Drugi Brzeg

A więc pojedzie po raz pierwszy w życiu nad morze!

Nie mógł zasnąć z wrażenia. Ojciec wrócił do domu dość późno, uchylił drzwi do jego pokoju i oznajmił:

– A więc pojedziesz z matką po raz pierwszy nad morze.

I potem jeszcze powiedział:

– A teraz dobranoc, późno już.

Nie mógł spać. Morze! Morze to bardzo wielka woda – tyle wiedział. Raz przejeżdżali w Nysie przez most, widział z bliska spienioną rzekę, ale trwało to tylko moment. I rzeka nie była wcale taka duża. Jak strumień z kranu, tylko na ziemi, nie z góry na dół, tylko w bok, no i oczywiście szerszy, dużo szerszy. Ale morze? Morze to zupełnie co innego. Po morzu pływają statki. Takie domy, w których się pływa. Zabawnie było sobie wyobrażać pływające domy. Teraz to zobaczy, zobaczy na własne oczy, prawdziwe pływające duże domy. Z marynarzami w środku. Którzy chodzą ubrani w marynarskie kołnierze. Czyszczą pokład i śpiewają przy tym piosenki. Wszystko to już niedługo zobaczy. Jutro będzie mógł o wszystko zapytać.

Tata zawsze wraca do domu taki strasznie zmęczony. Szkoda, że nie można teraz siedzieć z rodzicami w stołowym pokoju i słuchać, o czym rozmawiają. I na pewno rozmawiają o podróży. Ale tata słusznie zauważył, że jest bardzo, ale to bardzo późno. Dzieci o tej porze śpią. A on ma jedną noc więcej na to, żeby się cieszyć. Nie wiedział przecież, że w tym roku gdziekolwiek pojadą! A tu taka niespodzianka.

Próbował sobie wyobrażać strasznie dużą wodę. Więcej niż w wannie, milion milionów razy więcej. Wanny rosły mu w tysiące szarych łazienek i z tym obrazem pod powiekami usnął.

Spał niespokojnie. Zbudził się wcześnie. W pokoju było jasno, ale o tej porze roku było jasno od samego rana. Chwilę nasłuchiwał, cały dom spał. Zsunął się z łóżka i cichutko podszedł do okna. Odsłonił zasłony w duże fioletowe kwiaty. Słońce zalało pokój.

Ale ulica wydawała się jeszcze uśpiona. Nawet sklepik pani Piątkowej spał. A przecież zawsze był otwarty. Musiało być bardzo wcześnie.

Podciągnął piżamę. Opadała mu niżej pępka, gumka była już stara. I strasznie chciało mu się siusiu.

Tylko że lepiej nie wychodzić z pokoju, póki nie wstaną rodzice. Lepiej ich nie budzić tak rano. Tata mógłby być niezadowolony. A on chciał, żeby tata był zawsze szczęśliwy. Poza tym siku nie jest wcale takie ważne. Przecież nie zleje się w majty jak mały chłopczyk. Zawsze robił później, to przecież wytrzyma. Za chwilę zacznie się dzień. Mama wejdzie do pokoju, a on już na nogach. A to się mama zdziwi!

Teraz trzeba spakować najważniejsze rzeczy. Parę osobistych drobiazgów. Tak mówi tata przed kolejnym wyjazdem. Więc on też musi spakować parę osobistych drobiazgów.

Najciszej jak potrafił, ściągnął z półki stare pudełko po butach.

Było tam piórko ptaszka, którego znalazł z chłopakami na łące. Ptak już nie żył. Więc zrobił mu pogrzeb. Ale przedtem wyrwał mu jedno pióro, na pamiątkę. Długie, niezwykłe żółte pióro. I uklepał mały kopczyk. I związał dwa patyczki zielonym perzem na krzyż. I wtedy duży Witek powiedział, że to grzech i będzie się musiał wyspowiadać. Że powie księdzu. I że ptaki nie mają duszy i jak on robi krzyż, to jest antychrys. I Witek kopnął w ten kopczyk z krzyżykiem i powiedział, że wszystko powie tacie. I trzeba było gonić Witka i prosić go, żeby nic nie mówił tacie. A Witek kazał mu za to dać szklaną kulkę, którą on kiedyś znalazł w toaletce babci.

Może ukradł nawet, ale babcia by mu na pewno dała, gdyby żyła, więc to nie całkiem była kradzież. To nie jego wina, że babcia umarła. Wtedy właśnie po raz pierwszy i jedyny podróżował. Mama płakała całą drogę. Jechali autobusem i to było wspaniałe. Trochę się wstydził, że mama płacze. Tata klepał mamę po ramieniu i mówił, no już, no już, ludzie patrzą.

A on miał nos przyklejony do szyby i na szybie osiadała para z jego oddychania, musiał przecierać bez przerwy drugą ręką okno, żeby cokolwiek widzieć. Potem robił już tylko otworki. Okrągłe i podłużne. Przez taki otworek świat był ciekawy. Jak sztuczny.

Ale potem tata zobaczył, że on się tak bawi, i powiedział, jak możesz, i tata miał rację, że kazał mu się przesiąść.

W domu babci mama płakała cały czas i próbowała coś uprzątać, i wyrzucała z szafy rzeczy babci, a on wysunął troszkę szufladę od toaletki, pachniała babcią, i usłyszał, jak pomiędzy różnościami zaterkotała ta szklana kulka. I kiedy tatuś krzyknął, co ty tam robisz, niewiele myśląc wsadził ją szybko do kieszeni.

To właśnie tę kulkę musiał dać Witkowi. Lecz za to miał żółte pióro ptaszka. Ale piórka przecież nie weźmie nad morze. I jeszcze miał żołnierzyka na koniu.

Był całkiem szary. Pamiętał dzień, kiedy tata mu podarował te żołnierzyki. Dostał je na imieniny i jednego cały dzień nosił ze sobą, nawet przy jedzeniu miał go na kolanach, a tata mówił przecież, żeby nie bawić się przy jedzeniu, więc żołnierzyk tylko tam leżał, a tata powiedział, co ty masz tam na tych kolanach, i krzyknął do mamy, widzisz, jemu coś kupić! Ale chociaż był zły, nie odebrał mu żołnierzyka.

Powinien był bardziej uważać na to, co robi, i nie bawić się przy jedzeniu. I jeszcze miał pudełko zapałek z dziwnym kotem na wierzchu. Starsi chłopcy zbierali pudełka od zapałek i mieli bardzo, ale to bardzo dużo tych pudełek. Żaden z nich nie miał jednak pudełka z dziwnym kotem. Bo to było pudełko, które brat taty przywiózł mu z zagranicy. I starsi chłopcy chcieli się zamieniać, ale on się nigdy, przenigdy nie zamieni. Ojejku, jak strasznie chce mu się siusiu. Ale musi wytrzymać. Właściwie żołnierzyka może wziąć ze sobą nad morze. I pióro też może wziąć. Jak dobrze owinie w papier, to się nie zniszczy. Pudełko zostawi. Nad morzem jest dużo piasku do zabawy. Inne rzeczy też się nie przydadzą. Kawałeczek czerwonej kredy, zakładka do książki z zasuszonymi kwiatami w środku, dwa bilety do cyrku, zużyte, dostał od kolegi. Ale będzie też miał swoje, bo tata na pewno kiedyś przyniesie identyczne dwa bilety i powie, idziemy do cyrku! Tak będzie na pewno.

Pogładził zmięte kawałeczki papieru, a potem podciągnął piżamę.

Bilety zostaną. Spakuje tylko żołnierzyka i piórko. Było takie wesołe. Jakby ten ptaszek żył jeszcze. I żółte. Jak piasek.


***

Tata odwoził ich na dworzec. Nawet położył mu rękę na ramieniu jak prawdziwemu przyjacielowi i powiedział, będziesz się opiekował mamą, prawda? I uśmiechał się cały czas. A jemu aż głos się zrobił taki chrypiący, jak wtedy, kiedy miał anginę, i powiedział jak dorosły, możesz na mnie liczyć. A oni oboje z mamą się śmiali.

I jak szli na dworzec, to pytał taty: jak wielkie jest morze? A tata mówił: Duże. Bardzo duże? Duże jak co? Jak największe jezioro. Jest takie duże, powiedz, powiedz tatusiu, jakie duże? Takie duże, że nie można zobaczyć drugiego brzegu! Zobaczę, ja zobaczę, tatusiu! A tatuś się śmiał i mówił, nie zobaczysz! Założę się, że zobaczę. Ja zobaczę! Prawie krzyczał z podniecenia. Tatusiu, ja zobaczę drugi brzeg! A tata wtedy powiedział najważniejszą rzecz na świecie. Powiedział, jak zobaczysz, to kupię ci… Przestań, mówiła mama, ale tata nie przestał i powiedział, kupię ci, jeśli zobaczysz drugi brzeg… Ale jest drugi brzeg, prawda? Musiał się upewnić. Jasne, że jest, tata zawiesił głos i wstrzymywał obietnicę. Jeśli naprawdę – to naprawdę podkreślił tak mocno, że została pod nim dziura w powietrzu – go zobaczysz, kupię ci, co będziesz chciał, obiecuję.

Śmiali się razem z mamą, a jemu prawie serce wyskoczyło z piersi. Nie pamięta, jak wsiedli do pociągu, i chociaż na początku cieszył się, że będzie siedział przy oknie, teraz to było nieważne. Tata pomachał im i peron odjechał, i uciekały coraz szybciej drzewa, ale on tylko wtulił głowę w brązowe zasłonki PKP.

Och! Zobaczy drugi brzeg! Oczywiście, że zobaczy! I wtedy pójdą razem z tatą do sklepu z zabawkami na główną ulicę. Tata wróci wcześniej z pracy i pójdą sobie razem za rękę, jak gdyby nigdy nic. Wejdą do sklepu i on pokaże ręką kolejkę elektryczną z dodatkowymi torami i semaforami i zwrotnicami, które jak je przesuniesz, robią zgrzyt, jak prawdziwe. I wagoniki, i lokomotywa! Sprzedawca zdejmie to wszystko z półki i wrócą do domu, a tata będzie niósł to pudło, takie duże! I te tory ułożą razem z tatą w dużym pokoju na całym, calutkim dywanie – a może mama pozwoli zwinąć dywan? Tak jak przed świętami Bożego Narodzenia? Kiedy całą podłogę najpierw czyści się terpentyną i już nie ma jaśniejszego śladu po dywanie, a potem się pastuje i tak pachnie, a kiedyś to mama mu dała takie grube szmatki i powiedziała, żeby jeździł po podłodze i ślizgał się tam i z powrotem, a kiedy nikt nie widział, specjalnie się rozpędzał i przewracał i jechał na pupie prawie od połowy pokoju do ściany. I podłoga była taka błyszcząca. I tak zrobią. Tata zwinie dywan, zamkną się sami w pokoju i powoli otworzą pudło. A może to nawet będą dwa pudełka. W jednym będą tory, a w drugim reszta. Tata będzie te tory łączył ze sobą i układał pełną zakrętów trasę. A potem poprosi go, żeby wyjął z drugiego kartonu wagoniki. I on wyjmie! Te wagoniki będą jak żywe! I lokomotywę, co naprawdę rusza kołami i takim drążkiem przymocowanym do kół. I ma światełka na początku! Jak już ułoży się całą trasę, może nawet zrobią wiadukty z książek, i jak wszystko będzie gotowe, to tata zapyta, gotowe? A on powie tak. I kolejka ruszy. Będzie jeździć po całym, calutkim pokoju, a on będzie przestawiał zwrotnice, a tata będzie kierował i nawet tak szybko pojedzie, że któryś wagonik wypadnie z szyn i okaże się może, że tata niedokładnie włożył jedne tory w drugie, bo tam są takie dziurki z jednej strony i druciki wystające w drugich torach, i wtedy tata powie, ale gapa jestem. I będą się razem śmiać, a mama, jak będzie chciała wejść do pokoju, to tata krzyknie, bez biletu nie wpuszczamy!

Ale może namówią się z tatą, żeby jednak mama mogła wejść, i wtedy da mamie bilet do cyrku, ten zużyty, i będą udawać, że to jest bilet na przejazd i pozwolą mamie wejść, i siądą wszyscy na podłodze, i mama będzie patrzeć, jak oni kierują kolejką, która będzie jechać przez cały świat i tunele, aż pod ścianę, i będzie tak dobrze…

Bo na pewno zobaczy drugi brzeg!


***

– Przespałeś całą drogę, synku, za chwilę wysiadamy.

Otworzył oczy i natychmiast przytulił nos do szyby. Ale szyba odbijała tylko to, co było w przedziale. A za oknem była ciemność i gdzieniegdzie, jak przysłonić szparę między czołem a szybą – światełka.

– A morze? – zapytał.

– Morze zobaczymy jutro.

Jutro? Tak bardzo czekał, a teraz się okazuje, że nie ma morza?

Ale kiedy wysiedli z pociągu, poczuł inny zapach. I wiedział, że to morze tak pachnie. Mama nachyliła się nad nim i powiedziała:

– Słyszysz ten szum?

Oczywiście, że słyszał, tak szumiały drzewa w lesie, ale to nie były drzewa, bo mama powiedziała, to morze tak szumi, i przytuliła go.

I wieczorem, kiedy leżeli w łóżkach, i wcale nie chciało mu się spać, powiedział mamie o tamtym ptaszku i że ma jedno piórko, choć to była jego tajemnica, a mama powiedziała, że to dobrze, że to na szczęście.


***

Następnego ranka wstał, zanim wstała mama. Otworzył okno, ale widział tylko sosny i inne małe domki, takie jak ten, w którym spali z mamą. Więc siedział przy oknie i wąchał morze, i słuchał morza, ściskając w ręku ołowianego żołnierzyka. Mógł czekać, bo przecież morze jest. I zaraz się spełni wszystko. Zjedzą śniadanie, nie muszą się spieszyć, mama powiedziała, że będą plażować cały dzień, i potem, zaraz jak wrócą, to poprosi mamę, żeby napisała do tatusia. I na pewno tatuś się bardzo zdziwi i pomyśli o nim z dumą, ha! mój mały synek jednak zobaczył drugi brzeg! ho, ho!

Więc może cierpliwie czekać i słuchać szumu morza.


***

Kiedy stanął na brzegu, poczuł, że dzieje się coś dziwnego. Ono było żywe, prawdziwe, ale zupełnie inne niż wszystko, co widział do tej pory. Łagodnie wypluwało na piasek białe pazurki piany, nie było ani groźne, ani podobne do rzeki, rozlewało się jak mleko i cofało. A na piasku zostawał mokry ślad, co jak wdepnąć na niego nogą, to piasek obok robił się jaśniejszy, a potem ciemniał i w dołku po pięcie zostawała woda.

Starał się patrzeć najpierw na piasek, potem powoli przesuwał wzrok trochę wyżej, wyżej, lecz tam już z wodą łączyło się niebo.

Mama rozłożyła koc i wyjęła z koszyka jabłka, tylko że on nie chciał jeść. Patrzył i patrzył. Ale niebieskie wchodziło w niebieskie. Coś było nie w porządku. Oczywiście! Z tego miejsca nie zobaczy drugiego brzegu! Stoi za nisko. Musi wejść wyżej. Mama była w dobrym humorze i pozwoliła mu chodzić po plaży pod warunkiem, że nie wejdzie do wody. Obiecał to jej szybciutko – właśnie zobaczył wieżę, taką jak na polanie u babci. Tylko że tam podobno wchodzili myśliwi, a tu siedział pan w samych slipkach. Tak, z tamtego miejsca będzie lepiej widział. Mama chciała, żeby zdjął ubranko, ale ściągnął tylko koszulkę, w spodenkach miał żołnierzyka i żółte piórko, więc przecież nie mógł tego tak sobie zostawić.

Strasznie wysoka była ta wieża. I stopnie miała takie jak drabina. Trzymał się poprzecznej barierki i nie patrzył na dół, bo robiło mu się niedobrze. Ale nie szkodzi. Jeszcze tylko parę stopni. Wytrzyma! Nigdy nie wchodził tak wysoko. Patrzył w dół, a nogi były coraz dalej od piasku. Wisiał w powietrzu. Chciał wymiotować. Zamknął oczy. A potem pomyślał o tacie. Będzie dzielny. I kiedy wychylił głowę nad drewniany pomost, ten pan w samych slipkach aż podskoczył i krzyknął: tu nie wolno wchodzić, co ty tu robisz! Wtedy dopiero troszkę się zachwiał, ten pan natychmiast chwycił go za ręce i wciągnął do siebie. Chciało mu się płakać, bo pan był zły, i chyba nawet go coś tak drapnęło w gardle, ale przecież musiał zobaczyć drugi brzeg!

Odwrócił się w stronę morza i patrzył, nie słuchał wcale, co tamten pan mówi. Ale morze wyglądało tak samo… rozwlekle, aż hen, hen i nic nie było widać tylko wodę i wodę. Musiał źle patrzeć! Niech go tamten nie szarpie, bo on musi zobaczyć, a tu wszystko coraz bardziej zatarte i za mgłą, nie, nie będzie płakał, jest już przecież całkiem duży, tacy duzi chłopcy nie płaczą! Wytrze szybko oczy i musi zobaczyć, musi, a tamten pan nachylił się nad nim, co ty musisz? Muszę zobaczyć drugi brzeg! Drugi brzeg? Przecież to jest morze! Pan się roześmiał, nic nie rozumiał. Ale ma drugi brzeg? Ma, ale nie zobaczysz, chodź sprowadzę cię na dół. Nic ale to nic nie rozumiał ten opalony pan. Nie da się nigdzie zaprowadzić, póki nie zobaczy, nie może zejść na dół, nigdzie nie pójdzie!

Machał rękami i nogami, przyszli jeszcze dwaj panowie i nie pamięta, co było dalej, tylko swoje stopy w piasku po kostki i mamę, która bardzo przepraszała tych panów.

Chciał zobaczyć drugi brzeg, mówił tamten pan w majtkach, już nie był zły, uśmiechał się do mamy, a mama powiedziała, ach tak? Ojciec sobie z nim żartował przed wyjazdem, widać potraktował to wszystko zbyt serio. Ach te dzieciaki, westchnął pan, a mama dodała, to jeszcze głuptasek.

I jak te słowa weszły mu do uszu razem z szumem fal, to zrozumiał, zrozumiał, że nigdy nie miało być kolejki, wspólnego układania torów, nigdy nie miało być dywanu i zamkniętych przed mamą drzwi ani semaforów, ani tunelu, ani śmiechu taty, ani biletów dla mamy, ani po prostu nic. I tata o tym wiedział, tylko z niego po prostu dzieciak. I tata wiedział, że on nie zobaczy drugiego brzegu. Dlatego się z nim założył. I obiecał, że kupi wszystko.

Wieczorem nawet nie płakał. Mama próbowała mu tłumaczyć, że morze jest takie duże, że nikt, ale to nikt nawet o najlepszych na świecie oczach nie potrafi zobaczyć drugiego brzegu, żeby się nie martwił. Ale mama nic nie rozumiała.

Już wiedział. Wiedział, że wystarczy pójść. Żeby się zbliżyć. Musi być takie miejsce, skąd widać Drugi Brzeg. I on to miejsce odnajdzie. Nie szkodzi, że woda jest taka zimna. Wie, że zobaczy, jak troszkę podejdzie do drugiego brzegu. Udowodni wszystkim. Tacie udowodni. Weźmie ze sobą tylko żołnierzyka. A mama chciała dobrze, to nie jej wina.

Dlatego zanim wymknął się wieczorem nad morze, położył przy jej łóżku żółte piórko ptaka.

Загрузка...