CZĘŚĆ III

MADANIE LA MARQUISE 1656 – 1662

ROZDZIAŁ 13

– Nie możesz się tu wiecznie ukrywać – zwróciła się Jasmine do córki. – Sebastian nie żyje od roku. Musisz wrócić do Chermont. Madeline powinna wychowywać się w swoim domu, nie u babki.

– Gdym ja nie żyła, ty byś ją wychowywała, mamo – odparła wdowa.

– Tak, ale w Chermont, a nie w Belle Fleurs.

– Sama nie mogłaś mieszkać w Glenkirk po śmierci taty – oponowała Autumn.

– Mieszkałam tam ponad trzydzieści lat. Urodziłam tam dzieci i gdyby po śmierci twego ojca były jeszcze bardzo młode, zostałabym tam z nimi, bo jako potomkowie rodu Leslie powinni wychowywać się w Glenkirk. Rodzina Sebastiana żyła w Chermont przez wiele stuleci, a Madeline jest ostatnią z rodu. Nie sądzisz, że powinna znać swoje dziedzictwo?

– Wciąż widzę, jak go niosą z winnicy na noszach. Wciąż widzę, jak leży w naszym łożu i ledwie łapie oddech. Wciąż widzę, jak tam umiera.

Zaczęła szlochać. Płakała tak prawie codziennie od śmierci męża. Jezu! – pomyślała z irytacją Jasmine. Robi z tej żałoby swoje powołanie. Nie sądziłam, że jest taka wrażliwa. Śmierć ojca, śmierć Sebastiana i utrata drugiego dziecka to dla niej za wiele. Czy ja też byłam taka załamana, kiedy zmarł Jamal i straciłam dziecko? To było tak dawno, że już nie pamiętam. Jasmine wzięła głęboki oddech i odezwała się:

– Jutro wracasz do Chermont, Autumn. Jeśli przeraża cię własna sypialnia, zamknij ją i zajmij inną. Bóg jeden wie, że w Chermont jest ich dość. Pojadę z tobą i zostanę tam, póki się nie zadomowisz od nowa.

– Nie mogę – łkała Autumn.

– Na litość boską! Od roku wysłuchuję tego jęczenia! Dość tego, mon fille! Sądzisz, że łzy cokolwiek zmienią? Myślisz, że płacz sprowadzi Sebastiana z powrotem? Wydaje ci się, że kiedy on patrzy na ciebie z nieba, jest szczęśliwy, że podoba mu się twoje zachowanie? Zaniedbujesz córkę przez to użalanie się nad sobą. Nie jesteś pierwszą kobietą na świecie, która straciła męża i nie pierwszą, która straciła dziecko, którego się spodziewała. Moja babka opłakiwała sześciu mężów i po każdej z tych strat przetrwała, by potem znów kogoś pokochać. Z tobą też tak będzie, Autumn. Nie proszę cię, żebyś zapomniała o Sebastianie i o tym, jaka byłaś z nim szczęśliwa, ale to już skończone. Musisz żyć dalej!

– Nie możesz tego zrozumieć! – rzuciła rozpaczliwym tonem Autumn.

Jasmine uderzyła ją mocno w twarz.

– Jak śmiesz! – krzyknęła. Autumn przyłożyła dłoń do policzka.

– Mamo!

– Sądzisz, że moje życie zaczęło się z chwilą, gdy poznałam twego ojca? Zamordowano mi dwóch mężów, nim wyszłam za Jamesa Leslie. Jedno dziecko straciłam jeszcze w moim łonie, a drugie tuż po tym, jak nauczyło się mówić “mamo" Ta dziewczynka była tak słodka, że serce mi stawało za każdym razem, kiedy się uśmiechnęła. Ty urodziłaś się, kiedy już sądziłam, że nigdy nie będę miała dzieci. Byłaś radością dla mnie i swego ojca, ale ponieważ twoje rodzeństwo już dorosło, wychowałaś się jak jedynaczka. Do dziś nie wiedziałaś, co to smutek. Takie jest życie, Autumn. To nie romantyczna bajka. Bywa słodkie, ale bywa też gorzkie. Jeśli nie potrafisz tego przyjąć do wiadomości, może naprawdę powinnaś uschnąć z tęsknoty za mężem i osierocić swoją córkę.

– Mamo! – oburzyła się Autumn.

– Przestań się tak oburzać, ma fille. Idź i powiedz Lily, Orange i Marie, żeby zaczęły się pakować. Wyjeżdżamy jutro.

Autumn spojrzała na matkę i zrozumiała, że nie ma sensu się spierać, bo nic jej nie przekona. Dygnęła i wyszła z pokoju.

– Najwyższa pora na taką rozmowę – odezwała się ze smutkiem stara służąca. – Wszyscy ją strasznie rozpuściliśmy. Tak nas cieszyło, że w domu jest znów małe dziecko. W dzisiejszych czasach młode kobiety są zupełnie inne. Brak im siły charakteru.

Jasmine roześmiała się.

– Jest jeszcze młoda. Wydaje mi się, że jeśli przestaniemy ją niańczyć, sama stanie na nogi. Trzeba się spakować, jeśli mamy jechać z nią do Chermont. Rohana pojedzie ze mną, a ty, Toramalli, i inni pozostaną w domu. Nie trzeba, żebyście wszyscy znów zmieniali dom, zostanę najwyżej miesiąc. To wystarczy, żeby Autumn się usamodzielniła.

– Bez Red Hugha nigdzie pani nie pojedzie – rzuciła stanowczo Toramalli. – Dwie kobiety same w zamku, bez odpowiedniej opieki? Pan by nigdy na to nie pozwolił. My też nie. Nie możemy ufać tym Francuzikom w kwestii pani bezpieczeństwa.

– Czy kiedykolwiek przestaniesz się martwić o moje bezpieczeństwo, droga Toramalli? – zapytała Jasmine z uśmiechem.

– Urodziliśmy się, by pani służyć, milady. Ja, moja siostra i Adali będziemy ci służyć do śmierci.

Służba w Chermont prawie płakała z radości na widok swojej pani i malej Madeline. Widząc ich, Autumn zrozumiała, jaka była samolubna, izolując się od nich w żałobie. Lafite i inni znali Sebastiana od dnia jego narodzin. Na pewno pogrążyli się w żalu równie głębokim jak ona, a jeszcze zabrano im przyszłość Chermont, córkę Sebastiana i nie pozostawiono nadziei. Jasmine od razu zauważyła zmianę w zachowaniu córki i przyjęła to z ulgą.

Rozpakowały się, gdy pojawił się Lafite i powiedział, że przyszedł Michel Dupont, ogrodnik z winnicy, porozmawiać ze swoją panią.

– Ależ ja nie wiem nic na temat winnic – zastanawiała się na głos Autumn.

– Michel to dobry człowiek i można mu we wszystkim ufać – podpowiadał Lafite. – Jeśli będzie się pani chciała nauczyć, on z przyjemnością we wszystkim pomoże, madame la marquise. Mała panienka też musi się nauczyć, jak zarządzać swoim dziedzictwem. Mężczyźni z rodziny Dupont pracują w Chermont od stuleci, madame.

Niech wejdzie – rozkazała Autumn.

Michel Dupont był wysokim, krzepkim mężczyzną. Twarz ogorzała i pokryta zmarszczkami świadczyła o tym, że wiele godzin spędził na słońcu. Jasnobrązowe włosy przeplatała siwizna, a błękitne oczy, gdy na chwilę napotkały wzrok Autumn, zdały się łagodne. Skłonił się i z czapką w dłoni czekał, aż Autumn do niego przemówi.

– Czy zbiory idą dobrze? – zaczęła, starając się okazać zainteresowanie.

– Bardzo dobrze, madame la marquise - odparł z uśmiechem.

– Czy to będzie dobry rocznik?

– Bardzo dobry.

Po długiej ciszy Autumn odezwała się ponownie:

– Nie znam się na winnicach, ale wiem, że muszę się nauczyć, co trzeba, a kiedy panienka będzie starsza, ona też musi dowiedzieć się wszystkiego o wyrobie wina. Nauczysz mnie, co robić, Dupont?

– Z miłą chęcią, madame la marquise.

– Po co chciałeś się ze mną zobaczyć? – zapytała.

– Zbiory są w tym roku niezwykle bogate. Mamy więcej owoców, niż możemy przerobić. Archambault chce od nas kupić nadwyżki. Chciałem zapytać o pani zgodę, nim sprzedam.

– Więc nasza winnica jest za mała? – zainteresowała się nagle.

Michel Dupont skinął.

– Często się tak zdarza, że nie wszystko możemy przerobić – przyznał. – Pan markiz zajął się powiększaniem upraw, ale potem… – przerwał nagle i spojrzał na swoje mocno znoszone buty, by uniknąć dalszej rozmowy na temat zgonu swego pana.

– Czy są jakieś plany rozbudowy budynków?

Oui, madame la marquise.

– Jeśli mój mąż chciał powiększyć produkcję wina, to musimy koniecznie to zrobić – stwierdziła spokojnie Autumn. – Sprzedaj mojej rodzinie z Archambault surowiec, którego nie uda się przerobić, ale potem trzeba zacząć kopać fundamenty pod nowy budynek. Trzeba zdążyć, nim mróz skuje ziemię. Dzięki temu ludzie będą mieli co robić zimą, a w przyszłym roku zużyjemy całe zbiory. Jeśli nie ma dość pracowników, trzeba nająć nowych. Na pewno wielu ludzi się ucieszy, że będą mieli pracę w okresie zimy. O winnicy wiem niewiele, Michelu Dupont, ale o interesach sporo. Żeby mieć zyski, trzeba się rozwijać. Na obliczu ogrodnika pojawił się uśmiech. Skłonił się.

– Będzie, jak pani każe. Poinformuję panią o każdym kroku.

– Jeśli to już wszystko, możesz iść – powiedziała, gładząc fioletowy materiał sukni.

Była zadowolona z siebie. Wiedziała, że dobrze się spisała.

– Jeszcze jedna, mała rzecz, madame la marquise. Zechciałaby pani objechać winnice przed zakończeniem zbiorów? Mogłaby pani posadzić w siodle przed sobą mademoiselle. Ludzie poczuliby się lepiej. Niech mi wolno będzie wspomnieć, że oni też są w żałobie po stracie pana.

Autumn poczuła, że łzy napływają jej do oczu. Boże, naprawdę byłam samolubna. Zamrugała, by się nie rozpłakać, ale jedna łza i tak potoczyła się po policzku. Szybko ją wytarła.

– Tak, przyjadę jutro rano, Dupont. Skłonił się znów.

Merci, madame la marquise - podziękował i wyszedł z pokoju.

Autumn wstała i podeszła do okna. Winorośl przybrała w ciepłym, październikowym słońcu kolor spłowiałej żółci. Och, Sebastianie, pomyślała. Tak bardzo cię kochałam, ale mama ma rację. Odszedłeś i nikt, i nic mi cię nie przywróci. Muszę żyć dalej nie tylko dla siebie samej, ale też dla Madeline. Zamknęła na chwilę oczy i znów poczuła napływające łzy. Gdy je otworzyła, dwie słone krople spłynęły o policzkach. Adieu, mon coeur. Pora się pożegnać. Adieu! Odwróciła się od okna z dziwnym uczuciem, że lżej jej na sercu.

Jasmine natychmiast zauważyła zmianę zachowania córki. Nic nie powiedziała. Odnaleziono plany budowy i rozpoczęto pracę. Autumn była w Chermont już od tygodnia, gdy pewnego dnia przybył gość, jej dawny zalotnik, hrabia de Montroi. Jak zwykle zabawny, z błyskiem w niebieskich oczach powitał Autumn uśmiechem i żartem. Autumn śmiała się po raz pierwszy od dawna.

– Guy Claude, jak widzę, nic się nie zmieniłeś – powiedziała, chichocząc. – Co cię sprowadza do Chermont?

– Przywożę ci zaproszenie, ma belle. Król właśnie przybył do Chambord na polowanie i pragnie cię zobaczyć. Chérie, jak ci się udało na tej prowincji zwrócić na siebie uwagę króla? – zapytał hrabia, biorąc z rąk służącego kielich z winem.

– Nie wiem, czy zwróciłam na siebie jego uwagę – odparła. – Poznałam go kilka lat temu, kiedy był jeszcze dzieckiem, bezczelnym dzieckiem.

– Wciąż jest taki w stosunku do kobiet – przyznał hrabia. – Ale nie jest już dzieckiem. Ma osiemnaście lat i jest dorosłym mężczyzną. Kobiety rzucają się na niego. Królowa i kardynał dzień i noc dokładają starań, by go ożenić. Chociaż to pewnie nie powstrzyma go przed uganianiem się za spódnicami. Jest w nim krew Henryka IV i Franciszka I. To gorąca krew. – Upił łyk wina. – Doskonały rocznik – obwieścił. – To wasze czy z Archambault?

– Nasze.

– Współczuję ci z powodu straty męża.

– Jakoś żyję – odparła oschle.

– Co mam powiedzieć królowi?

– Powiedz, że musi mi wybaczyć, ale wciąż jestem w żałobie po mężu. Dziękuję mu bardzo za zaproszenie i za pamięć, ale nie będę miłym towarzystwem.

Hrabia spojrzał na nią zaniepokojony.

– Chyba nie powinnaś odmawiać królowi, Autumn.

– Moim zdaniem król nie powinien przerywać mojej żałoby.

– Ale markiz nie żyje już od ponad roku. Rok to chyba wystarczający czas na żałobę po mężu. Król na pewno będzie tego zdania, Autumn.

– Król może sobie myśleć, co chce. Nie pojadę do Chambord. To niemożliwe!

– Więc przekażę mu wiadomość, chérie - odparł niechętnie hrabia de Montroi. – Wydaje mi się, że nie będzie zadowolony.

– Nie sądzę, by odmowa od zwykłej prowincjonalnej wdowy miała dla niego jakieś znaczenie – rzekła z uśmiechem. – Po prostu starał się być uprzejmy. Na pewno inni również otrzymali takie zaproszenia. Nikt nie zauważy i nawet nie wspomni, że mnie nie ma.

Hrabia de Montroi odjechał niepocieszony. Ludwik być może spotkał Autumn tylko raz, ale zdecydowanie wywarła na nim wrażenie. Przez całą drogę z Paryża mówił jedynie o pięknej wdowie z Chermont. Pamiętał dokładnie rysy jej twarzy, dziwny kolor oczu, świeży, doskonale skomponowany zapach perfum. Hrabia zrozumiał, że Ludwik pragnął czegoś więcej, niż tylko osobiście przekazać wdowie wyrazy współczucia. Prawdopodobnie chciał mieć ją w swoim łożu, a ona, ponieważ pozostała wciąż niewinną osóbką, nie zrozumiała intencji monarchy. Guy wiedział już, jaka będzie reakcja króla na odmowę. Ludwik na pewno nie będzie zadowolony.

Miał rację. Nie był.

– Powiedziała, że nie przyjedzie? – zapytał, zupełnie zaskoczony. Kobiety nie odmawiały niczego królowi Ludwikowi.

– Dziękuje Waszej Królewskiej Mości za zaproszenie, ale wciąż jest w żałobie po mężu. Zdziwiła się, że Wasza Wysokość ją pamiętał – powiedział hrabia.

– Jak wygląda?

– Jest jeszcze piękniejsza niż kiedyś, panie – odparł szczerze. – Skórę ma białą i gładką jak jedwab, a oczy jak drogocenne kamienie, niezmiennie fascynujące.

– Co miała na sobie? – padło pytanie.

– Suknię z granatowego jedwabiu, prostą, bez ozdób. Włosy ma wciąż długie i nosi je upięte w kok, jak dawniej.

Ludwik westchnął ciężko.

– Mogę sobie to wyobrazić. Wciąż czuję jej zapach, kapryfolium i wiciokrzew. To takie angielskie. Żadna Francuzka nie odważy się skropić czymś tak prostym, a mimo to nie mogę zapomnieć jej perfum.

– Przykro mi, Wasza Wysokość – odezwał się hrabia.

– Niepotrzebnie. Jutro pojedziemy do Chermont i przekonamy oporną wdowę, że nie powinna odmawiać królowi, gdy ją zaprasza – rzekł Ludwik z uśmiechem. – Pragnę jej, Montroi, i będę ją miał. Zalecałeś się kiedyś do niej. Nie całowałeś jej? Nie pieściłeś jej pięknych piersi?

– Owszem, zalecałem się, Wasza Wysokość, ale Autumn nigdy nie brała poważnie mojej kandydatury, a ja nie próbowałem się z nią spoufalać. To byłoby nie do pomyślenia. Była dziewicą, panną z dobrego domu, z nieskazitelną reputacją. Poza tym, gdy tylko spojrzała na Sebastiana d'O1eron, nikt już nie miał szansy – wyjaśnił. Guy wolał, żeby król nie widział w nim rywala. – Autumn i ja jesteśmy tylko przyjaciółmi. Mówi, że ją rozśmieszam, a żadna kobieta nie traktuje poważnie mężczyzny, który ją rozśmiesza – zakończył z zuchwałym uśmiechem. Król roześmiał się.

– Może, ale niekoniecznie, Montroi. Jutro pojedziesz ze mną.

To nie była prośba, tylko rozkaz i hrabia de Montroi mógł jedynie skłonić się uniżenie.

– Jak sobie Wasza Królewska Mość życzy.

– Musimy nauczyć madame la marquise, co znaczy posłuszeństwo i to na twoim przykładzie, mój drogi hrabio. – Zamyślił się na chwilę. – Jest zimna czy namiętna? – zapytał sam siebie. – Próbowałem ją uwieść, nim jeszcze zostałem królem, ale stanowczo mi odmówiła. Nigdy nie zapomniałem, jaka była ponętna. Wygląda na to, że teraz mężczyźni są jej obojętni.

– Ma złamane serce, Wasza Wysokość – podpowiadał hrabia.

– Więc będę musiał je naprawić – odparł Ludwik z uśmiechem.

– Znam dobrze kobiety, Wasza Wysokość i po tylu latach doświadczeń z nimi mogę śmiało powiedzieć, że Autumn będzie się opierała i twoje zaloty, panie, tylko ją rozzłoszczą.

– Będę musiał ją przekonać, Montroi. Trzeba będzie powoli rozpalać w niej ogień namiętności, by wybuchł w odpowiedniej chwili. Madame la marquise będzie moja!

Guy Claude d'Auray walczył w duchu ze sobą. Zastanawiał się, czy nie posłać Autumn wiadomości z ostrzeżeniem, że król zjawi się jutro. W końcu jednak stwierdził, że lepiej będzie, jeśli zachowa dyskrecję. Stał się zaufanym Ludwika i cenił sobie to. Nawet gdyby ostrzegł Autumn o przybyciu króla, nic by to nie pomogło. Ludwik zawsze będzie miał to, czego pragnie. Kobieta mogła opierać się mu przez jakiś czas, ale w końcu i tak musiała ulec i pewnie będzie się w końcu dobrze bawiła. Król, mimo zaledwie osiemnastu lat, miał już reputację doskonałego kochanka.

Wyruszyli do Chermont o świcie. Podróż z Chambord miała im zająć kilka godzin. Dzień był słoneczny. Wiał lekki wiaterek. W mijanych po drodze winnicach zbierano właśnie owoce i powietrze przepełniał słodki zapach winogron. Ludwik był w szczególnie dobrym nastroju, bo nie mógł się już doczekać spotkania z Autumn. Ona mogła się trochę zmienić, ale on sam zmienił się nie do poznania. Madame la marquise czeka wielka niespodzianka.

– Król? – zdziwiła się Autumn, podskoczyła na równe nogi i pobladła. Zakręciło jej się w głowie i schwyciła się oparcia fotela. – Mamo?

– Proszę wprowadzić Jego Wysokość, Lafite – odparła spokojnie Jasmine.

– Natychmiast, madame la duchese - powiedział majordomus i szybko wyszedł z salonu.

Autumn odruchowo poprawiła włosy. Przygładziła spódnicę likwidując nieistniejące zagięcia.

– Cóż to znaczy, mamo? – szepnęła.

– Chyba wiesz, co to znaczy? – odezwała się. – Panuj nad sobą, ma fille. Pamiętaj, że ten młodzieniec jest królem.

Otworzyły się drzwi salonu i wszedł Ludwik. Oczy Autumn zaokrągliły się ze zdziwienia. Skłoniła się nisko i nie wstawała, póki król nie podał jej ręki.

– Witamy w Chermont, Wasza Królewska Mość – powiedziała nerwowo.

– Dziękuję, madame la marquise - odparł, ale nie wypuścił jej dłoni. Zwrócił się do hrabiego: – Nie kłamałeś, Montroi, madame la marquise jest jeszcze piękniejsza niż dawniej. – Położył sobie dłoń Autumn na przedramieniu i uśmiechnął się do Jasmine. – Madame la duchese, od razu widać, po kim pani córka dziedziczy urodę.

– Dziękuję, Wasza Wysokość za ten miły komplement – odparła Jasmine i skłoniła się. – Moja córka zapomniała o dobrych manierach. Może wina?

Uśmiechnęła się i skinęła na służącego. Król zaprowadził Autumn do kozetki, usiadł i przyciągnął ją, by usiadła obok. Przyjął podany kielich, ale nim podano wino Autumn, przyłożył swój kielich do jej ust, zachęcając do wypicia. Kiedy to uczyniła, sam też się napił. Zachowywał się, jakby nikogo prócz nich nie było w salonie.

– Cieszę się, że cię znów widzę, ma bijou - szepnął łagodnym, pieszczotliwym tonem.

Hrabia de Montroi podał ramię księżnej. Glenkirk i wyprowadził ją z salonu, skinąwszy uprzednio do służącego, by poszedł za nimi. Autumn usłyszała trzask zamykanych drzwi i wpadła w panikę, gdy zauważyła, że wszyscy wyszli. Próbowała wstać ze swego miejsca, ale król ją powstrzymał.

– Dlaczego się mnie boisz? – zapytał. – Chcę cię tylko kochać, ma bijou.

– Jak śmiesz się tak do mnie odzywać? – zaczęła Autumn, ale król przyłożył dwa palce do jej ust, by stłumić protest.

– Jestem twoim królem, madame. Musisz mi być we wszystkim posłuszna – rzekł i przesunął palcami po jej policzku. – Montroi ma rację. Masz skórę jasną jak biały jedwab.

Ujął jej brodę dłonią i delikatnie dotknął ustami jej ust.

Autumn wytrzeszczyła oczy ze zdziwienia.

– Byłeś, panie, bezczelnym chłopcem i jak widzę, niewiele się zmieniło.

– Tylko że teraz jestem już mężczyzną, madame. Pragnąłem cię jako chłopiec i teraz, gdy jestem mężczyzną, nic się nie zmieniło. Wciąż cię pożądam, ma bijou.

– Nie jestem żadnym klejnotem – rzuciła. Ludwik roześmiał się.

– Masz zamiar opierać się królowi, madame? Zawsze bardziej zależało mi na trudnych niż łatwych podbojach.

– To twoje zamiary są niesłuszne – odparła ze złością. – Jestem szanowaną wdową, Wasza Wysokość, a nie paryską ladacznicą, której można podarować kilka monet lub klejnot. Nie jestem też żadną z tak zwanych dam dworu, które w twoim łożu szukają przywilejów. Odmówiłam zaproszenia. Jak, śmiesz, panie, przybywać do mego domu i nachodzić mnie w nim!

– Mówisz bez ogródek, madame la marquise, więc ja też będę szczery. Ty, i twoja córka jesteście moimi poddanymi. Jesteś mi winna posłuszeństwo i nie pozwolę, byś mi się sprzeciwiła. Rozumiesz, madame la marquise"} Będziesz musiała się ugiąć!

Autumn wybuchnęła płaczem, a król wiedział już, że wygrał. Kobieta, która nie miała się jak bronić, zawsze zaczynała płakać. Objął ją ramieniem i pogładził po ciemnych włosach.

– No już, ma bijou, nie będę dla ciebie niedobry. Uwielbiam cię. Nie opuszczasz moich myśli od tego popołudnia w Chenonceaux przed pięcioma laty. Tak tęskniłem za tymi ustami, tak bardzo chciałem przytulić do siebie twoje cudowne ciało. Wiele razy myślałem w nocy o tym, jak by to było mieć cię pod sobą, wchodzić w ciebie powoli, sprawiać, byś szlochała z rozkoszy. Nie opieraj się, Autumn. Pozwól mi się kochać, bo tak być powinno.

– Jak możesz mnie zmuszać do zdradzenia męża?

– szlochała dalej.

– Nie możesz zdradzać kogoś, kto nie żyje, ma bijou – szepnął jej łagodnie do ucha i pocałował je delikatnie. Ostrożnie zaczął językiem badać jego powierzchnię, a Autumn zadrżała. – Nie jesteś zakonnicą – rzekł łagodnie i przez jedwab sukni pieścił jej pierś.

– Proszę, nie! – westchnęła.

W odpowiedzi ujął palcami jej brodę i pocałował w usta. Czuł, jak jej miękkie usta poddają się, a po chwili oddają pocałunek. Rozdzieliły się i oddechy obojga połączyły się nagle. Odnalazł językiem jej język. Pod dotykiem zadrżała i odpowiedziała pieszczotą na pieszczotę. Zakręciło jej się w głowie i z głośnym westchnieniem osunęła się na odziane w aksamit ramię króla.

Ludwik jęknął głośno. Wyglądało na to, że czas nie zmniejszył jego pożądania do tej pięknej kobiety. Czuł, jak jego członek naciska na materiał spodni. Ledwie mógł się powstrzymać, by jej nie wziąć tu, w salonie, na kozetce. Nie broniłaby się nawet. Postanowił jednak, że tak się nie stanie. Planował uwiedzenie jej od dnia, gdy dowiedział się o śmierci Sebastiana d'L1eron. Chciał, aby pierwsze z nią zbliżenie odbyło się wśród kwiatów i świec. Pragnął położyć ją na poduszkach i pieścić do chwili, gdy zacznie go błagać, by ją posiadł. Nie miał zamiaru zadzierać jej teraz spódnicy na tej starej, skrzypiącej kozetce.

Pochylił się i delikatnie pocałował ją w usta. Gdy zamknęła oczy, odezwał się:

– Wszystko będzie dobrze, ma bijou. Pojedziesz ze mną do Chambord i będziemy razem cieszyć się każdą chwilą naszej idylli. Otwórz już oczy, chérie.

Posłusznie wykonała rozkaz, a on z zachwytem patrzył w oczy, z których jedno było szmaragdowe, a drugie turkusowe. Wyraz twarzy miała poważny.

– Masz zamiar zrobić ze mnie swoją kochankę, Wasza Wysokość? Czy nic nie odwiedzie cię od tego zamiaru? Kiedy już będziesz usatysfakcjonowany, co wtedy? Kto będzie chciał się ze mną ożenić? Gdybym chciała wyjść jeszcze za mąż, choć nie chcę, nikt nie będzie mnie cenił.

– Nie jest wstydem bycie metresą króla, ma bijou – powiedział Ludwik rzeczowym tonem. – Kochanki króla to najbardziej pożądane i cenione żony, zwłaszcza jeśli były dość mądre, by zachować królewską przyjaźń po tym, jak minęła namiętność.

– Bardzo mnie to pocieszyło – odparła, usiadła prosto i roześmiała się.

– Jeszcze dziś pojedziemy do Chambord – zdecydował Ludwik.

– Nie. Przyjadę jutro, jak należy, swoim powozem, ze służbą i kuframi z odzieniem. Kto jest twoim gościem?

– Kilku przyjaciół, dżentelmenów – odparł.

– Żadnych kobiet? – zdziwiła się.

– Przyjechaliśmy na polowanie, ma bijou. Potrząsnęła głową.

– Skoro już masz swoją ofiarę, będzie siedziała przy stole w jadalni i zachowywała się jak pani domu. Masz szczęście, Wasza Wysokość, bo przywykłam w domu ojca do tego, że ja i moja matka byłyśmy jedynymi kobietami poza służbą. – Nagle przypomniała sobie o czymś: – Mama musi jechać ze mną, żeby wszystkiemu nadać pozory przyzwoitości. Wasza Wysokość, jeśli chcesz mnie mieć w swoim łożu, pozwól mi przynajmniej na zachowanie pozorów. Ludzie mogą sobie myśleć, co chcą, ale jeśli mama będzie ze mną, nigdy do końca nie będą pewni, czy byłam w twoim łożu.

– Czy to dla ciebie takie ważne, ma bijou? - zapytał.

– Tak, Wasza Wysokość, bardzo ważne – odparła spokojnie.

– Więc twoja mama pojedzie do Chambord – postanowił. – A teraz pocałuj mnie w podzięce. Otwórz usta, żebym mógł dotknąć językiem twojego języka. Och, ileż to pieszczot będę mógł cię nauczyć, ma bijou! Nauczę cię rzeczy, których pewien jestem, że twój dobry mąż nie chciał uczyć swojej szanowanej francuskiej żony. Nie wątpię, że będziesz doskonałą uczennicą. Jesteś niezwykle namiętna, Autumn. Chętnie ogrzeję się przy ogniu twojej namiętności. – Pocałował ją znów i po chwili podskoczył z uśmiechem. – Zmieniłem się, prawda?

– Kiedy cię ostatnio widziałam, byłeś jeszcze chłopcem. Owszem, zmieniłeś się, Wasza Wysokość. Jesteś przystojnym mężczyzną, ale ja wciąż jestem od ciebie siedem lat starsza.

– Pamiętasz tę historię o Diane de Poitiers, która była pierwszą właścicielką Chenonceaux? – zapytał.

Autumn uśmiechnęła się.

Oui, Wasza Wysokość, pamiętam. Więc ja mam być teraz twoją Diane?

– Nie będziesz nieszczęśliwa, ma bijou - obiecał. Skłonił się elegancko i wyszedł z salonu.

Autumn westchnęła. Zaskoczyły ją wydarzenia kilku ostatnich minut. Ludwik naprawdę się zmienił. Był mężczyzną średniego wzrostu, niezbyt barczystym, miał długie, czarne włosy i piwne oczy o ciepłym wyrazie. Twarz miał raczej pociągłą, orli nos, a tuż pod nim znajdowały się wydatne usta. Tak bardzo różnił się wyglądem od Sebastiana. Otworzyły się drzwi salonu i weszła jej matka.

– Co się stało? – zapytała Jasmine.

– Odjechali?

– Tak, król uśmiechał się pod nosem, wsiadając na konia. – Usiadła obok niej na kozetce. – Opowiadaj.

– Chce ze mnie uczynić swoją kochankę – odparła szczerze. – Obiecałam, że przyjedziemy do Chambord, ale co ja mam właściwie robić, mamo?

– Nie masz wyjścia, ma fille - rzekła Jasmine. – Gdybyś tu była tylko jako cudzoziemka, i tak byłabyś zdana na łaskę króla. Jako wdowa po Sebastianie, który był Francuzem, jesteś Francuzką, więc musisz słuchać swego suwerena.

Autumn przygryzła wargi.

– Mogłybyśmy wrócić…

– Nie możemy wrócić do domu, póki siły Cromwella wciąż rządzą Anglią. Zostaniemy tu, póki król Karol nie odzyska tronu – stwierdziła spokojnie Jasmine. – Mogłybyśmy wyjechać do Niderlandów, albo do Rzymu, ale co z Madeline? Czy ma stracić prawo do Chermont? Zaryzykujesz jej spadek po ojcu z powodu takiej sprawy? Nie jesteś już dziewicą, broniącą swojej czystości, ma fille. Jesteś kobietą, a kobiety muszą czasami dokonywać niemiłych dla nich wyborów.

– Czy tak było z tobą i księciem Henrykiem, mamo? – zapytała z zaciekawieniem Autumn.

Jasmine potaknęła.

– Uważałam, że jest przystojny i czarujący, ale oburzyło mnie, gdy dowiedziałam się, czego ode mnie oczekuje. Pamiętam jak mój ojczym, hrabia BrocCairn powiedział mojej matce, że czarujący, przystojny mężczyzna chce się ze mną kochać, a ja muszę ulec temu, co nieuniknione. Zbeształ mnie za moją pruderię, jak to nazwał. Stwierdził tylko, że nikt nie oczekuje, że oddam za to życie lub majątek. Gdyby Alex nie zamknął mnie w Cadby w moim pokoju, pewnie bym uciekła – zaśmiała się na to wspomnienie. – Och, byłam na niego wściekła. Rzuciłam w niego wazonem z kwiatami. O ile pamiętam, to były róże. Byłam taka zła. Przyszedł książę Henryk i nim się zorientowałam, uwiódł mnie. Był taki czarujący. Twój brat Charlie jest równie uroczy – stwierdziła z uśmiechem.

– Kochałaś go, mamo?

– Tak, ale nigdy mu o tym nie powiedziałam. Widzisz, moja droga, mimo iż byłam córką monarchy, wedle standardów angielskich moje pochodzenie było raczej wątpliwe. Tylko w Indiach byłam kimś ważnym. Henryk mnie kochał, ale nigdy by mu nie pozwolono się ze mną ożenić. Gdybym przyznała, że go kocham, nigdy nie ożeniłby się z księżniczką o odpowiednim pochodzeniu. Koniec końców, nie miało to żadnego znaczenia, bo zmarł nagle po narodzinach Charliego. Jego młodszy brat został królem. To niefortunne zrządzenie losu. Król Ludwik jest jeszcze bardziej bezpośredni niż mój książę, ale jest przecież królem. Nie znalazłaś się w tej sytuacji z własnej woli, Autumn, ale to ty musisz jakoś rozwiązać ten problem.

– Co byś zrobiła, mamo, gdybyś była na moim miejscu? – zapytała z poważną miną Autumn. – Oddałabyś się temu mężczyźnie?

– Tak – odparła Jasmine równie poważnie. – To sytuacja tymczasowa, Autumn. Królowa i kardynał starają się ożenić Ludwika, by dał Francji legalnego potomka najszybciej jak to możliwe. Są już dwie kandydatki do miejsca u boku króla: księżniczka hiszpańska Maria Teresa i księżniczka Marguerite de Savoy. Jeśli nawet król znajdzie sobie teraz kochankę, gdy tylko się ożeni, będzie musiał ją oddalić. Król nie powinien zawstydzać królowej utrzymywaniem oficjalnej metresy. Kuzynki mówiły mi też, że siostrzenica kardynała, Marie Mancini, również wpadła w oko królowi. Ten król cię nie weźmie sobie na zawsze, zaledwie dostarczy ci na krótko przyjemnej rozrywki. Nie byłaś z nikim prócz Sebastiana, niech Bóg ma jego duszę w opiece. Teraz masz możliwość sprawdzić, jak jest z innym mężczyzną, nim pewnego dnia powtórnie wyjdziesz za mąż. Nieważne, co teraz o tym myślisz, ma fille, kiedyś na pewno kogoś pokochasz.

– Mamo, bardzo mnie zadziwiasz. Nigdy nie sądziłam, że usłyszę od ciebie takie stwierdzenie.

Jasmine zaśmiała się wesoło.

– Dlaczego dzieci zawsze sądzą, iż rodzice nie prowadzili ciekawego życia przed ich narodzinami? Kiedy się urodziłaś, miałam czterdzieści jeden lat. Wiodłam dość interesujące życie, nim ty się w nim pojawiłaś. Przyznaję, od twoich narodzin było raczej spokojne, ale te lata nie zmieniły mnie w głębi duszy. Mój charakter i zachowanie wynikają z tego, kim byłam przez całe życie. Wiesz tylko, że urodziłaś się w Maguire Ford w Ulsterze. A wiesz, że urodziłaś się za wcześnie? A wszystko dlatego, że kilka godzin przed porodem odparłam cały tłum wściekłych i żądnych krwi mężczyzn.

– Nigdy mi o tym nie mówiłaś – stwierdziła zaskoczona Autumn.

– Nie musiałaś o tym wiedzieć. Mówię ci to teraz, ponieważ chcę, żebyś zrozumiała, że życie jest nieprzewidywalne. Ma swoje zwroty, mniej i bardziej gwałtowne, jak każda droga. Jak dotąd udało ci się iść prostą ścieżką, ma fille. Z Ludwikiem twoja droga stanie się stroma i kręta. Musisz stąpać ostrożnie. Wiem, że sobie poradzisz, w końcu jesteś moją córką. – Jasmine pochyliła się, pocałowała ją w policzek. – Gdy się skończy twoja znajomość z królem, wycofaj się z wdziękiem i postaraj, byście zostali przyjaciółmi. To najlepsze, co możesz uczynić. Autumn westchnęła.

– Każę Lily i Orange spakować moje rzeczy na wizytę w Chambord – powiedziała zrezygnowanym tonem. – Madeline będzie przez te kilka dni bezpieczna w Chermont.

– Oczywiście – zgodziła się Jasmine, choć dobrze wiedziała, że jej córka nie wróci do domu za kilka dni, jeśli król będzie z niej zadowolony.

Tę kwestię Autumn będzie musiała załatwić sama, kiedy już rozpocznie się jej romans z Ludwikiem. Och, pomyślała starsza pani, cudownie byłoby znów być młodą i mieć namiętnego kochanka! Uśmiechnęła się. Jemmie śmiałby się, gdyby znał jej myśli. Choć może wcale nie. Honor był dla niego Jak ważny, że z tego powodu dał się zabić. Córka jest do niego bardzo podobna. Niedługo sama zrozumie, że musi nauczyć się myśleć inaczej. Bez giętkości charakteru i dyplomacji trudno kobiecie przetrwać w świecie rządzonym przez mężczyzn.

Następnego dnia, nim wyjechały, odwiedziły je madame de Belfort i madame St. Omer. Jasmine i Autumn zaskoczył widok obu dam. Madame St. Omer od razu chciała zaspokoić swoją ciekawość.

– Dotarły do nas słuchy, że król był tu wczoraj. Po co was odwiedził, mes cousines? Przyjechał jedynie przekazać kondolencje? Jak to miło z jego strony. Królowa Anna i kardynał wychowali go na porządnego człowieka.

Autumn zaczęła się śmiać.

– Jak służba to robi? – zapytała na głos. – Wiem, że nie da się przed nimi utrzymać niczego w tajemnicy, ale jakim cudem wieści dotarły z Chermont do Archambault tak szybko, że zdążyłyście przyjechać tu wcześnie rano?

Madame St. Omer milczała chwilę, a potem potrząsnęła głową.

– Nie wiem, ma petite. Dowiedziałam się o wizycie króla wczoraj od mojej pokojowej. Czy to prawda? – Spojrzała na stojące w holu kufry. – Gdzie się wybieracie?

– Król poprosił Autumn, by przyłączyła się do jego towarzyszy w Chambord – odparła Jasmine.

Mon Dieu! - wykrzyknęła madame de Belfort i wytrzeszczyła błękitne oczy ze zdumienia, gdy nagle zrozumiała, co się za tym kryje.

– Dopóki pozostanie z nią Jasmine, wszyscy będą plotkować, ale nikt nie będzie pewien, co się naprawdę dzieje – stwierdziła spokojnie madame St. Omer. – Ty, oczywiście, musisz wszystkiemu zaprzeczać, ma petite - doradziła. – Pojedziesz z nim do Paryża?

– A dlaczego miałabym tam jechać?

– Jeśli zostaniesz jego metresą…

– Król zaproponował jedynie kilka dni na wsi, a ja nie planuję nic więcej, tantes. Co więcej, nie mam ochoty jechać do Paryża. Tu jest mój dom i powinnam być z córką. To nic poważnego.

– Zobaczymy – skwitowała madame St. Omer. – Plotka głosi, że to wyśmienity kochanek, ma petite. Masz mi o wszystkim opowiedzieć, kiedy wrócisz z Chambord – zaśmiała się.

– Och, siostro, jak możesz być taka niedelikatna? – zaszczebiotała madame de Belfort, a policzki zaróżowiły jej się ze wstydu.

– Cóż, siostro, nie chcesz wiedzieć, czy plotki są prawdziwe? – zapytała otwarcie madame St. Omer.

– Jeśli król zostanie moim kochankiem, nie powinnam chyba poddawać w wątpliwość jego męskości – odezwała się z uśmiechem Autumn.

– Nie publicznie – zgodziła się ciotka. – Jednak prywatnie musisz mi koniecznie wszystko opowiedzieć.

Autumn i jej matka pożegnały się z ciotkami i ruszyły w drogę do Chambord. Podróż zajęła im prawie cały dzień. Autumn słyszała, że Chambord to królewska chatka myśliwska, do której Ludwik jeździ każdej jesieni. Jego ojciec podarował ją kiedyś wujowi, Gastonowi d'Orleans, który obecnie jej nie używał. Król, choć pozostawał w uprzejmych stosunkach z wujem, nigdy nie zapomniał mu, jak trudnym uczynił jego dzieciństwo i jak intrygował przeciwko jego matce. Nie zapomniał mu też oddalenia kardynała Mazarin i narażenia całej Francji na wojnę. Późnym popołudniem powóz markizy zajechał pod zamek. Autumn i jej matka oniemiały z wrażenia na widok myśliwskiej siedziby króla, ponieważ był to najwspanialszy i największy zamek w całej dolinie Loary. Sam budynek i okoliczny las otoczono po – naddziesięciokilometrowym murem. Z niekończącego się, jak się wydawało, dachu zamku sterczały liczne wieżyczki, mansardowe okna, szpice, latarenki, balkoniki i kominy.

– Wygląd ma prawie orientalny – zauważyła Jasmine. – Przypomina mi to pałac z mojego dzieciństwa.

– Jest zbyt duży – obwieściła Autumn. – Nigdy nie zorientujemy się, gdzie iść. Sądziłam, że Chenonceaux jest wielkim zamkiem, ale ten jest ogromny. Już żałuję, że zgodziłam się tu przybyć.

– Nie miałaś wyjścia – przypomniała jej matka. Autumn patrzyła na białe, kamienne ściany i błękitny gont dachu. W czterech narożnikach zamku były cztery wieże. Pośrodku dostrzegła kolejne. Westchnęła głęboko. Pojechać na królewski dwór jako gość, to jedno, a być częścią śmietanki dworskiej to zupełnie inna sprawa. Kto teraz towarzyszy królowi? Nie będzie żadnych kobiet, jak już wspomniał. Jak to będzie wyglądało? Jej reputacja legnie w gruzach, nim to wszystko się skończy, mimo że będzie z nią matka. A jeśli Ludwik naprawdę zechce, by pojechała z nim do Paryża? Nie chciała tam jechać. Postanowiła, że po prostu nie pojedzie i koniec.

Fosa otaczająca zamek była zaopatrzona w wodę z pobliskiej rzeczki. Powóz przejechał przez most i w końcu zatrzymał się przed głównym wejściem do zamku. Natychmiast podbiegła służba, by otworzyć drzwi, opuścić schodki powozu i pomóc obu damom wysiąść. Starszy służący skłonił się nisko.

Madame la marquise, madame la duchese, witamy w imieniu króla w Chambord. Proszę udać się za mną, zaprowadzę panie do ich komnat. Jego Królewska Mość wciąż jest na polowaniu, ale niedługo wróci.

Znów się ukłonił, a potem skierował się do drzwi wejściowych.

Poszły za nim, a Lily, Orange i Rohana wyszły z powozu i ruszyły za swoimi paniami. Lokaje wyładowywali z powozu kufry, a stajenni czekali na odprowadzenie pojazdu w stronę wozowni.

Autumn bardzo starała się nie wytrzeszczać oczu ze zdziwienia na widok przepychu, jaki ją otaczał, ale nie było to łatwe. Służący zaprowadził je do holu, a stamtąd po marmurowych schodach do głównego skrzydła budynku i korytarzem w stronę kolejnych pięknych, spiralnych schodów.

Mon Dieu! - szepnęła, nim zdążyła się powstrzymać.

– Niezwykłe, prawda? – powiedział cicho służący. – Wszyscy, którzy przybywają do Chambord po raz pierwszy, są zaskoczeni tym widokiem. Och, już jesteśmy.

Odwrócił się i uśmiechnął.

– Obie panie zajmą komnaty należące do prywatnych apartamentów króla. Madame la marquise, pani tutaj – rzekł i otworzył drzwi. – A pani, madame la duchese, kilka kroków dalej na tym samym piętrze. Niedługo służba przyniesie kufry, a służące zamieszkają w pokoiku obok waszych komnat. Nasze służące są również do dyspozycji pań. Przed kolacją przyjdzie lokaj, by zaprowadzić panie do jadalni. Powiadomię króla o przybyciu szanownych pań.

Skłonił się uniżenie.

– Chcę się wykąpać – odezwała się nagle Autumn.

– Zaraz to załatwię, madame la marquise - rzekł, odwrócił się i szybko wyszedł.

– To za wiele – zwróciła się do matki.

– Och, moja mała Szkotko, sądziłaś, że nie ma na świecie zamku piękniejszego niż Glenkirk albo Queen's Malvern – zażartowała Jasmine. – Francuscy królowie lubią mieszkać w wielkim stylu. To chyba włoska domieszka krwi ich ku temu skłania.

– Jak sądzisz, gdzie są komnaty króla? – zastanawiała się.

– Pewnie blisko twojej. Na pewno będzie chciał tu wchodzić i wychodzić dyskretnie, ma fille.

– Och, mamo, boję się – przyznała niespodziewanie. Jasmine wzruszyła ramionami.

– To tylko zwykły mężczyzna, ma petite. Nie ma w nim nic szczególnego, a ty nie jesteś już przecież dziewicą.

– Ale nie byłam z nikim innym prócz męża! Autumn pobladła nagle.

– Sebastian nie żyje, a teraz poznasz innego mężczyznę – odparła rzeczowym tonem matka. – Nie bądź niemądra, chérie. Skoro już musisz to zrobić, zrób to bez oporów. Oddaj mu się chętnie. Tak będzie lepiej dla ciebie i dla Madeline oraz dla Chermont, zwłaszcza gdy już mu się znudzisz i nie będziesz mu potrzebna.

– Zastanawiam się, czy kiedyś będę tak opanowana jak ty, mamo.

Starsza pani roześmiała się.

– Może pewnego dnia, ma fille.

ROZDZIAŁ 14

Autumn i jej matka udały się za lokajem w liberii do królewskiej salle à manger. Siedziało tam już ośmiu mężczyzn. Ludwik podszedł i ucałował dłonie dam, a potem przedstawił im pozostałych dżentelmenów. Żaden z nich nie należał do znakomitego rodu, co Autumn wydało się szczególnie ciekawe. Zachowywali się mało oficjalnie i jak się zdawało pięknej markizie, król czuł się w ich towarzystwie swobodnie. Jasmine posadzono na honorowym miejscu; król osobiście zaprowadził ją do stołu. Hrabia Montroi pomógł Autumn usiąść po prawicy króla.

Gdy służba zaczęła podawać pierwsze danie, król ujął dłoń Autumn i ucałował raz jeszcze, tym razem jednak odwrócił ją i pocałował wnętrze. Zarumieniła się, zaskoczona brakiem dyskrecji i szybko cofnęła dłoń.

– Panie, to bardzo niedyskretne – zbeształa go cicho.

– Jak mam być dyskretny, jeśli myślę tylko o tym, by pocałować twoje piękne usta? – odparł z błyskiem w piwnych oczach.

Autumn roześmiała się i potrząsnęła głową.

– Proszę jeść zupę, monseigneur – poradziła mu i zanurzyła łyżkę, po czym ostrożnie podniosła ją do ust, nie spuszczając wzroku z talerza.

Król zaśmiał się pod nosem.

– Utrudniasz mi życie, ma bijou, ale jeszcze tej nocy, ja utrudnię je tobie.

Policzki Autumn poczerwieniały, ale spojrzała na niego odważnie i odparła:

– Może w zamian ja sprawię, że to ty, panie będziesz utrudzony.

Własne słowa ją zaskoczyły, ale czuła w głębi duszy, że nie może być jedynie ofiarą ulegającą temu mężczyźnie. Jeśli już ma ją posiąść, to powinni być równymi sobie partnerami. Skąd właściwie przyszło mi to do głowy? – pomyślała i doszła do wniosku, że zachowuje się jak matka.

Ludwik uśmiechnął się tylko; najwyraźniej nie uraziło go to, co usłyszał, i skupił całą uwagę na posiłku.

Autumn odetchnęła z ulgą, ale choć było wyśmienite i pięknie podane, straciła apetyt. Rozejrzała się dokoła. Zachwycił ją wystrój jadalni. Piękne pomieszczenie ze złoconymi rzeźbieniami i boazerią, meble wyściełane jedwabiem. Przy marmurowym kominku stały naturalnej wielkości zbroje rycerskie z mieczami umocowanymi przy złożonych z przodu rękawicach. W kominku wesoło trzaskał ogień. Dwie krótsze ściany wyłożono jedwabiem, a na dłuższych widniały piękne malowidła. Podłogi pokrywały czarne i białe marmurowe płytki, a wielki, dębowy stół stał na pięknym, tureckim dywanie.

Gdy Autumn zachwyciła się nim, król odparł natychmiast:

– Pewnego dnia będziemy robili takie piękne dywany tutaj, we Francji. Będziemy wykonywać je z wełny i jedwabiu. Nie chcę, żeby Francja musiała sprowadzać tak niezwykle piękne rzeczy z dalekich krajów. Będziemy też robili własną porcelanę. Obiecuje, chérie! Gdy skończę budowę pałacu w Wersalu, zapełnię go pięknymi przedmiotami i wiele z nich będzie wykonanych we Francji!

– Więc już rozpocząłeś budowę, panie?

– Och, tak. Pewnego dnia przyjedziesz zobaczyć pałac.

Nie zabrzmiało to jak prośba, ale rozkaz. Wieczór zakończył się dość wcześnie, ponieważ król obwieścił, że następne polowanie rozpocznie się wcześnie rano. Wszyscy mężczyźni spojrzeli po sobie i doszli po cichu do wniosku, że król bardziej interesuje się polowaniem, które ma odbyć się w nocy, niż tym następnego dnia.

– Nie winię go – odezwał się pan de Belleville do swoich kompanów. – To niezwykle piękna kobieta. Co za skóra! I te czarujące oczy, jedno niebieskie, a drugie zielone. – Westchnął. – Dlaczego król zawsze ma najpiękniejsze kobiety?

– Nie szkaluj madame la marquise - odezwał się Montroi. – Jeśli nie przestaniesz, choć prawo tego zabrania, wyzwę cię na pojedynek.

Guy Claude ze względu na swoją przyjaźń z Autumn czuł się zobligowany do obrony jej honoru. Nie była byle dworką skorą do romansów.

– Przestań, mon ami - uspokajał go de Belleville. – Wszyscy wiemy, po co madame la marquise jest w Chambord. Nie wiem tylko, jak królowi udało się w tej głuszy znaleźćtak urodziwą damę.

– Większość życia spędziłeś w Normandii i nie możesz wiedzieć, że pięć lat temu madame i jej nieżyjący mąż oddali Jego Królewskiej Mości wielką przysługę. Jak sam wiesz, król nigdy nie zapomina lojalności.

– Ani piękna – roześmiał się znacząco baron Chaisefleurs.

– Na litość boską, panowie, jest z nią matka! – rzucił ze złością Montroi.

– Montroi, wydaje mi się, że ty ciągle się w niej kochasz – zasugerował de Belleville.

– Nigdy nie byłem w niej zakochany – odparł szczerze Guy Claude.

– Przecież się do niej zalecałeś! Hrabia Montroi roześmiał się.

– Nie bądź naiwny, de Belleville. Kto by się nie zalecał do takiej kobiety, gdyby nadarzyła mu się okazja? Jest piękna, bogata. Miała nieposzlakowaną reputację, była dziewicą. Byłbym głupcem, gdybym nie starał się zdobyć podobnego klejnotu. Nie jestem w niej zakochany i nigdy nie byłem. Jesteśmy przyjaciółmi i dlatego nie mogę pozwolić, by ktoś, kto nic o niej nie wie, niszczył jej reputację, która jak dotąd była kryształowa.

– Przepraszam, mon ami - powiedział de Belleville, starając się pokojowo zakończyć tę dyskusję.

Skłonił się przed hrabią de Montroi.

– Przeprosiny przyjęte – rzekł Guy Claude, zadowolony, że dobrze się spisał, starając się jak najlepiej bronić reputacji Autumn.

Ani przez chwilę nie wątpił, że jego kompani nie zmienili zdania, ale wiedział, że przynajmniej nie będą zbyt swobodnie dyskutowali na ten temat publicznie.

Autumn życzyła matce dobrej nocy i nie powiedziała nic, co mogłoby uświadomić Jasmine, jak bardzo była zdenerwowana. Matka na pewno wiedziała, że jej córka nie czuje się zbyt swobodnie. Lily i Orange pomogły swojej pani zdjąć suknię. Orange rozczesała gęste, ciemne włosy Autumn, a Lily przyniosła czystą, jedwabną koszulę nocną. Autumn umyła ręce, twarz i zęby. Wypłukała usta perfumowaną wodą. Nie była jeszcze gotowa pójść do łóżka i zastanawiała się ile czasu minie, nim król zdecyduje się przyjść. Stała przy oknie z widokiem na trawnik przed zamkiem. Światło księżyca oświetlało zielony dywan. Autumn dostrzegła na nim kilka pasących się jeleni. Nie widziała niczego podobnego od czasu ostatniej wizyty w Queen's Malvern. Westchnęła głęboko zauroczona widokiem, który ścisnął jej serce. Jak odległe były te czasy niewinności. Nastawiła uszy, gdy dobiegł do nich nieznany, cichy odgłos. Nie przestraszyła się nawet, gdy usłyszała tuż za sobą głos króla.

– Piękny widok.

– Tak, piękny – zgodziła się.

Sięgnął do błękitnych wstążek koszuli nocnej, rozwiązał je szybko i puścił, by odzienie spadło na podłogę. Autumn stała naga i ku jej zaskoczeniu okazało się, że wcale się nie boi, choć jak dotąd wydawało jej się, że będzie przerażona.

– Dzisiejszej nocy pozwolę ci się spokojnie wyspać – powiedział. – Dzień był długi i męczący. Pozwól mi tylko nacieszyć się przez chwilę swoją urodą. Mam na ciebie ogromną ochotę, ale wiem, że jesteś zmęczona po podróży z Chermont.

– Wasza Wysokość jest bardzo łaskaw – odparła z ulgą, ciesząc się, że może na jeden dzień odłożyć to, co i tak nieuniknione.

Król roześmiał się.

– Twoje maniery są doskonałe, ma bijou. Tak jak wszystko z tobą związane. Zdaje mi się jednak, że kochankowie powinni mówić sobie po imieniu, nawet jeśli jedno z nich nosi koronę. Zwracaj się do mnie po imieniu, kiedy jesteśmy sami, choć muszę przyznać, że na pewno niezwykle byłoby usłyszeć w twoim wykonaniu: “Och, Wasza Wysokość!" podczas zbliżenia.

– Może pewnego dnia tak się stanie – odparła bez strachu.

Król roześmiał się cicho. Objął dłońmi jej piersi i uniósł je nieco, zaglądając jej przez ramię.

– Są piękne – rzekł jakby z żalem, po czym pogładził kciukami brodawki i cofnął dłonie. Objął ją w pasie i przyciągnął do siebie. Oparł jej plecy o swoją jedwabną koszulę nocną i przyciskając lekko palcami, przeciągnął dłonią po jej brzuchu. Nagle zsunął dłoń i odszukał palcami wargi sromu. Wsunął palec pomiędzy nie i odnalazł jej bouton d'amour. Wprawnymi, doświadczonymi ruchami drażnił wrażliwe miejsce.

Autumn szybko nabrała powietrza w płuca. Zupełnie się tego nie spodziewała. Poczuła się zniewolona, obnażona i zależna od niego. Co gorsza, ku własnemu zaskoczeniu zrozumiała, że odczuwa podniecenie. Jak to możliwe? Jak to się stało, że ten zupełnie obcy mężczyzna, ten młody król potrafi obudzić w niej pożądanie? Czyż to nie przywilej jej męża? Nagle przeraziła ją myśl, że być może jej odczucia, zmysłowe rozkosze, których dotąd doznawała z Sebastianem, nie były jedynie efektem miłości. Ależ była niemądra!

– Jesteś wilgotna – mruknął z zadowoleniem do jej ucha.

Oddech miał gorący. Nie przestawał jej pieścić palcami.

Autumn oparła się o jego ramiona, zamknęła oczy i oddychała z trudem, gdy rozkosz gromadziła się w jej wnętrzu.

– Podoba ci się to, prawda? – zapytał cicho.

Oui - jęknęła, nim zdążyła się powstrzymać, a dla podkreślenia prawdziwości swej reakcji, niespodziewanie zaczęła ocierać się pośladkami o jego krocze. Mruknął z zadowoleniem, ale potem powiedział:

Non, ma bijou. Jeśli dalej będziesz taka niegrzeczna, zacznę żałować, że obiecałem zostawić cię dziś w spokoju. – Czuł pod palcami niewielki bouton d'amour, nabrzmiały i pulsujący. Uśmiechnął się do siebie, kiedy jęknęła głośniej, a na jego dłoni pojawiło się jeszcze więcej wilgoci. – Och, jak miło, prawda, chérie?

Ludwik zaczął oblizywać każdy z palców po kolei, a potem podsunął jej dłoń i kazał ssać swoje palce, by poznała smak własnego podniecenia. Odwróci! ją i spojrzał uważnie, a Autumn oparła się o niego, prawie omdlewając.

Chwycił ją mocno i wziął na ręce, a potem zaniósł do łóżka. Gdy ją położył, pochylił się, by pocałować pełne usta.

– Jutro będziesz wilgotniała na wspomnienie tych kilku chwil za każdym razem, kiedy na mnie spojrzysz, ma bijou. Nie nosisz pantalonów, prawda?

Bez słowa potrząsnęła głową.

– To dobrze- powiedział i spojrzał na nią znacząco.

Uśmiechnął się i wyszedł z sypialni. Autumn leżała na łóżku zupełnie zaskoczona jego słowami, oszołomiona rozkoszą, jaką jej ofiarował, i zdziwiona faktem, iż tak spontanicznie zareagowała na jego pieszczoty. Nie wiedziała. Skąd mogła to wiedzieć? Dlaczego matka jej tego nie wyjaśniła? Czy to w ogóle dało się wyjaśnić? Jakie jeszcze niespodzianki czekają ją w ramionach Ludwika? Była zdziwiona i zmęczona. W głowie kłębiły się setki myśli, gdy nagle usnęła.

Jasmine o nic nie pytała następnego dnia rano, kiedy spotkały się na polowaniu. Twarz Autumn przypominała maskę, nie wyrażała żadnych uczuć. Madame la duchese pomyślała tylko, że jej córka wygląda pięknie w lesie, w zielonym kostiumie do jazdy konnej i kapeluszu z szerokim rondem, którego białe, miękkie pióra ocierały się o jedwabistą skórę policzka. Mężczyźni głośno chwalili wygląd dam, gdy pomagali im wsiąść na konie. Ludwik spojrzał tylko na Autumn znacząco i uśmiechnął się. Zauważył, że jej policzki zaróżowiły się wstydliwie i uśmiechnął się frywolnie. Wyjeżdżali wolno z zamkowego podwórca. Psy i naganiacze ruszyli przed nimi, a łowczy zadął w róg.

Słońce ledwie ukazało się nad horyzontem, a niebo już pojaśniało czystym błękitem. Na wschodzie pojawiła się złotawo – pomarańczowo – lawendowa poświata. Ziemia była ciepła, ale powietrze chłodne. Nad polami zawisła niezbyt gęsta mgła.

– Zupełnie, jakbyśmy jechali pośród najdelikatniejszej koronki – zauważyła Autumn, popędzając konia do kłusa. Nie jechała tak od śmierci Sebastiana. Przypomniała sobie o tym i pomyślała, że cudownie jest znów jeździć konno i czuć wiatr na twarzy. Jazda konna dawała jej poczucie wolności, ale wiedziała w głębi duszy, że wcale nie jest wolna.

– Dobrze sobie radzisz na koniu, madame - zauważył król, zrównując się z nią. – Uczyłaś się jeździć od dziecka?

– Tata posadził mnie na konia, nim jeszcze nauczyłam się chodzić – odparła z nieznacznym uśmiechem, nie patrząc mu jednak w oczy. – Własnego kuca dostałam, gdy miałam trzy lata.

Przed nimi nagonka wypłoszyła z krzaków wielkiego jelenia, a psy ruszyły za nim z jazgotem. Zwierzę szybko skręciło w gęsty las, gdzie, ku rozczarowaniu myśliwych, zniknęło. Ich następna zwierzyna, wielki dzik, nie miał tyle szczęścia i został szybko zabity. Przywiązano go za nogi do drąga i odesłano do Chambord, gdzie miał zostać sprawiony i upieczony na kolację.

W południe zatrzymali się na słonecznej polanie, gdzie służba przygotowała piknik dla myśliwych. Były tam pieczone kapłony i kaczki, wielka wiejska szynka, twardy ser o orzechowym posmaku i miękki brie; świeży, jeszcze ciepły chleb zawinięty w serwetki, kosz jabłek i gruszek oraz kilka karafek wina. Wszyscy jedli z apetytem, a potem powrócili na polowanie. Służba została na miejscu, by posprzątać i zabrać do zamku to, co zostało z posiłku.

Jasmine bardzo podobało się polowanie, nie uczestniczyła w niczym podobnym od wielu lat. Jechała z werwą, a towarzyszący mężczyźni otwarcie chwalili jej entuzjazm. Trudno im było uwierzyć, że ta piękna dama skończyła sześćdziesiąt lat. W związku z zainteresowaniem księżną Glenkirk, nikt prócz spostrzegawczego de Montroi nie zauważył zniknięcia Autumn i króla. Hrabia wiedział, że jego pan dobrze zna te lasy, nie martwił się więc. Najwyraźniej król miał już dość polowania na dziś i postanowił popołudnie spędzić na uwodzeniu damy. Guy Claude pojechał z resztą myśliwych.

– Dokąd oni jadą? – zapytała Autumn, kiedy król pochylił się i wziął wodze jej konia, po czym skierował oba rumaki w inną stronę niż reszta towarzystwa.

– Niedaleko jest piękna polanka. Pomyślałem, że chciałabyś ją zobaczyć – odparł. – Kiedy będziesz chciała wrócić do zamku, ruszymy z powrotem. Znam drogę, ma bijou. - Spojrzał jej prosto w oczy, a potem roześmiał się, gdy dostrzegł wyraz jej twarzy. – Już jesteś wilgotna? – zażartował. – Ostrzegałem cię, że tak będzie.

– Jesteś nieznośny, Ludwiku – ofuknęła go łagodnie.

– Zaufaj mi, Autumn. Nigdy cię nie skrzywdzę, ma bijou. Kobiety trzeba kochać i rozpieszczać, a nie krzywdzić.

– To bardzo miłe, co powiedziałeś – odparła zaskoczona. Nie mogła zrozumieć, jak to się stało, że całkowicie przejął nad nią kontrolę. – Chyba powinnam ci zaufać. W końcu i tak nie mam innego wyjścia.

Uśmiechnął się jak mały chłopiec.

– Nie, ma bijou, nie masz.

Nagle las się skończył, ukazując niewielką, trawiastą polanę, otoczoną z jednej strony wąskim strumykiem. Na końcu strumyk wpadał do maleńkiego jeziorka, a z niego wypływał niskim wodospadem w dół. Stanęli i zsiedli z koni. Puścili je wolno, by swobodnie skubały trawę. Król rozłożył swoją pelerynę i zaprosił Autumn, by usiadła obok niego.

– Tu jest pięknie – powiedziała, siadając. – Nie potrafiłabym sobie nawet wyobrazić równie pięknego miejsca, zwłaszcza w środku gęstego lasu. Jak je odnalazłeś?

– Jeździłem tu od dzieciństwa. Chambord należało do króla. Ojciec podarował je wujowi, mając nadzieję, że renowacja, którą chciał tu przeprowadzić, zatrzyma go na wsi na dłużej i nie będzie przysparzał mu problemów w Paryżu. Po śmierci wuja zamek wróci do mnie. Niestety, wuj znalazł bardzo sprawnych architektów i wykonawców, a na dodatek świetnego nadzorcę do pilnowania remontu. Szybko wrócił do Paryża i znów zaczął te swoje polityczne gierki, intrygi i wojny. Nigdy nie wybaczę mu tego, że wysłał na wygnanie Mazarina i sprawił po śmierci ojca tyle kłopotów mojej matce. Gdyby nie mama i tatko Jules, pewnie zginąłbym z jego ręki. – Przerwał i zaczerwienił się, a potem podjął poważnym tonem: – Nie słyszałaś, jak przed chwilą nazwałem kardynała, ma bijou. Muszę, ku własnemu zawstydzeniu przyznać, że na chwilę się zapomniałem. Łatwo się przy tobie zapomnieć, chérie.

– Nic nie słyszałam, Ludwiku. Nic do mnie nie dotarło – zapewniła go Autumn.

Wyciągnął dłoń i dotknął jej twarzy.

– Naprawdę jesteś bardzo piękna, ma bijou. Spodobałaś mi się już, kiedy cię pierwszy raz widziałem. Złamałaś mi serce, odprawiając mnie tak stanowczo.

Pochylił się i pocałował ją. Mruczał z zadowoleniem, kiedy jej usta ugięły się pod naporem jego ust i oddała pocałunek, a potem dotknęła językiem jego języka. Odsunął ją i znów spojrzał jej w oczy.

Autumn znów się zaczerwieniła, czując, że wilgotnieje pod wpływem podniecenia. On uśmiechnął się, zdjął rękawice i wsunął dłoń pod jej spódnicę, by pogładzić wnętrze ud.

– Podciągnij spódnicę – powiedział. – Chcę zobaczyć skarb, który się tam kryje. Och – westchnął, kiedy materiał uniósł się w górę i jego oczom ukazały się szczupłe nogi w zielonych pończochach podtrzymywanych podwiązkami ze złotymi wstążkami i kremowymi różyczkami. Nad podwiązkami lśniły jasne uda, a nad nimi kłębiły się ciemne, kręcone włosy. Wargi miała nieco nabrzmiałe. Pośród ciemnych loków było widać, jak lśnią wilgocią.

Jęknął, jakby go coś zabolało.

– Obiecałem sobie, że kiedy wezmę cię po raz pierwszy, będzie to w pokoju pełnym kwiatów i w blasku świec, ale nie mogę już czekać. Rozłóż nogi, moja piękna Autumn. Muszę cię wziąć teraz!

– A jeśli myśliwi będą tędy wracać? – zapytała nerwowo, choć wystarczyło jedno spojrzenie na niego, by domyślić się, że nic go teraz nie powstrzyma.

– Tędy na pewno nie będą jechali – odparł król i nim zdążyła zaprotestować, szybko położył się na niej. Pośpiesznie uwolnił członek ze spodni i umieścił jego wierzchołek u wejścia do jaskini miłości. Pochylił się, pocałował ją raz jeszcze, tym razem naprawdę namiętnie.

Autumn czuła na swoim ciele pulsującą męskość. Jej ciało przeszył ból pożądania. Rozwarła mocno nogi, objęła go nimi i jęknęła cicho, gdy wszedł w nią i wypełnił jej wnętrze. Wstydziła się swego entuzjazmu, ale nic nie mogła na to poradzić. Od jak dawna żaden mężczyzna jej nie dotykał? Nieważne, w jakie ubrała to słowa, czuła się teraz jak zwykła ladacznica, ale przestało ją to przerażać. Pragnęła go. Pożądała go tak samo jak on jej. Obejmowała go nogami i przyciskała się mocno i już po chwili poczuła, że napełnił ją nasieniem. Ku swojemu zupełnemu zaskoczeniu sama osiągnęła szczyt rozkoszy dokładnie w tej samej chwili.

– Och, Wasza Wysokość! – mruknęła.

– Och, madame la marquise - szepnął. – Jesteś cudowna i taka gorąca. Jesteś jeszcze bardziej namiętna, niż mogłem mieć nadzieję. Nawet nie wiesz, jak bardzo mnie to cieszy.

– Popsułam kapelusz – westchnęła, spoglądając na dwa złamane pióra.

– Dam ci inny, tuzin innych – obiecał, wstając i poprawiając odzienie. – Chodź, ma bijou, musimy opuścić miejsce naszego pierwszego zbliżenia i jak najszybciej wrócić do zamku. Dziś w nocy przyjdziesz do mego łoża i będziemy dalej rozkoszowali się sobą nawzajem. Mógłbym cię znów wziąć już teraz i zrobię to, jeśli nie opuścisz spódnicy i nie ukryjesz przede mną swojego uroczego skarbu!

Nachylił się i ściągnął w dół zadartą spódnicę, zakrywając jej nagość. Pomógł jej wstać. Zakręciło jej się w głowie. Była bardzo słaba.

– Poczekajmy chwilę – błagała. – Osłabłam i ledwo stoję, Ludwiku.

Oparła się o niego, a on ją przytulił. Zamknęła oczy i położyła głowę na jego ramieniu. Stali przez chwilę objęci i milczący. Potem podniosła głowę i uśmiechnęła się do niego.

– Jesteś cudowna, ma bijou - rzekł i pomógł jej wsiąść na konia.

Dołączyli do myśliwych, gdy jeleń był właśnie przywiązywany do drąga. Miał zostać zaniesiony do Chambord i sprawiony, a potem przygotowany na kolejny posiłek. Kilku myśliwych miało przytroczone do siodeł ptactwo. Słońce zawisło już nisko nad horyzontem. Powietrze zrobiło się chłodne i wszyscy zgodnie postanowili wracać do zamku.

– Gorąca kąpiel – rozkazała Autumn, kiedy weszła do sypialni, zdjęła rękawiczki i rzuciła je, nie patrząc nawet gdzie.

– Co madame chce dziś włożyć? – zapytała Lily.

– Granatową aksamitną suknię – odparła. – Na Boga, przemarzłam do kości. Rozpal w kominku, Orange.

– Miłość na świeżym powietrzu w październikowe popołudnie to nie przelewki – zauważyła Jasmine, wchodząc do komnaty córki.

– A jak miałam tego uniknąć, mamo? On jest królem, a na razie ja jestem jego faworytą.

Odrzuciła nogą zdjętą właśnie halkę i usiadła, a Orange zzuła jej buty. Weszła do łóżka, by poczekać, aż lokaje wniosą i napełnią gorącą wodą balię.

Jasmine usiadła obok córki, a Lily zasłoniła zasłony. Matka i córka powinny mieć trochę prywatności, poza tym nie powinno być ich widać, gdy służba będzie przygotowywała kąpiel.

– Jest dobrym kochankiem? – zapytała Jasmine.

– Nie mam dość doświadczenia w tej kwestii. Skąd mam to wiedzieć na pewno, mamo?

– A w porównaniu do twojego zmarłego męża? – nalegała matka.

– Są inni – stwierdziła córka i najwyraźniej nie miała zamiaru się nad tym rozwodzić.

– Ile razy się kochaliście?

– Raz. Tylko dziś po południu. Tak, owszem, podobało mi się. Zapomniałam już, jakie to przyjemne. Dlaczego wcześniej nie mówiłaś mi, że kobieta może czuć namiętność w stosunku do mężczyzny, którego nie kocha? Byłam zupełnie zaskoczona, kiedy to zrozumiałam. Zapewniam cię, że o tym nie wiedziałam. Poczułam się jak zwykła ladacznica. To bardzo dziwne uczucie. Nie umiem sobie z tym poradzić. Wydawało mi się dotąd, że namiętność jest przeznaczona tylko dla mężczyzny, którego się kocha. Nagle zrozumiałam, że jest inaczej, że może mi być całkiem przyjemnie w ramionach króla…

– Na początku każda się trochę boi, ma fille, zapewniam cię – zgodziła się Jasmine. – Kiedy po raz pierwszy kochałam się z twoim ojcem, oboje chcieliśmy tylko trochę przyjemności. Twoja ciotka, Sybilla chciała zostać jego żoną. Ja sama nie interesowałam się nim aż tak bardzo. Był dla mnie tylko niezobowiązującym kochankiem.

– Mamo! – Autumn była oburzona.

– Nie oburzaj się tak – roześmiała się matka. – To prawda. Nie czułam się potem, co prawda, jak ladacznica. Ty też nie powinnaś. Nie uwiodłaś króla, nie oczarowałaś go umyślnie, nie próbowałaś na nim damskich sztuczek, by przyciągnąć jego uwagę i zyskać na tym majątek lub pozycję. To on odszukał ciebie i zażądał, żebyś mu się oddała. Zaręczam ci, że to chwilowe. W końcu będzie musiał się ożenić z katolicką księżniczką. Wcześniej czy później będzie musiał. Powiedz mi tylko, ma fille, dlaczego nie kochał się z tobą zeszłej nocy? Wszyscy na pewno sądzili, że tu był.

– Powiedział, że pewnie jestem zmęczona podróżą. Chciał, żebym odpoczęła przed dzisiejszym polowaniem – odparła.

– W takim razie jest groźniejszy, niż sądziłam – zamyśliła się Jasmine. – A jest jeszcze taki młody. Kardynał Mazarin dobrze go wyuczył. To nie Henryk Stuart. On się w tobie nie zakocha. Radzę ci dobrze, Autumn, nie zakochaj się w nim. Ten człowiek może złamać ci serce. Zaczyna mnie to martwić.

– Nie mogłabym się w nim zakochać – odparła Autumn. – To czarujący mężczyzna, ale nie może się ze mną ożenić, mamo. Prawdopodobnie masz rację, mówiąc, że pewnego dnia będę chciała wyjść za mąż. Jeszcze o tym nie myślałam, ale przynajmniej wiem, że mogę znów kogoś pokochać. Kiedy z nim byłam, zrozumiałam nagle, że lubię być z mężczyzną, ale nie mam charakteru, który pozwoliłby mi być przez całe życie czyjąś kochanką. Chcę mieć kogoś tylko dla siebie, w domu, z dziećmi, mieszkać na wsi. Ludwik nie może mi tego ofiarować.

– Odpowiedni mężczyzna pojawi się w odpowiednim czasie – pocieszała ją Jasmine. – Na razie postaraj się zadowolić króla, pozyskać jego przychylność, a kiedy się tobą znudzi, co w końcu nastąpi, postaraj się, by pozostał twoim przyjacielem i odejdź z uśmiechem. Eleganckie maniery na pewno mu się spodobają, bo tak samo jak jego matka, bardzo lubi dworską etykietę. Czyniąc tak, zyskasz też przychylność królowej i kardynała.

– Mamo, powinnaś zostać wodzem, bo z pewnością potrafisz zaplanować każdą kampanię – zażartowała Autumn.

– Jestem potomkinią wielkich wodzów, począwszy od Tamerlana i Dżingis – chana, poprzez mojego pradziada Babura, przez dziada Hamajuna, do ojca Akbara. Kiedyś mój ojciec powiedział, że powinnam być chłopcem i gdybym nim była, uczyniłby mnie swoim spadkobiercą.

– Żałujesz czasem, że nie zostałaś w Indiach? – zapytała Autumn.

– Nigdy! Moim przeznaczeniem był świat zachodni, Rowan Lindley i James Leslie – odparła spokojnie i szybko zmieniła temat. – Jaką suknię dziś na siebie włożysz?

Nim obie panie zdążyły omówić, jak Autumn będzie wyglądała w granatowej aksamitnej sukni z broszami z rubinów, kąpiel była gotowa. Lily odsłoniła zasłony, a matka z córką zeszły z łóżka. Jasmine pocałowała Autumn i wróciła do własnej komnaty położonej na końcu korytarza. Orange pomogła swojej pani zdjąć pozostałe odzienie, a ta weszła do balii i usiadła. W tej samej chwili przez niewielkie drzwi w wyłożonej boazerią ścianie do pokoju wszedł król. Obie służące zakrzyknęły z przerażenia, ale szybko się opanowały i grzecznie skłoniły.

– Mam zasłonić zasłonę wokół balii, madame? - zapytała odważnie Lily.

– Raczej nie – odparła Autumn. – Wydaje mi się, że król przyszedł popatrzeć, jak się kąpię. Prawda, panie? Orange, przynieś Jego Królewskiej Mości wygodny fotel. Lily, wino dla króla.

– Podoba mi się ten zapach, kapryfolium, prawda? To zapachy niewinności, ma bijou, bardzo podniecające.

– Masz, panie, doskonałe powonienie. Mnie podobają się twoje fiołkowe perfumy – odparła.

– Ten zapach przypomina mi wiejskie okolice wiosną – rzekł rozmarzony. – Kiedy jestem w Paryżu, wolę zapach drzewa sandałowego i ambry, bo bardziej pasuje do otoczenia. – Wypił zawartość kielicha i oddał go Lily. Wstał, podszedł do balii, ukląkł, zmoczył flanelową szmatkę, namydlił i zaczął myć jej plecy.

– Odeślij służące, Autumn – powiedział cicho. – Chcę się z tobą kochać. Po dzisiejszym popołudniu na łące ledwie mogę się powstrzymać.

– Nie – odparła i nie mogła uwierzyć, że się na to odważyła. – Pamiętaj, że obiecałeś mi dyskrecję. Nie mogę przygotować się do kolacji, jeśli teraz będziesz mi przeszkadzał, Ludwiku. Opanuj się. Oczekiwanie tylko wzmaga apetyt, monseigneur. Zostań tutaj, a kiedy skończę, zobaczysz mnie całą nagą w świetle – dodała i dotknęła ustami jego ust.

– Nie nawykłem do odmowy, ma bijou. Autumn uśmiechnęła się słodko.

– Nie jestem paryską ladacznicą przyprowadzoną dla rozrywki Jego Królewskiej Mości. Nie jestem też wysoko urodzoną damą, która pragnie zaszczytów dla siebie i swojej rodziny, i dlatego musi przypodobać się Jego Królewskiej Mości. Nie odmawiam ci niczego, proszę jedynie, by odłożyć to na później, byśmy mogli spokojnie zjeść kolację i żeby mimo plotek krążących na mój temat, nikt nie mógł mi nic udowodnić. Jeśli Wasza wysokość nie zgodzi się dotrzymać danego mi słowa, w ciągu godziny wyjadę z matką do Chermont.

Król spochmurniał, ale potem się roześmiał.

– Ależ z ciebie czarownica. Zapłacisz mi za to zachowanie, madame, obiecuję.

– Jestem uniżoną sługą Jego Królewskiej Mości – odparła po prostu. – Nie należy się tak spieszyć z zaspokajaniem swoich namiętności, panie. Mamy przecież mnóstwo czasu, nieprawdaż?

Skinął i odezwał się:

– Chcę cię zobaczyć nagą, natychmiast!

– Jeszcze chwila i będę dokładnie umyta – powiedziała.

Po chwili wstała i wyszła z balii na dywan. Służące westchnęły z oburzeniem i nie wiedziały, co mają robić. Autumn powoli okręciła się dokoła i rozkazała:

– Lily, podaj mi ręcznik.

Król wziął ogrzany ręcznik z rąk służącej i powoli owinął nim Autumn. Pocałował mokre ramię.

– Dziś w nocy masz leżeć w swoim łóżku zupełnie naga – powiedział, odwrócił się na pięcie i wyszedł.

Autumn zaśmiała się pod nosem. Więc to tak należy sobie radzić z mężczyznami. To metoda kija i marchewki stosowana na osła. Zachichotała cicho. Wiedziała, że musi być ostrożna i nie wolno jej za bardzo go rozzłościć.

– Chodźcie tutaj – zawołała służące. – Muszę być zaraz gotowa.

– On jest bezczelny – odezwała się Lily po angielsku.

– Jest królem – odparła Autumn w tym samym języku, a potem dodała. – Mów po francusku, Lily, bo Orange będzie niepotrzebnie ciekawa.

– Uczę Orange angielskiego, milady, na wypadek gdybyśmy pewnego dnia wróciły do Szkocji. Myślę, że kiedyś tam wrócimy.

– Nie mamy do czego wracać, Lily. Tęsknisz za Szkocją?

– Czasami – odparła służąca. – Marc jest teraz dla mnie wszystkim. Jest taki dobry.

– Chcesz go poślubić? – zapytała. – Jesteście razem już od kilku lat. Jeśli oboje tego chcecie, to ja udzielę zgody.

Lily skinęła głową, uszczęśliwiona, a potem z Orange uściskały się z radości.

– Muszę się ubrać – przypomniała służącym Autumn. – Co z was za leniwe dziewki – zażartowała.

Lily i Orange szybko powróciły do swoich obowiązków. Osuszyły ciało Autumn i przyniosły suknię z odkrytymi ramionami i prostym dekoltem oraz tuzin halek i pończoszki z delikatnego jedwabiu. Rękawy sukni były rozcięte z przodu od ramienia do łokcia i ozdobione złotą wstążką. Po obu stronach dekoltu przypięto kwadratowe broszki z rubinami. Autumn włożyła prosty naszyjnik z pereł i pasujące do niego kolczyki z perłami. Włosy upięła, w prosty kok, a na nogach miała złote pantofelki z rubinowymi ozdobami na obcasach.

– Nic dziwnego, że król się w pani zakochał – powiedziała Orange, kiedy skończyły i odsunęły się, by sprawdzić, jak wygląda.

Autumn nie próbowała nawet tłumaczyć romantycznej z natury Orange, jak jest naprawdę. Król nie kochał jej, ani ona króla. Mieli umowę i starali się czerpać z tego układu jak najwięcej przyjemności. Odezwała się po chwili:

– To dzięki wam obu tak dobrze wyglądam. Dziękuję.

Przyjęła podany przez Lily malowany wachlarz i wyszła z sypialni, by dotrzeć do salle à manger, gdzie czekał już na nią król.

Dziś towarzysze króla nie zwracali większej uwagi na Autumn, pochwalili zaledwie jej suknię. Ku zdziwieniu Autumn jej matki nie było w jadalni. Gdy rozglądała się zaniepokojona, de Montroi odezwał się:

Madame la duchese prosi o wybaczenie, ale jest dziś bardzo strudzona. Prosiła, żeby przekazać, iż polowanie okazało się bardziej męczące, niż się spodziewała.

– Od kilku lat nie spędziła tak aktywnie dnia – przyznała Autumn. – Po posiłku udam się do niej.

Przyniesiono na stół dzika, zabitego rano. W pysku miał czerwone, soczyste jabłko. Lokaj sprawnie odkrawał kawałki pieczystego. Pierwsze dwa umieści! na talerzu króla. Potem po kolei częstował gości. Na stole pojawiła się potrawka z królika pachnąca porami i rozmarynem. Były też maleńkie ortolany w kruchym cieście, ze śmietaną i koperkiem, oraz karczochy w białym winie; duszony seler, świeży chleb, masło śmietankowe i sery.

– Uwielbiam wiejskie jedzenie! – rzekł baron Chaizefleurs, oblizując usta i wypijając drugi kielich czerwonego wina. – W Paryżu wszystko jest delikatne, podane z sosem i zbyt sycące. Dostaję od tego wzdęć. Na wsi jest inaczej. Ma pani szczęście, madame la marquise, że może pani mieszkać w tym wiejskim raju.

– To prawda, miałam wiele szczęścia – zgodziła się z nim Autumn. – Może powinien pan w Paryżu jeść mniej i trochę więcej się ruszać. Jeśli to nie pomoże, to napar z mięty na pewno spełni swoje zadanie. Jest doskonała na wiatry.

– Napar z mięty! Mama często podawała go tacie. Zupełnie o tym zapomniałem. Merci, madame, że pani mi o tym przypomniała.

Autumn uśmiechnęła się i skinęła baronowi głową. Narzekał najwyraźniej dlatego, że w Paryżu jadł za dużo i za mało się ruszał. Tutaj, w Chambord posiłki były proste, a więcej czasu spędzano na łonie natury. Król wolał takie życie. Nie lubił miasta. To dlatego pragnął zbudować pałac w Wersalu. Byłby blisko Paryża, ale na tyle daleko, by przebywać na powietrzu.

Po skończonej kolacji grupa wieśniaków zabawiała gości. Tańczyli i grali na prostych instrumentach, fujarkach, bębenkach i tamburynach. Kiedy skończyli, król kazał wszystkim udać się do sypialni i dobrze się wyspać, bo następnego dnia rano polowanie miało znów rozpocząć się wcześnie rano. Autumn wyszła pośpiesznie, by sprawdzić, jak się czuje matka. Inni oddalili się do swoich komnat.

Jasmine leżała w wielkim łożu, otoczona miękkimi poduszkami.

– Dobrze się czujesz? – zapytała córka, kiedy weszła do jej sypialni i usiadła przy niej.

– Nic mi nie jest. Zaskoczyło mnie po prostu to, że nie jestem tak młoda, jak mi się wydawało – zaśmiała się Jasmine. – Kiedyś mogłam polować cały dzień i tańczyć całą noc. Najwyraźniej te czasy już się skończyły. Mam zamiar pozostać w łóżku jeszcze jutro rano. Co straciłam, ma fille?

– Nic – odparła Autumn. – Mężczyźni chwalili się czymś, czego jakoś dziś wcale nie zauważyłam. Potem wieśniacy dostarczali nam rozrywki po kolacji, a baron narzekał, że w Paryżu miewa wzdęcia.

Jasmine znów się zaśmiała i poklepała dłoń córki.

– Powinnaś już iść, Autumn. Król na pewno oczekuje cię z niecierpliwością. Dobranoc, ma fille. Zobaczymy się jutro.

Autumn wstała z łóżka, pochyliła się i ucałowała czule matkę.

– Dobranoc, mamo. Śpij dobrze – powiedziała i wyszła.

Pośpiesznie przeszła korytarzem do swej komnaty. Lily i Orange już czekały, żeby przygotować ją do pójścia do łóżka. Zdjęły suknię i halki; biżuterię, pończochy i buty. Autumn skorzystała z nocnika i umyła się w misce perfumowanej wody. Wyszorowała zęby. Siedziała naga, gdy Orange czesała jej włosy. Kiedy Lily podała jej czystą koszulę, machnęła dłonią.

– Jak to, bez koszuli? – zdziwiła się służąca, a Orange z całych sił powstrzymywała chichot.

– Tak kazał król – odparła Autumn. – Jestem tu na jego zaproszenie. Żadnej z was nie wolno o tym mówić. Cokolwiek wam się wydaje, tylko król i ja wiemy, co się tu dzieje i chcemy to utrzymać w tajemnicy. Zrozumiałyście mnie dobrze? Teraz dyskrecja jest niezwykle pożądana.

Oui, madame – odparły obie służące i dygnęły.

– To dobrze. Teraz obie możecie już iść. Nie będę was potrzebowała do rana.

– Książę Jemmie by tego nie pochwalał – wypaliła Lily, a potem zaczerwieniła się. Wstyd jej było, że śmiała powiedzieć to na głos.

– Pewnie nie, Lily – zgodziła się Autumn. – Gdyby posłuchał matki i nie poszedł na wojnę, gdyby nie zginął pod Dunbar, byłby teraz bezpieczny w Szkocji. Ale nie posłuchał mamy. Teraz leży w grobie w Glenkirk, a my jesteśmy tutaj na dobre i złe. Postarajmy się, żeby nam było jak najlepiej. Wszyscy twierdzą, że bycie metresą króla to co innego niż bycie kochanką zwykłego mężczyzny. Ja nie widzę różnicy. Cudzołóstwo to cudzołóstwo.

– Och, madame, przecież bycie faworytą króla to naprawdę wielki honor! – odezwała się nagle Orange. – Och, gdyby to mnie wybrał…!

– Gdyby twoja ciotka to usłyszała, wzięłaby na ciebie leszczynową witkę – fuknęła Lily. – U nas takie zachowanie nie jest przyjęte.

– Idźcie już obie spać – rozkazała Autumn. Miała ochotę się roześmiać. Lily była typową Szkotką, a Orange typową Francuzką. Dziwne, że w czymkolwiek się zgadzały, a mimo to razem dobrze jej służyły. Machnęła ręką, by wyszły, a one dygnęły i opuściły jej sypialnię.

Autumn poczuła, że jej zimno. Weszła do łóżka pod ciepłą kołdrę. Pod plecami miała miękką poduszkę z gęsich piór, oparła się więc o nią i na wpół leżała. Łoże było prawie tak wygodne jak jej własne. W kominku płonął ogień, a obok łóżka Lily zapaliła kilka świec.

Usłyszała stuknięcie i małe drzwi ukryte w ścianie skrzypnęły, jakby w proteście. Król wszedł do sypialni. Był tak samo nagi jak ona. Autumn po raz pierwszy mogła się mu przyjrzeć. Był mężczyzną średniego wzrostu, mocno zbudowanym. Ciemne włosy, zwykle sczesane do tyłu, teraz opadały luźno na ramiona. Naprawdę miał piękne włosy. Opuściła wzrok na jego męskość, długą, grubą i swobodnie opuszczoną. Szybko odwróciła wzrok i spojrzała mu w oczy, gdy podszedł do łóżka. Ucałował jej dłoń.

– Bonsoir, ma bijou.

Bonsoir, Ludwiku – odparła i przesunęła się, by mógł usiąść obok niej.

Ledwie wsunął się do łoża, a już chwycił ją w ramiona i zaczął namiętnie całować, mrucząc do ucha:

– Pragnę cię zaraz, teraz. Czekałem cały wieczór, by zaspokoić ten głód!

Odsłonił kołdrę i szybko ułożył się między jej nogi, rozsunął je i zanurzył pomiędzy nimi głowę. Palcami rozsunął jej wargi i zaczął gwałtownie drażnić językiem wrażliwe miejsce.

Autumn pisnęła zaskoczona, ale jego język pieścił ją z takim doświadczeniem, że już po chwili poczuła podniecenie. To okropne! To skandaliczne, niecywilizowane zachowanie! Czuła się jak ladacznica, ale nic nie mogła na to poradzić. Prawie natychmiast zaczęła pojękiwać z niewysłowionej rozkoszy. Zachęcony odgłosami Ludwik zakończył pieszczoty i położył się na niej. Jak się okazało, jego miłosny oręż gotów był już do walki. Wsunął go silnie w jej wnętrze i powtarzał to coraz mocniej i mocniej, aż zaczęta szlochać i jęczeć z rozkoszy. Z głośnym okrzykiem napełnił ją swoim nasieniem.

Wyszedł z niej i głęboko westchnął z zadowolenia.

– Och, ma bijou, było cudownie! Za chwilę to powtórzymy, muszę tylko złapać oddech. Przynieś mi, proszę, wina, chérie.

Autumn wstała na drżących jeszcze nogach, powoli przeszła przez pokój do stołu, na którym stała karafka z winem i dwa kielichy. Nalała w oba spore porcje, potem spojrzała w stronę miski z wodą, wzięta mokrą ściereczkę, umyta się, a potem poszła umyć jego męskość. Powróciła za chwilę z winem.

– Żadna z moich kochanek nigdy jeszcze się mną tak czule nie zajmowała – powiedział i wypił spory łyk wina.

– To zwyczaj z kraju mojej matki – odparła.

– Uroczy zwyczaj, chérie. A teraz chodź do łoża, bo nie mogę się już doczekać drugiego razu. – Przyciągnął ją do siebie i zaczął pieścić piersi. – Urocze – powiedział. – Są po prostu urocze. Piersi każdej kobiety są inne. Uważam się za eksperta w tej kwestii.

Autumn roześmiała się i ku zaskoczeniu króla usiadła na nim.

– Naprawdę jesteś ekspertem w dziedzinie kobiecych piersi, Ludwiku?

Ujęła swoje piersi w dłonie i uniosła je, by mógł tym łatwiej je podziwiać.

– Ostrożnie, chérie - ostrzegł, marszcząc ciemne brwi i przybierając jak najgroźniejszy wyraz twarzy.

W odpowiedzi Autumn wzięła kielich z winem z jego dłoni. Zsunęła się na jego uda, wylała kilka kropli rubinowego płynu na jego klatkę piersiową i brzuch i zaczęła zlizywać. Jędrny język drażnił jego skórę.

– Mmm – mruknęła. – Jesteś smakowity, Ludwiku. Zsuń się w dół i pozwól się pieścić. – Kiedy to uczynił, zaczęła zabawę od nowa, pochyliła się nad nim i dotykała delikatnie jego ust brodawkami piersi. Uniósł głowę, zamknął usta na brodawce i zaczął ssać. Delikatnie ściskał zębami miękkie ciało, a Autumn czuła dreszcze rozkoszy przebiegające po kręgosłupie. Przestał całować pierś, ujął ją dłońmi w pasie, uniósł i posadził na swojej męskości. Autumn poruszała się z doświadczeniem, obejmując całą sobą jego męskość, wsuwając się i zsuwając gwałtownie, póki nie zaczął pojękiwać z rozkoszy. Nie mogąc się powstrzymać, z głośnym krzykiem rozkoszy napełnił ją swoim nasieniem.

– Och, ty wiedźmo – odezwał się później. – Mąż dobrze cię wyuczył. Takiej rozkoszy nie dały mi nawet najlepiej wyszkolone ladacznice z Paryża, ma bijou. Musisz tam ze mną pojechać, kiedy skończy się polowanie.

– Nie. Jestem kobietą z prowincji, Ludwiku. Obiecałeś mi wiejski romans, krótką idyllę, która miała trwać tylko tak długo, jak długo ty pozostaniesz w Chambord. Kiedy wyjedziesz, wrócę do Chermont, do mojego dziecka i do winnicy. Gdy znów nadejdzie październik, a ty wrócisz do Chambord, będę znów do twojej dyspozycji, monseigneur.

– Jesteś trudna do okiełznania – odparł i pogładził ją po włosach.

– Jestem rozsądna, Wasza Wysokość, pragnę, by moja reputacja pozostała bez skazy. Nie chcę by wszyscy we Francji wskazywali mnie palcem, mówiąc: Oto idzie madame la marquise d'Auriville, królewska nałożnica. Jestem od ciebie starsza, Ludwiku i wiem, że mimo całego twojego obycia w świecie, jestem od ciebie mądrzejsza. Zaufaj mi w tej kwestii i zostańmy przyjaciółmi.

– Dobrze, ma bijou - zgodził się, choć słychać było w tonie jego głosu, że czyni to niechętnie.

Pomyślał, że mądra z niej kobieta, skoro woli jego przyjaźń od udawanej miłości. Mazarin często mawiał, że madame d'Auriville przydałaby się jako królewski szpieg. Zaczynał rozumieć, co kardynał dostrzegł w tej kobiecie. Spojrzał na nią i powiedział:

– Przynieś mokrą szmatkę, chérie, bo zaraz będę miał ochotę znów się z tobą zabawić.

Autumn była zaskoczona.

– Ludwiku! Jesteś najbardziej niezaspokojonym mężczyzną, jakiego widziałam! Jak możesz chcieć jeszcze po dwóch kolejnych razach?

– Poznałaś pod tym względem tylko dwóch mężczyzn, ma bijou. Muszę ci przypomnieć, że mam dopiero osiemnaście lat. Mężczyźni w moim wieku znani są z jurności. Ja mam zamiar pozostać taki na zawsze. Sacrebleu, jakie kuszące są twoje usta, chérie. Pocałuj mnie!

Autumn pochyliła się ze śmiechem i go pocałowała. Pomyślała, że to będzie bardzo długa noc. Postanowiła rano zapytać matkę, czy naprawdę mężczyźni w wieku króla są tacy jurni, czy tylko sobie z niej żartował. Przed świtem odpowiedź na jej pytanie była oczywista. Polowanie ruszyło bez niej.

ROZDZIAŁ 15

– O Boże – jęknęła Autumn nad miską trzymaną przy jej twarzy przez Lily.

Na pobladłej twarzy lśniły krople potu.

– Należało się tego spodziewać – stwierdziła spokojnie jej matka.

– Czego się należało spodziewać? – zdziwiła się Autumn.

Odsunęła się od miski, ale głowa wciąż ją bolała, a w brzuchu kręciło nieznośnie.

– Na litość, dziewczyno, przecież już rodziłaś! Nie rozumiesz, że właśnie spodziewasz się dziecka? – zapytała nieco poirytowana Jasmine.

– To niemożliwe! – jęczała Autumn.

– Oczywiście, że możliwe – odparła zniecierpliwionym tonem jej matka. – Nie byłaś z królem w Chambord jedną noc, ale sześć tygodni, ma fille. Czy choć raz miałaś tam swoje miesięczne przypadłości?

Autumn potrząsnęła niepewnie głową. Nagle poczuła się wyczerpana. Brzuch przestał ją boleć. Chciała jedynie położyć się do łóżka i zasnąć na wieki.

– Kiedy ostatnio miałaś kobiecą klątwę?

– Tuż przed wyjazdem do Chambord – odparła z trudem.

Jasmine zmarszczyła brwi i w milczeniu liczyła.

– Dziecko narodzi się między połową lipca a połową sierpnia – obwieściła.

– O Boże! – Autumn zaczęła szlochać. – Co ja mam teraz począć, mamo? Teraz wszyscy będą wiedzieli! Jestem skończona! A co z Madeline! Jej reputacja też jest zrujnowana!

– Dziedziczka potężnego majątku nie może mieć zrujnowanej reputacji w wieku trzech lat. Poza tym, nie ma nic złego w tym, że kobieta urodzi królewskiego bękarta, Autumn. Wiesz, że mówię z doświadczenia. Musisz natychmiast napisać do króla. Trzeba go o tym powiadomić. On na pewno zadba o dziecko.

– Napisać do Ludwika? I co ja mam mu napisać? Nie może się przecież ze mną ożenić. To nie Anglia, a Ludwik to nie Henryk Stuart.

– Nie, to nie Anglia, a Francuzi nie są mniej niż Anglicy liberalni w kwestii królewskiego potomstwa, z prawego czy z nieprawego łoża. Jutro wigilia Trzech Króli. Hrabia de Montroi na pewno jest jeszcze w swoim zamku. On zawiezie twój list do Ludwika. Dzięki temu ominiemy niedyskretnych urzędników i cała sprawa pozostanie między nami.

– Między nami? – pisnęła Autumn. – Latem będę wielka jak locha. Jak sobie wyobrażasz zachować dyskrecję w takiej sytuacji? To niedorzeczne!

– Jesteś nieobyta w świecie – stwierdziła jej matka z irytacją. – Tak się dzieje, kiedy się wychowuje córkę w Glenkirk i nie zabiera jej na królewski dwór. Twoje siostry bywały w świecie. Popełniłam błąd, nie wyjeżdżając z tobą nigdzie. Było mi tak wygodniej, ojciec też tak wolał. Teraz dopiero widać rezultaty naszego samolubnego zachowania. – Jasmine westchnęła głęboko. Po chwili odezwała się do córki już bardziej cierpliwym tonem. – Gdybyś była przy nadziei z mężczyzną nikomu nieznanym, to co innego, choć damy o naszym statusie społecznym radzą sobie i z takimi sprawami. Tu jednak będziesz matką dziecka króla Ludwika. Nieważne, czy wydawało ci się, iż można zachować dyskrecję w sprawie waszego związku. To nigdy nie było możliwe, choć nasi sąsiedzi są zbyt uprzejmi, by głośno o tym rozmawiać. Kiedy twoja ciąża będzie widoczna, wszyscy będą wiedzieli, że to dziecko Ludwika. Guy Claude pomoże nam przekonać o tym wszystkich sąsiadów. Najważniejsze jednak, ma fille, by król uzna! dziecko za swoje. Nie zaprzeczy przecież, że uwiódł szanowaną wdowę z Chermont i że przyjmował ją u siebie w Chambord przez sześć tygodni w październiku i listopadzie. Każ Marcowi jechać do zamku Montroi i sprowadzić tu hrabiego. Powiedz Guy owi prawdę i poproś, by przekazał wiadomość Ludwikowi. To naprawdę bardzo prosta sprawa, Autumn.

– Naprawdę, mamo? – zapytała, a łzy napłynęły jej do oczu.

Oui - odparła Jasmine i objęła córkę, by ją pocieszyć. – To najprostsza w świecie sprawa, ma bébé.


*

Król patrzył ze zdziwieniem na niewielki kawałek papieru z czterema słowami: Je suis enceinte. Podpisano Bijou. Nic więcej. Cztery krótkie słowa. Proste, ale wiele znaczące. Przez krótką chwilę poczuł dreszcz podniecenia. Ciekawe, czy to córka, czy syn. Był bardzo zadowolony z wieści, które przyniósł mu hrabia de Montroi.

– Wiesz, co napisała w tym liście? – zapytał.

Oui, Wasza Wysokość.

– Jak ona się czuje?

– Jest piękniejsza niż zwykle. Do twarzy jej w tym stanie – odparł. – Jest zdrowa – dodał szybko.

– Zawieziesz odpowiedź do Chermont, Guy Claude, a potem zostaniesz u siebie w domu, póki nie będziesz mógł przynieść mi wieści o narodzinach dziecka. Potwierdzisz moje ojcostwo wszystkim plotkarzom w okolicy. Kiedy wszyscy dowiedzą się prawdy, przestaną trajkotać na jej temat.

– Wybrała już imiona i prosi o zgodę Waszą Wysokość. Chciałaby, żeby dziecko zostało ochrzczone zaraz po narodzinach. Jeśli to będzie syn, proponuje James Louis, po swoim zmarłym ojcu i Waszej Wysokości. Jeśli dziewczynka, Małgorzata Ludwika. Zdaje się, że pierwsza żona Henryka IV była chrzestną babki Autumn. Powiedziała mi, że w takiej sytuacji, imię dla dziewczynki, z żeńskim odpowiednikiem imienia Waszej Wysokości, będzie właściwe dla dziewczynki.

– Bardzo odpowiednie – zgodził się król. – Nie wiedziałem o tym szczególe z historii rodziny madame la marquise. Więc jednak nasze rodziny były jakoś ze sobą powiązane dawno temu. Jakaż szkoda, że ona sama nie pochodzi z królewskiej rodziny, Montroi. Byłaby doskonałą królową.

– W rzeczy samej, Wasza Wysokość – zgodził się hrabia i znów się skłonił. – Czy Wasza Wysokość chce coś przekazać madame la marquise! Uprzejme słowa byłyby teraz dla niej wielkim wsparciem.

– Wezwij skrybę – rozkazał król.

Kiedy mężczyzna się zjawił, rozłożył kałamarz i papier, wziął pióro, król podyktował mu list do Autumn. Zapewnił w nim przyszłą matkę swego dziecka o swojej przyjaźni i oddaniu. Wyraził radość z faktu, że to właśnie ona będzie matką jego dziecka i pochwalił wybór imion. Poinformował swoją kochankę, że dziecko będzie nosiło nazwisko la Bois, będzie utrzymywane z wpływów z serowarni w Chambord i Chenonceaux. Pieniądze będą wypłacane raz na kwartał. Poinformował ją, że hrabia de Montroi będzie ich prywatnym kurierem i w imieniu króla będzie reprezentował ją i jej dzieci. Zasugerował też, by znalazła mamkę dla dziecka, bo spodziewał się spotkać z nią w Chambord w październiku, kiedy przyjedzie na polowanie. Napomknął, że nie byłoby mu tak przyjemnie w Chambord bez jego bijou.


*

– Och, mamo! – wykrzyknęła Autumn, kiedy przeczytała wiadomość od króla. – Miałaś rację! Jestem taka szczęśliwa!

– Chyba się w nim nie zakochała – mruknął, przerażony tą myślą hrabia de Montroi.

Non, non! - uspokoiła go Jasmine. – Jak wszystkie kobiety w jej stanie, nie potrafi zapanować nad emocjami. Kiedy pojechałeś, była przekonana, że król zapomni o ich związku i nie uzna dziecka. Jego hojność upewniła ją, że się myliła. – Poklepała go po ramieniu. – Biedaku, musiałeś opuścić królewski dwór i zostałeś zmuszony do opiekowania się królewską chére amie. Cieszę się z tego ze względu na moją córkę, ale jednocześnie współczuję ci.

– Jeśli mam być szczery, madame la duchese, wolę być tutaj niż na królewskim dworze. Paryż to prawdziwy ściek. Dla niezbyt majętnego dworzanina jak ja to tylko szansa znalezienia sobie bogatej żony. Miasto jest drogie i brudne. Ludzie tam knują intrygi tylko po to, żeby zabić nudę. Jestem szczęśliwy, że mam pretekst, by wrócić tutaj, na prowincję. Madame St. Omer twierdzi, że już znalazła mi odpowiednią żonę. Pójdę za jej radą i ożenię się z tą dziewczyną.

– Kim ona jest – zapytała z ciekawością Jasmine.

– To jedyna córka bardzo majętnego kupca handlującego winem. Nie ma rodzeństwa, jest więc spadkobierczynią ojca. Jej matka jest daleką krewną madame St. Omer. Nie pochodzi ze szlachty, ale z dość dobrego rodu i wniesie spory posag. Wychowała się w klasztorze, więc na pewno się nada. Moja rodzina ma tytuł szlachecki; ale nie jesteśmy zbyt zamożni ani dobrze skoligaceni. Nie mamy nic prócz winnicy i tytułu. Nazywa się Cecile Bougette.

– Kiedy ślub?

– W przyszłym roku – odparł Montroi. – Mam obowiązki wobec Autumn, a dla króla to teraz najważniejsze, madame.

– Posłuchaj mej rady i ożeń się z nią, gdy tylko król wróci do Chambord. Nie byłoby dobrze, gdybyś stracił taki skarb. Ustal datę ślubu już teraz, mon ami.

– Może ma pani rację – zastanawiał się.

– Przywieź ją do Belle Fleurs, do mnie. Nie powinna na razie poznawać Autumn, zwłaszcza w tej sytuacji. Nie chcesz chyba obrazić jej ojca, ale na pewno chcesz, by wiedział, że poznajesz ją ze swoimi znajomymi.

Madame, jak mam pani dziękować? – odezwał się Montroi. Ujął dłoń Jasmine i ucałował.

– Za co ci dziękuje? – zapytała Autumn, a gdy jej matka wyjaśniła, potaknęła. – Jesteś dla mnie taki dobry, Guy Claude. Kiedy już nikt nie będzie pamiętał tego skandalu, przywieziesz tu swoją żonę, by odwiedziła mnie w Chermont. Przykro mi, że przeze mnie musiałeś opóźnić ślub.

– Mam jeszcze kilka rzeczy do załatwienia – zaśmiał się. – Dlaczego kobietom tak bardzo zawsze śpieszy się do ślubu?

– Bo kiedy nas nie macie, zawsze wpadacie w kłopoty – odparła ze śmiechem Jasmine.

– Z wami, też mamy kłopoty – odparł szybko. – W Paryżu mówi się wyłącznie o ożenku króla. Hiszpańska infantka, Maria Teresa, jest ulubioną kandydatką wszystkich, ponieważ jest bratanicą królowej, ale mówi się też o Marguerite de Savoy. Ona i król dobrze się rozumieją i naprawdę się lubią. Oczywiście, obecnie, ze względu na romans króla… – Przerwał i zaczerwienił się.

– Opowiedz – odezwała się Autumn. – To nie rani moich uczuć. Ani król, ani ja nie przyrzekaliśmy sobie miłości. Ma romans z bratanicą kardynała, Marie Mancini? Często o niej mówił.

Oui - odparł Guy. – Chodzi o Mancini. Podobno kardynał jest bardzo zły na swoją krewną. Ostrzegał ją, ale król musi postawić na swoim, więc romans trwa dalej.

– Jest niemądra – ozwała się Jasmine. – Nie może się z nią ożenić, nieważne, co się wydarzy. Powinna zrozumieć sytuację i się wycofać.

– Nie uczyni tego, póki król jej nie odeśle. Zdaje się, że ona wierzy, iż król przeciwstawi się dla niej całemu światu i w końcu ją poślubi – rzekł hrabia.

– To niemożliwe – odparła spokojnie Autumn. – Król na swój sposób jest honorowy, ale najważniejsze są jego obowiązki wobec korony. Mazarin dobrze go wyszkolił i król na pewno nie zawiedzie ani kardynała, ani swojej matki. Ożeni się z dziewczyną, którą dla niego wybiorą, i będzie wykonywał swoje obowiązki wobec niej i wobec Francji. Małą Mancini czeka wielkie rozczarowanie. Znam już na tyle króla, by wiedzieć to na pewno.

– Na koniec wydadzą ją za kogoś majętnego i ważnego. Kardynał na pewno da jej spory posag. Nowe zaloty i odpowiedni mąż stłumią trochę jej złość z powodu przegranej. Jest zbyt dumna i próżna. Tak naprawdę wcale nie kocha króla. Podoba jej się tylko pomysł, że mogłaby zostać królową i pokazać, co potrafi wszystkim, którzy jej się teraz sprzeciwiają i twierdzą, że nie jest dość wysoko urodzona – stwierdził Guy.

– A król ją kocha? – zapytała Autumn.

– Tak mu się zdaje, ale to sama idea miłości tak bardzo go obecnie fascynuje. Same wiecie panie, jak bardzo lubi kobiety. Ożeni się, będzie miał spadkobiercę, a potem znudzi się królową, nawet gdyby była najwspanialsza. Dwór królewski pełen jest pięknych kobiet czekających na jego skinienie. Kiedy na dworze pojawi się królowa, liczba ślicznych dziewcząt znacznie się zwiększy.

– Dziwię się, że król tak się na mnie uparł – stwierdziła szczerze Autumn i położyła dłonie na brzuchu, gdzie czuła już nowe życie.

– Przyciągnęłaś jego uwagę, kiedy był jeszcze chłopcem – odparł hrabia. – Nigdy o tobie nie zapomniał. Fakt, że cię już posiadł, nie czyni cię wcale mniej atrakcyjną, a ty zawsze byłaś dla niego bardzo dobra. Będzie na wieki twoim przyjacielem i na pewno nie zapomni o waszym dziecku.

– Tylko czy królowa, ktokolwiek to będzie, nie poczuje się urażona? – zastanawiała się Autumn. – Kobieta żądna odwetu to straszliwy wróg.

– Wasz romans miał miejsce, nim król zaczął poważnie myśleć o ożenku. Pozostanie związkiem dyskretnym i jeśli ty zachowasz dyskrecję, królowa nie zostanie publicznie upokorzona, nawet jeśli to będzie trwało dłużej. Król poluje w Chambord tylko w październiku i listopadzie. Póki nie przestanie cię zapraszać, twoja obecność jest wymagana. Może kiedyś w końcu przywiezie tam jakąś inną przyjaciółkę, albo nawet królową, ale do tego czasu musisz być na jego rozkazy, chérie.

Nie mogę, pomyślała Autumn. Nie mogę co roku mieć dziecka z tym człowiekiem. W przyszłości muszę wziąć ten proszek od mamy. Dlaczego o tym nie pomyślałam zanim pojechałam do Chambord. Zupełnie tego nie rozumiem. W październiku tego roku na pewno będę pamiętała. Mimo to dobrze się stało, bo Madeline będzie miała rodzeństwo, brata albo siostrę. Będzie miała się z kim bawić. Szkoda, że moje rodzeństwo nie mieszkało w Glenkirk. Kiedy dorastałam, był tam tylko Patrick. Zresztą był dużo starszy ode mnie i wcale nie interesował się młodszą siostrą. Te dzieci będzie dzieliła różnica zaledwie czterech lat.

Zima była łagodna. Zbudowano nowy budynek do wyrobu i dojrzewania wina. Ukończono pracę przed nadejściem wiosny i mężczyźni ruszyli do robót w polu, przywiązywali winorośl, spulchniali i odchwaszczali ziemię. Wieści ze świata docierały na prowincję dość wolno, ale w końcu Autumn dowiedziała się, że aby skorzystać z pomocy angielskiej armii, kardynał Mazarin publicznie poparł Cromwella. Rozzłościły ją te wieści.

– Czy to się kiedykolwiek zakończy? – zapytała głośno. – Jak król Karol ma odzyskać tron, jeśli Francja go nie poprze? Karol Stuart to kuzyn króla Ludwika! Królowa Henryka Maria jest jego ciotką. Jego matka jest Hiszpanką. Dlaczego toczymy wojnę z Hiszpanią? Zupełnie tego nie rozumiem.

– Bóg jeden wie – odparła Jasmine. – Polityka w dzisiejszych czasach jest dla mnie zupełnie niezrozumiała. Z jednej strony kardynał i królowa chcą ożenić króla z Hiszpanką, a z drugiej kłócą się z Hiszpanią o terytorium. Ale Francją rządzi Mazarin. Król objął rządy wiele lat temu. Wydaje mi się, że częściowo problem wynika z tego, że książę de Conde, odwieczny wróg króla, zaoferował Hiszpanii swoje usługi i został głównodowodzącym hiszpańskiej armii.

– Jeśli dojdzie do bitwy, marszałek de Turenne go pobije – stwierdziła Autumn. – Ludwik wiele mówił o strategicznych zdolnościach de Turenne'a i o tym, że całkowicie mu ufa.

Nadeszło lato, a wraz z nim zupełnie nieoczekiwana wizyta księcia Lundy. Jasmine zaczęła szlochać na widok syna. Objęła go uszczęśliwiona. Nie widzieli Charliego od ślubu Autumn, czyli prawie sześć lat. Nigdy go jeszcze nie widziały tak szczupłego. Był bardzo wyczerpany.

– Co ci się stało? – zakrzyknęła Jasmine, gdy mu się przyjrzała.

Uśmiechnął się w ten specyficzny dla niego sposób i pocałował ją w policzek.

– To przez życie w drodze, madame. Na dodatek zarówno moje francuskie, jak i angielskie finanse zostały zablokowane. Kirowie nie ważą się złamać zakazu, choć kiedy trzeba było pożyczyć mi pieniądze na procent, nie zastanawiali się długo. – Zwrócił się do siostry: – Przykro mi z powodu śmierci Sebastiana. – Spojrzał na jej brzuch i uniósł pytająco brwi. – Siostrzyczko!

– W zeszłym roku w październiku zostałam wezwana przez króla do Chambord na czas jego polowań – zaczęła, ale nic więcej nie dodała.

– Och. On o tym wie?

– Tak, jest bardzo szczęśliwy. Co kwartał wypłaca mi dochody z serowarni w Chenonceaux i Chambord. Wybraliśmy już imiona, a dziecko będzie nosiło nazwisko de La Bois. Oficjalnie uzna je, kiedy się urodzi. Chyba poszłam w ślady mamy, tylko że ona kochała twojego ojca. Ja i Ludwik jesteśmy tylko przyjaciółmi.

– Chciałabyś pewnie, żebym został i był ojcem chrzestnym dziecka, prawda? – zapytał Charlie.

– Musisz koniecznie z nami zamieszkać – odparła.

– Mama chyba się ze mną zgodzi, że trzeba cię trochę podtuczyć, bo jesteś okrutnie chudy. Gdzie jest teraz król Karol?

– To tu, to tam, wszędzie, gdzie go ktoś przyjmie. Krążą plotki, że Cromwell jest chory. Jego syn, Richard, jest głupcem i na pewno nie utrzyma władzy w Anglii. Mazarin co prawda podpisał pakt, w którym zobowiązuje się do pomocy Anglii, ale król Ludwik dalej popiera swojego kuzyna. Mówi się, że kiedy Cromwell umrze, co na pewno nastąpi wcześniej czy później, o ile nasze informacje są prawdziwe, generał Monk poprze pomysł powrotu króla do kraju. Trzeba po prostu cierpliwie czekać. – Pocałował siostrę w policzek i poklepał po wystającym brzuchu. – Jeśli nie masz nic przeciwko temu, siostrzyczko, tutaj poczekam na powrót mego kuzyna na tron. Tu mogę jeść trzy posiłki dziennie i spać w suchym łóżku. Lepiej mi będzie niż królowi, który nie zawsze może sobie na to pozwolić. – Był wyraźnie zmęczony. Autumn i matka zrozumiały, że od kilku dni podróżował bez przerwy, by jak najszybciej do nich dotrzeć.

– Przyjmiesz mnie, Autumn? Nie mogę wracać do Anglii ani do Szkocji, tam też zamknięto przede mną drzwi.

– Charlie, oczywiście możesz tu zostać! Moja gościnność nie stanowi nawet w części zapłaty za szczęśliwe chwile, jakie spędziłam w Queen's Malvern wiele lat temu. Co słychać w domu? Co z twoimi dziećmi?

– Dzieci są bezpieczne z Patrickiem. Sabrina i Fryderyk są już prawie dorośli, a mały Wilhelm też podrósł. Nie widziałem ich od dnia, gdy wyruszyłem ze Szkocji. Queen's Malvern wciąż stoi pusty. Becket pisze do mnie, kiedy tylko ma okazję wysłać z Anglii list. Dom wymaga remontu, ale kiedy wrócę, będę miał dość pieniędzy, by go odbudować.

– Będziesz musiał odbudować zamek, jeśli chcesz sobie znaleźć żonę – rzekła szczerze Jasmine. – A ożenić się ponownie musisz na pewno.

– Wiem, ale teraz chcę tylko dobrze zjeść, mamo. Czy ten zapach to pieczona wołowina?

Autumn wstała z trudem.

– Chodźmy, bracie, zaprowadzę cię do salle à manger.

– Mieszkasz tutaj? – zapytał matkę, kiedy usiadł przy stole.

– Tak – odparła. – Niedługo Autumn urodzi. Chcę być z nią, kiedy to nastąpi. Musisz koniecznie poznać swoją siostrzenicę, Madeline. Przyprowadzą ją po posiłku. Jest uroczym dzieckiem, bardzo podobna do ojca.

– Ile ma lat? – zapytał Charlie, nakładając sobie wielką porcję wołowiny ze srebrnego półmiska podanego przez służącego.

– Pod koniec września skończy cztery. Napełniaj kielich i talerz. Monsieur le duc jest głodny. Musimy zaprosić pana Reynauda, mamo. Garderoba Charliego pozostawia wiele do życzenia. Pewnie w twoich bagażach nie znajdzie się nic lepszego.

– Niestety, nie – przyznał, żując mięso.

– Król pewnie nie zasiądzie na tronie jeszcze w tym roku – zastanawiała się na głos Autumn. – Bracie, w październiku pojedziesz z nami do Chambord. Ludwik jest niezwykle gościnny, sam zobaczysz, ale będzie ci potrzebne przyzwoite odzienie. Mamo, nie możemy poprosić Kirów o wypłacenie Charliemu części jego funduszy?

Jasmine odezwała się, patrząc przed siebie.

– Nawet nie śmiem ich o to prosić. Służyli nam wiernie dłużej, niż ja żyję na tym świecie. Jeśli Cromwell nie pozwala wypłacać Charliemu jego zysków z angielskich inwestycji, a Mazarin z powodu swojego porozumienia z Cromwellem zrobił to samo z francuskimi inwestycjami twojego brata, nie możemy naciskać na Kirów. Ja mam dość pieniędzy, ale pamiętaj, Charlie, że zapiszę każdego wydanego na ciebie pensa. Kiedy odzyskasz swoje pieniądze, spłacisz wszystko. Zgoda?

– Zgoda, madame - odparł Charlie, wznosząc kielich za zdrowie matki.

– Miło jest znów mieć w domu mężczyznę – odezwała się Autumn. – Nie zdawałam sobie sprawy, jakie to ważne.

Lato w pełni rozkwitło i miesiąc po przybyciu Charliego, dwudziestego piątego lipca Autumn urodziła drugą córkę. Małgorzata Ludwika de La Bois była pulchnym, pogodnym dzieckiem. Miała ciemne włosy jak jej ojciec i ciemnoniebieskie oczy, które, jak przypuszczała Autumn, niedługo staną się piwne jak u Ludwika. Ku wielkiej irytacji jej starszej siostry wokół córki króla robiono wiele szumu.

– Nie jest nawet w połowie tak interesująca jak ty, ma petite chou - rzekł Charlie, zabierając siostrzenicę na spacer do ogrodu, by pokazać jej puste ptasie gniazdo, które wcześniej znalazł.

– Jestem już duża – powiedziała Madeline. – Mała Margot śmierdzi, oncle. Ja już nie siusiam w pieluszki. Już ich nawet nie noszę – obwieściła triumfalnie i podciągnęła spódniczkę, by to udowodnić.

Charlie wybuchnął śmiechem.

– Madeline, dama nie pokazuje dżentelmenowi skarbów, które są zarezerwowane dla jej męża – wyjaśnił jej i ściągnął w dół spódniczkę. – Popatrz, ma petite, oto gniazdo, o którym ci mówiłem.

Autumn bardzo chciała karmić piersią dziecko choć przez miesiąc. Potem znaleziono mamkę, żonę jednego z pracowników winnicy, która odstawiła własne dziecko od piersi, by mieć pokarm dla małej panienki. Kobieta miała na imię Giselle. Dotąd urodziła czterech synów i uwielbiała małą córeczkę króla. Wkrótce stało się jasne, że Giselle będzie nie tylko mamką, ale też opiekunką małej Margot. Marie, opiekunka Madeline, i tak miała mnóstwo pracy ze starszą z dziewczynek, która stała się teraz bardzo ciekawska i szybko biegała. Marie miała chwilkę spokoju tylko wtedy, gdy Madeline przebywała z księdzem, uczyła się liter albo spała.

Król zaskoczył wszystkich, przybywając piętnastego października z hrabią de Montroi, by zobaczyć swoją córkę. Zobaczył księcia Lundy i uniósł pytająco brwi.

– Niech mi będzie wolno przedstawić mego brata, Charlesa Fryderyka Stuarta. W rodzinie mówimy o nim “niekrólewski Stuart", Wasza Wysokość. Odwiedził nas i jest wraz z Guyem Claude'em ojcem chrzestnym Margot. Mam nadzieję, że Wasza Królewska Mość się na to zgadza.

Król wyciągnął przed siebie dłoń, Charlie ujął ją i ucałował.

– Witam we Francji, kuzynie – odezwał się. – Jesteś przecież moim kuzynem ze względu na pochodzenie twego ojca.

– Jestem zaszczycony, Wasza Królewska Wysokość, że zechcieliście to uznać – rzeki książę i znów się skłonił. Wiedział, że pokrewieństwo było bardzo dalekie.

– Rozumiem, że dołączysz do nas w Chambord – odezwał się król. – Twoja matka i siostra będą tam za dwa dni, prawda, ma bijou?

– Owszem – odparła i skłoniła się grzecznie.

– Dałaś mi piękną córkę – zauważył.

– Jest bardzo podobna, do ciebie, mój panie – odparła z uśmiechem Autumn.

– Skoro tak, wyrośnie na piękną kobietę. W odpowiednim czasie sam wybiorę dla niej męża, madame - rzekł król. – Masz zamiar sama ją wychowywać?

– Oczywiście! W mojej rodzinie nie ma zwyczaju zrzucania odpowiedzialności za wychowanie dzieci na innych. Moja córka pojedzie ze mną wszędzie. Obie będą się wychowywały w Chermont, panie.

Król uśmiechnął się z zadowoleniem. Wziął córkę z rąk Giselle i chodził z nią przez chwilę po salonie. Margot, choć zwykle dość głośna, w ramionach ojca ucichła zupełnie. W końcu król ucałował czoło dziecka i oddal je mamce.

– Jest czarująca i potrafi słuchać – obwieścił. – To dwie cechy bardzo cenne u kobiety. – Odwrócił się i rzekł: – Za dwa dni, madame.

Ucałował dłoń Autumn, potem pożegnał się z Jasmine, skinął głową Charliemu i wyszedł.

Kiedy wyjechał, książę Lundy zwrócił się do siostry:

– Dobrze sobie radzisz, siostro. Planujesz mieć z nim więcej dzieci, czy chcesz może ponownie wyjść za mąż?

– Nie wiem, czy kiedykolwiek znów wyjdę za mąż, ale może jeszcze kiedyś kogoś pokocham. Na pewno nie wyjdę za mąż z żadnego innego powodu. Sam mnie tego nauczyłeś, Charlie. Kochałam Sebastiana. Jego śmierć była dla mnie szczególnie bolesna, ale jakoś przetrwałam. Co się zaś tyczy posiadania innych dzieci z królem, to chyba byłoby raczej nierozsądne. On wkrótce się ożeni i nie potrzebuje nowego potomstwa z nieprawego łoża, które denerwowałoby jego żonę. Jeśli wierzyć plotkom, królową zostanie infantka hiszpańska. Hiszpanie nie są zbyt otwarci w sprawie królewskich bękartów, nie to co Francuzi i Anglicy.

Pojechali do Chambord, by dołączyć do gości króla. Autumn znów umieszczono w pokoju sąsiadującym z królewską sypialnią. Tym razem markiza była bardziej pewna siebie i powitała dżentelmenów z wdziękiem i pewnością siebie. Pogratulowano jej narodzin dziewczynki, podziwiano jej urok osobisty i dowcip. Król nie stracił nawet w części zainteresowania jej wdziękami.

– Nie mogę uwierzyć, że minął już rok, od kiedy ostatni raz się kochaliśmy – odezwał się, kiedy leżeli w łóżku. Jedną dłonią pieścił jej pierś, a drugą wzgórek Wenery.

– Jesteś równie namiętny jak wtedy, Ludwiku – powiedziała, pochyliła się i pocałowała go w usta.

– Nie miałaś nikogo od czasu naszej słodkiej idylli w Chambord?

– Oczywiście, że nie! – rzuciła z oburzeniem.

– Oczywiście, nosiłaś w sobie moje dziecko – zauważył. – Dasz mi jeszcze jedno, ma bijou?

Jeśli Bóg da – odparła nabożnie. Wiedziała, że król jest bardzo pobożny i nie miała zamiaru mówić mu, że nie urodzi mu więcej nieślubnych dzieci. Westchnęła tylko, nic nie dodając.

– Jesteś smutna, ma bijou. Dlaczego?

– To pewnie nasze ostatnie spotkanie, Ludwiku. Niedługo musisz się ożenić. Muszę przyznać, że cieszyło mnie twoje towarzystwo – rzekła, zmieniając temat z dzieci na niego samego.

– Mało prawdopodobne, bym przywiózł kiedykolwiek do Chambord królową. Mężczyzna musi gdzieś bywać i bawić się sam. Z przyjemnością będę cię zawsze gościł, kiedy tu przyjadę, ma bijou. Niestety, prawdopodobnie nie będę mógł przyjeżdżać co roku.

– Może następnym razem będziesz wolał inne towarzystwo – podsunęła złośliwie Autumn. – Mówiono mi, że mademoiselle Mancini jest teraz twoją faworytą.

– Kiedy jestem w Paryżu, oui. Jesteś zazdrosna?

– Może – odparła.

Boże, ale ze mnie kokietka, pomyślała. Wcale nie jestem zazdrosna. Może i jest moim kochankiem, ale ja go nie kocham. Co mnie obchodzi Maria Mancini? Dobry Boże, powiedziałam to tylko po to, by mu się przypodobać.

Zsunął dłoń w dół wzgórka i odnalazł jej bouton d'amour i zaczął się nim bawić.

– Nie musisz być zazdrosna o pannę Mancini, ma bijou - mruknął jej do ucha, delikatnie muskając językiem jego wnętrze. – Nie jest nawet w połowie tak piękna jak ty, a i namiętnością nigdy ci nie dorówna.

– Więc dlaczego mówi się, że jest twoją kochanicą, Ludwiku? – zapytała.

– Bo nią jest – odparł po prostu, a palcami wciąż drażnił jej kobiecość. – Jej wuj postanowił, że ona ma mnie zabawiać, dopóki nie znajdą mi z matką odpowiedniej księżniczki. Wydaje im się, że Maria jest niegroźną rozrywką, że każdy mężczyzna potrzebuje kochanki, by pozostawać z dala od kłopotów. – Położył się na niej, ułożył się między jej udami i zaczął pieścić okrągłe piersi. – Sacrebleu, ma bijou, toć to najpiękniejsze jabłka miłości, jakimi się w życiu bawiłem…

Autumn przesunęła się nieznacznie. Nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo jej brakowało zbliżeń. Pragnęła, aby znalazł się w jej wnętrzu, czuć na sobie jego ciężar, czuć, jak wsuwa się w nią i wysuwa z jej wnętrza, póki nie zacznie szaleć z rozkoszy. Pisnęła cicho i objęła ramionami jego szyję. Przysunęła usta i ledwie dotykając jego ust, powiedziała: – Kochaj się ze mną, Ludwiku. Tak bardzo za tobą tęskniłam!

To była przynajmniej prawda. Tęskniła za jego dotykiem, za namiętnością, jaką w niej rozbudzał.

Król wsunął się w jej wnętrze powoli, uśmiechając się i westchnął głośno:

– Och, ma bijou, ja też za tobą tęskniłem!

– Mam nadzieję, że jesteś równie swawolny, jak byłeś w zeszłym roku, Ludwiku – powiedziała prowokująco. – Obawiam się, że ja jestem rozpalona jak nigdy!

Roześmiał się, słysząc to.

– W tym roku, wierz mi, będę jeszcze bardziej swawolny, ma bijou - rzekł i na dowód tego zaczął poruszać się w niej coraz szybciej, co Autumn przyjęła z radością.

Do Paryża musiał wrócić już na początku listopada.

– Do przyszłego roku – odezwał się do Autumn, pocałował ją w usta i w końcu ruszył w podróż. Markiza uśmiechała się na pożegnanie.

Hrabia Montroi został zwolniony ze służby, by mógł nareszcie się ożenić i zająć własnym majątkiem. Jego ślub miał się odbyć pierwszego grudnia, dlatego hrabia pożegnał się z Autumn i jej kompanami i pośpieszył do domu przygotować wszystko na przyjazd swojej oblubienicy.

– Przywieź ją do Archambault na święta – poprosiła Jasmine. – De Saville powitają was oboje z otwartymi ramionami. My też tam będziemy.

– Przywiozę – odparł Guy i zwrócił się do Autumn: – Jesteś pewna, chérie, że nie zmienisz zdania i nie poślubisz mnie?

Potrząsnęła głową z uśmiechem.

– To bardzo uprzejmie z twojej strony, Guy Claude, ale nie, dziękuję. Nie jestem jeszcze gotowa do ponownego zamążpójścia. Tylko ktoś wyjątkowy mógłby zająć miejsce Sebastiana w moim sercu. Możemy pozostać przyjaciółmi?

Ucałował jej dłonie.

– Zawsze, chérie – obiecał i odjechał.

Znów nastała zima, najpierw z szeregiem szarych dni, a potem z opadami śniegu. Na święta pojechały do Archambault, by obchodzić je wspólnie z rodziną. Phillipe de Saville był równie uprzejmy, co zawsze i powitał je ciepło. Madame de Belfort i madame St. Omer ucieszyły się na widok Charliego. Prawił im komplementy i żartował, a one świetnie się bawiły. Hrabia de Montroi przyjechał z żoną i hrabina natychmiast przyłączyła się do ich grupy. Była dość młodą kobietą o słodkim uśmiechu i najwyraźniej uwielbiała swego męża.

– Traktuj ją dobrze – powiedziała ostrym tonem madame St. Omer. – Taki rozpustnik jak ty z pewnością nie zasługuje na taką dziewczynę. Polubiłam cię, madame la contesse. Zawsze będziesz mile widziana w Archambault.

Zima powoli mijała, a z Glenkirk dotarł list od Patricka, który nie wiedział, że jego brat jest z matką w zamku Autumn. Dzieci Charliego miały się dobrze i szybko rosły. Patrick martwił się Sabriną, która niedługo miała skończyć siedemnaście lat i jak pisał jej wuj, przypominała dzikie źrebię. Frederick miał czternaście łat, a Wilhelm dziesięć, i z chłopcami Patrick radził sobie o wiele lepiej.

– Patrick powinien wysłać dziewczynę do mnie – powiedziała Jasmine. – Jest teraz w takiej samej sytuacji, jak była Autumn w jej wieku. Nie ma w pobliżu miejsca jej zamieszkania odpowiedniego towarzystwa, w którym mogłaby przebywać. Nie pozwolę, by moja wnuczka dorastała jak dzikuska, Charlie. Jest twoją córką, córką księcia.

– Jest z rodu Stuartów – przypomniał matce. – Zbyt niebezpiecznie byłoby przewozić ją teraz przez Szkocję i Anglię. Trzeba jeszcze poczekać. Niedługo król wróci na tron. Wtedy pojadę po dzieci z zabiorę je do domu. Wrócę do Queen's Malvern, mamo i nauczę Sabrinę wszystkiego, co młoda dama wiedzieć powinna. Ma jeszcze czas. Jej wielki posag zdobędzie każdego mężczyznę, którego zapragnie.

– Właśnie tego problemu chcemy uniknąć, synu – ostrzegała matka. – Jeśli w ciągu roku król nie wróci na tron, musisz zorganizować przyjazd Sabriny do Francji.

Nadeszła wiosna i w winnicach pojawiły się znów oznaki życia. Krótko po pierwszych urodzinach Margot nadeszły wieści o wielkiej bitwie pod Dunkierką, zwanej Bitwą Wydm. Rozegrała się pomiędzy zjednoczoną armią Cromwella i Francuzów a Hiszpanami i angielskimi rojalistami pod wodzą księcia Yorku, Jakuba. Czternastego czerwca Francuzi pod wodzą marszałka Turenne pokonali Hiszpanów dowodzonych przez francuskiego księcia de Conde.

Podpisano traktat pokojowy. Francuzi zdobyli Roussillon, Artois i kilka oddalonych warowni na północnej granicy hiszpańskiej części Niderlandów. Traktat Pirenejski zawierał również ustalenia dotyczące ślubu króla Ludwika z hiszpańską infantką Marią Teresą. Cromwellowi obiecano Dunkierkę, ale zmarł trzeciego września i obietnicy nie dotrzymano.

Z chwilą śmierci Cromwella król Ludwik publicznie ogłosił swoje poparcie dla króla Karola II i wsparł generała Monka, który walczył o powrót króla do kraju. Richard Cromwell nie miał ani charyzmy ojca, ani jego siły charakteru i nie był w stanie utrzymać władzy nad antyrojalistami. Sprawa wymagała wielomiesięcznych negocjacji, ale pewne było już, że król Karol wróci do Anglii. Jego poplecznicy, którzy rozproszyli się po całej Francji, szybko znaleźli się z powrotem u jego boku, by wraz z nim powrócić do kraju. Jednak trzeba było jeszcze trochę poczekać.

W przypływie entuzjazmu król Karol oświadczył się księżnej Henryce Katarzynie, siostrze swego szwagra, księcia Orange. Kiedy w listopadzie zorientowano się, że sprawy Karola nie idą tak, jak się spodziewano i negocjacje się przedłużają, zaręczyny zerwano. Henryka Katarzyna poślubiła Jana Jerzego Anhalt – Dessau. Królowi było przykro, ale musiał o niej zapomnieć. Tak samo jak w Europie, w Anglii po śmierci Cromwella zapanował spokój, ale po jakimś czasie wszyscy zrozumieli, że Richard Cromwell, zwany również Dickiem Nieudacznikiem, nie radził sobie z rządami w kraju.

Sojusznicy Karola II pragnęli jego powrotu, ale było jeszcze za wcześnie. Wśród rojalistów panowały wieczne niesnaski. Wybuchł skandal, gdy dowiedziano się, że sir Richard Willys, jeden z założycieli Stowarzyszenia Pieczęci, organizacji rojalistów, która potajemnie działała w Anglii pod rządami Cromwella, okazał się zdrajcą. Wszystkich dziwiło, jak udało mu się tak długo działać na dwie strony i obawiano się, co może z tego wyniknąć. Na ujawnienie tej informacji wybrano najgorszy czas, ponieważ opóźniła ona powrót króla. Niewielka grupa rojalistów pod wodzą sir George'a Bootha próbowała w czasie żniw wzniecić powstanie. Szybko je opanowano i zmniejszono nadzieje na powrót króla, choć nie zniweczono ich do końca.

Charlie wyjechał z Chermont, by dołączyć do Karola. Wrócił na święta Bożego Narodzenia, by opowiedzieć matce i siostrze, co się dzieje. W Anglii był tylko jeden człowiek, któremu król ufał na tyle, by powierzyć mu zorganizowanie powrotu. Był nim generał George Monk. Charlie opowiedział o nim rodzinie. Był to żołnierz, który walczył jeszcze w czasach Karola I. Przewodził Cromwellowskim wojskom w Szkocji i był sprawiedliwym wodzem. Wierzył w porządek i dobre wykonywanie swojej pracy.

Za czasów Cromwella nie otrzymał nadań z tego, co zabrano rojalistom i Kościołowi. Nie brał udziału w zamordowaniu króla Karola I i nie podpisał nakazu jego aresztowania. Nie był sędzią w jego procesie. Generał pragnął przywrócić monarchię, ponieważ obawiał się, że Anglia znów pogrąży się w wojnie domowej. Jego brat, duchowny z Kornwalii, prowadził w jego imieniu potajemne rozmowy z królem.

– Zostanę z wami do wiosny – poinformował siostrę Charlie. – W tym roku, w październiku, król tak skutecznie zniechęcił się do powrotu, że chciał już szukać szczęścia w Hiszpanii. Przekonaliśmy go, by tego nie czynił, a on postanowił poczekać na generała Monka, aż ten uczyni pierwszy krok. – Spojrzał na siostrę. – Widziałaś się ze swoim królem, siostrzyczko?

– Oczywiście – roześmiała się. – Przyjechał w październiku, ale był bardzo smutny. Kardynał i królowa rozdzielili go w końcu z jego przyjaciółeczką, Marią Mancini. Zdaje się, że Maria sądziła, iż przeciwstawi się woli wuja i schwyta króla w szpony małżeństwa. On naprawdę ją lubił, bo była sprytna, inteligentna i dowcipna, jak słyszałam. Nawet Ludwik mówił, że urodę ma raczej pospolitą. Podobno wygląda jak zwykła dziewka z tawerny.

– Ślub króla wyznaczono na przyszłe lato – przypomniał sobie Charlie.

– Wiem – odparła. – Ludwik powiedział, że powinnam przyjechać z mamą. Nie wiem, czy w tych okolicznościach wypada mi się tam pojawić.

– Jeśli otrzymasz zaproszenie, będziesz musiała pojechać – odparł brat. – Nie odmawia się zaproszeniu króla.

– Wydaje mi się, że kardynał i królowa będą nadzorowali ustalenia co do listy gości, więc mało prawdopodobne, by nas zaproszono – wtrąciła się Jasmine. – Nie wiadomo też, kiedy znów zobaczymy króla, gdy już będzie małżonkiem. W przyszłym roku z pewnością nie przyjedzie do Chambord, bo będzie dopiero kilka miesięcy po ślubie. Mnie teraz zależy na powrocie do domu. Chciałabym zobaczyć się z Indią i Henrym oraz z ich rodzinami. Tak długo nas tam nie było.

– A co z Patrickiem? – zapytała Autumn. – Co z Glenkirk?

– Chcę zobaczyć wszystkie moje dzieci, ale nie wiem, czy mogę już wrócić do Glenkirk.

Jak przewidziała Jasmine, nie zostały zaproszone na ślub króla z hiszpańską infantką. Król angielski, Karol II został przywrócony na tron trzynastego maja roku tysiąc sześćset sześćdziesiątego. Charlie wrócił do kuzyna i już był w Anglii. Chciał, żeby matka i siostra również wróciły. Autumn słusznie odczekała do zbiorów, a potem wyjechała z Chermont z dziećmi i osobistą służbą.

– Kiedy pani wróci, madame la marquise? - zapytał swoją panią Lafite. – Kiedy wróci panienka?

– Wrócę – obiecała. – Moje córki też wrócą, Lafite. Są w końcu Francuzkami. Poza tym mademoiselle d'Oleron jest prawowitą właścicielką tego zamku. Mademoiselle de La Bois jest córką króla Ludwika. Na pewno wrócimy.

Skłonił się.

– Będziemy z niecierpliwością wyglądać pani powrotu, madame la marquise - rzekł ze smutkiem.

ROZDZIAŁ 16

Autumn spoglądała ze wzgórza na dom swego brata, Queen's Malvern. Majątek był opuszczony, zaniedbany i zarośnięty chwastami. Skrzynio zamku, wiele lat temu podpalone przez okrągłogłowych, popadło w zupełną ruinę. Ocknęła się z zamyślenia, gdy koń poruszył się pod nią. Wyciągnęła rękę i dotknęła dłoni brata.

– Na litość boską, Charlie, czy tu da się w ogóle zamieszkać? Wygląda strasznie. Cieszę się, że mama i dzieci zostały w Worcester.

– Jeśli nawet na razie nie da się zamieszkać, wkrótce to naprawimy – zapewniał ją brat. – Dzięki Bogu, nie muszę prosić króla o pieniądze na odbudowę Queen's Malvern. Biedny Karol sam nie ma pieniędzy, a jego poplecznicy, wracający do kraju, i ci, którzy nie uciekli, wciąż proszą go o wsparcie. Powiedział mi, że jestem jedynym spośród jego przyjaciół i rodziny, który o nic go nie prosił – zaśmiał się książę Lundy. – Odbudować dom będzie łatwiej, niż wyprosić pieniądze od króla. – Ponaglił konia do stępa. – Jedźmy, Autumn i sprawdźmy, w jakim stanie jest mój dom.

Zjechali ze wzgórza pod dom, zsiedli z koni i przywiązali je do drzew. Charlie wyjął z kieszeni spory klucz i wsunął do wielkiego, żelaznego zamka w drzwiach wejściowych. Przekręcił. Ku jego zdziwieniu zamek puścił z łatwością.

– Ktoś regularnie smarował zamek – mruknął pod nosem, otwierając drzwi.

Wszedł do holu. W środku było czysto. Pozbawione dywanów podłogi ktoś musiał regularnie zamiatać i pastować. Przechodzili z pokoju do pokoju. Meble zakryto prześcieradłami, zasłony były zaciągnięte i wpuszczały do środka tylko tyle światła, by można swobodnie poruszać się w każdym z pomieszczeń. Książę odsłonił jedną z zasłon, a promienie słoneczne natychmiast wypełniły pokój.

– Ktoś zajmował się Queen's Malvern – stwierdził, zwracając się do siostry.

– A jakże mogłoby być inaczej? – usłyszeli za sobą głos. Odwrócili się, a mężczyzna stojący za nimi padł na kolana, chwycił dłoń Charliego i ucałował ją. – Witamy w domu, książę panie – rzekł Becket.

W jego oczach dostrzegli łzy wzruszenia. Zaczęły płynąć po policzkach na sfatygowany czarny przyodziewek.

Charles Fryderyk Stuart pochylił się i podniósł mężczyznę, który przed nim klęczał. Popatrzyli sobie w oczy, a Charles mógł powiedzieć wiernemu służącemu jedynie: – Dziękuję. – Uścisnął mu dłoń i poklepał go po plecach.

– Jak ci się udało utrzymać dom w tak dobrej kondycji, Becket? Okrągłogłowi nie oddali go żadnemu ze swoich ludzi?

– Owszem, wasza lordowską mość. Jakiemuś ważnemu i bardzo pobożnemu człowiekowi o nazwisku Dunstan. Och, jakże jego rodzina cieszyła się z nowego domu. Bardzo chcieli go zmienić na swoją modłę. Najpierw usunęli portrety lorda i lady Marisco, które wisiały w salonie. Lady Dunstan powiedziała mi, że ponoć lord Marisco był piratem, a jego żona zwykłą… cóż, domyśla się chyba pan, co powiedziała. Cóż, wkrótce potem zaczęły się dziać dziwne rzeczy. Nagle otwierały się drzwi, choć nikogo przy nich nie było. Równie gwałtownie się zamykały. Portrety lady i lorda Dunstan powieszone w miejscu portretów pańskich pradziadów nagle spadały, nieważne, jak mocno je przymocowywano. Z kominka wydobywał się dym, choć nikt w nim nie rozpalił ognia. Służba, którą Dunstanowie przywieźli ze sobą, przysięgała, że widziała ciemnowłosą kobietę o niespotykanie zielonych oczach, jak przechadzała się korytarzem. Ale tak naprawdę przestraszyło intruzów dopiero to, co zdarzyło się w noc Trzech Króli. Ponieważ sam to widziałem, mogę potwierdzić. Lord Dunstan wzniósł kielich za zdrowie protektora Cromwella. Cóż, nim ktokolwiek zdążył powtórzyć toast, kielichy lorda i lady Dunstan same uniosły się ze stołów i wylały swoją zawartość na ich głowy!

Autumn wybuchnęła śmiechem. Becket uśmiechnął się i mówił dalej:

– Po chwili ciszy, oburzona i wystraszona lady Dunstan podskoczyła i powiedziała mężowi, że ani chwili dłużej nie spędzi w tym domu. Według niej dom jest nawiedzony przez demony i jeśli go chcą, to niech sobie biorą, bo ona go już nie chce. Stwierdziła, że zamek i tak jest zbyt staromodny, jak dla niej i są w nim okropne przeciągi. Potem, ze strasznym łoskotem, znów spadły ich portrety. Kobieta z piskiem wybiegła z salonu. Jej pokojowa spakowała najpotrzebniejsze rzeczy i w ciągu godziny wyjechały z Queen's Malvern. Następnego dnia z resztą rzeczy wyjechał jej mąż. Na szczęście po tym wypadku nikt już tu nie chciał mieszkać. Razem z żoną zamknęliśmy dom i staraliśmy się utrzymać go w porządku do powrotu waszej książęcej mości. Gdy Dunstanowie wyjechali, powiesiliśmy z powrotem portrety rodzinne. Od tego czasu w domu nic nie spadło.

– Kiedy dom będzie gotowy do zamieszkania, Becket? – zapytał książę.

– Jutro, wasza książęca mość – odparł majordomus. – Wezwę dawną służbę. Jeszcze nie są za starzy do pracy. Pozostałe stanowiska zajmą ich krewni. Wszyscy czekaliśmy na pański powrót, milordzie. Spodziewamy się przyjazdu dzieci?

– Nie, jeszcze nie. Przyjechaliśmy tylko ja, moja matka i siostra z dwiema córkami. Dzieci i moja matka są jeszcze w Worcester, a my tam wrócimy i przyjedziemy jutro. Znajdź ogrodników do pracy. Trzeba się pozbyć tych chwastów. Wszyscy zbyt starzy do pracy mają wrócić do majątku. Dostaną wynagrodzenie i własne chatki. Nie zapomnę o ludziach, którzy przez wiele lat wiernie służyli mojej rodzinie i nie opuścili jej nawet w najcięższych czasach. – Chodź, Autumn – zwrócił się do siostry.

– Wasza lordowską mość… – odezwał się majordomus.

– Tak, Becket?

– Nie zdążyłem powitać pani w Queen's Malvern. Cieszę się, że panią tu znów widzę. Czy pani mąż również przyjedzie?

– Dziękuję, Becket. A mój mąż nie przyjedzie. Jestem wdową. Jestem teraz madame la marquise d'Auriville.

– Tak jest, proszę pani – powiedział Becket i skłonił się nisko.

– Jeszcze jedno, Becket – odezwał się książę. – Ci Dunstanowie… wracali tu po tym, jak uciekli? Król obiecał, że nikt nie zostanie pozbawiony majątku, a nie chciałbym, żeby dom dostał się w ręce kogoś innego.

– Zginęli, milordzie. Kiedy wyjeżdżali z Worcester, konie przestraszyły się czegoś i wybiegły z podwórza, nim woźnica zdążył wskoczyć na kozioł. Kilka kilometrów dalej powóz się przewrócił. Nie mieli dzieci, więc nie miał kto opłakiwać ich śmierci. Nikt nie wiedział też, skąd pochodzili, więc pochowano ich na cmentarzu przy katedrze. Służba zniknęła z ich rzeczami, a proboszcz zabrał to, co było w powozie, łącznie z biżuterią lady Dunstan, by postawić im nagrobki i opłacić trumny.

Charlie skinął głową, zadowolony, że nie będzie musiał kłopotać króla, by odzyskać rodzinny dom.

– Wrócimy jutro, Becket – rzekł.

Wraz z siostrą ruszył do Worcester. Wrócili następnego dnia dwoma powozami i dwukółkami na bagaże. Bramy zamku były szeroko otwarte, a kilku młodych lokajów w liberiach wybiegło, by otworzyć drzwi powozów, rozłożyć schodki i pomóc wyjść podróżnym. Becket podszedł ich powitać. Najserdeczniej przywitał się z Adalim, majordomusem księżnej. Nie przestając mówić i się uśmiechać, pomógł starszemu panu wysiąść z powozu.

– Dostanę swój dawny pokój, Becket? – zapytała Autumn.

– Tak, proszę pani, a maleństwa będą spały w pokoju obok. Pomiędzy pokojami są dodatkowe drzwi. Księżna zamieszka w swoim dawnym pokoju i wszystko znów będzie po staremu – skończył uszczęśliwiony.

– Nie mam kucyka – narzekała Madeline.

– Dostaniesz innego – obiecał wuj.

– Mów po angielsku – rzuciła ostro babka. – Jesteś w Anglii, moje dziecko.

– Chcę wracać do domu – jęczała Madeline, kiedy weszła do zamku. – Nie podoba mi się Anglia. Chcę wracać do Chermont.

Autumn zatrzymała się i podniosła na ręce starszą córkę. Posadziła ją na krześle, by patrzeć jej prosto w oczy.

– Wrócisz do Chermont, Maddie, ale jeszcze nie teraz. Ja jestem Szkotką, a nasz król niedawno odzyskał tron. Wujek Charlie jest kuzynem króla. To zaszczyt przebywać w jego domu. Na jakiś czas pozostaniemy w Anglii. Większość mojej rodziny tu mieszka. Może nawet udamy się do Szkocji. Ty i Margot zobaczycie zamek, w którym się wychowałam. Mówiłam ci już o tym i nie będę powtarzać. Masz swoją Marie, a Margot ma Giselle. Nie zasmucaj młodszej siostry, Maddie. Wiesz, że robi zawsze wszystko to co ty i jeśli ty będziesz nieszczęśliwa, ona też będzie smutna. Przez to i ja będę nieszczęśliwa. W swoim pokoju możesz mówić po francusku, ale wszędzie indziej po angielsku. Czy mnie zrozumiałaś?

– Tak, mamo – odparła Madeline, a matka postawiła ją znów na podłodze. – Czy będę mogła zobaczyć twojego króla?

– Może, jeśli będziesz bardzo grzeczna – odparła Autumn. Po chwili zwróciła się do opiekunek: – Spodziewam się, że obie będziecie mnie popierać i że nie będziecie zachęcać dziewcząt do narzekania ani porównywania Anglii z Francją. Zrozumiano?

– Tak, madame - odparły obie nianie jednocześnie i dygnęły.

Zadomowili się w Queen's Malvern, choć Charlie musiał udać się na królewski dwór, by służyć kuzynowi. Autumn zrozumiała nagle, że mimo swego bogactwa, tak naprawdę nic tu nie ma. Nie miała w Anglii domu ani tytułu. Jej tytuł był francuski.

Henry i jego rodzina przyjechali, by ich powitać. Autumn zdziwiła się bardzo, jak postarzał się jej brat. Miał ponad pięćdziesiąt lat i trójka z jego dzieci była już dorosła. Henry i Anna byli już w związkach małżeńskich. Sama zrozumiała, że choć jest najmłodszą z rodzeństwa, za kilka miesięcy skończy dwadzieścia dziewięć lat.

Zdała sobie sprawę z tego, że nie tęskni już za Sebastianem. Może łatwiej jej się żyło we Francji, w Chermont, czy Chambord przez miesiąc w roku z Ludwikiem. Po raz pierwszy od śmierci męża, która miała miejsce pięć lat temu, zaczęła rozmyślać o powtórnym zamążpójściu. Ale kto ją, zechce? Nie była jak jej matka, nie zakochał się w niej do szaleństwa mężczyzna taki jak James Leslie. Nikt nie pójdzie za nią na koniec świata, by tylko została jego żoną. Była wdową po francuskim szlachcicu i miała nieślubne dziecko z francuskim królem. Co właściwie miała ze sobą począć?

Mogła przez wiele miesięcy odwiedzać rodzinę w Anglii i Szkocji, ale nie miała tu własnego domu. Mogła wrócić do Francji, ale Chermont należał do jej córki. Maddie już miała siedem lat. Zanim się obejrzę, moja córka będzie w wieku do zamążpójścia, pomyślała. W Chermont nie było domu przeznaczonego dla wdowy po markizie. Czy miała pozostać w zamku córki, z trudem tolerowana i to dlatego, że nie ma gdzie się podziać? Czy król Ludwik mimo małżeństwa wciąż będzie nalegał, by spędzała z nim październik i listopad w Chambord? Czy to będzie jej jedyna szansa na przebywanie z mężczyzną? A co się stanie, gdy król przestanie jej pożądać? Autumn zastanawiała się nad swoją przyszłością i doszła do wniosku, że nie będzie wesoła. Równie dobrze mogła umrzeć. Kto za nią zatęskni?

Charlie wrócił w połowie października z królewskiego dworu i zauważył zmianę nastroju młodszej siostry. Zapytał matkę, co się stało.

– Nie mam najmniejszego pojęcia – przyznała Jasmine. – Pytałam, dlaczego jest smutna, ale powiedziała, że tylko mi się wydaje. Zarzekała się, że nic jej nie dolega, ale wiem, że jest inaczej. Może to ty się dowiesz, co ją trapi. Muszę przyznać, że ja sobie z tym nie mogę poradzić.

Książę Lundy zaprosił siostrę na spacer. Udali się na rodzinny cmentarz, gdzie były wszystkie groby rodu i wiernych służących. Charles usiadł na marmurowej ławce umieszczonej między grobami babki, Skye O'Malley, i jej męża, Adama de Marisco. Poklepał teatralnym gestem miejsce obok siebie, zapraszając, by usiadła. Gdy to uczyniła, siedzieli przez kilka minut w milczeniu.

– Możesz się wypierać, ale oboje z matką wiemy, że coś jest z tobą nie tak – odezwał się w końcu Charlie. – Autumn, co się dzieje?

– Nic nie mam – odparła ze smutkiem w głosie. – Nie mam domu, własnego życia, zupełnie nic. – Westchnęła żałośnie. – Chermont należy do Maddie, a nie do mnie. Nie wiem nawet, czy chcę wrócić do Francji, choć wiem, że moja córka w końcu na pewno tam wróci. Wszyscy prócz mnie mają swój dom, Charlie. Ja jestem zupełnie sama.

Charlie nie wiedział, czy się śmiać, czy płakać. Rozumiał zły nastrój siostry, ale wiedział, że w rzeczywistości miała wiele szczęścia. Gdy zmarł Sebastian, cała odpowiedzialność za Chermont spadła nagle na nią. Samotnie wychowywała dziecko. Potem pojawił się francuski król, który uparł się, by zostać jej kochankiem, i poczęła z nim dziecko. Tak naprawdę Autumn nie zdążyła przeżyć we właściwy sposób żalu po śmierci męża i przez ostatnie pięć lat nie udało jej się z nią pogodzić.

Mimo obecności i pomocy matki wszystko to okazało się dla Autumn zbyt wielkim ciężarem. Charlie doskonale to rozumiał. Ich siostra India była uparta i żądna przygód, a Fortune rozsądna i stanowcza. Autumn nie miała jeszcze dość życiowego doświadczenia. Wiedział, że ma wystarczającą siłę charakteru, by przetrwać wszystko, co przyniesie jej los. To powrót w rodzinne strony sprawił, że popadła w melancholię. Czuł, że jeśli siostra zostanie tu, w Queen's Malvern, jej nastrój na pewno się nie poprawi.

– Pojedziesz ze mną na królewski dwór – obwieścił.

– Co? – zdziwiła się i przez chwilę sądziła, że się przesłyszała.

– Pojedziesz ze mną na królewski dwór – powtórzył.

– Ale dzieci… – zaprotestowała.

– Mama, Marie, Giselle i cała służba dobrze się nimi zajmą, siostrzyczko. Nie musisz się o nic martwić. Tobie potrzebna jest zmiana miejsca i trochę rozrywki. Na dworze kuzyna Karola jest naprawdę wesoło, a ty, madame la marquise, nigdy jeszcze nie byłaś na dworze. Niedługo skończysz dwadzieścia dziewięć lat i nie zostałaś przedstawiona na dworze!

– Przecież nie było żadnego dworu.

– Ale teraz już jest. – Wstał i podniósł ją z ławki. Objął siostrę ramieniem i zaczął tańczyć. – Ja niedawno obchodziłem czterdzieste pierwsze urodziny i pamiętam, jak było na dworze króla Jakuba i wuja Karola I. Były tańce, maskarady, muzyka i śmiech. Wszyscy nosili piękne stroje, wszędzie panowała wesołość i pogodny nastrój. Ci przeklęci purytanie, którzy nie potrafią się bawić, zniknęli wraz z Cromwellem. Teraz rozrywki wróciły do stolicy. Zabiorę cię tam, żeby przedstawić królowi i najważniejszym z dworzan. Może nawet znajdę ci nowego męża? – zażartował, a potem opadł na ławkę i dyszał ciężko. Autumn usiadła mu na kolanach i śmiała się głośno. Nie śmiała się od tak dawna, że zapomniała już, jakie to przyjemne.

– Chętnie pojadę z tobą na dwór, Charlie. Chciałabym zobaczyć, choć raz, jak tam jest. Tak naprawdę w głębi duszy zawsze pozostanę wiejską dziewuchą. Nie jestem taka, jak ona – rzekła i wskazała palcem grób lady de Marisco.

– Nikt nie jest taki, jak ona – odparł po prostu.

– Pamiętasz ją? Na pewno pamiętasz. Ile miałeś lat, kiedy zmarła?

– Trzynaście. Na pewno ucieszyłaby się, że pojedziesz na dwór, Autumn. Nasza prababka nie była kobietą, która potrafiłaby usiedzieć spokojnie. Zawsze parła do przodu, szukała nowych przygód, z niecierpliwością wyczekiwała, co przyniesie przyszłość.

– Kiedy ruszamy? – zapytała.

– A ile czasu zajmie twoim służącym spakowanie twoich pełnych przepychu francuskich strojów? – zapytał z uśmiechem.

– Nie wiem. Nie wiem nawet, co powinnam ze sobą zabrać. Gdzie się zatrzymamy?

– W Whitehall. Ale jeśli wolisz, możesz zatrzymać się u mamy w Greenwood.

– Wolałabym dom mamy niż pałac – zaproponowała nieśmiało. Wstała. – Chodźmy, bracie. Zapytamy mamę, co mi będzie potrzebne na dworze i ile czasu zajmie spakowanie tego wszystkiego.

Jasmine bardzo ucieszyła się z tego, że jej synowi udało się rozweselić Autumn. Gdy dowiedziała się, co ją trapiło, zgodziła się z pomysłem syna. Kiedy dwie stare pokojowe księżnej dowiedziały się, że lady Autumn udaje się na królewski dwór, natychmiast zaczęły uczyć Lily i Orange, co trzeba spakować i o czym nie wolno zapomnieć. Jasmine poprosiła Adalego, by przyniósł szkatułki z jej biżuterią do sypialni, i razem z Autumn przeglądały ich zawartość, szukając czegoś, co mogłoby się przydać.

– Mamo, pożycz mi rubiny. Zawsze bardzo mi się podobały – prosiła Autumn.

– Łzy Kali, naszyjnik i klipsy – powiedziała matka.

– Te rubiny się tak nazywają. Możesz je sobie wziąć, kochanie. Fortune dałam szmaragdy, choć w Nowym Świecie raczej nie będzie miała z nich wielkiego pożytku. India dostała szafiry. Miałam przepiękne szafiry, prawda, Adali?

– W rzeczy samej, księżno – zgodził się staruszek.

– Wciąż pani ma wspaniałą kolekcję.

– Ale nie takie piękne jak Gwiazdy Kaszmiru. – Księżna wyjęła szkarłatny woreczek i podała go Autumn. – Oto twoje rubiny, kochanie. Niech ci służą. Mnie służyły dobrze. A teraz, co jeszcze?

Zaczęła przeszukiwać szkatułki, a Autumn bacznie ją obserwowała.

Po tygodniu markiza była spakowana i gotowa do podróży w towarzystwie brata. Jej córki zdążyły się przyzwyczaić do nowego otoczenia. Nie przejęły się wcale, że matka je zostawia, zwłaszcza że babka obiecała im świetną zabawę.

Do Londynu dotarli po kilku dniach. Mieli wiele szczęścia, ponieważ pogoda była dobra, a drogi dość suche. Gdyby było inaczej, woźnica musiałby się nieźle napracować. Gdy powozy dotarły do bramy Greenwood, londyńskiego domu Jasmine, strażnik wyszedł im naprzeciw i skłonił się.

– Nie spodziewaliśmy się nikogo – rzekł uprzejmie.

– Jestem synem księżnej wdowy, księciem Lundy, a w powozie jest moja siostra, markiza d'Auriville. Moja siostra będzie tu mieszkała podczas swojej wizyty na królewskim dworze – rzekł Charlie i czekał na otwarcie bramy.

Strażnik nie wiedział, jak się zachować.

– Przykro mi, Wasza Wysokość, ale Greenwood zostało skonfiskowane przez rząd Protektoratu. Jest teraz własnością księcia Garwood, który tu obecnie mieszka.

– Do diaska! – zaklął Charlie.

Otwarło się okno powozu i wyjrzała Autumn.

– Co się stało? – zapytała brata.

– Greenwood zostało skonfiskowane przez Cromwella – rzekł Charlie. – Nigdy nam o tym nie powiedziano. – Zastanowił się chwilę i odezwał do strażnika: – Czy hrabia Lynmouth wciąż jest właścicielem swojego domu, tego w sąsiedztwie Greenwood?

– Och, tak, Wasza Wysokość. Jest tam teraz. Wiem, bo on i książę są dobrymi przyjaciółmi. Razem jeżdżą konno prawie każdego ranka.

– Wszystko będzie dobrze, Autumn. Pojedziemy do niego. Rodzina Southwood jest z nami spokrewniona, więc chętnie nas przyjmą.

Rzucił strażnikowi monetę i podziękował za uprzejmość.

– Poznałam ich już? – zapytała brata, kiedy powóz wolno podjeżdżał pod bramę posiadłości Lynmouth.

Charlie potrząsnął głową.

– Książę Lundy do hrabiego Lynmouth – zawołał woźnica do strażnika posiadłości Lynmouth, który pośpiesznie otworzył bramę.

Powóz wjechał na szutrowy podjazd i szybko znalazł się pod domem. Nienagannie ubrana służba natychmiast wybiegła z domu. Książę zsiadał z konia, a lokaje pomagali Autumn wysiąść z powozu. Poprawiła spódnicę i ruszyła za bratem po marmurowych schodach. Majordomus wyszedł im naprzeciw i zachowywał się uniżenie. Skłonił się Charliemu, natychmiast rozpoznając w nim kogoś ważnego.

– Panie? – odezwał się.

– Jestem księciem Lundy – odparł spokojnie Charlie. – Chciałbym się widzieć z hrabią Lynmouth.

– Jego lordowską mość odpoczywa przed dzisiejszym przedstawieniem w Whitehall, Wasza Wysokość. Kazano mi nie przeszkadzać mu – rzekł służący.

– Chyba nie wyraziłem się jasno – odparł jeszcze spokojniej Charlie. Mówił tak cicho, że majordomus musiał się pochylić, by go dobrze słyszeć. – Jestem Charles Fryderyk Stuart, ukochany kuzyn króla, znany jako niekrólewski Stuart. Ta dama to moja najmłodsza siostra, madame la marquise d'Auriville. Podróżujemy od kilku dni i gdy przyjechaliśmy na miejsce, dowiedzieliśmy się, że dom mojej matki, sąsiedni budynek, został skonfiskowany przez ludzi Cromwella – ton głosu Charliego powoli się podnosił. – Chciałbym zobaczyć się z moim kuzynem, hrabią Lynmouth. – Jak się nazywasz, człowieku?

– Betts, wasza wysokość – odparł nerwowo majordomus.

– Betts, chciałbym się widzieć z moim kuzynem, hrabią Lynmouth. Natychmiast! – krzyknął.

– Tak jest, Wasza Wysokość, natychmiast – odparł Betts, cofając się i o mało nie potknął się o własne nogi. – Wprowadzę państwa do biblioteki, gdzie będziecie mogli chwilę zaczekać, podczas gdy ja pójdę po jego lordowską mość. – Truchtał przed nimi, otworzył z łoskotem drzwi i zaprosił ich do pokoju wypełnionego książkami. W kominku palił się ogień, a majordomus gestem wskazał srebrną tacę z karafką i dwoma kryształowymi kieliszkami. – Mam nalać, Wasza Wysokość?

– Chyba poradzę sobie sam, Betts – rzekł już znacznie łagodniej Charlie i nawet uśmiechnął się do służącego.

– W takim razie ja natychmiast udam się do jego lordowskiej mości – obiecał i wyszedł z pokoju.

– Jeszcze cię takiego nie widziałam, Charlie – odezwała się Autumn do brata.

– Czasem służący na wyższych stanowiskach starają się nadmiernie bronić swoich państwa. Nigdy nikomu nie pozwolę, by odnosił się do mnie z wyraźnym brakiem szacunku. – Nalał dwa kieliszki wina i jeden podał siostrze. – W Londynie służba, zwłaszcza królewska, ma tendencję do pogardliwego, a nawet zarozumiałego zachowania. Nigdy na to nie pozwalaj, siostrzyczko.

Skinęła głową i usiedli oboje na kozetce w oczekiwaniu na hrabiego Lynmouth.

– Kim są ci kuzynowie? – zapytała brata.

– Są z nami spokrewnieni przez prababkę, madame Skye. Trzeciego syna miała z Geoffreyem Southwood, hrabią Lynmouth. Ten syn to był wuj Robin. Nie wiem, kto jest obecnie hrabią Lynmouth, ale jesteśmy spokrewnieni. Wuj Robin zmarł jeszcze przed poprzednim królem. Jego najstarszy syn Geoffrey zginął walcząc za króla pod Nasby w tysiąc sześćset czterdziestym piątym. Wiem, że miał syna, a ten syn miał też synów.

Otworzyły się drzwi do biblioteki i wszedł do środka przystojny mężczyzna o złotych włosach i intensywnie zielonych oczach. Na jego twarzy malowała się ciekawość.

– Jestem John Southwood, hrabia Lynmouth – rzekł. – Chciał pan mnie widzieć? Betts twierdzi, że jest pan moim kuzynem.

– Jestem Charles Fryderyk Stuart, książę Lundy, milordzie. Nasza prababka była żoną… – Przerwał na chwilę, by przypomnieć sobie rodzinne powiązania. – Nasza prababka była drugą żoną Geoffreya Southwooda, hrabiego Lynmouth.

– Niemożliwe! – odparł Southwood. – Moja babka ma na imię Penelopa, a dziadek nie ma drugiej żony.

– Nie chodzi o tego Geoffreya Southwooda – zaprzeczył Charlie. – Tego nazywano anielskim hrabią i żył w czasach królowej Elżbiety.

– A niech to! Ten Geoffrey Southwood był moim prapradziadem! – wyjaśnił. – Moim pradziadem był Robin Southwood, a prababką Angel. Mój dziad był ich najstarszym synem. Też miał na imię Geoffrey. Ożenił się z kuzynką, Penelopą Blakley. Ich najstarszy syn, Robert, był moim ojcem, a matką była lady Daphne Rogers. Mój ojciec i starszy brat, Geoffrey, zginęli pod Worcester. Miałem wtedy siedemnaście lat i nie mogłem uczestniczyć w walce. Matka zamknęła mnie w domu, w Lyndmouth, gdzie siedziałem cicho i nie interesowałem się polityką. Czekaliśmy z matką, aż król wróci na tron. Proszę, niech Wasza Wysokość wyjaśni raz jeszcze nasze pokrewieństwo.

– Moją prababką była Skye O'Malley. Moją babką, jej najmłodsza córka, Velvet, hrabina BrocCairn. Moją matką jest jej córka, Jasmine, a ojcem książę Henryk Stuart. Dama, która przyjechała ze mną, to moja najmłodsza siostra, markiza d'Auriville, dawniej lady Autumn Leslie. Jest córką księcia Glenkirk, który był ostatnim mężem mojej matki i zginął pod Dunbar walcząc za króla.

Młody hrabia skłonił się i uśmiechnął.

– Czym mogę wam służyć, kuzynie i kuzynko?

– Greenwood było domem mojej matki i zdaje się, że zostało skonfiskowane za czasów Protektoratu. Moja siostra wróciła z Francji. Jest wdową i pomyślałem, że mógłbym ją zabrać na królewski dwór, ale teraz nie ma gdzie się zatrzymać, biedaczka. Miałem nadzieję, że mogłaby skorzystać z twojej gościnności. Moje apartamenty w Whitehall nie są dość duże dla nas obojga.

– Masz własne apartamenty w Whitehall? – zachwycił się hrabia.

– To przywilej bliskiego kuzyna króla – odparł książę i machnął dłonią od niechcenia. – Zawsze jest miejsce dla mnie tam, gdzie akurat przebywa król. – Uśmiechnął się do Southwooda. – A co do mojej siostry…?

– Oczywiście, że możesz zostać ze mną, kuzynko Autumn – rzekł.

A niech to, pomyślał. Kiedy jego znajomi dowiedzą się o tym, cały świat będzie mu zazdrościł. Spojrzał na damę, o której rozmawiali. Była wyjątkowo piękna, choć pobladła nieco ze zmęczenia. Sięgnął po dzwonek i szarpnął mocno. Betts pojawił się natychmiast. Prawdopodobnie podglądał przez dziurkę od klucza.

– Tak, milordzie?

– Każ Rose natychmiast otworzyć pokoje dla jej lordowskiej mości – rozkazał i zwrócił się do Autumn: – Masz ze sobą służbę, pani?

– Dwie pokojowe, Lily i Orange – odparła cicho. – Dziękuję bardzo, kuzynie. Jestem ci przecież zupełnie obca, a ty przyjmujesz mnie w swoim domu z otwartymi ramionami. Jak to miło z twojej strony.

– Zechciałabyś, kuzynko, pójść dziś ze mną do Whitehall? – zapytał. – Przedstawiają dziś pantomimę, by rozweselić króla. Jego metresa, lady Palmet, spodziewa się dziecka i na jakiś czas oddaliła się z dworu. Z pewnością wróci. O tak! Barbara Palmer to bardzo ambitna osóbka.

– Proszę wybaczyć – odezwała się Autumn. – Byliśmy w podróży kilka dni i jestem bardzo zmęczona. Chcę jedynie wykąpać się i pójść spać.

– Natychmiast wszystkiego dopilnuję, wasza lordowską mość – rzucił Betts i wyszedł z salonu.

– Ja pójdę z tobą, kuzynie – odezwał się Charlie. – Chcę, żeby król wiedział o moim przybyciu i muszę rozmówić się z nim w sprawie Greenwood.

– To nic nie da – stwierdził hrabia. – Obiecał nie odbierać własności skonfiskowanej podczas Protektoratu. Nie zgadza się na żadne wyjątki.

– Ale Greenwood nie było nawet majątkiem korony – oburzyła się Autumn. – Madame Skye kupiła go, kiedy wróciła z Algierii. Mama będzie wściekła, kiedy się o tym dowie.

– Cromwell rozdawał własność ludzi, którzy wedle jego osądu byli nielojalni.

– Jak mama mogła być nielojalna? Nie opowiedziała się po żadnej ze stron i wyjechała z kraju.

– Mama nie poparła Cromwella i jest matką jedynego syna Henryka Stuarta – przypomniał jej Charlie. – Porozmawiam z królem, ale zdaje się, że Greenwood przepadło na zawsze. Mama i tak go nie potrzebuje, a rodzina ma inne domy w Londynie, gdzie można zatrzymać się podczas niezwykle rzadkich wizyt w stolicy.

– Nie o to chodzi! – rzuciła ze złością Autumn. – Król powinien przynajmniej zrekompensować jej stratę. Mój ojciec zginął pod Dunbar za królewski ród Stuartów, a książę Garwood, który był poplecznikiem Cromwella może teraz pozostać w skradzionym majątku.

– Działał jako agent króla podczas wojny i po niej – rzekł hrabia Southwood. – Mówią, że to on wyjawił zdrajców ze Stowarzyszenia Pieczęci.

– Więc to on? – zdziwił się Charlie. – Chętnie uścisnę mu dłoń za to, że wykurzył tego podłego Richarda Willysa. Jak mu się to udało? Toż to niezwykle niebezpieczne zadanie.

– Podawał się za swego zmarłego kuzyna, chłopca, którego po śmierci rodziców na morzu, gdzieś w okolicach Irlandii, wzięła na wychowanie rodzina Garwooda. Jego matka była siostrą poprzedniego księcia. Obaj chłopcy dorastali razem i byli do siebie bardzo podobni. Kuzyn Garwooda zmarł tuż przed wojną na gorączkę. Panował wtedy straszliwy chaos, nikt więc nie odnotował śmierci kuzyna. Książę przybrał jego tożsamość, a o sobie rozgłosił plotkę, że uciekł z kraju razem ze Stuartami. Jego służba okazała się niezwykle lojalna i przez ostatnie dziewięć lat udało się wszystko utrzymać w tajemnicy. Król publicznie chwalił lojalność i odwagę księcia.

– To wciąż nie zmienia faktu, że Greenwood jest domem mojej matki, podarowanym jej przez madame Skye – upierała się Autumn.

– Słonko, jesteś zdenerwowana – odezwał się łagodnym tonem Charlie. – Jesteś zmęczona i widzisz to w złym świetle. Nie wiesz, jak ciężkie było życie króla w ciągu tych ostatnich lat. To człowiek, który nigdy nie zapomina przyjaźni i lojalności.

Otworzyły się drzwi biblioteki i Lily skłoniła się nisko.

– Przyszłam po panią, milady. Napełniają właśnie balię, a kucharka powiedziała, że kiedy pani będzie gotowa, przyśle coś dobrego na kolację.

– Idź już i odpocznij trochę, siostrzyczko – rzekł Charlie i ucałował ją w czoło.

Autumn westchnęła. Skłoniła się hrabiemu Southwood.

– Jeszcze raz dziękuję, kuzynie, za twoją gościnność – rzekła.

– Jestem Johnnie. Wszyscy tak do mnie mówią. – Uśmiechnął się. – Nie daj się staremu Bettsowi. Nie wiedzieć czemu dobrze reaguje na aroganckie zachowanie, nie bądź więc dla niego zbyt miła.

Autumn zachichotała, a potem w towarzystwie Lily wyszła z biblioteki.

Gdy zamknęły się za nimi drzwi, Charlie odezwał się:

– Ruszamy do Whitehall, Johnnie? Moja rodzina mówi o mnie czasem “niekrólewski Stuart", ale przyjaciele zwracają się do mnie Charlie.

Wyszli razem, a hrabia wydał rozkaz odprowadzenia powozu Autumn i jej koni do stajni oraz zaopiekowania się jej służbą.

– Wszystko będzie jak pan każe, milordzie – rzekł Betts i skłonił się nisko. – Mam przygotować pokój dla Jego Wysokości?

– Jego Wysokość ma swoje pokoje w Whitehall – odparł wzniośle hrabia i o mało nie zaczął się śmiać, widząc podziw na twarzy swego majordomusa. Udało mu się jednak zachować powagę. Wsiedli razem z Charliem na konie i odjechali.

– Nie masz łodzi? – zdziwił się książę, ciekaw, dlaczego w domu nad rzeką nie utrzymuje się łodzi.

– To zbyt drogie – stwierdził Johnnie. – I tak wolę jeździć konno.

Autumn patrzyła z okna swojego pokoju, jak mężczyźni odjeżdżają. Pomyślała, że miło by było pojechać z nimi, ale dziś nie wyglądałaby najlepiej. Zastanawiała się, jak to możliwe, że jej brat, choć znacznie od niej starszy, wciąż ma tyle energii. Podejrzewała, że to przez życie, jakie wiódł od dziecka, i przebywanie na świeżym powietrzu. Przekonała się, że prawie nie potrzebował snu. Odwróciła się od okna i weszła do sypialni z widokiem na rzekę. Przypomniała sobie historie opowiadane jej przez matkę, o tym, jak przybyła statkiem z Indii i przypłynęła do Londynu łodzią. Próbowała sobie wyobrazić, jak Jasmine idzie przez trawnik okalający dom obok i witają madame Skye. Z Greenwood wiązało się tyle wspomnień. Musi odzyskać ten dom!

W Whitehall książę Lundy udał się od razu do swego kuzyna, by się z nim przywitać. Ukląkł i ucałował jego dłoń.

– Pójdę się przebrać, Wasza Królewska Mość, i zaraz wrócę. Najpierw chciałem się przywitać.

– Wstań, Charlie – odezwał się król. – Zawsze, kiedy przede mną klękasz, przypomina mi się, kim był twój ojciec. Gdyby ożenił się z twoją matką, to ja klęczałbym przed tobą – zaśmiał się Karol Stuart. Pamiętasz George'a Villersa? A to jest Gabriel Bainbridge, książę Garwood. Wiem, że jeszcze się nie znacie, ale nadszedł czas, byście się poznali. Czekał na twój powrót na dwór, ponieważ chciał się z tobą rozmówić.

Książę Lundy wstał.

– Jeśli chodzi o dom mojej matki, powinienem pana ostrzec, że przyjechała ze mną do Londynu moja siostra, wdowa po markizie d'Auriville. Autumn jest bardzo poruszona stratą Greenwood.

– Przyjechałeś z siostrą? – zapytał król, nagle zainteresowany rozmową. – Jest równie piękna, jak inne kobiety w twojej rodzinie? Gdzie jest teraz?

– Schroniła się u kuzyna Johnniego, w sąsiednim domu i jest teraz bardzo zła, Wasza Wysokość – odparł książę Lundy z uśmiechem. – Była bardzo zmęczona, ponieważ jechaliśmy z Queen's Malvern kilka dni.

– Mówisz, że jest wdową?

– Tak. Mama zabrała ją do swojej posiadłości we Francji zaraz po śmierci Bess. Autumn wyszła za Francuza, który zmarł nagle pięć lat temu. Osierocił córkę. Kiedy Wasza Królewska Mość wrócił na tron, matka i siostra przyjechały do Anglii. Ostatnio siostra była trochę przygnębiona i pomyślałem, że wizyta na królewskim dworze mogłaby poprawić jej humor. Jeszcze tu nie była. Kiedy dorosła, by zostać przedstawiona, nie było już dworu w Londynie.

– Tak, pamiętam. Twoja matka zaskoczyła twojego ojca jeszcze jednym dzieckiem. Urodziło się niedługo po mnie. Wychowała się w Glenkirk, prawda?

– Zaskoczyło mnie, że wasza królewska mość pamięta takie szczegóły – rzekł Charlie.

– Kiedy wypocznie, przyprowadź ją na dwór. Teraz musisz koniecznie porozmawiać z Gabrielem. Znajdźcie sobie spokojne miejsce. Pamiętaj, Charlie, że jesteś członkiem mojej rodziny i rozmawiasz w mojej obecności.

Cóż to za dziwne ostrzeżenie, pomyślał Charlie, kiedy wraz z księciem Garwood oddalili się na stronę. Gdy przystanęli, milczeli przez chwilę, a potem Gabriel Bainbridge zaczął:

– Nie wiem, panie, ile dotąd o mnie wiesz.

– Wiem, że pracowałeś dla Jego Królewskiej Mości, panie, i że to właśnie ty wydałeś sir Richarda Willysa, kiedy okazał się zdrajcą. Mogę uścisnąć twoją dłoń? Wyciągnął do niego rękę.

– Możesz zmienić zdanie, kiedy usłyszysz, co mam do powiedzenia, milordzie. Poczekajmy z podaniem sobie dłoni do tego czasu – odparł poważnym tonem Garwood. – Wiesz, że udawałem mego zmarłego kuzyna?

– Wiem. Słyszałem, że nakazałeś służbie, by utrzymała to w tajemnicy.

Gabriel uśmiechnął się nieznacznie.

– To dobrzy ludzie – rzekł cicho. – Bez ich pomocy nigdy by się to wszystko nie udało.

Garwood był przystojnym mężczyzną o ciemnoblond włosach i niebieskich oczach. Wyglądał na czterdziestkę, na tyle przynajmniej oceniał go książę Lundy.

– Żona musi być z ciebie dumna – rzekł.

– Nigdy się nie ożeniłem – odparł Gabriel Bainbridge. – Nim zacząłem o tym myśleć, wszystkie młode damy uciekły przed zakazami purytanów.

– Rozumiem – rzekł. – Moja siostra wyjechała z tego samego powodu. Matka powiedziała, że nie ma już w kraju towarzystwa, w którym można by przedstawić młodej damie kawalera.

– Zmieniamy temat – rzekł książę Garwood. – Muszę ci się z czegoś zwierzyć i poprosić o wybaczenie.

– Przecież nigdy się nie spotkaliśmy – odparł zdziwiony.

– Podczas wojny i za Protektoratu przyjąłem nazwisko kuzyna. Nazywałem się sir Simon Bates – rzekł Bainbridge i zesztywniał, spodziewając się, że Charlie Stuart wymierzy mu silny cios. Nie winiłby go wcale za to.

– Na litość boską! – jękną! książę Lundy. Zaskoczyła go ta wiadomość. Zastanawiał się, od jak dawna król o tym wiedział. Przez chwilę brakło mu słów. To ten człowiek dowodził żołdakami, którzy zabili Bess.

– To nigdy nie powinno się zdarzyć – rzeki Gabriel. – Gdybym wszedł do domu jako pierwszy, pewnie by się nie zdarzyło.

– Dlaczego nie wszedłeś pierwszy? Dlaczego?

– Nie wiem – odparł smutno. – Posłano mój oddział po jedzenie i konie, po zapasy świeżej żywności dla wojska. Żołnierze, którzy tam wtedy byli, nie walczyli ze mną wcześniej, bo mój oddział leżał powalony grypą żołądkową. Dostałem wtedy samych kryminalistów, szumowiny i wałkoni. Nie mogłem im ufać, nie byłem w stanie nad nimi zapanować. Musiałem sam wszystko sprawdzać. Właśnie sprawdzałem obory i stajnię, kiedy usłyszałem strzał. Żołdacy mieli nie wchodzić do domu. Chciałem skończyć rozpoznanie i powiedzieć mieszkańcom, że zabieram zapasy żywności dla wojska. Miałem dać im pokwitowanie, na podstawie którego państwo opłaciłoby straty, gdy tylko zakończy się wojna.

– Sir Simon Bates miał bardzo złą reputację – rzekł Charlie. – Mówiło się, że jest odpowiedzialny za wyrżnięcie rodziny sir Geralda Croftsa w Oksfordzie.

– Sir Gerald Crofts nie istniał. Reputacja Simona Batesa była opracowana przez ludzi Cromwella. Chcieli, żeby wszyscy, którzy o nim usłyszą, bali się go – wyjaśnił Gabriel Bainbridge. – Rozsiewali plotki o tuzinie dowódców oddziałów. Dzięki temu, kiedy wysyłano nas na rekonesans, ludzie w obawie przed nami współpracowali bez oporu. Muszę przyznać, że było to mądre posunięcie.

– Tak – zgodził się cicho Charlie.

– Twoja żona nie powinna była zginąć. Służący też nie. Gdyby ta dziewczyna nie zabiła żołdaka, który ich zamordował, pewnie sam bym to uczynił. Jezu, jaka była odważna!

– Chodzi panu o moją siostrę, Autumn.

– Tak! Tak! Tak się nazywała. Lady Autumn Leslie – rzekł podekscytowany książę Garwood. Spochmurniał i odezwał się poważnie: – Panie, błagam o wybaczenie. Wiem, że mój żal i poczucie winy nie zwrócą ci księżnej, ale gdybym mógł odwrócić czas i oddać swe życie zamiast jej, uczyniłbym to natychmiast! To nie powinno się było wydarzyć!

W jego oczach pojawiły się łzy. Po chwili płynęły już po policzkach. Ukląkł nagle przed Charliem.

Książę Lundy sądził już, że przestał opłakiwać śmierć żony i pogodził się z losem. Teraz, kiedy klęczał przed nim człowiek odpowiedzialny za jej tragiczny zgon, nie był tego pewien. Spojrzał na Gabriela Bainbridge'a i westchnął. Niech diabli wezmą Cromwella i jego dziobatych okrągłogłowych, prawie natychmiast przyszło mu do głowy ulubione powiedzenie młodszej siostry. To nie człowiek, który przed nim klęczał, odpowiadał za śmierć jego żony, ale Oliver Cromwell i jego poplecznicy. Nie on wywołał wojnę domową. Nie on doprowadził do zamordowania króla Karola I. Pomagał Stuartom na swój sposób i ryzykował przy tym życie. Gdyby go złapano, zostałby powieszony albo ścięty. Na szczęście nie zginął, tylko wydał ludzi spiskujących przeciwko Karolowi II i uniemożliwiających jego powrót na tron Anglii. Wiedział, co na jego miejscu uczyniłaby Bess. Była rozsądną, kochającą i dobrą kobietą.

– Wybaczam ci, Gabrielu Bainbridge – rzekł cicho Charlie Stuart i pomógł mu wstać. – Teraz uściśnij mi dłoń.

– Dziękuję, panie – ucieszył się książę Garwood, wyciągnął dłoń i spojrzał mu w oczy, by dostrzec w nich szczerą chęć wybaczenia. – Dziękuję – powtórzył.

– Kiedy poznałeś Autumn, wyglądałeś tak, jak teraz? – zapytał Charlie.

– Nie. Włosy miałem przycięte krótko, jak wszyscy okrągłogłowi i nosiłem prosty strój. Mówiono, że wyglądałem groźnie.

– Nie mówmy więc mojej siostrze o twojej poprzedniej tożsamości – poprosił cicho Charlie. – Autumn będzie zła, gdy pozna obecnego właściciela Greenwood, ale gdyby dowiedziała się, że to sir Simon Bates, nie będzie mogła tego znieść. Porozmawiam na ten temat z moim kuzynem. Chodźmy teraz, trzeba mu powiedzieć, że nie ma między nami żalu. Wiem, że przez ostatnie kilka lat tym, którzy zostali w Anglii, było naprawdę ciężko, ale zapewniam, że król wycierpiał najwięcej z nas wszystkich. Nie chcę, żeby dalej się denerwował.

– Zgoda. Zgadzam się również z tym, co zasugerował pan w sprawie swojej siostry. Już wtedy była bardzo porywcza. Pewnie niewiele się zmieniła.

Charles Fryderyk Stuart roześmiał się, kiedy szli przez salę w stronę króla.

– Autumn nie jest ani trochę mniej porywcza niż była, kiedy ją poznałeś. Lepiej, byś zaczął znajomość z nią od nowa. Niepodobna, by kiedykolwiek dowiedziała się o twojej przeszłości.

– Zgoda więc? – zapytał król, kiedy podeszli.

– Zgoda – zapewnił go Charlie.

– Doskonale. A teraz, kuzynie, proszę, żebyś zabrał jutro ze sobą swoją siostrę, bym mógł osobiście powitać ją znów w Anglii – rzekł król, a w jego piwnych oczach wyraźnie było widać zaciekawienie.

Na Boga! Źle zrobiłem, zabierając Autumn na królewski dwór, pomyślał Charlie. Przypomniał sobie jednak, że jego siostra niedługo skończy dwadzieścia dziewięć lat i jest już doświadczoną kobietą. Miała męża i królewskiego kochanka. Autumn na pewno sobie poradzi. Będzie musiała.

ROZDZIAŁ 17

Whitehall było ulubionym pałacem króla. Zaczął funkcjonować jako dom arcybiskupa Yorku, nieciekawy i dość posępny budynek w dzielnicy Westminster. Potem Thomas Wolsey, arcybiskup Henryka VIII odnowił swoją londyńską rezydencję i powiększył, tworząc pałac, dekorując budynek i upiększając, póki nie wzbudził zazdrości króla. Potem Wolsey został kardynałem i zawiódł króla w sprawie jego rozwodu z pierwszą królową, Katarzyną Aragońską. Królewski dom w Londynie spłonął doszczętnie kilka lat wcześniej, więc Wolsey wykonał ostatni, desperacki wysiłek, by ratować swoją skórę i karierę, darowując pałac królowi. Król nazwał go Whitehall.

Pałac Wolseya położony był między Tamizą i ulicą wiodącą do Charing Cross i dalej do Westminster. Henryk VIII pragnął mieć większy pałac, a do tego potrzeba było więcej miejsca, ale nawet jemu nie udało się zamknąć drogi publicznej. Wykupił za to dwadzieścia cztery akry ziemi po drugiej stronie drogi, zburzył budynki na nich stojące i rozpoczął budowę. Skończyło się na tym, że pałac stał się zlepkiem galerii, korytarzy i pokoi, które, choć stanowiły architektoniczny koszmar z zewnątrz, w środku wyglądały całkiem ładnie. Wewnątrz Whitehall można się było zgubić w labiryncie podwórek i ukrytych wnęk, nigdy nieoglądanych przez dworzan, ponieważ żyły tam legiony służących niezbędnych do dobrego funkcjonowania dworu.

Ze względu na dzielącą pałac ulicę Whitehall nie był spójnym architektonicznie budynkiem, a mimo to posiadał wszystko, co było potrzebne do wygody króla. Były tam ogrody, szranki, kort tenisowy, arena do walki, sala balowa, sala do gry w badmintona i miejsce wyznaczone do gry w kule. Do pałacu wiodły trzy bramy. Po stronie drogi bliższej rzeki była wieża oblężnicza, a w niej brama Whitehall, która miała utrzymać postronnych przechodniów na zewnątrz. Po przeciwnych stronach znajdowały się brama King Street i brama Holbeina i dzięki nim z dworu można było dostać się do parku, o którym mówiono też “arena". Brama King Street znajdowała się na południowo – zachodniej stronie pałacu i otwierała się na King Street, czyli ulicę Królewską. Brama Holbeina była po przeciwnej stronie królewskiej sali przyjęć.

Zanim zamordowano Karola I, ten wezwał Johna Webba, zięcia Indigo Jonesa, by narysował plan przebudowy Whitehall. Nieszczęsny król nigdy nie zrealizował tego projektu, a jego syn nie posiadał obecnie na to środków, choć nie szczędził pożyczonych pieniędzy na utrzymanie źle zaprojektowanego domu. Jednak piękno wnętrza wynagradzało zewnętrzną brzydotę budynku. Kamienne ozdoby, bogate złocenia, malowane sufity i dzieła sztuki, doskonałe arrasy i piękne meble były wszędzie.

Powóz Autumn wjechał na dziedziniec główny pałacu. Wysiadła w towarzystwie brata. Uniosła nerwowo spódnicę, a kaptur zsunął się jej z głowy, gdy poprawiała włosy.

– Jak wyglądam? – zapytała Charliego.

– Jeszcze piękniej niż wtedy, gdy wychodziłaś z domu – rzekł z uśmieszkiem. – Na litość boską, Autumn, to tylko człowiek.

– Królowie nie są ludźmi – stwierdziła ponuro. – Mają nieograniczoną władzę. To właśnie ona czyni ich innymi od takich ludzi jak ja i ty, Charlie.

– Wciąż myślę o tobie jak o młodszej siostrze, a ty jesteś sprytną kobietą – powiedział i potrząsnął głową. – Może nawet zbyt mądrą.

– Poznałam już jednego króla, bracie – przypomniała mu.

– A teraz poznasz innego. Ostrzegam cię jednak, że ten król uwielbia piękne kobiety i nie przejmuje się ich reputacją. Nie daj się oczarować. On naprawdę potrafi być niezwykle ujmujący.

– Jego kuzyn również lubi piękne kobiety i też jest czarujący – odparła. – Nie jestem tak niedoświadczona, jak wtedy, gdy po raz pierwszy znalazłam się w łożu Ludwika.

– Chyba nie spodziewasz się, że… – zaczął odrobinę zdziwiony, myśląc, że chyba nie śmiałaby…

– Podobno król ma kochankę, którą uwielbia, i to mu wystarczy – odparła z uśmiechem.

– Co ty właściwie zamierzasz? – zapytał. Roześmiała się.

– Jeśli niewinny flirt pomoże nam odzyskać Greenwood, to chyba nie ma w tym nic złego, Charlie?

– Nawet nie próbuj! – prawie krzyknął. – Zabieram cię z powrotem do posiadłości Lynmouth! Kobieta tak piękna jak ty nie może się nawet spodziewać, że król Karol poprzestanie na niewinnym flircie i dzięki niemu uda ci się cokolwiek zdobyć. Mój kuzyn jest mężczyzną bardzo namiętnym. Jeśli wzbudzisz jego zainteresowanie, uda ci się jedynie zostać ofiarą!

Zielone oczy Autumn zabłyszczały rozbawieniem.

– Cóż za zabawa. Mam ochotę na małe polowanie, braciszku.

Charles Fryderyk Stuart poczerwieniał ze złości i nie mógł powiedzieć ani słowa. Nie był pewien, czy sobie tylko żartowała, czy mówiła poważnie, i to go przerażało. Nagle dotarło do niego, że choć znał Autumn jako dziewczynę dość dobrze, nie znał zupełnie kobiety, która z niej wyrosła.

Widząc jego zdenerwowanie, Autumn zatrzymała się i ujęła dłonie brata.

– Och, Charlie, nie chciałam cię zdenerwować. Charlie odzyskał głos.

– Wejdziemy do mojego saloniku, żebyś mogła zdjąć pelerynę i poprawić włosy – rzekł nagle, zupełnie spokojnie. Jego młodsza siostra była dojrzałą kobietą i zupełnie nie przypominała dwóch innych sióstr. Nie miałby nad nią władzy, nawet gdyby bardzo się starał. Poprowadził ją przez korytarze i w końcu zatrzymał się przed drzwiami. Otworzył je i zaprosił ją do środka.

Służący podszedł i zabrał pelerynę Autumn oraz rękawiczki. Potem zaprowadził ją do miski z perfumowaną wodą. Autumn szybko umyła dłonie i twarz, przyszczypała policzki, by nadać im kolor. Nie smarowała twarzy białym ołowiem, mąką ani sproszkowanym ryżem, jak niektóre kobiety. Włosy miała spięte w gładki kok i tylko kilka uroczych kosmyków wymykało się z niego po obu stronach twarzy.

– Jestem gotowa – powiedziała w końcu.

– Będziesz się porządnie zachowywać? – zapytał. Roześmiała się.

– Nie przyniosę ci wstydu – rzekła, a Charlie odetchnął z ulgą, ale po chwili zrozumiał, że nie odpowiedziała na jego pytanie.

Westchnął głęboko i podał siostrze ramię, by poprowadzić ją przez kręte korytarze do komnaty, w której o tej porze król udzielał audiencji. Serce na chwilę przestało mu bić, gdy dostrzegł natychmiastowe zainteresowanie na twarzy króla. Zaprowadził siostrę do tronu i skłonił się kuzynowi.

– Wasza Wysokość, mam zaszczyt przedstawić moją najmłodszą siostrę, Autumn, madame la marquise d'Auriville.

Zatrzymał się i wykonał głęboki, elegancki ukłon.

Wzrok króla zagłębił się w dekolcie, tuż pomiędzy niewielkimi, ale kształtnymi piersiami Autumn. Uśmiechnął się szeroko i pomógł Autumn wstać.

Madame, bardzo mi przyjemnie panią w końcu poznać. Żałuję, że jak dotąd nie było dworu, na którym mogłabyś bywać w Anglii.

Nie odrywał od niej wzroku. Autumn poczuła dreszcz ekscytacji.

– Ciepłe powitanie Waszej Królewskiej Mości wynagradza mi te lata oczekiwania – rzekła na jednym oddechu.

Król był ciekawym mężczyzną. Nie był typowo przystojny, ale miał w sobie coś pociągającego. Nie był podobny do żadnego ze Stuartów, raczej do swojej matki, Francuzki. Miał ciemne oczy i kręcone włosy. Twarz przybierała zwykle srogi wyraz, a haczykowaty nos jeszcze go podkreślał. Miał ładne nogi i przypominał Autumn króla Ludwika. Powiedziała mu o tym, a on uśmiechnął się znów.

– Znasz więc mego kuzyna, Ludwika? – zdziwił się. – Słyszałem, że mieszkałaś na wsi, madame lamarquise. Jaki jest mój dwór w porównaniu z dworem mego kuzyna?

– Nigdy nie byłam na francuskim dworze, Wasza Królewska Mość – odparła szczerze. – Król Ludwik ma zwyczaj przyjeżdżać w październiku na polowanie do Chambord. Moja matka i ja odwiedzałyśmy go tam przez kilka ostatnich lat. To jednak wielki pałac, jak na myśliwski dom, nawet dla króla.

– Od jak dawna znasz Ludwika? – zapytał król, nagle zaintrygowany. Nie wiedział, że jego kuzyn zapraszał kobiety do swojej myśliwskiej ostoi.

– Poznałam go, kiedy miał trzynaście lat, Wasza Królewska Mość. To było tuż przed ślubem z Sebastianem d'O1eron. Był bezczelnym chłopaczyskiem i musiałam mu pokazać, gdzie jest jego miejsce. Od tego czasu nie mógł mnie zapomnieć – wyjaśniła z zalotnym uśmiechem.

Król Karol roześmiał się, szczerze rozbawiony.

– Nie, madame, nie da się o pani zapomnieć, tego jestem pewien. Kiedy po raz pierwszy zaproszono panią do Chambord?

– Rok po śmierci mego męża – odparła cicho Autumn.

– Och – rzucił król i zaczynał rozumieć. Podszedł służący z winem. Król wziął dwa kielichy i jeden podał Autumn.

– Charlie mówił mi, że ma pani córkę. Chodźmy dalej. Zbyt wiele uszu nasłuchuje, kiedy się stoi w miejscu i rozmawia. Ile lat ma pani maleństwo?

– Mam dwie córki, Wasza Wysokość. Mademoiselle Madeline d'O1eron, dziedziczka Chermont, majątku mego męża, niedługo skończy siedem lat. Moja młodsza córka, mademoiselle Małgorzata Ludwika de La Bois ma dwa lata.

– Och – odparł. Teraz już rozumiał! – Więc młodsza jest córką mego kuzyna?

– Tak, Wasza Królewska Mość. Król Ludwik łaskawie ją uznał i dał jej własne dochody. Powiedział, że wybierze dla niej męża, kiedy będzie w odpowiednim wieku. Podejrzewam jednak, że Margot sama wybierze sobie małżonka, jak wszystkie kobiety w jej rodzinie.

– Pani brat nie wspomniał mi o mademoiselle de La Bois – stwierdził cicho król. – Właściwie dlaczego?

– Sądzę, że Charlie chciał chronić moją reputację. On i mama uważają, że powinnam ponownie wyjść za mąż, choć ja nie odczuwam takiej potrzeby. Sądzę również, że mój brat uważa, iż Wasza Wysokość pragnie mnie uwieść.

Karol Stuart roześmiał się wesoło i spojrzał Autumn prosto w oczy.

– Mój kuzyn dobrze mnie zna, mademoiselle la marquise. Z całą pewnością mam zamiar panią uwieść. Jest pani zbyt piękna, bym mógł się oprzeć pokusie.

– Ale podobno Wasza Wysokość ma kochankę, do której jest bardzo przywiązany – odezwała się odważnie. – Uległam królowi Ludwikowi, ponieważ nie miałam innego wyjścia. Musiałam myśleć o dobru dziecka. Wasza Wysokość chyba nie zechce mnie przymuszać w ten sam sposób. Nawet cię nie znam, panie. Nie jestem ladacznicą, którą można tak po prostu posiąść i porzucić.

– Barbara jest przy nadziei i wycofała się z życia dworskiego, madame. Przez wiele miesięcy nie wróci do Whitehall. Chcesz pozwolić, by król usychał w samotności? Nie jesteś chyba tak okrutna?

– Nie wierzę, że jesteś, panie, tak bezwzględny jak Ludwik – rzuciła zuchwale, ale serce biło jej w piersi jak oszalałe. Nie spodziewała się, że król okaże się w stosunku do niej tak bezpośredni, choć rozważała możliwość niewinnego flirtu. Mówiła przecież o tym Charliemu, a teraz brat będzie ją za wszystko winił. Zatrzymali się na końcu sali. Król delikatnie popchnął ją w stronę niewielkiej wnęki, przysunął się i przycisnął do ściany.

– Podoba mi się twoja suknia. Pasuje do twoich mahoniowych loków. – Ujął delikatnie palcem jeden z nich i ucałował. – Jakże piękne są twoje rubiny – rzekł, dotykając ich, a potem przesunął palcem po jej piersiach. – Skórę masz tak cudownie gładką, madame.

Autumn nie mogła złapać oddechu, ale w końcu nabrała powietrza w płuca i odezwała się:

– Wasza Królewska Mość, nie wolno mnie popędzać w podejmowaniu decyzji – oburzała się z wdziękiem. – Muszę najpierw porozmawiać z bratem.

– Decyzja nie należy do ciebie, madame, tylko do mnie, a ja ją już podjąłem. Ależ z ciebie mała oszustka, Autumn. Już cię za to uwielbiam. Charlie na pewno ci powie, że musisz poddać się woli króla, moja piękna. Wiesz, że nie masz innego wyjścia.

– Będzie też na mnie wściekły. Na pewno mnie obwini za to wszystko i powie, że to ja uwiodłam Waszą Wysokość, a nie odwrotnie – odparła, podnosząc głos.

Król się zaśmiał.

– Zapewnię go zatem, że to ja cię uwiodłem, madame la marquise. - Ujął palcami jej brodę. – Zaraz zacznie się cudowna idylla, moja droga.

Autumn roześmiała się.

– Tak właśnie Ludwik nazywał nasz związek. Mówił mi, że jestem jego słodką idyllą, jego klejnotem.

– A teraz będziesz idyllą dla mnie – rzekł i uśmiechnął się. Szybko pocałował ją w usta i zabrał z powrotem na środek sali, gdzie został Charlie. – Znów zostajemy twoimi dłużnikami, kuzynie. Tym razem za to, że przywiozłeś ze sobą na dwór swoją piękną siostrę. Zostanie z nami jakiś czas, żebyśmy mogli nacieszyć się jej towarzystwem.

– Co zrobiłaś? – syknął do Autumn książę Lundy, kiedy cofnęli się nieco.

– Skąd ci przyszło do głowy, że cokolwiek uczyniłam? – zapytała.

– Bo znam ten wyraz twarzy króla. Nie przywiozłem cię na dwór, żebyś została ladacznicą!

– Gdybyś nie był moim bratem, spoliczkowałabym cię za tę uwagę – rzuciła ze złością. – Król pragnie mnie uwieść i uczyni to, ponieważ jest królem. Tyle dowiedziałam się już ze znajomości z Ludwikiem. Czy kobieta może odmówić królowi, Charlie? Czy ktokolwiek słyszał o czymś podobnym? Jeśli jednak mam mieć znów królewskiego kochanka, przynajmniej zdobędę tym razem coś dla siebie. Jeśli publicznie zostanę uznana za nową przyjaciółkę króla i do końca zrujnuję swoją reputację, to przecież na pewno nie znajdę męża. Nie jestem na tyle głupia, by sądzić, że lady Castlemaine nie powróci na dwór prosto w ramiona króla, kiedy tylko skończy się połóg i odzyska siły. Cóż, bracie, muszę dobrze wykorzystać czas, który mi pozostał. Gdy wróci Barbara Palmer, muszę mieć już angielski tytuł i własny dom!

– I dziecko w drodze, co do tego nie mam wątpliwości – stwierdził gorzko brat.

– To i lepiej. Król nie łatwo o mnie zapomni, Charlie, a dziecko tylko na tym zyska.

– Jak to się stało, że jesteś taka cyniczna? – zapytał siostrę książę Lundy. – Co się z tobą stało?

– Och, Charlie, nie jestem naszą prababką, która poradziła sobie z królową i zdobyła własną fortunę.

Nie jestem mamą, która potrafi inwestować pieniądze. Jestem bardziej jak moja babka Gordon, która choć była odważna, musiała przyjmować swój los z pokorą, a nie szukać tego, czego sama pragnęła. Najchętniej byłabym żoną Sebastiana na zawsze. Rodziłabym mu co roku dziecko. Żyłabym sobie skromnie w zamku nad rzeką. Jednak tak się nie miało stać. Gdy tylko owdowiałam, zmuszono mnie, bym została kochanką króla Ludwika przez kilka tygodni każdego roku. Byłam dla niego wypoczynkiem, tak samo jak zamek Chambord. Ludwik mnie lubi, ale brak mu serca, król angielski zresztą też go nie ma. Twierdzisz, że znasz swego kuzyna. Jeśli tak jest, to dlaczego przywiozłeś mnie na dwór? Nikt mi nie musi mówić, że jestem piękna, bracie. Widzę to w lustrze. Sam powiedziałeś, że król lubi piękne kobiety. Wiedziałeś w głębi duszy, że będzie chciał mnie uwieść. Jeśli tak było, to dlaczego teraz jesteś na mnie zły za to, że pogodziłam się z tym, co i tak nieuniknione? Nie mogłam odmówić królowi Ludwikowi. Nie mogę odmówić też Karolowi.

– Nie wiedziałem, że Barbara odeszła z dworu – rzucił ze smutkiem Charlie. – Och, mogłem się spodziewać, że wkrótce to uczyni, ale nie zdawałem sobie sprawy z tego, że już jej tu nie ma. Gdybym podejrzewał, że król jest sam, nigdy bym cię tu nie przywiózł. To człowiek, który nie potrafi żyć bez kobiety. Nie podoba mi się tylko to, że tą kobietą ma być moja młodsza siostra.

– Twoja młodsza siostra za trzy tygodnie skończy dwadzieścia dziewięć lat – przypomniała mu ze śmiechem Autumn.

– Mama będzie wściekła.

– Zajmiemy ją szukaniem dla ciebie żony – zaproponowała bratu.

– Niepotrzebna mi żona – burknął. – Tak, wiem. Mówię mamie, że szukam żony, ale tak naprawdę nie jest mi potrzebna. Poza tym mam już dwóch synów na dziedziców Lundy.

– Tych dwóch synów nie widziałeś od wielu lat. Wyrastają w Glenkirk na zupełnych dzikusów – przypomniała mu. – Powinieneś ich sprowadzić ze Szkocji jeszcze przed zimą. Sabrinę też.

Charlie spojrzał na nią chytrze.

– Masz rację, masz absolutną rację. Zajmiemy mamę, sprowadzając jej trójkę moich dzieci, żeby je ucywilizowała! Zaczekam kilka dni, aż się zadomowisz na dworze. Potem, jeśli pozwolisz, pojadę do Szkocji bez zwłoki. Kiedy pojawię się znów w Queen's Malvern, przywiozę ze sobą dzieci. Mama nie będzie miała czasu zadawać pytań, a ja nie będę musiał odpowiadać. Potem, droga siostro, to już będzie twój, a nie mój problem.

– Zgoda – odparła wesoło.

– Chodźmy, powinnaś poznać kilka osób.

Zaprowadził ją w stronę stojących nieopodal mężczyzn, z których pierwszym był George Villiers, książę Buckingham, a drugim Gabriel Bainbridge, książę Garwood.

– Moi rodzice byli przyjaciółmi pańskiego ojca – odezwała się Autumn do Buckinghama. – Nazywali go Steenie.

– Nie znałem mego ojca – odparł. – Zabito go, gdy byłem dzieckiem, a mama spodziewała się mojego brata.

– Jakież to smutne. Cieszę się, że ja znałam ojca.

– Miała pani wielkie szczęście, madame la marquise - rzekł Buckingham.

Powrócili do pokoju Charliego po jej pelerynę, a potem zeszli na podwórze zamkowe, gdzie czekał już powóz. Autumn odwróciła się, żeby wejść do środka, gdy tuż obok pojawił się skromnie odziany mężczyzna.

Madame la marquise, jestem William Chiffinch, służący Jego Królewskiej Mości. Wysłano mnie, bym zabrał panią do króla. Proszę za mną.

Autumn poczerwieniała ze złości.

– Proszę powiedzieć Jego Królewskiej Mości, że nie jestem zwykłą ladacznicą, by zabierano mnie z ulicy – powiedziała surowym tonem. – Zatrzymałam się w domu hrabiego Lynmouth. Jeśli Jego Wysokość ma życzenie mnie widzieć, może mnie odwiedzić w każdej chwili. – Wsiadła do powozu. – Charlie, jedziesz, czy zostajesz w Whitehall?

Książę Lundy tylko machnął, by jechała. Nie wiedział, czy ma się śmiać, czy martwić, kiedy powóz wyjeżdżał z podwórza w stronę bramy.

Pełne napięcia milczenie przerwał Buckingham.

– A niech mnie! Twoja siostra bije na głowę wszystkie kobiety, Charlie! Dama, która każe królowi pofatygować się samemu. Nie mogę się doczekać, kiedy będę mógł o tym powiedzieć mojej kuzynce, Barbarze. Jeśli odwiedzi markizę w domu Lynmoutha, będzie wściekła, choć nawet ona dobrze wie, że król nie pozostanie w celibacie do jej powrotu. Sama nigdy nie poczynała sobie z nim tak odważnie jak twoja siostra. Teraz już nic nie może zrobić, bo przeszkadza jej w tym wielki brzuch. Ha, ha, ha! – śmiał się.

– Nie wydaje ci się, że król poczuje się urażony? – zapytał Charlie.

– Oczywiście że nie! Będzie zaintrygowany kobietą, która nie zgodziła się grzecznie pójść za panem Chiffinchem. Prawda, panie Chiffinch? – odparł Buckingham rozbawiony i szturchnął jowialnie służącego.

– Nie mnie o tym sądzić, Wasza Wysokość – odparł William Chiffinch, ale na jego twarzy pojawił się prawie niezauważalny uśmieszek.

– Idź więc i powiedz swojemu panu, co ci kazano. Dałbym złotą monetę, żeby usłyszeć, co król na to. Nie sądzę jednak, żebyś nam pozwolił podsłuchać, prawda?

– Obawiam się, że nie mogę, Wasza Wysokość – rzekł spokojnie służący i wycofał się z ukłonem.

– Chodźmy zagrać w karty, panowie – zaproponował Buckingham.

Kiedy ruszyli, Gabriel Bainbridge, który dotychczas milczał, nagle tonem pełnym żalu odezwał się do księcia Lundy:

– Jak możesz na to pozwolić, Charlie?

– A jak mam go powstrzymać? – padła odpowiedź. – Autumn nie jest dzieckiem. To dorosła kobieta, ma dzieci i własny majątek.

Książę Garwood westchnął.

– Chciałem ją lepiej poznać – rzekł z nutą żalu.

– Będziesz jeszcze miał okazję – odparł Charlie. – Kiedy madame Barbara wróci na dwór, dopilnuje, by moja siostra z niego zniknęła. Autumn jest dla króla tylko rozrywką. On i lady Barbara razem dorastali i oboje cierpieli na wygnaniu. Mają ze sobą wiele wspólnego. Poza tym Jego Królewska Mość i tak wkrótce musi sobie znaleźć odpowiednią kandydatkę na królową. Wtedy już nie będzie miał czasu na nic i nikogo innego.

– Mówisz z takim spokojem o dyshonorze, jaki spotyka twoją siostrę – oburzył się książę Garwood.

– Związek z królem nie jest żadnym dyshonorem – rzekł Charlie. Tak przynajmniej twierdzą kobiety w mojej rodzinie. Pamiętasz moją siostrę jako odważną i niemądrą dziewczynę, która zastrzeliła jednego z twoich żołnierzy, Gabrielu. Jednak ona nie jest już tą dziewczyna. Jest kobietą, która kochała, urodziła mężowi dziecko, przetrwała jego śmierć i cieszyła się zainteresowaniem króla Ludwika, który odnalazł ją w rok po śmierci jej męża. Jej druga córka jest dzieckiem Ludwika. Autumn jest już dojrzałą kobietą.

– Twoja siostra miała rację, kiedy twierdziła, że nie jest zwykłą ladacznicą – odparł nagle ze złością książę Garwood. – Jest prawdziwą kurtyzaną, a ty jej alfonsem!

– Nie będę domagał się od ciebie satysfakcji za tę uwagę tylko dlatego, że najwyraźniej czujesz coś do mojej siostry. Jesteś rozczarowany i wściekły. Dlatego tym razem ci wybaczam. Sam też byłem zakochany.

– Nie jestem zakochany – zaprotestował. Charles Fryderyk Stuart uśmiechnął się łagodnie.

– Nadejdzie czas i na ciebie. Pamiętaj jednak, że ani ja, ani moi bracia nie pozwolimy na to, byś traktował Autumn z pogardą i jej ubliżał. Rozumiesz to?

– Nie musi się Wasza Wysokość martwić, bo nie chcę już mieć z tą dziewką więcej do czynienia – odparł oficjalnym tonem Gabriel Bainbridge.

– Twoja strata – stwierdził Charlie, zastanawiając się, co jego siostra o tym wszystkim myśli. Postanowił jednak nic jej nie mówić.

Niedługo Autumn będzie zajęta bardziej niż się spodziewała. Jeśli naprawdę wierzy, że dyskretne spotkania z królem Ludwikiem przygotowały ją do roli chwilowej miłostki Karola Stuarta i publicznego upokorzenia, to wkrótce się przekona, jak bardzo się myli.

Autumn wróciła do posiadłości Lynmouth i wiedziała, co ma robić. Miała dość odgrywania roli bezradnej ofiary mężczyzn. Jeśli król Anglii postanowił mieć ją w swoim łożu, to teraz ona musi kontrolować całą sytuację. Tym razem na pewno będzie miała z tej znajomości coś więcej niż tylko dziecko. Sebastianie, dlaczego mnie zostawiłeś? – miała ochotę krzyczeć. Zdarzało jej się to wiele razy od jego śmierci. Dlaczego to wszystko jest takie trudne? Może powinnam powrócić do Francji? Zastanawiała się nad tym, ale doszła do wniosku, że to nie jest wyjście.

Pośpiesznie wbiegła do domu i rzuciła do Bettsa:

– Możemy mieć dziś wieczorem ważnego gościa. Proszę natychmiast napełnić balię do kąpieli!

– Ależ, madame… - zaczął, ale Autumn mu przerwała.

– To nie jest sprawa do dyskusji, Betts. Nie prosiłam cię o radę. Wykonaj natychmiast polecenie! – Była już w połowie schodów, a gdy znalazła się w swoim pokoju, krzyknęła do drzemiących służek: – Obudźcie się! Oczekuję dziś wieczorem ważnego gościa.

Do pokoju wbiegł lokaj.

– Gdzie postawić balię, milady?

– Przed kominkiem w saloniku – poinstruowała go.

– Przecież kąpała się pani przed wyjściem dziś wieczorem – zaprotestowała Lily.

– Chodźcie, musicie mi pomóc się rozebrać – odparła, nie próbując nawet czegokolwiek wyjaśniać. – Szybko! Upewnijcie się, że woda jest gorąca – zawołała do lokaja, nim zniknęła w swojej sypialni.

Zdjęła górę sukni, półhalki i koszulę. Kiedy Orange uklękła, by zdjąć jej pończochy i buty, Autumn potrząsnęła głową. Orange wytrzeszczyła oczy ze zdziwienia. Lily wzięła jedwabny szlafrok w kolorze śmietany i okryła nim swoją panią. Dotknęła naszyjnika z rubinami.

– Nie – rzuciła Autumn.

– Czy pani życzy sobie, żeby rozczesać jej włosy? – zapytała Orange.

– Tak.

Autumn usiadła na stołku, a Orange wyjęła szpilki z jej ciemnych włosów i zaczęła je czesać gęstą szczotką.

– Dopilnuj kąpieli, Lily. Nalej olejku sandałowego i wyjmij mydło.

– Tak, proszę pani.

Lily wróciła do saloniku, gdzie mężczyźni skończyli właśnie napełniać balię wodą. Nalała sporą porcję olejku do dębowej balii pełnej wody. Wyjęła z szafy mydło i ręczniki, umieściła je blisko ognia, by były ciepłe. Pośpiesznie zapaliła kilka świec i wróciła do sypialni, gdzie zostawiła tylko nikłe światło, by rzucało delikatną poświatę. Usłyszała pukanie do drzwi i pośpieszyła otworzyć. Gdy zobaczyła, kto za nimi stoi, otworzyła usta ze zdziwienia, a potem westchnęła głośno. Nigdy nie widziała króla Karola, ale natychmiast zorientowała się, kim jest. Skłoniła się nisko, a Autumn w tym czasie wyszła z sypialni z Orange u boku.

– Dygnij i wyjdź – szepnęła do Orange.

Lily odzyskała zdrowy rozsądek na tyle, by wziąć od mężczyzny kapelusz i rękawiczki oraz pelerynę. Potem spojrzała nerwowo na swoją panią.

– Połóż to na krześle, Lily, żeby Jego Królewska Mość mógł je znaleźć, kiedy będzie wychodził. Zobaczymy się rano. Dobranoc.

Obie kobiety wycofały się pośpiesznie i zamknęły za sobą drzwi.

– Jesteś głodny, panie? – zapytała. – Betts przyniósł tacę z jedzeniem i winem. Muszę przyznać, że ucieszyło mnie, iż każdy w tej rodzinie ma krewnych we Francji, którzy produkują dobre wino.

– Proszę o wino, madame - odezwał się.

Kryjąc uśmiech, Autumn podeszła do stolika i napełniła wielki srebrny puchar czerwonym winem. Odwróciła się i podała Karolowi kielich, a potem nalała sobie.

Król wypił i głośno uderzył kielichem o stół.

– Jesteś najbardziej odważną z kobiet, jakie w życiu poznałem, Autumn. Nie ucieszyłem się, kiedy Chiffinch przekazał mi odpowiedź na moje uprzejme zaproszenie.

– A mimo to przyszedłeś do mnie, Karolu Stuart.

– Oto jestem.

– Przyszedłeś na mnie nakrzyczeć i wyjść? – zażartowała.

– Nie, moja droga, przyszedłem, żeby cię wziąć – odparł z odrobiną złości.

– Ale najpierw musisz się wykąpać – rzekła. – Co?

– Wy, mężczyźni, jako chłopcy taplacie się błocie i pływacie w lodowatej morskiej wodzie zupełnie nago, ale kiedy wam się proponuje kąpiel, nagle wpadacie w panikę – mówiła, zdejmując jego kaftan i odkładając na bok. Potem wsunęła palce pod koszulę i zdjęła ją szybko. Później zajęła się paskiem i pchnęła mężczyznę na krzesło, by zdjąć mu buty i pończochy. Kazała mu wstać, ale on pociągnął ją do siebie i posadził sobie na kolanach. Wsunął wielką dłoń pod jej szlafrok i zaczął pieścić pierś. Wstała i roześmiała się.

– O nie, mój panie, najpierw musisz się porządnie umyć. – Szybkim ruchem zsunęła jego spodnie i szorty. – Podejdź – rozkazała surowym tonem. Potem zaprowadziła go do dębowej balii. Siadaj. Potrafisz się sam wykąpać, czy mam to zrobić za ciebie?

– Propozycja, byś umyła mnie całego, jak dziecko, jest niezwykle kusząca, ale chyba szybciej będzie, jeśli zrobię to sam.

– Masz bardzo kształtne pośladki – zauważyła. Roześmiał się i usiadł w wodzie.

– Jesteś bardzo zuchwała – rzekł.

Zamiast się złościć, postanowił się dobrze bawić. W końcu gdyby pan Chiffinch przyprowadził ją do królewskiego łoża, jak to było z wieloma kobietami, nie byłoby tak ciekawie. Kiedy służący powiedział mu, że odmówiła, miał najpierw ochotę ją zignorować, a potem kusiło go, by przyciągnąć ją siłą do pałacu, jeśli to będzie konieczne. Później dopiero dotarło do niego, że jej propozycja może okazać się ciekawą przygodą. Miał w ciągu ostatnich jedenastu lat wiele przygód, ale te miłosne były inne, ciekawsze. Roześmiał się pod nosem.

– A kiedy ty się kąpałaś, madame?

– Przed wizytą w pałacu – odparła. – Wyjdź już z wanny, Karolu Stuart, wytrę cię. Lepiej żebyś będąc pod moją opieką się nie przeziębił. Nie chcę, by oskarżono mnie o zdradę stanu.

Podeszła do kominka i wzięła suszące się tam ręczniki.

Gdy wyszedł z balii, wytrzeszczył z zachwytu oczy.

Madame, potrafisz uwodzić mężczyzn – mruknął.

Stała prawie naga. Miała na sobie jedynie czerwone pończochy i czerwone buty, na szyi i w uszach lśniły rubiny. Pończochy podtrzymywały złote podwiązki z haftem w kształcie złotych kupidynów. Piersi miała doskonałe, znacznie piękniejsze, niż się spodziewał. Wąska w talii, brzuch miała lekko zaokrąglony, nogi nie za długie. Sięgnął dłonią w jej stronę, ale mu uciekła.

– Nie, panie. Dopiero, kiedy się tobą zajmę jak należy – rzekła i zaczęła nacierać go ręcznikiem. Gdy był suchy i skórę miał zaróżowioną, posadziła go i osuszała jego stopy, zajmując się uważnie każdym palcem. Kiedy skończyła, odłożyła ręcznik i wsunęła się między jego nogi, by po chwili objąć ustami jego męskość.

Jęknął zaskoczony, a potem zamknął oczy. Mruczał, gdy poruszała ustami, a jego członek twardniał i pulsował. Już myślał, że tak będzie do końca, gdy nagle cofnęła usta i usiadła na jego udach, by objąć go sobą.

– Jezu! – krzyknął, kiedy poruszała się na nim coraz szybciej, aż do rozkosznego końca.

Autumn odchyliła się do tyłu, trzymając go za szyję.

– Skoro już zaspokoiliśmy pierwszy głód, panie, następne kilka godzin możemy spędzić niezwykle przyjemnie.

Zeszła z niego, wzięła ściereczkę z kąpieli i umyła się, a potem jego. Król zaczynał powoli odzyskiwać oddech.

– Czy to francuski zwyczaj? Mycie się po wszystkim?

– Nie. Nauczyłam tego Ludwika. To zwyczaj z kraju ojczystego mojej matki. Nauczyła mnie tego, moje siostry też. Chodźmy, Karolu Stuart. Jest mi zimno, chcę położyć się do łóżka. – Weszła do sypialni, wsunęła się pod kołdrę i odsłoniła jej róg w zapraszającym geście. – Chyba że jesteś już usatysfakcjonowany i chcesz wyjść…

– Nie! – zaprzeczył szybko. – Zdaje się, że zaspokojenie mnie zajmie ci jakiś czas, Autumn. – Położył się obok niej. – Chodź tu, cudowna, sprośna dziewko. Chcę się pobawić twoimi kuszącymi piersiami. Są jak wyśmienite owoce, moja droga. Takie okrągłe i miękkie. – Pochylił głowę i objął ustami brodawkę. – Mmm, wyśmienite – obwieścił.

Autumn leżała na poduszce. Zamknęła oczy, rozkoszując się pieszczotą. Miała już przewagę nad pożądliwym królem, który tak bardzo przypominał swego kuzyna Ludwika. Była jednak pewna różnica. Ludwik był ledwie chłopcem, a Karol dojrzałym mężczyzną. Miała dla niego jeszcze mnóstwo niespodzianek, które sprawią, że będzie jej jeszcze bardziej pożądał. Na razie postanowiła pozwolić mu sądzić, że to on całkowicie zawładnął jej ciałem, choć w rzeczywistości, to ona rządziła teraz królem.

Odrzuciła wszelkie myśli i przyjmowała pieszczoty. Król miał wielkie doświadczenie w rozbudzaniu namiętności swych kochanek. Silnie drażnił ustami jej piersi i Autumn wkrótce poczuła wzbierającą namiętność. Nagle zakrył ustami jej usta. Ciemne wąsy łaskotały ją delikatnie. Rozchyliła usta, pozwalając mu wsunąć język i odpowiedziała podobną pieszczotą. Po chwili płonęła z pożądania.

Przesunął usta w dół na jej piersi. Wolno, coraz wolniej, dotykał językiem jej brzucha.

– Jesteś wspaniała – jęknął.

– Jeszcze – domagała się, wijąc się pod nim. Natychmiast opuścił głowę jeszcze niżej, aż jego usta znalazły się między jej miękkimi udami. Przygryzł ją prowokująco, a potem zaczął całować jak wygłodniałe zwierzę.

– Jeszcze! – jęknęła i wyprężyła się w stronę jego twarzy.

Rozsunął palcami jej wargi i odnalazłszy bouton d'amour pieścił go i drażnił, aż zaczęła szlochać i pojękiwać z rozkoszy. Wtedy wsunął się w nią i pchnął wolno, by wypełnić ją do samego końca.

– A teraz, ty nieznośna mała latawico, będę cię ujeżdżał, póki nie zaczniesz błagać o litość.

– Tak. Tak – szepnęła ledwie słyszalnie, a on zaczął poruszać się coraz silniej i szybciej.

Zrozumiała nagle, że ten mężczyzna naprawdę potrafi zaspokoić kobietę. Jego reputacja była w pełni zasłużona. Pchnął jej nogi silnie do góry i wsunął się w nią bardzo głęboko.

– Ach! – krzyknęła, a on się roześmiał. – Jeszcze! – błagała. Posłusznie wykonywał jej prośbę. Jego męskość rosła i twardniała coraz bardziej, a jej wnętrze coraz bardziej ustępowało. – Och, tak, tak, panie! Tak! Tak! Tak!

Zadrżała na całym ciele i wstrząsnęła się.

– Och, mała ladacznico! Ależ dajesz mi rozkosz! Ach! – krzyknął i uwolnił do jej wnętrza swoje nasienie.

Autumn leżała na wpół przytomna z rozkoszy. Od tak dawna nie była z mężczyzną. Czy to miało być jej przeznaczenie? W głowie jej się kręciło, ale serce zaczynało już spowalniać rytm. Król leżał na niej, dysząc ciężko. Kiedy odzyskała zmysły, zepchnęła go z siebie.

– Karolu Stuart, jesteś dla mnie za ciężki. Połóż się na plecach i leż jak żółw morski. Umyję cię i przygotuję do następnego razu.

Madame, oczekujesz, że ile razy cię dziś w nocy zaspokoję? – zapytał, częściowo tylko żartując.

– Twój kuzyn potrafił zmęczyć nawet mnie. Pięć, nawet sześć razy – odparła słodko. Pewnego razu udało mu się dwadzieścia, ale ostatnio jego entuzjazm nieco przygasł. O tym jednak nie miała zamiaru nikomu mówić, był w końcu ojcem jej dziecka.

– Jestem od niego osiem lat starszy – zaprotestował. – Miej nade mną litość, madame.

– Jeśli więc już skończyłeś, Wasza Królewska Mość, muszę powiedzieć, że spać wolę sama. A ty, panie? – zapytała słodkim tonem.

– Nie skończyłem. Muszę tylko trochę odpocząć. Przydałaby się odrobina wina, by podreperować moje siły, madame.

– Natychmiast, Wasza Wysokość. Wyskoczyła z łóżka i przeszła przez pokój. Nim nalała mocne wino do kielicha i wróciła z nim, król spał już, pochrapując cicho. Uśmiechnęła się i postawiła kielich z winem na stoliku przy łóżku. Umyła siebie i jego. Wiedziała, że król jeszcze raz będzie chciał ją posiąść, nawet jeżeli nie dla samej przyjemności, to dla zaspokojenia męskiej dumy.

Pomyślała, że wieczór okazał się dość udany. Udało jej się zaintrygować króla. Wiedziała, że do powrotu pani Palmer żadna kobieta nie zagraża jej pozycji. A na razie Barbara była coraz grubsza. Miała urodzić w lutym. Mam króla tylko dla siebie na sześć lub siedem miesięcy, pomyślała. W tym czasie muszę zdobyć angielski tytuł i dom.

Król przespał kilka godzin. Gdy się zbudził, obudził też Autumn, by raz jeszcze rozkoszować się jej ciałem. Gdy skończył, wstał i wyszedł do salonu. Po chwili wrócił odziany i pocałował ją po raz ostatni.

– Dziś jeszcze spodziewam się ciebie na dworze. Tej nocy wypróbujemy moje łoże, kochanie.

– Może – odparła, udając zmęczenie i zamykając oczy.

– Chyba będę musiał dać ci lanie, żebyś zaczęła być posłuszna – mruknął niby do siebie, ale na tyle głośno, by słyszała.

Autumn otworzyła leniwie oczy.

– Nie bądź niemądry, Karolu Stuart. Wiesz równie dobrze jak ja, że żadna kobieta nie zaspokoiła cię jeszcze nigdy tak, jak ja tej nocy. Nawet lady Barbara, choć ma stale miejsce w twoim sercu, jeśli w ogóle masz serce. Jeśli jednak chcesz, żebym znalazła się dziś w twoim łożu, to tam właśnie będę.

Odwróciła się na bok i uśmiechnęła do siebie, gdy usłyszała, jak zamykają się za nim drzwi. Całkowicie panowała nad sytuacją. Miała zamiar pozostać u steru wydarzeń. Nie pozwoli, by jakiś król znów ją wykorzystał. Tym razem dostanie to, czego pragnie. Zasnęła z tą myślą.

Betts, któremu jego pan kazał pozostać na miejscu do czasu, gdy król opuści dom, odprowadził Jego Wysokość do pomostu, gdzie czekała królewska łódź.

– Dobranoc, Wasza Królewska Mość – odezwał się.

– Dobranoc, Betts – odparł król, wszedł do łodzi i wydał rozkaz powrotu do Whitehall.

Betts stał jeszcze chwilę, zaskoczony faktem, że król zna jego nazwisko. Przebiegł przez trawnik, wszedł do środka i zamknął dom na noc. Zegar w holu wybił trzecią. Betts ziewnął. Rano będzie miał coś ciekawego do powiedzenia swojej żonie.

Książę Lundy przyjechał tuż po południu i natychmiast wbiegł do pokoju swojej siostry. Autumn siedziała na łóżku. Tylko koronkowy szal zakrywał jej nagie piersi. Popijała zieloną herbatę z miseczki i jadła świeży chleb z masłem i serem.

– Wyglądasz jak kot, który połknął kanarka – zauważył Charles i przysunął krzesło bliżej jej łóżka. Przyjął podany przez Lily kielich wina i uśmiechnął się w podziękowaniu do służącej. – Więc przyjechał.

– Owszem – odparła, rozkoszując się smakiem jedzenia i oblizując z ust okruchy chleba.

– Sądzisz, że udało ci się go zaintrygować? – zapytał.

Na litość boską, naprawdę mówię jak alfons, pomyślał, przypomniawszy sobie, co usłyszał od Garwooda. Musiał jednak wiedzieć. Najgorzej byłoby, gdyby król wziął ją sobie tylko raz, a potem zignorował.

– Owszem, zaintrygowałam go, Charlie. Jeszcze nigdy żadna kobieta nie przejęła inicjatywy. Lucy Walters była typem słodkiej ofiary, a potem, biedaczka, zapiła się na śmierć w Paryżu. Barbara Palmer, mimo że potrafi go wykorzystać tak jak ja, nie ma jednak mojego doświadczenia z królewskim kochankiem. – Roześmiała się. – Spodobała mu się moja arogancja. Traktowałam go, jakby był mi równy, i spodobało mu się to! Byłam jednak na tyle rozsądna, by nie popsuć wszystkiego zbytnim entuzjazmem i pozwoliłam mu wierzyć, że to on nad wszystkim panuje. Powiedział, że jeszcze dzisiejszej nocy muszę znaleźć się w jego łożu. Odparłam, że to możliwe, ale tak się nie stanie. Zjawię się na dworze i wyjdę wcześniej, tłumacząc się bólem głowy. – Znów się roześmiała. – Będzie bardzo rozczarowany. Na pewno zacznie się martwić. Może nawet się rozzłości, bo z pewnością wzbudziłam w nim wielkie pożądanie i będzie chciał coraz więcej.

– Nie popełnij błędu, siostro – ostrzegał.

– Nie popełnię. Raz jeden mogę udać chorobę. To sprawi jedynie, że będzie mnie jeszcze bardziej pożądał.

– Jak to się stało, że moja siostrzyczka zrobiła się taka cyniczna?

– Muszę grać taką kartą, jaką dał mi los, Charlie. We Francji źle to rozegrałam. W Anglii nie popełnię tego samego błędu i nie będę znów ofiarą królewskiego pożądania. Nie chcę być jedynie rozrywką. Gdyby tak zostało, okazałabym się niegodna moich przodkiń.

– Chyba nagle stałaś się starsza niż mama – zauważył.

– Jeśli już wspomniałeś o mamie, pozwól, że zapytam, kiedy jedziesz do Szkocji? Jeśli nie przywieziesz swoich dzieci mamie, zanim dowie się o mojej sytuacji, na pewno przyjedzie rozjuszona do Londynu i wszystko zepsuje.

– Wyjadę za kilka dni. Chcę być pewien, że masz całkowitą rację co do swojej obecnej pozycji na dworze. Wtedy ruszę.

– Pomóż mi wybrać suknię na dzisiejszy wieczór. Co myślisz o czarnym aksamicie i brylantach?

– Mój kuzyn będzie potrzebował pomocy samego Boga, by przetrwać znajomość z tobą, Autumn – zaśmiał się Charlie. – Nie sądziłem, że jeszcze kiedyś będzie mi go żal, zwłaszcza po tym, jak powrócił na tron, który mu się należał, ale teraz muszę przyznać, że mu współczuję.

– Nie dramatyzuj, Charlie – odparła Autumn i pociągnęła szarfę dzwonka, by wezwać służbę.

ROZDZIAŁ 18

Niewiele spraw mogło się utrzymać w tajemnicy na dworze króla Karola II. W ciągu kilku dni wszyscy wiedzieli już, że piękna wdowa, markiza d'Auriville jest kochanką króla. Ambitni dworzanie bez żadnych wpływów i władzy starali się o jej przychylność. Wielu mężczyzn spoglądało na nią z zainteresowaniem, ponieważ wszem wobec wiadomo było, iż markiza posiada własny, znaczny majątek. Autumn ignorowała dżentelmenów i całą swoją uwagę poświęcała królowi. Niektóre kobiety, zazdrosne o to, że to nie je król wybrał na swoje nałożnice, czyniły nieprzyjemne uwagi w jej obecności, ale Autumn tylko się śmiała. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że gdy Barbara Palmer urodzi dziecko będzie chciała jak najprędzej wrócić na dwór i odzyskać względy króla.

Po wyjeździe Charliego do Szkocji Autumn została powierzona pieczy dwóch dżentelmenów, księcia Buckingham i księcia Garwood. Buckingham był wesołym i inteligentnym mężczyzną, w towarzystwie którego doskonale się bawiła. Garwood tylko na nią patrzył, niewiele mówił, a kiedy już się do niej zwracał, najczęściej był dość oschły. Drażniło ją jego zachowanie, ale wiedziała, że gdy tylko zyska tytuł i własny dom, opuści królewski dwór i nie będzie musiała go znosić. Postanowiła dalej żartować z George'em Villiersem i wymieniać kąśliwe uwagi z Gabrielem Bainbridgem, co zresztą było źródłem wielkiej wesołości króla i całego dworu.

Gdy przyglądała się Garwoodowi, wydawało jej się, że dostrzega w nim coś znajomego. Nie mogła sobie uświadomić co to takiego. Przecież wcześniej nie znała Gabriela Bainbridge'a. Nie mogła go poznać w Glenkirk, a w Queen's Malvern też nigdy nie był. Nie wiedziała, co też było w nim takiego znajomego. Wzruszyła ramionami i odrzuciła dręczące ją myśli. Musiała się skupić na zadaniu zdobycia domu i angielskiego tytułu do czasu powrotu Barbary Palmer, bo gdy tylko ta kobieta wróci po urodzeniu dziecka, Autumn będzie musiała z wdziękiem opuścić jej miejsce.


*

Henry Lindley, markiz Westleigh, spodziewał się w grudniu gości. Wstąpił do niego po drodze z Londynu jego sąsiad. Ledwie przyjechał, natychmiast opowiedział mu najnowszą plotkę dotyczącą jego siostry. Mówiło się, że jest najbardziej doświadczoną z dotychczasowych kochanek króla i zadziwia go nieustannie miłosnymi zabawami, których nauczyła się od swojego poprzedniego kochanka, króla Ludwika. Sąsiad pozostał w domu markiza bardzo krótko. Kiedy wyjechał, Henry Lindley odezwał się do swojej żony, Rosamundy:

– Jadę do Londynu.

Rosamunda słuchała skandalicznych plotek opowiadanych przez sąsiada.

– Chyba powinieneś jechać, mój drogi – odezwała się z obawą w głosie. – Sądzisz, że mama wie, co się mówi o Autumn? I gdzie właściwie jest Charlie? Czy nie powinien bronić reputacji siostry?

– Charlie jest z rodu Stuartów i nie chce sprzeciwiać się królowi, ale ja nie pozwolę, by król wykorzystywał naszą siostrę. Mama powiedziała mi, że król Francji zmusił ją, by mu uległa, ale fakt, że nasz król uczynił to samo, oburza mnie niepomiernie. Wątpię, by mama o tym wszystkim wiedziała, bo na pewno pojawiłaby się od razu w Cadby. Muszę pojechać do Londynu, nim dotrą do niej plotki o zachowaniu Autumn i postanowił jechać do stolicy, by to naprawić.

Markiz Westleigh ruszył w drogę następnego ranka, biorąc ze sobą swoich ludzi. Do Londynu dotarł kilka dni później i nim zaczął szukać miejsca na nocleg, udał się natychmiast do Whitehall odwiedzić brata w jego apartamentach. Nie zastał go tam jednak.

– Wyjechał do Szkocji po swoje dzieci, milordzie – poinformował go uprzejmie lokaj. – Ma zamiar przywieźć je do Queen's Malvern, by księżna wdowa pomogła mu je wychować.

– Wiesz, gdzie obecnie rezyduje moja siostra? – zapytał markiz.

– Tak, panie. Mieszka w posiadłości Lynmouth nad brzegiem rzeki. Powinna być w domu, bo tak wcześnie nie bywa na dworze – odparł nerwowo, bo nagle zrozumiał, po co markiz Westleigh przyjechał do Whitehall.

– Dziękuję – odparł Henry Lindley i pośpiesznie wyszedł.

Udał się ze swymi ludźmi do Lynmouth, zastanawiając się, dlaczego Autumn nie zamieszkała w Greenwood. Posiadłość Lynmouth należała do kuzyna, którego poznał wiele lat temu. Cóż, przynajmniej nie zabierała jej na dwór służba królewska, jakby była zwykłą ulicznicą.

Kiedy się przedstawił, brama Lynmouth otworzyła się. Gdy dotarł do domu, zsiadł z konia, rzucił wodze stajennemu i wszedł do środka. Powitał go niezbyt głębokim ukłonem pompatyczny majordomus.

– Jestem markiz Westleigh, przyjechałem zobaczyć się z siostrą, markizą d'Auriville. Gdzie ona jest?

– Jej lordowską mość jeszcze nie przyjmuje. Nie wstała jeszcze – odparł służący.

– Nie pytałem, czy się obudziła – stwierdził spokojnie Henry. – Zapytałem, gdzie jest. Nie będę pytał dwa razy.

Poczerwieniał na twarzy i wyglądał naprawdę groźnie. Betts skłonił się, ale stał niewzruszenie na swoim miejscu.

– Pójdę powiedzieć jej lordowskiej mości, że pan przyjechał.

– Zaprowadzisz mnie do niej natychmiast – rzucił markiz, chwycił służącego za ramię i pchnął na schody.

Pokonany Betts uległ i zaprowadził pana Lindleya do pokoju jego siostry. Zastukał, potem skłonił się po raz trzeci i uciekł, nim ktokolwiek zdążył otworzyć drzwi.

Otworzyła Lily i szybko dygnęła na powitanie. Widząc ponury wyraz twarzy markiza, domyśliła się, po co przyjechał.

– Panie – mruknęła i cofnęła się.

– Gdzie ona jest?

– W sypialni, panie – odparła drżącym głosem Lily.

– Obudziła się?

Lily tylko skinęła.

Markiz Westleigh przeszedł obok niej, otworzył drzwi do sypialni i wszedł do środka.

– Dzień dobry, czy może raczej dobry wieczór, siostro – odezwał się.

– Mów nieco ciszej, Henry – odparła z zamkniętymi oczyma. Na czole miała mokrą ściereczkę. – Mam migrenę. Pulsują mi skronie.

Ta pewność siebie nieco go zaskoczyła, ale postanowił zacząć rozmowę natychmiast.

– Czy to prawda? Tylko nie próbuj mnie zbyć byle czym, Autumn.

– Jeśli pytasz mnie o to, czy jestem obecnie kochanką króla, odpowiedź brzmi: tak. Proszę cię natomiast raz jeszcze, byś mówił nieco ciszej. Niedługo muszę być na dworze. Jeśli będę zmuszona pójść tam z migreną, nie będę szczęśliwa.

– Jezu! – jęknął i usiadł, poprawiając złotą grzywkę włosów opadających na czoło. – Nie masz za grosz wstydu?

– Dlaczego? Jeśli ktoś ma zająć miejsce Barbary Palmer, skoro niedługo ma urodzić królewskiego bękarta, to dlaczego tą osobą nie mam być ja?

– Jesteś za dobra na takie życie, siostro – odparł zdesperowany. – Barbara Palmer nie jest córką księcia, a ty owszem!

– Barbara Palmer ma tytuł i własny dom, Henry. Ja nie mam nic. Jestem markizą wdową d'Auriville. Tytuł markizy tak naprawdę przypadł Madeline, choć jest jeszcze za młoda, by go używać. Chermont nie należy do mnie. To dom mojej córki. Ja nie mam nic. Gdy na wiosnę Barbara Palmers wróci na dwór, król mnie odprawi. Gdy to uczyni, będzie hojny. Będę miała angielski tytuł i własny dom – rzuciła ostro. – Wiem, że mogłabym sobie kupić dom, ale tytułu nie kupię. Mogę go tylko zdobyć, plugawiąc mój honor z królewskim ogierem. Gdy mężczyzna plugawi swój honor, by coś zyskać, nie robi się wokół tego wielkiego hałasu, Henry. Dlaczego z kobietami musi być zawsze inaczej? Mam zamiar zachować się jak mężczyzna.

– Zrobiłaś się cyniczna – zdziwił się.

– Charles zarzuca mi to samo, ale co właściwie mam robić?

– Mogłabyś ponownie wyjść za mąż – odparł.

– Mogę wyjść za mąż jedynie z miłości, ale wątpię, bym kiedykolwiek pokochała kogoś uczuciem tak wspaniałym jak to, którym darzyłam Sebastiana. To nie zdarza się dwa razy w życiu. Nie, Henry, będę zadowolona, jeśli zdobędę tytuł i dom. Będę sobie żyła spokojnie, większość roku spędzała w Anglii, a lato we Francji. Nie mogę zaniedbać dziedzictwa Maddie. Margot zaś kiedyś będzie musiała wybrać między Anglią a Francją. Sama podejmie decyzję, mimo iż Ludwik twierdzi, że znajdzie jej męża. Myślę, że teraz, gdy się ożenił, zapomni o tej obietnicy. Ja muszę zadbać o siebie sama.

Henry Lindley potrząsnął głową ze smutkiem.

– Co się z tobą stało, Autumn? Gdzie jest ta słodka dziewczyna, którą znałem?

– Już dawno zniknęła. Nie jestem nią od tak dawna, że już siebie takiej nie pamiętam. Zdaje się, że zaczęłam dorastać, gdy zamordowano Bess. Od dnia jej śmierci nic już nie było takie samo.

Zdjęła z czoła mokrą szmatkę i podała Orange.

– Jak mam cię przekonać, żebyś porzuciła życie, jakie teraz wiedziesz i pojechała ze mną do domu?

Roześmiała się szczerze ubawiona.

– Najdroższy bracie, jesteś prawdziwym prowincjuszem. Kochanka Karola Stuarta nie może go porzucić. Zostaje oddalona, kiedy król się nią znudzi i ani chwili wcześniej. – Poklepała go po ramieniu. – Jestem całkiem szczęśliwa, Henry. Nikt nie może mnie skrzywdzić, bo moje serce nie jest w to wszystko zaangażowane. A król nie ma serca. Lepiej, żebym go nie pokochała.

Usłyszawszy te słowa, Henry poczuł, że łzy napływają mu do oczu i odwrócił się szybko. Jak bardzo musi być nieszczęśliwa, pomyślał natychmiast. Na swój niezwykły sposób była bardzo dzielna i podziwiał ją za to. Nie takiego życia pragnął dla Autumn jej ojciec, ale jak wszystkie kobiety w tej rodzinie, ona też potrafiła przetrwać najgorsze. Mógł być z niej tylko dumny.

– Matka o tym nie wie – powiedział.

– Nie chcę, żeby wiedziała, póki to wszystko się nie skończy. Jestem już za stara na to, żeby wszyscy się o mnie martwili, Henry. To dlatego wysłałam Charliego do Glenkirk po dzieci. Mama będzie miała zajęcie. Podobno Sabrina jest zupełną dzikuską i trzeba ją nauczyć manier. Jeśli chcą ją wydać za mąż, będzie musiała nauczyć się zachowywać jak dama. Mama jest odpowiednią osobą do takiego zadania. To zajmie ją na tyle, że nie będzie miała czasu myśleć o mnie. Ma dwoje moich dzieci i będzie wkrótce miała trójkę Charliego. Dom znów będzie pełen dzieci, a mama to uwielbia.

Uśmiechnęła się do niego, a Henry nagle zdał sobie sprawę, że Autumn jest najpiękniejszą z jego sióstr.

– Nie masz swojego pokoju w Whitehall? – zapytał.

– Nie, nie chcę tam mieszkać. Charles upierał się, żebym zamieszkała w jego apartamentach, ale ja wolę być u kuzyna Johnniego.

– Dlaczego nie w Greenwood i kim jest ten kuzyn Johnnie?

– Greenwood zostało skonfiskowane podczas Protektoratu, a król obiecał, że nie odbierze nikomu majątku podarowanego ze skonfiskowanych dóbr. A Johnnie to obecny hrabia Lynmouth, uroczy człowiek, bardzo podobny do męża madame Skye, Geoffreya Southwooda. Bardzo go lubię. Gdzie ty zamieszkasz i na jak długo?

Wzruszył ramionami.

– Jeśli nic nie mogę zrobić, po prostu wrócę do Cadby. Nie daj Boże, żeby mama odkryła moją nieobecność i zaczęła zadawać pytania. Wiesz, że Rosamunda nie potrafił utrzymać tajemnicy, a w szczególności nie znosi kłamać. Mama wydusiłaby z niej wszystkie plotki na twój temat i zaraz przyjechałaby do Londynu, robiąc wokół sprawy wiele szumu.

– Biedny Adali, Rohana i Toramalli musieliby ciągnąć się za nią – zachichotała Autumn.

– Nie zapominaj o Red Hughu i jego bracie – roześmiał się Henry.

– Zostań dziś tutaj, Henry. Johnnie nie będzie miał nic przeciwko temu. Potem możesz pójść ze mną na dwór i poznać króla. To byłoby bardzo dyplomatycznie. W tym na pewno mama się ze mną zgodzi.

– Dobrze więc – przytaknął. – Pewnie kuzyn Johnnie znajdzie trochę miejsca dla moich ludzi. Nie chciałem podróżować samotnie. Jest ich tylko czterech.

– Oczywiście. – Autumn pociągnęła szarfę dzwonka. Lily i Orange przyszły natychmiast, a ich pani wydała odpowiednie rozkazy. Miały poinformować Bettsa, że markiz Westleigh i jego ludzie zostaną na noc, poprosić hrabiego, by przyszedł poznać swego kuzyna i natychmiast przygotować kąpiel. – Na dziś ma być fioletowa suknia i naszyjnik z brylantami i ametystami. Henry, pora wyjść z łóżka. Musisz wyjść, bo jestem naga.

Znów się roześmiała, gdy brat poczerwieniał na twarzy i w pośpiechu opuścił jej sypialnię.

John Southwood nie był na tyle młody, żeby być synem Henry'ego, ale obaj mężczyźni szybko się polubili. Johnnie szczerze podziwiał Autumn i zdradził jej bratu, że martwi się o nią. Obiecał opiekować się kuzynką jak własną siostrą. Henry odetchnął z ulgą, stwierdzając, że Autumn jest w dobrych rękach. Dwie godziny później obaj mężczyźni przebrali się, a Autumn przygotowała się do wyjścia.

Jej suknia była piękna i naprawdę elegancka. Górę udekorowano bogato jasnymi kokardami ze srebrnymi nitkami. Do rękawów przymocowano takie same. Dekolt był głęboki, dzięki czemu piersi uwypuklały się nad obszytym srebrną koronką brzegiem. Bufiaste rękawy ze wstążkami wykończono szerokimi, srebrnymi mankietami, a spódnica w głębokim odcieniu fioletu pięknie układała się na wielu warstwach halek. Na szyi miała naszyjnik z brylantami i ametystami, a w uszach pasujące do niego klipsy. Włosy jak zwykle upięła w prosty kok, z którego na lewe ramię wypuściła dwa kuszące loczki. Peleryna z fioletowego aksamitu ze srebrnymi ozdobami i futrem z norek zakrywała ją aż do krańca sukni. Fioletowe rękawiczki ze skóry pięknie pachniały, a w gronostajowej mufce trzymała wachlarz i chusteczkę. Pod halkami nikt nie widział pończoch w fioletowe i srebrne paski podtrzymywanych podwiązkami ze srebrnymi różyczkami, z których każda miała wewnątrz drobny ametyst. Buty z fioletowej skóry miały obcasy ozdobione perłami.

– Takich strojów nie widziałam od czasu, kiedy jako młody chłopiec bywałem na dworze – zauważył z odrobiną zadumy Henry Lindley. – Jesteś piękna, Autumn.

Gdy dotarli do Whitehall, Henry zdziwił się, widząc, jak wiele osób podchodzi do jego siostry. Była czarująca i miła dla wszystkich. Witała się z każdym i pamiętała ich nazwiska. Jak ona mogła je wszystkie spamiętać? – zastanawiał się.

Podszedł do nich książę Buckingham.

– Dobrze pamiętam pańskiego ojca – odezwał się Henry. – Był przyjacielem mojej matki i ojczyma.

– Miło mi to słyszeć, zważywszy, w jaki sposób zginął – odparł George Villiers.

– To straszne! Straszne! – zgodził się Henry Lindley, przypominając sobie zabójstwo księcia.

– Przyjechałeś na dwór na dłużej, milordzie?

– Nie, tylko na jeden dzień. Chciałem zobaczyć się z Autumn.

– Och, więc płotka dotarła już na wieś? – zaśmiał się George Villiers.

Henryk skinął głową.

– Teraz jednak zobaczyłem, że Autumn świetnie sobie radzi i mogę wracać bez obaw do domu.

– Jest twarda jak diament i radzi sobie z królem – rzekł książę. – Wie, że nie wolno jej się zakochać.

– Teraz już to wiem. Musiałem się tylko upewnić. Nie chcemy, żeby mama się o tym dowiedziała, przynajmniej do czasu, gdy wszystko się zakończy.

– Wasza matka kochała Henryka Stuarta, prawda?

– Tak – odparł Henry, nie wdając się w szczegóły. Do sali audiencji wszedł król i wszyscy skłonili się nisko. Karol Stuart natychmiast pomógł Autumn wstać i ucałował jej dłoń, pożerając ją wzrokiem.

– Przeszłaś dziś samą siebie, madame - rzekł. Ciszej dodał: – Jakie masz podwiązki?

– Obawiam się, że Wasza Królewska Mość będzie musiał poczekać, żeby odkryć tę tajemnicę – odparła z uśmiechem. – Ale obiecuję, że nie będziesz, panie, zawiedziony. Zresztą nieważne. Ubieram się po to, by sobie samej sprawić przyjemność. Uśmiechnęła się uwodzicielsko.

– Gdzie jest Garwood? – zapytał na głos król.

– Pewnie siedzi gdzieś smutny w kącie – odparła szybko. – Obawiam się, że za mną nie przepada.

– Ależ on cię lubi – zapewnił ją król z błyskiem w oku. – Wydaje mi się, że chętnie znalazłby się z tobą w łożu. Na szczęście jestem od niego ważniejszy i dlatego mogę cię mieć pierwszy. Czy to źle?

– Masz, panie, więcej do zaoferowania – odparła po prostu, śmiejąc się z jego poważnej miny.

– Nie będę drążył tematu, moja droga – odparł ze śmiechem. – Kim jest ten nieznany mi mężczyzna, który dziś z tobą przyszedł?

– To mój brat, Henry Lindley, markiz Westleigh, Wasza Wysokość. – Przyjechał do Londynu, ponieważ usłyszał plotki na mój temat i chciał się upewnić, że nic mi nie jest. To miło z jego strony, prawda?

– Owszem, miło – zgodził się. – Sam mam siostrę w Paryżu. Bardzo ją kocham. – Zwrócił się do Henry'ego: – Choćby przez wzgląd na nią, obiecuję, że będę dobrze traktował lady Autumn.

– Już mnie o tym zapewniła, panie – odparł szybko Henry.

– Tak? – Król uniósł brew ze zdziwieniem. – Czyżbyś zaczęła darzyć mnie uczuciem, moja droga? – zażartował.

– Przenigdy, Wasza Wysokość. Za mądra jestem, by się znów zakochać.

Król roześmiał się.

– Przejdźmy się, madame - rzekł, podał ramię Autumn i odeszli razem.

– On dotrzymuje obietnic – rzekł George Villiers do Henry'ego Lindleya. – Wiem to na pewno, bo wychowywaliśmy się razem od wczesnego dzieciństwa.

Następnego dnia Henry Lindley wyjechał do Cadby. Kiedy przybył na miejsce, z ulgą przyjął wiadomość, że matka nie odwiedziła ich podczas jego nieobecności. Opowiedział żonie o swojej podróży i o tym, co wydarzyło się w życiu jego siostry, jak poznał króla i zrelacjonował jej krótką z nim rozmowę.

– Jak król był odziany? – zapytała Rosamunda.

– Mnóstwo koronek i wstążek i bardzo bogate materie. Miał buty z rozetkami i chodził z laską z gałką z kości słoniowej. Ja wyglądałem na dworze jak wieśniak, moja droga.

– Więc Charlie przywozi do domu swoje dzieci. Autumn miała rację. Matka na pewno będzie zbyt zajęta dziećmi, żeby pomyśleć o niej. Dzieci Charlie – go potrzebują opieki. W Glenkirk wyrosły na dzikusów. Zwłaszcza Sabrina. Biedne dziecko. Gdy tylko się zjawią w Queen's Malvern, muszę tam pojechać i zaprosić ich do nas. Sądzisz, że będą nas pamiętały?

– Sabrina i Freddie może tak, ale Wilhelm na pewno nie – odparł jej mąż. Z ulgą stwierdził, że cieszy się, iż znalazł się wreszcie w domu i nie musi zajmować się Autumn. Już nie muszę o tym myśleć, postanowił. Mojej siostrze nic nie zagraża, a Charlie niedługo powróci na dwór. Poza tym zarówno książę Buckingham, jak i nasz kuzyn Lynmouth zapewnili mnie, że Autumn nie dzieje się żadna krzywda.

Charlie wrócił ze Szkocji z trójką dzieci na trzy tygodnie przed świętami. Jasmine była wniebowzięta. W wieku dziewiętnastu lat lady Sabina Stuart była niezwykle urodziwą dziewczyną. Niestety, nie umiała już poprawnie mówić po angielsku. Jej szkocki akcent był zbyt wyraźnie słyszalny. Miała nieznośny charakter i potrafiła kląć gorzej niż większość mężczyzn. Madeline i Margot obawiały się jej i gdy tylko spojrzała w ich stronę, zaczynały płakać. Sabrina śmiała się z nich, przezywając płaczkami. Jej bracia, ku zaskoczeniu Jasmine, byli trochę bardziej cywilizowani.

– Ależ mi dałeś ciężkie zadanie, Charlie – zauważyła. – Z twoimi synami sobie poradzę, ale córka… – westchnęła.

– Muszę wracać na dwór – rzucił przepraszająco.

– Oczywiście. Zapewniałeś mnie, co prawda, że hrabia Lynmouth zajmie się Autumn, ale lepiej będzie, jeśli i ty tam pojedziesz. Nieczęsto do mnie pisze i wcale nie wspomina o ewentualnych kandydatach na męża, choć zdaje się, że swoje smutki już dawno porzuciła.

– Zostanę z wami na święta, ale na Trzech Króli muszę być na dworze – rzekł Charlie, starając się nie rozmawiać więcej o Autumn.

– Przykro mi z powodu Greenwood. Wolałabym, żeby Autumn miała własny dom.

– Nie, mamo, lepiej jeśli pozostanie pod dachem spokrewnionego z nami mężczyzny. A ja mam przecież apartament w Whitehall.

– Oczywiście – zgodziła się. – Masz zupełną rację, Charlie. Musimy przecież dbać o reputację Autumn, prawda?

– Owszem – zgodził się książę Lundy. – W rzeczy samej.

Charles Fryderyk Stuart przybył na dwór czwartego stycznia. Ku swojemu zaskoczeniu dowiedział się, że król wyznaczył Autumn do roli Mistrza Złych Rządów na czas świąt. Najwyraźniej odnosiła sukcesy, ponieważ dwór wypełniony był rozbawionymi ludźmi. Jej ulubionym celem żartów był książę Garwood. Jego oczywisty brak poczucia humoru budził wesołość u dworzan, zwłaszcza gdy pewnego dnia nałożyła na niego karę, zmuszając do chodzenia przez cały dzień tyłem. Oznaczało to, iż za każdym razem, gdy się witał, wypinał się w stronę witanej osoby. Był źródłem wielkiej wesołości. Gabriel Bainbridge w końcu stracił cierpliwość i wybiegł z Whitehall. Przez dwa kolejne dni nikt go tam nie widział. Autumn przywitała brata uściskiem i pocałunkiem w policzek.

– Wróciłeś! Jak twoje dzieci? Jak mama?

– Zdaje się, że z Sabriną sobie już nie poradzi – rzekł. – Mama zastanawia się, dlaczego tak rzadko do niej piszesz.

– Jestem zajęta – odparła wesoło.

– A król wciąż zadowolony? Uśmiechnęła się szeroko.

– Oczywiście.

– Lady Barbara już urodziła?

– Dopiero w lutym. Koronację przewidziano na dwudziestego trzeciego kwietnia. Spodziewam się, że będzie chciała wrócić przed tym wydarzeniem, nawet gdyby miało ją to zabić. Co, oczywiście, oznacza, że będę musiała ustąpić.

– Poprosiłaś już o swój tytuł? – zapytał.

– Nie, jeszcze nie. Jeszcze nie nadeszła odpowiednia chwila. Myślę, że wkrótce nadejdzie. Mam nadzieję, że szybko, bo jeśli nie, to przepadłam.

Przez chwilę Charlie dostrzegł na jej obliczu zmartwienie, chyba po raz pierwszy od dnia, gdy rozpoczęła swoje trudne zadanie.

Tej nocy, ku wielkiej radości króla, Autumn znalazła się w jego łożu. Młoda pokojowa pomogła jej zdjąć suknię i bieliznę i została odesłana. Król miał na sobie tylko ciemny, wzorzysty szlafrok. Patrzył na kobietę paradującą po komnacie w samych jedwabnych pończochach, białych z zielonym wzorem bluszczu. Podwiązki z kremowego jedwabiu ozdobiono sporymi różyczkami, a we wnętrzu każdej z nich lśnił niewielki szmaragd. Białe buty wykonane z jedwabiu miały zielone sprzączki, a obcasy zdobione były szmaragdami i perłami.

– Nigdy nie nudzi mnie oglądanie cię w takim stroju – rzekł król. – Chodź tu do mnie, moja droga. – Gdy podeszła, położył dłonie na cudownie krągłych pośladkach i przyciągnął ją do siebie. Przytknął twarz do gęstych, ciemnych loków pokrywających jej wzgórek Wenery. Wdychał głęboko zapach jej ciała. Niewinny zapach kapryfolium i wiciokrzewu w połączeniu z jej naturalnym zapachem podniecał go bardziej niż jakikolwiek afrodyzjak. Wsunął język pomiędzy jej nogi i pieścił jej kobiecość. – Cudowna – mruknął i odnalazłszy wrażliwe miejsce, wzmógł pieszczoty.

– Och tak, tak, ty diable – zachęcała go, kładąc dłonie na jego odzianych w jedwabny szlafrok ramionach, żeby nie stracić równowagi. Zaczęła się poruszać, gdy pieszczota osiągnęła zamierzony efekt.

– Zdejmij mi szlafrok, ty moja śliczna nierządnico – rozkazał ochrypłym z podniecenia głosem.

Autumn pośpiesznie wykonała polecenie, starając się nie odsunąć od dającego jej rozkosz języka. Czuła pod dłońmi jego nagie ramiona i zaczęła je pieścić. Spojrzała w dół i dostrzegła jego miecz naprężony i gotów do walki. Bez wahania odsunęła się i po chwili już siedziała na nim, obejmując sobą jego męskość.

– O tak, kochanie – mruczała. – Czy tak nie jest miło? – Powoli poruszała się, a król pieścił dłońmi jej pośladki. – Czy Wasza Królewska Mość życzy sobie mały pocałunek? – zażartowała, delikatnie dotykając ustami jego ust.

Król wstał ze swego miejsca i nie wysuwając się z wnętrza kobiety, poszedł w stronę łoża. Położył ją na brzegu i zaczął poruszać się w niej gwałtownie, póki nie jęczała z rozkoszy. Oczy miała mocno zamknięte, a na pięknej twarzy malowała się przyjemność. Jego ruchy stawały się coraz szybsze, a kiedy krzyczała z rozkoszy, sam, nie mogąc już dłużej się powstrzymać, osiągnął szczyt, oddając jej nasienie.

Autumn westchnęła i pocałowała go namiętnie.

– Karolu Stuart, jesteś znacznie lepszym kochankiem niż twój kuzyn, Ludwik! – rzekła i pocałowała go znów.

Tej nocy kochali się raz jeszcze, a potem Autumn wstała i ubrała się. Czekała na przyjście pana Chiffincha, który miał ją odprowadzić przez labirynt korytarzy i sekretnych przejść do głównego wyjścia i czekającego na nią powozu.

– Kiedy skończy się nasza znajomość, Autumn, muszę obdarować cię czymś szczególnym. Co byś chciała, kochanie? Byłaś dla mnie taka miła, ale za kilka miesięcy Barbara zechce wrócić na dwór, a ja ją przyjmę.

Autumn udawała, że zastanawia się nad odpowiedzią, a potem odezwała się cicho.

– Mam dość pieniędzy, Karolu. Kiedyś kochał mnie wspaniały mężczyzna. Mam dwie córki. Żeby pozostać w Anglii potrzebny mi tylko dom i angielski tytuł. Podarujesz mi je w zamian za nasz wspólnie spędzony czas? Tytuł nie musi być szczególnie ważny, a dom nie musi być duży, ale chciałabym mieć coś swojego. Podaruj mi dom i tytuł, a będę ci bardzo wdzięczna.

– Będziesz miała jedno i drugie, gdy skończy się nasza przygoda, Autumn. Nie prosisz o wiele. Stać mnie na to, by być hojnym wobec kobiety, która była tak hojna wobec mnie. Chodź i pocałuj mnie teraz na dobranoc. Słyszę już kroki Chiffincha. Autumn podeszła do łóżka i pocałowała go czule.

– Dziękuję, Karolu – powiedziała, a on czuł, że jest szczera.

Po raz pierwszy od dnia, gdy ją poznał, udało mu się dostrzec prawdziwą Autumn. Nie piękną kurtyzanę, która dała mu tyle przyjemności, ale kobietę, którą była naprawdę, córkę księcia, wdowę po człowieku honoru. Czuł się niezręcznie, uchylając rąbka tajemnicy. Zawołał psy, które wskoczyły do łóżka. Pocieszony ich obecnością, zasnął spokojnie.

Ze zbolałym sercem Autumn szła za Chiffinchem pośród krętych korytarzy, po wąskich schodach. Na dole, królewski służący ostrożnie otworzył niewielkie drzwi i wyszedł na zewnątrz, gdzie czekał powóz Autumn. Pomógł jej wsiąść.

– Dobranoc, pani – powiedział.

Powóz ruszył i gdy wyjechał na drogę, zaczynał nabierać prędkości. Nie mogę się już doczekać, kiedy powiem Charliemu, pomyślała Autumn.

– Król obiecał mi tytuł i dom, kiedy na dwór wróci lady Barbara – odezwała się następnego popołudnia, gdy znalazła się pokoju brata w Whitehall. – Czyż to nie cudownie? – Spojrzała na George'a Villiersa. – Jak pan myśli, dotrzyma obietnicy?

Villiers skinął.

– Tak. Ceni sobie lojalność. Byłaś oddana i lojalna, pani. Pod nieobecność Barbary uprzyjemniłaś mu życie. Na dodatek zgodziłaś się odejść bez oporu, gdy Barbara powróci. Jeśli król twierdzi, że da ci tytuł i dom, to tak będzie.

– Cieszę się – odparła. – Jestem przy nadziei, ale chciałam, żeby to zrobił dla mnie, tylko dla mnie. Teraz powiem mu o tym bez obaw.

– Brawo, madame - rzeki Buckingham z uśmiechem. – Król płodzi potomstwo jak marcowy kocur. Historia się powtarza, co, Charlie?

Książę Lundy pobladł.

– Tak – odparł tylko, ale gdy znaleźli się z Autumn sam na sam, ryknął ze złością: – Zrobiłaś to naumyślnie, żeby dostać to, czego chcesz, niezależnie od okoliczności. Nie mogę uwierzyć, że jesteś aż tak przebiegła!

– Tak, musiałam być pewna – przyznała. – Wiesz, że lubię dzieci, Charlie. Chętnie urodzę jeszcze jedno, nim opuszczę królewski dwór i osiądę na wsi, w moim nowym domu jako lady Jakaśtam. Może król dziecku też podaruje tytuł. Tym razem czuję się zupełnie inaczej, Charlie. Jestem pewna, że urodzę królowi syna!

– Powiedz mu o tym jeszcze dziś wieczorem – upierał się brat. – Powiedz mu, albo ja mu powiem!

– Powiem – obiecała. – Sądzisz, że się ucieszy?

– Dlaczego nie? – odparł smutno. – Lubi dzieci, a twój stan jest tylko dowodem na to, że jest płodny.

Król ucieszył się, usłyszawszy słowa Autumn.

– Kiedy ma się urodzić dziecko, jak sądzisz? – zapytał.

– Pod koniec sierpnia – odparła. – Za pozwoleniem Waszej Królewskiej Mości oddalę się z dworu, kiedy tylko rozkażesz.

– Córeczka Barbary, Anna, urodziła się ledwie dwa tygodnie temu. Barbara nie wróci na dwór przed koronacją. Wydaje mi się, że jest dobrą matką. Kiedy poda mi datę powrotu, dzień wcześniej poproszę cię o oddalenie się. Nie chcę denerwować Barbary twoim widokiem, ani ciebie jej obecnością.

– Dam ci syna – stwierdziła Autumn.

– Tak? – zapytał rozbawiony. – Lubię wszystkie dzieci, dziewczynki i chłopców, moja kochana. Będę się cieszył na jego nadejście, niezależnie od płci. – Pocałował jej dłoń, a potem zaczął pieścić pierś. – Czuję pod palcami, jak dojrzewają twoje smakowite owoce – mruknął i pochylił się, by je pocałować. – Dałaś mi tyle przyjemności, Autumn, mimo że potrafisz być naprawdę nieznośna – zaśmiał się.

– Nie spodobałabym ci się, gdybym była grzeczna i posłuszna – zapewniła go, a on musiał zgodzić się z jej zdaniem.

Nie mógł się doczekać, żeby wyjawić tajemnicę najbliższym dworzanom. Opowiedział im natychmiast, że jego piękna kochanka, markiza d'Auriville, jest przy nadziei. Gratulowano mu, jakby przynajmniej dokonał jakiegoś cudu. Autumn nie wiedziała, czy ma się śmiać, czy złościć. W końcu zdecydowała, że lepiej będzie się z tego śmiać i okazało się, że słusznie.

Minął luty, a potem marzec. Lady Barbara wysłała wiadomość, że wraca do Whitehall dwudziestego kwietnia, na trzy dni przed koronacją. Autumn wiedziała, że musi wyjechać osiemnastego. I tak zaczynała się już czuć na dworze niezręcznie, zważywszy jej stan. Nie mogła się doczekać powrotu na wieś, by w sierpniu urodzić dziecko. Obawiała się nieco, ponieważ król nie powiedział jej jeszcze, jaki dostanie tytuł i gdzie jest jej dom. Wiedziała, że jeśli książę Buckingham ręczy za słowo króla, to znaczy, że Karol go dotrzyma, ale i tak się obawiała. Trzy dni przed odjazdem siedziała u boku króla, który grał właśnie w kości z grupą przyjaciół. Nie wiodło mu się tego wieczoru najlepiej, a w kości nie da się oszukiwać, by dać królowi wygrać. Książę Garwood miał najwięcej szczęścia. Teraz grali już tylko on i król.

Król rzucił kości i przegrał ostatnią monetę.

– A niech to! – zaklął, a potem uśmiechnął się. – Zagrajmy ostatni raz. Podwajam stawkę, zwycięzca bierze wszystko. Jeśli wygram, możesz wybrać sobie sam nagrodę. Oczywiście, w ramach zdrowego rozsądku – rzekł i uśmiechnął się do przyjaciela.

– Wiem, że Wasza Wysokość jest człowiekiem honoru, więc zgadzam się na te warunki – rzekł Garwood.

Podał królowi kości, a ten podsunął je Autumn.

– Ucałuj je na szczęście, kochanie – rzekł z uśmiechem.

Autumn roześmiała się.

– Nie wiem, czy mój pocałunek będzie szczęśliwy – ostrzegła.

Król z entuzjazmem potrząsał kośćmi w dłoni, a potem rzucił, spojrzał i uśmiechnął się.

– Trudno jest mieć więcej szczęścia niż to, Gabrielu – zwrócił się do Garwooda.

Książę zgodnie potaknął i jakby od niechcenia rzucił kości na stół. Wszyscy zebrani przy stole westchnęli głośno, bo okazało się, że książę wygrał.

– A niech to – powiedział cicho król. Spojrzał na księcia. – Wygrałeś uczciwie, Gabrielu – dodał wesoło. – Co mi zabierzesz?

– Twoją ladacznicę, panie – rzucił cicho Garwood.

– Co? – Król udawał, że się przesłyszał. Wszyscy przy stole otworzyli usta ze zdziwienia, a Autumn pobladła jak ściana.

– Chcę twoją ladacznicę, panie – mruknął. – Przecież już z nią skończyłeś.

Król skinął głową, choć wciąż był zaskoczony jego żądaniem. Szybko jednak zaczął rozważać wszelkie możliwości.

Autumn podskoczyła.

– Jak śmiesz, panie! Jak śmiesz! Nie jestem ulicznicą, którą można przekazać następnemu!

– Możesz ją sobie wziąć – rzeki król. – Muszę jednak postawić warunki. Wiesz, że jest przy nadziei? To moje dziecko. Uznam je, kiedy się urodzi i dam mu własny tytuł.

– Karolu Stuart! – piszczała z oburzeniem Autumn. – Nie możesz mnie oddać, bo nie jestem twoją własnością. Obiecałeś mi tytuł i dom, kiedy od ciebie odejdę. Jesteś przecież człowiekiem honoru!

– Pani – odezwał się książę. – Masz język ostry jak moja szpada. Pamiętaj, że zwracasz się do króla.

Język ostry jak miecz… Nagle w pamięci Autumn te słowa wróciły z łoskotem. Westchnęła, nie wierząc. To on! Mimo że miał teraz modnie ostrzyżone ciemne loki i był bogato odziany, to przypominał sir Simona Batesa w jego ciemnym mundurze. To on zabił żonę Charliego i jej służącego.

– Ten człowiek nie jest tym, za kogo się podaje. Jest mordercą i zdrajcą! – krzyknęła Autumn. – Oddasz mnie takiemu mężczyźnie?

– Jest dokładnie tym, za kogo się podaje. To Gabriel Bainbridge, książę Garwood – powiedział spokojnie król.

– To sir Simon Bates, który zamordował żonę mego brata! – krzyczała z rozpaczą.

– Nie. To Gabriel Bainbridge, człowiek, który podawał się za swego kuzyna, by pracować jako mój szpieg. Reputacja, jaką mu przypisywano, miała służyć zastraszaniu rojalistów i zjednywaniu zwolenników Cromwellowi – uspokajał ją król, a Autumn uczepiła się nerwowo jego rękawa. – Nie zabił Bess Stuart ani jej służącego. Zrobił to żołdak, który nie usłuchał jego rozkazów. On był wtedy gdzie indziej, z resztą swego wojska. Wiesz dobrze, że taka jest właśnie prawda i musisz się z nią pogodzić. Wszyscy straciliśmy kogoś z rodziny, gdy Cromwell walczył o władzę. Nic już nam ich nie wróci. Nigdy nie złamałem przysięgi danej pięknej kobiecie – uspokajał łagodnie.

Autumn zagryzła wargę, by łzy przestały napływać jej do oczu. Karol Stuart był sprawny w wygrywaniu potyczek z kobietami.

– Łatwo byłoby mi cię znienawidzić, panie – rzuciła z dawną arogancją.

– Będziesz miała tytuł i dom, madame - rzekł z uśmiechem. – Jeśli Gabriel Bainbridge cię pragnie, musi się z tobą ożenić. Będziesz księżną Garwood. Jego rodzinny dom na północy jest naprawdę piękny. Tak mówili mi wszyscy, którzy go odwiedzali.

– Nie – rzuciła uparcie Autumn.

– Zgadzasz się na moje warunki, Gabrielu? Ożenisz się z tą cudowną czarownicą, uczynisz z niej księżnę i zabierzesz z dworu? – zapytał król.

– Tak, panie.

– Więc zgoda. Nie jestem już nic winien żadnemu z was.

– Na nic się nie zgadzam! – krzyczała Autumn. – Nigdy go nie poślubię. Kochałam mego zmarłego męża i wyjdę za mąż tylko z miłości!

– To, moja droga, urocze, ale raczej dziecinne – rzekł król. – Małżeństwo zawiera się dla bogactwa i władzy. Książę Garwood jest ci równy urodzeniem. Ma piękny dom. Na pewno będzie ci się w nim dobrze mieszkać.

– Nie ożeni się ze mną, kiedy dowie się, jakie warunki stawia moja rodzina, panie. Nie mogę poślubić nikogo, kto nie spełnia tych warunków – postanowiła.

– Tę kwestię omówi z twoim bratem, madame. Ja dotrzymałem słowa wobec was obojga. Cóż, Garwood, możesz wziąć moją ladacznicę. Madame la marquise, otrzymałaś tytuł i dom.

Autumn wybuchnęła nagle śmiechem. Zaskoczyła tym wszystkich. Ale cóż innego miała uczynić? Jej królewski kochanek ją przechytrzył. Nie mogła teraz się nawet użalać na swój los. Musiała pogodzić się z jego wolą i odejść dobrze wspominana.

– Mimo francuskiego pochodzenia po swojej matce jesteś, panie, prawdziwym Stuartem. Ród Leslie z Glenkirk nigdy nie wyszedł dobrze na przyjaźni z wami.

– Co masz na myśli? – zapytał rozbawiony.

– Moja matka opowiedziała mi historię o tym, jak twój dziad, król Jakub, zmienił tytuł przynależny właścicielowi Glenkirk z hrabiego na księcia. Stwierdził, że to doskonały prezent dla moich rodziców, bo nic go nie kosztował, skoro Leslie i tak już byli właścicielami zamku i ziemi – wyjaśniła.

Król i jego kompani roześmiali się, ubawieni anegdotą.

– Więc wyjdziesz za księcia Garwood?

– Jeśli wypełni warunki postawione przez moją rodzinę, Wasza Wysokość. Zdaje się, że nie mam innego wyjścia, jeśli chcę mieć dom i tytuł.

Nie była szczęśliwa, ale jako mądra kobieta wiedziała, że lepiej pozostać przyjacielem niż wrogiem króla. Jeśli Garwood nie zgodzi się na postawione warunki, a pewnie jest na to zbyt dumny, to będzie jego wina. Sama kupi sobie dom i do diabła z tytułem.

– Jeszcze jedno, panie – odezwała się znów. – Wolałabym nie wychodzić za mąż do chwili narodzin dziecka.

– Mnie to się wydaje całkiem rozsądne – powiedział Bainbridge.

– Naprawdę? – syknęła.

Król uśmiechnął się. Zawsze lubił niezależność Autumn, ale nigdy nie zniósłby takiego zachowania u żony. Zastanawiał się, jak wytrzyma to książę Garwood, ale przecież sam o nią poprosił. Król nie był nikomu nic winien.

– Możesz odprowadzić madame la marquise do posiadłości Lyndmouth – rzekł król do księcia. Ujął dłonie Autumn. – Więc musimy powiedzieć sobie adieu, kochana. Byłaś mi radością. Dziękuję ci za szczerość i hojność. Na zawsze pozyskałaś sobie przyjaźń Karola Stuarta, madame la marquise. Powiadom mnie, kiedy urodzi się dziecko. Pamiętaj, że obiecałaś mi syna. Jak go nazwiesz? – zapytał z błyskiem w oku.

– Ludwik – rzuciła złośliwie.

Król wybuchnął śmiechem. Śmiał się tak serdecznie, że łzy pociekły mu po policzkach. Kiedy się w końcu opanował, uniósł jej dłoń do ust i powiedział:

– Zgoda, madame. - Potem zwrócił się do księcia: – Zabierz ją do domu, Gabrielu, zanim zmienię zdanie. Muszę przyznać, że tak nie bawiła mnie nigdy żadna z moich kochanek.

Książę podał Autumn ramię, a ona z oporem, ale je przyjęła i razem wyszli z komnaty.

– Mam łódkę – odezwał się Gabriel Bainbridge. – Łatwiej będzie ci podróżować, madame.

– Wyślij więc służącego, by odesłał mój powóz do Lynmouth, panie.

Skinął głową i wydał rozkazy lokajowi, który pośpieszył je wykonać. Razem poszli w stronę królewskiej przystani, gdzie dopływała do brzegu łódka księcia. Pomógł jej wsiąść, a potem usiadł obok w zamkniętej kabinie z witrażowymi oknami. Pod skórzanym siedzeniem umieszczono podgrzane cegły, a na kolanach podróżnych położono futrzaną kapę z lisów.

– Czy łódka należała do wyposażenia domu, kiedy go pan dostał? – zapytała.

– Owszem – odparł.

– Należała do mojej prababki. Greenwood był jej domem, który podarowała mojej matce. Protektorat nie miał prawa go zabierać.

– Cóż, madame, kiedy za mnie wyjdziesz, będzie należał do ciebie i zdaje się, że to załatwi twój problem.

Autumn milczała. Płynęli w górę rzeki. Pomiędzy pływami woda była spokojna i łódź poruszała się spokojnie.

– Nie zgodzisz się na warunki postawione przez moją rodzinę.

– Jesteś pewna?

– Tak! – rzuciła zadowolona z siebie.

– Niesłusznie. Pragnę cię od pierwszego dnia, kiedy cię zobaczyłem, Autumn, kiedy byłaś jeszcze dziewczyną. Domagałaś się kary za śmierć szwagierki i jej służącego. Wciąż cię pragnę, a jestem człowiekiem, który zawsze dostaje to, czego chce.

– Zobaczymy – odparła pewnym siebie tonem, ale jego słowa odrobinę ją przestraszyły. Nie spodziewała się takiej deklaracji z jego strony. Nigdy nie dał jej do zrozumienia, że czuł do niej cokolwiek prócz pogardy.

– Nie kocham cię – powiedziała.

– To przyjdzie z czasem, Autumn, kiedy lepiej się poznamy – zapewnił ją.

Znów zamilkła. Jeszcze nigdy nie poznała kogoś takiego, jak Gabriel Bainbridge, książę Garwood. Nagle poczuła, że jej życie ruszyło nową ścieżką. Nie wiedziała, dokąd zmierza tym razem. Nie była pewna, czy spodoba jej się nowy kurs, ale jaki miała wybór? Przecież on na pewno nie przyjmie warunków postawionych przez jej rodzinę. A może jednak przyjmie?

ROZDZIAŁ 19

Gdy książę Garwood odprowadził Autumn do domu hrabiego Lynmouth, na miejscu zastał jej brata i kuzyna. Obaj mężczyźni, starszy i młodszy, stali obok siebie z podobnym wyrazem twarzy.

– Idź do siebie – rozkazał siostrze Charles Fryderyk Stuart. Ton jego głosu był na tyle surowy, że usłuchała bez zbędnych pytań, co go zresztą zaskoczyło. Spodziewał się, że Autumn zacznie się z nim spierać, ale ona tylko dygnęła i pośpiesznie poszła po schodach na górę.

– Porozmawiamy w bibliotece – rzekł John Southwood i zaprowadził tam gości. – Na stole jest taca. Proszę się częstować – powiedział, nalewając sobie sporą porcję whisky. Podejrzewał, że będzie mu to potrzebne.

Jego kuzyn i drugi z gości uczynili to samo, a potem na zaproszenie gospodarza usiedli przy kominku. Ogień płonął jasno, polana trzaskały. Na zewnątrz właśnie zaczęło padać i krople deszczu uderzały w witrażowe okna.

– Nie było mnie tam – zaczął książę Lundy. – George Villiers powiedział mi jednak, że nazwałeś moją siostrę ladacznicą. Czy to prawda?

Wbił wzrok w Gabriela Bainbridge'a, który odparł tylko:

– To prawda.

– A mimo to chcesz ją poślubić? – mówił dalej Charlie.

– Tak – odparł, również nie spuszczając oczu z rozmówcy.

– Dlaczego? – zapytał Charlie.

– Sam nie jestem pewien – odparł szczerze. – Mogę tylko powiedzieć, że nie potrafię o niej zapomnieć od pierwszego dnia, gdy ją ujrzałem. Nawiedza mnie w snach. Nie wiem, czy to, co mówię, ma jakiś sens.

– Już ci kiedyś mówiłem, że ją kochasz – odparł łagodniej książę Lundy.

– Jak to możliwe, zważywszy jej moralność?

– Biedny głupcze. Kochasz ją, ale nie potrafisz się do tego przyznać nawet sam przed sobą tylko dlatego, że była kochanką króla. Nie była już przecież dziewicą, a mój kuzyn nie był pierwszym królem, którego łoże odwiedzała. Jej młodsza córka, Margot, jest dzieckiem króla Ludwika.

– Jak więc mógłbym kochać taką kobietę? – krzyknął szczerze wzburzony książę Garwood.

– Posłuchaj mnie. Opowiem ci o rzeczach, o których moja dumna siostra może nigdy ci nie powie, ale jeśli macie mieć choćby małą szansę na szczęście, muszę ci to wyjawić. Nie wolno ci nigdy, pod żadnym pozorem przyznać, że to zrobiłem. Autumn była ostatnim dzieckiem mojej matki. Urodziła się, gdy mama sądziła, że już nie może mieć potomstwa. Było nas dziewięcioro, ale tylko ośmioro przeżyło. Pięcioro z nas było już dorosłymi ludźmi, gdy urodziła się Autumn. Dwoje podrostków mieszkało w Irlandii, gdzie mieliśmy majątki. Z całego rodzeństwa tylko Patrick Leslie, najstarszy syn Jamesa Leslie pozostał w Glenkirk, ale on był już mężczyzną, gdy siostra dorastała. Wychowała się, jakby była jedynaczką, rozpieszczana do granic możliwości. Potem przyszła wojna. James Leslie zginął pod Dunbar. Autumn była w Queen's Malvern, gdy to się stało. Mama dotarła do Anglii, by zabrać Autumn do swego zamku we Francji. W Anglii już nic dla nich nie zostało. W nowym kraju poznała męża, Sebastiana d'O1eron. Byli w sobie bardzo zakochani. Wzięli ślub, mieli córkę, Madeline, ale kiedy mała miała ledwie dwa latka, Sebastian zmarł nagle. Moja siostra popadła w rozpacz. Niekiedy nie mogła nawet wstać z łóżka. Mało jadła, ignorowała własne dziecko. A końcu udało jej się dojść do siebie i zainteresować się winnicami Chermont i córką. Niestety, po śmierci Sebastiana król Ludwik postanowił odnaleźć Autumn. Pamiętał ją jeszcze z dzieciństwa, kiedy odmówiła jego zalotom. Zaprosił ją do Chambord. Nie pytał, czy chce zostać jego kochanką, był przecież królem Francji, a ona jego poddaną. Obawiała się, że odbierze majątek jej córki, jeśli nie będzie posłuszna. Ludwik był dla niej dobry i uznał swoją córkę, Margot. Kiedy nasz król wrócił na tron, Autumn postanowiła odwiedzić kraj ojczysty.

– I wpadła prosto w ramiona Karola Stuarta – rzucił złośliwie książę Garwood. Mógł jej wybaczyć Ludwika, ale własnego króla nie potrafił. Mimo to wciąż jej pragnął.

– Właśnie – przyznał szczerze Charlie. – Dostrzegła okazję i skorzystała. Moja siostra jest bogata, ale nie chciała wracać do Francji. Tutaj nie ma jednak ani tytułu, ani domu. Naumyślnie zajęła miejsce Barbary Palmer w łożu króla do czasu jej powrotu na dwór. Autumn nie jest niewinną dziewczyną, ale doświadczoną kobietą. Nie jest jednak również zwykłą ulicznicą, która rozkłada nogi za pieniądze. Jeśli wysoko urodzona kobieta robi to dla króla, nie jest ladacznicą. Nikt nie ośmieli się przecież nazwać tak mojej matki. A może spróbujesz?

Książę Lundy patrzy! na zmieniający się wyraz twarzy Gabriela Bainbridge'a.

– Nie, nie ośmieliłbym się! – powiedział szybko. – Słyszałem, że twoja matka kochała twojego ojca, ale Autumn z pewnością nie kochała króla.

– Moja matka kochała księcia Henryka – odparł Charlie z uśmiechem. Słyszał z rodzinnych opowieści, że ojciec pomagał odbierać poród, ale nigdy go nie poznał, bo Henryk Stuart zmarł wkrótce po jego narodzinach. – Co się zaś tyczy Autumn, sama ci powie, że nie kochała króla, ale szanowała władzę. Przynajmniej jest uczciwa.

– Nie przywykłem do takich kobiet – przyznał książę Garwood.

– Jeśli naprawdę pragniesz poślubić moją siostrę, musisz ją zaakceptować taką, jaka jest, a nie taką, jaką chciałbyś ją widzieć. Ona już się nie zmieni. Kobiety w naszej rodzinie znane są ze swojej niezależności. Mam rację, Johnnie? – zwrócił się do kuzyna.

Johnnie Southwood uśmiechnął się.

– Moja praprababka ponoć dowodziła flotą piracką i walczyła z królową Elżbietą. Moja prababka służyła królowej. Moja babka pokonała piratów, którzy napadli nasze włości w Devon. Była wtedy przy nadziei. Moja matka utrzymała w rękach rodziny dom i przechowała mnie bezpiecznie przez całą wojnę i Protektorat. Mógłbym ci powiedzieć jeszcze o ciotce Marii Annie, ale to zajęłoby całą noc. To tylko część z nas.

Jest w Szkocji i Irlandii wiele gałęzi naszej rodziny. W Anglii też. Wszyscy pochodzimy od Skye O'Malley i jej mężów, a miała ich sześciu.

– Jednocześnie? – rzucił nerwowo książę.

– Po kolei – zapewnił go Charlie, nie chcąc, by Johnnie w żartach wystraszył kandydata na męża dla Autumn. Gabriel Bainbridge doskonale się nadawał dla jego siostry i Charlie chciał ich ze sobą pogodzić. – Madame, jak ją nazywaliśmy, przeżyła wszystkich mężów. Mój dom był kiedyś jej domem, a tytuł pochodzi od jej zmarłego męża, który dzięki uprzejmości króla Jakuba został wyniesiony z tytułu hrabiego do księcia. Jeśli chcesz poślubić moją siostrę, trzeba załatwić wpierw kilka spraw. Po pierwsze żądam przeprosin.

– Przepraszam – powiedział zupełnie szczerze książę Garwood. – Mówiłem w złości. Nikt nie potrafi mnie rozzłościć tak, jak twoja siostra. Jakie jeszcze warunki mam wypełnić?

– Kobiety z naszej rodziny, które posiadają własny majątek, muszą go zatrzymać. Ich mężowie dostają posag, ale to zwykle tylko część majątku. Niektóre z moich kuzynek wolą powierzyć swoje pieniądze mężom, by lepiej nimi zarządzali, ale większość woli obracać nimi sama. Zdaje się, że damy w naszej rodzinie nieźle sobie radzą z inwestycjami. Autumn, jak już pewnie wiesz, jest jedną z nich. Nie mamy o czym rozmawiać, jeśli nie zgodzisz się na ten warunek.

– To naprawdę niezwykłe – odezwał się książę Garwood, a potem się roześmiał. – Teraz rozumiem, dlaczego Autumn sądziła, że zrezygnuję z małżeństwa, gdy o tym usłyszę. Wielu by zrezygnowało.

– A ty?

– Nie, ja nie.

Charlie uśmiechnął się.

– Wielu by nie zrezygnowało. Nasze kobiety mają w sobie coś fascynującego – zaśmiał się.

– A inne warunki?

– Tylko jeden. Nie możesz poślubić mojej siostry, póki się dobrze nie poznacie nawzajem. Wiem, że małżeństwa zwykle zawiera się z powodów tytularnych, majątkowych i praktycznych, ale kobiety w naszej rodzinie mają inny pomysł na życie. Wychodzą za mąż z miłości. – Wzruszył ramionami. – Nie wiem, co robić z kobietami, które chcą zarządzać własnym majątkiem i upierają się, by kochać swoich mężów.

– Król… – zaczął Gabriel Bainbridge, ale Charlie mu przerwał.

– Wiem. Mój kuzyn powiedział, że możesz sobie wziąć Autumn, ale wiedz, że zmieni zdanie, jeśli go o to poproszę. Ja jednak wierzę, że pasujecie do siebie z Autumn. Musisz dać jej tylko trochę czasu, żeby doszła do tego samego wniosku. Niech urodzi dziecko i zobaczymy. Ja wierzę w miłość od pierwszego wejrzenia, Gabrielu, ale Autumn chyba nie.

– Król ją publicznie oddalił dzisiejszego popołudnia – zauważył Garwood. – Powinna wyjechać z Londynu przed koronacją. Co o tym sądzisz?

– Zgadzam się. Chciałbym, żebyś ty eskortował ją do domu, jeśli oczywiście król zgodzi się na twoją nieobecność podczas tak ważnego wydarzenia jak koronacja.

– Pojadę z nimi – rzekł hrabia Lynmouth. – Nikt tu za mną nie zatęskni, a chciałbym przy okazji poznać twoją matkę. Moja prababka zawsze mówiła, że jest piękna. Mnie i mojemu bratu podobała się opowieść o tym, jak przyjechała do Anglii i została przedstawiona rodzinie.

– Dobrze – odparł Charlie. – To doskonały pomysł. Jedź z Autumn do Queen's Malvern. Ja nie mogę wrócić do domu, a ty będziesz przez jakiś czas schładzał nieco gorącą atmosferę. Może przy tobie Autumn będzie zachowywała się rozsądniej. Musi uspokoić mamę, kiedy ta dowie się o jej stanie i o tym, kto jest ojcem dziecka. Przyjadę, gdy skończą się uroczystości koronacyjne. Lady Barbara i tak nigdy mnie nie lubiła. Podejrzewam, że nie lubi nikogo, kto odwraca uwagę króla od niej. Z przyjemnością tego lata uniknę jej ostrego języka. Nim wrócę na królewski dwór, ona poczuje się pewna w swojej dawnej roli królewskiej metresy. Autumn jest znacznie lepiej urodzona niż lady Barbara i po raz pierwszy król został ojcem dziecka kobiety z tak wysokiego rodu. Lady Barbara nie będzie szczęśliwa.

– Będzie znacznie bardziej nieszczęśliwa, gdy król się ożeni, co i tak ma uczynić w przyszłym roku – rzekł Johnnie. – Podobno królową ma zostać infantką portugalska. Jej posag wyciągnie naszego króla z długów. Francuzi nie mają już odpowiedniej księżniczki, a królestwa północne nie mają dość pieniędzy na posag, który przewyższyłby to, co oferują Portugalczycy.

– Jak na człowieka, który twierdzi, że niewiele bywa na dworze, całkiem sporo wiesz, Johnnie – zaśmiał się książę Lundy i zwrócił się do księcia Garwood: – Więc zgoda, milordzie?

Zgoda – odparł Gabriel.


*

Król został koronowany dwudziestego trzeciego kwietnia tysiąc sześćset sześćdziesiątego pierwszego roku. Wydano z tej okazji wiele wspaniałych bankietów. Barbara Palmer, która niedawno wróciła na królewski dwór i do łoża swego kochanka, wyglądała pięknie. Jej brązowe loki lśniły zdrowiem, a w błękitnych oczach widać było triumf. Król zapewnił, że woli ją od wszystkich innych kobiet, a jej przyjaciele, że jest znacznie piękniejsza niż madame la marquise. To, że przyjaciele skłamali, nie miało większego znaczenia, bo markiza została oddalona z dworu i nie miała tu już nigdy powrócić. Barbara Palmer nie mogła już więc mieć okazji, by zobaczyć swoją rywalkę i porównać się z nią, by odkryć kłamstwo przyjaciół.

Woźnica siedzący na koźle powozu Autumn nie popędzał zbytnio koni. Autumn, mimo obiekcji księcia Garwooda i swego kuzyna, wolała jechać konno. Lily i Orange siedziały więc same w powozie, a mąż Lily, Marc jechał z innymi konno. Po południu Johnnie zwykle ruszał szybciej, by zorganizować nocleg w gospodzie. Charlie dołączył do nich na dzień przed przybyciem do Queen's Malvern, ponieważ za namową zazdrosnej kochanki król pozwolił księciu jechać do domu i wrócić dopiero na świętego Marcina.

Autumn odetchnęła z ulgą i ciepło przywitała brata. Nie chciała sama stawić się przed matką. Do tej chwili nie zastanawiała się nawet nad tym, jak bardzo zła będzie na nią Jasmine za ten zaplanowany romans. Nie miała tylko wątpliwości co do Gabriela Bainbridge. Matka na pewno go polubi. Autumn postanowiła jednak, że nie będzie żadnego szybkiego ślubu, o ile w ogóle do ślubu dojdzie. Król ją przechytrzył, choć, jak podejrzewała, nie planował tego wcale. Doszła do wniosku, że przyjął po prostu najłatwiejszą drogę do celu, która pozwoliła mu wywiązać się z obietnicy. Uśmiechnęła się do siebie. To było naprawdę bardzo sprytne z jego strony. Nie była już wcale na niego zła. Podjęła decyzję, że za skarby świata nie poślubi księcia Garwood, i miała nadzieję, że ze względu na swoje dziecko król da jej w końcu tytuł.

Gdy dotarli do Queen's Malvern, Gabriel Bainbridge zdjął ją z siodła i postawił na ziemi.

– Musisz być szczęśliwa, że znalazłaś się wreszcie w domu – odezwał się.

– To nie jest mój dom, to dom Charliego. Ja nie mam swego domu.

– Ależ jesteś uparta.

– Owszem, jestem – zgodziła się. – A gdzie jest twój dom?

– Na północy, w Durham. To duży dom z cegły, bardzo podobny do tego.

– Więc to nie wielki zamek? – rzuciła rozczarowana. Powstrzymał śmiech na widok wyrazu jej twarzy.

– Nie, Autumn, to nie zamek. Mam, tytuł i piękny dom oraz sporą posiadłość, która pozwala mi go utrzymać. Park pełen saren, stado bydła, ale to wszystko, co mam. Naprawdę chciałaś mieszkać w zamku?

– Wychowałam się w zamku, Chermont to też zamek – powiedziała, ale przerwała, usłyszawszy glos matki.

– Na litość boską! Pozwalam ci wyjechać na królewski dwór, a ty wracasz z brzuchem! Niech lepiej się okaże, że jeden z tych dżentelmenów jest twoim przyszłym mężem. Lepiej wejdźcie wszyscy do środka. Charlie, mam nadzieję, że potrafisz mi to jakoś wyjaśnić. Jak mogłeś pozwolić, by Autumn wróciła ze stolicy w tym stanie!

Obróciła się na pięcie i weszła do środka.

– To właśnie mama, córka imperatora, żona księcia, markiza i hrabiego, kochanka innego księcia – powiedziała słodkim głosikiem Autumn.

Ruszyli do domu za Jasmine, która prowadziła ich do salonu. Służba pośpiesznie odbierała peleryny, a potem podała wino i słodkie wafle. Nagle cały salon wypełnił się dziećmi. Madeline i Margot przybiegły z piskiem do matki, a ta pochyliła się, by je objąć i ucałować. Synowie Charliego też podbiegli z uśmiechami na twarzach.

Maman! Maman! – krzyczały dziewczynki.

– Papo! – zakrzyknęli zgodnie Frederick i Wilhelm. Szczupła dziewczyna weszła do salonu, a usta Johnniego Southwooda otworzyły się z podziwem.

– Papo – przywitała się lady Sabrina i pocałowała Charliego w policzek. – Witomy w domu… witamy – poprawiła się i spojrzała na babkę, która przytaknęła z zadowoleniem. – Cieszę się, żeś w końcu wrócił. Aleśmy za tobą tęsknili, co chłopaki?

– Moje dzieci, skoro już przywitaliście się z rodzicami, opuśćcie salon, mamy coś do omówienia – powiedziała Jasmine. – Uśmiechnęła się do młodszych dziewczynek. – Mama do was wkrótce przyjdzie, mes enfants. Idźcie z kuzynami i nie wracajcie, póki was nie wezwiemy. Sabrino. Zabierz dzieci do kuchni. Kucharka coś dla was tam ma.

Sabrina chwyciła dziewczynki za ręce i wyprowadziła. Za nimi poszli dwaj bracia. Maddie i Margot już się nie bały kuzynki.

– Kim ona jest?

– Kim pan jest? Nigdy nie widział pan ładnej dziewczyny? Dlaczego wygląda pan tak znajomo? – zapytała Jasmine.

– Jestem John Southwood, hrabia Lyndmouth – rzekł Johnnie i przypominając sobie o dobrych manierach, skłonił się nisko.

– Na Boga, wygląda pan jak mój wuj, Robin – zdziwiła się Jasmine.

– Był moim pradziadem, madame - odparł Johnnie. Jasmine opadła na kanapę.

– Na Boga, ależ jestem stara! – powiedziała. – Mój wuj zmarł rok po zamordowaniu króla. A co z jego synem i wnukiem? – zapytała.

– Mój dziad zginął pod Naseby, ojciec i starszy brat pod Worcester. Ja miałem wtedy ledwie siedemnaście lat. Matka uwiązała mnie w Lynmouth, żebym nie mógł się nigdzie ruszyć, póki król nie wróci na tron.

– Bardzo mądra kobieta. A co z twoją babką? Twój ojciec ożenił się z jedną z córek mego wuja Padraica – przypomniała sobie.

– Moja babka, Penelopa, i mama mieszkają razem w domu wdowy i modlą się, bym się w końcu ożenił – zaśmiał się Johnnie.

– A dziś po raz pierwszy zacząłeś się nad tym zastanawiać – zauważyła Jasmine. – Moja wnuczka jest piękna, prawda? Jak to sprytnie z twojej strony, Charlie, że przywiozłeś do domu odpowiedniego kandydata na zalotnika dla Brie. Starałam się nadać nieco ogłady jej szkockim manierom. Szybko się uczy.

Spojrzała na młodego człowieka, który nie wydawał się jej znajomy. Był bardzo przystojny i w jakiś dziwny sposób przypominał jej drugiego męża, Rowana Lindleya. W końcu stwierdziła, że to jedynie ciemno blond włosy.

– Niech mi będzie wolno przedstawić Gabriela Bainbridge'a, księcia Garwood, mamo – zaczął oficjalnym tonem Charlie. – Król chce, by ożenił się z Autumn.

– Dlaczego? Ponieważ zasiał w jej brzuchu swoje ziarno? – rzuciła.

– Król je tam zasiał, mamo – powiedziała słodko Autumn.

– Co?

Jasmine chwyciła się za serce i oparła o kanapę.

– Czy madame też tak się zachowywała, kiedy oczekiwałaś dziecka księcia Henryka? – zapytała Autumn. – Jakie to ciekawe, że historia lubi się powtarzać. Nie sądzisz, mamo?

Jasmine siedziała, zaskoczona słowami córki. Mówiła chłodnym tonem. Przypomniała sobie, jak spokojnie i przyjaźnie zachowała się jej babka, kiedy dowiedziała się, że Jasmine spodziewa się dziecka księcia Henryka.

– Kochasz króla? – zapytała. – Nie.

– Jak mogłaś chcieć mieć jego dziecko? Autumn wyjaśniła matce swoje powody, a Jasmine była nimi wyraźnie zaskoczona i oburzona.

– Nie wychowałam cię na kobietę bez serca – powiedziała cicho. – Ja kochałam Henryka Stuarta, a jego syn był dla mnie błogosławieństwem, zwłaszcza gdy jego ojciec zmarł w dwa miesiące po narodzinach Charliego. Twoje zachowanie jest godne pożałowania, Autumn. Naumyślnie wyliczyłaś sobie, co dla ciebie będzie najlepsze. Nie rozumiem tego. Jak będziesz kochać dziecko, które nie powstało z miłości?

– Margot nie powstała z miłości, a kocham ją, mamo – odparła stanowczo Autumn, broniąc się zaciekle.

– Margot to co innego.

– Dlaczego? Bo byłam ofiarą Ludwika i gdybym miała inne wyjście, nigdy nie znalazłabym się z nim w łożu? Czy to sprawia, że miałabym bardziej kochać moje dziecko niż to, które mam teraz pod sercem? Czy to, że Ludwik mnie zmusił, bym z nim spała, kiedy poczęłam córkę, czyni ją lepszą niż maleństwo poczęte z innym królem z własnej woli? Nie jestem taka jak ty, mamo. Nie potrafię tak po prostu pokochać innego człowieka. Kochałam Sebastiana i zawsze będę go kochała. Nikt inny nigdy nie zajmie jego miejsca w moim sercu.

– Nie o to chodzi – odezwała się Jasmine, ale Autumn była już bardzo zła.

– Zazdrościsz mi, mamo? W końcu ty byłaś kochanką księcia, a ja dwóch królów: angielskiego i francuskiego. Jednemu z nich dałam dziecko, a drugiemu urodzę niedługo.

Madame! - wrzasnął książę Garwood. – Nie odzywaj się tak do matki. Zasługuje na twój szacunek.

Autumn podskoczyła.

– Kim jesteś, żeby mi mówić, co mam robić? Możesz iść do diabła!

Rzuciła w niego kielichem wina i wybiegła na korytarz.

Garbiel Bainbridge uchylił się, a srebrny kielich upadł i wino wylało się na podłogę.

– Ależ ona ma temperament – powiedział spokojnie. – Na szczęście z celnością jest gorzej.

Jasmine zaczęła płakać. Charlie ukląkł przy niej i objął ją, pocieszając.

– Od dnia, kiedy Sebastian zmarł, nigdy już nie była sobą – szlochała Jasmine. – Nic nie sprawiało jej przyjemności, a potem, kiedy pożądliwy król zjawił się w jej życiu, chyba coś w niej pękło.

– Jest jak rozpuszczony bachor – rzekł Charlie. – Wyobraziła sobie, że życie polega na tym, że spotyka się kogoś i potem żyje długo i szczęśliwie. A to nie zawsze tak jest, mamo. Sama wiesz. Wiedzą też moje starsze siostry. Dlaczego Autumn nie potrafi tego zrozumieć?

Jasmine spojrzała na księcia Garwood.

– Naprawdę chce się pan z nią ożenić? Mimo tego, co przed chwila pokazała?

– Charlie, powiedz matce, w jakich okolicznościach poznałem Autumn – odezwał się książę Garwood do księcia Lundy. Gdy Charlie skończył opowiadać, odezwał się znów: – Od tego dnia gości w moim sercu, madame. Czy to miłość? Nie wiem, ale chcę się dowiedzieć. Jeśli to naprawdę miłość, nauczę ją kochać. Nie chcę pozbawić jej wspomnień o Sebastianie d'O1eron, ale chcę stworzyć nowe, w których będziemy razem i o których będziemy pamiętać do późnej starości. Jej temperament mi nie przeszkadza. Podobno kobiety w stanie błogosławionym miewają wahania nastroju. Podróż była długa i męcząca. Autumn musi odpocząć i pobyć na łonie rodziny, by odzyskać dobry nastrój.

Jasmine przyjrzała się uważniej księciu Garwood.

– Czy mój syn wyjaśnił panu warunki, jakie musi pan spełnić, żeby ożenić się z moją córką?

– Tak, madame.

Proszę mi wybaczyć, ale muszę zapytać. Czy ma pan długi?

– Nie, madame, nie mam – odparł. – Nie jestem szczególnie bogaty, ale nie jestem też ubogi. Mój tytuł pochodzi z okresu panowania Ryszarda. Mój dom jest niewielki, jak Queen's Malvern wygodny, ale niezbyt elegancki. Dochody czerpię z hodowli bydła. Mam spore stado. Nigdy jeszcze nie byłem żonaty. Moi rodzice nie żyją, nie mam rodzeństwa. Uczęszczam do kościoła anglikańskiego, jestem zdrowy i mam wszystkie zęby.

Jasmine roześmiała się na głos. – I masz poczucie humoru. To mi się podoba. Cóż, witamy w Queen's Malvern. Możesz pozostać tu, jak długo będziesz w stanie nas znieść. Jesteśmy strasznie hałaśliwą rodziną.

– Czy ja również mogę pozostać tak długo, jak będę chciał? – zapytał hrabia Lynmouth.

– Jeśli masz zamiar zalecać się do mojej wnuczki, to pewnie musisz. Oczywiście, że możesz zostać.

Dni były coraz dłuższe i oczywiste stało się, że zbliża się wiosna. Z ziemi wyrosły pierwsze listki i po pewnym czasie okoliczne wzgórza były już żółte od żonkili. John Southwood zalecał się do lady Sabriny Stuart pod czujnym okiem ojca i kuratelą babki. Od razu widać było, że będą dobraną parą. Oboje wywodzili się z rodu Skye O'Malley, ale ich pokrewieństwo nie było na tyle bliskie, by nie mogli się pobrać. Hrabia Lynmouth uważał szkocki akcent, który i tak złagodniał znacznie od dnia jej przybycia do Anglii, za uroczy. Ku zaskoczeniu Jasmine okazało się, że jej wnuczka wie wszystko, co młoda dama wiedzieć powinna o prowadzeniu domu. Nie istniały żadne prawne przeszkody dla zawarcia tego małżeństwa, więc ustalono datę ślubu na drugiego maja.

Autumn uspokoiła się po swoim początkowym wybuchu gniewu. Jasmine starała się pamiętać jak uprzejma była dla niej babka, gdy sama znalazła się w podobnej sytuacji. Spór między matką i córką, które zawsze przecież były sobie tak bliskie, zosta! zażegnany. Autumn nie rozumiała tylko, dlaczego Jasmine tak polubiła Gabriela Bainbridge'a.

– Nie ma tyle wdzięku, co Sebastian – powiedziała. – Nie jest nawet w części tak przystojny.

– Pewnie dlatego, że nie jest Sebastianem d'O1eron – odparła rozsądnie matka. – Jest zupełnie innym mężczyzną. Przestań szukać w nim Sebastiana i przestań go do niego porównywać. Spójrz na niego świeżym okiem, a zobaczysz kim jest. To dobry człowiek.

– Dobrzy ludzie są nudni, mamo – odparła Autumn.

– Nie zawsze, kotku – zaśmiała się matka. Autumn starała się więc widzieć w Gabrielu Bainbridge'u człowieka, którym był naprawdę. Coś ze mną jest nie tak, pomyślała. W październiku minie dziesięć lat od śmierci mego męża. Nagle pożałowała, że jest ciężarna. Jak można zalecać się do kobiety, która wygląda jak cielna krowa? Powiedziała mu to żartem.

– Jestem hodowcą krów, madame – rzekł z błyskiem w oku. – Mnie podobają się cielne krowy.

– Nie oddam dzieci na wychowanie – rzekła nagle bardzo poważnym tonem.

– A niby dlaczego miałabyś to robić? Garwood to miejsce stworzone do wychowywania dzieci. Twoich i naszych.

– W październiku skończę trzydzieści lat – powiedziała. – Nie wiem ile mi jeszcze zostało czasu na rodzenie dzieci.

– Ja w sierpniu skończę czterdzieści jeden – stwierdził. – Jeśli się postaramy, Autumn, zdołamy dorobić się kilkorga dzieci, zanim posiwiejemy – zażartował.

– Śmiejesz się ze mnie. Potaknął.

– Owszem. Z czasem do tego przywykniesz.

– A może nie zechcę – odparła, nie będąc pewną, czy jej się to podoba.

Uśmiechnął się.

– Gdybyś nie była taka piękna, byłaby z ciebie straszna sekutnica.

– Nie jestem sekutnica! – krzyknęła. – Jak śmiesz!

– Czarownicą więc – zgodził się. – Uroczą, małą czarownicą.

Położyła dłoń na brzuchu.

– Trudno raczej powiedzieć o mnie, że jestem mała. A niedługo będę jeszcze większa.

Roześmiał się, a ona też nagle wybuchnęła śmiechem.

Jasmine przyglądała im się i nagle dostrzegła nikły promień nadziei. Tak bardzo by chciała, żeby Au – tumn zakochała się w księciu Garwood. Gdyby została bez męża, z samymi tylko dziećmi, jej życie nie byłoby kompletne.

Służba, która była z Jasmine całe jej życie, zaczynała niknąć w oczach. Adali miał już około dziewięćdziesiątki. Nigdy jeszcze nie słyszała, żeby ktoś żył tak długo. Rohana i Toramalli były już po osiemdziesiątce. Kiedy się urodziła, bliźniaczki miały po dziesięć lat, a Jasmine miała wkrótce skończyć siedemdziesiąt jeden. Co pocznie, kiedy straci ich wszystkich?

Adali, powróciwszy do Anglii, spędzał dni siedząc przy oknie na słońcu. Becket zajmował się Queen's Malvern, by Adali już nic nie musiał robić. Ostatnio Rohana i Toramalli nie były w stanie wcześnie wstawać. Narzekały, że bolą je kolana i szurały nogami przy chodzeniu. Ręce Toramalli były już zupełnie powykręcane. Jej mąż, Fergus, wcale nie miał się lepiej. Cały dzień on i Red Hugh grali w szachy. Tej gry nauczył ich Adali. Jesteśmy domostwem pełnym starców, pomyślała Jasmine.

Lady Sabrina Stuart wyszła za hrabiego Lynmouth drugiego maja. Dzień był słoneczny, ciepły i bezwietrzny. Panna młoda miała na sobie starodawną jedwabną suknię, która należała do jednej z jej przodkiń, choć nikt nie wiedział do której. Znaleziono ją w kufrze na strychu, leżała wiele lat, doskonale zachowana. Włosy miała rozpuszczone i na głowę włożyła jedynie wianek ze stokrotek. Jej przystojny narzeczony miał na sobie błękitny kaftan z aksamitu z rękawami ozdobionymi wodospadem błękitnych wstążek. Weselne przyjęcie urządzono na trawniku przy starej kapliczce rodzinnej.

Markiz Westleigh z żoną przybyli na tę uroczystość wraz z dziećmi, zięciami i synowymi oraz wnuczętami. Zaproszono również sąsiadów. Przygotowano ruszta do pieczenia wołowiny. Na stoły wystawiono wiejską szynkę, pieczone kaczki z nadzieniem z rodzynek i jabłek w śliwkowym sosie. Z Glenkirk przysłano wędzone łososie, które leżały teraz na srebrnych tacach, ozdobione rzeżuchą. Obok stały półmiski z gęsią w cieście, potrawka z królika w czerwonym winie i kotlety jagnięce oraz wielki indyk nadziewany wiśniami, śliwkami i ryżem z szafranem. Miseczki ze świeżym groszkiem, buraczkami, karczochami w białym winie i szparagami w białym sosie rozstawiono przy mięsnych daniach. Goście mogli posmakować też ostrego sera cheddar, łagodnego francuskiego brie, świeżo upieczonego chleba ze śmietankowym masłem. Na deser było ciasto i świeże truskawki. Wino pochodziło z Archambault i Chermont. Pito też miejscowe piwo i jabłecznik.

Tańczyli proste wiejskie tańce, grali na trawniku w kule i strzelali z łuku do ustawionych w tym celu tarcz. Śpiewali do samego wieczora, a gdy nadszedł czas, para młoda z chichotem uciekła na górę, odprowadzana przez weselników. To był wspaniały dzień dla wszystkich. Gdy siedzieli wieczorem przy kominku, państwo młodzi byli już zajęci sobą, a dzieci dawno spały, rozprawiali o tym, jak udała się uroczystość.

W środku nocy Rohana obudziła swoją panią.

– Już pora – skinęła znacząco, a Jasmine wstała, włożyła szlafrok i poszła za służącą do pokoju Adalego.

Czekała tam już na nie Toramalli. Jasmine usiadła przy łóżku starego sługi i wzięła go za rękę. Staruszek oddychał płytko, z każdą chwilą coraz słabiej. Jasmine pomyślała, że nie zauważył jej przyjścia, więc odezwała się cicho:

– Adali.

Otworzył brązowe oczy i uśmiechnął się, widząc swoją panią.

– Służyłem ci tak długo jak mogłem, moja księżniczko. Będę na ciebie czekał z moim panem. On mówi, że już na mnie pora – odetchnął i zamknął oczy. Umarł o świcie trzeciego maja.

Jasmine nie wspomniała o tym rodzinie. Jej wnuczka zeszła na dół, szczęśliwa, w towarzystwie męża. Dopiero gdy państwo młodzi odjechali, powiedziała pozostałym, że Adali zmarł. Grób wykopano mu na cmentarzu rodzinnym. Tak wiele lat wiernie służył swojej pani. Jasmine szlochała po jego stracie, mając cały czas w świadomości, że niedługo straci też pozostałych.

Kilka dni później Red Hugh przyszedł poprosić, by Jasmine pozwoliła mu pojechać do Glenkirk. Wiedziała, po co chce tam jechać.

– Zostań tam – rzekła. – Minęły już dni, gdy potrzebowałam twojej opieki. Nasza przygoda już się skończyła.

– Zawsze się pani pakowała w kłopoty, kiedy mnie przy pani nie było – przypomniał jej. – Wiele razy o mało pani nie zabito – dodał i ucałował jej wciąż elegancką dłoń.

– Zawieź ode mnie list do Patricka – rzekła. Zapytała drugiego ze służących, czy chce jechać do Glenkirk, ale ten zaskoczył ją, odmawiając.

– Mnie to nie robi różnicy, gdzie umrę. Jak umrę, to umrę i tyle. Poza tym moja kobieta nie zostawiłaby siostry, ja też nie chcę ich zostawiać. Będziemy z panią, póki nas Bóg nie wezwie.

– Mamo, zachowujesz się, jakbyś miała umrzeć. Nie strasz mnie – odezwała się Autumn.

– Na razie nie – odparła matka stanowczo. – Jednak śmierć Adalego uświadomiła mi fakty, o których chciałam zapomnieć. Żadne z nas nie jest już młode. Moi służący mają prawo do odrobiny spokoju na ziemi, nim będą musieli znaleźć się pod jej powierzchnią. Nie chcą jednak wracać do domu.

– Co z nimi będzie, mamo? – zapytała Autumn. – Kochają cię i przez całe życie byli z tobą. Umrą, jeśli nie będą w twojej służbie.

– Może powinnam tylko wziąć kogoś do pomocy dla Rohany i Toramalli – stwierdziła Jasmine. – Obie są zmęczone, ale im nigdy nikt nie pasuje.

– Zdaje się, że po prostu są zazdrosne, że ktoś inny ci służy. Ale pewnie teraz ucieszą się, że dasz im kogoś do pomocy.

Wiosna się skończyła, nadeszło lato. Gabriel Bainbridge kilka razy na krótko pojechał do Durham, by upewnić się, że wszystko w jego majątku idzie sprawnie. Postarał się także, nie mówiąc nic Autumn, by jego dom był gotów na przyjazd żony i dzieci. Minął lipiec i w sierpniu nadeszły straszliwe burze, które położyły zboże i postrącały z drzew jabłka i gruszki. Zboże zebrano, nim wysypało się z kłosów ziarno, ale owoców nie można było jeszcze wycisnąć, bo nie zdążyły dojrzeć.

Dziewiętnastego sierpnia Autumn zaczęła rodzić. Miała ledwie niewielkie skurcze, a gdy nagle poczuła parcie. Wiedziała, że ten poród będzie inny niż poprzednie. Odeszły wody, zmoczyły suknie, a Autumn wołała o pomoc. Potem powtórzył się ból, ostry i gwałtowny, jakby coś miało ją rozerwać. Gabriel Bainbridge nie odszedł. Stał przy niej i ocierał jej czoło, a ona krzyczała i przeklinała z bólu. W końcu po kilku godzinach urodziło się dziecko. Był to ładny mały chłopiec, niestety martwy, bo owinął się pępowiną i był teraz siny na twarzy.

– Dlaczego nie płacze? – zapytała. – Mamo, czy to chłopiec? Obiecałam królowi chłopca. Dlaczego nie płacze?

Nic nie można było zrobić. Jasmine pokazała Autumn dziecko, a ona zaczęła wyć z rozpaczy. Nawet Jasmine płakała.

– To wola boska – powiedziała, jakby to mogło wyjaśnić straszliwą tragedię. Odwinęła pępowinę z szyi chłopczyka.

– Znów Bóg! – krzyknęła. – To ten sam Bóg, który zabrał mi męża i mego pierwszego syna! A teraz to maleństwo! Nienawidzę tego Boga za to, że robi mi takie straszne rzeczy, mnie i moim dzieciom! W czym go ukrzywdziło niewinne dziecko, mamo? W czym?

Znów zaczęła wyć z niepohamowanej rozpaczy. Rohana przycisnęła jej kielich z winem do ust.

– Pij, milady. Wycisnęłam do niego sok z maku. Musisz zasnąć, by uciec od bólu.

Autumn przyjęła wino i wypiła wszystko.

– Mam nadzieję, że nigdy się nie obudzę – rzuciła gorzko. – Mam nadzieję, że już się nie obudzę!

– Nie mów takich rzeczy – prosił książę Garwood. – A co z Madeline i małą Margot? Pomyśl o córkach.

– Mama je wychowa.

– A co z nami?

– Znajdziesz sobie żonę – szepnęła zamykając oczy. – Lepszą ode mnie. Bardziej uprzejmą.

– Ale kocham ciebie.

– To miło.

Zaczynała zasypiać. Kocha ją. Ktoś znów mnie kocha, pomyślała i zapadła w nicość.

ROZDZIAŁ 20

Nie chciała się obudzić. Wcale nie miała na to ochoty. Niechętnie otworzyła oczy i zobaczyła siedzące przy łóżku matkę i siostrę. Czuła się pusta. Nie wiedzieć czemu nagle była pusta. Spojrzała na brzuch i dotarło do niej, co się stało. Ledwie mogła oddychać.

– On nie żyje, prawda? – szepnęła.

– Został ochrzczony i pochowany – odparła cicho Jasmine. – Jak się czujesz, drogie dziecko?

– Jak długo spałam? – zapytała, ignorując pytanie matki. Czuła się okropnie, naprawdę strasznie. Jak miała się czuć, kiedy po dziewięciu miesiącach noszenia dziecka pod sercem urodziła je martwe?

– Byłaś nieprzytomna przez dwa i pół dnia – powiedziała matka i wstała. Podeszła do stolika przy łóżku i nalała wina dla Autumn.

Kobieta przyjęła kielich i łapczywie wypiła jego zawartość.

– Muszę napisać do króla – rzekła.

– Już to zrobiono.

– Dziękuję. Nie wiedziałabym, co mu napisać. Obiecałam syna i zawiodłam go. To już drugi martwy syn, co ze mną jest?

– Nic ci nie dolega – zapewniała Jasmine. – Syna Sebastiana straciłaś z powodu szoku po nagłej, niespodziewanej śmierci męża. Ten drugi miał nieszczęście zaplątać się w pępowinę. Udusił się jeszcze przed porodem. Nie chcę cię zasmucać, ale powiem ci tylko, że to był piękny maluch, miał tłuste małe rączki i grubiutkie nóżki. Twarzyczkę też miał śliczną. To straszna tragedia, ale nie było w tym twojej winy, Autumn. Takie rzeczy się zdarzają. – Po chwili dodała: – Wysłałam Charliego do króla, by mu o tym powiedział osobiście i zabrał mój list do Jego Królewskiej Mości. Nikt nie będzie o tym dyskutował na dworze.

– Gdzie go pochowałaś, mamo?

– Obok twojego pradziada. Będzie tam bezpieczny.

– Chcę go zobaczyć – prosiła.

– Za kilka dni, kiedy choć w części odzyskasz siły – odparła Jasmine. – Musisz się dobrze odżywiać i odpoczywać. Ja się tobą zajmę.

– Zdaje się, że nie mam wyjścia – rzuciła z goryczą.

Jadła, co jej podano, piła napary z ziół, wiele spala, ale nie płakała. Autumn miała wrażenie, że jej serce zamieniło się w kamień. Kilka dni po narodzinach martwego syna do sypialni przyszły jej córki, by dotrzymać matce towarzystwa. Madeline i Margot mówiły już po angielsku bez francuskiego akcentu, choć wciąż jeszcze rozmawiały po francusku, by nie zapomnieć języka.

Madeline niedługo miała skończyć osiem lat.

– Mamo, widziałyśmy naszego braciszka, nim go pochowano w grobie – powiedziała. – Był ładnym dzieckiem. Szkoda, że nie przeżył i nie możemy się z nim bawić. Czy tobie też jest przykro, że umarł?

Usiadła z jednej strony łóżka, a Margot już wspinała się na miejsce obok mamy z drugiej strony.

– Jest ci przykro? – powtarzała po starszej siostrze.

– Tak, bardzo.

– Biedny, mały Ludwik – westchnęła Madeline, potrząsając ze smutkiem głową.

– Biedny Ludwik – powtórzyła jej siostra.

– Będzie miał własny pomnik – obwieściła Madeline z bardzo poważną miną. – Babcia mówi, że będzie tam napisane: Ludwik Karol Stuart, urodzony i zmarły dwudziestego sierpnia tysiąc sześćset sześćdziesiątego pierwszego. Na grobie ma być rzeźba aniołka.

– Aniołka, aniołka, aniołka – powtarzała śpiewnie Margot.

– Och, bądź cicho, Maggot! Rozmawiam z mamą – rzuciła poirytowana Maddie.

– Nie nazywaj siostry Maggot – ofuknęła ją Autumn, choć sama o mało się nie roześmiała. Maddie była bardzo inteligentna. – Ma na imię Małgorzata Ludwika, ale wszyscy mówimy do niej Margot.

– Ona się naprzykrza, mamo. Wszędzie za mną chodzi. Jest za mała, żeby się z nią bawić.

– Jesteście siostrami – rzekła Autumn. – Musicie się kochać i chronić nawzajem. Macie tylko siebie, ma filles. Idźcie już i pozwólcie mi odpocząć.

– Papa mówi, że niedługo będziemy miały piękny dom i własne kucyki – obwieściła Maddie, kiedy obie z Margot schodziły z łóżka matki. – Powiedział, że jest najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, bo niedługo sprowadzi do Garwood trzy piękne damy. – Zachichotała. – Miło jest mieć tatę, prawda, Margot?

Młodsza z córek pokiwała głową.

– Ja chcę karego konika.

Dziewczynki wyszły, trzymając się za ręce, a ich zaskoczona matka siedziała, zastanawiając się nad tym, co powiedziały. Papą nazwały Gabriela Bainbridge'a. Jak on śmie kazać jej córkom tak go nazywać? Jeszcze nie zgodziła się go poślubić! Nie potrzebowała jego tytułu i jego domu. Postanowiła zbudować własny dom, a angielski tytuł niech sobie idzie do diabła. Wciąż była madame la marquise d'Auriville.

Pierwszego września czuła się już na siłach wstać i się ubrać. Z pomocą Lily i Orange wyszła z domu i powoli dotarła do rodzinnego cmentarza. Gdy była już na miejscu, usiadła na marmurowej ławce.

– Zostawcie mnie – rozkazała służącym.

– A jak ma pani zamiar wrócić? – rzuciła poirytowana Lily. – Nie doszłaby pani tutaj, gdyby nie pomoc moja i Orange.

– Chcę być sama – odparła. – Wracajcie do domu i przyjdźcie po mnie później, skoro już musicie, ale na razie zostawcie mnie w spokoju.

Obie kobiety ruszyły w stronę domu, a Lily mruczała pod nosem niezadowolona, narzekając, że niektórzy ludzie nigdy się niczego nie nauczą.

Autumn siedziała w milczeniu, czując na plecach ciepłe, wrześniowe słońce. Niewielki kopczyk tuż obok grobu jej pradziada zaczynał porastać trawą. Nagrobek nie był jeszcze gotowy. Dwóch synów, pomyślała, obaj urodzili się martwi. Jednego dnia miała ich pod sercem, a następnego ona leżała wyczerpana, a inni chowali jej synów w ziemi. Syn Sebastiana nie miał nawet imienia, choć, gdy zakradał się do jej myśli, nazywała go Michel.

Ludwika, maleńkiego Ludwika, nosiła w sobie do końca. Nie mogła pojąć, jak to się stało, że go w końcu straciła. Dlaczego zdarzają się takie straszne rzeczy? Czy to Bóg ją karze? Ale dlaczego nie ukarał mamy śmiercią Charliego? A może, jak mawiała matka, takie było przeznaczenie. Zwykłe przeznaczenie wzięło w swoje ręce jej sprawy i sprawiło, że jej synowie umarli. Dlaczego nie była w stanie urodzić syna? Obie córki były zdrowe.

Nie usłyszała, jak się zbliżał, więc Gabriel Bainbridge stał cicho i obserwował Autumn. Z wyjątkiem jednej chwili, gdy zaraz po porodzie zdała sobie sprawę z tego, że jej syn nie żyje, Autumn nie płakała. Czyżby była bez serca? Nie ukrywała, że umyślnie postarała się zająć miejsce Barbary Palmers w łożu króla. Była zadowolona z faktu, że będzie miała królewskiego bękarta. Teraz dziecko nie żyje. Czyżby dla niej to wszystko tak po prostu się skończyło? Czy naprawdę jest taka okrutna i pozbawiona uczuć?

Usłyszał dźwięk, na początku niezbyt głośny, a potem, jakby nagle wylał się z niej cały żal, zaczęła szlochać. W jej płaczu było tyle goryczy i bólu, że poczuł ukłucie w sercu. Więc nie była taką nieczułą latawicą, za jaką ją uważał. Dopiero teraz Gabriel zrozumiał, że Autumn jest znacznie bardziej skomplikowaną kobietą, niż podejrzewał. Zastanawiał się, czy nie podejść do niej i nie pocieszyć, ale przecież przyszła tu płakać w samotności. Nie była jeszcze gotowa dzielić z kimś chwil smutku, a już na pewno nie z nim. Książę Garwood odszedł w milczeniu, a Autumn nie zauważyła nawet jego obecności.

Weszła do jadalni, by usiąść do posiłku z resztą rodziny. Kiedy odezwała się do niego, w jej głosie wyraźnie dało się słyszeć irytację.

– Panie, kto dał ci prawo zasugerować moim córkom, by zwracały się do ciebie jak do ojca?

– Ja – wtrąciła się jej matka. – Lepiej, żeby jak najprędzej zaczęły traktować go jak swego ojca.

– Nie zgodziłam się jeszcze za niego wyjść – przypomniała. – Jeśli nie będę chciała zostać księżną Garwood, moje córki zagubią się w tym wszystkim zupełnie. Co będzie, jeśli kiedyś postanowię jednak wyjść za mąż? Nie powinnaś udzielać takiego pozwolenia, mamo.

– Niepotrzebnie się upierasz – odparła Jasmine.

– Jestem panią samej siebie, mamo.

– Ożenię się tylko z kobietą, która mnie kocha – powiedział spokojnie książę.

– A ja tylko z mężczyzną, który mnie kocha.

– Ależ ja cię kocham. Nie pamiętasz? Powiedziałem ci to tego dnia, gdy urodził się Ludwik.

– Nic takiego sobie nie przypominam • odparła szybko, ale najwyraźniej pamiętała o tym, bo się zaczerwieniła.

– Cóż, pani, kocham cię, choć sam nie wiem dlaczego. Jesteś trudna i nieznośna, ale również piękna i czarująca. Nie potrafię cię zrozumieć, ale cię kocham – powiedział i wzruszył ramionami.

– Nieznośna? Trudna? Nie masz wielkiego doświadczenia w zalecaniu się do kobiet, prawda?

– Ale mam spore, gdy chodzi o zalecanie się do kobiet, madame. Musisz mnie nauczyć, co sprawiłoby ci przyjemność, żebyś przestała wreszcie na mnie fukać – odparł szczerze, a oczy błyszczały mu rozbawieniem.

Autumn poczerwieniała ze złości.

– Dżentelmen nigdy nie wytyka damie wad charakteru. Na pewno nie, jeśli chce jej sprawić przyjemność – dodała i uśmiechnęła się, ale nie było w tym uśmiechu ciepła.

Skłonił się.

– Zapamiętam to sobie i mam nadzieję, że dalej będziesz mnie nauczać, jak mam się zalecać do dam. Czy możemy już usiąść?

Charlie, który powrócił z dworu, spojrzał na matkę i powstrzymał śmiech. Widział wyraźnie, że Jasmine też stara się nie roześmiać. Wyglądało na to, że Autumn w końcu spotkała kogoś odpowiedniego dla siebie. Książę Garwood, mimo iż kochał Autumn, nie pozwalał jej w pełni przejąć kontroli i rządzić sobą. Matka i brat czuli, że oboje będą zacięcie walczyć o to, kto w tej rodzinie będzie nosił spodnie. Charlie z trudem ukrywał rozbawienie. Nie był jeszcze pewien, na kogo stawiać.

Minął wrzesień i nadszedł październik. Autumn wyzdrowiała po porodzie i znów mogła jeździć konno. Lafite, który umiał pisać, napisał, że w Chermont były dobre zbiory. Zastanawiał się, kiedy mademoiselle la marquise i les deux petite mademoiselles wrócą do domu. Autumn nie miała serca napisać mu, że mało prawdopodobne, by w ogóle wróciła do Francji. Przysięgła sobie jednak w duchu, że wyśle tam córki na wiosnę. Może mama mogłaby z nimi pojechać, a potem przywieźć je z powrotem po zbiorach. Wiedziała, że ludzie w Chermont ucieszyliby się, gdyby ich mała pani znów pojawiła się w domu. W końcu Chermont należy do Madeline i pewnego dnia będzie musiała tam zamieszkać.

Zaczynała lepiej poznawać księcia Garwood. Wciąż się kłócili, ale nigdy nie mówił jej niczego naprawdę niemiłego. Chciał jedynie zapanować nad nią, a Autumn nie była pewna, czy chce mu na to pozwolić. Zdała sobie teraz sprawę z faktu, że Sebastian uważał ją za rzadki skarb, który trzeba mieć i koniecznie dobrze chronić. Gdyby była starsza w dniu, gdy go poznała i bardziej doświadczona, nie pozwoliłaby mu się tak traktować. Nauczyłaby go raczej, że jest niezależna.

Przypomniała sobie, jaki był zaskoczony, gdy wymyśliła plan uwolnienia królowej Anny z Chenonceaux, plan, który kardynał natychmiast zaakceptował. Gdy okazało się, że wszystko poszło dobrze i plan zadziałał, Sebastian nie mógł się nadziwić.

Autumn wiedziała, iż sądził, że kobieta nie może być na tyle sprytna, by wpaść na podobny pomysł. Za to kardynał doceniał jej inteligencję i głośno ją chwalił. Chciał nawet, żeby przyjechała na królewski dwór. Autumn przeżegnała się. Kardynał zmarł kilka miesięcy temu, a król Ludwik ku zaskoczeniu wszystkich ogłosił niespodzianie, że osobiście będzie zarządzał wszelkimi sprawami królestwa, nawet tymi, które dotąd były domeną kardynała. Ludwik był inteligentny i szybko się uczył.

Wróciła myślami do księcia. Gabriel Bainbridge był równie uparty jak ona. Musi jednak zrozumieć, że ona nie jest ładną rzeczą, która stanie się jego własnością poprzez małżeństwo. Musi zrozumieć, że jest kobietą inteligentną i lubi korzystać z dobrodziejstw swego rozumu. Ale jak miała go do tego przekonać? W końcu udała się do matki po radę. Bóg jeden wiedział, jak Jasmine radziła sobie ze swoim mężem, który był bardzo podobny do księcia Garwood. Ale matka powinna to wiedzieć.

– Powiedz mu o tym – odparła po prostu Jasmine.

– Co mam mu powiedzieć?

– Powiedz mu, że jeśli masz go poślubić, to musi zaakceptować fakt, że w małżeństwie będziecie równymi sobie partnerami. Gabriel nie jest głupcem. Ceni sobie twój rozum, choć jak ty jest uparty. Nie przyzna się do tego, jeśli nie dasz mu po temu okazji. Przestań się z nim kłócić i zacznij szczerze rozmawiać.

Postanowiła pójść za radą matki. Nie wiedziała, co innego mogłaby uczynić w tej sytuacji. Charlie niedługo miał wracać na dwór ze swoimi dwoma synami, a król zapyta pewnie, czy jego siostra wyszła za księcia Garwood. Jeśli tak się nie stanie, będzie chciał wiedzieć dlaczego.

Okazja po temu nadarzyła się wieczorem, po skończonej kolacji, kiedy nagle znaleźli się z Gabrielem w salonie. Wszyscy nieoczekiwanie wcześnie się położyli.

Autumn przełknęła ślinę i odezwała się.

– Nie chciałbyś mnie pocałować, panie? Mówisz, że chcesz się ze mną ożenić, zresztą twój wzrok zdradza, że chciałbyś mieć mnie w łożu, ale nie starałeś się jeszcze być ze mną sam na sam.

Ku własnemu zaskoczeniu zaczerwieniła się, zawstydzona własną szczerością.

Gabriel siedział rozparty w fotelu przed kominkiem. Spojrzał na nią uważnie i odezwał się:

– Chodź do mnie, Autumn.

Czyżbym była psem, którego pan wzywa do siebie? – pomyślała. Już otworzyła usta, by powiedzieć coś nieprzyjemnego, ale postanowiła je zamknąć. Zaskoczyła go, siadając mu na kolanach.

– Już jestem, panie. Co teraz? Uśmiechnął się do niej.

– Cóż to za zmiana, madame'?

– Naprawdę chcesz się ze mną żenić? – zapytała wprost.

– Tak – odparł natychmiast. Błękitne oczy wpatrywały się w nią wyczekująco. – Mówiłem już, że cię kocham. Jeszcze nigdy żadnej kobiecie tego nie powiedziałem. Skoro już mówię, to znaczy, że szczerze.

– Więc może mnie pocałujesz?

Bez chwili wahania dotknął ustami jej ust, a pocałunek sprawił, że przez chwilę nie mogła odetchnąć. Poczuła na plecach dreszcz, a sutki stwardniały jej wyraźnie.

– Czy to wystarczy, madame? - zapytał.

– Na początek, owszem – mruknęła delikatnie, dotykając pełnymi ustami jego warg. – A to się panu podoba?

– Owszem – przyznał. – Czego więc ode mnie chcesz?

– Jest jeszcze jeden warunek, który musisz spełnić, by mnie poślubić – rzekła. – Nieważne, co stanowi prawo, nie jestem i nigdy nie będę twoją własnością, Gabrielu. Jestem inteligentną kobietą. Nie jestem nieskromna, choć wiem, że mężczyźni nie lubią mądrych kobiet. Wiem, że ty będziesz rządził ziemią, a ja domem w Garwood. Jednak pewne decyzje będziemy musieli podejmować wspólnie. Czy obiecujesz wysłuchać moich opinii w takich kwestiach? A jeśli okaże się, że mam rację, to czy ją uznasz, czy ambicja nie pozwoli ci słuchać zdrowego rozsądku? Ja tobie obiecam to samo. Wiem, że to nie będzie łatwe, ale jeśli się na to zgodzisz, wyznaczymy jeszcze dziś datę ślubu. Jeśli dasz mi słowo, przyjmę je za dobrą monetę, bo wiem, że jesteś człowiekiem honoru.

Zastanawiał się przez chwilę, a potem odezwał się do niej:

– Jestem zazdrośnikiem. Musisz coś wiedzieć. Rozumiem i akceptuję to, że kochałaś swego pierwszego męża, ale czy naprawdę jesteś kobietą cnotliwą? Wiem, co zrobił król Ludwik. Wiem, że nie zostałaś jego kochanicą z własnej woli. Rozumiem też, choć nie było mi łatwo to pojąć, dlaczego chciałaś zostać kochanką Karola. Pozostaje jednak pytanie, czy będziesz mi wierna? Nie zniósłbym tego, gdybyś znów szafowała swoim ciałem, by osiągnąć założony cel.

W pierwszej chwili była naprawdę urażona jego słowami, ale potem zrozumiała, że miał prawo zadać jej takie pytania.

– Kiedy za ciebie wyjdę, Gabrielu Bainbridge, będę ci wierna – zapewniła go spokojnie. – Nigdy nikt nie stanie między nami, jeśli tylko potrafisz zapomnieć o mojej przeszłości.

– Mogę! – zapewnił ją i znów pocałował.

Tym razem Autumn rozluźniła mięśnie i uległa, pozwalając, by głodne usta mężczyzny wpiły się w jej miękkie wargi. Objęła go rękoma, palce zatopiła w jasnych, gęstych włosach.

– Kocham cię! – szepnął, a gorący oddech owiał jej ucho.

– A ja postaram się pokochać ciebie – obiecała. – Cokolwiek jednak się stanie, na pewno będę cię szanować i pozostanę ci wierna, Gabrielu.

– O Boże, Autumn, jak ja cię pragnę! – jęknął i wielką dłonią zaczął pieścić jej krągłe piersi.

Westchnęła, nie kryjąc, że sprawia jej to przyjemność, a mimo to powiedziała:

– Jeszcze nie, Gabrielu. Proszę, poczekaj jeszcze. Teraz on westchnął głośno, bo czuł się jak młody chłopak z pierwszą kobietą. Niechętnie zgodził się.

– Wtedy, gdy uznasz, że już pora, kochana. Dobrze?

– Tak – odparła, wiedząc, jak bardzo się dla niej poświęcał. Może naprawdę mnie kocha, zastanawiała się i w jej sercu zaczynało kiełkować ziarno szczęścia. Czy to możliwe, by znów kogoś pokochała? Może Bóg jej wcale nie pokarał.

Datę ślubu ustalili na pierwszego grudnia. Kiedy Jasmine o tym usłyszała, zaprotestowała, że to za szybko, że nie wystarczy czasu na przygotowania, ale Autumn była niezłomna. Gabriel poparł jej decyzję.

– Dlaczego tak szybko? – zapytała. – Nie zdążymy przygotować nawet odpowiedniej na taką okazję sukni.

– Mamo, mam trzydzieści lat i to moje drugie małżeństwo. Po drodze przeżyłam dwa niezbyt chwalebne związki. Chcę żeby ślub był skromny, tylko w gronie rodzinnym. Zaprosimy Henry'ego i Rosamundę, ale nie dalszą, liczną rodzinę. Będą Charlie i moi dwaj bratankowie, a poza tym Rohana, Toramalli i Fergus. Gabriel nie ma nikogo. Chcę, żeby byli z nami tylko ci, których naprawdę kocham, a nie cała, wielka rodzina. Zgódź się na to, proszę. Kiedy Charlie wróci na dwór, powie królowi, że jego życzenie się spełniło.

– Czy to dlatego przyśpieszyliście datę ślubu? Dla zachcianki króla? Czy Charlie nie może mu powiedzieć, że Gabriel ożeni się na wiosnę, a wtedy moglibyśmy urządzić wielkie przyjęcie i zaprosić całą rodzinę i króla. Tyle nazwisk jest związanych z naszym rodem: Blackthorn, Burk, Edwards, Southwood, Gordon, Lindley, Leigh, O'Flaherty i Leslie. Gdyby zaprosić wszystkich, przyjęcie byłoby naprawdę wspaniałe!

Autumn dostrzegła w oczach matki nadzieję. Ujęła jej dłonie i spojrzała głęboko w turkusowe oczy.

– Mamo, możesz zorganizować to przyjęcie, kiedy tylko zechcesz. Nie potrzebujesz wesela jako powodu, żeby zebrać w jednym miejscu całą rodzinę. Gabriel i ja zdecydowaliśmy, że chcemy się pobrać pierwszego grudnia. Proszę, mamo, uszanuj naszą decyzję.

– Co na siebie włożysz? – zapytała rozczarowana matka.

– Pójdę na strych i poszukam. Może znajdę suknię równie piękną jak ta, którą miała na sobie Sabrina. Madame Skye miała wiele pięknych sukni. Jeśli jakąś znajdę, po kilku przeróbkach będę mogła ją włożyć.

Jasmine westchnęła.

– Na wiosnę będziesz przy nadziei – stwierdziła. – Zaplanuję moje przyjęcie na lato następnego roku i lepiej żebyś mogła w tym czasie podróżować, bo musisz przyjechać z Durham!

Autumn objęła ją i uścisnęła.

– Dziękuję, mamo! – powiedziała, a Jasmine po raz pierwszy od bardzo dawna usłyszała w jej głosie prawdziwą radość.

Autumn udała się na strych jeszcze tego samego dnia. Postanowiła sprawdzić, czy nie ma tam sukni, którą mogłaby włożyć na ślub. Znalazła wiele kufrów z niemodnymi już sukniami, ale jedna przyciągnęła jej uwagę. Uszyto ją z jedwabiu koloru zielonego jabłka. Wyjęła ją z kufra i przyłożyła do siebie. Kolor był cudowny, doskonale pasował do jej karnacji. Zniosła ją na dół, żeby pokazać matce.

Jasmine westchnęła, rozpoznawszy odzienie.

– Ojej! Ojej! Nie mogę uwierzyć, że ona się zachowała. Po tylu latach jest wciąż piękna.

– Widziałaś już kiedyś tę suknię, mamo?

– Twoja prababka miała ją na sobie w dniu ślubu z twoim pradziadem. Uszyto ją dla niej we Francji. Ślub brali w Archambault. Twoja babka włożyła ją na ślub z Aleksem Gordonem. Uroczystość odbyła się tutaj, tak jak twoje zaślubiny. Gdy ja miałam ją na sobie, wychodziłam za mąż za Rowana Lindleya. Jeśli ją włożysz, będziesz czwartą kobietą, która miała ją na sobie. – Gdy to mówiła, miała łzy w oczach. – Każda z nas była szczęśliwa. Chcę, żebyście byli z Gabrielem bardzo szczęśliwi.

Autumn przycisnęła suknię do piersi.

– Och, mamo, cóż za piękna opowieść. Pragnę włożyć tę suknię, ale nie wiem nawet, czy będzie na mnie pasowała! Jeszcze jej nie przymierzałam.

– Może potrzebne będą małe poprawki, ale jeśli ją chcesz, powinnaś ją włożyć! – postanowiła Jasmine.

Autumn skinęła głową.

– Chcę.

– Jest więc twoja! – powiedziała matka. Postanowiono przerobić suknię nieznacznie, by odpowiadała współczesnej modzie. Lśniąca jasna zieleń, niski stan sukni i głęboki dekolt pozostały, wycięto go jedynie w odrobinę inny kształt. Suknię zdobioną złotym haftem z wzorem motyli i stokrotek obszyto kiedyś maleńkimi perełkami. Teraz kilka z nich odpruto, by ozdobić dekolt. Spódnica miała z przodu wycięcie ukazujące ciemniejszą zieleń aksamitnej wstawki. Zmieniono jedynie układ haftów, by ładniej lśnił i pasował do nowego dekoltu. Wąskie rękawy ze złotymi wstążkami pozostawiono prawie niezmienione. Skrócono je jedynie do łokcia. Usunięto złotą koronkę tworzącą mankiety i miast niej wstawiono inną. Wąska talia wciąż była w modzie, ale spódnicy trzeba było nadać nowy kształt, by opływała miękkie halki, a nie sztywne obręcze. Odszukano nawet bladozielone pończochy ozdobione wzorem winorośli. Znalazły się też delikatne, jedwabne pantofelki pasujące do całości. Ku radości wszystkich pasowały jak ulał.

– Och, zobacz! – Jasmine ucieszyła się jak mała dziewczynka. – Tu są różyczki ze złotego materiału, które uszyła dla mnie Bonnie, nasza szwaczka. Miałam je wpięte we włosy! Nie miałyśmy wtedy takich sławnych krawców jak monsieur Reynaud.

– Jak upięłaś włosy? – zapytała Autumn.

– Tak samo jak ty – odparła z uśmiechem jej matka i dodała: – Miałam też perły mojej babki. Ty też możesz je włożyć. Po ślubie możesz je zatrzymać.

Ku zaskoczeniu matki Autumn się rozpłakała.

– Uwielbiam te perły. Wiem jak bardzo je kochasz, bo należały do madame Skye.

– Ciebie kocham, moje dziecko. Jesteś ostatnim z moich dzieci – powiedziała, pochlipując.

Dowiedziawszy się od przyszłej teściowej, co włoży na siebie w dniu ślubu jego narzeczona, Gabriel Bainbridge zniknął z Queen's Malvern na dwa tygodnie przed ceremonią. Kiedy w ten uroczysty dzień pojawił się w kaplicy, odziany był w najmodniejszy kaftan z zielonego jedwabiu z eleganckimi złotymi koronkami. Nawet buty miał z zielonej skóry ze złotymi rozetkami. Na głowie miał kapelusz z szerokim rondem i dwoma pięknymi strusimi piórami. W dłoni trzymał długą zieloną laskę. Mrugnął do Autumn, kiedy Charlie przyprowadził ją do ołtarza.

Ślubu udzielono im o dziewiątej rano. Przez piękne witrażowe okna widać było gdzieniegdzie szarobłękitne niebo. Na horyzoncie od wschodniej strony przybrało kolor brzoskwini, z ciemnoszarą i różowawą poświatą. Nie było wiatru i choć dzień nie wydawał się chłodny, to wilgoć utrzymywała się w powietrzu. Po ceremonii, która uczyniła z Autumn żonę księcia Garwood, goście zebrali się w salonie, gdzie czekało na nich weselne śniadanie.

Podano jajka w sosie na bazie wina, posypane gałką muszkatołową, łososia duszonego w białym winie z koperkiem, różową, wiejską szynkę i półmisek kotletów jagnięcych; twardy, ostry cheddar, osełki masła i świeży wiejski chleb.

Córki Autumn zajadały się gęstym słodkim kremem karmelowym, a kiedy na stół postawiono niewielki tort weselny, dziewczynki piszczały z radości na widok cukrowych figurek. Każda z nich chciała zjeść jedną, ale Autumn się nie zgodziła.

– Zachowam je – powiedziała. – Kiedy będziecie wychodzić za mąż, na waszych tortach weselnych umieszczę po jednej z nich, ma filles. Czy to nie dobry pomysł?

Obie dziewczynki potaknęły, choć żadna z nich nie była przekonana, czy to naprawdę dobry pomysł. Pozwolono im jednak wypić odrobinę wina z wodą i postanowiły nie narzekać. Gdyby zaczęły marudzić, babcia mogłaby nie zabrać ich ze sobą do Cadby do wuja Henry'ego i ciotki Rosamundy. Jasmine postanowiła dać córce i Gabrielowi trochę spokoju, nim przywiezie im Maddie i Margot do domu. Para młoda miała wyruszyć za dwa dni do Durham, a goście zniknęli tego samego dnia już przed południem. Ostatnia odjeżdżała Jasmine z dziewczynkami.

– Przywiozę wam dzieci do Garwood na święta – powiedziała. – Chyba że drogi okażą się nieprzejezdne.

Powóz ruszył, a Jasmine pomachała wesoło na do widzenia. Jej wnuczki chichotały radośnie, rozbawione czymś, co tylko je śmieszyło. Cóż, pomyślała, chyba w końcu poradziłam sobie z ostatnim z naszych dzieci, mój drogi Jemmie. Nareszcie. Roześmiała się głośno.

Autumn i Gabriel patrzyli na odjeżdżający powóz, a potem trzymając się za ręce weszli do domu.

– Jesteśmy sami – powiedziała.

– Zupełnie sami – powiedział, prowadząc ją do sypialni. – Za chwilę do ciebie przyjdę – dodał.

– Jest popołudnie.

– Owszem – zgodził się i otworzył drzwi, puszczając jej dłoń, a gdy weszła do środka, zamknął je.

Lily i Orange podbiegły, by pomóc pani zdjąć odzienie.

– To był piękny ślub, milady – rzekła Lily z szerokim uśmiechem na twarzy, rozpinając górę sukni.

– Ta suknia, madame, c'est magnifique – zauważyła Orange zdejmując halki.

Autumn wyszła z góry materii piętrzącej się u jej nóg.

– Uważajcie na nią – ostrzegła je. – Pamiętajcie, że to suknia, która służyła wielu pannom młodym w mojej rodzinie. Ma już ze sto lat.

– Nie wiedziałam, że suknia może tyle przetrwać – stwierdziła Lily, przynosząc swojej pani miskę z perfumowaną wodą do mycia i lnianą ściereczkę.

Orange przechyliła głowę i spojrzała pytająco na Autumn.

– A pończochy i buty?

– Zdecydowanie zdejmujemy! – podkreśliła ze śmiechem. Może pewnego dnia, dla uciechy Gabriela będzie paradowała w nich po sypialni, ale na pewno nie dziś. Poza tym nie była pewna, czy król nie wspominał swoim przyjaciołom na dworze o jej sposobach na rozbudzenie jego zmysłów. Nie chciała przypominać swojemu mężowi o niechlubnej przeszłości. Usiadła, a Orange zdjęła je szybko. Autumn wstała i umyła się. Wyszorowała zęby i wypłukała usta naparem mięty.

Lily przyniosła jedwabny szlafrok. Autumn zdjęła halkę i podała ją Orange, a potem włożyła szlafrok.

– Coś jeszcze, madame? – zapytała Lily, a Orange dołożyła do kominka.

– Nie. Możecie iść. Dobrej nocy.

– Jest pani pewna, że niczego nie będzie już potrzebować? – zapytała Lily. Było w końcu dopiero popołudnie, mimo że ich pani życzyła im dobrej nocy.

– Dziś macie już wolne. Każcie Becketowi postawić w komnacie księcia tacę z kolacją, kiedy już będzie zmierzchać.

– Tak, proszę pani – powiedziały jednocześnie i dygnęły, by po chwili wyjść z sypialni.

Autumn rozejrzała się po pokoju. Zawsze gdy odwiedzała Queen's Malvern, umieszczano ją w tym pokoju. Kiedyś pomieszkiwały tu jej siostry, a przed nimi jej matka i babka. Autumn uwielbiała różowe kotary łóżka i zasłony. Lubiła wielkie, dębowe słupy baldachimu i wyściełane, drewniane wezgłowie. Lubiła witrażowe okna z widokiem na pełen zieleni park i wzgórza za domem. Ten pokój był jej azylem, a teraz miała w nim spędzić noc poślubną. Zastanawiała się, czy kiedykolwiek będzie się w nim czuła tak samo. Otworzyły się drewniane drzwi łączące jej sypialnię z pokojem męża. Gabriel wszedł do środka.

– Dobranoc, Dunewood – zwrócił się do swego lokaja, a potem zamknął za sobą drzwi. Miał na sobie tylko jedwabny szlafrok.

Autumn milczała. Nie wiedziała, co powiedzieć, czy w ogóle powinna się odezwać pierwsza. Zagryzła dolną wargę. Z wyjątkiem tej jednej chwili, gdy ją pocałował i pieścił, a było to kilka tygodni wcześniej, nie dotknął jej nawet. Jakoś nigdy nie było czasu, a potem on zniknął na dwa tygodnie. W końcu odezwała się:

– To niedorzeczne, Gabrielu. Przecież to nie nasz pierwszy raz, a mimo to nie wiem, od czego zacząć – zaśmiała się nerwowo.

Podszedł i zdjął z niej szlafrok.

– Zdaje się, że powinniśmy zacząć właśnie od tego. – Odsunął się i patrzył na nią przez chwilę, a potem westchnął. – Tak. Jesteś piękna. Teraz rozumiem, dlaczego Karol i Ludwik tak cię pożądali. Nie można ci się oprzeć.

– Nigdy więcej nie wspominaj imienia żadnego z nich w naszej sypialni – rzuciła ze złością. – Pamiętaj, że obiecałeś mi zapomnieć o przeszłości. Jeśli nie możesz tego uczynić, nie wiem czy to zniosę!

– Wybacz mi, ale to bardzo trudne. Wiem, że ci obiecałem i staram się, Autumn.

Zaczęła płakać.

– Jak będziesz mógł się ze mną kochać, jeśli ciągle będziesz się zastanawiał, czy cię z nimi nie porównuję? Nie podobało mi się to, co musiałam robić z moimi królewskimi kochankami! Nienawidziłam się za to! Chcę być kochana za to, że jestem, nie za moją urodę i zmysłowość. Z pewnością jest we mnie coś poza wyglądem, co ci się podoba.

O Boże! Nos mam cały czerwony, pomyślała, i zaczęła płakać jeszcze żałośniej. Nie mogła się powstrzymać.

Na litość boską! Gabriel był zupełnie zaskoczony. Nie zdawał sobie sprawy z tego, że jest tak wrażliwa. Zawsze wydawała się taka silna. Wziął ją w ramiona i przytulił.

– Tak mi przykro, dziecinko – mruknął do jej ucha. – Za nic nie chciałbym cię skrzywdzić. Jestem niemądrym zazdrośnikiem. Nie zasługuję na ciebie. – Ujął dłońmi jej twarz i pocałował powoli, głęboko, aż wyraźnie się odprężyła i westchnęła zadowolona. Kiedy się uspokoiła, dodał: – Zdejmiesz ze mnie szlafrok, Autumn?

– A chcesz, żebym to zrobiła? – zapytała. – Nie chciałam poczynać sobie zbyt odważnie.

Zwinnymi palcami rozsupłała pas i odsunęła poły szlafroka. Dłonie położyła na jego torsie. To niemądre, pomyślała. Nie jestem dziewicą i on o tym dobrze wie. Jestem doświadczoną kobietą i mam zamiar się tak zachowywać. Wiedziała, że nawet jeśli go to na początku przestraszy, to później będzie mruczał jak kot pod jej doświadczonym dotykiem. W końcu miała przecież męża, zanim została królewską kochanką. Skąd mógł wiedzieć, że to nie Sebastian nauczył ją wszystkiego, co umiała? Zsunęła szlafrok z jego ramion i pochyliła głowę, by pocałować jego tors.

Gabriel jęknął. Zdecydowanie sprawiało mu to przyjemność.

– Nie przestawaj – rozkazał. – Zabraniam ci przestać, moja cudowna żono.

Całowała go jeszcze chwilę, ale potem powiedziała:

– Muszę przestać, bo zmarzłam i chcę już iść do łoża.

Ujęła jego dłoń i zaprowadziła go do łóżka.

– Och, tak – zgodził się. – Chodźmy do łoża, madame.

Autumn położyła się i powiedziała:

– Nigdy nie kładłam się tak wcześnie z wyjątkiem dni, kiedy byłam chora.

Przykryła się kołdrą i przytuliła głowę do poduszki.

– Ja też nie – stwierdził, wchodząc pod kołdrę i pochylając się nad nią. Już po chwili całował jej piękne piersi.

– Och, Gabrielu! – jęknęła cicho, gdy jego usta zamykały się na wrażliwych sutkach, a potem delikatnie dotykał ich zębami, drażnił językiem i ssał. Jego pieszczoty sprawiły, że całe jej ciało zareagowało podnieceniem i wstrząsnęło się. Dłońmi gładziła skórę na plecach męża, gładką, jak na ciało mężczyzny, ale pod skórą czuła twarde mięśnie.

Językiem dotknął miejsca między jej krągłymi piersiami. Westchnął głęboko.

– Pachniesz wyśmienicie. Można by cię zjeść – powiedział i położył głowę na jej piersiach. – Nie mogę wciąż uwierzyć, że jesteś moja, Autumn. Od tak dawna cię kocham!

Pogładziła go po głowie.

– Ledwie mnie znałeś – odparła.

– Wiedziałam o tobie tyle, ile powinienem, kiedy się poznaliśmy. Byłaś lojalną, kochającą i dzielną dziewczyną. Dwie z tych cech już by wystarczyły, a ty miałaś wszystkie trzy. To cudowne. I na dodatek jesteś piękna. Zaparło mi dech w piersiach…

– Ja sądziłam, że jesteś strasznym, aroganckim człowiekiem – powiedziała. – Bess i biedny Smythe nie żyli. Nienawidziłam cię tak samo, jak wszystkich ludzi Cromwella. Gdybyś nie zabrał mi pistoletu i gdybym nie była tak oszołomiona, zabiłabym pewnie i ciebie.

– Dziś mogę umrzeć z rozkoszy – rzekł, unosząc głowę i patrząc jej prosto w oczy. – Niektórzy powiedzieliby, że te cudowne oczy mogą należeć tylko do czarownicy, a ja kocham oba, i turkusowe, i szmaragdowe – rzekł i pocałował ją.

Autumn przypomniała sobie czasy, gdy zastanawiała się, jakie to uczucie, gdy się kogoś pocałuje. Wspomniała, jaki Sebastian był rozbawiony, gdy postanowiła sprawdzić czy spodobają jej się pocałunki innych zalotników. Sprawdziła i przekonała się, że to Sebastian jest tym właściwym, którego pocałunek jest najbardziej ekscytujący. Od tego czasu pocałunki innych mężczyzn jej nie cieszyły. Dopiero Gabriel wzbudził w niej na nowo takie uczucia. Całował z początku delikatnie, a potem coraz bardziej namiętnie. W dotyku jego ust czuła nie tylko pożądanie, ale też miłość. W jej piersi znów rozbudziły się uczucia, o których dawno zapomniała. Zaczęła płakać.

Czując łzy na jej policzkach, zaczął je całować a potem zapytał:

– Co się stało?

– Kochasz mnie – szlochała głośno.

– Mówiłem ci przecież, że cię kocham – odparł zdziwiony.

– Ale ty naprawdę mnie kochasz – szlochała dalej.

– Naprawdę!

. Roześmiał się cicho.

– Tak, Autumn, naprawdę. Och, kochanie, czyżby nikt od tak dawna cię nie kochał, że przestałaś już wierzyć, że to możliwe? Ci dwaj mężczyźni, których imion nie wymienię wykorzystali cię tylko, bo nie mieli serca. Królowie nie mogą naprawdę kochać. Ja nie jestem królem. Jestem jedynie prowincjuszem, który cię kocha i pragnie twojego szczęścia.

Znów całował łzy płynące po policzkach.

– O Boże! Nie zasługuję na ciebie – jęknęła. - Madame, jeśli w ten sposób masz zamiar uniknąć spełnienia małżeńskich obowiązków, to chyba będę musiał cię zbić – zażartował.

– Nie! Nie! – krzyknęła, a kiedy zrozumiała, że to żart, dodała: – Ależ z ciebie psotnik.

Zrobiło jej się lekko na sercu. Nie czuła się tak od czasu, gdy żył Sebastian.

– Ja nie, madame, ale jest tu pewien psotnik, który pragnie cię poznać – rzekł z uśmiechem i spojrzał w dół. Jego męskość gotowa była do miłości.

– Musisz mnie pocałować – powiedziała i westchnęła, gdy jego usta obdarzyły ją kuszącym, pełnym namiętności pocałunkiem. Zamknęła oczy i poczuła, że się unosi. Znów była bezpieczna. Bezpieczna i kochana. – Nie zostawiaj mnie, Gabrielu. Nigdy – rzekła, odsuwając się od niego na chwilę. Zaczynała rozumieć, że go kocha i poczuła się cudownie!

Zrozumiał, co miała na myśli i dlaczego to powiedziała.

– Mój ojciec miał pięćdziesiąt lat, kiedy się urodziłem – rzekł. – Umarł mając osiemdziesiąt lat. Nie zostawię cię, kochanie. Nigdy cię nie zostawię! – Znów zaczął ją całować czule i namiętnie. Po chwili w nią wszedł, a ona jęknęła, zaskoczona uczuciem, jakie wywołał. Prawie szlochała, gdy doprowadził ją na szczyt rozkoszy.

Leżeli potem oboje uszczęśliwieni, przytulając się do siebie. Autumn wiedziała, że znów znalazła miłość. Tym razem czuła, że go nie straci. Tym razem wiedziała, że ta miłość przetrwa i pogłębi się jeszcze. Wiedziała, że będą się nawzajem kochali, że będą kochać swoje dzieci. Teraz naprawdę mogła pożegnać się ze wspomnieniami o Sebastianie. Zegnaj, moja pierwsza miłości, powiedziała w duchu.

Adieu, ma chérie, usłyszała w duchu po raz ostatni. Myślami wróciła do mężczyzny, o którym wiedziała, że będzie ją kochał już zawsze.

Загрузка...