CZĘŚĆ II

KSIĘŻNA, KTÓRA NICZEGO NIE DOKONAŁA

ROZDZIAŁ 6

Flanna krzyknęła oburzona, gdy mocna dłoń wylądowała na jej pośladku. Odwróciła się, rozgniewana, i stanęła twarzą w twarz z przystojnym mężczyzną o długich do ramion, kasztanowych lokach i roześmianych bursztynowych oczach.

– Biegnij, dziewko, i powiedz księciu, że jego starszy braciszek, niezupełnie królewski Stuart, przybył w odwiedziny. Lecz najpierw daj mi buziaka! Jesteś w końcu najładniejszym dziewczęciem, jakie widziałem od wielu dni!

Pochwycił Flannę, przyciągnął do siebie i namiętnie pocałował.

Odsunęła się, a potem wymierzyła mężczyźnie siarczysty policzek.

– Zbyt śmiało sobie poczynasz, mój panie! Byłabym wdzięczna, gdybyś zechciał trzymać ręce przy sobie. Jak śmiesz tak mnie napastować! – wykrztusiła z furią.

Charles Frederick Stuart, książę Lundy, potarł bolący policzek.

– Masz ciężką rękę, dziewczyno. Nie lubisz być całowana?

– Tylko przez mego małżonka, panie – odparła Flanna cierpko, spoglądając z gniewem na intruza.

– Jakiś problem, pani? – spytał Angus, wyłaniając się z cienia i spoglądając na księcia z wyżyn swych blisko dwóch metrów wzrostu. Na Angliku wywarło to wrażenie, choć nie wydawał się przestraszony.

– Jestem bratem księcia – powiedział.

– Którym, panie? Jeśli się nie mylę, ma ich aż czterech. Sądząc po akcencie, musisz być Anglikiem – odparował Angus, spoglądając w dół i wyraźnie starając się onieśmielić przybysza.

Lecz książę tylko się roześmiał.

– Charles Stuart, królewski bękart – odparł z uśmiechem. – A ty kim jesteś, mój przyjacielu olbrzymie?

– Jestem Angus, panie, zarządca zamku.

– A dziewka skora do bitki? – spytał, wpatrując się pożądliwie we Flannę, która odpowiedziała gniewnym spojrzeniem.

– W sali przebywa teraz tylko jedna niewiasta, tuszę więc, że chodzi ci właśnie o nią. To nie żadna dziewka, lecz pani zamku. Powiem twemu bratu, że przybyłeś go odwiedzić.

Co powiedziawszy, skłonił się lekko i wyszedł. Charles Frederick Stuart wpatrywał się uparcie we Flannę.

– Pani zamku? – powtórzył, zaskoczony.

– Jestem żoną twego brata, chutliwy diable! – odpaliła Flanna.

– Od kiedy? – Charliemu najwyraźniej trudno było przyjąć to do wiadomości.

– Od prawie dwóch miesięcy – odparła Flanna.

– O, do licha, już po mnie – zauważył Charlie z uśmiechem.

– Będzie po tobie, jeśli nie przestaniesz tak się zachowywać – odparła Flanna ostro. – Masz zwyczaj wchodzić do czyjegoś domu i napastować kobiety, które tam znajdziesz? Wstydź się, sir!

– Nie wszystkie kobiety w domach, do których wchodzę, są tak ponętne jak ty, madame - odparł, uśmiechając się szelmowsko. – Nie wiedziałem, że Patrick zamierza się ożenić.

– Bo nie zamierzał, i ja także nie – odparła Flanna – okoliczności tak się jednak ułożyły, że musieliśmy wziąć ślub.

– Czy matka wie? Widziałem się z nią przed kilkoma miesiącami, ale wtedy, oczywiście, nie mogła o niczym wiedzieć. Okoliczności? Jesteś zatem przy nadziei, madame, a mój brat postanowił uczynić z ciebie kobietę uczciwą?

– Obrażasz mnie, sir. Nie byłam w ciąży, kiedy twój brat się ze mną żenił, mam jednak nadzieję, że to się szybko zmieni. Glenkirk potrzebuje dziedzica i zamierzam dostarczyć mu go tak szybko, jak tylko będzie to możliwe. Znam swoje obowiązki, mój panie.

– Skąd pochodzisz, madame?

– Jestem jedyną córką Brodiego z Killiecairn i dziedziczką Brae, sir - odparła Flanna z dumą.

– Do diaska! – zaklął książę. – O ile mnie pamięć nie myli, Killiecairn to wiejskie ustronie.

– Rzeczywiście, żyjemy tam dość skromnie – powiedziała Flanna, zdając sobie sprawę, iż jest to spore niedomówienie. – Zawsze jesteś tak grubiański, panie, czy może, jako Anglik, uważasz się za lepszego od nas, Szkotów?

– Nie zamierzałem nikogo obrażać, madame - zaczął usprawiedliwiać się Charlie, Flanna nie dała mu jednak dokończyć.

– Zatem to tylko bezmyślność i brak rozwagi?

– spytała słodko.

– Do licha, madame, kłujesz niczym oset – odparł. – Przysięgam, że nie miałem zamiaru cię obrazić. Zaskoczyło mnie, że Patrick wziął sobie żonę i nikt z rodziny o tym nie wie. Skoro nie jesteś przy nadziei, po co tajemnica?

– Nie ma żadnej tajemnicy, mój panie – odparła Flanna sztywno. – Zauważyłeś może śnieg na drodze? Dziś po raz pierwszy od tygodni zobaczyliśmy słońce. Poza tym, co ma do tego twoja rodzina?

– Charlie! – zawołał Patrick, wchodząc do sali.

– Witaj znów w Glenkirk, braciszku! Co sprowadza cię do nas o tej okropnej porze roku? Widzę, że poznałeś już moją żonę. Czyż nie jest piękna? Zauważyłeś, jakie ma włosy? Są tego samego koloru, co u Janet Leslie. Spójrz tylko na portret!

– Matka wie? Nie wyglądało na to, gdy wyjeżdżałem w październiku z Anglii – powiedział Charles na powitanie.

– Jeszcze nie. Pogoda była zbyt kiepska, aby odprawić posłańca. Poza tym nie wiedziałem, jak wygląda sytuacja polityczna i nie chciałem ryzykować, że któryś z naszych może przypłacić wyprawę życiem – odparł Patrick. – Kiedy opuściłeś Queen's Malvern? I, co ważniejsze, dlaczego? Matka pojechała do Anglii dopilnować, by żadne z jej dzieci nie zaangażowało się w królewską wojnę, choć teraz, gdy biedny Karol nie żyje, nie ma chyba o czym mówić, prawda?

– Karol II zostanie koronowany na króla pierwszego stycznia, w Scone – oznajmił książę Lundy.

– Króla… czego? – zapytał Patrick z nutką pogardy w głosie.

– Szkocji, na początek. Potem Anglii i Irlandii – odparł jego brat. – Przybył do Szkocji latem zeszłego roku.

– Wiem – powiedział Patrick. – A potem było Dunbar, Charlie. Zginął tam nasz ojciec. W imię czego, pytam? Żeby królewski Stuart mógł włożyć znowu koronę na głowę. Nie dbam o to ani trochę, bracie! Karol nie będzie w stanie wytrzymać z pilnującymi go bigotami zbyt długo, gwarantuję. Zbuntuje się i porzuci Szkocję, żeby radziła sobie sama. Co zaś się tyczy Anglii, do diabła z nią i z Anglikami!

– Niech cię, Patricku, ależ stałeś się zgorzkniały!

– zawołał książę Lundy.

– Owszem, nie przeczę. Brakuje mi ojca, i matki także. Byłaby teraz tutaj, gdyby nie Stuartowie. Zawsze sprowadzali na Lesliech nieszczęście i zawsze będą. Lecz po co przybyłeś, Charlie?

– Wina, panowie? – spytała Flanna, krzątając się wokół poczęstunku.

– Zostało mi więc wybaczone? – zapytał książę Lundy, biorąc kielich.

– Zastanowię się, panie, podejrzewam jednak, że zajmie mi to nieco czasu. Zostaniesz jednak na noc, prawda?

– Tak, i moje dzieci także – odparł spokojnie książę.

Flanna spojrzała na niego, zaskoczona, lecz nim zdążyła się odezwać, przemówił Patrick.

– Dzieci? Co się stało, Charlie?

– Bess nie żyje. Muszę znaleźć dla nich bezpieczne schronienie, Patricku. Nie mogą zostać w Anglii. Po pierwsze, rodzina żony nie jest już anglikańska. Odbiorą mi synów i córkę, aby wychować je na ludzi ponurych i o tak ciasnych poglądach, jak oni sami.

Nie mogę do tego dopuścić, choć nie obchodzi mnie, w jaki sposób ktoś oddaje cześć Bogu. Czyż nie powiedziano w Biblii, że w domu Pana jest mieszkań wiele? Zdrowy rozsądek podpowiada, że skoro jest wiele mieszkań, musi też istnieć sporo dróg, które do nich prowadzą. Niech każdy postępuje tak, jak dyktuje mu sumienie. Nie znoszę bigoterii!

– Jak zmarła twoja żona, Charlie? – zapytał Patrick, wspominając szwagierkę, Elizabeth Lightbody, córkę lorda Welk. Zwróciła na siebie uwagę Charliego, gdy miała szesnaście lat, on zaś dwadzieścia sześć. I choć rodzinie dziewczyny nie podobało się zbytnio, iż zalotnik jest bękartem, potrafili też dostrzec jego bogactwo, włości, zażyłość z wujem – królem. Przezwyciężyli zatem uprzedzenia i zezwolili na ślub. Małżeństwo okazało się ze wszech miar udane.

– Zastrzelił ją żołnierz Cromwella – odparł książę Lundy. – Wyjechałem wtedy na dzień do Worcester. To był jeden z oddziałów, jakimi posługuje się Cromwell, by zastraszyć lud. Worcester od zawsze nastawione było rojalistycznie, żołdacy Cromwella pustoszą więc od czasu do czasu dla postrachu leżące za rogatkami posiadłości i farmy. Wtargnęli do domu i zastrzelili Smythe'a, zarządcę, kiedy próbował ich powstrzymać. Bess przybiegła, protestując, więc zastrzelili i ją. Powiedziano mi, że zginęła na miejscu. Autumn ocalała, gdyż się ukryła. Zabiła żołdaka, który zamordował Bess, lecz to już inna historia. Splądrowali dom, ale niewiele w nim znaleźli. Zakopaliśmy i ukryliśmy wartościowe rzeczy już przed kilkoma laty, kiedy zaczęło się całe to zamieszanie. Wydobędziemy je, gdy powstanie zwycięży. Na odjezdnym podpalili dom.

– Spalili Queen's Malvern? – spytał Patrick, zaszokowany. Był to dom, w którym jego matka spędziła dzieciństwo, rodzinna siedziba jego pradziadków. Sam spędził tam jako dziecko wiele szczęśliwych miesięcy.

– Został częściowo zniszczony, zwłaszcza wschodnie skrzydło, lecz odbuduję je, gdy wrócę pewnego dnia do domu. Do tego czasu będą pilnowali go służący, którym pozwoliłem tam zamieszkać. Przywiozłem dzieci do ciebie, Patricku. Zapewnisz im schronienie? Nie przysporzą ci zmartwień, bo to dobre dzieciaki.

– Oczywiście, że je przyjmiemy – powiedziała Flanna, nim mąż zdążył się odezwać. – Gdzie one są, panie? Nie kazałeś im czekać na dworze w tej zimnicy, mam nadzieję! Niech tu natychmiast przyjdą!

– Biddy – zawołał książę Lundy – wejdź do wielkiej sali i zabierz ze sobą dzieci. Biddy – wyjaśnił, zwracając się do szwagierki – to ich niania. Była też nianią Bess.

Do sali weszła niewysoka, pulchna kobieta w nieokreślonym wieku, prowadząc dwójkę dzieci i trzymając najmłodsze na rękach. Dwoje starszych, chłopiec i dziewczynka, wydawało się nie tylko zmęczonych, ale i przestraszonych.

Serce Flanny ścisnęło się współczuciem.

– Biedne maleństwa – powiedziała. – Nadszedł dla nich trudny czas. Podejdźcie do ognia, kochani, i się ogrzejcie.

Charles Frederick Stuart uśmiechnął się ciepło. Jego bratowa ma widać dobre serce.

– To moje dzieciaki – powiedział. – Sabrina ma prawie dziesięć lat, Freddie siedem, a Willy trzy. No i jest jeszcze, oczywiście, Biddy, bez której żadne z nas by nie przetrwało.

Uśmiechnął się i mówił dalej.

– Dzieci, to mój brat, a wasz wujek, Patrick i jego żona, ciotka Flanna. Przyjmą was pod swój dach i zaopiekują się wami, kiedy wyjadę pomóc królowi.

– Ale, papo, nie chcemy, żebyś wyjeżdżał – powiedziała Sabrina ze łzami w bursztynowych oczach. Przywarła mocno do ojca.

– Nie wyjadę, póki się nie zadomowicie, Brie. Król nie pojawi się w Aberdeen wcześniej, jak za dwa tygodnie. Do tego czasu Glenkirk stanie się dla was równie znajome, jak Queen's Malvern – zapewnił córkę książę.

– Znajdziemy dla was kucyki, byście mieli na czym jeździć – powiedział Patrick do siostrzenicy. – Lubisz jeździć konno, prawda?

– Dlaczego mówisz tak śmiesznie? – spytała Sabrina.

– Jestem Szkotem, dziewuszko, nie Anglikiem. Jesteście teraz w Szkocji. Szybko się przyzwyczaisz.

– Chcę do mamy – powiedział Freddie płaczliwie.

– Mama nie żyje, głupku! Zastrzelił ją podły żołnierz – przypomniała mu siostra. – Poszła do nieba, mieszkać z Jezusem.

– Nie chcę, żeby mieszkała w niebie z Jezusem – załkał Freddie. – Chcę, żeby mieszkała z nami! Dlaczego nie wraca?

– Nie może – odparła ponuro jego siostra. Flanna uklękła, by móc spojrzeć chłopcu w oczy.

– Umiesz posługiwać się łukiem, Freddie? – spytała.

Potrząsnął w milczeniu głową.

– A ja tak – powiedziała Flanna. – Chciałbyś, żebym cię nauczyła?

– Mogłabyś? – spytał Freddie z nadzieją, zaintrygowany rudowłosą damą o przydatnych umiejętnościach, która tak ładnie pachniała. Mama nie pozwalała mu tknąć nawet szpady – zabawki, którą kuzyn, książę Henry, przysłał na urodziny.

– Pewnie – odparła Flanna. – Jutro, jeśli nie będzie padał śnieg ani deszcz, każę rozstawić na dziedzińcu tarcze i zaczniemy ćwiczyć. Ciebie też mogę uczyć, jeśli będziesz chciała – dodała, zwracając się do Sabriny.

– Nie znałam dotąd damy, która potrafiłaby strzelać z łuku – odparła Brie, zafascynowana nie mniej niż brat.

– Cóż – odparła Flanna z uśmiechem – dopiero się uczę, jak być damą, z łuku strzelam już jednak doskonale.

Wstała i ujęła pod brodę najmłodsze dziecko.

– Ciebie zaś, malutki, nauczymy, jak utrzymać się w siodle, ale to dopiero wiosną. Teraz musimy was nakarmić i zapakować do łóżek. Angus, człowieku, gdzie się podziewasz? – zawołała.

– Tu jestem, pani – odparł majordomus, podchodząc. Skłonił się obu dżentelmenom i powiedział: – Rozmawiałem z gospodynią. Umieścimy dzieci we wschodniej wieży. Już szykują tam dla nich pokoje. Teraz jednak, jeśli państwo pozwolą, zabiorę je do kuchni.

Flanna skinęła głową, a potem odwróciła się do gości. Biddy wpatrywała się w Angusa, zafascynowana, a dzieci znów wyglądały na przerażone.

– Angus was nie skrzywdzi – zapewniła pośpiesznie. – Podobnie jak Biddy przyjechała z wami, on przyjechał z moją matką, gdy poślubiła papę. Pomagał mnie wychować, a teraz przybył ze mną do Glenkirk. Jest nie tylko moim sługą, ale i przyjacielem. Jeśli będziecie czegoś potrzebowali, zwracajcie się do niego. Dobrze się wami zaopiekuje, obiecuję.

– Dziękujemy, pani – odparła Biddy, wyraźnie nieprzekonana.

Freddie zdążył już jednak odzyskać rezon. Spojrzał na Angusa i zadzierając głowę, zapytał:

– Ile masz wzrostu?

– Dwa metry, chłopcze – odparł Angus.

– Jak to jest być tak wysokim?

Angus schylił się, podniósł chłopca i posadził go sobie na ramionach.

– Właśnie tak. I co, podoba ci się?

– Pewnie! – odparł Freddie ze śmiechem.

– Ja też chcę! – zawołała Sabrina, po czym pisnęła, zachwycona, gdy Angus podniósł także ją.

– Proszę za mną, pani Biddy – powiedział. – Poszukamy kuchni, gdzie znajdzie się dla was uczciwa kolacja.

Wymaszerował z sali, unosząc dwójkę nowych przyjaciół, a za nim Biddy z małym Williem w ramionach.

Książę Lundy odwrócił się do Flanny.

– Jak mam ci dziękować, madame? Widzę, że moje dzieci będą pod twoją opieką bezpieczne i szczęśliwe.

– Niewiele trzeba, by uszczęśliwić dzieci, panie – odparła Flanna. – Muszę pójść się upewnić, czy służba należycie przygotowała dla nich pokoje.

Dygnęła i opuściła mężczyzn.

– Usiądź, Charlie – powiedział Patrick. – Chcę usłyszeć wszystkie nowiny. Nie przyjechałeś do Szkocji wyłącznie z powodu dzieci, jestem tego pewny.

Usiedli przy jednym z dwóch olbrzymich kominków i Glenkirk napełnił kielichy winem.

– Jak matka? – zapytał. – Kiedy ją ostatnio widziałeś i dlaczego nie zostawiłeś dzieci w Cadby, u Henry'ego i jego rodziny?

– Mama nadal bardzo przeżywa śmierć ojca – odparł Charlie. Podobnie jak wszystkie dzieci Jasmine, zrodzone z różnych mężczyzn, także i on nazywał zmarłego Jemmiego Leslie ojcem. Prawdę mówiąc, trzeci mąż jego matki był jedynym ojcem, jakiego znał.

– Zabrała Autumn do Francji. Wyjechały z czwórką wiernych służących, wśród których był mąż Toramalli, człowiek z Glenkirk. Nie sądzę, by tęsknił szczególnie za swym górskim matecznikiem.

– Czy żołnierze Cromwella mogą zaatakować Cadby tak, jak zaatakowali Queen's Malvern? – zapytał Patrick.

– Nie sądzę, aby istniało takie niebezpieczeństwo. Właśnie dlatego przywiozłem dzieci do ciebie, Patricku. Henry'emu jak dotąd udawało się nie angażować po żadnej ze stron. Gdybym przywiózł dzieci do niego, stałby się celem ataku fanatyków. Jak nas wszystkich, także Henry'ego wiadomość o straceniu króla mocno zdegustowała, potrafił jednak spojrzeć na sprawę z szerszej perspektywy. Pewnego dnia ten koszmar się skończy i młody król wróci na tron, gdzie jego miejsce. Jeśli Lindleyowie z Westleigh mają tego doczekać, muszą pozostać neutralni. To dobry sposób na przetrwanie, i ja też jestem jego zwolennikiem, pomimo więzów, łączących mnie z rodziną królewską. Lecz właśnie z racji tych więzów zawsze byłem dla ludzi Cromwella nieco podejrzany. Gdy Bessie została zamordowana, uświadomiłem sobie, że nie mogę pozostawać dłużej bezczynny. Muszę opowiedzieć się po którejś ze stron. Wybrałem króla. Mam jednak słaby punkt – dzieci. Tu, w cudownie odosobnionym Glenkirk, będą bezpieczne, gdyż w Anglii mało kto wie, że mam w Szkocji rodzinę. Mama dowie się, gdzie przebywają jej wnuki i nie będzie się o nie martwić.

Patrick skinął głową. Przez chwilę w milczeniu popijał wino, a potem zapytał:

– A co ty będziesz robił, Charlie, kiedy ja będę czuwał nad twoim potomstwem? Jakiż to nierozważny czyn planujesz? Szkocki parlament trzyma młodego Karola na krótkiej smyczy. Słyszałem, jak mówiłeś do córki, że król będzie w Aberdeen za dwa tygodnie. Po co tam przybywa?

– Musimy powołać armię, Patricku – odparł Charlie. – Jeśli Anglia ma zostać odebrana rebeliantom, będziemy potrzebowali armii.

– Zwariowałeś! Śmierć ojca niczego cię nie nauczyła, Charlie? – zawołał książę Glenkirk, spoglądając gniewnie na brata.

– Szkoci nie przegraliby bitwy pod Dunbar, gdyby generał Leslie, powodowany dumą i próżnością, nie sprowadził oddziałów ze wzgórz, gdzie były bezpieczne i nie rozkazał im obozować tuż pod nosem Anglików. Nadętemu durniowi nie przyszło zapewne do głowy, że zdesperowani Anglicy mogą zaatakować pierwsi. Anglia znajduje się we władaniu potwora. Ludzie mają tego dość. Potrzebujemy jedynie silnej armii, aby osadzić króla z powrotem na tronie!

– To będzie szkocka armia, przeklęty głupcze! – odparował Patrick gniewnie. – Naprawdę sądzisz, że najazd Szkotów spowoduje, iż naród angielski poprze sprawę Karola? Dwaj królowie z rodu Stuartów nie osłabili lęku Anglików przed szkockim najazdem! Niech no tylko zobaczą nadciągające oddziały dzikusów w kiltach, z powiewającymi proporcami, poprzedzane przeraźliwym odgłosem dud, powstaną, by ich przepędzić, nie zaś serdecznie powitać! Od dwóch pokoleń Stuartowie uważani są w Anglii za obcych.

– To dlatego, że królowie Jakub i pierwszy Karol urodzili się w Szkocji. Ten Karol przyszedł na świat w pałacu Świętego Jakuba. Jest Anglikiem, a ludzie kochali go, gdy był ich księciem. To się nie zmieniło, Patricku. Nadal go uwielbiają. Mają dość Cromwella, jego brutalnych żołdaków i miłośników hymnów, odzierających Kościół z liturgii oraz radości, jaka powinna towarzyszyć wierze – zakończył Charlie z przekonaniem.

– Nie to, żebym zupełnie się z tobą nie zgadzał, Charlie – powiedział Patrick. – Uważam jednak, że nie uda się przywrócić młodego króla na tron przy pomocy szkockiej armii. Anglicy tego nie przełkną. Możecie nawet zaszkodzić sprawie króla.

– On chce wracać do domu – powiedział Charlie cicho. – Bessie została zamordowana pod koniec września. Wyruszyłem na północ w połowie października. Od tego czasu przebywaliśmy przez cały czas na dworze, o ile to coś można w ogóle nazwać dworem. Szkocki parlament dosłownie odciął króla od przyjaciół. Zostali wygnani ze dworu. Ich duchowni pouczają go dniem i nocą. Wiesz, co powiedzieli mu po Dunbar? Że klęska była winą Stuartów, ponieważ nie zgodzili się przyjąć Kowenantu szybciej, lecz trwali z uporem przy Kościele anglikańskim, zamiast wprowadzić naród na jedynie słuszną ścieżkę prezbiterianizmu! Przywieźli go do Szkocji i zgodzili się pojechać z nim do Anglii jedynie dlatego, iż mają nadzieję, że zdołają narzucić swoje wyznanie wszystkim Anglikom!

Znużony Patrick potrząsnął głową, a potem powiedział:

– Pamiętasz, co mama opowiadała nam o naszym dziadku, Wielkim Mogole Akbarze? Zaprosił na dwór przedstawicieli różnych religii i pozwolił im nauczać swobodnie. Byli tam katolicy, anglikanie, ortodoksyjni Grecy, protestanci, Żydzi, muzułmanie, hinduiści, buddyści, dżiniści, zoroastrianie. Za każdym razem, gdy natknął się na przedstawiciela nowego kultu, sprowadzał go do Fatehpur Sikri. Przez lata przysłuchiwał się, jak walczą ze sobą, wykłócając się o to, kto z nich wyznaje prawdziwą wiarę. Na koniec stworzył własną religię, wybierając z pozostałych wszystko, co w nich najlepsze, i właśnie ją wyznawał. Gdy patrzę na to, co dzieje się dziś dookoła, nietrudno mi pojąć, dlaczego postąpił właśnie tak.

– Mnie również – zgodził się z nim Charlie – wiem jednak także, iż Wielki Mogoł nie dopuściłby do wybuchu rebelii takiej jak ta, ani do tego, by rebelianci uszli karze. Królowa Henrietta przebywa na wygnaniu w rodzimej Francji, żyjąc wraz z maleńką córeczką, Henriettą – Anne, niemal w ubóstwie. Książę Jakub jest teraz przy niej, chociaż na ogół podróżuje, krążąc pomiędzy Francją, Anglią i Szkocją. Księcia Henry'ego przetrzymują ludzie Cromwella. Młoda księżniczka Elizabeth bardzo cierpiała z powodu śmierci ojca. Nim go stracono, podarował jej swój modlitewnik. Wtedy widziała go po raz ostatni. Zmarła kilka miesięcy temu, w więzieniu, nie dożywszy piętnastu lat. Powiadają, że za nic nie chciała rozstać się z modlitewnikiem i w końcu włożono go jej do trumny. Władza królewska pochodzi nie od ludzi, ale od Boga, Patricku. Naprawdę w to wierzę. Mordując wuja Karola, Cromwell i banda łajdaków z jego parlamentu próbowała przeciwstawić się Boskiej woli. Musimy to naprawić i osadzić syna mojego wuja na tronie Anglii, gdzie jest jego miejsce!

– Tylko że Cromwell też wierzy, iż Bóg jest po jego stronie – zauważył w odpowiedzi na tę zapalczywą tyradę Patrick. – On i jego poplecznicy cytują Biblię na okrągło, wybierając fragmenty, które zdają się potwierdzać ich punkt widzenia. Ludzie posługujący się Bogiem jako wymówką, aby usprawiedliwić własne postępowanie, to najniebezpieczniejsze stworzenia na świecie, Charlie. Wierzą, iż Bóg pozwala im mordować, torturować i kraść, gdyż racja jest po ich stronie. Nie bardzo widzę, jak można byłoby osiągnąć tutaj kompromis, zwłaszcza dopóki Anglicy okupują Edynburg i większą część nizinnych okręgów na południe od stolicy.

– Właśnie dlatego król zamierza opuścić Scone i przybyć do Aberdeen. Chce stworzyć armię z ludzi północy – wyjaśnił Charlie. – Musisz wystawić oddział i pojechać z nami, Patricku. To twój obowiązek jako Szkota, bracie!

– Nie – odparł książę stanowczo. – Moim obowiązkiem jest troszczyć się o ludzi z klanu oraz rodzinę. Zaopiekuję się twoimi dziećmi, Charlie, lecz na nic więcej nie licz. Królewscy Stuartowie zawsze sprowadzali na Lesliech z Glenkirk nieszczęścia. Nasza historia to potwierdza.

– Dość polityki, panowie – powiedziała Flanna, wracając do sali. – Pora na kolację. Dzieciaki jedzą w kuchni. Kiedyż to, Charlesie Fredericku Stuarcie, karmiłeś ostatnio te biedactwa? Nie widziałam dotąd, by ktoś jadł z takim apetytem!

– Od miesięcy w Anglii krucho było z żywnością – wyjaśnił książę Lundy – to zaś, co dostawały tutaj, w Szkocji, nie bardzo im odpowiadało. Głównie było to chłopskie jedzenie: ciemny chleb, owsianka, gotowana kapusta, solona ryba. Prawie nie widywali mięsa, jarzyn ani słodyczy.

– Ani przyzwoitego, gorącego posiłku – zauważyła księżna Glenkirk. – Kucharz przygotował zupę z owsa i marchwi, ugotowaną na kościach jagnięcych i kilka kromek świeżego chleba, posmarowanego suto masłem i obłożonego serem. Dzieciaki rzuciły się na jedzenie niczym młode wilczki, a ta ich Biddy nie pozostała wiele z tyłu, chociaż starała się zachować maniery, biedactwo. Powiedziałam kucharzowi, by dał im jeszcze gotowane gruszki, lecz na tym koniec, inaczej się pochorują. Biedne dzieci głodowały! – zakończyła z oburzeniem.

Charles Frederick Stuart wstał, ujął dłonie bratowej, podniósł je do ust i ucałował.

– Cokolwiek się wydarzy, wiem, że moje dzieci będą miały u ciebie dobrą opiekę, madame. Nigdy nie zdołam ci się za to odwdzięczyć.

Flanna wyrwała dłonie z uścisku jego rąk. Komplement sprawił, że spłonęła rumieńcem.

– Usiądź, panie – powiedziała, sadowiąc się na kolanach męża. – Opowiedz mi o swoim królu.

– To także twój król, Flanno – odparł książę. – Cóż, jego matka twierdziła, iż był najbrzydszym dzieckiem, jakie przyszło kiedykolwiek na świat, tymczasem król z wyglądu przypomina po prostu swoją babkę Marię di Medici, Włoszkę. Ma jak ona ciemne oczy, włosy i śniadą cerę. Te oczy potrafią jednak cudownie błyszczeć. Niektórzy nazywają go z racji kolorytu ciemnym chłopcem. Jego rysy stanowią mieszankę cech obu rodzin. Miał w końcu dziadka Francuza i wioską babkę oraz, ze strony ojca, szkockiego dziadka i duńską babkę.

Jest wysoki, ma pociągłą twarz i bardzo zmysłowe usta, tak przynajmniej twierdzą panie. Jest wykształcony, lecz to nie typ uczonego, jak jego ojciec i dziadek. Jest też dobrym żołnierzem, choć nazbyt skłonnym do brawury. Przede wszystkim jednak odznacza się niepospolitym urokiem. Książę Lundy odwrócił się do brata.

– Martwisz się, że Karol nie zdoła podbić serc swoich szkockich poddanych, Patricku, ale on już to zrobił, zapewniam!

– Mógł zjednać sobie prostych ludzi – stwierdził Patrick rozsądnie – tylko że oni nie mają władzy nad tymi, którzy sprawują dzisiaj kontrolę nad królem, Charlie. Karol nie jest władcą absolutnym, a dopóki się nim nie stanie, nie uda mu się odzyskać tronu Anglii.

Flanna zignorowała sprzeczkę i zapytała:

– A dwór, panie? Opowiedz mi o dworze. Charles Frederick Stuart roześmiał się gorzko.

– Od lat nie mamy prawdziwego dworu, madame - powiedział. – Nie chodzi o to, żebym szczególnie lubił tam przebywać, jednak czasami wuj zapraszał mnie, bym ich odwiedził, zwykle w okresie pomiędzy Bożym Narodzeniem a świętem Trzech Króli, na Wielkanoc, podczas letniego oraz jesiennego sezonu polowań czy z okazji urodzin mego kuzyna Karola. W tamtych czasach, za rządów dziadka, urządzano bale maskowe, tańce, polowania i bankiety. Kobiety zakładały piękne suknie i klejnoty, a i panowie prezentowali się wspaniale, nie jak dzisiaj, gdy wszyscy chodzą odziani w ponurą czerń, rozjaśnioną jedynie białym kołnierzykiem. To były cudowne czasy, Flanno Brodie, nie takie jak dzisiejsze.

Zamilkł na dłuższą chwilę, a jego przystojna twarz posmutniała.

– Musimy przywrócić Anglii króla – powiedział wreszcie, westchnąwszy głęboko. – Wielka Brytania i nasz lud nie czują się powołani, by prowadzić pozbawioną wszelkiej radości egzystencję, gdy nawet obchodzenie świąt Bożego Narodzenia zostało zakazane. Prostaczkowie nie mogą już tańczyć wokół majowego pala w ciepłą wiosenną noc albo grać w kręgle na gminnych błoniach w jesienny dzień. Wiesz, nasza matka poznała Henry'ego, ojca Indii i Fortune, rankiem podczas majowego święta. Zakochali się w sobie od pierwszego wejrzenia. Pamiętasz, jak zachwycająco piękna była w młodości nasza matka, Patricku?

Patrick skinął głową.

– Nie widziano piękniejszej od niej kobiety, z wyjątkiem może madame Skye.

– Kim ona była?

– Naszą prababką – odparł Charlie. – I najbardziej niezwykłą kobietą. Nie było przedtem takiej jak ona i prędko nie będzie.

W sali zapadła głęboka cisza. Mężczyźni pogrążyli się w zadumie, spowodowanej zarówno wspomnieniami, jak doskonałym zamkowym winem. Widząc to, Flanna zsunęła się z kolan męża.

– Panowie, służba zaraz zacznie podawać kolację, a kucharka poczułaby się wielce urażona, gdybyście nie docenili jej wysiłków.

Podprowadziła braci do podwyższenia i zajęła miejsce pomiędzy nimi.

– Sama usłużę dżentelmenom – powiedziała do czekającego sługi i jęła napełniać talerze: najpierw gościa, potem męża, a na końcu swój.

Posiłek był prosty i składał się z kilku zaledwie dań: gotowanego pstrąga, esencjonalnego, przyprawionego winem gulaszu z dziczyzny, pieczonych przepiórek, nadziewanych suszonymi owocami, szynki, cebulek w śmietanie, gotowanych buraków, sałaty w winie, okrągłego bochna chleba, masła i niewielkiego krążka twardego sera. Mężczyźni jedli z apetytem. Angus dbał o to, by ich kielichy nie pozostawały puste. Posiłek zakończono deserem: świeżo upieczoną tartą z jabłkami, polaną gęstą śmietaną.

Charlie odsunął wreszcie talerz, wzdychając z ukontentowaniem.

Madame - powiedział do Flanny – jesteś w każdym calu tak dobrą kasztelanką, jak damy, które zarządzały Glenkirk przed tobą. Posiłek był doskonały. Lepszego nie jadłem od miesięcy.

– Wyobrażam sobie, że w porównaniu z gotowaną kapustą i soloną rybą musiał wydać ci się niezgorszy – odparła Flanna chłodno. – A teraz wybaczcie. Winnam sprawdzić, czy dzieci mają wszystko, czego im trzeba – dodała, wychodząc z sali.

– Nie jest księżną, jakiej można byłoby się spodziewać – zauważył książę Lundy – ale to miła dziewczyna, nawet jeśli trochę zbyt wygadana.

– Za dobrze wiodło ci się z twoją słodką Bess – odparł Patrick. – Kobiety, które nie kryją, co myślą, to w tej rodzinie nic nowego. Flanna doskonale tutaj pasuje.

– Dlaczego ją poślubiłeś? – spytał Charlie, zaciekawiony. – Mogłeś zdobyć pannę o wiele lepszą, niż rudowłosa córka Brodiego z Killiecairn. Jesteś nie tylko lordem, ale i księciem, Patricku. Mogłeś ożenić się z dziedziczką. Z pewnością nie kochasz tej dziewczyny.

– Matka wyjeżdżając przykazała mi, bym wziął sobie żonę i postarał się o dziedzica – wyjaśnił Patrick. – Nie znałem ani jednej odpowiedniej kobiety. Chryste, Charlie, dobrze wiesz, że prawie nie wyjeżdżałem z Glenkirk. Póki byli tu nasi rodzice wydawało się, że mam jeszcze czas. Mnóstwo czasu. A potem zostałem nagle sam. Uznałem, iż dobrze byłoby przyłączyć Brae do Glenkirk, a jedynym na to sposobem było poślubić Flannę. Jej ojciec nie wziąłby złota, a wierz mi, zaoferowałem go niemało. Potrzebowałem żony, a Flanna była dziewicą z włościami, których pożądałem. Mogłem je zdobyć tylko w jeden sposób. Nasze małżeństwo posłużyło konkretnemu celowi, Charlie. Dałem staremu Brodie z Killiecairn to, czego sobie życzył i otrzymałem w zamian Brae.

– A czego życzyła sobie Flanna, braciszku? Patrick się roześmiał.

– Pragnęła jedynie, by zostawiono ją z dwójką sług w Brae, gdzie mogłaby robić, co chce. Lecz szybko przystosowuje się do życia w Glenkirk, mimo iż nie została starannie wychowana. Chętnie się uczy i nie pragnie już niczego, jak tylko zostać damą.

– I dać ci dziedziców – dodał Charlie z uśmiechem. – Sama mi powiedziała. Jest chętna w łóżku?

Patrick aż się zarumienił.

– Owszem – mruknął.

– Bardziej niż chętna, co? – stwierdził Charlie, parskając śmiechem. – Szczęściarz z ciebie, Patricku. Kobietę można nauczyć wielu rzeczy: jak być damą, doceniać sztukę i klejnoty, tańczyć i prowadzić rachunki. Jednego nauczyć jej nie sposób: namiętności. Ta musi zrodzić się sama, ale ty dobrze o tym wiesz. Może twoja Flanna z czasem stanie się akuratną, choć niekonwencjonalną księżną, drogi bracie. Jest wystarczająco ładna, z tą jasną skórą i rudymi włosami. Jakiego koloru są jej oczy?

– Szare – odparł Patrick. – Czasem przypominają burzowe chmury, a czasem srebrzyście połyskują. Zależy, w jakim jest nastroju.

Charlie parsknął śmiechem.

– Skoro to zauważyłeś, może interesują cię już nie tylko jej włości.

– To miłe dziewczę – odparł Patrick, czując, że znów się rumieni.

Charlie roześmiał się jeszcze serdeczniej.

– Czy to możliwe, Patricku, że się zakochujesz? Po raz pierwszy w życiu! Do licha, ależ się Henry uśmieje, kiedy mu o tym powiem!

– Nie kocham jej – zaprotestował książę Glenkirk. – Nie pokocham kobiety, nigdy. Miłość rodzi ból, Charlie. Matka kochała ojca, lecz on nie słuchał jej ostrzeżeń i dał się bez potrzeby zabić. Ty kochałeś Bess tak mocno, że po jej śmierci stałeś się nierozważny i prawdopodobnie wkrótce zginiesz. India i Fortune także kochały, lecz India z powodu miłości niemal straciła pierwsze dziecko, a Fortune musiała opuścić Maguire's Ford i została na zawsze rozłączona z rodziną. Nie, miłość to nie dla mnie, bracie.

– Matka przeżyła z ojcem wiele szczęśliwych lat – odparł Charlie. – India nie straciła syna i jest z Deverallem szczęśliwa. Fortune pokochała Kierana Deversa tak mocno, że była gotowa opuścić Irlandię i wyjechać z nim do Nowego Świata. Co zaś się tyczy mnie, jestem synem króla. Rodzina Stuartów uznała mnie i obdarzyła czułą troską. Nie mogę miotać się w nieskończoność, lawirując pomiędzy królem a parlamentem, Patricku. Śmierć Bess przyspieszyła jedynie decyzję, którą i tak bym podjął. Miłość to dar od Boga. Mam nadzieję, że pewnego dnia zdasz sobie z tego sprawę i otworzysz przed nią serce. Flanna wydaje się osobą serdeczną i skorą do okazywania uczuć. Nie zauważyłem, byś protestował, kiedy usiadła ci przed chwilą na kolanach.

– Lubię ją tak, jak lubię moje koty i psy – odparł książę.

– Więc jesteś głupcem, drogi bracie. Flanna weszła do sali, mówiąc:

– Dzieci zostały już ulokowane, panie, ale ucieszyłyby się niezmiernie, gdybyś zajrzał do wieży i powiedział im dobranoc. Dziewczynka zamartwia się, że wyjedziesz bez pożegnania. Musisz zapewnić ją, że zostaniesz w Glenkirk, póki nie przyjdzie czas ruszyć do Perth, na spotkanie z królem. Z pewnością ty i mój mąż macie już na dziś dość sporów.

Charles Frederick Stuart wstał, uśmiechając się leniwie.

– Tak, na dziś chyba wystarczy, prawda, Patricku? Twój mąż jest głupcem, madame, ale spodziewam się, że już zdążyłaś się o tym przekonać.

Skłonił się i wyszedł.

– Co miał na myśli mówiąc, że jesteś głupcem? – spytała Flanna.

– Sądzi, że zgodzę się narazić rodzinę na dalsze niebezpieczeństwo, opowiadając się po stronie króla, ja zaś uważam, że neutralność lepiej się nam przysłuży. To wszystko, Flanno – skłamał.

– Podejdź do ognia – poprosiła. – Usiądę znowu przy tobie i trochę cię pouwodzę.

Uśmiechnęła się i wyciągnęła do niego rękę.

Przez chwilę czul się winny, wspominając, jak zapewniał brata, że nigdy się nie zakocha, wstał jednak i podszedł do Flanny. Jest jego żoną, nieważne: kocha ją czy nie. Usiadł, posadził sobie Flannę na kolanach i zaczął całować usta, które ochoczo mu podała. Była tak kusząca, i z każdym dniem zdawała się bardziej go pociągać. Wymruczała coś i przycisnęła się do niego. Jej usta omdlewały od pocałunków. Rozchyliła wargi, a jej język, teraz już bardzo wprawny, wdał się w miłosny pojedynek z jego językiem, burząc Patrickowi zmysły. Oczy Flanny, srebrzyste i błyszczące, spoglądały na niego spod na wpół opuszczonych powiek. Przygryzła delikatnie kciuk męża, a potem zaczęła go ssać, mrucząc niczym kot.

– Bezwstydna dziewucha – powiedział, wsuwając dłoń pod spódnice, by pogładzić udo żony. Jak przystało na prawdziwą dziewczynę z gór, nie miała na sobie majtek. Dama by je nosiła, pomyślał, uznał jednak, że nie życzy sobie, by aż tak się zmieniła. Zanurzył palce między porastające wzgórek sprężyste kędziorki. – Bezwstydnica – powtórzył, pocierając jej mały klejnot, aż zaczęła wiercić mu się na kolanach, napierając pośladkami na krocze i ssąc coraz namiętniej jego kciuk. W końcu zabrał dłoń i wsunąwszy palce w wilgotną szczelinę jej płci, poruszał nimi w przód i w tył, aż zabrakło jej tchu. Pochylił się i skubiąc zębami ucho Flanny, wyszeptał nagląco:

– Powiedz, że mnie pożądasz, dziewczyno! Powiedz, że chcesz, bym wszedł w ciebie głęboko, dając nam obojgu przyjemność, której tak pragniemy. Powiedz to!

– Nie – wykrztusiła, drocząc się z nim. – Ty mi powiedz! Ja jestem zadowolona z tego, co mam, ale ty chyba nie. Ach…eh…eh! Czuję, że twój niegrzeczny chłopczyk stara się wydostać ze spodni, panie. Chcesz mnie, Patricku Leslie? Tak czy nie? Och…eh…eh! Nie zabieraj ich!

– Och, dziewko – jęknął, szarpiąc krępującą ruchy odzież. Kiedy udało mu się rozpiąć spodnie, podniósł Flannę i wsunął w nią swą nabrzmiałą lancę. Jęknął, zanurzając się w gorącą wilgoć jej łona. Szarpnął niecierpliwie tasiemki stanika, rozchylając go i rozdzierając koszulę, aby obnażyć rozkoszne piersi żony. Spojrzał na nie i znowu jęknął.

Zaśmiała się cicho, a potem objęła go za szyję i się odchyliła, by mógł podziwiać pełnię jej wdzięków.

– Proszę, mój panie. Wszystko dla ciebie i dla żadnego innego. Och, tak! To miłe – zawołała, gdy zaczął lizać jej sutki, przeciągając po nich z wolna językiem.

– Uhm… – westchnęła, czując, jak ogarnia ją fala przyjemności tak intensywnej, iż nie dbała zupełnie o to, że ktoś mógłby wejść i ich zobaczyć.

Charles Frederick Stuart stał w cieniu wejścia do sali, czekając, aż brat i namiętna Flanna zakończą miłosne zmagania. Nie wróciłby, gdyby nie przypomniał sobie, że nie ma pojęcia, gdzie znajduje się przeznaczona dla niego komnata. Uśmiechnął się na myśl, iż Patrick może nie zdaje sobie z tego sprawy, lecz jest już w żonie zakochany, a ona w nim. Niemożliwe, by dwoje ludzi oddawało się przez kilka miesięcy namiętności i nie rozwinęło się pomiędzy nimi uczucie. Zastanawiał się, czy te niewiniątka o tym wiedzą. Cóż, w końcu jedno z nich uświadomi sobie, co się dzieje, a wtedy… Roześmiał się cichutko. To dopiero będzie odkrycie!

Patrick jęknął głośno, a Flanna krzyknęła, opadając bezwładnie na jego pierś. Objął ją ramionami i trwali tak w bezruchu, a potem Flanna nagle się wyprostowała.

– Och, Patricku! Twój brat nie wie, gdzie znajduje się jego sypialnia. Z pewnością wróci zaraz do sali!

Zaczęła zsuwać rozdarte poły koszuli, pokrzykując:

– Och, zasznuruj mi stanik, panie, nim przyłapie nas z odzieżą w nieładzie. Z pewnością poczułby się zaszokowany tak niestosownym zachowaniem.

Przygładziła włosy w bezowocnej próbie poprawienia fryzury.

Jej mąż roześmiał się cicho, sznurując z wprawą stanik.

– Charlie jest Stuartem, dziewczyno – powiedział – a Stuartowie znani są z tego, że łatwo ulegają namiętności. Gdyby nas przyłapał, zapewne tylko by sobie zażartował. No, gotowe. Może teraz ty mi pomożesz – zaproponował, spoglądając na nią pożądliwie.

Flanna zerknęła na męskość Patricka, wiotką teraz i skurczoną. Wyciągnęła rękę i popieściła ją, a potem powiedziała:

– Chyba lepiej będzie, jeśli zrobisz to sam, Patricku.

Charlie odczekał jeszcze chwilę, a kiedy kochankowie uporządkowali do końca ubrania, ruszył hałaśliwie w głąb sali, wołając:

– Dzieci czują się wspaniale i dziękuję za to wam obojgu. Musisz mi jednak powiedzieć, gdzie będę dziś spał, droga bratowo?

– Oczywiście, panie – odparła Flanna skromnie. – Proszę, pójdź za mną, a dopilnuję, by było ci wygodnie.

Nic w jej głosie nie wskazywało, że przed chwilą oddawała się namiętności.

Charlie wyciągnął rękę i chwycił lok, wymykający się z upięcia jej włosów.

– Dostanę wszystko, czego nie poskąpiłaś przed chwilą memu bratu, madame? - spytał żartobliwie, nie mogąc się powstrzymać.

Flanna, zaszokowana, poczuła, że czerwienieją jej policzki. Spojrzała jednak wprost w iskrzące się humorem, bursztynowe oczy szwagra i powiedziała spokojnie:

– Cóż, może nie aż tyle, jednak z pewnością spędzisz noc wygodnie, panie. Mamy cudowne materace z pierza i puchowe kołdry.

Charles parsknął śmiechem, po czym, mrugnąwszy do brata, powiedział:

– Gdyby księżna nie była twoją żoną, sam bym się w niej zakochał. Pamiętaj, co ci powiedziałem, i nie rób z siebie głupca zbyt długo, bo możesz stracić wszystko.

A potem dodał, zwracając się do Flanny:

– Prowadź, madame. Tęsknię za wygodnym łóżkiem, choć zapewne nie będzie mi dziś w nim tak dobrze, jak mojemu bratu.

Roześmiał się raz jeszcze i wyszedł za Flanną.

ROZDZIAŁ 7

Książę Lundy pozostał w Glenkirk do Bożego Narodzenia. Spędzając czas z Flanną, opowiadał jej o rodzinie matki – swojej i Patricka. O tym, jak teściowa, której dotąd nie poznała, i może nigdy nie pozna, urodziła się w miejscu odległym od Glenkirk o pół świata, zwanym Indie.

– Nazywała się wówczas Jasaman Kama Begum – mówił, a Flanna słuchała z otwartymi szeroko oczami. – Jasaman znaczy “jaśmin”, kama “miłość”, a begum to tytuł, przynależny księżniczce. Nasza babka, Velvet Gordon, lady BrocCairn, sądząc, że jej mąż zginął w pojedynku, wypłynęła do Indii, by spotkać się z rodzicami, przebywającymi tam w interesach. Została porwana i podarowana władcy Indii, aby została jedną z jego żon.

Starał się uprościć całą historię, wiedział bowiem, iż Flanna, naiwna i nieznająca świata poza rodzinnymi górami, mogłaby wielu rzeczy nie zrozumieć.

– Jedną z żon? – spytała bardziej zdziwiona niż zaszokowana. – To ile ich miał?

– Czterdzieści! – odparł Charlie ze śmiechem.

– Nasz dziadek władał krajem, gdzie mężczyzna może mieć wiele żon. Większość poślubił z pobudek politycznych: aby zakończyć konflikt albo przypieczętować traktat – wyjaśnił. – Po latach babka dowiedziała się, że szkocki mąż bynajmniej nie zginął, zdążyła już jednak urodzić władcy córkę, naszą matkę. Chciała pozostać w Indiach, lecz dziadek nie zgodził się na to, nie chcąc okrywać hańbą swego imienia. Odesłano ją zatem do Anglii i do prawowitego małżonka, lorda BrocCairn. Matka została jednak w Indiach. Minęły lata i sprawy tak się skomplikowały, że i Jasaman musiała zostać odesłana. Nikt poza pradziadkami nie wiedział, że jest w drodze. Przybyła do Londynu pewnego zimowego dnia roku 1606. Jej ojciec już wtedy nie żył, podobnie pierwszy mąż, zamordowany przez brata Jasaman. Zmuszona uciekać z kraju, schroniła się u naszej prababki, madame Skye.

– Słyszę o tej madame Skye, odkąd przybyłam do Glenkirk – zauważyła Flanna. – Naprawdę była aż tak niezwykła? Miejscowi nadal ją wspominają, choć gdy tu przybyła, była już stara.

– Urodziła się w Irlandii – zaczął kolejną opowieść Charlie. – Przeżyła dwoje monarchów. Znała zarówno Elżbietę Wielką, jak króla Jakuba. Toczyła z Elżbietą nieustanne potyczki, i nieźle dała się jej we znaki, choć w końcu, jak należało się spodziewać, wola królowej zwyciężyła. Miała sześciu mężów i wszystkich przeżyła. Urodziła ośmioro dzieci, z których siedmioro dożyło wieku dorosłego. Stworzyła wielkie imperium handlowe, które przyniosło nam bogactwo, i nadal przynosi. Uznawała za swój obowiązek dbać o to, by w rodzinie dobrze się działo i wywiązywała się z niego aż do śmierci. Będąc w podeszłym wieku uśmierciła złoczyńcę, aby ochronić naszą matkę. Wbiła mu w serce sztylet.

Flanna westchnęła, zafascynowana.

– Dziarska z niej była staruszka, czyż nie? Dobrze wiedzieć, że moje dzieci będą miały w sobie jej krew.

– Rodzina twego męża też miała matkę rodu, dorównującą niemal madame Skye – odparł Charlie. – Jej portret wisi nad kominkiem. Była córką pierwszego lorda i udała się z ojcem do małego księstewka, zwanego San Lorenzo. Patrick Leslie, pierwszy tego imienia, był ambasadorem Jakuba IV w tym kraju. Janet Leslie poślubiła dziedzica San Lorenzo, ale została porwana przez tureckich piratów i zamknięta w haremie sułtana.

– Została jego faworytą – podjął Patrick, wyręczając brata – a kiedy dała sułtanowi pierwszego syna, podniesiono ją do godności pierwszej żony. Jej potomkowie rządzą Turcją po dziś dzień. Najmłodszego syna odesłała na wychowanie do Szkocji, a potem, gdy jej mąż zmarł, sama tu wróciła. To ona zdobyła dla swych potomków Sithean i wiążący się z nim tytuł. My tutaj, w Glenkirk, pochodzimy w prostej linii od brata Janet, Adama.

– Władcy imperiów i sułtani! – wykrzyknęła Flanna. – Dotąd nawet o nich nie słyszałam. Jestem zdumiona, że zechciałeś poślubić nic nieznaczącą dziewczynę, taką jak córka Brodiego z Killiecairn, mój panie!

– Miałaś Brae, a ja go pragnąłem – odparł Patrick bez ogródek.

Była to okrutna uwaga i w oczach Flanny zabłysnął na chwilę ból. Patrick tego nie dostrzegł, lecz jego brat jak najbardziej.

– Nie wszyscy z naszych krewnych są lordami albo członkami rodów królewskich – wtrącił, starając się rozładować nieco atmosferę. – Dwaj najstarsi synowie madame Skye z pewnością nimi nie byli. Jeden odziedziczył po ojcu skrawek ziemi w Irlandii, drugi został kapitanem statków w De – von. Najstarsza córka madame Skye została spłodzona przez hiszpańskiego kupca z Algieru, druga zaś, podobnie jak najmłodszy syn, byli potomkami Nialla Burke'a, irlandzkiego lorda bez włości i znaczenia.

– W jaki sposób madame Skye udało się zostać lady? – zaciekawiła się Flanna.

– Stało się tak za sprawą jej trzeciego męża, lorda Lynmouth. To właśnie on wprowadził ją na błyszczący pełnią blasku dwór królowej. Każdego roku urządzał z okazji święta Trzech Króli bal maskowy, o którym mówił cały ówczesny Londyn. Królowa też tam bywała, i to nie przez chwilę, ale przez całą noc. Niełatwo było uzyskać zaproszenie, lecz ten, komu się udało, od razu zyskiwał na znaczeniu.

– Ich syn kontynuował tę tradycję – powiedział Patrick. – Matka i ojciec wywołali podczas jednego z takich balów skandal.

– Jaki?

Patrick parsknął śmiechem.

– Zostali przyłapani w łóżku po tym, jak goście się rozeszli. Nasza ciotka Sybilla nakryła ich i narobiła zamieszania. Bo widzisz, ciotka wychowała się w BrocCairn. Była bękartem mego dziadka. Uznał ją, a babka wychowała jak własną córkę. Gdy pojawiła się nasza matka, Sybilla była o nią bardzo zazdrosna, gdyż planowała oczarować ojca i zagarnąć go dla siebie. Nic zatem dziwnego, że gdy przyłapała go w łóżku z naszą matką, dostała szału.

– I wtedy wasi rodzice się pobrali… – zauważyła Flanna.

– Nic podobnego – odparł Patrick ze śmiechem. – Matka odmówiła poślubienia ojca pod presją okoliczności. Madame Skye wydała ją więc za Rowana Lindleya, markiza Westleigh, który już był w niej zakochany. Gdy kilka lat później został w Irlandii zamordowany, matka nie zgodziła się, by zaaranżowano kolejny związek. Ojciec Charliego zakochał się w niej, a ona w nim. Umarł jednak wkrótce po narodzinach syna. Wtedy król Jakub wraz z królową postanowili, chcąc dla matki jak najlepiej, że winna poślubić ojca. Uciekła jednak wraz z dziećmi do Francji. Odszukanie jej zajęło ojcu blisko dwa lata. Dopiero wtedy wzięli ślub i wrócili do Glenkirk.

– Tymczasem – przerwał mu Charlie – stary król narobił znów zamieszania, gdyż niemal przyrzekł matkę innemu mężczyźnie. Kiedy wyszła za ojca, ten człowiek tak się wściekł, że postanowił zniszczyć ich oboje. Nie udało mu się i został uznany winnym morderstwa, którym próbował obciążyć Lesliech z Glenkirk. Zniknął, by pojawić się tutaj i targnąć na życie matki.

– To wtedy madame Skye go zabiła? – spytała Skye.

– Tak – odparli bracia jednym głosem. Flanna słuchała, zafascynowana. Do jakiejż to rodziny weszła? Wielcy władcy i lordowie. Niewiarygodne bogactwo. Kobiety piękne, mądre, uwielbiane przez mężczyzn, którzy o nie walczyli. A po nich przyszła Flanna Brodie, góralka bez znaczenia. Jedynym, co za nią przemawiało, był skromny posag – Brae. Widziała portret Janet Leslie nad kominkiem, a także portret matki Patricka, cudownej Jasmine, w zamkowej galerii, gdzie znajdowała się również podobizna jego pięknej babki, Cat Leslie, kobiety, która sprzeciwiła się królowi, aby być z ukochanym. Kim była Flanna Brodie w porównaniu z tymi wspaniałymi, mądrymi kobietami? Pragnęła zostawić w Glenkirk po sobie ślad, by pewnego dnia także jej portret zawisł w galerii, a któryś z potomków napomknął odwiedzającemu ją gościowi: “Ach tak, to Flanna Brodie, żona drugiego księcia. Wsławiła się tym, że…” Że co? Westchnęła głęboko. Co mogłaby zrobić, aby odcisnąć w historii rodu Lesliech swój ślad?

Któregoś z następnych dni matkowała bratankom i bratanicy, ucząc starsze dzieci strzelania z łuku. Sabrinę Stuart fascynowała płomiennowłosa kobieta, która z każdym dniem wydawała się bardziej cudowna.

– Trafiłam! Trafiłam! – wykrzyknęła uradowana, gdy wypuszczona przez nią strzała utkwiła w prowizorycznej tarczy. Napięła znowu łuk i kolejna strzała dosięgła celu.

– Naprawdę mnie tego nauczyłaś – powiedziała, wznosząc ku Flannie błyszczące podnieceniem oczy.

– Teraz ty musisz nauczyć mnie, jak być damą – odparła Flanna, uśmiechając się do dziewczynki.

– Pewnego dnia mogę znaleźć się na dworze, a nie chciałabym przynieść waszemu wujowi wstydu swoim brakiem manier.

– Twoje maniery są w porządku – odparła Sabrina. – Mówisz ze śmiesznym akcentem, ale nie jesteś przecież Angielką, tylko Szkotką. Szkoci z nizin, ci z otoczenia kuzyna Charlesa, mówią podobnie, lecz jakoś łatwiej mi to zrozumieć. Ale i tak ich nie lubię. Są ponurzy i źle traktują króla, on jednak jest dżentelmenem, udaje więc, że tego nie zauważa.

Jak na dziewięciolatkę Sabrina wydawała się Flannie zdumiewająco dojrzała.

– Kuzyn Charles ma wspaniałe maniery – opowiadała dalej dziewczynka. – Nie widziałam dotąd, aby zachował się wobec kogoś nieuprzejmie, nawet jeśli ten ktoś za nim nie przepada. Brakuje mu jednak dam. Na dworze przebywa teraz niewiele kobiet, te zaś, które się tam znajdują, są chłodne w obejściu i zupełnie nie w jego guście. Kuzyn mnie lubi – zwierzyła się Flannie. – Papa mówi, że to dobrze, iż jestem małą dziewczynką, inaczej mógłby spróbować mnie uwieść. Papa mówi też, że będę kiedyś bardzo piękna.

– Pięknym jest ten, kto pięknie postępuje – odparła Flanna, uświadamiając sobie, że cytuje swoją szwagierkę Unę. – Ale to prawda, będziesz kiedyś piękną damą, Brie.

– Jak długo zostaniemy z tobą, ciociu Flanno?

– spytała Sabrina. – Aż do wiosny?

– Nie wiem, kochanie – odparła Flanna uczciwie, przytupując, by rozgrzać stopy. – Glenkirk będzie waszym domem tak długo, jak długo będziecie tego potrzebowali.

– Tęsknię za mamą i za Queen's Malvern – stwierdziła Sabrina melancholijnie. – Wiem, że mama nie żyje, chciałabym jednak wrócić do domu!

Łzy trysnęły z jej bursztynowych oczu. W końcu, mimo pozorów dojrzałości, to mała dziewczynka. Flanna uklękła i przytuliła bratanicę.

– Z tego, co zrozumiałam, w Anglii toczy się wojna domowa. Nie możecie wrócić, dopóki sytuacja się nie uspokoi. Poza tym wasz dom ucierpiał w pożarze i musi zostać odbudowany. A na to trzeba czasu.

Wstała i wziąwszy Sabrinę za rękę, poprowadziła ją ku domowi, zostawiając bratanka pod opieką Angusa.

Gdy weszły do wielkiej sali i służąca odebrała od nich płaszcze, poleciła:

– Gorący cydr z przyprawami dla panny Stuart i wino dla mnie.

– Gdyby wuj Patrick zgodził się wysłać ludzi, wszystko byłoby w porządku – powiedziała Brie z dziecięcą logiką. – Dlaczego nie chce pomóc królowi, ciociu?

– Ponieważ królewscy Stuartowie zawsze sprowadzali na Lesliech nieszczęścia, przynajmniej tak twierdzi wuj – wyjaśniła Flanna. – Poza tym, trzeba znacznie więcej ludzi, niż może ich dostarczyć Glenkirk, by osadzić króla z powrotem na tronie.

– Gdybym była starsza – zauważyła Sabrina z przejęciem – sama zebrałabym ludzi, aby pomogli kuzynowi!

I nagle Flannę olśniło. Brae nie jest na tyle duże, by pomóc królowi, lecz Flanna Leslie z pewnością mogłaby coś zrobić! To, co opowiadał Patrick na temat sprowadzania nieszczęścia, to po prostu bzdury! Nie ma żadnej klątwy, zagrażającej Lesliem z Glenkirk, jeśli zaangażują się w sprawy królewskich Stuartów. Oto jak może wyróżnić się spomiędzy kobiet Lesliech. Będzie księżną, która pomogła Karolowi II odzyskać tron, podróżując od jednego górskiego klanu do drugiego i zachęcając ludzi, by przyłączali się do króla. Wpierw winna jednak spotkać się z Karolem. Musi być pewna, że wart jest jej wysiłków, no i uzyskać zgodę na takie działania. Jak to przeprowadzić?

Patrick z pewnością nie zaaprobuje jej planów, wiedziała jednak, że jest to coś, co zrobić powinna.

Nie była przecież potulnym dziewczęciem, niezdolnym cokolwiek przedsięwziąć bez zgody swego mężczyzny. Nagle przyszedł jej do głowy pewien pomysł. Mogłaby pojechać w ślad za szwagrem, Charlesem Frederickiem Stuartem, kiedy opuści Glenkirk. Siedzenie go nie powinno sprawić kłopotu. Trudniej będzie usprawiedliwić swoją nieobecność w zamku, lecz tu z pomocą przyjdzie jej ufna Aggie. Na Angusa, doskonale zdawała sobie z tego sprawę, nie ma co liczyć. Mógłby spróbować jej przeszkodzić, lecz ona nie da się powstrzymać.

Pojedzie za księciem Lundy do Perth, i tam się ujawni. Charlie będzie nalegał, by wróciła natychmiast do domu, lecz ona nie wyrazi zgody. Nie wyjedzie, dopóki nie zobaczy się z królem. W końcu szwagier nie zwiąże przecież bratowej i nie odeśle jej przemocą do Glenkirk. Będzie wolał uniknąć zamieszania. Tak! Tak właśnie postąpi. A jeśli król udzieli jej zgody, zacznie czynić starania, by zebrać dla niego ludzi bez względu na to, co sądzi o tym jej mąż.

Tymczasem zbliżało się Boże Narodzenie i choć nowy Kościół niechętnie odnosił się do wszelkiej celebracji, Flanna wiedziała, że w Glenkirk tradycja zostanie zachowana. Nikt nie doniesie o tym władzom w odległej stolicy, zwłaszcza że ich przedstawiciele byli mieszkańcom Glenkirk obcy. Każdy członek klanu, który zdoła przyjechać, będzie w zamku mile widziany, i jego rodzina także. Dla każdego znajdzie się też podarek: noże, osełki i strzały dla mężczyzn. Wstążki, nici i tasiemki dla kobiet. Słodycze dla dzieci. Każda rodzina otrzyma srebrną monetę, zaś najstarszym spośród dzierżawców umorzy się opłaty. Podczas dwunastu dni dzielących wigilię od święta Trzech Króli w wielkiej sali będzie trwało nieustające świętowanie.

Zapowiadają się dziwne święta, pomyślał Angus, rozpoczynając przygotowania. James Leslie nie żyje, jego żona, uwielbiana przez członków klanu obojga płci, przebywa daleko, w obcym kraju. Lecz będą to zarazem pierwsze święta jego siostrzenicy jako pani na zamku. Pragnął, by zapisały się w pamięci zarówno Flanny, jak gości. Na szczęście udało mu się zaprzyjaźnić z Mary More – Leslie. Nie było to dla gospodyni łatwe, gdyż uwielbiała swoją poprzednią panią, a jej służącego, owianego legendą Adalego, niemal czciła. Jeśli wydarzenia ostatnich miesięcy napełniły serce księcia goryczą, co dopiero mówić o gospodyni. Lecz Angus Gordon posiadał nie tylko urok, ale i dobre maniery. Domyśliła się zatem natychmiast, że jest kimś więcej, niż zwykłym sługą.

Adali, jak szybko mu to uświadomiono, doglądał wszelkich domowych spraw, kierując służbą w sposób stanowczy, acz uprzejmy. Teraz jego rolę przejął Angus, służba zaś, uszczęśliwiona, że znalazł się ktoś, kto zdejmie z nich odpowiedzialność, chętnie mu się podporządkowała. Mary, wielce z takiego obrotu rzeczy zadowolona, szybko stała się jego prawą ręką. Nowa księżna jest może odrobinę nieokrzesana, uznała, lecz to się zmieni, kiedy poczuje się w nowej roli pewniej. Najważniejsze, iż Glenkirk znowu ożyło, jak za dawnych czasów rozbrzmiewając śmiechem płatających figle dzieci. Napełniło to serce Mary zadowoleniem, jakiego nie czuła od miesięcy.

– Trzeba poszukać noworocznego polana – powiedziała do Angusa. – Może księżna zechciałaby zabrać dzieci do lasu, aby jej w tym pomogły. Książę i jego bracia zawsze szukali polana.

– Wspaniały pomysł, Mary – przytaknął Angus.

– Książę i jego ludzie muszą upolować dzika. Nie dbam o to, co myślą ci ponurzy prezbiterianie. Tu, w Glenkirk, zawsze świętowaliśmy narodziny Pana i nadal będziemy to robić. A w Boże Narodzenie dobry pan Edie zasiądzie obok ojca Kennetha, jedząc i pijąc w najlepsze. Ani mu w głowie będzie na cokolwiek się skarżyć.

– Znasz tutejszych mieszkańców na wylot – zauważył Angus z uśmiechem.

– Och, daj spokój, Angusie – odparła, również się śmiejąc. – I tak zdążyłeś mnie już oczarować. Jesteś dobrym człowiekiem i, między nami mówiąc, razem doskonale sobie poradzimy.

– Bez ciebie, Mary – powiedział, kłaniając się elegancko – na pewno nie dałbym sobie rady, i doskonale o tym wiesz.

– Zastanawiam się, czy zdołamy dostać indyki. Do miasta jest stąd zbyt daleko. Podejrzewam, że będziemy musieli zadowolić się kapłonami, wołowiną i rybą. Lepiej przygotować więcej, niż za mało – uznała. – Mam w piwnicy kosze jabłek, będzie więc z czego upiec tarty. Dzieciaki z chat nie widują słodkości zbyt często. Zaczekaj tylko, a zobaczysz, jakie zrobią oczy. Od razu robi się lżej na sercu – powiedziała, ocierając fartuchem zwilgotniałe nagle powieki.

– Masz miękkie serce, pani Mary – zauważył łagodnie Angus.

– Podejrzewam, że jeśli o to chodzi, nie jesteś wcale lepszy ode mnie – odparła ostro. – Widziałam, jak cierpliwie pracujesz z jej lordowską mością w bibliotece. Czemu, u licha, dziewczyna czekała tak długo, by się uczyć? Wiedziała, że wyjdzie kiedyś za mąż i będzie musiała prowadzić dom. Powinna dawno zakończyć edukację. Jej matka o to nie dbała?

– Jestem bękartem Gordona, dziadka Flanny. Nie rób takiej niewinnej miny, Mary, bo już dawno się tego domyśliłaś, nawet jeśli inni zdają się nie dostrzegać prawdy. Moja siostra przyrodnia zmarła, kiedy jej córka miała zaledwie dziesięć lat. Ojciec i matka Meg, niech Bóg błogosławi ich oboje, wychowywali nas jak rodzeństwo. Siostra, jako pochodząca z prawowitego związku, miała odziedziczyć Brae, ale i ja traktowany byłem jak syn. Gdy Meg poślubiła Brodiego, pojechałem z nią do Killiecairn. Flanna opierała się wysiłkom matki, kiedy ta próbowała nauczyć ją czytać i pisać. Po śmierci Meg dziewczyną zaopiekowała się jej szwagierka, nie zdołała jednak okiełznać Flanny, która pragnęła jedynie polować, łowić ryby, strzelać i jeździć konno. Nauczyłem ją tego wszystkiego, a kobiety z rodziny, choć nie bez trudności, nauczyły ją szyć, tkać i gotować, nie były to jednak zajęcia, którym oddawałaby się z upodobaniem. Kiedy przybyła do Glenkirk, uświadomiła sobie, jaki popełniła błąd. Spogląda na portrety poprzednich pań na zamku i czuje się onieśmielona. Chciałaby odcisnąć w historii rodu własny ślad, lecz wie, że na razie to po prostu niemożliwe. Tak, jestem wobec niej cierpliwy, Mary. Meg by tego chciała, choć muszę przyznać, iż bywają chwile, gdy mam ochotę przerzucić ją przez kolano i wymierzyć kilka solidnych klapsów.

Mary parsknęła śmiechem.

– Myślę – powiedziała – że trzeba zostawić to księciu. Nie może ignorować żony tak, jak robił to jej ojciec. Nie uświadomił sobie też jeszcze, że jest w niej zakochany, a ona w nim. Widzę, jak patrzą na siebie, gdy myślą, że nikt nie zwraca na nich uwagi. Spodziewam się, że wkrótce na świat przyjdzie kolejne pokolenie Lesliech, Angusie. Jego matka byłaby bardzo szczęśliwa.

– Nawet jeśli Flanna jest trochę nieokiełznana?

– zapytał żartobliwie.

– Nie wszystkie panie Glenkirk urodziły się księżniczkami, nawet nie większość z nich – odparła spokojnie Mary. – Och, Angusie, mam nadzieję, że poznasz ją pewnego dnia, tę naszą księżnę Jasmine. Nie mogła zostać tutaj bez swego Jemmiego. Lecz skoro oboje odeszli, w Glenkirk utworzyła się pustka, którą książę i jego żona będą musieli zapełnić.

Westchnęła, otarła znów oczy fartuchem, a potem, wyprostowawszy się, powiedziała dziarsko:

– A teraz, Angusie Gordon, zastanówmy się, co jeszcze moglibyśmy zrobić, żeby te święta były dla nas szczęśliwe!

Kiedy Angus powiedział siostrzenicy, jak pomocna okazała się Mary, młoda księżna nie kryła wdzięczności. Posłuchawszy sugestii gospodyni, zabrała trójkę dzieci i wraz z eskortą zbrojnych udała się do lasu, aby poszukać wigilijnego polana. Dzień był jak na grudzień niezwykle słoneczny. W powietrzu prawie nie czuło się zimy.

– Nie możemy zwlekać – powiedziała do dzieci.

– W nocy z pewnością rozpęta się burza. Nie powinniśmy też oddalać się zbytnio od zamku.

– Skąd wiesz, że będzie burza? – spytała Brie.

– Jeśli chodzi o mnie, pogoda mogłaby być przez cały czas taka jak teraz. Nie widywałam słońca zbyt często, odkąd przenieśliśmy się z papą na północ.

– O tej porze roku nie powinno być tak ciepło i spokojnie, malutka – wyjaśniła Flanna. – Wskazuje to, iż zanosi się na burzę.

Pociągnęła nosem.

– Powąchajcie powietrze – powiedziała do dzieci. – Czujecie zapach śniegu? I choć na pozór jest ciepło, gdzieś tam czai się chłód.

– Skąd to wszystko wiesz? – zapytał Freddie.

– Tu się urodziłam i wychowałam – odparła Flanna. – Nie byłam dziewczęciem, spędzającym czas przy kołowrotku, Freddie. Lubiłam polować i tropić zwierzynę. A gdy się to robi, człowiek musi się nauczyć rozpoznawać, że zbliża się zmiana pogody.

– Chcę się uczyć – powiedział Freddie.

– Jeśli zostaniesz u nas wystarczająco długo, wszystkiego cię nauczę – obiecała Flanna. – Twoją siostrę i braciszka także.

Ścisnęła piętami boki klaczy i ruszyła truchtem.

– Dalej, dzieciaki. Angus powiedział, że kucharka piecze dziś placuszki. Im wcześniej znajdziemy polano, tym szybciej wrócimy, by ich skosztować. Mary wspomniała coś o śliwkowych powidłach.

Przeszukiwali las przez ponad godzinę, aż wreszcie natknęli się na zwalony niedawno dąb. Zbrojni zsiedli z koni, dobyli pił i zaczęli odcinać drzewo od korzeni. Dokonawszy tego, pocięli pień na kilka wielkich polan, przeznaczonych do kominków w wielkiej sali. Największy posłuży jako oficjalne polano wigilijne. Owinięto polana linami i powleczono za końmi, po czym triumfalnie umieszczono przy wejściu. Do wielkiej sali miały trafić dopiero w wigilię, podczas specjalnej ceremonii.

Flanna zaprowadziła tymczasem dzieci do kuchni, skąd dobiegała apetyczna woń piekącego się ciasta. Podkuchenna uśmiechnęła się do nich i wyjęła z pieca blachę świeżo upieczonych placuszków. Postawiła ją na stole, po czym rozerwała trzy z nich, posmarowała obficie masłem oraz powidłami i wręczyła uroczyście trójce dzieciaków. Na widok ich min po prostu musiała się roześmiać.

– Dziękuję, kucharko – powiedziała Flanna. – Dzięki tobie dzieci wyglądają zdrowiej i już zrobiły się pulchniejsze.

– To nie tylko moja zasługa, pani – odparła kucharka. – Widzę, jak dobrze się nimi opiekujesz. Biedny pan Charlie stracił żonę i został sam. Pamiętam go z czasów, gdy byłam tu pomywaczką, a on malutkim aniołkiem.

Zwichrzyła Willy'emu włosy, spoglądając z czułością na najmłodszego Stuarta o buzi wysmarowanej fioletowym dżemem.

– Wszyscy tu mają jakąś przeszłość – zauważyła Flanna.

– A wy w Killiecairn jej nie mieliście? – spytała kucharka.

– Owszem, mieliśmy, ale zupełnie inną – odparła Flanna.

– No, myślę – zauważyła kucharka. – W końcu, to Glenkirk. Nie ma drugiego takiego miejsca na ziemi, pani. A kiedy pewnego dnia zniknie, gdyż z czasem wszystko przemija, nieprędko pojawi się do niego podobne.

Kilka następnych dni Flanna, dzieci oraz kilkoro spośród służby spędzili na przystrajaniu sali zielenią, sosnowymi gałązkami oraz pąkami ostrokrzewu. Flanna znała zwyczaje obowiązujące w okresie pomiędzy wigilią a świętem Trzech Króli oraz poprzedzającym je wieczorem, dwunastym od wigilii. Dwunastka odgrywała podczas świąt Bożego Narodzenia ważną rolę. W sali rozstawiono dwanaście kandelabrów. Każdy bukiet ostrokrzewu składał się z dwunastu gałązek. Podczas każdego z dwunastu dni świętowania wręczano sobie inny prezent. Pieczono laleczki z piernikowego ciasta. Po południu dwudziestego czwartego grudnia w poprzek wejścia do wielkiej sali rozciągnie się zieloną linę. O wyznaczonej godzinie do sali wejdą goście, uważając, by nie nadepnąć na linę. Kolacja nie zacznie się, dopóki progu nie przekroczy przynoszący szczęście ptak.

– Nie mamy takiego zwyczaju w Queen's Malvern – zauważyła Brie, gdy Flanna powiedziała jej, o co chodzi.

– Czy to prawdziwy ptak? – zapytał Freddie.

– Och! – zawołał mały Willie, wskazując tłuściutkim palcem drzwi.

Stał w nich mężczyzna o kasztanowych włosach, ubrany w zielony kostium, naszywany dzwoneczkami i ptasią maskę. Jednym skokiem pokonał linę i zaczął tańczyć do dźwięku piszczałek, dud i fletów. Podbiegł do honorowego miejsca przy stole i skłonił się przesadnie, dotykając czapki. Książę dał mu srebrną monetę. Ptak szczęściarz zaczął tańczyć, pozdrawiając pozostałych gości i przyjmując od nich monety. Kiedy odwiedził już wszystkich, wręczył sakiewkę prezbiteriańskiemu duchownemu, panu Ediemu, mówiąc:

– Dla biednych, dobry panie – po czym opuścił w podskokach wielką salę.

– Papę ominął taniec ptaka – powiedziała Brie, rozczarowana.

– Musiał pilnować wigilijnego polana – odparł Freddie.

– Teraz można wprowadzić je do sali – powiedział książę. – Skoro to wy je znaleźliście, czy nie powinniście przy tym asystować?

Trójka dzieciaków zsunęła się z ławy i pognała do holu.

– Czy Charlie zdąży się przebrać? – zastanawiała się na głos Flanna.

– Robił to już wcześniej – odparł Patrick. – Gdy bracia i ja byliśmy mali. Nie potrafię myśleć o ptaku szczęściarzu, nie myśląc przy tym o Charliem. Henry też chciał się przebierać, lecz nie potrafi tańczyć tak, jak brat. Nawet teraz Charlie podskakuje najwyżej z nas wszystkich.

Flanna położyła dłoń na dłoni męża.

– Brakuje ci ich, wiem o tym, ale stworzymy własne wspomnienia.

Jego oczy napotkały spojrzenie oczu żony i Patrick się uśmiechnął.

– Tak będzie – obiecał. – Lecz powiedz mi lepiej, co czyni cię tak domyślną. Czuję się niepewnie wiedząc, że potrafisz odczytać moje myśli.

Uniósł jej dłoń i pocałował.

– Boże Narodzenie zawsze było w Brae czasem szczególnym – odparła. – Mama i Angus dużo o tym opowiadali. W Killiecairn wyglądało to trochę inaczej i wiem, że mamie brakowało dawnych tradycji. Nie skarżyła się, ale widziałam to w jej oczach. Kochała mego ojca, lecz Killiecairn nigdy nie stało się dla niej domem. Może dlatego tak kocham Brae i chcę przywrócić je do dawnej świetności.

– A co z nim zrobisz, kiedy znów będzie nadawało się do zamieszkania? – zapytał z lekkim uśmiechem.

– Będzie na mnie czekało, bym mogła się tam schronić, gdy życie z tobą stanie się nie do zniesienia – odparła śmiało. – Glenkirk jest twoje, lecz Brae będzie należało do mnie, a pewnego dnia odziedziczy je któreś z naszych dzieci.

– Opuściłabyś mnie, dziewczyno? – zapytał, rozbawiony.

– Gdybyśmy nie potrafili się dogadać, zapewne tak – odparła.

– Niezależna z ciebie kobieta, Flanno Leslie – zauważył ze śmiechem.

– Spójrz, wnoszą polano – powiedziała, zgrabnie zmieniając temat. Nie zamierzała wdawać się z nim w dyskusję na temat Brae. Zwrócił jej zamek i powiedział, iż może uczynić go znów zdatnym do zamieszkania. To właśnie stamtąd poprowadzi ludzi, którzy wesprą sprawę przywrócenia króla na tron. Patrick nie życzył sobie, by Glenkirk było w tę krucjatę zamieszane, i ona to uszanuje, tak jak on uszanował jej miłość do zamku.

Goście wznieśli okrzyk na cześć polana, ciągniętego właśnie przez salę. Siedziała na nim trójka małych Stuartów, śpiewając po łacinie tradycyjne kolędy. Gdy polano znalazło się przed kominkiem, nad którym wisiał portret pierwszego Patricka Leslie, dzieci zeskoczyły i wspólnie ze służbą wepchnęły polano w palenisko. Lady Sabrina Stuart wzięła ogień, podany jej przez Angusa i zapaliła umieszczone pod nim gałązki, czemu towarzyszyły radosne okrzyki zgromadzonych w sali biesiadników.

– Dobrze się spisałaś, córko – powiedział Charlie. Wziął Sabrinę na ręce i zaniósł ze śmiechem na poprzednie miejsce.

– Nie widziałeś ptaka, tatku – powiedziała Sabrina. – Był wspaniały, cały zielony, i z dzwoneczkami. Podskakiwał wysoko, zupełnie jak ty, kiedy tańczysz.

– Naprawdę? – zapytał Charlie, udając zdziwienie. – Sądziłem, że nikt nie potrafi podskoczyć równie wysoko, jak ja. To cecha właściwa Stuartom, tak mi przynajmniej mówiono. Matka twierdzi, że ojciec, książę Henry, także był znakomitym tancerzem. Wujek Henry powinien to pamiętać, i ciotka India także.

– Brakuje mi rodziny – przyznała Sabrina ze smutkiem. – Wolałabym, żebyś nie musiał wyjeżdżać, wiem jednak, że jesteś potrzebny kuzynowi.

– Dano mi do zrozumienia, iż dżentelmeni, którzy przybyli z królem z Francji, nie są już w Szkocji mile widziani. Zostali uznani za bezbożnych – wtrącił pan Edie. – To prawda, sir? - zapytał, zwracając się do księcia Lundy.

– To prawda, są tacy, którym przyjaciele króla się nie podobają – odparł książę. – Nie mogą jednak oczekiwać, że król, człowiek dobry i lojalny, pozbędzie się tych, którzy wiernie go wspierali. Wielu dorastało razem z nim. Uważam, że rolą Kościoła powinno być nawrócenie ich, nie zaś odrzucenie, by tkwili dalej w grzechu. Zgodzi się pan ze mną, panie Edie?

– Jestem zwykłym prowincjuszem, milordzie. Nie mogę oceniać lepszych od siebie, ani też mówić im, jak winni postępować – odparł pan Edie z błyskiem skrywanego rozbawienia w oczach.

– Widzę, że nie brak panu rozumu – zauważył książę.

– Żyjemy w trudnych czasach – powiedział spokojnie duchowny – tu, w Glenkirk, zło nie ma jednak do nas przystępu. Przestrzegamy praw naszego kraju, a to wszystko, czego, jak mniemam, wymaga od nas Bóg.

Dookoła goście i domownicy jedli z apetytem, pochłaniając wołowinę, kapłony i łososia. Nie mniejszym wzięciem cieszyły się także: dziczyzna, pasztety z łownego ptactwa oraz pieczone na rożnie króliki. Na stolach rozmieszczono również chleb, masło i małe krążki sera. Państwo dostali poza tym marchewkę i groszek, a także karczochy gotowane w winie. Popijano jedzenie piwem, winem i cydrem, nie żałując trunku. Na koniec wniesiono jabłeczniki i misy kwaśnej śmietany. Jak przewidziała Mary, dzieciaki, nienawykłe do słodkości, były zachwycone. Kiedy sprzątnięto nakrycia, Patrick i Flanna stanęli przed podwyższeniem i jęli obdarowywać ludzi z klanu: mężczyzn, kobiety i dzieci.

Wypito więcej piwa i wina. Dudziarz wziął do rąk instrument. Mężczyźni ruszyli w tany, poruszając się z początku dostojnie i powoli, potem coraz szybciej i z coraz większą pasją. Na koniec także Patrick i Charlie podnieśli się ze swoich miejsc. Na kamiennej posadzce ułożono obnażone rapiery i bracia zaczęli tańczyć. Patrick był nieco wyższy. Czarne włosy nosił krótko przycięte. Jego zielono – złote oczy błyszczały, kiedy w zielonym kilcie w wąskie czerwono – białe prążki tańczył pomiędzy skrzyżowanymi klingami. Charlie Stuart, z sardonicznym uśmieszkiem na przystojnej twarzy i ściągniętymi gładko do tyłu ciemnokasztanowymi włosami, podskakiwał obok brata, odziany w czerwony kilt Stuartów. Muzyka stawała się coraz bardziej gwałtowna, a bracia tańczyli zgodnie, aż wreszcie dudy umilkły, wydawszy z siebie ostatni, przenikliwy dźwięk, a oni padli sobie ze śmiechem w objęcia. Wielka sala rozbrzmiała radosnymi okrzykami. Członkowie klanu podchodzili do braci, poklepując ich po barkach, ściskając dłonie i składając świąteczne życzenia.

Wieczerza skończyła się z wybiciem północy i mieszkańcy Glenkirk ruszyli gromadnie do wiejskiego kościoła, gdzie pan Edie przygotowywał się, by odprawić pierwszą tego dnia mszę.

– Módlmy się, by nie trwała zbyt długo – powiedział książę z cicha do żony, poklepując ją po pośladkach. – Jest zimno, a ja mam ochotę pójść z tobą do łóżka, Flanno Leslie.

– Niezbyt pobożna myśl, mój panie – wyszeptała w odpowiedzi.

– Lecz czy bezbożna, żono? – zapytał.

– Ciii – złajała go. – Pan Edi przymierza się, by zacząć.

Ku powszechnemu zaskoczeniu kapłan przemawiał krótko. Rozdano komunię i wierni znaleźli się znów na dworze. Zaczął padać śnieg.

– Ciocia to przewidziała – stwierdziła Sabrina z zadowoleniem.

– Trzy dni temu – odparł Freddie z nutką nagany w głosie.

– Ach, chłopcze, trzeba czasu, by wiatr sprowadził do nas śnieg z północy – wyjaśniła Flanna.

– Pojawił się w samą porę.

– Dziękuję za grzebień z gruszkowego drewna – powiedziała Sabrina, kiedy wrócili do zamku.

– Bardzo podoba mi się wyrzeźbiony na nim jeleń. Nie widziałam dotąd takiego grzebienia.

– To dlatego, że zrobiłam go specjalnie dla ciebie – odparła Flanna. – Angus nauczył mnie rzeźbić w drewnie dawno temu, gdy byłam w twoim wieku.

Patrick przysłuchiwał się im z zainteresowaniem. Oto coś, o co nigdy by Flanny nie podejrzewał: potrafiła rzeźbić i miała artystyczne zacięcie. Potem, kiedy leżeli razem w łóżku, zapytał:

– Co skłoniło cię, byś wyuczyła się tak pospolitej umiejętności?

– Moja matka umarła – odparła Flanna. – Nie mogłam przestać o tym myśleć. Sądziłam, że nic takiego by się nie stało, gdyby nie opiekowała się chorą bratanicą, która i tak zmarła, zarażając przedtem matkę. Wydawało mi się, że powoli tracę rozum. Angus to dostrzegł i wziął mnie pod swoje skrzydła. Matka rzeźbiła małe figurki ptaków i zwierząt. Powiedział, iż zawsze miała nadzieję, że i ja zdobędę tę umiejętność. Zaczęłam się więc uczyć. Rzeźbiąc, koncentrowałam się tak bardzo, że nie byłam w stanie rozmyślać o matce i o tym, jak zmarła. Angus postąpił bardzo mądrze, nie sądzisz?

– Jest z tobą spokrewniony, prawda?

– To nieślubny syn mego dziadka, Andrew Gordona – odparła Flanna. – Wychowała go babka Gordon. Miał siedem lat, gdy urodziła się moja matka. Dowiedziałam się o rym dopiero, gdy mama była na łożu śmierci. Powiedziała mi, gdyż nie chciała, bym czuła się samotna. Dziadek wykształcił Angusa, jakby był prawowitym synem i dziedzicem. On i moja matka bardzo się kochali.

Patrick skinął głową.

– More – Leslie także pochodzą z nieprawej linii – powiedział. – Zawsze byli wobec nas lojalni. Angus to dobry człowiek.

– Owszem – zgodziła się Flanna. Wtuliła twarz w ramię męża i powiedziała:

– Nie dałeś mi jeszcze prezentu.

– Zamek Brae to mało? – zapytał, drocząc się z nią.

– Dajesz mi coś, co było i tak moje, milordzie? Nie wierzę, że taki z ciebie skąpiec. Wstydź się!

Uderzyła go lekko w ramię.

– Wstań, pani, i zdejmij nocny strój – polecił ze śmiechem.

– Po co, sir?

Jeśli chcesz dostać prezent, dziewczyno, słuchaj męża, a może powinienem siłą nakłonić cię do posłuszeństwa? – powiedział, uśmiechając się kącikami warg.

Flanna, zaciekawiona, wstała z ciepłego łóżka i zdjęła prostą białą koszulę.

– A teraz rozpleć włosy – polecił. – Chcę zobaczyć, jak masa płomiennych loków opada ci na ramiona i plecy.

Posłuchała, zafascynowana, rozplatając gruby warkocz. Przeczesała włosy palcami, by otaczały ją niczym rdzawa chmura.

– I co dalej, panie? – spytała.

Patrick wstał i, sięgając pod poduszkę, wydobył długi sznur czarnych pereł, który zarzucił Flannie na szyję. Posadził ją na łóżku i przyglądał się, zafascynowany, jak odbijają od mlecznobiałej skóry i cudownych, rudozłotych splotów. Poczuł, że twardnieje. Naga, przystrojona jedynie perłami, stanowiła zaiste kuszący widok.

Flanna nie widziała dotąd czarnych pereł, natychmiast zdała sobie jednak sprawę z ich wartości. Były gładkie w dotyku i prześlizgiwały się pomiędzy palcami niczym jedwab.

– Jak się nazywają? – spytała, spoglądając na Patricka.

– Perły – powiedział. Pragnę jej!

– Odziedziczyłam po mamie niewielki sznur pereł, są jednak białe.

Spostrzegła, że męskość Patricka zerka ku niej spod koszuli.

– Są cudowne, panie, dziękuję – powiedziała. Otoczyła ramionami szyję męża i zaczęła go całować.

Przyciągnął ją do siebie tak mocno i gwałtownie, że perły wbiły się jej boleśnie w ciało. Krzyknęła, zaskoczona. Jego usta, gdy zaczął ją całować, domagały się i żądały, a język wdał się w szermierczy pojedynek z jej językiem. Oderwał usta od warg Flanny i przesunął na jej twarz, szyję i barki. Ukląkł i zaczął całować piersi żony. Mruczała niezrozumiale, kiedy przesuwał z wolna językiem po sutkach. Nagle wziął jeden do ust i zaczął mocno ssać. Jedną ręką przytrzymywał ją za pośladek, palce drugiej wsunął w wilgotną już szparkę, przygryzając jednocześnie brodawkę piersi zębami.

Flanna poczuła, że opuszczają ją siły. Przycisnęła się do męża, by jeszcze bardziej go zachęcić. Wsunęła dłonie w ciemne włosy Patricka i pociągnęła. Jęknęła, kiedy oderwał usta od jednego sutka i przeniósł je na drugi. Jego palce poruszały się nieubłaganie, dając jej rozkosz. Gdy osiągnęła szczyt, Patrick jęknął, cofnął dłoń i zaczął łapczywie ssać palce.

– Niegrzeczny z ciebie chłopiec, Patricku Leslie – powiedziała cicho, a potem pochyliła się i zaczęła pieścić jego ucho językiem.

Patrick wypuścił z sykiem powietrze, a potem pchnął Flannę brutalnie na podłogę i wszedł w nią jednym szybkim, gwałtownym pchnięciem. Flanna objęła męża w pasie nogami i zatopiła palce głęboko w mięśniach jego barków, potem przesuwając je na plecy. Zaczął poruszać się rytmicznie, a wtedy wbiła mu w ciało paznokcie.

– Ach… kocica zamierza drapać, tak? – wydyszał, wpychając się w nią coraz gwałtowniej. – Jesteś małą rozpustnicą, żono, ale, na Boga, nie pragnąłem dotąd kobiety tak, jak pragnę ciebie, Flanno!

Jego słowa sprawiły, że serce Flanny zaczęło szaleńczo bić. Odkąd się poznali, po raz pierwszy dał tak wyraźnie do zrozumienia, że mu na niej zależy. Pragnęła, by ją pokochał. Nie wiedziała, o co chodzi z tą miłością, a jednak tego chciała. Zależało jej na nim. Nie wiedziała, jak do tego doszło, gdyż Patrick potrafił być denerwujący, fakt pozostawał jednak faktem. Czy to miłość? Nie wiedziała, a gdyby nawet, czyby się zorientowała? Pragnęła jednak, aby mężowi na niej zależało.

– Dopóki mnie nie poślubiłeś, nie wiedziałam nic o tym, jak to jest pomiędzy mężem a żoną – przyznała. – Nie przestawaj się ze mną kochać, Patricku! Nie przestawaj! Sprawiasz, że czuję się tak, jak nie czułam się nigdy przedtem i bardzo mi się to podoba!

Roześmiał się i był to radosny dźwięk.

– Zamknij buzię, kobieto, i pozwól mi się kochać. Jakoś nie potrafię się tobą nasycić.

Ich ciała poruszały się w zgodnym rytmie, a serca biły szaleńczo. W ustach wyschło im od żądzy, choć ciała mieli wilgotne. Patrick wiedział, do czego stara się doprowadzić, Flanna nie miała o tym pojęcia. Jej ignorancja podniecała go, tym gorliwiej zatem pracował, by doprowadzić ją do stanu, zwanego małą śmiercią – obezwładniającej rozkoszy, jakiej jeszcze nie zaznała. Jego usta odszukały znowu jej wargi.

Przyjemność była tak intensywna, że Flanna, nie mając żadnej kontroli nad swym ciałem, zaczęła wpadać w panikę. Uspokoił ją, szepcząc czule:

– Nie, nie, malutka, pozwól, by to się stało. Zaznasz przyjemności większej, niż kiedykolwiek. Zaufaj mi, kochanie.

I rzeczywiście. Rozkosz, kiedy nadeszła, okazała się tak przemożna, iż Flanna miała wrażenie, że zaraz umrze, i wcale o to nie dbała. Zalała ją fala ciepła. Czuła się tak, jakby nic nie ważyła. Unosiła się w przestworzach, aż świat rozpadł się wokół niej w błysku niewiarygodnej przyjemności. Poczuła, że osuwa się w przyjazną, miękką ciemność.

Kiedy krzyknęła, a potem omdlała w jego ramionach Patrick poczuł, że i jego zalewa fala niespotykanej rozkoszy. Wystrzelił, zalewając ją nasieniem, a potem opadł bezwładnie na jej tors, chwytając gwałtownie powietrze. Po chwili odzyskał jednak na tyle świadomość, że stoczył się z Flanny, objął ją i przytulił. Odpoczywał, gładząc dłonią splątane, rudozłote loki. Były tak miękkie i pachnące. Nawet teraz czuł, że jego zmysły reagują.

Jezu, ja ją kocham! Kocham tę niemożliwą, nieokrzesaną dziewczynę, którą poślubiłem dla posagu, ale nie mogę nic jej powiedzieć. A jeśli mi nie uwierzy? Jak to się mogło stać?

Flanna uniosła z wolna powieki. Serce nadal mocno biło jej w piersi. Leżała, przytulona policzkiem do wilgotnej piersi męża, spowita znajomym zapachem jego ciała.

– Nadal żyjemy? – spytała.

– Tak – odparł, parskając śmiechem.

– Czy tak mogłoby być zawsze? – spytała.

– Nie za każdym razem, dziewczyno. Właśnie dlatego to przeżycie jest tak wyjątkowe – odparł łagodnie.

– Czy ty… – zaczęła, nie wiedząc, jak sformułować pytanie. Lecz Patrick Leslie zrozumiał.

– Tak, to było… przecudownie wspaniałe!

– A cóż to za określenie? – spytała, wspierając się na łokciu, by spojrzeć w przystojną twarz męża.

– Wymyślone. Znaczy: cudownie, wspaniale, przepięknie. Wszystko naraz!

Zastanawiała się przez chwilę, a potem powiedziała:

– Tak, Patricku, to było doprawdy przecudownie wspaniałe!

– Następnym razem lepiej przywdziej coś na siebie, gdy będziesz chciała założyć perły – powiedział, przesuwając je z uśmiechem między palcami.

– Mamy szczęście, że nie rozsypały się po podłodze – zauważyła z szelmowskim błyskiem w oku.

Patrick chwycił sznur ciasno przy szyi Flanny i przyciągnął ją do siebie.

– Pocałuj mnie, żono – powiedział cicho. – Chyba znów mam na ciebie ochotę, Flanno Leslie. Mogłabyś skusić anioła.

Ich wargi spotkały się w rozpalającym zmysły pocałunku. A kiedy się rozdzieliły, zapytała z uśmiechem:

– Do świtu zostało jeszcze parę godzin. Perły stanowiły prezent z okazji Wigilii. A co dasz mi na Boże Narodzenie?

– Więcej, niż jesteś w stanie sobie wyobrazić, madame - powiedział. – O wiele, wiele więcej.

ROZDZIAŁ 8

W dzień Bożego Narodzenia Charlie poinformował rodzinę, iż zamierza wyjechać z Glenkirk dwudziestego siódmego grudnia, by udać się do Perth, gdzie pierwszego stycznia miał zostać koronowany król. Dzieci zaczęły protestować, jednak wyjaśnił im, że czeka go długa droga, a czasu i tak jest mało. Kuzyn zaś będzie potrzebował tego wspaniale rokującego dnia paru naprawdę życzliwych mu osób. Sabrina, Freddie i Willy mają w sobie królewską krew. Pora więc, wyjaśnił, by pogodzili się z tym, że ich obowiązkiem jest pożegnać ojca wesoło i modlić się o sukces króla. Trójka Stuartów, choć niechętnie, wyraziła zgodę.

Flanna dziękowała niebiosom, iż szwagier ujawnił swe zamiary tak wcześnie. Odszukała jednego z młodych zbrojnych, który, jak się zorientowała, nie raz spoglądał na nią z podziwem.

– Jesteś Ian, prawda? – spytała.

– Tak, pani – odparł młodzian, zdumiony, iż księżna pamięta jego imię. Z dumy aż oblał się rumieńcem.

– Chciałabym, byś wyświadczył mi drobną przysługę – powiedziała. – Mógłbyś zawieźć wiadomość memu bratu, Aulayowi Brodie z Killiecairn?

– Tak, pani – odparł młodzian ochoczo. Flanna uśmiechnęła się olśniewająco, lecz zaraz spuściła głowę i zaszurała lekko stopą. – Nie wolno ci wspomnieć o tym mojemu mężowi – to ostatnie niemal wyszeptała. – Nie życzę sobie, by wiedział, jak bardzo brakuje mi rodziny. Chciałabym, aby mój mały kuzyn przyjechał do Glenkirk w odwiedziny. Książę nie będzie miał nic przeciwko temu. Pomożesz mi, Ianie?

– Tak, pani! – odparł Ian, zadowolony, iż może pomóc pięknej damie, którą tak podziwiał.

– Ruszaj od razu i powiedz Aulayowi Brodie, iż księżna Glenkirk, twoja pani, życzy sobie, byś wrócił tego samego dnia, przywożąc z sobą jego syna, Fingala. Brodie zaoferują ci gościnę, podziękuj jednak i powiedz, że księżna chciałaby jak najszybciej zobaczyć bratanka. Zrozumiałeś? Musisz wrócić z chłopcem jeszcze dzisiaj. Drogi są suche i raczej nie grozi nam zawieja.

– Wyjadę natychmiast – obiecał żołnierz.

– Weź ze stajni dodatkowego konia dla chłopca, postaraj się jednak, by cię nie zobaczono – pouczyła go.

– Rozumiem – odparł Ian, skłonił się szybko i odszedł.

W Killiecairn musiał stawić czoło istnej lawinie pytań. Powtórzył prośbę księżny, dodając, iż jego pani, choć naprawdę szczęśliwa, tęskni za rodziną, a książę z radością powita bratanka żony.

– To dla Fingala wielka szansa – zauważyła z zadowoleniem Una. – Jeśli książę chłopaka polubi, może zechce go wykształcić, dając mu tym samym szansę, by żył lepiej niż jako jeden z gromady Brodiech. Flanna zawsze lubiła Fingala. Był jedynym dzieckiem, jakie urodziłam po śmierci naszej Mary. Pamiętasz, jak Flanna taszczyła malca wszędzie ze sobą i wyręczała mnie w opiece nad nim? Jestem pewna, że zapraszając chłopaka do Glenkirk pragnie odwdzięczyć się nam za to, iż zajęliśmy się nią po tym, jak zmarła jej matka, a ojciec przestał interesować się córką.

– Co takiego jest w Glenkirk, czego nie może dostać tutaj? – zapytał jej mąż.

– Cóż, mógłby nauczyć się czytać i pisać – odparła Una. – A potem wykształcić na duchownego.

– Fingal? – Aulay roześmiał się serdecznie. – Jest równie nieokrzesany i uparty jak Flanna. Dostawał lanie częściej niż którekolwiek z naszych dzieci.

– I nic w tym dziwnego, zważywszy, że jest najmłodszym nie tylko spośród naszych synów, ale i licznych kuzynów. Gdyby nie był, jaki jest, dawno by go zabili. Chcę, żeby pojechał do Glenkirk, Aulayu. Pragnę, by wykorzystał szansę na lepsze życie. Poza tym, twoja siostra po niego posłała. Chciałbyś obrazić księżnę Glenkirk? Flanna nie jest już tylko twoją małą siostrzyczką. Teraz to wielka dama. Co przyjdzie ci z tego, że zatrzymasz Fingala w domu? Jest tu do czegoś potrzebny?

– Och, doskonale, przestań męczyć, kobieto. Chłopak może pojechać do mojej siostry. Zostaniesz na noc i zjesz z nami posiłek? – zapytał, zwracając się do posłańca.

Ian skłonił się z szacunkiem.

– Chętnie bym tak postąpił, panie, lecz księżna nalegała, bym wrócił z chłopcem natychmiast. Wysłała nawet po niego konia. W Glenkirk przebywa teraz kuzyn króla i pewnie chciała, by chłopiec miał okazję go poznać – odparł Ian pośpiesznie.

– Jakiego króla? – zapytał Aulay.

– Karola Stuarta, oczywiście, wnuka zmarłego króla Jakuba. Został wypędzony z Anglii, lecz Szkocja przyjęła go z radością. W przyszłym tygodniu zostanie w Scone koronowany, zgodnie z boską wolą.

– Natychmiast sprowadzę syna – powiedziała Una, podekscytowana. – Aulayu, nasz Fingal spotka się z księciem krwi!

Wybiegła z sali.

– Nie jest księciem krwi – sprostował szybko Ian – jedynie kuzynem króla, panie. To książę Lundy, zwany też Charlesem Stuartem.

– Nieprawy brat Glenkirka? – zapytał Aulay wprost.

– Tak, panie – odparł Ian, odgadując instynktownie, iż szczerość będzie tu najlepszą polityką. Aulay Brodie wiedział najwyraźniej więcej, niż był gotowy przyznać. – Nazywają go niezupełnie królewskim Stuartem. Jest wdowcem. Przywiózł do Glenkirk dzieci, by zapewnić im bezpieczne schronienie.

Aulay skinął głową.

– Postąpił mądrze, gdyż siostra z pewnością dobrze się nimi zaopiekuje. Teraz rozumiem, po co jej Fingal. Ten książę ma synów, prawda?

– Dwóch, a także córkę – odparł Ian. Aulay uśmiechnął się.

– Tak, Flanna chce, by chłopak pomógł jej w opiece nad malcami, a choć Fingal bywa cokolwiek nieokiełznany, można mu zaufać. Czy moja siostra jest już przy nadziei?

Ian zarumienił się po korzonki orzechowobrązowych włosów.

– Ależ, panie! – powiedział z naganą w głosie.

– Nie mogę tego wiedzieć. To zbyt osobiste. Jestem tylko zbrojnym, jednym z wielu w służbie księcia.

– Hm… – chrząknął Aulay z namysłem. – Nie denerwuj się, chłopcze. Pomyślałem tylko, że mogłeś usłyszeć jakąś plotkę i zechcesz podzielić się nią ze starszym bratem swej pani.

– O ile mi wiadomo, nie ma na razie nadziei, by w Glenkirk wkrótce pojawił się dziedzic – odparł Ian.

– Poślubiła go przed dwoma miesiącami – mruknął Aulay niemal do siebie. – Dlaczego trwa to tak długo?

Spojrzał znów na posłańca.

– Ona i książę żyją zgodnie?

– Och, tak, panie – odparł z entuzjazmem Ian. – Książę za nią szaleje. Tak przynajmniej mówi się pomiędzy naszymi, z całym szacunkiem dla księcia i twojej siostry, panie.

– Oczywiście, chłopcze. Cieszę się, że tak się im układa. Niełatwo jest żyć w małżeństwie, możesz mi wierzyć. Chodź ze mną. Nim żona przygotuje chłopaka, zabiorę cię do mego ojca. Powtórzysz mu to, co powiedziałeś mnie. Kocha córkę i wiem, że mu jej brakuje.

Nim Ian wrócił z chłopcem do Glenkirk, było już prawie ciemno. Zostawił konie w stajni i zaprowadził malca do ciotki. Fingal Brodie przyglądał się wszystkiemu szeroko otwartymi oczami, gdyż znalazł się poza domem po raz pierwszy w życiu. Spostrzegłszy Flannę, natychmiast do niej podbiegł. Uścisnęła go i powiedziała cicho do Iana:

– Pamiętaj, nie wiesz nic o chłopcu, Ian skłonił się i bez słowa odszedł.

– Dziękuję – krzyknęła za nim, a potem, zwracając się do bratanka, powiedziała:

– Posłuchaj, chłopcze. Mój mąż powinien sądzić, że to twój tata przysłał cię do Glenkirk z wiadomością, że mój ojciec nie czuje się dobrze i życzy sobie mnie widzieć. Zrozumiałeś?

– Co ty tam knujesz, Flanno? – zapytał chłopiec śmiało. Uśmiechnął się do niej, a w jego błękitnych oczach pojawił się szelmowski błysk. – Matka powiedziała, że to dla mnie wielkie szczęście, iż zaprosiłaś mnie do Glenkirk.

– Jeśli ci się tu spodoba, będziesz mógł zostać – odparła, mierzwiąc mu kasztanowe włosy. – Nie odeślę cię do domu.

– Skoro mam pomóc, lepiej powiedz, co zamierzasz – powtórzył. – Jestem bystry, Flanno, ale nie będę mógł nic zrobić, dopóki nie dowiem się, czego ode mnie oczekujesz.

Zaczęła wyjaśniać, a kiedy skończyła, Fingal powiedział:

– Jesteś stuknięta, Flanno Brodie, jeśli choć rozważasz podobne przedsięwzięcie.

– Flanno Leslie – sprostowała. – Nie wiesz, jak wygląda życie z dala od twojej głuszy, Fingalu. Ja wiem. Zaprowadzę cię do galerii, gdzie wiszą portrety poprzednich pań na Glenkirk. To wielkie damy, jedna w drugą, a kim ja jestem? Przemawia za mną jedynie to, iż wniosłam w posagu Brae. Nie chcę, by myślano o mnie w przyszłości jako o księżnej, która niczego nie dokonała. Chcę być jak te kobiety przede mną, bratanku. Nie posiadam majątku, lecz mogę być, jak one, kobietą czynu. Król potrzebuje armii. Jesteśmy jego poddanymi. Dokąd ma udać się po pomoc, jak nie do swoich górali? Szkoci na południu są już bardziej Anglikami niż Szkotami, zaś Anglicy wygnali go z królestwa i zamordowali mu ojca. Król musi zostać pomszczony! A kto ma tego dokonać, jak nie ci, z którymi łączą go więzy krwi?

– Doskonale, ciotko, lecz jaka ma być w tym moja rola? – spytał Fingal.

– Pojutrze książę Lundy, mój szwagier, kuzyn króla, wyjedzie z Glenkirk do Scone. Pojedziemy za nim, lecz Patrick, Angus i reszta będą sądzili, że udaliśmy się do Killiecairn.

– Odeślą cię do domu – stwierdził Fingal ponuro.

– To prawda, nie wcześniej jednak, nim porozmawiam z królem. Muszę uzyskać jego zgodę, bym mogła rekrutować zbrojnych, Fingalu. O to chodzi w całej tej sprawie.

– Dlaczego nie pojedziesz do króla z mężem? – zapytał chłopiec.

– Patrick wbił sobie do głowy, że królewscy Stuartowie sprowadzają na Lesliech z Glenkirk nieszczęścia. Matka mu to wmówiła, ale nie była wtedy sobą, opłakiwała bowiem męża, który zginął pod Dunbar. Och, Fingalu, pragnę pomóc królowi! Chcę także, by za sto lat mówiono, spoglądając na mój portret: Ach, to księżna Flanna. Zebrała oddział zbrojnych i pomogła osadzić na tronie Karola II. Czyż nie byłoby to wspaniałe, Fingalu?

– Nadal uważam, że zwariowałaś – odparł chłopiec. – Pomogę ci jednak, gdyż będzie to przygoda, przeżyta w dodatku z dala od Killiecairn i naszej rodziny. Obiecaj mi jednak, że kiedy wrócimy, polecisz Angusowi, by nauczył mnie czytać i pisać. Nie chcę być nieukiem, jak moi bracia i kuzyni. Nie spędzę życia w Killiecairn, żeniąc się z miejscową dziewczyną, aby powiększyć rodzinę o kolejną gromadkę niedomytych dzieciaków. Chcę pojechać do Edynburga.

– Edynburg zajęli Anglicy – poinformowała bratanka Flanna. – Powiedz mi, Fingalu, kim chciałbyś zostać w przyszłości?

– Nie wiem – odparł chłopiec szczerze. – Jak mógłbym wiedzieć, skoro nie wychylałem dotąd nosa poza Killiecairn? Jedno wiem jednak na pewno: życie to coś więcej niż tylko jedzenie, picie, puste przechwałki, polowania, uganianie się za dziewkami i temu podobne. A czymkolwiek to coś jest, ja tego pragnę!

– Pomóż mi, a ja pomogę ci spełnić marzenia – obiecała. – Wracając do sprawy: pamiętaj, by, kiedy do sali wejdzie mój mąż, powiedzieć, że przysłał cię ojciec. I strzeż się Angusa. Potrafi dostrzec kłamstwo. Nie zwierzaj się też Aggie. Plotkuje z kim się da.

Chłopiec skinął głową, a potem łobuzersko mrugnął.

– O wilku mowa!

– Fingal Brodie! – zawołał Angus, wchodząc do sali. Podszedł do chłopca, by się przywitać.

– Aulay go przysłał – powiedziała szybko Flanna.

– Po co? – zapytał Angus podejrzliwie.

– Dziadek nie czuje się najlepiej, odkąd Flanna wyszła za mąż i wyjechała z domu. Papa sądzi, że mogłaby go odwiedzić. Nie zanosi się na zmianę pogody, a do Killiecairn jest przecież zaledwie kilka godzin jazdy – wyrecytował Fingal gładko.

– Rozmawiałaś już o tym z mężem, pani? – zapytał Angus.

– Chłopiec pojawił się zaledwie przed chwilą.

– Przyjechałeś konno?

– Skąd, szedłem piechotą i zajęło mi to dwa dni – stwierdził chłopiec z oburzeniem. – Mam nadzieję, że pożyczycie mi konia, kiedy będę wracał z siostrą.

– Jeśli Patrick wyrazi zgodę, ruszymy za dwa dni – powiedziała spokojnie Flanna. – Niech Bóg broni, by staruszek umarł! Czułabym się winna, nie mogę jednak wyjechać, póki w zamku przebywa gość.

– Twój ojciec dożyje setki – stwierdził Angus z przekonaniem i Fingal głośno się roześmiał.

– Pojadę z wami.

– Nie bądź niemądry – zaprotestowała Flanna.

– Będziesz tu potrzebny, zwłaszcza kiedy wyjedzie Charlie. Ktoś musi rozweselać dzieci. Będzie ze mną Fingal. Droga prowadzi przez włości Lesliech, a potem Brodiech. W okolicy nie ma rozbójników innych, aniżeli członkowie naszych klanów – zakończyła z uśmiechem. – Poza tym wiesz doskonale, że potrafię walczyć jak mężczyzna. Nie jestem delikatnym kwiatuszkiem, który trzeba chronić przed złym światem.

– Wolałbym, byś wzięła z sobą zbrojnych – powiedział Angus z uporem.

– Och, niech ci będzie, wybiorę któregoś, by mi towarzyszył, lecz tylko jednego, Angusie. Nie chcę wyjść na głuptasa, który nie potrafi zatroszczyć się o siebie. Poza tym, oddział galopujących mężczyzn przyciągnie więcej uwagi niż trójka skromnych podróżnych. Mając przy boku Fingala i jednego ze zbrojnych, będę podróżowała nie tylko szybciej, ale i bezpieczniej.

– Czy któryś wydał ci się szczególnie przydatny?

– Wezmę Iana. Jest wystarczająco dorosły, by mieć doświadczenie, a jednocześnie dość młody, by nie zachowywać się jak stara baba. Oczywiście, książę musi wyrazić zgodę.

– Tak – zgodził się z nią wuj.

Fingal Brodie skrył uśmiech. Nikt nie potrafił udawać tak jak jego ciotka.

– Przybył Fingal Brodie – powiedziała tymczasem Flanna do Aggie. – Papa nie czuje się dobrze, wybiorę się więc do niego z wizytą.

– Kiedy mam być gotowa? – spytała Aggie natychmiast.

– Nie musisz jechać – odparła Flanna. – Będziesz potrzebna tutaj, podobnie jak Angus. Musicie zająć się dziećmi. Nie zapominajcie, że mój szwagier wyjeżdża. Stara Biddy będzie miała pełne ręce roboty. Chcę ułatwić dzieciakom rozstanie na tyle, na ile będzie to możliwe. Straciły niedawno matkę, a teraz ich ojciec wyrusza, by walczyć za króla.

Aggie skinęła głową.

– Zostanę – powiedziała. – Jak długo cię, pani, nie będzie? Co mam spakować?

– Nie wiem, kilka dni, być może dłużej – odparła Flanna. – Sama się spakuję. Nie trzeba mi wielu rzeczy, poza tym w Killiecairn znajdzie się wszystko, czego mogłabym potrzebować.

Najtrudniej było powiedzieć mężowi. To, że kłamie, nie spędzało zazwyczaj Flannie snu z powiek. Postępowała tak rzadko i jedynie w uzasadnionych przypadkach. Mimo to czuła się nieswojo, oszukując Patricka. Wiedziała jednak, że jeśli powie prawdę, Patrick zabroni jej jechać i będzie musiała postąpić wbrew jego woli, co tylko pogorszyłoby sprawę. Nie będzie prawdopodobnie zachwycony, gdy żona wróci do Glenkirk, lecz jeśli uda jej się zobaczyć z królem i uzyskać zgodę na powołanie oddziałów, nie będzie mógł jej tego zabronić. Nie pozwoli mu na to honor. Uśmiechnęła się do siebie. Plan wydawał się doskonały.

Rozmowa odbyła się, kiedy siedzieli w wielkiej sali, jedząc wspólnie kolację.

– Muszę pojechać do Killiecairn – zaczęła Flanna. – Gdzie jesteś, Fingalu? Podejdź do mnie.

Bratanek wstał z miejsca przy końcu stołu i się skłonił.

– To najmłodszy syn Aulaya. Przyszedł na świat w rok po tym, jak zmarła moja matka. Przybył dzisiaj do Glenkirk, aby powiedzieć, że papa nie czuje się dobrze i za mną tęskni. Brat życzyłby sobie, abym udała się do Killiecairn z krótką wizytą. Nie potrwa to długo, i nie wyjadę, zanim zrobi to Charlie. – Położyła dłoń na dłoni Patricka. – Pozwolisz mi jechać, prawda?

Skinął głową.

– Ile masz lat, chłopcze? – zapytał.

– Jedenaście, wasza miłość.

– I co myślisz o Glenkirk?

– Chciałbym tu zamieszkać, panie – odparł Fingal pośpiesznie. – To wspaniałe miejsce.

– Zatem pewnego dnia zostaniesz jednym z moich żołnierzy, tak?

– Nie, panie. Chciałbym nauczyć się czytać i pisać, by zostać kimś ważnym – odparł Fingal śmiało.

Patrick i Charlie parsknęli zgodnym śmiechem.

– Na Boga, chłopcze – powiedział książę Glenkirk. – Podoba mi się, że jesteś tak ambitny! Gdy żona wróci do domu, przyjedź z nią. Będę kształcił cię razem z moimi bratankami i bratanicą. A jeśli okażesz się zdolny, może pewnego dnia wyślę cię do Aberdeen, na uniwersytet.

– Dziękuję, wasza miłość – odparł Fingal, kłaniając się ponownie.

– Podejdź chłopcze i usiądź z nami. Jesteś krewnym mojej żony i twoje miejsce jest przy naszym stole.

A kiedy chłopiec podszedł, Patrick przyciągnął go bliżej i powiedział:

– To mój brat, niezupełnie królewski Stuart. Ma na imię tak samo, jak król: Charlie.

– Dlaczego jesteś niezupełnie królewski, panie? – zapytał Fingal, a potem zaczął rozglądać się nerwowo, gdyż w sali zapanowała pełna napięcia cisza.

Charlie nie poczuł się jednak ani trochę obrażony. To było uczciwe pytanie, zadane przez niewinnego chłopca.

– Moim ojcem był książę Henry Stuart, chłopcze. Urodziłem się po zlej stronie kołdry. Gdyby moi rodzice się pobrali, byłbym dziś twoim królem.

Mrugnął porozumiewawczo. Fingal odwrócił się do ciotki.

– Dziwna to, a zarazem wspaniała rodzina, Flanno – powiedział.

Flanna wzięła z tacy słodki przysmak, pocałowała chłopca w policzek i wsunęła mu łakoć do buzi.

– Idź i prześpij się trochę, Fingalu. To był dla ciebie długi dzień. Długi i męczący. Angus pokaże ci, gdzie możesz skłonić głowę.

– Mógłby spać w moim pokoju – zaproponował ochoczo Freddie.

– To byłoby miłe – powiedziała Flanna. – Kiedy wrócimy, każę przygotować dla ciebie, i Fingala osobny pokój. Willy jest jeszcze malutki i powinien przebywać w pokoju dziecinnym.

– Tak! – potwierdził Freddie z entuzjazmem.

– Więc kiedy mnie nie będzie – mówiła dalej Flanna – rozejrzysz się z Angusem po Zamku i poszukasz pokoju, odpowiedniego dla dwójki chłopców.

– A ja? – spytała Brie, niezadowolona z tego, iż Freddie i ten cokolwiek nieokrzesany chłopiec zagarniają dla siebie całą uwagę. – Co ja mam robić, gdy cię nie będzie?

– Mieliście w Anglii ogródek z ziołami? – spytała Flanna.

– Tak, ogrody Queen's Malvern słynęły na całą okolicę – odparła Brie.

– Chciałabym zatem, byś zdecydowała, co winniśmy posadzić w Glenkirk na wiosnę. Dobra pani troszczy się o ludzi, a w zamku brakuje medykamentów. Będziemy musiały zacząć od podstaw, Brie.

– Mama miała ładny ogródek. Wytwarzała przeróżne maści i napary, a ja jej pomagałam.

– Muszę więc zdać się na ciebie, gdyż nie znam się zbyt dobrze na leczeniu.

– Lecz skąd weźmiemy sadzonki? – spytała Brie, od razu wielce przejęta.

– Mary More – Leslie z pewnością pomoże ci w tej kwestii – odparła Flanna. – Będzie wiedziała, jakie rośliny księżna Jasmine, twoja babka, uprawiała w zamkowych ogrodach.

Brie skinęła głową.

– Jesteś bardzo mądra – powiedział Charlie cicho. – Sądzę, iż żeniąc się z tobą, mój brat dostał znacznie więcej, niż mu się zdawało. Wiem, że wspaniale zaopiekujesz się moimi dziećmi.

– Tak będzie – przyrzekła, a potem wstała i wdzięcznie dygnęła.

– Muszę spakować tych kilka rzeczy, jakie będą mi potrzebne, bym mogła wyruszyć rankiem dwudziestego siódmego. Nie wyjadę przed tobą, Charlie.

– Wyruszam o pierwszym brzasku – poinformował.

– Oczywiście – przytaknęła. – Masz przed sobą długą podróż. Wyruszę zaraz po tobie.

Uśmiechnęła się do mężczyzn.

– Dobranoc, panowie.

Dygnęła ponownie i szybko odeszła. W sypialni przekonała się, iż Aggie wyłożyła dla niej niewielką torbę, którą można było przytroczyć do siodła. Wepchnęła do niej dwie koszule, kilka par pończoch, szczotkę do włosów oraz szczoteczkę z włosia dzika, której używała do czyszczenia zębów. Po chwilowym zastanowieniu dodała jeszcze szarfę w barwach Lesliech i sakiewkę pełną monet. Służąca zabrała torbę do stajen.

Dwudziestego siódmego stycznia Aggie obudziła ją przed świtem. Flanna przekonała się, iż jej mąż spał tej nocy we własnym pokoju. W komnacie panowały chłód i wilgoć. Ubierając się starannie, prosiła Boga, by podczas tej wyprawy nie padał deszcz ani śnieg. Założyła grubo tkane pończochy, a na to wełniane bryczesy, starannie wpychając w nie koszulę. Na nią założyła drugą koszulę, tym razem z długimi rękawami, zawiązywaną pod szyją na troczki i ją także upchnęła w bryczesach. Teraz przyszła kolej na skórzany kaftan, podszyty wełną i zapinany na rogowe guziki oraz wysokie skórzane buty. Jej zielona wełniana peleryna podbita była bobrzym futrem, podobnie skórzane rękawice. Tak ubrana, wyszła ze swego apartamentu.

Na dole Fingal pochłaniał właśnie miskę gorącej owsianki. Dołączyła do chłopca, wkrótce też pojawili się Patrick i Charlie. Wyglądali na mocno zmęczonych.

– Upiliście się – stwierdziła oskarżycielsko. Przytaknęli potulnie, krzywiąc się na dźwięk jej głosu.

– Jak wam nie wstyd – złajała ich. – Podróż nie będzie dzisiaj dla ciebie łatwa, Charlie.

– Nawet mi nie przypominaj – jęknął.

– Jedz! – poleciła stanowczo. – Angusie, dopilnuj, by pan Stuart dostał solidną porcję gorącej owsianki ze śmietaną.

Charlie zbladł.

– Lepiej ci się będzie podróżowało z pełnym żołądkiem – zapewniła. – Jedzenie pomoże też na ból głowy.

Co powiedziawszy, wróciła do śniadania, złożonego z owsianki, chleba, masła, sera i szynki.

Charlie zaczął jeść – powoli i z wahaniem. Po chwili musiał jednak przyznać, że posiłek dobrze mu robi. Jego twarz niemal odzyskała zdrową barwę.

Flanna wręczyła mu niewielki kielich wina.

– Klin klinem, jak zwykł mawiać mój papa – powiedziała.

Książę wysączył ostrożnie wino, czując, że z każdym łykiem wracają mu siły.

– Jestem gotowy – powiedział na koniec, wstając. Patrick także wstał. Uścisnęli się i podali sobie dłonie.

– Nie bądź głupi i nie daj się zabić – poradził książę Glenkirk starszemu bratu. – Mamie by się to nie spodobało.

– Ty i Henry jesteście ostrożni za nas wszystkich – stwierdził żartobliwie Charlie. – Co zaś się tyczy młodych Lesliech w Irlandii, muszą walczyć ze wszystkich sił, by nie dać się Cromwellowi ani Irlandczykom. Nie zazdroszczę im.

– Stary Rory utrzyma dla nich Maguire's Ford, jeśli tylko zechcą go słuchać – odparł Patrick.

– Jezu, to Rory jeszcze żyje?

– Tak – odparł Patrick z uśmiechem. – Przekroczył siedemdziesiątkę, ale, jak zapewniają bracia, nadal jest bardzo czynny. Lecz Cullen Butler zmarł w zeszłym roku, tuż po tym, jak skończył osiemdziesiąt lat. Nie ma już księdza w Maguire's Ford i pewnie nie będzie.

Charlie skinął głową i uścisnął brata po raz ostatni.

– Słońce wschodzi – powiedział. – Powinienem ruszać, i Flanna także, jeśli chce dotrzeć do domu ojca o godziwej porze.

Odwrócił się do szwagierki, ujął jej dłoń i pocałował.

– Opuszczam cię w sposób bardziej przyzwoity, niż cię powitałem – zauważył z szelmowskim uśmieszkiem.

– Nie wymkniesz mi się tak łatwo – powiedziała, po czym objęła go i serdecznie ucałowała. – Bezpiecznej podróży, mój niezupełnie królewski bracie – powiedziała.

Skłonił się jej, a potem pomachał im na do widzenia i wyszedł.

– Dzieci! – krzyknęła nagle Flanna, uświadamiając sobie, że nie ma ich w sali.

– Pożegnał się z nimi wieczorem – wyjaśnił Patrick. – Uznał, że tak będzie lepiej.

– Zgadzam się z nim – powiedziała. – Ja też powinnam już ruszać. Wrócę najszybciej, jak będę mogła, mój panie.

– Postaraj się, żono, bo czas bez ciebie będzie mi się dłużył.

Porwał ją w objęcia i zaczął całować, najpierw delikatnie, a potem mocno i namiętnie.

– Och… – westchnęła, zastanawiając się, dlaczego zawraca sobie głowę intrygami. Zaraz przypomniała sobie jednak, iż jest księżną, która niczego nie dokonała, a nie chce pozostać nią na zawsze. Westchnęła i odsunęła się od męża, wołając:

– Gdzie jesteś Fingalu? Ruszamy!

Na dziedzińcu czekał już na nich Ian, trzymając konie. Zaklęła cicho pod nosem. Zamierzała powiedzieć młodemu żołnierzowi, iż może odwiedzić rodziców, podczas gdy ona będzie przebywała u ojca. Teraz, spostrzegłszy stojącego obok Angusa, nie ośmieliła się tego uczynić.

– Nie siedź tam zbyt długo – powiedział wuj na tyle cicho, by tylko ona mogła go usłyszeć. – Masz w Glenkirk zadanie do wypełnienia.

– Powiem, że przesyłasz mu uszanowanie – odpaliła, dosiadając wierzchowca.

– Koniecznie to zrób – powiedział z uśmiechem, a potem odwrócił się, chwycił Fingala i posadził go na siodle.

– Dopisało ci szczęście, młodzieńcze – powiedział. – Książę cię polubił.

– Mam nadzieję, że nadal tak będzie – odparł Fingal.

Ciekawe, co też chciał przez to powiedzieć, zastanawiał się Angus, spoglądając w ślad za oddalającą się trójką. W końcu potrząsnął tylko głową. Brodie zawsze liczyli na szczęście, taką już mieli naturę.

Wierzchowiec Flanny stąpał ciężko po deskach zwodzonego mostu, a jego pani zastanawiała się gorączkowo, jak poinformować Iana, że nie udają się do Killiecairn, ale do Scone. Nie życzyła sobie, by wrócił galopem do Glenkirk i zdradził mężowi jej plany. Fingal zerknął na nią pytająco, potrząsnęła więc tylko głową. Jednak gdy dojechali do zakrętu, nie mogła dłużej zwlekać. Leśna droga rozwidlała się tutaj i podczas gdy jedna odnoga skręcała na północ, gdzie leżał zamek jej ojca, druga prowadziła na południowy zachód, ku Scone. Nie miała już czasu, by dłużej się zastanawiać.

– Jesteś wobec mnie lojalny, Ianie More? – spytała wprost, zatrzymując konia u rozstaju dróg.

– Tak, księżno – odparł po prostu.

– Jestem panią Glenkirk, Ianie More. Wiem, że pozostajesz lojalny wobec Glenkirk, ale czy wobec mnie osobiście? – powtórzyła.

– Nie rozumiem, pani.

Ile mógł mieć lat? Siedemnaście? Wystarczająco mało, by być idealistą? Nie miała wyboru, musiała rozwiązać problem natychmiast.

– Skłamałam księciu – wyznała, niemal parskając śmiechem na widok zaskoczenia, malującego się na jego uczciwej, prostodusznej twarzy. – Nie jadę do Killiecairn. Podążam za księciem Lundy do Scone.

– Ale dlaczego, milady? – zapytał, wyraźnie skonfundowany.

– Jedźmy powoli dalej, wszystko ci wyjaśnię – zapewniła, ściskając lekko nogami boki klaczy, Glaise ruszyła truchtem.

– Słyszałeś, jak w wielkiej sali snuto opowieści o królach z rodu Stuartów – zaczęła, a on przytaknął.

Do licha, ależ jest sprytna, pomyślał z uznaniem Fingal. Z każdą chwilą oddalali się bowiem od zamku, podążając drogą, którą wybrała jego ciotka. Pospieszył konia i wysunął się do przodu, by sprawdzić, czy nie doganiają księcia i towarzyszących mu zbrojnych. Musieli poruszać się nieco z tylu, nie ujawniając swej obecności, póki Flanna nie uzna, że nadszedł właściwy czas. Przysłuchując się, jak ciotka tłumaczy swe postępowanie Ianowi, zastanawiał się, czy młodzian da się oczarować, czy też obróci konia i pogna galopem do Glenkirk.

– Chcę pomóc naszemu królowi – wyjaśniała tymczasem Flanna z zapałem. – Zebrać dla niego oddziały i przynieść chwałę Lesliem z Glenkirk. Mąż jednak opłakuje ojca i uważa, że to król – no, może nie sam król, lecz wszystko, co się wokół niego dzieje – przyczyniło się do tego, że James Leslie zginął. Mary powiedziała mi, iż księżna Jasmine błagała starego księcia, by nie szedł na wojnę, lecz on jej nie słuchał. To nie król jest odpowiedzialny za śmierć ojca księcia. Zginął, gdyż nie posłuchał dobrej rady.

– Powiadają – odparł Ian – że Stuartowie sprowadzają na Lesliech z Glenkirk nieszczęścia.

– Nonsens! – zawołała Flanna. – Leslie z Glenkirk byli zwykłymi szkockimi szlachcicami, póki król z dynastii Stuartów nie uczynił ich lordami, a następny nie nadał godności książąt. Czy byliby szczęśliwsi, gdyby pozostali drobnymi dziedzicami?

– Nie wiem – odparł Ian, cokolwiek zmieszany. Flanna się roześmiała.

– Ja także nie – powiedziała. – Nie ściągnę na męża hańby, Ianie, chcę jednak pomóc królowi. Czy Anglicy mieli prawo zabić starego Karola? Był zarówno królem Anglii, jak naszym. Urodził się w Szkocji, mimo to nie zawahali się go zamordować – mówiła dalej, przedstawiając swój punkt widzenia. – Książę Lundy może załatwić mi audiencję. Poproszę o zezwolenie na to, bym mogła zbierać oddziały. Jeśli mi go nie udzieli, dam sobie spokój. Będziemy podróżowali w ukryciu, aż znajdziemy się na tyle daleko od Glenkirk, że Charlie nie będzie mógł mnie odesłać. Wtedy się ujawnimy. Po spotkaniu z królem wrócę natychmiast do domu, przysięgam na honor! Widziałeś portrety moich poprzedniczek, Ianie? Były kobietami silnymi i stanowczymi, wszystkie co do jednej. Nie chcę przynieść mężowi wstydu przez to, że pozostanę w pamięci potomnych jako księżna, która niczego nie dokonała. Chcę wnieść swój wkład, a jeśli mi pomożesz, twoje imię będzie wymieniane razem z moim.

– Angus mnie zabije – zauważył nerwowo Ian, widziała jednak, że niemal udało jej się go przekonać.

– Angus to kochany staruszek. Jest niczym wierny pies: warczy na wszystko, co zdaje się zagrażać jego pani. Nie będzie warczał na ciebie, obiecuję, gdyż to ty zapewnisz mi bezpieczeństwo. Czyż nie wybrałam cię osobiście, abyś był moim obrońcą?

Uśmiechnęła się, by dodać młodzieńcowi otuchy.

Fingal Brodie omal się nie roześmiał. Jego matka zwykła mawiać, że Flanna doskonale potrafi postawić na swoim i jest przy tym nader pomysłowa. Teraz miał tego dowód. Uśmiechnął się pod nosem. Martwiło go, iż książę może uznać, że to on jest odpowiedzialny za to, co zrobiła Flanna, lecz skoro ciotka zamierza chronić przed Angusem prostego żołnierza, jakim jest Ian, on, Fingal Brodie, nie musi się obawiać gniewu księcia. Weźmie przykład z ciotki i będzie odgrywał niewiniątko. Wykorzysta szansę, jaka się przed nim otwiera i pewnego dnia zostanie kimś.

Ian nie dał się do końca przekonać, nie zawrócił jednak i nie pogalopował do zamku. Nie był całkiem pewien, czy księżna postępuje właściwie, uznał jednak, że nie udałoby mu się jej powstrzymać. Była stanowczą młodą kobietą, a gdyby ją rozgniewał, mógłby stracić miejsce w straży. Nie wątpił, że księżna zrobi wszystko, by go ochronić. Zdążył się już zorientować, że jest groźniejsza niż mąż. Lepiej będzie pozostać i chronić ją przed niebezpieczeństwami, jakie mogą czyhać na nich na drodze.

Dzień był zimny, lecz suchy i bezwietrzny, podróżowało się więc całkiem nieźle. Mijali lasy i pola, starając się nie tracić z oczu orszaku księcia, ale i nie dać się zauważyć. W końcu zaczęło się ściemniać. Ciekawe, czy będziemy musieli nocować pod gołym niebem, pomyślała Flanna. Od wyjazdu z Glenkirk zatrzymali się tylko raz, i konie były zmęczone. Charlie i jego kompania minęli szczyt wzgórza i znikli ścigającym z widoku. Flanna wysłała bratanka, by zorientował się w sytuacji.

– Jest tam niewielka gospoda – powiedział, wracając – zbyt mała, by pomieścić orszak księcia i nas, poza tym książę od razu by się domyślił, iż podążamy jego śladem. Nie wiem, co robić, Flanno. Nie możemy pozostać na otwartej przestrzeni, a konie potrzebują stajni i obroku.

– Czy książę Lundy cię rozpozna? – spytała Flanna, zwracając się do Iana. Potrząsnął głową, a wtedy powiedziała: – Zdejmij odznakę, wskazującą, iż pozostajesz w służbie Lesliech i schowaj ją do kieszeni, a potem zapytaj, czy ty i twoi bracia moglibyście przenocować z końmi w stajni. Nikt nie pozna, że jestem kobietą, gdyż mam na sobie męski strój. Daj karczmarzowi te miedziaki i powiedz, że podróżujesz z braćmi na południe. Na pewno zgodzi się udzielić nam schronienia. Zostań w izbie i zamów kolację. Fingal pomoże mi przy koniach.

Dotarli do wiejskiej gospody i Flanna wprowadziła wierzchowce do stajni. Była czystą i sucha, boksy zamiecione i zaopatrzone w świeże siano. Konie Charliego zostały już przygotowane na noc. Flanna wprowadziła wierzchowce do pustego boksu na końcu, pozostawiając jeden wolny, by mogli wykorzystać go jako sypialnię. Rozsiodłali zwierzęta i napoili je, nieprzesadnie jednak, żeby nie dostały wzdęcia. Potem napełnili żłoby sianem. Fingal pomógł jej wyczyścić wierzchowce i usunąć z kopyt kamienie. Ledwie skończyli, pojawił się Ian z kolacją.

– Gospodarz bardzo się ucieszył, że wystarczy nam stajnia. Ludzie księcia zajęli wszystkie wolne miejsca. Żona i córka karczmarza przygotowują właśnie największy posiłek w życiu – dodał ze śmiechem. – Zdobyłem chleb, królika, ser i dzbanek cydru.

Postawił jedzenie na wąskiej ławie.

Zjedli, zanim potrawy zdążyły wystygnąć, a potem ustalili rozkład wart. Flanna miała czuwać pierwsza, po niej Fingal, a na końcu Ian. Obudzi ich, kiedy ludzie księcia przyjdą po konie. Młodzieńcy owinęli się płaszczami i szybko zasnęli. Flanna siedziała wsparta o ściankę boksu, rozmyślając o tym, jak dobrze minął dzień. Patrick sądzi, że pojechała do ojca. Ian jej nie zdradził, a Charlie nie zorientował się, że za nim jadą.

Przez okno sączył się blask księżyca. Nie podjęła takiej wyprawy nigdy przedtem. To dziwne, lecz wcale się nie bała. Przeciwnie, perspektywa spotkania z królem sprawiała, że czuła się podekscytowana i ożywiona. Czy uzna ją za niemądrą, skoro będąc kobietą uznała, iż zdoła zwerbować dla niego żołnierzy? Miała nadzieję, że tak się nie stanie. Patrick będzie na pewno wściekły, lecz gdyby król ją wyśmiał, poczułaby się okropnie.

Zamarła, kiedy drzwi stajni otwarły się i do środka weszło dwóch ludzi Charliego. Okazało się jednak, że chcą jedynie sprawdzić, czy z końmi wszystko w porządku. Nie zadali sobie trudu, by zajrzeć do boksu, zajętego przez Flannę i jej towarzyszy. Prawdopodobnie nie zdawali sobie sprawy, że w gospodzie przebywają inni podróżni. Doskonale się złożyło, spostrzegła bowiem, iż noszą barwy Glenkirk, byli to zatem zbrojni, których jej mąż przydzielił Charliemu do ochrony. Z rozmowy mężczyzn wywnioskowała, że jest tuż po północy. Gdy wyszli, obudziła Fingala, mówiąc:

– Gdy księżyc zacznie zaglądać przez drugie okno, obudź Iana.

– Dobrze – odparł chłopiec, gramoląc się z posłania.

Flanna owinęła się peleryną i położyła na stosie świeżego siana. Wydawało się jej, że nie zdążyła zmrużyć oka, a już Fingal potrząsał ją za ramię. Niebo nadal było ciemne i księżyc jeszcze nie zaszedł. Spojrzała pytająco na bratanka.

– Ian mówi, że w gospodzie wszyscy są już na nogach. Poszedł zdobyć dla nas coś do jedzenia. Jest pewien, iż książę wkrótce wyruszy.

Flanna przeciągnęła się i z westchnieniem wstała.

– Popilnuj mnie – powiedziała. – Muszę się wysiusiać.

Fingal stanął posłusznie przy drzwiach. Flanna spuściła spodnie i przykucnęła na stertą słomy w kącie. Zapinała właśnie bryczesy, gdy wrócił Ian.

– Mam owsiankę – powiedział zamiast powitania, wręczając jej wydrążony bochenek chleba, pełen gorących płatków. – A także ser i trochę cydru.

– Książę wstał i przygotowuje się do odjazdu? – spytała.

– Tak, jedzą właśnie śniadanie – odparł.

– Lepiej więc się pośpieszmy – poleciła. – Jeśli przyjdą po konie, stań do nich plecami i się nie odzywaj, inaczej cię poznają. Ja przycupnę gdzieś, gdzie nie będę widoczna.

– Zbrojni z Glenkirk, podróżujący z księciem, mnie nie znają – zapewnił ją Ian.

Zjedli, a kiedy zjawili się ludzie księcia, skinęli im jedynie głowami, po czym osiodłali wierzchowce i wyprowadzili je z ciepłej stajni wprost w przenikający do szpiku kości chłód poranka. Ledwie zamknęły się za nimi wrota, Flanna i jej towarzysze rzucili się do siodeł. Kiedy orszak księcia oddalił się na przywoitą odległość, ruszyli, podążając jego śladem.

Podróżowali w ten sposób przez cztery następne dni, wdzięczni, że pogoda pozostaje znośna i nic nie pada im na głowy. W miarę jak zbliżali się do Perth, gospody stawały się coraz większe, a ruch na drodze bardziej ożywiony. Wyglądało na to, że sporo Szkotów wybiera się zobaczyć koronację. W końcu, po południu piątego dnia, dotarli wreszcie do Perth.

Stojąc na wzgórzu Kinnoul, przypatrywała się, zadziwiona, pierwszemu miastu, jakie dane jej było zobaczyć, Ian i Fingal wydawali się równie zafascynowani. Na równinie poniżej, wzdłuż brzegów Tay, leżało Perth, pełne stłoczonych na niewielkiej przestrzeni domów i kościołów. Rzeka wiła się niczym srebrzysta wstęga, to ukazując się, to chowając pod kamiennymi mostami, mijając ośnieżone poła na rogatkach, by zniknąć w gęstym lesie na południe od miasta. Pomimo zimowej mgiełki widzieli otaczające równinę wzniesienia i położone nieco dalej góry.

– Nie wolno nam zwlekać, pani – ostrzegł Ian. – W mieście łatwo możemy zgubić księcia, a wolałabyś chyba wiedzieć, gdzie zamierza skłonić dziś głowę, prawda?

Pociągnął za uzdę, skłaniając klacz, by ruszyła.

– Tak – zgodziła się z nim Flanna. – Nie wolno nam się tu zgubić. Nie mam pojęcia, jak zdołalibyśmy odnaleźć w tym tłoku Charliego.

Podążyli za orszakiem księcia w dół, ku miastu, a potem wąskimi, krętymi uliczkami, by w końcu znaleźć się na dziedzińcu dużej gospody. Nad wejściem wisiał dumnie barwny znak, przedstawiający godło Szkocji – oset, zwieńczony koroną. Flanna odczekała, aż szwagier zsiądzie z konia, po czym podjechała do niego i spoglądając z wysokości końskiego grzbietu, powiedziała:

– Witaj, Charlie, niezupełnie królewski Stuarcie. Głos brzmi znajomo, ale to przecież niemożliwe, pomyślał Charlie. Podniósł jednak wzrok i szczęka opadła mu ze zdumienia.

– Jezu, Flanno! – krzyknął, zaszokowany. – Co ty tu, u licha, robisz, i gdzie jest twój mąż?

ROZDZIAŁ 9

Flanna uśmiechnęła się nerwowo.

– Przypuszczam, że w Glenkirk – odparta, zsuwając się z siodła. – Przyjechałam sama, jedynie z bratankiem, Fingalem, i zbrojnym, Ianem More.

– Jak się tu dostałaś? – zapytał stanowczo.

Co się, do diaska, dzieje? Patrick szaleje pewnie z niepokoju.

Jadąc za tobą – oznajmiła Flanna, jakby było to oczywiste. – Podążaliśmy twoim śladem od Glenkirk.

– Dlaczego?

Charlie czuł, że krew uderza mu do głowy. Jechała za nim. Ot tak, po prostu.

– Chcę pomóc królowi – zaczęła Flanna z zapałem. – Powiedziałeś, iż trzeba mu żołnierzy. Zamierzam zebrać ludzi i powołać oddział. Patrick zachowuje się niemądrze, bredząc na temat klątwy i nieszczęścia. Skoro mój mąż nie chce przysporzyć Lesliem chwały, zrobię to za niego!

Muszę się napić, pomyślał Charlie. Najlepiej whiskey. Mocnej i dymnej. Patrick go zabije, kiedy się dowie, że to lojalność Charliego wobec Stuartów wznieciła w jego ślicznej, lecz jakże naiwnej żonce patriotyczny zapal.

– Wejdźmy lepiej do środka, Flanno – powiedział. – Twoi towarzysze mogą zostać z eskortą. Polowa to ludzie z Glenkirk. Wracając, odwiozą cię do domu.

Chwycił szwagierkę mocno za ramię i wprowadził do gospody. Gospodarz powitał ich wylewnie.

– Zatrzymałem dla ciebie pokoje, panie – powiedział, kłaniając się i podskakując z przejęcia.

– Moja szwagierka, księżna Glenkirk, niespodziewanie do mnie dołączyła – wyjaśnił Charlie. – Znajdzie się i dla niej jakieś lokum?

– Och, panie, bardzo mi przykro, lecz z racji jutrzejszej uroczystości gospoda pęka w szwach. Przy twoim apartamencie jest jednak pokoik dla służącego. Obawiam się, że miłościwa pani będzie musiała się nim zadowolić.

Charlie skinął łaskawie głową.

– Rozumiem – powiedział. – Mógłbyś dostarczyć nam jak najszybciej kolację? Księżna nie jadła dziś nic od świtu.

– Bardziej niż jedzenie – wtrąciła Flanna – przydałaby mi się kąpiel, i to gorąca. Od pięciu dni nic, tylko marznę. Czy dałoby się to zorganizować?

– Oczywiście, pani – odparł gospodarz. – Natychmiast każę wnieść wannę. Annie! – wykrzyknął, przywołując córkę. – Zaprowadź miłościwych państwa do ich pokoi!

Dziewczyna dygnęła i pośpieszyła przodem, a Charlie i Flanna za nią. Poprowadziła ich wąskim korytarzem, a potem otworzyła znajdujące się na końcu ciężkie dębowe drzwi.

– Oto salonik – powiedziała – a za nim sypialnia. Z saloniku prowadzą drzwi do służbówki.

Dygnęła znowu, podbiegła do kominka, zapaliła przygotowane tam polana i wyszła.

Charlie zajrzał do pokoiku dla służby. Znajdowała się w nim jedynie prycza z siennikiem i nic poza tym. Skrzywił się, lecz zmilczał. Jakoś przetrzyma.

– Mogę tam spać – zaoferowała się Flanna. Charlie westchnął.

– Nie. Już sobie wyobrażam, co powiedziałaby matka, gdybym przyjął twoją propozycję, choć właściwie, zważywszy na twoje zachowanie, dokładnie to powinienem zrobić. Ale nie, siostro, zatrzymasz dla siebie sypialnię, póki nie odeślę cię do męża.

– Och, Charlie – powiedziała Flanna błagalnie – nie gniewaj się i nie odsyłaj mnie, póki nie spotkam się z królem. A już na pewno nie jutro, zanim odbędzie się koronacja!

– Patrick będzie wściekły – zauważył Charlie.

– Zapewne nie zorientował się jeszcze, że wyjechałam – powiedziała, uśmiechając się leciutko.

– A kiedy tak się stanie, będę już w połowie drogi do domu. Och, Charlie! Widziałeś portrety w Glenkirk? Księżnej Jasmine i pozostałych? Kim jestem w porównaniu z nimi? Były ustosunkowane i bogate. Chcę pozostawić po sobie ślad, by pamiętano o mnie tak jak o nich.

– Usiądź przy ogniu – zaproponował. – Nadal wyglądasz na zmarzniętą.

– Nie przypuszczałam, iż może być aż tak zimno – przyznała.

– Nie podróżowałaś dotąd konno przez pięć zimowych dni. Dzięki Bogu, obyło się bez śnieżycy i deszczu. – Roześmiał się, a potem poprosił: – Powiedz mi, o co właściwie chodzi? Co moja matka i pozostałe kobiety mają wspólnego z tym, że się tu dziś zjawiłaś?

– Były bogatymi dziedziczkami – zaczęła Flanna. – Pochodziły z wielkich rodów. Dokonały wielkich czynów i dodały blasku Lesliem z Glenkirk.

– Pewnego dnia z tobą stanie się tak samo – zapewnił ją.

– Nie byłam bogata – odparła smutno.

– Miałaś Brae, a Patrick go pożądał. To byt uczciwy układ. Wiele małżeństw zawiera się z mniej ważnych powodów.

– Moja rodzina się nie liczy. Wasza matka była księżniczką.

– A prababka Greyówną z Greyhaven. Pochodziła z niezamożnej rodziny, takiej jak Brodie z Killiecairn. Pamiętaj, że twoja matka była Gordonówną z Brae. Twemu pochodzeniu, jak i posagowi, niczego nie można zarzucić.

– Nie chcę, by pamiętano mnie jako księżnę, która niczego nie dokonała – stwierdziła z uporem Flanna.

Charlie roześmiał się mimo woli.

– Jesteś żoną mojego brata zaledwie od kilku miesięcy, Flanno. Nie możesz trochę zaczekać, nim zaczniesz zdobywać świat, aby przysporzyć chwały Glenkirk?

– Jak mógłbyś to zrozumieć? – stwierdziła, zrozpaczona. – Jesteś co prawda bękartem, ale spłodzonym przez króla. Twoja matka była z urodzenia księżniczką. Miałeś władzę, bogactwo i przywileje. Ze mną było inaczej. To, co tobie wydaje się zwyczajne, dla mnie wcale takim nie jest. Widzę, czego dokonała twoja mama i inne przed nią. Nie tylko zwiększyły rodzinny majątek, ale dodały rodzinie splendoru. Jak mogę z nimi konkurować, zwłaszcza w tym czasie i miejscu? Jeśli teraz czegoś nie zrobię, później nie będzie już na to szansy. Wrócę do Glenkirk, wydam na świat kolejne pokolenia Lesliech, i na tym koniec.

– Czy to nie dość? – spytał Charlie miękko, ujmując dłoń szwagierki.

Flanna potrząsnęła ze smutkiem głową.

– Nie, Charlie, nie dla mnie. Każda suka potrafi wychować miot. Ja chcę zrobić coś więcej!

– Nie sądzę, by Patrick pozwolił ci rekrutować żołnierzy – powiedział Charlie, całując dłoń szwagierki. – Wiem jednak, że mój kuzyn, król, doceni dobre chęci.

– Dam radę to zrobić, Charlie! – zapewniła go Flanna, podekscytowana. – Tylko nie odsyłaj mnie, dopóki nie zobaczę się z królem!

– Muszę cię odesłać, Flanno – powtórzył cierpliwie. – Kocham mojego brata i nie dopuszczę, aby cokolwiek nas poróżniło. Teraz, gdy wiem, że za mną przyjechałaś, muszę odesłać cię jak najszybciej. Dziś jest już jednak zbyt późno. Jutro koronacja, nie będę więc w stanie wyprawić cię bezpiecznie. Zatem, siostrzyczko, zyskałaś nieco czasu na zwiedzanie miasta, i to podczas koronacji. Będzie o czym opowiadać dzieciom, prawda?

Uśmiechnął się do Flanny i puścił jej dłoń.

– Chcę spotkać się z królem – powtórzyła. – Nie wrócę do domu, póki tego nie zrobię. Jeśli mnie zmusisz, ucieknę, i co powiesz wtedy Patrickowi?

– Zrozum, Flanno. Szkoccy opiekunowie króla zrobili wszystko co w ludzkiej mocy, by odsunąć jego angielskich przyjaciół i sojuszników. Sądzą, że wywieramy na króla zły wpływ. Ci Szkoci to ludzie nieprzejednani, o ciasnych umysłach i żądzy władzy dorównującej tej, jaką przejawiają ich angielscy poplecznicy. Nawet mnie uważają za podejrzanego, chociaż stroniłem od polityki przez cale życie.

– Ale dlaczego? – spytała.

– Kiedyś w Szkocji tego, że ktoś był królewskim bękartem, nie uważano za hańbiące. Wiele rodzin poczytywało sobie wręcz za honor, mieć w rodzinie osobę królewskiej krwi. Teraz to się zmieniło. Jestem bękartem księcia Henry'ego, na dodatek moja matka to cudzoziemka. Wielu powątpiewa, czy sama pochodzi z prawego loża. To, że jestem też księciem Lundy, wdowcem z dziećmi, który zawsze trzymał się z dala od polityki, się nie liczy. Uważają, że jako królewski bękart, do tego Anglik, muszę mieć na Karola zły wpływ.

– Lecz nadal możesz dostać się do króla – nalegała Flanna. – Jest twoim kuzynem i cię kocha.

– Pojadę jutro do Scone i stanę w kościele. Mam nadzieję, że zdołam podchwycić jego spojrzenie, by wiedział, że nie jest sam – odparł Charlie. – Potem wezmę udział w uczcie i będę uważał się za szczęściarza, jeśli uda mi się zmylić opiekunów króla i przez chwilę z nim porozmawiać. To wszystko, na co mogę liczyć, Flanno.

– Nic podobnego – odparła stanowczo. – Jesteś jego kuzynem, Charlie, i jesteś sprytny. Wiem, że potrafisz zrobić coś więcej. Zabierz mnie do Scone i przedstaw królowi, bym mogła zapewnić go o swej lojalności. Nie wrócę do domu, zanim tak się nie stanie!

Do licha, zaklął Charlie w myśli. To najbardziej uparta niewiasta, jaką kiedykolwiek spotkał. Jego matka była kobietą stanowczą, lecz przyjmowała logiczne argumenty. Nie tak jak Flanna. Jednak, nim zdążył powiedzieć coś więcej, usłyszeli pukanie i do pokoju weszła Annie.

– Kąpiel dla pani – powiedziała, taszcząc okrągłą drewnianą balię. Za nią weszło kilku młodych mężczyzn z wiadrami parującej wody. Annie postawiła balię przy ogniu i poleciła służącym ją napełnić.

– Mam zostać i pomóc, pani? – spytała Flannę.

– Tak, zostań i pomóż księżnej – odparł Charlie, nim Flanna zdążyła się odezwać. – Będę w karczmie, Flanno. Wykąp się, a potem zjemy razem w saloniku. Annie zawiadomi mnie, gdy będziesz gotowa.

Co powiedziawszy, wyszedł pośpiesznie w ślad za służącymi.

– Tchórz! – krzyknęła za nim Flanna. Charlie tylko się roześmiał.

– Raczej człowiek rozsądny, który potrafi w porę się wycofać – zawołał przez ramię i zamknął za sobą starannie drzwi.

– Jest twoim mężem, pani? – spytała Annie.

– Nie, szwagrem – odparła Flanna.

– I kochankiem? – dopytywało się dziewczę, zaintrygowane.

– Nic podobnego! – zaprzeczyła z oburzeniem Flanna. – Cóż to za przypuszczenia, jak na przyzwoitą dziewczynę!

Wydawała się tak zaszokowana, że Annie natychmiast jej uwierzyła.

– Błagam o wybaczenie, pani. Nie chciałam cię obrazić – przeprosiła pospiesznie. – Nie mów, proszę, papie, że spytałam.

– Mój mąż stracił niedawno ojca. Poległ pod Dunbar, walcząc za Stuarta. I choć mąż szanuje króla, nie udzieli mu wsparcia. Przyjechałam w ślad za szwagrem, aby obiecać królowi, że zbiorę ludzi i sama utworzę dla niego oddział.

– Och! – powiedziała Annie, która nic z tego nie zrozumiała. – Ma pani jakiś olejek do kąpieli?

Flanna parsknęła krótkim śmiechem.

– Mam zmianę ubrania i nic poza tym – odparła. – Mąż nie wie, że wybrałam się do Perth.

– Inaczej by ci zabronił – domyśliła się Annie. Skinęła głową. – Postąpiłaś mądrze, nic mu nie mówiąc. Czasami tak jest lepiej. Moja mama też nie zawsze mówi papie, co jej chodzi po głowie. Pozwól, że pomogę ci zdjąć buty – dodała, klękając.

Spostrzegłszy, w jakim stanie znajduje się garderoba Flanny, zacmokała z naganą i powiedziała:

– Zabiorę buty do czyszczenia, a jeśli potrafisz, pani, umyć się sama, zaniosę resztę ubrań do praczki.

– Bryczesy wystarczy tylko doczyścić – poinstruowała ją Flanna. – Jeśli je wypierzesz, będą schły przez tydzień. Za dzień lub dwa muszę wrócić do domu, Annie. Będę jednak wdzięczna, jeśli zajmiesz się resztą.

Annie dygnęła, pozbierała ubrania i wyszła, zamykając za sobą starannie drzwi. Flanna westchnęła z przyjemności, zanurzając się w gorącej niemal wodzie. Gotowa była już sądzić, że nie rozgrzeje się nigdy. Rozplotła warkocz i upięła włosy na czubku głowy. Służąca zostawiła na brzegu wanny mały kawałek mydła. Flanna zwilżyła go wodą i uśmiechnęła się, kiedy jej nozdrzy dobiegł delikatny zapach wrzosu. Namydliła flanelową szmatkę i zaczęła się myć. Wspaniale było zmyć z siebie podróżny pył. Przetarła twarz, potem szyję, uszy, ramiona i piersi. Odchyliwszy się do tylu, wyjęła z wody nogę i przesunęła po niej namydloną myjką. Właśnie miała zrobić to samo z drugą, kiedy drzwi saloniku otwarły się gwałtownie.

Krzyknęła z cicha, chowając nogę pod wodę i przycisnąwszy do piersi mokrą szmatkę przyglądała się ze zgrozą wysokiemu, ciemnowłosemu mężczyźnie, który wpatrywał się w nią z wyrazem zaskoczenia na twarzy.

– Do diaska! – wykrzyknął, lecz zaraz się uśmiechnął. – Na Boga, skarbie, cóż za uczta dla oczu!

– Wyjdź, panie! – wrzasnęła Flanna ile sił w płucach. – Natychmiast!

– Och, jakże mi przykro! – zawołała Annie, wchodząc. – To przez tego durnia, kuchcika! Chodź ze mną, panie – dodała, zwracając się do nieznajomego. – Książę jest w karczmie.

– Ale to jego pokoje? – zapytał przybyły.

– Tak, panie. Pójdź, proszę, za mną, to cię do niego zaprowadzę.

– Kim jesteś, moja piękna? – zapytał Flannę, pożerając z uznaniem oczami to, co był w stanie zobaczyć.

– Wyjdź! – powtórzyła Flanna, zniżając jednak nieco głos. Obcy szukał najwidoczniej księcia, nie przyszedł zatem, by ją napastować.

Zamiast wyjść, mężczyzna wypchnął jednak z pokoju Annie, zamknął za nią drzwi i podszedł do wanny.

– Jesteś najwidoczniej przyjaciółką księcia, choć nie potrafię sobie wyobrazić, jak udało mu się znaleźć kogoś takiego w tym pogrążonym w mrokach barbarzyństwa kraju. Czuję się jednak urażony, iż trzymał mnie z dala od tak czarującego towarzystwa wiedząc, jak jest mi trudno i ile będę musiał jeszcze wycierpieć.

– Twoje przypuszczenia są niesłuszne, panie – odparła Flanna. – Wyjdź stąd natychmiast. Annie poszła z pewnością po księcia.

– Zważywszy, że przyszedłem się z nim zobaczyć, doskonale się składa – odparł intruz spokojnie. – Nie będziesz miała nic przeciwko temu, by dać mi małego całusa?

Uśmiechnął się szelmowsko i pochylił nad wanną.

– Och, bezczelny z ciebie typ, panie! – prychnęła Flanna gniewnie. – Gdyby nie to, iż jestem naga, dopiero bym ci przyłożyła!

Mężczyzna roześmiał się, szczerze ubawiony.

– Masz temperament jak na rudzielca przystało, skarbie. Mogę sobie wyobrazić, że w łóżku prawdziwa z ciebie tygrysica!

– Och! – krzyknęła Flanna, rozwścieczona. Chwyciła mokrą myjkę i rzuciła nią w natręta, pozbawiając się tym samym osłony.

– Łajdak! – wycedziła przez zaciśnięte zęby.

– Nie masz manier, aby podglądać damę w kąpieli, sir? Co powiedziałaby na to twoja matka!

– Powiedziałaby, że jestem niepoprawny, co zresztą zawsze podejrzewała – odparł mężczyzna ze śmiechem. – Dalej, moja śliczna, wstań i pozwól mi oszacować twoje skarby. Jestem pewien, iż książę nie będzie miał nic przeciwko temu.

Uśmiechnął się, jak sądził, zwycięsko, ukazując białe zęby.

– Ach, panie, zapewniam, że mój książę bardzo by się zdenerwował, gdybym zrobiła coś takiego – zapewniła Flanna. – Nie masz pojęcia, jak by się rozgniewał, a raczej, jak się rozgniewa, kiedy opowiem mu o tej napaści. A teraz wyjdź, zanim poderwę na nogi całą gospodę!

Drzwi otwarły się ponownie, ale tym razem do saloniku wszedł Charlie. Natychmiast skłonił się przed nieznajomym.

– Wasza Wysokość – powiedział.

– Kuzynie – odparł nieznajomy. – Doszły mnie słuchy, że się tu zatrzymałeś, nie wiedziałem jednak, że masz przy sobie tak czarującą towarzyszkę.

Uśmiechnął się.

– Twoja dama dotrzymała mi towarzystwa.

– Nie jest moja, sir, lecz mego brata. Pozwól, że ci przedstawię: lady Flanna Leslie, księżna Glenkirk.

A potem, zwracając się do szwagierki, dodał:

– Cóż, Flanno, powiedziałaś, że nie wrócisz do domu, dopóki nie spotkasz się z królem. Oto i on.

Flanna spojrzała na Charliego, a potem na intruza. Obaj mieli ciemne włosy, choć król ciemniejsze. A także bursztynowe oczy. Nos Charliego nie był tak wydatny, a cera jaśniejsza, ogólnie rzecz biorąc, byli jednak do siebie bardzo podobni. Zaszokowana, zalała się łzami, wprawiając w zakłopotanie obu mężczyzn.

– Jak mogłeś? – szlochała. – Jak mogłeś?

– Masz pojęcie, z jakiego powodu ta rozpacz? – zapytał król księcia Lundy.

– Najmniejszego – odparł Charlie. – Proponuję, byśmy wycofali się do karczmy na kufel piwa. Zdążyłem się już przekonać, że jest doskonałe.

– Udało mi się uwolnić od opiekunów jedynie na chwilę – poinformował go król. – Nie chcę, by mnie zauważono, gdyż mogłoby to spowodować zamieszanie. Wyjdziemy z pokoju, skarbie, i damy ci czas, byś doszła do siebie i się ubrała. Potem wrócę z Charliem i napijemy się razem czegoś dobrego. Przeproszę za swoje zachowanie, ty mi wybaczysz i zostaniemy przyjaciółmi, dobrze?

Flanna spojrzała na niego i przytaknęła. A potem potężnie kichnęła.

– Przyślę ci służącą – powiedział król uprzejmie.

– Dz…dziękuję – wykrztusiła Flanna, pociągając nosem.

Mężczyźni wyszli, a do pokoju wpadła pospiesznie Annie. Gdy Flanna wstała, służąca owinęła ją zagrzanym przy kominku ręcznikiem, a drugim wytarła. Potem pomogła Flannie włożyć przez głowę czystą koszulę, którą wyjęła z juków.

– A teraz, pani, lepiej się połóż – powiedziała, prowadząc Flannę do sypialni, gdzie na kominku płonął niewielki ogień. Łóżko ogrzano, a w nogach ułożono gorące cegły, owinięte we flanelę.

– Powiem dżentelmenom, że jesteś gotowa ich przyjąć, pani, a potem zejdę do baru i przyniosę dla ciebie trochę grzanego wina – zaproponowała Annie. – Ten nieznajomy śmiało sobie poczyna!

– Dziękuję – odparła Flanna.

Annie opuściła w pośpiechu pokój, a do sypialni wrócili Charlie i król.

– Podaj mi szczotkę, Charlie – poprosiła cicho Flanna. – Jest w moim bagażu, na stołku.

Książę wyjął żądany przedmiot ze skórzanej sakwy, jednak, ku jego zaskoczeniu, król natychmiast mu go odebrał. Usiadł na łóżku, wyciągnął rękę i wyjął szpilki z włosów Flanny, a potem zaczął je wygładzać, przesuwając z wolna szczotką z włosia dzika po gęstych, złotorudych splotach dziewczyny.

– Lubiłem czesać moją siostrę Mary nim wyszła za mąż i wyjechała – wyjaśnił. – Miała ładne włosy, lecz twoje, skarbie, przewyższają wszystko, co dotąd widziałem. Ich kolor jest po prostu wspaniały.

Flannie odebrało mowę, podobnie Charliemu.

– Kuzyn powiedział, że twój mąż mnie nie aprobuje – oznajmił król jak gdyby nigdy nic.

– Nic podobnego, panie! Patrick jest lojalnym poddanym – zaprotestowała Flanna gorąco – twierdzi jednak, że za każdym razem, gdy losy Stuartów i Lesliech splatają się ze sobą, jego rodzinie przydarza się nieszczęście. Ojciec Patricka zginął pod Dunbar, a matka wyjechała z młodszą siostrą do Francji. Został sam i taki stan rzeczy wcale mu się nie podoba. Poślubił mnie dla ziemi, którą wniosłam mu w posagu, nie zrekompensowało mu to jednak utraty rodziny. Obwinia o nią królewskich Stuartów.

– Gdy wrócisz do domu, powiedz mężowi, że mnie spotkał podobny los. Ojca stracono, a matka mieszka z najmłodszą siostrą we Francji, cierpiąc biedę. Bracia przebywają Bóg wie gdzie. Siostra Elizabeth zmarła, gdy pozbawiono ją swobody. Inna siostra, Mary, walczy w obcym kraju, aby uzyskać dla mnie pomoc. Twój mąż i ja mamy ze sobą o wiele więcej wspólnego, niż skłonny byłbym przyznać, na przykład tego tu brata przyrodniego, mego ulubionego kuzyna, niezupełnie królewskiego Stuarta – powiedział, uśmiechając się nieznacznie. – W końcu i tak zwyciężę, a kiedy to się stanie, nie będę wypominał twemu mężowi, że nie udzielił mi pomocy w godzinie próby. Rozumiem jego stanowisko. Leslie z Glenkirk zawsze byli wobec Stuartów lojalni. Patrick rozpacza po stracie ojca i jest to rozpacz równie głęboka, jak moja.

Mówiąc, nie przestawał przesuwać rytmicznie szczotką po włosach Flanny.

– Patrick nie zamierza pomóc Waszej Wysokości, ale ja tak! – wypaliła Flanna. – Wyruszę w góry i zbiorę dla ciebie żołnierzy, jeśli tylko udzielisz mi na to zgody, panie.

Szczotka znieruchomiała. Król ujął Flannę pod brodę i uśmiechnął się do jej srebrzystych oczu.

– Cóż, skarbie, to wspaniała propozycja. Oczywiście masz moją zgodę, nie mogę jednak dopuścić, byś poróżniła się z mojego powodu z mężem.

Nagle pochylił się i pocałował ją w usta.

Flanna zamarła. Jego usta były ciepłe, i, ku wielkiemu zaskoczeniu Flanny, nader kuszące. Westchnęła, czując, jak jej wargi topnieją pod dotykiem jego ust.

Czarowną chwilę przerwał głos jej szwagra.

– A oto i Annie z winem, Flanno. Przynieść ci kolację do łóżka? Myślę, że tak byłoby najlepiej.

Z początku nie była w stanie się odezwać, w końcu wykrztusiła:

– Tak, Charlie, wolałabym pozostać w ciepłym łóżku. Nie wygnałam jeszcze chłodu z kości.

Król uśmiechnął się pod nosem, widząc, jak Flanna na niego patrzy. Co za rozkoszna mała księżna, pomyślał, i najzupełniej dojrzała do tego, by ją uwieść. Może Szkocja potrafi jednak dostarczyć mu rozrywki, przynajmniej na tak długo, jak długo będzie musiał tu pozostać.

– Twoja oferta została nie tylko przyjęta, lecz jest też bardzo mile widziana, skarbie – powiedział, próbując przeniknąć wzrokiem materiał koszuli. Cóż za śliczne stworzenie, z tymi złotorudymi włosami, srebrzystymi oczami o gęstych rzęsach i rozkosznie odętymi usteczkami.

Pochylił się i pocałował ją na do widzenia. Odłożył szczotkę, wstał i ukłonił się Flannie.

– Zjesz ze mną, kuzynie? – zapytał Charlie spokojnie, choć wcale nie czuł się spokojny. Widywał już to szczególne spojrzenie, jakim król obrzucił przed chwilą Flannę. Na pewno zastanawia się już, jakby ją uwieść, zwłaszcza iż jego szwagierka miała w sobie tę samą niewinną zmysłowość, co była metresa króla, Lucy Walters. Lucy nie miała jednak męża, który mógłby poczuć się urażony, z Flanną zaś sprawa przedstawiała się inaczej.

– Napiję się z tobą wina, Charlie – odparł król. – Nie mogę znikać moim strażnikom na długo, poza tym przekupywanie służby, bym mógł niepostrzeżenie się wymknąć, kosztuje mnie fortunę.

Odwrócił się na powrót do Flanny.

– Dobranoc, moja droga. Śpij dobrze, a jeśli ktoś ci się przyśni, mam nadzieję, że będę to ja.

Przesłał jej palcami pocałunek, odwrócił się i wyszedł.


*

– Zostań w łóżku i nie wychodź z pokoju, dopóki nie wrócę, by z tobą pomówić – polecił Charlie stanowczo.

– Czy to był… król? – spytała cicho Annie, spoglądając w ślad za wychodzącymi oczami wielkimi jak spodki.

Flanna skinęła głową.

– Przyszedł zobaczyć się z tobą?

– Jest kuzynem mojego szwagra – wyjaśniła Flanna. – Ojcem księcia Lundy był następca tronu, książę Henry Stuart. Umarł dawno temu.

Wzięła od Annie kielich z winem i wypiła łyk. Było mocne i gorące, akurat takie, jakiego potrzebowała.

– Przyniosę kolację – zaoferowała się Annie.

– Nie mów nikomu, kogo tu widziałaś – ostrzegła ją Flanna. – Ci, którzy pilnują króla byliby bardzo niezadowoleni, że wymknął się im, by porozmawiać z kuzynem. Proszę.

– Starcy z nowego Kościoła, którzy rozprawiają wciąż o grzechu cielesnym i napominają nieustająco króla – prychnęła z pogardą Annie. – Nie wspomnę żywej duszy, nawet tatusiowi, że widziałam ciemnego chłopca – przyrzekła.

– Ciemnego chłopca?

– Tak go nazywają, ma bowiem cerę ciemniejszą niż my, Szkoci. Wygląda też bardziej z francuska – wyjaśniła Annie, wychodząc. Nim zamknęły się za nią drzwi, Flanna usłyszała jeszcze, jak chichocze w korytarzu.

Z saloniku dobiegał przytłumiony szmer rozmów, nie była jednak w stanie rozpoznać słów. Wsparta wygodnie o poduszki, sączyła grzane wino, kontemplując wydarzenia ostatniej godziny. Spotkała się z królem, a on ją pocałował. I to nie raz, ale dwa razy! Flanna Brodie, nie, Flanna Leslie, poprawiła się natychmiast, została pocałowana przez króla. Jakby tego było za mało, wyszczotkował jeszcze jej włosy. Westchnęła, rozmarzona.

Zrobię dla niego wszystko, przyrzekła sobie w duchu. Pojadę do Killiecairn, a nawet dalej, i zbiorę oddziały, które wesprą sprawę króla. Może pewnego dnia znów się spotkamy.

Odstawiła kielich i zapadła w lekki sen.

Król pożegnał się z kuzynem. Nim wyszedł, zajrzał jeszcze do sypialni.

– Ależ jest piękna – mruknął, spoglądając na uśpioną Flannę.

– To żona mojego brata. Nie wolno ci jej uwieść – powiedział spokojnie Charlie, kiedy król zamknął na powrót drzwi sypialni. – Patrick będzie wściekły, kiedy się dowie, że ona jest tutaj i zamierza werbować dla Waszej Wysokości żołnierzy. Roześmiał się z cicha.

– Poznał ją, poślubił i odebrał dziewictwo w ciągu jednego dnia, ponieważ pożądał kawałka ziemi, którego nie mógł zdobyć w żaden inny sposób. Dziewczyna dopiero nauczyła się czytać i pisać, trudno też nazwać ją wyrafinowaną, mimo to Patrick się w niej zakochał, choć pewnie sobie jeszcze tego nie uświadamia.

– A ona go kocha? – spytał król.

– Tak uważam. Pragnie, by był z niej dumny. Chce zwerbować dla Waszej Wysokości oddział żołnierzy po to, by nie została zapamiętana jako księżna, która niczego nie dokonała. To jej własne słowa. Pamiętasz, oczywiście, moją matkę. Matka mego ojczyma też była kobietą stanowczą i niezależną, nie wspominając już o najbardziej sławnej z Lesliech, Jane. Legenda głosi, iż jako młoda dziewczyna została porwana i trafiła do haremu tureckiego sułtana. Do Szkocji wróciła już jako staruszka. Nie wiem, ile prawdy jest w tych opowieściach, lecz w Glenkirk wyrażają się o niej z wielkim szacunkiem. Przypuszczam, że to, co się jej przydarzyło, może być równie prawdziwe, jak historia mojej matki, która przed niemal pięćdziesięcioma laty przybyła do Anglii z Indii.

– Zatem śliczna Flanna postanowiła dorównać tym nieprzeciętnym kobietom – wtrącił król. – Jest naiwna, ale nie głupia. Jestem pewien, że pewnego dnia osiągnie cel. Co zaś się tyczy uwiedzenia jej, ach, Charlie, gdyby było to możliwe! Nie wątpię, że okazałaby się warta starań, lecz z trudem udało mi się wymknąć na chwilę, by porozmawiać z tobą, kuzynie. Nie pozwól, by cię ode mnie odsunięto, Charlie, tak jak odsunięto innych moich przyjaciół i rodzinę. Otoczyli mnie swymi klechami i na okrągło pouczają. Wszelkie zło, jakie spotkało kiedykolwiek ten kraj, zostało nań zesłane jako kara za bezbożność mojej rodziny, powiadają. Zgodziłem się podpisać Kowenant, by zyskać szansę powrotu na tron, ale…

Umilkł, gdyż Charlie uniósł ostrzegawczo dłoń.

– Nie wiemy, kto nas podsłuchuje, kuzynie – powiedział cicho. – Rozumiem, i nie opuszczę cię, dopóki nie odzyskasz tego, co ci się z woli Boga należy. Dopiero wtedy wrócę z dziećmi do Queen's Malvern. Nasi ojcowie byli braćmi. Jesteśmy kuzynami. W naszych żyłach płynie ta sama krew. Nie opuszczę cię. Jesteś moim królem.

Tu Charlie, niezupełnie królewski Stuart, ukląkł przed swym monarchą.

Łzy zakłuły króla pod powiekami. Zamrugał, by się ich pozbyć, a potem objął Charliego i podniósł.

– Zdaję sobie sprawę, jakie to z twojej strony poświęcenie – powiedział, gdy stali znów twarzą w twarz. – Nie lubisz polityki i nie uganiasz się za władzą. Pragniesz jedynie wieść proste, zwyczajne życie. Współczuję ci, gdyż utraciłeś w tej wojnie żonę, kuzynie, pewnego dnia wrócimy jednak do Anglii.

Uścisnął Charliego, a potem odwrócił się i nie mówiąc już nic więcej wyszedł.

Czy tak się stanie, zastanawiał się Charlie. Wrócą pewnego dnia do Anglii? Będzie mógł wyremontować dom i zamieszkać w tym cudownym miejscu, pełnym wspomnień? Miał nadzieję, że król się nie myli. Drzwi otwarły się po raz kolejny i weszła Annie, uginając się pod ciężarem tacy.

Charlie podbiegł, by jej pomóc. Wziął tacę i postawił ją na stole.

– Mam napełnić talerz jej książęcej mości, panie? – spytała.

– Tak, i to uczciwie. Jak na kobietę, szwagierka odznacza się doskonałym apetytem.

Roześmiał się, wciągając z przyjemnością w nozdrza rozkoszny zapach potraw.

Annie przyniosła pieczoną wołowinę, kilka plastrów szynki, kapłona nadziewanego jabłkami, chlebem i rodzynkami, krewetki w winie, podawane z sosem musztardowym, gotowanego pstrąga, niewielki półmisek marchewek i sałaty, bochenek wiejskiego chleba, osełkę masła, pół twardego żółtego sera, plaster francuskiego brie, a na deser pieczone jabłka ze śmietaną.

Drzwi sypialni otwarły się i stanęła w nich Flanna, owinięta ciasno pledem.

– Umieram z głodu! – zawołała, wciągając w nozdrza smakowite aromaty.

– Annie coś ci przyniesie – zaproponował Charlie.

– Nie, Charlie, zjem z tobą. Możemy usiąść przy ogniu. Annie, przenieś ten stoliczek i ustaw go pomiędzy nami. Potem możesz iść. Potrafię usłużyć kuzynowi, a ty przydasz się w gospodzie.

Annie zrobiła, co jej polecono, dygnęła i wyszła.

– Widzę, że odzyskałaś siły po podróży – zauważył Charlie chłodno. – Wyglądałaś na tak znużoną, że byłem pewien, iż skubniesz trochę jedzenia i padniesz nieprzytomna na łóżko. Król zajrzał do ciebie, nim wyszedł.

– To niezwykły mężczyzna – powiedziała Flanna z namysłem. – Nie tak przystojny jak mój Patrick, lecz miałby powodzenie nawet, gdyby nie był królem.

Nałożyła na talerz obficie jedzenia i podała go Charliemu, a potem zaczęła napełniać drugi, dla siebie.

– Poruszyła go twa lojalność – zauważył Charlie, zabierając się do jedzenia.

– Nie powiedziałam tego, by mu pochlebić – odparła. – Zamierzam zwerbować żołnierzy. Najpierw udam się do Killiecairn. Brodie uwielbiają walkę, a jest ich tam tylu, że jeśli kilku zabiorę, będzie to dla wszystkich jedynie ulga. Poza tym przysporzę w ten sposób chwały zarówno im, jak Lesliem z Glenkirk.

Zanurzyła krewetkę w sosie i wgryzła się w nią.

– Patrick na to nie pozwoli, Flanno. Twoim obowiązkiem jest urodzić dla Glenkirk dziedzica – przypomniał jej Charlie.

– Mam czas – odparła Flanna beztrosko.

– W wieku dwudziestu dwóch lat z pewnością nie jesteś już w rozkwicie młodości – zareplikował Charlie otwarcie. – Matka urodziła mnie, gdy miała tyle lat co ty, lecz byłem jej czwartym dzieckiem.

– Nie zamierzam mieć tyle dzieci, co twoja matka – odparła Flanna. – Z czego miałyby żyć? Glenkirk skończyłoby jak Killiecairn, gdzie jest nadmiar potomstwa. Nie, dziękuję bardzo.

– W Glenkirk jest dość bogactwa, by wyposażyć każdą ilość dzieci – wyjaśnił Charlie. – Dwaj najmłodsi Leslie dzielą majątek w Irlandii. W domu pozostał jedynie Patrick. Twój mąż jest bogaty, Flanno. Nie wiedziałaś?

Potrząsnęła głową.

– Wiem, że ma mnóstwo ziemi, a zamek jest dobrze utrzymany. To nie wszystko?

Charlie potrząsnął głową.

– Zapytaj Patricka. Na pewno ci powie.

– Pójdziemy jutro na koronację? – spytała.

Niezupełnie królewski Stuart zastanawiał się przez chwilę. On na pewno pójdzie, lecz Flanna? W końcu powiedział ze śmiechem:

– Tak, pójdziemy. Będziemy jednak musieli znaleźć dla ciebie jakąś suknię. Nie możesz wejść do kościoła w spodniach. Kiedy Annie zjawi się, by zabrać tacę, zapytam, czy zdoła jakoś nam pomóc.

Córka gospodarza była zachwycona, iż może pomóc księżnej.

– Pożyczę ci suknię, w której chodzę do kościoła, pani – zaproponowała z dumą. – Jest bardzo ładna, a papa twierdzi, że o wiele zbyt fikuśna dla dziewczyny takiej jak ja. Ma płócienny kołnierzyk, obszyty koronką. Proszę pozwolić, że odniosę tacę, a zaraz zjawię się tu z sukienką.

Suknia Annie okazała się, ku zdziwieniu Charliego, całkiem do rzeczy, choć może nieco zbyt prosta. Uszyto ją z czarnego jedwabiu i choć Flanna miała nieco bujniejszy biust, reszta pasowała doskonale. Był to skromny przyodziewek i szwagierka z pewnością nie zwróci na siebie zbytniej uwagi, uznał Charlie, wzdychając z ulgą. Podziękowali oboje Annie, a Flanna obiecała, że będzie obchodzić się z suknią bardzo ostrożnie.

Pierwszy dzień stycznia wstał szary i zimny. Charlie i Flanna zjedli gorącą owsiankę i przyłączyli się do tłumów, zmierzających ku mostowi na rzece, i dalej, do katedry w Scone. Mimo szumnej nazwy, był to jedynie mały kościółek. Szkocka szlachta zrobiła, co tylko się dało, aby powstrzymać przed uczestnictwem w koronacji szlachtę angielską. Nie lubili się nawzajem i byli zazdrośni o króla. Poza zawiścią obie strony dzieliła także religia. Szkoccy prezbiterianie czuli odrazę do anglikanów, gdyż ich wyznanie zawierało w sobie sporo rytuałów i obrządków katolickich. Nie znosili zwłaszcza biskupów, którzy zostali z Kościoła szkockiego wykluczeni.

Charlie znalazł się w ciekawym położeniu, był bowiem lubiany i akceptowany przez każdą ze stron. Jako jeden z pierwszych angielskich szlachciców zgodził się włożyć pokutny worek i posypać głowę popiołem. Choć z pochodzenia anglikanin, gotów był zrezygnować na jakiś czas ze swego wyznania, by pomóc kuzynowi. W końcu nie wymagano od niego, by wyparł się Jezusa. Wspomniał swoją prababkę, która tak lubiła cytować Elżbietę Tudor. Jest tylko jeden Pan: Jezus Chrystus. Reszta to błahostki, mawiała. Logika, zawarta w tym zdaniu, sprawiła, iż zdolny był zrobić to, co musiał, wspierając tym samym królewskiego Stuarta.

Charles Frederick Stuart przypominał z wyglądu ojca, a pośród tłumu znalazłoby się wielu takich, którzy pamiętali księcia Henry'ego. Niezupełnie królewski syn żył co prawda o wiele dłużej niż ojciec, lecz bursztynowe oczy, rysy twarzy oraz postawa wskazywały na niego jako na Stuarta. Od ojca różnił się jedynie kolorem włosów. Książę Henry był, jak jego duńska matka, blondynem. Włosy Charliego miały charakterystyczną dla Stuartów, ciemnokasztanową barwę.

Przybyli do kościoła i zsiedli z koni. Tłum rozstąpił się przed niezupełnie królewskim Stuartem i damą, której towarzyszył. Ludzie szeptali, że ten człowiek mógłby być ich królem, gdyby nie urodził się jako nieprawy potomek. Niektórzy wyciągali dłonie, aby go dotknąć. Charlie uśmiechał się ciepło i odwzajemniał pozdrowienia, ściskając wyciągnięte ku sobie dłonie.

– Niech ci Bóg błogosławi, czcigodny panie! – powiedziała jakaś staruszka, całując jego dłoń.

– Niech Bóg błogosławi królowi – odparł Charlie, a tłum zakrzyknął na wiwat.

W kościele musieli stanąć z tyłu, gdyż nie sposób było podejść bliżej, a Charlie nie był oficjalnym uczestnikiem ceremonii. Zbudowano specjalną blisko dwumetrową platformę, by zgromadzeni mogli zobaczyć koronację. Rytuał miał zostać odprawiony wedle obrządku prezbiteriańskiego i został zaaprobowany przez Zgromadzenie. Orszak królewski wszedł do kościoła i Charliemu udało się podchwycić na chwilę spojrzenie kuzyna. Monarcha skinął niemal niedostrzegalnie głową. Ozdobioną perłami koronę, pozłacane ostrogi oraz królewski miecz wniosła delegacja wielmożów, związanych ściśle z nowym Kościołem. Jedynym rojalistą, któremu ze względu na wieloletnią tradycję pozwolono towarzyszyć królowi, był lord marszałek.

Karol II po raz kolejny z entuzjazmem podpisał Kowenant i uznał jego zasady za święte. Jego zapal wywarł na zebranych wielkie wrażenie. Charlie uśmiechnął się jednak dyskretnie. Kościół nie miał już tak dużego wpływu na rząd, a jego królewski kuzyn robił po prostu, co trzeba, by zostać koronowanym. Kiedy przejmie w pełni władzę, sprawy będą przedstawiały się zupełnie inaczej.

Tymczasem grał wyznaczoną sobie rolę, i był w tym, jak wszyscy Stuartowie, bardzo dobry. Wreszcie włożono mu koronę i tłum zaczął wiwatować.

Flanna przyglądała się temu z oczami jak spodki i otwartymi ustami. Wyruszając tropem szwagra, nie przypuszczała ani przez chwilę, iż uda jej się zobaczyć koronację. Będzie co opowiadać dzieciom, a potem wnukom, pomyślała. Nie mogła się wprost doczekać, by opowiedzieć o wszystkim Patrickowi. Gdyby tylko nie był tak niechętny królowi, pomyślała.

– Zabieram cię z powrotem do gospody – powiedział Charlie, gdy wyszli na ulicę. – Wyruszasz jutro do domu, a nie zdążyłaś jeszcze odpocząć po poprzedniej podróży. Napiszę do brata list, wyjaśniając sytuację i biorąc na siebie winę za to, że za mną pojechałaś.

– Ale dlaczego? – spytała. – Zrobiłam to, bo chciałam.

– Wiem – odparł Charlie z uśmiechem, podsadzając ją na siodło – znam jednak brata dłużej niż ty i sądzę, że lepiej nie uświadamiać mu, jak bardzo potrafisz być uparta.

– Jeśli Patrick chce wierzyć, że rodzina królewska sprowadza na Lesliech nieszczęścia, nic nie mogę na to poradzić – powiedziała. – Nie zamierzam jednak zachowywać się tak niemądrze jak mój mąż. Dałam królowi słowo, że zwerbuję dla niego oddział żołnierzy, a nie mam zwyczaju łamać obietnic.

Charlie nie powiedział nic więcej. I tak nie miałoby to sensu. Ostrzeże brata, by staranniej pilnował żony, i na tym jego rola się skończy. Patrick będzie musiał poradzić sobie sam. Odeskortował Flannę z powrotem do gospody, a potem, zsadzając ją z siodła, powiedział:

– Muszę wrócić do króla. Zobaczę się z tobą wieczorem lub rano, zanim wyruszysz do Glenkirk. Spróbuj zachowywać się jak należy, Flanno. Pamiętaj, że przede wszystkim winna jesteś lojalność mężowi, a także Glenkirk, a ono potrzebuje dziedzica.

Odjechał, nie zauważywszy, iż pokazuje mu język.

ROZDZIAŁ 10

Flanna zwróciła suknię Annie, pytając:

– Nie widziałaś mego bratanka? Chłopca, który przyjechał ze mną wczoraj?

– Był z ludźmi księcia – odparła Anne. – Mam go sprowadzić?

– Nie. Chciałam tylko wiedzieć, gdzie jest. Brat gniewałby się na mnie, gdyby coś mu się stało lub popadł w tarapaty. A jego matka wygarbowałaby mi skórę.

– Rozumiem – zaśmiała się Annie. – Moja mama też taka jest, stale martwi się o braci. Przynieść coś do jedzenia, pani?

Flanna skinęła głową.

– Kobiet nie zaproszono na królewską ucztę – wyjaśniła.

– Czy uroczystość była wspaniała? – dopytywała się Annie, zaciekawiona.

– Owszem – odparła Flanna – ale i bardzo długa. Kapłan mówił i mówił bez końca. Nie ma dobrego zdania o Stuartach, gdyż mówił o nich straszne rzeczy, nazywając bezbożnikami i cudzołożnikami. Jeśli jest w tym choć część prawdy, nie rozumiem, dlaczego pozwolili królowi wrócić – zauważyła.

– Mama powiada, że to banda zawodzących psalmy ponuraków. Odarliby życie z wszelkiej radości, gdyby im na to pozwolono. Nie powtarzaj, proszę, że ci to powiedziałam, bo moglibyśmy popaść w kłopoty. Przyniosę coś do jedzenia, pani – zakończyła, dygnęła i wyszła.

Wróciła, niosąc tacę, a na niej pierś kapłona, mały bochenek chleba, miseczkę wiśniowego dżemu i spory kawałek twardego żółtego sera.

– Piwo czy wino, pani? – spytała.

– Piwo – odparła Flanna.

– Zaraz przyniosę dzbanek – obiecała i znowu wyszła. Wróciła z dzbankiem i postawiła go na kredensie.

– Jeśli będziesz mnie, pani, potrzebowała, wystarczy zawołać – powiedziała, po czym dygnęła po raz kolejny i znikła za drzwiami.

Flanna usiadła i pochłonęła wszystko, co przyniosła dziewczyna. Na dworze, mimo chłodu, podobnie jak w samej gospodzie świętowano koronację. Usiadła przy ogniu, a gdy się rozgrzała, uświadomiła sobie, jak bardzo jest zmęczona. Nie podejmowała dotąd tak dalekich podróży, poza tym przez cały czas obawiała się, że Charlie dostrzeże ją i odeśle. Niespecjalnie dobrze spało jej się w stajniach, gdzie zatrzymywali się na noc, a jedzenie jakoś jej nie służyło. Niepokoiło ją także, iż Patrick zorientuje się, że nie pojechała do Killiecairn, ruszy jej śladem, dogoni i zabierze do domu, zanim osiągnie cel.

A jednak wszystko doskonale się udało. Spotkała się z królem i otrzymała zgodę na rekrutowanie żołnierzy. I zrobi to, utworzy oddział! Będzie Flanna Leslie, która wypełniła w wielkim stylu obowiązek wobec Karola Stuarta, drugiego tego imienia.

Jej portret zawiśnie kiedyś w galerii, a potomni będą wyrażali się o niej z szacunkiem równym temu, jaki żywili wobec Janet, Catriony i Jasmine Leslie. Król nagrodzi Lesliech, a Patrick przekona się, że jego matka się myli i Stuartowie wcale nie ściągają na Glenkirk nieszczęścia. Owinęła się ciaśniej pledem, czując, że opadają jej powieki. Ciepło, bijące od kominka oraz pełny brzuch nie sprzyjały czuwaniu. Zasnęła na krześle, ukołysana kojącymi trzaskami palących się polan.

Nadeszła noc, a ona spała dalej w cieple kominka. Nie słyszała skrzypienia otwieranych ukradkiem drzwi, ani zbliżających się kroków. Król podszedł cicho i spojrzał na śpiącą kobietę. Jest piękna, pomyślał znowu. Jedna z najładniejszych kobiet, jakie widział. Co za szkoda, że na szkockim dworze nie ma dziś miejsca dla tak rozkosznych istot. Zdjął zdobiony piórem kapelusz oraz lamowaną futrem pelerynę i odłożył je na bok.

Pokoronacyjny bankiet wreszcie się skończył i opiekunowie o ponurych obliczach udali się na spoczynek. Pozwolono mu zostać z przyjaciółmi – niezwykły przywilej, zważywszy, iż szkoccy nadzorcy uważali, że angielscy przyjaciele wywierają na króla bardzo zły wpływ. Byli przecież anglikanami, albo – o zgrozo! – katolikami, tych zaś należało za wszelką cenę unikać. Król uśmiechnął się do siebie. Nadzorcy nie byli zbyt sprytni i wielu zwolenników Charlesa Stuarta pokajało się, przywdziewając pokutny worek i dokonało aktu publicznej skruchy, byle pozostać ze swym monarchą. Przedstawiciele największych angielskich rodów poniżyli się dla swego króla.

Zostawił ich popijających i planujących powrót do Anglii. On sam postanowił uczcić objęcie tronu Szkocji w inny sposób. Stal, nie odrywając wzroku od Flanny Leslie. Minęło sporo czasu, odkąd dane mu było rozkoszować się uwodzeniem, a księżna Glenkirk doskonale się do tego nadawała. Patriotka. Naiwna. I zdecydowanie atrakcyjna. Przesunął z wyczekiwaniem językiem po mięsistych wargach. Charlie powiedział, że następnego dnia odeśle ją do domu, król miał jednak wobec ślicznej młodej kobiety inne plany.

Pochylił się, chwycił Flannę w ramiona, podniósł i usiadł na krześle, trzymając ją w objęciach. Wymamrotała coś niezrozumiale i uniosła powieki. Srebrzyste oczy rozszerzyły się z szoku, gdy go poznała. Spróbowała usiąść, lecz trzymał ją mocno.

– Nie widziałem w Szkocji niczego ładniejszego od ciebie, Flanno Leslie. Wątpię, czy jest tu coś, lub ktoś, kto mógłby się z tobą równać – powiedział cicho melodyjnym, głębokim głosem, pożerając ją spojrzeniem.

– Wasza Wysokość! – pisnęła Flanna, próbując wstać mu z kolan.

– Pozwól mi tak z tobą posiedzieć – powiedział prosząco. – Minęło dużo czasu, odkąd zaznałem odrobiny czułości. Od miesięcy uciekam przed wrogami. Doświadczyłem biedy i widziałem jak moja matka, francuska księżniczka, walczy o to, by przeżyć i zapewnić byt mojej siostrzyczce, Henrietcie. Cala moja rodzina cierpiała, Flanno Leslie. Od dziś jestem królem Szkocji, lecz jakże samotnym królem! Nie pozbawiaj mnie swego towarzystwa, kochanie, błagam!

– Z przyjemnością dotrzymam ci towarzystwa, Wasza Wysokość – odparła Flanna – lecz taka zażyłość z mężczyzną, który nie jest moim mężem, to coś z gruntu niewłaściwego i Wasza Wysokość dobrze o tym wie. Jestem może wieśniaczką, lecz nie brak mi rozumu.

Król roześmiał się, szczerze ubawiony. Sprawa nie przedstawiała się tak prosto, jak oczekiwał.

– Chcę się z tobą kochać – powiedział szczerze. – Nie odmówisz chyba swemu królowi, Flanno Leslie.

Flanna zaczęła się wyrywać.

– Jestem kobietą zamężną, Wasza Wysokość – odparła stanowczo. – Nie zdradzę mojego męża i nie sprowadzę hańby na Glenkirk. Puść mnie, proszę!

– Cóż, skoro tak – odparł król z wyraźnym żalem – czy mogę liczyć choć na pocałunek? Jeden mały całus?

Uśmiechnął się czarująco.

– Pocałunek na zgodę, zaświadczający, że nie czujesz się urażona, iż twoja piękność tak mnie oczarowała, że zachowałem się zbyt swobodnie.

– Jeden pocałunek? – spytała, wpatrując się w niego uważnie.

Skinął głową. Co za rozkoszne niewiniątko. Najwidoczniej nie zdawała sobie sprawy, że pocałunek może prowadzić do kolejnych poufałości.

– Dobrze. Jeden pocałunek – powiedziała, a potem zamknęła oczy i podała mu zaciśnięte skromnie usta.

Wargi króla objęły je natychmiast w posiadanie. Całował ją namiętnie, głęboko, budząc uśpione tęsknoty i drażniąc zmysły. Nie odrywając ust od warg Flanny, wsunął dłonie pod pled, a potem w rozcięcie koszuli i zaczął głaskać jej piersi, podszczypując leciutko palcami sutek. Próbowała się uwolnić, lecz na to nie pozwolił. Pachniała delikatnie perfumami, których nie potrafił rozpoznać.

Czuł, jak męskość sztywnieje mu w spodniach, więc zsunął dłoń niżej, ku kępce sprężystych loków u zbiegu zaciśniętych mocno ud. Spróbował wsunąć pomiędzy nie palec, myśląc o tym, iż nie zdarzyło się dotąd, by jakaś kobieta zdołała tak szybko go podniecić.

Flannie w końcu udało się oderwać usta od warg króla. Wrzasnęła, rozgniewana, bijąc go pięściami po piersi.

– Wstydź się, Wasza Wysokość! Cóż z ciebie za nikczemnik! Puść mnie natychmiast! Och!

– Szaleję za tobą, skarbie! – zawołał król, próbując uniknąć ciosów. – Au!

Flanna pociągnęła go za czarne loki.

– Natychmiast mnie puść! – zawołała. – Nie mogę uwierzyć, że zachowujesz się tak niehonorowo, panie!

– Nie zamierzam w niczym ci uchybić, Flanno – nalegał. – Wiele kobiet poczytałoby sobie za zaszczyt, gdyby ich król zechciał się do nich zbliżyć.

Poluzował uścisk i Flanna natychmiast to wykorzystała. Zerwała się na równe nogi i owinęła ciasno pledem.

– Jestem wiejską gąską, Wasza Wysokość. Wyszłam za człowieka honoru. Szanuję cię jako mego króla, nie będę się jednak zachowywała jak byle dziewka z tawerny. Jestem zmuszona prosić cię, byś natychmiast stąd wyszedł – dodała z największą godnością, na jaką było ją stać.

– Będziesz musiała dać mi chwilę – powiedział.

– Byś miał czas wypróbować na mnie kolejne sztuczki?

– Nie mogę tak wyjść, skarbie – powiedział, wskazując wybrzuszenie w spodniach.

– Och, co za wstyd! – zawołała.

– Wstyd polega jedynie na tym – odparł sucho – że nie mogę zrobić tego, co powinno zostać zrobione i pozbyć się kłopotu w zwykły sposób.

Uśmiechnął się leciutko.

Flanna parsknęła śmiechem. Nie była w stanie się powstrzymać.

– Jeśli wpakowałeś się, Wasza Wysokość, w tarapaty, jest to wyłącznie twoja wina – powiedziała z naganą w głosie.

– Zatem zostało mi wybaczone? – zapytał, udając skruszonego.

– Zachowujesz się jak rozpuszczony chłopak, panie – odparła Flanna – lecz jeśli obiecasz, że zaczniesz zachowywać się jak na króla przydało, to ci wybaczę.

Westchnął głęboko.

– Uznaję swoja porażkę, madame. Twoja dobroć i poczucie honoru zmusiły mnie do odwrotu. Nadal zamierzasz werbować dla mnie żołnierzy, kochanie?

– Czy nie przyrzekłam ci tego, panie? – odparła. – Nie łamię raz danego słowa, Wasza Wysokość.

– Sprawiasz, że niemal wstyd mi za siebie Flanno Leslie.

– Niemal? – W jej srebrzystych oczach zabłysły iskierki. – Mama nie nauczyła cię, co to sumienie, sir?

Owszem, próbowała – odparł – jednak gorąca krew wydaje się silniejsza. Jestem nie tylko Stuartem, mam też w żyłach krew moich francuskich, chutliwych przodków. Wygląda na to, iż nie jesteśmy w stanie oprzeć się pięknej buzi, twoja zaś jest, możesz mi wierzyć, bardzo piękna.

– Obiecałeś zachowywać się jak należy, sir! - złajała go Flanna.

– I dotrzymam obietnicy – powiedział, wzdychając ciężko. Wstał, ujął jej dłoń i już miał złożyć na niej pocałunek, kiedy drzwi saloniku otwarły się i stanął w nich książę Glenkirk.

– Zatem, madame - wycedził – wreszcie cię znalazłem! A kimże jest ten jegomość, który tak śmiało sobie z tobą poczyna? – zapytał, sięgając po szpadę.

– Schowaj broń, Patricku! – powiedział książę Lundy, stając tuż za bratem. – Masz przed sobą króla!

Patrick schował ostrze, stwierdzając przy tym kąśliwie:

– Króla! Mam się więc czuć zaszczycony, że to królewski Stuart zabawia się z moją żoną, nie zwykły uwodziciel?

Spoglądał przy tym na króla nader chłodno.

Charles Stuart ucałował dłoń Flanny, a potem powiedział, przeciągając głoski i spoglądając na Patricka niemal z lekceważeniem:

– Ty jesteś Leslie z Glenkirk? Słyszałem o tobie od twego brata.

– Charlie wyjaśnił więc zapewne, że choć uznaję Waszą Wysokość za swego króla, nie zamierzam wysyłać ludzi, by za ciebie ginęli. Szkocja cię nic nie obchodzi. Pragniesz wrócić do Anglii, by objąć tron. Wielu zginie, próbując ci go zapewnić, ale nie będzie między nimi Lesliech z Glenkirk. Straciliśmy wielu pod Dunbar, a przedtem pod Solway Moss i w innych bitwach. Nie możemy sobie pozwolić na dalsze straty – zakończył, spoglądając wprost na króla.

– Ja zwerbuję dla króla żołnierzy! – wyrwała się Flanna nierozsądnie.

Książę Lundy głośno jęknął. Czyżby szwagierka nie miała dość rozumu, by się nie odzywać? Najwidoczniej tak właśnie było.

– Niczego takiego nie zrobisz! – zawołał gniewnie Patrick.

– Zrobię! – upierała się Flanna.

– Masz obowiązki względem mnie i Glenkirk – prychnął. – Musisz dać mi dziedzica, Flanno. Do licha, dziewczyno, to twoja powinność!

– Jestem więc zarodową klaczą? Suką, której wartość sprowadza się do tego, iż może wykarmić szczenięta? – zawołała.

– Tak! O to właśnie chodzi – przytaknął, nie zastanawiając się, jaki efekt spowodują te słowa.

Flanna chwyciła najbliższy przedmiot, jaki znalazł się w zasięgu jej ręki, a był to cynowy dzbanek, i rzuciła nim w męża.

– Nienawidzę cię, Patricku Leslie!

Uchylił się, a Charlie i król umknęli czym prędzej na korytarz.

– Ma nie lada temperament, prawda? – zauważył król żartobliwie, wychodząc wraz z Charliem z gospody.

– Żeniąc się brat dostał o wiele więcej, niż spodziewał się otrzymać – odparł Charlie, parskając śmiechem. – Flanna to skomplikowana niewiasta, a Patrick nie ma za grosz doświadczenia, jeśli chodzi o kobiety. Och, sypiał z nimi chłopięcych lat, lecz żadnej nie udało się poruszyć jego serca. Dokonała tego dopiero Flanna Brodie.

– Sądziłem, że wzięli ślub, gdyż Patrick chciał zdobyć dla Glenkirk jej ziemie – zauważył król.

– Tak było – przytaknął Charlie – tyle że potem się w niej zakochał, a ona w nim, choć na razie są oboje zbyt uparci i zagniewani, by zrozumieć, co się im przytrafiło.

Książę Lundy roześmiał się wesoło.

– Zazdroszczę mu przyszłego szczęścia.

– Brakuje ci twojej Bess, prawda? – zapytał król łagodnie.

– Owszem, kuzynie, bardzo – przyznał Charlie.

– Obiecuję ci, że pewnego dnia ją pomścimy – przysiągł król.

– Dziękuję, Wasza Wysokość – powiedział Charlie – lecz nie przywróci mi to żony, a moim dzieciom matki. Wiem przynajmniej, iż będą bezpieczne, nieważne, jak długo potrwa obecny konflikt. Purytańscy rodzice Bess nie mają pojęcia, gdzie je ukryłem. Wyjechaliśmy z Anglii w ostatniej chwili. Będą w Glenkirk szczęśliwe.

– Przetrwają, jak moje rodzeństwo i ja. Mieliśmy bardzo szczęśliwe dzieciństwo, nim nie zaczęła się ta przeklęta wojna z parlamentem – zauważył król.

– Wybaczysz mojemu bratu, kuzynie? – powiedział Patrick, gdy zagłębili się w mroczne uliczki.

– Pomimo swego wieku nie był przygotowany, by przejąć obowiązki związane z tytułem. Matka i ojczym go rozpieszczali, trzymając pod kloszem w Szkocji, a właściwie w Glenkirk. Przeżył nie lada szok, gdy okazało się z dnia na dzień, że musi stawić czoło światu. Małżeństwo, choć pośpieszne, było dobrym pomysłem, tak przynajmniej sądzę. I choć jest teraz rozgniewany, pozostanie lojalnym sługą Waszej Wysokości.

– Odziedziczyłeś, jak widzę, właściwy Stuartom dar wymowy, kuzynie – odparł król z uśmiechem.

– Nie mam do Glenkirka żalu. Rozumiem go lepiej, niż mógłby przypuszczać, w końcu ja także straciłem w tej wojnie ojca. Zgadzam się z tobą, że Flanna będzie dla niego idealną żoną. Moja matka miała nie lada temperament i często posługiwała się nim, a także urokami swego ciała, by skłonić ojca do czegoś, na co nie miał ochoty. Pewnego dnia wrócę do Anglii, a gdy tak się stanie, Leslie z Glenkirk będą na dworze mile widziani. Podobnie jak ty, kuzynie.

– Wasza Wysokość jest dla nas nader łaskawy – powiedział z wdzięcznością Charlie. – Odprowadzę cię, panie, a potem wrócę do gospody, podejrzewam bowiem, że bratu i jego żonie przyda się ktoś, kto mógłby nakłonić ich do zgody. Należy zrobić to szybko, wyruszają bowiem jutro do Glenkirk.

– Oczywiście – przytaknął król. – Mam tylko nadzieję, że nie zabije go przed twym powrotem. Celuje bowiem doskonale. Zastanawiam się, czy nie powinniśmy postawić jej przy dziale.

Roześmiał się, a Charlie ochoczo mu zawtórował.

Jednak nim wrócił do gospody, utarczka pomiędzy bratem a bratową chwilowo wygasła. Flanna udała się na spoczynek, zamykając za sobą na klucz drzwi sypialni. Patrick siedział w karczmie, opustoszałej z racji późnej pory. W dłoni trzymał kufel piwa.

Charlie przyłączył się do brata.

– Zawarłeś rozejm z Flanną? – zapytał, znając odpowiedź.

– Jest niemożliwa – odparł Patrick ponuro. – Nie pamiętam, by mama stwarzała takie trudności.

Charlie roześmiał się serdecznie.

– Masz widać krótką pamięć, braciszku – powiedział. – Nasza matka umiała postawić na swoim. My, potomkowie Skye O'Malley, lubimy silne kobiety. Jeśli już musisz winić kogoś za to, co się stało, Patricku, wiń mnie. Gdybym nie rozwodził się z takim entuzjazmem na temat króla i gdyby Flanną nie czuła się tak onieśmielona widokiem portretów: mamy, babki i Janet Leslie, nic by się nie wydarzyło. Wiesz, co powiedziała mi twoja żona? Nie życzy sobie, by przyszłe pokolenia mówiły o niej jako o księżnej, która niczego nie dokonała, lecz o tej, która zwerbowała dla króla oddział żołnierzy, pomagając mu odzyskać tron. Jest czarująco niewinna, ale i diablo sprytna. Jechała za mną od Glenkirk do Perth, a ja się nie zorientowałem. Nie podejrzewałem niczego, dopóki nie podeszła do mnie na dziedzińcu tej gospody. Roześmiał się.

– Oto wyczyn godny księżnej Leslie. Nie tylko mama, ale Cat Leslie i madame Skye pochwaliłyby ją za tę eskapadę.

– To najbardziej nieposłuszna dziewczyna, jaką znam – burknął Patrick.

– India i Fortune też takie były – zareplikował Charlie. – Byłeś jednak zbyt młody, by zdawać sobie w pełni sprawę, co wyprawiały, doprowadzając naszych rodziców do szaleństwa. Ja doskonale to pamiętam.

– Mam trzydzieści pięć lat, Charlie. Potrzebuję żony, która da mi dziedzica, nie takiej, która będzie się zajmowała polityką, zupełnie się na niej nie znając. Flanna jest naiwna, choć ma dobry charakter. Musi tylko zdać sobie sprawę, że winna jest lojalność przede wszystkim mnie i Glenkirk, nie Stuartom. Cokolwiek o tym sądzi, ta rodzina zawsze ściągała na nas nieszczęścia.

– Obchodź się z nią delikatnie, Patricku – poradził księciu starszy, bardziej doświadczony brat. – A teraz powiedz mi, jak dotarłeś tutaj tak szybko. Flanna sądziła, że zorientujesz się w jej małym podstępie dopiero, gdy będzie już w drodze powrotnej do domu.

Książę uśmiechnął się nieznacznie.

– Muszę przyznać, że plan był dobrze obmyślony i nie przyłapałbym Flanny, gdyby nie Una Brodie. Przysłała do Glenkirk swego męża, Aulaya. Zjawił się w zamku wieczorem tego samego dnia, gdy opuściła go Flanna, przywożąc ubrania dla swego syna, Fingala. Chłopak wyjechał w pośpiechu, Una zaś, będąc dumną kobietą, nie życzyła sobie, abym pomyślał, iż Brodie nie są w stanie zadbać o swoich. Aulaya zdziwiło, że syna nie ma już w Glenkirk, mnie zaś, iż moja żona nie dotarła do Killiecairn. Do rozmowy włączył się Angus Gordon i szybko poskładaliśmy fragmenty układanki. To Angus domyślił się, dokąd pojechała Flanna. Rankiem odesłałem Aulaya do domu, skłaniając go, by mi obiecał, że nie wspomni o eskapadzie siostry. A następnego dnia wyruszyłem z moimi ludźmi do Perth. Jechaliśmy, zatrzymując się dopiero, kiedy stawało się tak ciemno, iż dalsza podróż była po prostu niemożliwa. Spaliśmy, gdzie się dało, pożywiając się tym, co z sobą zabraliśmy. Dlatego dotarliśmy do Perth tak szybko – zakończył.

– Nic złego się zatem nie stało – stwierdził Charlie, starając się ułagodzić brata. – Flanna jest bezpieczna i jutro zabierzesz ją do domu.

– Nic się nie stało? – zawołał Patrick, czując, że znowu ogarnia go gniew. – Zastałem moją żonę w koszuli, z nieznajomym mężczyzną, który swobodnie sobie z nią poczynał!

– Król lubi ładne buzie, taki już jest. Poznał Flannę wczoraj i nie potrafił się powstrzymać, by nie spróbować jej uwieść. Nie masz pojęcia, jak trudne jest teraz jego życie. Prezbiterianie uczynili go praktycznie swoim więźniem, i rzadko udaje mu się choć na chwilę uwolnić od kurateli. Znam jednak twoją żonę, braciszku. Jest uczciwa i choć powinieneś sam ją o to zapytać, zapewniam cię, że królowi nie udało się zaciągnąć jej do łóżka. Nie domyśliłeś się jeszcze dlaczego, Patricku? Flanna zaczyna się w tobie zakochiwać, a ty w niej.

– Nie zakochałem się w nieposłusznej dziewczynie – odparł książę.

– Więc czemu jesteś tak wściekły? – spytał Charlie. Patrick Leslie odstawił z hukiem kufel.

– Nie wiem – przyznał uczciwie – ale nie jestem zakochany, Charlie!

– Owszem, jesteś – stwierdził Charlie nieubłaganie. – Masz szczęście. Flanna urodzi wam gromadkę silnych dzieciaków… w swoim czasie.

– Tego się właśnie obawiam – powiedział Patrick. – W swoim czasie. Nie jestem już młodzieńcem, Charlie.

– To prawda – zgodził się z nim brat. – Lecz Flanna jest wystarczająco młoda.

– A jeśli coś mi się stanie? Jeśli zginę nagle, tak jak nasz ojciec? – spytał Patrick, zaniepokojony. – Glenkirk zostanie bez dziedzica.

– Nic ci się nie stanie, braciszku. Jemmie żył ponad siedemdziesiąt lat i spłodził pięciu synów i trzy córki. Kiedy przyszedłeś na świat, był starszy, niż ty teraz, a po tobie mama urodziła przecież jeszcze czworo dzieci. Poza tym, skoro nie chcesz angażować się w sprawy króla, będziesz w Glenkirk bezpieczny.

Zamyślił się na moment, a potem dodał:

– A nawet gdyby coś ci się przydarzyło, nim spłodzisz dziedzica, masz dwóch młodszych braci. Adam wróciłby z Irlandii do domu i zajął należne mu miejsce.

– Rzeczywiście, udało ci się mnie pocieszyć – stwierdził Patrick kąśliwie.

Charlie parsknął śmiechem.

– Wy, Leslie, dożywacie późnego wieku, o ile nie walczycie za Stuartów. Ty nie masz takiego zamiaru, umrzesz więc pewnie jako zgrzybiały starzec. Lecz nim odejdziesz z tego świata, spłodzisz legion synów, oni zaś spłodzą kolejnych. A Flanna będzie przez cały czas z tobą, niczym rozkoszny cierń w boku.

Patrick musiał się roześmiać.

– Przewidujesz dla mnie szczęśliwą przyszłość, chociaż żyjemy w trudnych czasach. A co z tobą? – dodał, poważniejąc.

Teraz spoważniał i Charlie.

– Zrobię, co tylko będę mógł, by pomóc kuzynowi – powiedział. – Nie jestem politykiem, nigdy nim nie byłem i nie chcę być. Moja przydatność polega na tym, że staram się być dla króla przyjacielem, trwam przy nim, by pocieszać go i dodawać mu otuchy. Pokajałem się publicznie, jak wymagają tego obecne władze, zrobiłem to jednak wyłącznie po to, by móc pozostać w otoczeniu króla. Podążę za nim, dokądkolwiek się uda.

– To znaczy, z powrotem do Anglii – zauważył Patrick.

– Tak, zapewne – zgodził się z nim Charlie. – Pytanie brzmi: kiedy uda mu się odzyskać tron? Nic nie mówię, ponieważ nie do mnie należy radzić królowi, lecz moim zdaniem nie nastąpi to szybko. A póki nie uda mu się zyskać nad Szkocją realnej władzy, będzie musiał tu pozostać. Wykazał wiele cierpliwości czekając, by go ukoronowano, znasz jednak Stuartów, Patricku. Wierzą święcie w to, iż dana im władza pochodzi prosto od Boga. Kuzyn będzie znosił tę próbę do czasu, aż jego cierpliwość się wyczerpie. Jest o wiele sprytniejszy, niż był jego ojciec, a mój stryj. Można skłonić go do kompromisu, chociaż nie lubi ustępować. Książę Glenkirk skinął głową.

– Wszystko to prawda – powiedział – nie wydaje mi się jednak, by prezbiterianie pozwolili mu wyruszyć do Anglii, Charlie.

– Owszem, tylko że oni tracą już wpływy w parlamencie, braciszku. Nie następuje to szybko, wiesz jednak, że Stuartowie, mimo swych słabości, zawsze byli przez naród kochani. Król jest młody i ma charyzmę. Pozyskał już sobie wśród zwykłych ludzi wielu zwolenników. Jeśli ich wezwie, pójdą za nim.

– Są zatem głupcami – powiedział Patrick. – Jak słusznie zauważyła nasza matka, Anglicy nie powitają kwiatami odzianej w kilty i poprzedzanej dźwiękiem dud armii. Zbyt często nasi ludzie zapuszczali się za angielską granicę, grabiąc i mordując. Mieszkańcy pogranicza mają długą pamięć. Gdybym to ja miał decydować, poszukałbym sposobu, by wymordować przywódców tej tak zwanej republiki.

– Ach – odparł Charlie – przemawia przez ciebie Mogoł.

– Cóż, stworzyłoby to w strukturach angielskiej władzy pustkę, którą król mógłby spróbować zapełnić – zauważył książę Glenkirk. – To z pewnością lepszy sposób.

– Ale jak mielibyśmy tego dokonać, braciszku? I ilu zabić? A gdybyśmy poszli tą drogą, czy musielibyśmy usunąć jednocześnie co ważniejszych członków rządu, aby zapobiec temu, iż to oni zapełnią pustkę?

– A ilu zginie, walcząc za króla? – odparował Patrick, a potem dodał z ironią: – No tak, ale to będą zwykli ludzie, a w świecie Stuartów oni się nie liczą. Prawda, Charlie?

– Jezu! – jęknął książę Lundy. – Stałeś się cyniczny, braciszku. Nie jestem pewien, czy to do ciebie pasuje i czy spodobałoby się rodzicom. Oczywiście, to ważne, iż ludzie giną w wojnach, lecz wojny muszą być prowadzone, by zwyciężało to, co słuszne.

– Ale kto decyduje, co jest słuszne, Charlie? Kto dal tym ludziom prawo podejmowania decyzji za innych? Spójrz tylko na nas: mamy różne poglądy, lecz czy to źle, że postrzegamy rzeczy w inny sposób? Pomyśl, ile nieszczęść spowodowały spory religijne. Naprawdę sądzisz, że Bóg przedkłada jedną religię nad inne? Mimo to ludzie walczą o to, by mieć papieża czy biskupów lub żeby ich nie mieć. A każda ze stron wierzy, iż mordowanie w imię Boga daje im prawo do szerzenia przemocy. Co gorsza, wierzą, że Bóg ich za to wynagrodzi! Ileż nieszczęść spowodowali i jak anioły muszą płakać, bracie! Mówisz, że Stuartowie nie przynoszą pecha, ja jednak twierdzę inaczej. Czy w Szkocji wszyscy nie walczą ze wszystkimi, i to od niepamiętnych czasów? Król z lordami, lordowie pomiędzy sobą, klan z klanem? Ilu władców z dynastii Stuartów zmarło młodo, ponieważ zostali zamordowani albo zginęli w niepotrzebnej bitwie? Tymczasem na południe od nas leży kraj, który pozostaje silny i wciąż się rozwija. Szkocja nie przeżywała dotąd takiego rozkwitu. Walczyliśmy przeciwko sobie nawzajem i przeciw Kościołowi, takiemu czy innemu. Stary król Jakub nie mógł się doczekać, by odziedziczyć tron Bess. Ilu spośród szlachty podążyło za nim na południe? I z jaką spotkali się tam pogardą'? Zawlekliśmy do Anglii niezgodę, która zabija nasz kraj od stuleci. I do czego to doprowadziło? Anglicy zamordowali kolejnego Stuarta, a jego potomka wygnali, powołując do życia coś, co nazwali republiką.

– Republika zostanie zniszczona, a ci, którzy zamordowali króla, straceni – odparł z mocą Charlie.

– Lecz kiedy to się stanie i ilu ludzi zginie, Charlie? – zapytał spokojnie Patrick.

– Nie wiem – padła równie spokojna odpowiedź. Patrick skinął głową.

– Nikt tego nie wie – zauważył. – Dlatego, Charlie, zabiorę moją zapalczywą żonkę i wrócę z nią do Glenkirk. Przystąpiłem do prezbiterian już przed kilkoma miesiącami. Duchowny ich wyznania, człowiek spokojny i nieszkodliwy, odprawia w naszej kaplicy modły. Przestrzegam prawa i nie wadzę się z sąsiadami. Nie zażądam od moich ludzi, by ryzykowali życie dla Stuarta. Uznamy w nim króla, lecz nie będziemy za niego walczyć, nie pomaszerujemy też do Anglii, gdyż do tego wszystko zmierza, wspomnisz moje słowa. Nim skończy się ten rok, król spróbuje zrzucić jarzmo splamionych krwią rządów Cromwella. Klęska pod Dunbar sprawiła, że Anglicy zajęli Edynburg i nadal tam są. Módlmy się, by następne posunięcie twego królewskiego kuzyna nie doprowadziło Szkocji do całkowitego upadku.

– Nie dopuszczę, by ta sprawa nas poróżniła – powiedział Charlie.

– Dlaczego miałoby się tak stać? Rozumiem, że jesteś wobec króla lojalny, Charlie. Szanuję twoje stanowisko, lecz muszę dbać o Lesliech i o Glenkirk. To, że mamy inne poglądy nie zmienia faktu, że jesteś moim starszym bratem i cię kocham.

Oczy Charliego zwilgotniały, pokonał jednak wzruszenie i nawet się uśmiechnął.

– Zapominam czasami, że jesteśmy dorośli – powiedział cicho.

Patrick skinął głową.

– Tak. Mieliśmy wspaniałe dzieciństwo, Charlie. Nadal pamiętam, jak uczyłeś mnie łowić łososie w rzeczce opodal Glenkirk. Miałem wtedy chyba osiem lat, a ty dwanaście.

– Pamiętasz, jak przynieśliśmy do domu sześć ryb i daliśmy kucharzowi, a on przyrządził je i podał na stół? Ależ byliśmy z siebie dumni! Duncan i Adam natychmiast zapragnęli nauczyć się łowić – wspominał Charlie ze śmiechem. – Wymykaliśmy się ukradkiem, aby za nami nie pobiegli.

– Tak, Duncan był wtedy płaczliwym szkrabem – wspomniał Patrick. – A teraz obaj są już dawno dorośli. Chcę mieć dzieci, Charlie.

– Flanna ci je da – powiedział Charlie. – To dobra dziewczyna, i wie, na czym polega jej powinność.

– Obawiam się, że sercem jest teraz z królem – zauważył Patrick.

– Głupiec z ciebie, braciszku, skoro nie potrafisz zauważyć, że Flanna się w tobie zakochała. Traktuj ją łagodnie, a szybko do ciebie wróci. To, co zrobiła, było wspaniałe, lecz nawet król wie, że to jedynie próżny gest. Potraktował ten dowód oddania tak, jak ma to w zwyczaju: będąc czarujący i dziękując pięknymi słowami. Powiedz żonie, że ją kochasz, Patricku. To wszystko, co musisz zrobić, aby odzyskać jej przychylność.

– Dlaczego upierasz się, że kocham tę niemożliwą dziewczynę? – zapytał Patrick, zirytowany.

– Gdyby było inaczej, nie przejmowałbyś się aż tak bardzo – odparł Charlie ze śmiechem. – I nie pognałbyś za nią na łeb na szyję do Perth. Zależy ci na żonie. Czemu wzdragasz się to przyznać?

– Miałbym dać dziewczynie większą władzę nad sobą, aniżeli już ją posiada? – zapytał. – Twierdzisz, że Flanna mnie kocha, ale do tej pory jeszcze mi tego nie powiedziała.

– I nie powie, póki ty nie zrobisz tego pierwszy. Nie pytaj dlaczego. Kobiety takie już są. Moja Bess, niech Bóg ma w opiece jej duszę, trzymała język za zębami, dopóki nie padłem bezradny u jej stóp. Dopiero wtedy przyznała, że mnie kocha.

Wzruszył ramionami.

– Nawet dziś nie rozumiem kobiet do końca. Mama dopiero by się uśmiała, gdyby mogła mnie teraz słyszeć! – zakończył ze śmiechem.

– Może, kiedy wrócimy do domu – odparł Patrick – spróbuję pójść za twoją radą. Na razie muszę zatroszczyć się o to, by znaleźć sobie miejsce do spania. Flanna zamknęła się na klucz, a ja nie będę jej publicznie błagał, by mnie wpuściła.

– Obok saloniku znajduje się służbówka z pryczą. Spałem tam poprzedniej nocy. Ja wyproszę sobie nocleg w rezydencji króla. Mój urok Stuarta działa nawet na prezbiterian, gdyż jestem z nimi w dobrych stosunkach.

– Trudno ci było odprawić pokutę? – spytał Patrick.

– Niespecjalnie, zwłaszcza gdy przypomniałem sobie, iż znoszę ją po to, bym mógł zostać w pobliżu króla. Wszyscy duchowni byli pod wrażeniem mojej szczerości – zakończył z uśmiechem.

– Zobaczymy się rano? – zapytał Patrick.

– Wrócę, nim wyjedziecie – obiecał Charlie. Wstał i się przeciągnął. – Dobranoc, Patricku – powiedział i wyszedł z baru.

Książę Glenkirk ruszył wąskim korytarzem ku apartamentowi, gdzie spała jego żona. Wszedłszy, minął salonik i z nadzieją nacisnął klamkę sypialni Nic z tego, drzwi pozostały zamknięte. Och, trzeba przyznać, że jego nieposłuszna żonka ma charakterek, przyznał, rozweselony. Co z niej za dziewczyna! Gdyby Aulay nie wybrał się do Glenkirk, jej mała przygoda mogłaby pozostać niezauważona. Odtąd nie będzie między nimi sekretów, postanowił. Zdjął pelerynę, wszedł do maleńkiej izdebki, wywlókł z niej pryczę i ustawił przed kominkiem. Ogień nadal płonął, mimo to jeszcze go podsycił. Położył się na pryczy, przykrył podbitą futrem peleryną i spokojnie zasnął.

Obudził go dźwięk otwieranych drzwi. Flanna wyszła z sypialni i mocno się zdziwiła, zastając męża śpiącego w saloniku.

– Dzień dobry, żono – powiedział, wstając.

– Kiedy wyjeżdżamy? – spytała, zerkając na niego nieco nerwowo.

– Po dobrym śniadaniu i po tym, jak pożegnamy się z Charliem. Czy to ci odpowiada?

– Tak – odparła. – Twoi ludzie wiedzą, że tu jesteś?

– Wiedzą, i będą gotowi do wyjazdu. Twoi dwaj naiwniacy także – dodał ze śmiechem.

Uznał, że jeśli chce odzyskać przychylność Flanny, winien potraktować sprawę lekko.

– Kiedy wrócimy do Glenkirk, twój bratanek będzie mógł pobierać nauki z Freddiem i Sabriną. Co zaś się tyczy Iana, dostał dobrą nauczkę i nie da się więcej otumanić.

– Nie możesz karać go za to, że słuchał moich rozkazów – wtrąciła czym prędzej Flanna. – Co miał niby zrobić, Patricku? Jestem jego panią, a on lojalnym sługą Glenkirk. Nie wiedział, co zamierzam.

– Zdaję sobie z tego sprawę, Flanno – odparł książę spokojnie. – Rozmawiałem z nim i poleciłem, by nie przyjmował rozkazów od nikogo poza mną i bezpośrednim przełożonym. Cieszy mnie, że jesteś skłonna wziąć na siebie winę za tę niefortunną eskapadę. Twój ojciec nie będzie zadowolony.

– Tak, Aulay na pewno pośpieszył o wszystkim mu donieść – powiedziała Flanna. – Staruszek chętnie spuściłby mi lanie, gdyby tylko mógł.

– Powinienem zrobić to za niego – powiedział Patrick łagodnie.

– Nie zbijesz mnie! – zawołała, przestraszona.

– Nie tym razem, dziewczyno, choć na to zasłużyłaś – odparł. – Odkryłem jednak, że mam do ciebie słabość.

Spojrzała na niego zaskoczona, i nawet się zarumieniła.

– Och! – powiedziała tylko. A potem: – Lepiej się ubiorę.

Zniknęła na powrót w sypialni, zamykając za sobą drzwi, tym razem jednak nie na klucz.

Do licha, zaklął pod nosem. Czyżby Charlie miał rację? Czy to możliwe, że dziewczyna jest w nim zakochana tak, jak on w niej? Czy gdyby wyznał jej miłość, zrobiłaby to samo? Patrick Leslie został oto zmuszony zmierzyć się z faktem, że choć wie, jak kochać się z kobietą, nie ma absolutnie pojęcia, jak to jest być w niej zakochanym. Najwidoczniej tego nie dało się wyuczyć. Uśmiechnął się do siebie. Będą uczyli się razem, postanowił. Podszedł do drzwi sypialni i zapukał, nim je otworzył.

– Masz wodę, w której mógłbym się umyć? – zapytał.

– Wejdź – powiedziała. – Już jej użyłam, ale nie byłam bardzo brudna.

Wskazała stojącą na stole miskę i ubierała się dalej.

Podczas podróży Patrickowi zdążyła wyrosnąć broda, wiedział jednak, że przed powrotem do Glenkirk nie będzie miał szansy, aby porządnie się ogolić. Umył więc tylko starannie ręce i twarz.

– Muszę wyglądać okropnie – powiedział.

– Owszem – przytaknęła. – Nie podoba mi się to.

– Ani mnie.

– Dzień dobry, pani – zawołała Annie, wchodząc. – Przyniosłam śniadanie. Och!

Jej oczy rozszerzyły się na widok księcia.

– Oto mój mąż, książę Glenkirk, Annie – powiedziała Flanna. – Przyjechał zabrać mnie do domu. Wróć lepiej do kuchni i przynieś więcej jedzenia. Książę lubi z rana solidnie się posilić.

Annie postawiła tacę na stole i dygnęła.

– Pójdę od razu – powiedziała, po czym wybiegła z pokoju.

Patrick się roześmiał.

– Powie zapewne kucharce, że w gospodzie pojawił się wygłodniały dzikus z gór.

– Wyglądasz jak dzikus – zauważyła. – Przypominasz moich braci, i wcale mi się to nie podoba. Jesteś przystojnym mężczyzną, ale dziś rano nikt by tak o tobie nie powiedział.

– Uważasz, że jestem przystojny, żono?

Przyglądał się uważnie twarzy Flanny, sprawdzając, czy pojawi się na niej choć ślad ciepłych uczuć i serce mu drgnęło, gdy to dostrzegł.

– Owszem, jesteś przystojny, i nie próbuj mi wmawiać, że nie słyszałeś tego przedtem – powiedziała Flanna ostro.

Patrick przyciągnął ją do siebie.

– Słyszałem, lecz nie z ust mojej pięknej żony – powiedział, dotykając wargami jej czoła.

– Cóż, właśnie to powiedziałam – odpadła miękko. – Nadal jesteś na mnie zły, Patricku?

– Tak, jestem – przyznał, choć nie wydawał się ani trochę zagniewany. – Niedobra z ciebie dziewczyna, Flanno Leslie, ale wybaczę ci, jeśli przyrzekniesz, że nie będziesz mieć więcej przede mną sekretów.

Serce Flanny zaczęło bić szybciej. Patrick nie spoglądał dotąd na nią w ten sposób. Czy to możliwe, aby mu na niej zależało? Czy mógłby pokochać ją z innego powodu, jak tylko dla posagu?

– Spróbuję się poprawić, mój panie – przyrzekła cicho.

– Charlie powiedział mi, jak się poczułaś, gdy zobaczyłaś portrety w galerii – rzeki Patrick.

– Sprowadzę z Aberdeen malarza i każę mu namalować twój portret. Wiesz co będą mówili o tobie nasi potomkowie? Powiedzą: oto Flanna Leslie, druga księżna. Była najpiękniejszą ze wszystkich kobiet w tej rodzinie, a mąż kochał ją i cenił nad życie. Tak właśnie powiedzą, Flanno.

– Powiedzą, że mąż ją kochał? – powtórzyła Flanna, spoglądając na niego oczami szeroko otwartymi ze zdumienia.

– Tak – potwierdził, zastanawiając się, czy aby nie robi z siebie głupca.

– Och, Patricku! – westchnęła, przytulając się do niego. Jej twarz miała wyraz, jakiego dotąd jeszcze nie widział. Po prostu promieniała. – Ale czy to prawda?

– Tak – powiedział. Widząc, jak jest szczęśliwa, uświadomił sobie, że brat miał rację.

– Kocham cię, dziewczyno.

– A ja ciebie! – zawołała, obejmując go za szyję i gorąco całując. – Och, jak ja cię kocham!

Uśmiechnął się, przepełniony szczęściem.

– Prawdziwy czort z ciebie, nie kobieta, Flanno Leslie! – zauważył.

– Rzeczywiście – przyznała. Parsknęli oboje zgodnym śmiechem.

Загрузка...