Szkocja, rok 1650
późne lato i jesień
Siedziała przy kominku, osaczona wspomnieniami, grzejąc się w cieple wczesnopopołudniowego ognia i wspominając sprzeczkę, którą pamiętała aż za dobrze.
– Straciłeś rozum, starcze? – zapytywała gniewnie mężczyznę, który był jej mężem od trzydziestu pięciu lat. Jasmine Leslie, księżna Glenkirk, nie mogła sobie przypomnieć, kiedy ostatnio coś aż tak ją rozgniewało. Jej turkusowoniebieskie oczy płonęły oburzeniem, gdy wpatrywała się w Jamesa Leslie.
– Co, u licha, łączy nas z królewskimi Stuartami? Nie potrafię sobie wyobrazić, że mógłbyś choć rozważać przedsięwzięcie, które, jak twierdzisz, planujesz.
– Miody król potrzebuje pomocy wszystkich lojalnych Szkotów – odparł z uporem książę, wiedziała jednak, że nie mówi tego z absolutnym przekonaniem.
– Nawet go nie znamy – zauważyła Jasmine, próbując odzyskać panowanie nad emocjami. Pociągnąwszy męża na stojącą obok kominka sofę, usiadła obok i z czułością zmierzwiła mu białe jak śnieg włosy.
– Bądź rozsądny, Jemmie. Minęło ponad trzydzieści lat, odkąd mieliśmy do czynienia z królewskimi Stuartami i ich dworem. Władał nami wtedy król Jakub i w królestwie panował pokój. Potem Jakub umarł, a jego nieszczęsny następca, Karol Stuart, zaczął popełniać jeden błąd po drugim. Pogrążył Anglię, a wraz z nią i Szkocję, w niepotrzebnej wojnie. Ile niewinnych istnień poświęcono w imię walki o religię? Gdyby sprawa została przynajmniej rozwiązana, może ich ofiara na coś by się przydała. Ale nie, anglikanie nadal domagają się, by wszystko było tak, jak chcą oni. Podobnie prezbiterianie i niech nas Bóg broni, by znalazło się wśród nich jeszcze więcej fanatyków! Nikt nie może wygrać w tej walce! Czy nie lepiej przestrzegać kardynalnej zasady Lesliech z Glenkirk i się nie angażować? Najważniejsze, by klan przetrwał. Jesteś odpowiedzialny za swoich ludzi, ich dobro i życie.
– Ale parlament w Edynburgu uznał Karola II za króla Szkocji! – zauważył książę.
– Ha! – prychnęła z pogardą Jasmine. – Posłuchaj, Jemmie Leslie. Znaliśmy króla Jakuba dobrze, oboje. Ty wręcz od urodzenia. Słusznie nazywano go najsprytniejszym głupcem w całym chrześcijańskim świecie, był bowiem podstępnym, przebiegłym człowiekiem, który wiedział, jak wygrywać przeciwko sobie otaczające go frakcje, i tylko dzięki temu przetrwał. Jego syna, króla Karola, nie widzieliśmy od czasu, kiedy był niedoświadczonym młodzikiem, zapamiętałam go jednak jako chłopaczka, stojącego w cieniu starszego brata Henry'ego. Tamten Karol był uparty, nieskory do ustępstw, przekonany o własnej ważności i o tym, że tylko on ma rację. W rezultacie sprowadził na kraj wojnę domową.
– Kowenanterzy też nie byli skłonni do ustępstw – przypomniał żonie James Leslie. – Stwarzali tyle samo problemów, co król.
– Zgoda – odparła Jasmine – lecz to król powinien był przekonać ich i wskazać drogę do kompromisu. Nie zrobił tego, a boskie prawo królewskich Stuartów znów zatriumfowało nad zdrowym rozsądkiem i powszechnym dobrem.
– Ale ten król to inny Karol Stuart – zauważył książę.
– Tak, ale to pierworodny syn tamtego Karola, zrodzony z francuskiej księżniczki. Wiem, że po śmierci księcia Buckingham zmarły król i jego żona bardzo zbliżyli się do siebie. Ich wzajemne oddanie stanowiło dobry przykład dla poddanych, pamiętaj jednak, że królowa nie słynęła z inteligencji, nie była też ani trochę przebiegła. Ten drugi Karol to owoc ich miłości, wątpię jednak, by miał dość charakteru.
– Dlaczego? – zapytał książę.
– Podpisał Kowenant, a dobrze wiemy, iż nie zamierza przestrzegać ustaleń tego haniebnego dokumentu – odparła Jasmine wprost. – Potrzebuje bezpiecznego miejsca, skąd mógłby odzyskać Anglię, i sądzi, że znajdzie je w Szkocji. Lecz tak się nie stanie. Teraz ani nigdy!
– Jednak Anglicy przygotowują się, by najechać świętą ziemię szkocką – odparł książę. – Wszyscy lojalni Szkoci zostali wezwani, by pomóc królowi i ojczyźnie. Do diaska, Jasmine! Zostałem wezwany przez dalekich kuzynów, bym wystawił oddział kawalerii i piechoty. Jak mogę im odmówić? Sprowadziłoby to niesławę na Lesliech z Glenkirk, a na to nie mogę się zgodzić.
– Twoi dalecy kuzyni? Czyżby chodziło o Alexandra Leslie, lorda Leven i jego brata, Davida? Tych samych, którzy przekazali Karola I Anglikom, gdy przed kilkoma laty próbował schronić się w ojczystej Szkocji? Zachowali się haniebnie, i dobrze o tym wiesz! Jak możesz dawać posłuch tym ludziom? Poza tym godność lorda Glenkirk jest o wiele starsza, niż tytuł lorda Leven. Jeśli potrzebujesz wymówki, posłuż się wiekiem. W końcu masz już siedemdziesiąt dwa lata.
– Alexander Leslie jest młodszy ode mnie zaledwie o dwa. Poza tym to nie on poprowadzi armię kowenanterów, lecz jego brat, generał porucznik, a on nie jest wiele młodszy.
– Straciłeś rozum! – wykrzyknęła oskarżycielsko. – Myślisz, że nie słyszałam pogłosek, jakoby rządzący krajem fanatycy, którzy nazywają się partią Kościoła prezbiteriańskiego, oczyszczali armię z tych, których uważają za bezbożnych? Wtrącają się do spraw wojska i osłabiają naszą obronę, a wszystko to ponoć w imieniu Boga. Gdyby mieli choć trochę rozsądku, postawiliby tych rzekomo bezbożnych w pierwszym szeregu i pozbyli się ich na zawsze, ale nie! Będą mieli pobożną armię, by walczyła w ich imieniu. Co za nonsens! Nie możesz, nie wolno ci się do tego mieszać, Jemmie! Jesteś siwowłosym starcem i, do licha, nie życzę sobie cię stracić!
– Sądzisz, że wiek uczynił mnie niedołężnym, madame? - zapytał gniewnie jej mąż. – Nie myślałaś tak zeszłej nocy, w łóżku!
Księżna spłonęła rumieńcem, nie zamierzała jednak rezygnować.
– Nie mieliśmy do czynienia z królewskimi Stuartami od lat. Nie jesteśmy im nic winni. Ta głupota z religią jest śmieszna. Bigoteria tylko zwiększa nietolerancję, mój panie, i dobrze o tym wiesz.
– Król to jednak król, a ten poprosił nas o pomoc – odparł James Leslie. – Twój ojciec, Wielki Mogoł, nie tolerowałby u żadnego ze swych poddanych braku szacunku i lojalności.
– Mój ojciec – odparła spokojnie – wiedział dość, by nie narażać siebie ani rodziny. Czy mam ci przypomnieć, że twoja pierwsza żona, dwóch synów i nienarodzone dziecko zginęli podczas najazdu kowenanterów na klasztor, w którym się schronili? Obrońcy wiary gwałcili, torturowali, a w końcu zabili niewinne kobiety i dzieci, a potem wszystko spalili. A teraz, po latach, chcesz rozwinąć sztandar Glenkirk i za nich walczyć?
– Nie za nich, lecz za Karola Stuarta. Król jest moim krewnym – odparł książę, nie dając się przekonać. – A co z synem, którego urodziłaś Stuartowi? Czy odwróci się od swego kuzyna? Nie sądzę, madame. Musimy skupić się wokół króla, by ci, którzy próbują wprowadzić tę tak zwaną republikę zrozumieli, że tego nie chcemy. Należy zmusić prymitywnych republikanów, by nauczyli się, jak ustępować lepszym od siebie, droga Jasmine. Poza tym, zgodziliśmy się zaakceptować tu, w Glenkirk, ugodę pomiędzy anglikanami i prezbiterianami, i to z pobudek wyłącznie praktycznych. Pozwól, bym pokazał rządowi, że Leslie z Glenkirk pozostają lojalni. Zostawią nas wtedy w spokoju. Zresztą, zapewne i tak uznają mnie za bezbożnego i odeślą czym prędzej do domu – zakończył, parskając śmiechem.
– Nie próbuj mnie udobruchać, nazywając drogą Jasmine, Jemmie Leslie – ostrzegła go. – Król należy do rodziny panującej, nie do Lesliech z Glenkirk. Nic nie jesteś mu winien! Jeśli pójdziesz się bić, pójdziesz sam. Nie pozwolę, byś zabrał Patricka na pewną śmierć! Dzięki Bogu, Adam i Duncan przebywają w Irlandii, bezpieczni przed tym szaleństwem!
– Irlandię trudno uznać teraz za bezpieczną – zauważył sucho książę. – Poza tym, Adam i Duncan szczerze zaakceptowali ugodę, choć mógłbym się założyć, że pozostali lojalni wobec króla.
Znużona Jasmine potrząsnęła głową. Podejrzewała, że nie zdoła wyperswadować mężowi szaleństwa, w jakie planował się zaangażować.
– Zapomniałeś już – zaczęła, próbując mimo to go przekonać – że za każdym razem, gdy Leslie z Glenkirk angażowali się w przedsięwzięcie, mające cokolwiek wspólnego z królewskimi Stuartami, dochodziło do katastrofy?
Powędrowała spojrzeniem ku wiszącemu nad kominkiem portretowi. Przedstawiał piękną młodą kobietę o złotorudych włosach.
– Janet Leslie była dla rodziny stracona, kiedy jej ojciec służył Stuartowi. Wrócił w końcu do domu i opłakiwał ją przez resztę życia.
– Lecz tamten Patrick Leslie zdobył w służbie Jakuba IV tytuł lorda – odparł książę. – A kiedy Janet Leslie wróciła po wielu latach do domu, zyskała dla swego syna tytuł lorda Sithean.
– Jej brat, jego dziedzic i ten właśnie syn zginęli, podobnie jak wielu innych członków rodziny i klanu, w bitwie pod Solway Moss, walcząc za Jakuba V – odparła Jasmine natychmiast. – Rodzina byłaby zgubiona, gdyby nie fakt, iż Janet dożyła późnego wieku i przez cały czas ją chroniła. A co z twoją matką? Musiała uciekać ze Szkocji, bo kolejny Stuart zapałał do niej pożądaniem i nigdy nie wróciła. Zmarła we Włoszech, mając przy sobie zaledwie garstkę krewnych. Zapomniałeś o zamieszaniu, jakie wprowadził w nasze życie, kiedy najpierw zaręczył mnie z tobą, a potem zmienił zdanie i postanowił oddać swemu aktualnemu faworytowi, Piersowi St. Denis? Nie podobało mi się, że muszę ukrywać przed szaleńcem swoje dzieci i uciekać miesiącami już po narodzinach Patricka. Nic z tego by się nie wydarzyło, gdyby kolejni Stuartowie nie wtrącali się w nasze sprawy! – zakończyła, podekscytowana.
– Gdy król przekonał się, że St. Denis to zdrajca, wynagrodził mnie, nadając tytuł książęcy – odparował James Leslie.
– O ile sobie przypominam – odpaliła Jasmine – powiedział wtedy, iż nic go to nie kosztowało, gdyż posiadałeś już ziemię i majątek. Otrzymałeś tytuł i nic więcej. Nie uznawaj za szczodrość tego, co nią nie jest, drogi panie.
Kłótnia trwała do późnego wieczora, lecz Jasmine nie udało się przekonać upartego małżonka. W końcu zaakceptowała, acz niechętnie, jego decyzję, nie potrafiła jednak się z nią pogodzić. Wiedziała, że James zmierza na łeb na szyję ku katastrofie. Była na siebie zła, że nie jest w stanie powstrzymać męża, osobiście go zabijając. Książę wystawił oddział, liczący pięćdziesięciu jeźdźców i stu pieszych. Żona ucałowała go z czułością, przeczuwając, iż robi to po raz ostatni. Wspominając w chłodny październikowy wieczór tamtą chwilę, zapłakała.
To, co zdarzyło się później, poznała dzięki relacji swego kapitana, Rudego Hugh, który wyruszył wraz z księciem. James Leslie, pierwszy książę i piąty lord Glenkirk, pomaszerował na południe, by służyć swemu Bogu, krajowi i władcy. Nie został, jak się spodziewał, uznany za bezbożnego i odesłany, gdyż ludzie sprawujący w tym czasie w Szkocji władzę niewiele o nim wiedzieli. To zaś, co wiedzieli, w zupełności im wystarczyło: przyjął Kowenant od razu, gdy mu to zaproponowano, był wierny żonie, wychował bogobojnych synów i córki i nie krążyły o nim żadne plotki.
Po przybyciu stawił się przed swym dalekim kuzynem, generałem porucznikiem Szkocji, sir Davidem Leslie.
– Nie wiedziałem, czy zdecydujesz się przybyć – powiedział David Leslie. – Jesteś teraz najstarszym spośród Lesliech i przez wiele lat nie wytykałeś nosa poza rodzinne wzgórza. Jesteś starszy niż mój brat, prawda?
– Tak, w następne urodziny skończę siedemdziesiąt trzy lata – odparł książę. – Nie przyprowadziłem mego dziedzica. Nie jest jeszcze żonaty, a żona nie chciała się zgodzić, by mi towarzyszył.
David Leslie skinął głową.
– Postąpiłeś mądrze, milordzie, nie ma się czego wstydzić. Chodźmy, przedstawię cię królowi. Parlament nie chce go tutaj, mimo to przybył, a lud go pokochał.
Książę pokłonił się nisko swemu królowi, lecz kiedy podniósł na niego wzrok, nie zobaczył Stuarta. Wysoki wzrost był jedynym, co łączyło go ze Szkotami. Miał czarne włosy, ciemne niczym rodzynki oczy swej matki i posępne rysy Francuza. Wyglądał jak dziadek, Henryk IV, lecz ani trochę jak Stuart. Nie było w nim nic znajomego, powiedział Jasmine Rudy Hugh. James Leslie, wyraźnie skonsternowany, poczuł kolejny przypływ wyrzutów sumienia. Po co tu przyjechałem, zastanawiał się. Z czystego sentymentu? Poczucia obowiązku? Zignorował kardynalną zasadę swej rodziny, by nie angażować się w sprawy królewskiej gałęzi rodu Stuartów. Jasmine miała rację, przyznał w rozmowie z Rudym Hugh: za każdym razem, gdy Leslie z Glenkirk zadawali się ze Stuartami, pojawiały się kłopoty. Lecz kiedy król przemówił, nawet wątpliwości Rudego Hugh rozwiały się bez śladu. Władcy nie sposób było odmówić charyzmy.
– Drogi książę – powiedział głębokim, pełnym, łagodnym głosem – twa lojalność nie pozostanie niezauważona, choć nie mieliśmy okazji dotąd się spotkać. Od wielu lat nie pojawiałeś się na dworze, jednak twój kuzyn, książę Lundy, wspomina o tobie i twojej matce często i z miłością. Przekaż, proszę, wyrazy uszanowania księżnej.
– Przykro mi z powodu twego ojca, Wasza Wysokość – odparł James Leslie – znałem go od urodzenia i modlę się za jego dobrą duszę.
– W sposób zalecany przez prezbiterian, mam nadzieję – zauważył król, unosząc w ledwie dostrzegalnym uśmiechu kąciki warg.
– Oczywiście, Wasza Wysokość – odparł książę, kłaniając się. W jego zielonych oczach zabłysły iskierki rozbawienia.
Przez cały sierpień Anglicy na próżno starali się przełamać obronę Szkotów. David Leslie pilnował, by jego oddziały zajmowały najlepsze do obrony pozycje i ostatecznie zmusił Anglików, by wycofali się na wybrzeże, gdyż kończyły się im zapasy. Angielską armię prześladował głód i choroby. Liczba żołnierzy spadła do jedenastu tysięcy, podczas gdy Szkotów wciąż przybywało. Wkrótce było ich już dwadzieścia trzy tysiące. Cromwell wycofał się do Dunbar, by poszukać tam zaopatrzenia. Szkoci podążyli za nim, starając się zamknąć przeciwnika w pułapce.
Drugiego września opuścili wygodne pozycje na wzgórzach otaczających Dunbar i rozbili bezczelnie obóz na równinie, tuż pod bokiem Anglików. Zamierzali zaatakować rankiem, lecz Anglicy uderzyli pierwsi. Armia szkockich prezbiterian Karola II została osaczona na niemożliwym do obrony, płaskim terenie i sromotnie pobita. Czternaście tysięcy ludzi straciło tego dnia życie, a wśród nich James Leslie, pierwszy książę i piąty lord Glenkirk.
Jasmine Leslie witała powracających z kamienną twarzą. Pochowała męża nie uroniwszy łzy, choć osobiście dopilnowała, by jego ciało zostało troskliwie obmyte i ubrane w najlepszy strój. Złożono je w trumnie, otoczonej płonącymi świecami. Z wioski przybył prezbiteriański kapłan, wielebny pan Edie, by odprawić nad trumną długie, choć zaimprowizowane modły.
Gdy odszedł, Jasmine sprowadziła anglikańskiego pastora, który wiódł kiedyś w Glenkirk wygodne życie. Kiedy rodzinie narzucono Kowenant, został zmuszony do przejścia na emeryturę – dla bezpieczeństwa własnego i Lesliech. Teraz złożył Jamesa Leslie w elegancki, anglikański sposób do grobu, żegnając pięknymi słowami z modlitewnika króla Jakuba.
Jasmine zamknęła się na kilka dni w odosobnieniu.
– Chcę opłakiwać męża w samotności – powiedziała do syna. Pewnego dnia wybrała się jednak do BrocCairn, na spotkanie z siedemdziesięciosiedmioletnią matką.
– Teraz obie jesteśmy wdowami – powiedziała Velvet Gordon.
– Przyszłam się pożegnać – wyjaśniła Jasmine spokojnie. – Nie mogę mieszkać dłużej w Glenkirk. Może powrócę tu pewnego dnia, lecz teraz muszę wyjechać.
– Opuścisz swego syna? – spytała jej matka.
– Patrick będzie cię potrzebował. Powinien znaleźć sobie szybko żonę, poślubić ją i się ustatkować. Ciągłość rodu powinna zostać zabezpieczona. Twoim obowiązkiem jest pozostać przy jego boku.
– Patrick ma już trzydzieści cztery lata, mamo, i jest w stanie sam znaleźć sobie żonę. Nie potrzebuje mnie ani mojej opinii, ja zaś muszę wyjechać z Glenkirk, inaczej umrę tam z żalu. Każdy pokój, każdy zakątek przypomina mi o Jemmiem. Nie mogę tego znieść! Muszę wyjechać! Gdy pięć lat temu umarł Alex, miałaś koło siebie pięciu synów i liczne wnuki. Pomogli ci uporać się z rozpaczą. Ja mam tylko Patricka, pozostałe dzieci rozproszyły się po świecie. Patrick mnie nie potrzebuje. Trzeba mu żony i dziedzica, ale nie znajdzie ich, jeśli pozostanę i będę nadal zapewniała mu wygody. Zamierzam zabrać z sobą Adalego, Rohanę i Toramalli.
– Patrick powinien był dawno się ożenić – stwierdziła hrabina BrocCairn, zirytowana. – Zepsuliście go, pozwalając mu robić, co chce. Nie wiem, co stanie się, kiedy wyjedziesz, uważam jednak, że nie powinnaś uciekać.
Jasmine pożegnała się z matką, przyrodnimi braćmi i ich rodzinami. Wróciła do Glenkirk utwierdzona w postanowieniu. Zebrała służących, którzy byli z nią przez całe życie i oznajmiła im o zamiarze opuszczenia Glenkirk.
– Chcę, byście pojechali ze mną.
– A dokąd moglibyśmy się udać, jeśli nie tam, gdzie ty, księżniczko – powiedział Adali, rządca.
Choć bardzo wiekowy, zachował siły i zarządzał gospodarstwem równie sprawnie, jak tuż po tym, gdy przybył do Glenkirk. – Byliśmy z tobą, odkąd się urodziłaś. Pozostaniemy przy tobie, póki nie rozdzieli nas Bóg.
Jasmine zamrugała, powstrzymując łzy wzruszenia. Było to pierwsze uczucie, jakie pozwoliła sobie okazać od śmierci męża.
– Dziękuję, Adali – powiedziała cicho, a potem dodała, zwracając się do równie wiekowych pokojówek:
– A wy, moje drogie?
– Pojedziemy z tobą, pani. Tak jak Adali, jesteśmy twoje do śmierci – odparły bliźniaczki.
Rohana pozostała panną, lecz Toramalli poślubiła jednego ze zbrojnych Lesliech. Nie mieli własnych dzieci, wychowali jednak bratanicę.
– Jesteś pewna, Toramalli? – dopytywała się Jasmine. – Fergus wolałby zapewne pozostać. Przez całe życie prawie nie oddalał się od Glenkirk. Musisz się z nim naradzić, zanim dasz mi odpowiedź.
– Fergus pojedzie – odparła stanowczo Toramalli. – Nie mamy dzieci ani wnuków, a Lily jest już w Anglii, w służbie lady Autumn. Mamy tylko tę małą rodzinę, złożoną z mojej siostry i Adalego. Byliśmy razem zbyt długo, by teraz się rozstawać.
– Jestem wam wdzięczna – powiedziała księżna z uczuciem. – Jutro zaczniemy się pakować.
Po południu wspięła się na szczyt zachodniej wieży, skąd roztaczał się widok na okolicę. Zdyszana, weszła na dach. Za nią niebo zaczynało już ciemnieć. Na wschodzie widać było gwiazdę wieczorną: wielką, jasną i zimną. Przed sobą miała zachodzące w glorii słońce. Intensywne barwy czerwieni i złota, przetykane smugami fioletu, tworzyły wspaniały spektakl. Niebo powyżej było jeszcze błękitne, pełne obramowanych złotem, różowych obłoków, płynących majestatycznie ku odległemu horyzontowi.
Jasmine westchnęła i spojrzała w dal, ponad otaczające Glenkirk wzgórza. Była tu bardzo szczęśliwa. Mieszkała w zamku dłużej, niż gdziekolwiek indziej, lecz był z nią Jemmie.
Teraz, gdy umarł, Glenkirk zaczęło wydawać się jej obce. Czuła, że musi stąd wyjechać. Wbrew temu, co wmawiała innym, nie była wcale pewna, czy kiedykolwiek powróci. Glenkirk bez Jamesa nie było już takie samo. Westchnęła ponownie i skierowała się ku prowadzącej w dół drabinie. Jeśli pozostanie na wieży zbyt długo, biedny Adali gotów poczuć się w obowiązku po nią przyjść. Rzuciła po raz ostatni wzrokiem na otaczającą zamek, majestatyczną scenerię i zaczęła schodzić. Nadszedł czas, by porozmawiać z Patrickiem.
Znalazła syna w wielkiej sali, siedzącego przy jednym z dwóch kominków. Był przystojnym mężczyzną o ciemnych włosach i zielonych oczach swego ojca.
– Dokąd się udasz? – zapytał. – Nie chcę, byś wyjeżdżała, matko. Wiem, że jestem od dawna dorosły, ale dopiero co straciliśmy ojca. Nie chcę stracić i ciebie.
Ujął jej dłoń i serdecznie ucałował. Księżna Glenkirk przełknęła łzy. Musi być silna, ze względu na syna i na siebie.
– Wdowi domek w Cadby jest moją własnością – powiedziała. – Mam zamiar w nim zamieszkać. Jestem przecież nie tylko księżną wdową Glenkirk, ale i owdowiałą markizą Westleigh. Lubię Anglię, a Bóg mi świadkiem, że klimat w Cadby bardziej odpowiada starym kościom niż chłód i wilgoć Glenkirk.
– Lecz toczy się wojna, mamo! Nie chcę, byś pakowała się na oślep w niebezpieczeństwo dlatego, że opłakujesz męża – powiedział.
– Twój brat, markiz Westleigh, był na tyle mądry, iż nie zaangażował się po żadnej ze stron. Pozostaje lojalny wobec aktualnej władzy. Poza tym, jak reszta z nas, od dawna trzyma się z dala od dworu, Cadby zaś położone jest, podobnie jak Glenkirk oraz Queen's Malvern, na uboczu. No i kto chciałby zakłócać spokój opłakującej męża starej kobiety?
– Nie jesteś stara! – zawołał, a potem się uśmiechnął. – Zaczynasz mówić jak moja prababka, cudowna, choć przerażająca madame Skye.
Roześmiała się i uścisnęła lekko jego dłoń.
– Mam sześćdziesiąt lat – powiedziała – i z pewnością nie jestem już pierwszej młodości. Ze wszystkich moich dzieci jedynie ty pozostałeś w Szkocji, Patricku. Spośród twoich braci dwaj są Anglikami, a pozostali dwaj zamieszkali w Irlandii i są praktycznie dla mnie straceni. India i Autumn osiedliły się w Anglii, a Fortune w koloniach. Najwyższy czas, byś i ty się ustatkował. Odpowiedzialność za Glenkirk spadła nagle, choć trudno powiedzieć, że nieoczekiwanie, na twe szerokie ramiona. Powinieneś był się ożenić dawno temu. Potrzebujesz żony, a przede wszystkim dziedzica.
– Potrzebuję matki – odparł.
Jasmine zmarszczyła brwi i puściła dłoń syna.
– Nic podobnego, Patricku. Jesteś księciem Glenkirk i musisz traktować swe obowiązki poważnie. Spróbuj zrozumieć. Muszę wyjechać do Anglii, i to z kilku powodów. Po pierwsze, Szkocja to dla mnie teraz zbyt smutne miejsce. Po drugie, muszę dopilnować, by Henry, Deverall Indii i moi wnukowie nie zaangażowali się w to religijne szaleństwo. Charlie, mój niezupełnie królewski Stuart, zastanawia się, czy byłoby rozsądnie wesprzeć króla. Spróbuję wyperswadować mu ten pomysł, to zaś prowadzi do jeszcze jednej sprawy, którą muszę z tobą omówić. Nie wolno ci nigdy, przenigdy zaangażować się w intrygi królewskich Stuartów, Patricku. Niebezpiecznie jest już choćby ich znać. Nie muszę powtarzać ci, jak układały się dotąd nasze stosunki, gdyż znasz historię obu rodów nadto dobrze. Twój ojciec nie posłuchał mego ostrzeżenia ani nie wyciągnął wniosków z tego, co opisano w rodowych kronikach, i na rodzinę spadła kolejna klęska. Z rozmysłem trzymaliśmy się dotąd z dala od dworu, aby ochronić ciebie i Glenkirk. Nie znasz królewskich Stuartów. Są czarujący, ale nie można im ufać. Oby Bóg sprawił, że nigdy nie będzie ci dane ich poznać! Winien jesteś lojalność przede wszystkim Bogu, a zaraz po nim klanowi i Glenkirk. Rób tylko to, co może okazać się korzystne dla nich i dla rodziny. Stuartowie posiadają charyzmę, ale nie dbają o nic poza zaspokajaniem własnych pragnień. Zostań w Glenkirk, gdzie będziesz bezpieczny.
– Co pocznę bez ciebie, matko? – zapytał, niepocieszony. Wkrótce zostanie sam. Nie zdarzyło się to nigdy dotąd.
– Musisz znaleźć sobie żonę, Patricku. Glenkirk potrzebuje młodej księżnej, nie pogrążonej w żalu starej wdowy – odparła Jasmine z westchnieniem. – Znajdź odpowiednią dziewczynę i upewnij się, że będziesz mógł ją pokochać. Może pewnego dnia wrócę do was, do domu.
– Nie jestem zadowolony z tego, co postanowiłaś, matko – powiedział, po raz ostatni próbując namówić ją do zmiany zdania.
– To fatalnie – odparła miękko Jasmine – ponieważ, drogi Patricku, nie ty będziesz podejmował w tej sprawie decyzję. Zawsze sama decydowałam o swoim życiu i twój ojciec doskonale o tym wiedział. Nie możesz mnie powstrzymać, wiem też, że nie będziesz próbował. Pora już, synu, byś pogodził się z tym, iż bycie mężczyzną pociąga za sobą także obowiązki. Jak to możliwe, że nie spotkałeś dotąd dziewczyny, którą chciałbyś poślubić? Bóg jeden wie, że było w twoim życiu dość kobiet. Choć nie zamierzam cię o to wypytywać, jestem przekonana, że w pobliżu Glenkirk znalazłby się co najmniej jeden bękart, zrodzony z twoich lędźwi.
Uśmiechnęła się do syna leciutko.
– Dotąd nie było aż tak ważne, bym się ożenił i spłodził prawego dziedzica – odparł szczerze Patrick. – Kobiety potrafią być kłopotliwe, matko.
– Rzeczywiście, potrafimy. Zwłaszcza gdy nasi mężczyźni okazują się upartymi głupcami – odparła poważnie Jasmine. – Świat byłby o wiele lepszym i bezpieczniejszym miejscem, gdyby mężczyźni słuchali swoich kobiet, miast rozkoszować się własnymi, oślimi porykiwaniami. Gdyby twój ojciec posłuchał mnie, zamiast być tak upartym… lecz teraz to już bez znaczenia. Wyjeżdżam z Glenkirk. Znajdź żonę i żyj swoim życiem pamiętając, aby unikać królewskich Stuartów i im podobnych. Jeśli się nie mylę, a nie sądzę, żeby tak było, syn pierwszego Karola nie będzie w stanie znosić zbyt długo ograniczonych, fałszywie pobożnych głupców, którzy próbują teraz go kontrolować. Znam Stuartów i ich sposób myślenia. Ten młodzian przybył do Szkocji, by stanąć mocno na nogi i zdobyć armię, a potem uderzyć na Anglię, pomścić ojca i odzyskać swój jakże chwiejny tron. Lecz to mu się nie uda, przynajmniej jeszcze nie teraz. Fanatyczni bigoci uchwycą się kurczowo tego, co ukradli, niszcząc, albo próbując zniszczyć każdego, kto stanie im na drodze. Strzeż się ich, Patricku. Wykaż rozsądek i nie opowiadaj się po żadnej ze stron. Wspieraj legalny rząd nie uczestnicząc w rebeliach, ale i zbytnio się nie angażuj. To najlepsza rada, jaką mogę ci dać. Okażesz mądrość, jeśli jej posłuchasz.
W tydzień później księżna wdowa wyjechała z Glenkirk w towarzystwie gromadki wiernych sług, w tym Fergusa More – Leslie, który był dobrym człowiekiem i zdecydował się opuścić dom nie tylko ze względu na swą panią, ale i na żonę.
Tak oto Patrick Leslie został nagle sam, opuszczony po raz pierwszy w życiu przez rodzinę. Rodzice, których kochał, odeszli. Rodzeństwo rozpierzchło się po świecie. Nie czuł się dotąd tak samotny i uczucie to wcale mu się nie podobało. Rozciągnięty wygodnie w tapicerowanym krześle z wysokim oparciem, spoglądał ponuro w płonący na jednym z kominków ogień, zastanawiając się, co dalej.
W wielkiej sali panowała martwa cisza, przerywana jedynie trzaskaniem rozpadających się polan lub uderzającymi o szyby śniegiem i deszczem. Płomyki świec migotały niespokojnie, poruszane późnojesiennym wiatrem, którego podmuchy przedostawały się jakoś przez grube kamienne ściany. U stóp Patricka leżały i pochrapywały dwa psy: szorstkowłosy, ciemnoszary ogar i brązowo – czarny seter o miękkiej sierści. Na jego kolanach rozłożył się i pomrukiwał olbrzymi, długowłosy rudy kot, potomek ukochanej Fou – Fou matki i okolicznego dzikiego kocura. Pogłaskał kota między łopatkami, co wywołało kolejną falę pełnego zadowolenia mruczenia. W drugiej ręce trzymał ozdobny srebrny puchar. Poniósł go do ust i dymna whiskey spłynęła mu do gardła niczym płonący jedwab, lądując w żołądku na podobieństwo gorącego kamienia i posyłając fale ciepła wzdłuż długiego, smukłego ciała.
Matka ma rację, pomyślał. Powinien się ożenić i założyć rodzinę. Tego się po nim spodziewano. Odkąd pamiętał, Glenkirk rozbrzmiewało głosami dzieci i śmiechem członków rodziny, nie tylko Lesliech, ale Gordonów z BrocCairn, rodziny babki ze strony matki. Odkąd zaczęły się wojny, większość ludzi starała się nie wychylać nosa z domu, nie tylko dla własnego bezpieczeństwa, ale by chronić majątek przed maruderami. Nie było już tak, jak za czasów jego dziadków, kiedy rodziny i przyjaciele znali się przez całe życie i regularnie odwiedzali. Małżeństwa dzieci aranżowano niemalże w kolebce, co dawało im czas, by wzrastały razem i poznawały się wzajemnie, by potem, gdy dochodziło wreszcie do ślubu, czuć się ze sobą swobodnie. Nie, teraz wszystko wyglądało inaczej.
Po pierwsze, wiele szkockich rodzin szlacheckich podążyło za królem do Anglii, gdy Jakub odziedziczył tron po wielkiej Elżbiecie. Wiele pozostało, powiększając lub zdobywając majątek. Inni wrócili do Szkocji rozczarowani. To prawda, że po śmierci pierwszej żony i synów James Leslie służył królowi w Anglii, zajmując się sprawami rozwijającego się gwałtownie handlu. Nie chciał być Glenkirkiem, pogrążonym w nieszczęśliwych wspomnieniach.
Ku niezadowoleniu rodziny pozostawał przez kilka lat nieżonaty, aż wreszcie król Jakub I osobiście wybrał mu na żonę matkę Patricka. Bogata, owdowiała kobieta zaprotestowała, gdy dowiedziała się, kto ma zostać jej mężem. Przekonanie Jasmine, że powinna zadośćuczynić życzeniu króla, zajęło Jamesowi Leslie kilka lat. Małżeństwo okazało się szczęśliwe i zaowocowało narodzinami trzech synów i dwóch córek, z czego czworo dorosło do pełnoletności. Wychowali się w Glenkirk, gdyż, podobnie jak rodzice, rzadko opuszczali Szkocję, jeśli nie liczyć letnich wypraw do posiadłości prababki, Queen's Malvern, wyjazdu do Francji na ślub króla i roku spędzonego w Irlandii.
Moim obowiązkiem jest wziąć sobie żonę, pomyślał Patrick. Obowiązek to coś, co Leslie z Glenkirk rozumieli bardzo dobrze. Lecz obowiązek wobec kogo? Jego matka wierzy, iż człowiek ma obowiązki przede wszystkim wobec Boga, a potem wobec rodziny, i ma absolutną rację, zdecydował, przesuwając spojrzeniem po pustej sali. Pozostanę lojalny jedynie wobec rodziny, postanowił. Nie znam tego króla i nie obchodzi mnie, co się z nim stanie. Spojrzał na wiszący nad kominkiem portret. Przedstawiał jego imiennika, pierwszego lorda Glenkirk. Odwrócił się, by popatrzeć na przeciwległą ścianę, gdzie, również nad kominkiem, zawieszono portret córki pierwszego lorda, lady Janet Leslie. Znał ich losy bardzo dobrze. To właśnie Janet uzyskała dla swych potomków tytuł lorda Sithean.
I to ona, wiedziona silnym poczuciem obowiązku, ocaliła zarówno Lesliech z Glenkirk, jak z Sithean po tym, gdy Szkoci ponieśli pod Solway Moss sromotną klęskę. Wszyscy dorośli mężczyźni z rodziny polegli w bitwie, lecz Janet, mimo iż stara, zebrała wokół siebie ich synów i córki i troszczyła się o nich, aż dorośli na tyle, by zająć należne im miejsce. Nauczyła też wnuki, jak zarządzać niewielkimi włościami i zaaranżowała dla wszystkich bardzo korzystne związki.
Niestety, z czasem wielu Lesliech przestało dbać o pomnażanie rodzinnego majątku. Zapomnieli o generalnej zasadzie, jaką kierowali się ich przodkowie i słono za to zapłacili. Ale ja nie zapomnę, przyrzekł sobie w duchu drugi książę i szósty lord Glenkirk. Nie zapomnę. Do diabła z królewskimi Stuartami i ich poplecznikami!
Tymczasem zawierucha coraz bardziej się wzmagała. Wiatr uderzał o szyby, które głośno dźwięczały. Książę osuszył kielich, nie przestając głaskać mruczącego rozkosznie kota. Nagle stworzenie otwarło oczy i spojrzało wprost na księcia. Patrick uśmiechnął się do zwierzaka, który ugniatał właśnie z zadowoleniem jego uda.
– Zostaniesz dziś na noc w zamku, Sułtanie – powiedział. – Na pewno znajdzie się tu dla ciebie jakaś mysz albo szczur, aby dostarczyć ci rozrywki. Co zaś się tyczy mnie – wstał, stawiając kota delikatnie na podłodze – pójdę się położyć, stary przyjacielu. Jeśli do rana wichura ucichnie, wybiorę się wcześnie na polowanie. Przydałoby się zaopatrzyć na zimę spiżarnie.
Kot otrzepał się, przysiadł na chwilę, by przyjrzeć się psom, po czym umył energicznie łapy i odszedł z godnością, znikając w cieniu. Książę parsknął śmiechem. Prawdę mówiąc, choć wiedział, że nie jest to uważane za oznakę męskości, wolał koty od psów. Psy, niech Bóg ma je w opiece, są lojalne wobec każdego, kto je karmi. Kot nie zaprzyjaźni się z nikim, kogo by wpierw nie polubił. Ruszył ku swej sypialni, odprowadzany przez psy. W zamku było bardzo cicho. Można by pomyśleć, że nie ma tu żywej duszy, pomyślał.
Wysłał służącego wcześniej na spoczynek, gdyż samodzielne rozebranie się i umycie nie przedstawiało dla niego problemu. Włożywszy nocną koszulę, spoczął w wielkim łożu książęcej sypialni. Jeszcze przed kilkoma miesiącami była to sypialnia jego rodziców, i ich łóżko. Matka nalegała jednak, by po pogrzebie ojca przeniósł się właśnie tutaj. Nadal nie czuł się zbyt dobrze w wielkim łóżku. Mimo to szybko zasnął i spał głęboko, bez snów.
Obudziwszy się następnego ranka, zobaczył, że dzień wstał szary i ponury. Nie padało, a wiatr zupełnie ucichł. Przekonał się o tym, stając w otwartym oknie sypialni.
– Powiedz stajennym, że wybiorę się dziś na polowanie – powiedział do swego osobistego lokaja, Donala, dalekiego krewnego, z którym wspólnie się wychowywał. Rodzina Donala, More – Leslie, służyła panom z Glenkirk od pokoleń.
– Kucharka domyśliła się, że wstaniesz dziś wcześnie, milordzie – powiedział Donal. – W wielkiej sali czeka solidny posiłek. Będziesz chciał wziąć z sobą trochę jedzenia, panie? Uganianie się za jeleniem może zająć cały dzień.
– Tak, masz rację – zgodził się książę. – Będziemy potrzebowali placków owsianych, sera i cydru. Powiedz ludziom, by zaopatrzyli się w kuchniach, nim wyruszymy.
– Dopilnuję, by tak się stało, panie – odparł Donal, podając Patrickowi wpierw kalesony i bryczesy, a potem białą koszulę z pełnymi rękawami, zawiązywaną pod szyją na tasiemkę. Gdy pan naciągał bryczesy na grube, ciemne wełniane pończochy, czekał, trzymając w pogotowiu skórzany kaftan z rogowymi guzikami.
Bryczesy uszyte były z wełny o barwie orzecha. Patrick zawiązał pod szyją koszulę i usiadł, by wciągnąć sięgające kolan buty z brązowej skóry. Następnie wstał, włożył kaftan i zapiął starannie guziki. Chwyciwszy podany mu przez Donala, podbity futrem płaszcz oraz skórzane rękawice, wyszedł z sypialni i ruszył do sali, gdzie czekało śniadanie.
Samotność nie wpłynęła na apetyt księcia. Pochłonął owsiankę z miodem, kilka jaj w sosie z marsali, trzy plastry szynki i cały bochenek wiejskiego chleba z masłem i kawałkami twardego sera. Spłukał zaś jedzenie gorącą herbatą, napitkiem z kraju swej matki, który przyzwyczaił się pić rankiem. Trzymał się pustego żołądka lepiej, niż piwo czy wino. Dwaj młodsi bracia często żartowali sobie z upodobania Patricka do gorącego napoju, gdyż sami, podobnie jak ojciec, woleli popijać śniadanie piwem. Uśmiechnął się na to wspomnienie, zastanawiając się, jak Duncan i Adam radzą sobie we wstrząsanej ciągłymi niepokojami Irlandii. Oni także, podobnie jak Patrick, pozostali kawalerami. Westchnął, zrezygnowany. Nie ma rady, trzeba dać im w końcu dobry przykład, pomyślał.
Skończywszy posiłek, zauważył zaniepokojony, że kucharka szybko przyzwyczaiła się gotować dla jednej osoby. Napełniło to jego serce smutkiem. Wstał od stołu i ogarnął spojrzeniem wielką salę. Na starych dębowych meblach widać było warstewkę kurzu. Zamek zdecydowanie potrzebował kobiecej ręki. Bez ciągłego nadzoru ze strony zarządcy matki, Adalego, służący szybko się rozleniwili. Potrzebował żony, tylko gdzie, u licha, ją znaleźć?
Glenkirk położone było głęboko pośród wschodniego pasma wzgórz szkockiego pogórza. Należące do majątku włości rozciągały się na mile w każdym kierunku, co było dobre, oznaczało też jednak, że nie mieli bliskich sąsiadów. Prawdę mówiąc, najbliżej było stąd do Lesliech z Sithean albo Gordonów z BrocCairn. Pozostawał w dobrych stosunkach z oboma rodzinami, co zapewniało wszystkim większe bezpieczeństwo. Rodzina babki ze strony ojca sprzedała włości w Greyhaven panom z Glenkirk i wyjechała do Anglii z królem Jakubem, by szukać tam szczęścia i majątku. Ich stary dwór, nienadający się już do remontu, został zburzony.
Od pewnego czasu rzadko widywał kuzynów i nie potrafił przypomnieć sobie, czy są pomiędzy nimi dziewczęta w odpowiednim wieku. Jak znajdowano dziś żony? Może powinien latem udać się na zabawę i wybrać sobie jakąś ślicznotkę. Musiałby tylko sprawdzić, czy potrafi prowadzić dom. Prawie każdą dziewczynę da się przyuczyć, by była dobra w łóżku, lecz jeśli nie potrafi zarządzać służbą, albo przynajmniej wymusić na niej posłuchu, nie na wiele mu się przyda.
Choć izolacja była w tych trudnych czasach zaletą, miała też niekorzystne strony. Znowu spróbował przypomnieć sobie, czy w Sithean albo BrocCairn mieszkają niezamężne kuzynki. Wśród jego rówieśników byli wyłącznie mężczyźni, do tego wszyscy, o ile sobie przypominał, żonaci. Jak, do diaska, udało im się znaleźć odpowiednie kandydatki? Może powinien poprosić któregoś, by udał się wraz z nim na zabawę i doradził w tej delikatnej sprawie. Podejrzewał, że kuzyni uznają jego prośbę za wielce zabawną, nic jednak nie mógł na to poradzić. Potrzebował pomocy. Znużony, potrząsnął głową i ciaśniej otulił się peleryną.
Na dziedzińcu czekał już ogier. Olbrzymi siwek uderzał niespokojnie kopytami o bruk, niecierpliwiąc się, by wreszcie pobiec. Kilku mężczyzn z klanu także czekało w gotowości. Książę wskoczył na siodło i naciągnął skórzane rękawice. Peleryna rozpostarła się szeroko, zakrywając koński zad. Ze stukotem kopyt przejechali zwodzony most i skierowali się ku lasowi. Psy poszczekiwały, podniecone. Ponieważ nie było wiatru, wśród drzew nadal unosiła się mgła.
Tu i ówdzie pośród ciemnej zieleni jodeł widać było jeszcze przebłysk koloru. Po kilku godzinach udało im się wypłoszyć z zagajnika wielkiego jelenia. Obdarzone imponującym porożem zwierzę pomknęło wśród drzew, uskakując i zmieniając kierunek z wprawą, wynikłą z wieloletniego doświadczenia. Ujadające psy pognały za zdobyczą. Tymczasem jeleń, przeprowadziwszy pogoń przez las, dotarł do niewielkiego jeziorka, po czym wszedł do wody i popłynął, znikając we mgle i szczęśliwie uchodząc prześladowcom. Szczekanie psów, doskonale słyszalne mimo mgły, przeszło w pełne zawodu skomlenie.
Myśliwi dotarli nad jeziorko i zatrzymali się. Konie tańczyły niespokojnie, omijając kręcące się pod nogami psy. Ślad na wodzie, powstały w miejscu, gdzie przepłynął jeleń, był jeszcze widoczny, choć samo zwierzę zniknęło już we mgle.
– Do licha! – zaklął książę. – Straciliśmy połowę ranka, by znaleźć zwierzynę, drugą, by ją dogonić, a teraz i tak się nam wymknęła. – Zsiadł z konia. – Równie dobrze możemy zatrzymać się tu na popas. Umieram z głodu, a mamy tylko placki owsiane i ser.
– Upolowaliśmy po drodze kilka królików, milordzie – powiedział główny łowczy, Colin More – - Leslie, brat Donala. – Oskórujemy je i ugotujemy.
Gdy zjedli treściwy posiłek, książę rozejrzał się dookoła.
– Gdzie jesteśmy? – zapytał, nie kierując pytania do nikogo w szczególności.
– To Loch Brae, jezioro Brae, milordzie – odparł Colin. – Spójrz tam, panie. Widać wyspę, a na niej stary zamek. Jest opuszczony. Ostatnia dziedziczka Gordonów z Brae poślubiła przed wielu laty Brodiego i pojechała za mężem do Killiecairn.
– Te ziemie graniczą z włościami Glenkirk – zauważył z namysłem Patrick. – Jeśli nikt już tu nie mieszka, a zamek jest zniszczony, może powinienem odkupić go od Brodiech. Nie podoba mi się, że tuż obok Glenkirk znajdują się niezagospodarowane włości.
– Nie poznałeś dotąd Brodiego z Killiecairn, milordzie? – zapytał Colin. – To paskudny staruch, do tego bardzo chytry. Ma jednak sześciu synów i nie pogardzi groszem, tak mi przynajmniej mówiono.
– Dlaczego nie oddal Brae któremuś z nich? – zapytał książę, zaciekawiony.
– To nie ich matka była dziedziczką Gordonów, milordzie, lecz druga żona Brodiego, o wiele od niego młodsza. Zmarła mniej więcej dziesięć lat temu. Stary musi być dobrze po osiemdziesiątce. Jego synowie są starsi od ciebie, panie, lecz druga żona dala mu córkę. Brae stanowi zapewne jej posag.
– Dziewczynie bardziej przyda się sakiewka pełna złota niż bezużyteczna ruina i otaczające ją grunty – zauważył książę. – Chodźcie, rzucimy sobie okiem na stary zamek Brae.
Pojechali wzdłuż jeziora do miejsca, gdzie przegniły drewniany most łączył brzeg z niewielką wyspą. Zostawiwszy konie, gdyż belki mostu mogłyby nie wytrzymać ich ciężaru, przeszli ostrożnie na skalistą, porośniętą z rzadka drzewami wysepkę. Mgła w końcu się uniosła i wkrótce zwiał ją lekki wiatr. Zza ołowianych jesiennych chmur wyjrzało blade słońce.
Wyspa nie wyglądała zbyt zachęcająco. Nie było tu piaszczystej plaży, jedynie skalisty brzeg. Obszar pomiędzy mostem a zamkiem był kiedyś otwartym polem, co miało służyć obronie. Teraz porastały go drzewa. Sam zamek, zbudowany z ciemnoszarego piaskowca, posiadał kilka wież, zarówno kwadratowych, jak okrągłych. Stromy dach nad częścią mieszkalną kryty był łupkową dachówką. Powyżej wznosiło się kilka kominów. Z bliska zamek nie wydawał się na tyle zrujnowany, by nie dało się go wyremontować. Jednak to przynależna doń ziemia czyni Brae interesującym, nie ten zameczek, pomyślał Patrick.
– Co, u licha! – wykrzyknął, odskakując, gdy tuż przed jego stopami wbiła się w ziemię strzała.
– Wszedłeś na cudzą ziemię, panie – dobiegło go od strony zamku. Z otwartych drzwi wyłoniła się młoda kobieta, dzierżąca łuk z nałożoną na cięciwę strzałą.
– Podejrzewam, że nie tylko ja – odparował zimno książę, ani trochę nie przestraszony, obejmując dziewczynę spojrzeniem zielonozłotych oczu. Była najwyższą niewiastą, jaką widział, niestosownie odzianą w wysokie buty oraz bryczesy. Poza tym miała na sobie jedynie białą koszulę, skórzany kaftan, czerwono – czarno – żółty pled, przerzucony niedbale przez ramię i małą czapeczkę z niebieskiego aksamitu, ozdobioną sterczącym dziarsko orlim piórem. Jednak to włosy sprawiały, że książę i jego ludzie nie mogli oderwać od dziewczyny wzroku. Były rude. Tak rude, że podobne zdarzyło się Patrickowi widzieć tylko raz w życiu. Czerwonozłote pukle opadały zmierzwioną masą na ramiona i plecy nieznajomej niczym jaskrawa peleryna.
– Kim jesteś? – spytał po chwili Patrick.
– Ty pierwszy, panie – oparła śmiało.
– Patrick Leslie, książę Glenkirk – odparł, kłaniając się lekko. Ciekawe, czy te niewiarygodne włosy są tak miękkie, jak na to wyglądają, pomyślał.
– Flanna Brodie, dziedziczka Brae – odparła. Nie dygnęła, lecz wpatrywała się śmiało w księcia.
– Co robisz na mojej ziemi, milordzie? Nie masz prawa tu przebywać.
– A ty masz?
Co za impertynencka dziewucha, pomyślał.
– To moje włości, milordzie. Przecież ci powiedziałam – odparła Flanna Brodie nieprzejednanie.
– Chcę je kupić – powiedział.
– Nie są na sprzedaż – odparła spokojnie.
– Twoje włości graniczą z moimi, pani. Stanowią, o ile się nie mylę, twój posag. O ile nie poślubisz mężczyzny, który nie będzie posiadał ziemi, na co z pewnością twój ojciec i bracia nie pozwolą, Brae będzie dla niego równie bezużyteczne, jak jest teraz dla twego ojca. Złoto uczyni jednak z ciebie bardziej pożądaną kandydatkę na żonę. Wyznacz cenę, a nie będę zbytnio się targował – stwierdził Patrick wyniośle.
– Już ci mówiłam, panie: Brae nie jest na sprzedaż – odparła Flanna Brodie, stojąc na szeroko rozstawionych nogach i wpatrując się w niego gniewnie. – Nie zamierzam w ogóle wychodzić za mąż. Chcę tu zamieszkać. A skoro tak, zabieraj swoich ludzi i odjeżdżajcie. Nie jesteście tu mile widziani! Patrick postąpił krok w kierunku dziewczyny, ta jednak cofnęła się i wypuściła kolejną strzałę, która wbiła się w ziemię u stóp księcia. Natychmiast sięgnęła po następną, lecz zanim zdążyła to zrobić, skoczył do przodu, wyrwał jej łuk i odrzucił na bok. Potem, wepchnąwszy sobie dziewczynę brutalnie pod ramię, wymierzył jej kilka mocnych klapsów.
– Masz złe maniery, pannico! – burknął. – Jestem zdziwiony, że twój ojciec lepiej się nie postarał.
Ludzie księcia ryknęli śmiechem na widok Flanny wijącej się w uścisku księcia i próbującej się uwolnić.
– Ty arogancki bękarcie! – wrzasnęła, wyrywając się, po czym wymierzyła mu cios, po którym aż się zatoczył. – Jak śmiesz dotykać mnie swymi brudnymi łapami!
Uderzyła go ponownie, tym razem tak mocno, że Patrick upadł, po czym sięgnęła po sztylet i przyjęła obronną pozycję.
Śmiech ucichł. Ludzie księcia gapili się, zaskoczeni. Nie wiedzieli, co robić, więc nie zrobili nic. Z pewnością ich pan potrafi sam się obronić, uznali.
– A to za co, ty mała diablico! – wrzasnął książę, po czym chwycił Flannę za nadgarstki, a drugą ręką wyszarpnął jej sztylet.
Flanna zaczęła się wyrywać, walcząc ile sił.
– Pierwszy mnie uderzyłeś! – wrzasnęła.
– Strzeliłaś do mnie, i to nie raz, a dwa razy!
– odparował.
– Wszedłeś na moją ziemię i nie chciałeś odejść!
– krzyknęła.
– Dość tego! – powiedział książę stanowczo. Chwycił dziewczynę i przerzucił ją sobie przez ramię. – Zabieram cię do domu, do twego ojca, i nie waż się więcej sprawiać mi kłopotów. Jeśli Brae może zostać sprzedane, decyzja będzie należała do niego, nie do ciebie. Założyłbym się o sztukę złota, że uda mi się je kupić.
– Natychmiast mnie postaw, bękarcie! – wrzeszczała, kopiąc i wyrywając się, jednak w pozycji, w jakiej się znajdowała, niewiele mogła zrobić, by się uwolnić. W końcu zamilkła i pozostała spokojna, kiedy przenosił ją przez nadgniły most. Gdyby szamocząc się doprowadziła do tego, że wpadliby do jeziora, ten człowiek gotów był utopić ich oboje. Ludzie księcia podążali za nim, podśmiewając się i nie próbując tego ukryć.
– Zwiąż jej ręce i nogi w kostkach, Colly – rozkazał książę, kiedy znaleźli się przy koniach. – Pojedzie ze mną na siodle. Jak daleko stąd do Killiecairn?
– Około dziesięciu mil, panie. Będziemy musieli przejechać przez Hay Glen. Po drugiej stronie doliny są już ziemie Brodiech. Z pewnością nie zamierzasz wieźć dziewczyny przez cała drogę głową w dół, panie? Niech siedzi przed tobą, milordzie. Zwiążę jej nogi pod brzuchem konia, by nie sprawiała kłopotów. Nie sądzę, by staremu Brodie spodobało się, że źle traktujesz jego córkę.
Książę skinął głową, lecz zaraz dodał:
– Będzie musiał nauczyć ją manier, Colly. Nie widziałem dotąd tak nieposkromionej dziewczyny.
Flannie związano dłonie i posadzono ją na ogiera Patricka.
– Nazywają ją Ognista Flanna, panie – wyjaśnił Colin More – Leslie, schylając się, by związać stopy Flanny i starając się uniknąć jej kopniaków.
Patrick wskoczył na siodło, po czym sięgnął po wodze, obejmując dziewczynę. Odsunęła się, ograniczając kontakt jedynie do pleców, siedziała jednak spokojnie, ledwie śmiąc oddychać. Ścisnął więc boki konia i skierował go w stronę Killiecairn. Ludzie i psy podążyli za swoim panem.
No to się wpakowałam, pomyślała Flanna, wściekła na siebie jak nigdy. Kiedy wreszcie nauczy się panować nad swoim temperamentem? Wszystko, co musiał teraz zrobić przeklęty książę, to potrząsnąć przed ojcem i braćmi wypchaną sakiewką. Potem Brae nie będzie należało już do niej. Nie będzie posiadała niczego, gdyż stary był niewiarygodnie skąpy, nawet dla najbliższych. Ileż to razy powtarzała, że nie chce wyjść za mąż? Teraz wezmą ją za słowo, zatrzymają pieniądze, a ona zostanie z niczym. Gdy stary diabeł w końcu umrze, będzie pod każdym względem zależna od najstarszego brata, Aulaya. Co gorsza, nic nie mogła już na to poradzić. Nawet gdyby zgodziła się sprzedać ziemię, ojciec i tak musiałby wyrazić na to zgodę, co oznaczało, że zatrzymałby złoto dla siebie.
– Dlaczego, u licha, chcesz kupić moje włości?
– spytała nagle.
– Powiedziałem ci – odparł. – Graniczą z moimi.
– Przedtem jakoś ich nie chciałeś – zauważyła.
– Glenkirk nie należało wówczas do mnie, ale do mego ojca, który zginął pod Dunbar. Z uwagi na wojnę z Anglią i całe to zamieszanie wokół religii, jakie wybuchło tutaj, w Szkocji, a także w Anglii oraz w Irlandii, wolę dopilnować, by Glenkirk pozostało bezpieczne przed szaleństwem innych – wyjaśnił. – Pragnę jedynie, by zostawiono nas w spokoju, pani. Najlepszym sposobem, by to osiągnąć, wydaje się posiadanie tak wielkiego obszaru ziemi, jaki tylko uda mi się zdobyć.
– Nie przeszkadzałoby mi, gdybyś zajął Brae – powiedziała Flanna z nadzieją. – Podobnie jak ty, pragnę jedynie, by pozostawiono mnie w spokoju.
– Kto jednak wie, czego będzie sobie życzył twój mąż – zauważył książę.
– Nie mam męża – odparła Flanna. – Ani narzeczonego. I wcale nie chcę go mieć. Nie uważam mężczyzn za szczególnie sympatycznych i nie życzę sobie, by któryś z nich mną rządził. Kiedy się urodziłam, ojciec był już po sześćdziesiątce. Matka umarła, gdy miałam dziesięć lat. Mam sześciu braci przyrodnich, zrodzonych co do jednego z pierwszej żony ojca. Sami nie są już młodzi, mają bowiem od czterdziestu ośmiu do pięćdziesięciu sześciu lat. Większość bratanków i bratanic jest ode mnie starsza. Wszyscy żyją i mieszkają w Killiecairn. Dom pełen jest hałaśliwych, chełpiących się mężczyzn, zastraszających swoje kobiety i nieustannie im rozkazujących. Nie podoba mi się to, ani trochę. Uznałam, że skoro mam własne włości, mogę zamieszkać właśnie tam.
– Sama? – zapytał. – I ojciec wyraził na to zgodę?
– Mam służącą, Aggie. Prawdę mówiąc, to bękart mego najmłodszego brata. Wzięłam ją do siebie, gdy była jeszcze dzieckiem, gdyż żona brata była wobec niej okrutna. Tylko szukała pretekstu, by przyłożyć małej.
– Dwie dziewczyny w odosobnionym, walącym się zamku? – powiedział Patrick z naganą w głosie.
– I ojciec wyraził na to zgodę? – powtórzył. Flanna przełknęła szorstką odpowiedź. Nie wolno jej było zrazić sobie tego mężczyzny, jeśli miała odwieść go od zamiaru nabycia Brae i pozbawienia jej dziedzictwa. – Jest jeszcze Angus – powiedziała z wolna. – Był sługą mojej matki, a kiedy umarła, został moim. Ma prawie dwa metry wzrostu i groźny z niego wojownik.
Patrick o mało się nie roześmiał. Dwie dziewczyny i zdziecinniały, stary żołnierz. Ten Angus sam musiał stracić rozum, by zgodzić się na taki plan. Powstrzymał jednak wesołość. Kupując Brae, wyświadczyłby Flannie przysługę. Ta jej niechęć do zamęścia to oczywiście czysty nonsens. Złoto, jakie dostanie za Brae, pozwoli jej znaleźć szanowanego mężczyznę. Co zaś się tyczy jego, okaże więcej szczodrości, niż początkowo zamierzał, gdyż mimo woli podziwiał odwagę i hart ducha Flanny. Ognista Flanna, tak ją podobno nazywali. Bardzo stosownie.
– Nie martw się, dziewczyno – powiedział. – Wszystko obróci się na dobre, obiecuję.
Do diaska, zaklęła w duchu. Przeklęty książę cierpi na wadę słuchu, a może jest po prostu głupi? Nie słyszał, co do niego mówiła, albo nic z tego nie zrozumiał.
– Proszę, milordzie – powiedziała, przełykając na moment dumę – nie staraj się kupić Brae. To wszystko, co mam. Ojciec zatrzyma złoto. Nie zobaczę z niego ani korony.
– Nonsens, dziewczyno – powiedział, próbując ją uspokoić. – Jesteś jego jedyną córką. Będzie chciał zapewnić ci przyszłość.
– Do licha! – wykrzyknęła Flanna, zniecierpliwiona. – Nie rozumiesz, panie? Lachlann Brodie to stary skąpiec! Nie wyda nawet pensa, jeśli nie zostanie do tego zmuszony. Jak myślisz, dlaczego moi bracia nadal mieszkają w Killiecairn? Nie dał im nic, musieli więc wziąć sobie żony, które też prawie nic nie miały. Żadna nie posiadała ziemi, którą mogłaby wnieść w posagu mężowi. Nienawidzą starego, chociaż nie mają dość odwagi, aby powiedzieć mu to w oczy. Zaproponuj, że kupisz Brae, a stary zagarnie złoto, pozostawiając mnie tak biedną, jak są dziś moi bracia. A kiedy on umrze, najstarszy brat, Aulay, okaże się dokładnie taki sam. Nie będę miała niczego!
W jej słowach dźwięczała prawda, lecz Patrick Leslie nie był w stanie uwierzyć, że jakikolwiek mężczyzna mógłby pozbawić córkę tego, co należało prawnie do niej.
Zwłaszcza tak ładną córkę, gdyż Flanna była doprawdy ładna. Dziewczyna z pewnością przesadza, gdyż nie chce, by dziedzictwo jej matki zostało sprzedane. Potrafił to zrozumieć, był jednak zdecydowany zdobyć Brae. Nie odezwał się więcej, jechali więc dalej w milczeniu, gdyż Flanna także milczała. Osunęła się nieco w siodle, jakby uznawała swoją porażkę. Po południu wjechali wreszcie w dolinę Killiecairn, gdzie na tle ponurego, zachmurzonego nieba rysowała się potężna, ciemnoszara bryła zamku Lachlanna Brodie. Kiedy zbliżyli się do wejścia, przez drzwi wybiegła kobieta, pokrzykując:
– Jesteś wreszcie, mała diablico! Gdzie byłaś? Kim są ci ludzie? Natychmiast zsiądź z tego konia! Ojciec sposobi się od rana, by spuścić ci lanie, na jakie zasługujesz!
Twarz kobiety poczerwieniała z gniewu.
– Oto żona mego najstarszego brata, Una Brodie, milordzie – powiedziała chłodno Flanna. – Uno, to książę Glenkirk. Przyłapałam go, jak myszkował w Brae, lecz zostałam pojmana. Obawiam się, że nie dam rady zsiąść, dopóki ktoś nie rozwiąże mi kostek – dodała kpiąco, wyciągając przed siebie związane nadgarstki.
Na widok tego, co przydarzyło się krewniaczce, Una Brodie otwarła usta i wydała siebie wrzask tak przeraźliwy, że na dziedzińcu natychmiast zaroiło się od nadbiegających ze wszystkich stron Brodiech. Otoczyli jeźdźców i stali, wpatrując się w nich z otwartymi ustami.
Przez chwilę księciu wydawało się, że słyszy, jak Flanna chichocze, odrzucił jednak tę myśl uznawszy, że tylko to sobie wyobraził.
– Nie ma potrzeby krzyczeć, pani – powiedział. – Gdybym miał wobec Brodiech złe zamiary, z pewnością nie zjawiłbym się tu jedynie z szóstką ludzi.
Rozwiązał nadgarstki Flanny, polecając Colinowi, by uczynił to samo z jej kostkami.
– Możesz zsiąść – mruknął.
– Och nie, milordzie – odparła niemal wesoło, najwidoczniej doskonale się bawiąc. – Mam stąd o wiele lepszy widok, poza tym nie dosiadałam jeszcze tak wspaniałego rumaka.
– Zatem zsiądziemy oboje – wykrztusił przez zaciśnięte zęby Patrick, po czym zeskoczył z konia i zsadził dziewczynę.
– Co tu się, u licha, dzieje? – zapytał mężczyzna, równie wysoki jak książę, przepychając się do przodu. – Flanna? Gdzie się podziewałaś? Stary szaleje. Przez cały dzień dopytywał się, gdzie jesteś.
Spojrzał wprost w zielone oczy księcia.
– A ty kim jesteś, panie?
– Patrick Leslie, książę Glenkirk – padła odpowiedź. – Mam sprawę do twego ojca, panie.
Wyciągnął dłoń, która została uściśnięta.
– Aulay Brodie, milordzie. Zechciej, proszę, pójść ze mną. Będziecie mile widziani w wielkiej sali. Przestań się drzeć, Uno! To nie napaść, ale wizyta. Bóg mi świadkiem, nie mamy ich tu zbyt wiele. Nie wypada odprawić gości, nie pozwoliwszy im zaznać naszej gościnności.
Książę ruszył za Aulayem do zamku. Flanna szła przed nimi, a reszta ludzi księcia z tyłu. Nieduża sala wkrótce zapełniła się członkami rodziny i służącymi. W odległym kącie pomieszczenia znajdował się tylko jeden osmalony kominek, przy nim zaś, na pociemniałym ze starości, dębowym krześle z wysokim oparciem siedział białowłosy starzec. Musiał być kiedyś niezwykle wysoki, pod wpływem wieku skurczył się jednak i zmalał, a najbardziej rzucającą się w oczy cechą jego fizjonomii pozostał wydatny, haczykowaty nos. Spojrzenie miał jednak nadal bystre, kiedy uważnie przyglądał się nadchodzącemu w towarzystwie syna gościowi.
– Oto Patrick Leslie, książę Glenkirk, tato – powiedział Aulay Brodie.
Patrick skłonił się grzecznie. – Witaj, panie. Lachlann Brodie gestem nakazał młodszemu mężczyźnie, by zajął miejsce naprzeciw.
– Przynieście whiskey – rozkazał krótko i został natychmiast wysłuchany. – Gdzie byłaś? – zapytał, przenosząc spojrzenie na córkę.
– W Brae – odparła. – Zamierzałam zabrać Aggie oraz Angusa i tam zamieszkać.
– Hm! – chrząknął jej ojciec, a potem spojrzał znowu na księcia. – Podobno przywiozłeś moją córkę, związaną, na swoim siodle. Dlaczego?
– Zaatakowała mnie – odparł książę spokojnie. – Strzeliła do mnie z łuku, i to nie raz, ale dwa razy, o wymachiwaniu sztyletem nie wspominając. Uznałem to za przejaw wrogości.
– Mogłaby cię zabić, gdyby przyszła jej na to ochota – odparł stary, chichocząc. – Gdy miała szesnaście lat, zabiła jedną strzałą dorosłego jelenia. Strzeliła mu wprost w serce, sam widziałem. Dałaby radę wrócić do Killiecairn bez pomocy, panie.
– Chcę kupić Brae – powiedział Patrick Leslie otwarcie.
– Dlaczego?
W oczach starca zabłysły iskierki zainteresowania.
– Graniczy z moimi włościami. Chcę, by od sąsiadów oddzielało mnie tyle ziemi, ile tylko będę mógł zdobyć – odparł książę. – Nastały niebezpieczne czasy: król walczy o tron, a dookoła pełno religijnych fanatyków.
– Racja – przytaknął Lachlann Brodie.
– Nie możesz sprzedać Brae, tatku – wtrąciła czym prędzej Flanna. – Jest moje. To mój posag. Wszystko, co mam.
– Dam uczciwą cenę – mówił dalej książę, jakby Flanna w ogóle się nie odezwała. – Złoto będzie stanowić dla dziewczyny bardziej wartościowy posag niż Brae i porośnięte lasem ugory. Otoczone przez ziemie Glenkirk, nie przedstawiają wartości dla nikogo poza mną.
– Ile? – zapytał Lachlann.
– Dwieście pięćdziesiąt koron w złocie – odparł książę.
Starzec potrząsnął głową.
– To za mało.
– Więc niech będzie pięćset – zaproponował książę.
W sali dało się słyszeć zbiorowe westchnienie, cena była bowiem więcej niż godziwa.
– To nie kwestia ceny – powiedział po chwili starzec. – Nie ma na świecie dość złota, byś mógł kupić Brae.
– Czego zatem chcesz, panie? – zapytał książę.
– Jeśli tylko będę w stanie ci to dać, zrobię to, gdyż postanowiłem zdobyć Brae.
– Jeśli chcesz Brae, milordzie, musisz wziąć też jego dziedziczkę – powiedział Lachlann Brodie.
– Ożeń się z Flanną, a Brae będzie twoje.
– Do licha! – wykrzyknął Aulay Brodie, zaskoczony jak wszyscy pozostali. Złoto było dla ojca bogiem, mimo to próbował zatroszczyć się o swe najmłodsze dziecko.
– Nie chcę wychodzić za mąż, a już na pewno nie za niego! – zawołała rozsierdzona Flanna.
– Cicho bądź, dziewczyno – polecił jej ojciec stanowczo. – Twardy ze mnie człowiek i nieskory do otwierania sakiewki, ale kochałem twoją matkę. Była osłodą mojej starości. Obiecałem, że wydam cię za mąż, a prawda wygląda tak, że podobna okazja więcej nam się nie trafi. Cóż zatem, milordzie? – dodał, zwracając się do Patricka. – Jak bardzo chcesz zdobyć Brae? To całkiem ładna dziewucha, choć trochę przyduża. Ma to po mnie, bo z pewnością nie po matce. Jest wystarczająco młoda, być dać ci potomstwo, choć w wieku prawie dwudziestu dwóch lat najlepszy czas ma już prawie za sobą. Ma też gwałtowne usposobienie, nie będę cię co do tego okłamywał, lecz nie mógłbyś mieć przy sobie lepszej niewiasty w walce. Jest dziewicą, gwarantuję, gdyż nikt nie zdołałby się do niej zbliżyć, twój dziedzic będzie zatem naprawdę krwią z twojej krwi. Jeśli chcesz Brae, musisz wziąć za żonę moją córkę. Bo nie masz jeszcze żony, prawda?
Patrick miał ochotę skłamać, nie miałoby to jednak sensu, gdyż kłamstwo szybko wyszłoby na jaw.
– Nie, nie mam – przyznał.
– Nie wyjdę za niego! – wrzasnęła Flanna, została jednak zignorowana. Wyglądało na to, że jej wola w ogóle się nie liczy. To była sprawa, którą mieli załatwić między sobą jej ojciec i potencjalny małżonek.
– Cicho bądź, głuptasie – syknęła po cichu Una Brodie. – Ojciec zrobi z ciebie księżnę, jeśli tylko się zamkniesz.
– Nie chcę za niego wyjść! – zawołała, próbując po raz kolejny przedstawić swoje życzenia.
Patrick Leslie spojrzał na dziewczynę. Potrzebował żony. Prawdę mówiąc, nie zależało mu na tym, by ją kochać. Potrzebował kobiety, która dałaby mu dzieci, a Flanna wydawała się dostatecznie silna. Miłość tylko komplikuje sprawę, uznał. Dziewczyna jest dość ładna, no i ma posag, na którym mu zależy. Nie potrzebował złota, gdyż był człowiekiem bogatym. Rodzina życzyła sobie, by się ożenił. Kogo mógłby wybrać? To prawda, Brodie nie dorównywali Lesliem z Glenkirk. Byli prostymi, twardymi góralami, ale nie miało to znaczenia. Prawdopodobnie i tak nie będzie widywał krewnych żony, chyba że potrzebowałby ich pomocy podczas walki. Przyjrzał się wypełniającym salę, spoglądającym nieustępliwie mężczyznom i uznał, iż dobrze byłoby mieć ich przy sobie w bitwie. Podjął decyzję.
– Wezmę ją – powiedział.
– Nie! – Flanna tupnęła nogą i rozejrzała się po sali w poszukiwaniu najdrobniejszego choćby wsparcia. Niczego takiego nie znalazła.
– To pochopna decyzja, panie – wyszeptał mu do ucha Colin More – Leslie. – Z pewnością znajdzie się inny sposób. Czy twój ojciec, niech Bóg ma w opiece jego duszę, zaaprobowałby taki związek? A twoja matka, księżniczka?
– Potrzebuję żony – powiedział książę stanowczo – i chcę mieć Brae. Mnie wydaje się to doskonałym rozwiązaniem, Colly.
– Idź do wioski i sprowadź pastora – polecił Lachlann Brodie, zwracając się do najstarszego syna.
– Chcesz, bym poślubił ją natychmiast, panie? – zapytał Patrick, zdumiony. W końcu, czy miało to jednak znaczenie?
– Poślubisz ją i weźmiesz do łoża, milordzie, byśmy mogli być pewni, że nie odeślesz jej, powołując się na to, że związek nie został skonsumowany i nie zatrzymasz Brae. Nie ufam nikomu.
– Podstępny stary diabeł – skomentował cicho Colin More – Leslie.
– Jak sobie życzysz, panie – odparł książę. – Poślij Aulaya po księdza. To taki sam dobry czas na ślub, jak każdy inny.
– I zostaniecie tu na noc – dodał starzec.
– Tak. Spędzę ją z dziewczyną, bym mógł upewnić się co do jej niewinności, zanim zabiorę ją jutro do Glenkirk. Potem, jeśli wszystko pójdzie jak należy, Brae będzie należało do mnie?
Lachlann Brodie skinął głową.
– Zgoda – powiedział, po czym splunął na dłoń i wyciągnął ją do księcia.
Patrick Leslie zrobił to samo i mężczyźni uścisnęli sobie dłonie.
– Nie – zaprotestowała cicho Flanna, ale nikt jej nie słuchał. Mogła się w ogóle nie odzywać.
– Pięćset złotych koron stracone, a ty zostaniesz księżną – wymamrotała z zazdrością jej szwagierka Ailis. – To się nazywa mieć szczęście!
– Szczęście? – powtórzyła Flanna z goryczą.
– Nie widzę w tym żadnego szczęścia. Ty przynajmniej kochasz mojego brata Simona, a jemu na tobie zależy. Ten Leslie z Glenkirk chce tylko zdobyć Brae. Nieważne, czy je kupi, czy przyjmie jako posag, dla niego to bez znaczenia. Co ja, u licha, wiem o tym, jak być księżną? Przyniosę wstyd sobie i mężowi. I gdzie tu szczęście?
– Na pewno nauczysz się, jak być księżną – odparła Ailis. – Poza tym wątpię, byście trafili kiedykolwiek na dwór. Anglicy, jak słyszałam, zabili już jednego Stuarta. Umiesz prowadzić dom, bo przez lata udało nam się, choć z trudem, wtłoczyć ci co nieco na ten temat do głowy. Pomimo uporu jesteś dość pojętna. Szybko nauczysz się wszystkiego, co będzie ci potrzebne.
– Zabierzcie moją córkę do jej pokoju i dopilnujcie, by została przygotowana do ślubu – polecił kobietom Lachlann Brodie.
Szwagierki Flanny i ich córki otoczyły czym prędzej narzeczoną i wyprowadziły ją z sali. Osobista służąca Flanny, Aggie, przecisnęła się do swej pani.
– Zabierzesz mnie z sobą, panienko, prawda?
– spytała zaniepokojona.
– Tak, ty i Angus pojedziecie ze mną do Glenkirk – odparła Flanna. Odwróciła się nagle i przemówiła wprost do księcia: – Będę mogła zabrać ze sobą Aggie i Angusa, prawda? Bez nich nigdzie się nie ruszę.
– Oczywiście, możesz zabrać służbę – zapewnił ją. Wydawała się bardzo zdeterminowana, zadając to pytanie, choć nie miała w tej sprawie, tak jak i w innych, nic do powiedzenia. Nie było to jednak nic ważnego, poza tym wszystkie panny młode zjawiały się dotąd w Glenkirk z własną służbą.
Tymczasem Flanna czuła się zupełnie odrętwiała. Pozwoliła, aby kobiety rozebrały ją i pomogły wejść do wanny z gorącą wodą.
– Lepiej zacznijmy od włosów – powiedziała cicho do Aggie, ta zaś skinęła posłusznie głową.
– Spakujemy twoje rzeczy – zaofiarowała się Una. – Choć wątpię, czy okażą się dość dobre na Glenkirk. Umiesz jednak szyć. Z pomocą Aggie na pewno potrafisz uszyć dla siebie ładne stroje. Książę nie będzie wobec młodej żony skąpy. Proś go o wszystko teraz, zanim się tobą znudzi, Flanno. Jestem pewna, że da ci klucz do składów, gdzie znajdziesz jedwabie i inne piękne materie.
– Nie chcę od niego nic – odparła chłodno Flanna. – I tak odebrał mi jedyną rzecz, na której mi zależało: Brae.
– Nie bądź głupia – zganiła ją Una ostro.
– Stary powinien był wziąć pięćset koron – wtrąciła Ailis. – Wyobraźcie sobie: Ognista Flanna księżną, to ci dopiero! – zawołała z kpiną w głosie.
– Milcz, podła jędzo – prychnęła Una gniewnie. – Myślisz, że gdyby stary wziął złoto, zobaczylibyśmy z niego choć koronę, Ailis? Przypominam ci, że to mój Aulay jest dziedzicem. Twój Simon to tylko młodszy syn. Brae należało do Flanny, odziedziczyła je po matce. To jej dopisało szczęście, nie nam, choć dziwię się, jak wszyscy, że Lachlann Brodie odrzucił możliwość zarobienia pięciuset koron. Z drugiej strony, kochał Meg Gordon serdecznie, a i ona go kochała, mimo różnicy wieku.
W pokoju zapadła cisza. Una była matką rodu, kobietą obdarzoną dobrym sercem, choć twardą, porywczą i niemającą cierpliwości do głupców. Nikt, nawet teść, nie mógłby jej zarzucić, że bywa bez potrzeby okrutna, rządziła jednak kobietami żelazną ręką, wymagając absolutnego posłuszeństwa i stosownego zachowania. Nie wahała się też ukarać każdego, kto próbowałby podważyć jej autorytet, nawet Flanny, choć miała do dziewczyny niewątpliwą słabość.
Una Brodie straciła jedyną córkę podczas tej samej zimowej epidemii, która zabrała matkę Flanny. I choć miała poza nią czterech synów, to córkę kochała najbardziej. Zachorowała jako jedna z pierwszych i to Meg Gordon pielęgnowała ją oraz jej dziecko, po czym zaraziła się od nich i umarła. Flanna, choć nie przypominała w niczym Mary, była córką bez matki, Una zaś matką bez córki. Choć nic nie zostało w tej sprawie oficjalnie postanowione, przygarnęła małą i wychowała najlepiej jak mogła. Nie było to łatwe, gdyż Flanna miała od dziecka trudny charakter, a Meg zbytnio jej pobłażała.
Teraz Flanna, wyszorowana jak należy, wyszła z wanny i pozwoliła się wytrzeć. Kobiety zawinęły jej mokre włosy w ręcznik, a potem szczotkowały je przy ogniu, aż stały się miękkie i błyszczące. Przyniosły białą jak śnieg lnianą koszulę i ubrały w nią Flannę. Kuzynki upięły jej na głowie niewielki wianek z wrzosu i michałków. To było wszystko, w czym miała wystąpić podczas ślubu. Szła do ołtarza boso, z włosami rozpuszczonymi na znak, że jest dziewicą.
– Może i jesteś wysoka jak ojciec i bracia, masz też ich rude włosy – zauważyła Una – twarz odziedziczyłaś jednak po matce, a Meg była piękna. Masz czystą cerę, ładne oczy i usta stworzone do całowania. Książę powinien być zadowolony. A teraz mnie posłuchaj: kiedy nadejdzie czas, byście poszli do łoża, leż spokojnie i pozwól, by mąż wykonał całą robotę. Gdy po raz pierwszy w ciebie wejdzie, trochę cię zaboli, nie potrwa to jednak długo. Potem, jeśli książę okaże się dobrym kochankiem, możesz nawet czerpać ze współżycia pewną przyjemność. Lecz nawet jeśli tak nie będzie, wmawiaj mu, że jest inaczej. Wszyscy mężczyźni chcą wierzyć, że są niezrównanymi kochankami. Nie ma nic złego w tym, aby pozwolić im tak myśleć.
– A moi bracia? Są dobrymi kochankami? – spytała Flanna śmiało, spoglądając na sześć swoich szwagierek. Widząc, że się zarumieniły, roześmiała się złośliwie. Una spojrzała na nią, niezadowolona. Flanna widziała, że ma ochotę ją uderzyć, nie chciała jednak dopuścić, by inne zauważyły, że nie potrafi nad sobą zapanować. Ailis, Peggie, Eileen, Mona i Sorcha z zażenowaniem spuściły wzrok.
– Zachowuj się jak należy, dziewko – zganiła ostro Flannę. – To, że zostaniesz wkrótce księżną, nie oznacza, iż możesz być wobec nas nieuprzejma. Aulay nigdy mnie nie rozczarował, jestem też pewna, że jego bracia sprawili się podobnie – powiedziała, broniąc pozostałych. – A teraz, dziewczęta, uspokójcie się i uklęknijcie. Pomodlimy się za szczęście Flanny i za to, by za dziewięć miesięcy dała mężowi pięknego syna.
– Daj spokój, Uno – zaprotestowała Flanna śmiało. – Jeszcze nie oswoiłam się z tym, że będę miała męża, a ty już mówisz o dzieciach.
– Dziedzic ugruntowałby twoją pozycję, dziewczyno – stwierdziła rozsądnie Una. – Jeśli będziesz mądra, Flanno Brodie, urodzisz księciu dziedzica najszybciej, jak tylko się da.
Una posłała jedną z młodszych kobiet z powrotem do wielkiej sali, polecając sprawdzić, czy z wioski przybył już pastor. Okazało się, że duchowny zdążył dotrzeć do zamku, Flannę wprowadzono więc bez zbędnej zwłoki do sali i postawiono przed obliczem wielebnego pana Forbesa, miejscowego kapłana obrządku prezbiteriańskiego. Patrick Leslie podszedł i stanął obok Flanny. Jej skromny strój nieco go zdziwił, przypomniał sobie jednak, że stary wiejski obyczaj nakazywał, by panna młoda szła do ołtarza bosa i w samej koszuli. Symbolizowało to nie tylko niewinność, ale i posłuszeństwo. Niemal się roześmiał, podejrzewając, iż cnota posłuszeństwa okaże się jego żonie zupełnie obca, uznał jednak, że jeśli Flanna sprawdzi się jako pani domu, nie będzie mu to przeszkadzało.
Kapłan chrząknął, a potem odprawił pośpiesznie krótką ceremonię. Głos Patricka Leslie brzmiał czysto i głośno, gdy zgadzał się wziąć Flannę Brodie za żonę. Lecz kiedy pan Forbes zapytał Flannę, czy bierze sobie księcia za małżonka, by kochać go, szanować i być mu posłuszną, zawahała się i powiedziała:
– Nie kocham go, ponieważ go nie znam. Co się tyczy szacunku, będzie musiał na niego zasłużyć. Będę szanowała go jako mego pana i małżonka, nie mogę jednak stanąć przed Bogiem i obiecać, że będę mu posłuszna, gdyż wcale nie jestem tego pewna.
Biedny pastor zamilkł, zaskoczony taką deklaracją ze strony panny młodej. Lachlann Brodie poczerwieniał na twarzy i wyglądał, jakby miał się udusić.
– Przyjmuję warunki damy – powiedział szybko Patrick, przełamując impas. – Ma prawo je stawiać zważywszy, iż poznaliśmy się zaledwie przed kilkoma godzinami. Doceniam zarówno odwagę, jak szczerość żony, gdyż dobrze świadczą o jej charakterze.
– Skoro tak, doskonale – powiedział wielebny z wyraźną ulgą. – Ogłaszam zatem, że ten mężczyzna i ta kobieta są odtąd mężem i żoną.
– Gdybym nadal był za ciebie odpowiedzialny, dziewczyno, chwyciłbym teraz za rózgę – powiedział ojciec Flanny – i radzę twemu mężowi, by właśnie to uczynił.
Choć raz Flannie udało się powstrzymać cisnącą się na usta, ostrą odpowiedź.
– Posiłek gotowy – oznajmiła Una i wszyscy zasiedli do stołu.
Rozmaitość potraw zdziwiła księcia. Zważywszy, iż Lachlann uważany był powszechnie za skąpca, nie spodziewałby się, że na stole może znaleźć się tyle dobrych rzeczy: ryby – pstrąg i łosoś na podłożu z rukwi, pół wołu, upieczonego i ociekającego sosem, wielki półmisek kaczek z chrupiącą skórką, nadziewanych chlebem i jabłkami, potrawka z królika w pachnącym ciemnobrązowym sosie z marchewką oraz porami, świeży chleb, masło, mały krąg sera i najlepsze październikowe piwo, jakie Patrickowi zdarzyło się kiedykolwiek pić. Nie podano wina, ale osoby o wrażliwszym podniebieniu mogły raczyć się do woli świeżym cydrem.
Flanna, której apetyt zazwyczaj dopisywał, ledwie skubnęła jedzenie. Uświadomiła sobie bowiem z całą mocą, że wkrótce będzie musiała pójść do łóżka z mężczyzną, którego zupełnie nie zna. Nie wiedziała absolutnie nic o tym, co dzieje się pomiędzy żoną a mężem, gdyż nigdy się tym szczególnie nie interesowała. A zważywszy, iż nie miała przyjaciółek, z którymi mogłaby swobodnie plotkować, cala jej skąpa wiedza pochodziła od Uny, która niechętnie poruszała tego rodzaju tematy w rozmowie z dziewicą. To zaś, co powiedziała wcześniej w sypialni, tylko wprawiło Flannę w jeszcze większe pomieszanie. Zrobię z siebie kompletną idiotkę, pomyślała, nieco przestraszona.
Patrick obserwował żonę dyskretnie i zauważył, że prawie nie je. Czy aby na pewno jest dziewicą? Zastanawiał się. Stary zapewniał, że nikt jej nie tknął, lecz z tymi góralkami nigdy nie wiadomo. I czy powodem tak pośpiesznego małżeństwa była aby na pewno chęć zdobycia dla córki księcia? A może dziewczyna nosi pod sercem dziecko innego mężczyzny?
Spojrzał na Flannę i natychmiast odrzucił podejrzenia. Nic nie wskazywało na to, by dotąd źle się prowadziła. Sprytny stary Brodie dostrzegł po prostu okazję, by wydać córkę za księcia i natychmiast z tego skorzystał. Trzeba będzie przespać się z Flanną jeszcze tej nocy, w domu teścia. Gdyby okazało się, że nie jest dziewicą, unieważniłby natychmiast małżeństwo, zachowując Brae jako zadośćuczynienie za oszustwo.
Posiłek dobiegł wreszcie końca. Sprzątnięto ze stołów i w sali pojawił się kobziarz. Mężczyźni z rodziny wstali i ustawiwszy się w szereg, zaczęli tańczyć. W powietrzu unosił się delikatny, białoniebieski dym. Widać kominek nie funkcjonował jak należy. Patrick uświadomił sobie, że nie odezwał się do Flanny, odkąd złożyli małżeńską przysięgę, a i ona nie okazała się szczególnie rozmowna. Wyciągnął zatem do żony rękę, wstał i zmusił ją, by też się podniosła.
– Chodźmy, pani. Zatańczymy dla uczczenia naszego związku.
Poprowadził ją na środek sali, a kobziarz zaczął grać spokojny, weselny taniec. Patrick z zaskoczeniem przekonał się, że mimo wysokiego wzrostu Flanna porusza się z niezwykłą gracją. Unosząc rąbek skromnej koszuli, pochylała się i stąpała pewnym, choć drobnym kroczkiem. Obrócił ją, obejmując ramieniem, a wtedy odchyliła głowę i szybko na niego spojrzała. Oczy ma srebrzystoszare, zauważył. Uśmiechnął się leciutko, z aprobatą.
– Tańczysz doskonale, pani – powiedział miękko.
– Dziękuję, panie – odparła z cicha.
– Ładna z nich para – wyszeptała Una Brodie do męża. – Twój ojciec miał dziś piekielne szczęście. Nie sądziłam, że w ogóle uda się wydać ją za mąż, a co dopiero za księcia.
– Módlmy się, by szybko ją zapłodnił i by urodziła zdrowego chłopaka – odparł Aulay Brodie. – Jego rodzina nie będzie tym ożenkiem zachwycona. Jestem pewien, iż mierzyli znacznie wyżej niż Brodie z Killiecairn. Tacie rzeczywiście dopisało dziś szczęście, masz co do tego rację, módlmy się jednak, by dopisało ono i Flannie. Martwię się nieco o siostrzyczkę. Książę jej nie zna i ożenił się jedynie po to, by zdobyć Brae. Mam nadzieję, że z czasem pokocha żonę, albo przynajmniej będzie dla niej dobry.
– Nie martw się o Flannę – odparła Una pocieszająco. – To silna dziewczyna. Jeśli zechce, by książę ją pokochał, na pewno tak się stanie. To biednemu Patrickowi należy się współczucie, Aulayu. Nie ma pojęcia, jak uparta i porywcza potrafi być Flanna.
Aulay roześmiał się i powiedział:
– Przekona się o tym aż nadto szybko, droga żono, zobaczysz.
Lachlann Brodie pochylił się i powiedział do córki:
– Pora, byś opuściła salę, dziewczyno. Wkrótce przyślemy do ciebie męża. Niech cię Bóg błogosławi, Flanno. Matka byłaby dziś z ciebie dumna.
Flanna wstała, po czym, pochyliwszy się, ucałowała pomarszczony policzek starca.
– Wiem, że zrobiłeś to, bo chciałeś dla mnie jak najlepiej, tatku. Może pewnego dnia ci podziękuję. Albo cię przeklnę. Czas pokaże. Nie chcę, by towarzyszyła mi teraz któraś z kobiet. Doskonale dam sobie radę sama.
Lachlann skinął głową i gestem nakazał kobietom, by pozostały na swoich miejscach.
Flanna pośpieszyła schodami do swej małej sypialni. W korytarzu przed drzwiami stały już dwa kuferki. Wszedłszy do pokoju przekonała się, że niemal wszystkie jej rzeczy spakowano. Łóżko, w którym z trudem mogłyby pomieścić się dwie osoby, zaścielono świeżą pościelą. Na stole stała miedziana miska i dzbanek z letnią wodą. Obok leżał czysty kawałek płótna. Flanna nalała do miski trochę wody, obmyła ręce i twarz, a potem wyszorowała szmatką zęby. Na koniec wylała wodę przez niewielkie okno. Ktoś nadchodził korytarzem. Odwróciła się szybko i zobaczyła księcia. Jej serce zaczęło szybciej bić.
Patrick zamknął drzwi sypialni, nie zapominając o zasuwie.
– Nie patrz tak na mnie – powiedział – nie zamierzam zrobić ci krzywdy. Byłaś wieczorem dziwnie milcząca. Nie tak jak wcześniej dzisiejszego dnia.
Usiadł na skraju łóżka.
– Pomóż mi zdjąć buty, pani – polecił.
– A co miałabym powiedzieć, milordzie? – spytała. Odwróciła się do męża plecami i przytrzymawszy but udami, pociągnęła mocno. To samo uczyniła z drugim i odwróciła się na powrót do księcia. – Nie dążyłam do tego, by nasze rodziny się połączyły. Prawdę mówiąc, ty także nie. Chodziło ci o Brae i je zdobyłeś. Nie chciałeś mnie.
– Potrzebowałem też żony – odparł szczerze. Rozpiął kaftan, zdjął go i podał Flannie.
Wzięła go i położyła ostrożnie na jedynym krześle.
– Lecz gdyby nie nadarzyła się okazja – zauważyła – nie szukałbyś jej wśród Brodiech z Killiecairn, prawda?
– Nie wiem, gdzie bym jej szukał – powiedział otwarcie. – Nim matka wyjechała na południe, poradziła mi, bym wziął sobie żonę, prawda wygląda jednak tak, iż nie znam godnych szacunku młodych kobiet z okolicy. Nie spodziewałem się, że tak szybko odziedziczę tytuł, gdyż ojciec cieszył się dobrym zdrowiem. Lecz kiedy zginął, stało się konieczne, bym znalazł sobie żonę. Nadajesz się do tego równie dobrze, jak każda inna, dziewczyno. I, jak powiedziałaś, chciałem dostać Brae.
– Masz zatem oficjalną kochankę, panie? – spytała Flanna śmiało.
Patrick uśmiechnął się niespodziewanie.
– A jeśli tak, będziesz o nią zazdrosna? – spytał, drocząc się.
– Proszę sobie nie pochlebiać, milordzie – odparła ostro. – Chciałabym po prostu wiedzieć, czego mam się spodziewać po przyjeździe do Glenkirk.
– Lubię kobiety – przyznał. – Mam trójkę nieślubnych dzieci, dwóch chłopców i dziewuszkę, ale ich matki stanowiły dla mnie jedynie chwilową rozrywkę. Mimo to uznałem dzieci, dbam też o to, by niczego im nie brakowało. Nie utrzymywałem jednak stałej kochanki, ani w Glenkirk, ani gdzie indziej, jeśli już o to chodzi.
Flanna skinęła głową.
– Czym zajmuje się księżna? Nie jestem zbyt wykształcona. Wiem, jak prowadzić gospodarstwo, potrafię też się podpisać. Nie znam się jednak na subtelnościach i nie potrafię mówić obcymi językami. Nie chciałabym przynieść ci wstydu, panie.
Szczerość Flanny poruszyła Patricka. Była prostą, uczciwą dziewczyną. Może ten pospieszny ożenek nie okaże się jednak tak niekorzystny, pomyślał. Wstał i zaczął rozpinać bryczesy.
– Glenkirk jest większe niż zamek twego ojca - zaczął. – Od wyjazdu matki nie zarządzała nim kobieta. Przedtem gospodarstwo prowadzili służący, którzy przybyli z nią, gdy poślubiła mego ojca. Glenkirk rozpaczliwie potrzebuje kobiecej ręki. Twoje umiejętności zostaną z pewnością docenione. Możesz wybrać spośród naszych ludzi, kogo tylko zechcesz, będziesz też miała przy sobie Aggie i Angusa.
Zdjął wełniane bryczesy, a potem lniane kalesony i podał obie sztuki odzieży Flannie.
Ta zaś, zamilkłszy ponownie, zerknęła spod oka na wystające spod długiej do kolan koszuli nogi swego małżonka, na razie zakryte pończochami. Pochylił się, zrolował je i zdjął, odrzucając na bok. A potem odwrócił się do Flanny, mówiąc:
– Cóż, pani, chyba jesteśmy gotowi. Flanna przełknęła głośno ślinę.
– Nie wiem, co robić – powiedziała.
– Podejdź do mnie – polecił łagodnie. Podeszła i stanęła tuż przed nim.
– Powiedz mi, co dokładnie wiesz albo słyszałaś na temat tego, co dzieje się pomiędzy mężczyzną a kobietą w sypialni – polecił spokojnie.
– Prawdę mówiąc, nie wiem na ten temat praktycznie nic – przyznała. – Nim zeszłam do sali, bratowa powiedziała, bym leżała spokojnie, gdy będziesz we mnie wchodził, a jeśli okażesz się zdolnym kochankiem, mogę odczuć pewną przyjemność. Jednak, milordzie, nie mam pojęcia, co Una mogła mieć na myśli! Przykro mi, że jestem taką ignorantką i że czujesz się rozczarowany, nic nie mogę jednak na to poradzić.
Teraz to Patrick poczuł się skonfundowany. Jeśli miał wierzyć Flannie, a przeczucie podpowiadało mu, że dziewczyna nie kłamie, miał oto przed sobą dziewicę, która nie posiadała na temat współżycia żadnej wiedzy, nawet teoretycznej. Czy posiadł kiedyś taką dziewicę? Jakąkolwiek dziewicę? Nie sądził, by tak było.
– Nikt nigdy cię nie pocałował, Flanno? – spytał. Nagle zwracanie się do niej “pani” wydało mu się niestosowne. – Nie przytulił?
– Oczywiście, że nie! – odparła, oburzona. – Za kogo mnie masz, milordzie? Nie jestem latawicą, zadzierającą spódnice w ciemnym kącie albo pokładającą się wśród wrzosów z każdym, kto ma na to ochotę. Patrick skinął głową.
– Oczywiście, że nie, i wcale tak o tobie nie myślałem, jednak szybki całus lub przytulenie to nic zdrożnego. Lecz jeśli nie posiadasz żadnej wiedzy, będę musiał nauczyć cię wszystkiego od początku. Twój tatko oczekuje, że stracisz tej nocy dziewictwo, inaczej nie przekaże mi prawa własności Brae. Mamy więc mnóstwo roboty, ty i ja.
– Znowu Brae! – wykrzyknęła. – Och, weź je sobie i zostaw mnie w spokoju, milordzie! Wolę umrzeć dziewicą!
Odwróciła się do niego plecami.
Patrick roześmiał się cicho, a potem przyciągnął dziewczynę do siebie i, nie mogąc się powstrzymać, zanurzył na moment twarz w jej długich, złotorudych włosach. Pachniały przyjemnie białym wrzosem.
– No, no, dziewczyno – powiedział uspokajająco – to byłaby zbrodnia, gdybyś umarła jako dziewica. Jesteś zbyt ładna.
Odsunął na bok masę loków i dotknął lekko ustami miękkiej, ciepłej skóry na karku dziewczyny. Nietrudno przyjdzie jej wzbudzić w nim pożądanie, pomyślał zadowolony. Zdarzało mu się sypiać z kobietami, które znał krócej niż Flannę.
Tymczasem Flannie zaparło dech. Dotyk mężowskiego ramienia, przyciskającego ją delikatnie acz stanowczo, i ciepło jego warg na karku wzbudzały w niej uczucia, które były równie niepokojące, co intrygujące.
– Naprawdę uważasz, że jestem ładna? – spytała nieśmiało, odzyskując zdolność mówienia. U licha, co się z nią dzieje? Zachowuje się jak ostatni głuptas.
– Tak – odparł, odwracając żonę, by mogła na niego spojrzeć. Ujął ją pod brodę i delikatnie pocałował.
Ku swemu przerażeniu Flanna niemal zemdlała pod dotykiem jego warg. Serce biło jej tak mocno, aż słyszała je w uszach, a pokój wirował przed oczami. Jej ciało zalała fala ciepła. Pod wpływem tych niespodziewanych doznań zachwiała się niczym trzcina na wietrze.
– Och… – wykrztusiła jedynie, kiedy oderwał wreszcie wargi od jej ust.
Widząc, że zaraz gotowa upaść, objął ją mocniej i przytrzymał. Zaczerwieniła się, zażenowana, i ukryła twarz na jego ramieniu. Jej nieśmiałość wydała się Patrickowi czarująca.
– Chyba masz talent do całowania, Flanno – powiedział z uśmiechem.
Teraz, gdy zmysły przestały ją zawodzić, uznała, że pocałunek sprawił jej przyjemność. Spojrzała na Patricka i powiedziała śmiało:
– Nie będziemy mogli być tego pewni, o ile znowu nie spróbujemy.
Objęła męża za szyję i przyciągnęła bliżej ku sobie. Roześmiał się cicho, mówiąc:
– Jak sobie moja pani życzy.
I zaczął znów ją całować. Omdlewała w jego ramionach, pozwalając się prowadzić i błyskawicznie nadrabiając braki w miłosnej edukacji. Z początku ich usta stykały się jak dwa motyle, delikatnie się muskając. Nagle łagodna do tej pory lekcja zmieniła się w coś zgoła innego. Jego wargi już nie muskały, lecz domagały się, przytulone mocno do jej warg. Flanna poczuła, że w głębi jej trzewi rodzi się nerwowe podniecenie. Tymczasem Patrick podtrzymywał kciukiem i palcem wskazującym jej głowę, przesuwając językiem po nabrzmiałych wargach, by zaraz, bez ostrzeżenia, wsunąć go w ciepłą, wilgotną jaskinię jej ust. Flanna westchnęła, zaskoczona. Instynkt nakazywał jej się bronić, uciekać, lecz on nie zamierzał na to pozwolić. Jego poszukujący, gorący język odszukał jej cofający się i zaczął drażnić się z nim, gładząc, pieszcząc i zapraszając do powolnego, zmysłowego tańca. Flanna, niezdolna się powstrzymać, poddała się pieszczocie.
A potem uświadomiła sobie, że dłoń Patricka nie podtrzymuje już jej głowy. Okazała się chętną uczestniczką tego, co się działo, zaczął więc rozwiązywać tasiemki jej koszuli. Oderwała usta od jego ust i krzyknęła: – Nie! – próbując odsunąć jego dłonie.
– Najpierw jest całowanie – powiedział Patrick nieco ochrypłym głosem. – Potem dotykanie. Zaufaj mi, Flanno. Nie zrobię ci nic złego, ale muszę cię teraz dotknąć.
– Dlaczego? – spytała trwożliwie. Och, Boże! Jego wielka dłoń znikała właśnie w wycięciu koszuli. Poczuta, jak obejmuje jej pierś. Zadrżała.
– Ponieważ nie jestem, jak ty, dziewicą, i najwyraźniej udało ci się pocałunkami wzbudzić we mnie pożądanie. Muszę choć trochę je złagodzić, inaczej wezmę cię, nim będziesz na to gotowa – poinformował ją otwarcie.
– Och – westchnęła Flanna cichutko.
– Jak szybko bije ci serduszko – wymruczał, a potem pochylił głowę i ucałował szczyty jej piersi.
– I zacznie bić jeszcze szybciej, jeśli nadal będziesz to robił – odparła, chwytając gwałtownie powietrze. Jego dłoń była tak ciepła, a jej pierś zdawała się doskonale do niej pasować. Kiedy ucałował jej sutek, poczuła się tak, jakby uderzył w nią piorun. Sutek nabrzmiał i czuła w nim dziwny, ciągnący ból.
– Kobiece piersi stworzone są do pieszczot – powiedział.
– Nie jestem jeszcze kobietą – odparła szybko, po czym wsunęła palce w ciemne włosy Patricka, próbując odsunąć jego głowę.
Roześmiał się.
– Nie mogę oprzeć się twym bujnym wdziękom, dziewczyno – powiedział. – Są zbyt kuszące.
– Nie znamy się nawzajem – zaprotestowała.
– Dzisiaj ujrzałeś mnie po raz pierwszy, Patricku Leslie. Wypuszczając w twoim kierunku strzałę, chciałam jedynie cię przepędzić. Nie sądziłam, że nim zapadnie noc, będziemy mężem i żoną.
– Ja także nie, Flanno – odparł spokojnie – lecz przecież nimi jesteśmy, a trudno o lepszy sposób, byśmy się poznali. Wiele dziewcząt wychodzi za nieznajomego i wcale nie okazuje się to takie straszne. Będę dla ciebie dobrym mężem, Flanno.
– Nie sądziłam, że zostanę kiedykolwiek żoną – odparła cicho.
– Ale jesteś. I to moją. – Przytulił ją do siebie.
– Staram się zbytnio nie śpieszyć – powiedział.
– Wiem – przyznała, myśląc o tym, iż jej mąż pachnie mydłem i skórą, koniem i mężczyzną. Było w tym coś niesłychanie kojącego. Obejmował ją czule ramieniem, pieszcząc dłonią jej włosy. Uświadomiła sobie, iż czuje bicie jego serca! Uderzało równo i mocno. Dum, dum, dum. Odsunęła się lekko i zaczęła rozwiązywać tasiemki koszuli Patricka. Śmiało ucałowała jego szeroką pierś. Była gładka i ciepła. Odważnie dotknęła sutka czubkiem języka, a potem, niezdolna się powstrzymać, go polizała. Nie miała pojęcia, skąd przyszło jej do głowy, by zrobić coś takiego, Patrick stał jednak bardzo spokojnie, oczarowany niespodziewaną śmiałością dziewczyny. Nagle Flanna przerwała pieszczotę i przycisnęła gorący policzek do piersi męża, zażenowana i zawstydzona.
– To było miłe – powiedział, by ją zachęcić.
– Cóż, chyba już pora, byśmy pozbyli się reszty garderoby.
Po czym, zanim zdążyła się zorientować, chwycił skraj jej koszuli, przesunął ją ponad głową Flanny i rzucił na podłogę.
– Twoja kolej – powiedział.
– Nie widziałam dotąd nagiego mężczyzny – powiedziała.
– Mam nadzieję, że cię nie rozczaruję – odparł, gdy zdejmowała mu koszulę, która natychmiast wylądowała na podłodze. Zacisnęła mocno powieki i trwała tak, wsparłszy dłonie na piersi Patricka. Nie była w stanie oddychać.
Patrick zagryzł wargi, powstrzymując śmiech. Stał nieporuszony, aż Flanna otwarła wpierw jedno oko, a potem drugie. Zaczerpnęła gwałtownie powietrza i stała tak ze wzrokiem wbitym w nos Patricka. Wyciągnął ramiona i delikatnie objął żonę.
– Podoba ci się mój nos? – zapytał żartobliwie.
– C… co takiego? – jakoś udało jej się dobyć głosu, mimo iż stała naga, pierś w pierś z równie nagim mężczyzną. – Twój nos?
– Uparcie się w niego wpatrujesz – wyjaśnił.
– Nie wiem, gdzie jeszcze mogłabym patrzeć – odparła szczerze.
Patrick nie wytrzymał i parsknął śmiechem.
– To nie jest zabawne, mój panie, ani trochę – zaprotestowała, próbując się odsunąć. Nie pozwolił na to.
– Och, dziewczyno, po prostu zdziwiło mnie, że jesteś tak bojaźliwa – powiedział. – Dziewczyna, która strzelała do mnie po południu z łuku, a potem próbowała zaatakować sztyletem, okazuje się trwożliwa i nieśmiała. Jestem zaskoczony i oczarowany tym odkryciem.
Ujął pasmo jej gęstych włosów pomiędzy kciuk a palec wskazujący i zaczął gładzić, podziwiając jego miękkość, a potem przycisnął je na moment do ust.
– Kochanie się to rzecz zupełnie naturalna, Flanno. Dziewica o dobrej opinii musi polegać na swym małżonku, godząc się, by został jej przewodnikiem na ścieżce miłości. Gdyby twój ojciec nie uparł się, że małżeństwo ma zostać skonsumowane jeszcze tej nocy, dałbym ci tyle czasu, ile byś potrzebowała, aby mnie lepiej poznać. Lachlann był jednak w tej sprawie bardzo stanowczy. Najwidoczniej obawia się, że mógłbym pozostawić cię dziewicą, a potem zażądać anulowania małżeństwa, powołując się na to, iż nie zostało skonsumowane. Gdyby tak się stało, miałbym prawo zatrzymać twój posag, Brae.
– Och – powiedziała tylko, spoglądając mu z niepokojem w oczy.
Pogładził delikatnie jej policzek grzbietem dłoni i mówił dalej:
– Nie zrobiłbym czegoś takiego, Flanno. Jestem człowiekiem honoru, jak cała moja rodzina. To prawda, że ożeniłem się z tobą, by dostać Brae, lecz kobiety wybiera się ze względu na ich posag. Jestem bogaty i nie trzeba mi złota czy bydła, chciałem jednak mieć Brae. Im więcej ziemi będę posiadał, tym skuteczniej będę mógł bronić swoich. Odmówiłbym poślubienia królewskiej córki, gdyby nie wniosła mi w posagu Brae. Rozumiesz, co chcę powiedzieć, dziewczyno?
Przesunął pieszczotliwie palcami po kościach policzkowych Flanny.
– Jestem więc głupia pragnąc, by pożądano mnie dla mnie samej, nie mego posagu, panie? – spytała cicho.
Potrząsnął głową.
– Nie jesteś głupia, Flanno. Moja matka sprzeciwiła się woli króla Jakuba i odmówiła poślubienia mego ojca, ponieważ monarcha podjął tę decyzję nie przejmując się tym, czy przyszli małżonkowie się kochają ani czy do siebie pasują. Ojciec musiał mocno zabiegać, by matka wreszcie zgodziła się za niego wyjść.
– Udało mu się podbić jej serce, milordzie? – spytała.
– Tak – odparł Patrick Leslie z uśmiechem. – I to do tego stopnia, że kiedy zginął pod Dunbar, musiała wyjechać z Glenkirk.
Flanna milczała przez chwilę, a potem spytała:
– Sądzisz, że i my pokochamy się pewnego dnia? Pytanie zaskoczyło Patricka. Miłość, jak zdążył już zauważyć, była uczuciem skomplikowanym. Wielostronnym i słodko – gorzkim. Pod wpływem niewinnego pytania żony uświadomił sobie nagle, iż zawsze bał się miłości. Namiętność – tak, rozumiał ją doskonale, podobnie jak żądzę, lecz miłość?
– Nie wiem, Flanno – odparł szczerze – lecz jesteś teraz moją żoną. Będę cię wielbił moim ciałem i będę cię szanował. Niczego więcej nie mogę na razie obiecać. Czas pokaże.
Skinęła głową, wdzięczna za szczerość i uczciwość tej odpowiedzi. To i tak więcej, pomyślała, wspominając ojca i braci, niż mogłaby spodziewać się po mężczyźnie.
– Cóż, panie – powiedziała – przystąpmy zatem do tego konsumowania, skoro jest tak ważne dla mego tatki. Co mam robić? Pamiętaj, że jestem absolutną ignorantką. Przepraszam za swoją niewiedzę, lecz moja bratowa stwierdziła, iż dziewczyna nie musi nic wiedzieć o sprawach ciała nim trafi do łoża swego małżonka. Większość dziewcząt wie jednak, kogo poślubi. Całują się z narzeczonymi po kątach i przytulają, ja nie chciałam jednak mężczyzny. Pragnęłam być wolna.
– Nie zrobię z ciebie niewolnicy, Flanno – obiecał. – Dbaj o dom, daj mi dziedziców, unikaj skandali, a będziesz mogła żyć tak, jak lubisz. Gdy poznasz moje krewniaczki przekonasz się, jak bardzo są niezależne.
Objął mocniej jej talię.
– Nie będzie dziś między nami miłości, Flanno, lecz tylko namiętność. Nauczę cię też przyjemności i to, jak się przekonasz, na razie wystarczy.
Wziął żonę na ręce, zaniósł na łóżko i położył, sam kładąc się obok i podziwiając długie nogi Flanny.
Ze wszystkich sił starała się zachować spokój, nie była jednak w stanie powstrzymać narastającego drżenia. Wypełniała ją mieszanka emocji. Strach. Ciekawość. Podniecenie. Nie odważyła się spojrzeć dotąd na jego ciało. Teraz uniosła się jednak na łokciu i przesunęła po nim z wolna spojrzeniem. Obserwował ją ukradkiem, starając się nie wprawić w zażenowanie ani nie spłoszyć. Szerokie ramiona. Szeroka pierś, pokryta ciemnym puchem i przechodząca w wąską talię. Brzuch – twardy i zupełnie płaski. Dotknęła ostrożnie ciepłej skóry, wyczuwając prężące się pod nią mięśnie.
Miał bardzo długie nogi, mocno umięśnione uda i łydki mężczyzny nawykłego do ruchu na świeżym powietrzu, nie zaś spędzającego dnie przy kominku. A jego stopy! Nie widziała dotąd tak dużych stóp! Długie i wąskie, wyglądały zupełnie inaczej niż szerokie i raczej krótkie stopy jej ojca i braci. Przyglądała się mężowi, nadal trzymając dłoń na jego brzuchu. Wróciła ku niej spojrzeniem, zatrzymując je na ciemnej gęstwinie włosów pomiędzy pępkiem a zbiegiem ud, gdzie spoczywał, na wpół pobudzony, jego członek.
– To twoja męskość? – spytała rzeczowo.
– Tak – odparł, przełykając mocno ślinę, gdy wzięła go do ręki. – Musisz obchodzić się z nią ostrożnie.
– Nie jest zbyt duża – zauważyła.
– Stanie się większa, kiedy wypełni ją pożądanie – odparł, nieco urażony. Nieprzyuczona dziewica nie rozumiała, że kiedy zbudzi się w nim żądza, jego męskość stanie się nie tylko dłuższa, ale i grubsza, co ją z pewnością przerazi.
– Jak mogę wzbudzić w tobie pożądanie? – spytała bez ogródek, wypuszczając członek z dłoni.
– Na przykład tak – powiedział, unosząc się nagle i wsuwając na nią. Jego usta odnalazły jej usta i połączyły się z nimi w długim, namiętnym pocałunku. Ku zaskoczeniu Patricka Flanna rozchyliła ochoczo wargi, wysuwając język, by wdać się z jego językiem w rozkoszne zmagania. Jej gibkie, acz zaskakująco zmysłowe ciało zdawało się topnieć w uścisku jego ramion.
– Nie bój się, Flanno – wymruczał z ustami tuż przy jej ustach.
– Nie boję się – zapewniła, choć serce biło jej jak szalone.
– Masz takie słodkie piersi – powiedział, sięgając, by je popieścić. – Są niczym dojrzałe jabłka jesienią.
Pochylił głowę i ucałował jej sutek, ten zaś skurczył się pod dotykiem jego warg niczym pączek kwiatu, zwarzony pierwszym mrozem. Wysunął język i zaczął okrążać nim z wolna pierś, a kiedy myślała już, że nie wytrzyma tego ani chwili dłużej, objął wargami sutek i zaczął mocno ssać.
– Jezuuu! – westchnęła, zaskoczona. Natarczywość jego pieszczot sprawiała, że gdzieś głęboko pomiędzy udami budziło się w niej uczucie ni to tęsknoty, ni to bólu. Poruszyła się, próbując ujść nowej torturze, lecz on nie przestał, siejąc w nienawykłym do takich doznań ciele Flanny absolutne spustoszenie.
– Przestań, błagam! – krzyknęła cicho, lecz on zdawał się nie słyszeć.
– Jakież one słodkie! – wymruczał, unosząc głowę jedynie na tyle, by przenieść starania na drugą pierś i robić z nią to samo.
Flanna przyglądała mu się spod na wpół opuszczonych powiek. W środku cała zdawała się płonąć. Brzuch miała ściśnięty z napięcia i nieznanych emocji. Sięgnęła, by dotknąć ciemnych, krótko ostrzyżonych włosów Patricka. Były miękkie jak na mężczyznę, i bardzo gęste. Przesunęła nieśmiało dłoń na zgrabny kark męża, on zaś westchnął głęboko i uniósł głowę, by spojrzeć jej w oczy.
– Zaczynasz wzbudzać moje zainteresowanie, dziewczyno – powiedział, uśmiechając się leciutko.
– Czy to właśnie nazywają uprawianiem miłości? – spytała. Jej policzki oblały się szkarłatem.
– To dopiero początek, Flanno – odparł, a potem opuścił znów głowę i przesunął językiem pomiędzy jej bujnymi piersiami. Do licha, ależ jest rozkoszna, pomyślał. Był już wystarczająco podniecony, lecz jego dziewicza małżonka potrzebowała więcej czasu, a on zamierzał jej go dać. Gdyby zachował się zbyt brutalnie, z pewnością by go znienawidziła. Będą musieli żyć razem, dopóki nie rozłączy ich śmierć, nie życzył więc sobie, by go nienawidziła. I tak denerwowała się już wystarczająco z powodu Brae. Zaczął całować znowu jej usta, powieki, smukłą szyję. Przesuwał ustami po ciele żony, wyciskając ciepłe pocałunki na pępku i torsie.
Flanna upajała się pocałunkami, choć brakowało jej dotyku jego warg na piersiach, nabrzmiałych i wręcz bolesnych. Drgnęła, zaskoczona, gdy uniósł się na łokciu i zaczął gładzić jej mocno ściśnięte uda. Spojrzała w dół i zobaczyła jego męskość. Nie wydawała się już mała ani bezbronna, lecz długa i gruba. Ze zdumienia Flanna otwarła usta. Pieścił ją, przesuwając delikatnie długimi palcami w górę i w dół ud, które rozchyliły się nieco, niczym kierowane własną wolą. Zadrżała z oczekiwania.
Patrick uśmiechnął się leniwie. Jest nieprzyuczona, ale dzielna, pomyślał z uznaniem. Pogładził delikatnie wzgórek Wenery, pokryty rudawymi lokami, ciemniejszymi nieco niż włosy na głowie. Pochylił się i zaczął znów ją całować, nie zaprzestając głaskania. Jej wargi sromowe nabrzmiały i mógł już wsunąć pomiędzy nie palec. Przesuwał nim powoli między ciepłymi, wilgotnymi fałdkami. Westchnęła głośno, zaskoczona, lecz uspokoił ją pocałunkami i czułymi słowami.
Serce Flanny biło jak szalone. Budził w niej uczucia, o których istnieniu nawet nie wiedziała, bezlitośnie rozpalał zmysły. Czuła się jak kociołek, ustawiony na ogniu. Tyle było spraw, o które chciałaby go zapytać, lecz pora jakoś nie wydawała się stosowna. Pewne rzeczy powinna jednak wiedzieć! Wielki Boże, dotykał jej teraz w sposób tak intymny. Flanna miała wrażenie, że zaraz zdarzy się coś absolutnie niewyobrażalnego, że zemdleje. Zaczerpnęła czym prędzej powietrza, by rozjaśniło jej się w głowie.
– Co robisz? – załkała przestraszona, kiedy spróbował wsunąć w nią palec.
– Wszystko w porządku, moje jagniątko – zapewnił. – Muszę wiedzieć, jak mocna jest twoja błona dziewicza. Nie sprawię ci więcej bólu, niż będzie to konieczne, Flanno. Leż spokojnie, skarbie.
Zaczął całować usta dziewczyny, aby odwrócić jej uwagę, nie przestając szukać odpowiedzi na swoje pytanie. A kiedy ją znalazł, spochmurniał. Sprawa nie będzie łatwa, uznał. Flanna była bez wątpienia dziewicą, i to stuprocentową. Już kiedy spróbował wepchnąć głębiej palec, mocno się skrzywiła. Sądził przedtem, iż na skutek jazdy konnej jej błona dziewicza mogła nieco się rozciągnąć, nic takiego widać jednak nie nastąpiło.
Boże, pomyślała Flanna, co się zaraz stanie? I czy ja tego chcę? Zresztą to bez znaczenia, weźmie mnie i tak, a wszystko przez Brae. Łzy pociekły jej z oczu i spłynęły po policzkach. Ciało męża wgniatało ją w materac. Zadrżała i odwróciła głowę, przygryzając wargi, by powstrzymać okrzyk protestu.
Zobaczył jej łzy i niemal go to powstrzymało. Nie był przecież brutalem, zmuszającym kobiety, by mu ulegały. Namiętność niosła z sobą przyjemność, a on chciał dać swej młodej żonie rozkosz. Uniósł się zatem i przysiadłszy na piętach, powiedział:
– Nie bój się, Flanno. Spójrz na mnie i powiedz, co cię niepokoi. Nie chcę cię brać, kiedy się mnie boisz.
Odwróciła głowę i spojrzała na niego. Jej młode piersi to unosiły się, to opadały od nadmiaru emocji.
– To nic nie znaczy, panie. Nie chciałam, by utrata dziewictwa nie miała znaczenia. Nie sądziłam, że wyjdę kiedykolwiek za mąż, lecz skoro tak się stało, ten akt powinien mieć znaczenie. Wiem, że mówię bez sensu!
Po czym zaniosła się szlochem.
– Och, Flanno, moja porywcza żono – powiedział delikatnie Patrick. – Nie jest tak, jak myślisz. Czy nie wiesz, jak bardzo cenię sobie to, czym zamierzasz mnie dziś obdarować? Chroniłaś dziewictwo przez całe swoje życie i czuję się zaszczycony, że będę pierwszym i jedynym, którego nim obdarujesz. To, co się zaraz stanie, ma znaczenie. Żadna panna młoda nie może przynieść mężowi, wszystko jedno, czy będzie nim król czy pasterz, cenniejszego daru. Jestem ci za to bardzo wdzięczny, Flanno Leslie.
– A Brae? – spytała cicho.
– Brae to twój posag, Flanno – odparł.
– Pragniesz go bardziej niż mnie – zauważyła. – Gdyby ojciec zgodził się sprzedać włości, nabyłbyś je za złoto.
– To prawda – przyznał – ale pragnąłem Brae na tyle, by wziąć i ciebie, dziewczyno, ty zaś zamierzasz dać mi coś, co warte jest całego złota świata.
– Och – westchnęła, poruszona jego słowami.
– Pragnę cię, Flanno Brodie – wyszeptał, pochylając się, aby popieścić jej ucho. – Pragnę połączyć moje ciało z twoim i dać nam obojgu przyjemność.
Nie znałaś dotąd przyjemności, jaką zamierzam ci dać.
Przesunął koniuszkiem języka po wnętrzu jej ucha.
– Jesteś sprytny jak lis, a twoje słowa gładkie niczym wody jeziora – powiedziała, odzyskując rezon. Poczuła, że jej ciało przeszywa dreszcz podniecenia.
– Będziemy musieli zostać w tym pokoju, dopóki sprawa nie zostanie załatwiona – powiedział. – A nie chcesz chyba, byśmy utknęli tu na resztę życia. Pokochasz Glenkirk, Flanno. No i uwolnisz się od ojca i braci.
– Pozwolisz mi przemeblować zamek, bym mogła czuć się w nim jak u siebie? – spytała śmiało.
Patrick parsknął głębokim, szczerym śmiechem.
– I kto tu jest spryciarzem, moja pani! Tak, będziesz mogła sięgać do mojej sakiewki – zapewnił.
Jego męskość była już twarda jak żelazo i jeśli zaraz nie wepchnie jej w gorący aksamit Flanny, chyba eksploduje. Zaiste, udało jej się rozpalić w nim pożądanie do stopnia, kiedy gwałt wydaje się nie tylko możliwy, ale wręcz nieunikniony.
– Pocałuj mnie zatem, milordzie, by przypieczętować sprawę – wyszeptała, obejmując go ramionami za szyję i przyciągając do siebie tak, by poczuł na ciele dotyk jej bujnych piersi. – Spróbuję się nie bać, a ty obiecaj, że postarasz się być delikatny.
Ich wargi zetknęły się w palącym pocałunku. Przyciskał usta do warg żony, starając się odwrócić uwagę Flanny od tego, iż rozsuwa kolanem jej uda. Oboje ciężko oddychali – on z żądzy, a Flanna ze zdenerwowania. Nie była aż tak wytrącona z równowagi, by nie poczuć, jak naprowadza męskość na cel i zaczyna leciutko pchać. Wspomniała słowa Uny.
Leż spokojnie i pozwól mu wykonywać całą robotę.
Lecz ona nie mogła leżeć spokojnie. Jej nienawykłe do miłości ciało pragnęło znaleźć właściwy rytm i mu się poddać. Kiedy po chwili Patrick przestał się poruszać, wyszeptała, zaniepokojona: – Co się stało?
– Teraz zaboli – powiedział, a potem, nim zdążyła o cokolwiek zapytać, cofnął się nieco i pchnął, wkładając w to całą siłę swych lędźwi.
Flanna krzyknęła. Głos Uny rozbrzmiał jej w głowie.
Za pierwszym razem będzie trochę bolało, lecz to chwilowa przykrość.
Tyle że to nie była jedynie przykrość. Krzyknęła znowu, gdy Patrick wykonał kolejne pchnięcie. Tym razem udało mu się przebić przez to, co dotąd go wstrzymywało. Palący ból przeszył łono, a potem pierś Flanny, odbierając jej na moment dech. Uda miała jak z ołowiu. Patrick leżał jednak spokojnie i ból z wolna zaczął mijać.
– Dzielna dziewczynka – wymruczał, a potem zaczął znów się poruszać.
Zesztywniała, przygotowując się na dalsze cierpienie, lecz nic takiego nie nastąpiło. Czuła jedynie silne pchnięcia jego lędźwi, gdy wbijał w nią głęboko swój miecz. Zaczęła poruszać się wraz z nim i po chwili jej ciało zalała fala gorąca i słodyczy tak intensywnej, że wydawała się wręcz nie do zniesienia.
– Oooch! Aaach! To cudowne! – załkała. Patrick jęknął tak głośno, aż pomyślała, że coś mu się stało, on jednak przestał na chwilę się poruszać, zesztywniał, a potem wzdrygnął się całym ciałem. Poczuła, że jego męskość wiotczeje i aż krzyknęła, zawiedziona. Una miała rację. Rzeczywiście, zdołała zaznać nie tylko bólu, ale i trochę przyjemności. Patrick stoczył się z niej, odsunął i legł w milczeniu na plecach. Flanna leżała obok niego, walcząc z ogarniającym ją poczuciem straty. Zaczęła cicho płakać, a Patrick, nadal zdumiony tym, jak silne pożądanie zdołała w nim obudzić młoda żona, wyciągnął ramiona i przytulił ją do siebie.
– Cii… moje jagniątko, byłaś dzielna i dostarczyłaś mi mnóstwa przyjemności. Wiem, że mnie też się to udało, gdyż sama mi powiedziałaś.
Pogładził jedwabiste włosy żony.
– Nie martw się, malutka. Masz to już za sobą. Nie sprawię ci więcej bólu, Flanno Leslie. A teraz śpij.
Pocałował żonę w czubek głowy.
Flannę zdumiało, jak wiele ukojenia przyniósł jej ten pocałunek i jak dobrze czuje się w uścisku jego ramion. A także to, iż rozpłakała się jak każda z tych głupiutkich kobiet, którymi zawsze gardziła. Wtuliła się w męża i zatonąwszy w męskim zapachu jego ciała, zamknęła oczy.
Patrick uśmiechnął się w ciemności czując, jak Flanna się odpręża. Po chwili jej oddech się wyrównał i wiedział już, że zasnęła. Poślubił ją ze względu na posag, ale być może dostał więcej, niż się spodziewał.
Na zewnątrz, w korytarzu, Lachlann Brodie uśmiechnął się triumfująco do najstarszego syna, Aulaya.
– Stało się – powiedział, usatysfakcjonowany. – Teraz nie będzie się mógł jej wyprzeć.
– Pani! Pani!
Ktoś ciągnął ją bezlitośnie za ramię, nie miała więc innego wyjścia, jak tylko się obudzić i wynurzyć z otchłani głębokiego snu.
– Proszę pani! – dobiegł ją błagalny głos młodej Aggie.
– Co się stało? – wymamrotała Flanna, nie otwierając zaciśniętych mocno oczu i osuwając się głębiej na puchowym materacu.
– Mąż twój mówi, że musisz, pani, wstać. Chce wyjechać najszybciej, jak tylko można – paplała dalej Aggie, podekscytowana. – Nadciąga burza i wygląda na to, że będzie gwałtowna. Angus i ja jesteśmy gotowi do drogi. Czekamy tylko na ciebie. Staruszek chce zobaczyć prześcieradło.
Jej mąż? Jej mąż! Wydarzenia poprzedniego dnia i wieczoru wróciły z całą mocą.
– Przynieś mi ciepłej wody – powiedziała, przewracając się na plecy i nakrywając kołdrą.
– Już to zrobiłam – odparła Aggie. – I wyłożyłam dla ciebie czyste ubranie, pani.
Flanna wstała i Aggie zarumieniła się, widząc ją nagą. Ignorując służącą, Flanna powiedziała:
– Zanieś prześcieradło mojemu ojcu i powiedz, iż małżeństwo zostało skonsumowane jak należy. A potem przynieś mi coś do jedzenia. Nie zejdę do wielkiej sali, by wszyscy się na mnie gapili. Wyjdę z tego pokoju jedynie po to, aby wyjechać od razu z Killiecairn. Powiedz mojemu mężowi, by zjadł na dole, Aggie.
Pokojówka, której źrenice rozszerzyły się na widok wielkiej plamy krwi, skinęła jedynie głową, zabrała prześcieradło i czym prędzej wyszła.
Flanna rozejrzała się po pomieszczeniu. Nic nie wskazywało, że Patrick spał z nią tej nocy. A przecież był tutaj. Uśmiechnęła się do siebie. Fizyczna strona małżeństwa z pewnością się jej spodoba, uznała, zwłaszcza kiedy już się nauczy sprawiać przyjemność mężowi. Dziwny człowiek z tego jej księcia. Dumny tak, że niemal arogancki, a mimo to uprzejmy. Flanna zdawała sobie sprawę, że był wobec niej delikatny. Mógł pchnąć ją na plecy i odebrać jej dziewictwo, nie zadając sobie trudu, by ukoić jej lęk i dostarczyć choć trochę przyjemności. Była wdzięczna i nie zamierzała tego przed nim ukrywać. Nie sądziła, że kiedykolwiek dane jej będzie zostać żoną. I prawdę mówiąc, wcale tego nie chciała, a proszę, oto jest już poślubiona i pozbawiona cnoty. Patrick obiecał, że nie będzie u niego, jak żony jej braci, niewolnicą.
– Muszę być dobrą żoną – powiedziała cicho do siebie. – Ailis ma rację. Wiem, jak prowadzić dom, a w Glenkirk będę miała do pomocy służbę.
Wzięła myjkę, zostawioną przez Aggie, obmyła szybko ręce i twarz i wypłukała usta wodą. Dopiero gdy odwróciła się, by włożyć koszulę, zauważyła na udach plamy zaschniętej krwi. Spłonęła rumieńcem, po czym wzięła raz jeszcze szmatkę i zmyła krew. Intymne części jej ciała wydawały się dziwnie obolałe, mimo to umyła je, wpatrując się z przerażeniem w brązowiejącą wodę w misce.
Skończywszy toaletę, założyła robione na drutach pończochy, zielone wełniane bryczesy, białą bawełnianą koszulę i na koniec skórzany kaftan. Wsunęła stopy w znoszone, wysokie buty, a potem chwyciła szczotkę i zaczęła energicznie szczotkować długie włosy. Gdy były już gładkie i lśniące, splotła je w pojedynczy warkocz. Wepchnęła szczotkę do kieszeni i założyła na głowę błękitną czapeczkę z piórem. Rozejrzała się po pokoju, który przez większą część życia należał do niej, a potem, nie oglądając się za siebie, wyszła i podążyła do wielkiej sali. Aggie nie wróciła z jedzeniem, co znaczyło, że ojciec chce się z nią zobaczyć, zanim opuści pośpiesznie Killiecairn. Zaniepokojona i więcej niż trochę głodna, weszła pośpiesznie do sali.
Było dokładnie tak, jak się spodziewała. Wszyscy już na nią czekali. Kobiety uśmiechały się z zadowoleniem, pewne, że dumna Flanna została wreszcie okiełznana. Mężczyźni starali się nie patrzeć jej w oczy, wszyscy poza ojcem, który obrzucił córkę uważnym, szacującym spojrzeniem, a potem wskazał jej miejsce obok siebie. Flanna usiadła, pozwalając, by szwagierki ją obsługiwały. Przyniesiono talerz gęstej, dymiącej owsianki. Polała ją śmietaną z dzbanka i zaczęła jeść. Sięgnęła po chleb, odłamała kawałek i rozsmarowała na nim kciukiem masło. Ktoś podał jej na ostrzu sztyletu kawałek twardego, żółtego sera. Podniosła wzrok i napotkała spojrzenie męża. Uśmiechnął się do niej leciutko, wzięła więc ser i położyła na chlebie. Jej kielich napełniono – patrzcie tylko! – winem! Był to napitek, którego nie podawano tu do porannych posiłków. Skończyła jeść i siedziała, milcząc. W końcu przemówił jej ojciec.
– Dobrze się spisałaś, dziewczyno – pochwalił ją.
– Twój mąż powiedział, że byłaś dzielna. Dałem mu dokumenty, potwierdzające jego prawo do Brae. Należy teraz do niego, tak jak ty, Flanno. Lecz jeśli zechcesz nas odwiedzić, zawsze będziesz tu mile widziana.
Książę wstał i wyciągnął do żony dłoń w rękawiczce.
– Nadciąga burza. Musimy wyjechać natychmiast.
– Wiem – odparła, podając mu dłoń. Pochyliła się i ucałowała pomarszczony policzek ojca.
– Żegnaj, tatku.
– Zegnaj, córko – powiedział. – Twoja mama byłaby dumna widząc, iż opuszczasz mój zamek jako księżna.
– Dziękuję ci za gościnność, Lachlannie Brodie – powiedział Patrick Leslie. – I za córkę – dodał z uśmiechem.
Gdy wyszli z wielkiej sali, podbiegła do nich Una.
– Wszystko w porządku? – spytała. – Dobrze się czujesz?
Flanna zatrzymała się i pochyliła, by ucałować policzek szwagierki.
– Tak – odparła. – Miałaś rację. Zaznałam nieco przyjemności.
– Doskonale! – odparła Una. – Zapamiętaj, co ci mówiłam. Daj mężowi jak najszybciej dziedzica. Bóg z tobą, dziewczyno.
Flanna obdarzyła starszą kobietę przelotnym uśmiechem i podążyła za mężem.
– Ona cię kocha – powiedział cicho książę.
– To dobra kobieta – odparła Flanna.
– Pojedziesz ze mną – powiedział. – Gdy dotrzemy do Glenkirk, dostaniesz własnego wierzchowca.
– Oczywiście – odparła ostro. – Brodie z Killiecairn nie są tak bogaci, jak ty, żyjemy jednak dość wygodnie.
Jakby na poparcie jej słów ze stajni wyłonił się Aulay, prowadząc jabłkowitą klacz z czarną grzywą i ogonem.
– Jest twoja – powiedział burkliwie. – Nie wyjedziesz z Killiecairn inaczej, jak na własnym wierzchowcu.
– Przecież wychowywałeś tę klacz od źrebięcia – zaprotestowała Flanna. – Wiem, że chciałeś podarować ją swojej wnuczce, Moire. To nie w porządku.
– Moire ma dopiero trzy latka i jest o wiele za mała, by dosiadać takiego konia jak Glaise. Wychowam dla niej inną klaczkę, akurat na czas, by była w stanie na niej jeździć. Moire jest moją pierwszą wnuczką, więc trochę mnie poniosło – odparł Aulay Brodie, uśmiechając się nieznacznie. – Glaise to mój prezent ślubny dla ciebie, siostro.
Flanna uścisnęła brata i mocno go ucałowała.
– Przyjmuję prezent i bardzo ci dziękuję, Aulayu – powiedziała.
Odsunął się od niej, nienawykły do takich serdeczności.
– Pomogę ci jej dosiąść – powiedział, cokolwiek wzruszony, podsuwając siostrze złożone dłonie. Flanna postawiła na nich stopę, a wtedy dźwignął ją stanowczo, acz delikatnie, tak że wylądowała bez trudu w siodle.
– Pamiętaj, ma miękki pysk, Flanno. Nie ściągaj zbytnio wodzy.
Nowa księżna Glenkirk pochyliła się i poklepała z uczuciem chrapy klaczy.
– Dobrze nam będzie razem, Glaise – wyszeptała. Aulay Brodie wyciągnął rękę do księcia.
– Nie masz chyba nic przeciwko temu – powiedział spokojnie.
Patrick potrząsnął głową.
– Nie, jest piękna – odparł.
– Klacz czy dziewczyna? – zapytał Aulay poważnie.
– Obie – usłyszał w odpowiedzi. Książę dosiadł własnego ogiera, po czym, zwracając się do żony, powiedział:
– Będziesz jechała obok mnie.
Wyjechali z Killiecairn. Kiedy znaleźli się w pewnej odległości, Flanna odwróciła się, by spojrzeć na wielki kamienny dom, w którym się wychowała. Dzień wstał zimny, choć bezwietrzny. W powietrzu czuło się jednak wilgoć, przenikającą ubrania i wsączającą się w kości. Od zamku Glenkirk dzielił ich prawie dzień jazdy. Zadrżała i ciaśniej otuliła się wełnianą peleryną, głowę trzymała jednak nadal wysoko. Mąż jechał obok w milczeniu, ale jej uszu dobiegały przytłumione rozmowy podążających z tyłu łowczych. Skupiła się na otoczeniu.
Niebo nad nimi było szare, a wzgórza ciemne od wiecznie zielonych jodeł i plątaniny nagich teraz pni oraz konarów. Podkowy koni uderzały głucho o dywan gnijących liści, a spod końskich kopyt unosiła się słaba woń wilgotnej ziemi. Psy kręciły się dookoła, to wyprzedzając kawalkadę, to zostając z tyłu, płosząc ptaki i króliki, które natychmiast zabijano, by powiększyły zapasy zamkowej spiżarni. Późnym rankiem, nim zatrzymali się na popas, udało im się upolować jelenia.
Po południu zaczął padać deszcz, który szybko zmienił się w ulewę. Flanna naciągnęła na głowę kaptur, aby choć trochę ochronić się przed wilgocią. Powoli deszcz zamieniał się w śnieg, zacierający trakt przed nimi. Książę krzyknął do swego łowczego, Colina More – Leslie, by pojechał przodem i upewnił się, iż nie zboczyli ze szlaku. Klacz, na której jechała Flanna, poruszała się jednak zgrabnie i pewnie niczym kozica. Jak to dobrze, że wystarczy jedynie na niej siedzieć, pomyślała dziewczyna z wdzięcznością.
– Przed nami jeszcze godzina drogi – powiedział w końcu Patrick do żony. – Rozpoznaję teren mimo śnieżycy. Wszystko z tobą w porządku, dziewczyno?
– Tak, milordzie – odparła. Prawdę mówiąc, marzła okropnie i prawie nie czuła palców u stóp, lecz jemu musiało być tak samo zimno. Nie było sensu się skarżyć. I tak rozgrzać się będą mogli dopiero w zamku.
– Dobra dziewczyna – powiedział i znowu zapatrzył się przed siebie.
Mogłabym być jego koniem lub jednym z psów, pomyślała Flanna, zirytowana. Z drugiej strony, dlaczego miałby żywić wobec niej jakieś uczucia? Spał z nią, to prawda, ale w ogóle jej nie znal. Przemknęło jej przez myśl, że Una może mieć rację: dobrze byłoby jak najszybciej dać mu dziedzica. Nie chodziło o to, że był jej bliski choć trochę bardziej niż ona jemu, gdyż go nie znała. Lecz gdyby przyszło mu do głowy rozwieść się z nią, na przykład dlatego, iż jego rodzina nie zechce zaakceptować takiego związku, zostałaby z niczym. Brae należało teraz do Glenkirk. Jako matka dziedzica Glenkirk byłaby jednak kimś, z kim należałoby się liczyć. Uśmiechnęła się leciutko.
Nie myślała dotąd o sobie jako o matce, tak jak nie przychodziło jej do głowy, by mogła zostać kiedykolwiek żoną. W innych czasach miałaby do wyboru: zostać żoną jakiegoś mężczyzny albo oblubienicą Chrystusa w klasztorze. Teraz została jej tylko jedna droga, gdyż niegodny obyczaj zamykania kobiet w klasztorach, by oddawały się tam ciemnym papistowskim praktykom, został zakazany. Kobieta wychodziła za mąż, bądź nie. Te, które nie wychodziły, pędziły życie uzależnione od ojca lub braci, chyba że posiadały własny majątek lub ziemię. Uświadomiła sobie ze zgrozą, iż nie posiada niczego i nie będzie posiadała, o ile nie da jej tego Patrick. Położenie nie do pozazdroszczenia, uznała, ale cóż można na to poradzić?
Konie z trudem torowały sobie drogę wśród zapadającego szybko zmierzchu. Śnieg sypał coraz intensywniej i drzewa oraz okoliczne wzgórza pokryła już warstwa białego puchu. Na szczęście prawie nie było wiatru. A potem zobaczyła wreszcie przed sobą ogromną kamienną bryłę i wznoszące się ku niebu wieżyce zamku Glenkirk. Żałowała, iż nie jest w stanie dokładniej przyjrzeć się swemu nowemu domowi, śnieg padał jednak zbyt gęsto. Kopyta koni zatętniły głucho na drewnianym zwodzonym moście. Przejechali pod kratą wieży bramnej i znaleźli się na dziedzińcu.
Patrick Leslie zsunął się zgrabnie z siodła, podszedł do żony i pomógł jej zsiąść. Nie postawił Flanny, ale trzymając ją nadal w ramionach, wniósł do zamku.
– Witaj w domu, pani – powiedział, stawiając żonę na kamiennej podłodze.
– Gdzie jestem? – spytała Flanna, rozglądając się cokolwiek zdezorientowana. Jej uwagę przyciągnęły zwieszające się z belek sufitu jedwabne proporce i dwa olbrzymie paleniska, zwłaszcza zaś umieszczone nad nimi portrety.
– Oto wielka sala zamku Glenkirk – odparł książę. – Ten dżentelmen zaś – wskazał dłonią jeden z portretów – to mój imiennik, pierwszy lord Glenkirk. Służył Jakubowi IV jako ambasador w księstwie San Lorenzo. Dama, której portret wisi nad drugim kominkiem, to jego córka, lady Janet Leslie. Pewnego dnia opowiem ci jej historię. Podejdź do kominka, madame, i się ogrzej.
Flanna z ochotą posłuchała zaproszenia i zdjęła czym prędzej rękawiczki, gdyż niemal przymarzły jej do palców.
– To z pewnością wielka sala w pełnym tego słowa znaczeniu – powiedziała, wyciągając dłonie do ognia. – Nie widziałam większej, choć oczywiście, nie oddalałam się dotąd zbytnio od Killiecairn. Sala w Brae nie jest nawet w połowie tak duża.
– Byłaś w zamku Brae, dziewczyno? – zapytał szczerze zainteresowany. Podszedł do kredensu, nalał do dwóch szklaneczek pachnącej torfem whiskey i podał jedną żonie. – To cię rozgrzeje – powiedział.
– Tak, byłam w zamku – odparła, przełykając whiskey. – Dach jest trochę uszkodzony, lecz ściany solidne, choć wnętrze mocno zakurzone.
– I takim pozostanie. Nie potrzebuję kolejnego zamku, chodziło mi tylko o ziemię – odparł, po czym wypił jednym haustem swoją whiskey, odebrał od Flanny szklaneczkę i odstawił obie na kredens.
– Chcę dostać ten zamek – powiedziała Flanna. – Zamek i wyspę.
– Dlaczego? – spytał, zaciekawiony.
– Ponieważ nie mam teraz niczego, co mogłabym nazwać swoim, mój panie – odparła. – Brae i otaczające go włości były wszystkim, co posiadałam. Teraz należą do ciebie, powiedziałeś jednak, że nie chcesz zamku. Daj go więc mnie. Naprawdę bardzo tego pragnę.
Uznał prośbę za niestosowną i już miał zaprotestować, gdy Flanna przemówiła znowu.
– Nie dałeś mi jeszcze ślubnego podarunku, panie. Chcę zamek Brae i trochę gotówki, bym mogła naprawić dach. Z pewnością twoja matka nie przybyła do ojca bez grosza, jak ja.
– Rzeczywiście – przyznał. – Matka była księżniczką i posiadała wielki majątek, gdy ojciec się z nią żenił.
– A twoja babka, milordzie? Też była dziedziczką?
Jego babka ze strony ojca, Cat Leslie, była zadziwiającą kobietą. Uśmiechnął się, wspominając, jakie okoliczności towarzyszyły narodzinom jego ojca w Edynburgu. Częścią posagu babki był skrawek ziemi, który należał do niej, nie do jej ojca. Ten włączył go jednak do posagu.
Babka wpadła w szał i odmówiła poślubienia dziadka, dopóki ziemia nie stanie się znów jej własnością. Dziadkowi udało się zapłodnić żonę, uznał zatem, że teraz nie ma już innego wyjścia, jak tylko go poślubić. Babka uciekła jednak, grożąc, że albo odzyska swoją własność, albo dziedzic jej narzeczonego urodzi się bękartem. Odnalezienie narzeczonej zajęło dziadkowi całe miesiące. Zdesperowany, uległ w końcu jej żądaniom, obawiając się, że urodzi, zanim małżeństwo zostanie jak należy zawarte. Wzięli ślub dosłownie na kilka minut przed tym, jak na świat przyszedł ich syn. Babka Patricka ze strony matki też była dziedziczką.
– Tak – odparł książę, odpowiadając na pytanie żony – moja babka miała wielki posag. Obie babki go miały.
– Rozumiesz zatem, panie, dlaczego i ja chcę mieć coś swojego, choćby ten mały zameczek? Kobiety z mojej rodziny wnosiły mężom w posagu gotówkę, klejnoty, zastawę, pościel i obrusy, włości. Ja przychodzę do ciebie jedynie z małym skrawkiem ziemi oraz ubraniem, które mam na sobie. To zaś, choć odpowiednie dla córki przywódcy niezbyt liczącego się klanu, z pewnością nie okaże się dość dobre dla księżnej. Proszę, podaruj mi zamek Brae jako prezent ślubny i pozwól, bym go odnowiła. Będę wtedy miała coś własnego.
Bardzo się starała, aby nie brzmiało to błagalnie, miała bowiem swoją dumę.
Patrząc na żonę, uświadomił sobie, jak wiele kosztowała ją ta prośba. Była jak on dumna. Zamek nie miał dla niego wartości, dla niej znaczył jednak wiele.
– Będziesz mogła naprawić dach, by powstrzymać niszczenie – powiedział – lecz na tym koniec. Przepiszę na ciebie prawo własności zamku, a ty utrzymasz go w dobrym stanie, tak?
Rzuciła mu się na szyję i serdecznie ucałowała.
– Dziękuję, panie! Jestem taka szczęśliwa! Obiecuję, że nie będę rozrzutna.
Rozluźniła uścisk, uświadomiwszy sobie, jak śmiałe jest jej zachowanie. Zagryzłszy wargi, stała nieruchomo, nie wiedząc, co zrobić. Patrick uśmiechnął się szelmowsko.
– Widzę, że nie wydam na ciebie zbyt wiele, Flanno. Zamek nic mnie nie kosztował, a jeszcze przyrzekłaś, że będziesz oszczędna w wydatkach. Mogłaś poprosić o klejnoty i powóz.
– Po co mi klejnoty, panie? – spytała szczerze.
– Co zaś się tyczy powozu, to coś w sam raz dla starszych dam. Mam dobrego konia i potrafię na nim jeździć. Powóz byłby czystym marnotrawstwem.
Roześmiał się, wspominając wspaniałe powozy swej matki, a także babki. Choć każda z tych dam doskonale jeździła konno, dłuższą podróż zawsze odbywały powozem. Jego żona była jednak dziewczyną praktyczną, prawda zaś wyglądała tak, iż nie zamierzali wyprawiać się zbyt daleko. Powóz nie będzie im więc potrzebny.
– Zamierzasz najwidoczniej dopilnować, bym nie marnował pieniędzy, Flanno – zauważył.
– Masz dużo złota, panie? – spytała.
– Tak, mnóstwo, lecz nie wspominaj o tym nikomu. Z czasem, gdy lepiej się poznamy, a ja przekonam się, iż mogę ci ufać, porozmawiamy bardziej szczegółowo.
– Oczywiście że możesz mi ufać, panie – odparła Flanna poważnie. – Jestem teraz twoją żoną, jedną z Lesliech. Winnam lojalność jedynie tobie i Glenkirk. Któż inny mógłby wchodzić w rachubę?
Uśmiechnął się ciepło, wzruszony jej przemową. Dziewczę z gór, które pośpiesznie zaślubił, okazało się bardziej skomplikowane, niż mógł przypuszczać.
– Sądzę, że mogę ci zaufać, Flanno – powiedział.
– Nie czas teraz jednak na rozmowy o moim majątku. Czeka cię nie lada zadanie. Musisz uczynić zamek znowu wygodnym miejscem do życia. Odkąd wyjechała moja matka, zabierając z sobą Adalego, służby nikt nie pilnuje. Powinien pokierować nimi ktoś stanowczy. Ty, Flanno.
– Kim był A… Adali? – spytała, siadając na jednym z dwóch stojących przed kominkiem krzeseł.
– Służył mojej matce, odkąd się urodziła – odparł, siadając naprzeciw niej. – Kiedy przybyła do Glenkirk jako żona mego ojca, został tu zarządcą. A kiedy wyjechała, Adali i dwie pokojówki, które służyły jej przez całe życie, opuścili Glenkirk wraz z nią. To właśnie Adali zarządzał gospodarstwem, pilnując, by słudzy robili, co do nich należy, troszcząc się, by niczego nam nie zabrakło, kupując wszystko, czego nie byliśmy w stanie wyhodować, wytworzyć, wymienić lub upolować. Teraz to zadanie będzie należało do ciebie, Flanno. Bycie księżną to nie tylko bale i piękne stroje – zakończył.
Wpatrywała się w niego, zdumiona.
– Nie byłam nigdy na balu, milordzie, nie posiadam też pięknych strojów. Co zaś się tyczy prowadzenia domu, zrobię, co będę mogła, nie mam jednak pojęcia, jak poprowadzić tak wielkie gospodarstwo. Oczywiście, wszystkiego się nauczę, musisz być jednak wobec mnie cierpliwy. To nie Killiecairn. Nawet twoja matka miała liczną służbę, by jej w tym pomagała. Nie jestem służącą, mój panie. Jestem twoją żoną.
– Nie miałem na myśli… Oczywiście, możesz mieć tyle służby, ile zechcesz, by ci pomagała. Jeśli cię uraziłem, bardzo przepraszam.
– Ożeniłeś się ze mną dla włości, panie – odparła Flanna rzeczowo. – Oboje doskonale o tym wiemy. Znam swoje obowiązki: dbać o to, by w domu wygodnie się mieszkało i jak najszybciej dać ci dziedzica. Na szczęście mam Angusa, by pomógł mi w tym pierwszym zadaniu. Angus przybył do Killiecairn z Brae, towarzysząc mojej matce. Pamięta jeszcze, jak powinno się prowadzić elegancki dom. Co zaś się tyczy drugiego zadania, będziemy musieli postarać się oboje.
– Nie zamierzałem… – zaczął, lecz Flanna mu przerwała.
– W jakim miesiącu się urodziłeś? – spytała.
– W marcu – odparł.
– A ile lat skończysz w następne urodziny? Zastanawiał się przez chwilę, a potem odparł:
– Trzydzieści pięć, dziewczyno.
– Ja urodziłam się w sierpniu i skończyłam w tym roku dwadzieścia dwa lata. W jakim wieku była twoja matka, gdy urodziła pierwsze dziecko?
Patrick zastanawiał się przez dłuższą chwilę. Miało to miejsce, nim przyszedł na świat. Jego siostra przyrodnia, India, była najstarszą z rodzeństwa.
– Miała chyba siedemnaście lat – powiedział. – Tak, siedemnaście!
– A ile dzieci urodziła, nim doszła do mojego wieku? – dopytywała się uparcie Flanna.
– Czworo – powiedział. Przeczuwał, dokąd prowadzą te pytania, lecz nie był wcale pewny, czy gotów jest zostać ojcem tak od razu. Nie wiedział nawet, czy jest gotowy do małżeństwa, a przecież miał już żonę.
– Czworo – powtórzyła Flanna. – Twoja mama urodziła czwórkę dzieci, nim doszła do mojego wieku! Pomyśl, panie, jaka czeka nas praca! Ile dzieci urodziła ogółem?
Patrick z trudem przełknął ślinę.
– Dziewięcioro – wymamrotał – lecz jedna z moich sióstr zmarła w niemowlęctwie. Musisz zrozumieć, Flanno, że moja matka miała kilku mężów i kochanka, a każdy chciał ją zapłodnić.
– Kochanka? – powtórzyła Flanna, nie wiedząc, czy powinna okazać, jak jest zaszokowana.
– Książę Henryk Stuart, który miał zostać królem po swym ojcu, Jakubie, był ojcem mego brata przyrodniego, Charliego. Oczywiście, matka urodziła go, nim wyszła za mojego ojca.
– Co się z nim stało? – spytała Flanna. – Z kim?
– Z bękartem. Bękartem twojej matki – odparła Flanna.
Patrick Leslie parsknął śmiechem. Nigdy nie przyszło mu do głowy, aby postrzegać Charliego w ten sposób. Zresztą, o ile wiedział, innym także.
– Mój brat przyrodni, Charles Frederick Stuart, książę Lundy, nigdy nie był w ten sposób postrzegany, Flanno. Chociaż lubimy się z nim droczyć, nazywając żartobliwie “niezupełnie królewskim Stuartem”, zawsze uważany był po prostu za jedno z dzieci mamy. Stary król Jakub i królowa Anna bardzo go kochali. Był ich pierwszym wnukiem. Niestety, jego ojciec, książę, zmarł wkrótce po tym, jak urodził się Charlie. Jego wuj, zmarły król Karol, po którym odziedziczył imię, wręcz za nim przepadał. Jednym z powodów, dla których matka wyjechała z Glenkirk do Anglii, była chęć upewnienia się, że Charlie nie narazi się na niebezpieczeństwo, angażując się w wojnę o religię i Boskie Prawo. Charlie jest bowiem wobec rodziny ojca bardzo lojalny.
– Ale urodził się po złej stronie kołdry – upierała się Flanna. – Czy może być kimś innym, jak tylko bękartem?
– Posłuchaj, dziewczyno – wyjaśniał Patrick cierpliwie – królewscy Stuartowie zawsze uznawali swoich bękartów, bez względu na to, kim była ich matka. Tak było, kiedy władali Szkocją, i jest tak teraz. To bardzo kochająca się rodzina. Wiele szkockich rodzin ma w sobie królewską krew, moja także.
Flanna potrząsnęła głową.
– Nie rozumiem – powiedziała – lecz jeśli mówisz, że to w porządku, wierzę ci na słowo.
Patrick roześmiał się znowu.
– Jesteś głodna? – zapytał.
– Owszem, i dziwię się, dlaczego na stole nie pojawił się jeszcze posiłek, skoro pan domu przebywa w nim już od godziny.
Wstała.
– Kto zarządza gospodarstwem? – spytała.
– Od wyjazdu matki, nikt – odparł. Flanna westchnęła.
– Angus, do mnie! – zawołała i olbrzym, który był jej służącym, wysunął się z cienia. W ramionach trzymał Sułtana. Zwierzę mruczało głośno, kiedy je głaskał.
Patrick uśmiechnął się.
– Rzadko zaprzyjaźnia się z obcymi, lecz ufam, że potrafi ocenić człowieka.
– To wspaniały zwierzak, milordzie – odparł Angus. Był mężczyzną w nieokreślonym wieku, dość wysokim, potężnym i prostym jak dąb. Włosy miał ciemnobrązowe, przetykane pasemkami siwizny. Nosił je ściągnięte i związane skórzanym rzemykiem. Miał też bujną brodę, którą troskliwie pielęgnował. Był z niej bardzo dumny, podobnie jak ze swego kiltu w barwach klanu Gordonów.
– Postaw kota – poleciła Flanna – i sprawdź, dlaczego nie podano jeszcze kolacji. Czy mężczyźni mają cierpieć głód po tak długiej jeździe w tej zimnicy? Jutro musimy wziąć się do pracy i zaprowadzić w domu porządek. Odwróciła się do męża.
– Zamek należy do mnie? Natychmiast zrozumiał, o co jej chodzi.
– Tak, madame - odparł.
Flanna odwróciła się znów do sługi.
– Od dziś jesteś zarządcą zamku Glenkirk, Angusie – powiedziała. – Gdzie moja komnata, Aggie? Chcę wziąć gorącą kąpiel. Nadal jest mi zimno, mimo whiskey i ognia.
– Tu jest tyle pokoi, proszę pani, że nie wiedziałam, gdzie zajrzeć najpierw – odparła Aggie. – Ona wie – dodała oskarżycielsko, wskazując stojącą obok starszą niewiastę – lecz nie chce mi powiedzieć.
– Zamierzasz sprowadzać do domu ladacznice, skoro nie ma w nim twej matki, panie? – spytała śmiało kobieta. Była niska i pulchna, o siwych włosach, choć młodej twarzy.
– To moja żona, Mary – powiedział książę z naciskiem. – Poślubiłem ją wczoraj w domu jej ojca w Killiecairn. Będzie twoją nową panią. Winnaś okazywać jej szacunek. Flanno, oto Mary More – Leslie.
– Znasz się na gospodarstwie? – spytała Flanna stanowczo.
– Tak – odparła Mary, mierząc Flannę krytycznym spojrzeniem. Potrafiła rozpoznać dziewczynę z gór, gdy miała ją przed sobą.
– Będziesz tu zatem gospodynią, chyba że Angus doniesie mi, iż jesteś flejtuchem. A teraz zaprowadź mnie do mojej komnaty.
Flanna nauczyła się od Uny, że trzeba od razu wymusić na służbie szacunek, inaczej straci się kontrolę nad gospodarstwem. Nie spuszczała więc wzroku ze starszej kobiety, skłaniając ją spojrzeniem do posłuszeństwa.
Mary spuściła wreszcie wzrok i, odwracając się, powiedziała:
– Tędy, pani. Nie spodziewaliśmy się panny młodej, pokój nie jest więc gotowy, uporamy się z tym jednak do wieczora. Jutro będzie zaś nowy dzień, prawda?
Książę przyglądał się, zaskoczony, jak Mary potulnie prowadzi Flannę i jej służącą. Odwrócił się, lecz Angus zdążył już zniknąć. Sułtan ocierał mu się o nogi. Usiadł na krześle, a kot natychmiast wskoczył mu na kolana.
– Cóż, Sułtanie – powiedział – co myślisz o nowej pani? Bo ja uważam, że mimo woli znalazłem sobie bardzo dobrą żonkę.
Dzień. Znał ją zaledwie jeden dzień, lecz zdążył się już przekonać, że jest dzielna i praktyczna. Kochanie się z nim sprawiało jej wyraźną przyjemność, wydawała się też szczera i lojalna. Wszystkie te cechy stanowiły równie dobrą podstawę związku, jak każde inne. Zostało jednak mnóstwo rzeczy, których będzie musiał się dowiedzieć. Poślubienie Flanny było bowiem pochopną decyzją, dobrze o tym wiedział.
Uśmiechnął się do siebie. Co pomyślałaby matka, widząc go ożenionym z prostolinijną dziewczyną z gór, niezbyt wysoko urodzoną? A jego rodzeństwo? Wśród braci Lesliech był markiz i dwóch książąt. Charlie i Henry prowadzili inne życie, choć teraz, gdy w Anglii szerzyły się niepokoje, ono także musiało się zmienić. Henry będzie umiał nagiąć się do okoliczności. Przeżyje, choćby ze zmarszczką na jedwabnych bryczesach, i jego rodzina także.
Henry, starszy od Patricka o siedem lat, był dla niego zawsze miły i uprzejmy, nie poświęcał jednak młodszemu braciszkowi wiele uwagi.
Z Charliem sprawa przedstawiała się jednak inaczej. Niezupełnie królewski Stuart starszy był od Patricka zaledwie o trzy i pół roku. Zawsze znajdował dla niego czas, byli więc bardzo zżyci, bardziej nawet niż Patrick był zżyty z dwoma młodszymi rodzonymi braćmi: Adamem i Duncanem. Co stanie się z Charliem podczas wojennego zamętu? Był bardzo oddany rodzinie ojca. Gdyby księciu Henrykowi pozwolono ożenić się z owdowiałą markizą Westleigh, a jego matka otrzymała tytuł, Charlie zostałby po śmierci starego Jakuba królem Anglii. Charlie nie dbał jednak o to ani trochę. Był lojalny wobec Stuartów niczym prawowicie urodzony syn. Nowiny docierały do gór wschodniej Szkocji powoli. Nawet o egzekucji króla dowiedzieli się dopiero późną wiosną. Gdzie może być Charlie teraz?
– Niech Bóg ma cię w opiece, bracie – wyszeptał książę, zamyślony.
– Milordzie – powiedział Angus, podchodząc – kucharka poda wkrótce kolację. Odbyłem z nią rozmowę. W przyszłości posiłki będą zjawiały się na stole punktualnie. Nie wiedzieli, kiedy wrócisz, stąd zwłoka. – Ukłonił się z lekka. – Mam powiadomić jej książęcą mość, czy sam to uczynisz, panie?
Patrick wstał i postawił kota na podłodze.
– Sam jej powiem – odparł. – Cieszę się, że dom jest znów w dobrych rękach. Dziękuję.
Wyszedł, a Angus spojrzał w ślad za nim. Flanna dobrze trafiła, mimo że robiła wszystko, co możliwe, aby uniknąć obowiązków związanych ze swoją płcią. Była nieokiełznana jak kiedyś jej matka, choć tylko on pamiętał jeszcze, jak uparta bywała Meg Gordon. Lachlann Brodie zakochał się w dziewczynie i uważał jej niezależność za zabawną. Dotrzymał też obietnicy danej żonie, choć Angus nie potrafił sobie wyobrazić, jak zdołałby tego dokonać, gdyby książę Glenkirk nie spadł mu z nieba. Nieważne jak, ale stało się i Flanna jest teraz zarówno księżną, jak hrabiną.
Angus wiedział o księciu i jego rodzinie znacznie więcej, niż Patrick mógłby się spodziewać. Jego dziadkiem był bowiem dziadek księcia, czwarty lord Glenkirk, także Patrick. Spłodził on kilkoro bękartów rozsianych po okolicy. Babka Angusa ze strony matki, Bride Forbes, zwróciła na siebie uwagę lorda i w marcu roku 1578 powiła córkę, Jessie. Ta zaś wpadła z kolei w oko Andrew Gordonowi, lordowi Brae. Umarła w dwa dni po tym, jak wydała na świat syna, nazwanego po jednym z przodków Angusem. Chłopiec został przez ojca uznany i zabrany do zamku Brae, gdzie wychowywał się jako jeden z Gordonów. Młoda hrabina Brae, Anne Keith, wyszła za Andrew, gdy Angus miał trzy latka i w cztery lata później urodziła swe jedyne dziecko, córkę Margaret. Traktowała bękarta męża jak własnego syna. Jedyna różnica polegała na tym, że jako nieślubny nie mógł odziedziczyć tytułu ani włości ojca, które przeszły na prawowitą córkę hrabiego, Margaret.
Kiedy lord Brae zmarł wkrótce po dwunastych urodzinach córki, to Angus przejął na siebie opiekę nad wdową po nim oraz jej córką, chroniąc zarówno obie niewiasty, jak Brae przed zakusami sąsiadów. To właśnie Angus dostrzegł podczas letnich zawodów w Inverness, że Lachlannowi Brodie spodobała się Meg Gordon. Dziewczyna nie chciała jednak opuścić matki, która już mocno niedomagała. Dopiero dwa lata później, gdy lady Anne umarła i została pochowana, Meg uległa namowom Angusa i zgodziła się przyjąć oświadczyny Lachlanna.
– Nasz ród stoi wyżej, niż Brodie z Killiecairn – powiedział Angus otwarcie – lecz ty nie jesteś już pierwszej młodości, Meg. Lachlann nie będzie zważał na to, czy dasz mu potomków, ma ich już bowiem pół tuzina. Jest wystarczająco stary, by mógł być twoim ojcem, ale i zakochany w tobie po uszy. Nie znajdziesz lepszego kandydata na męża, ponieważ masz tylko Brae i przynależne doń włości. Nie posiadasz bydła ani gotówki. To korzystny związek, a mąż będzie dla ciebie dobry.
– Co stanie się z tobą, Angusie? – zatroskała się Meg Gordon. – Nie zostawię cię samego.
– Poza Brae niewiele osób wie, że jestem bękartem twego ojca – odparł Angus. – Pojadę z tobą jako twój osobisty służący. Brodie na pewno się zgodzi, a każdy, kto ma oczy, szybko przekona się, że potrafię być przydatny.
Meg przyjęła zatem oświadczyny Lachlanna, mężczyzny starszego od niej o trzydzieści trzy lata, by z zaskoczeniem przekonać się, że pomimo wieku jest on bardzo żywotnym kochankiem.
Uwielbiał ją też i robił, co mógł, by czuła się szczęśliwa. Angus został zaś jednym z domowników, czuwając niezauważenie nad młodszą siostrą, a potem jej córką i starając się być ze wszech miar użytecznym, by nikt nie zarzucił mu, iż nie zarabia na swoje utrzymanie. Na łożu śmierci Meg zwierzyła się córce, że Angus jest jej bratem przyrodnim, czyli wujem Flanny. Ta zaś potrafiła dochować sekretu.
Uwagi Angusa nie uszły zawieszone nad kominkami portrety, jak również doskonalej roboty meble, piękne gobeliny, zwieszające się z belek sufitu jedwabne proporce, srebrne naczynia na kredensie, porcelanowe misy i woskowe świece. Lampy płonęły jasno, zasilane czystym, pachnącym olejem, na stole zaś stało zarówno wino, jak whiskey. Komnata wymagała gruntownego sprzątania, lecz widać było, że do niedawna dbano tu o porządek. Oto wielka sala w domu bogatego mężczyzny, pomyślał, a Flanna jest teraz jego żoną.
Będzie musiała wiele się nauczyć. Meg kochała swe jedyne dziecko, ale nie poświęciła zbyt wiele czasu na to, aby nauczyć córkę, jak zarządzać dużym gospodarstwem. Prawdopodobnie nawet nie przyszło jej do głowy, że Flanna wyjdzie tak dobrze za mąż. Gdy Meg umarła, Una Brodie starała się ją zastąpić, ucząc Flannę podstaw prowadzenia domu, lecz Flanna nie wykazywała szczególnego zainteresowania gospodarstwem, poza tym w Killiecairn nie było zbyt wiele do roboty. Jego siostrzenica wolała spędzać czas na powietrzu, jeżdżąc konno i polując od świtu do zmierzchu. Meg nauczyła córkę składać podpis, Flanna nie potrafiła jednak czytać ani pisać. Nie znała też żadnych obcych języków. Angus, zniechęcony, potrząsnął głową. Siostrzenica nie była ani trochę przygotowana do swego nowego statusu. Ciekawe, co też pomyśli o tym książę, kiedy się dowie. Potrząsnął głową po raz trzeci. Tyle jest do zrobienia. Gospodarstwem może zająć się sam, lecz Flanna musi szybko się dokształcić, by nie przynieść mężowi wstydu. Czyż nie usłyszał przed chwilą, jak Patrick Leslie mówi, że jego matka była księżniczką? Z pewnością umiała zatem pisać, czytać i rozmawiać w różnych językach. Flanna mówiła tylko specyficzną odmianą angielszczyzny oraz gaelickim, zrozumiałym jedynie dla urodzonych w górach Szkotów.
Usłyszał, że do sali wchodzą służący. Odwrócił się więc szybko i zaczął wydawać stanowcze polecenia. Ledwie zdążyli nakryć stół, kiedy pojawił się książę z małżonką. Angus podprowadził ich do podwyższenia i wskazał siostrzenicy miejsce po prawej stronie księcia. Potem zmarszczył brwi, spojrzeniem nakazując służbie, by podawała.
– Posiłek będzie prosty, milordzie, gdyż kucharka nie była dostatecznie przygotowana. Jutro lepiej się sprawi.
– Wolę proste posiłki – odparł Patrick, spoglądając na gotowanego pstrąga, pieczoną wołowinę, pasztet z dziczyzny, gotowane na parze karczochy, chleb, masło i ser.
– Nieźle, jak na kogoś źle przygotowanego – zauważył sucho.
– Jeżeli jesteś zadowolony, panie, z pewnością poinformuję o tym kucharkę – powiedział Angus, nalewając pewną ręką wina do kielichów i odstępując w tył.
– Niestety na deser mamy jedynie tartę z gruszkami. Piwo czy wino, pani? – spytał, pochylając się ku Flannie.
– Och, wino! – odparła z entuzjazmem, a potem wyjaśniła, zwracając się do Patricka: – W Killiecairn pijaliśmy wino tylko przy szczególnych okazjach. Czy będziemy mogli pić je do każdego posiłku, panie? – spytała, sącząc chciwie trunek.
– Jeśli sprawi ci to przyjemność, madame - odparł.
Skinęła z zapałem głową.
– Nie piłam dotąd tak dobrego wina. Skąd pochodzi?
– Z Francji – odparł, na wpół rozbawiony. – Matka ma tam rodzinę.
– Twoja mama jest Francuzką?
– Nie. Moja babka, lady BrocCairn, którą zapewne poznasz, jest z urodzenia Angielką. Lecz ojciec matki władał wielkim wschodnim imperium, które Anglicy nazywają Indiami.
Flanna skinęła głową, po czym, ku wielkiej uldze Angusa, zamilkła. Dalsze pytania jedynie odkryłyby przed księciem jej ignorancję. Flanna wiedziała, że na południe od Szkocji leży Anglia, zaś na zachód, za morzem, kraj zwany Irlandią. Orientowała się także, iż Francja leży za kanałem, na południe od Anglii, lecz na tym koniec.
Tymczasem zmarły lord Brae kształcił jedynego syna. Angus spędził nawet dwa lata w Aberdeen, studiując na uniwersytecie. Zdobyta tam wiedza dotąd mu się nie przydawała, teraz zdał sobie jednak sprawę, że by uchronić siostrzenicę przed katastrofą, będzie musiał nie tylko przypomnieć sobie, czego go nauczono, ale przekazać to Flannie. Bo kiedy ta da już mężowi dziedzica, a jej wdzięki stracą urok nowości, książę zainteresuje się inną, Flanna zaś, by przetrwać, będzie potrzebowała nie lada sprytu i umiejętności. Uroki kobiecego ciała szybko bowiem obojętnieją i mężczyzna zaczyna szukać rozrywek gdzie indziej.
Flanna rozejrzała się po sypialni, która należała teraz do niej. Zobaczyła najpiękniejszy pokój, jaki dotąd widziała. Nie była tylko pewna, czy kiedykolwiek będzie w stanie czuć się w nim swobodnie. Wszystko było tu takie eleganckie, takie bogate. Ściany zakrywały panele ze złocistego drewna, niektóre zdobione kolorowym kwiatowym wzorem. Sufit został pomalowany. Flanna nie widziała jeszcze takiego sufitu. Wyglądał jak niebo podczas jednego z pięknych wrześniowych dni, błękitne i pełne białych obłoków, morelowozłotych po brzegach. Unosiły się na nim puchate amorki, zmysłowe kobiety i piękni mężczyźni, niektórzy okryci dyskretnie przejrzystymi materiami, inni zupełnie nadzy. Zmysłowość tego zadziwiającego obrazu przywołała rumieniec na policzki Flanny. Nie obejrzała sypialni wcześniej, gdy Mary przyprowadziła ją na piętro. Zbyt była zajęta gapieniem się na równie elegancki pokój dzienny, który miała dzielić z mężem. Sypialnia Patricka znajdowała się tuż obok, połączona z sypialnią żony niewielkimi drzwiami.
Przesunęła spojrzeniem po meblach. Wielkie dębowe łoże miało wysokie na ponad dwa metry tapicerowane wezgłowie. Słupki podtrzymujące baldachim zdobione były wzorem z liści winogron. Nawet ciężki drewniany baldachim pokrywały pasujące do reszty zdobienia. Jego spód także pomalowano, dzieląc go na części, wyobrażające gwiazdy, księżyce, kwiaty, ptaki i małe zwierzęta. Zasłony uszyto z aksamitu o barwie wina, przykrycie zaś miało kolor wina i złota.
Łóżko, kufry, stoły i krzesła wykonano z dębu o ciepłym, złotym odcieniu. Krzesła miały tapicerowane różowo – złotą materią oparcia i siedzenia. Z obu stron paleniska ustawiono wysokie kamienne posążki chartów. Na kamiennym obramowaniu kominka stał zegar z polerowanego drewna, wydzwaniający godziny, froterowaną drewnianą podłogę pokrywały zaś najpiękniejsze wełniane dywany, jakie Flanna kiedykolwiek widziała. Pochodzą z Turcji, poinformowała ją z dumą Mary, gdy oglądała salonik, podziwiając srebrne świeczniki z woskowymi świecami i lampy ze srebra i kryształu, w których płonął pachnący olej. Okna zakrywały aksamitne zasłony tej samej barwy, co draperie przy łóżku. Pokój był tak piękny, że Flanna przyglądała mu się przez chwilę w milczeniu, absolutnie oszołomiona.
– Jest tu specjalne pomieszczenie na ubrania – poinformowała ją Aggie z podziwem – i, jak twierdzi Mary, malutki pokoik dla mnie. Nawet mi go pokazała. Nie miałam dotąd pokoju tylko dla siebie. To bardzo elegancki dom, pani.
– Może zbyt elegancki dla mnie – odparła Flanna nerwowo. – Ciekawe, kto zajmował przedtem te pokoje.
– Mary powiada, że te apartamenty należały zawsze do pana i pani domu. Mieszkali tu ojciec i matka księcia, a przed nimi jego dziadkowie. Lady Jasmine to podobno bardzo wytworna dama i nikt by nie powiedział, że pochodzi z obcego, dzikiego kraju. Mary twierdzi, że od razu wiedziała, iż ma w sobie królewską krew, a jej służący są dumni i pełni godności, zwłaszcza pan Adali. Mary mówi, że teraz, gdy wyjechała, zamek nie będzie już taki sam.
– Mary mówi przede wszystkim za dużo, choć pewnie ma rację – odparła Flanna chłodno. – Obawiam się jednak, że będzie musiała przywyknąć do nowej, bardziej zwyczajnej pani, czyli mnie. Nie mam w sobie królewskiej krwi, a ciebie trudno nazwać pełną godności, choć określenie to pasowałoby może do Angusa, z racji jego wzrostu. A teraz pomóż mi przygotować się do snu,, Aggie. Jestem zmęczona, i ty pewnie także. Mamy za sobą długi dzień. Gdzie mój mąż?
– Nie wiem, pani. Kiedy wychodziłyśmy, został w wielkiej sali. Pewnie jeszcze tam jest, albo w swojej sypialni. Mam poszukać Donala i go zapytać?
– Nie, jeszcze nie teraz. Chcę się wykąpać. Przed posiłkiem nie było na to czasu. Idź do Angusa i dopilnuj, by przyniesiono wodę. Książę tu nie sypia, prawda?
– Jego pokój znajduje się tuż obok – odparła Aggie. – Tak podobno bywa w wytwornych domach. Na Boga, pani, musimy wiele nauczyć się o tym miejscu – dodała, po czym wybiegła, aby odszukać Angusa.
Po co zadała Aggie tak głupie pytanie? Czyż Mary nie powiedziała wcześniej, że jej mąż ma własną sypialnię? Zaczęła przemierzać niespokojnie pokój. Była zmęczona. Co gorsza, zaczynała uświadamiać sobie, że ojciec, starając się wykorzystać okazję i dobrze wydać córkę za mąż, nie pomyślał o tym, jakie konsekwencje będzie miało dla niej, prostej dziewczyny z gór, poślubienie księcia. Lecz co staruszek mógł o tym wiedzieć? Jeśli nie liczyć dwóch wypraw na letnie zawody, nie wychylił właściwie nosa poza swe włości, nie miał więc pojęcia, jak dalece Killiecairn różni się od Glenkirk. Sytuacja, w jakiej się znalazła, była nie do zniesienia. Miała oto męża, który jej nie chciał, i zamek, którym nie potrafiła zarządzać.
Zapukano do drzwi. Zawołała, by pukający wszedł, a kiedy zobaczyła, że jest nim Angus, po prostu się rozpłakała.
– Co ja zrobię? – łkała, a on natychmiast odgadł powód jej zmartwienia.
– Przestań szlochać, pani – powiedział spokojnie, zamykając za sobą drzwi. – Potrafię zarządzać zanikiem. Czyż nie wychowałem się w Brae? Wszyscy uznają, że polecenia, jakie wydaję, pochodzą od ciebie. Będziesz tylko musiała obserwować i uczyć się ode mnie, milady. A także nauczyć się pisać i czytać. Twoja mama potrafiła jedno i drugie. Wiem, że nie masz do tego cierpliwości, lecz musisz zacząć się uczyć.
– Nie chcę, by się zorientował, jak jestem niewykształcona – przytaknęła nerwowo.
– Sam będę cię uczył – uspokoił ją Angus. – W końcu twój mnie dziadek wykształcił, choć nie wiedziałem dotąd po co. Nie martw się. Nadchodzi zima i do wiosny raczej nie zawitają tu goście. W zamku jest biblioteka, a kiedy nauczysz się składać litery, będziesz mogła kształcić się sama. Jego matka i jej poprzedniczki były bardzo oczytane. Nie musisz się wstydzić, że nie znasz obcych języków, gdyż jesteś tylko dziewczyną z gór i nie miałabyś zapewne okazji nimi się posługiwać. Będziesz jednak musiała nauczyć się mówić poprawnie po angielsku, a także czytać i pisać. Wcześniej czy później książę będzie musiał wyjechać z zamku i zechce z tobą korespondować. Zaczniemy jutro, pani. Flanna pociągnęła nosem i przytaknęła.
– Och, Angusie! Co ja bym bez ciebie zrobiła? Zawsze mogę na ciebie liczyć, wujku!
Objął ją, uścisnął i szybko się odsunął.
– Cii, pani. Nie wiemy, co pomyślałby sobie twój mąż, gdyby się dowiedział, że bękart Gordonów zarządza jego gospodarstwem.
– On nie przejmuje się takimi rzeczami – odparła Flanna, po czym opowiedziała Angusowi o bracie przyrodnim męża, księciu Lundy.
– Ach – zauważył Angus, kiedy skończyła – to coś zupełnie innego. Jego brat jest synem księcia, i niewiele brakowało, a zostałby królem. Moją matką była zaś prosta Jessie Forbes, córka Bride Forbes.
– Kto był twoim dziadkiem ze strony matki, Angusie? – spytała Flanna. – Czy ona znała swego ojca? Dlaczego nie ożenił się z twoją babką?
– Tak, wiem, kim on był, milady. Szlachcicem, jak mój ojciec. Stary Fingal Forbes, ojciec babki, zwykł mawiać, że dziewczęta Forbesów nie potrafią odmówić przystojnemu chłopcu, który ładnie prosi.
Roześmiał się, a potem dodał, zmieniając temat:
– Woda na kąpiel już się grzeje i wkrótce ci ją przyniosą. Jego lordowską mość powiedział, że nie przyłączy się dziś do ciebie, gdyż musisz być zmęczona po podróży.
Skłonił się i wyszedł, nim zdążyła zadać mu kolejne pytanie.
Nie była pewna, co właściwie odczuwa: ulgę czy rozczarowanie? Patrzyła w milczeniu, jak procesja młodych lokai wnosi kubły z wodą i wlewa ją do wielkiej dębowej wanny. Kiedy młodzieńcy wyszli, Aggie pomogła swej pani się rozebrać. Flanna weszła do wanny i zaczęła się myć. Aggie wyjęła tymczasem z paleniska umieszczone tam wcześniej cegły, owinęła je we flanelę i wsunęła do łóżka. Następnie pomogła pani się wytrzeć, włożyć nocną koszulę i się położyć. W końcu wyszła, życząc Flannie dobrej nocy i wyraźnie nie mogąc się doczekać, kiedy zamknie za sobą drzwi własnego, przeznaczonego tylko dla niej, pokoiku.
– Ma nawet okno, choć malutkie – powiedziała Flannie, nim wyszła – i kufer na moje rzeczy!
Flanna uśmiechnęła się w półmroku. Aggie posiadała jedynie zmianę ubrania i grzebień z gruszkowego drewna, by czesać nim orzechowobrązowe włosy. Pod tym względem bardzo przypomina swą panią, pomyślała Flanna, parskając cichym śmiechem. Wsunęła się głębiej pod przykrycie, rozkoszując ciepłem i wygodą. Miękki blask płonącego na kominku ognia napełniał pomieszczenie złocistą poświatą. Czuła się teraz trochę pewniej, ufała bowiem, że Angus pomoże jej pokonać trudności, związane z brakiem manier i wykształcenia. Wuj, mimo niskiej pozycji społecznej, wychowany został na dżentelmena.
Pomyślała znowu o mężu. Żałowała teraz, że nie zechciał się do niej przyłączyć. Po kąpieli czuła się ożywiona, a kochanie się z nim poprzedniej nocy było przecież całkiem przyjemne. Jeśli miała szybko dać mu dziedzica, nie może dopuścić, by uchylał się od spełniania mężowskich obowiązków, choć może to on czuł się zmęczony podróżą. Był w końcu od niej sporo starszy. Przewróciła się na bok, podciągnęła kolana i wtuliła głowę w poduszkę. To dobre miejsce do życia, pomyślała jeszcze, a ona da sobie radę. A potem zasnęła.
Śnieg przestał do rana sypać, pozostawiając grubą warstwę białego puchu. Nim Flanna zeszła do niewielkiego rodzinnego saloniku, zdążyła się dowiedzieć, iż mąż wyjechał na polowanie i nie będzie go przez kilka dni. Nadciąga zima i trzeba zaopatrzyć spiżarnie w mięso. Chłodnia, jak przekonała się o tym, towarzysząc Angusowi w pierwszym obchodzie, mogła pomieścić co najmniej sześć jeleni, a teraz znajdował się tam tylko jeden. Na ścianach wisiało jednak mnóstwo ptactwa, głód więc im nie groził.
– Chętnie wybrałabym się z nimi – poskarżyła się Angusowi. – Potrafię polować nie gorzej niż mężczyźni. Kiedy wyjechali? Może mogłabym jeszcze ich dogonić? Na śniegu zostały zapewne wyraźne ślady.
– Skoro książę wyjechał – odparł Angus cicho – nadarza się doskonała okazja, byś zaczęła brać lekcje, pani. Kazałem urządzić w kącie biblioteki miejsce do nauki. Spotkamy się tam za niedługą chwilę.
– Ale ja chcę jechać na polowanie! – zaprotestowała Flanna.
– Jak sobie życzysz, pani, ale co będzie, jeśli mąż dowie się, jaką jesteś ignorantką? Nie zdążyłaś jeszcze przywiązać go do siebie. Pan młody, który po nocy poślubnej zostawia żonę samą i wyjeżdża na kilka dni…? – Angus potrząsnął z dezaprobatą głową.
– Ożenił się ze mną dla włości – wycedziła Flanna przez zaciśnięte zęby.
– Tak – zgodził się z nią Angus – i teraz to on je ma, nie ty. Będzie potrzebował dobrego powodu, aby zatrzymać cię przy sobie, a jak widać, na razie jeszcze takiego nie znalazł. Musisz dać mu potomka, pani. A jeszcze lepiej dwóch.
– Urodzę mu dzieci! – odparła Flanna z mocą.
– Nie, jeśli nie zdołasz przyciągnąć go na powrót do swego łoża – zauważył logicznie wuj. – A co masz takiego w sobie, by zaintrygować męża, Flanno? Oczywiście, mężczyzna nie lubi, by żona była od niego zdecydowanie mądrzejsza, ale na pewno potrafi docenić taką, z którą może porozmawiać po tym, jak się kochali. O czym będziesz rozmawiała z mężem, Flanno? O polowaniu? Prowadzeniu domu? Co mu powiesz, by go zafascynować i skłonić, by cię pokochał? Szybko przekonasz się, że seks bez miłości nie jest tak cudowny jak wtedy, gdy ludzie się kochają. Pożądanie to wspaniałe uczucie, lecz miłość je przewyższa. To co, mam polecić, by osiodłano twoją klacz, pani?
Flanna milczała przez chwilę, a potem powiedziała:
– Zaczekam na ciebie w bibliotece, Angusie. Obróciła się na pięcie, aż zawirowały jej spódnice, i odeszła. Słowa wuja mocno ją zaniepokoiły.
Angus Gordon tylko się uśmiechnął. Siostrzenica była bystra, choć stopień tej bystrości będzie musiał dopiero ocenić. Podejrzewał, że nauka pójdzie jej łatwo, i ani trochę się nie pomylił. Opanowała alfabet w ciągu zaledwie dwóch dni i zaczęła składać co krótsze słowa, odczytując je na głos z książek, a potem starannie przepisując. Ku zaskoczeniu wuja okazało się także, iż nieźle radzi sobie z rachunkami.
– Mama mnie nauczyła. Powiedziała, że powinnam umieć liczyć, inaczej kupcy będą próbowali mnie oszukać. Czasami pomagałam też Unie w rachunkach. Wiesz, jak ostrożnie mój ojciec obchodził się z pieniędzmi.
– Tak – odparł Angus, zadowolony, że siostra zrobiła dla córki coś użytecznego.
Książę i jego ludzie wrócili po pięciu dniach, przywożąc cztery jelenie, które należało sprawić i powiesić w zamkowej spiżarni. Flanna była już teraz dobrze obeznana z zamkiem, gdyż spędzała czas nie tylko ucząc się w bibliotece, ale też zwiedzając nowy dom z wujem, utyskującą wiecznie Mary, i Aggie. Odkryła zachodnią wieżę, zamieszkiwaną kiedyś przez damę, której portret wisiał nad kominkiem w wielkiej Sali, i uznała to miejsce za nader interesujące.
– Zwykle zatrzymywała się tutaj babka lady Jasmine – poinformowała ich Mary. – Zachodnia wieża stała opuszczona, póki nie wybrała jej dla siebie. Lubiła w niej mieszkać. Mówiła, iż dobrze się tam czuje. Minęło wiele lat, jak odeszła, lady de Marisco. Podobno zabiła człowieka i ocaliła życie pani Jasmine, choć była już stara.
– Tutaj? – spytała Flanna, zafascynowana.
– Nie, w Anglii, w domu, który należy teraz do księcia Lundy – wyjaśniła Mary.
Do jakiejż rodziny weszłam? – zastanawiała się Flanna. Teściowa, która była księżniczką. Szwagier, królewski bękart. Zatrzęsienie lordów i ich żon, o morderczyni nie wspominając!
– Co się z nią stało?
– Nic, milady – odparła Mary. – Zabiła przestępcę, który zamordował wcześniej czworo ludzi. Była dzielną staruszką, więc niech spoczywa w pokoju!
Teraz, gdy wrócił jej mąż, uznała, że musi dowiedzieć się o rodzinie czegoś więcej. Zauważyła pełen aprobaty wyraz twarzy Patricka, gdy wszedłszy do wielkiej sali ogarnął spojrzeniem wypolerowane meble i wolną od kurzu podłogę. Kominy zostały oczyszczone i ogień płonął równo, nie wydzielając dymu. Okna błyszczały czystością, a na stołach rozstawiono miseczki z potpourri.
– Witaj w domu, panie. Mam nadzieję, że dopisało ci szczęście i będziemy mieli dość mięsa na zimę – powiedziała. Dygnęła i podała mężowi kielich z winem.
– Cztery jelenie, madame - odparł, popijając wino. – Pogoda znowu się zmienia, zostaniemy więc w domu, zamierzam jednak wyruszyć, gdy tylko stanie się to możliwe. Tym razem będzie padać, potem przyjdzie jednak znowu śnieg i zima na dobre się rozgości. Mam nadzieję upolować przynajmniej jednego jelenia więcej, i może dzika.
– Na pewno miałbyś ochotę na kąpiel – powiedziała Flanna. – Przygotowałam ją dla ciebie.
Ku zaskoczeniu Patricka wzięła go za rękę i zaprowadziła do apartamentów.
– Weź ubrania jego lordowskiej mości, Donalu – poleciła. – Koszula, kalesony i pończochy mają iść do praczki. Sama wykąpię męża. Powiedz Angusowi, że zjemy dziś wieczór w naszym saloniku.
Uśmiechnęła się, a odprawiony Donal wyszedł, zabierając ubranie swego pana.
Patrick uśmiechnął się z rozbawieniem. Woda była gorąca i dopiero gdy się zanurzył, uświadomił sobie, jak obolałe ma mięśnie. Wielogodzinna jazda wierzchem podczas zimnej i wilgotnej pogody raczej się im nie przysłużyła.
– Madame - powiedział, przymykając z zadowoleniem zielonozłote oczy – okazujesz się doskonałą żoną. Na wielką salę aż przyjemnie popatrzeć, a teraz jeszcze kąpiel.
– Cieszę się, że jesteś zadowolony, panie – odparła Flanna skromnie.
Patrick roześmiał się.
– Stałaś się nadspodziewanie potulna i uległa, dziewczyno – stwierdził żartobliwie.
– Trudno mi spierać się z tobą, gdy mówisz, że jesteś ze mnie zadowolony, mężu – odparła cierpko. Wzięła do rąk szczotkę ze szczeciny dzika i klęknąwszy na drewnianych schodkach wanny, zaczęła przesuwać nią po plecach i barkach Patricka. Poruszała się szybko i sprawnie, szorując szeroką połać skóry, pachy, a potem stopy i nogi.
Gdy wyszedł Donal, zdjęła spódnicę, pozostając w halkach i koszuli. Była to ta sama spódnica, którą miała na sobie w dzień po ślubie. Widząc to, Patrick uświadomił sobie, że Flanna nie ma zbyt wielu ubrań, a żadne nie odpowiada jej nowemu statusowi. Tak bardzo skupił się na tym, by zaopatrzyć na zimę spiżarnie, że nie poświęcił jednej myśli młodej kobiecie, która została właśnie jego żoną. Naprawi swój błąd tak szybko, jak tylko będzie to możliwe, postanowił. Lecz gdy tak klęczała, pochyliwszy rudą głowę, skupiona na swym zadaniu, nagle wydała mu się bardzo pociągająca. Troczki koszuli rozwiązały się, ukazując krągły, kremowy biust. Uśmiechnął się szelmowsko. Pokusa była zbyt silna, by się jej długo opierać.
Krzyknęła, zaskoczona, gdy wciągnął ją do wanny.
– Oszalałeś, Patricku Leslie? Myślisz, że mam za dużo ubrań, by tak nieopatrznie sobie z nimi poczynać?
Próbowała się uwolnić, lecz wyrwał jej szczotkę z ręki i pocałował w usta. Nie przestała walczyć nawet, gdy wsunął jej rękę za dekolt i objął dłonią pierś.
– Nie możesz pokazywać mi swoich towarów i oczekiwać, że nie zechcę ich kupić, madame - wymruczał jej wprost do ucha, a potem przesunął po nim językiem.
– Och, niecnota z ciebie – zaprotestowała słabo, lecz zaraz pochyliła głowę i musnęła jego wargi swoimi. – Czy to właśnie nazywają grą miłosną, mój panie?
Jej srebrzystoszare oczy, ukryte częściowo za zasłoną powiek, zabłysły, gdy sadowiła się naprzeciw niego.
– W rzeczy samej – odparł, muskając językiem jej wargi. Cofnął dłoń, obejmującą gibką talię żony i wsunął ją pod halki.
– Jesteś zepsuty – wyszeptała, zmieniając jednocześnie pozycję, aby ułatwić mu do siebie dostęp.
– Ty zaś jesteś bezwstydnym dziewczyniskiem – powiedział. – Wiedziałem o tym już wtedy, gdy mnie zaatakowałaś, ale ja lubię bezwstydne dziewczyniska, Flanno.
Popieścił palcami jej dolne wargi, zanurzając palce pomiędzy bujne kędziory, zdobiące wzgórek Wenery.
Westchnęła, a potem wtuliła twarz w zagłębienie pomiędzy szyją a barkiem męża. Lubiła się z nim kochać, a dziś, gdy przyjdzie znów do jej łoża, nie będzie tak jak w noc poślubną. Dziś nie będzie się bala i zrobi wszystko, by jak najpełniej go zadowolić.
– Och…eh…eh! – westchnęła, zaskoczona, gdy uniósł ją, by wsunąć na sztywną z pożądania lancę.
– Od razu lepiej, prawda, dziewczyno? – wymruczał, przyciągając ją do siebie. Zdarł z niej mokrą koszulę i odrzucił na podłogę. Twarde teraz niczym węzełki sutki Flanny przesunęły się po delikatnie owłosionej klatce piersiowej Patricka.
Czuła, jak płoną jej policzki, a w głowie potęguje się zamęt.
– Och…eh…eh! – jęknęła, gdy objął dłońmi jej pośladki, a potem zaczął poruszać rytmicznie biodrami. Wrażenia, jakich dostarczały jej zmysłom ich złączone w miłosnym uścisku ciała, były absolutnie rozkoszne.
– Och, tak! – krzyknęła, naśladując ruchy Patricka. Do licha, jeśli okaże się utalentowana w sztuce miłości, stanie się wręcz niebezpieczna, pomyślał Patrick, zaskoczony entuzjazmem żony.
– Pocałuj mnie jeszcze raz – polecił, poddając się dotykowi jej warg.
Cudownie! Jak cudownie! Przemknęło Flannie przez myśl, gdy rozkoszowała się przyjemnością, jaką dawała jej nabrzmiała, poruszająca się męskość. Pomyślała, że mogłaby dostarczyć mu więcej przyjemności, gdyby była w środku ciaśniejsza, zacisnęła więc na próbę mięśnie. Patrick jęknął głośno, uznała więc eksperyment za udany i czym prędzej go powtórzyła.
– Sprawiłam ci przyjemność, panie? Mam to znów zrobić? – spytała, odsuwając na moment głowę.
– Tak, wiedźmo, niewiarygodną przyjemność. Wsunął się w nią jeszcze gwałtowniej, a woda w wannie zachlupotała niebezpiecznie.
Flanna wzdrygnęła się, szybując na wyżyny, na których nie była nigdy wcześniej, a potem opadła bezwładnie na pierś męża, czując, jak jego soki zalewają ją od środka.
– Och, panie, jakże to było rozkoszne – szepnęła. – Uwielbiam kochać się z tobą.
Patrick roześmiał się z cicha.
– A ja z tobą, dziewczyno – przyznał.
Woda zaczęła gwałtownie stygnąć. Wstał więc i pociągnął żonę za sobą. Oblała się rumieńcem i stała nieruchomo w ociekających wodą halkach, nie wiedząc, co zrobić. Rozwiązał ten problem, poluzowując tasiemki i zdejmując z niej ubranie. Teraz stała przed nim zupełnie naga.
– Jesteś śliczna, Flanno i nie masz powodu się wstydzić. Jako twój mąż mam prawo patrzeć na ciebie i podziwiać twoją urodę – powiedział.
Zarumieniła się znowu, a potem powiedziała:
– Wyjdź z wanny, panie, to cię osuszę. Powiesiłam przy ogniu ręczniki, by się ogrzały.
– Osuszymy się nawzajem – powiedział. Sięgnął po ręcznik i zaczął energicznie ją wycierać. – Zgłodniałaś, madame? Bo ja tak. Ciekawe, co Angus przyniósł nam do jedzenia.
– Do licha! – zaklęła Flanna. – Myślisz, że słyszał, co robimy?
– Możliwe, podejrzewam jednak, że Angus to człowiek światowy, a jako taki nie poczuł się zaszokowany tym, że małżonkowie się kochają.
Gdy był już suchy, założył lamowany futrem szlafrok z zielonego aksamitu, Flanna zaś czystą lnianą koszulę. Przeszli na bosaka do saloniku, gdzie czekał już na nich zastawiony stół. Były tam świeże ostrygi, krewetki w białym winie, pieczony kapłon, półmisek jagnięcych sznycelków, sałata, świeży chleb, masło, trójkątny kawałek twardego sera i, na deser, jabłkowa tarta. Do picia mieli październikowe piwo oraz wino.
– Pozwól, że ci usłużę – powiedziała.
– Podaj mi wpierw ostrygi – polecił. – Skoro tak bardzo polubiłaś kochanie się, muszę zjeść coś, co szybko przywróci mi siły.
Usiadł u szczytu stołu i spoglądał na nią wyczekująco.
– Chcesz powiedzieć, że będziemy mogli zrobić to znów dziś wieczorem? – spytała zaskoczona.
Patrick Leslie uśmiechnął się, rozbawiony jej ignorancją.
– Tak, prawdopodobnie więcej niż raz, jeśli pozwolisz mi odpocząć między miłosnymi potyczkami. Zadowolona?
– Tak – odparła szczerze. – Lubię, gdy sprawiasz, że szybuję jak ptak w przestworzach. Una uprzedziła mnie, że mogę zaznać przyjemności, i z pewnością tak jest, chciałabym jednak, byś i ty doznał rozkoszy takiej, jaką dajesz mnie. Powiesz mi, jak to zrobić?
Przyglądała się szeroko otwartymi oczami, jak Patrick połyka jedną ostrygę po drugiej. Pochłonął ich chyba z tuzin.
– Usiądź, Flanno – powiedział, wskazując krzesło na prawo od siebie. Zignorował na moment jej prośbę. Będzie jeszcze czas, by wszystko wyjaśnić. Sięgając po półmisek z krewetkami, powiedział:
– Podzielmy się nimi.
Wybrał wielkiego skorupiaka, chwycił go za ogon i zaczął łapczywie pożerać.
Flanna przyglądała się temu, zafascynowana apetytem męża. Kiedy krewetki stały się już tylko wspomnieniem, nałożyła mu wielką porcję kurczęcia, kilka sznycelków i trochę sałaty. Chwyciła bochenek chleba, oderwała dla siebie spory kawałek i posmarowała obficie masłem. Jej apetyt okazał się nie mniejszy. Była głodna jak wilk i jadła z zadowoleniem, dopóki na stole nie została już tylko jabłkowa tarta. Podzielili ją między siebie, zapijając resztką piwa. Po chwili dzbanek był już pusty.
– Wino zostawimy na potem – powiedział Patrick z uśmiechem.
– Czy to stosowne – zapytała – by żona czerpała z zalotów męża aż taką przyjemność? Bez tej miłości, o której wszyscy tyle gadają? Znamy się ledwie tydzień, z czego przez pięć dni nie było cię w domu. Czy to w porządku, że aż tak cię lubię? Będę dobrą księżną i nie przyniosę wstydu Lesliem ani Glenkirk.
Ujął brodę Flanny między palec wskazujący i kciuk i spojrzał wprost w jej srebrzystoszare oczy. Jest całkiem ładna, pomyślał, z tym małym, prostym noskiem, owalnymi oczami, otoczonymi gęstymi ciemnoblond rzęsami, ponad którymi wznosiły się brwi tego samego koloru. Pogładził delikatnie policzek kciukiem. Skórę Flanny, gładką i kremową, cechowała przejrzystość, charakterystyczna dla prawdziwych rudzielców. Na grzbiecie jej nosa widniała smużka ledwie widocznych piegów. Pochylił się i ucałował czubek tego nosa.
– Jesteś bystrą dziewczyną – powiedział. – Wiem, że potrafisz być dobrą księżną, choć nasze życie w Glenkirk nie będzie nazbyt interesujące. Nie wyjadę, jak moi rodzice, na dwór ani nie zaangażuję się w politykę czy religijne spory, jeśli tylko zdołam tego uniknąć. Znajdą się ludzie, którzy zechcą zniszczyć moją rodzinę i skraść nam bogactwo, bo taki już mają charakter. Pragnę jedynie, aby pozostawiono mnie w spokoju, bym mógł żyć tak, jak chcę: troszczyć się o poddanych i wychowywać nasze dzieci, by rosły wolne od uprzedzeń, próżności oraz zawiści. Nie byłoby to możliwe, gdybym dopuścił, żeby świat z jego zgiełkiem i głupotą wtargnął do Glenkirk. Nie będziemy zabawiać królów, jak czynili to moi rodzice i dziadkowie. Dasz mi dzieci i będziesz zarządzała zamkiem, który stanie się twoim królestwem. Zrób to dla mnie i bądź dobrą księżną, a będę cię za to czcił i szanował. Potrafisz być szczęśliwa, żyjąc w ten sposób, Flanno? Tylko takie życie mogę ci zaoferować, przyrzekam jednak, że nie opuszczę cię, by walczyć za tych, którzy sprawują władzę, czy będzie to król, czy parlament.
– Będę zadowolona, panie, gdyż opisałeś życie, jakie znam. Bałam się, że zostanę zmuszona żyć w sposób, do którego nie zostałam przygotowana. Nie chciałabym sprawić ci kłopotu, Patricku Leslie, gdyż jesteś, wszystko na to wskazuje, dobrym człowiekiem.
– Usiądź mi na kolanach, Flanno – powiedział, puszczając jej brodę. Usiadła, a on utulił ją w objęciach. Płonące w kominku polano rozsypało się z głośnym trzaskiem.
Półleżąc z głową opartą na piersi męża, westchnęła, zadowolona. Nie spodziewała się, iż życie u boku Patricka Leslie okaże się tak proste. Nie wyobrażała sobie, że małżeństwo może tak wyglądać. Nie widziała nigdy, by jej bracia tulili swoje żony. Zbyt byli zajęci wydawaniem im rozkazów, by znaleźć czas na okazywanie uczucia. Podobała jej się czułość Patricka, lubiła też się z nim kochać. Może jej życie tutaj nie będzie takie znowu okropne, pomyślała. W końcu obiecał dać jej swobodę, jeśli będzie wywiązywała się z obowiązków. Potarła odruchowo policzkiem aksamit szlafroka na piersi męża, uśmiechając się, gdy ucałował czubek jej głowy.
– Cóż ty masz za włosy, madame - zauważył. – Mają taki sam rudozłoty odcień, jak włosy mojej krewniaczki z portretu w wielkiej sali. Spodobałoby mi się, gdybyś urodziła dziewczynkę o włosach takich jak twoje.
Wsunął dłoń w rozcięcie koszuli Flanny, objął dłonią jej pierś i zaczął pocierać bezwiednie kciukiem sutek.
Serce natychmiast podskoczyło jej w piersi.
– Najpierw – wykrztusiła – musimy zatroszczyć się o dziedzica dla Glenkirk.
Zna swoje obowiązki. Urodzi synów, zanim rodzina odkryje, że wytworny, bogaty i wykształcony książę Glenkirk pojął za żonę prostą dziewczynę z gór.
– Mam tylu braci, że zdążyłam przywyknąć do chłopców – dodała.
– Twoi bracia dorośli na długo przedtem, nim się urodziłaś – odparł ze śmiechem. – Tak, będziemy potrzebowali synów dla Glenkirk, i nie poskąpimy trudu, by ich spłodzić, ale dziewuszka z płomiennorudą czuprynką swej matki też by mnie nie rozczarowała…
Przytulił usta do jej ucha. O tak, potrafi wzbudzić pożądanie ta gorącokrwista żonka o szeroko otwartych oczach, pomyślał, wysuwając język, by tym skuteczniej popieścić jej ucho.
To po prostu śmieszne! Gdy tylko jej dotykał, natychmiast opuszczały ją siły. Czy kobiety zawsze tak się czują? Bezsilne i bezbronne? Było to cudowne uczucie, ale też mocno niepokojące.
– Nie! – pisnęła, odsuwając głowę, by uciec przed jego penetrującym językiem.
– O co chodzi, dziewczyno? – zaprzestał pieszczoty natychmiast, gdy zaprotestowała.
– Czy kobiety mogą pieścić mężczyzn? – spytała, spoglądając na niego ze szczerą ciekawością.
– Tak – odparł z wolna. O co jej chodzi? – Jak?
– Jak? – powtórzył, cokolwiek zakłopotany.
– Cóż, kobiety nie powinny chyba leżeć bezczynnie w męskich ramionach! Dotykasz mnie i sprawia mi to przyjemność. Czy i ja nie powinnam dotykać ciebie? Sprawiłabym ci tym przyjemność? Czy w kochaniu się nie powinni uczestniczyć oboje kochankowie, czy też kobieta ma być jedynie przedmiotem, którego rolą jest zadowolić mężczyznę? Powiedz mi, proszę, Patricku.
Patrick poczuł się nagle jak zarozumiały głupiec. Wiedział od początku, że Flanna jest niewinna, ale tak bardzo cieszyło go jej wspaniałe ciało i oczywista przyjemność, jaką sprawiały dziewczynie jego pieszczoty, że nie pomyślał o niczym więcej.
– Naśladuj to, co robię – powiedział zatem. – To, co sprawia przyjemność tobie, okaże się przyjemne i dla mnie. Zapomniałem, że nie jesteś obznajomiona z namiętnością.
Pogładził czule jej piersi i pocałował usta, które mu podała.
– W noc poślubną byłaś trochę bardziej śmiała, Flanno – zauważył, drocząc się z nią.
– Nie wiedziałam, co ma nastąpić – odparła. Wsunęła dłoń pod szlafrok i zaczęła pieścić twardą pierś męża, pociągając delikatnie za porastający ją miękki puch. Wtuliła twarz pomiędzy szyję i ramię Patricka, całując je, a potem przyciągnęła ku sobie jego głowę i popieściła śmiało językiem wnętrze ucha, dmuchając na nie leciutko.
– Sprawiło ci to przyjemność? – wymamrotała namiętnie.
– Tak – odparł przeciągle, a potem uszczypnął ją niezbyt mocno w sutek.
Pisnęła, zmieniając pozycję na kolanach Patricka i ugryzła go leciutko w ucho. Zsunęła dłońmi szlafrok, obnażając męża do pasa i zaczęła wyciskać na jego ciele pocałunki.
Jej śmiałość i ruchy wiercącego się, młodego ciała sprawiały mu wyraźną przyjemność. Wreszcie, gdy nie mógł już czekać dłużej, obrócił ją na powrót twarzą do siebie i objął dłońmi bliźniacze półkule pośladków. Westchnęła, zaskoczona. Zdjął jej przez głowę koszulę i odrzucił na bok. Była teraz zupełnie naga. Całował ją namiętnie, a kiedy przerwał, ujęła jego głowę w dłonie i przyciągnęła śmiało ku sobie, podając mu usta.
– Jesteś bezwstydna – jęknął z ustami tuż przy jej ustach.
– Nieśmiałe dziewczęta nie są widać w twoim guście – odparła, przesuwając mu zuchwale językiem po wargach.
Starając się odzyskać kontrolę nad sytuacją zanurzył twarz pomiędzy jej piersi, rozkoszując się miękkością i zapachem młodej skóry. Flanna pisnęła, zaskoczona, a wtedy podniósł głowę, chwycił ją dłońmi w talii i posadził sobie na udach. Potem, zanurzywszy palce w złotorudych włosach żony, zaczął znów ją całować.
Wsparła rozłożone na płask dłonie na jego piersi, jakby zamierzała go odepchnąć, niczego takiego jednak nie zrobiła. Przeciwnie, gdy zaczął całować jej szyję, odrzuciła głowę do tyłu, po czym westchnęła z wyraźną przyjemnością. Bijące od niego ciepło wręcz ją obezwładniało, a teraz czuła jeszcze pod sobą jego męskość.
– Chcę poczuć cię w środku, Patricku Leslie – wykrztusiła ochryple. – Natychmiast!
Nie odpowiedział, lecz uniósł ją i nadział wprost na swą długą, twardą lancę. Przymknęła na chwilę oczy, lecz zaraz je otwarła, spoglądając na niego z wyzwaniem, które ochoczo podjął.
– W tej pozycji nie będę w stanie wykonać całej roboty sam, Flanno – powiedział. – Musisz mi pomóc. Ujeżdżaj mnie tak, jak ujeżdża się konia.
Policzki poróżowiały jej z zażenowania, zaczęła się jednak poruszać, z początku powoli, potem coraz szybciej. Nie spuszczała przy tym spojrzenia z twarzy Patricka, i ta jej śmiałość jeszcze bardziej go podniecała. Wyciągnął ręce i objął dłońmi jej piersi, pieszcząc je zdecydowanymi ruchami, podczas gdy Flanna to wznosiła się, to opadała, nadziewając się na jego pulsującą męskość. Cóż za cudowne uczucie, pomyślała, zaciskając mięśnie i rozkoszując się jego reakcją.
Nagle, ku zaskoczeniu Flanny, wstał, podtrzymując ją dłońmi za pośladki. Objęła go nogami w pasie, przywierając doń, kiedy szedł z wolna przez pokój. Wniósł ją do sypialni i położył w nogach łóżka. Poczuła, że materac ugina się pod ciężarem jej ciała. Pozostali złączeni, a teraz Patrick uniósł jej ramiona za głowę i mocno przytrzymał, ujeżdżając ją ile sil i nie spuszczając ani na chwilę wzroku z jej twarzy. Wpatrywała się w niego, zafascynowana i niezdolna odwrócić spojrzenie.
– Tak! Tak! – pojękiwała zachęcająco, wypychając biodra na spotkanie jego lędźwi.
– Och, dziewko, znów pozbawiłaś mnie sił!
Wzdrygnęła się gwałtownie, on zaś jęknął głucho, zalewając ją nasieniem.
Szybowała, trawiona jego ogniem, przepełniona słodyczą, która stawała się coraz bardziej znajoma i coraz niecierpliwiej wyczekiwana, niezbędna wręcz do życia.
– Och, Patricku – westchnęła – jakże ja lubię się kochać!
Zsunął się z niej, wstał, okrążył łóżko i naciągnął na Flannę przykrycie, a potem położył się obok i objął ją ramionami. Złożyła głowę na jego wilgotnej piersi, on zaś pogładził dłonią jej smukłe plecy.
– Nie wiem, co za dobra wróżka sprowadziła mnie do Brae – powiedział – lecz jestem z tego bardzo zadowolony. Mężczyzna nie mógłby życzyć sobie w łóżku lepszej partnerki, niż ta, którą wkrótce się staniesz.
– Więc to nie wszystko? – spytała cicho.
– Jest jeszcze miłość, dziewczyno – odparł.
– Ale czym ona jest? – zapytała, głośno się zastanawiając. – Powiadają, że mój ojciec kochał matkę, lecz ja nie rozumiałam nigdy, co to właściwie znaczy. A ty?
Patrick milczał przez dłuższą chwilę, a potem powiedział:
– Nie jestem pewny, Flanno. Wiem tylko, że moi rodzice zdawali się połączeni niewidzialną nicią nawet, gdy przebywali z dala od siebie. Czasami porozumiewali się nie za pomocą słów, ale spojrzeń. Gdy ojciec zginął pod Dunbar, matka nie była w stanie pozostać w miejscu, gdzie zaznali oboje tyle szczęścia. Wyjechała z Glenkirk. Nie rozumiem tego, myślę jednak, że to właśnie jest miłość. Może przychodzi z czasem, w miarę jak rośnie zażyłość pomiędzy mężem a żoną.
– Myślisz, że zdołamy kiedyś się pokochać, Patricku? – spytała cicho.
– Nie mam pojęcia, Flanno, wiem jednak, iż jestem zadowolony, że cię poślubiłem, choć znamy się tak krótko.
Wsunął się na nią i zaczął całować namiętnie, powoli, w usta, by potem obsypać pocałunkami twarz i szyję.
– Bardzo zadowolony – wymamrotał, wtulając wargi w zagłębienie jej szyi.
– Och…eh…eh! – westchnęła Flanna niewinnie. – Zamierzamy zrobić to znowu, prawda?
Jego pocałunki były tak słodkie!
– W rzeczy samej, dziewczyno – wyszeptał ochryple. – W rzeczy samej. Zrobimy to znowu, a potem jeszcze raz, i jeszcze.