Przesuwał językiem po kremowym ciele, pozostawiając wilgotny, gorący ślad. Za murami zamku Glenkirk wiatr zawodził ponuro, bombardując szyby mieszaniną deszczu, śniegu i gradu, ale w sypialni płonął suty ogień, ogrzewając pokój i oblewając ciepłym blaskiem parę, tulącą się do siebie na wielkim łożu.
Księżna Glenkirk wzdychała z zadowoleniem, gdy mąż smakował każdy kawałek jej skóry. Lizał podeszwy jej stóp, wpychając prowokująco język pomiędzy palce, by zaraz przesunąć go w górę łydki i wyżej, aż po kolano. Piersi bolały ją, pobudzone wcześniejszymi pieszczotami, a sutki dumnie sterczały. Przytulił wargi do miękkiego brzucha, rozkoszując się jedwabistą gładkością jej skóry. Flanna zaczerpnęła gwałtownie powietrza, kiedy zanurzył twarz pomiędzy sprężyste loczki jej wzgórka.
– Zrób to! – wyszeptała ochryple, wiedząc, że i tak by go nie powstrzymała. Zwłaszcza że wcale nie chciała, by przestał.
Uniósł ciemną głowę, a jego zielonozłote oczy niebezpiecznie zabłysły.
– Zrobimy to razem – powiedział.
– Razem? – powtórzyła, zdezorientowana. Zacisnął dłoń na miękkim wzgórku, sprawiając, że Flanna zadrżała.
– Lubisz, kiedy dotykam cię tam językiem i pieszczę twój mały klejnot, Flanno. Ale ja też chciałbym być w ten sposób pieszczony.
Odwrócił się tak, że jego głowa spoczęła pomiędzy udami Flanny, zaś męskość znalazła się tuż obok jej ust.
Flanna, choć zaskoczona, nie była w kwestii namiętności tchórzem.
– Co miałabym zrobić? – spytała.
– Posłuż się językiem, nie zębami, dziewczyno. Weź tyle, ile zdołasz, pomiędzy swe słodkie wargi i ssij. Zobaczymy, jak ci pójdzie, a jeśli ci się spodoba, dodamy trochę bardziej wyrafinowanych pieszczot.
Rozchylił jej dolne wargi i zaczął lizać.
Drżąc z przyjemności wysunęła z wahaniem język i przesunęła nim po męskości Patricka, z początku nieśmiało, potem ze wzrastającym entuzjazmem. Śmiało objęła wargami członek i zacisnęła je na nim, czując, jak sztywnieje jej w ustach, stając się coraz grubszy i dłuższy. Wyciągnęła dłoń i objęła nią bliźniacze klejnoty męża, pracując ustami i językiem. To, iż miała nad nim władzę równą tej, jaką on miał nad nią, niesamowicie ją podniecało. Było coś rozkosznie występnego w tym, że pieścili nawzajem najbardziej intymne części swoich ciał. Ssała wciąż mocniej i mocniej, aż wreszcie krzyknął, by zaprzestała słodkiej tortury. Wypuściła członek z ust, zlizując wpierw z jego czubka kropelkę białego płynu. Smakowała słono.
Odwrócił się błyskawicznie i przyszpiliwszy Flannę do materaca, wbił się w nią głęboko, jęcząc z przyjemności. Ciepła i wilgotna, obejmowała ciasno jego rozpaloną męskość, dostarczając niewiarygodnej przyjemności. Przymknęła srebrzyste oczy i zanurzyła się w otchłani przyjemności. Wbiła palce w muskularne ramiona Patricka, a potem przesunęła paznokciami wzdłuż jego naprężonych pleców.
– Wiedźma! – stęknął, wpijając się ustami w jej usta.
Flanna szybowała, roztapiając się w przyjemności. Krzyczała, lecz krzyk nie wydostawał się na zewnątrz. W sypialni rozbrzmiewał jedynie namiętny jęk, zagłuszany przeciągłym postękiwaniem. Razem osiągnęli szczyt, a potem zapadła cisza. Leżała, spowita ciemnością, wtulona w pierś Patricka, przysłuchując się, jak miarowo i mocno bije mu serce.
– Było cudownie – wykrztusiła w końcu. – Rzeczywiście – przytaknął Patrick ze śmiechem.
– Powinniśmy trochę odpocząć – powiedziała, uśmiechając się do niego w mroku sypialni. – Jest tak każdej nocy, odkąd wróciliśmy z Perth. Rankiem ledwie mogę zwlec się z łóżka, a mam przecież obowiązki.
– Najważniejszy z nich to dać mi dziedzica, a jeszcze lepiej dwóch – roześmiał się.
– Wszystko w swoim czasie – obiecała. Prawdę mówiąc, przypuszczała, iż może być w ciąży, uznała jednak, że nie powie o tym nikomu, dopóki nie będzie absolutnie pewna. Dorastając w domu, gdzie było tyle kobiet, potrafiła rozpoznać objawy, wiedziała zatem, że ma jeszcze czas. Poza tym, choć pogoda wcale na to nie wskazywała, nadchodziła wiosna. Był marzec. Wkrótce dni staną się na tyle długie, że będzie mogła wyjeżdżać z Glenkirk, aby werbować dla króla żołnierzy.
Zamierzała udać się wpierw do Killiecairn, mieszkało tam bowiem dość Brodiech, aby zasilić każdą armię. Potem odwiedzi Gordonów. Byli spokrewnieni nie tylko z nią, lecz także z Lesliemi z Glenkirk. Gdyby powiedziała Patrickowi, że spodziewa się dziecka, z jej planów nic by nie wyszło. Użyłby wszelkich sposobów, aby zatrzymać ją w Glenkirk. Nie może na to pozwolić. Dala królowi słowo. Zdawała sobie sprawę, że Patrick nie pogodził się jeszcze z tym, iż jego żona otwarcie popiera Karola Stuarta. Niech sobie myśli, co chce, uznała, byle nie usiłował jej powstrzymać.
Czuła się szczęśliwsza niż kiedykolwiek w życiu. Miłość do tego mężczyzny – oraz świadomość, że jest przez niego kochana – otwarła ją na świat, którego istnienia nawet nie podejrzewała. Zrozumiała w końcu, co łączyło z ojcem jej matkę. Małżeństwo z miłości – powiadali ludzie, wspominając związek pięknej Meg Gordon i Lachlanna Brodie. Niektórzy mówili to z naganą, inni ze zdziwieniem. Ci ostatni nie potrafili sobie wyobrazić, co tak zafascynowało matkę Flanny, że pokochała starszego od siebie męża o niełatwym charakterze. Lecz Flanna rozumiała matkę doskonale. Postanowiła, iż dopilnuje, aby jej dzieci rozumiały, czym jest miłość i wytrwale szukały jej w małżeństwie.
Dotrzymanie złożonej królowi obietnicy traktowała jako sprawę honoru, wiedziała jednak, że dla niej najważniejsze stało się założenie rodziny. Im lepiej poznawała historię Glenkirk i rodu Lesliech, tym dobitniej uświadamiała sobie, jaka ciąży na niej odpowiedzialność. Jej przeznaczeniem było urodzić kolejnego księcia, a potem dać mu rodzeństwo. Czy inaczej Patrick pojawiłby się tamtego jesiennego dnia nieoczekiwanie w Brae? Akurat wtedy, gdy była tam Flanna? Przeznaczenie, nic innego. Już ona dopilnuje, by ich drugi syn odziedziczył tytuł, należący kiedyś do rodziny matki i został panem na Brae.
Kiedy król odzyska wreszcie tron Anglii, poprosi go, by wynagrodził jej starania właśnie w ten sposób. Nazwie chłopca Angus Gordon Leslie. Pierwszy lord miał na imię Angus, tak jak ostatni prawowity dziedzic Brae. Nie pozostanie w pamięci potomnych jako księżna, która niczego nie dokonała, lecz jako Flanna, druga księżna Glenkirk, która pomogła Stuartowi objąć tron i zyskała dla potomków pierwszego lorda Glenkirk trzeci tytuł. Tak jak córka lorda, słynna Janet, która zdobyła dla rodziny tytuł lorda Sithean.
Mając jasno wytyczony cel, zaczęła planować, jakby tu wyrwać się z Glenkirk, kiedy pogoda zmieni się z zimnej na wilgotną. Będzie wówczas mogła podróżować konno nie ryzykując, że się przeziębi. I znowu los wyciągnął do niej pomocną dłoń. Pewnego marcowego poranka w Glenkirk pojawił się Aulay. Gdy wprowadzono go do sali, gdzie przebywała akurat rodzina, skłonił się nisko i podszedł do szwagra.
– Mój ojciec umiera – powiedział wprost. Flanna krzyknęła cicho, zakrywając dłonią usta.
– Chce zobaczyć się z córką. Zabiorę też Fingala – kontynuował Aulay.
– Oczywiście – odparł Patrick natychmiast. – Powiadom mnie, gdy będzie po wszystkim, przyjadę wtedy po Flannę. Twój syn też będzie w Glenkirk mile widziany. Mój bratanek bardzo się z nim zaprzyjaźnił. To bystry chłopak i mam już wobec niego plany.
– Żona na pewno się ucieszy – powiedział. Lekki uśmiech rozjaśnił jego stanowcze rysy. – To nasz najmłodszy i zawsze bardzo się nad nim trzęsła.
– Przekaż jej ode mnie wyrazy uszanowania, Aulayu Brodie.
– Dziękuję Waszej Książęcej Mości.
– Chodź i zjedz ze mną, póki siostra nie przygotuje się do podróży – powiedział książę, zapraszając szwagra, by usiadł z nim przy stole.
Flanna wstała i wybiegła z sali. Jej papa umiera! Sądziła, iż będzie żył wiecznie. Zostanie pochowany pomiędzy dwoma żonami, postanowiono tak dawno temu. W sypialni Aggie pakowała już jej rzeczy.
– Fingal – odpowiedziała na niezadane pytanie swej pani.
– Zostaniesz w Glenkirk z dziećmi – poleciła Flanna. – Biddy będzie potrzebowała kogoś do pomocy.
Aggie skinęła głową.
– To mi odpowiada. Jeśli o mnie chodzi, mogę nie zobaczyć Killiecairn nigdy więcej. Nie przepadam za tym miejscem, ani za rodziną Brodiech.
– Ty też jesteś Brodie – powiedziała Flanna łagodnie. – A Lachlann jest też twoim dziadkiem.
– Cóż, stary nigdy nawet na mnie nie spojrzał. Byłam tylko bękartem, którego jeden z jego synów zrobił służącej, a ta na dodatek zmarła przy porodzie. Gdyby nie twoja matka, niech będzie błogosławiona jej pamięć, nie przeżyłabym, by dzisiaj ci służyć, pani. To ona znalazła mamkę, by mnie karmiła, a póki nie umarła, byłam niemal bezpieczna przed żoną mego ojca. Biła mnie tylko dlatego, że byłam nieślubnym dzieckiem jej mężczyzny. Podła suka! Nie, nie kocham Brodiech ani Killiecairn. Znalazłam więcej życzliwości w Glenkirk, służąc tobie, pani. Chętnie zostanę i zaopiekuję się dziećmi. A teraz zdradzę ci sekret. Aulay Brodie jest dziedzicem twego ojca, lecz stary ma w posiadaniu niewielką aksamitną sakiewkę, która należała kiedyś do twojej matki. Została ukryta w ich wspólnej sypialni, pod luźnym kamieniem w palenisku. Sądziłam, że odda ci ją, gdy wyjdziesz za mąż, lecz tego nie zrobił. W sakiewce są klejnoty. Przywiozła je ze sobą z Brae. Nie wiem, czy stary diabeł o nich zapomniał, czy woli, aby zostały u Brodiech, ale to twoja własność. Twoja mama powiedziała o nich na łożu śmierci mnie, nie Unie, gdyż bała się, że Una zagarnie klejnoty dla siebie. Nie mów nic nikomu, a kiedy stary umrze, wydobądź sakiewkę. Angus potwierdzi, że mówię prawdę.
– Nie zamierzam go pytać, gdyż i tak ci wierzę – odparła Flanna. – Czy kiedykolwiek mnie okłamałaś?
Podniosła szczotkę do włosów i podała Aggie.
– Zatem staruszek zatrzymał biżuterię mamy. Podły diabeł! Doskonale pamięta, że ją ma. Czy Lachlannowi Brodie zdarzyło się przeoczyć choćby marnego pensa?
Roześmiała się gorzko.
– Zaczekam jednak. Może w obliczu śmierci jednak sobie przypomni.
Tymczasem w wielkiej sali jej mąż rozmawiał ze szwagrem. Służący podali mięso, ser, chleb i piwo. Angus polecił, by zaniesiono posiłek Flanny do saloniku. Wiedział, że Aggie dopilnuje, aby jej pani zjadła. Odczuł ulgę słysząc, jak książę opowiada Aulayowi o zamyśle Flanny i o tym, jak dała królowi słowo, że zwerbuje dla niego oddział.
– Kuzyn brata ją zafascynował – powiedział Patrick do szwagra. – Nic dziwnego, Stuartowie to potrafią. Dlatego są tak niebezpieczni. Król zechce, by zwerbowana w Szkocji armia pomogła mu wrócić do Anglii. Wielu zginie, nim Charlesowi uda się zasiąść tam na tronie. Dlaczego mieliby być wśród nich nasi ludzie, Aulayu? Starszy mężczyzna skinął głową.
– Tak – powiedział, zgadzając się z księciem.
– Nie znamy tego króla. Proszą nas, byśmy walczyli za nich w wojnach, a kiedy wojny się kończą, szybko o nas zapominają – zauważył rozsądnie.
Angus wniósł tacę, a na niej dwie napełnione gliniane fajki. Podał jedną księciu, drugą Aulayowi, a inny służący zapalił tytoń, używając cienkiej szczapy z kominka. Zaciągnęli się, wydychając smugi błękitnego dymu.
– Aaach – westchnął Aulay Brodie, a na jego twarzy pojawił się rzadko tam goszczący uśmiech.
– To dobra fajka, książę. Nie paliłem dotąd tak wonnego tytoniu.
– Moja siostra, Fortune, mieszka w Nowym Świecie. Każdej wiosny przysyła nam tytoń ze swej plantacji w Marylandzie. To znaczy, przysyłała ojcu, lecz mam nadzieję, że nadal będzie to robić. Wiadomość o jego śmierci zapewne już do niej dotarła, liczę jednak na to, iż nie zapomni o swoim bracie z Glenkirk. A jeśli tak się stanie, to jej o sobie przypomnę – dodał, parskając śmiechem.
– Przywykłem do dobrego tytoniu.
– Jestem pewien, że ja też mógłbym się do niego przyzwyczaić – stwierdził Aulay Brodie, wdychając słodki dym.
Flanna weszła pośpiesznie do sali, odziana w strój do konnej jazdy. Była gotowa i spoglądała niecierpliwie na brata, rozkoszującego się fajką.
– Zjadłaś? – zapytał Angus.
– Nie miałam czasu – odparła.
– Usiądź – polecił stanowczo i zaczął napełniać jej talerz. – Lachlann Brodie może poczekać, aż jego syn skończy fajkę, a córka napełni żołądek. Potrzebujesz tego, zwłaszcza teraz – dodał znacząco.
– A to co miało znaczyć? – spytała Flanna cicho.
– Masz mnie za głupca, siostrzenico?
– Nie jestem jeszcze pewna – odparła miękko.
– Ja jestem – oznajmił – a jeśli ty nie jesteś, to jedynie dlatego, że planujesz jakiś wybryk i nie życzysz sobie, by wiedziano, że spodziewasz się potomka. Gdy wrócisz, powiedz o tym mężowi, inaczej ja to zrobię.
– Gdy wrócę, będę już pewna – odparła Flanna, spoglądając buntowniczo na wuja. – I wtedy powiem mężowi.
Kiedy wrócę. Tylko że ja nie wrócę, póki nie zwerbuję dla króla żołnierzy.
Usatysfakcjonowany skinął głową, nie domyśliwszy się podstępu.
– Jedz – powiedział, stawiając przed nią talerz.
– Dopilnujesz, by mojemu Patrickowi niczego nie brakowało? – spytała. – Upewnij się, że Aggie pomaga Biddy przy dzieciach, i że malcy przestrzegają rozkładu zajęć, jaki dla nich przygotowałam.
Zaczęła jeść, gdyż nagłe poczuła się bardzo głodna.
– Jedyne, czego w Glenkirk zabraknie, to śliczna pani tego zamku – odparł Angus spokojnie. – Nie zostawaj w Killiecairn po tym, jak pochowają starego. Nie ma potrzeby, byś go opłakiwała. Jest tam dość krewnych, choć zastanawiam się, czy okażą przynajmniej trochę żalu. Powiedz Aulayowi, by jak najszybciej przejął władzę w Killiecairn, najlepiej jeszcze przed śmiercią ojca. Niech stary wyraźnie oświadczy, że wyznacza go na swojego dziedzica i następcę, inaczej wszystko się rozpadnie. Synowie Lachlanna i tak będą się kłócić, lecz jeśli Aulay od razu ściągnie im cugle, wszystko dobrze się skończy. Życie potoczy się swoim trybem, tylko kto inny będzie wydawał polecenia.
– Porozmawiam z nim podczas jazdy, wiesz jednak doskonale, że Una nie dopuści, by którykolwiek z braci zakwestionował władzę jej męża. Zbyt długo czekała, by zostać w Killiecairn panią – zauważyła Flanna rozsądnie.
Angus uśmiechnął się ponuro.
– Święta racja, dziewczyno!
Aulay skończył palić, wstał zatem i spytał siostrę:
– Jesteś gotowa, Flanno?
– Tak – odparła, wsuwając do kieszeni kawałek sera, by mieć co przekąsić podczas podróży. Wstała, podeszła do męża i powiedziała: – Dziękuję, panie, że pozwalasz mi jechać do ojca. Wrócę po pogrzebie, lecz, jeśli pozwolisz, nie wcześniej.
– Oczywiście – powiedział Patrick, a potem ujął żonę pod brodę i spojrzał jej w oczy.
– Życzę twemu ojcu, by przeżył tyle, ile Bóg mu wyznaczył, mam jednak nadzieję, że szybko do mnie wrócisz. Sam po ciebie przyjadę.
Pocałował ją delikatnie.
– Już za tobą tęsknię – dodał, spoglądając na nią w taki sposób, że Flanna aż się zarumieniła. Roześmiał się więc i ją puścił.
– Myśl o mnie każdej nocy – powiedział.
– Och, będę, mój panie, ty zaś, jestem pewna, będziesz myślał o mnie… i o moich czarnych perłach – dodała, uśmiechając się znacząco.
– Wiedźma – powiedział ze śmiechem, wymierając jej lekkiego klapsa. – Idź już.
Melodyjny śmiech Flanny zdawał się rozbrzmiewać w sali nawet po tym, jak ją opuściła. Patrick ruszył ku północnej wieży, skąd mógł obserwować, jak jego żona odjeżdża.
Nie obejrzała się, choć czuła na sobie jego wzrok. Byłoby to dla niej zbyt trudne. Czuła się rozdarta. Nie kochała ojca szczególnie mocno, on zaś tolerował ją jedynie ze względu na matkę. Po śmierci Meg niemal zupełnie zapomniał, że ma córkę. Gdyby nie Una i Angus, Flanna zagubiłaby się pomiędzy gromadą krewnych.
Teraz musiała opuścić Glenkirk i mężczyznę, którego pokochała całym sercem, aby dopełnić obowiązku wobec umierającego lorda. Była jedyną córką Lachlanna Brodie i choć nie chciała zostawiać Patricka, wiedziała, że powinna być przy ojcu w ostatnich godzinach jego życia – jeżeli nie ze względu na samego Lachlanna, to na swoją matkę.
Dobrze, że choć pogoda sprzyja, pomyślała. Fingal przez cały czas paplał, opowiadając o Glenkirk i o tym, jak różni się ono od Killiecairn. Nie zapomniał pochwalić się, iż pobiera nauki razem z lady Sabriną i młodym lordem Frederickiem.
– Brie jest odważna jak chłopak – powiedział do ojca. – Flanna nauczyła ją strzelać z łuku i choć nie jest jeszcze tak dobra, jak ciotka, radzi sobie coraz lepiej.
Aulay skinął głową.
– Szczęściarz z ciebie – powiedział. – Nie zaprzepaść szansy, jaka została ci dana. Książę jest z niego zadowolony? – spytał, zwracając się do siostry.
– Patrick jest dla niego miły, lecz to nie on zajmuje się Fingalem. Odpowiedzialność za chłopca spoczywa na mnie. Jeśli Fingal nie zrazi do siebie Patricka i nadal będzie dobrze się sprawował, nie pożałuje, iż został w Glenkirk. Mąż powiedział, że kiedy nauczyciel nie będzie w stanie niczego więcej go nauczyć, wyśle Fingala do Aberdeen na uniwersytet.
– Kto uczy dzieci? – zapytał Aulay.
– Stary anglikański pastor. Leslie nie odprawili go, choć przeszli na prezbiterianizm. Pastor to człowiek wykształcony, a póki przestrzega prawa, nikomu nic do tego.
Aulay chrząknął z zadowoleniem i zamilkł. Flanna chciała przekazać bratu rady Angusa, lecz było oczywiste, że nie jest to odpowiedni moment. Gdy objeżdżali jezioro Brae, słońce wyszło na chwilę zza chmur i oświetliło zameczek na wyspie. Flanna uśmiechnęła się leciutko. Gdy tylko wróci do domu, przystąpi do naprawy dachu w Brae. Zamierzała urządzić tu bazę, z której mogłaby werbować oddziały dla króla. W ten sposób rodzina Leslie ani zamek Glenkirk nie byłyby w jej poczynania zaangażowane. Uśmiechnęła się szerzej. Wszystko szło tak, jak zamierzyła. Doskonale.
Dotarli do Killiecairn późnym popołudniem. Flanna spoglądała na dom rodzinny bez specjalnego wzruszenia. Wydawał jej się obcy i taki mały. Z kamiennych kominów unosił się dym, ale poza tym w domostwie panował nietypowy spokój. Widać rodzina czuwała przy łożu Lachlanna Brodie. Gdy weszli do wielkiej sali, powitała ich żona Aulaya, Una. Czy zawsze wyglądała na tak znużoną? Flanna zdziwiła się w duchu.
– Nadal żyje – powiedziała. – Czeka na ciebie – dodała, zwracając się do Flanny. Potem skierowała spojrzenie brązowych oczu na syna i natychmiast czule się uśmiechnęła.
– Pójdę do niego od razu – powiedziała Flanna i wybiegła z sali.
Gdy weszła do sypialni ojca, zastała tam swoją szwagierkę, Ailis.
– Witaj, Ailis – powiedziała.
– Przyjechałaś wreszcie do domu – zauważyła szwagierka kwaśno.
– Najszybciej, jak tylko byłam w stanie – zapewniła ją Flanna.
– Dziewczyno! – zawołał chrapliwie Lachlann.
– Jestem, papo – odparła Flanna, podchodząc do łóżka.
– Wyjdź! – polecił starzec Ailis, ta zaś spojrzała na niego gniewnie, jakby zamierzała wygłosić jedną ze swoich tyrad.
– Myślę, że ojciec chce porozmawiać ze mną sam na sam, Ailis – wtrąciła szybko Flanna.
– Wiem, że nie będziesz miała nic przeciwko temu, no i z pewnością przyda ci się trochę odpoczynku. Wyobrażam sobie, jakie to trudne, opiekować się nim przez cały czas!
Uśmiechnęła się do szwagierki przyjaźnie i uścisnęła ją za ramię.
Ku zaskoczeniu Flanny Ailis odpowiedziała uśmiechem.
– Rzeczywiście – przytaknęła. – Dobrze byłoby też coś zjeść.
– Zostanę z nim, póki ktoś mnie nie zmieni – obiecała Flanna.
– Dziękuję – odparła Ailis, wychodząc.
– Złagodniałaś – zauważył Lachlann.
– Nie, lecz nauczyłam się radzić sobie z innymi, zwłaszcza tymi, którzy stoją niżej ode mnie – odparła Flanna szczerze. – Naprawdę umierasz, papo, czy to tylko pretekst, by wszyscy wokół ciebie skakali?
Starzec zarechotał, lecz zaraz spoważniał.
– Umieram – powiedział. – Gdyby było inaczej, nie posłałbym po ciebie Aulaya. Musimy zakończyć pewne sprawy, ty i ja.
– Chodzi o własność Meg Gordon? – spytała Flanna otwarcie.
Lachlann skinął głową.
– Nie mógłbym spojrzeć w oczy twej matce, gdybym nie przekazał ci tej sakiewki. Choć wolałbym, aby została w Killiecairn, wiem, że to nie nasza własność, lecz twoja.
– Nadal spoczywa ukryta pod kamieniem w kominku? – spytała.
– Kto ci powiedział? No tak, oczywiście, Angus. Flanna potrząsnęła głową.
– Nie Angus, lecz Aggie. Mama rozmawiała z nią przed śmiercią.
– Czy Aggie z tobą przyjechała? – Nie.
– Jest moją wnuczką – zauważył melancholijnie.
– To prawda, powiedziała jednak, że skoro ty nigdy się tym nie przejmowałeś, to czemu ona miałaby? – odparła Flanna szczerze.
Lachlann potrząsnął siwą głową.
– Ma rację – powiedział – ale to bardziej w stylu Brodiech, niż chciałaby przyznać.
Roześmiał się, lecz złapał go atak kaszlu. Flanna otoczyła ojca ramieniem i przysunęła mu do ust mały kubek.
– Pij – powiedziała, a on posłuchał, połykając łapczywie płyn. Gdy kaszel ucichł, poczuła w jego oddechu zapach whiskey.
– Wyjmij sakiewkę – powiedział, opadając znów na poduszki. – I ukryj ją, by tamci nie zobaczyli.
Flanna podeszła do paleniska, po czym, kierując się wskazówkami ojca, wyjęła obluzowany kamień i ukrytą pod nim sakiewkę. Zajrzała do środka i zobaczyła stosik biżuterii. Zacisnęła na powrót mocno tasiemki i wepchnęła sakiewkę do kieszeni bryczesów.
– Moje sumienie jest teraz czyste – oznajmił spokojnie Lachlann.
– Chcesz powiedzieć, że obciążało je tylko to jedno, papo? – zapytała żartobliwie.
Starzec zarechotał znowu, a jego oczy szelmowsko zabłysły.
– Będziesz musiał naznaczyć Aulaya na swojego następcę – powiedziała.
– Jest najstarszy – odparł.
– To nie wystarczy. Jeśli nie sprowadzisz ich tutaj: synów, synowe i wnuki, i nie powiesz wprost, że Aulay jest teraz przywódcą Brodiech z Killiecairn, będą się kłócili, nawet zdając sobie sprawę, że nie mają racji. Nie obciążaj Aulaya takim problemem. Był dobrym synem, a Una prowadziła ci gospodarstwo, odkąd zmarła moja matka. Zmuś ich, by przysięgli, że zaakceptują twoją wolę. Aulay to dobry, przyzwoity człowiek i nie przyniesie nazwisku Brodiech wstydu.
– Nie sądziłem, że doczekam dnia, kiedy ujmiesz się za Aulayem, Flanno – zauważył Lachlann.
– Nauczyłam się w Glenkirk, jak ważne jest właściwe przywództwo – przyznała Flanna.
– Powiedz im, by tu przyszli – polecił.
– Teraz? – spytała, zaskoczona.
– Tak, teraz. Nie dożyję ranka, Flanno. Czekałem na ciebie, aby gdy spotkam się znów z twoją mamą, móc jej powiedzieć, że jesteś szczęśliwa. A jesteś?
– Tak, papo, bardzo.
– Nie dałaś jeszcze Lesliem dziedzica – zatroskał się.
– Późnym latem – odparła. – Mówię ci to jako pierwszemu i proszę, byś zachował tę nowinę dla siebie, inaczej Patrick przygna tu z Glenkirk, zabierze mnie do domu i nie pozwoli się ruszyć. Jestem silną dziewczyną i dam Patrickowi zdrowe dzieci, ale nie życzę sobie, by mnie zamknięto.
– Zabiorę do grobu swój cudowny sekret, lecz zdradzę go twojej matce. Na pewno się ucieszy. A teraz idź, powiedz wszystkim, że chcę ich widzieć.
Co, u licha, skłoniło ją, aby zwierzyć się ojcu, choć sama przed sobą nie odważyła się jeszcze przyznać, że naprawdę spodziewa się dziecka? Zamyślona, zeszła do wielkiej sali i oznajmiła:
– Chce widzieć nas wszystkich: synów, ich żony i wnuki. Nie pomieścimy się w sypialni, synowie i żony wejdą zatem pierwsze.
Odwróciła się i ruszyła na górę wąskimi schodami.
Zgromadzili się dookoła dębowego łoża. Aksamitne zasłony wokół niego wydały się Flannie brudne i spłowiałe, a twarze braci zniszczone. Nie byli już młodzi. Aulay liczył sobie pięćdziesiąt dziewięć lat i sam zbliżał się do starości. Następny był Callum, lat pięćdziesiąt osiem, po nim Gillies, lat pięćdziesiąt sześć, Ranald – pięćdziesiąt cztery, Simon – pięćdziesiąt dwa i najmłodszy, Bhaltair, “zaledwie” pięćdziesięcioletni. Razem spłodzili trzydzieścioro siedmioro dzieci, które też miały już potomstwo. Ponieważ wśród wnuków Lachlanna było zaledwie siedem dziewcząt, do tego dawno zamężnych, w Killiecairn mieszkało obecnie ponad sto osób. Dziewczęta z rodziny, gdzie przychodziło na świat tylu chłopców, były cenione jako kandydatki na żony, i to pomimo niewielkich posagów. Wszystkie wyszły dobrze za mąż i udowodniły swoją przydatność, rodząc synów.
Lachlann Brodie otworzył oczy i spojrzał na zgromadzoną rodzinę.
– Umrę jeszcze tej nocy – powiedział. Milczeli, bojąc się przerwać starcowi. Może i umierał, jednak laska, którą zwykł nosić przy sobie w ostatnich latach życia, nadal leżała u jego boku, z pewnością starczyłoby mu też siły, by kogoś nią obić. Czekali zatem z szacunkiem, aby usłyszeć, co powie. Za wąskim oknem sypialni zaczynało mocno wiać, a o szyby uderzyły pierwsze krople deszczu. Płonące polana zatrzeszczały, gdy poryw wiatru dostał się do kominka. Świeca przy łóżku starca zamigotała złowieszczo.
– Wysłuchajcie moich słów i bądźcie im posłuszni. Aulay, mój pierworodny, jest odtąd przywódcą Brodiech z Killiecairn. W naszej rodzinie zawsze pierworodny następował po pierworodnym. Podporządkowałem się tej tradycji i wy też to zrobicie, inaczej moja klątwa dosięgnie was zza grobu, gdzie spoczną me doczesne szczątki. Więc jak, co macie mi do powiedzenia?
– Uznaję mego najstarszego brata, Aulaya, za przywódcę klanu Brodiech z Killiecairn, podobnie mój mąż, książę Glenkirk i jego klan. Wyraził zgodę, bym przemówiła dziś w jego imieniu. Leslie z Glenkirk uszanują ostatnią wolę Lachlanna Brodie, niech stanie się zatem tak, jak postanowił.
Ujęła pomarszczoną dłoń ojca, ucałowała i umieściła z powrotem na kołdrze. A potem odwróciła się i złożyła na policzkach najstarszego brata pocałunek pokoju.
Lachlann Brodie zdjął, acz z trudem, pierścień przywódcy i wsunął go na palec pierworodnego.
Była to gruba złota obrączka z ciemnozielonym agatem. Na okrągłym kamieniu umieszczono złotą dłoń, trzymającą pęk strzał, a poniżej napis: Zjednoczeni.
Aulay wpatrywał się w swoją dłoń. Nie pamiętał, by pierścień znajdował się gdziekolwiek indziej, niż na dłoni ojca. Spodziewał się, że przejmie po nim kiedyś przywództwo, lecz kiedy to nastąpiło poczuł się mocno przytłoczony. Ojciec wydawał się taki silny. Sądzili, że będzie żył wiecznie. Teraz rozumiał swego szwagra z Glenkirk o wiele lepiej. Przyjęcie odpowiedzialności za klan nie było rzeczą prostą ani łatwą.
Lachlann zarechotał głośno, zaskakując wszystkich.
– Dostrzegasz to, prawda, Aulayu? – spytał tajemniczo.
– Tak, ojcze, dostrzegam – odparł Aulay z wolna. – I czuję tego wagę.
– Nie zdejmiesz go, chyba że po to, aby przekazać najstarszemu synowi – zauważył Lachlann ponuro. Rozejrzał się z gniewem po komnacie.
– Wasza siostra przyjęła moją wolę i uznała w swoim bracie nowego przywódcę Brodiech. A co z wami? Jeśli nie przysięgniecie wspierać Aulaya, możecie zabrać te parę rzeczy, które nie należą do mnie, i wynieść się z Killiecairn.
– Wynieść się, dokąd? – zapytał drugi po Aulayu syn, Callum.
– Choćby do diabla, nic mnie to nie obchodzi! – prychnął gniewnie starzec. – Nie pozwolę, by moja śmierć dała wam pretekst do spierania się o to, o czym tylko ja mogę zdecydować, i właśnie to zrobiłem.
Opadł na poduszki i zaniósł się kaszlem.
Flanna przysunęła ojcu do ust kubek z whiskey i po chwili kaszel ucichł. Spojrzała gniewnie na braci. Nagle wydała im się kimś obcym. Pamiętali upartą dziewczynę, na tyle młodszą, że wydawała się raczej ich dzieckiem, nie siostrą. Teraz stała przed nimi kobieta świadoma swej siły, bogactwa i autorytetu. Pięciu młodszych synów zaszurało niemal jednocześnie stopami.
– I…? – zapytała, nadal się w nich wpatrując. – Czy ojciec ma iść do grobu niezadowolony? Przypominam wam, że niezadowolony duch nawiedza tych, którzy winni są jego niezadowolenia, a nie jest to miłe doświadczenie.
Wydawała się w tej chwili tak podobna do ojca, że aż się wzdrygnęli.
Callum Brodie ujął czym prędzej dłoń brata i ucałował pierścień.
– Ja, Callum Brodie, drugi syn Lachlanna Brodie, lorda Killiecairn, przyjmuję jego ostatnią wolę i uznaję za nowego przywódcę mego brata, pierworodnego syna naszego ojca – oznajmił. Po nim lojalność przyrzekli kolejno pozostali bracia. Kiedy skończyli, wyszli z komnaty, a ich miejsce zajęły żony, wnukowie i reszta rodziny, składając przysięgę na wierność Aulayowi i żegnając się z patriarchą. W końcu było po wszystkim i w sypialni, poza starcem, zostali jedynie Aulay i Flanna.
– Dziękuję – powiedział nowy lord, zwracając się do siostry.
– Za co? – spytała. – Zrobiłam jedynie to, co było konieczne, aby nasz ojciec mógł odejść w spokoju.
– Oświadczyłaś, że mam poparcie Lesliech z Glenkirk, Flanno – powiedział, unosząc w uśmiechu kąciki ust. – Naprawdę twój mąż wyraził zgodę, byś przemawiała w jego imieniu?
– Na pewno by to zrobił, tyle że nie przyszło mi do głowy go zapytać – odparła z uśmiechem. – Mówiąc to, co powiedziałam, oszczędziłam ci mnóstwa kłopotów, Aulayu, a papa może odejść na tamten świat zadowolony, że w Killiecairn wszystko będzie szło zgodnie z jego wolą. Nasz brat, Callum, zawsze zazdrościł ci tego, że jesteś dziedzicem. Urodził się zaledwie w dziesięć miesięcy po tobie i czuje się oszukany. Będziesz musiał przekonać go do siebie, inaczej zacznie sprawiać kłopoty. Pozostali pójdą za tobą bez wahania, lecz Callum to zupełnie inna sprawa. Strzeż się go, a także jego synów.
– Nagle bardzo dojrzałaś – powiedział. Prawdę mówiąc, zaskoczyła go jej przenikliwa analiza. To, że tak szybko zareagowała, obniżyło napięcie i uczyniło trudną sytuację łatwiejszą.
– Uczę się, jak być księżną Glenkirk, Aulayu. Moje poprzedniczki nie były kobietami, spędzającymi czas przy kominku i kądzieli. Muszę zostawić po sobie ślad, by uznano, że byłam im równa i by nasi potomkowie, zobaczywszy mój portret w galerii, dobrze mnie wspominali. W ten sposób przysporzę też chwały rodzinie, z której się wywodzę.
– I jak zamierzasz tego dokonać? – zapytał Aulay.
– Nie pora teraz o tym rozmawiać – odparła z taką stanowczością, że więcej jej nie wypytywał.
– Zostań z papą, a ja poszukam czegoś do jedzenia. Nie jadłam od śniadania. Gdy się posilę, przyjdę i cię zmienię. To mój obowiązek. Ojciec sprowadził mnie na świat, powinnam więc być przy nim, gdy będzie z niego odchodził.
– Idź zatem – powiedział Aulay i Flanna wyszła. Lachlann Brodie otworzył oczy.
– Jest jak jej mama – powiedział cicho. – Ma w sobie krew Gordonów. – I silę Brodiech – dodał Aulay.
– Gordonom z Brae też jej nie brakowało – zauważył Lachlann. – Masz wobec niej dług. Oddała ci dziś wielką przysługę.
– Tak, wiem. Nie pomyślałbym nigdy, że będę winien mojej siostrzyczce wdzięczność, ale tak jest.
Starzec zarechotał.
– To mądra dziewczyna. Glenkirk dobrze wybrał. Czy mu na niej zależy?
Aulay parsknął śmiechem.
– Szaleje za nią, a ona za nim. Szybko urodzą im się dzieci, albo zupełnie straciłem rozeznanie.
– Dobrze. Dobrze – powiedział Lachlann, zachowując dla siebie to, co zdradziła mu Flanna.
– Odpocznę trochę – powiedział i zamknął oczy. Flanna zeszła do wielkiej sali. Rodzina Brodiech właśnie się posilała. Podeszła wprost do honorowego miejsca, gdzie na podwyższeniu siedzieli z żonami jej bracia. Una Brodie natychmiast się podniosła.
– Zróbcie miejsce dla siostry, księżnej Glenkirk, hultaje bez wychowania! – poleciła.
Flanna usiadła obok przybranej matki, mając po prawej swego brata Calluma.
– Stałaś się wielką damą, Flanno Brodie – zauważył kwaśno.
– Flanno Leslie – poprawiła go spokojnie. – Spodziewałeś się, że pozostanę na zawsze łobuzicą, bracie? Gdybyś zobaczył portrety w galerii przodków Glenkirk, może lepiej byś mnie rozumiał. Chcę, aby mąż był ze mnie dumny.
– Nie kazał jeszcze namalować twojego? – wtrąciła kpiąco jej szwagierka, Ailis. – Nie byłoby to trudne zadanie, zważywszy na rudy kołtun, jaki masz na głowie. Zachichotała obrzydliwie.
– Gdybym miała włosy w kolorze mysiej sierści Ailis, też byłabym zazdrosna – odparła Flanna słodko. – Pierwszy lord Glenkirk miał córkę o włosach takich jak moje. Jej portret wisi w wielkiej sali mojego zamku. Powiadają, że jestem od niej piękniejsza, lecz staram się nie słuchać pochlebstw.
Podniosła kawałek udźca, który Una zdążyła położyć jej na talerzu i wgryzła się w niego małymi ząbkami.
Ailis prychnęła gniewnie i już miała otworzyć usta, gdy jej mąż burknął:
– Zamknij się, kobieto!
Zmilczała zatem, przeszywając jedynie Flannę nienawistnym spojrzeniem.
Una parsknęła cichym śmiechem, zadowolona, że ktoś przytarł wreszcie nosa Ailis. Żona Calluma przysparzała, podobnie jak jej zawistny mąż, nieustannych kłopotów. Callum przysiągł co prawda, że będzie wobec nowego lorda lojalny, Una wiedziała jednak, że ani trochę mu się to nie spodobało. Nie miał jednak wyboru, chyba że wystarczyłoby mu odwagi, aby spróbować podzielić klan.
– Killiecairn jest dla was za małe – zauważyła cicho Flanna. – Póki stąd nie wyjechałam, nie zdawałam sobie z tego sprawy. Niektórzy będą musieli odejść, Uno, inaczej się pozabijacie.
Oderwała kawałek chleba i posmarowała go masłem, używając kciuka.
– Brodie mnożą się szybko. Odkąd wyjechałam, w zamku pojawiła się dwójka nowych dzieci, a troje następnych jest w drodze.
Una skinęła głową.
– Coś trzeba będzie z tym zrobić – przytaknęła. – Na razie dajemy sobie jakoś radę. Zawsze sobie dawaliśmy. Aulay powiedział, że uciekłaś do Perth! – dodała, zmieniając temat.
– Widziałam króla, Uno! Poznałam go, a nawet z nim rozmawiałam. Byłam też świadkiem koronacji. Patrick po mnie przyjechał. Jest bardzo zazdrosny i nie cierpi Stuartów, poza swoim bratem, Charliem. Twierdzi, że ściągają na Lesliech z Glenkirk nieszczęścia.
– A ty się z tym nie zgadzasz – zauważyła Una domyślnie.
– To matka zaszczepiła Patrickowi ten niemądry pogląd, Uno.
– Jej mąż zginął pod Dunbar, a nie zajmował się przecież polityką – zauważyła Una. – Gdybym była na miejscu księżnej, też nie ustrzegłabym się goryczy.
– Zamierzam zwerbować dla króla oddział żołnierzy, Uno – zwierzyła się Flanna szwagierce. – Potrzebuje armii, aby odebrać to, co Cromwell i jego poplecznicy mu zabrali.
– Oszalałaś, dziewczyno? – spytała Una, zniżając głos. – Nie mamy w Szkocji dość wojen? Czy Anglicy nie zajęli naszego ukochanego Edynburga i nie zamierzają w nim pozostać? Szkocja dała temu królowi koronę i powinien się tym zadowolić. Niech się ożeni i spłodzi dla nas nowe pokolenie książąt, zamiast wytracać naszych synów w kolejnej, niepotrzebnej wojnie.
– Nie pojmujesz – odparła Flanna. – Gdybyś spotkała się z Charlesem Stuartem i spojrzała mu w oczy, wtedy byś zrozumiała!
– Jesteś niemądra, Flanno. Gdy pochowamy Lachlanna, wracaj do Glenkirk i czekaj, aż urodzi się dziecko, które nosisz. Tylko nie próbuj mi wmówić, że tak nie jest. Potrafię rozpoznać kobietę przy nadziei, gdy mam ją przed oczami.
– Nie mów pozostałym – poprosiła Flanna. – Nie powiedziałam jeszcze mężowi, choć Angus się domyślił. Papa też wie. Pomyślałam, że nowina sprawi mu przyjemność.
– I na pewno tak było – odparła Una z uśmiechem. – Odejdzie zadowolony, że w jego małym światku wszystko jest jak należy.
Lachlann Brodie zmarł tuż po czwartej nad ranem. Był dwudziesty piąty marca roku pańskiego 1651. Flanna siedziała przy umierającym, podrzemując, gdy niespodziewany uścisk jego palców przywrócił ją do przytomności. Ojciec spoglądał z miłością, jakiej nie zaznała od niego nigdy przedtem. Widząc, że się ocknęła, uśmiechnął się leciutko.
– Dobra z ciebie dziewczyna, córko – wyszeptał po czym, nie przestając się uśmiechać, wydał ostatnie tchnienie.
Puściła jego dłoń, zakrywając drugą ręką usta, by stłumić rodzący się w gardle krzyk. Uświadomiła sobie, że ojciec ją kochał, choć nie potrafił ubrać tego w słowa. Dobra z ciebie dziewczyna, córko – tylko na to potrafił się zdobyć, nawet w obliczu śmierci. Całą miłość, do jakiej był zdolny, zarezerwował dla matki Flanny. Nie dla kobiety, która dała mu sześciu jego synów, ani dla żadnej z tych, które wzbudziły w nim młodzieńczą żądzę, lecz dla Meg Gordon z Brae, ponieważ rozgrzała w jesieni życia jego serce. Flannie brakowało matki, teraz uświadomiła sobie jednak, że ojciec tęsknił za swoją Meg jeszcze bardziej.
– Z Bogiem, tatusiu – powiedziała, a potem wstała, wygładziła pościel i poszła oznajmić bratu i pozostałym, iż w życiu rodziny skończyła się właśnie pewna epoka.
Nim słońce wyłoniło się zza gór, starsze niewiasty z Killiecairn umyły zwłoki i zaszyły je w całun. Synowie zmarłego wyruszyli przed świtem z pochodniami, aby otworzyć mogiłę, gdzie Lachlann Brodie miał spocząć pomiędzy dwiema swymi żonami: Giorsal Airlie i Margaret Gordon. W kuchni młodsze kobiety przygotowywały stypę, zaś najstarszy syn Aulaya wyruszył po księdza, który miał pożegnać Lachlanna Brodie.
Gdy tylko przybył, ciało patriarchy złożono do grobu, zaś nad mogiłą wygłoszono modlitwę, zaaprobowaną przez nowy Kościół. Po prawej stronie grobu stali niczym rząd solidnych drzew synowie Giorsal Airlie. Mieli zniszczone trudami twarze, a ich czerwono – czarno – żółte szale powiewały na ostrym marcowym wietrze. Po lewej córka Margaret Gordon stała samotnie, otuliwszy ramiona zielonym szalem Lesliech. Mimo iż między nią a ojcem brakowało bliskości, czuła się dziwnie opuszczona.
Nie był czułym rodzicem, jednak w ostatniej minucie życia na swój sposób wyznał, że ją kocha. Nie wynagrodzi jej to lat zaniedbania, lecz pozostawi miłe wspomnienie. Poza tym zadbał przecież, by dobrze wyszła za mąż, chwytając w lot okazję, której nikt inny nie odważył się dostrzec. Uśmiechnęła się leciutko.
– Dziękuję, papo – wyszeptała tak cicho, iż żaden z krewnych tego nie zauważył.
Synowie Lachlanna i pozostali mężczyźni z rodziny jęli zasypywać grób, biorąc po łopacie ziemi i rzucając ją na okryte całunem ciało. Mizerne wiosenne słońce przesłoniły chmury i zaczął padać lodowaty deszcz. Kiedy nad grobem usypano niewielki kopczyk, rodziny dudziarz, Simon, jął wygrywać żałobną pieśń – lament po zmarłym naczelniku klanu. Dźwięk dud, przenikliwy i szarpiący nerwy, tego dnia zdawał się nieść żałobnikom pociechę. Nie przerywając gry, Simon ruszył ku zamkowi, gdzie w wielkiej sali czekała już pożegnalna uczta. Gdy tam dotarli, uczcili pamięć starca, wznosząc toast październikowym piwem, w którego warzeniu rodzina Brodiech była tak biegła.
Jedli i pili. Mężczyźni także tańczyli. Dzielili się wspomnieniami, snując opowieści, aż za ociekającymi siekącym deszczem oknami dzień przeszedł niepostrzeżenie w noc. W końcu, kiedy skończyli wspominać własne potknięcia, zajęli się tymi, popełnionymi przez siostrę.
– Samowolna niemal od narodzin – zauważył Aulay.
– Skąd możesz wiedzieć? – zaprotestowała Flanna. – I jak niewinne dziecko może być poskramiane bez powodu?
– Byłem tam, dziewczyno – odparł Aulay. – I swoje wiem.
– Jesteś niemądry – odparła Flanna, drocząc się z nim.
– Nie – wtrąciła Una – nie jest. Tak bardzo chciałaś wydostać się na świat, Flanno, że nie zaczekałaś, by zrobić to jak należy. Wyskoczyłaś z łona matki stopami do przodu, choć wszyscy wiedzą, że dzieciak powinien wysunąć wpierw grzecznie główkę, chroniąc drobne ciałko przed wzrokiem ciekawskich. Ale nie ty, dziewczyno! Pokazałaś nam, jaka jesteś, zanim byliśmy gotowi tego się dowiedzieć. Poród był ciężki i twoja matka nie mogła mieć potem dzieci. Na szczęście jej mąż o to nie dbał. Sześciu synów, stwierdził, w zupełności wystarczy. Twoja mama dała mu zaś, dowodził, najcenniejszy prezent ze wszystkich, córeczkę. Wniósł cię do sali, owiniętą w powijaki, a ty spoglądałaś wprost na nas oczami, w których nie było cienia lęku.
– Nie słyszałam przedtem tej opowieści – zauważyła Flanna.
– Nie było powodu o tym mówić, aż do teraz – odparła Una. – Z początku wszyscy byliśmy o ciebie zazdrośni. Twoi bracia mieli już własne dzieci. Niektóre z nich były dziewczynkami, mimo to Lachlann szczególnie się nimi nie ekscytował. Z tobą sprawa przestawiała się inaczej. Ilekroć mama zastawała pustą kołyskę, szukała twego ojca i nieodmiennie znajdowała cię wtuloną w zgięcie jego ramienia. Zajmował się obowiązkami, nosząc cię ze sobą.
– Nie wiedziałam – odparła Flanna. – Z dzieciństwa pamiętam tylko, że odkąd umarła mama, papa zachowywał się, jakby było mu obojętne, czy żyję, czy umarłam wraz z nią. Tylko to potrafię sobie przypomnieć.
Una skinęła głową.
– Tak – zgodziła się – niemal zapomniał o tobie, tak bardzo pogrążył się w smutku. Opłakiwał twoją matkę do końca życia. Było mu trudno na ciebie patrzeć, gdyż bardzo ją przypominasz, choć masz srebrzyste oczy Lachlanna, a kiedy się złościsz, spoglądasz zupełnie jak on.
– Mam oczy ojca? – powtórzyła Flanna, zaskoczona. Nikt wcześniej o tym nie wspomniał.
– Tak – odparła Una. – I jego spojrzenie – dodała ze śmiechem. – Pamiętam, że kiedyś pokłóciłaś się z ojcem, choć nie pamiętam już o co. Miałaś siedem, może osiem lat. Staliście, wpatrując się w siebie z gniewem i wyglądając zupełnie tak samo!
Bracia Flanny parsknęli zgodnym śmiechem. Dobrze wiedzieli, o czym mówi Una.
– Kochał cię, dziewczyno, choć nie poświęcał ci uwagi – powiedział Aulay, wytrącając siostrę z zamyślenia. – Kiedy odrzucił ofertę Patricka Leslie i nie zgodził się sprzedać Brae sądziłem, że oszalał. Nie potrafiłem dostrzec tego co on, lecz teraz widzę, że miał rację. Dopisało ci szczęście, Flanno. Poślubiłaś mężczyznę o dobrym charakterze, bogatego, spokrewnionego z samym królem! Twój syn będzie następnym księciem Glenkirk! Dzieciak, w którego żyłach płynie krew Brodiech! Prędzej czy później skorzystamy na tym pokrewieństwie, i to dzięki tobie, siostro.
Flanna natychmiast skorzystała z okazji.
– Byłam w Perth – zaczęła. – I poznałam króla. Udzielił mi zgody, bym zwerbowała dla niego oddział żołnierzy. Potrzebuje armii, aby odebrać, co mu się należy i pomścić ojca.
W sali zrobiło się nagle bardzo cicho.
– Wiem, że uciekłaś – powiedział Aulay.
– Nie uciekłam! – zaprotestowała Flanna z oburzeniem. – Ojciec Patricka, niemądry starzec, wyruszył do Dunbar, mimo błagań żony. Zginął, broniąc króla i kraju. Księżnę Jasmine bardzo to rozgniewało. Opuściła Glenkirk i udała się do Francji, zabierając najmłodszą córkę. Nim wyjechała, powiedziała Patrickowi, że królewscy Stuartowie ściągają na Lesliech z Glenkirk nieszczęścia, dlatego nie wolno mu angażować się po ich stronie. To oczywisty nonsens i ani przez chwilę nie wierzyłam, że księżna ma rację.
– Ale twój mąż wierzy – powiedział Aulay – ty zaś jesteś zobowiązana być mu w tej kwestii posłuszna.
– Przede wszystkim winna jestem lojalność królowi – odparła Flanna.
– Przede wszystkim, lady Leslie, winna jesteś lojalność Bogu – poprawił ją pan Dundas, prezbiteriański duchowny. – Podpisałaś Kowenant, prawda?
– Oczywiście – odparła Flanna szybko i bez wahania – i król także, drogi panie! Widziałam, jak go koronowano. Składał przysięgę z takim przekonaniem, że najbardziej zatwardziali z jego krytyków mieli łzy w oczach. To było wspaniałe!
– Spotkałaś się z nim? – zapytał sceptycznie brat Flanny, Ranald.
– Przed koronacją i po niej – pochwaliła się.
– Jak do tego doszło? – zapytał tym razem Aulay.
– Przyszedł do gospody, gdzie się zatrzymałam i Charlie nas sobie przedstawił. Potem, ponieważ wiedział, że muszę szybko wrócić do domu, przyszedł po uczcie, by się pożegnać i podziękować mi za lojalność. To wtedy poprosiłam, aby udzielił mi zgody na werbowanie żołnierzy i ją otrzymałam – wyjaśniła, nie śmiejąc wdawać się w szczegóły, aby nie zaszokować braci.
– Byłaś z królem sama? – zapytał znowu Aulay.
– Oczywiście, że nie! – odparła, udając oburzenie. – Za kogo mnie uważasz, by choć rozważać taką możliwość? Za pierwszym razem był z nami lord Stuart, a za drugim mój mąż. Jestem zaszokowana, Aulayu, że mogłeś uznać mnie za tak głupią albo źle wychowaną, iż zachowałabym się w obecności króla niestosownie i skompromitowała obie nasze rodziny.
Zacisnęła wargi i potrząsnęła z dezaprobatą głową.
– Wybacz, siostro – powiedział nowy lord.
– Oczywiście, że ci wybaczam – odparła, uśmiechając się nieznacznie. – A teraz, skoro już tu jestem, zapraszam każdego dzielnego mężczyznę, który chce odmienić swoje życie, a może nawet zdobyć majątek, by przyłączył się do oddziałów króla. Będzie trochę plądrowania, lecz tylko w miastach, które nie pozostały wobec Stuartów lojalne – wyjaśniła. – Co czeka was w Killiecairn? Nie macie nic własnego, gdyż wszystko należy do Aulaya. Nie macie bydła ani owiec, gdyż one także należą do Aulaya. Żyjecie i umieracie zgodnie z jego wolą i choć mój brat to dobry człowiek, to on jest teraz w Killiecairn panem, po nim zaś naczelnikiem zostanie jego najstarszy syn. Nie będziecie mieli szansy poprawić swojej sytuacji, jeśli tu zostaniecie.
Umilkła i omiotła spojrzeniem salę, zatrzymując wzrok na młodszych bratankach. – No, dalej, chłopcy, gdzie jest powiedziane, że Brodie nie potrafią docenić dobrej awantury? Ta rodzina zawsze była lojalna wobec swoich władców. Nikt nie ważyłby się zasugerować, że któryś z jej członków mógłby być zamieszany w zdradę. Przewidują, że wojna będzie krótka, gdyż ludzie chcą, by ich król wrócił i wstydzą się, że zamordowali jego poprzednika.
– Jeśli Anglicy chcą swego króla z powrotem – przemówił jeden z młodszych kuzynów – dlaczego po prostu do nich nie wróci? Jest synem Jamiego Stuarta, lecz nie urodził się w Szkocji. Nosi jego nazwisko, lecz powiadają, że nie wygląda jak Stuart. Nie jest Szkotem, ale Anglikiem.
– Przede wszystkim jest królem Szkocji – odparła Flanna. – Gdybyś mógł go zobaczyć, Ianie, i z nim porozmawiać, jak dane było mnie, tobyś zrozumiał. Podobno brat mojego męża wygląda jak jego ojciec, książę Henry Stuart, a król, prawdę mówiąc, nie przypomina z wyglądu Charliego. Ale co za różnica? Jest przecież królem! Potrzebuje naszej pomocy!
– Dlaczego mielibyśmy pomóc mu w tym, by mógł nas opuścić, siostro? – zapytał Aulay. – Stuartowie to ludzie bez charakteru. Wolą żyć sobie wygodnie w Anglii, niż władać Szkocją. Jeśli Karol Stuart chce być królem Szkocji, proszę bardzo, nie pomogę mu jednak wrócić do Anglii.
– Anglicy zamordowali jego ojca! – krzyknęła Flanna. – Nawet duchowni to potępili. Czy my, Szkoci, mamy siedzieć bezczynnie, miast wywrzeć na tych nikczemnikach zemstę?
– Żyjemy w odosobnieniu, Flanno – zawołał jej brat w odpowiedzi – lecz nie aż takim, byśmy nie wiedzieli, co się dzieje. Cromwell i jego poplecznicy nadal okupują Edynburg. Król przybył w zeszłym miesiącu do Aberdeen, gdzie próbował zwerbować oddziały, i to mu się nie udało. Nic nie rozumiesz, siostro, albo oczarowały cię jego gładkie maniery i wymowa. Stuartowie to najlepsi kłamcy w chrześcijańskim świecie, zwłaszcza wobec kobiet. Był czas, że prawie w każdej szkockiej rodzinie chował się królewski bękart. To czarusie, siostro, i ciebie Karol też oczarował. Podejrzewam, że twój mąż zjawił się w Perth w samą porę, inaczej mogłabyś zostać uwiedziona – zakończył ze śmiechem.
Sala rozbrzmiała serdecznym śmiechem.
Flanna poczuła, że ogarnia ją gniew. Aulay nie zdawał sobie sprawy, jak bliski był prawdy, nie zamierzała jednak dopuścić, by pokrzyżował jej plany. Pomoże królowi i odzyska dla swej rodziny tytuł lorda Brae. Odczekała, aż wesołość ucichnie, a potem powiedziała z pogardą:
– Nie sądziłam, że nadejdzie dzień, kiedy Brodie z Killiecairn stchórzą, Aualyu. Bogu niech będą dzięki, że nasz ojciec tego nie dożył.
Twarz Aulaya pociemniała z gniewu.
– Gdybyś była mężczyzną, Flanno… – zaczął głosem zduszonym z gniewu.
– Tobyś mnie wyzwał? – spytała kpiąco. – Zrób to! Nie byłeś nigdy dobry w szermierce, Aulayu. Pokonałabym cię z jedną ręką przywiązaną za plecami. Pokonałabym każdego z was! A teraz, kto ma dość odwagi, by udać się ze mną do Brae, gdzie zacznę zbierać dla króla żołnierzy?
Odwróciła się plecami do nowego lorda, który wyglądał, jakby miał dostać apopleksji.
– Wolicie zostać tutaj, być niczym i niczego nie mieć?
I znowu odezwał się Ian.
– Nie jesteśmy tchórzami, Flanno, ale zmęczyły nas wojny, które nie mają z nami nic wspólnego. Jeśli z tobą pójdziemy i pewnego dnia uda nam się wrócić, co zyskamy? Możemy zostać kalekami, gdyż niewielu udaje się wyjść z bitwy nietkniętym. Nawet jeśli zdobędziemy dla siebie trochę łupów, w niczym nie zmieni to naszego położenia. Istnieje jednak sposób, by zyskać niezależność. Możemy popłynąć do Nowego Świata. To szansa dla ludzi, którzy chcą i potrafią pracować. Nie brakuje tam ziemi i można się dorobić. Nie oddam życia za zdetronizowanego angielskiego króla o szkockim nazwisku, Flanno, ale nie braknie mi odwagi, by przebyć morze i chętnie powitam każdego, kto zechce mi w tym towarzyszyć!
W sali zapadła pełna zdumienia cisza, a potem bratankowie Flanny zaczęli krzyczeć jeden przez drugiego:
– Ja z tobą popłynę, Ianie! Ja!
– Widzisz, czego narobiłaś, nieznośna dziewczyno! – powiedziała z gniewem Una. – Ile matek będzie cierpiało przez to, co tu dzisiaj zaczęłaś?
– Nie zrzucaj winy na mnie – zaprotestowała Flanna gorąco. – Ja chcę, by pozostali w Szkocji i walczyli za króla. To Ian Brodie mówi o wyjeździe.
– Nie miałby odwagi o tym mówić, gdybyś nie uświadomiła młodym, że mogą umrzeć za króla, pozostać tutaj z niczym albo wyjechać i szukać szczęścia gdzie indziej – odpaliła Una.
– Jeśli nie chcą walczyć za króla, niech jadą, dokąd chcą – odparła Flanna. – Skoro wolą służyć sobie, zamiast swemu królowi i ojczyźnie, niech odejdą i wezmą swoją hańbę ze sobą! Ojciec spaliłby się ze wstydu widząc, że Brodie z Killiecairn zachowują się w ten sposób!
– Jeśli naprawdę w to wierzysz – wtrącił z gniewem Aulay – to zupełnie go nie znałaś. Przetrwanie było dla niego naczelną wartością, podobnie jak jest nią dla Lesliech z Glenkirk. Klan nie mógłby przeżyć, gdyby wysyłał ludzi na każdą wojnę, jaką rozpęta król. Karol Stuart nie ma ze mną nic wspólnego, lecz jeśli ktoś z was chciałby przyłączyć się do oddziału mojej siostry, nie będę go zatrzymywał, tak jak nie będę zatrzymywał tych, którzy zdecydują się wyruszyć z Ianem. Jesteśmy dużą rodziną i prawda wygląda tak, że nie będziemy w stanie zadbać należycie o wszystkich. Może już czas, by część z was odeszła. Zrobię, co w mojej mocy, aby wam pomóc, Ianie, lecz musisz przyrzec, że pomożesz każdemu, kto zechce udać się do Nowego Świata za tobą.
– Masz moje słowo, wuju – obiecał Ian, uśmiechając się z zadowoleniem. – Daj nam pięć lat, a poślemy po wszystkich, którzy zechcą do nas dołączyć, i po żony. Na razie popłyną tylko mężczyźni, gdyż kobiety mogłyby nie wytrzymać trudów.
– A kto podąży za królem? – spytała Flanna, zdecydowana się nie poddać.
Odpowiedziała jej cisza.
– Tchórzliwe łotry z was, co do jednego! – wrzasnęła, oburzona.
Callum Brodie zerwał się z ławy i krzyknął na siostrę:
– Nie waż się nas oskarżać, Flanno Leslie! Brodie zawsze wywiązywali się ze swych zobowiązań względem klanu i ojczyzny. To ty nie dopełniłaś jeszcze obowiązku względem męża. Wracaj do domu i rodź dzieci, jak na przyzwoitą kobietę przystało! Jakim prawem domagasz się od nas, byśmy wysłali synów i wnuki jako mięso armatnie dla angielskiego króla!
– To królewski Stuart! – zawołała w odpowiedzi.
– To Anglik! – odparł Callum, a w sali dał się słyszeć szmer aprobaty.
– Skoro tak, pojadę jutro do Gordonów – wypaliła Flanna. – A potem do Campbellów, Hayów i każdego, kto zechce mnie wysłuchać. Dałam królowi słowo i go dotrzymam!
– Jutro – powiedział Aulay spokojnie – wrócisz do Glenkirk, siostro. Sam cię odwiozę.
– Nie pojadę! – zaprotestowała z uporem.
– D licha, dziewczyno, spodziewasz się dziecka! – wykrzyknął Aulay, sfrustrowany.
– Ja… nie wiem, o czym mówisz! – zaprotestowała Flanna, oblewając się rumieńcem.
– Ale ja wiem! – wtrąciła Una Brodie. – Powiedziałam ci już, że potrafię poznać, kiedy dziewczyna jest w ciąży, Flanno Leslie! Co więcej, doskonale wiesz, że tak jest, nie wspomniałaś jednak o tym mężowi, by nie próbował powstrzymać cię przed popełnieniem głupstw, które sobie zamierzyłaś! Cóż, pojadę jutro z tobą do Glenkirk, a jeśli nie wyznasz Patrickowi, że spodziewasz się potomka, sama mu powiem, tak jak powiedziałam mężowi, przed którym nie mam tajemnic. A teraz usiądź i bądź wreszcie cicho!
Zebrani parsknęli zgodnym śmiechem. Flanna rozejrzała się z furią po sali, usiadła jednak i powiedziała do Uny:
– Nie jestem dzieckiem.
– Więc nie zachowuj się jak dziecko – odparła Una cicho. – Będziesz spała dziś ze mną. Nie zaryzykuję, że się obudzę, a ciebie już w Killiecairn nie będzie. Nie dopuszczę do tego, by twój mąż miał do Aulaya pretensje.
– Ale, Uno, ja obiecałam królowi – poskarżyła się Flanna niemal z płaczem.
– Nie sądzę, by jakikolwiek monarcha, nawet król Szkocji, potraktował zbyt poważnie obietnicę złożoną przez wiejskie dziewczę – zauważyła cierpko Una. – Aulay ma rację. Stuartowie to uroczy mężczyźni, a król był po prostu uprzejmy. Jestem pewna, że twoja oferta bardzo go wzruszyła, świadczy bowiem, iż jesteś swemu krajowi oddana, nie sądzę jednak, by choć przez chwilę wierzył, że zdołasz dotrzymać obietnicy. A teraz masz doskonałą wymówkę. Nikt przy zdrowych zmysłach nie może oczekiwać, że kobieta w odmiennym stanie będzie przemierzała okolicę, werbując żołnierzy. Poklepała pocieszająco dłoń Flanny.
– Jesteś zmęczona, Flanno, gdyż wczesne miesiące bywają trudne, zwłaszcza przy pierwszej ciąży. Wypełniłaś jednak obowiązek względem swego ojca. Chodź, położę cię do łóżka.
Wstała i wyciągnęła do Flanny dłoń. Flanna westchnęła i także wstała.
– Rzeczywiście, czuję się znużona – przyznała.
– Dobra dziewczynka – pochwaliła ją Una, gdy wychodziły z sali. – To niełatwy czas, gdy nosi się pod sercem pierwsze dziecko. Najlepszy, a zarazem najgorszy. Przynajmniej ja tak właśnie się czułam. Twój mąż będzie bardzo szczęśliwy, zwłaszcza jeśli urodzi się chłopiec.
– Będzie, jak Bóg da – odparła Flanna. Do licha, rzeczywiście, nagle poczuła się zmęczona. Była też jednak skonsternowana. Co stało się z mężczyznami z jej rodziny? Sądziła, że ochoczo skorzystają z okazji, by stanąć w obronie swego króla. Lecz odmówili, a młodsi zaczęli otwarcie mówić, że chcą opuścić Killiecairn i Szkocję, aby poszukać dla siebie szansy w Nowym Świecie. Nie ośmieliliby się wystąpić z czymś podobnym, gdyby stary Lachlann nadal żył, pomyślała.
– Jesteś podejrzanie milcząca – zauważyła szwagierka, kiedy zaczęły się rozbierać. – O czym tak rozmyślasz?
Flanna skorzystała z nocnika i wdrapała się na łóżko, które miała dzielić z Uną.
– Nie rozumiem tego – przyznała.
– Czego mianowicie? – spytała Una, kładąc się obok młodszej kobiety.
– Mężczyźni Brodiech zawsze odpowiadali na wezwanie. Walczyli za swego króla, wykazując się odwagą. Dlaczego nie chcą już tego robić? – spytała, wzdychając.
Una także westchnęła, a potem zaczęła wyjaśniać:
– Od wieków klany walczyły pomiędzy sobą. W Szkocji każda piędź ziemi nasiąkła krwią. Podobnie jak Glenkirk, Killiecairn uniknęło najgorszego, gdyż znajdowało się na uboczu. Nasi sąsiedzi, Gordonowie i Leslie, są od nas o wiele potężniejsi, dlatego nie uważają nas za zagrożenie. Kiedyś mieli tu swoje włości także Hayowie, lecz dawno odeszli, a ich ziemie zostały podbite albo stracone na posagi. Urodziłam się w roku, gdy w Anglii zmarła stara królowa, a nasz król Jakub odziedziczył tron. Ledwie mógł się doczekać, aby opuścić Szkocję. Nie jest to spokojny kraj, a ludźmi trudno rządzić. Więcej Stuartów zginęło gwałtowną śmiercią, niż zmarło spokojnie w łożu. Król Jakub miłował pokój, wyjechał zatem do Anglii, zabierając królową i potomstwo. O ile wiem, nigdy tu nie wrócił, ale ponieważ Szkocja należy do Stuartów, od czasów tego króla nie mamy rezydującego monarchy.
– O ile możni, którzy czynili życie w tym kraju trudnym do zniesienia, sprawiali kłopoty przed wyjazdem króla, to potem sytuacja jeszcze się pogorszyła. Nie było bowiem władcy ni dworu, który mógłby odwrócić ich uwagę. Anglicy gardzili naszym królem, nie mieli jednak wyboru, jak tylko go zaakceptować. Był prawowitym następcą starej królowej. Jakub tak dobrze czuł się w spokojnej Anglii, że nie zwracał uwagi na to, jak postrzegają go Anglicy – A kiedy umarł, tron odziedziczył jego syn, pierwszy Karol. Choć uważany za Szkota, gdyż tu się urodził, był jednak ceniony wyżej niż ojciec, większość życia spędził bowiem w Anglii. Lecz szybko zaczęły się kłopoty. Widzisz, to starszy syn powinien był odziedziczyć po Jakubie tron, umarł jednak młodo, a szkoda, bo Anglicy ponoć go kochali.
– To musiał być ojciec niezupełnie królewskiego Stuarta, Charliego – domyśliła się Flanna.
– Zapewne – odparła Una. – Lecz zamiast niego tron odziedziczył młodszy brat. Nie był dobrym królem, tak przynajmniej o nim mówiono. Nie bardzo rozumiem, o co toczy się w Anglii wojna, kosztowała jednak Stuarta życie. A teraz jego syn, urodzony w Anglii, został koronowany w Scone. Nie zadowoliło go to jednak na tyle, by został i nami rządził. Chce wrócić do Anglii i nas zostawić. Do tego potrzeba jednak armii, która utorowałaby mu drogę do Londynu.
– W wojnie nie ma nic moralnego, Flanno. Ani słusznego. Kraj jest niszczony. Niewinne kobiety, dzieci i starcy mordowani. Nasza historia pełna jest wojen i, prawdę mówiąc, mamy ich już dosyć. Mężczyźni mają rację: nie znamy tego króla. Przestrzegamy praw naszego kraju, lecz nie czujemy się zobowiązani, by walczyć za Stuarta. Jesteśmy już tym zmęczeni. Rozumiesz?
– Lecz w Killiecairn jest was zbyt dużo – zaprotestowała Flanna. – Młodzieńcy nie mogą się żenić, ponieważ brakuje miejsca, by mogli sprowadzić żony. A jeśli nie będą się żenić, klan wymrze. Walcząc za króla, mogliby czegoś się dorobić, Uno.
– Gdyby przeżyli – odparła Una ponuro. – Ale słyszałaś dzisiaj Iana, Uno. Wyjedzie z Killiecairn i zabierze z sobą innych. Ci, którzy poszliby walczyć za króla, wróciliby kiedyś do domu. Czy synowie klanu, którzy znajdą dla siebie miejsce w Nowym Świecie, zechcą do nas wrócić?
– Nie wiem – odparła Una – lecz Ian, a wraz z nim wielu młodych, i tak popłynie. Prawdę mówiąc, rozmawiali o tym po kątach już od miesięcy. Kiedy przemówiłaś dziś tak śmiało, skorzystali z okazji, aby przedstawić swoje racje. To rozsądne rozwiązanie. W Nowym Świecie jest dość ziemi i wielu Szkotów tam wyjeżdża. Pomożemy im, na ile będzie to możliwe.
– Nie wiedziałam – przyznała Flanna cicho.
– Nie mogli otwarcie o tym rozmawiać, póki żył stary – wyjaśniła Una ze śmiechem. – Lachlann Brodie nie zgodziłby się utracić choćby jednego krewniaka. Wierzył, że siła klanu zależy od liczebności. Lecz teraz chroni nas Glenkirk. Wdać się w spór z nami, znaczy zadrzeć z Lesliemi. Poza tym mamy jedynie ziemię i bydło. To nic wielkiego, a już z pewnością nie dość, by wszcząć wojnę.
– Czy Leslie podzielą w końcu los Brodiech? – zastanawiała się na głos Flanna.
– Leslie pilnowali, by w każdej generacji synowie i córki lorda dodawali coś do rodzinnego majątku. Jeśli król, którego tak podziwiasz, naprawdę jest ci życzliwy, możesz odzyskać pewnego dnia tytuł, który należał do rodziny twej matki, a potem przekazać go synowi. Są sposoby, aby uzyskać to, czego się pragnie, ale my, Brodie z Killiecairn, nie jesteśmy wystarczająco bogaci i wpływowi, by móc pozwolić sobie na tego rodzaju machinacje.
– Rzeczywiście zastanawiałam się, jak by tu odzyskać tytuł lorda Brae dla drugiego syna – przyznała Flanna.
– Widzisz, dziewczyno – powiedziała szwagierka – myślisz jak księżna Glenkirk, choć wyszłaś za mąż dopiero niedawno. Ale dość gadania. Prześpijmy się.
Una szybko zaczęła pochrapywać, lecz Flanna leżała przez jakiś czas bezsennie, pogrążona w rozmyślaniach. Czuła się rozczarowana, że nie dane jej było werbować dla króla żołnierzy, lecz może plan był po prostu zbyt ambitny. Jest przecież tylko szlachcianką z prowincji, do tego od niedawna poślubioną. Znajdzie inny sposób, by pozostawić po sobie ślad. Złożyła dłonie na brzuchu. Był nadal płaski, wiedziała jednak, że w środku rozwija się życie.
Nagle ledwie mogła się doczekać, by wrócić do Glenkirk. Patrick będzie bardzo podekscytowany, gdy dowie się, że urodzi mu dziedzica. Może i nie zdołała zwerbować dla króla żołnierzy, których on tak rozpaczliwie potrzebuje, wypełni jednak obowiązek względem Lesliech. Pogodzona z sobą, zasnęła, zastanawiając się, czy fakt, że spodziewa się dziecka oznacza, iż będą musieli zrezygnować z małżeńskich przyjemności. Zapytam o to Unę, postanowiła.
– Możecie cieszyć się sobą jeszcze przez jakiś czas, lecz trzeba zachować ostrożność – powiedziała Una, gdy przygotowywały się do wyjazdu z Killiecairn. – I nie zamartwiaj się, jeśli Patrick poszuka przyjemności u innych, gdy staniesz się zbyt gruba, by cię dosiadać. Mężczyźni często tak robią, lecz nic to dla nich nie znaczy.
– Z nami tak nie będzie! – zaperzyła się Flanna. Una tylko się roześmiała.
– Jeśli mąż dowie się, że tak do tego podchodzisz, prawdopodobnie postara się być dyskretny. Mężczyźni to jednak duzi chłopcy.
– Cieszę się, że ze mną jedziesz – powiedziała Flanna.
– Jestem ciekawa i chętnie zobaczę Glenkirk – przyznała Una. – Zamek jest podobno wspaniały.
– Ja też tak myślałam, gdy zobaczyłam go po raz pierwszy. Teraz to po prostu mój dom – odparła Flanna. – Ma za sobą wieki historii. Ciągle zadziwia mnie, że mój syn zostanie pewnego dnia następnym księciem.
– Mnie także, Flanno – przyznała Una ze śmiechem. – Pomagając cię wychowywać, nie przypuszczałam, iż możesz zostać pewnego dnia księżną.
Wyjechali z Glenkirk. Sześciu braci Flanny postanowiło towarzyszyć kobietom. Coś w ich jedynej i najmłodszej siostrze nie dawało im spokoju. Była jak na kobietę zbyt wygadana i niezależna. Chcieli zapewnić księcia, że bracia Flanny Leslie staną po stronie jej męża w każdym sporze pomiędzy nim a ich siostrą. Książę Glenkirk mógł być potężnym sprzymierzeńcem i należało dbać o jego przychylność. A siostra nadal sprawiała kłopoty. To, co powiedziała w wielkiej sali, zaskoczyło braci. Małżeństwo ani trochę jej nie utemperowało. Była równie śmiała, jak przed zamążpójściem.
Kiedy jechali, spojrzała w kierunku położonego na pobliskim wzgórzu rodzinnego cmentarza, gdzie widoczny był świeży grób. Zmówiła za ojca cichą modlitwę. Słabe marcowe słońce towarzyszyło im, kiedy pokonywali mile, dzielące dom Brodiech od Glenkirk. Gdy objeżdżali jezioro Brae, Flanna powiedziała:
– Mąż podarował mi Brae i pozwolił odbudować zameczek. Pewnego dnia odziedziczy go nasz drugi syn. Leslie dbają o to, by zabezpieczyć przyszłość wszystkim synom.
– Twój mąż nie ma młodszych braci? – spytał Aulay.
– Owszem, ma. Ich matka posiada w Irlandii wielki majątek. Podzieliła go między najmłodszych synów i postarała się dla każdego o tytuł.
– Więc twoja teściowa jest Irlandką? – dopytywał się Aulay.
– Nie. Pochodzi z bardzo dalekiego kraju. Patrick mówi, że nazywają go Indie. Jej papa był wielkim królem.
– Jakimż to sposobem córka wielkiego króla wyszła za mąż za Szkota i zamieszkała w Glenkirk? – zapytał kpiąco drugi brat Flanny, Callum. – Kto naopowiadał ci takich historii?
– Mój mąż – odparła Flanna. – Jego rodzina jest doprawdy niezwykła, drodzy bracia. Babce Patricka, starej lady BrocCairn, powiedziano, że jej mąż zginął w pojedynku. Zrozpaczona, popłynęła ze starszym bratem do Indii, gdzie przebywali jej rodzice. Została porwana i podarowana temu wielkiemu królowi, by zostać jego czterdziestą żoną.
– Czterdziestą? – zawołał z niedowierzaniem kolejny brat, Simon. – Boże, miej litość nad tym biedakiem, mnie jedna żona w zupełności wystarczy!
Pozostali parsknęli zgodnym śmiechem.
– Mąż opowiada ci bajki – zauważył Callum.
– Nie, to prawda. Patrick twierdzi, że większość małżeństw jego dziadka została zawarta z przyczyn politycznych, aby przypieczętować traktat albo zakończyć wojnę. Niektóre z tych kobiet kochał, i tak było właśnie z Velvet. Nazywał ją swoją angielską różą. Wkrótce po tym, jak urodziła mu córeczkę, z Anglii nadeszła wieść, że lord BrocCairn żyje. Rodzina chciała odzyskać Velvet i król, człowiek honoru, odesłał ukochaną do Anglii. Zatrzymał jednak córeczkę, która dorosła i stała się potem księżną Jasmine.
Jej pierwszy mąż był księciem. Zginął, zamordowany przez brata księżniczki, która uciekła do Anglii, kiedy ich ojciec umierał i nie był w stanie dłużej jej chronić. Dziadkowie powitali dziewczynę serdecznie i po jakimś czasie wyszła ponownie za mąż. Dała markizowi Westleigh troje dzieci. To właśnie markiz zdobył dla niej majątek w Irlandii, nadany mu przez króla Jakuba. Gdy jej mąż został zamordowany, Jasmine opuściła Irlandię i wróciła na angielski dwór, gdzie poznała księcia Henryka Stuarta i dała mu syna. Gdy książę zmarł, przysięgła nie wychodzić więcej za mąż, gdyż uwierzyła, że sprowadza nieszczęście na mężczyzn, którzy ją kochają.
Bracia słuchali, porwani opowieścią, której treść przekraczała wszystko, co byli w stanie sobie wyobrazić. Flanna zaczęła opowiadać, jak król Jakub rozkazał, by książę Glenkirk, który był wówczas wdowcem, poślubił owdowiałą markizę Westleigh. Chciał w ten sposób zapewnić bezpieczny dom swemu wnukowi, gdyż ufał księciu Glenkirk jak mało komu. Pamiętał, jak to jest, być wychowywanym przez obcych i nie życzył sobie, aby spotkało to jego wnuka.
– Jednakże – opowiadała dalej Flanna – dama nie życzyła sobie wychodzić ponownie za mąż. Znała Glenkirka i nawet go lubiła, nie podobało jej się tylko, że ma poślubić go na rozkaz. Zabrała czwórkę swoich dzieci i uciekła z nimi do Francji. Odnalezienie jej zajęło Glenkirkowi dwa lata, a pomogła mu w tym madame Skye.
– A któż to taki? – zapytał Aulay.
– Babka lady Jasmine, ale to już zupełnie inna historia! Ledwie mogę uwierzyć w to, co słyszę na temat tych kobiet. Dlatego tak ważne jest, bym nie zapisała się w pamięci potomnych jako księżna, która niczego nie dokonała. Pomagając królowi, zostawię po sobie ślad. Pozwólcie jednak, że skończę. Lady Jasmine i Jemmie Leslie w końcu się pobrali. Urodziło im się trzech synów i dwie córki. Jedna zmarła w dzieciństwie. Druga przebywa teraz z matką we Francji. Jest najmłodsza i urodziła się, gdy księżna sądziła, iż nie może mieć już dzieci. Patrick powiada, że byli bardzo zdziwieni, gdy jego siostra, Autumn, pojawiła się na świecie. A stało się to w Irlandii, dokąd udali się, by wydać za mąż jedną z jego sióstr… ale to temat na kolejną opowieść. Historia Glenkirk obfituje w fascynujące momenty – zakończyła ze śmiechem.
– Cóż – zauważyła Una – rozumiem teraz, dlaczego tak uparłaś się przy swoim pomyśle, lecz może Patrick zadowoliłby się żoną, która nie ucieka i nie popada w tarapaty. Wygląda na człowieka ceniącego spokój.
– Wszystkie kobiety Lesliech miały burzliwe życie – przyznała Flanna. – Wyraża się o nich z miłością, lecz możesz mieć rację, Uno. Zwykł także mawiać, że jego siostry to samowolne dziewuszyska, przysparzające rodzicom nieustannych kłopotów.
– Sama widzisz! – zawołała triumfalnie Una. – Twój mąż to zwykły naczelnik klanu, mimo swego majątku i tytułów. Będziesz dla niego doskonałą żoną, gdy tylko wybijesz sobie z głowy te głupoty. Będziesz dbała o jego dom i dasz mu gromadkę zdrowych dzieci, które wychowasz na dobrych ludzi. Gdy wasi potomkowie popatrzą na twój portret, nie powiedzą, że byłaś księżną, która niczego nie dokonała, lecz taką, która uczyniła swego męża bardziej szczęśliwym, niż którykolwiek lord przed nim. On zaś obdarzał ją nieustającą miłością i nie lubił przebywać z dala od niej.
– Ależ, Uno – powiedziała Flanna, zaskoczona słowami starszej niewiasty. Nie podejrzewała dotąd, że szwagierka może być tak romantyczna.
– Cóż, to z pewnością lepsze, niż być zapamiętaną jako naiwna księżna, przemierzająca szkockie góry po to, by znaleźć mięso armatnie dla wygnanego króla, który opuścił Szkocję, gdy tylko odzyskał to, co stracił – rzekła Una ostro. – Twój mąż to dobry człowiek, Flanno. Nie odstręczaj go od siebie, przeciwstawiając się jego woli. Jeśli Patrick uważa, że Stuartowie sprowadzają na jego rodzinę nieszczęście, musisz uszanować ten pogląd, nawet jeśli uważasz go za niemądry. Tak postępuje dobra żona. Wychwala osiągnięcia męża i pomija milczeniem popełniane przez niego błędy w ocenie, przynajmniej na ogół.
– Teraz już wiem, jak udało ci się przeżyć z moim bratem tyle lat we względnym spokoju – zażartowała Flanna.
Una wymierzyła klapsa szwagierce, lecz był to czuły klaps, i obie się roześmiały.
Wyjechali z Killiecairn późnym rankiem, a pod wieczór zamajaczyły przed nimi wieże Glenkirk. Flannie od razu zrobiło się ciepło na sercu. W czasie tych kilku miesięcy, jakie minęły od ślubu, pokochała Glenkirk. Fingal popędził konia, zbliżył się do niej i powiedział z uśmiechem:
– Cieszę się, że wróciliśmy. Brakowało mi małych Stuartów, nawet Willy'ego, chociaż przez cały czas ryczy.
– Zachowuj się – ostrzegła go matka. – Nie życzę sobie, by odesłano cię do domu, Fingalu Brodie. Pobyt tutaj to dla ciebie wielka szansa. Nie chciałabym cię stracić, jak tylu innych, którzy popłyną do Nowego Świata.
– Podoba mi się w Glenkirk – przyznał Fingal. – Lubię codziennie się uczyć. Lady Sabrina pobiera nauki wraz z nami. Leslie uważają, że dziewczyna powinna być równie wykształcona, jak chłopiec. Nawet Flanna nauczyła się w końcu czytać i pisać.
– Naprawdę? – zdziwiła się Una.
– Nie mogę być księżną i nie umieć pisać. Mam obowiązki. Angus mnie nauczył.
– A czego jeszcze cię uczy? – spytała Una, zaciekawiona.
– Angus prowadzi gospodarstwo. Księżna Jasmine miała służącego, który był z nią, od kiedy się urodziła. Gdy wyjechała, zabrała go ze sobą – wyjaśniła Flanna. – Mamy gospodynię, służba potrzebuje jednak nadzoru. Wszyscy lubią Angusa. Wiesz, że to mój wuj? Nieprawy brat mamy.
– Wiem – odparła Una. – Ma szczęście, że siostra, a teraz siostrzenica kochały go na tyle, by uczynić członkiem swej rodziny. A jak powodzi się Aggie?
– Jest szczęśliwa – odparła Flanna. – Nie ma przy mnie zbyt wiele do roboty, pomaga więc opiekować się dziećmi, choć mają nianię. Przyjechała z nimi z Anglii. Doskonale się dogadują, a ponieważ niania nie jest już młoda, pomoc bardzo się jej przydaje.
Kiedy zbliżyli się do Glenkirk, na spotkanie kawalkady wyjechał z zamku jeździec. Flanna pośpieszyła natychmiast ku mężowi.
– Lachlann Brodie nie żyje? – zapytał, gdy się spotkali.
– Został wczoraj pochowany – odparła Flanna. – Przywiozłam braci i żonę Aulaya. Wiedziałam, że będą mile widziani. Poza tym, umierają z ciekawości – dodała, zniżając głos. Książę skinął niedostrzegalnie głową. – Synowie Lachlanna Brodie, a twoi bracia, Flanno, będą zawsze w Glenkirk mile widziani. Podobnie jak ty, pani Uno. Macie za sobą długą drogę, pozwólcie więc za mną.
Zawrócił konia i poprowadził gości przez zwodzony most, a potem na zamkowy dziedziniec.
Bardzo starali się nie gapić, lecz żadne nie było wcześniej w tak dużym zamku. Glenkirk, ze swymi czterema wieżami z ciemnego kamienia, ciężkimi dębowymi drzwiami i wielką żelazną bramą, wywierał imponujące wrażenie. Oczy przybyszów rozszerzyły się na widok gromadki stajennych, którzy pośpieszyli odebrać od nich konie. Bracia otrzepali starannie ubrania z pyłu, uświadamiając sobie nagle, że wchodzą oto do wspaniałego domu. Zdziwiła ich też swoboda Flanny. Przemawiała do trzymającego konia chłopca stajennego uprzejmie, acz z nieskrywaną pewnością siebie.
– Dopilnuj, by Glaise została starannie wyczyszczona, Robbie. Niech dadzą jej dziś dodatkową miarkę owsa – poleciła, potem zaś odwróciła się i powiedziała z uśmiechem do krewnych:
– Witajcie w Glenkirk, bracia. Witaj, Uno. Wejdźmy do wielkiej sali.
– Sam nie wiem, Flanno – odparł z wahaniem Callum, tracąc animusz.
– Zostańcie choć na noc – nalegała łagodnie.
– Jest zbyt późno, by ruszać dziś w podróż. Chodźcie!
przy wejściu czekał już Angus.
– Witaj z powrotem, pani – powiedział, kłaniając się z szacunkiem, po czym wprowadził ich do sali.
Służący zdawali się wyłaniać nie wiadomo skąd, roznosząc srebrne kufle, pełne październikowego piwa. Goście przyjmowali je chętnie, nie tylko dlatego, że byli spragnieni, ale by uspokoić bijące mocno serca i ukryć pełne podziwu zdumienie, jakie ogarnęło ich na widok dwóch masywnych kominków, zwieszających się z rzeźbionych belek sufitu wielobarwnych proporców i dwóch imponujących portretów. Poza Aulayem żadne nie było dotąd w tak wspaniałym domu, toteż czuli się trochę przytłoczeni.
– Poczułam się tak samo, gdy weszłam tu po raz pierwszy – zapewniła ich Flanna, zniżając głos.
– Dopilnuj, aby przygotowano miejsca do spania dla moich braci i pani Uny – zawołała do Angusa, ten zaś skłonił się i odpowiedział:
– Natychmiast, pani.
– Powiadom też kuchnię, że mamy gości. Angus skłonił się ponownie.
Nagle do sali wbiegła trójka dzieci, wykrzykując imię Flanny. Przyklękła i uścisnęła je po kolei.
– A oto i nasze maluchy – powiedziała. – Tęskniliście za mną?
– Przywiozłaś nam prezenty? – spytała dziewczynka śmiało.
– Pojechałam pogrzebać ojca, Brie. To nie była wycieczka dla przyjemności – wyjaśniła Flanna.
– Przyjechali ze mną moi bracia i Una, o której wam opowiadałam.
Wstała.
– Bracia, Uno, pozwólcie, że przedstawię wam dzieci niezupełnie królewskiego Stuarta: lady Sabrina Stuart i jej bracia: lord Frederick i lord William. Dzieci, oto moi bracia: Aulay, pan na Killiecairn, i jego żona, Una, a także Callum, Gillies, Ranald, Simon i Bhaltair.
Sabrina dygnęła grzecznie, a jej bracia się skłonili. Synowie Lachlanna Brodie odpowiedzieli ukłonem, idąc w ślady Aulaya, któremu Una wymierzyła wpierw dyskretnego kuksańca.
– Cóż, skoro powitania mamy już za sobą – powiedział Patrick, uświadamiając sobie, że rodzina żony czuje się cokolwiek onieśmielona – usiądźmy i zaczekajmy na posiłek. Zgłodnieliście z pewnością po podróży. Wiosna jeszcze nie nadeszła, choć w powietrzu da się już wyczuć ciepłe podmuchy. Cieszę się, że dni nie są wreszcie tak krótkie. Ciemne zimowe miesiące bardzo się dłużą.
– Kiedy zamierzasz mu powiedzieć? – szepnęła Una do Flanny.
– Zrobię to wieczorem, gdy zostaniemy sami – odparła Flanna. – Taka nowina, zwłaszcza jeśli mężczyzna ma usłyszeć ją po raz pierwszy w życiu, winna być przekazana na osobności.
– Chcesz pokochać się z nim raz jeszcze, zanim się dowie – zauważyła Una ze śmiechem. – Lubisz to, prawda?
– O, tak! – przyznała Flanna z zapałem.
– Masz zatem szczęście, że dostał ci się mąż, który wie, jak posłużyć się swoją lancą, bo nie wszyscy to potrafią.
– Zważywszy, ile w Killiecairn pałęta się dzieciaków, żony Brodiech też nie mogą uskarżać się na swoich mężów – odparła Flanna zuchwale.
Una roześmiała się w glos.
– Tak, Flanno, to zawsze był ich największy talent. Twoja mama mogłaby o tym zaświadczyć. Kochasz go, czy po prostu jest ci z nim dobrze w łóżku?
– Chyba go kocham, chociaż potrafi być zatrważająco uparty. Z drugiej strony, mnie pod tym względem także nic nie brakuje, dobraliśmy się więc jak w korcu maku.
– Przyrzeknij, że mu powiesz – nalegała Una.
– Zejdzie jutro do wielkiej sali z szerokim uśmiechem na przystojnej twarzy, obiecuję. To, co powiedziałaś w drodze, ma dla mnie głęboki sens. Tak bardzo przejęłam się tym, by dorównać moim poprzedniczkom, że zapomniałam, iż nie jestem taka jak one. Księżniczki i żony sułtana! Jestem zwyczajną dziewczyną z gór. Moja wartość polega na tym, że potrafię uczynić Patricka i dzieci, które mu urodzę, szczęśliwymi. Jeśli pisane mi jest coś więcej, samo do mnie przyjdzie.
Una skinęła głową.
– Czuję się teraz znacznie spokojniejsza – powiedziała.
– Kiedy umarła moja mama, wzięłaś mnie na wychowanie. Nie zgadzałyśmy się w przeszłości, i pewnie dalej tak będzie, zawsze byłaś jednak dla mnie wzorem, Uno. Nie jestem tak głupia, aby nie zdawać sobie z tego sprawy.
Objęła Unę i uścisnęła, pytając po cichu:
– Jak myślisz, urodzę chłopca czy dziewczynkę?
Nauczył ją, jak go dosiadać i zawsze sprawiało mu to wielką przyjemność. Pieścił dłońmi bujne piersi żony, kiedy siedziała na nim z uśmiechem na ślicznej twarzy. Zanurzony w niej głęboko, przymknął oczy, pozwalając, by przyjemność rosła, wypełniając go i grożąc wybuchem niekontrolowanej rozkoszy. Jęknął, gdy zacisnęła na nim mięśnie.
– Zabijesz mnie, dziewko – powiedział głosem zduszonym z emocji.
– Uwielbiasz to – odparła z szelmowskim uśmiechem.
– Ty także – odpalił, a potem przewrócił ją na plecy i wsunął pod siebie. W jego zielonozłotych oczach pojawił się niebezpieczny błysk. Pochylił głowę i przycisnął wargi do jej ust w namiętnym pocałunku, który sprawił, że zmysły Flanny oszalały.
– Niegrzeczna z ciebie dziewczynka, Flanno – powiedział, poruszając się z rozmysłem.
Rytmiczne ruchy członka szybko przyniosły pożądany efekt. Jęknęła z rozkoszy, zaklinając go:
– Och, na Boga, Patricku, jak dobrze! Nie przestawaj! Nie waż się przestać!
Patrick roześmiał się w głos. Od pierwszej chwili, gdy obcowali z sobą jak mąż z żoną, seks bardzo się Flannie spodobał. Nie wątpił ani przez chwilę, że była do ślubu dziewicą, acz z natury namiętną, Nie musiał przekonywać jej ani namawiać. Wprowadzona w świat zmysłowych przyjemności, pogrążyła się w nim z zapałem i ochotą. I nadal tak było. Zresztą z nim także. Wiedział, iż żadna kobieta nie potrafi już zaspokoić go tak, jak jego piękna żona. Zabiłby każdego, kto spojrzałby na nią krzywo. Gdy zastał Flannę sam na sam z królem, przekonał się, że jego uczucie nie ma nic wspólnego z rozumem. Nie pamiętał, by czuł podobnie morderczą furię choć raz w życiu, na szczęście potrafił ukryć ją przed królem.
Flanna wiła się pod nim, a jej przyjemność wciąż rosła.
– Tak! – szlochała. – Tak! Tak!
Poczuł, że zaraz osiągnie szczyt i z ulgą pofolgował zmysłom, pogrążając się w rozkoszy.
Gdy doszli po chwili do siebie, przytulił ją znowu i powiedział:
– Brakowało mi ciebie, Flanno. Nie lubię, gdy jesteś z dala ode mnie. Glenkirk wydaje się wtedy takie puste.
– Z dzieciakami Charliego biegającymi z kąta w kąt? – spytała żartobliwie.
– Pewnego dnia nas opuszczą – zauważył.
– Będziemy mieli wtedy własne dzieci – odparła. Westchnął głęboko.
– W sierpniu – powiedziała, jak gdyby nigdy nic. – Dziesięć miesięcy po ślubie, wystarczająco wcześnie nawet jak dla mojej rodziny.
– Spodziewasz się dziecka? – zapytał, przyciskając ją mocniej.
– Tak – odparła.
– Dlaczego nie powiedziałaś mi wcześniej? – zapytał, siadając i spoglądając na żonę. Rzeczywiście, jej piersi zdawały się bujniejsze i czy brzuch odrobinę się jej nie zaokrąglił?
– Z początku nie byłam pewna. To moja pierwsza ciąża, Patricku. Una potwierdziła moje przypuszczenia. To ona przekonała mnie, bym zrezygnowała z werbowania żołnierzy i była po prostu dla ciebie dobrą żoną – przyznała uczciwie.
– Pojechałaś do Killiecairn werbować żołnierzy?
– zapytał gniewnie.
– Pojechałam, aby być przy umierającym ojcu – odparła. – Ale tak, po tym, jak go pochowaliśmy, próbowałam zwerbować moich krewnych, zamierzałam też udać się do Huntley, porozmawiać z rodziną mojej matki, Gordonami. Brodie mnie wykpili, a bracia złajali za to, iż narażam na szwank dobre małżeństwo.
– Twoi bracia mają więcej rozsądku niż ty – powiedział, obrzucając ją kamiennym spojrzeniem.
– Dałam królowi słowo, a teraz muszę wymówić się ciążą – odparła chłodno Flanna.
– Naprawdę sądzisz, że król uwierzył, iż możesz zwerbować dla niego regiment? – zapytał Patrick z odcieniem kpiny w głosie.
– Nieważne, czy tak uważał – odparła. – Sprawił, że ja uwierzyłam, iż jestem w stanie tego dokonać. Wszyscy przekonujecie mnie, że to czarujący mężczyzna i tak jest naprawdę. Twój osąd jest spaczony przez to, co powiedziała ci matka i fakt, że twój ojciec zginął pod Dunbar. Ja znam tylko człowieka, którego spotkałam w Perth. Bałamuta, owszem, ale i króla. Może i chodzę z głową w chmurach, Patricku, nikt nie powiedział jednak dotąd o mnie, że jestem głupia. Już raczej naiwna, o ile naiwnością jest wierzyć swojemu królowi.
– Czyje dziecko nosisz? – zapytał z furią. – Co takiego?
Z pewnością musiała się przesłyszeć.
– Nosisz moje dziecko czy króla, Flanno? Pytanie jest proste i wymaga prostej odpowiedzi – zapytał ostro.
– Oczywiście, że twoje – odparła bez wahania. – Co cię skłoniło do przypuszczenia, że mogłabym okryć hańbą nas oboje, zachowując się jak ladacznica?
– Zastałem cię samą z królem, tak czy nie?
– Gdybyś zastał w podobnej sytuacji swoją siostrę, nie zadałbyś podobnego pytania - odparła. Jej wściekłość sięgnęła niebezpiecznego poziomu.
– Znam moje siostry – odparł lodowatym tonem.
– Wyjdź! – powiedziała.
– Co takiego?
– Wynoś się z mojej sypialni! – krzyknęła. – Nie chcę cię tutaj!
Dla podkreślenia, że mówi poważnie, zdzieliła go mocno w ramię.
– Wynoś się, natychmiast!
Pochwycił jej dłonie i mocno przytrzymał.
– Kobieta w odmiennym stanie nie powinna tak się ekscytować – powiedział.
– Dlaczego miałoby cię to obchodzić? – wrzasnęła. – Nie wierzysz, że dziecko jest twoje! Zdajesz sobie sprawę, jak bardzo cię nienawidzę? Nie wybaczę ci takiej obrazy, Patricku! Jak mogłeś! Posądziłeś mnie, że zabawiam się z innym, a gdy zaprzeczyłam, powiedziałeś, że nie znasz mnie wystarczająco, by uwierzyć, że tak nie było!
Wyrwała mu się i zeskoczyła z łóżka.
– Natychmiast stąd wyjdź! – powtórzyła.
– Zachowujesz się niemądrze, Flanno – powiedział, podnosząc się ze skłębionej pościeli.
– Jestem niemądra, naiwna i rozpustna. Czy masz w zanadrzu inne obelgi, którymi zechcesz łaskawie dziś mnie obrzucić, mój panie? – spytała z sarkazmem w głosie.
– Jeśli narazisz to dziecko swymi humorami… – zaczął, lecz powstrzymała go, unosząc dłoń.
– Podałeś w wątpliwość jego pochodzenie, Patricku. Dlaczego? Ponieważ mnie nie znasz. Jestem tylko dziewczyną, którą poślubiłeś, aby powiększyć swoje włości. Lecz kiedy dziecko się urodzi, a ty spojrzysz w jego twarzyczkę i odnajdziesz w niej siebie, czy wtedy mi uwierzysz? Król może i jest uwodzicielem, nie uwiódł jednak twojej żony. Dziecko, które noszę, jest twoje, Patricku Leslie. Brodie z Killiecairn nie są tak bogaci i wpływowi jak Leslie z Glenkirk, mają jednak swój honor. A teraz, proszę, zostaw mnie samą.
Wyprostowała się na całą wysokość i mimo nagości dostrzegł w niej nagle dziewczynę, którą spotkał jesienią w Brae. Skłonił się formalnie, odwrócił i wymaszerował przez drzwi, łączące ich sypialnie. Ledwie zamknęły się za nim, uświadomił sobie, że zachował się jak głupiec. A wszystko z powodu zazdrości. Flanna wyrażała się o królu tak, jakby był jej bohaterem. Patrickowi Leslie nie spodobało się, że mówi w ten sposób o innym mężczyźnie, nie upoważniało go to jednak do podawania w wątpliwość jej wierności.
Nosi pod sercem jego dziecko! Syna i dziedzica! Przed końcem lata będzie trzymał go w ramionach. Ależ się matka ucieszy! Matka! Zaprzątnięty obowiązkami i żoną nie pomyślał dotąd, by do niej napisać. Lecz nawet gdyby to zrobił, czy list dotarłby do Francji? Nie był tego wcale pewien. Wyjął z komody koszulę, włożył ją i wszedł do łóżka.
Nie spał zbyt dobrze, a kiedy zszedł rankiem do wielkiej sali zastał tam Flannę, jej szwagierkę i braci. Pogratulowali mu, poklepując po plecach i wznosząc toast za następnego księcia Glenkirk. Uśmiechali się szeroko, zadowoleni, że siostra tak dobrze się spisała.
– Pomyślałam, że nie będziesz miał nic przeciwko temu, bym podzieliła się szczęśliwą nowiną z braćmi – powiedziała Flanna słodko, lecz jej spojrzenie pozostało chłodne.
– Jestem z Flanny bardzo zadowolony – powiedział do Brodiech. – Wasz ojciec, niechaj spoczywa w spokoju, wiedział, co robi, upierając się, iż muszę poślubić waszą siostrę, by dostać Brae.
Bracia zaśmiali się rubasznie, lecz Una spytała cicho:
– Co takiego zrobił?
– Podał w wątpliwość pochodzenie dziecka – odparła Flanna szeptem. – Zapytał, czy nie jest aby króla.
– Jak mógł? – westchnęła Una, blednąc.
– Zapytał o to, ponieważ jest zazdrosny – odparła Flanna. – Byłam z królem sama, kiedy przyjechał do Perth. Teraz wiem, jak niemądrze jest trzymać coś w sekrecie. Gdybym od razu powiedziała mu o dziecku, nic takiego by się nie wydarzyło. Ale naprawdę nie byłam pewna, a nie chciałam, by poczuł się rozczarowany.
Westchnęła.
– Nie wspominaj o tym moim braciom. Byliby wściekli, a nie życzę sobie zadrażnień pomiędzy nimi a Glenkirk. Patrick wie, że nie ma racji, ukarzę go jednak tak, że nie odważy się więcej we mnie zwątpić.
– Co zamierzasz? – spytała Una, zmartwiona.
– Nie powiem ci. Masz zbyt miękkie serce, Uno a ja planuję dać mężowi nauczkę.
Parsknęła cichym śmiechem.
– Podążę ścieżką, wytyczoną przez jedną z moich poprzedniczek. Jej mąż był równie uparty, jak mój. Zmusiła go jednak do kapitulacji, tak jak ja zmuszę Patricka.
– Jesteś pewna, że nie oddalicie się przy tym od siebie? – zaniepokoiła się Una.
– Na pewno nie. Obiecujesz, że nie zdradzisz mojej tajemnicy, Uno?
Srebrzyste oczy Flanny wyrażały tak szczere rozbawienie, że Una natychmiast przestała się martwić.
– Doskonale, dziewczyno – odparła ze śmiechem. – Postaraj się nie złamać w nim ducha. Lubię twojego męża, Flanno. Dobry z niego człowiek.
– Kocham go, i tak, zgadzam się, rzeczywiście jest dobry – przytaknęła Flanna.
Brodie wyjechali z Glenkirk w południe. Książę zapraszał ich, by zostali dłużej, Aulay uznał jednak, że skoro dopiero co został nowym lordem, powinien być ze swymi ludźmi.
Patrick zgodził się z nim, acz niechętnie.
– Powiedz swoim, że sfinansuję częściowo ich wyprawę. Niech przywódca grupy zjawi się u mnie jak najszybciej. Jeśli chcą wyruszyć jeszcze w tym roku, będą musieli wkrótce wypłynąć. Podróż zajmie kilka tygodni, a na miejscu będą musieli znaleźć dla siebie ziemię i zbudować schronienie, zanim nadejdzie zima. Jak wiesz, jedna z moich sióstr mieszka z mężem w Marylandzie. Słyszałem jednak, że tereny na południu nadal czekają, by je zasiedlić.
– Dziękuję! – powiedział Aulay, ściskając z wdzięcznością dłoń szwagra. – Doceniam twoją pomoc, książę.
Patrick skinął głową, a potem stał wraz z Flanną na dziedzińcu, dopóki nie zniknęli po drugiej stronie zwodzonego mostu. Ledwie stracili ich z widoku, Flanna strząsnęła opasujące jej barki ramię męża, odwróciła się i weszła z powrotem do zamku. Tej nocy Patrick zastał drzwi pomiędzy sypialniami zamknięte. Zaciskając zęby, położył się do pustego łóżka. Pozwoli dziewczynie trochę się podąsać. Z pewnością wkrótce wróci jej rozsądek.
Flanna zdawała sobie sprawę, iż bez pomocy nie da rady wykonać tego, co zaplanowała. Komu mogłaby jednak zaufać? Angusowi? A jeśli uzna ją za niemądrą i po prostu odmówi? Aggie? A może Ianowi More, któremu wpadła w oko jej służąca? Wiedziała, że musi dobrze się zastanowić, a potem nagle ją olśniło. Nie będzie ukrywała się przed Patrickiem, tak jak jego babka ukrywała się przed dziadkiem. Opuści Glenkirk za zgodą męża. Nie będzie mógł odmówić, gdyż dał jej w tej kwestii słowo. Poleciła, aby przyprowadzono konia, służący wrócił jednak z wiadomością, że Angus zabronił siodłać klacz.
Odszukała więc wuja.
– Dlaczego zapowiedziałeś służbie, że nie mogę dostać mojego konia? – spytała, zirytowana.
– Książę, twój mąż, nie życzy sobie, byś teraz jeździła – odparł Angus. W jego niebieskich oczach zabłysło rozbawienie, wiedział bowiem, że siostrzenicy niełatwo przyjdzie pogodzić się z zakazem. Ku jego wielkiemu zdziwieniu Flanna nie wdała się w pełną oburzenia tyradę, lecz uśmiechnęła się i głęboko westchnęła.
– Jakie to typowo męskie, wuju. Czy mój ojciec też był wobec matki nadmiernie opiekuńczy, kiedy nosiła mnie pod sercem?
– Nie, nie był, lecz miał już wtedy sześciu synów – odparł Angus. – Twój mąż martwi się, co naturalne, że możesz stracić dziecko.
– Zatem musimy się postarać, by zmienił zdanie, wuju. Obiecał, że będę mogła odnowić Brae, a teraz jest właśnie doskonały czas na takie przedsięwzięcie. Nie jestem kobietą, która spędzałaby czas przy kominku i kądzieli. Oczywiście, zważywszy na mój stan, będę musiała się oszczędzać, lecz jeśli Patrick życzy sobie, bym urodziła mu więcej dzieci, będzie musiał pozwolić mi na mniej ryzykowne zajęcia. Tu, w Glenkirk, nie ma dla mnie nic do roboty. Ty i Mary utrzymujecie w gospodarstwie porządek. Muszę mieć jakieś rozrywki, zdecydowałam więc, że pojadę do Brae.
– Co ty znów knujesz? – zapytał Angus podejrzliwie.
– Muszę rozstać się na jakiś czas z Patrickiem, wuju, inaczej go zabiję – odparła Flanna szczerze.
Sprawa wyglądała poważnie, Angus ujął więc dłoń siostrzenicy i spytał:
– Co zrobił, że aż tak cię rozgniewał, dziewczyno?
– Zapytał, czy to król jest ojcem mojego dziecka – odparła Flanna cicho.
– Jezu! – wykrzyknął Angus, zaszokowany.
– Wszystko przez głupią zazdrość – dodała Flanna.
– Ale jak coś takiego przyszło mu do głowy?
– dopytywał się jej wuj.
– Kiedy przyjechał do Perth, byłam z królem sama. Bardzo się rozgniewał, chociaż nie było o co. poza tym nie powiedziałam mu od razu, że spodziewam się dziecka. Chciałam dotrzymać obietnicy danej królowi i zwerbować dla niego żołnierzy, Una przekonała mnie jednak, że przede wszystkim winna jestem lojalność mężowi. I choć żałuję bardzo, że nie pomogę królowi, dziecko jest dla mnie ważniejsze. Powiedziałam o nim jednak Patrickowi dopiero po powrocie z Killiecairn. A wtedy obraził mnie, zadając to pytanie. Oczywiście, w głębi duszy doskonale wie, jak się sprawy mają, nie zamierzam jednak łatwo mu wybaczyć.
Angus skinął z wolna głową. Rozumiał doskonale. Siostrzenica była dumną młodą kobietą.
– Więc postanowiłaś go ukarać, pozbawiając na jakiś czas swego towarzystwa, tak?
– W rzeczy samej, wuju. Patrick Leslie musi dostać nauczkę, inaczej gotów powtórzyć błąd. Jeśli nie zdołam przekonać męża, że jestem wierną i lojalną żoną, nie będzie dla nas nadziei na szczęście. Nie potrafię wymyślić nic gorszego, jak spędzenie reszty życia w cieniu nieustannych podejrzeń. Poza tym babka Patricka miała równie dotkliwy problem i rozwiązała go w podobny sposób.
– Jaki? – zapytał.
– Jej ojciec popełnił błąd, przekazując kawałek ziemi, która należała wyłącznie do córki, jej mężowi. Odmówiła poślubienia Glenkirka, dopóki go jej nie zwróci. Uznał, że zmusi narzeczoną do zamążpójścia, jeśli uczyni ją brzemienną. Tymczasem ona uciekła, a lord uświadomił sobie, że jego dziedzic może urodzić się bękartem. Pobrali się dopiero, gdy była w połogu. Nie mogę tak postąpić, gdyż jestem już żoną Patricka, wiem jednak, że mnie kocha. Będzie za mną tęsknił, i właśnie o to mi chodzi. Wyjadę do Brae pod pretekstem, że chcę odnowić zamek, a potem poszukam wymówki, by tam pozostać. Nie wrócę, póki nie przeprosi za to okropne oskarżenie. Nie życzę sobie, by przypatrywał się nieufnie pierworodnemu, zmagając się z paskudnymi podejrzeniami. Dopiero gdy przeprosi za ten brak zaufania, będę wiedziała, że dziecko jest bezpieczne, my zaś mamy szansę być szczęśliwi. Mogłabym uciec, jak babka Patricka, wolę jednak inny sposób. Patrick będzie wiedział, gdzie jestem, nie wrócę jednak, póki nie przeprosi – zakończyła.
– Oczywiście zabierzesz z sobą Aggie – powiedział Angus.
– Tak, i Iana More'a. Jest młody, lecz muszę mieć kogoś, kto rozmawiałby w moim imieniu z rzemieślnikami – odparła Flanna.
– A jeśli mąż przyjedzie i siłą zabierze cię do Glenkirk? – zatroskał się Angus. – Wiesz, że ma prawo tak postąpić.
– Są w Brae zakamarki, o których nie wiesz nawet ty, wuju – odparła Flanna, uśmiechając się szelmowsko. – I tak jest lepiej – dodała. – Nie narazisz się mojemu mężowi. Ani mnie.
– Kiedy wyjedziesz? – zapytał.
– Muszę dobrze wybrać porę – odparła Flanna.
– Owszem – przytaknął – ja zaś będę musiał udawać po twoim wyjeździe niewiniątko. Cóż, panie, czy nie obiecałeś jej lordowskiej mości, że będzie mogła odnowić i wyposażyć Brae? Wszyscy w Glenkirk wiedzą, że tak było i że twoja szczodrość wielce ją uszczęśliwiła. Nie chcesz, by była szczęśliwa, panie, zwłaszcza teraz, gdy nosi pod sercem dziedzica Glenkirk? – zapytał ze sztuczną troską w głosie.
– Doskonale, wuju – pochwaliła go ze śmiechem. – Nie zadałeś mi pytania, które zadał mąż – dodała, poważniejąc.
– Nie muszę, malutka. Znam cię i wiem, że jesteś kobietą godną szacunku – odparł.
Flanna objęła potężnego mężczyznę, a gdy odwzajemnił uścisk, poczuła się w jego ramionach cudownie bezpieczna. Zawsze tak było, od dzieciństwa. Angus Gordon zawsze był opoką, najpierw dla ukochanej młodszej siostry, potem dla jej córki.
– Kocham cię, wuju – powiedziała. Pocałował ją w czubek głowy i odparł:
– Nie rozklejaj się za bardzo, malutka. Twoja mama była taka sama, gdy cię nosiła.
Uśmiechał się jednak i widać było, że słowa siostrzenicy sprawiły mu przyjemność.
– To jak, mogę dostać konia? – spytała.
– Jutro – obiecał. – Dziś sam wybiorę się do Brae i sprawdzę, czy nadaje się do zamieszkania. Zbadam, co trzeba zrobić, bym mógł wysłać właściwych ludzi, zaopatrzonych we wszystko, co może być im potrzebne.
– Doskonale, wuju. Dzisiejszy dzień spędzę, siedząc grzecznie przy kominku, lecz tylko dzisiejszy.
Roześmiał się i ruszył ku stajniom. Jeszcze niedawno siostrzenica z pewnością poszłaby w ślady babki Patricka. Ognista Flanna nie zawahałaby się ani na moment, by przyczynić mężowi zmartwienia. Ta Flanna była inna. Bardziej rozsądna. I sprytna. Cierpliwa. Cieszyła go ta zmiana. W normalnych okolicznościach nie zgodziłby się jej pomóc, oburzyło go jednak, że Patrick zapytał, czy dziecko jest jego. Prawda, byli małżeństwem od niedawna, powinien był już jednak się zorientować, iż żona jest kobietą przyzwoitą. Zakładając, że może być inaczej, obraził nie tylko Brodiech z Killiecairn, ale Gordonów z Brae.
Wsiadł na konia i wyjechał z Glenkirk. Minął zwodzony most i znalazł się w lesie. Dzień był pogodny, a w powietrzu dało się wyczuć wiosnę. Dojechawszy do jeziora, zatrzymał się i przez chwilę przyglądał stojącemu na wyspie zameczkowi, zbudowanemu za panowania Johna Balliola w 1295 roku. Ze stałym lądem łączył wysepkę drewniany most. Wiązała się z nim pewna legenda. Gordon, który zbudował Brae, planował zbudować także kamienny most. Jego żona zauważyła jednak, że taki most umożliwiłby wrogom dotarcie tuż pod mury zamku. Jeśli zbudują most z drewna, w razie najazdu wystarczy po prostu go spalić. Pan zamku posłuchał rady żony i zaniechał budowy z kamienia.
Kiedyś teren pomiędzy zamkiem a mostem karczowano, by ewentualny intruz nie mógł dotrzeć pod drzwi niepostrzeżenie. Przez ostatnie dwadzieścia lat zamek pozostawał jednak niezamieszkany, a pusta niegdyś przestrzeń zarosła sosnami i pieniącymi się bujnie osikami. Na skalistym brzegu wyspy znajdował się kiedyś pomost, lecz teraz nie został po nim nawet ślad. Gdyby nie to, iż przyszedł na świat jako nieślubny syn, Brae należałoby teraz do niego. Tak się jednak nie stało i Angus nie zamierzał się tym zadręczać. Wiódł całkiem wygodne życie i zawsze tak było.
Objechawszy jezioro, zsiadł z konia i przywiązał zwierzę do drzewa. Ruszył mostem, stawiając ostrożnie stopy na zbutwiałych deskach. Idąc zastanawiał się, czy porastające przestrzeń pomiędzy mostem a zamkiem drzewa należałoby wyciąć. Może niektóre, ale na pewno nie wszystkie, uznał.
Poradzi Flannie, aby wybudowała w każdym rogu wyspy osobny budynek, mogący posłużyć jako wieża strażnicza. Minął olbrzymią, otwartą teraz dębową bramę i znalazł się na dziedzińcu. Przyjrzał się zawiasom i uznał, że nadal są mocne, choć trzeba je będzie na nowo osadzić.
Po drewnianych stajniach pozostała jedynie kupa gnijących belek. Będą musieli je odbudować, i to od razu na początku. Pokonał kamienne schody, prowadzące do zamku, wyjął zza framugi żelazny klucz i przekręcił go, otwierając drzwi. Wszedł i zatrzymał się na chwilę w wielkiej sali, wspominając spędzone w domu dzieciństwo. Panowała niezmącona cisza, mógłby jednak przysiąc, że dookoła pełno jest duchów. Niemal wyczuwał ich obecność. Roześmiał się głośno i ruszył kontynuować inspekcję. Brae, zbudowane z kamienia, przetrwało dwudziestoletni okres opuszczenia zadziwiająco dobrze. I choć wszędzie widać było kurz i pajęczyny, struktura budynku pozostała nienaruszona.
Nie dotyczyło to jednak dachu, który zdecydowanie wymagał naprawy. Piwnice były brudne i pełne niepotrzebnych gratów, które trzeba będzie usunąć. Draperie da się uratować, pomyślał, byle solidnie je wytrzepać. Meble wymagały polerowania, a podłogi umycia. Okna były czarne od brudu, a zawiasy w okiennicach uszkodzone.
Przeszedł do kuchni. Pochylił się, wsunął głowę w palenisko i spojrzał do góry, wzdłuż komina. Będzie wymagał, jak wszystko w zamku, oczyszczenia. Pokolenia ptaków i gryzoni wiły tu sobie gniazda, zatykając przewody.
Zastanawiał się, czy odrestaurowanie zamku nie okaże się dla kobiety w odmiennym stanie zajęciem zbyt męczącym, uznał jednak, że Flanna jest wystarczająco silna, by podołać zadaniu, nie czyniąc krzywdy sobie i dziecku. Kłopoty związane z remontem odsuną jej myśli od niesłusznych podejrzeń Patricka. Jego zaś dni spędzone z dala od żony zmuszą, by przemyślał swoje postępowanie. Zakończywszy inspekcję, Angus wrócił do Glenkirk, by opowiedzieć siostrzenicy, co zobaczył.
– Teraz musisz przekonać męża, aby pozwolił ci tam pojechać – dodał na zakończenie. – Nie będzie to łatwe, Flanno.
– Wiem – odparła. – Nadal jestem na niego wściekła.
– Może lepiej zaczekać, aż twój gniew nieco ostygnie – zasugerował.
– Nie – odparła stanowczo.
Gdy Patrick zasiadł tego dnia do stołu, żona skinęła mu chłodno głową, lecz się nie odezwała. Służący wnieśli posiłek, składający się z pieczonej dziczyzny, plastrów łososia na podłożu z rukwi, kaczki z chrupiącą skórką, polanej śliwkowym sosem, potrawki z królika z marchewką i porów w aromatycznym sosie z wina. Na stole nie brakło też zielonego groszku, ciepłego chleba, dwóch rodzajów sera, wiśniowej konfitury i masła. Wszystko to były jego ulubione potrawy. Za deser posłużyły gruszki gotowane w słodkim winie i cieniutkie wafle. Książę jadł z apetytem, a kiedy skończył, był już w zdecydowanie lepszym nastroju.
– Nadal jesteś na mnie zła – zauważył.
– Tak – przyznała chłodno.
– Podałaś mi wspaniały posiłek.
– Nie zamierzam cię zagłodzić, poza tym mam do ciebie prośbę – odparła szczerze.
Książę uniósł gęste czarne brwi.
– Obiecałeś mi, że będę mogła wyremontować Brae – zaczęła. – Chcę tam pojechać i zrobić to, zanim urodzi się dziecko. Nigdy dotąd nie udawało mi się zapanować do tego stopnia nad gniewem, Patricku, lecz jeśli mam ochłonąć, muszę przebywać przez jakiś czas z dala od ciebie. Niezbyt długo jednak. Nie zamierzam iść w ślady twojej babki Leslie, lecz potrzebuję spędzić trochę czasu w samotności. Rozumiesz?
– Moja mama nie zostawiała ojca samego – poskarżył się.
– Nie jestem twoją mamą – odparła z gniewem. – Poza rym, o ile pamiętam, twoja mama uciekła przed ojcem aż do Francji, kiedy zbyt mocno na nią naciskał. Nie pamiętasz historii swojej rodziny? Ja zakarbowałam ją sobie dobrze w pamięci. Żadna z moich poprzedniczek nie była słaba. Cechowała je duma oraz waleczność. Nie znosiłyby w pokorze zniewag w rodzaju tej, jaka spotkała mnie, i to za twoją sprawą, panie.
– Doskonale – odparł, skruszony. – Chcesz jechać do Brae, proszę bardzo, jedź.
– Dziękuję. Wezmę z sobą Aggie i młodego More'a. Angus uznał, że byłoby dobrze, gdybym miała go przy sobie. Dzieci zostaną tutaj, byś nie czuł się samotny. Nie chcę wprowadzać w ich życie zamieszania, no i powinny przecież się uczyć. Jestem pewna, że zgodzisz się ze mną w tej kwestii, Patricku.
– Kiedy zamierzasz wyjechać? – spytał, choć wcale nie chciał, by wyjechała. Okazał się głupcem, oskarżając ją o niewierność. Nie potrafił się powstrzymać, gdyż zezłościło go, że nie powiedziała mu natychmiast o dziecku. Teraz żałował swoich słów, gdyż doskonale zdawał sobie sprawę, że nie ma powodu podejrzewać, iż była wobec niego nieuczciwa.
– Za dzień lub dwa – odparła spokojnie. Do licha z nim! Dlaczego po prostu jej nie przeprosi? Czyżby zamierzał pozwolić, by duma zniszczyła ich małżeństwo? Dziecko nie może przyjść bezpiecznie na świat, póki Patrick nie przyzna, że popełnił błąd. Lecz jest jeszcze czas, pomyślała. Urodzi nie wcześniej, jak w sierpniu. Obliczyły to sobie z Uną.
– Będziesz potrzebowała robotników – zauważył.
– Tak. Angus mówi, że dach wymaga naprawy, trzeba też będzie zbudować stajnię. Stara się zawaliła. Zamek jest zaniedbany, ale to mała budowla, nie taka jak Glenkirk. Kiedy mężczyźni wykonają cięższe prace, Aggie i ja zdołamy uczynić zamek zdatnym do zamieszkania.
– Po co? Sądziłem, że chcesz tylko naprawić dach, by do końca się nie zawalił.
– Brae przeznaczone jest dla drugiego syna, zakładając, że będziemy mieli drugiego syna. Jeśli nie, odziedziczy je córka. Zawsze pragnęłam tam zamieszkać. Kiedy urodzi się dziecko, nie będzie to już możliwe. Dziedzic Glenkirk powinien wychowywać się w Glenkirk. Zatem, jeśli mi pozwolisz, wyremontuję dom mojej matki i zamieszkam w nim na jakiś czas.
Co powiedziawszy, obdarzyła go krótkim, acz olśniewającym uśmiechem.
– Nie lubię się z tobą rozstawać, pani – bąknął.
– To twoje oskarżenia nas rozdzieliły – odparła ostro. – Potrzebuję czasu, aby ochłonąć z gniewu. Jeśli tego nie zrobię, odbije się to na dziecku.
Patrick skinął niechętnie głową.
– To prawda – przyznał.
Wyciągnął rękę, ujął pasmo włosów Flanny i przesunął je między palcami. Do licha, ależ jest piękna, pomyślał. Pragnął jej, jak nigdy przedtem, wiedział jednak, że swoim zachowaniem obrócił namiętność Flanny w gniew. Ognista Flanna, mówiła o niej rodzina, i miała rację. Nie wiedzieli tylko, że potrafi zmienić gorący gniew w zimną wściekłość. Niechętnie wypuścił spomiędzy palców jedwabiste pasmo.
– Jestem zmęczona – powiedziała, wstając.
– Dobranoc, panie. Życzę ci dobrego wypoczynku. Skłoniła się przed nim formalnie i wyszła z sali. Patrick sięgnął po kielich i wychylił go do dna.
Czy kiedykolwiek mu przebaczy? Sułtan wskoczył panu na kolana i, mrucząc, zaczął układać się do drzemki.
– Przyszedłeś mnie pocieszyć, stary druhu?
– spytał Patrick.
Sułtan zatopił pazury w nogawce księcia, ugniatając jego udo i mrucząc z rosnącym zapałem.
Patrick roześmiał się cicho. To wszystko, na co może liczyć w najbliższym czasie, pomyślał. Pogłaskał z uczuciem wielkiego kota.
– Cóż – powiedział – radziliśmy sobie, nim tu nastała, i poradzimy sobie teraz, choć wcale mi się to nie podoba. Przypuszczam, że wcześniej czy później będę musiał przeprosić, chociaż to ona okazała się nieposłuszna i uciekła do Perth. Ja zgrzeszyłem jedynie mową, a ona uczynkiem. Prawda, staruszku?
Sułtan spojrzał na księcia, jakby chciał powiedzieć: Nie bądź idiotą. Przeproś. Miał to wypisane na pyszczku tak wyraźnie, że Patrick mógłby przysiąc, iż słyszy wypowiadaną zniecierpliwionym głosem naganę. Potem kot ułożył łebek na łapach i zasnął.
Patrick roześmiał się z cicha, nie przestając gładzić ulubieńca. Rudy kot był dobrym towarzyszem.
Potoczył spojrzeniem po wielkiej sali i widok znajomego otoczenia jak zwykle przyniósł mu pociechę. Jego ojciec opuścił na jakiś czas Glenkirk po tragicznej śmierci pierwszej żony i dzieci. Pojechał do Anglii, by służyć królowi Jakubowi. Jako chłopiec odwiedził też dwór Elżbiety Wielkiej. Choć James Leslie lubił swój dom, nie kochał go z takim zapamiętaniem, jak najstarszy syn. Patrick wiedział, że nie chciałby żyć nigdzie poza Glenkirk. Cokolwiek stanie się z królem, książę Glenkirk nie pojedzie na dwór. Najmłodsza siostra, Autumn, nazywała brata przedwcześnie dojrzałym. Sama zawsze pragnęła podróżować, zwiedzać nowe miejsca. On był tej pasji pozbawiony.
Pomyślał o Charliem, którego zawsze uważał za pokrewną duszę. Lecz Charlie opuścił dom w Queen's Malvern i przyłączył się do króla po tym, jak ludzie Cromwella zamordowali mu żonę. Czy gdyby spotkało to jego, zdecydowałby się wyjechać z Glenkirk? Zastanawiał się nad tym. Nie, na pewno nie. Wspomniał zarządcę majątku matki w Irlandii, Rory'ego Maguire. Matka mówiła o nim często, i zawsze z sympatią. Rory był synem poprzedniego pana Maguire's Ford. Jego rodzina uciekła do Francji, byle nie poddać się Anglikom, Rory jednak został. Kochał swoją ziemię i poczuwał się do odpowiedzialności za tych, którzy na niej mieszkali. Tak jak ja za Glenkirk, pomyślał Patrick.
– Jeszcze wina, panie? – zapytał Angus, podchodząc niezauważenie.
– Tak. Weź kielich i przyłącz się do mnie – odparł książę.
Angus nalał wina do dwóch kielichów, podał jeden księciu i usadowił się z drugim naprzeciw Patricka.
– Za dziedzica! – powiedział, unosząc kielich.
– Tak, za mojego dziedzica! – przytaknął książę. Pociągnął łyk rubinowego płynu, a potem dodał: – Ona mnie opuszcza, Angusie.
– Tylko na jakiś czas, by mogła się uspokoić. Bardzo ją zraniłeś, panie.
Książę oblał się rumieńcem.
– Powiedziała ci?
– Tak, panie. Wiesz, że jesteśmy krewnymi. Jestem bratem jej matki, ale i nas łączy pokrewieństwo, choć dalekie – powiedział. – Dziadek, po którym dostałeś imię, czwarty lord Glenkirk, Patrick Leslie, mąż Catriony Hay, spłodził nieślubną córkę imieniem Jessie. Gdy miała dwadzieścia lat, zmarła, wydając mnie na świat. Jestem potężnie zbudowanym mężczyzną, byłem też duży jako niemowlę. Moim ojcem był Andrew Gordon, pan na Brae. Urodziłem się tuż przed tym, jak poślubił Anne Keith, matkę mojej siostry Maggie. Jak zatem widzisz, książę, mamy wspólnego dziadka i jesteśmy kuzynami. Należę do osób, które odczuwają z rodziną silną więź. Kocham moją siostrzenicę, ale i ty stałeś się dla mnie kimś bliskim. Jeśli zaufasz mi tak, jak ufa Flanna, zadbam o twoje interesy tak, jak dbam o dobro mojej siostrzenicy.
– Nie znalem dziadka Leslie – powiedział książę. Rewelacje Angusa zaskoczyły go, choć nie tak bardzo. – Widziałeś jego portret w rodzinnej galerii? Przypomina na nim ciebie, a teraz, kiedy poznałem twoje pochodzenie, wiem już, dlaczego od razu wydałeś mi się znajomy. Ile masz lat?
– Pierwszego sierpnia skończę pięćdziesiąt trzy – odparł Angus.
Książę skinął głową.
– Dobry z ciebie człowiek, Angusie Gordon, dlatego ci zaufam. – Westchnął. – Co, twoim zdaniem, powinienem zrobić?
– Nie jesteś jeszcze na to gotowy, panie – odparł Angus, nie kryjąc rozbawienia. – Wiesz, co trzeba zrobić, ale nie jesteś gotowy.
– Muszę przeprosić – powiedział Patrick.
– Owszem – zgodził się z nim Angus.
– Ale to ona uciekła – poskarżył się Patrick, przeczesując dłonią ciemne włosy.
– To prawda – przytaknął Angus, pociągając łyk wina.
– Zatem to ona powinna przeprosić mnie – zauważył Patrick.
– Niczego takiego nie zrobi – ostrzegł go Angus. – Musisz zrozumieć, panie, że Flanna to kobieta o bardzo niezależnym usposobieniu. Po śmierci matki jedyną osobą, która się nią zajmowała, była Una Brodie. Biedna kobieta miała na głowie całe gospodarstwo i gromadę swoich dzieciaków. Żadna ze szwagierek jej nie pomagała, wiedziały bowiem, że to Aulay odziedziczy kiedyś Killiecairn, nie któryś z ich mężów. Una ledwie mogła znaleźć chwilę dla siebie, a co dopiero mówić o wychowywaniu samowolnej dziewczyny, która nikogo nie słuchała. Zrobiłem dla Flanny, co tylko mogłem, nie jestem jednak nianią. Siostrzenica zawsze robiła, co chciała. Małżeństwo nie zmieniło jej w uosobienie dobrych manier. Jest na to o wiele zbyt dojrzała, panie. Jej mama była przynajmniej sprytna. Doskonale wiedziała, jak postawić na swoim w taki sposób, by wszyscy sądzili, że robi to, czego od niej oczekują.
Roześmiał się na wspomnienie przewrotności siostry.
– Niestety, zmarła, zanim zdążyła przekazać ten dar Flannie. Dziewczyna nie jest jednak głupia. z czasem nauczy się, jak rządzić bez nieustannych potyczek. Tymczasem musimy być cierpliwi, ponieważ ją kochamy.
Uśmiechnął się do młodszego mężczyzny.
– Pojedzie do Brae i uczyni z niego piękne miejsce, czego zawsze pragnęła. A kiedy skończy, będzie przez jakiś czas z zapałem odgrywać rolę pani na włościach. Do tego czasu jej gniew znacznie ostygnie. Przekonam ją, by cię tam zaprosiła. Da jej to okazję pochwalić się tym, czego dokonała. Mam nadzieję, że do tego czasu będziesz gotowy ją przeprosić. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, wrócicie razem do Glenkirk, a ja zostanę i zabezpieczę Brae. Nie wolno dopuścić, by dalej niszczało, książę. Flanna zamierza odzyskać dla drugiego syna tytuł lorda, a gdy tak się stanie, zamek musi być gotowy do zamieszkania.
– Zgadzam się – powiedział książę, a potem uśmiechnął się do Angusa.
– Snujesz intrygi niczym Leslie, przyjacielu. – A potem dodał, wstając: – Idę się położyć.
Angus także wstał.
– Przed udaniem się na spoczynek muszę sprawdzić, czy wszystko pozamykane i nigdzie nie palą się świece. Dobranoc, panie – dodał z ukłonem.
– Dobranoc, kuzynie - odparł Patrick, wychodząc.
Przez chwilę niewzruszony zazwyczaj Angus wydawał się bardzo zaskoczony, po chwili uśmiechnął się jednak do siebie i ruszył wypełnić ostatnie tego dnia obowiązki.
Flanna nie wyruszyła do Brae w ciągu kilku następnych dni. Nie spieszyła się, wiedząc, że będzie mogła zrobić to w każdej chwili. Z pomocą wuja zebrała robotników, a także potrzebne materiały i narzędzia. Kilku członków klanu miało wznieść w Brae szopę dla robotników i doprowadzić do jako takiego stanu wielką salę, gdzie ich pani mogłaby czasowo zamieszkać. Mali Stuartowie byli bardzo rozczarowani, że nie mogą pojechać z ciotką, gdyż wielce się do niej przywiązali.
– Gdy Brae zostanie odremontowane i będzie można przyjmować tam gości, zaproszę was jako pierwszych – obiecała im Flanna.
– Czy Brae będzie domkiem myśliwskim? – dopytywał się Freddie.
– Brae było domem rodzinnym mojej matki. Lordowie mieszkali tam od czasów pierwszego króla Jakuba, a przed nimi ich przodkowie. Jeśli Bóg da, Freddie, urodzę twemu wujowi kilku synów. Brae przeznaczę dla drugiego z nich. Nie mam jednak cierpliwości czekać, aż się urodzi – zakończyła z uśmiechem.
– Ja zostanę pewnego dnia księciem Lundy – powiedział Freddie. – Jestem dziedzicem ojca. Willy to tylko lord Stuart. Nie wiem, co, poza nazwiskiem, przypadnie mu w udziale.
– Papa na pewno o niego zadba – wtrąciła Brie. – W tej rodzinie dba się o wszystkich: synów i córki. Ja, oczywiście, wyjdę dobrze za mąż. – Westchnęła dramatycznie. – Kiedy ta okropna wojna wreszcie się skończy, wrócę do domu i zajmę należne mi miejsce w towarzystwie.
– Jesteś na to za młoda – zauważył Freddie rozsądnie. – Wszyscy jesteśmy za młodzi. Ja też chciałbym wrócić do domu, dlatego trzeba nam się modlić, by król odzyskał tron i papa po nas przyjechał.
– Nie jesteście tu szczęśliwi? – spytała Flanna. po tej pory dzieci nie przejawiały zbytniej ochoty, by wrócić do Anglii. Czyżby ta nagła chęć powrotu miała coś wspólnego z jej wyjazdem? Stracili matkę, a teraz ona też ich opuszcza.
– Jesteś bardzo mila i gościnna – odparła Brie – tęsknimy jednak za mamą i za Queen's Malvern.
– Wasza mama nie żyje, Brie – zauważyła Flanna ostrożnie.
– Wiem – odparła Brie. – Lecz gdybym mogła usiąść przy grobie i z nią porozmawiać, przyniosłoby mi to pociechę.
– Możesz rozmawiać z nią gdziekolwiek się znajdujesz, Brie – odparła Flanna. – Twoja mama jest teraz w niebie. W Queen's Malvern spoczywają tylko jej kości.
– Myślisz, że usłyszałaby mnie stąd, z Glenkirk?
– spytała Brie. – Nigdy tu nie była.
– Twoja mama wie, gdzie przebywasz – zapewniła dziewczynkę Flanna. – Ponoć z nieba można zobaczyć cały świat.
– Naprawdę? – twarzyczka Sabriny pojaśniała.
– Więc mama może widzieć też papę?
– Oczywiście – odparła Flanna.
– Czy będzie wojna, Flanno? – spytała dziewczynka.
– Tak, będzie – odparła Flanna. – Lecz w Glenkirk nic nam nie grozi. Wojna rzadko tu dociera. Musielibyśmy zejść z naszych gór, by się z nią spotkać, Brie.
– Lecz papa będzie z królem, prawda?
– Twój papa jest Stuartem, Brie. Tak, będzie z Karolem, gdyż winien zapewnić królowi wsparcie. My wszyscy jesteśmy wobec króla lojalni.
– Więc czemu wuj Patrick z nim nie poszedł? – zapytał Freddie.
– Twój wujek jest równie lojalny, jak inni – odparła Flanna. – Ta wojna nie dotyczy jednak Szkocji, lecz Anglii. Wuj nie będzie walczył za Anglię, ani nie pośle do boju ludzi ze swego klanu. Wasz papa jest Anglikiem. To jego obowiązek walczyć za króla i ojczyznę – wyjaśniła. – Wuj to człowiek honoru. Zostanie w Glenkirk i będzie dbał o to, by rodzina i klan byli tu bezpieczni, gdyż wojna często rozprzestrzenia się na tereny, gdzie jej być nie powinno. Jeżeli dotrze do Szkocji, wuj będzie walczył, i jego ludzie także.
Brie i chłopcy skinęli zgodnie głowami, usatysfakcjonowani wyjaśnieniem.
Patrick Leslie, ukryty w cieniu, przysłuchiwał się rozmowie. Wzruszyło go, że choć byli skłóceni, Flanna wyrażała się o nim z szacunkiem. Z każdym dniem coraz dobitniej uświadamiał sobie, że mimo niezbyt starannego wychowania kobieta, którą poślubił, będzie na nadchodzące czasy idealną księżną.
A on ją kocha.
Dwudziestego trzeciego lipca Henry Lindley, markiz Westleigh, wjechał na dziedziniec zamku Glenkirk. Był zmęczony, przemoknięty i, pomimo lata, do szpiku kości zmarznięty. Wreszcie zrozumiał, dlaczego babka Gordon i matka zjeżdżają każdego lata do Anglii. W Szkocji pogoda bywała znośna jedynie we wrześniu i październiku. Zesztywniały, z trudem zsunął się z siodła. Podróżował przez kilka dni, wyruszywszy ze swego domu w Cadby, położonego w środkowej Anglii. Ponieważ w młodości zdarzyło mu się spędzić jakiś czas w Glenkirk, znał zamek i ruszył od razu do wielkiej sali, gdzie natychmiast wyszedł mu na spotkanie Angus. Ciekawe, kim jest ten przybysz, pomyślał majordomus. Wydawał się bardzo znużony.
– Witamy w Glenkirk, panie – powiedział.
– Jestem Henry Lindley, markiz Westleigh. Sprowadź mojego brata, księcia. Natychmiast – odparł przybyły.
– Tak, panie – powiedział cicho Angus. Skinął na służącą, aby podała gościowi wino i wyszedł poszukać księcia.
– Wuj Henry? – Z krzesła przy ogniu podniosła się drobna postać. – Wuj Henry!
Sabrina odrzuciła robótkę, którą się akurat zajmowała i ruszyła biegiem przez salę, by rzucić się wprost w otwarte ramiona Henry'ego.
– Sabrina, drogie dziecko! – zawołał markiz. Uścisnąwszy bratanicę, odsunął ją od siebie i powiedział:
– Cóż, Brie, wyrosłaś od czasu, gdy cię widziałem. Pewnego dnia staniesz się prawdziwą pięknością.
Sabrina zachichotała, gdyż bardzo lubiła komplementy.
– Co tu robisz, wuju? – spytała.
– Przyjechałem zobaczyć się z bratem – odparł z uśmiechem.
– Przebyłeś daleką drogę, i to w niespokojnych czasach – zauważyła Brie. Była młoda, ale nie głupia. – Czy z moim ojcem wszystko w porządku, wuju? Powiedz, że jest bezpieczny!
– Nie miałem wieści od twego ojca, odkąd wyjechaliście rok temu z Anglii, dziecko – odparł markiz szczerze. – Wiesz więcej ode mnie.
– Nie widzieliśmy papy od Bożego Narodzenia. Wyjechał tuż po świętach do Perth, by uczestniczyć w koronacji – wyjaśniła Sabrina. – Musi być bardzo zajęty, gdyż dotąd nie wrócił.
– A ty i bracia jesteście tutaj szczęśliwi? – zapytał. Gdyby było to bezpieczne, zabrałby bratanicę i bratanków do Cadby, jednak teściowie Charliego byli przysięgłymi purytanami i chcieli wychować wnuki na swoją modłę, do czego ich ojciec nie zamierzał dopuścić. Na szczęście teściowie nie słyszeli nigdy o Glenkirk.
– Tu jest wspaniale – odparła Brie – tęsknimy jednak za Queen's Malvern. Oczywiście, odkąd ciocia Flanna wyjechała, nie mamy już tylu rozrywek, lecz ona chce odnowić Brae, by czekało na drugiego syna – wyjaśniła Brie cokolwiek chaotycznie.
– Kim jest ciocia Flanna? – spytał Henry, zaintrygowany.
– To przecież żona wuja Patricka. Za kilka tygodni urodzi mu dziedzica – poinformowała go dziewczynka. – Jest bardzo ładna i świetnie strzela z łuku. Mnie też nauczyła, ale nie jestem tak dobra jak ona i pewnie nigdy nie będę.
Westchnęła dramatycznie.
Henry Lindley poszukał krzesła i ciężko na nie opadł. Z pewnością musiał się przesłyszeć. Kiedy to Patrick zdążył znaleźć sobie żonę i dlaczego matka nie wspominała o tym w listach? Wszystko to bardzo niejasne, pomyślał, gdy nagle w sali pojawił się jego najmłodszy brat. Markiz natychmiast wstał.
– Witaj w Glenkirk, Henry! Co, u diabła, tu robisz? – zawołał Patrick na powitanie, obejmując brata. Mężczyźni uścisnęli się serdecznie.
– Odeślij Brie – powiedział cicho Henry. – Musimy porozmawiać, a nie chcę jej przestraszyć.
A potem usiadł.
– Odszukaj braci, Brie – powiedział książę do bratanicy – tylko upewnij się, że przyjdą do sali wyglądając przyzwoicie, nie w podartych ubraniach i z brudnymi buziami. Nie chcemy, by wujek pomyślał, że nie daję sobie rady z opieką nad nimi, prawda? – zakończył ze śmiechem.
– Dobrze, wujku, dopilnuję, by się umyli i przyodziali jak należy – obiecała Brie, po czym wybiegła spełnić polecenie.
Książę usiadł naprzeciw Henry'ego Lindleya i zaczekał, aż sługa poda im po kielichu wina z Archambault.
– Za mamę – powiedział, wznosząc kielich.
– Za mamę – zawtórował mu Henry.
– A teraz – powiedział książę – zdradź mi, po co przybyłeś. To nie mogła być łatwa wyprawa. Czy z mamą wszystko w porządku?
– Nic jej nie jest – zapewnił Henry brata. – I tak, wyprawa nie była z pewnością łatwa. Nie masz pojęcia, co dzieje się teraz w Anglii, Patricku. Atmosfera strachu przenika wszystko i wszystkich. Nie można ufać nikomu, nawet własnej służbie. Trzeba uważać na każde słowo, by ktoś fałszywie go nie zinterpretował. Nie ma już towarzystwa, gdyż boimy się spotykać. Żyjemy zamknięci w rodzinnym kręgu, płacimy podatki i modlimy się ostentacyjnie co tydzień w kościele. Nasze stroje i zachowanie muszą być skromne, nie rozmawiamy też o niczym poza pogodą, zdrowiem i gospodarowaniem. Ci, którzy byli na tyle niemądrzy, by krytykować Cromwella i jego popleczników skończyli pozbawieni majątku, wyrzuceni na gościniec i opuszczeni przez krewnych i przyjaciół, obawiających się, że spotka ich ten sam los.
By móc wyruszyć do Glenkirk, musiałem udać się do miejscowych władz i skłamać, że przebywająca we Francji matka jest bardzo chora, ja zaś muszę zawiadomić cię o tym osobiście, gdyż posłaniec mógłby zostać przez szkockich rebeliantów zatrzymany. Na szczęście zgodzili się ze mną, że dżentelmen o mojej pozycji, mający w Szkocji przyrodniego brata, ma szansę tego uniknąć. Dali mi więc w końcu dokumenty. Musiałem okazywać je po dziesięć razy dziennie, i to przez całą drogę na północ.
Przeczesał dłonią czarne włosy, w których pojawiły się już srebrne nitki, i westchnął głęboko.
– Skoro u mamy wszystko w porządku, po co właściwie przyjechałeś? – zapytał Patrick.
– Mama zamartwia się o Charliego. Połowa z tego, co pisze, jest właśnie o nim. Rozumie, że Charlie pozostaje wierny Stuartom. Od momentu narodzin traktowali go jak jednego ze swoich, choć przyszedł na świat w nieślubnym związku. Zarówno król Jakub, jak królowa kochali Charliego i wcale się z tym nie kryli. Zawsze sądziłem, że gdyby mogli uczynić go dziedzicem, na pewno by to zrobili. Lecz Charlie unikał polityki, nigdy nie wysuwał się na pierwszy plan. Nawet francuska królowa wdowa podziwia go za doskonałe maniery. I gdyby Bess nie została zamordowana przez ludzi Cromwella, Charlie postępowałby teraz tak, jak ja. Trzymałby język za zębami i głowę nisko spuszczoną, czekając na lepsze czasy. Lecz mama boi się o naszego brata. Wie, że nie powinien wracać do Queen's Malvern, życzyłaby sobie jednak, aby pozostał w Glenkirk z tobą i dziećmi, póki ten chaos się nie skończy i władzy nie przejmą znów ludzie rozsądni.
– Charlie jest z królem – poinformował brata Patrick.
– Wiem, Brie mi powiedziała – odparł markiz.
– Będziesz musiał pojechać i sprowadzić go z powrotem. Przekonać, że nie powinien ryzykować życia w beznadziejnej wojnie. Bóg jeden wie, czy akurat temu Stuartowi uda się zasiąść na angielskim tronie, nasz brat nie może jednak stracić życia, starając się go tam osadzić, Patricku!
– Dlaczego prosisz o to mnie? – zapytał Patrick.
– Czemu sam po niego nie pojedziesz?
– Gdyby odkryto, że odwiedzam króla, zostałbym uznany przez reżim Cromwella za zdrajcę. Mało kto wie, że mam przyrodniego brata, który jest jedynym potomkiem zmarłego księcia Henryka Stuarta. Gdyby wiedzieli, moja rodzina znalazłaby się w jeszcze gorszym położeniu. Mama obawia się, że Charlie zginie, albo, co gorsza, zostanie pojmany, uznany za zdrajcę w pokazowym procesie, a potem stracony. Nie wątpię, że poszedłby na śmierć z podniesioną głową, jak uczynili to przed nim inni Stuartowie, ale czy tego właśnie chcemy?
– Mam teraz obowiązki, Henry – powiedział Patrick. – Ożeniłem się i wkrótce urodzi mi się dziecko. No i są jeszcze dzieci Charliego, którymi muszę się opiekować.
– Brie powiedziała mi, że wziąłeś sobie żonę. Kim ona jest? Nie sądziłem, że kiedykolwiek się ożenisz, braciszku – zauważył Henry ze śmiechem.
– Ma na imię Flanna, jest córką Brodiego z Killiecairn. To prości górale. Flanna posiadała coś, czego pragnąłem dla siebie. Zaoferowałem staremu Lachlannowi podwójną cenę. Nie zgodził się jednak, żądając, bym wziął za żonę jego córkę. Więc tak zrobiłem! Matka radziła mi przed wyjazdem, bym się ożenił. Powiedziała, że to mój obowiązek wobec Glenkirk.
Uśmiechnął się.
– Olbrzym, który powitał cię w Glenkirk, to Angus Gordon, wuj Flanny. Jego ojcem był ostatni lord Brae. Angus jest, oczywiście, bękartem – wyjaśnił Patrick. – By uczynić sprawę jeszcze bardziej interesującą, mój dziadek Patrick Leslie, po którym odziedziczyłem imię, był też dziadkiem Angusa. Angus stanowił część posagu Flanny – zakończył ze śmiechem.
– Kiedy poznam twoją żonę? – zapytał Henry, zaciekawiony.
– Jutro, gdy już wypoczniesz, udamy się do Brae. Tam ją poznasz – obiecał Patrick.
– Dlaczego jest teraz w Brae? – zapytał Henry.
– To włości przynależnych do Brae pragnąłem. Flanna zawsze chciała odbudować zamek. Przebywa tam od kwietnia i właśnie tym się zajmuje. Chce, aby Brae przypadło kiedyś młodszemu synowi. Poza tym jest na mnie wściekła. Będę musiał wkrótce ją przeprosić, inaczej mój dziedzic przyjdzie na świat w Brae, nie w Glenkirk, jak być powinno – wyjaśnił.
– Co takiego zrobiłeś?
– To sprawa osobista, bracie – odparł książę – lecz muszę szybko naprawić nasze stosunki. Widzisz zatem, że nie mogę jechać po Charliego.
– Musisz – powiedział z naciskiem Henry. – Jesteś Szkotem, więc bez problemu przedostaniesz się w pobliże króla. Musisz zrobić to dla mamy, Patricku.
– Charlie pomaszeruje z królem do Anglii i wszystko będzie dobrze. Za bardzo się martwisz, Henry – powiedział Patrick z odcieniem żartobliwej kpiny w głosie. – Angielscy rojaliści przyłączą się do króla, gdy dotrze dalej na południe. Nie widzę tu dla Charliego zagrożenia, a kiedy wszystko się skończy, król będzie mu winien wdzięczność.
– Nie rozumiesz – stwierdził Henry ponuro.
– Prawie nikt nie przyłączy się do króla. Szkoci nie mają wystarczająco dużej armii, a angielscy lordowie, tacy jak ja, nie zaryzykują wszystkiego, co im jeszcze zostało, by walczyć za Karola II. Poza tym, są wobec Szkotów uprzedzeni. Nie lubili nigdy Stuartów, nie mieli jednak wyjścia, musieli ich zaakceptować. Co zaś się tyczy twoich rodaków, Patricku, przegrali ostatnio zbyt wiele bitew, które powinni byli wygrać. Teraz to Cromwell dysponuje większą siłą. Uwierz mi, Anglicy nie powstaną, by walczyć za króla. Może liczyć tylko na siebie i na głupców, którzy za nim pójdą. Oby Bóg się nad nimi zlitował!
– Stuartowie są zatem w Anglii skończeni? – zapytał Patrick.
– Nie wiem – odparł Henry. – Naprawdę. Gdyby król odniósł znaczące zwycięstwo, może niektórzy przyłączyliby się do niego. Gdyby zwyciężył potem jeszcze raz, ich liczba by wzrosła. Może zdołałby odzyskać wówczas królestwo, a wtedy rojaliści powstaliby raz jeszcze, by walczyć pod jego sztandarem. Teraz tak się jednak nie stanie. Musi udowodnić wpierw, ile jest wart, a nie zdoła tego uczynić, nie mając dość żołnierzy. Musisz odnaleźć Charliego i przemówić mu do rozumu. Kiedy już wróci do Glenkirk, sam z nim porozmawiam, nie mogę jednak ryzykować, że ktoś zauważy mnie w pobliżu króla i jego armii, Patricku. A zapewniam cię, że wszędzie roi się od szpiegów.
– No, nie wiem, Henry. Wolałbym nie zostawiać teraz Flanny samej – powiedział książę z wahaniem. – Porozmawiamy o tym jeszcze, kiedy zabiorę cię do Brae. Potem Flanna wróci do Glenkirk i nasze pierwsze dziecko urodzi się tutaj, jak być powinno. Nie jestem nawet pewien, czy wiem, gdzie przebywają teraz królewskie oddziały.
– Gromadzą się przy granicy – odparł Henry. – Żołnierze Cromwella oskrzydlili królewskich od wschodu, zatrzymując ich za zachodzie. Jedyna możliwość, to kierować się na południe. Szkoci nie opowiedzieli się masowo za Stuartem, nie może zatem wycofać się na północ. Nie wiem, kiedy król planuje wyruszyć, lecz gdybyś pojechał sam, z pewnością zdołałbyś dotrzeć do obozu i zabrać stamtąd Charliego, nim stanie się nieszczęście. Zdążycie wrócić, zanim urodzi się twoje dziecko. Nie przybyłem z tak daleka na próżno, Patricku. Musimy zrobić to dla Charliego, dla jego dzieci, dla mamy.
– Wuj Henry! – zawołali unisono bratankowie markiza, wbiegając do sali.
– Porozmawiamy, kiedy będziemy znów sami – powiedział książę. – Nie chcę straszyć dzieci. Powiedz, że przyjechałeś poinformować nas, co nowego u mamy. Nie muszą wiedzieć, jak wygląda sytuacja w Anglii.
Henry skinął głową i pochwycił bratanków w iście niedźwiedzi uścisk.
– Na mą duszę, chłopcy, ależ wyrośliście! Willy! Nie nosisz już sukienki, prawda? A gdzie twoje loki?
Lord William Stuart uśmiechnął się z dumą.
– Ścięte! – zawołał triumfalnie. Nie wspomniał, że obciął je sobie sam, gdyż zaplątywały się w krzaki jeżyn, gdy w nich buszował. Ani o tym, że niania, Biddy, płakała, gdy wyszło na jaw, co zrobił.
– Wyglądasz teraz jak miniaturka dorosłego – zauważył markiz z uśmiechem. – A ty, Freddie, jak się miewasz? Przykładasz się do nauki, mam nadzieję.
– Tak, wuju. Anglikański pastor udziela nam lekcji codziennie poza niedzielą. Mamy tu też szkockiego chłopca, Fingala Brodie. Uczy się z nami – odparł Freddie, podekscytowany. – To bratanek cioci Flanny. Kiedyś będzie studiował prawo. Wuj Patrick powiada, że wyśle go na uniwersytet w Aberdeen, gdy będzie w odpowiednim wieku. To świetny kompan!
– Najwidoczniej – zgodził się z nim markiz – Nie zaszkodzi mieć w rodzinie prawnika.
– Po co przyjechałeś, wuju? – spytała Sabrina podchodząc.
– Przywiozłem wieści od babci Leslie – odparł markiz gładko.
– O, tak! – zawołały dzieci, sadowiąc się na podłodze między księciem a markizem.
– Babcia i Autumn dotarły szczęśliwie do Francji – zaczął Henry – gdzie zostały powitane serdecznie przez francuskich krewnych. Zamieszkały w Belle Fleurs. To czarujący zameczek, własność babki. Kiedy król Ludwik przybył z wizytą do pobliskiego zamku, pojechały się z nim spotkać.
– Och! – wykrzyknęła Sabrina. – Autumn ma szczęście!
– Ależ, Brie – zauważył książę. – Ty też poznałaś króla.
– Ale nie francuskiego – odparła Sabrina. – Poza tym, król Karol nie jest dziś tak do końca królem, wuju Henry.
Wujowie roześmieli się, a Henry opowiadał dalej:
– Trzech szlachetnie urodzonych kawalerów rywalizowało o względy Autumn: książę, hrabia i markiz. Babcia pisze, że we wrześniu ciocia Autumn poślubi markiza d'Auriville. Bardzo jest z tego zadowolona.
– Zatem – powiedział Patrick z zadumą – najmłodsze dziecko w rodzinie będzie wkrótce mężatką. Do licha, jakże żałuję, że nie możemy być tam z nimi! I tego, że Autumn musi wyjść za cudzoziemca. Więcej jej nie zobaczymy. Ale przynajmniej mama wróci teraz do Glenkirk.
– Mama zamierza pozostać we Francji, z Autumn i jej mężem – poinformował brata Henry.
– Nie spodziewam się zobaczyć jej w Szkocji, czy w Anglii, zanim ta wojna się nie skończy.
– Żyjemy tu, w Glenkirk, spokojnie – odparł Patrick z uporem.
– Tylko dzięki izolacji, bracie, ale pewnego dnia może to nie wystarczyć. Jeśli wojna obejmie całą Szkocję, tak jak objęła Anglię, nie ukryjecie się nawet tutaj, w Glenkirk.
– Oby nigdy do tego nie doszło – powiedział Patrick.
– Amen! – przytaknął żarliwie jego brat.
Rankiem książę wyprawił do Brae posłańca, informując żonę, że z Anglii przybył jego brat i obaj chcieliby ją odwiedzić. Posłaniec wrócił późnym popołudniem. Księżna chętnie powita męża i jego brata, koniecznie muszą też przywieźć dzieci, powiedział.
– Polubiła malców – zauważył Henry, kiedy siedzieli z Patrickiem wieczorem w wielkiej sali.
– Tak, kocha dzieciaki Charliego i była dla nich doskonałą zastępczą matką – odparł książę.
– Kochasz ją? – zapytał Henry otwarcie. Patrick uśmiechnął się czule.
– Pokochałem ją, choć to najbardziej niesforna i uparta dziewczyna, jaką znam. Nie takiej żony pragnąłem, ale tak, kocham ją.
– A ona? Odwzajemnia twoje uczucia? Książę znów się roześmiał.
– Owszem, mimo iż bardzo ją zirytowałem – odparł.
– Powiedz mi, co was poróżniło – poprosił spokojnie Henry.
– Gdy Charlie był tutaj, nabił jej głowę bzdurami na temat króla i szlachetnej krucjaty, prowadzonej w celu odzyskania przez niego tronu – zaczął Patrick. – Flanna to prosta dziewczyna, i dość naiwna. Wątpię, czy wyprawiła się kiedyś poza granice Killiecairn. Ja nie wiedziałem nawet, że istnieje. Nasza gospodyni, Mary More – Leslie, naopowiadała jej o tym, jak wspaniałymi kobietami były jej poprzedniczki i Flanna uznała, że nie jest godna zostać ich następczynią. Dlatego gdy Charlie wyruszył do króla, podążyła w ślad za nim. Wyznała mi później, że pragnie odcisnąć w historii rodu swój ślad, by nie nazywano jej księżną, która niczego nie dokonała.
– Do licha, musi być sprytna – zauważył markiz z nutką podziwu w głosie. – Dlaczego Charlie od razu jej nie odesłał?
– Nie zorientował się, że za nim podąża. Posłała po bratanka, który też nieźle potrafi udawać, a potem namówiła do pomocy jednego z moich zbrojnych, szczerego chłopca, który ją uwielbia. Razem wyruszyli w ślad za Charliem, pozwalając mi wierzyć, że pojechali do Killiecairn, na spotkanie z ojcem Flanny. Dopiero kiedy dotarli wszyscy do Perth, ujawniła się i zażądała, by Charlie pomógł jej spotkać się z królem. Pragnęła zapewnić Karola o swej lojalności i uzyskać zgodę na zwerbowanie dla niego oddziału.
– Coś takiego mogłyby zrobić mama albo madame Skye – zauważył Henry ze śmiechem. – Mów dalej, braciszku, opowiedz mi, co się zdarzyło. Najwidoczniej szybko odkryłeś podstęp, ale jakim sposobem?
– Szwagier, najstarszy z szóstki, przybył do Glenkirk z wizytą. To jego syn wyjechał z moją żoną – wyjaśnił Patrick. – Wtedy domyśliłem się, dokąd naprawdę pojechała.
– Gdyby nie dopisało ci szczęście, mogło jej się udać – zauważył Henry. – Mów dalej.
– Oczywiście, natychmiast za nią ruszyłem. Lecz nim dotarłem do Perth, było już po koronacji, a Flanna spotkała się z królem nie raz, ale dwa razy. Gdy pojawiłem się w gospodzie, gdzie się zatrzymali, zastałem ją z nim sam na sam. Była w koszuli, owinięta kołdrą. Nie wiedziałem, kim jest jej towarzysz, dobyłem więc szpady. Na szczęście w porę pojawił się Charlie i wszystkich nas uratował.
– Boże święty! Sięgnąłeś po szpadę w obecności króla? – zapytał Henry z podszytym grozą niedowierzaniem. Był to czyn równoznaczny ze zdradą.
– Uspokój się, bracie. Wybaczono mi moją ignorancję. Powiedz jednak, co tybyś zrobił, gdybyś zastał w podobnej sytuacji swoją żonę? – zapytał Patrick gwałtownie. – Rozebraną do koszuli?
– Gdzie wtedy byli? – zapytał Henry. – I co robili?
– W saloniku, oboje stali, a on całował jej dłoń.
– Czy twoja żona wyglądała, jakby została zniewolona albo oddała się dobrowolnie? – zapytał Henry.
– Nie – odparł Patrick. – Prawdę mówiąc, wyglądała jak młoda królowa, podająca dłoń do pocałunku. Stała wyprostowana i elegancka, spowita w kołdrę, którą przytrzymywała skromnie jedną ręką, podczas gdy on całował drugą.
– Zapytałeś potem żonę, co się zdarzyło? Chyba zaczynani rozumieć, o co im poszło, pomyślał Henry.
– Nie, pokłóciliśmy się, lecz potem pogodziliśmy. Nasze problemy zrodziły się stąd, że kiedy Flanna powiedziała mi, iż spodziewa się dziecka, zapytałem, czy będzie moje czy króla – przyznał Patrick.
Henry'emu z szoku opadła szczęka.
– Nie mów mi, że zrobiłeś coś tak okropnego! – westchnął przerażony. – Na Boga, Patricku, ależ z ciebie głupiec!
– Byłem zazdrosny – przyznał Patrick.
– Gorzej! Głupio zazdrosny! – powiedział jego brat. – Teraz rozumiem sytuację. Nie tego się spodziewałem. Jeśli nie miałeś innych powodów, by podejrzewać żonę o wiarołomstwo – poza tymi, o których mi tu wspomniałeś – dlaczego, u licha, zadałeś jej to pytanie?
– Nadal próbowała werbować żołnierzy – odparł Patrick, zawstydzony. – Jej ojciec umierał i najstarszy brat przyjechał zabrać ją do Killiecairn. Pojechała, zamierzając rozpocząć tam rekrutację. Potem wybierała się do Huntley.
Westchnął.
– Rodzina ją wyśmiała i odmówiła pomocy. Postanowili także, iż sami przywiozą dziewczynę do Glenkirk, by nie uciekła po drodze. Kiedy wrócili, powiedziała mi o dziecku, a ja, idiota, zadałem jej to okropne pytanie.
– Dziwię się, że nie próbowała cię zabić – powiedział Henry, potrząsając głową. – Wiesz, oczywiście, co musisz zrobić, aby zasypać przepaść, jaka między wami wyrosła.
Książę skinął głową.
– Muszę przeprosić żonę i błagać ją o wybaczenie. Wcale nie jestem pewny, czy kiedy to zrobię, uda mi się zaleczyć rany.
– Jeśli cię kocha, to ci wybaczy – odparł Henry rozsądnie. – To, że zdecydowała się na jakiś czas cię opuścić mówi mi, że tak właśnie się stanie. Zamiast pozostać tutaj i rozpamiętywać twoje słowa wciąż na nowo, pojechała do Brae i zajęła myśli czymś innym – odnawianiem domu matki. Do diaska, Patricku, ożeniłeś się z porządną dziewczyną z dobrej rodziny. Nie muszę ci mówić, co zrobiłaby nasza matka, gdyby Jemmie Leslie odważył się postawić jej podobne pytanie!
– Flanna to nie nasza matka – odparł Patrick, zirytowany. Wiedział, że postąpił źle, a słowa Henry'ego były niczym sól sypana na rany.
– To prawda, nie jest naszą matką, lecz każda uczciwa kobieta poczułaby się takim pytaniem urażona.
Uśmiechnął się.
– Tym bardziej nie mogę się doczekać, by poznać twoją żonę. To, że cię nie zabiła, dobrze świadczy o jej charakterze. Musi mieć nie lada cierpliwość.
– Mówią na nią Ognista Flanna, i to nie tylko z racji włosów – powiedział Patrick.
Henry roześmiał się serdecznie.
– Doskonale – powiedział. – Wyruszymy jutro do Brae i przekonamy się, czy zdołała choć trochę ochłonąć. Widziałeś ją, odkąd cię opuściła?
Patrick potrząsnął głową.
– Zakazała mi przyjeżdżać. Posłuchałem, gdyż Flanna nie jest osobą, rzucającą słowa na wiatr.
– Nie widziałeś więc żony od ponad trzech miesięcy, Patricku? – zapytał Henry ze śmiechem. – Musi być niezwykłą kobietą, skoro tak się z nią liczysz.
– Nie chciałem narazić dziecka – odparł książę.
– Nie wątpisz zatem, że jest twoje?
– Nie, Henry – przyznał Patrick. – Była dziewicą, gdy się z nią ożeniłem i kobietą z zasadami. Kocham żonę i kiedy zobaczyłem ją z innym, zazdrość zaćmiła mi umysł. Wiem, że Flanna nigdy by mnie nie zdradziła.
– Lepiej powiedz jej to od razu, gdy tylko znajdziemy się w Brae – poradził bratu Henry.
– Taki mam plan – odparł Patrick. – Nie chcę się z nią więcej rozstawać.
– Po tym, jak sprowadzisz Charliego z powrotem do Glenkirk – zauważył Henry.
Patrick westchnął głęboko.
– No dobrze – powiedział niechętnie – pod warunkiem, że zostaniesz w Glenkirk z moją żoną. Nie zostawię Flanny samej, jedynie z gromadą służących i trójką dzieciaków. Angus Gordon nie miałby takiego jak ty posłuchu.
– Zostanę – obiecał Henry. – Jeśli pojedziesz sam, wyprawa nie powinna zająć ci zbyt wiele czasu.
– Tak – zgodził się z nim Patrick. – Pojadę sam. Gdybym zabrał ze sobą zbrojnych, ktoś mógłby pomyśleć, że zamierzam przyłączyć się do króla. Sam będę mógł podróżować szybciej i bezpieczniej. Podczas drogi powrotnej nikt nie uzna, że stanowimy zagrożenie, gdyż będziemy poruszali się nie w tym kierunku. Na północ, zamiast na południe, gdzie toczą się walki.
Rankiem bracia wyprawili się w krótką podróż do Brae, zabierając bratanicę i dwóch małych bratanków. Gdy wyłonili się z lasu i stanęli nad brzegiem jeziora, dali na chwilę odpocząć koniom, sami zaś spojrzeli przez taflę błękitnej wody ku miejscu, gdzie na wyspie wznosił się niewielki zameczek z ciemnego kamienia.
– Jest piękny! – zawołała Brie, klaszcząc w dłonie. – Nic dziwnego, że ciocia Flanna chce w nim mieszkać!
– A Glenkirk nie jest piękne? – zapytał książę.
– Jest, wuju, ale i bardzo duże. Twój zamek jest wspaniały i robi imponujące wrażenie, lecz Brae wygląda jak z opowieści o rycerzach. Nie widziałam dotąd zamku na wyspie.
Jechali wzdłuż jeziora, aż dotarli do mostu, łączącego wyspę ze stałym lądem. Most, przegniły i rozchwierutany, kiedy ostatni raz go widzieli, został odbudowany. Kopyta wierzchowców zadudniły głucho na świeżych deskach. Patrick zauważył, że większość roślinności, zasłaniającej kiedyś widok, została usunięta. Pozostawiono jedynie kilka drzew, zza których przeświecała fasada budynku. Zjechali z mostu i znaleźli się na wąskiej dróżce, prowadzącej wprost do zamku.
Nowe stajnie, zbudowane z kamienia i drewnianych bali, miały solidne, łupkowe dachy. Przetrwają dłużej niż poprzednie, pomyślał. Dziedziniec został niedawno zamieciony i panował na nim spokój. Nigdzie nie widać było robotników. Książę podniósł wzrok i zobaczył, że dach zamku także został naprawiony. Poprowadził resztę towarzystwa ku schodom, a potem w głąb zamku, Ian More dostrzegł księcia, skłonił się i natychmiast ku niemu pośpieszył.
– Wasza Miłość – pozdrowił swego pana.
– Księżna już czeka. Wprowadził ich do wielkiej sali, gdzie na kominku rozpalono ogień.
Flanna uniosła się powoli z krzesła, uśmiechając się na widok zaskoczenia, malującego się na twarzy męża, który widział ją po raz pierwszy od trzech miesięcy.
– Witam w Brae, panowie – pozdrowiła ich.
– Przynieś wino, Ianie, i jakieś słodycze dla dzieciaków.
Wyciągnęła ramiona i dzieci natychmiast do niej podbiegły.
– Ciociu – powiedziała Sabrina, jąkając się. – Jesteś taka… taka…
– Gruba! – podpowiedział siostrze Willy. Flanna roześmiała się.
– To dlatego, że rośnie we mnie dziecko. Gdy się urodzi, będę znów szczupła, Willy.
– A kiedy to nastąpi, ciociu? – zaciekawił się Freddie.
– Wkrótce – odparła. – A oto i Aggie. Biegnijcie do niej, oprowadzi was po moim małym królestwie.
Gdy dzieci wyszły, odwróciła się do Patricka i powiedziała:
– I cóż, panie? Co masz mi do powiedzenia? A może zamierzasz trwać dalej w swych niemądrych podejrzeniach?
– Przyjmiesz moje przeprosiny, dziewczyno? – zapytał po prostu. Kiedy już zaczął, wcale nie okazało się to takie trudne.
– Jeśli przyznasz, że zachowałeś się jak zazdrosny głupiec – odparła.
– Kocham cię, Flanno. Straciłem głowę i rozum, gdy zobaczyłem, z jakim podziwem spogląda na ciebie inny mężczyzna. Proszę, wybacz mi, kochanie. Czułem się bez ciebie samotny i bardzo chcę, byś wróciła ze mną do domu – powiedział Patrick szczerze. Dawno już uświadomił sobie, iż żona jest dla niego ważniejsza niż urażona duma.
Oczy Flanny wypełniły się łzami, które spłynęły natychmiast po policzkach.
– Wybaczam ci, Patricku, z całego serca. Jak mogłabym postąpić inaczej, skoro tak bardzo cię kocham?
Objął żonę i scałował słone łzy z jej bladej twarzy.
– Wrócisz ze mną do Glenkirk?
– Oczywiście – odparła, obdarzając go szybkim pocałunkiem. – Następny książę Glenkirk powinien urodzić się we własnym domu.
– Hm! – zakaszlał markiz dyskretnie. Małżonkowie odsunęli się od siebie, a książę przedstawił żonie najstarszego brata.
– Witamy serdecznie w Brae, panie, i w Szkocji także – powiedziała Flanna myśląc, że szwagier jest bardzo przystojny. Zwłaszcza przypadły jej do gustu jego turkusowe oczy.
– Ja zaś z przyjemnością poznam damę, która rzuciła mego braciszka na kolana i przywróciła mu rozsądek – odparł Henry z uśmiechem.
Flanna zarumieniła się uroczo i powiedziała:
– Teraz znam już dwóch braci mojego męża. Szkoda, że nie miałam okazji poznać waszej mamy.
– Pewnego dnia wróci – obiecał jej Henry. – Teraz lepiej usiądź, pani. Żona dała mi kilkoro dzieci, dlatego dobrze wiem, czego potrzeba kobiecie w twoim stanie. Nie tak, jak mój nierozgarnięty braciszek.
Podprowadził Flannę do krzesła i pomógł jej usiąść.
– Powiedz mi, droga szwagierko, spodziewasz się chłopca czy dziewczynki? Powinienem zostać w Glenkirk do rozwiązania, bym mógł opowiedzieć o wszystkim mamie. Twój mąż nie zawiadomił jej nawet, że się ożenił. Przypuszczam, że z rodziny wie o tym jedynie Charlie.
– Tylko dlatego, że przybył tu jesienią z dziećmi – wyjaśnił bratu Patrick. – Jak miałem wyprawić do matki posłańca pośród całego tego zamętu, Henry? Prawie nikt nie zagląda teraz do Glenkirk. Czasem pokaże się jakiś handlarz czy druciarz, ale czy mógłbym powierzyć mu list? Dokąd miałby go dostarczyć? I komu? Pomiędzy Anglią a Francją łączność została jednak zachowana, tobie będzie więc łatwiej przesłać mamie wiadomość. Napiszę list, a ty zabierzesz go, wracając. Skoro korespondowałeś przez cały czas z matką, zdołasz go jej dostarczyć.
– Po co przybyłeś do Glenkirk, panie? – spytała nagle Flanna. – I jak udało ci się tu dostać? Niewiele dociera do nas wieści, słyszeliśmy jednak, że Anglicy okupują Edynburg, a król przygotowuje się, by najechać Anglię i odzyskać tron. Dlaczego zatem tu jesteś? Nie powinieneś być z rodziną?
– Powinienem – zgodził się z nią Henry – lecz jestem tutaj. Matka obawia się, że Charlie może zginąć. Chce, by wrócił do Glenkirk. Jestem Anglikiem, nie mogę więc być widziany w pobliżu króla czy jego armii. Gdyby tak się stało, zostałbym uznany przez rząd za zdrajcę. Lecz Patrickowi to nie grozi.
Ian More przyniósł panom wino, Flannie zaś podał kielich źródlanej wody, która ostatnio bardziej jej smakowała.
– Jesteś Anglikiem, a nie możesz być widziany z królem? Nie rozumiem – przyznała Flanna, pociągając łyk wody. – Nie chcesz, by twój król wrócił, panie?
– Cromwell jest teraz zbyt silny, a król zbyt słaby – zaczął wyjaśniać Henry. – Wmówiono mu, że gdy wróci do Anglii, jego zwolennicy, zwani rojalistami, powstaną i pomogą mu odzyskać tron. Lecz tak się nie stanie, Flanno. Zwolennicy króla w Anglii przeżyli jedynie dlatego, że siedzą cicho, starając się nie zwracać na siebie uwagi. Nadal będziemy tak postępować, ponieważ nie nadszedł jeszcze czas, aby przywrócić monarchię. Prawdę mówiąc, nie wiem, kiedy taki czas nadejdzie. Tymczasem byłoby szaleństwem narażać nasze rodziny, majątki oraz przyjaciół, postępując nierozważnie. Nie wszyscy zgadzają się ze mną co do tego, ale uwierz, takich osób jest bardzo mało. Na razie będę wspierał legalne władze, gdyż nie chcę stracić domu moich przodków i wszystkiego, co dla mojej rodziny drogie, walcząc za nieobecnego króla. Nie mogę tak postąpić.
– Matka pisze, iż martwi się o Charliego. Szanuje to, że pozostał wierny Stuartom, lecz nie chce go stracić. Skłamałem władzom, by pozwoliły mi przyjechać do Glenkirk. Teraz Patrick musi odszukać króla i przemówić bratu do rozsądku. Charlie powinien wrócić do Glenkirk i do swoich dzieci. Jeśli żołnierze parlamentu schwytają go z królem, zostanie stracony.
– Nie wydaje mi się, by Charlie zechciał opuścić kuzyna – odparła Flanna z wolna. – Jest wobec niego bardzo lojalny. Tak bardzo, iż bez trudu przekonał mnie, że powinnam zaniedbać obowiązki żony i przyłączyć się do batalii o odzyskanie przez króla tronu. Nie wróci z Patrickiem do Glenkirk, lecz będzie to jego decyzja, jest bowiem dorosłym mężczyzną. Jednakże, skoro życzy sobie tego wasza matka, Patrick powinien przynajmniej spróbować go przekonać. Gdyby wiedziała, że jej syn się ożenił i wkrótce urodzi mu się dziecko, nie prosiłaby go o coś tak niebezpiecznego. Nie wiedziała tego, dlatego Patrick będzie musiał pojechać.
Jej słowa mocno braci zdziwiły. Spodziewali się raczej łez, błagań, krzyków i innych kobiecych sztuczek. Tymczasem przedstawiono im logiczne rozumowanie. Flanna wiedziała, co znaczy konieczność. Nie podobało jej się, iż mąż będzie musiał ją zostawić, ale to rozumiała.
Markiz wstał i ująwszy dłonie szwagierki, z uczuciem je ucałował.
– Jesteś najrozsądniejszą kobietą, z jaką miałem kiedykolwiek do czynienia, madame - powiedział. – Chylę przed tobą czoła!
Flanna spojrzała na niego, po czym, cofając dłonie, powiedziała:
– Nie podoba mi się ta sytuacja, Henry. Wiem jednak, co to obowiązek wobec rodziny. Kiedy chciałbyś wyruszyć? – spytała, zwracając się do męża.
– Wkrótce – odparł, spoglądając na nią z miłością i podziwem w zielonozłotych oczach.
– Rankiem powinniśmy zatem wrócić do Glenkirk. W moim stanie będę zmuszona podróżować wolno, droga zajmie nam więc cały dzień. Jeśli wolałbyś opuścić mnie już teraz, Patricku, i wyruszyć rankiem, masz moją zgodę. Twój brat odwiezie mnie bezpiecznie do domu.
– Nie – zapewnił ją szybko Patrick. – Zostanę z tobą na noc i jutro zabiorę cię do domu. Mogę wyruszyć pojutrze.
– Jeśli dzieci zaspokoiły już ciekawość – wtrącił Henry – wrócę z nimi do Glenkirk jeszcze dzisiaj. Twój człowiek, Ian, może nas eskortować. Rankiem przyślę po Flannę wóz i eskortę, bracie. Byliście z dala od siebie przez trzy miesiące i znów czeka was rozłąka. Gdyby chodziło o mnie, z pewnością chciałbym spędzić trochę czasu sam na sam z żoną.
– Jesteś bardzo taktowny, panie – pochwaliła szwagra Flanna z uśmiechem.
Zawołano dzieci, Iana oraz Aggie, która miała wyruszyć razem z nimi. Dowiedziawszy się o tym, pobiegła szybko po rzeczy.
– Musimy coś jeść – powiedział cicho książę do żony.
– Kolacja jest w kuchni – odparła. – Dziś sama ci usłużę. Ja dorastałam, nie będąc obsługiwaną, choć muszę przyznać, że nawet mi się to podoba – zakończyła z uśmiechem.
Dzieciaki zaczęły protestować, lecz Flanna szybko je uciszyła.
– Będę w domu już jutro – powiedziała. – Wasz wuj i ja nie widzieliśmy się od miesięcy. Chcę spędzić z nim trochę czasu sam na sam. Poza tym nie ma tu łóżek, bym mogła was położyć, a Willy jest jeszcze za mały, aby spać byle gdzie.
Odjechali, spoglądając z żalem na Patricka i Flannę.
– Pamiętam, jak zjawiłem się tu po raz pierwszy – powiedział Patrick, kiedy odjeżdżający zniknęli im z widoku. – Strzeliłaś do mnie z łuku. Chyba już wtedy się w tobie zakochałem, choć nie zdawałem sobie z tego sprawy.
Opasywał ją delikatnie ramieniem.
– To dlatego związałeś mnie i zawiozłeś silą do ojca? – spytała, drocząc się z nim. – Chodź, pomożesz mi zamknąć bramę.
– To dla ciebie zbyt męczące – zaprotestował.
– Zamykam tę bramę codziennie – odparła Flanna, zirytowana. – Nie trzeba do tego siły, wystarczy lekko pchnąć, Ian zasuwa rygle. Możesz zrobić to za niego.
– Zamykałaś bramę, nawet gdy pracowali tu ludzie z klanu? – zapytał.
– Tak. Nie bałam się ich, ale wolałam nie natknąć się w spiżarni na borsuka – wyjaśniła. – Kiedy przyjechaliśmy, nie mogliśmy przez tydzień korzystać z kuchni, gdyż samica żbika chowała tam młode. Na szczęście po tygodniu gdzieś je przeniosła.
Patrick skinął głową, a potem podniósł wielką dębową belkę i zabarykadował nią bramę.
– Chodź – powiedziała dziarsko Flanna. – Zjemy w kuchni. Nie zamierzam biegać w górę i w dół po schodach. W moim stanie to dość męczące.
Poprowadziła go dookoła dziedzińca, przez ogród, a potem wąskimi schodami do ciepłej kuchni.
Pomieszczenie było przytulne, czyste i dobrze zamiecione. W palenisku buzował wesoło ogień, a nad nim zawieszono kociołek, w którym coś smakowicie bulgotało. Pachniało świeżo upieczonym chlebem. Pośrodku stał wyszorowany niemal do białości dębowy stół. Książę usiadł, a Flanna otwarła kredens, wyjęła dwa cynowe talerze oraz dwa kubki i postawiła je na stole. Z koszyka na półce wyjęła dwie rzeźbione drewniane łyżki i położyła je obok talerzy. Patrick obserwował ją, zafascynowany. Nie przypominał sobie, by choć raz widział matkę w kuchni.
Flanna podeszła do paleniska, otworzyła małe żelazne drzwiczki z boku i zajrzała do środka. Wyraźnie usatysfakcjonowana, wsunęła do piekarnika drewnianą łopatę i wyjęła z niego chleb, który położyła razem z łopatą na stole. Zniknęła na chwilę w spiżarni, po czym wyłoniła się stamtąd, niosąc masło i pól krążka twardego żółtego sera. Położyła nabiał na stole, wzięła talerze i podeszła do paleniska. Posługując się widelcem o dwóch zębach, uniosła pokrywkę bulgoczącego garnka, zanurzyła w nim chochlę, którą wyjęła z kieszeni, i napełniła talerze. Następnie usiadła i odkroiwszy dwie solidne pajdy chleba, podała jedną mężowi.
– Jedz – poleciła.
Patrick zanurzył łyżkę w talerzu. Zapach gulaszu z królika podrażnił mu nozdrza. Uświadomił sobie, jak bardzo jest głodny, i zaczął jeść. Potrawa miała apetyczną ciemnobrązową barwę, nie brakowało w niej też marchewki ani cebuli. Mięso było mięciutkie i delikatne.
– Do licha! – mruknęła Flanna z irytacją.
– O co chodzi? – zapytał.
– Wino zostało w wielkiej sali – odparła.
– Jest tu na pewno jakiś trunek – zauważył.
– Owszem, dzban piwa – przyznała.
– Gdzie?
– W spiżarni.
Zabrał kubki i wszedł do spiżarni, by napełnić je pienistym piwem.
– Lubię piwo do gulaszu – powiedział. – Dziczyzna lepiej wówczas smakuje.
Uśmiechnął się do żony.
– Bardzo przyjemna kolacyjka, Flanno Leslie. Musimy dopilnować, by Henry zabrał do Anglii trochę naszej whiskey.
Odkroił dwa grube plastry sera i podał jeden żonie.
– Tak. To bardzo uprzejmie z jego strony, że zostawił nas dzisiaj samych, choć nie możemy się kochać z racji mojego brzucha – odparła Flanna. – Jednak przyjemnie będzie spać dziś koło ciebie, Patricku. Dlaczego nie przyjechałeś wcześniej mnie przeprosić?
– A byłaś gotowa mi wybaczyć? – zapytał.
– Tak – odparła z wolna. Jej srebrzyste oczy napotkały, spojrzenie jego oczu i poznał, że mówi prawdę.
– Rzeczywiście, głupiec ze mnie.
– Owszem – odparła ochoczo, wycierając sos kawałkiem chleba, który następnie zjadła.
– Trzeba przyznać, że nie brak ci odwagi – zauważył Patrick ze śmiechem. – W tym stanie za nic nie dałabyś rady przede mną uciec.
– Zajmuję teraz prawie całe łóżko – odparła, także się śmiejąc.
– Nie mogę się doczekać, aby się o tym przekonać – odparł.
Skończyli posiłek. Flanna nalała do kamiennego zlewu ciepłej wody i zmyła naczynia. Patrick wziął ścierkę, wytarł je i schował do kredensu. Potem odłożył nieco żarzących się węgli, by rankiem łatwo można było rozpalić ogień. Flanna zaczęła już wchodzić powoli po schodach. Ruszył za nią, niosąc dzbanek i wiadro z wodą, by mieli w czym się umyć.
Na zewnątrz słońce zaczęło już chować się za horyzont i wkrótce miał zapaść zmierzch. Sypialnia była skromnie urządzona. Stało tu jedynie łóżko, obok niego stolik, a w nogach niewielka skrzynia. Przy kominku, w którym Aggie zdążyła na szczęście rozpalić ogień, ustawiono pojedyncze tapicerowane krzesło. Flanna usiadła ciężko na wielkim łożu, zasłoniętym częściowo draperiami z ciemnoniebieskiego aksamitu.
– Niezbyt wytworne pomieszczenie – powiedziała do męża – lecz mam stąd widok na jezioro. Uwielbiam patrzeć na wodę. Zmienia się tak często i z taką łatwością! Pomożesz mi zdjąć buty?
Patrick ukląkł i nie bez trudności ściągnął żonie z nóg wysokie do kostek buty.
– Na Boga, dziewczyno! – zawołał na widok jej spuchniętych kostek.
– Tak się zwykle dzieje, kiedy przez cały dzień jestem na nogach – odparła rzeczowo, a potem wstała. – Rozwiąż tasiemki – powiedziała.
Zrobił, o co prosiła i pomógł jej się wydostać z bezkształtnej sukni. Flanna przeszła na bosaka przez pokój, nalała wody do miski i obmyła się jak mogła najlepiej. Potem, ubrana tylko w koszulę, wdrapała się na łóżko. Patrick zdjął ubrania, pozostawiając jedynie koszulę – na tyle długą, że zakrywała mu pośladki – a potem umył się i położył obok żony.
Jej brzuch wydawał się olbrzymi. Uniósł się na łokciu i przez chwilę bacznie przyglądał się Flannie, próbując sobie przypomnieć, czy jego matka też była w ciąży taka gruba. O ile pamiętał, brzuch miała chyba mniejszy.
– Połóż na nim dłoń – powiedziała, spostrzegłszy, na co patrzy. – Dziecko się rusza i będziesz mógł to wyczuć.
Dotknął jej delikatnie i natychmiast odsunął dłoń, zaskoczony. Spojrzał w dół i mógłby przysiąc, iż widzi zarys malutkiej stopy, albo przynajmniej paluszków.
– To chłopczyk – powiedział z uśmiechem.
– Dziewczynka nie mogłaby mieć tak dużej stopy. Flanna tylko się uśmiechnęła.
– Dziecko jest zdrowe i ruchliwe, a to wszystko, na czym mi zależy – odparła.
Nie potrafił oprzeć się bujnemu pięknu, jakie miał przed sobą. Gładził sterczący brzuch Flanny, naznaczony błękitnymi żyłami, widocznymi nawet przez koszulę.
– Boję się zostawić cię samą, póki nie urodzi się dziecko – powiedział szczerze.
– Nie wolno ci czekać tak długo – odparła.
– Król może wyruszyć w każdej chwili. Musisz sprowadzić Charliego z powrotem do Glenkirk, skoro życzy sobie tego wasza matka. Kochała widać bardzo ojca Charliego, skoro aż tak boi się stracić jego syna. Urodzę bez względu na to, czy będziesz w Glenkirk, czy gdzie indziej. Twój brat zaoferował się, że zostanie. Poza tym mam przecież w pobliżu rodzinę. Musisz jechać.
– Sądziłem, że będziesz zła – powiedział.
– Nie mówię, że mi się to podoba – odparła – nie możesz jednak sprzeciwić się matce, Patricku, nie w tej sprawie. A gdyby Charlie zginął? Jeśli spróbujesz sprowadzić go do domu, będziesz miał przynajmniej czyste sumienie. Nie życzę sobie spędzić resztę życia z człowiekiem, nękanym wyrzutami sumienia.
– Zadziwiająca z ciebie kobieta, Flanno Leslie – powiedział. – Gdy wrócę, nigdy się więcej nie rozstaniemy. Zgadzasz się, kochanie?
– Tak, mój mężu, moja miłości. Zgadzam się z ochotą. A teraz już śpij. Ukołysałeś dziecko i jest spokojne. My też powinniśmy zaznać trochę odpoczynku.
Ujął jej dłoń i wkrótce oboje zasnęli.
Dwudziestego dziewiątego lipca książę opuścił Glenkirk, zostawiając ciężarną żonę pod opieką starszego brata. Nie wiedział, że armia króla zdążyła już wyruszyć. Wkroczyli do Anglii trzydziestego pierwszego tegoż miesiąca. Patrick nie miał wyboru, jak tylko za nimi podążyć. Obiecał przecież Henry'emu, że odnajdzie Charliego i spróbuje przekonać go do powrotu. Gdyby udało mu się spotkać z bratem, nim armia dotrze zbyt daleko w głąb Anglii, albo odbędzie się znacząca bitwa, miałby szansę przynajmniej z nim porozmawiać.
Podróżował odziany skromnie w wełniane bryczesy, buty niewarte, by je ukraść, koszulę i skórzany kaftan. Wolał nie zwracać na siebie uwagi, choć jego wierzchowiec – olbrzymi jabłkowity ogier z czarną jak węgiel grzywą i ogonem – na pewno rzucał się w oczy. Jedynie umieszczona na berecie plakietka klanu pozwalała rozpoznać w nim Szkota. Ciemnozielony pled Lesliech tkwił zwinięty za siodłem.
Zniszczone skórzane juki pełne były placków z owsianej mąki. Patrick wolał bowiem unikać gospód. Nie było dotąd górala, który nie potrafiłby przeżyć na owsianych plackach i tym, co uda mu się zdobyć po drodze. Poza plackami miał jeszcze niewielką flaszkę z winem i większą, pełną wody. Zabrał również krzesiwo, mógł więc rozpalić samodzielnie ogień. Za broń służyły mu szpada i dwa pistolety. Jednym słowem, był samowystarczalny.
W przeciwieństwie do bardziej obytych braci, Patrick całe niemal życie spędził w Szkocji. Jako dziecko podróżował raz do Francji, gdzie poznał swą osławioną babkę, lady Bothwell. Matka zabrała go też dwukrotnie do Anglii, ale poza tym znał jedynie Aberdeen, gdzie studiował, i Perth, dokąd wyprawił się, szukając żony. Teraz podążał uparcie na południe, starając się dogonić królewską armię i swego brata, niezupełnie królewskiego Stuarta.
Przez kilka dni kluczył, wymykając się zwiadowcom armii Cromwella. Od obozu króla dzielił ją zaledwie tydzień drogi. Nie spodobało się to Patrickowi, toteż klął z cicha pod nosem, rozmyślając o tym, że proste na pozór zadanie zmieniło się w niebezpieczną wyprawę. Przed sobą miał nieliczne oddziały króla, za sobą – potężną armię Cromwella. Tkwił pomiędzy nimi niczym ser w kanapce, starając się wypełnić nierokującą nadziei misję. Mimo to nie zawracał, posuwając się coraz dalej w głąb Anglii. Dał przecież słowo. Nagle coś przyszło mu do głowy. Dał słowo – zupełnie jak ojciec.
Ciekawe, co powiedziałaby na to matka, pomyślał, choć z drugiej strony, to ona nalegała, by ruszył śladem Charliego. Ale czy naprawdę tak było? Może Henry tylko to sobie wymyślił, posługując się matką, by skłonić brata do sprowadzenia Charliego do domu, nim związek pomiędzy nim a markizem Westleigh wyjdzie na jaw, przysparzając nieuchronnych kłopotów. Odrzucił jednak tę myśl.
Henry był człowiekiem ostrożnym, nie naraziłby jednak nikogo z rodzeństwa, by chronić siebie. To po prostu nie leżało w jego naturze.
Armia króla poruszała się niewiarygodnie szybko, docierając do granicy w zaledwie sześć dni. Znalazłszy się w Anglii, Karol wezwał rodaków, by przyłączyli się do niego, obiecując zreformować Kościół anglikański zgodnie z postanowieniami Kowenantu, umożliwić wybór nowego, niezależnego parlamentu i wynagrodzić wszystkich poza tymi, którzy przyczynili się do zgładzenia jego ojca. Poczyniwszy te obietnice, ogłosił się królem Anglii i Szkocji przy akompaniamencie trąb i strzałów na wiwat.
Chociaż Carlisle odmówiło otwarcia przed nim bram, inne miasta i wioski powitały króla z radością. Podczas następnych dziesięciu dni dotarł daleko w głąb Anglii, aż do rzeki Mersey. Za nim podążał książę Glenkirk, zawsze o jeden dzień spóźniony. Gdy przebył most w Warrington, dowiedział się, że niewielki oddział armii Cromwella stawił siłom rojalistów symboliczny opór, a potem się wycofał. Król ogłosił szumne zwycięstwo i po raz kolejny wezwał naród, aby gromadził się pod jego sztandarem.
Teraz Karol był już gotowy ruszyć na Londyn, miał tam jednak niewielu zwolenników. Najważniejszym był książę Hamilton. Doradcy jednak protestowali: przybyliśmy ze Szkocji w wielkim pośpiechu i ludzie są zmęczeni, argumentowali. Lepiej odpocząć w bezpiecznym miejscu. Takim miejscem jawiło się Worcester, miasto katedralne w zachodniej Anglii. Mieszkańcy byli tu w większości rojalistami, podobnie okoliczna ludność. Zachodnia część miasta była chroniona przez rzeki Severn i Teme. Na wschodzie, południu oraz północy znajdowały się pozostałości fortyfikacji z czasów poprzedniej wojny domowej. Można je było naprawić i wykorzystać ponownie. Król i jego armia pomaszerowali więc na południe, a potem weszli do Worcester, witani owacyjnie przez szeryfa oraz burmistrza, który przekazał Karolowi insygnia swej władzy i ogłosił go królem Anglii.
Choć burmistrz i szeryf nie byli z przekonania rojalistami, powitali Jego Wysokość serdecznie, aby uchronić miasto przed rabunkiem, co by niechybnie nastąpiło, gdyby armia królewska napotkała na opór. Przez następny tydzień żołnierze przeczesywali okolicę, rekwirując żywność, odzież, konie i broń. Cromwell czy król, co za różnica, sarkali ludzie pod nosem, choć trzeba przyznać, że kilku żołnierzy zostało za plądrowanie powieszonych.
Patrick przybył do Worcester dwudziestego siódmego sierpnia. Pytając o drogę, odszukał ulubioną gospodę Charliego “Pod Łabędziem”, położoną tuż nad rzeką.
– Zatrzymał się u was książę Lundy? – zapytał.
– Ty zaś jesteś, panie…? – zapytał gospodarz, jeżąc się lekko na dźwięk szkockiego akcentu.
– Bratem lorda Stuarta – odparł Patrick, zaniepokojony. – Jeśli mój brat tu jest, chciałbym o tym wiedzieć. Mam za sobą długą podróż z północy i muszę jak najszybciej go odnaleźć. To sprawa rodzinna.
– Tak, panie, twój brat tu jest – odparł gospodarz z większym nieco szacunkiem. – Zaprowadzę cię do niego, jeśli zechcesz ze mną pójść.
Poprowadził Patricka wąskim korytarzem, a potem zapukał dyskretnie do drzwi, wprowadził gościa do środka i szybko się wycofał.
Gdy oczy Patricka przywykły do panującego w pomieszczeniu półmroku zauważył, że w pokoju znajduje się nie jeden, lecz kilku dżentelmenów. Szybko odszukał wzrokiem brata.
– Charlie! – powiedział.
Książę Lundy odwrócił się i zaskoczony spojrzał na przybysza.
– Na Boga, Patricku, to ty? – zapytał, a potem zbladł. – Moje dzieci!
– Wszystko z nimi w porządku – zapewnił go Patrick.
– Matka?
– We Francji, planuje wesele Autumn.
– Zatem dlaczego…?
– Musimy porozmawiać na osobności – odparł Patrick nagląco.
– Panowie – przedstawił go Charlie – oto mój młodszy brat, Patrick Leslie, książę Glenkirk. Przyjechał aż ze Szkocji, by ze mną porozmawiać. Zważywszy na okoliczności, sprawa musi być poważna.
– Widziałeś po drodze żołnierzy Cromwella? – zapytał jeden z obecnych.
– Wszędzie kręcą się zwiadowcy, poprzedzający jego armię, ta zaś znajduje się o dzień drogi za mną – odparł Patrick.
– Wielki Boże! Wrócę lepiej do domu, póki to możliwe, i wam też radzę tak postąpić – zawołał dżentelmen, widocznie zaniepokojony.
Odpowiedział mu szmer aprobaty i pokój szybko opustoszał. Zostali tylko Charlie i Patrick.
Książę Lundy uśmiechnął się sardonicznie, a potem nalał sobie i bratu wina.
– Za króla! – powiedział, wznosząc kielich.
– Za króla! – zawtórował mu Patrick.
– Wydajesz się znużony – zauważył Charlie.
– Usiądź tutaj, przy ogniu. Skoro z dziećmi i mamą wszystko w porządku, rad bym dowiedzieć się, po co przybyłeś, braciszku. Znam twoje przekonania, nie sądzę zatem, byś chciał oddać swoją szpadę na usługi króla.
– Henry przyjechał do Glenkirk – odparł Patrick, uśmiechając się na widok zaskoczonej miny brata. – Skłamał władzom, by dostać przepustkę. Jest w stałym kontakcie z mamą, choć nie mam pojęcia, jak mu się to udaje. Mama nie życzy sobie, byś walczył za kuzyna. Chciałaby, żebyś wrócił ze mną do Glenkirk.
– Patricku – zaczął Charlie, lecz książę Glenkirk uniósł dłoń, uciszając niechybny protest.
– Pozwól, że powiem, z czym przybywam. To i tak na nic się nie zda, obiecałem jednak Henry'emu, a on mamie. Oboje uważają, że jeszcze nie czas, by król zasiadł na angielskim tronie. Sądząc po tym, co widziałem po drodze, mają rację. Z pewnością zdajesz sobie z tego sprawę. Przyjaciele, którzy byli tu dzisiaj, nie będą walczyć za króla, prawda? Pierzchli niczym króliki na samo wspomnienie armii Cromwella, a są przecież Anglikami.
– Dlaczego Henry sam po mnie nie przyjechał?
– zapytał Charlie.
– Gdyby ktoś go zobaczył w pobliżu króla i armii rojalistów, jego rodzina i majątek znalazłyby się w niebezpieczeństwie. Jest przecież Anglikiem – odparł Patrick. – Ja jestem jednak Szkotem. Można spodziewać się po mnie, że poprę tego króla. Poza tym angielskie władze mnie nie znają, a Henry'ego tak. Mama o tym wiedziała, dlatego wysłała go do Glenkirk – odparł Patrick, pociągając łyk wina.
– Henry, jak zawsze, ostrożny – zauważył Charlie niemal z goryczą.
– Ty też taki byłeś, póki okrągłe głowy nie zamordowały ci żony – przypomniał mu ostro brat.
– Jak mógłbym pozostać w Anglii bez mojej Bess? – zapytał Charlie gwałtownie. – Gdybym został, jej rodzice odebraliby mi dzieci. Już tego próbowali. Myślisz, że purytanie pozwoliliby je zatrzymać komuś takiemu jak ja? Bękartowi księcia Henry'ego, ulubionemu kuzynowi króla?
– Postąpiłeś słusznie, przywożąc dzieci do Glenkirk. Teraz powinieneś wrócić tam ze mną. Jesteś co prawda królewskim bękartem, czarującym i bogatym księciem, nie masz jednak władzy i nigdy jej nie szukałeś. Mama straciła w tej wojnie męża, nie chce stracić i ciebie, Charlie.
Pochylił się i jął przemawiać ze wzmożonym zapałem.
– Skoro nie stoi za tobą władza, autorytet ani żołnierze, na co zdasz się królowi? Twoje dzieci straciły już matkę. Nie pozwól, aby straciły i ojca. Flanna i ja cieszymy się, że mamy je u siebie, maluchy potrzebują jednak własnego ojca. Flanna powiła mi już pewnie dziedzica, a ja uganiam się po kraju za tobą.
– Och, Patricku, przykro mi, że z mojego powodu nie mogłeś być obecny przy narodzinach swego pierwszego dziecka – powiedział Charlie ze szczerym żalem w głosie.
– Nie będę niczego żałował, jeśli mój trud nie pójdzie na marne i ze mną wrócisz – zauważył książę Glenkirk.
– Nie mogę – stwierdził Charlie niemal ze smutkiem. – Musisz zrozumieć, że choć nie mam wpływu na decyzje króla ani umiejętności stratega, jestem jego przyjacielem i krewnym. To czyni dziś moje towarzystwo bardzo pożądanym. Słucham. Pocieszam. Mówię prawdę. Dzielę się rodzinnymi wspomnieniami. Możni z otoczenia króla tolerują mnie, gdyż nie zagrażam ich wpływom. W historii nie będzie o mnie wzmianki, co, prawdę mówiąc, w zupełności mi odpowiada. Muszę trwać przy kuzynie do końca. Nie mogę go opuścić i tego nie zrobię. Patrick westchnął.
– Armia Cromwella jest trzy razy liczniejsza niż wasza – powiedział. – Nie zwyciężycie w Worcester, a jeśli zostaniecie pokonani, co stanie się później?
– Nie wiem – odparł Charlie.
– Ale ja wiem – stwierdził Patrick ponuro. – Pojmają króla, a ciebie wraz z nim i obaj zostaniecie straceni, Cromwell bowiem – choć stroi się w szaty moralisty, głosząc umiłowanie prawdy, słuszności i cnoty – jest żądnym władzy tyranem. Prześladuje tych, którzy stają mu na drodze. Stanowi jednogłośnie prawo, choć gdyby był taki, jak głosi, traktowałby sprawiedliwie każdego, bez względu na religię. Nie mogę uwierzyć, że w tych okolicznościach gotów jesteś ryzykować życie.
– Jeśli przegramy bitwę, Patricku, spróbujemy uciec – powiedział Charlie, uśmiechając się leciutko. – Kuzyn udowodnił już, że potrafi wymknąć się Cromwellowi i jego poplecznikom.
Wyciągnął rękę i poklepał brata pocieszająco po ramieniu.
– Lepiej opowiedz mi o dzieciach.
– Kwitną. Mają lekcje codziennie, poza niedzielą. Tylko Willy obciął sobie loki. Wśliznął się do wielkiej sali, kiedy nikogo tam nie było, wyjął z koszyka do robótek nożyce i zrobił, co zaplanował. Biddy płakała potem przez trzy dni. Odmówił też noszenia sukienki, musieliśmy więc sprawić mu spodnie. Nie mieliśmy wyboru. To uparty chłopak – zakończył Patrick ze śmiechem.
– Ma to po ojcu Bess – zawtórował mu Charlie.
– A jak tam śliczna Flanna?
– Spędziła lato w Brae, odnawiając zamek. Zamierza przeznaczyć go dla drugiego syna, będzie też próbowała odzyskać wiążący się z nim tytuł. Oczywiście, jedynie król będzie mógł go przywrócić – zauważył praktycznie Patrick. – Przed wami długa droga, Charlie. Zeszliście ze szkockich gór szybko jak błyskawica. Dlaczego się zatrzymaliście? Ja ruszyłbym od razu na Londyn, nie jestem jednak strategiem.
– Król i Hamilton byli za tym, zostali jednak przekonani przez twego krewniaka, generała Leslie i jego stronników – odparł Charlie.
– Utkniesz tu zatem jak szczur w pułapce – zauważył Patrick. – A ja z tobą.
– Rankiem wyprawimy cię w podróż powrotną – powiedział Charlie. – A teraz połóż się w moim łóżku i odpocznij. Potrzebujesz snu. Ja muszę spotkać się z kuzynem.
– Nie będę się sprzeczał – odparł Patrick. – Nie spałem w łóżku, odkąd wyjechałem przed kilkoma tygodniami z Glenkirk.
Książę Lundy zaprowadził brata do niewielkiego pokoju, znajdującego się w tym samym korytarzu co salonik, w którym rozmawiali. Pomógł mu zdjąć buty i książę Glenkirk opadł z westchnieniem ulgi na łoże.
– A ty? Gdzie będziesz spał? – zapytał, nim znużenie go pokonało.
– Na pryczy – odparł Charlie. Zdmuchnął świecę i wyszedł. Pośpieszył do króla, przekazać mu, czego dowiedział się od Patricka: armia Cromwella stanie pod murami Worcester już następnego dnia.
– Nie przybył z tego zapomnianego przez Boga i ludzi miejsca jedynie po to, by ostrzec nas przed Cromwellem – stwierdził król domyślnie.
– Nie, kuzynie – przyznał Patrick.
– Po co zatem…?
– To typowe dla mojej rodziny – zaczął Charlie z uśmiechem. – Mama, która przebywa teraz we Francji, koresponduje z naszym najstarszym bratem, markizem Westleigh. Wysłała Henry'ego do Szkocji, by skłonił Patricka do wyruszenia po mnie do Anglii. Nie wysiała Henry'ego, gdyż zdaje sobie sprawę, że gdyby zobaczono go w pobliżu Waszej Wysokości lub choćby naszej armii, odbiłoby się to na nim i jego rodzinie.
Król też się uśmiechnął.
– Twoja matka jest bardzo sprytna. Zawsze taka była. Nikt się nie zdziwi, ani nie oburzy, gdy do mojej armii dołączy kolejny Szkot, Patrickowi nic więc nie grozi.
– Właśnie, Wasza Wysokość. Gdyby zobaczył go sam Cromwell, i tak nie wiedziałby, z kim ma do czynienia, gdyż Patrick rzadko opuszczał ukochane Glenkirk. Nie sądzę, by nawet krewny brata, generał Leslie, go rozpoznał. Dlatego wysłano właśnie Patricka. To z jego strony duże poświęcenie, gdyż Flanna spodziewała się potomka i do tej pory pewnie już go powiła. Patrick wiedział, że i tak mu odmówię. Mimo to przybył, z uwagi na matkę.
– Matki potrafią wpływać tak na synów, prawda? – zauważył król.
– Muszę wyprawić Patricka z miasta najszybciej, jak tylko się da. Kiedy nadciągnie armia Cromwella, może się to okazać trudne, o ile nie niemożliwe – stwierdził książę Lundy.
– Jedź z nim – zaproponował król wspaniałomyślnie. – Nie życzę sobie, by twoja matka uznała mnie za człowieka samolubnego i bez serca. Straciła już męża, nie obrabuję jej teraz z synów. Nie znałem mego wuja, Henryka, powiadają jednak, że był kochany przez wszystkich, którzy go znali i byłby dla Anglii wspaniałym władcą. Twoja matka ponoć głęboko go kochała i gdyby nie to, iż jej pochodzenie otoczone było mgiełką tajemnicy, mogłaby być dziś królową, a ty królem.
– Choć żałowałem zawsze, że ojciec umarł tak młodo – odparł Charlie – nie pragnąłem władać Anglią, i dobrze o tym wiesz, kuzynie. Byłbym w pełni zadowolony, mogąc wieść spokojne życie angielskiego dżentelmena i kiedy to wszystko się skończy, znowu do niego wrócę. Mój hinduski dziadek, władca Akbar, uważał, że każdy z nas znajduje się w życiu tam, gdzie w danym momencie powinien. Podzielam jego opinię – kontynuował z uśmiechem – chociaż autorzy Uroczystej Ligi i Kowenantu pewnie by się z tym nie zgodzili. Nie zdradzisz mnie jednak przed kościelnymi urzędnikami, prawda, Wasza Wysokość? Zatem, kuzynie, jesteśmy teraz w miejscu, w którym być powinniśmy. Wszyscy, nawet mój brat, Patrick. Odeślemy go do domu najszybciej, jak tylko się da, ja jednak zostanę.
Król milczał przez chwilę, a potem powiedział:
– Jeśli sprawy źle się potoczą, będę musiał odesłać i ciebie. Obiecaj, że pojedziesz. Bez dyskusji. Nosimy takie samo imię. Gdybyś zginął, ludzie Cromwella ogłosiliby triumfalnie, że Charles Stuart nie żyje, nie zawracając sobie głowy wyjaśnieniami, który to Charles Stuart. Coś takiego zaszkodziłoby z pewnością mojej sprawie. Książę Lundy skinął z wolna głową.
– Jestem lojalnym sługą Waszej Wysokości – powiedział. – Niech Bóg broni, by okazało się to konieczne, lecz jeśli tak się stanie, będę posłuszny.
Przykląkł, ujął dłoń kuzyna i ją ucałował. Gdy wstał, król nakazał mu gestem, by wrócił na swoje krzesło.
– Powiedz, co nowego u rozkosznej księżnej Glenkirk – zażądał z błyskiem w oku.
– Do tej pory pewnie urodziła już dziecko. Patrick niewiele o tym mówił. A tak, spędziła lato, odrestaurowując zamek swej matki. Żywi nadzieję, że pewnego dnia, gdy Wasza Wysokość obejmie znów tron, zdoła cię przekonać, byś przywrócił tytuł rodzinie i obdarował nim jej drugiego syna.
– Nie ma męskich dziedziców?
– Nie – wyjaśnił Charlie. – Jej dziadek Gordon był ostatnim lordem Brae. Miał syna, lecz nieślubnego. Matka Flanny odziedziczyła Brae i mogła przekazać tytuł córce, lecz moja szwagierka jest ambitna. Pragnie go dla Lesliech z Glenkirk. Powiada, że skoro brat i rodzina nie pozwalają jej uganiać się po górach i werbować dla Waszej Wysokości żołnierzy, jedynym, co może zaoferować memu bratu jest przywrócenie jednemu z jego synów tytułu. Jej poprzedniczki w Glenkirk były niezwykłymi kobietami, i to na wiele sposobów. Dlatego Flanna chciałaby zostać kimś więcej, niż tylko – jak mi wyłożyła – księżną, która niczego nie dokonała.
Król roześmiał się serdecznie, a było to coś, co ostatnio rzadko mu się zdarzało.
– Kuzynie – powiedział – obiecuję, że kiedy zasiądę znowu na tronie, przywrócę tytuł lorda Brae i nadam go drugiemu synowi Flanny Leslie. Flanna Leslie sprawiła, że śmiałem się w tym ponurym miejscu, zwanym Szkocją. Ma dobre serce, a szczodrość nie będzie mnie w tym przypadku nic kosztowała.
Teraz to Charlie się roześmiał.
– Nasz dziadek powiedział to samo Jemmiemu Leslie, kiedy nadawał mu tytuł księcia Glenkirk. Stwierdził, że skoro księstwo już istnieje, razem z zamkiem i włościami, uczynienie Jemmiego księciem nic go nie będzie kosztowało.
– Moja krew – odparł król, ocierając załzawione ze śmiechu oczy. – Och, Charlie, nie uśmiałem się tak od tygodni. Do licha, kuzynie, nie mogę się doczekać, aby przywrócić znowu dwór i żyć jak należy.
– Wszystko w swoim czasie, Wasza Wysokość – obiecał Charlie.
Rankiem okazało się, że Cromwell stoi już pod murami. Nie spodziewano się go, aż późnym popołudniem, o świcie musiano jednak zamknąć bramy – wszystkie, poza najmniejszą, pilnowaną z zewnątrz przez straże. Nie było sposobu, by Patrick wydostał się z miasta. Nie chciał umierać za tego króla. Chciał znaleźć się na drodze prowadzącej na północ, w stronę Glenkirk.
Lord Derby przekradł się w nocy do miasta, przynosząc wiadomość, że jego siły w Lancastershire zostały rozbite. Miejscowa szlachta nie powstała, by pomóc królowi. Cromwell miał dość pieniędzy z podatków, by zwabić do swych oddziałów ochotników. Król nie miał nic, by zapłacić swej małej armii – nic poza obietnicą, że kiedy odzyska tron, wynagrodzi tych, którzy mu w tym pomogli. Ci, którzy cokolwiek posiadali, zostali w domach. Ci, którzy nie mieli nic, przyłączyli się do Cromwella, gdyż płacił im po każdej bitwie.
Jego oddziały przemieściły się na południe i południowy wschód, by odciąć królowi drogę do Londynu. Król w odpowiedzi rozkazał wysadzić mosty na rzece Severn. Trzy zostały zupełnie zniszczone, lecz jeden, w Upton, tylko uszkodzony. Ludzie Cromwella naprawili go i rzeka nie stanowiła już dla nich przeszkody. W dzień po przybyciu do Worcester lorda protektora zaczął się ostrzał artyleryjski. Król zatrzymał większość swych ludzi w ogrodzonej murami części miasta, gdyż wąskie uliczki stanowiły naturalną linię obrony. Na zachodzie, u zbiegu rzek Severn i Teme, czuwały szkockie regimenty. General Middleton dokonał wypadu za mury z zamiarem zniszczenia dział. Akcja się nie powiodła i wielu żołnierzy zginęło.
Cromwell mógł zdobyć miasto od razu, był jednak człowiekiem przesądnym i postanowił zaczekać z atakiem do trzeciego września, kiedy to przypadała pierwsza rocznica zwycięskiej dla niego bitwy pod Dunbar. Patrick Leslie, uwięziony w oblężonym mieście, uznał, że powinien przeżyć, gdyż to mało prawdopodobne, by zginął tego samego dnia co ojciec. Chyba że Bóg odznacza się szczególnym poczuciem humoru.
Rankiem trzeciego września król wszedł na szczyt czworokątnej wieży katedralnej i spojrzał na mrowiące się pod murami trzydzieści tysięcy ludzi Cromwella. Popatrzył na wąskie uliczki miasta, obramowane średniowiecznymi domami. Jego armia liczyła zaledwie dwanaście tysięcy żołnierzy. Westchnął, zrezygnowany. Tylko cud mógłby sprawić, że pokonaliby wroga, a on nie wierzył w cuda. Mimo to bitwa musi zostać rozegrana.
Był królem Anglii i Szkocji. Na jego wezwanie powinno stawić się pięćdziesiąt tysięcy uzbrojonych mężczyzn, ale tak się nie stało. Dlaczego nie powiedziano mu, że jego rodacy są tak przestraszeni, tak zmęczeni wojną, że nie powstaną, by poprzeć swego króla? Dlaczego nikt mu nie powiedział, że ludzie pragną jedynie pokoju? Nie rozumiał tego, lecz spoglądając z wieży na miasto uświadomił sobie, że wielu dobrych ludzi straci tego dnia życie, i to po obu stronach. A kiedy słońce skryje się za wzgórzami Malvern, będzie nadal królem, lecz tylko z nazwy. I pewnie będzie musiał znów uciec, aby ocalić życie. Jeśli, oczywiście, przeżyje.
– To przegrana sprawa – powiedział do kuzyna Charliego. Tylko jemu pozwolił sobie towarzyszyć.
– Tak – zgodził się z nim Charlie.
– Potrzebujemy planu… – zaczął król.
– Kiedy nadejdzie czas, wymkniemy się przez bramę Claps. Generałowie Cromwella nie spodziewają się, że mógłbyś wrócić na północ. Pozostawili więc tę małą, nieważną bramę niemal niestrzeżoną, by Szkoci, którzy przeżyją, mogli zostać przez nią wyprowadzeni i przegnani za szkocko – angielską granicę – powiedział Charlie.
– Hm – mruknął z zastanowieniem król.
– Kiedy nadejdzie czas, będziesz musiał uciec – powiedział spokojnie książę Lundy. – Bez dyskusji.
– A ty będziesz musiał odejść, kiedy ja ci rozkażę, Charlie – odparł król. – Zabierzesz ze sobą Patricka. – Roześmiał się. – Nie sądzę, by twemu bratu podobało się, że został tu uwięziony.
– Rzeczywiście – przytaknął Charlie z uśmiechem.
Nagle działa zagrzmiały mocniej.
– Powinniśmy zejść – powiedział król. – Musisz uciec tak szybko, jak tylko będzie to możliwe. Nie wolno dopuścić, by Cromwell mógł się pochwalić, że zabił dwu Charlesów Stuartów jednego dnia.
– Przekradnę się do Francji, kuzynie, i będę czekał w Paryżu – odparł Charlie. – Prawdopodobnie znajdę się tam przed tobą. Cromwell rzuci w pościg całą swoją armię, lecz będzie szukał ciebie, nie mnie. Wolałbym jednak, abyś to ty pierwszy się stąd wydostał.
Zeszli z wieży i znaleźli się na placu katedralnym, gdzie czekali na nich generałowie. Kuzyni uścisnęli się, życząc sobie nawzajem szczęścia. Charlie pośpieszył z powrotem “Pod Łabędzia”, by poinformować brata, że muszą natychmiast uciekać.
– Tylko jak, twoim zdaniem, zdołamy wydostać się z tego chaosu? – zapytał gniewnie Patrick. – Rozejrzyj się, człowieku! Wszędzie panika! Pożary! Przerażeni cywile, obawiający się o swoje życie.
– W północnym murze jest kiepsko strzeżona brama – powiedział spokojnie Charlie. – Poradzono mi, bym opuścił miasto tą drogą.
– A więc to tak! – krzyknął Patrick, wzburzony.
– Opuszczasz króla, choć bitwa jeszcze na dobre się nie zaczęła! Nie mogłeś podjąć tej decyzji, zanim zostaliśmy tu uwięzieni?
– Żaden Charles Stuart nie musi dzisiaj zginąć – odparł Charlie z naciskiem. – Pomyśl, jak ludzie Cromwella wykorzystaliby fakt, że zabili Charlesa Stuarta? Uczyniłoby to powrót króla sto razy trudniejszym. Musiałby udowodnić, że jest tym, za kogo się podaje, nie przeklętym uzurpatorem.
– Twój kuzyn i jego doradcy mogli wpaść na to wcześniej – burknął Patrick.
– Jeśli wymkniemy się teraz, gdy walki koncentrują się przy forcie Royal, zdołamy wydostać się za bramę i uciec na zachód – powiedział Charlie.
– Dlaczego na zachód? – zapytał Patrick. – Ja ruszę na północ.
– Tak jak armia Cromwella po bitwie – odparł Charlie. – Pojedziemy na zachód, ponieważ znam tam kogoś, kto przechowa nas, nim sytuacja trochę się uspokoi. Potem udam się do Bristolu, gdzie zaokrętuję się na któryś z rodzinnych statków i popłynę do Francji. Możesz popłynąć wraz ze mną lub wrócić do Szkocji. Kilka najbliższych dni musimy przeczekać jednak w ukryciu.
Z zewnątrz dobiegły odgłosy zbliżającej się potyczki. Fort padł. Generał Leslie, zniechęcony wspomnieniem Dunbar, uznał, że nie ma nadziei na zwycięstwo i nie wsparł jak należy ludzi króla. Żołnierze zaczęli porzucać w rozpaczy broń. Król próbował poderwać ich do walki, acz bez powodzenia. Sam walczył dzielnie przez cały dzień, nie unikając niebezpieczeństw i budząc podziw nie tylko swoich, ale i wrogów. Teraz ulice spływały krwią rannych i umierających. O zmierzchu król dal się wreszcie namówić do ucieczki i wymknął się przez tę samą bramę, co wcześniej jego kuzyn. Zapadł wieczór. Żołnierze Cromwella nie zaniechali przelewu krwi, starając się za wszelką cenę znaleźć króla.
Charlie i Patrick opuścili Worcester rankiem, korzystając z zamieszania i panującego dookoła chaosu. Jak im powiedziano, brama Claps pozostawała niestrzeżona. O kilka mil za miastem skręcili na zachód, w kierunku Walii. W końcu odgłosy bitwy ucichły, zastąpione śpiewem ptaków. Charlie wiedział, dokąd się udaje, a Patrick podążał posłusznie za starszym bratem. Wreszcie, gdy słońce skryło się za wzgórzami, zeszli z głównej drogi. Ledwie widoczna, kręta ścieżka poprowadziła ich ku domostwu z ciemnego kamienia. Wyglądało na opuszczone.
Ledwie zdążyli się zatrzymać, padł strzał. Patrick Leslie zaklął i chwycił się za ramię.
– Barbaro! – zawołał Charlie. – To ja! Postrzeliłaś mojego brata!
Przez chwilę nikt nie odpowiadał. Wreszcie drzwi domu otwarły się. Wybiegła z nich kobieta i rzuciła się Charliemu w ramiona.
– Boże, Charlie, tak mi przykro! – zawołała i pocałowała go.
Charlie odwzajemnił pocałunek, a potem odsunął od siebie kobietę.
– Działasz, jak zawsze, bez zastanowienia, Barbaro – powiedział. – Pomóż memu bratu wejść do domu. Zajmę się końmi.
Patrick zsiadł z konia, krzywiąc się z bólu. Kobieta otoczyła go ramieniem, polecając, by wsparł się na niej, to wprowadzi go do domu.
– Którym z braci jesteś? – spytała, sadzając Patricka przy kominku. – Sądząc z wyglądu, tym ze Szkocji.
– Jest nas tam trzech – wyjęczał Patrick. – Jestem najstarszy. Patrick Leslie, książę Glenkirk, do usług.
– Jestem Barbara Carver – odparła kobieta. – Siedź spokojnie, zdejmę ci kaftan, panie.
– Zawsze strzelasz do tych, którzy przychodzą do ciebie z wizytą? – zapytał Patrick.
– Kula utkwiła w ramieniu. Będę musiała ją usunąć – powiedziała i zaczęła rozpinać mu koszulę.
– Nie dotkniesz mnie, kobieto, póki nie wróci mój brat – zaprotestował Patrick stanowczo. – Jeśli masz trochę whiskey, chętnie się napiję. Nie odpowiedziałaś na moje pytanie.
– Czasy są niebezpieczne, panie – powiedziała cicho Barbara Carver. – Było ciemno. Nie widziałam, kto nadchodzi. Mieszkam tu sama, jedynie ze starą służącą.
Podeszła do kredensu, nalała czegoś do cynowego kubka i podała go Patrickowi.
Patrick przełknął trunek i oczy rozszerzyły mu się ze zdziwienia, była to bowiem whiskey z Glenkirk.
– To nasza whiskey – powiedział.
– Owszem – przytaknęła Barbara spokojnie. – Twój brat postarał się, by czekała na niego, kiedy przybywa z wizytą.
– Gdzie twój mąż? – zapytał Patrick.
– Od lat nie żyje – odparła. – Mój ojciec był zamożnym kupcem z Hereford. Znam twego brata od dzieciństwa, ojciec bywał bowiem często w Queen's Malvern, a ja towarzyszyłam mu podczas tych wizyt. Państwo de Marisco byli dla mnie bardzo dobrzy. Gdy ojciec zmarł, matka wyszła za najstarszego pomocnika. Ojczym nie chciał pasierbicy. Zamierzał oddać mnie na służbę, choć nie zostałam wychowana, by być służącą. Lady de Marisco dowiedziała się o tym i zaaranżowała małżeństwo z bezdzietnym wdowcem, panem Randallem Carverem, starszym ode mnie o kilka lat. Był dobrym mężem, lecz nie mieliśmy dzieci. Ja też byłam dla niego dobrą żoną. Pozwól, panie, że poleję ranę whiskey. Będzie szczypało, ale musimy zapobiec zakażeniu.
Ostrożnie rozerwała rękaw koszuli.
– Cóż – powiedziała – strzał był przynajmniej czysty.
Patrick parsknął śmiechem. Nie był w stanie się powstrzymać. Co za humorystyczna sytuacja, pomyślał.
– Au! – jęknął i pobladł, gdy przytknęła do rany kawałek płótna.
– Przeżyje? – zapytał Charlie, wchodząc do saloniku.
– Kulę trzeba wydobyć, nie pozwolił mi jednak się tknąć, póki nie wrócisz – odparła Barbara.
– Będzie bolało jak diabli – powiedział Charlie niemal radośnie. – Daj mu więcej whiskey, Barbaro, a potem zabierzemy się do pracy. W ramieniu znajdują się głównie mięśnie, Patricku, więc nic poważnego ci nie grozi. Zostaniesz u Barbary przez kilka dni, a gdy poczujesz się lepiej, będziesz mógł ruszyć na północ, do domu. Rankiem ludzie Cromwella zaczną przeczesywać okolicę, szukając rojalistów.
– A jeśli przyjdą i tutaj? – zapytał Patrick, zirytowany.
– Zamknę was w księżej dziurze – odparła Barbara z uśmiechem i Patrick uświadomił sobie, jaka jest piękna.
– Księżej dziurze?
– Kryjówce dla księdza. Jestem katoliczką, milordzie. To dlatego wybrałam życie w takim odosobnieniu. W dzisiejszych czasach bycie katolikiem to coś gorszego nawet niż bycie anglikaninem.
Roześmiała się.
– Rzadko kto tu zagląda – chyba że został zaproszony lub wie, że będzie mile widziany.
– Spodziewasz się kogoś w ciągu kilku następnych dni? – zapytał Patrick chłodno. Uświadomiwszy sobie, jaka jest piękna, zaczął się zastanawiać, co łączy ją z bratem. Z pewnością Charlie nie zdradzał swojej Bess, skoro aż tak ją uwielbiał.
– Teraz moi przyjaciele są zbyt zajęci uganianiem się za waszymi przyjaciółmi – odparła, uśmiechając się znowu. Podała Patrickowi nie kubek, lecz cały puchar whiskey.
– Kiedy to wypijesz, zaczniemy. Będzie bolało, lecz kulę trzeba wyjąć.
– A ty? Dokąd się udasz? – spytała, zwracając się do Charliego.
– Do Francji – odparł. – Ścigający skierują się wpierw na północ i wschód, co da mi czas, bym przemknął niezauważenie do Bristolu. Zwykle kotwiczy tam przynajmniej jeden statek kompanii O'Malley – Small. Nim ludzie Cromwella dotrą na południowy wschód, zdążę się zaokrętować. Król odesłał mnie, nim bitwa na dobre rozgorzała. Uciekliśmy przez bramę Claps. Prawdę mówiąc, mój brat w ogóle nie powinien był się tam znaleźć. Choć nie jest zwolennikiem Cromwella, nie popiera też króla. Matka wysiała go, aby sprowadził mnie do domu – wyjaśnił Charlie z uśmiechem. – A mój królewski kuzyn obawiał się, że jeśli mnie zabiją, Cromwell rozgłosi wszem wobec, że Charles Stuart zginął. Mogłoby to utrudnić późniejszy powrót Stuartów na tron, gdyż, choć nie nadszedł jeszcze ich czas, kiedyś przecież wrócą.
– Boże, chroń króla – powiedziała Barbara Carver, a potem zwróciła się znów do Patricka. – Wypij, panie. Im szybciej wyjmę z ciebie tę kulę, tym szybciej zasiądziemy do kolacji. Moja stara Lucy już przygotowuje dla nas gorący posiłek.
Książę przełknął trunek. Whiskey rozgrzała mu żołądek i niemal od razu poczuł się senny. Odchylił się na krześle. Od kominka płynęło przyjemne ciepło i poczuł, że opuszczają go troski. Pomyślał o swej pięknej żonie. Gdy wróci do Glenkirk, dziedzic będzie już na świecie, a Flanna wróci do jego łóżka. Uśmiech oczekiwania rozjaśnił przystojną twarz Patricka, zdmuchnięty niemal natychmiast przez ból.
– A niech to diabli! – zaklął, próbując się odsunąć. Otworzył zielonozłote oczy i zobaczył, iż Barbara grzebie w jego zakrwawionym ramieniu ostrym nożem.
– Wypij jeszcze whiskey – polecił mu Charlie. Patrick zorientował się, że brat go przytrzymuje.
– Jezu! – wyjęczał. – Masz szczęście, że nie jestem w pełni sił, madame!
A potem zemdlał.
– Dzięki Bogu! – powiedziała pani Carver. – Był bardzo dzielny, lecz kula utkwiła głęboko. Teraz zdołam spokojnie ją wydobyć.
Zatopiła nóż głębiej w ranie, uśmiechnęła się i wydobyła okrągłą ołowianą kulkę. Wpatrywała się w nią przez chwilę, a potem podała Charliemu.
– Pamiątka – powiedziała. – Zawieź ją matce i opowiedz, co wycierpiał dla ciebie brat, opuszczając swe orle gniazdo i przybywając ci na pomoc.
– Kieski pomysł – uznał Charlie, mimo to schował kulę.
Pani Carver zabandażowała ranę.
– Przeżyje, lecz ramię będzie dokuczało mu przez kilka tygodni.
– Gdzie chcesz go umieścić? – zapytał Charlie.
– Połóżmy go w sypialni sąsiadującej z moją. Zajrzę do niego w nocy i sprawdzę, czy nie rozwinęła się infekcja.
Charlie podźwignął brata, a wymagało to nie lada wysiłku, i zaniósł na piętro. W sypialni zdjął Patrickowi ostrożnie buty i naciągnął na niego przykrycie.
– Dziękuję, braciszku – powiedział cicho, a potem wrócił wąskimi schodami do saloniku. Stara Lucy, służąca Barbary, wnosiła właśnie posiłek. Pozdrowił ją ciepło, a ona odpowiedziała równie serdecznie.
– Musisz być głodny jak wilk – zauważyła Barbara. – Usiądź, proszę. Od jak dawna jesteś z powrotem w Anglii?
– Przybyłem tu wraz z kuzynem – odparł Charlie, nakładając sobie pstrąga i wołowinę.
– Dzieci?
– Na północy – odparł krótko. – Bezpieczne.
– Powinieneś był zostać z nimi, dopóki wszystko się nie uspokoi. Dlaczego król nie zdawał sobie sprawy, że naród go nie poprze?
– Bo mu nie powiedzieli. Nie jestem nawet pewny, czy angielscy rojaliści byli w stanie komunikować się ze szkockimi panami. Mimo to mógł zwyciężyć, gdyby jego armia pomaszerowała od razu na Londyn, nie zatrzymując się w Worcester.
– Jeszcze na to nie pora – odparła Barbara rozsądnie. – Teraz jesteśmy zbyt zastraszeni. Z czasem będziemy mieli dość purytan, lecz jeszcze nie teraz.
– A tobie jak udało się przetrwać? – zapytał.
– Purytanie nie są tacy moralni, za jakich chcieliby uchodzić. Nie afiszuję się ze swoim wyznaniem, poza tym pewien wpływowy dżentelmen z okolicy od czasu do czasu mnie odwiedza. Nie przysparzam kłopotów, ani nie robię nic niestosownego, zostawili więc biedną wdowę w spokoju. Niech żyje sobie na swoim wzgórzu.
– Czy istnieje niebezpieczeństwo, że ten człowiek może się tu wkrótce zjawić? – zapytał Patrick.
– Nie jest żołnierzem. To mało prawdopodobne, by osobiście brał udział w bitwie, zapewne uda się jednak do Worcester za dzień lub dwa, by się pokazać i wziąć udział w egzekucjach. Nie spodziewam się go zobaczyć, nim sytuacja się uspokoi. A potrwa to pewnie kilka tygodni.
Jedli i pili, jak tyle razy w przeszłości. A kiedy skończyli, wstali i bez słowa skierowali się na górę.
– Sprawdzę wpierw, co z twoim bratem – wyszeptała. Weszła do niewielkiej sypialni, zbliżyła się do łóżka i położyła Patrickowi dłoń na czole.
– Ma lekką gorączkę – powiedziała – lecz należało się tego spodziewać. Lepiej przyniosę mu trochę wody z winem.
– Później – powiedział Charlie i pociągnął ją ku drugiej sypialni. A gdy się już tam znaleźli, objął ją i zaczął namiętnie całować, rozwiązując jednocześnie z wprawą tasiemki sukni.
Barbara roześmiała się i odsunęła.
– Zdejmij wpierw buty, drogi panie! Nie życzę sobie, byś zabłocił mi pościel!
Popchnęła go na krzesło, a kiedy usiadł, przyklękła i zdjęła mu buty, a potem pończochy, wykrzykując:
– Fe! Jak długo je nosiłeś, Charlie?
– Zbyt długo – przyznał, po czym wstał i podjął to, co zaczął.
Wkrótce ubranie Barbary leżało na podłodze, a ona sama na łóżku. Obserwując, jak Charlie się rozbiera rozsunęła kusząco dolne wargi i zaczęła pieścić się palcami, nie odrywając spojrzenia od płonących żądzą, bursztynowych oczu kochanka. Przesuwała spiczastym języczkiem po ustach, podniecając go jeszcze bardziej. A kiedy jej klejnot nabrzmiał z pożądania, wsunęła do ust palce i zaczęła je ssać.
– Pośpiesz się! – powiedziała nagląco. Charlie zdawał sobie sprawę, że musi ostrożnie obchodzić się z ubraniem, nie miał bowiem drugiego na zmianę. Nie mógł jednak oderwać wzroku od Barbary, a jego członek z każdą chwilą stawał się twardszy. Ledwie był w stanie rozpiąć guziki. Barbara zawsze była w łóżku chętna i pomysłowa, nigdy nie pragnął jej jednak tak mocno, jak tego wieczoru. W końcu udało mu się uwolnić od ubrania. Nie tracąc ani chwili, wskoczył do łóżka i ich usta znowu się połączyły. Objął dłońmi jej cudownie pełne piersi, ściskając jędrne, a mimo to delikatne ciało i przesuwając drażniąco palcami po wielkich sutkach.
– Zerżnij mnie! – wyszeptała mu do ucha. – Potem możemy się pobawić, Charlie, lecz teraz po prostu we mnie wejdź. Już!
Posłuchał i aż jęknął z rozkoszy.
– Ach, Boże, Barbaro! – westchnął, wbijając się w nią z zapałem.
– O tak, Charlie, tak! – westchnęła, obejmując go w pasie udami. – Och, bierz mnie! Bierz!
Niemal krzyczała z rozkoszy, jaką dawała jej nabrzmiała pożądaniem lanca kochanka. Nie pamiętała, że jest tak duży, a może po prostu o tym zapomniała? Nie była w stanie się nim nasycić, wysuwała zatem gorliwie biodra na spotkanie każdego pchnięcia.
Charliemu kręciło się w głowie. Kiedy ostatni raz był z kobietą? Nie potrafił sobie przypomnieć, a to był dla niego nie lada szok. Uwielbiał przecież igraszki. Miał kochającą żonę, a Barbara była cudowną kochanką. Żar jej namiętności, ciepło bujnego ciała wręcz odurzały. Był niczym chłopiec ze swoją pierwszą kobietą, absolutnie niezdolny się kontrolować.
– Och, Boże! – jęknął, wystrzeliwując w nią nasienie.
– Oooo, tak! – zawtórowała mu czując, jak zalewa ją miłosnymi sokami i poddając się nagromadzonemu pożądaniu.
Kiedy leżeli potem przytuleni, spytała wprost:
– Ile czasu minęło, odkąd ostatni raz kochałeś się z kobietą, Charlie?
– Miesiące – przyznał, uśmiechając się leciutko.
– Obszedłeś się ze mną niezbyt delikatnie – powiedziała z uśmiechem. – Mimo to mam nadzieję, że zostało ci jeszcze trochę siły na następny raz. Stęskniłam się za tobą.
– Może na więcej niż raz – odparł Charlie ze śmiechem. – Ja też się za tobą stęskniłem, niepoprawna dziewko. Czy przy swoim purytańskim kochanku też jesteś tak wyuzdana? A może zadowala go, że szepczesz mu do ucha sprośności?
Pochylił się i ucałował jej pierś.
– Odgrywamy pewną scenę – odparła Barbara szczerze. – Jestem niegrzeczną uczennicą, która ma nieprzystojne myśli i mu to wyznaje. Potem obnażam pośladki, a on wymierza mi klapsy. Dopiero wtedy jest w stanie mnie zerżnąć, a potem wymyka się szybko i wraca potulnie do żony.
– Do licha, kochanie, chyba nie robi ci krzywdy? Barbara tylko się roześmiała.
– Oczywiście, że nie. Przecież mnie znasz, Charlie. Nie pozwoliłabym na coś takiego. On czuje się tak winny, iż ulega pożądaniu – ze mną, czy z jakąkolwiek kobietą, bez różnicy – że nie jest w stanie podniecić się w normalny sposób. Próbowałam zmienić jego przyzwyczajenia, ale nic z tego nie wyszło. Musi odegrać swoją scenkę i jest mi wdzięczny, że zgadzam się w tym uczestniczyć.
– Widujesz go czasem w wiosce?
– Rzadko, i nigdy się wówczas do niego nie zbliżam, gdyż oficjalnie nie znamy się zbyt dobrze – odparła. – Jego żona to okropna jędza. Może i podejrzewa go o niewierność, lecz nie ma dowodu. On panicznie się jej boi, nie odwiedza mnie więc zbyt często. Mimo to raz, kiedy ktoś z wioski poddał w wątpliwość moją lojalność wobec władz, nie tylko mnie bronił, ale nakłonił do tego żonę, sugerując, że oskarżyciel mnie pożąda lub pragnie zagarnąć mój skromny majątek. Ja zaś jestem godną szacunku wdową po szanowanym mężczyźnie, opłakującą w odosobnieniu zmarłego małżonka. Zdziwiło mnie, że odważył się wystąpić w mojej obronie – dodała ze śmiechem.
– Najwidoczniej polubił cię za twą uprzejmość – zauważył książę. Ujął lok jej ciemnoblond włosów i pocałował go. – Jesteś miłą kobietą, Barbaro. Zawsze taka byłaś.
– Lepiej przygotuję coś do picia dla twojego brata – powiedziała, wstając i naciągając na powrót koszulę.
– Tylko się pośpiesz – ponaglił ją z szelmowskim błyskiem w oku.
Patrick obudził się cokolwiek zamroczony. Za oknem niebo zaczynało właśnie różowieć. Poruszył się ostrożnie i jęknął z bólu. Niemal natychmiast do sypialni wszedł Charlie. Był całkowicie ubrany. Nalał do kielicha rozcieńczonego wodą wina i podał bratu.
– Wypij. Miałeś lekką gorączkę, ale Barbara mówi, że to normalne. Rana jest jednak czysta i nie wdało się zakażenie.
Patrick przełknął łapczywie chłodny płyn. Gdy zaspokoił pragnienie, powiedział:
– Słyszałem was w nocy. Jezu, Charlie, nie wiedziałem, że masz kochankę. Z pewnością Bess o tym nie wiedziała. Złamałbyś jej serce, gdyż bardzo cię kochała.
– Nie – zapewnił brata Charlie – Bess nigdy się nie dowiedziała. Kochałem ją ponad wszystkie inne, ale na Boga, Patricku, jestem Stuartem! Wiesz, jaki mamy apetyt! Byłem żonaty od sześciu lat, gdy odnowiłem znajomość z Barbarą. Bess spodziewała się dziecka, a Barbara była od kilku lat wdową.
– Więc się z nią przespałeś?
– To ja pozbawiłem ją cnoty, Patricku. Kiedy madame Skye się o tym dowiedziała, była na mnie wściekła. Barbara była porządną dziewczyną, jednak przyszły książę Lundy nie mógł poślubić kupcówny, przynajmniej zdaniem madame Skye. Najpierw upewniła się, że Barbara nie spodziewa się mojego dziecka, a potem wydała ją za miejscowego dziedzica. Nie zobaczyłem jej aż do czasu, kiedy wybuchła pierwsza wojna domowa. Znalazłem się wtedy w Worcester i przypadkiem wpadliśmy na siebie na ulicy. Pewnego dnia zaszedłem do niej z wizytą i… cóż…
– Nie mogłeś się powstrzymać, aby się z nią nie przespać? – zapytał Patrick kpiąco.
Charlie się uśmiechnął.
– Nie, obawiam się, że nie. Barbara jest nie tylko cudowną kochanką, ale, co dla mnie ważniejsze, wspaniałą przyjaciółką. To, że ukryła nas u siebie, było z jej strony bardzo wspaniałomyślne. Gdyby władze dowiedziały się, że zapewniła schronienie dwóm rojalistom, zostałaby stracona. I dlatego, braciszku, muszę wyruszyć natychmiast do Bristolu. Już prawie świta, a nie chcę, by mnie dostrzeżono. Nawet tutaj, w miejscu tak odosobnionym, nie wiadomo, kto patrzy i dlaczego.
– Zatem ja także powinienem wyjechać – powiedział Patrick, lecz kiedy spróbował wstać, opadł bezsilnie na poduszki.
– Do licha, Charlie, jestem słaby jak kociak.
– Barbara chce, byś został, póki nie odzyskasz choć trochę sit – odparł jego brat. – Potem będziesz musiał rozeznać się w sytuacji, zanim wyruszysz na północ.
– A ty nie musisz? – zapytał Patrick.
– Wiem to, co wiedzieć powinienem. Oddziały króla poniosły wczoraj klęskę. Podejrzewam, że kuzyn uciekł, gdyż zawsze potrafił wymknąć się z pułapki, lecz uciec to jedno, a zachować wolność to coś zupełnie innego. Będzie musiał wykorzystać cały swój spryt. Ludzie Cromwella będą go szukali, na pewno wyznaczona zostanie też olbrzymia nagroda. Muszę udać się do Francji, powiedzieć królowej to, co wiem, i upewnić naszą matkę, że jestem bezpieczny, wszyscy jesteśmy bezpieczni. Gdybym został pojmany, ludzie Cromwella nie zawahaliby się ogłosić, że schwytali Charlesa Stuarta. I nawet nie byłoby to kłamstwo. Nikt by się nie pofatygował wspomnieć, że chodzi nie o króla, ale o jego kuzyna, i rojaliści upadliby na duchu. A choć w końcu sprawa by się wyjaśniła, i tak przysporzyłoby to królowi kłopotów. Muszę zatem wyjechać. Podaj mi rękę, braciszku. Nie wiem, kiedy znowu się zobaczymy, lecz taki dzień nastąpi. Mam przekazać mamie uściski od ciebie?
Patrick skinął głową.
– Powiedz jej o Flannie i dziecku – poprosił. – Z Bogiem, Charlie. Spróbuj nie dać się zabić.
– Nic mi się nie stanie – obiecał Charlie, a potem uścisnął po raz ostatni dłoń brata i wyszedł.
Patrick poczuł, że po policzkach płyną mu łzy, otarł je więc niecierpliwie. Gdyby ta przeklęta kobieta go nie postrzeliła, on też mógłby dziś wyruszyć. Tymczasem wszystko go bolało, poza tym wyczerpanie zbyt szybką podróżą i przeżyciami, jakich zaznał w Worcester, również dawało o sobie znać. Niezdolny się powstrzymać przymknął powieki i zapadł znów w sen. Gdy się obudził, słońce znikało właśnie za okrytymi purpurą zachodu wzgórzami, widocznymi przez okno sypialni. Barbara, siedząca dotąd przy niewielkim kominku, wstała i podeszła do łóżka.
– Jak się czujesz, Patricku Leslie? – spytała i położyła mu dłoń na czole. – Gorączka spadła. Doskonale! Dobrze się spisałam, usuwając kulę.
Uśmiechnęła się olśniewająco i Patrick po raz kolejny uświadomił sobie, jak jest śliczna.
– Lepiej niż rano – odparł. – Charlie naprawdę odjechał, czy to mi się przyśniło?
– Twój brat wyjechał. Przez cały dzień nie widzieliśmy żywej duszy. To może się jednak zmienić, dlatego chciałabym, byś był przygotowany. Choć nie spodziewam się wizyty, mój przyjaciel purytanin może jednak się zjawić. Wtedy najlepiej byłoby zamknąć cię w kryjówce dla księdza. Kiedy poczujesz się na siłach wstać, pokażę ci, gdzie się ona znajduje. Byłoby lepiej, gdybyś nie wychodził z domu, lecz jeśli ktoś zdybie cię na zewnątrz, powiem, że jesteś Paddy, stajenny, przysłany przez pana Becketa z Queen's Malvern. Słyszysz, lecz jesteś niemową. Gdy książę odprawił służbę i wyjechał z Anglii, panu Becketowi zrobiło się żal kaleki i przysłał cię tutaj, gdyż wiedział, że potrzebuję kogoś do pomocy. Musisz udawać niemowę, gdyż akcent natychmiast by cię zdradził, a wtedy nikt by nie uwierzył, że nie walczyłeś u boku króla.
– Powinienem wyjechać jak najszybciej – powiedział Patrick. – Byłaś dla mnie bardzo uprzejma, ale nie chciałbym narażać bliskiej przyjaciółki brata, która tak gościnnie nas przyjęła.
Barbara parsknęła śmiechem.
– Nie aprobujesz naszego związku, prawda, panie? Przykro mi, gdyż Charlie i ja znamy się od dzieciństwa. Nie mogę dopuścić, byś naraził się na niebezpieczeństwo, wyruszając zbyt wcześnie.
Twoje ramię musi choć trochę się zagoić, trzeba też będzie się dowiedzieć, jak wygląda sytuacja. A teraz, jeśli zdołasz wstać, zjemy kolację na dole. Musisz być bardzo głodny. Kiedy ostatnio jadłeś?
– Nie pamiętam – odparł, czując się nieco winny, że był wobec niej tak szorstki. Usiadł i spuścił z łóżka długie nogi. Przez chwilę kręciło mu się w głowie, jednak zawroty szybko ustąpiły. Posiedział przez chwilę, a potem wstał. Choć ramię bolało jak diabli, poza tym czuł się nieźle.
– Lucy przyrządziła pyszną pieczeń. Zapach dobiega aż tutaj – powiedziała Barbara z uśmiechem. – Chodźmy więc. Jeśli zrobi ci się słabo, wesprzyj się na mnie.
Zeszli powoli po schodach. Barbara wprowadziła Patricka do niewielkiej jadalni obok saloniku, wskazując miejsce przy stole. Stara służąca wniosła półmisek z wołową pieczenia. Na stole przygotowano już chleb, masło i ser, był też pieczony kurczak. Sługa nie zapytała Patricka o zgodę, lecz napełniła mu talerz i poleciła, by jadł. Spostrzegł, że Barbara uśmiecha się dyskretnie. Gdy opróżnił talerz, przyniosła mu słodki jajeczny sos i trochę truskawkowego dżemu. Zjadł deser łapczywie, popijając czerwonym winem, pochodzącym, jak się domyślił, z winnic jego rodziny w Archambault. W końcu odsunął się od stołu.
– Stara dobrze gotuje – zauważył.
– Ma na imię Lucy – poinformowała go Barbara. – Jadłeś z apetytem, a to dobry znak. Przepraszam jeszcze raz za to, że cię postrzeliłam. Nie spodziewałam się gości, a już na pewno nie Charliego. Mam nadzieję, że mi wybaczysz.
Wino sprawiło, że nastrój Patricka znacznie się poprawił, poza tym: nie jemu oceniać brata i Barbarę, uznał. Charlie był przecież, jak sam zauważył, Stuartem, a ich apetyt na życie był w Szkocji powszechnie znany.
– Nie mogłaś poczekać, aż się przedstawimy? – zapytał.
– Gdybym nie zaczekała, już byś nie żył – powiedziała. – Celowałam w serce.
– Kiepski z ciebie strzelec – zauważył z uśmiechem. – Niech Bóg ma nas w opiece, kiedy kobieta chwyta za strzelbę. Gdybyś była moją żoną, byłbym już martwy, gdyż Flanna świetnie radzi sobie z łukiem. Tak, wybaczam ci, Barbaro Carver. Doskonale się mną zaopiekowałaś i jeszcze lepiej nakarmiłaś.
– Jesteś zupełnie inny niż Charlie – zauważyła.
– Owszem – przytaknął. – On jest Anglikiem, z urodzenia i wychowania, a ja Szkotem. Ale jesteśmy też braćmi i bardzo się kochamy. Nasza mama urodziła pięciu synów, dwóch Anglików i trzech Szkotów. Mam dwie angielskie siostry i jedną szkocką, jesteśmy jednak rodziną i wspieramy się nawzajem.
– Dlatego opuściłeś Szkocję i przyjechałeś do Anglii, aby wyperswadować Charliemu dalsze pozostawanie u boku króla.
Do pokoju weszła pospiesznie Lucy.
– Ktoś nadchodzi! – powiedziała. – Lepiej ukryjmy gościa, pani.
Barbara wstała.
– Chodź ze mną, Patricku Leslie – powiedziała, po czym wprowadziła go do saloniku. Patrzył, zafascynowany, jak podchodzi do kominka, zagłębia weń rękę i dotyka ściany, która natychmiast się odsuwa. Nie czekając, przekroczył ostrożnie palenisko i znalazł się w maleńkim pomieszczeniu za kominkiem.
– Przyjdę po ciebie, kiedy ten ktoś sobie pójdzie. Nie wiem, jak długo zabawi, bądź więc cierpliwy.
Stara Lucy wcisnęła mu w dłoń flaszkę, a potem zamknęły z Barbarą kryjówkę. Patrick rozejrzał się dookoła. Było tu ciasno, ale nie duszno. Mógł swobodnie stać, albo usiąść na trzynożnym stołku. Odkorkował flaszkę i powąchał zawartość. Wino. Nie potrzebował go teraz, gdyż zjadł dopiero co suty posiłek. Przestawił stołek w kąt, usiadł i przymknął oczy.
Barbara powitała gościa z muszkietem w dłoni. Spostrzegłszy, kto to taki, zaklęła cicho pod nosem. Jej protektor – purytanin. Odstawiła broń i przywołała na twarz radosny uśmiech. Potem, przypomniawszy sobie, że w stajni stoi ogier Patricka, syknęła do Lucy.
– Odbierz od niego konia, inaczej zobaczy wierzchowca pana Leslie i zacznie zadawać pytania.
Lucy pokuśtykała czym prędzej ku przybyszowi. Ledwie sir Peter zsunął się z siodła, chwyciła konia za uzdę i powiedziała:
– Zajmę się nim, czcigodny panie – po czym oddaliła się, najszybciej jak mogła, w kierunku stajni.
– Kochanie! – krzyknęła cicho Barbara, otwierając ramiona.
– Wejdźmy do środka, moja droga, inaczej ktoś nas zobaczy – powiedział karcąco.
– Och, Peter, przecież jest ciemno – zaprotestowała wdzięcznie, lecz posłuchała.
Wszedł do domu i szybko ją pocałował.
– Nie mogę zostać, musiałem jednak przyjechać i poinformować cię, co się wydarzyło.
– Och – powiedziała, wydymając wdzięcznie usta – a byłam taka niegrzeczna, sir. Koniecznie trzeba mnie ukarać.
Westchnęła.
– Elsbeth wie, że tu jestem. Nalegała, bym ostrzegł cię przed maruderami, pustoszącymi okolicę. Zaprasza cię do nas. Powiedziałem, że się nie zgodzisz, nalegała jednak, abym przyjechał i przekonał się na własne oczy, że biedna wdowa jest bezpieczna. Muszę zaraz wracać.
Barbara zrobiła znów nadąsaną minę. Jej piersi, widoczne w rozcięciu sukni, były tak kuszące, że ledwie mógł oderwać od nich wzrok.
– Zatem, madame - powiedział – potrzebujesz, by cię ukarano?
Uśmiechnęła się uwodzicielsko, włożyła palec do ust i zaczęła go ssać. Opuściła powieki, by rzęsy, ciemne w porównaniu z włosami, opadły na policzki. A potem wyciągnęła do niego dłoń.
– Chodź ze mną na górę – powiedziała.
– Nie mogę, lecz twój salonik doskonale wystarczy. Najpierw ukarzę cię za to, że byłaś niegrzeczna, a potem opowiem, co się wydarzyło. Chodź, madame!
Barbara spłonęła rumieńcem, zastanawiając się, ile z tego, co będzie działo się w pomieszczeniu, dotrze do uszu Patricka. Nic jednak nie mogła na to poradzić.
Pozwoliła wprowadzić się do saloniku. Usiadł na krześle, a ona posłusznie ułożyła mu się na kolanach. Natychmiast zadarł jej spódnice i zaczął wymierzać klapsy dłonią w skórzanej rękawiczce. Piszczała i wiła się, jak lubił, aż krzyknął:
– Dosyć!
Pociągnął ją przez pokój, skłonił, by oparła się o stół i niemal natychmiast w nią wszedł, pojękując i pompując. Gdy skończył, odsunął się, opuścił Barbarze spódnice i pomógł jej się podnieść.
– Ach, kochanie – powiedział, kiedy usiedli obok siebie na sofie – jesteś dla mnie takim ukojeniem!
– Cieszę się – wymamrotała, myśląc jednocześnie: Do licha, człowieku, nie masz pojęcia o tym, jak się kochać! - Wiem, że przeżywasz teraz trudne chwile, sir Peterze. Powiedz mi jednak, co się dzieje, gdyż jestem tego bardzo ciekawa. Wędrowny handlarz, który zajrzał do nas w zeszłym tygodniu powiedział, że armia króla zajęła Worcester. Czy to prawda?
– To była prawda – odparł sir Peter. – Król został jednak pokonany i choć udało mu się zbiec, możesz być pewna, że Bóg wyda go wkrótce w nasze ręce, by mógł zostać stracony, jak na to zasłużył.
– Wiecie zatem, gdzie przebywa? – naciskała Barbara.
– Cóż, niezupełnie, jesteśmy jednak na tropie – oznajmił z namaszczeniem sir Peter. – Na pewno go schwytamy. Kto w Anglii, poza kilkoma zdradzieckimi katolikami, zgodziłby się go ukryć? Gdyby naród go popierał, czy nie powstałby, aby mu pomóc? Nic takiego się jednak nie stało. Człowiek, który mienił się być królem Anglii przekroczył granicę, mając przy boku jedynie gromadkę szkockiej hałastry. Wkrótce Szkocja też znajdzie się pod naszym butem. I wtedy Charles Stuart nie będzie miał się gdzie ukryć. Przestępcy, którzy go wspierali, mogą buszować jednak po okolicy, dlatego musisz zachować czujność. Nie sądzę, by kierowali się na południowy wschód, ale ci Szkoci nie są zbyt inteligentni. Prawdopodobnie uciekli ze swym przywódcą na północ, lecz my ich ścigamy. Wkrótce ujmiemy tego człowieka. Zaczęliśmy już egzekucje zdrajców z Worcester. Zrównaliśmy z ziemią mury miasta i schwytaliśmy tylu anglikanów i katolików, ilu się dało. W zależności od natury ich przewin, zostaną uwięzieni, wygnani albo straceni. Wstał.
– Muszę wracać. Zapewne nic ci nie grozi, winnaś jednak uważać.
Co powiedziawszy, wyszedł.
Obserwowała go, stojąc w progu, a kiedy zniknął za wzgórzem, wróciła szybko do saloniku i otwarła kryjówkę. Patrick drzemał, wsparty plecami o ścianę. Obudziła go, zadowolona, że nie był świadkiem żenującej sceny, a potem powtórzyła, czego dowiedziała się od sir Petera.
Patrick skinął głową.
– Charlie dobrze zrobił, wyjeżdżając przed świtem – powiedział. – Pozostaje pytanie, kiedy ja będę mógł zrobić to samo.
– Uważam, że powinniśmy zaczekać, aż sytuacja trochę się uspokoi. Kiedy król zostanie schwytany lub przedostanie się bezpiecznie do Francji, będziesz mógł wyruszyć. Posiadam dokumenty podróżne, wystawione in blanco, wystarczy wpisać nazwisko. Sir Peter dał mi je kilka miesięcy temu na wypadek, gdybym chciała dokądś się udać. Musisz jednak zaczekać, Patricku Leslie. Nie mogłabym spojrzeć Charliemu w oczy, gdybyś zginął lub został uwięziony. Obiecaj, że nie zrobisz nic głupiego. Wiem, jak bardzo chciałbyś znaleźć się w Glenkirk przy żonie i dziecku, lecz musisz okazać cierpliwość, jeśli nie ze względu na siebie, to na nich.
– Na razie zgoda – obiecał. – Muszę wiedzieć więcej, zanim ośmielę się wyruszyć, Barbaro Carver.
Królowi rzeczywiście udało się zbiec. Wymknął się z miasta przez tę samą bramę, co wcześniej jego kuzyn. Książę Hamilton poległ w walce, królowi towarzyszyli jednak inni: lord Lauderdale ze Szkocji, lord Derby i książę Buckingham. Wcześniej król kontaktował się jedynie z kilkoma katolikami: francuskimi spowiednikami swej matki oraz Irlandczykami, którzy gościli swego czasu na dworze. Teraz, za poradą lorda Derby, powierzył swe bezpieczeństwo angielskim katolikom, odkrywając, że choć pozostali wierni swemu Kościołowi, byli też w najwyższym stopniu lojalni wobec króla i ojczyzny.
Przebrany za wyrobnika, schronił się wpierw u Penderellów, rodziny średniorolnych chłopów, gospodarzących na farmie Whiteladies w Shropshire. Ukryli go w lasach i próbowali przemycić do Walii, jednak miejscowa milicja pilnowała wszystkich mostów na rzece Wye. Króla zabrano więc do Boscobel, gdzie ukrywał się najpierw w domu, potem w ogrodach. W pewnej chwili został zmuszony wspiąć się na drzewo, skąd przypatrywał się, jak ludzie Cromwella przetrząsają posiadłość. Siódmego września, w cztery dni po klęsce, przebywał w Moseley Hall. Dziesiątego, przebrany za syna dzierżawcy, eskortował panią Jane Lane, córkę rojalisty, udającą się z wizytą do przyjaciółki, zamieszkałej w Abbot's Leigh niedaleko Bristolu. Pani Lane posiadała, oczywiście, dokument, upoważniający do podróży.
Pozostał przez krótki czas w Abbot's Leigh, nierozpoznany przez rodzinę, lecz nie przez kamerdynera. Ów zaś, szczęśliwy, iż może pomóc swemu królowi, poradził, by Karol zabrał panią Lane i ruszył z nią przez Somerset. Posłuchawszy rady, król dotarł szesnastego września do Trent Hall, gdzie znalazł się pod opieką starego przyjaciela Francisa Wyndhama i grupy związanych z nim rojalistów.
W Dover nie udało im się znaleźć statku. Porty pełne były żołnierzy Cromwella, przygotowujących się do wypłynięcia na Jersey, by objąć ją, podobnie jak pozostałe wyspy na kanale, przymusowym protektoratem. Rojaliści jęli więc szukać statku, który mógłby wypłynąć z portu na wybrzeżu Hampshire lub Sussex. Znalazłszy odpowiednią jednostkę, wprowadzili króla na pokład. Czternastego października wypłynął z Shoreham, by dwa dni później wylądować w Fecamp w Normandii. Do dwudziestego cała Anglia wiedziała już, że Charles Stuart uciekł Cromwellowi i choć przebywa na obcej ziemi, Anglia nadal ma króla.
Usłyszawszy w wiosce nowiny, Barbara powiedziała Patrickowi, iż może wracać bezpiecznie do domu. Polubiła jego towarzystwo, pora jednak się rozstać. Wyruszył przed świtem dwudziestego drugiego października. Stara Lucy zaopatrzyła go w solidny zapas placków z owsianej mąki i napełniła jego flaszki winem oraz wodą. Podziękował i się pożegnał. Pani Carver powiedziała wieczorem, że rano będzie jeszcze spała, pożegnał się zatem od razu, dziękując za gościnę i opiekę. Jego ramię zdążyło już wydobrzeć, a po postrzale została jedynie blizna.
Skierował się wpierw na północ, a potem na północny wschód, wybierając mało uczęszczane drogi i nie zatrzymując się w miejscach, gdzie byłby zmuszony z kimś rozmawiać. Postępował tak z obawy, że rozmówca rozpozna w nim Szkota i poinformuje o przybyszu miejscowe władze. Podróż trwała tygodniami, czuł się więc bardzo samotny. Na dodatek jesień przechodziła powoli w zimę i robiło się coraz chłodniej. Przekroczył granicę na północ od Otterburn, przecinając następnie łańcuch wzgórz Cheviot. Ominął z dala Edynburg, a potem wsiadł na prom i przeprawił się przez zatokę Forth. Przemknął przez Fife i wsiadł na kolejny prom, którym przeprawił się przez zatokę Tay. Przebył South Esk, North Esk, a potem rzeki Dee i Don. Teraz wokół wznosiły się szkockie wzgórza, mógł więc bezpiecznie rozwinąć pled swego klanu i się nim owinąć, nie groziło już bowiem, że zostanie aresztowany. Serce zaczęło szybciej bić mu w piersi, gdy zorientował się, że rozpoznaje krajobraz. Pośpieszył jeszcze bardziej jabłkowitego wierzchowca. Zimne powietrze pachniało domem. A potem wyłonił się niespodziewanie z lasu i zobaczył przed sobą Glenkirk. Był w drodze przez ponad miesiąc i podróż mocno dała mu się we znaki, dziś miał jednak spać we własnym łóżku, u boku ukochanej żony.
Flanna stała, jak każdego popołudnia, na blankach Glenkirk, spoglądając na południe, wypatrując męża, zaklinając go, by wrócił. Piersi nabrzmiały jej mlekiem, które zaczynało przesączać się przez suknię. Westchnęła i już miała się odwrócić, gdy zobaczyła jeźdźca. Był jeszcze daleko, mimo to wiedziała. Serce podpowiadało jej, że to Patrick. Z trudem zmusiła się, by zejść ostrożnie po drabinie, a potem pomknęła korytarzem, sfrunęła niemal ze schodów i wpadła do wielkiej sali, wołając:
– On wraca! Wraca!
Wbiegła na dziedziniec, a potem na zwodzony most. Stanik sukni przesiąkł mlekiem, rude włosy wymknęły się z upięcia. Czuła, że pachnie jak dojarka, lecz nic nie mogło jej powstrzymać. Patrick zeskoczył z konia i podbiegł do żony. Chwycił Flannę w objęcia i zaczął obracać się z nią dookoła. Oboje śmiali się przy tym jak szaleni. Po chwili śmiech ucichł i Patrick pocałował żonę tak, jak jeszcze nigdy jej nie całował, a ona odwzajemniła pocałunek.
– Wiedziałam, że nie zginąłeś! – powiedziała w końcu, kiedy wracali razem do zamku.
– A kto twierdził, że zginąłem? – spytał, zaskoczony.
– Nie wróciłeś, a słyszeliśmy, że król poniósł sromotną klęskę i musiał uciec do Francji. Jeszcze nigdy tylu handlarzy nie zawitało w tak krótkim czasie do Glenkirk. Przywozili nie tylko towary, ale także nowiny i bardzo chcieli się nimi podzielić. Nie mieliśmy szansy sprawdzić, ile prawdy jest w tych opowieściach. Co zatrzymało cię tak długo w Anglii?
– Witaj w domu, panie – powiedział promieniejący radością Angus, podając mu kielich wina.
– Ach, jesteś wreszcie, cały i zdrowy, a tak się o ciebie martwiliśmy – powitała Patricka Mary More – Leslie, a potem się rozpłakała.
Patrick uścisnął gospodynię.
– Ależ, Mary, pojechałem tylko po mego brata – powiedział uspokajająco.
– I gdzie jest ten niedobry chłopak? – zapytała.
– We Francji, od wielu tygodni – odparł Patrick ze śmiechem. – A gdzie Henry?
– W Anglii, od wielu tygodni – powiedziała Flanna, przedrzeźniając męża. – Myślisz, że byłam w stanie czekać z porodem, aż raczysz wrócić do domu? Wysłałam go do Anglii w tydzień po tym, jak urodziłam. I bardzo dobrze. Chcesz zobaczyć synów, mój panie?
Wzięła go za rękę i powiodła do wielkiej sali, a potem ku ustawionym przed kominkiem kołyskom.
Patrick Leslie popatrzył na nie z pełnym zdumienia zachwytem. Synów! Spłodził dwóch synów!
– Zostali już ochrzczeni, będziesz więc musiał pogodzić się z tym, że sama nadałam im imiona – poinformowała go Flanna. – Nie mogliśmy czekać, aż odnajdziesz drogę do domu, Patricku Leslie.
– Jak się więc nazywają? – zapytał. Dwóch! Ma dwóch synów!
– Następny książę to James, a lord Brae to Angus – odparła spokojnie. – Przyszli na świat dziewiętnastego sierpnia.
Synowie wpatrywali się w niego bez zmrużenia powiek, identyczni niczym dwa groszki w strączku. Mieli gęste czarne włoski i niebieskie oczy. Przypomniał sobie jednak, że wszystkie niemowlęta mają na początku oczy takiego właśnie koloru. Byli pulchni i bardzo ożywieni.
– I jak? – spytała Flanna.
– Są cudowni! – wykrzyknął.
– Tylko tyle masz mi do powiedzenia? Moja rodzina oszalała z radości, kiedy im doniesiono, że dałam ci dwóch synów naraz, Patricku Leslie – powiedziała – a ty potrafisz powiedzieć jedynie, że są cudowni?
A potem się roześmiała, gdyż ogłupiała ze szczęścia mina Patricka mówiła sama za siebie.
– Trzeba ich nakarmić – powiedziała, uświadamiając sobie, jak mokrą ma suknię.
Aggie podbiegła, by rozsznurować pani gorset, ubolewając nad tym, w jakim stanie jest suknia, o koszuli pod spodem nie wspominając. Flanna usiadła przy ogniu i rozpięła koszulę. Aggie podała jej wpierw jedno dziecko, a potem drugie. Malcy natychmiast przypięli się do piersi, ssąc łapczywie, aż wokół ich małych usteczek uformowały się bąbelki mleka.
Patrick wpatrywał się, zafascynowany, w poznaczone niebieskimi żyłkami, białe piersi żony. Jego synowie musieli mieć nie lada apetyt. Przysunął sobie krzesło i usiadł obok Flanny.
– Jak poznajesz, który jest który? – zapytał.
– Jamie ma nad górną wargą niewielkie znamię. Wasza mama też takie ma, widziałam na portrecie. Z początku myślałam, że to jakiś paproch, ale nie – odparła Flanna.
– Nie, to nie paproch. To znamię powtarza się w rodzinie.
– Zatem nie masz już wątpliwości – powiedziała Flanna cicho, spoglądając wprost na męża.
– Czy nie ustaliliśmy tego przed kilkoma miesiącami? – zapytał.
– Tak, lecz chciałam się upewnić – powiedziała słodko.
– Jezu, kobieto! Obaj wyglądają dokładnie jak ja! – zaklął cicho.
– Tak sądzisz? – wymruczała fałszywie niewinnym tonem.
– Nie złagodniałaś pod wpływem macierzyństwa – zauważył z błyskiem wesołości w oku.
– Dzieci wkrótce będą miały dosyć – powiedziała. – Jesteś głodny?
– O, tak! – odparł, spoglądając na nią znacząco.
– Dopilnuję, by kucharka przygotowała solidną kolację, a potem będziesz zapewne chciał odpocząć we własnym łóżku – powiedziała.
– Będę chciał odpocząć w twoim łóżku – sprostował. Parsknął śmiechem widząc, że Flanna się czerwieni. – Nadal rumienisz się jak dziewica, choć jesteś bezwstydnym, rozpustnym dziewuszyskiem, które ma już własne dzieci.
Nie odpowiedziała, lecz kiedy skończyła karmić, wstała i oznajmiła:
– Przygotuję dla ciebie kąpiel, mój panie, bo nie myśl sobie, że wpuszczę cię do łóżka cuchnącego po tak długiej podróży. Dopilnuj, by książę solidnie się posilił, Angusie.
Patrick pozostał przy ogniu, przyglądając się śpiącym synom. Wreszcie wniesiono posiłek i Angusowi udało się nakłonić go, by zostawił dzieci i zasiadł do stołu.
– Dała młodemu lordowi Brae imię po tobie – zauważył.
– Myślę, że nazwala go na cześć pierwszego lorda Brae, który też miał na imię Angus – odparł zarządca.
– Nie znałem pierwszego lorda, za to znam ciebie – powiedział Patrick. – Wolę wierzyć, że syn dostał imię po swym ciotecznym dziadku.
– Dziękuję, panie – odparł Angus. Łzy zakłuły go pod powiekami.
– Usiądź przy mnie, Angusie – polecił książę – i opowiedz mi, co się tu działo. Dlaczego Henry tak szybko wyjechał?
– Poród był łatwy. Bratowa Flanny, Una, przybyła z Killiecairn, by pomóc i to, że Flanna urodziła tak łatwo, wręcz ją rozgniewało – opowiadał Angus ze śmiechem. – Potem nie było już potrzeby, by pański brat pozostał w Glenkirk. Pani wiedziała, że niepokoi się o swoją rodzinę i Cadby, wyprawiła go więc w drogę, dając jako eskortę oddział zbrojnych, którzy mieli odprowadzić markiza do granicy.
– Lecz Una została? – zapytał Patrick z niepokojem.
– Tak, nie mogliśmy się wręcz jej pozbyć, gdyż zakochała się w malcach. Była dla Flanny wielką pomocą. Udało nam się wyprawić ją do domu dopiero miesiąc temu, gdy Aulay przybył do Glenkirk skarżąc się, iż żona go opuściła – zakończył Angus ze śmiechem.
Rozmawiali spokojnie, aż do sali wróciła Aggie z wiadomością, że kąpiel księcia jest już gotowa. Wstał i poszedł na górę, do apartamentów państwa. W saloniku ustawiono przed kominkiem dębową wannę, w niej zaś, ku zdumieniu Patricka, czekała Flanna. Aggie nigdzie nie było widać. Książę uśmiechnął się z zadowoleniem i szybko zdjął ubranie, pozostawiając je rzucone niedbale na podłodze.
– Trzeba będzie je spalić, buty też nie nadają się już do niczego – zauważyła Flanna z żalem. Spojrzała śmiało na męża. – Zeszczuplałeś.
– Owsiane placki to niezbyt sycąca dieta – powiedział, wchodząc do wanny.
– Ostrożnie! – ostrzegła. – Nie chciałabym zalać podłogi.
– Więc chodź do mnie, kobieto, bym mógł pocałować cię jak należy – polecił.
– Najpierw się umyj – odparła. Przyciągnął ją do siebie gwałtownie i woda przelała się przez brzeg wanny. – Patricku! – pisnęła.
– Odwykłaś słuchać swego pana i władcy – powiedział. – Będę musiał znów cię tego nauczyć.
Spróbował ją pocałować. Flanna trzepnęła go myjką.
– Pan i władca, też mi coś! – zawołała z uśmiechem. – Jezu! Ale masz brudne włosy! Jeszcze trochę i zalęgłyby się w nich wszy!
Zanurzyła dłoń w słoju z mydłem i chlapnęła nim na ciemną czuprynę męża, a potem zaczęła energicznie wcierać mydło w jego włosy. Patrick pochwycił ją, przyciągnął do siebie i całował, pozostawiając zaróżowioną i bez tchu.
– Kilka ostatnich tygodni spędziłem ukryty w domu kochanki Charliego – powiedział. – Była bardzo gościnna.
– Charlie ma kochankę? – spytała Flanna. Zaskoczyło ją to, gdyż szwagier bardzo kochał zmarłą żonę. Z drugiej strony, zważywszy na reputację męskiej części jego rodziny, nie było czemu się dziwić.
– Jak bardzo była gościnna wobec ciebie, Patricku Leslie? – spytała, wpychając mu głowę pod wodę, by spłukać mydło.
Wynurzył się, prychając i chichocząc. Flanna była zazdrosna. Naprawdę go kochała!
– Bardzo gościnna wobec Charliego, ledwie uprzejma wobec jego brata. Nawet mnie postrzeliła – odparł.
– Postrzeliła cię? A to z jakiego powodu? Spostrzegła bliznę na ramieniu Patricka i natychmiast jej dotknęła.
– Gdy przybyliśmy, było już prawie ciemno, a dom położony jest na pustkowiu – zaczął Patrick. – Nim Charlie zdążył powiadomić ją, kim jesteśmy, rozległ się strzał i to ja oberwałem. Na szczęście Barbara jest marnym strzelcem – zakończył ze śmiechem.
– Mogła cię zabić! – wykrzyknęła Flanna gniewnie.
– Nie mogła i nie zabiła – powiedział, obejmując żonę, by ją uspokoić. – A teraz jestem w domu, dziewczyno, bezpieczny w twych ramionach – dodał, całując ją w czoło.
– Skąd mam wiedzieć, że nie jesteś duchem? – spytała.
Ujął jej dłoń, zanurzył pod wodę i poprowadził ku nabrzmiewającej męskości. Zacisnęła wokół niej palce i członek jeszcze bardziej zesztywniał.
– Czy duch mógłby mieć tak wspaniałą i twardą lancę, malutka?
Pieściła go, przymykając z przyjemności oczy. Przesunęła palce, by objąć nimi dwa bliźniacze klejnoty.
– Potrzebuję mocniejszego dowodu – wyszeptała, przygryzając leciutko ucho Patricka.
Natychmiast objął dłońmi pośladki żony i uniósłszy ją, nabił na swą wzwiedzioną męskość. Poczuł, jak zanurza się w nią głęboko i aż jęknął z rozkoszy. Ujęła mokrymi dłońmi jego twarz i całowała go namiętnie, a zarazem czule.
– Ach, dziewczyno – wyjęczał – jesteś niemal tak ciasna, jak w noc poślubną.
A ja zaraz umrę z rozkoszy, dodał w myśli.
Nie powiedziała mu, że w trakcie wędrówek po zamku – przed narodzeniem synów i po porodzie – natknęła się na zeszycik, w którym zanotowano sposoby przygotowywania naparów, maści i różnego rodzaju afrodyzjaków, służących uszczęśliwianiu mężczyzny. Nie była pewna, kto je zanotował, lecz ucieszyło ją, że są skuteczne. Zamknęła oczy, wzdychając, i szybko osiągnęli razem szczyt.
– Och – powiedziała – z pewnością nie jesteś duchem, Patricku Leslie, gdyż żaden duch nie byłby w stanie dostarczyć mi aż tyle przyjemności.
A potem chwyciła za szczotkę i zaczęła męża szorować.
Gdy byli już czyści i wytarci do sucha, przenieśli się na łóżko i spoczęli na nim nadzy, ozłoceni blaskiem ognia z kominka. Patrick pocałował żonę namiętnie, a ich języki starły się w miłosnym pojedynku. Odkrył, że trudno mu się nią nasycić. Dotykał wargami jej sutków, liżąc powoli, z miłością, aż pojawiły się na nich kropelki mleka, a Flanna niemal załkała z tęsknoty i pożądania.
– Och, okrutniku! – wykrzyknęła cicho, zaszokowana, ale i podniecona tym, co robił.
– Jesteś doprawdy rozkoszna, kochanie – powiedział, wchodząc w nią znowu. Tym razem nie był już tak gwałtowny, lecz brał ją powoli, doprowadzając niemal na skraj rozkoszy, a potem się wycofując. Łajała go za to, lecz Patrick tylko uśmiechał się z rozbawieniem. Wreszcie, zdesperowana, wbiła mu paznokcie w skórę i przejechała nimi po plecach, a wtedy wszedł w nią głęboko i pchał, aż zaczęła krzyczeć z przyjemności. Objęła go nogami w pasie tak mocno, że ledwie był w stanie oddychać, a on wsunął się w nią jeszcze głębiej. W rewanżu zacisnęła na nim mięśnie, a kiedy wyczuła, że jest na skraju spełnienia, wyszeptała mu do ucha namiętne: Teraz! Z ulgą poddał się rozkoszy, wystrzeliwując w jej łono nasienie i napełniając je nowym życiem.
Kiedy leżeli potem odpoczywając, a płomienne włosy Flanny niemal zakrywały Patrickowi pierś, powiedziała:
– Poczęliśmy dziś następne dziecko, Patricku Leslie.
– Jesteś pewna? – zapytał, drocząc się z nią delikatnie, po czym ucałował czubek głowy Flanny myśląc o tym, jak bardzo ją kocha.
– Tak – odparła.
– Jeszcze jeden syn dla Glenkirk, malutka. Nie miałbym nic przeciwko temu – zauważył.
– Nie syn, mój panie. Córka. Tym razem urodzi się dziewczynka, jestem tego absolutnie pewna!
– A jak ją nazwiemy? – zapytał z uśmiechem.
– Nie wiem. Będę wiedziała, gdy się urodzi – odparła.
– Nie wcześniej? – dopytywał się żartobliwie. Uniosła głowę i spojrzała na niego poważnie srebrzystymi oczami.
– Nie wcześniej – powtórzyła.
Pocałowała męża i Patrick pomyślał, że to i tak bez znaczenia, gdyż ona go kocha. Będą wiedzieli, jak nazwać córkę, kiedy nadejdzie właściwy czas. I tak jest dobrze. Cudem znalazł dla siebie idealną żonę. Cokolwiek wydarzy się w przyszłości, będzie zależało od losu, i gotów był na to przystać. Chwycił pasmo pięknych włosów Flanny, przyciągnął ją do siebie i zaczął całować, wkładając w pocałunek całą miłość, jaką żywił dla niej w sercu, a gdy odpowiedziała tym samym uświadomił sobie, że cokolwiek stanie się ze światem, jego życie już zawsze będzie doskonałe, a to dlatego, iż zawędrował zeszłej jesieni do Brae i poznał jego dziedziczkę.