokość – rzekł i uśmiechnął się czarująco.

– Jest pan bardzo uprzejmy, monseigneur - rzekła królowa Anna i skierowała konia bliżej. Wsunęła się między syna i markiza. – Proszę się do nas przyłączyć. Napijemy się wina. Wtedy ofiaruje mi pan swój podarek.

– Dziękuję, Wasza Wysokość – powiedział wesoło. Nagle ciszej dodał, żeby nikt nie słyszał: – Mam dla was wiadomość od d'Alberta.

Królowa Anna skinęła porozumiewawczo i odwróciła się do syna.

Wjechali na podwórze i stamtąd przeszli do pałacu. W sali reprezentacyjnej służba uwijała się, nalewając wino i podając słodkie wafle. Rozmawiali o polowaniu, które zajęło większość dnia. Kiedy d'Orleans zaczął się przechwalać, królowa wzięła markiza na stronę.

– Szybko! – powiedziała tylko.

– Dobrze się stało, że Wasza Wysokość ogłosiła Pierre Seguiera kanclerzem, odebrała pieczęcie królewskie z rąk Chateauneuf i dała je panu Mole. Teraz musi pani ogłosić hrabiego de Chavigny, zaufanego Kondeusza, ministrem. To rozwścieczy d'Orleansa. Gondi zostanie sam, bo wydawać się będzie, iż książęta krwi odzyskali łaski króla. Potem proszę stopniowo zmniejszać wpływy Kondeusza. Wasza Wysokość musi się spotkać z arcybiskupem i zaproponować mu kapelusz kardynalski. Wszystkie polityczne stronnictwa osłupieją z tego powodu. W lipcu proszę udawać, że ulegacie całkowicie ambicjom Kondeusza i odprawić trzech sprzymierzeńców kardynała: Semena, Lionne'a i Le Telliera. Kondeusz musi mieć złudne poczucie bezpieczeństwa. Pod koniec miesiąca trzeba się wam będzie pod byle pretekstem poróżnić z Kondeuszem i sprawić, by to on wydał się wszystkim agresorem. Do tego czasu zdążę przekazać kolejne instrukcje.

Kiedy skończył mówić, podał królowej Annie pięknie zawinięty podarunek i skłonił się nisko.

Królowa teatralnym gestem rozwinęła złotą materię. Uniosła parę rękawiczek i zawołała z zachwytem:

– Mój drogi markizie, są przepiękne.

Przymierzyła je i trzymając dłonie przed sobą, podziwiała prezent wykonany z wyjątkowo miękkiej koźlęcej skóry w kolorze śmietany, obszywane perłami i niewielkimi różowymi kryształkami, podszywane różowym jedwabiem. Powąchała je.

– Są perfumowane! Takie właśnie uwielbiam! Och, nie mógł mi pan podarować nic piękniejszego. Ludwiku! Chodź i zobacz piękne, perfumowane rękawiczki, które przywiózł mi markiz! – Uśmiechnęła się do Sebastiana i powiedziała cicho: – Rozumiem wszystko i będę oczekiwała kolejnej wiadomości od niego. Dziękuję. Nie wiedziałam, że tu, pośród winnic, również ma przyjaciół.

– Przyjaciół mamy wszędzie, madame. Proszę w to nie wątpić. Wiem, że czasem wydaje się Waszej Wysokości, że została pozostawiona sama sobie, ale to nieprawda. Odwagi! Zostało jeszcze ledwie kilka miesięcy i król będzie rządził wszystkim. Wszyscy oczekujemy tego dnia z niecierpliwością.

Markiz ucałował dłoń królowej i skłonił się nisko.

– Pokaż mi swój nowy skarb, mamo – odezwał się król, podchodząc i ujmując dłonie matki. – Och, wspaniałe! Co za robota. Skąd pochodzą te rękawiczki, panie markizie?

– Zrobiono je we Florencji, Wasza Wysokość, ale kupiłem je od kupca w Nantes, który je tu sprowadza – odparł Sebastian.

– Proszę mi podać jego nazwisko. Jeszcze nigdy nie widziałem tak pięknych rękawiczek. – Król odwrócił się nieznacznie. – Maurice zdobądź od markiza potrzebne informacje, nim nas opuści. – Znów spojrzał na Sebastiana. – Zostanie pan na kolacji, markizie?

– Jeśli Wasza Wysokość wybaczy, wolałbym wrócić do Belle Fleurs; wyjechałem o świcie. Autumn spodziewa się, że wrócę jeszcze dzisiaj. Jeśli wyjadę niezwłocznie, może uda mi się dotrzeć tam przed zmrokiem. Jeśli Wasza wysokość pozwoli, od razu się oddalę.

Skłonił się królowi.

– Jest bardzo piękna i niezwykle kusząca, monseigneur - zauważył Ludwik. – Nie mogę pana winić. Też wolałbym jej towarzystwo od kolacji z królem. Może się pan oddalić. Dziękuję za piękny prezent dla mojej matki.

Ludwik nieznacznie skinął głową, co oznaczało, że audiencja się skończyła.

Markiz znów się ukłonił królowi, a potem królowej Annie i wycofywał, póki oboje nie odwrócili się tyłem do niego. Jeden z sekretarzy króla, monsieur Maurice, podszedł i dowiedział się, gdzie można kupić rękawiczki. Markiz już wychodził z zamku, kiedy podszedł do niego książę Gaston d'Orleans. Zagrodził mu drogę i odezwał się:

– Po co pan tu dziś przyjechał, monsieur!

– Przywiozłem parę rękawiczek, które miałem zamiar podarować królowej, kiedy tu byłem wcześniej, ale zapomniałem ich zabrać. Dowiedziałem się, że jutro król wyjeżdża, wróciłem więc z podarunkiem. Dlaczego pan o to pyta, książę? Coś się stało?

– Dlaczego przywiózł jej pan podarunek? – zapytał książę.

– A dlaczego ktokolwiek darowuje cokolwiek królowej? W nadziei pozyskania sobie przychylności, zwłaszcza gdy będzie jej potrzebował, choć wątpię, by para perfumowanych rękawiczek na wiele się zdała. – Zaśmiał się. – Dlaczego pan pyta?

– Król jest w niebezpieczeństwie – rzekł książę konspiracyjnym tonem. – Królowej nie można ufać, a jej sługus, kardynał, tylko czyha na okazję, by móc rządzić Francją.

– W takich sprawach nie mam rozeznania, monsieur le prince. Trzeba wierzyć, że będzie dobrze i nie martwić się – rzekł. Odwrócił się i wyszedł na podwórze, gdzie czekał już na niego koń.

– Głupiec! – mruknął książę. – Mimo tytułu i nazwiska to tylko prosty wieśniak. Zaczynam widzieć nieistniejące spiski. Niech tego Mazarina piekło pochłonie! Przez niego zaczynam popadać w szaleństwo!

Markiz wsiadł na konia i wyjechał z Chenonceaux. Książę, oczywiście, o niczym nie wiedział, ale kiedy się spiskuje, nawet najbłahsze sprawy mogą spowodować strach. Uśmiechnął się do siebie rozbawiony sytuacją. Kardynał budził strach u ludzi, którzy mieli wobec króla złe zamiary. Sebastian nigdy nie poznał Julesa Mazarina, ale zaangażował się w działalność spiskową kardynała dzięki siostrze, zakonnicy. Jeanne Marie podziwiała oddanie, pobożność i uczciwość kardynała. Wychowana na wsi, była dziewczyną rozsądną i praktyczną i odpowiadało jej pragmatyczne podejście do życia tego człowieka.

Siostra była starsza od Sebastiana o pięć lat. Nie widział jej od dziesięciu lat, kiedy to przyjechała do Chermont z wizytą. Powiedziała mu wtedy, że rozglądała się w okolicy w nadziei, że znajdzie nowe miejsce do wybudowania zakonu. Poinformowała go, że zamieszka z nim na jakiś czas, by mogli powspominać dawne czasy. Obwieściła to, będąc w towarzystwie pól tuzina smętnolicych zakonnic, które jej towarzyszyły. Nie znały jej dość dobrze, aby wiedzieć, że nigdy z Sebastianem nie byli sobie na tyle bliscy, by warto cokolwiek wspominać. Miał pięć lat, kiedy oddano ją do zakonu, a dziesięć, kiedy zdecydowała, że chce poświęcić życie Bogu.

Oczywiście powitał siostrę i jej towarzyszki podróży w Chermont bardzo uprzejmie i zaproponował całe skrzydło zamku tylko do ich dyspozycji. Jego ksiądz, ojciec Hugo, był zachwycony, kiedy wszystkie przybyły na poranną mszę. Potem Jeanne Marie wzięła brata na stronę i wyjaśniła, co dzieje się w Paryżu od dnia śmierci króla Ludwika XIII. Królowa Anna sprzymierzyła się z kardynałem i starają się utrzymać małego króla z dala od łap złych ludzi, którzy mają na względzie jedynie własne interesy. Przemowa siostry była niezwykle dramatyczna, a Sebastian słyszał wcześniej plotki potwierdzające, że siostra mówi prawdę.

Potem Jeanne Marie zupełnie go zaskoczyła. Wyjaśniła mu bowiem, że kardynał od dawna tworzy sieć ludzi dobrej woli, których jedynym celem jest zapewnienie bezpieczeństwa i dobrego wykształcenia małemu królowi oraz dopilnowanie, by w swoje trzynaste urodziny zasiadł na tronie. Wyjaśniła, że wciąż brak im odpowiednich ludzi.

Ich przeciwnicy pragnęli, aby mały Ludwik nie interesował się sprawami Francji, wolą boską i polityką światową. Pragnęli, żeby był samolubny jak oni. Chcieli, żeby spełnia! jedynie swoje zachcianki. Kardynał i królowa nie mogli pozwolić na to, by tak się stało, bo Francja pokładała w tym chłopcu wielkie nadzieje. Ludzie nazywali go le Dieudonne, czyli dar od Boga.

– Jesteś dobrym człowiekiem, Sebastianie – powiedziała wtedy jego siostra.

– Skąd to wiesz? – zapytał z uśmiechem. – Prawie się nie znamy, Jeanne Marie.

– Kiedy umarł ojciec, wpłaciłeś zakonowi cały mój posag. Co roku wysyłałeś nam w prezencie winogrona i wino. Byłeś wobec nas niezwykle hojny, bracie. Kilka osób pisze do mnie na twój temat. Nie popieram tylko tego, że masz kochankę w Tours. Jesteś jednak człowiekiem honoru i człowiekiem bogobojnym. Kardynał potrzebuje ludzi takich jak ty, Sebastianie. Pomożesz mu?

– Co miałbym robić? – zapytał. – Wiedz tylko, że nie narażę rodziny i Chermont.

– Będziesz jedynie przekazywał przez kogoś informacje od kardynała i dla kardynała. To bardzo proste. Nie ma tu wielkiego zagrożenia. Kardynał nie ma po swojej stronie wielu osób tak cennych jak ty i na pewno nie będzie chciał cię stracić. W tym rejonie kraju nie mamy nikogo. Możliwe, że przez wiele miesięcy nikt się u ciebie nie pojawi, ale potem będziesz musiał działać dla kardynała, kiedy nadejdzie odpowiednia pora.

Zgodził się być oczyma i uszami kardynała w miejscu, gdzie mieszkał. Jeanne Marie miała rację; nieczęsto go o coś proszono, przynajmniej do czasu, gdy kardynał kilka miesięcy temu zmuszony był opuścić Francję. Od tej pory d'Albert znalazł się w jego domu kilkakrotnie. Zwykle przekazywano mu informacje, które musiał zapamiętać, by nie istniał żaden pisemny dowód jego powiązania z kardynałem. Zawsze przekazywał informacje osobie, której nie znał. D'Albert powiedział mu, iż kardynał uważa, że jego ludzie nie powinni znać się nawzajem. Dziś po raz pierwszy udał się do osoby, do której informacja miała dotrzeć ostatecznie. Wrócił do Chermont i obwieścił d'Albertowi, że spełnił swoją misję. Wspomniał też o rozmowie z Gastonem d'Orleans.

– Zdaje się, że pomyślał, iż jestem niewiele więcej, jak tylko zwykłym wieśniakiem – rzekł markiz ze śmiechem.

– Prawdopodobnie – zgodził się d'Albert. – Jest bardzo pewny siebie. Co powiedziała ci królowa?

– Że zrozumiała instrukcje kardynała i będzie oczekiwała kolejnych wieści. Znalazła się teraz w niebezpiecznej sytuacji, czyż nie?

– To prawda, ale poradzi sobie, choćby po to, żeby zobaczyć, jak we wrześniu włożą na głowę jej syna koronę. Wyjadę przed świtem, monseigneur. Nie wiem, czy się jeszcze spotkamy.

– Rozumiem – odparł Sebastian d'O1eron. – Wrócę teraz do Belle Fleurs, żeby ułagodzić moją narzeczoną, która na pewno będzie chciała wiedzieć, dlaczego winnice są dla mnie ważniejsze od niej. Będę musiał przywieźć niezwykły podarek, żeby uspokoić jej irytację.

Ku jego zaskoczeniu Autumn była jednak całkiem spokojna i nie oburzała się z powodu jego nieobecności. Podsunął jej małe pudełko, w którym leżały złote klipsy z rubinami.

– To dla ciebie, chérie. Naprawdę nie uważani, że winnica jest dla mnie ważniejsza niż ty, ale to nam da godziwe życie. Dzięki pracy zostawię większy majątek, niż odziedziczyłem.

Delikatnie pocałował ją w usta.

– Zgadzam się z tym, co powiedziałeś – odparła spokojnie.

– Tak?

Był zupełnie zaskoczony. Przecież dopiero co narzekała na jego oddanie ziemi i winnicy.

Oui. Mama wyjaśniła mi to wszystko. Teraz już rozumiem. Tak łatwo jest kobietom wierzyć, że bogactwo bierze się znikąd i że nie trzeba się natrudzić dla jego utrzymania.

Uśmiechnęła się do niego.

Odpłacił uśmiechem. Zdał sobie właśnie sprawę, jak bardzo niechętnie skłamał, ale była tylko młodą panienką i nie zrozumiałaby intryg politycznych, które spowodowały ostatnio taki zamęt we Francji. Tutaj, w regionie winnic czuła się na pewno bezpieczna, a on chciał tylko, by nie musiała się niczego obawiać. Odsunął poczucie winy. Było mało prawdopodobne, żeby kardynał kiedykolwiek jeszcze się do niego odezwał. Autumn nie musiała wiedzieć nic o knowaniach i spisku.

Zbliżał się dzień wstąpienia króla na tron, a we Francji zawiązywało się coraz więcej spisków. W marcu Parlament rozpoczął rozprawę sądową pod nieobecność kardynała. Mazarin kazał panu Colbertowi, swojemu asystentowi, przeprowadzić inwentaryzację jego dóbr, które mógłby spieniężyć i użyć do rekrutacji żołnierzy. Gdy Ludwik znajdzie się bezpiecznie na tronie Francji, kardynał zostanie wezwany do kraju. Król Hiszpanii publicznie zaproponował kardynałowi stanowisko ministra w swoim rządzie, a Jules Mazarin publicznie odmówił, twierdząc, że do śmierci pozostanie w sercu i w myślach sługą Francji.

Gotów był czekać tak długo, jak będzie trzeba, bo znał słabości swoich przeciwników. Pomiędzy książętami krwi i paryżanami istniała wielka rozbieżność interesów. Sama arystokracja nie potrafiła pogodzić się ze sobą nawet w obliczu nieuchronnego wstąpienia na tron Ludwika. Czas był po stronie kardynała i działał na niekorzyść jego wrogów. W Paryżu królowa będzie manipulowała ludźmi na dworze według jego instrukcji, a i sam Ludwik potrafił udawać przychylność, o czym nie wiedzieli jego wrogowie. Sądzili, że król jest jeszcze dzieckiem. Niedługo mieli się dowiedzieć, że wiek nie ma wiele wspólnego z rozumem i umiejętnością posługiwania się władzą.

W takiej właśnie Francji znalazła się Autumn, ale ponieważ żyła sobie bezpiecznie w Belle Fleurs, nic nie wiedziała o całym zamieszaniu.

– Bardzo podobają mi się klipsy – powiedziała. – Są równie piękne, jak rubinowe kolczyki mamy. Merci, monseigneur.

Pocałowała go.

Jakaż ona jest słodka, pomyślał, objął ją i przytulił do piersi. Autumn mruknęła cicho, gdy dotknął dłonią jej piersi. Otarła się o jego szyję.

– Cieszę się, że rozumiesz, co należy do moich obowiązków – powiedział cicho, całując jej ucho.

– Chyba powinniśmy wybrać dzień ślubu – powiedziała, zaskakując go nagłą decyzją.

– Skąd to nagle postanowienie? – zapytał, odsuwając ją i spoglądając w jej oczy. Jedno było turkusowe, a drugie ciemnozielone. Fascynowała go ta odmienność.

– Chyba już nie mam ochoty odkładać naszej nocy poślubnej – odparła szczerze. – Kiedy mnie dotykasz, czuję ból i płonę, ale nie wiem dlaczego. To bardzo denerwujące, Sebastianie! Chyba powinnam znaleźć się wreszcie z tobą w łożu. Przynajmniej tyle zrozumiałam z tego, co powiedziała mama i jej służące. A ty, nie chciałbyś mnie wreszcie posiąść? Wziął głęboki oddech i westchnął.

Mon Dieu, chérie, oui! - Znów ją objął i przytulił. – Autumn, moje pierwsze małżeństwo było wielką porażką. Zaaranżowali je w dobrej wierze moi rodzice i rodzice mojej żony. Niestety, gdy tylko Eliza poznała namiętność, chciała więcej i więcej. Nie mogłem zaspokoić jej pożądania, więc zwróciła się do innych mężczyzn, zupełnie w nich nie przebierając. Kocham cię i pragnę! Ale tak bardzo się boję.

Autumn odsunęła się od niego. Widział w jej oczach determinację. Nigdy wcześniej tak na niego nie patrzyła.

– To ja powinnam się obawiać, monseigneur - powiedziała. – A co będzie, jeśli okaże się, że nie podobają mi się obowiązki małżeńskie? – Zachichotała. – Choć to raczej mało prawdopodobne. Kobiety w mojej rodzinie znane są z tego, że potrafią być namiętne… ale też wierne. Nie zdradzamy naszych mężów. Chcę być żoną, nim skończę dwadzieścia lat, a będzie to w październiku. Powinniśmy więc wyznaczyć datę ślubu na ostatni dzień sierpnia. Ponieważ w twoich oczach wciąż widzę niepewność, chérie, powiem ci, że cię kocham. Nie wyznaczałabym daty naszego ślubu, Sebastianie, gdybym nie była tego pewna.

– Dlaczego mnie kochasz? – zapytał nagle.

– Bo masz dobre serce i jesteś lojalny, bo kochasz swoją ziemię, bo jesteś niezwykle przystojny i za każdym razem, kiedy przychodzisz, moje serce bije żywiej, ponieważ leżałam w nocy, nie mogąc spać i zastanawiałam się, jak będą wyglądały nasze dzieci. Jeśli to nie miłość, Sebastianie, to przynajmniej dobry początek, a mnie to wystarczy. Nie mogę nawet myśleć o poślubieniu innego mężczyzny, ale wiem na pewno, że pragnę poślubić ciebie. Zrozumiałam, że miłość jest jak mgła, trudno ją dotknąć i opisać. Po prostu człowiek wie, że kocha.

Ucałował ją żarliwie i uśmiechnął się, gdy na nią spojrzał. Jego oczy błyszczały szczęściem.

– Wiedziałem to już tego dnia w lesie – powiedział. – Wiedziałem, ale się bałem!

Autumn dotknęła jego pociągłej twarzy.

– Już nigdy nie będziesz musiał się bać, monseigneur.

Pocałowała go, oddając się bez reszty jego pożądaniu.

Po raz pierwszy czuł naprawdę, że w żaden sposób mu się nie opiera. Jakby się z nim połączyła. Czuł jej miękkie usta, ofiarowujące mu się całkowicie. Zadrżał pod wpływem rosnącego pożądania. Wsunął dłonie w jedwabiście gładkie, ciemne włosy i przytrzymywał twarz, okrywając ją pocałunkami. Ustami dotykał jej powiek, całował je, potem czoło, policzki i czubek nosa. Wrócił do ust, które należały do niego już na zawsze. Objęła go za szyję i przytuliła się mocno. Westchnęła i wyprężyła się pod wpływem przyjemności, jaką sprawiały jej gorące pocałunki.

Nie opierała się i nie protestowała, kiedy znaleźli się na podłodze przed kominkiem. Nie okazała strachu, gdy jego doń wsunęła się pod spódnicę i odsunęła halki tak wysoko, że czuła na skórze chłodne, wieczorne powietrze. Dłonią pieścił jej brzuch, nogi, wnętrze ud. Palce wsunął pomiędzy ciemne włosy okrywające wzgórek Wenery. Jeden palec wsunął łagodnie pomiędzy wargi. Autumn zadrżała.

– Muszę przestać – powiedział.

– Nie! – odparła niemal natychmiast.

Była podniecona i mokra. Wsunął palec głębiej, szukając bouton d'amour. Kiedy go odnalazł, potarł ostrożnie. Czuł, jak zaczyna nabrzmiewać pod wpływem pieszczoty, a Autumn poruszała się nerwowo pod jego dłonią. Nagle zakrzyknęła, jej ciało zesztywniało na chwilę, a potem odprężyła się i westchnęła głośno. Pochylił się i pocałował usta Autumn, wsuwając język, by przez chwilę dotknąć jej języka. Nie cofnął dłoni z jej wzgórka łonowego. Zaczął pieścić raz jeszcze.

– Znowu? – zapytała zdziwiona, ale nie niezadowolona.

– Tym razem będzie coś więcej – rzekł.

Była tak cudownie mokra. Tak bardzo chciał wsunąć głowę pomiędzy jej miękkie uda i zasmakować rozkoszy, ale wiedział, że ona nie jest jeszcze gotowa na te cudowne igraszki. Zaczął ostrożnie, ale zdecydowanie wsuwać palec do jej otworu miłości. Westchnęła zaskoczona, ale ukoił ją pocałunkami. Przerwał na chwilę i pocieszał pieszczotami, by po chwili znów naciskać.

Autumn przez chwilę sądziła, że nie jest w stanie oddychać, ale potem nabrała powietrza w płuca. Ta pieszczota była niezwykle intymna i zaborcza. Dziewczyna nie była na tyle niewinna, by nie zrozumieć, że palec zastępuje teraz jego męskość. Przycisnęła się do jego dłoni, pragnąc, aby bardziej się zagłębił, choćby jeszcze odrobinę. Przez chwilę palec zachęcał ją, by otworzyła się dla niego jak kwiat, ale potem przestał.

– Nie! Nie! – skarżyła się cicho. – Jeszcze, monseigneur. Jeszcze!

Ale palec wysunął się delikatnie.

– Nie, chérie, dziewictwo chciałbym posiąść jak należy.

Pocałował ją w usta i pociągnął w dół spódnicę.

– Więc weź je teraz! – rzuciła zdeterminowana. – Chcę cię poczuć w sobie, Sebastianie! Nie rozumiem dlaczego, ale wiem, że cię potrzebuję!

Usiadł i przytulił ją do siebie. Delikatnie gładził jej włosy.

– Namiętność jest dla ciebie czymś nowym, ma petite. Nie wątp nigdy w to, że cię pragnę, ale chcę, byśmy zaczęli odkrywać wspólnie granice namiętności dopiero w noc poślubną. Nie wcześniej. Do dnia ślubu nie dotknę cię nawet, Autumn. Muszę to przerwać, by cię nie wziąć siłą, choć pewnie, gdybyś wiedziała jak to uczynić, sama wzięłabyś mnie siłą, chérie.

Zaśmiała się słabo i bez śladu zawstydzenia powiedziała:

Oui!

Leżeli razem w milczeniu przez jakiś czas, aż w końcu Autumn wstała. Ruszył za nią i razem weszli po schodach. Stanęli przed drzwiami jej sypialni. Przyciągnął ją do siebie i znów pocałował. Odpowiedziała pocałunkiem, a potem uśmiechnęła się, potrząsając głową.

– Dlaczego za każdym razem, kiedy mnie całujesz, mam ochotę zedrzeć z siebie ubranie? – zastanawiała się na głos. – Twoje ubranie też mam ochotę zedrzeć.

Zaśmiał się.

– Ależ z ciebie bezwstydna dziewucha.

– Ale tylko wobec ciebie, monseigneur – zapewniła szczerze, spoglądając mu prosto w twarz.

Nie odrywał od niej oczu.

– Wiem – odparł ze zrozumieniem. – Wiem, ma petite, że w niczym nie przypominasz Elizy. Posłuchaj mnie, Autumn. Jutro wrócę do Chermont. Nie mogę pozostać w Belle Fleurs, bo zbyt cię pragnę, a ty pragniesz mnie. Chcę, żeby twoja mama przyjechała do mojego zamku za kilka dni i zobaczyła, gdzie będziesz mieszkała, żeby obejrzała sobie dom, którego wkrótce będziesz panią. Jeśli następne dwa miesiące spędzisz na przygotowaniach do ślubu, czas szybko minie. Trzydziesty pierwszy sierpnia to dobra data, tuż przed zbiorami. Zatem zgoda? – Zgoda – odparła Autumn z uśmiechem.

ROZDZIAŁ 9

– Stałeś się równie podejrzliwy jak ja, mój drogi Gondi – rzekł książę. – Węszysz spisek tam, gdzie go nie ma.

– Lepiej niesłusznie podejrzewać, Gaston, niż zachować się nieostrożnie – usłyszał chłodną odpowiedź. – Mazarin na pewno ma sieć swoich informatorów. Byłby głupcem, gdyby tego nie zorganizował, a obaj wiemy, że głupi nie jest. Gdyby ktoś nie przekazywał mu informacji, nie wiedziałby wszystkiego, co się tu dzieje. Za późno, by zniszczyć jego powiązania w kraju, ale istnieje pewien sposób, by ukrócić jego wpływ na króla.

– Jaki? – zapytał Gaston d'Orleans.

– Królowa. Władza przypomina partię szachów, Gaston. Jeśli zaszachujemy królową, mamy króla w garści.

– Oszalałeś?! – zakrzyknął książę. – Nie możemy zabić królowej! Nie cierpię jej, ale nawet ja nie śmiem splamić takim grzechem mojej nieśmiertelnej duszy. Czy ty kiedykolwiek zastanawiasz się nad swoją duszą, Gondi?

– Może pewnego dnia zacznę, kiedy otrzymam kardynalski kapelusz, który mi obiecano – odparł Gondi. – Nie mówię o morderstwie, mój biedny książę. Sugeruję jedynie, że jeśli królowa nie będzie miała wpływu na króla, a obaj wiemy, skąd czerpie inspirację, król mógłby być bardziej podatny na nasz wpływ. Prawo Francji może pozwalać, by król został koronowany w wieku trzynastu lat, Gaston, ale przecież to wciąż niedoświadczony chłopiec. Potrzebuje naszej rady i wsparcia. Francja potrzebuje naszego wsparcia.

– Co proponujesz? – zapytał swego towarzysza Gaston d'Orleans.

– Królowa chce doprowadzić do koronacji syna, nawet gdyby miała w tym celu sama zabić kilka smoków. Pozwólmy, by został namaszczony, bo to będzie z korzyścią dla nas. Jeśli spróbujemy powstrzymać koronację króla, zostaniemy nazwani zdrajcami. Gdy jednak korona spocznie bezpiecznie na jego ciemnowłosej głowie, zostaniemy doradcami i powiernikami Jego Królewskiej Mości.

– A moja szwagierka? – zapytał książę.

– Zostanie odsunięta, mój drogi Gaston. Znajdzie się z dala od Paryża, z dala od syna. Powinniśmy znaleźć jej miejsce opływające we wszelkie luksusy. Nie chcemy przecież, by uważano, że król jest okrutny dla swojej kochanej, lojalnej matki. Gdzie znajduje się zamek, który odwiedziliście po Wielkiej Nocy? Nad Loarą?

– Chenonceaux leży nad Chèr, w pobliżu Tours.

– Słyszałem, że to urocze miejsce – rzucił gładko.

– A jeśli król dowie się, że ona tam jest…

– Ależ nie dowie się. Żaden z możnowładców w kraju nie dowie się o niczym. Będzie więźniem w niezwykle wygodnym zamku. Mam wielki szacunek dla jej tytułu. Będzie mógł jej towarzyszyć ksiądz, ale służba zostanie oddalona. Lepiej, by służyli jej nasi zaufani ludzie. Rozumiesz chyba dlaczego? Książę skinął głową w milczeniu.

– Jako oficjalny powód jej usunięcia się w cień podamy chęć ofiarowania synowi swobody w wykonywaniu obowiązków wobec kraju. Oficjalnie królowa wypełni swój obowiązek wobec męża i uzna, że jej syn jest wystarczająco inteligentny i jak na swoje lata mądry, by rządzić samodzielnie. Ona sama na pewno powiedziałaby coś równie niemądrego – zaśmiał się Gondi zadowolony ze swego planu. – Skoro pozbyliśmy się już Mazarina, szachownica należy do nas, Gaston! Jest cała nasza!

– Zapominasz, Gondi, że mój bratanek nie jest już dzieckiem.

– Ale też nie jest jeszcze mężczyzną. Jest również niezmiernie oddany swojej drogiej maman. Dla jej bezpieczeństwa zrobi, co mu każemy.

– A jeśli się nie zgodzi? – zapytał otwarcie książę.

– Jest jeszcze jego brat.

– Jezu! Toż to zdrada, Gondi! – zakrzyknął z oburzeniem d'Orleans.

Dotychczas nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bezwzględny potrafi być jego kompan.

– Nigdy do tego nie dojdzie, Gaston – Gondi uspokajał księcia niewinnym tonem. – Ludwik, mimo swego tytułu, jest jeszcze chłopcem, podobnym do innych chłopców w jego wieku. Na pewno ucieszy się, kiedy Mazarin i matka nie będą go już ograniczać. Z pewnością uwierzy, że wreszcie naprawdę jest królem. Możemy go zająć różnego rodzaju rozrywkami. Najpierw niech zaprojektuje ten pałac w Wersalu, o którym wciąż plecie. Damy mu do dyspozycji najlepszych rzemieślników, którzy wykonają makiety. To zajmie mu kilka miesięcy. On będzie się bawił, a my zaczniemy rządzić w jego imieniu. Jest jeszcze jeden sposób na to, by nas nie niepokoił. Zauważyłeś, jak bardzo młody król interesuje się kobietami? Słyszałem, że niewiele służących uchroniło się przed jego pożądliwymi zakusami. Dopilnujemy, żeby usługiwały królowi tylko najładniejsze dziewczyny i by usługiwały mu we wszystkim – stwierdził ze śmiechem. – No i oczywiście musimy zaaranżować jego małżeństwo. To będzie kolejne zajęcie dla Ludwika.

Chytry wyraz twarzy Gondiego rozjaśnił uśmiech. Zatarł dłonie z zadowolenia i zachwytu nad własnym sprytem.

– Może… – zastanawiał się Gaston d'Orleans. – Może naprawdę jesteś na tyle sprytny, żeby to wszystko przeprowadzić. – Długimi, zgrabnymi palcami pogładził brodę. Błękitne oczy zamgliły się w zamyśleniu. – Jednak mój bratanek jest bardzo przywiązany do swojej matki. Może nie zaakceptować tak łatwo jej nieobecności. W końcu trzeba mu będzie powiedzieć, gdzie ona przebywa. Cokolwiek byś o nim myślał, Gondi, to w końcu król. Przyjdzie taki dzień, kiedy nikt nie stanie na przeszkodzie temu, czego pragnie król. Co wtedy uczynisz, mon ami?

– Matka napisze do syna, że jest bardzo zadowolona ze swojego nowego miejsca pobytu. Dostarczymy jej partnerów do gry. Wiesz sam, jak ona lubi hazard. Będzie miała własną trupę tancerzy i postara się skłonić Ludwika, by zajął się sprawami królestwa i nie kłopotał o nią. Po jakimś czasie takie zapewnienia mu wystarczą. Nie będzie już o nią pytał i nie będzie się o nią martwił.

– Jeśli masz zamiar dostarczyć jej partnerów do gry, jak chcesz utrzymać miejsce jej pobytu w tajemnicy? – zapytał książę.

– Tajemnica będzie potrzebna tylko przez rok lub dwa. Potem chłopak będzie już nasz – odparł duchowny.

– A Mazarin? Sądzisz, że on pogodzi się z faktem, iż królowa zniknęła, a my przejęliśmy stery rządów w imieniu mojego bratanka? W końcu ma do swojej dyspozycji armię! Najedzie Francję. Co wtedy zrobimy?

– Jeśli najedzie Francję, zwłaszcza w sytuacji, gdy zabroniono mu tu wracać, okaże się zdrajcą, mój drogi Gastonie. Znajdzie się w tej samej sytuacji, w jakiej my byliśmy przez wiele lat. Nie ośmieli się porwać króla z naszych rąk. Poza tym, gdy wykona pierwszy wrogi ruch, zagrożone będzie życie królowej. Postaramy się, żeby to zrozumiał. Wszyscy doskonale wiedzą o jego miłości do Austriaczki, mimo że jest kardynałem. Powiedz mi więc, Gaston, jakie zamki są najbliżej Chenonceaux? Muszę sprawdzić, komu możemy ufać, a komu nie.

– Szlachta z tego regionu ma długą historię, ale większość z nich to zwykli wieśniacy, mon amis. Nie interesują się polityką, tylko pogodą, od której zależą dobre zbiory winogron i smak wina. – Roześmiał się z sarkazmem. – Kiedy byliśmy tam wiosną, przyjechali złożyć uszanowanie. Każde z nich ubrało się w najlepsze, co mieli, w większości zupełnie niemodne stroje. Wyjątkiem była tylko młoda Szkotka, która musiała wyjechać z kraju i zamieszkała w niewielkim zamku nieopodal siedziby królewskiej. Była odziana nadzwyczaj elegancko i modnie, jej owdowiała matka zresztą też. Mój bratanek wziął młodszą z nich na spacer po galerii, ale poszedł za nimi narzeczony dziewczyny. – Książę roześmiał się. – Ludwik wrócił dość szybko, a dziewczyna i dżentelmen nieco później. Zapomniałbym o tym zabawnym wydarzeniu, gdyby nie fakt, iż dżentelmen powrócił kilka dni później, by dostarczyć królowej niewielki podarek, którego zapomniał przywieźć wcześniej. To były perfumowane rękawiczki, o ile pamiętam. Moja szwagierka oszalała z radości. Sądziłem, że to trochę dziwne, ale kiedy zapytałem o to owego dżentelmena, okazał się tumanem.

– Kto to był? – zapytał z zaciekawieniem Gondi.

– Markiz d'Auriville.

Duchowny zastanawiał się przez chwilę.

– Nigdy o nim nie słyszałem.

– A dlaczego miałbyś coś słyszeć? To zwykły ziemianin, nikt ważny. Nie ma powodu, żebyś go znał. – Dyskretne chrząknięcie oderwało Gastona d'Orleans od rozmówcy. – Tak, Lechaille, o co chodzi?

– Wasza Wysokość kazał przypomnieć sobie o kolacji z królową. Chciał pan się przebrać. Zostało już mało czasu, więc, jeśli Wasza Wysokość pozwoli, trzeba już iść.

Służący skłonił się.

– Do diaska, skąd on się wziął? – zapytał przestraszony Gondi, widząc służącego księcia.

– Pokaż – rozkazał książę Lechaille'owi. Służący dotknął ściany i natychmiast otworzyły się w nich małe drzwi.

Gondi zdziwił się niepomiernie.

– Ależ on mógł przez cały czas podsłuchiwać naszą rozmowę!

– Podsłuchiwałeś, Lechaille? – zapytał książę.

– Nie, Wasza Wysokość. Układałem stroje Waszej Wysokości i przygotowywałem wodę do mycia – odparł spokojnie służący.

– Widzisz, Gondi, mówiłem ci już, że za bardzo się martwisz. – Wstał z krzesła. – Życzę dobrej nocy. Muszę przygotować się do kolacji ze szwagierką. – Lechaille, odprowadź pana, a potem wróć i pomóż mi się ubrać.

– Od jak dawna jesteś w służbie u księcia? – zapytał Gondi, gdy Lechaille odprowadzał go do drzwi komnaty w królewskim pałacu.

– Od dwóch lat służę Jego Książęcej Mości. Przede mną mój wuj, Pierre Lechaille służył mu prawie czterdzieści lat. Mój dziadek był służącym ojca księcia, króla Henryka IV.

– Kim był twój ojciec? – zapytał z ciekawością Gondi.

– Zmarł przed moimi narodzinami – padła szybka odpowiedź. – To drzwi na podwórze, monseigneur. Będzie tam czekał na pana pański powóz – dodał. Skłonił się i oddalił pospiesznie.

Gondi wzruszył ramionami i wyszedł z budynku. Książę miał rację, węszył podstęp tam, gdzie go nie było. Duchowny wsiadł do powozu i szybko odjechał.

Lechaille szedł w stronę komnaty swego pana. Wszedł i dostrzegłszy swego syna, który był jego pomocnikiem, odezwał się do niego:

– Renę, jak najszybciej znajdź d'Alberta. – Wszedł do garderoby księcia i rzekł: – Wasza Wysokość, odprowadziłem pańskiego gościa.

Młody człowiek narzucił pelerynę i szybko wyszedł z komnaty, po czym oddalił się z pałacu. Szedł ulicami miasta w stronę zajazdu, w którym często zatrzymywał się d'Albert, kiedy przebywał w Paryżu.

Gdy wszedł do “Le Coq d'Or", z ulgą stwierdził, że człowiek kardynała je właśnie kolację.

– Wina! – krzyknął René rzucił monetę na stół. Wziął cynowy kielich i stanął przy wielkim palenisku, tyłem do stołu, przy którym siedział d'Albert. – Mój ojciec musi się z panem zobaczyć – mruknął cicho.

– Dziś wieczorem – usłyszał odpowiedź.

– Późnym wieczorem – dodał René.

– Będę na pewno.

Młodszy mężczyzna dopił wino i pośpiesznie opuścił gospodę, by znaleźć się w pałacu, nim ktokolwiek zauważy jego nieobecność.

Po północy Robert Lechaille wszedł do “Le Coq d'Or". Natychmiast zauważył d'Alberta, który dyskretnie wskazał mu schody na tyłach gospody. Tam, z dala od zgiełku typowego dla jadalni w gospodzie, służący księcia opowiedział mu o podsłuchanej rozmowie swego pana z Gondim.

– Jak najszybciej trzeba przekazać mu tę wiadomość – stwierdził Lechaille. – Oni planują zdradę, niezależnie od pięknych słów, w jakie ubrali swoje prawdziwe zamiary!

– Mówili, kiedy chcą to zrobić? – zapytał d'Albert. Służący potrząsnął przecząco głową.

– Nie wiem, co mógłbym zrobić, prócz ostrzeżenia królowej – powiedział d'Albert. – Wydaje mi się jednak, że nie odważą się jej skrzywdzić. Mamy swoich ludzi niedaleko Chenonceaux i będziemy wiedzieli przynajmniej, że nasza pani jest bezpieczna. Poza tym, będziemy ją mogli w każdej chwili z łatwością uratować.

– Mogę ją ostrzec! – zaofiarował się Lechaille.

– Jeśli to uczynisz, nie będziemy już mieli z ciebie pożytku, Robercie. Narazisz życie swoje i swojego syna. Potrzebujemy cię tam, gdzie jesteś. To wszystko nie skończy się, dopóki król będzie w stanie wezwać naszego pana znów do siebie i pozbyć się tych krętaczy. To wszystko wymaga czasu. Obiecaj mi teraz, że nie uczynisz nic niemądrego. Ufasz mi, Robercie?

Służący potaknął.

– Ufam, choć nawet nie wiem, jak masz właściwie na imię – rzekł z uśmiechem.

– Francoise – odparł rozbawiony d'Albert. – Zaraz wyślę kogoś z Paryża z wiadomością. Wracaj teraz do pałacu i miej dalej baczenie na wszystko.

Mężczyźni uścisnęli sobie dłonie, a Lechaille powiedział:

– Z Bogiem, Francoise. – Zszedł po schodach i zniknął.

D'Albert westchnął w samotności. Nienawidził jeździć po nocy, ale nie mógł nic na to poradzić. Czekała go długa podróż do księstwa Cologne, ale chciał udać się tam osobiście i trzeba się było śpieszyć. Dopiero pod koniec sierpnia d'Albert w końcu dotarł do rezydencji kardynała w Cologne.

– Nie ma rady, muszę wracać do Francji – rzekł do swego sługi Jules Mazarin, kiedy usłyszał wieści.

– Panie mój, błagam cię, nie czyń tego – zaklinał d'Albert. – Zabiją cię. Gondi jest najbardziej bezwzględnym z ludzi.

– Kogo zaufanego mamy w pobliżu Chenonceaux? Czy w ogóle tam kogoś mamy? – zapytał kardynał ignorując prośbę sługi.

D'Albert zastanowił się chwilę.

– Jest markiz d'Auriville, ale niedługo ma się żenić i powiedział mi, że nie będzie już więcej ci służył. Jego zamek, Chermont leży kilka mil w górę rzeki od Chenonceaux. To dobry człowiek, monseigneur, wierny królowi, ale zakochał się i obawia się o bezpieczeństwo swojej przyszłej żony.

– Jeśli to dobry człowiek, d'Albercie, to będzie nam służył póty, póki będzie potrzebny – odparł spokojnie kardynał. – Zorganizujesz wszystko. Wrócisz do Francji przede mną i ustalisz z nim, że zatrzymam się w Chermont. Będę podróżował incognito. – Sięgnął po dzwonek i wezwał służącego, który zjawił się natychmiast. – Poproś mego kuzyna, seigneur Carlo, żeby do nas dołączył.

Kardynał wstał i podszedł do skrzyni z mapami. Wyjął jedną i rozłożył na stole.

– Kiedy przyjeżdżałem do Cologne, jechałem przez Francję do księstwa Luksemburg. To była najprostsza droga i najszybsza. Nikt nie spodziewa się, ze wrócę, ale na wypadek gdyby na granicy ktoś na mnie czekał, pojadę zupełnie inną drogą. – Przyłożył palec do mapy i prześledził planowaną trasę. – Do Colmat, Vesoul, Dijon i Nevers, stamtąd do Bourges i wiejskimi drogami do Chermont. – Spojrzał na d'Alberta. – Co ty o tym sądzisz, stary przyjacielu?

– Rozpoznają cię, panie.

– Nie. Będę podróżował jak zwykły dżentelmen z kilkoma ludźmi ze straży przybocznej.

– Twoja nieobecność w Cologne zostanie zauważona, panie. Ta rezydencja nie jest zamknięta dla ludzi z zewnątrz. Szpiedzy d'Orleansa będą się prześcigali, żeby jak najszybciej go powiadomić, że wyjechałeś z Cologne. Monseigneur, cała Francja zostanie z tego powodu postawiona na nogi – martwił się d'Albert.

Drzwi do biblioteki otworzyły się i weszła postać w masce. Przybyły skłonił się i odezwał:

– Posłałeś po mnie kuzynie? Czym mogę ci służyć?

– Zdejmij maskę, Carlo – rozkazał kardynał, a mężczyzna natychmiast wykonał polecenie.

D'Albert westchnął i z otwartymi ze zdziwienia ustami wpatrywał się w mężczyznę. Potem spojrzał na kardynała i znów na jego kuzyna. W końcu potrząsając głową, wykrzyknął:

Mon Dieu! Mon Dieu! Mógłby być twoim bliźniakiem, monseigneur. Gdyby was tak samo odziać, nawet ja, który służę panu już od tak dawna, nie potrafiłbym was odróżnić. Kto jeszcze wie o obecności tego pana tutaj? Kto wie o jego istnieniu?

– Tylko mój sługa, Luigi. Zna mnie od dziecka – odparł kardynał. – Mój kuzyn nie wychodzi ze swojej komnaty. Luigi przynosi mu posiłki. Kiedy wychodzi do ogrodu, ja się chowam, żeby nikt nie wiedział, że mam tak podobnego krewnego. – Kardynał uśmiechnął się, rozbawiony zaskoczeniem d'Alberta. – Carlo uczył się w seminarium, choć nigdy nie przyjął święceń. Mogę go tu zostawić i będzie wyglądało na to, że wciąż przebywam w Cologne. Luigi zostanie z Carlem, żeby mu pomóc utrzymać iluzję. Dlatego właśnie mogę ruszyć do Francji, żeby przygotować powrót na stanowisko i obronić królową przed ludźmi, którzy chcą ją skrzywdzić. To dobry plan.

– Panie mój, będziesz potrzebował armii, by wrócić na swoje miejsce u boku króla – zaprotestował d'Albert w obawie o bezpieczeństwo kardynała.

– Mam tysiąc pięciuset ludzi jazdy i dwa tysiące piechurów – rzekł kardynał. – Dotrą do Francji z różnych miejsc w ciągu następnych kilku miesięcy. Spotkamy się w miejscu, które wyznaczę. Tymczasem, d'Albercie, musisz udać się do Chermont, by uprzedzić markiza o moim przyjeździe przed świętami Bożego Narodzenia. Zostanę przedstawiony jako jego daleki kuzyn, Robert Clary, który od wielu lat podróżuje. Powie wszystkim, iż sądził, że nie żyję, ponieważ od dawna nie przysłałem żadnych wieści o sobie. To małe kłamstwo zapobiegnie wielu grzechom – zaśmiał się.

D'Albert był wciąż zupełnie zaskoczony. Przez wiele lat tajnej służby dla kardynała nigdy nie widział, by jego pan się śmiał. Dziś uśmiechnął się już dwukrotnie!

Monseigneur, wydaje mi się, że cała intryga zaczyna się panu naprawdę podobać – rzeki otwarcie. Jednak błagam na wszystko, zaklinam na głowę króla, niech pan będzie ostrożny. Gondi i pozostali sądzą, że wreszcie znaleźli się blisko celu. Bez wahania zamordują, by zdobyć władzę i le bon Dieu nie pomoże temu, kto stanie na ich drodze.

Kardynał poklepał wąskie ramię d'Alberta.

Le bon Dieu nas ochroni, mon ami, bo to, co czynimy jest słuszne – zapewnił sługę. – Teraz odpoczniesz tu kilka dni, bo przebyłeś konno długą i ciężką drogę, co do tego nie mam wątpliwości. Sam muszę dopilnować przygotowań do mego wyjazdu.

– Wyjadę z tobą, mój panie – odezwał się d'Albert. – Gdy znajdziemy się we Francji, ruszę przodem, by powiadomić markiza d'Auriville o twoim przybyciu w roli kuzyna Roberta. Czy mam w jakiś sposób zawiadomić królową?

– Nie – odparł kardynał. – Tylko ty, ja i d'Auriville będziemy znali prawdę. Tak jest lepiej i bezpieczniej dla wszystkich.

– Co dziś za dzień? – zapytał d'Albert.

– Trzydziesty pierwszy sierpnia – odparł kardynał.

– W takim razie nasz markiz właśnie się ożenił.


*

Jednak Sebastian d'O1eron, ku swojemu ogromnemu rozdrażnieniu wcale się nie ożenił. Księżna Glenkirk została bowiem wezwana do Paryża wraz z córką przez zbiegłą z kraju angielską królową, Henrykę Marię, by uczestniczyły w oficjalnej koronacji młodego króla, która miała nastąpić zaraz po jego trzynastych urodzinach, piątego września. Ogłoszenie króla dorosłym i zdolnym do przejęcia obowiązków miało nastąpić siódmego września i planowano, że pojawi się na tej uroczystości mnóstwo szlachty. Wszystko postanowiono uczcić hucznie, ponieważ królowa Anna od śmierci króla – a miała ona miejsce osiem lat temu – czekała na dzień, w którym jej syn zasiądzie na tronie ojca. Pokonała wszystkich pragnących przejąć władzę i rządzić w imieniu jej syna. Teraz triumfowała. Jedynie nieobecność Julesa Mazarina, jej wiernego wspólnika, była smutną stroną tego wydarzenia. Niestety, markiz d'Auriville, jak wielu jego sąsiadów, nie mógł opuścić swojej winnicy, ponieważ zbliżał się okres zbiorów.

W Paryżu Autumn, jej matka i obie tantes zamieszkały w domu rodu de Saville przy Quatre Rue Soeur Celestine. Nie miały czasu powiadomić o przyjeździe opiekującej się domem madame Almy. Kobieta była przerażona, gdy na podwórze zajechał wielki powóz. Pobiegła cała w nerwach powitać gości.

– Madame St. Omer! Madame de Belfort! Dlaczego nie przysłały panie kogoś z wieścią, że nadjeżdżacie! Wszystkie meble przykryte prześcieradłami! Nie ma nic do jedzenia. Nie mogę pań odpowiednio przywitać w Paryżu!

– Zabrałyśmy ze sobą służbę. Mogą zdjąć prześcieradła z mebli i pobiec na rynek po coś do jedzenia, Almo – uspokajała ją madame de Belfort, wychodząc z powozu. Objęła staruszkę. – Dobrze cię znów widzieć. To nasza kuzynka z Anglii, księżna Glenkirk, i jej córka, niedługo markiza d'Auriville. Przyjechałyśmy na uroczystość koronacji. Czyż to nie ekscytujące?

– Proszę mi wybaczyć, że to mówię, madame - zaczęła gospodyni – ale dla ludzi takich jak ja, ten król, czy inny, nie ma znaczenia. – Wyjęła z kieszeni fartucha wielki klucz i podeszła do frontowych drzwi.

Przekręciła klucz w zamku i machnęła ręką. – Proszę! Proszę wchodzić! Autumn kichnęła.

– Ależ stęchlizna – powiedziała, wchodząc do słabo oświetlonego korytarza.

– Trzeba otworzyć okno – powiedziała staruszka i szybko ruszyła do roboty.

Służące, które właśnie wyszły z drugiego powozu wbiegły pośpiesznie do środka i zaczęły zdejmować stare prześcieradła przykrywające meble i wynosić je z pomieszczeń. Wkrótce kurz unosił się wszędzie i wszyscy kichali. Śmiejąc się, kobiety wróciły na korytarz i strząsały kurz z sukni.

– Na litość boską, od jak dawna nikt tu nie mieszkał? – zapytała Autumn.

– Przynajmniej od dziesięciu lat, mademoiselle, nikt z rodu de Saville nie był w Paryżu – powiedziała gospodyni. – Nie rozumiem, dlaczego zatrzymali ten dom, skoro w nim nie mieszkają.

– Ale oto jesteśmy, specjalnie na uroczystość koronacji króla. Gdyby nie dom, gdzie miałybyśmy nocować, Almo? – zapytała z uśmiechem madame de Belfort. – Oczywiście, gdybyś ty nie pilnowała domu, pewnie musiałybyśmy zrezygnować z przyjazdu.

– Po to tu jestem – odparta kobieta. – Teraz zabiorę jedną ze służących na targ, żeby sprawdzić, czy dostaniemy coś na dzisiejszą kolację. – Ach! – kobieta podskoczyła, gdy do domu weszli Fergus i Red Hugh. – Kim są te wielkie bestie? – zapytała.

– To moja służba – wyjaśniła Jasmine. – Są łagodni jak baranki, mimo wielkich gabarytów, droga pani Almo.

Staruszka lustrowała przez chwilę obu mężczyzn od stóp do głów.

– Niech oni pójdą ze mną na targ – powiedziała. – Nie pamiętam od jak dawna nie widziano mnie w towarzystwie mężczyzn. To dopiero wprawi w ruch języki starych plotkarek – zaśmiała się wesoło.

– Cóż za mężczyźni mieszkają w tym Paryżu? – zażartował Red Hugh doskonałą francuszczyzną. – Nie zwracają uwagi na tak piękną figurę, jak pani, madame? - Pocałował ją w pomarszczony policzek. – Jeśli umie pani gotować, pójdę za panią na kraj świata.

– Owszem – odparła i mrugnęła porozumiewawczo. – Chodźmy już, mon braves! Trzeba kupić chleb i ser.

Dwaj wielcy Szkoci obstawili staruszkę z obu stron i wyszli z nią z domu. Pozostałe kobiety zaczęły się śmiać. Wrócili z targu ze świeżym chlebem, serem, tłustym, oskubanym kapłonem, gotowym do upieczenia, ze świeżymi owocami i innymi smakołykami. Kurz już zniknął, konie wprowadzono do stajni, a powozy ustawiono na tyłach podwórza. Wyładowano kufry, a z kominów unosił się dym. Wszyscy już się zadomowili.

Rankiem panie włożyły najlepsze suknie. Jasmine miała na sobie granatową, a Autumn różową. Madame de Belfort wystroiła się w srebrną, a madame St. Omer, w suknię w kolorze czerwonego wina. Wyruszyły do Palais Royale, by najpierw złożyć wyrazy uszanowania angielskiej królowej. To właśnie królowa Henryka Maria wysłała im zaproszenie na koronację Ludwika.

– Skąd wiedziała, że jesteśmy we Francji? – zapytała matkę Autumn, gdy przybyły do pałacu.

– Co miesiąc wysyłam królowej pewną sumkę – wyjaśniła Jasmine. – Jest teraz bardzo biedna, ponieważ ani ciotka króla, ani jego matka nie wydają na jej utrzymanie dość, żeby żyła sobie wygodnie. Nie wydaje mi się, by czyniły to złośliwie, ale przecież królowa nawykła do królewskiego życia. Nie potrafi inaczej, a teraz musi się ograniczać. Dlatego popadła w długi. Co miesiąc wysyłam jej sakiewkę, nie za dużo, by jej nie zawstydzać i nie czynię tego ostentacyjnie. To tylko dowód mojej lojalności. Pamiętaj, Autumn, że gdyby los potoczył się inaczej, ta dama byłaby moją szwagierką. Poza tym ma małe dzieci na utrzymaniu. Książę Gloucester ma jedenaście lat, a mała księżniczka tylko sześć. Biedna kobieta straciła w zeszłym roku męża i księżniczkę Elżbietę. Nie wiodło jej się ostatnio dobrze.

Autumn była zaskoczona odpowiedzią matki, zwłaszcza iż słyszała wcześniej o tym, że Stuartowie przynoszą rodzinie z Glenkirk same nieszczęścia. Teraz, w dniu koronacji króla, kłaniała się królowej, której nigdy nie widziała, a która, jak się okazało, znała jej matkę. Autumn wydało się dziwne, że matka tak dobrze zna królową, ale od czasu wyjazdu ze Szkocji, a potem Anglii, wszystko się pozmieniało.

– Ach, Jasmine, votre fille est trés charmante. Podobno ma wkrótce wyjść za mąż?

Królowa ujęła dłonią twarz Autumn i pocałowała ją w policzek.

– Ustaliliśmy datę ślubu na trzydziestego pierwszego sierpnia, ale potem otrzymałyśmy zaproszenie Waszej Królewskiej Mości – odezwała się Jasmine – i trzeba było przesunąć uroczystość na trzydziestego pierwszego września.

Henryka Maria spojrzała na Autumn.

– Czy on jest przystojny, ma petite?

Oui, Wasza Wysokość. Jest bardzo przystojny – odparła dziewczyna, czerwieniąc się.

– A jak się nazywa ten bardzo przystojny mężczyzna? – zapytała żartobliwie królowa.

– Jean Sebastian d'O1eron, Wasza Wysokość. Jest markizem d'Auriville.

– Już pora, madame la reine - odezwała się jedna ze służących królowej. – Procesja zaczyna się tworzyć.

– Chodźmy – rzuciła królowa, wstając. – Pójdziecie z córką i kuzynkami razem z nami. – Będę się czuła, jakbym znów miała ze sobą moje damy dworu – westchnęła.

Ceremonia miała się odbyć w budynku paryskiego parlamentu. W wyznaczonej sali znalazł się tłum ludzi. Po prawej stronie, na galerii siedzieli królowa Anna, książę Gaston d'Orleans, książę de Conti, marszałkowie, szlachta z możnych rodów i duchowieństwo. Najbardziej kontrowersyjny arcybiskup Paryża i jego dwaj poplecznicy, biskup Senlis i biskup Tarbes siedzieli razem. Elegancko odziani, wydawali się bardzo z siebie zadowoleni, jakby całe to wydarzenie było ich zasługą. Po ich lewej stronie siedzieli inni duchowni, stojący wysoko w hierarchii Kościoła francuskiego oraz nuncjusz papieski, ambasadorowie Portugalii, Wenecji, Malty i Niderlandów. Dalej siedzieli conseillers de grand chambre oraz członkowie paryskiego parlamentu i pozostali goście.

Po drugiej stronie na galerii zasiadła królowa Henryka Maria, jej dwaj synowie, Jakub, książę Yorku, i Henryk, książę Glocester, córka Henryka Anna oraz damy dworu francuskiego, córka księcia d'Orleans i inne księżniczki oraz damy pochodzące z zamożnych rodów. Była tam też księżna Glenkirk i jej towarzyszki. Jasmine wytrzeszczała oczy ze zdziwienia, zdając sobie nagle sprawę, jaka z niej wiejska myszka. Jeszcze nigdy nie była gościem na tak podniosłej uroczystości.

Przed sobą widziała młodego króla na czymś, co nazywano lit de justice, a było to kilka ułożonych jedna na drugiej poduszek. Dokoła niego w odpowiedniej do okazji kolejności znajdowali się książę de Joyeuse, który był wielkim marszałkiem dworu i comte d'Harcourt, a także monsieur de Saint – Brisson, mer Paryża. Klęczeli przed Ludwikiem z odkrytymi głowami. Mer trzymał w dłoniach skrzynię ze srebrną buławą. Kanclerz Seguier ukląkł w swojej karmazynowej szacie. Mistrzowie ceremonii, zwani le grand maitre, wprowadzili pozostałych oficjeli z Parlamentu, avocats generaux, i pana Fouqueta, który sprawował funkcję procureur général. Wszyscy uklękli przed królem.

Wtedy Ludwik wstał i przemówił:

– Panowie, przyszedłem do Parlamentu, by obwieścić wam, że zgodnie z prawem mego kraju od dzisiejszego dnia podejmuję się rządzenia Francją. Ufam, że z pomocą Bożą będę rządził sprawiedliwie i pobożnie. Kanclerz wyjaśni wam moje intencje ze szczegółami.

Wtedy kanclerz wstał, a gdy skończył przemowę, wstała królowa Anna i zwróciła się do młodego króla.

– Minęło dziewięć lat od dnia, gdy zgodnie z wolą zmarłego króla, mego męża, zadbałam o twoją edukację i sprawowałam rządy w kraju. Bóg, w swojej dobroci, błogosławił mojej pracy i zachował w zdrowiu ciebie, który jesteś tak drogi mnie i wszystkim swoim poddanym. Jako że prawo w tym królestwie wzywa cię do przejęcia rządów, z radością przekazuję ci władzę, którą mi wcześniej nadało. Ufam, że Bóg będzie łaskawie cię wspierał, obdarzy cię siłą i rozwagą, byś rządził Francją szczęśliwie.

Uklękła przed królem, który ją ucałował.

Potem, ku zaskoczeniu wszystkich, król znów przemówił, zwracając się do matki:

Madame, dziękuję za trud, jaki włożyłaś w moją edukację i za rządy w moim królestwie. Błagam byś pozwoliła mi nadal korzystać z dobrodziejstwa swoich mądrych rad i pragnę, byś przyłączyła się do rady królewskiej.

Potem każdy z członków Parlamentu po kolei podchodził, żeby złożyć wyrazy szacunku swemu królowi Ludwikowi XIV, który teraz nieodwołalnie był władcą Francji. Dalej następowały kolejne przemowy różnych oficjeli i ogłoszono trzy królewskie edykty. Jeden dotyczył bluźnierców, drugi przywrócił zakaz pojedynkowania się, a ostatni ogłosił księcia de Conde wolnym od oskarżenia o zdradę, choć wiele osób uważało go za zdrajcę. Tego dnia król postanowił okazać mu łaskę i zaofiarować gałązkę oliwną w nadziei, że Kondeusz powróci szczęśliwie na dwór królewski.

Skoro król został oficjalnie uznany, rozpoczęło się świętowanie. Jasmine i jej towarzyszki zostały zaproszone na uroczystość do Palais Royale, jak zresztą chyba wszyscy w Paryżu. Król rozpoczął bal, tańcząc ze swoją matką. James, książę Yorku, poprowadził do tańca Autumn, ponieważ jego własna matka wciąż była w żałobie, zresztą wolał tańczyć z piękną dziewczyną. Autumn była zachwycona i wdzięczna ciotkom, że nauczyły ją menueta, tańca, który właśnie niedawno stał się modny. Była na królewskim dworze! Nareszcie znalazła się w towarzystwie, w jakim niegdyś miały przyjemność przebywać jej siostry. Doskonale się bawiła.

– Dlaczego uśmiechasz się, jakbyś miała jakiś sekret, kuzynko? – zapytał James Stuart, kiedy skończyli taniec i odprowadzał ją na miejsce. – Uśmiech jest niezwykle kuszący.

– Nie jesteśmy skoligaceni – odparta.

– Pani brat jest moim kuzynem od strony ojca, dlatego panią również uważam za kuzynkę, lady Autumn – odparł książę z uśmiechem.

– Czy książę ze mną flirtuje? Owszem, to było widać!

– Czy mam przestać, milady? – Znów uśmiechnął się zachęcająco, a Autumn nagle zrozumiała, że znaleźli się w pokoju oddalonym od sali balowej, a oczy księcia lśniły, gdy na nią patrzył.

– Tak – odparła stanowczo. – Proszę przestać. Jestem zaręczona i niedługo wyjdę za mąż. Proszę wziąć pod uwagę, że Leslie z Glenkirk to ludzie honoru.

– Jesteś bardzo piękna – odparł.

– Mówiono mi to wiele razy – odparła.

– Dlaczego wychodzisz za mąż za tego Francuza? – zapytał, pchając ją w narożnik pokoju.

– Ponieważ go kocham, a w Szkocji, gdzie spędziłam większość życia, nie ma nikogo, kogo bym kochała. Był pan kiedyś zakochany, milordzie? Obawiam się, że tego uczucia nie da się opisać słowami. Moja najstarsza siostra zakochała się w mężczyźnie, który okazał się w rzeczywistości kimś innym. Moja druga siostra zakochała się w niewłaściwym człowieku i z powodu tej miłości musiała płynąć do Nowego Świata, gdzie razem żyją teraz szczęśliwie. Przyjechałam do Francji, żeby uciec od tego, co Cromwell uczynił z naszym krajem, i tu znalazłam Sebastiana. Czyż miłość nie jest dziwna?

Pocałował ją. James Stuart przyciągnął Autumn do siebie i pocałował z namiętnością osiemnastoletniego młodzieńca. Poczuł jej małe, ale jędrne piersi przyciśnięte do zdobionego drogimi kamieniami kaftana i namiętność wezbrała w nim jeszcze silniej. Zaczął je pieścić.

Autumn odsunęła się i uderzyła młodzieńca w twarz.

– Och, wy mężczyźni z rodu Stuart, wszyscy jesteście tacy sami. Myślicie nie głową, tylko tym, co w spodniach! Wstydź się, Jamie! Poproś mnie teraz o wybaczenie i pozostaniemy przyjaciółmi.

Autumn wyszarpnęła się z jego objęć.

– Dziewczętom zwykle podoba się, kiedy je całuję – zaprotestował, szczerze zdziwiony.

Autumn roześmiała się.

– Jesteś młodszy ode mnie, a poza tym, wiesz dobrze, że jestem zaręczona z markizem d'Auriville.

– Twoja matka była starsza od mego wuja Henryka – odparł książę.

– Podobno o kilka lat – zgodziła się Autumn. – Ja nie jestem moją matką. Ona była już wtedy kobietą dojrzałą, pochowała dwóch mężów i urodziła troje dzieci. Ja za to jestem dziewicą z dobrego domu i jeszcze w tym miesiącu mam zamiar poślubić mężczyznę, którego kocham. To niegodne z twojej strony, że czynisz mi niechciane awanse. Stuartowie zawsze byli ludźmi honoru.

– Jesteśmy spokrewnieni ze sobą – zmienił temat najszybciej jak potrafił. – Leslie z Glenkirk zawsze wchodzili w związki małżeńskie ze Stuartami. Tak było przez wiele pokoleń. Twój dziad, lord Gordon był potomkiem króla Szkocji Jakuba V.

– Naprawdę? – Autumn nie miała zamiaru tłumaczyć księciu, że Gordon z BrocCrain był mężem jej babki w żaden sposób niespokrewnionym z nią. Uśmiechnęła się. – Wciąż czekam więc na twoje przeprosiny, cousin.

– Przepraszam – rzekł i skłonił się. – Nie żałuję jednak, że cię pocałowałem, Autumn Leslie, bo jesteś wyjątkowo smakowitym kąskiem.

Zatańczyli jeszcze razem menueta, ale gdy taniec się zakończył, książę Yorku zauważył nagle, że na jego miejscu obok partnerki znalazł się król z figlarnym uśmiechem na twarzy.

Noblesse oblige, panie – powiedział książę i skłonił się.

Ludwik skinął głową, a potem jego uwaga skupiła się na Autumn, którą odprowadził w stronę krzesła stojącego obok jego tronu.

– Nie sądziłem, że znów cię zobaczę, mademoiselle. Jak to się stało, że jesteś gościem na dzisiejszej uroczystości?

– Moja mama jest przyjaciółką królowej Henryki Marii, ciotki Waszej Wysokości. To ona zaprosiła nas do Paryża. Dzisiejszy wieczór jest bardzo ekscytujący! Całe życie mieszkałam na wsi i zawsze miałam nadzieję, że kiedyś znajdę się na królewskim dworze, choć wydawało mi się, że będzie to raczej dwór angielski.

– Gdzie jest twój mąż?

– Kiedy otrzymaliśmy zaproszenie, musieliśmy przełożyć datę ślubu, Wasza Wysokość. Wyznaczyliśmy ją na koniec tego miesiąca, kiedy wrócę do domu – wyjaśniła Autumn, myśląc przy okazji, że król mimo młodego wieku jest niezwykle przystojnym mężczyzną.

– Dlaczego markiz wam nie towarzyszy? – zapytał odrobinę urażony.

– Nie wymieniono go w zaproszeniu, Wasza Wysokość. Królowa Henryka Maria nie wiedziała, że jestem zaręczona. Poza tym, w Chermont jest pora zbiorów. Winogrona trzeba zebrać w odpowiednim czasie, bo inaczej nie będzie z nich dobrego wina. Tylko Sebastian potrafi wybrać odpowiedni moment, Wasza Wysokość. Jeśli zbierze się je zbyt szybko, będzie złe wino. Chyba Wasza Wysokość nie chciałby, żebyśmy posiali mu przeciętne wino, kiedy możemy zrobić doskonały trunek. Król spojrzał na nią z zainteresowaniem.

Mademoiselle, jesteś sprytna i doskonale bronisz markiza. Mam nadzieję, że pewnego dnia przyjedziecie do Wersalu.

– Naprawdę Wasza Wysokość zbuduje ten pałac?

– Mój wuj Gaston najął już najlepszych ludzi do wykonania makiety. Przyjeżdżają z całej Francji, żeby tu mieszkać i pracować. Kiedy zbudują makietę pałacu moich marzeń, architekci zabiorą się do pracy i zaczniemy budowę – opowiadał z entuzjazmem Ludwik. – Jestem jeszcze młody, ale nim skończę dwadzieścia jeden lat, moje marzenie będzie już powstawało naprawdę.

– Nie mogę się doczekać, Wasza Wysokość – odparła Autumn.

– Przyjedziesz z mężem, żeby zobaczyć moje dzieło – mówił dalej. – Chcę, żeby w moim królestwie otaczały mnie piękne kobiety.

Zaczerwieniła się uroczo na ten komplement.

– Czasem trudno mi zdać sobie sprawę z tego, jesteś jeszcze taki młody, Wasza Wysokość. Masz dopiero trzynaście lat, a mówisz jak dorosły mężczyzna.

Pozory dorosłości zniknęły na chwilę i król miał minę zmartwionego chłopca.

– Muszę zachowywać się jak mężczyzna – powiedział. – Walka o to, co prawnie jest już moje, jeszcze się nie skończyła. Jeśli okażę słabość choćby na chwilę, oni zwyciężą.

W jednej sekundzie znów był dorosłym mężczyzną.

– Och, monseigneur - westchnęła łagodnie, a w jej głosie dało się słyszeć współczucie. – Będę się modliła za Waszą Wysokość i Jego maman.

– Módl się więc również za kardynała, ma belle. Otaczają mnie jego wrogowie i póki on nie wróci, nie będę bezpieczny.

– Ale przecież on uciekł z kraju – przypomniała sobie Autumn.

– Teraz ja jestem królem – rzekł stanowczo, a w jego piwnych oczach pojawiła się śmiertelna powaga. – Wracaj do swego markiza, Autumn Leslie. Wyjdź za niego i żyjcie sobie w spokoju w swojej winnicy. Macie szczęście, że los dał wam takie życie. To wielkie błogosławieństwo.

Teraz król wyciągnął w jej stronę dłoń. Autumn ucałowała ją i wstała. Skłoniła się i odeszła. Odnalazła matkę i ciotki, po czym razem opuściły Palais Royale, by następnego dnia wrócić do Belle Fleurs i Archambault.

ROZDZIAŁ 10

Był dzień jej ślubu. Autumn wstała o świcie, a Lily wciąż chrapała cicho na swoim posłaniu. Oblubienica podeszła na palcach do okna i spojrzała na jezioro. Było różowe, bo odbijało się w nim wschodzące za horyzontem słońce. Wąskie wstążki mgły wstawały z ciepłej wody wprost w chłodne poranne powietrze. Cały dom był jeszcze pogrążony w ciszy. To była magiczna chwila. Doskonały początek doskonałego życia, pomyślała, uśmiechając się do siebie.

Gdy wróciły z Paryża, Sebastian pocałował ją, a ona zrozumiałą nagle, jak bardzo za sobą tęsknili. Monsieur Reynaud przygotowywał jej suknię ślubną i welon. Śmiał się i chwalił, że dzięki jego kunsztowi panna młoda na pewno będzie bardzo szczęśliwa. Autumn nie mówiła mu, że Sebastian najczęściej widywał ją w stroju do jazdy konnej lub w prostych sukniach, które przywiozła ze sobą ze Szkocji. Dumny krawiec poczułby się urażony takim brakiem szacunku do swoich strojów.

Autumn i matka każdego dnia jeździły do Chermont. Nie miały czasu na dłuższą wizytę, ale obie chciały wiedzieć, jak wygląda nowy dom Autumn. Zamek Sebastiana był miejscem jak z bajki. Miał cztery okrągłe wieże w narożnikach budynku. Zbudowano go na pochyłym brzegu rzeki, na łące obsadzonej wierzbami. Za łąką rozciągały się winnice, które już teraz prawie całkowicie ogołocono z owoców, a liście zaczynały żółknąć na pnączach.

Wnętrze zamku było niesamowite. Nie zastały tu wąskich, kręconych schodów jak w Belle Fleurs. Schody w Chermont były szerokie i schodziły w dół naprzeciwko głównego wejścia. Od razu rzucało się w oczy, że zamek, choć stary, musiał być niedawno unowocześniony. Większość pokoi wyłożona była boazerią i pomalowana. Na suficie zauważyły złocone sztukaterie i klasyczne malowidła. Glenkirk wydawał się Autumn pięknym zamkiem, Belle Fleurs okazało się wygodnym domem, ale Chermont było najpiękniejszym miejscem, jakie Autumn kiedykolwiek widziała.

– Tu jest cudownie, monsieur - odezwała się do markiza, który najwyraźniej był bardzo zadowolony, widząc jej zachwyt.

– Czy chciałabyś zobaczyć sypialnię pani domu? Skinęła głową.

– Mama też, proszę.

– Oczywiście – zgodził się i poprowadził obie panie na piętro po pięknych marmurowych schodach, zabezpieczonych rzeźbionymi balustradami.

Na górze znajdowały się pokoje sypialne. Sebastian d'O1eron otworzył drzwi zdobione złoceniami i wpuścił damy do środka. Autumn stanęła jak wryta, a jej matka zaklaskała w dłonie z zachwytu. – Sebastianie, mon brave, cóż za piękny salonik! – Odwróciła się do córki. – Czyż nie jest cudowny, Autumn?

Ściany wyłożono boazerią, a każdy szeroki panel miał namalowaną romantyczną scenkę. Wenus i Adonis, uwiedzenie Lidii przez Zeusa, na trzecim dostrzegły dziewicę w białej szacie nagabywaną przez młodzieńca odzianego w coś, co zakrywało jedynie intymne części ciała. Dalej Kupidyn wystrzeliwujący strzały w stronę rozbiegających się w popłochu dziewic. Znów Wenus, tym razem z mężem, Wulkanem, bogiem podziemi. Każdy panel opowiadał jakąś historię miłosną. Wyglądało to bardzo pięknie, a Autumn nigdy nie widziała czegoś podobnego.

– Jakież to urocze – usłyszała zachwyt matki. – Spójrz na sufit, ma bébé! Ależ to cudowne!

Autumn uniosła wzrok i dostrzegła malowidło przypominające niebo o poranku z jasnymi, błękitnymi i białymi chmurkami oraz odrobiną różu i złota. Przelatywało przez nie stado gołębi. Nagle Autumn zaczęła płakać. Nie potrafiła powstrzymać łez.

– Co się stało, ma chérie'? - zapytał markiz, zaskoczony łzami.

– Nie jestem dość wielką damą, by mieszkać w tak pięknym miejscu, Sebastianie – szlochała. – Jestem dziewczyną ze wsi, a to prawdziwy pałac.

Objął ją i przyciągnął do siebie.

– Jesteś doskonałym klejnotem w koronie Chermont, chérie - rzekł. – To nie pałac. To twój dom. Chenonceaux jest znacznie większe.

– Tak, ale tego należało się spodziewać – odparła, a łzy nie przestawały płynąć jej po policzkach. – To pałac królewski! Belle Fleurs nie jest tak wielkie, a Archambault nie jest tak piękne.

– Belle Fleurs to tylko wiejska posiadłość – wyjaśnił – a Archambault nie było odnawiane od lat, chérie. Moja matka, tak jak poprzednia królowa, pochodziła z Florencji i bardzo kochała sztukę. Dopilnowała i zaprojektowała wystrój oficjalnej części domu, kazała wyrzucić dawne, wąskie, kręcone schody i zbudować nowe, marmurowe. Tutaj były jej prywatne pokoje, Autumn, a teraz będą twoje. Moja matka na pewno uznałaby to za właściwe.

– Eliza też zajmowała te pokoje? – zapytała Autumn, zdając sobie nagle sprawę, że jest zazdrosna o pierwszą żonę Sebastiana.

– Nie. Nigdy jej się tu nie podobało i uważała, że sypialnia jest nawiedzona przez ducha mojej matki. To, oczywiście, niedorzeczne. Gdyby moja matka postanowiła nawiedzić jakikolwiek pokój w domu, na pewno wybrałaby bawialnię, gdzie szukałaby wnuków. – Ostrożnie pogłaskał jej włosy. – Będziemy mieli dużo dzieci, ma petite?

– Może? – pociągnęła nosem, czując się odrobinę lepiej.

Mon brave – powiedziała łagodnie Jasmine. – Pokaż nam sypialnię, a potem wydaje mi się, że Autumn powinna poznać osoby, które będą jej służyć.

Sypialnia była cała w bieli, błękicie i złocie. Panele na ścianach udekorowano motywami roślinnymi, a na suficie widniało niebo nocą, z chmurkami w odcieniami różu, lawendy i złota. Autumn wytrzeszczyła oczy na widok łóżka, ale nic nie powiedziała. Było to wielkie łoże ozdobione kremowym brokatem ze złotymi, różowymi i bladozielonymi nitkami. Podpory baldachimu były zdobione rzeźbionymi i złoconymi motywami winorośli.

– Mam nadzieję, że sypialnia ci się podoba – powiedział. – Kazałem ją przerobić specjalnie dla ciebie. Mama miała trochę zbyt krzykliwy gust. Wydawało mi się, że to nie będzie do ciebie pasowało.

– Jest piękna – udało jej się wydusić. Jeszcze nigdy nie widziała mebli tak rzeźbionych i złoconych. Wszystko wyglądało jak z bajki. Kominek naprzeciwko łoża wykonano z różowego marmuru, po obu stronach wyrzeźbiono skrzydlate anioły. Na kominku stał pozłacany zegar, a na wprost niego wielka, zdobiona rzeźbieniami szafa. Autumn podeszła do okna i spojrzała na rzekę. Odwróciła się do Sebastiana. – Nie mogę uwierzyć, że mam zamieszkać w tak pięknych pokojach. Pomyśl tylko, Sebastianie! Nasze dzieci zostaną tu poczęte i tu się urodzą.

– Moja sypialnia jest tam – powiedział, dotykając listwy przy jednym z paneli na ścianie.

– Twoja sypialnia? – zdziwiła się Autumn. – Więc nie będziemy dzielić tego niezwykłego łoża, monseigneur?

– Będziemy – potwierdził. – Ale twoi rodzice na pewno też mieli w Glenkirk osobne sypialnie.

– Jemmie nigdy swojej nie używał – podpowiadała cicho Jasmine.

– Nie będziemy mieli dzieci, jeśli nie będziesz dzielił ze mną łoża – odezwała się na to Autumn. – Po co ci właściwie własna sypialnia?

– Muszę gdzieś trzymać swoje ubrania – odparł, patrząc na nią łagodnie. – Jeśli jesteś podobna do innych kobiet, przybędziesz do mego domu z taką ilością sukni i innych fatataszków, że można będzie ubrać całą szkołę zakonną. Każdy kawałek tego pokoju zostanie wypełniony twoimi rzeczami. Nie mam racji?

– Monsieur Reynaud zapłakałby się, gdyby było inaczej – roześmiała się Autumn. – Przywiozę mnóstwo kufrów do Chermont.

Wrócili na dół i w reprezentacyjnej sali zamku Chermont przedstawiono przyszłej pani domu jej służbę. Pierwszy podszedł Lafite, majordomus i jego żona madame Lafite, gospodyni. W sali stało osiem służących i człowiek o imieniu Leon, którego jedynym zadaniem było polerowanie srebrnych i złotych przedmiotów. Inny mężczyzna o imieniu Pinabel miał za zadanie utrzymać w porządku i gotowości do użytku kandelabry, lampy i żyrandole. Tylko od niego można było dostać świecę, on je liczył i miał klucz do składziku. Kucharzem był Caron, miał do dyspozycji pół tuzina pomocy kuchennych i jarzynowego oraz chłopaka do ostrzenia noży. Na przedstawienie oczekiwało sześciu lokajów. Praczką była potężna kobieta o masywnych ramionach i czerwonej twarzy. Na imię miała Methina. Do jej pomocy najęto dwie dziewczyny.

– Czy madame la marquise będzie potrzebowała pokojowej? Moja siostrzenica, Orange jest dobrze przyuczona do takiej pracy.

– Jeśli zgodzi się podlegać rozkazom mojej osobistej pokojowej, Lily, z chęcią przyjmę ją do służby, madame Lafite – odparła dyplomatycznie Autumn.

– Z radością przyjmie taką posadę – odparła z zadowoleniem gosposia. – Potrafi pięknie szyć. Madame na pewno będzie z niej zadowolona.

– Sprawiliście, że czuję się tu jak u siebie – powiedziała Autumn. – Wiem, że będę w Chermont szczęśliwa. Już widzę, że wszyscy będziecie o mnie bardzo dbali.

Służba oddaliła się, i kiedy znaleźli się we własnym gronie, madame Lafite powiedziała:

– Nie mogliśmy się już doczekać, by pan markiz znalazł sobie nową żonę. Ta kobieta na pewno będzie pasowała do Chermont, od razu to widać. Kocha naszego markiza i jest dobrze wychowana. Pewnie za rok będziemy mieli nowe pokolenie w Chermont.

Służący zgodnie przytaknęli i wznieśli kielichy z winem, by wypić zdrowie nowej markizy.

Autumn wyszła z zamku z matką, po drodze przywitała się z dalszą służbą. Byli tam Armo, zarządca stajni, i dwóch chłopców stajennych. Ich zadaniem była opieka nad końmi. Obok stało już sześciu parobków, którzy sprzątali i karmili zwierzęta. Za nimi stał Henri, woźnica, Xarles, łowczy i gajowy oraz jego pomocnik, Yves, zajmujący się psami. Był też Florus, ogrodnik, i dziesięciu jego pomocników. Marlon opiekował się jastrzębiami, a jego pomocnik gołębiami.

– Chyba nigdy nie spamiętam ich imion – odezwała się Autumn do markiza.

– Z czasem na pewno je zapamiętasz – odparł z uśmiechem. – To tylko służba w zamku. Są przecież jeszcze ludzie, którzy pracują w winnicach i na farmie. Jesteśmy tu w Chermont samowystarczalni. Z czasem będziesz miała więcej pracy niż tylko reprezentowanie mnie, jako moja piękna żona i matka moich dzieci.

– Chyba sobie nie poradzę – zaczęła rozmowę Autumn. Jechały z matką do Belle Fleurs późnym popołudniem. – Nie wiedziałam, że tyle trzeba umieć, żeby zostać żoną Sebastiana.

– W przypadku księcia de Belfort byłoby jeszcze trudniej, a tylko trochę łatwiej z hrabią d'Auray – odparła matka. – Kobieta musi zarządzać domem i wiedzieć, co i kiedy trzeba w nim zrobić. Musi się nauczyć polegać na służbie, ale jednocześnie mieć zawsze oko na wszystko. Świetnie sobie poradziłaś z madame Lafite, ma bébé. Mogłaś przecież powiedzieć, że Lily jest twoją pokojową, ale ty mądrze zaproponowałaś posadę siostrzenicy madame Lafite i choć nie taką, o jakiej dziewczyna marzyła, to jednak dość dobrą. Świetnie sobie poradzisz, a ja będę ci służyła radą. Nie mogłam pomóc żadnej z twoich sióstr, ale tobie z radością pomogę.

– Są jakieś wieści z Anglii, mamo? – zapytała nagle.

– Niedobre. Nie chciałam ci mówić przed ślubem, ale równie dobrze możesz dowiedzieć się teraz. Król Karol pomaszerował z armią Szkotów na Anglię. Nie muszę ci chyba mówić, jak zareagowali na to Anglicy? Zamiast pełnego poparcia swoich krajan, wzbudził panikę i strach. Anglicy dostrzegli w tym tylko najazd Szkotów na Anglię, a fakt, że na ich czele stał ich własny król niewiele znaczył. Anglicy nigdy naprawdę nie przywykli do rządów Stuartów i choć nie cierpią Cromwella, Szkotów nienawidzą jeszcze bardziej. To chyba mają już we krwi. Szkoda, że król nie wziął pod uwagę wielu stuleci wojen między naszymi krajami, zanim wyruszył z armią w kiltach i beretach.

– Co się właściwie stało? – zapytała Autumn.

– Karol został pokonany pod Worcester na początku września – odparła matka.

– A Charlie?

– Nie wiem. Henry wysłał mi te wieści. Napisał, że nie było ani słowa na temat śmierci Charliego, ale też nie wie, gdzie mógłby przebywać i czy żyje.

Na koniec Jasmine posmutniała.

– Na pewno żyje, mamo – zapewniała ją Autumn.

– Skąd ta pewność? Henry pisze, że pod Worcester było strasznie. Ludzie padali jak muchy.

– Charlie to Stuart, choć z nieprawego łoża. Nie jest Lesliem. To wnuk Mogola. On, w przeciwieństwie do biednego tatki, ma sporo szczęścia.

– Może i masz rację – odparła matka i roześmiała się. – Tak, pewnie masz rację. Mój syn Charlie potrafiłby oczarować nawet śmierć i nie dać się zabrać za szybko. Poczekamy i w końcu na pewno dotrą do nas wieści od niego.

Autumn wróciła do rzeczywistości. Spoglądała na jezioro i przypomniała sobie o ślubie. Rogaty jeleń wyszedł z lasu, żeby napić się wody. Obserwowała go zafascynowana. Po chwili zwierzę uniosło piękną głowę i zdawało się, że patrzy wprost na nią. Roześmiała się, a jeleń odwrócił się i uciekł do lasu.

– Nie śpisz, panienko – dobiegł ją z posłania służącej głos Lily.

– Nie – odparła. – A ty lepiej wstawaj, bo mama znajdzie cię w pościeli. Ślub zaplanowano na dziesiątą, a przed wyjazdem musimy jeszcze zjeść śniadanie. Najpierw jednak muszę się wykąpać, żeby włosy zdążyły mi wyschnąć.

Lily zwlokła się z posłania i szybko nałożyła odzienie, po czym opróżniła przez okno nocnik. Potem pobiegła po służących, którzy mieli przynieść na górę gorącą wodę. Adali domyślił się, że Autumn będzie potrzebowała kąpieli, więc woda już była gorąca. Lily wbiegła znów na górę po dębowych schodach, żeby wyciągnąć ze schowka drewnianą balię. Autumn weszła z powrotem do łóżka i zasłoniła zasłonę, by nie widzieli jej młodzi służący wnoszący wiadra z wodą. Po chwili wyszła z łoża i zaczęła zdejmować koszulę nocną, a Lily w tym czasie nalała olejku ananasowego i jaśminowego do gorącej wody.

Autumn umyła się jak zwykle. Potem Lily umyła długie włosy pani, spłukała je octem i czystą wodą z wiadra. Ocet zmywał resztki mydła i nadawał ciemnym włosom blask. Autumn wstała, a Lily owinęła jej głowę ręcznikiem i spłukała ciało swojej pani czystą wodą. Panna młoda wyszła z balii i została owinięta ciepłym ręcznikiem. Dziewczęta zapiszczały, gdy otworzyły się drzwi do sypialni, ale do środka weszła księżna.

– Dobrze – pochwaliła. – Wstałaś i przygotowujesz się. Ojciec Bernard powiedział, że nie musisz uczestniczyć w porannej mszy, bo podczas zaślubin odbędzie się msza. Każę ci przynieść coś do jedzenia.

– Chyba nie jestem głodna – stwierdziła Autumn, Matka uśmiechnęła się.

– To nerwy, ale uwierz mi, ma fille, lepiej żebyś coś zjadła. Może jajko w sosie musztardowym i świeży chleb? – namawiała. – Trochę świeżego jabłecznika z cynamonem?

– Musisz się posilić, żeby mieć siłę, milady – włączyła się Lily, starając się pomóc księżnej.

Autumn westchnęła.

– No dobrze. Może coś przekąszę.

– Mądra decyzja – zgodziła się matka. – Po mszy możesz nie zdążyć nic zjeść, kiedy będziesz witać się z gośćmi.

– Kiedy przyjdzie monsieur Reynaud? Muszę zdążyć się ubrać.

– Na godzinę przed ceremonią. Przyjdę razem z nim – rzekła matka i pośpiesznie wyszła z sypialni.

Autumn usiadła na stołku, a Lily wycierała jej długie włosy, póki wstępnie ich nie osuszyła. Rozczesała je potem, a Autumn usiadła plecami do okna, by poranny wiaterek wysuszył je całkiem.

Kiedy Adali przyniósł jedzenie, Autumn już mogła coś przełknąć. Kucharz przysłał ulubiony ser Autumn i świeże gruszki, które tak bardzo lubiła.

– Nie zmieści się panienka w suknię – ostrzegała Lily, kiedy Autumn sięgnęła po kolejną gruszkę. – Proszę to odłożyć, bo ciotka da mi w skórę, a biedny pan Reynaud dostanie apopleksji, a to nie byłby dobry omen, milady.

– Nagle zrobiłam się strasznie głodna – upierała się Autumn.

– To nie jedzenia tak panienka pożąda – odparła ostro Lily.

– Wstydź się! – ofuknęła służkę, ale ta tylko się roześmiała.

– Zdaje mi się, że nie o gruszce myślałaś, panienko, kiedy tak namiętnie oblizywałaś usta. A teraz pora umyć twarz, ręce i zęby. Zaraz tu będzie monsieur Reynaud. Musi panienka być przyzwoicie odziana, kiedy tu wejdzie gdacząc i piejąc.

Autumn roześmiała się. Nazwisko krawca znaczyło “lis", ale dziewczęta uznały, że przypomina raczej małego zawadiackiego kogucika piejącego i drepczącego w koło. Autumn postanowiła nie wkładać długiej halki, tylko krótką koszulkę, która nie będzie wystawała ponad prosto wycięty dekolt sukni. Nie założyła też pantalonów, które tak chętnie zakładały Francuzki. Jedną po drugiej założyła dwanaście jedwabnych półhalek. Uniosła je potem i usiadła, by Lily mogła upiąć jej włosy w elegancki kok. W Szkocji miałaby w dniu ślubu rozpuszczone włosy, co było oznaką dziewictwa, ale Francuzi już dawno nie hołdowali takim zwyczajom. Dla nich elegancja była najważniejsza. Lily ostrożnie wpięła sznury małych pereł po obu stronach koka. W uszy włożyła kolczyki z perłami.

Usłyszały szybkie pukanie do drzwi. Weszli księżna i monsieur Reynaud ze swoimi pomocnicami. Jasmine skinęła głową, zadowolona z fryzury, i wszyscy zabrali się do ubierania panny młodej w suknię ślubną. Kremowa biel jedwabiu stanika połyskiwała nad kremową spódnicą z aksamitu. Góra była usztywniona, a rękawy wąskie. Suknia nie wydawała się opięta w talii, a z tyłu ozdobiono ją aksamitną kokardą obszytą perłami. Suknia była niezwykle prosta, ale bardzo modna.

Autumn stała w milczeniu, gdy wszyscy wokół uwijali się przy jej stroju. Nagle odniosła wrażenie, że to wszystko jest tylko snem. Nigdy nie wyobrażała sobie, że tak właśnie będzie wyglądał dzień jej ślubu. Sądziła, że będą przy niej siostra India i bracia. Miała nadzieję, że ojciec odprowadzi ją do ołtarza, gdzie będzie czekał na nią dżentelmen, którego twarzy nie potrafiła sobie wyobrazić. Po ceremonii, w sali reprezentacyjnej zamku Glenkirk, zagrałby dla nich kobziarz, a bracia zatańczyliby dla pary młodej i gości taniec pośród skrzyżowanych szabli. Zawsze sądziła, że wyjdzie za mąż w Glenkirk, gdzie są groby jej przodków, że ślubu udzieli jej ksiądz, którego znała od dzieciństwa. To skromne marzenie zniweczył pan Cromwell i jego wstrętni okrągłogłowi, którzy wciągnęli jej kraj w wojnę domową, spowodowali śmierć jej ojca i zmusili ją i matkę do ucieczki z kraju.

Przyszło jej jednak do głowy, że powinna być im wdzięczna, ponieważ dzięki nim znalazła we Francji prawdziwą miłość, Sebastiana d'Oleron. Tutaj wiodła takie życie, jakie powinna. Może źli ludzie chcieli przejąć kontrolę nad królem Ludwikiem, ale mówiło się o tym, że niedługo zostaną odsunięci. Po krótkich spotkaniach z młodym królem wiedziała już, że to chłopak silny i stanowczy. Jemu Parlament nie utnie głowy.

Niewielka posiadłość matki posłużyła im za schronienie. Rodzina z Francji powitała je ciepło i wprowadziła do towarzystwa z wyższych sfer. Dzięki nim poznała Sebastiana, a dziś, w małej kapliczce zamku Belle Fleurs młody ksiądz z radością udzieli im ślubu. Będą z nią jej wuj i dwie ciotki, Adali, Rohana, Red Hugh, Fergus i Lily. Oni byli jej rodziną w takim samym stopniu jak rodzeństwo i miała szczęście, że ich znała. Nagle poczuła na ramieniu dłoń i obejrzawszy się, ujrzała twarz matki.

– Ja też za nimi tęsknię – rzekła cicho Jasmine.

– Och, mamo, skąd wiedziałaś?

– Wszystkie moje dzieci łatwo rozszyfrować po wyrazie twarzy. Ty nosisz serce na wierzchu, ma petite - odparła Jasmine. – Tak nie będzie zawsze. Pewnego dnia król Karol znów zasiądzie na tronie, a ty zobaczysz się z całą rodziną z wyjątkiem Fortune, której już nie pamiętasz. Zawsze nam mówiła, że jeśli już przepłynie przez ocean do Maryland, to nigdy nie wróci do domu. Tak mi jej teraz brakuje.

– Nietolerancja zabrała ci ojca i pozbawiła kontaktu z rodziną – odezwała się z powagą Autumn. – Również z tego powodu twoja córka musiała wyjechać tak daleko, ale ja będę z tobą już zawsze, mamo. Nigdy cię nie zostawię. Będziesz wszędzie tam, gdzie ja się znajdę. To moja dla ciebie ślubna przysięga.

Jasmine objęła najmłodszą córkę obiema rękoma i ucałowała w policzki.

– A ja obiecuję tobie, ma bébé, że tylko śmierć nas może rozłączyć.

Madame! Sukienka mademoiselle! Pogniecie się – fuknął monsieur Reynaud.

Kobiety roześmiały się, księżna się odsunęła i nawet na twarzy krawca zagościł na chwilę uśmiech. Zza drzwi wynurzyła się głowa Adalego.

– Pan młody i goście już czekają – powiedział.

– Zechce pan ze swoimi pomocnikami uczestniczyć w ceremonii, monsieur Reynaud? – zapytała księżna.

Krawiec skinął bardzo kontent. Jego konkurenci w Tours będą mu zazdrościli, gdy się dowiedzą, że nie tylko uszył suknię dla madame la marquise d'Auriville, ale również został zaproszony do kaplicy, by uczestniczyć w zaślubinach.

Wszyscy zeszli na dół do niewielkiej kaplicy. Autumn została na zewnątrz, a pozostali weszli razem z księżną do środka. Panna młoda dostrzegła Sebastiana odzianego w elegancki surdut z ciemnego aksamitu z białą koronką. Czekał na nią przy ołtarzu. Był taki przystojny. Gdyby tylko papa mógł mnie dziś odprowadzić do ołtarza, pomyślała, wszystko byłoby absolutnie doskonałe. Nagle podskoczyła, słysząc znajomy głos tuż przy uchu.

– Zechcesz oprzeć się na moim ramieniu, siostrzyczko? – zapytał cicho Charles Fryderyk Stuart, książę Lundy.

Autumn odwróciła się i zobaczyła ukochanego brata.

– Charlie! – krzyknęła i wybuchnęła płaczem. Objął ją i powiedział:

– Przyjechałem dziś o świcie. Adali powiedział mi, że to dzień ślubu. Postanowiłem zrobić niespodziankę tobie i mamie. Na litość boską, Autumn, przestań szlochać, bo będę żałował, że się tu zjawiłem.

– Och, Charlie! – płakała dalej, opierając się o jego ramię. – Taka jestem szczęśliwa, że cię widzę! Słyszałyśmy z mamą o Worcester. Mama bardzo się martwiła. Powiedziałam jej, że na pewno udało ci się uciec. Wiedziałam, że nie mogłeś tak po prostu zginąć. Wiedziałam!

Wyjął z kieszeni surduta lnianą chusteczkę i ostrożnie otarł łzy z jej twarzy.

– No to wiedziałaś więcej niż ja, dziewczyno. Nieźle się nabiedziłem, żeby uciec z Anglii. Nikt jeszcze nie wie, co się stało z królem, ale gdyby Cromwell go schwytał, pewnie już by się tym chwalił. Niestety, nie ma o nim żadnych wieści.

– Charlie! – przerwała im nagle matka. – Przyprowadź tu natychmiast siostrę, zanim markiz straci cierpliwość! Czeka nas uczta i podróż do Chermont.

Charlie uśmiechnął się i spojrzał na Autumn.

– Z miłości, prawda? Pamiętasz, co ci mówiłem?

– Tak, z miłości – zapewniła brata. – Polubisz go.

– W takim razie, dziewucho, chyba muszę cię zaprowadzić do ołtarza.

Weszli do kaplicy. Jasmine wróciła myślami do dnia jej ślubu z Jamesem Leslie. Wyszła za niego w kaplicy domu jej matki w Queen's Malvern. Po raz drugi wychodziła za mąż w tamtej kaplicy. Pierwszy raz poślubiła tam Rowana Lindleya. Ile to lat temu? Teraz jej najmłodsza córka, jedyna córka Jemmiego wychodzi za mąż w Belle Fleurs, gdzie jej dziadek i babka rozpoczęli swoje długie i szczęśliwe małżeńskie pożycie. Historia zatoczyła koło. Jasmine prawie czuła obecność w tym miejscu ducha, madame Skye.

Perfumowane świece woskowe w złoconych świecznikach lśniły w kaplicy. Słońce zaglądało do środka przez kolorowe witraże, rzucając czerwone, niebieskie i złote snopy światła na szarą, kamienną podłogę. Młody ksiądz w swoich biało – złotych szatach pięknie poprowadził mszę. Słowa przysięgi panny młodej było słychać wyraźnie w całej kaplicy. Pan młody, wysoki i przystojny, mówił głośno i wyraźnie. Słychać było ciche szlochanie. To dwie ciotki, zadowolone z wyniku swoich swatów, łkały cicho z radości. Płakała Jasmine, ściskając za ramię syna i czując nagle, jak bardzo tęskni za Jamesem Leslie. Płakali Adali, Rohana i Toramalli, szczęśliwi, że Autumn znalazła miłość i zaskoczeni faktem, że po tylu przygodach znaleźli się wszyscy znów w Belle Fleurs.

Gdy wyszli z kaplicy, Autumn przedstawiła mężowi brata.

– Muszę przyznać, że bardzo się ucieszyłem, że jest pan jej krewnym – rzekł markiz. – Kiedy zobaczyłem, jak moja ukochana przytula się do obcego mężczyzny i szlocha z radości na jego widok, pomyślałem, że ją straciłem. Myślałem, że to może ktoś, kogo dawniej kochała.

Serdecznie uścisnął podaną dłoń.

– To zupełny przypadek, że przybyłem akurat dzisiaj – powiedział książę.

– Jak mogłeś mi nie powiedzieć, że on tu jest? – zapytała Jasmine swego majordomusa. – O mało nie zemdlałam, kiedy usłyszałam jego głos. Sądziłam, że on nie żyje, a to wszystko tylko sobie wyobraziłam!

– Mamo, nie krzycz na Adalego. To ja chciałem wam zrobić niespodziankę – śmiał się Charlie. – Wydawało mi się, że to świetny żart.

– Żart!? – rozzłościła się matka. – Do nas dotarły jedynie wieści, co się stało w Worcester. Wiedzieliśmy, że było dużo zabitych, a król zaginął. W tych okolicznościach powinieneś raczej sam powiedzieć, że już przyjechałeś i nie bawić się naszym kosztem jak dziecko.

– Nie wiedziałem, że wieści o bitwie dotarły tak daleko, mamo. Przepraszam, że cię przestraszyłem.

– Jak długo możesz zostać? – zapytała.

– Mój przyjaciel, lord Carstairs, został w Paryżu, gdzie udaliśmy się najpierw. Królowa Henryka Maria zamartwia się o syna. Carstairs powiadomi mnie, jeśli król się zjawi. Wtedy będę musiał was opuścić, mamo. Kuzyn Karol potrzebuje pomocy, zwłaszcza teraz. Podejrzewam, że wkrótce zjawi się we Francji. Nie może zostać w Anglii, a Szkocji nienawidzi.

– A gdzie są moje wnuki?

– Z Patrickiem i jego żoną w Glenkirk – odparł Charlie. Widząc wyraz twarzy matki, wykrzyknął: – O Boże! Mamo! Nic nie wiedziałaś?! Sądziłem, że Patrick już do ciebie napisał. Jego żona to córka Brodiego z Killiecairn. W posagu miała zamek Brae i przyległe ziemie. Jej matka pochodzi z rodu Gordon. Patrick chciał przyłączyć te ziemie do Glenkirk. Zajął się pracą i nigdzie nie bywa.

– Czy ona jest enceinte? - zapytała Jasmine.

– Nie, ale chce mieć dzieci. Sama mi to powiedziała. Jest trochę nieokrzesana, ale ją lubię.

– Ciekawe, jak długo twój brat będzie zwlekał z powiadomieniem mnie o swoim małżeństwie – zastanawiała się matka, a potem sobie przypomniała: – Nie jestem już księżną, ale księżną wdową! Nie wiem, czy mogę to wybaczyć Patrickowi, chociaż sama kazałam mu znaleźć żonę.

– Teraz żadne z twoich dzieci nie jest stanu wolnego – powiedziała Autumn. – Spełniłaś już swój obowiązek, mamo.

– I na co mi to było? – odparła oschle, ale wszyscy się roześmiali.

Zebranych gości zaproszono do stołu. Jasmine poprosiła całą służbę zamkową, by dołączyli do uczty weselnej. Rozstawiono dla nich osobne stoły. Ci, którzy podawali do stołu, szybko wykonali swoje obowiązki i potem sami usiedli. Ojciec Bernard pobłogosławił jedzenie. Książę Lundy wzniósł srebrny kielich i zaproponował toast za zdrowie swojej młodszej siostry:

– Za Autumn Rose, ostatnią z nas, urodzoną, kiedy matka sądziła, że już nie da nam rodzeństwa. Wiem, że była błogosławieństwem i wielkim szczęściem dla swoich rodziców. Oby była tym samym dla swego męża. Za Sebastiana, jej męża, który jeszcze nie wie, co uczynił, żeniąc się z tą piękną dziewczyną. Życzę wam długiego życia, dobrobytu, wielu zdrowych dzieci i oby każdy rok, który ze sobą spędzicie zaowocował wspaniałym winem.

Salut! Salut! - wykrzyknęli goście, wznosząc srebrne lub cynowe puchary.

– Och, Charlie, dzięki tobie ten dzień jest dla mnie jeszcze bardziej szczęśliwy – powiedziała do brata Autumn.

Charles Fryderyk Stuart wziął siostrę za rękę i ucałował czule.

– Dzięki Bogu, że mogłem dzielić z tobą i Sebastianem to szczęście. Inni będą mi zazdrościli, kiedy się dowiedzą.

– Zostaniesz z mamą? Nie odjedziesz zbyt szybko?

– zapytała z nadzieją.

Widząc jej spojrzenie skierowane w stronę brata, Sebastian poczuł zazdrość. On ledwie znał swoją starszą siostrę i nie rozumiał, dlaczego ci dwoje są sobie tak bliscy.

– Rodzina jest dla nas wszystkim – odezwała się cicho jego teściowa. – Teraz jesteś częścią naszej rodziny, mon brave. Nauczysz się kochać tak jak my, nauczą się tego też twoje dzieci. – Poklepała wielką, męską dłoń. – Mimo że była moim ostatnim dzieckiem, Sebastianie, i pozostali są od niej znacznie starsi, zawsze tak czy inaczej trzymaliśmy się razem. Autumn była blisko z braćmi i siostrami, ale Charlie był jej ulubieńcem. Jest z rodu Stuartów i odziedziczył ich urok osobisty.

Jakby dla udowodnienia tego, co powiedziała, Charlie zawołał dwóch ludzi matki:

– Red Hugh, Fergus! Przynieście kobzy. Na pewno je ze sobą wzięliście. Cóż to za Szkot bez kobzy?

– dodał w języku kraju swego pochodzenia. Przeprosił wszystkich i zniknął w holu. Wrócił odziany w kilt i niósł dwa miecze. Położył je na podłodze i skinął do Red Hugha i Fergusa. Zaczęli grać, a Charles Fryderyk Stuart rozpoczął taniec. Poruszał się z gracją pomiędzy skrzyżowanymi mieczami, czyniąc zadość tradycji i uszczęśliwiając tym samym siostrę.

Francuzi zebrani przy stołach podziwiali wysokiego, eleganckiego mężczyznę w czerwonym kilcie, z ciemnymi, kręconymi włosami i piwnymi oczami, tańczącego przed nimi. Nie znali tego tańca, ale rozumieli jego żywiołowość. Autumn położyła głowę na ramieniu męża i cicho zaszlochała. To wszystko jest takie piękne, pomyślała. Jak to cudownie, że Charlie jest tu z nami. Szkoda tylko, że nie ma innych.

Sebastian ucałował kasztanowe włosy.

– To cudowne – szepnął. – Doskonałe zakończenie naszej uczty weselnej. Niestety, chérie, niedługo będziemy musieli wyjechać do Chermont, żeby być w domu przed zmierzchem. Nie jest łatwo podróżować drogą wzdłuż rzeki, kiedy zaczyna się szarówka.

Przez ostatnie kilka dni rzeczy Autumn były przewożone z domu matki do domu męża. Niewielki powóz z bagażami zawierającymi resztki jej własności w asyście Lily i młodego służącego Marca miał jechać za parą młodą. Marc nie miał dołączyć do świty markiza, lecz zostać osobistym lokajem Autumn. Adali uważał, że panienka powinna mieć swojego służącego, który będzie lojalny tylko wobec niej. Wyjaśnił to dokładnie Marcowi, nim zaproponował mu tę posadę.

– Służ dobrze młodej markizie i pamiętaj, że ona jest dla ciebie najważniejsza. Nigdy nie będziesz żałował swojej wobec niej lojalności. Dwie pokojowe księżnej i ja służyliśmy jej od dziecka i nawet wytrzymaliśmy trwającą pół roku podróż do miejsca oddalonego od naszego kraju, by tylko pozostać przy niej. Red Hugh i Fergus przyjechali z nią ze Szkocji. Ta rodzina bardzo sobie ceni lojalność, Marc. Wszyscy zostaliśmy dobrze wynagrodzeni za wierność. Gdyby, Boże broń, zmarła jutro, niczego nie brakowałoby żadnemu z nas. Zapamiętaj sobie dobrze, że nikt, nawet markiz, nie może cię odwieść od obowiązku służenia twojej pani. Potrafisz być wobec niej tak lojalny?

– Potrafię, monsieur - odparł młody człowiek. – Ta praca jest dla mnie prawdziwym błogosławieństwem, bo na pewno pan wie, że darzę uczuciem Lily. Mam nadzieję pewnego dnia ją poślubić, jeśli pani markiza udzieli nam błogosławieństwa.

– Lojalność zasługuje na nagrodę – odparł znacząco Adali. – Jestem pewien, że kiedy się tam zadomowicie i udowodnisz swoje oddanie markizie, z radością się zgodzi. Ta zgoda będzie ci potrzebna, bo bez niej Lily za ciebie nie wyjdzie. Jest daleką kuzynką waszej pani ze strony swoich wujów, Szkotów służących mojej pani. Wychowali ją Fergus i jego żona Toramalli.

– Nigdy nie zdradzę mojej pani, skoro już poprzysiągłem sobie, że będę jej wierny – odparł szczerze Marc.

– Więc zgoda – rzekł Adali, usatysfakcjonowany odpowiedzią. Potem wziął na rozmowę Lily i ku wielkiej radości dziewczyny, wyjaśnił jej wszystko. Doradził jej zadbać o to, by żadna inna panna nie wpadła w oko Marcowi.

– Jestem pewien, moje dziecko, że będziesz wiedziała, jak go przy sobie zatrzymać – rzekł. – Pamiętaj, że pojawi się tam jeszcze jedna pokojowa, która będzie służyć twojej pani w Chermont. Ma na imię Orange, jest młoda, ładna i zuchwała. Nie wiem jeszcze czy jest ambitna, ale ostrzegam cię, że jeśli jest, będzie chciała wszystkiego, co należy teraz do ciebie, łącznie z twoim chłopcem. Jej ciotka jest gospodynią.

– Umiem bronić siebie i tego, co moje – odparła stanowczo Lily. – Jestem dla nich obca, więc będą mnie obserwowali i szukali we mnie wad. Jednak ja postaram się być miła i o wszystko będę pytać. Okażę wszystkim szacunek, ale nie dam się zastraszyć. Polubią mnie, ale wkrótce zrozumieją, że nie uda im się mnie zastąpić. Marc jest dobrym człowiekiem, nie muszę się o niego martwić, bo naprawdę mnie kocha.

Teraz starszy pan patrzył, jak Autumn przygotowuje się do opuszczenia domu matki. Modlił się w myślach, by jego osąd okazał się właściwy i żeby Lily i Marc wiernie służyli swojej pani. Przyniósł błękitną pelerynę z aksamitu na podbiciu z gronostajów i narzucił na ramiona Autumn. Stał przed nią i ostrożnie zapinał srebrne haftki, a potem nałożył kaptur na jej głowę. Żadne z nich nie musiało nic mówić. Autumn uścisnęła go w milczeniu, a on odpowiedział uśmiechem i skinieniem głowy.

– Przyjedźcie nas odwiedzić – powiedział markiz do nowych członków rodziny.

Autumn uścisnęła matkę i brata. Potem mąż pomógł jej wsiąść do powozu.

– Wolałabym jechać konno – mruknęła, rozsiadając się wygodnie. – Nie lubię powozów, są jak klatki.

Usiadł obok niej i zamknął drzwi, a powóz ruszył. Gdy zaczęli podskakiwać na wybojach, mężczyzna odezwał się:

– Gdybyśmy jechali konno, chérie, nie bylibyśmy teraz sami i nie mógłbym się z tobą kochać.

– Chcesz się kochać w powozie? – odpowiedziała z wyraźnym zaskoczeniem. – Nie można się kochać w powozie!

– Jeśli można to robić leżąc przed kominkiem, to dlaczego nie w powozie? – rzekł i wsunął dłoń pod pelerynę, by dotknąć jej piersi. – Później, kiedy będziesz bardziej doświadczona, ma petite, udowodnię ci, że kobieta i mężczyzna mogą to robić właściwie wszędzie. Teraz jednak poprzestaniemy na pocałunkach i przytulaniu.

– Ale kiedy znajdziemy się w domu, idziemy od razu do łóżka?

– W twojej sypialni będzie czekała kolacja, madame la marquise. Będzie wino i ogień w kominku, a ja będę cię pieścił całą noc. – Delikatnie ucałował jej usta. – Będziemy się kochali, a ja powoli nauczę cię wszystkiego, co powinnaś wiedzieć o namiętności. Będziemy jedli, gdy nam przyjdzie ochota. Czy zdajesz sobie sprawę z tego, jak bardzo cię pragnę? Jak bardzo cię potrzebuję?

Wtuliła się w niego, a dłonią sięgnęła do wybrzuszenia w jego spodniach.

Oui, Sebastianie. Wiem – mruknęła tuż przy jego ustach i łagodnie dotykała jego męskości.

– Jesteś najbardziej bezwstydną dziewicą, jaką znam – powiedział z westchnieniem.

– Czy to cię razi?

– Nie, ma chérie – odparł szczerze.

– Więc, mon coeur, będziemy się zajmować sobą nawzajem całą drogę do domu – rzekła, przytulając się mocniej.

– Zaraz cię rozbiorę – jęknął przez zaciśnięte zęby.

– Masz doświadczenie w rozbieraniu kobiet? – zapytała z błyskiem w oku. – Nie możesz rozedrzeć na mnie odzienia, to suknia ślubna, Sebastianie.

– Rozedrę tylko to, co pod spodem – obiecał. – Nie masz chyba na sobie calecons?

– Nie – mruknęła, całując jego ucho. – Sprawiają zbyt wiele kłopotu, nieprawdaż?

Uniósł jej spódnicę i wsunął dłoń pod halki, by się przekonać, że mówiła prawdę. Palcami pogładził uda nad podwiązkami podtrzymującymi pończochy. Skórę miała równie gładką jak jedwabne pończoszki.

Madame, obawiam się, że jesteś bardzo kuszącym kąskiem.

– Pan również – gruchała. – Może powinniśmy przerwać tę ucztę zmysłów i popatrzeć na rzekę?

– Jak sobie pani życzy, madame la marquise - zgodził się, wysuwając dłoń spod halek i zsuwając spódnicę na miejsce.

Madame la marquise wcale sobie tego nie życzy, ale jest już tak żądna spełnienia swoich namiętności, że jeśli się nie powstrzymasz, wybuchnę nim dojedziemy do domu – odparła szczerze.

– Pewnego dnia w tym właśnie powozie usiądziesz na mnie i będziemy razem kołysali się w jego rytmie.

Wokół zrobiło się cicho, a słońce zaczęło zachodzić, gdy zbliżali się do Chermont.

ROZDZIAŁ 11

Wszystko było tak, jak obiecał. Lafite przywitał ich na progu.

– Witamy w domu, madame la marquise. - Zaraz zajmiemy się Lily i Markiem – rzekł i skłonił się.

Merci - powiedziała łagodnie Autumn.

Dłoń trzymała na przedramieniu męża, gdy łagodnie, ale stanowczo prowadził ją na górę do jej sypialni.

Gdy weszli do środka, markiz odezwał się do dziewczyny, która podeszła, by pomóc markizie zdjąć pelerynę:

– Możesz już odejść, Orange. Idź i przywitaj się z Lily. Ona poinformuje cię o twoich porannych obowiązkach.

Dziewczyna patrzyła na niego wielkimi, wystraszonymi, ciemnymi oczyma. Skłoniła się i wyszła z salonu, ściskając zdjętą z pani pelerynę.

– Cofnij się, niech ci się przyjrzę – odezwał się markiz do swojej żony. – Och, chérie, jesteś taka piękna. Chyba ci jeszcze dziś tego nie mówiłem. Suknia uszyta przez pana Reynauda jest doskonała.

Autumn poczuła, że jej gorąco.

– Pamiętaj, obiecałeś jej nie podrzeć.

– Nie podrę. Jesteś głodna? Kolację podano na stoliku, jak obiecałem.

– Nie mam apetytu… na jedzenie – odparła odważnie.

– Odwróć się – rozkazał, a kiedy to uczyniła, zaczął rozpinać jej suknię. – Rękawy są przyszyte, czy można je zdjąć osobno? – zapytał.

– Przyszyte – odparła i gdy poczuła, że góra sukni jest już luźna, zsunęła ją i odłożyła na krzesło.

Zostały tylko halki. Markiz przyjrzał im się uważnie i zaczął je po kolei rozwiązywać, póki wszystkie nie opadły na podłogę. Nagle jednym ruchem rozerwał jedwabny gorset, zsunął go z niej i odrzucił na podłogę.

– Obiecałem tylko, że nie porwę sukni, ma petite - wyjaśnił, kładąc dłonie na wąskiej talii żony i uniósł ją do góry, wyjmując z kłębowiska leżących na podłodze halek. Cofnął się o krok i zamarł, bo okazała się najpiękniejszą dziewczyną, jaką kiedykolwiek widział.

Odziana była jedynie w kremowe jedwabne pończoszki wyszywane w maleńkie złote motylki i podtrzymywane przez podwiązki ze złotego jedwabiu. Na stopach wciąż miała wąskie, kremowe buciki z obcasami zdobionymi maleńkimi brylancikami. Miała cudownie małe, pełne piersi, które z wiekiem dojrzeją i staną się doskonałe. Biodra zaokrąglały się wspaniale, a nogi były szczupłe i zgrabne. Brzuch był płaski, a pod nim wyrastał las gęstych, ciemnych włosów, które przykuły jego uwagę.

Czy nie powinnam się wstydzić? – zastanawiała się Autumn, kiedy oglądał ją nagą z wyraźnym podziwem. Ale nie wstydziła się wcale. Odwróciła się, postawiła nogę na kanapie, po czym stanęła w odważnej pozie i spojrzała na niego ponad własnym ramieniem.

– Jesteś zadowolony?

Nie mógł się powstrzymać już ani chwili. Sięgnął dłońmi do bezwstydnie wypiętych pośladków.

Oui, madame la marquise, jestem zadowolony – odparł.

– Więc teraz na ciebie pora, monseigneur.

Ostrożnie zaczęła wysuwać guziki z dziurek i czyniła to z zastanawiającą wprawą. Jego surdut szybko znalazł się na krześle. Teraz przesunęła dłonie na aksamitne spodnie, a on zdjął pośpiesznie buty, by jej pomóc. Zsunęła spodnie i ku swojemu zdziwieniu ujrzała krótkie, jedwabne spodenki. Zdjęła je, a on wyszedł z leżących na podłodze ubrań.

– Świetnie sobie z tym radzisz – odezwał się.

– Robię to po raz pierwszy – zapewniła go i zaczęła rozpinać koszulę.

Kiedy skończyła, wsunęła dłonie pod materiał i pogładziła ciepłe ciało. Potem zsunęła koszulę z jego ramion, a ta opadła na podłogę. Teraz Autumn cofnęła się o krok, by przyjrzeć się jemu.

Sebastian również był piękny. Uśmiechnęła się pod nosem, bo nie sądziła, że kiedykolwiek przyjdzie jej do głowy pomyśleć tak o mężczyźnie. Nie istniało jednak inne słowo na określenie tego, co zobaczyła. Miał długie nogi i ręce, owłosione, choć na szerokiej klatce piersiowej nie zauważyła ani jednego włosa. Talię miał wąską, biodra również. Nie mogąc się powstrzymać, dziewczyna sięgnęła do jego męskości. Ta jego część, jak wszystko inne również była długa. Spojrzała na stopy, oczywiście, szczupłe i długie. A więc to prawda! Jej bracia żartowali czasem, że wielkość stopy mężczyzny może jej wskazać wielkość jego lance d'amour. Spojrzała na niego i dostrzegła w jego oczach rozbawienie.

– Cóż cię tak bawi?

– Wiem, co sobie myślisz, chérie. Daję słowo, że stopy nie mają nic do tego. To tylko plotki starych bab. – Odwrócił się i dodał: – Nie widziałaś mnie jeszcze z tej strony. Swego czasu podziwiano moje pośladki.

– I słusznie – przytaknęła. Roześmiał się.

– Usiądź, madame la marquise. Zdejmę ci teraz pończochy. Na widok twego ciała nabrałem nagle ochoty, by położyć się szybko do łóżka i pieścić te cudowne piersi, posiąść twoje dziewictwo i nauczyć cię, czym jest namiętność.

Autumn poczuła w głębi swego ciała dreszcz. Nogi nagle się pod nią ugięły i usiadła nie całkiem z gracją na małym krześle wyściełanym granatowym atłasem. Nogi trzymała grzecznie razem.

Jej mąż ukląkł przed nią i przesunął dłońmi po jej nogach. Ostrożnie zdjął buty i odłożył pod krzesło. Odpiął pierwszą podwiązkę i powoli zsunął pończoszkę z nogi. Całował czule odsłaniane partie ciała. Objął dłońmi stopę i gładził przez chwilę, a potem pocałował. Drugą pończochę zdjął w ten sam sposób, gładząc i całując jej nogi. Gdy ucałował drugą stopę, zajął się kolanami, pocałował je i delikatnym gestem rozsunął na boki.

Autumn o mało nie zemdlała z napięcia. Nie mogła już powstrzymać widocznego drżenia, które opanowało jej ciało.

– Nie bój się, Autumn – odezwał się. – Chcę zobaczyć twój skarb. – Delikatnie rozsunął palcami wargi. Przyglądał się uważnie i na jego twarzy pojawił się przez chwilę wyraz bólu. W końcu wykrztusił: – Mon Dieu, ma chérie, ależ to doskonały widok.

Pochylił się i ucałował to miejsce.

Tego było już za wiele. Autumn pochyliła się do przodu, ale on złapał ją i trzymał mocno, szepcząc słowa ukojenia:

– Już dobrze, moja mała niewinności, już dobrze. Nie wiedziałaś, że pieścić można każdą część ciała kobiety? – Ucałował jej czoło. – Nie mogłem się oprzeć, chérie. Czy mama nie wyjaśniała ci, co się dzieje pomiędzy mężczyzną, a kobietą?

– M… mama wyjaśniała – udało jej się wykrztusić. Potem, gdy znów poczuła dreszcz wypełniający jej ciało, dodała: – Więcej powiedziała mi żona Charliego, ale między tym, co ktoś mówi a robi, jest zawsze różnica. Zrób tak jeszcze raz! To takie podniecające!

Zaśmiał się cicho.

– Może być jeszcze lepiej – kusił. – Mam to zrobić, ma petite épouse?

Oui!

– Więc rób, co każę, Autumn – rzekł i oparł ją plecami o krzesło. – Połóż nogi na moich ramionach. O tak, chérie, tak dobrze. Teraz ofiaruję ci rozkosz.

Zafascynowana patrzyła, jak jego ciemna czupryna wsuwa się pomiędzy jej nogi. Poczuła jak znów odsłania ją palcami i nagle zdała sobie sprawę z tego, że język dotyka jej ciała! Czuła, jak przesuwa się po niej, jak ją drażni i pieści, aż miała wrażenie, że rozpłynie się pod wpływem żaru tworzącego się wewnątrz jej ciała. Kiedy językiem dotknął button d'amour i zaczął przesuwać się po nim w tę i z powrotem, westchnęła zaskoczona, czując gwałtowne napięcie w całym ciele. Nie próbowała nawet powstrzymać jęku. Sama słyszała, jakby ten dźwięk dobiegał z oddali. Teraz było jeszcze lepiej niż wtedy, gdy dotykał jej tam palcami. Rozkosz wzbierała coraz silniej, aż wybuchnęła z siłą, która wstrząsnęła całym jej ciałem i wypełniła cudownym uniesieniem.

Gdy poczuł, że się rozluźniła, jęknął z pożądania. W nozdrzach miał słodko – gorzki zapach jej rozkoszy, w ustach jej intrygujący smak. Podłożył dłoń pod jej pośladki i zsunął ją na podłogę. Jego wielkie ciało zakryło ją całkowicie.

– Nie mogę już czekać – dyszał jej w ucho.

– Nie czekaj! – szepnęła i otworzyła się przed nim szeroko, czując na sobie ciężar jego ciała, gdy z łatwością wsunął się w dobrze przygotowane wnętrze. Jęknęła, czując nagły, ostry ból podczas utraty dziewictwa. Łzy popłynęły jej po policzkach. Scałował je i szeptał przeprosiny i zapewnienia o swojej miłości. Objęła go mocno, ułatwiając dalsze wsunięcie się do środka i poddała się odprężeniu, które powoli ją ogarniało.

Wsuwał się, czując, jaka jest wąska. Napawał się jej niewinnością. Przyjęła go z radością i objęła wewnątrz mocno. Miękkie, małe piersi ugięły się pod jego ciężarem, jedwabiście gładkie uda objęły go mocno i ściskały, jakby był jej rumakiem. Powoli zaczął poruszać się w rytmie spokojnego stępa. Wsuwał się i wysuwał po raz kolejny, póki nie poczuł, że w jej wnętrzu rośnie napięcie. Gdy sądził, że już dłużej nie wytrzyma, ona krzyknęła, a wtedy wypuścił do jej wnętrza swoje miłosne soki.

– Cudownie! Cudownie! – krzyczała Autumn, poruszając głową na boki. – Och, nie wytrzymam! Mon Dieu! Mon Dieu!

Jej ciałem wstrząsały dreszcze, a po chwili się rozluźniło. Położył się na plecach i przez chwilę leżał, dysząc ciężko. Gdy oddech się wyrównał, z trudem wstał i podniósł żonę. Weszli z saloniku do sypialni, gdzie położył ją na łóżku. Gdy ją uniósł, dostrzegł krew na dywanie, na którym leżeli. Na wewnętrznej części ud miała purpurowe plamy. Zerknął w dół i zobaczył na swej męskości ślady jej dziewictwa.

– Je t'aime - szepnęła i natychmiast zasnęła.

– Je t'aime aussi, ma chérie - powiedział cicho i zamknął oczy, ale nie od razu udało mu się zasnąć. Myślami wrócił do swojej nocy poślubnej z Elizą. Wydawała się taka uległa i nieśmiała. Prawie tydzień zajęło mu pokonanie jej oporów. Płakała i broniła się, szlochała, twierdząc, że się boi. Miał wtedy ledwie siedemnaście lat. Ojciec zawsze powtarzał mu, że dżentelmen nie powinien zmuszać kobiety do niczego. Zgodził się więc czekać, a kiedy w końcu ją posiadł, okazała się wielkim rozczarowaniem. Przypomniał sobie, że nie znalazł po ich pierwszej nocy żadnych śladów krwi, ale wtedy jeszcze nie wiedział, że dziewica powinna krwawić.

Później Eliza nigdy nie miała dość i nigdy nie wydawała się usatysfakcjonowana. Po pewnym czasie zauważył, że niektórzy mężczyźni, zwłaszcza równi mu statusem zaczynają patrzeć na niego ze współczuciem. Pewnego dnia najlepsza przyjaciółka jego zmarłej matki, madame St. Omer powiedziała mu, jakie krążą plotki. Przeprowadził małe dochodzenie i plotki okazały się prawdą. Był zły na starszą panią, a gdy Eliza zorientowała się, że jest w ciąży, próbowała pozbyć się dziecka. Teraz zrozumiał, że wiele zawdzięczał madame St. Omer, bo to ona doprowadziła do poznania go z Autumn. Sebastian d'O1eron wierzył w przeznaczenie. To właśnie Autumn Leslie była mu przeznaczona. Odwrócił głowę i patrzył, jak dziewczyna śpi. Wiedział, że nigdy już nie pokocha nikogo tak, jak pokochał ją.

Kiedy kilka godzin później się obudził, Autumn siedziała na nim, tyłem do niego i myła jego członek.

Madame - mruknął zaspany. – Co wyprawiasz?

– Myję go – odparła, nie odwracając się nawet. – Nauczono mnie, że trzeba się umyć po akcie miłosnym, bo wtedy następny jest znacznie przyjemniejszy. Tak powiedziała mi mama.

– Więc jesteś gotowa na następny, madame la marquise?

Odwróciła się w jego stronę, odrzuciła ściereczkę służącą jej do mycia do miski.

– A ty nie, monseigneur?

Pochyliła się, ocierając się piersiami o jego tors, a potem się wyprostowała. W jej oczach lśniło dziwne światło. Wyciągnął przed siebie ręce i zaczął pieścić okrągłe, małe piersi. – Zmrużył srebrnoszare oczy i powiedział:

– Więc jeden raz ci nie wystarczy?

– Moi bracia są wspaniałymi kochankami, a przynajmniej tak twierdzą ich żony. Mama powiedziała mi, że dwa razy jednej nocy sprzyja zdrowiu, Sebastianie – odparła zupełnie poważnie.

Na początku nie był pewien, czy z niego nie żartuje i zaczął ostrożnie:

– Dwa razy to mila perspektywa i muszę przyznać, że po kilku godzinach odpoczynku rozważam możliwość zrobienia tego po raz drugi.

– Tylko rozważasz, monseigneur? - powiedziała, poruszając prowokująco biodrami, podczas gdy jego kciuki drażniły jej sutki.

Jednym ruchem położył ją na łóżku i oparł o nią twarde, męskie ciało.

Madame, pragnę przybić cię do łóżka swoją szpadą i wejść w ciebie dość głęboko, by się całkiem zagubić.

Odnalazł jej usta i pocałował głęboko. Zakrył ustami jej usta i domagał się całkowitego oddania.

Kręciło jej się w głowie, ale oddała pocałunek z równą gwałtownością uczuć. Koniec języka przesunęła kuszącym gestem po jego ustach.

– Chciałam, byś mnie posiadł już w chwili, gdy cię pierwszy raz zobaczyłam – przyznała odważnie. – Już wtedy, w lesie bardzo mnie intrygowałeś. Mimo niewinności, myślałam o tobie w bardzo nieprzyzwoity sposób. Starałam się to ukryć, ale mama chyba już coś podejrzewała. Moi bracia ostrzegli mnie, że powinnam wyjść za mąż tylko z miłości, ale czy pożądanie to prawdziwa miłość, Sebastianie?

– Tylko jej część, chérie. Czy wiesz, jaki byłem zazdrosny o twoich pozostałych zalotników? – Znów zaczął całować ją powoli, ustami wędrował po skórze jej szyi i ramion. – Sama myśl, że któryś z tych fanfaronów mógłby cię choćby dotknąć, doprowadzała mnie do szału! – Zatopił zęby w jej ramieniu, a potem polizał miejsce ugryzienia. – Autumn, jeśli kiedykolwiek choćby spojrzysz na innego mężczyznę, zabiję cię!

– Nie jestem taka jak ona – powiedziała panna młoda, nie wymieniając nawet imienia Elizy. – Pragnę tylko ciebie, mon coeur. Tylko ciebie!

Wyskoczył nagle z łóżka.

– Potrzebne nam wino. Musimy wznieść toast za naszą miłość, chérie! - zakrzyknął i pobiegł do sąsiadującego z sypialnią saloniku Autumn. Wrócił szybko i przyniósł karafkę oraz dwa srebrne kielichy z wygrawerowanymi liśćmi winorośli i kiściami winogron. Napełnił kielichy winem i podał jej jeden, mówiąc: – Za nas! Za Sebastiana i Autumn d'O1eron i za ich miłość, która będzie trwała na wieki!

Wypili, by przypieczętować toast.

– Mmm, pyszne! – zawołała Autumn, przełykając białe wino.

– Jest jeszcze lepsze, gdy się je pije w ten sposób – rzekł i wylał odrobinę na jej piersi, po czym zlizał powoli płyn. – Meiyeilleux!

– Ja też tak chcę! – rzuciła ze śmiechem, a kiedy położył się na plecach wylała wino na jego tors i zaczęła zlizywać. – Och, naprawdę lepiej smakuje! – mruknęła, zlizując niewielki strumyk wina płynący w dół.

Spijała przez chwilę płyn, a potem oblizała usta. Po chwili zauważyła kątem oka ruch. To jego męskość wyprężyła się tuż obok niej. Wcześniej nie miała okazji zobaczyć go w całej krasie, ale teraz stał przed nią wysoki i piękny. Zafascynowana, dotknęła go. Był twardy jak marmur. Palcami odsłoniła napletek i podziwiała purpurową głowę jednookiej bestii. Nie mogła wykrztusić słowa.

Markiz pchnął ją na poduszki. Całował jej usta, pieścił piersi, zlizał resztkę wina, której wcześniej nie zauważył, a potem zaczął drażnić językiem sutki. Natychmiast stwardniały. Ostrożnie rozchylił jej kolana i wszedł w nią po raz drugi.

Madame la marquise, jesteś moja i tylko moja – usłyszała głęboki, chrapliwy głos przy uchu. – Moja. – Wszedł w nią głęboko. – Moja!

– I ty jesteś mój, mon coeur - odezwała się do męża i oddała się rozkoszy ogarniającej ciała obojga.


*

W ciągu następnego miesiąca było wyraźnie widać, że markiz i markiza d'Auriville doskonale do siebie pasują. Charlie Stuart powiedział o tym matce, zadowolony, że siostra znalazła prawdziwą miłość i szczęście. Angielski król zbiegł w końcu przed ludźmi Cromwella i przybył do Francji. Z ust do ust przekazywano wieści o jego przygodach, o tym, jak schował się wewnątrz starego dębu i szukający go okrągłogłowi nie zdołali go znaleźć oraz o tym, jak jechał z tylu powozu przebrany za służącego. Najbardziej jednak wszyscy cieszyli się z tego, że jest bezpieczny i z ulgą przekazywali sobie, że udał się do matki będącej na wygnaniu.

Wszystko to Charlie Stuart przeczytał w liście od swego przyjaciela, lorda Carstairs. Wiedział, że wcześniej czy później będzie musiał dołączyć do króla i wesprzeć go mieczem i pełną sakiewką. Król przybył do Rouen bez grosza przy duszy. Na początku wzięto go za żebraka. Nawet jego dawny nauczyciel, doktor Earle, go nie rozpoznał, taki był wychudzony i mizerny. Podczas ucieczki z Worcester i przez następne sześć tygodni podróży niewiele jadł i był bardzo przygnębiony tym, co się wydarzyło. Mimo to nie poddawał się. Lord Carstairs napisał w liście do Charliego, że król udaje wesołość, ale sytuacja jest na tyle poważna, że z wielkim trudem przychodzi mu oddalenie myśli o porażce.

Nic nie było wiadomo o tych, którzy pomagali mu przez te sześć tygodni ucieczki z kraju. Większość z nich wciąż była w Anglii. Król Karol bardzo żałował, że musiał narażać ich życie. Jego przyjaciel, hrabia Derby, który towarzyszył mu w ucieczce z Worcester, był ostatnio widziany w Whiteladies, gdzie się ukrywali. Potem został schwytany i ścięty. Teraz król musiał zdać się na laskę matki, która z kolei była wspierana finansowo przez arcybiskupa Gondiego. Sytuacja była trudna. Urodzona we Francji królowa angielska była tak biedna, że za każdym razem, kiedy jej syn jadał u niej w domu, obliczała i spisywała, ile jest jej winien. Nim rząd francuski postanowił wesprzeć kuzyna swojego króla, Karol był winien matce tyle, iż znów był biedniejszy od niej.

– Przynajmniej mamy majątek – przypomniał matce książę Lundy.

– Tylko dlatego, że byliśmy na tyle sprytni, by robić interesy z Kirami i nie odwrócić się od niego tylko dlatego, że wyznaje inną wiarę – odparła ostro Jasmine. – Twoi królewscy krewni nigdy nie wzięli pod uwagę, że mogliby zostać zmuszeni do ucieczki z Anglii. Dlaczego król Karol I nie zapewnił odpowiedniego zabezpieczenia finansowego dla swojej żony i dzieci, kiedy uciekli z kraju? Królowa wyjechała już kilka lat temu. Ludwik nie był wtedy przy sterze władzy, a i teraz z trudem go opanowuje. Oczywiście kiedyś będzie sprawował władzę nad wszystkim w kraju, ale do tego czasu trzeba coś postanowić. Co ma teraz zrobić nasz król? Jak odzyska tron i królestwo? Wszystko zostawił Cromwellowi i okrągłogłowym.

– Ludzie go kochają, mamo – odparł książę.

– Może i tak, ale on ich nie rozumie, bo inaczej nie przybyłby z północy na czele armii odzianej w kilty i dmącej w kobzy. Mam tylko nadzieję, że nareszcie zmądrzał – zakończyła oschłym tonem.

Jej syn roześmiał się i skinął głową.

– Owszem, kiedy wróci do kraju, podąży najpierw do Anglii. Nie pojedzie już więcej do Szkocji. To był wielki błąd, mamo. Bigoci są tacy sami na całym świecie. Za każdym razem, kiedy siły królewskie napotykały opór ze strony protestantów, winili króla o to, że nie uznaje ich wiary. We wszystkim widzieli pomstę Boga za to, że król nie wyznaje tej samej wiary co oni. Głównie szczuł na niego szkocki parlament. Mój kuzyn próbował wypracować jakiś rodzaj kompromisu, ale nic z tego. Nie dziwię się, że Patrick odmówił wzięcia w tym wszystkim udziału – westchnął książę. – Bardzo brak mu ojca.

– Mnie też – przypomniała mu Jasmine.

– Wybacz, mamo – rzekł szybko książę i ująwszy jej dłonie, ucałował je.

Cofnęła dłonie i pogładziła go po policzku.

– Och, Charlie, wiem, że nie chciałeś zrobić mi przykrości. Wciąż jestem zła na twego ojca za to, że dał się zabić. Nie miał prawa ruszać do Dunbar. Nigdy nie zrozumiem tego poczucia obowiązku i honoru, które sprawiają, że człowiek zasłaniając się nimi, robi się głupstwa. Nie sądził pewnie, że zostanie zabity. – Znów dotknęła jego policzka. – Ty nie daj się zabić – ostrzegała. – Tego konfliktu nie da się szybko rozwiązać. Poślę po twoje dzieci. Nie powinny się wychowywać w dzikim Glenkirk u twego brata i jego nieokrzesanej żony. Jeśli je tam zostawimy, nie będą wychowane odpowiednio, by kiedyś wejść do towarzystwa. Poza tym we Francji będą bezpieczniejsze. Macki Cromwella sięgają wszędzie. Jeśli kiedyś się dowie, gdzie ukryłeś dzieci, porwie je, by użyć ich przeciwko tobie. Rodzice Bess przyjęli moje wykręty, kiedy twój teść przyjechał zabrać dzieci, ale mnie już nie ma w Anglii. Hrabia może teraz udać się do swoich purytańskich przyjaciół, by domagać się tego, co, jak uważa, słusznie mu się należy. Był już u Henry'ego i nie znalazł wnuków, więc teraz może udać się do Patricka. Sądzę, że im szybciej zabierzemy dzieci do Francji, tym lepiej.

– Musimy poczekać do wiosny – powiedział Charlie. – Teraz jest już za późno na tak daleką podróż. Zresztą teraz ojciec Bess nie ma już wpływowych znajomych i minie sporo czasu, nim przypomni sobie o moim bracie, księciu Glenkirk. No i nie należy zapominać o pogodzie w Szkocji.

– Nigdy nie zapomnę szkockiej aury – odezwała się Jasmine.

– Jest już późna jesień i niedługo w Glenkirk zapanuje zima. Wiesz sama, że gdy zaczną się deszcze, a potem spadną śniegi, nie sposób dotrzeć do Glenkirk.

– Mam nadzieję, że zima będzie mroźna. Gdy tylko nadejdzie wiosna, chcę mieć u siebie swoje wnuki.

– Chyba po ślubie Autumn zaczęłaś się nudzić – zażartował. – Chciałabyś zacząć wychowywać kolejne dzieci.

– Lepiej pojedźmy zobaczyć się z Autumn przed twoim wyjazdem – stwierdziła Jasmine.

– Nie wyjadę przed świętem Trzech Króli – obiecał. – Wysłałem królowi sakiewkę na pocieszenie i obiecałem przyjechać w styczniu. Do tego czasu zostanę z tobą. – Pocałował ją w policzek. – To chyba jedyna chwila w moim życiu, kiedy mam trochę czasu dla siebie.

– Coś takiego spodziewałabym się właśnie usłyszeć od Henryka Stuarta – rzekła z uśmiechem i poklepała go przyjaźnie po ramieniu.

– Kochałaś go.

– Wszystkich ich kochałam – rzekła ze śmiechem, a po chwili posmutniała. – Ale wszystkich ich mi zabrano z wyjątkiem Jemmiego. Żyliśmy razem długo. Mam nadzieję, że pewnego dnia mu wybaczę, że mnie zostawił, kiedy błagałam, by nie odjeżdżał. Autumn bardzo go potrzebowała.

– Dobrze sobie poradziłaś z Autumn – przypomniał jej Charlie. – Zakochała się do szaleństwa w swoim mężu i kocha go chyba jeszcze bardziej od chwili, gdy odkryła uroki małżeńskiego pożycia – zaśmiał się.

– To słowa nie na miejscu – ofuknęła go matka.

– Od kiedy to uważasz namiętność za coś “nie na miejscu" – zapytał z uśmiechem.

– Co jest nie na miejscu? – zapytała Autumn, wchodząc do salonu w domu matki. – Bonjour, mamo. Witaj, Charlie. Przyjechałam w odwiedziny na dwa dni.

– A gdzie jest Sebastian? – zapytała matka.

– Och – machnęła ręką. – To coś bardzo tajemniczego. Wczoraj odwiedził nas pewien dżentelmen o nazwisku d'Albert. Dziś rano Sebastian musiał gdzieś z nim wyjechać. Powiedział, że mogę cię w tym czasie odwiedzić. To chyba ma coś wspólnego z nowym gatunkiem winorośli, który chcą roz… nie pamiętam dokładnie, jakiego użył słowa, ale wiesz, mamo, jak on bardzo dba o sprawy winnicy. Lily wietrzy moją sypialnię. Mogę zostać, mamo?

– Oczywiście, ma petite. Nie wiesz, gdzie pojechał Sebastian? Może do Tours?

– Naprawdę nie wiem – odparła. – Dlaczego akurat do Tours?

– Pamiętasz przecież, że tam mieszkają jego córka i była metresa – przypomniała jej matka.

Autumn zaśmiała się.

– Wierz mi, mamo, mój mąż nie będzie szukał innej kobiety. Jestem w końcu twoją córką. Nie, to na pewno ma coś wspólnego z winoroślą. Monsieur d'Albert wyglądał mi na osobistego służącego wysłanego do nas przez swojego pana.

– A ja już się ucieszyłem, że nareszcie mam mamę tylko dla siebie – zażartował Charlie.

– Niestety, będziesz musiał się nią ze mną podzielić, braciszku – odparła. – Przynajmniej jeszcze przez dwa dni. Zostaniesz na święta? Musicie z mamą przyjechać do Chermont!

Gdy po kilku dniach Autumn wróciła do domu późnym popołudniem, zastała swego męża, pana d'Alberta i innego dystyngowanego dżentelmena, którego Sebastian przedstawił jej jako pana Roberta Clary, dawno niewidzianego kuzyna, który wiele lat spędził w podróży na wschodzie. Przyznał, iż sądził, że jego kuzyn nie żyje.

– Witamy w Chermont, monsieur Clary – odezwała się Autumn.

Merci, mademoiselle la marquise - ozwał się uprzejmie z lekko słyszalnym akcentem.

– Kim on naprawdę jest? – zapytała męża, kiedy leżeli razem w łóżku tej nocy.

Pieścił jej pełną pierś i całował usta.

– O kim mówisz, ma chérie? Autumn odsunęła się od niego.

– Nie jestem głupia, Sebastianie – powiedziała. – Pan Clary jest twoim kuzynem w takim samym stopniu co ja. Poza tym rozmawiał przy stole na tematy bieżące w polityce. Gdyby naprawdę nie było go długo w kraju, nic by o tym nie wiedział. Kim on jest naprawdę?

– Autumn, w tej sprawie będziesz musiała mi po prostu zaufać, ma petite - powiedział i usiłował ją znów pieścić.

Odsunęła go ze złością.

– Naprawdę sądzisz, że jestem niemądra i nie możesz ze mną o tym rozmawiać? Jestem twoją żoną, a nie tylko ładną zabawką. Moi rodzice ufali sobie we wszystkim, co dotyczyło ich wspólnego życia. Jeśli nie możesz mi zaufać w ten sam sposób, to znaczy, że pomyliłam się wychodząc za ciebie, mój panie.

– To zbyt niebezpieczne – rzekł.

– Tym bardziej powinnam o tym wiedzieć. Jak mogę ci pomóc, jeśli nie wiem, co się dzieje?

Widziała, że walczy sam ze sobą i nie może zdecydować, co zrobić. W końcu zaczął:

– Jeśli ci powiem, nie możesz o tym nikomu wspomnieć, nawet swojej matce. Chodzi o życie tego człowieka, a nie jest to byle kto. Potrafisz dotrzymać tajemnicy, ma chérie?

– Potrafię – szepnęła.

– Naszym gościem jest sam Mazarin.

– Jak to się stało, że jesteś z nim powiązany? – zapytała spokojnie i choć myślała jasno, nie mogła określić, co czuje.

– Jestem w jego służbie od lat. Tutaj, na odległej prowincji, na niewiele się dotąd przydałem. Jego kurierem jest d'Albert, ale nikt nie wie, że ten człowiek ma cokolwiek wspólnego z kardynałem.

– Co on robi we Francji? Sądziłam, że jest w Cologne.

Autumn usiadła i przykryła się kołdrą.

– Król poprosił go o powrót, ale kardynał ma wciąż wielu przeciwników, którzy starają się, by nigdy nie dotarł do Ludwika. Jest jeszcze kwestia królowej. Gaston d'Orleans i Gondi porwali ją, wywieźli z Paryża i uwięzili w Chenonceaux. Królowi powiedziano, że jego matka postanowiła usunąć się z życia publicznego. Mają zamiar zajmować go sprawami mało ważnymi i sami w jego imieniu rządzić krajem, ale Ludwik jest na to za sprytny. D'Albert będzie musiał niedługo wyjechać do Paryża, żeby przekazać informację o tym, co się stało z królową Anną. Musimy znaleźć sposób na to, by ją uratować i zawieźć z powrotem do Paryża. Mazarin znalazł się tu, ponieważ jego wrogowie nie podejrzewają go nawet o to, że będzie próbował wrócić. Jego kuzyn wygląda, jakby był bratem bliźniakiem kardynała. Pozostał w Cologne, więc d'Orleans, Conde i Gondi sądzą, że kardynał jest w swojej posiadłości. Nie wiedzą o istnieniu kuzyna tak podobnego do Mazarina.

– Prowadzisz bardzo niebezpieczną grę – zauważyła. – Jak macie zamiar wydobyć królową z Chenonceaux? Na pewno jest dobrze strzeżona. A skoro już będziecie ją mieli, jak dotrzecie z nią do Paryża, nim dogonią was wrogowie?

– Jeszcze nie wiemy. Teraz jest bezpieczna, ponieważ porywacze nie chcą jej na razie skrzywdzić. Chcą ją tylko usunąć z królewskiego dworu i uniemożliwić wpływ na Ludwika. Nasz plan ucieczki musi być doskonały, nie możemy jej narazić. Gdy wrogowie zostaną ostrzeżeni, na pewno przeniosą ją w miejsce lepiej strzeżone.

– Wiem jak ją uwolnić i zawieźć do Paryża – powiedziała nagle. – To naprawdę proste.

Sebastian roześmiał się.

– Ma petite, to z pewnością nie jest proste. I przede wszystkim zbyt niebezpieczne nawet dla mężczyzny. Nasi wrogowie z przyjemnością zabiją każdego, kto spróbuje uwolnić ich więźnia.

– Czy pobyt królowej w Chenonceaux miał być utrzymany w tajemnicy? – zapytała.

Potaknął.

– Więc ci, którzy ją porwali, na pewno nie spodziewają się, że do zamku przybędzie tłum odwiedzających? – zapytała Autumn. – Gdyby zatem połowa szlachty z okolicznych winnic pojawiła się w Chenonceaux w dzień świętego Marcina, zaopatrzona w dziczyznę, gęsi i jabłka dla królowej, pewnie nie odmówiono by im wstępu? Zgodnie z obyczajem, królowa musiałaby wyjść do gości, podziękować za dary i zaproponować im poczęstunek. W zamieszaniu podczas pożegnań można by zabrać królową z nami. To proste.

Sebastian d'O1eron, markiz d'Auriville, wytrzeszczył oczy, zaskoczony słowami żony. To naprawdę było proste. Bardzo proste, ale również niezwykle pomysłowe.

– Może by się udało – powiedział sam do siebie. – To naprawdę mogłoby się udać! Nagle ogarnęło go zupełnie nowe uczucie wobec pięknej żony. Zupełnie inny rodzaj szacunku, niż czuł dotąd. Dotąd nie zastanawiał się nad tym, jak bardzo jest inteligentna, choć wiedział, że sprytu jej nie brakuje. To był jednak pomysł godny doświadczonego polityka. – Chyba powinienem się ciebie bać, ma chérie.

– Tylko wtedy, jeśli nie będziesz w stanie zaspokoić mojej wielkiej żądzy – powiedziała i bezceremonialnie usiadła na nim, pieszcząc jego męskość, póki nie urosła do swoich pełnych rozmiarów. Wsunęła się na członek i pochyliła nad mężem, a on pieścił jej małe piersi. – Och, monsigneur - mruknęła, czując jak wypełnia ją do końca. – Och! – Pochylała się i podnosiła, a jej ciało zachowywało się, jak gwałtowna fala przypływu pochłaniająca brzeg. Na wpół przymknięte oczy zdradzały w pełni odczuwaną rozkosz, której szczyt osiągnęli jednocześnie. Autumn opadła na szeroką pierś męża i westchnęła z zadowoleniem. – Jakież to było przyjemne – szepnęła mu do ucha i prowokująco musnęła je językiem. – Możemy to zrobić raz jeszcze?

Roześmiał się.

– Muszę najpierw napić się trochę wina, ty wiedźmo – powiedział i pogładził ją po rozczochranych ciemnych włosach.

– Zaraz przyniosę – rzekła i wyszła z łóżka, by nalać dwa kielichy jasnego wina, które tak lubiła. Podała mu jeden z kielichów i patrzyła, jak wypija jego zawartość. Potem wylała odrobinę ze swojego na jego tors, usiadła na nim okrakiem i zaczęła zlizywać płyn.

Obserwował ją leniwie, czując jedwabisty dotyk języka na swoim ciele. Szybkimi ruchami zlizywała wino, najwięcej uwagi poświęcając brodawkom sutkowym. Przesuwała kolistymi ruchami językiem po jego brzuchu. Zamknął oczy i poddał się pieszczocie.

Czuł, jak drży, napręża ciało, a jej figlarny język znów budzi w nim namiętność. Przewróci! ją na plecy i wsunął się w gorące, wilgotne, rozkoszne wnętrze. Zanurzył się najgłębiej jak mógł.

– Tak – syknęła, gdy ją wypełnił. – Och, tak!

– Jesteś marzeniem każdego mężczyzny – szepnął przez zaciśnięte zęby. – Każdy chciałby mieć żonę, która nie tylko docenia jego zainteresowanie, ale chce jeszcze więcej.

Zaczął poruszać się w jej wnętrzu. Autumn westchnęła, oplotła go ramionami. Zamknęła oczy i pozwoliła się unieść namiętności. Kochała go i uwielbiała jego ciało. Ich usta spotkały się w gorącym pocałunku. Potem przywarł ustami do jej szyi, pieścił ją językiem, a ona mruczała rozkosznie. Razem wykrzyknęli głośno, gdy rozkosz sięgnęła szczytu.

– Piękna, mądra i nieustraszenie lubieżna – mruknął, gdy położył się obok niej i przytulił do siebie.

– Jestem taka, jakiej pragniesz – odparła. Zasnęli prawie jednocześnie, zmęczeni i zadowoleni.

Następnego dnia markiz zaczął rozmowę z kardynałem.

– Moja żona podejrzewała, że nie jest pan tym, za kogo się podaje. To sprytna, młoda kobieta. Musiałem powiedzieć jej prawdę. Na szczęście potrafi zachować dyskrecję, wasza miłość.

– Rozumiem – odparł Jules Mazarin.

– Wpadła na niezwykły pomysł dotyczący uwolnienia królowej – mówił dalej i opowiedział kardynałowi o planie swojej żony. – Zdaje mi się, że to może być skuteczne – zakończył.

Kardynał zamyślił się i przez chwilę nic nie mówił.

– Niech madame la marquise tu przyjdzie – odezwał się. – Chcę z nią porozmawiać.

Autumn przyszła po chwili i skłoniła się nisko. Spojrzała na eleganckiego mężczyznę w ciemnych szatach.

– Proszę usiąść, madame – rzekł, a ona usiadła naprzeciwko niego przy kominku. – Kogo mogłaby pani poprosić o udział w naszym planie?

– Moich krewnych, de Saville z Archambault, i innych sąsiadów, którym ufamy, wasza miłość. Wszyscy jesteśmy oddani królowi Ludwikowi. Książęta i Gondi nie mają w tym rejonie wielkiego poparcia.

– Nikt nie może wiedzieć, że jestem w Chermont, że w ogóle jestem we Francji – rzekł kardynał. – Proszę mi powiedzieć, madame la marquise, jak pani im wytłumaczy, że wie o wizycie królowej w Chenonceaux? Ważne, żeby nikt nie wiedział o tym, że chcemy ją stamtąd zabrać.

– Służba – odparła Autumn. – Służba zawsze wszystko wie. Jeśli chce się utrzymać coś w tajemnicy, trzeba być bardzo ostrożnym, bo jeśli nie, w całej okolicy rozniesie się zaraz plotka i po sekrecie – zachichotała i wzruszyła ramionami.

Kardynał uśmiechnął się i skinął głową.

– Doskonale, madame. Sprawia pani wrażenie uroczej, ale niezbyt zorientowanej w polityce kobiety z prowincji. Mam nadzieję, że kiedy zakończy się nasze zadanie, a król będzie już bezpieczny i w pełni przejmie władzę, przybędzie pani z mężem na królewski dwór. Przydałaby mi się w polityce taka osoba jak pani.

Merci, monseigneur le cardinal - odparła. – Wolę jednak zostać na wsi i rodzić dzieci.

– To równie zajmujące – odparł. – Za kilkanaście lat Francja będzie potrzebowała wykształconej młodej szlachty. – Uśmiechnął się. – Pani plan jest sprytny i chyba go użyjemy. Jak chciałaby pani przebrać królową?

– Trudno byłoby ją szybko przebrać – odparła. – Peleryna z kapturem będzie musiała wystarczyć. Królowa wymknie się w grupie kobiet o tym samym wzroście i w podobnych pelerynach. Wyjedziemy równie tłumnie, jak wjedziemy do zamku. Miejmy nadzieję, że nim się zorientują, że królowej nie ma w jej komnacie, będzie za późno, by nas dogonili. Na pewno wyślą za nami pościg. Przez jakiś czas ukryjemy królową tutaj, w Chermont, a potem wyślemy pół tuzina powozów na drogi wiodące do Paryża. Nawet jeśli na miejscu zorientują się, że królowa wróciła, nie będą mogli przecież powstrzymać jej przed powrotem na dwór syna. Nie odważą się publicznie podnieść na nią ręki, bo wywołaliby zamieszki w kraju. My musimy tylko zadbać o to, by jej przyjazdowi towarzyszyło wielu świadków, bo wtedy nikt nie będzie śmiał jej znów porwać.

– Powiedziano mi, madame la marquise, że wychowała się pani na wschodzie Szkocji, w górach, i że sama nigdy nie była pani na królewskim dworze – odezwał się kardynał.

– To prawda, wasza miłość.

– Jest pani bardzo sprytna jak na zwykłą prowincjuszkę – stwierdził, przyglądając jej się uważnie.

Roześmiała się.

– Gdyby wasza miłość znał moje pochodzenie, zrozumiałby pan, skąd się to bierze. Moimi przodkiniami były bardzo sprytne i rezolutne kobiety. Jedna z nich była matką tureckiego sułtana, druga zasłużyła sobie na szacunek i zazdrość drogiej królowej Bess. Moja matka jest córką Akbara, Wielkiego Mogoła Indii. Kobiety w mojej rodzinie są bardzo przedsiębiorcze i niezależne. – Znów się zaśmiała. – Nikt nigdy nie nazwałby nas zwykłymi prowincjuszkami. Nie trzeba się urodzić na królewskim dworze, by mieć olej w głowie i umieć sobie radzić w trudnych sytuacjach. Zdaje mi się, że nawet lepiej się tam nie urodzić, bo można nie oprzeć się pustym komplementom i zboczyć z drogi moralności i lojalności. Kardynał skinął z aprobatą.

– Ma pani rację, madame la marquise. Królewski dwór pełen jest mężczyzn i kobiet dobijających się o stanowisko i władzę. To miejsce niebezpieczne. Niełatwo wychować tam chłopca na dobrego króla, ale zdaje się, że jego matce i mnie się to udało. Nie można pozwolić, by Gaston d'Orleans i jego poplecznicy zniweczyli nasze dzieło. Trzeba chronić przed nimi króla, by nie zdołali go zepsuć. Trzeba przywrócić na królewski dwór jego matkę. Zbierz zatem swoją armię w sukniach, madame la marquise, ale informuj mnie o każdym posunięciu.

Autumn wstała z krzesła i skłoniła się przed kardynałem.

– Tak uczynię, wasza miłość. Niech Bóg nas wspomoże w naszych wysiłkach.

– Na pewno – zapewnił ją kardynał. – Na pewno nas wspomoże.

Autumn udała się nazajutrz do swoich krewnych de Saville. Potem, przez kilka następnych dni, odwiedzała sąsiednie posiadłości, prowadząc pogawędki z gospodarzami. Nie wspomniała o kardynale Mazarin, lecz opowiadała wszystkim o tym, jak od służby dowiedziała się o pobycie królowej w Chenonceaux. Wyjaśniła, że jej ludzie dowiedzieli się tego od służby z królewskiej posiadłości i że królowa została zabrana z dworu siłą, a jej synowi doniesiono tylko, że matka postanowiła odpocząć na wsi. Służba zamkowa twierdziła, że ich pani nie jest tam szczęśliwa i obawia się o bezpieczeństwo swego syna, ponieważ w obecnej chwili otaczają go podstępni ludzie, dbający jedynie o własne interesy.

– To my musimy uratować królową – przemawiała Autumn do sąsiadów. – Musimy uwolnić ją z zamku i przewieźć do Paryża! Należy to zrobić dla naszego bon Dieudonne, króla Ludwika! Bóg z pewnością nam pomoże i zadba o nasze bezpieczeństwo, bo służymy właściwemu celowi! Król jest jeszcze młody, ale do tej pory był na tyle mądry, by przyjmować dobre rady swojej matki. Źli ludzie chcą go odmienić! W imię Boga, Ludwika i Francji! – wykrzyknęła dramatycznie, a sąsiedzi natychmiast podzielili jej entuzjazm.

– Przypominała Joannę d'Arc – relacjonował kardynałowi markiz. – Spisała się doskonale!

– Pańska żona, gdyby posiadała władzę, byłaby niebezpieczną kobietą – zauważył w zamyśleniu kardynał. – Czy już ustalono datę uwolnienia królowej?

– Autumn zaproponowała dzień świętego Marcina, jedenastego listopada. Myślę, że to najlepsza pora, wasza miłość. Jest to święto, które ludzie na wsi obchodzą z wielkim entuzjazmem. Dowiedzieliśmy się, że prócz muszkieterów towarzyszących królowej, pozostali ludzie z jej służby, prócz osobistej pokojowej, to wieśniacy. Pokojowa jest na pewno wtajemniczona w intrygę księcia. Muszkieterowie jednak z pewnością służą królowi. Niestety, nie jesteśmy pewni, czy uwierzyliby nam, gdybyśmy powiedzieli im prawdę. Zresztą nie mamy żadnego dowodu, że królowa nie przybyła tu z własnej woli.

Kardynał uśmiechnął się.

– Muszkieterowie są nadzwyczaj uparci. Przekonałem się już o tym wcześniej. Wiesz może, mon ami, jak nazywa się kapitan, któremu powierzono opiekę nad królową? – zapytał.

– Pierre d'Aumont – odparł Sebastian.

– Mmm. O ile dobrze go pamiętam, to nadzwyczaj uparte indywiduum.

– Mamy więc twoje pozwolenie, wasza miłość? – zapytał markiz. – Zostało już niewiele czasu.

– Możemy spróbować. Niech nas Bóg ma wszystkich w opiece, zwłaszcza królową.

Sebastian d'O1eron skłonił się nisko i wyszedł z komnaty, w której siedział kardynał. Zamyślił się. Mimo wysokiej pozycji w duchowieństwie Jules Mazarin, urodzony w domu Sycylijczyka, Giulo Mazarina, był bardziej politykiem niż księdzem. Kształcił się w Rzymie i w Hiszpanii. Uczyli go jezuici. Mimo iż byt pobożny, prowadził raczej świecki tryb życia, ale Kościół doceniał jego talent do polityki. Służył zarówno w wojsku papieskim, jak i w dyplomacji.

W tysiąc sześćset trzydziestym czwartym roku został wicelegatem w Awinionie, a po roku nuncjuszem papieskim we Francji. Jego umiejętności zwróciły nawet uwagę kardynała Richelieu. Wezwany przez papieża, szybko zrezygnował z funkcji kościelnych, wrócił do Francji i został obywatelem tego kraju. Z rekomendacji Richelieu wszedł do grona służb dyplomatycznych króla Ludwika XIII i służył mu wiernie do śmierci.

W tysiąc sześćset czterdziestym pierwszym został kardynałem, mimo braku święceń. Rok później Richelieu wybrał go na swego następcę jako głównego doradcę królewskiego. Królowej spodobał się od razu, a ona jemu, ale oboje zachowywali się na królewskim dworze tak, by nie wzbudzić podejrzeń poufałością. Gdy Ludwik XIII zmarł, kardynał stał się ulubieńcem królowej Anny i jej prawą ręką. Ufała mu we wszystkim, a potajemnie również się w nim kochała.

Anna Austriaczka nie miała łatwego życia. Jej mąż jej nie znosił. Wolał męskie towarzystwo i wierzył, że królowa jest bardziej lojalna wobec Hiszpanii, niż swej nowej ojczyzny. Miała trzydzieści siedem lat, kiedy urodził się jej syn, zwany “darem bożym". Później urodził się jego młodszy brat, znany jako le Petit Monsieur. Mazarin wiedział wszystko o jej życiu i ofiarował jej to, czego nigdy nie zaznałaod męża: uprzejmość i łagodność. Miała w nim wiernego i wyrozumiałego słuchacza. Wielu sądziło, iż kardynał sprzyja królowej dla własnych korzyści, ale ona wiedziała, że tak nie jest. Całe życie spędziła na królewskim dworze i znała różnicę między szczerością a udawaniem. Była znacznie bardziej inteligentna, niż sądzili jej wrogowie, i to dzięki niej syn przejął właśnie tron.

Jednak Ludwik miał tylko trzynaście lat. Potrzebował jeszcze wsparcia ze strony matki. Był przynajmniej na tyle mądry, by to rozumieć. Ciekawe, ile czasu minie, nim król zorientuje się, że matka nie odeszła z własnej woli? Pozostawało jeszcze pytanie, czy ten chłopiec będzie w stanie sprzeciwić się księciu i uwolnić matkę. Nie, tę sprawę musiał załatwić sam Mazarin, musiał sprowadzić królową Annę do Paryża. Wtedy sam będzie mógł poprosić, by pozwolono mu powrócić na dwór, a kiedy to się stanie, rozprawi się ze swoimi wrogami. Zniszczy ich raz na zawsze! Sprawi, że nikt już nigdy nie zagrozi Ludwikowi i jego matce. Spełni swoje postanowienie, nawet gdyby miał to przypłacić życiem.

Zaśmiał się sam do siebie. Był zbyt sprytny, żeby jego wrogowie mogli go zniszczyć. Na pewno dożyje dnia, gdy król będzie dorosłym mężczyzną. Wtedy zaaranżuje swój ślub z Anną, infantką hiszpańską. Przecież tego naprawdę zawsze pragnął. Nie. Nie umrze jeszcze teraz. Ma zbyt wiele do zrobienia.

ROZDZIAŁ 12

Strażnicy przy bramie zamku Chenonceaux dostrzegli w pewnej odległości wzbijający się na drodze kurz. Zastanawiali się, kto też może tędy jechać. Powoli widzieli coraz wyraźniej ponad tuzin powozów i dwukółek pędzących w stronę zamku. Uprząż koni podzwaniała wesoło dzwoneczkami. Jadący konno na przodzie mężczyźni zadęli w trąbki.

– Poślij po kapitana d'Aumont – rozkazał jeden z muszkieterów.

Kapitan przybył na chwilę przed tym, jak pierwszy z eleganckich powozów przekroczył bramę zamku. Szyba w oknie powozu została opuszczona i zobaczył głowę pięknej damy odzianej w szkarłatną pelerynę na podszyciu z gronostajów. Kobieta uśmiechnęła się uroczo.

Bonjour, kapitanie – zawołała wesoło. – Jestem markiza d'Auriville. Moi sąsiedzi i ja przyjechaliśmy złożyć Jej Wysokości królowej Annie wyrazy szacunku.

– Królowej? – zdziwił się nieco teatralnie kapitan. Autumn roześmiała się.

– Och, kapitanie – uspokajała. – To nie Paryż. Jesteśmy na wsi. Tu nic się długo nie utrzyma w tajemnicy. Wszyscy wiemy, że Jej Wysokość przybyła do Chenonceaux na odpoczynek po wielu latach ciężkich obowiązków na dworze. Przecież nasz król, Ludwik dopiero niedawno został koronowany. Jej Wysokość tak długo zajmowała się sprawami państwa. Jest dzień świętego Marcina. Przywieźliśmy królowej świeże gęsi, pięknego dzika i kilka jeleni upolowanych przez naszych mężów. Mamy też jabłka i gruszki z naszych sadów oraz wino z okolicznych winnic. Dzisiaj na prowincji jest wielkie święto. Chcemy tylko podzielić się z królową naszą radością. Proszę okazać wyrozumiałość i nas wpuścić, s'il vous plait. - Uśmiechnęła się raz jeszcze. – Niektórzy jechali powozem wiele godzin. Chyba nie oczekuje pan, że odjedziemy do domu nie zobaczywszy Jej Królewskiej Mości.

Pochyliła się, a wtedy peleryna rozchyliła się nieco, ukazując śnieżnobiały fragment ciała.

– Madame la marquise, królowa miała odpoczywać tu w spokoju i w tajemnicy przed wszystkimi. Mamy rozkaz od samego króla, by jego matka miała spokój i ciszę.

– Ależ, kapitanie, królowa jest tu już od kilku tygodni. Z pewnością jest gotowa na wizytę sąsiedzką. Proszę! Kiedy w zeszłym roku wiosną przyjechaliśmy tu z całymi rodzinami, przyjęli nas królowa, król i książę d'Orleans. Teraz jest tylko niewielka grupa kobiet. Jeśli pan się nas obawia, zostawimy powozy przed bramą i pójdziemy piechotą, ale obawiam się, że pan będzie musiał nieść podarki dla Jej Wysokości. Są zdecydowanie za ciężkie dla kobiet.

Mężczyzna westchnął.

– Muszę zapytać Jej Wysokość, czy chce, żeby jej teraz przeszkadzano, madame la marquise. Jeśli się zgodzi, pozwolę, byście wjechały powozami na dziedziniec zamku.

– Zapyta ją pan osobiście, kapitanie? Jeśli pośle pan tam jednego z pańskich ludzi, któraś z jej pokojowych może się okazać zbyt opiekuńcza i odmówić, a królowa nawet się nie dowie, że tu jesteśmy – rzuciła sprytnie Autumn.

Teraz on się uśmiechnął.

– Sprytna z pani kobietka, madame la marquise – rzekł poufale. – Dobrze, pójdę osobiście. – Odwrócił się i roześmiał głośno. Sam pochodził z prowincji, bo urodził się i wychował w Poitou. Kobiety, które tu przyjechały, pewnie nigdy nie zawitają do Paryża, a tym bardziej na królewski dwór. Gdyby to zależało od niego, wpuściłby je od razu. Wszystkie były zupełnie niegroźnymi damami ze wsi, które chciały poznać matkę króla.

Wszedł do prywatnej komnaty królowej. Matka króla siedziała przed ramką do haftowania z igłą w ręku. Skłonił się nisko i czekał, aż da mu znak, że może mówić. Kiedy go zauważyła, odezwał się:

– Wasza Wysokość, u naszych bram pojawiła się grupa miejscowych dam. Przywiozły podarki z okazji dnia świętego Marcina. Na wsi trudno jest utrzymać cokolwiek w tajemnicy – dodał przepraszająco. – Damy błagają o pozwolenie na odwiedzenie Waszej Wysokości i ofiarowanie swoich podarków. Powiedziano mi, że przywiozły gęsi, dzika, sarny, gruszki, jabłka i wino.

Skłonił się, ale nim królowa zdążyła otworzyć usta, madame de Laurent, która towarzyszyła królowej, rzuciła ostro:

– Proszę je odesłać!

– Nie! – sprzeciwiła się stanowczo królowa. – Nudzę się. Poza tym, nieładnie odsyłać damy, które przyjechały z darami dla mnie. Wydałoby się to nawet dziwne, gdybym tak uczyniła. Zaproś je do środka, kapitanie, a pani, madame de Laurent, niech się zajmie poczęstunkiem dla moich gości. Wystarczy wino i ciasteczka. – Wstała i wkłuła igłę w płótno, które dotąd pilnie haftowała. – Kapitanie, proszę je wprowadzić do salonu z widokiem na rzekę.

– Według rozkazu waszej królewskiej mości – rzekł, ale zauważył ze zdziwieniem, że madame de Laurent była bardzo poirytowana. Sądził, że powinna być równie znudzona pobytem na wsi jak królowa.

Pośpieszył przekazać dobre wieści madame d'Auriville.

Biały salonik ze złoconymi meblami i widokiem na rzekę znajdował się tuż pod galerią, po której ostatniej wiosny Autumn chodziła w towarzystwie króla. Tłumnie zebrane w nim damy rozmawiały i śmiały się. Kiedy przybyła królowa, wszystkie skłoniły się nisko. Autumn czuła, że serce tłucze jej się w piersi ze zdenerwowania. Co się stanie z nimi wszystkimi, jeśli im się nie uda? Po raz pierwszy zaczęła się nad tym poważnie zastanawiać, jako że wcześniej nie brała nawet pod uwagę porażki.

– To jej strażniczka – odezwała się cicho ciotka Autumn, madame St. Omer. – Będziemy ją musiały oddzielić od królowej, jeśli chcemy, żeby nasz plan się udał. Ale na to mamy jeszcze czas, ma chèr Autumn. Jeszcze jest czas.

Przedstawiono każdą z dam po kolei. Były zaskoczone i uradowane faktem, że królowa pamiętała każdą z nich z ich wizyty w kwietniu. Madame de Laurent przez cały czas stała przy królowej i przyglądała się jej uważnie. W pewnej chwili królowa Anna odwróciła się i rzuciła z irytacją:

– Zostaw mnie natychmiast w spokoju, madame! Pilnuje mnie pani, jakbym była przestępcą. Proszę wrócić do moich prywatnych komnat i sprawdzić, czy wszystko jest gotowe na wieczór. Zawołam cię, kiedy będziesz mi potrzebna. Do tej pory nie chcę cię widzieć.

– Jednak król… – zaczęła madame de Laurent, ale szybko jej przerwano.

– Zostaw mnie! Obie wiemy, że twoje rozkazy, madame, pochodzą od mojego szwagra, a nie syna – syknęła ze złością królowa. – Idź już, na litość boską, bo każę cię wtrącić do lochu. Pamiętaj, madame, że dopóki nie próbuję opuścić zamku, muszkieterowie słuchają mnie we wszystkim.

Na policzkach madame de Laurent pojawiły się dwie wielkie, czerwone plamy. Skłoniła się i wyszła najwyraźniej wściekła. Nie mogła jednak w żaden sposób dać upustu swej złości.

– Wasza Wysokość – szepnęła jej cicho do ucha Autumn, kiedy de Laurent wyszła. – Proszę nie zdradzić się z tym, co powiem. Przyjechałyśmy cię uwolnić. Wysłała nas osoba, której ufasz. Moja ciotka, madame de Belfort ma na sobie dwie peleryny. Za chwilę pozbędzie się jednej z nich. Proszę, żeby Wasza Wysokość włożyła ją, ale na razie nie nakładała kaptura, by wszyscy widzieli twarz. Kapitan d'Aumont powiedział, że wizyta ma być krótka. Kiedy przyjdzie po nas, wszystkie włożymy kaptury i wybiegniemy ze śmiechem. Wasza Wysokość wybiegnie z nami. Jeśli Bóg nam pomoże, wywieziemy cię stąd i pomożemy dotrzeć do Paryża.

– A jeśli Bóg nie jest po naszej stronie, madame la marquise? - zapytała cicho królowa.

Autumn wzruszyła ramionami.

– Nie wiem, co wtedy, ale na pewno nie będzie to przyjemne, Wasza Wysokość. Mimo to warto spróbować. Król cię potrzebuje, pani. Ludzie, którzy go teraz otaczają są podstępni i żądni władzy.

Królowa poczuła, że ktoś narzuca jej na plecy pelerynę. Spojrzawszy w dół, zorientowała się, że okrycie ma kolor jej sukni – głęboki fiolet. Naciągnęła mocniej pelerynę i zapięła srebrne haftki.

Merci - szepnęła do nieznajomych rąk pomagających jej się ubrać.

Kobiety wypiły wino i zjadły ciasteczka. Kapitan d'Aumont stał już w drzwiach, by poinformować je, że wizyta się skończyła i muszą wyjść.

– Proszę odprowadzić moich gości do powozów i dopilnować, by bezpiecznie panie przejechały przez bramę, kapitanie – powiedziała głośno królowa. – Ja udam się do swojej komnaty. Kiedy pan wróci, proszę przekazać kucharzowi, że chciałabym dziś zjeść na kolację pieczoną gęś.

– Tak jest, Wasza Wysokość – odparł kapitan i machnął zapraszająco ręką w stronę dam. – Proszę tędy, drogie panie.

Królowa Anna z błyskiem w oku uniosła kaptur i zakryła nim głowę. Peleryna podbita była futrem z ciemnych norek, a jej kaptur zakrywał prawie całą twarz kobiety. Otoczona swoimi gośćmi, wybiegła z komnaty. Kobiety rozmawiały i chichotały. Królowa ledwie mogła uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Szła obok innych kobiet i ktoś pomógł jej wsiąść do powozu tuż obok madame de Belfort i madame St. Omer. Powóz ruszył z dziedzińca zamku i jechał dalej za innymi, podobnymi powozami.

Jedynie Autumn została trochę dłużej. Podziękowała kapitanowi, uśmiechając się z dziewczęcym wdziękiem.

– Bardzo miło z pana strony, że zechciał się za nami wstawić, kapitanie. Królowa wyglądała na wypoczętą. Przyjedziemy jeszcze raz przed świętami. Mam nadzieję, że Jej Wysokość jeszcze tu będzie – rzuciła uwodzicielsko i zamrugała gęstymi rzęsami.

Uśmiechnęła się i podała dłoń kapitanowi. On ujął dłoń w uperfumowanej rękawiczce. Od zapachu kręciło mu się w głowie.

Madame la marquise, będę z niecierpliwością oczekiwał kolejnej wizyty – mruknął i pomógł jej wsiąść do powozu. Gdy wsiadała, przytrzymał jej ramię odrobinę dłużej, niż należało.

Autumn wychyliła się z okna przed odjazdem powozu i przesłała mu całusa.

– Adieu, kapitanie.

Patrzył na odjeżdżający pojazd i zastanawiał się, jakim mężczyzną jest jej mąż. Pewnie jakiś sztywny prowincjusz. Madame la marquise wyglądała na kobietę odrobinę znudzoną, której brakuje dobrej zabawy. Pomyślał, że gdy kobieta znów zjawi się w Chenonceaux będzie musiał znaleźć odpowiednią okazję, by skorzystać z jej ochoty do figli. Jak się okazało, nowe zadanie i pobyt na prowincji mogły być całkiem interesujące.

Kilka kilometrów od Chenonceaux zatrzymały się na drodze dwa powozy. Z jednego z nich wyszła postać w kapturze. Szybko wsiadła do drugiego powozu, w którym siedziała Autumn. Wyciągnięto już dodatkowe siedzenie.

– Przykro mi, że Wasza Wysokość musi jechać za moimi plecami – odezwała się dziewczyna. – Niestety, istnieje prawdopodobieństwo, że twoje zniknięcie, pani, zostanie szybko odkryte. Podejrzewam, że poszukiwania zaczęliby od mojego powozu, bo to ja nalegałam, żeby nas wpuszczono. Podróż na szczęście nie będzie zbyt długa.

Królowa Anna nie próbowała nawet spierać się z młodą kobietą. Jak na damę w średnim wieku, żwawo zajęła ciasne miejsce i usadowiła się na nim z łatwością.

– Nie zamknę Waszej Wysokości, póki nie usłyszę, że ktoś nas śledzi. Mam nadzieję, że Wasza Wysokość nie obawia się ciasnych pomieszczeń.

– Nie wiem. Nigdy mnie w takim nie zamykano. Nie. Kiedyś, gdy jeszcze byłam mała, w Hiszpanii, chowałam się przed moją starą nianią w szafie na pościel. Zapomniałam już o tym. Powiedz, madame, czyJules jest w twoim zamku?

– Król poprosił go o powrót, ale pewne osoby sprzeciwiają się jego woli. Mój mąż pracował w służbie kardynała przez wiele lat. Dowiedziałam się o tym niedawno. Kardynał ma kuzyna, który wygląda jak jego bliźniak. Pokazuje się teraz w Cologne, a wasi wrogowie sądzą, że kardynał wciąż tam jest. Nie wiedzą, że przybył do Francji. Oczekuje Waszej Wysokości z niecierpliwością.

– Bardzo mi go brakowało przez ostatnie kilka miesięcy – przyznała królowa. – Nie byłam pewna, czy jeszcze go zobaczę. Potem wywieziono mnie z Paryża. Obawiałam się nie tylko o Julesa, ale też o mego ukochanego syna.

Madame, ktoś nas ściga – zawołał woźnica. – Mam przyśpieszyć czy udawać, że ich nie zauważyłem?

– Jedź z tą samą prędkością, Henri – zawołała Autumn. – Wasza Wysokość, niestety, muszę panią zasłonić. Proszę przez jakiś czas być bardzo cicho.

Autumn uśmiechnęła się do królowej, która skinęła głową, gdy młoda kobieta zamykała drzwiczki prowadzące do schowka w powozie. Autumn usiadła na swoim miejscu, oparła się w kącie i udawała, że śpi. Usłyszała tętent końskich kopyt.

– Zatrzymać powóz! – usłyszała rozkaz i pojazd zatrzymał się natychmiast. Ktoś gwałtownym ruchem otworzył drzwi.

Autumn udała strach i zakrzyknęła głośno. Widząc kapitana d'Aumonta, powiedziała:

– Dlaczego zatrzymuje pan mój powóz, kapitanie? Swobodnie sobie pan poczyna, ścigając mnie – dodała uwodzicielskim tonem. – Co powiem mężowi, kiedy stangret mu przekaże, że jechał pan za mną? Proszę szybko stąd zmykać!

Pogroziła mu palcem i zrobiła figlarną minkę.

– Choć bardzo chciałbym powiedzieć, że to właśnie pani szukam, madame la marquise, nie mogę skłamać tak pięknej kobiecie.

Światło powozu oświetliło jego twarz i wąsy. Autumn pomyślała, że to naprawdę przystojny mężczyzna.

– Dlaczego więc mnie pan zatrzymał?

– Królowa zniknęła z Chenonceaux, madame - odparł.

– Co takiego?! Musiał się pan pomylić, monsieur. Dlaczego królowa miałaby nagle zniknąć? Jest pan pewien? Kto to panu powiedział? Jeśli to prawda, trzeba natychmiast rozpocząć poszukiwania! Królowa może być w wielkim niebezpieczeństwie!

– Poszedłem do komnaty Jej Królewskiej Mości zaraz po tym, jak wypełniłem jej rozkazy i odprowadziłem panie oraz powiadomiłem kucharza, co ma być na kolację. Kiedy stanąłem pod drzwiami prywatnej komnaty królowej, madame de Laurent powiedziała mi, że Jej Wysokości tam nie ma. Szybko przeszukano wszystkie pokoje zajmowane przez królową. Niestety, nigdzie jej nie znaleziono. Wysiałem ludzi na poszukiwanie Jej Wysokości, madame la marquise, i nie spoczniemy, póki jej nie znajdziemy i nie przywieziemy do Chenonceaux. Rozprawimy się bezwzględnie z porywaczami, zapewniam panią, że kara ich nie minie.

– I słusznie, kapitanie – zgodziła się z nim. – Jednak wciąż nie odpowiedział pan na moje pytanie. Dlaczego zatrzymał pan mój powóz? Chyba nie sądzi pan, że to ja porwałam królową? Jak pan widzi, podróżuję sama. Poza tym sam pan przecież pomagał mi wsiąść do powozu. Wyjechałam z zamku jako ostatnia. Dlaczego właściwie ktokolwiek miałby porywać królową Annę?

– Proszę wysiąść z powozu, madame la marquise. Muszę się upewnić, że nikogo innego tam nie ma prócz pani – rzekł i podał jej dłoń, pomagając wyjść.

– To oburzające – zaprotestowała, kiedy uniósł ją do góry. Udawała złość na tyle srogą, by go przekonać, ale nie wzbudzić podejrzeń. Nie obawiała się, że kapitan zauważy schowek, w którym ukryła królową. Zamki i zawiasy schowka były doskonale ukryte.

Kapitan d'Aumont wszedł do środka i rozejrzał się. Wszystko było w najlepszym porządku. Po kilku chwilach wyszedł.

– Proszę o wybaczenie, madame la marquise, ale sama pani rozumie, że to należy do moich obowiązków.

– Oczywiście, kapitanie – odparła oschłym tonem. Pomógł jej wsiąść i zamknął za nią drzwi. – Ruszaj, Henri! – zawołała do woźnicy, dając jednocześnie muszkieterowi do zrozumienia, że jest na niego obrażona, zupełnie jak każda Bogu ducha winna niewiasta w takiej sytuacji.

Oui, madame - zawołał Henri i popędził konie.

– Wasza Wysokość, musi pani zostać na razie tam, gdzie pani jest – odezwała się cicho Autumn. – Nie jestem pewna, czy już pojechali. Proszę nic nie mówić i proszę być cicho. Zapewniam, że do Chermont już niedaleko. – Nagle przyszło jej coś do głowy. Zawołała do woźnicy: – Henri, tylko jedna kobieta wyjdzie z powozu na dziedzińcu. Nie okazuj zdziwienia. Potem masz pojechać od razu do stajni.

Oui, madame - odparł mężczyzna obojętnie. Doskonale rozumiał swoją panią. Im mniej ludzi będzie wiedziało o tej tajemniczej sprawie, tym łatwiej będzie ją utrzymać w sekrecie i pomóc biednej królowej.

Markiz oczekiwał powrotu żony na dziedzińcu zamkowym. Pomógł kobiecie w pelerynie wysiąść z powozu, który natychmiast pojechał do stajni. Kiedy zamknięto drzwi wozowni, Autumn z pomocą Henriego wstała ze swego miejsca. Skinęła mu głową i bez słowa wymknęła się z budynku, by wejść do zamku wąskim wejściem dla służby. Pośpiesznie wbiegła po wąskich schodach na górę do saloniku obok swojej sypialni.

– Wróciła pani! – powitała ją z radością Lily.

– Gdzie jest Orange? – zapytała Autumn.

– Wysłałam ją do kuchni na kolację. O niczym nie wie i niech tak zostanie – odparła Lily.

– Zatrzymano nas po drodze, ale była dobrze ukryta. Gdzie jest mój mąż?

– Zaprowadził ją do niego – odparła Lily. Drzwi saloniku otworzyły się i wszedł Sebastian.

– Dobra robota, madame la marquise - rzekł z szerokim uśmiechem. – Zdaje się, że masz talent do intryg. Chcą się z tobą zobaczyć. Chodźmy!

Wyciągnął dłoń i poprowadził ją. Kardynał Mazarin i królowa Anna oczekiwali na nich w wieży zamku. Jules Mazarin obejmował królową ramieniem, a ona uśmiechała się do niego, ale oczy miała mokre od łez szczęścia. Gdy markiz z żoną weszli do komnaty, królowa i kardynał odwrócili się w ich stronę.

– Ach, oto nasza dzielna bohaterka! – zawołał kardynał. – Moja droga markizo, doskonale się pani spisała. Królowa powiedziała mi, że zachowała się pani nad wyraz sprytnie, a kapitana muszkieterów owinęła sobie pani wokół palca.

– Kapitan d'Aumont jest chyba na to za mądry. Nie widział po prostu, czy mam królową i czy brałam udział w porwaniu. Widział tylko, że Jej Wysokości nie ma w zamku i zniknęła wraz z odejściem gości. Mój powóz wyjeżdżał z Chenonceaux jako ostatni, więc dogonił nas najpierw.

– Jesteśmy ci bardzo wdzięczni – odezwała się królowa Anna. – Jules powiedział mi, że to właśnie pani wymyśliła cały plan i zwróciła się o pomoc w jego realizacji do sąsiadów. Niech cię Bóg błogosławi, moja droga markizo. Zastanawiam się tylko, jak mam wrócić do Paryża?

– Przez kilka dni musi się pani tu ukryć, Wasza Wysokość – odparła Autumn. – Muszkieterowie będą przeszukiwali każdy powóz wyjeżdżający z okolicy Chenonceaux. Żadne z was nie jest tu bezpieczne, ale znam miejsce, gdzie możecie się ukryć, choć i tam mogą dotrzeć muszkieterowie. Moja matka mieszka niedaleko Archambault w małym zamku o nazwie Belle Fleurs. Tam zawsze udawała się moja rodzina w ciężkich czasach. Możliwe, że kapitan d'Aumont nie będzie wiedział o jego istnieniu. Zamek jest położony z dala od głównej drogi. Mama postara się, by tam nikt was nie znalazł. Musimy się udać do Belle Fleurs jeszcze dziś, nim wasi wrogowie rozpoczną poszukiwania na większą skalę. Moja matka spodziewa się was obojga. Wyruszymy, gdy tylko służba położy się spać. Nie wtajemniczaliśmy w nasz plan zbyt wielu osób. Tak jest o wiele bezpieczniej. Moja służba nie wie nawet, że kardynał jest kardynałem – dodała z uśmiechem.

– Ależ z pani mądra dama – zachwycał się Mazarin. – I ma pani zamiar pozostać na wsi? Co za strata!

– Wydaje mi się, że ta młoda dama wybrała lepszy los niż ktokolwiek z nas – odezwała się królowa. – Jej życie wkrótce znów będzie spokojne, a w naszym na zawsze już będzie gościł chaos.

– Och, ale markiza nie urodziła się infantką hiszpańską, moja droga i nigdy nie zostanie królową Francji. My musimy pogodzić się z tym, że nasza egzystencja nigdy nie będzie spokojna – przypomniał ukochanej. – Spełniłaś, pani, swój obowiązek i to wyjątkowo dobrze. Los podarował ci dwóch wspaniałych synów.

– Ofiarował mi też ciebie – dodała szybko. Ujął jej dłoń i ucałował.

– Mimo wszystko, moja droga, jesteśmy szczęśliwi, a Ludwik jest w końcu prawowitym królem. Teraz musisz wrócić do Paryża, by go wspomóc.

– A co będzie z tobą? – zapytała.

– Ludwik poprosił mnie o powrót, ale na razie jeszcze nie mogę bezpiecznie wrócić na jego dwór. Postaram się zorganizować spotkanie z królem gdzieś pod Paryżem. Może w styczniu w Poitiers. Do tego czasu wszystko trzeba zorganizować. W kraju już nikt nie walczy, ale książąt krwi i innych możnowładców trzeba natychmiast wziąć w karby. W Paryżu musi zapanować spokój. Wydaje mi się, że kapelusz kardynalski dla Gondiego załatwi sprawę. Napisałem o tym papieżowi, kiedy jeszcze byłem w Cologne. Obiecał, że kiedy odzyskam władzę, a król będzie znów bezpieczny, przychyli się do mojej prośby. Trzeba będzie więc, moja droga Anno, zapanować nad otaczającymi nas wężami i dopilnować, by władza Ludwika stała się niepodzielna! Królowa zwróciła się do Autumn.

– Jak dotrzemy do posiadłości twojej matki, markizo? Czy podróżowanie powozem w nocy nie wzbudzi zainteresowania?

– Pojedziemy konno. Owiniemy koniom kopyta, żeby nie robiły hałasu – odparła Autumn. – Mój mąż i ja będziemy wam towarzyszyć. Teraz każę mojej służącej przynieść kolację. Proponuję, żeby Wasza Wysokość odpoczęła przed podróżą.

Chérie, dostrzegłem w tobie cechy charakteru, których zupełnie się nie spodziewałem – zauważył Sebastian, kiedy wrócili do swoich komnat.

– Sądziłam, mon coeur, że do tej pory zdążyłeś mi się już dobrze przyjrzeć. Jeśli coś przeoczyłeś, to mimo wszystko trzeba przyznać, że bardzo się starałeś – zażartowała, okręciła się dokoła, a potem szybko pocałowała go w usta.

Roześmiała się.

– Zachowuj się, madame la marquise – rzekł z udawaną surowością. – Jeszcze nie koniec dnia.

– A czy to nas kiedykolwiek powstrzymywało? – rzuciła z figlarną miną.

Zachichotał.

– Dziś jednak będzie musiało. Mam wrażenie, że kardynał przez cały czas stoi gdzieś z boku i nam się przygląda. Dostarczmy ich bezpiecznie na miejsce, a wtedy się zabawimy, madame.

– On ją kocha – zauważyła. – A ona kocha jego. Zachowują się jak stare małżeństwo. Pamiętam, że moi rodzice się tak do siebie odnosili. To trochę smutne i wzruszające.

– Plotka głosi, że są małżeństwem już od wielu lat, ale nikt jeszcze tego nie dowiódł. Gdyby ktoś znalazł dowód na istnienie morganatycznego małżeństwa między królową Anną i Julesem Mazarin, to byłaby katastrofa.

– Dlaczego?

– Królowa była żoną Ludwika XIII przez dwadzieścia lat, nim na świat przyszedł ich pierwszy syn – wyjaśnił. – Wielu twierdziłoby, że Ludwik jest synem kardynała, a nie legalnym potomkiem Ludwika XIII.

– To niedorzeczne – odparła Autumn. – Królowa wtedy ledwie znała kardynała. Nie był dość wysokim urzędnikiem, by mógł przebywać w jej towarzystwie. Poza tym król wygląda jak żywa kopia ojca. Widziałam portret zmarłego króla, kiedy byłam w Chenonceaux.

– To prawda. Królowa jest kobietą honoru, ale wiesz dobrze, ma petite, że niektórzy ludzie nie dbają o fakty, gdy w grę wchodzi zdobycie władzy – rzekł Sebastian.

– Cieszę się, że wiedziemy spokojne życie na wsi – odparła.

– A mimo to kardynał wierzy święcie, że królewski dwór to jedyne miejsce, gdzie mogłabyś w pełni rozwinąć swój talent. Chciałabyś odwiedzić Ludwika?

– Może, pewnego dnia, kiedy odchowamy dzieci – powiedziała. – Do tego czasu Ludwik na pewno zdąży wybudować swój wymarzony pałac w Wersalu. To byłoby interesujące, mon coeur. Och, Lily, już jesteś – odezwała się do służącej. – Idź do kuchni i zanieś tacę z kolacją dla pana Mesa i królowej. W kuchni powiedz, że to jedzenie dla nas. Niech ci Marc pomoże. Pośpiesz się!

– Tak, proszę pani – powiedziała Lily i wyszła pośpiesznie.

– Marc ruszy dziś z nami. Będzie niósł latarnię i poprowadzi nas. Podróż będzie bardzo wolna, ale nie możemy być pewni, że kapitan d'Aumont nie będzie szuka! dalej. Nie wolno nam wzbudzać niepotrzebnego zainteresowania podróżą do Belle Fleurs.

– Nie powinnaś jechać – odezwał się w końcu jej mąż.

– Co? – rzuciła z oburzeniem.

– Im mniej będzie koni, tym lepiej, Autumn – rzekł Sebastian. – Gdyby muszkieterowie przybyli dziś do Chermont, mogłabyś ich zatrzymać. Kapitan zobaczy cię w zamku i to mu wystarczy, a jeśli Lily będzie się upierała, że nie wolno cię budzić, może zacząć coś podejrzewać. Sam zaprowadzę naszych gości do zamku twojej matki. Wiesz, że mam rację, chérie.

Autumn westchnęła. Miał rację, ale ta przygoda była taka ciekawa. Nie miała ochoty jej przerywać. Wiedziała jednak, że nie może narażać królowej i kardynała. Los władzy króla Ludwika zależał teraz od powrotu jego matki do Paryża i późniejszego spotkania z kardynałem. Skinęła głową i niechętnie przyznała rację mężowi:

– Wezmę kąpiel i będę czekała na twój powrót w łożu – rzekła.

Przyciągnął ją do siebie i mocno pocałował.

Madame, tymi słowami skusiłabyś nawet anioła. Wrócę do ciebie najszybciej jak będę mógł.

Gdy nadeszła pora wyjazdu królowej i kardynała z Chermont, markiz pożegnał ich w imieniu żony, życzył powodzenia i wyjaśnił, dlaczego nie będzie mogła im towarzyszyć. Kardynał zgodził się z nim.

– Muszkieter, kiedy czegoś szuka, jest jak pies myśliwski. Najlepiej, by pańska żona pozostała w domu.

Lafite zapewnił im przejście przez korytarze zamku bez świadków. Marc czekał z końmi przy stajni.

Podróż miała im zabrać kilka godzin, ponieważ musieli jechać wolno przez las, gdzie drogę miała im wskazywać latarnia Marca. Droga była żmudna. Od czasu do czasu słyszeli odgłosy leśnej zwierzyny. Owinięte szmatami kopyta końskie nie czyniły hałasu. Nim dotarli do Belle Fleurs, byli już prawie pewni, że kapitan d'Aumont nie zamierzał narażać swoich ludzi i postanowił zaczekać z poszukiwaniem zbiega do rana.

Gdy wynurzyli się z lasu i znaleźli tuż przy murach otaczających ogród, markiz zsiadł z konia i pomógł królowej uczynić to samo. Była już porządnie zmęczona. Własnym kluczem Sebastian otworzył bramę ogrodu i zaprowadził towarzyszącą mu dwójkę przez ogród do niewielkich drzwi, prawie całkowicie porośniętych bluszczem. Adali już na nich czekał. Skłonił się przed królową, a potem przed kardynałem.

– Moja pani wita państwa. Proszę iść za mną, zaprowadzę państwa do pokoi.

– Jak mamy ci dziękować? – zapytała królowa, ujmując dłonie Sebastiana. – Jeśli mamy więcej takich lojalnych przyjaciół, jak tu na prowincji, to korona Ludwika jest bezpieczna.

Markiz ucałował dłoń królowej.

Madame la reine, przyjemnością było służyć pani.

– Odezwę się jeszcze do pana, markizie – powiedział kardynał i wraz z królową ruszyli za Adalim.

– Nie mam co do tego wątpliwości, Wasza Miłość – odparł markiz z niezdecydowanym uśmiechem. Wyszedł na zewnątrz przez te same drzwi, którymi wszedł, i powrócił do Marca i koni. Do Chermont wrócili przed świtem.

Autumn powitała męża zaspanym mruknięciem: – Już świta.

Wyciągnęła do niego ręce, kiedy wchodził do łóżka.

– Tak, jest ranek – odparł i zaczął pieścić małe, okrągłe piersi.

– Hm – zachęcała go.

Rozwiązał wstążki koszuli nocnej i przesunął językiem między piersiami. Potem całował brodawkę, delikatnie smakował pachnącą skórę.

Wsunęła palce w jego włosy.

– Och, to miłe – powiedziała, czując, jak jego usta zaciskają się na jej ciele.

Przesunął głowę i zaczął pieścić drugą pierś, a ona westchnęła z rozkoszy.

Podciągnął do góry koszulę nocną i przykrył sobą jej ciało. Autumn przesunęła dłoń po jego długich plecach, gdy wsunął się w nią. Nie wstydziła się już swojej reakcji na jego pieszczoty i każdą z nich witała z entuzjazmem. Gdy w nią wchodził, była gorąca i mokra. Najpierw wsuwał się wolno, potem coraz szybciej i mocniej. Oplotła nogi wokół jego bioder i pojękiwała cicho, aż ich ciała jednocześnie ogarnęła niewysłowiona rozkosz. Przytuleni zasnęli, zadowoleni i zmęczeni, ale nie spali długo. Nagle usłyszeli dudnienie do drzwi, które po chwili otwarły się z łoskotem.

Sebastian d'Oleron usiadł zaspany i zupełnie zaskoczony, bo zauważył, że w sypialni stoją muszkieterowie.

– Co, do diaska…? – zaczął. Jego żona podciągnęła kołdrę, zakrywając nagie ciało. Oczy zaokrągliły jej się ze zdziwienia.

– Powiedziałem im, że państwo śpią – rzucił ze złością Lafite. – Zaproponowałem, że pójdę po państwa, gdy ten człowiek uparł się, że musi zobaczyć się z panem i madame la marquise. - Skinął w stronę kapitana d'Aumonta. – Ale on mi nie pozwolił. Kazał się zaprowadzić na górę.

– Już dobrze, Lafite. Kapitan d'Aumont działa w imieniu króla. Prawda, kapitanie? Powinienem jednak prosić pana o oddalenie pańskich ludzi. Lafite, wyprowadź panów z sypialni, zaprowadź do kuchni, daj im wina i coś do jedzenia. Proszę na mnie poczekać w salonie. Zaraz przyjdę tam z panem porozmawiać – zwrócił się do kapitana. Wyszedł z łóżka. Był nagi, ale pewny siebie i zachowywał się spokojnie. – Przestraszyliście moją żonę. Nie podobają mi się też pożądliwe spojrzenia pańskich ludzi skierowane w jej stronę. – Wsunął ręce w podbity futrem aksamitny szlafrok podany mu przez Lafite'a. Podszedł do drzwi. – Chodźmy, panowie – rzucił, a wszyscy mężczyźni ruszyli za nim.

Kiedy znalazł się w salonie w towarzystwie kapitana, odezwał się do niego:

– Rozumiem, że ta niepotrzebna inwazja na mój dom związana jest ze zniknięciem królowej. Jeszcze jej nie odnaleziono? Mówiłem już żonie, że pewnie Jej Wysokość oddaliła się do niepilnowanej przez nikogo części zamku. W końcu Chenonceaux to wielki budynek.

– Nie odnaleziono jej jeszcze – odparł kapitan.

– Więc przyjechał pan przeszukać mój dom – powiedział z rozbawieniem. – Ma pan na to moje pozwolenie, kapitanie.

Nalał sobie i gościowi wina. Podał kapitanowi puchar. Mężczyzna wziął srebrne naczynie i wzniósł, mówiąc:

– Za króla!

– Za króla! – powtórzył markiz i wzniósł swój kielich.

– Przeszukałbym pański dom i bez pozwolenia, ponieważ, jak pan wcześniej zauważył, jestem tu w imieniu króla. Jego matkę powierzono mojej pieczy, a teraz zniknęła. Król będzie bardzo zaniepokojony.

– Słyszałem z pewnego źródła, że król już jest zaniepokojony, kapitanie, ponieważ nie wie, gdzie znajduje się obecnie jego matka – rzekł spokojnie Sebastian.

– Ależ moje rozkazy pochodzą od króla! Była na nich królewska pieczęć – oburzył się muszkieter, nieco zbity z tropu. – Przecież król musi wiedzieć, gdzie jest jego matka. Mam rację?

– Może to właśnie ci sami ludzie, którzy przez wiele lat wzniecali zamieszki we Francji, teraz podejmują decyzje za niego. Tylko królowa i kardynał trzymali ich z daleka od młodego króla. Nie jest pan głupi, kapitanie d'Aumont. Wie pan, jak bardzo niektórzy pragną władzy. Król jest jeszcze chłopcem. Zasiadł na tronie, ale ciągle w pełni nie dzierży władzy. Czyż podczas swojej koronacji nie prosił matki, by pozostała przy nim jako jego prawa ręka. Moja żona uczestniczyła w uroczystości i powtórzyła mi jego słowa. Zadaj sobie pytanie, kapitanie, dlaczego tak lojalna, oddana synowi kobieta postanowiła w najważniejszej chwili jego życia go opuścić? Nie szukałbym spisku pośród sąsiadów na prowincji, ale wśród tych, którzy na samym szczycie knują, by posiąść większą władzę, wykorzystując w tym celu młodego króla. Zniknięcie królowej jest korzystne dla nich, a nie dla ludzi z prowincji, to sprawa oczywista. My uprawiamy winorośle i robimy wino. Polityka nas nie interesuje i nie mieszamy się w jej sprawy.

Kapitan był już nieco zmieszany, ale powtarzał uparcie:

– Muszę przeszukać pański dom i każdy zamek w pobliżu Chenonceaux. To należy do moich obowiązków.

– Jak pan chce, kapitanie, ale teraz proszę mi wybaczyć, pójdę do żony. – Odstawił kielich, uśmiechnął się i poszedł do sypialni.

Zamknął za sobą drzwi i poczekał, aż w salonie rozlegnie się dźwięk otwierania, a potem zamykania drzwi. Po chwili wyjrzał i sprawdził, czy muszkieter opuścił prywatny salonik jego żony. W oczach Autumn dostrzegł zdziwienie. Przyłożył palec do ust w geście ostrzeżenia. Potem wszedł do łóżka, wziął żonę w ramiona i pocałował czule, pieszcząc jednocześnie dłonią jej pierś.

Autumn odsunęła jego dłoń.

– Nie mogę – szepnęła. – Nie mogę, kiedy ci ludzie są w naszym domu, Sebastianie!

Pocałował jej dłoń, roześmiał się i skinął głową.


*

Na początku stycznia przybył z Paryża posłaniec z podarkiem od króla dla markiza i markizy d'Auriville. Była to srebrna solniczka z pozłacanymi zdobieniami i wygrawerowanymi herbami królewskim i d'Auriville. Do podarku dołączono niewielki liścik, na którym napisano tylko: Dziękuję, Ludwik. W połowie lutego dotarły wieści, że pod koniec stycznia król powitał kardynała Mazarina w Poitiers. Kardynał przybył na czele dwuipółtysięcznej armii ludzi – tysiąc pięćset piechoty i tysiąc jazdy.

Kardynał natychmiast zaczął wzmacniać swoją władzę i w imieniu króla aresztował jego wrogów, uspokajał lojalnych królowi polityków i umacniał Francję. Ci, którzy tak uparcie walczyli przeciwko kardynałowi, zostali w końcu zmuszeni do uznania, że nie da się go pokonać. Zrozumieli, że ten człowiek zrobi co tylko w jego mocy, by uczynić z Ludwika XIV silnego i dobrego króla, a każdy, kto stanie mu na drodze, zostanie bez wahania zniszczony.

Nadeszła wiosna i winnice znów się zazieleniły. Minęło lato i jesienią natura przyniosła im dobre zbiory i wyśmienite wino. Był początek kolejnego roku i Autumn, ku swojej wielkiej radości, zrozumiała, że jest brzemienna. Po kilku pierwszych miesiącach mdłości poczuła się doskonale i rozkwitała, przesiadując w ogrodzie, szyjąc maleńkie ubranka dla dziecka i rozmawiając z matką i dwiema ciotkami z Archambault. Śmiała się, kiedy matka powiedziała, że zrobiła się okrągła, jak winogrono.

– To cudowne czuć w sobie nowe życie, mamo – powiedziała. – Będę miała mnóstwo dzieci!

W drugą rocznicę ślubu markiza i markizy d'Auriville, trzydziestego września tysiąc sześćset pięćdziesiątego trzeciego roku Autumn z łatwością urodziła córkę.

– Chłopiec urodzi nam się za rok – powiedziała uszczęśliwionemu małżonkowi, który ani trochę nie był rozczarowany, widząc ciemnowłose maleństwo. – Nazwiemy ją Madeline Maria.

– Dlaczego? – zapytał zaciekawiony.

– Ponieważ dwie ostatnie królowe, które Francja dała Szkocji, nazywały się Madeline i Maria. La petite Madeline była córką króla, ale umarła, nie będąc w stanie przetrwać ciężkiej, szkockiej zimy. Maria na cześć Marie de Guise, matki naszej królowej Marii i Jakuba Stuarta. Przez jakiś czas była królową Francji. Na ich cześć chciałabym nazwać naszą córkę Madeline Maria.

– Mademoiselle Madeline d'O1eron – powiedział cicho. – Podoba mi się.

Ojciec Bernard ochrzcił dziecko, madame de Belfort i madame St. Omer były matkami chrzestnymi maleństwa, ale wybór ojca chrzestnego dla córki zaskoczył wszystkich.

– Chce żeby nim był Adali – postanowiła. – Jest takim samym dobrym chrześcijaninem jak my i znam go całe moje życie. Madeline nie mogłaby sobie życzyć lepszego ojca chrzestnego.

Staruszek stał dumnie w kaplicy w Chermont podczas chrztu Madeline. Modlił się, by mógł żyć dość długo, by zobaczyć, jak to dziecię dorasta, ale wiedział, że gdyby Bóg spełnił jego prośbę, byłby to cud. Co prawda cuda się zdarzały, ale w tych czasach były już prawdziwą rzadkością.

Gdy nadszedł czas pierwszych urodzin Madeline, dziewczynka była tłuściutkim bobasem z ciemnymi włosami i szaroniebieskimi oczyma. Chodziła już sama i była bardzo uparta. W swoje drugie urodziny biegała i bez przerwy mówiła. Oboje rodzice uwielbiali ją. Kochał ją każdy, kto ją znał, bo Madeline mimo swego uporu była naprawdę uroczym dzieckiem. To prawda, że zawsze dostawała to, co chciała i wtedy, kiedy chciała, ale nigdy nie obrażała się na nikogo, nawet jeśli odmawiano jej spełnienia próśb i żądań.

Autumn znów była brzemienna. Dziecko miało urodzić się wiosną. Kilka dni przed trzecimi urodzinami córki z winnicy przybiegł parobek, wołając madame la marquise. Tuż za nim Lafite dostrzegł kilku innych parobków, niosących coś na rękach. Gdy się zbliżyli, służący poczuł, że serce mu zamarło. Jego pani wybiegła z domu. Po chwili Lafite usłyszał rozdzierający serce krzyk.

Parobkowie nieśli na noszach Sebastiana d'O1eron. Wnieśli go do środka, a tuż obok nich biegła pobladła na twarzy Autumn. Trzymała męża za rękę.

– Poślijcie po moją matkę – krzyknęła do Lafite'a. – I po doktora, jeśli mieszka jakiś w pobliżu. Na górę – rozkazała parobkom i wskazała schody.

Mężczyźni położyli markiza na łożu. Lily i Orange obie wybuchły płaczem, kiedy go zobaczyły. Autumn spojrzała na nie ze złością.

– Wasze płacze tu nic nie pomogą – rzuciła. – Pomóżcie mi go rozebrać. Marc, przynieś koszulę nocną z szafy pana. – Pochyliła się nad mężem. – Już, już, mon coeur. Wszystko będzie dobrze. Gdzie cię boli?

Sebastian z trudem podniósł dłoń i wskazał tors. Orange przyniosła niewielki kielich z winem, a Autumn pomogła mężowi podnieść się na tyle, by wypił trochę wina.

Kobiety wspólnie rozebrały markiza i założyły mu nocną koszulę.

Sebastian chwycił dłoń Autumn.

– Ja… ja… umieram – wykrztusił z trudem. Sam przez chwilę był zaskoczony tym, co powiedział, ale wiedział, że to prawda. – Poślij po… księdza – szepnął jeszcze.

– Pojadę – rzucił szybko Marc, nim Autumn zdążyła zaprotestować lub wydać mu rozkaz. Marc, choć sam przed sobą nie chciał tego przyznać, wiedział, że jego pan ma rację. Umierał. Wybiegł i odszukał Lafite'a. – Markiz chce widzieć księdza. Gdzie go znajdę?

– W kościele w Archambault – odparł służący.

Młody człowiek wbiegł do stajni, zabrał konia i ruszył galopem w stronę Archambault. W kościele znalazł ojca Hugo.

– Nasz pan, markiz d'Auriville, umiera, dobry ojcze. Prosi, byś natychmiast przybył. Weź mego konia. Ja pójdę do hrabiego. On mnie odwiezie.

Wybiegł z kościoła i odszukał hrabiego de Saville i jego siostry. Kiedy im powiedział, co się stało, hrabia kazał przygotować powóz dla sióstr, a sam razem z Markiem pobiegł do stajni po konia. Jechali jak najszybciej mogli w stronę Chermont.

– Czy on jeszcze żyje? – zapytał Lafite'a hrabia, gdy w towarzystwie Marca wszedł do domu. – Gdzie jest moja siostrzenica?

– Jeszcze żyje. Są z nim ksiądz i madame - odparł majordomus. – Posłano po madame la duchese, monseigneur.

– Wiesz, co się stało? – zapytał hrabia.

– Ogrodnik z winnicy powiedział, że markiz był z nim w polu, jak zwykle podczas zbiorów. Nagle chwycił się za lewe ramię. Na jego twarzy pojawił się wyraz bólu. Krzyknął i upadł na ziemię. Nie mógł wstać, więc przyniesiono go do domu.

– Zaprowadźcie madame Jasmine na górę, jak tylko przybędzie – rozkazał służącym Lafite.

W ciemnej sypialni paliły się tylko dwie świece. Markiz leżał w milczeniu na łóżku. Ojciec Hugo siedział obok i szeptał modlitwę. Autumn siedziała po drugiej stronie z kamienną twarzą, ale w jej oczach widać było cierpienie. Hrabia de Saville widział, że jego siostrzenica walczy, by nie wybuchnąć płaczem. Na jej kolanach siedziała córka. Madeline była dziwnie cicho, jakby wyczuła, że dzieje się w tej chwili coś strasznego. Hrabia położył dłoń na ramieniu siostrzenicy w geście pocieszenia.

Autumn spojrzała na niego i uśmiechnęła się słabo. Potrząsnęła głową i powiedziała:

– Nie rozumiem. To nie powinno się stać, oncle. Jak to możliwe?

– Nie wiem, Autumn – odparł szczerze, siadając obok niej na krześle podstawionym przez Lily.

Siedzieli w milczeniu, słuchając oddechu markiza, który z każdą chwilą stawał się cięższy. Autumn drżała, patrząc na męża, z którego na jej oczach uchodziło życie. Wszystko to było jak zły sen, a ona miała ochotę uszczypnąć się, by się obudzić. Byliśmy tacy szczęśliwi. Mieliśmy Madeline i dopiero co dowiedzieliśmy się, że na wiosnę urodzi nam się kolejne dziecko. On nie może umrzeć! Nie może! Ma przecież tyle powodów, by żyć, myślała Autumn i nagle przestraszyła się, bo poczuła na swoich dłoniach inne, zimne dłonie.

Ma chérie – powiedział Sebastian, a tym razem jego głos był znacznie silniejszy niż wcześniej.

Patrzyła na ukochaną twarz, ale wypowiadane przez niego słowa wcale do niej nie docierały. Uśmiechał się łagodnie i uścisnął jej dłoń resztkami sił.

Je t'aime, et notre Madeline aussi - rzekł. – Je t'aime.

Oczy Sebastiana zaszły mgłą, westchnął nagle i życie opuściło go ostatecznie.

Autumn uniosła dłoń do twarzy, by zdusić krzyk rozpaczy. Ksiądz wstał i uczynił nad zmarłym znak krzyża, po czym zamknął oczy nieboszczyka. Orange, niezwykle jak na nią przewidująco, zabrała Madeline z kolan matki i zaniosła śpiącą już dziewczynkę do sypialni. Gdy tylko drzwi się za nią zamknęły, Autumn zaczęła głośno i żałośnie szlochać. Lily stała nad nią bezradnie, nie mogąc jej w niczym pomóc.

Autumn spojrzała na księdza.

– Zmarł tak młodo, tak nagle, niespodziewanie. Dlaczego Bóg mi go zabrał, mon père? Proszę mi odpowiedzieć. Cóż to za Bóg, który zabiera rodzinie człowieka w kwiecie wieku, tak niespodziewanie, bez ostrzeżenia?

– Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie, madame la marquise. Wiem tylko, że wszystko, co Bóg czyni, ma swój powód, nawet jeśli teraz nie możemy tego zrozumieć – odparł ksiądz.

– Proszę to powiedzieć dziecku, które nie ma ojca – rzuciła z goryczą Autumn.

– Jeszcze kiedyś pani kogoś pokocha, madame la marquise – rzekł duchowny.

– Jak śmiesz mi to teraz mówić! Wynoś się! Wynoś! Już nigdy nikogo nie pokocham! Nigdy!

Загрузка...