ROZDZIAŁ SIÓDMY

Jest tu pewna młoda dama, która chciałaby się z panią zobaczyć – zakomunikował Segsbury, kiedy Juliana wróciła z wyprawy na zakupy następnego popołudnia. Jego głos nie zdradzał zdziwienia, jakkolwiek młode damy nigdy nie bywały przy Portman Square 7. – Ściśle biorąc, dwie młode damy. Panna Kitty Davencourt i panna Clara Davencourt, proszę pani. Wprowadziłem je do błękitnego salonu, bo pomyślałem…

– Pomyślałeś, że nagie posągi w bibliotece mogłyby urazić ich panieńską wrażliwość – dokończyła za niego. – Dziękuję ci, Segsbury. Jestem ci wdzięczna.

Podała kamerdynerowi kapelusz i okrycie, obrzuciła zadowolonym spojrzeniem stos pakunków, który lokaj wypakowywał z powozu i ruszyła do biblioteki. Nie miała pojęcia, czego mogą chcieć od niej Kitty i Clara Davencourt, za to była niemal pewna, że ich brat nie wie, dokąd się udały. Postanowiła pozbyć się dziewcząt tak szybko, jak się da. Pogawędki z debiutantkami nie były zajęciem, które ją choćby w najmniejszym stopniu interesowało, i nie chciała utwierdzać Kitty w przekonaniu, że jest jej przyjaciółką. Poza tym gdyby Martin się dowiedział, bez wątpienia wygłosiłby kolejne kazanie o tym, że nie jest wystarczająco przyzwoita, by utrzymywać stosunki towarzyskie z jego siostrami. A najgorsze ze wszystkiego było to, że miał rację. Wizyta przy Portman Square mogła bezpowrotnie nadszarpnąć reputację sióstr Davencourt.

Stanęła przed lustrem, poprawiła włosy i przygładziła fałdy sukni. Byłoby fatalnie, gdyby wizyta Kitty i Clary sprowadziła Martina w jej progi po raz kolejny. Nie miała ochoty go widzieć, bo ilekroć do tego dochodziło, pragnęła, by ją kochał, i to doprowadzało ją do szału. Dawno temu przysięgła sobie, że już nigdy się nie zakocha, toteż teraz ubolewała nad sobą, zwłaszcza że wybrała mężczyznę, który miał o niej tak niskie mniemanie. W dodatku nie zamierzała więcej wychodzić za mąż.

Wykrzywiła się do swego odbicia w lustrze. Nie znosiła też rozczulania się nad sobą. A więc będzie trzymała się z daleka od Martina Davencourta. I od jego naprzykrzających się siostrzyczek.

Obie panny Davencourt zerwały się z miejsc, gdy tylko weszła do pokoju. Dziś Kitty ładnie wyglądała w bladoróżowej sukni, ale Clara przyćmiła ją całkowicie. Była olśniewającym stworzeniem, kipiącym zdrowiem i energią. Odziedziczyła jasną urodę rodziny Davencourtów. Miała długie blond włosy, które kręciły się urokliwie wokół jej twarzy, wspaniałą mleczną cerę i ogromne, ciemnoniebieskie oczy. Wyglądała równie ponętnie, jak pucharek truskawek ze śmietaną.

– Lady Juliana! – zawołała Clara. Gapiła się na nią otwarcie i Juliana uświadomiła sobie, że z trudem powstrzymuje się od śmiechu. Co takiego słyszała o niej ta dziewczyna? Może szacowne matrony i przyzwoitki posługiwały się nią jak straszydłem do terroryzowania młodych dam?

„Jak będziesz się źle zachowywać, staniesz się podobna do lady Juliany Myfleet!”

– Przyszłyśmy… – Clara spróbowała wziąć się w garść, choć nie przestała się w nią wpatrywać. – To znaczy, chciałyśmy panią prosić…

– Tak? – podsunęła Juliana. – Dlaczego przyszłyście, panno Claro?

Clara przez chwilę wyglądała na kompletnie zaskoczoną, a potem się uśmiechnęła. To było cudowne jak wschodzące słońce. Juliana pomyślała, że ta dziewczyna musi odpędzać konkurentów kijami.

– Przyszłyśmy, bo chciałyśmy się z panią zobaczyć, naturalnie – odparła wprost. – Kitty tyle mi o pani opowiedziała.

Juliana spojrzała na Kitty, która spłonęła rumieńcem.

– Wyobrażam sobie – odrzekła. – Jestem prawie pewna, że wasz brat nie wie, dokąd poszłyście. Powinniście stąd iść, za nim się tego dowie.

Kitty szarpnęła Clarę za ramię. Była najwyraźniej o wiele wrażliwsza na atmosferę niż jej siostra.

– Lady Juliana ma rację, Claro. Nie powinnyśmy były jej nachodzić.

Nagły przypływ współczucia osłabił stanowczość Juliany. Kitty była taka przybita i rozczarowana. Przypomniała sobie, że obiecała dziewczynie pomoc w znalezieniu męża. Musiała oszaleć.

Zaskakująco jak na kogoś o tak słodkiej powierzchowności, Clara okazała się bardziej stanowcza niż siostra. Odwróciła się do Kitty z zaciętą miną.

– Ale ja chciałam prosić lady Julianę o pomoc! Obiecała, że tobie pomoże.

– Nie jestem dobrą wróżką – zauważyła Juliana, znacznie łagodniejszym tonem, niż zamierzała.

Clara, wyczuwając słabość, uśmiechnęła się ujmująco.

– Och, proszę, lady Juliano! Potrzebujemy pani rady, a Kitty mówiła, że była pani dla niej taka miła.

Juliana zawahała się. Nie przewidziała, że Kitty przedstawi ją w tak korzystnym świetle, niczym jakiegoś opiekuńczego anioła. To wszystko wydawało się takie dziwne. Popatrzyła na Clarę, która odpowiedziała jej spojrzeniem przejrzystych błękitnych oczu. Juliana uśmiechnęła się. Zawsze myślała, że to Martin jest najbardziej upartym z Davencourtów. Ale to było, zanim poznała Clarę. Westchnęła.

– No dobrze. Niewątpliwie mogę poświęcić wam parę chwil. Może usiądziemy, napijemy się herbaty i opowiecie mi, o co chodzi?

Pół godziny później Julianie kręciło się w głowie. Między kęsami muffinów i kolejnymi filiżankami herbaty Clara wyrzuciła z siebie całą smutną opowieść o problemach własnych i siostry. Kitty siedziała cicho, w cieniu młodszej siostry, ale od czasu do czasu przytakiwała albo wtrącała słówko tu czy tam.

– Nie chodzi o to, że nie chcemy wyjść za mąż, lady Juliano – tłumaczyła Clara – tylko wszyscy dżentelmeni, których poznałyśmy do tej pory, są nieodpowiedni. Kitty chciałaby znaleźć mężczyznę, który kocha wieś, a ja… cóż, do tej pory nie udało mi się poznać kogoś, przy kim nie usnęłabym z nudów. – Włożyła do ust kolejną bułeczkę. – Mam okropny zwyczaj zasypiania ni stąd, ni zowąd, wie pani. Uważam, że sezon jest tak bardzo męczący, a przez te upały wciąż przysypiam. Niestety, zdarza mi się zasnąć w najdziwniejszych miejscach. Na balach, w teatrze.

– Och, w teatrze wszyscy przysypiają – wpadła jej w słowo Juliana. – Naturalnie o ile przerwy w rozmowie są na tyle długie, by im się to udało. Ale chyba nie zapadasz w sen, kiedy dżentelmeni próbują z tobą rozmawiać?

– Tak właśnie jest – odezwała się Kitty.

Na policzki Clary wystąpił rumieniec wstydu.

– Zdarza się. – Strzepnęła rękami. – Wszyscy moi zalotnicy są tacy nudni, lady Juliano! Obawiam się, że nie są w stanie zrobić niczego, co powstrzymałoby mnie przed zaśnięciem!

Julianie udało się powstrzymać ripostę, która sama pchała się na usta.

– Nie? Cóż, mężczyźni potrafią być nieznośnie nudni, ale pozostaje kilku, którymi mogłabyś się zainteresować. Przecież chyba nie brak ci wielbicieli. Jesteś wyjątkowo ładną dziewczyną.

Clara lekko wzruszyła ramionami.

– Och, mam wielu starających. Kitty i ja otrzymamy też spore posagi, więc zabiegają o nas. To tylko wszystko utrudnia, bo wciąż muszę się pilnować, żeby nie zasnąć! Naprawdę próbuję. Earl Ercol wczoraj rano mi się oświadczył, ale obawiam się, że zasnęłam, kiedy to robił. Martin był na mnie wprost wściekły, a Ercol wczoraj wieczorem w operze potraktował nas jak powietrze.

– Nie można go za to winić. – Kitty przeżuwała herbatnika. – Byłaś okropnie nieuprzejma, Claro.

– Niestety, twoja siostra ma rację – powiedziała Juliana surowo. – Większość dżentelmenów uważa, że są najbardziej fascynującymi rozmówcami na ziemi, zwłaszcza kiedy mówią o sobie. Jednak – dodała łagodnie – jeśli spotkasz mężczyznę, który ci się spodoba, Claro, może się okazać, że zechcesz czuwać na tyle długo, by cieszyć się jego towarzystwem.

Rumieniec Clary stał się ciemniejszy.

– Wiem. Och, to takie trudne! Juliana uniosła brwi.

– Czyżby chodziło o to, że chcesz mieszkać na wsi jak Kitty?

Kitty stłumiła śmiech, a Clara wzdrygnęła się.

– Z pewnością nie, lady Juliano! Wieś jest dość nudna. Wszystkie te spacery, przejażdżki konne i gra w krokieta. Nie, chodzi po prostu o to, że się martwię, bo prowadzenie własnego domu musi być męczące. Sama myśl o tym napawa mnie prze rażeniem.

Juliana zmarszczyła brwi.

– A więc Kitty chce poznać kogoś kochającego wieś, a ty potrzebujesz dżentelmena, który cię zainteresuje i zatrudni mnóstwo służby dbającej o dom. To niełatwa sprawa. Będę musiała pomyśleć, Claro, i zobaczyć, kto mógłby się nadawać.

– Proszę, mogłaby pani myśleć szybko? – błagała Clara z nadzieją w głosie. – Pani Alcott dała mi do zrozumienia, że najlepiej byłoby, gdybym poślubiła jej brata, a ona jest tak apodyktyczna, że na pewno w końcu się poddam, z samego wyczerpania!

– Och, nie możesz wyjść za Charliego Waltona – powiedziała Juliana szybko. – To najokropniejszy nudziarz pod słońcem. Taki sam jak jego siostra.

Clara zachichotała i poweselała.

– Ona jest okropnie nudna, prawda? I zawsze czepia się Kitty i mnie. Jestem za gruba, za leniwa, źle ubrana.

– Jesteś za ładna i za bogata – orzekła Juliana. – Założę się, że ona ci zazdrości, Claro.

Dziewczyna otworzyła szeroko oczy.

– Och, tak pani myśli? Tak, pewnie ma pani rację! Robi słodkie miny do Martina, za to mnie traktuje po prostu okropnie!

Zdaniem Juliany nawet Serena Alcott nie zdołałaby wydać Clary za mąż. Choć Clara była leniwa, pod jej lenistwem kryła się żelazna wola.

– To mnie bardzo złości – oświadczyła stanowczo milcząca od dłuższego czasu Kitty. – Martin nie jest w stanie dostrzec, jaka pani Alcott jest naprawdę. Boję się, że się z nią ożeni. Dlaczego mężczyźni są tacy beznadziejni, lady Juliano?

– Niestety, nie mogą nic na to poradzić – odparła Juliana. – Rzadko dostrzegają to, co mają przed nosem. Nie możecie porozmawiać z panem Davencourtem o waszych obawach? Zwierzyć się mu?

Obie wyglądały na przerażone.

– Och, nie! – zawołała Kitty. – Nigdy nie mogłybyśmy porozmawiać z Martinem. On jest ogromnie zajęty i nie ma dla nas czasu.

– Wspaniały z niego brat – wtrąciła Clara – i bardzo go kochamy, ale troszkę się go boimy, droga lady Juliano.

– Boicie się go? Jestem pewna, że nie ma powodu.

– Nie… – Kitty nie wyglądała na przekonaną. – Chodzi po prostu o to, że on zawsze wydaje się taki…

– Pełen dezaprobaty – dokończyła Clara. – Obawiam się, że bardzo go rozczarowałyśmy. Brandon też… Brandona coś gryzie, ale najwyraźniej nie zamierza powiedzieć o tym Martinowi.

– Wiem – powiedziała Juliana z westchnieniem. – Na pewno krzywdzicie pana Davencourta, myśląc o nim w ten sposób. Wierzę, że potrafi onieśmielać, ale zależy mu na was wszystkich, naprawdę. – Roześmiała się. – Mam starszego brata, widzicie, stąd wiem, co czujecie.

Oczy Kitty rozbłysły.

– Boi się go pani, lady Juliano?

. – Tylko trochę, ale bardzo zależy mi na jego opinii. – Zdała sobie sprawę, że to prawda.

– Pani brat to Joss Tallant, prawda? – spytała Clara rozmarzonym głosem. – Taki z niego przystojny mężczyzna I ma przyjaciela, przy którym może bym nie zasnęła, gdyby tylko udało mi się go poznać!

Juliana upadła na duchu. Myśl o tym, że Clara zakochałaby się w którymś ze znajomych Jossa z kawalerskich czasów, mogłaby stać się koszmarem każdego rodzica. Bogu jednemu wiadomo, co powiedziałby na to Martin, gdyby się dowiedział.

– Przyjaciel mego brata – powtórzyła ostrożnie. – Którego z nich masz na myśli, Claro?.

Clara zarumieniła się.

– Księcia Fleet. Bardzo przystojny, prawda, lady Juliano?

– Bardzo… – Juliana zmarszczyła czoło. – Sebastian Fleet to nałogowy hazardzista, Claro, no i rozpustnik. Jest dla ciebie zupełnie nieodpowiedni. Twój brat nigdy nie zgodziłby się na to małżeństwo.

– Słyszałam, że Fleet jest bardzo bogaty, a więc przy nim mogłabym prowadzić taki tryb życia, do jakiego przywykłam. Przedstawi mi go pani, lady Juliano?

– Nie. Zrobiłabym to, gdyby chodziło o kogokolwiek innego. Cóż, prawie o kogokolwiek innego – skorygowała, myśląc o Jasperze Collingu. – Seb Fleet absolutnie nie wchodzi w rachubę.

Clara wyglądała na przybitą, ale po chwili trochę się ożywiła.

– W takim razie co pani powie na brata lady Tallant, Richarda Bainbridge'a? Jest wyjątkowo czarujący.

– Richard to nieodpowiedzialny utracjusz. W dodatku nie ma pieniędzy. Claro, twój gust, jeśli chodzi o mężczyzn, jest niemal tak zły jak mój.

Clara zachichotała.

– To niezwykłe, że wszyscy ci dżentelmeni są pani znajomymi.

– Nie ma w tym nic niezwykłego. Jestem ostatnią osobą, która powinna się brać do szukania męża dla ciebie czy Kitty. Wszyscy znani mi dżentelmeni są zupełnie nie do przyjęcia.

– Jest jeszcze Martin – zauważyła Kitty. – Zna go pani, a on jest do wzięcia i szalenie układny.

– Twój brat to wyjątek potwierdzający regułę – powiedziała Juliana. – Jedyny godny szacunku dżentelmen, jakiego znam.

I nawet on, pomyślała w skrytości ducha, nie jest taki układny, jak wszystkim się wydaje. Z pewnością w sposobie, w jaki całował, nie było nic układnego.

Kitty westchnęła.

– Mam szczerą nadzieję, że Martin nie poślubi Sereny. Byłoby o wiele zabawniej, gdyby ożenił się z panią Najwyraźniej wybrał nie tę kuzynkę, którą powinien.

– Dziękuję ci, Kitty. Niestety, twój brat i ja nie pasowalibyśmy do siebie.

Clara obserwowała ją z wiele mówiącym wyrazem oczu. W tej chwili żadną miarą nie wyglądała na śpiącą. Miana nagle pomyślała, że dni kawalerskie Sebastiana Fleeta mogą być policzone. Jeśli Clarze na czymś zależy, pójdzie i weźmie to. Rozległ się dzwonek. Miana zamarła. Miała nadzieję, że to nie Emma Wren albo, co byłoby jeszcze gorsze, Jasper Colling. Oblał ją zimny pot na myśl o tym, co Jasper mógłby powiedzieć, gdyby zastał Kitty i Clarę w jej salonie.

Dziewczęta patrzyły na nią z niepokojem.

– Sądzi pani…? – zaczęła Kitty. Przygryzła wargę. – Zastanawiam się, czy Martin się nie domyślił…

– O, nie! – jęknęła Clara. Drzwi się otworzyły.

– Pan Davencourt – zaanonsował Segsbury bardzo dostojnie. – Mam przysłać dzbanek świeżej herbaty, proszę pani?

Juliana zauważyła pełną skruchy, zalęknioną minę Clary, bladość Kitty i głęboką zmarszczkę na czole Martina Davencourta.

– Tak, proszę, Segsbury – odparła uprzejmie. – Jestem pewna, że filiżanka dobrej herbaty zrobi dobrze każdemu z nas.

Martin odczuł niewyobrażalną ulgę na widok Kitty i Clary siedzących niewinnie na sofie w salonie Juliany Myfleet. Nie chodziło o to, że wierzył, iż Juliana zdeprawuje jego siostry, a raczej o to, że nie mieściło mu się w głowie, jak mogły wpaść na tak naiwny pomysł i odwiedzić cieszącą się fatalną sławą osobę. Podejrzewał, że inspiratorką była Clara. Mimo całego swego lenistwa Clara nie była głupia i Martin wiedział, że kiedy czegoś chciała, stawała się uparta jak osioł, co pozwalało jej pokonywać większość przeszkód. A chciała porozmawiać z lady Juliana Myfleet. Nie z nim. Żadne z nich nie chciało z nim rozmawiać. Brandon uparcie milczał, a Clara i Kitty wolały Julianę. To było niewytłumaczalne i irytujące.

Spojrzał na swoje siostry. Obie, skruszone i zalęknione, siedziały, milcząc, na swoich miejscach. Martin poczuł, jak jego gniew wygasa. Nie chciał, żeby rodzeństwo się go bało. Zdał sobie sprawę, że Juliana wstała z miejsca i zbliża się do niego z uprzejmym uśmiechem przyklejonym do twarzy. Wyciągnęła rękę. Martin zacisnął zęby i skłonił się. Z jej miny wywnioskował, że doskonale wie, co on czuje, i że wie również, iż on nie zrobi sceny w obecności sióstr. Owionął go zapach jej perfum. Lekki, słodki aromat lilii. Przywołał na myśl delikatną skórę i rozpuszczone kasztanowe włosy. Spróbował się skoncentrować. Nie była to dobra pora na uleganie niezaprzeczalnym fizycznym powabom lady Juliany Myfleet.

– Witam, panie Davencourt – odezwała się Juliana. – Usiądzie pan z nami i napije się herbaty?

Miał właśnie odmówić, ale spostrzegł udręczoną minę Clary i twarz mu się wypogodziła.

– Z przyjemnością – odparł tonem sugerującym coś wręcz przeciwnego. Zajął miejsce naprzeciwko sofy i siostry jeszcze bardziej się skuliły pod jego badawczym spojrzeniem.

– Martinie… – powiedziała Kitty, prawie szeptem – przyszłyśmy tu…

– Kitty i Clara były na tyle miłe, by mnie odwiedzić – dokończyła Juliana bez zająknienia, nalewając mu herbatę. – Mleka, panie Davencourt? Cukru?

– Nie słodzę. Dziękuję – odrzekł automatycznie. – Nie było potrzeby odwiedzania lady Juliany, dziewczęta. Ja już złożyłem wizytę i przekazałem wyrazy wdzięczności za życzliwość w swoim i waszym imieniu.

Spostrzegł cyniczny uśmieszek na wargach Juliany i znów się zirytował.

Clara zarumieniła się. – Myślałam, że lady Juliana może… – zaczęła, ale przerwała w pół zdania, bo Kitty kopnęła ją w kostkę.

– Może co? – spytał Martin.

– Może wzięła torebkę, którą Kitty zgubiła na raucie u lady Badbury – dokończyła Juliana. – Niestety, nie wzięłam.

Martin spojrzał na nią. Wiedział, że kłamie. Zdawał sobie sprawę, że ona wie, iż on wie. W uniesieniu jej podbródka kryło się wyraźne wyzwanie, zupełnie jakby prowokowała go do zakwestionowania jej słów.

– Jak rozumiem, Kitty i Clara nie mają teraz przyzwoitki, panie Davencourt – ciągnęła Juliana. – Czy w przyszłości będzie im pan towarzyszył osobiście? Męska przyzwoitka, no, no.

Może tym sposobem wylansuje pan nową modę.

Clara zachichotała z cicha.

Rozmowa się nie kleiła. Ani dziewczęta, ani Juliana nie były skłonne do zabierania głosu, a Martin był pewny, że Juliana celowo milczy, chcąc wprawić go w zakłopotanie. Zastanawiał się, o czym, u licha, mogły rozmawiać, gdy przyszedł. Tylko przez chwilę, kiedy drzwi się otworzyły, Clara wyglądała na podekscytowaną, a Kitty była bardziej ożywiona niż kiedykolwiek. Wtedy pojawił się on i wszystko popsuł. Dopił swoją herbatę.

– Cóż… chodź, Kitty, chodź, Claro – powiedział nieprzekonująco.

W powozie podczas krótkiej drogi powrotnej na Laverstock Gardens Martin postanowił uświadomić siostrom, jak nierozważne jest składanie wizyt wdowom cieszącym się złą sławą. Rozmowa nie potoczyła się tak, jakby sobie tego życzył.

– Dlaczego uznałyście, że musicie odwiedzić lady Julianę? – spytał łagodnie.

Kity zacisnęła wargi, a Clara uciekła spojrzeniem w bok.

– Chciałyśmy jej podziękować za życzliwość wobec Kitty, Martinie. No i spytać o torebkę, oczywiście.

Martin nie skomentował tego kłamstwa.

– Przecież powiedziałem wam, że podziękuję jej w imieniu całej rodziny. Nie było potrzeby, żebyście robiły to samo. Na prawdę, to było całkiem niestosowne.

Clara lekko wzruszyła krągłymi ramionami. Martin spróbował ponownie.

– Wolałbym, żebyście nie odwiedzały więcej lady Juliany. To dotyczy was obu.

Zapadła cisza. Kitty ze zniechęceniem skinęła głową, ale Martin widział, że Clara jest poirytowana i zaraz wybuchnie niczym wulkan. Postanowił przyśpieszyć ten moment.

– Zgoda, Claro? Clara podskoczyła.

– Dlaczego, Martinie? Dlaczego nie możemy odwiedzać lady Juliany?

– Lady Juliana nie należy do dam, z którymi powinniście utrzymywać znajomości – powiedział surowo.

– Dlaczego nie?

Przypomniały mu się czasy, kiedy był młodzieńcem, a malutkie siostry chodziły za nim krok w krok i bez przerwy zadawały mu rozmaite pytania. Były to na ogół pytania, na które trudno znaleźć odpowiedź. Niektóre rzeczy się nie zmieniają. Westchnął.

– Bo nie cieszy się dobrą reputacją.

– Dlaczego nie?

Martin przeszył ją gniewnym wzrokiem.

– Claro, jestem pewien, że osiągnęłaś wiek, w którym potrafisz odróżnić dobrą reputację od zlej. Lady Juliana ma złą reputację. Jest hazardzistką i…

– I?

– I wywiera zły wpływ – zakończył Martin.

– Czy naprawdę myślisz, że mnie i Kitty można łatwo do czegoś nakłonić, Martinie?

– Mam nadzieję, że nie. Ale to nie przyniesie wam niczego dobrego.

– Zwłaszcza gdybyśmy podczas odwiedzin u lady Juliany miały spotkać jakichś nieodpowiednich dżentelmenów – powiedziała Clara, wzdrygnąwszy się teatralnie. – Araminta mówi, że lady Juliana zna wielu nieodpowiednich dżentelmenów.

Martin czuł, że sytuacja wymyka mu się spod kontroli.

– Claro…

– Lubię lady Julianę. – Clara popatrzyła na brata badawczo tymi swoimi wielkimi niebieskimi oczami. – Kitty też ją lubi. I Brandon. Ty też lubisz lady Julianę, prawda? Widziałam, jak się w nią wpatrujesz.

Martin przeczesał palcami jasne włosy.

– Claro, proszę. To nie ma ze sobą nic wspólnego. Brandon i ja możemy przebywać w towarzystwie, które jest nieodpowiednie dla was.

– To niesprawiedliwe!

– Ani ty, ani Kitty nie zobaczycie się więcej z lady Juliana. Zapadło milczenie.

– Dlaczego nie? – spytała wreszcie Clara. Martin zmarszczył czoło.

– Bo ja tak mówię.

Niebieskie oczy Clary patrzyły oskarżycielsko. Nawet Kitty spojrzała na niego z wyrzutem. Przypomniał sobie, że zawsze się złościł, kiedy rodzice odpowiadali w ten sposób na jego pytania. To nie był wystarczająco dobry powód, gdy byli dziećmi i wiedział, że nie jest dobry teraz.

– Spóźnił się pan dziesięć minut, panie Davencourt – powitała go chłodno Juliana, kiedy pojawił się ponownie na Portman Square.

– Słucham? – Martin uniósł brwi. Przygotował się na walkę, a to stwierdzenie, pozornie niemające nic wspólnego ze sprawą, która go tu sprowadziła, nieco zbiło go z tropu.

Juliana ostentacyjnie spojrzała na zegar i policzyła czas na palcach.

– Dziesięć minut na odwiezienie sióstr na Laverstock Gardens, pięć minut na zawrócenie i dziesięć minut na powrotną drogę tutaj. Razem dwadzieścia pięć minut. Jest pan dziesięć minut spóźniony.

Martin przeszedł przez pokój i stanął przy kominku.

– Skąd pani wiedziała, że wrócę? Juliana obrzuciła go kpiącym spojrzeniem.

– No, no, panie Davencourt! Wiedziałam, że pan musi po wiedzieć te wszystkie rzeczy, których nie mógł pan wypowiedzieć w obecności pańskich sióstr.

Pozwolił sobie na lekki uśmiech. Podziwiał jej zimną krew. Jakkolwiek robiła wrażenie całkowicie opanowanej, z pulsu bijącego w zagłębieniu poniżej szyi, tuż nad srebrnym półksiężycem, wnioskował, że tak nie jest. Kiedy uświadomił sobie, że wpatruje się w Julianę, z trudem oderwał wzrok.

– Czy mogłaby mnie pani oświecić, o czym musimy porozmawiać? – zachęcił łagodnie.

Juliana z gracją wzruszyła ramionami.

– Skoro ma to panu zaoszczędzić trudu. Jak brzmiało to zda nie, którym posłużył się pan wcześniej? – Wyprostowała się. – ”Chciałbym, żeby trzymała się pani z dala od moich sióstr. Są młode i podatne na wpływy, a ja nie życzę sobie, żeby uległy pani złym wpływom”.

Martin zmierzył ją wzrokiem.

– Dziękuję. Sądzę, że zacytowała to pani niemal w dosłownym brzmieniu.

– Myślę, że tak. Czy powiedział pan Kitty i Clarze, żeby trzymały się ode mnie z daleka, panie Davencourt? W końcu to one do mnie przyszły, nie na odwrót.

– Zdaję sobie z tego sprawę. To się więcej nie powtórzy. Juliana odwróciła się. W jej głosie wyczuwało się gryzący sarkazm.

– Na pewno odczuł pan ulgę, widząc, że Kitty i Clara przykładnie popijają herbatę, panie Davencourt, a nie oddają się rozpuście, z której słynie ten dom.

– Odczułem ulgę, rzeczywiście, ale nie byłem zaskoczony – odpowiedział Martin z równie zimną krwią. – Nie sądziłem, że dziewczęta znalazły się w jaskini rozpusty, lady Juliano. To za mocno powiedziane. Przyznaję jednak, że wolałbym, by miały na tyle rozsądku, aby wiedzieć, że przychodzenie tutaj jest niestosowne.

Juliana skrzywiła się.

– Niestosowne. Co za przeklęte słowo. Uznałam, że oby dwie pańskie siostry są zachwycającym towarzystwem, panie Davencourt. W przeciwieństwie do pana nie cierpią na nadmiar dezaprobaty.

Martin poczuł się w najwyższym stopniu poirytowany.

– Lady Juliano, czy obieca mi pani, że w przyszłości nie będzie się pani zbliżać ani do Kitty, ani do Clary?

– Czy obiecam? – Juliana podeszła bliżej, przekrzywiła głowę i przyglądała się uważnie jego twarzy. Poczuł się lekko wytrącony z równowagi tym badaniem. – Jaką wagę przywiązuje pan do mojej obietnicy, panie Davencourt?

Martin przestąpił z nogi na nogę.

– Chciałbym wierzyć, że jej pani dotrzyma.

– Ale?

– Ale po epizodzie w Hyde Parku nie wiem, w jakim stopniu mogę pani zaufać. Owszem, powiedziała pani, że pani tego żałuje, lecz…

– Lecz?

– Zawsze jest możliwość, że może pani zrobić coś podobnego w przyszłości. Jest pani nieprzewidywalna, lady Juliano.

– Aż do szaleństwa, chciał pan powiedzieć. – Juliana skrzywiła się. Martin odniósł wrażenie, że ją zranił, choć wyraz jej twarzy tego nie zdradzał. Odsunęła się od niego.

– Nie można pana winić za szczerość, panie Davencourt. Pan jest uczciwy aż do okrucieństwa. Cóż, niech nie będzie nieporozumień. Ja nie zbliżę się do pańskich sióstr, jeśli jednak będą chciały zamienić ze mną parę słów, z pewnością nie każę im odejść. Lubię Kitty i Clarę, panie Davencourt i sądzę, że potrzebują… kogoś, z kim mogłyby porozmawiać.

Martin odczuwał wściekłość na myśl o tym, w jaki sposób toczą się sprawy, i dokuczliwy lęk, że ona ma rację. Poczynił niewielkie postępy, rozmawiając z Kitty i Clarą wcześniej. Przypominało to brodzenie w syropie z melasy i prześladowało go uporczywe wrażenie, że coś pominął.

– Nie chcę, żeby tą osobą była pani, lady Juliano.

– Nie? Pańska przyszła żona byłaby odpowiedniejsza, jak mniemam?

– Istotnie.

– A czemuż to, panie Davencourt? Proszę to z siebie wyrzucić. Niech się pan nie krępuje.

Martin patrzył wprost na nią.

– Myślałem, że to jasne. Od służenia za wzór będzie moja przyszła żona. Pani jest…

– Tak?

– Nie chodzi o to, że wierzę, iż pani z rozmysłem wywarłaby na nie zły wpływ, lady Juliano. Uważam, że jest pani na tyle uczciwa, by nie sprowadzać moich sióstr na manowce celowo.

– Dziękuję. – Spojrzenie błyszczących oczu Juliany wbijało się w niego, nie pozwalając mu ruszyć się z miejsca. – Jednak mimo wszystko nie podejmie pan ryzyka i nie pozwoli im pan się ze mną widywać.

Martin nieznacznie rozłożył ręce.

– Na pewno zdaje sobie pani sprawę, jak odebraliby to inni! Nie chodzi tu o moją opinię o pani, ale o opinię całej naszej sfery. Jeśli ktokolwiek zobaczy, że Kitty i Clara spędzają czas w pani towarzystwie, z pewnością zaszkodzi to ich reputacji.

Juliana odwróciła się od niego, szeleszcząc jedwabiem. Martin wziął głęboki oddech. Czuł taki sam żal jak wówczas, kiedy znalazł ją płaczącą na korytarzu na balu u lady Babbacombe. Zapragnął wziąć ją w objęcia i pocieszyć, a jednak nie mógł tego zrobić. Oboje wiedzieli, że to, co powiedział, było prawdą.

– Chcę tylko chronić Kitty i Clarę – dodał.

– Tak, rozumiem to… – Juliana pochyliła głowę, a kiedy znów ją uniosła, jej oczy były całkiem suche. – Najlepiej będzie, jak pan szybko znajdzie sobie żonę, panie Davencourt. Pańskie siostry potrzebują kogoś, kto by służył im radą.

– I pomyślały o pani? – Słowa wyrwały mu się, zanim Martin zdołał je powstrzymać. Wydało mu się, że Juliana się wzdrygnęła, nie był jednak pewny.

– Cóż, pana o to nie poprosiły – zauważyła. – Swoją drogą, to dowodzi tylko ich rozsądku. Co pan wie o damskiej modzie, panie Davencourt? Czy wie pan, jakie rękawiczki pasują do sukni spacerowej, a jakie do wieczorowej? Co powiedziałby pan młodej damie, która wbiła sobie do głowy, że nie chce wyjść za maż? Albo takiej, która uważa, że chce, ale wybrała nieodpowiedniego kandydata?

Martinowi zrobiło się zimno.

– Chce pani powiedzieć, że moje siostry są zakochane? Juliana uśmiechnęła się pogodnie.

– Ależ nie, panie Davencourt. Gdyby jednak były, czy wie działby pan, co im doradzić? – Napotkała jego wzrok. – Choć nie chcą rozmawiać z panem, postanowiły komuś się zwierzyć i wybrały mnie. To powinno panu dać do myślenia. Do widzenia, panie Davencourt.

Po odejściu Martina Julianie zrobiło się zimno. Dom, który rozbrzmiewał śmiechem podczas wizyty Kitty i Clary, teraz wydawał się bardzo cichy. I opustoszały.

Posłała po pokojówkę i poleciła jej napalić w kominku, po czym usiadła nieopodal, próbując się rozgrzać. Usiłowała sobie wmówić, że nie ma znaczenia, że już nie zobaczy Kitty i Clary, że nie obchodzi jej rodzina Davencourtów, ale nagle te słowa wydały jej się nieszczere. Z przerażeniem uświadomiła sobie, że mimo tak krótkiej znajomości bardzo się do nich przywiązała. Naprawdę jej na nich zależało.

Zadrżała. Bardzo głupio postąpiła, zaczynając wierzyć, że może zapuścić korzenie w życiu rodzeństwa Martina. Nie zdawała sobie sprawy, że coś takiego chodzi jej po głowie, dopóki Martin nie odebrał jej tego wszystkiego. A teraz czuła się osamotniona. To było głupie, niemniej prawdziwe.

Zerwała się i zaczęła przerzucać zaproszenia leżące na kominku. Ostatnimi czasy trochę zaniedbała starych przyjaciół. Wciąż jednak mogła do nich powrócić. Emma Wren wydawała tego wieczoru kolację i mogłoby być zabawnie.

Usiadła ponownie, zaproszenia wypadły jej z ręki. Nie chciała siedzieć i grać w karty w przegrzanych pokojach Emmy, słuchać złośliwych plotek, zbywać dwuznacznych uwag Jaspera Collinga i jemu podobnych. Chciała być w sali balowej lady Eaton, próbować szukać kawalera dla Kitty, obserwować, jak Clara doprowadza do zawarcia znajomości z księciem Fleet, co z pewnością uczyni, i zgadywać, w kim skrycie kocha się Brandon. Nie była jednak częścią tego wszystkiego. Nigdy tak nie było, a Martin tylko jej o tym przypomniał.

Wstała i pociągnęła za taśmę dzwonka, żeby przywołać Hattie. Jeśli wieczorne przyjęcie u Emmy było jedyną atrakcją w ofercie, w takim razie będzie musiało wystarczyć.

Загрузка...