Kiedy Terri weszła do pokoju Bena, poczuła zapach kwiatów. Bez wątpienia wszyscy już wiedzieli, z kim mają do czynienia. Szpitalny pokój zmienił się nie do poznania.
Zastanawiała się, co przyniosła mu żona. A Martha Shaw?
Przestań, Terri. To nie twoja sprawa.
Rozejrzała się dookoła. Pod ścianą stały krzesła, jakby przed chwilą wyszli goście. Nigdzie natomiast nie dostrzegła piżamy ani szlafroka, które kupiła. Nie było też Bena.
Zajrzała przez uchylone drzwi do łazienki. Tam też go nie znalazła. Zaniepokojona, wybiegła do dyżurki pielęgniarek.
Na korytarzu natknęła się na idącą w jej kierunku grupę ludzi. Minęłaby ich obojętnie, gdyby nie fakt, że dostrzegła między nimi ciemnowłosego mężczyznę ubranego w błękitny szlafrok.
Kiedy na nią spojrzał, zatrzymała się.
Był tak przystojny, że na jego widok odebrało jej mowę.
Kiedy zdała sobie sprawę, że wszyscy na nią patrzą, zarumieniła się. Wiedziała, że powinna coś powiedzieć.
– Dzień dobry, nazywam się Terri Jeppson – zdołała wykrztusić.
– To pani jest tą kobietą, o której mówiła nam Martha – odezwał się starszy mężczyzna, mówiący z teksańskim akcentem. – Gdyby nie pani, nie wiedzielibyśmy nawet, że Ben leży w szpitalu. Jesteśmy pani niezmiernie zobowiązani, pani Jeppson. Jestem ojcem Bena i mam na imię Dean – poda! jej rękę. – To moja żona, Blanche, nasza córka Leah i syn Parker. Nasz trzeci syn, Creighton, jest z żoną na wakacjach, a mąż Leah niestety nie mógł przyjechać.
Terri odpowiedziała coś, ale była tak przejęta faktem, że Leah nie jest żoną Bena, że z wrażenia nie mogła zapanować nad emocjami. Oczywiście, to nie miało żadnego znaczenia, że nie jest żonaty ani zaręczony, ani że nie mieszka z kobietą…
– Miło mi panią poznać – powiedział Parker z uwodzicielskim uśmiechem, ujmując jej rękę. Przypominał jej nieco Richarda, który doskonale wiedział, że podoba się kobietom.
Parker, podobnie jak jego ojciec, miał na sobie ubranie od Stetsona. Wydawał się młodszy od Bena, nie miał chyba jeszcze trzydziestu lat. Obaj bracia byli podobni do matki, podczas gdy Leah najwyraźniej odziedziczyła urodę po ojcu.
– Czy pani mąż czuje się dobrze? – spytała pani Herrick pełnym współczucia głosem.
– Mam taką nadzieję, ale jeszcze nie udało mi się go odnaleźć.
Terri nie chciała dopuścić do siebie myśli, że Richard mógłby porzucić matkę swojego dziecka, która była w tak zaawansowanej ciąży.
Celowo unikała wzroku Bena, w obawie, że mężczyzna będzie w stanie wyczytać z jej oczu zbyt wiele.
– Bardzo mi było miło państwa poznać, ale sądzę, że pan Herrick musi być już bardzo zmęczony. Zapewne chciałby się położyć. Teraz, kiedy już wiem, że jest z nim rodzina, mogę go spokojnie zostawić.
– Nie martw się o Bena, moja droga – pan Heniek poklepał syna po ramieniu. – To twardziel. Jednak skoro to jego pierwszy dzień poza łóżkiem, może rzeczywiście masz rację.
Terri ruszyła w stronę widny. Dobiegł ją jęk protestu, który doskonale znała. Zignorowała go. Dobrze wiedziała, że każda następna chwila spędzona w towarzystwie Bena Herricka spotęgowałaby tylko chaos, jaki zapanował w jej uczuciach. Powinna wracać do hotelu i czekać na wiadomość od kapitana Ortiza.
– Pani Jeppson? Proszę zaczekać!
Terri odwróciła się i popatrzyła na zbliżającego się w jej kierunku Parkera Herricka.
– Ależ pani szybko chodzi. Mój brat chciałby, aby pani wróciła.
– Odwiedzę go jeszcze przed powrotem do Stanów.
– To nie wystarczy. Nigdy nie widziałem go tak przygnębionego. Jeśli się pani nie pojawi, będzie niepocieszony.
– W takim razie proszę mu powiedzieć, że przyjdę później, kiedy zostanie sam. Nie chciałabym teraz przeszkadzać.
Parker założył kapelusz na głowę.
– Siedzimy u niego od sześciu godzin. Nie pamiętam już, kiedy ostatnio spędziliśmy razem tyle czasu.
Terri uśmiechnęła się mimo woli.
– Jak znam mojego brata, miał ochotę wyrzucić nas dziesięć minut po tym, jak się pojawiliśmy. Zrobiłaby nam pani wielką przysługę, gdyby zechciała pani potowarzyszyć mu przez jakiś czas. – Parker zniżył głos. – Mówiąc szczerze, jeśliby pani z nim została, mama uznałaby, że spokojnie możemy na jakąś godzinę wyjść i wreszcie coś zjeść.
Terri mogła sobie wyobrazić, jak są głodni i zmęczeni. Zresztą, przyszła tu po to, by dowiedzieć się czegoś o Richardzie.
– Dobrze. Wrócę, ale nie mogę zostać długo.
– Ben będzie zachwycony.
– Kiedy przyjedzie jego żona? – Terri nie mogła powstrzymać się przed zadaniem tego pytania.
Parker posłał jej zagadkowe spojrzenie.
– Wszyscy zadajemy sobie to pytanie od dnia, w którym Ben opuścił dom, aby zająć się swoimi sprawami.
Opuścił dom?
– Czy to oznacza, że żyje z żoną w separacji?
– To oznacza, że nie ma żony. Pewnie dlatego jest taki drażliwy, ale proszę mu tego nie mówić.
Serce Terri zaczęło walić jak oszalałe.
– Dlaczego?
– Ponieważ małżeństwo to zakazany temat. Jego zdaniem, żeniąc się, popełniłem największe głupstwo w życiu. Teraz, kiedy się rozwiodłem, dowiodłem tylko słuszności jego tezy. Co nie zmienia faktu, że według mnie małżeństwo jest zupełnie rozsądną instytucją, dopóki wszystko się w nim układa.
– Ma pan dzieci?
– Na szczęście nie.
– Dobrze, że rozwód nie pozostawił panu niemiłych wspomnień.
– Następnym razem po prostu upewnię się, że żenię się z odpowiednią kobietą.
– A pana drugi brat i siostra mają rodziny?
– I to całkiem udane. A pani?
Na szczęście byli już pod drzwiami i nie musiała odpowiadać. Nie miała ochoty rozmawiać o Richardzie.
Ben siedział na łóżku w otoczeniu rodziny. Pani Herrick na widok Terri wstała z krzesła.
– Bardzo się cieszę, że Parker zdołał panią dogonić. Ben sprawiał wrażenie bardzo przygnębionego pani odejściem. Proszę z nim trochę zostać. Kochanie… – zwróciła się do syna, który nie spuszczał wzroku z Terri. – Pójdziemy teraz do „Ramada", a potem do ciebie wrócimy. – Pocałowała syna w policzek.
W pokoju pozostał tylko Parker.
– Czy ty też zatrzymałaś się w „Ramada"? To naprawdę niezły hotel.
– Nie, w „Ecuador Inn".
– Pytam, bo mamy zamiar zjeść wczesny obiad. Gdybyś poczekała tu do naszego powrotu, przywieźlibyśmy ci coś do jedzenia.
– To bardzo miło z twojej strony, Parker, ale dam sobie radę. Dziękuję.
– W takim razie może zobaczymy się jutro. Do zobaczenia, Ben.
Ben skinął głową.
Kiedy Parker wyszedł, Terri odłożyła torebkę na stolik i spojrzała na mężczyznę, który wywołał tyle zamieszania w jej uczuciach.
– Masz wspaniałą rodzinę, ale dobrze, że już poszli. Wyglądasz na zmęczonego. – Nie myśląc o tym, co robi, pochyliła się, zdjęła mu z nóg sandały i pomogła położyć się wygodnie, co przyjął z westchnieniem ulgi.
– Jestem pewna, że tak jest znacznie lepiej.
Ben wyciągnął rękę i chwycił ją za ramię. Spojrzała mu w oczy i dostrzegła w nich napięcie i ból.
– Widzę, że bardzo chcesz mi coś powiedzieć. Czy to dotyczy Richarda?
Skinął głową.
– To dobrze. Po to tu przyjechałam. Nikt nie widział go od czterech dni. Ani szef w pracy, ani kobieta, która za chwilę urodzi jego dziecko. Ona najbardziej go teraz potrzebuje.
Ben puścił jej rękę i wskazał na stolik, na którym leżała jej torebka.
– Chyba wiem, o co ci chodzi.
Sięgnęła do torebki i wyjęła z niej długopis i kartkę.
– Proszę, możesz pisać. Ale jeśli będzie bolała cię ręka, zabawimy się w zgadywanie alfabetu, dobrze?
Dźwięk, który z siebie wydał, oznaczał zgodę.
Włożyła mu długopis do ręki i przytrzymała kopertę. Ben z trudem zaczął pisać.
„Stracił przytomność i wypadł z łodzi. Utonął wraz z dwoma innymi mężczyznami. Chciałem powiedzieć ci o tym pierwszego dnia. Wybacz. "
– Och nie – wyszeptała. – Richard…
Po jej policzkach popłynęły łzy. Poczuła na ramieniu rękę Bena. Teraz zrozumiała, dlaczego w jego spojrzeniu było tyle bólu.
– Widziałeś, jak utonęli? – spytała, ocierając łzy wierzchem dłoni.
Skinął głową.
– Co za nieszczęście. – Po chwili przestała płakać. – Pomyśleć, że Richard zginął, nie widząc własnego dziecka. Juanita będzie niepocieszona.
Ben ponownie sięgnął po długopis. „Dziecko prawdopodobnie nie jest jego. "
– Tak samo uważa kapitan Ortiz.
„Zaczął u nas pracować cztery miesiące temu. "
– Może znali się już wcześniej?
Ben zawahał się, po czym znów coś napisał. „Przedtem pracował w Baton Rouge. "
– Wątpię, żeby Juanita była w Luizjanie. Kiedy dowie się, że Richard zginął, gotowa zacząć rodzić. W ósmym miesiącu to może być niebezpieczne. Ja miałam dwa poronienia, ale oba w pierwszym trymestrze.
Poczuła, jak lekko ściska jej dłoń. Od tego gestu zrobiło się jej ciepło. Jego oczy patrzyły na nią ze współczuciem.
Ogarnęło ją tak silne wzruszenie, że aż się przeraziła. Wycofała dłoń.
– Czy wasza firma zatrudnia tylko żonatych mężczyzn? Tak czy nie?
Potrząsnął przecząco głową.
– Nie mam pojęcia, dlaczego Richard napisał w papierach, że jest nadal żonaty.
Ben po raz kolejny sięgnął po długopis. „Pobożne życzenie. "
– Nie – powiedziała twardo.
Popatrzył na nią dłuższą chwilę i znów coś napisał. „Mam pewną koncepcję. Poczekaj, aż będę mógł mówić, zgoda?"
Terri ogarnęło poczucie winy.
– Proszę mi wybaczyć, panie Heniek. To pisanie na pewno nie robi dobrze pana poparzonej ręce. Zresztą, i tak nie mam już pytań. Proszę odpocząć, a ja wrócę do hotelu. Muszę zadzwonić do kapitana Ortiza i mojej rodziny.
Schowała długopis i kartkę do torebki.
– Czy mogę coś jeszcze dla pana zrobić?
Próbował coś powiedzieć. Wydawało się jej, że zabrzmiało to jak „przyjdź jeszcze".
– Przyjadę jutro. Poproszę pielęgniarkę, żeby do pana zajrzała. Teraz, kiedy już znam prawdę, nie musi się pan niczym martwić, tylko wracać do zdrowia. Proszę spróbować zasnąć. Wkrótce przyjdzie pana rodzina.
Kiedy była już w drzwiach, zadzwonił telefon.
– Odbiorę.
Przeszła na drugą stronę łóżka i sięgnęła po słuchawkę.
– Halo?
– Leah? – usłyszała kobiecy głos.
– Nie, Terri Jeppson.
– Terri – kobieta sprawiała wrażenie zupełnie zaskoczonej. – Mówi Martha Shaw.
– Witam, pani Shaw. Rodzina pana Herricka niedawno wyszła. Pojechali do hotelu „Ramada".
– Wiem, ja go rezerwowałam. Nie wiedziałam tylko, że pani nadal tam jest.
– Właśnie wychodziłam. Czy chciałaby pani powiedzieć coś panu Herrickowi?
– Tak.
– Jedną chwilę. Zaraz podam mu słuchawkę. Nadal nie może mówić.
– Wiem. – Zachowanie Marthy przypominało Terri Juanitę.
– Proszę mówić.
Jednak kiedy przyłożyła Benowi słuchawkę do ucha, odepchnął ją niecierpliwym gestem.
– Pani Shaw? Obawiam się, że pan Heniek zbyt cierpi…
Połączenie zostało zerwane.
Terri odwiesiła słuchawkę.
– Pani Shaw sprawiała wrażenie rozczarowanej. Zapewne zadzwoni jutro. A teraz naprawdę muszę już iść.
Ben wiedział, że nie ma prawa jej zatrzymywać. Przekonał się już, że nie kochała swojego byłego męża, ale miał świadomość tego, że kiedyś kochała go na tyle mocno, by za niego wyjść.
Pewne uczucia nigdy nie przemijają. Teraz musi pobyć sama, by uporać się z faktem, że jej były mąż nie żyje.
Jednak kiedy wyszła, wydało mu się, że nagle ktoś zgasił w pokoju światło. Czuł się pusty i wypalony. Przez Terri Jeppson. Była bez wątpienia wyjątkową kobietą. W dodatku tyle przeszła. Kiedy powiedziała mu o poronieniach, miał ochotę wziąć ją w ramiona i pocieszyć.
Terri ruszyła korytarzem do dyżurki i odnalazła siostrę Angelice. Powierzyła Bena jej opiece i wyszła ze szpitala.
Gdy tylko dotarła do hotelu, zadzwoniła do kapitana Ortiza. Niestety, odezwała się automatyczna sekretarka. Terri zostawiła wiadomość i zadzwoniła do matki.
– Terri, kochanie? Tak się cieszę, że dzwonisz. Odnalazłaś Richarda?
– Och, mamo! – Terri opowiedziała matce wszystko, czego się dowiedziała, przemilczając jedynie wątek Juanity.
– Lecę do ciebie, kochanie. Nie powinnaś być teraz sama.
– Dziękuję, ale naprawdę nie potrzeba, mamo. Zresztą, nie masz wizy.
– Rzeczywiście, zupełnie o tym nie pomyślałam.
– Ja dostałam pozwolenie na wjazd do Ekwadoru tylko dlatego, że Richard podał, że jestem jego żoną.
– Jak w takim razie mogę ci pomóc, kochanie?
– Nawet jeśli nie znajdą ciała, jutro wracam do domu. Razem zastanowimy się, czy urządzić jakąś uroczystość w Spearfish, czy w Lead.
– Cieszę się, że wracasz do domu. Ale pytałam, czy mogę w jakiś sposób ulżyć twojemu cierpieniu.
– Mamo, ja już dawno przestałam kochać Richarda. Teraz jest mi jedynie smutno, że jego życie tak wcześnie się skończyło. Nie sądzę, by kiedykolwiek był naprawdę szczęśliwy.
Może się myliła. Może Juanita dała mu to, czego nie potrafiły dać inne kobiety. Biedna Juanita.
– Teraz zapewne jest już szczęśliwy.
– Taką mam nadzieję i w tym znajduję pocieszenie. Porozmawiasz z Beth? Mam coś do zrobienia. Zadzwonię rano i powiem, o której dokładnie lecę.
– Będziemy czekać na twój telefon. Pa, skarbie.
Terri odłożyła słuchawkę i spojrzała na zegarek. Dziesięć po trzeciej. Jeśli wyruszyłaby do mieszkania Richarda od razu, udałoby się jej dojechać na miejsce przed popołudniowymi korkami. Schowała do torebki butelkę wody. W tym momencie zadzwonił telefon.
Podniosła słuchawkę, spodziewając się, że dzwoni kapitan Ortiz.
– Terri Jeppson? Mówi Parker Herrick.
Serce zaczęło jej bić jak oszalałe.
– Coś się stało pana bratu? Jego stan pogorszył się?
– Nic mi o tym nie wiadomo. Dzwonię, żeby zapytać, czy zje pani z nami kolację. Mama dowiedziała się, że to pani kupiła Benowi piżamę i szlafrok, i chciałaby pani podziękować.
– To bardzo miło z jej strony, ale obawiam się, że nie mam czasu. Muszę coś załatwić.
– Może przydałoby się pani towarzystwo?
Dlaczego tak naciskał? A może to Martha poprosiła go, by miał na nią oko?
– A mówi pan po hiszpańsku?
– Cała nasza rodzina zna hiszpański.
Gdyby z nią pojechał, musiałaby wyznać mu kilka rzeczy. Ale on też był rozwodnikiem, więc zapewne ją zrozumie. Przynajmniej miałaby dobrego tłumacza. Oczywiście przy założeniu, że Juanita nadal tam jest.
– W takim razie chętnie skorzystam z pana pomocy.
– Dobrze. O której mam przyjechać?
– Najszybciej, jak się da.
– Już jadę. Przyjadę landroverem z napisem „Herric Corporation".
– Będę czekać na pana przed hotelem.
Odłożyła słuchawkę, zjadła bułkę, którą zostawiła sobie ze śniadania, umyła twarz, uczesała się i uszminkowała.
Zamknęła pokój na klucz i poszła do hotelowego banku. Wymieniła część czeków podróżnych na gotówkę, mając nadzieję, że reszta wystarczy jej na powrót do domu.
Nieważne, co powiedział kapitan Ortiz. Juanita Rosario potrzebuje pomocy, a Richard nie może już zapewnić jej opieki. Miała tylko nadzieję, że duma nie przeszkodzi kobiecie przyjąć pieniędzy. Parker będzie się musiał nieźle napocić, by ją przekonać.
Biedny Parker. Nie wie, w co się ładuje. Czterdzieści minut później, kiedy wyjechali już poza miasto, wyjaśniła mu, po co jadą.
Kiedy zatrzymali samochód przed domem, spojrzał na nią z uwagą.
– Wiesz, co o tym myślę?
– Wyobrażam sobie.
– Wątpię. Jestem dla ciebie pełen podziwu. Niewiele kobiet zdobyłoby się w twojej sytuacji na podobny gest.
Parker nie wiedział o poronieniach Terri. Ona miała przy sobie wówczas całą rodzinę. A kto pomoże Juanicie?
– Chcę to zrobić i już. Ale dziękuję, że mi to powiedziałeś. Uważam, że tak trzeba, ponieważ bez mężczyzny Juanita jest praktycznie pozbawiona środków do życia.
– Zaraz się tego dowiemy. Idziemy?
Skinęła głową i wyszli z samochodu. Po chwili zapukała do drzwi mieszkania Richarda.
Tym razem kiedy Juanita wyjrzała przez szparę w drzwiach, Terri dostrzegła na jej twarzy ślady łez.
Spojrzała bezradnie na Parkera.
Parker przedstawił się Juanicie, po czym płynnym hiszpańskim zaczaj wyjaśniać, co zaszło. Terri rozumiała co nieco, więc dokładnie wiedziała, kiedy powiedział o śmierci Richarda.
Juanita zaczęła rozpaczliwie łkać. Parker odczekał chwilę, po czym powiedział coś jeszcze. W końcu Juanita uspokoiła się trochę i podniosła głowę.
– Co jej powiedziałeś?
– Że ty też jesteś smutna, ponieważ Richard był kiedyś twoim mężem.
– Powiedz jej, że przyjechałam tu tylko po to, by upewnić się, że będzie mogła urodzić dziecko, nie martwiąc się o pieniądze. Przynajmniej na razie. Powiedz też, że jest mi przykro, ale nie mam więcej.
Podała Juanicie pięćset dolarów. Kobieta wyciągnęła po nie drżącą rękę.
Parker również sięgnął do portfela i podał Juanicie kilka banknotów.
– Proszę przyjąć to od korporacji Herricka – powiedział po hiszpańsku.
Juanita zawahała się, ale w końcu wzięła pieniądze.
– Gracias - wyjąkała drżącym głosem. Przeniosła wzrok na Terri. – Muchas gracias.
– Parker? Powiedz jej, że jeśli będzie czegoś potrzebowała, może się ze mną skontaktować przez kapitana Ortiza. Zostawię jej jego numer. – Zapisała numer na kawałku kartki i podała Juanicie.
– I powiedz jej jeszcze coś. Że będę się modlić za nią i za dziecko.
Parker przetłumaczył.
– Gracias - usłyszała szept Juanity, zanim zamknęły się za nią drzwi.
– Biedactwo. – Terri nie mogła powstrzymać łez.
– Zawsze tak się angażujesz w sprawy obcych ludzi?
– Jasne, że nie.
Parker włączył silnik i wyjechał z parkingu.
– Dlaczego w takim razie kupiłaś Benowi ubranie? A tak przy okazji, dlaczego mój brat tak się zdenerwował, kiedy rano wyszłaś od niego? To do niego zupełnie niepodobne.
– Zapewne dlatego, że omal nie stracił życia w wypadku, w którym zginął mój były mąż. To każdego wyprowadziłoby z równowagi.
– Nawet Martha była zaskoczona twoją troskliwością.
– Nic dziwnego. Ona jest w nim zakochana – powiedziała Terri, zanim zastanowiła się, co mówi.
– Szybko się zorientowałaś.
– Instynkt.
Chciała zapytać, czy Ben odwzajemnia to uczucie, ale zabrakło jej odwagi.
Resztę drogi pokonali w milczeniu. Dopiero w mieście Terri odezwała się:
– Bardzo dziękuję za pomoc. Mam nadzieję, że kiedyś będę mogła ci się odwdzięczyć.
– Po co czekać na jakieś kiedyś. Zjedz ze mną kolację.
– Dziękuję, ale nie mogę. Czekam na telefon od kapitana. Muszę się dowiedzieć, czy odnaleziono ciało Richarda.
Parker zatrzymał samochód przed hotelem.
– Gdybyś mnie potrzebowała, zadzwoń do szpitala. Będę u Bena.
– Dziękuję jeszcze raz.
– Z przyjemnością ci pomogłem. Gdybym mógł, zrobiłbym więcej.
Terri doskonale rozumiała, co miał na myśli. Nie była jednak osobą, której szukał Parker.
Zamknęła drzwi i zajrzała do auta przez otwarte okno.
– Już to zrobiłeś, dając Juanicie pieniądze. To bardzo wspaniałomyślne z twojej strony.
Parker założył kapelusz.
– Do zobaczenia jutro.
Terri nie odpowiedziała. Choć obiecała odwiedzić Bena Herricka przed wyjazdem, wiedziała, że nie był to najlepszy pomysł. Wszystko zaczęło się zbytnio komplikować.
Lepiej będzie, jeśli czym prędzej wróci do Dakoty Południowej, zajmie się pracą i zapomni o tym, jak miło spędzała czas w towarzystwie obandażowanego nieznajomego, który na początku nie miał imienia, rodziny, a przede wszystkim Marthy Shaw.
Dwadzieścia minut później rozmawiała z kapitanem Ortizem. Policjant zdobył nazwisko i adres rybaka, ale jak dotąd jego ludzie nie zdołali z nim porozmawiać. Nie odnaleziono też ciała Richarda.
Pozostali mężczyźni, którzy zginęli w wypadku, nie byli pracownikami firmy. Nie znano ich nazwisk, co tylko komplikowało całą sprawę. Istniało prawdopodobieństwo, że zwłoki nigdy nie zostaną odnalezione. Morskie prądy mogły je znieść daleko od miejsca wypadku.
Kapitan powiedział, że zamierza tego wieczora odwiedzić Herricka. Poprosi go, aby odpowiedział na piśmie na kilka pytań. Jego zeznania będą miały decydujące znaczenie w sprawie.
Na zakończenie rozmowy Terri poinformowała kapitana, że nic już nie trzyma jej w Guayaquil i rano zamierza wrócić do Stanów. Jeśli cokolwiek się wydarzy, kapitan zna jej telefon i adres w Lead.
Policjant życzył jej bezpiecznej podróży, a kiedy się pożegnali, zadzwoniła do linii lotniczych i zamówiła bilet na poranny lot do Atlanty.
Kolację zjadała w łóżku, rozmawiając przez telefon z Beth.
– Zniosłaś śmierć Richarda znacznie lepiej, niż się spodziewałam.
– Bo wiedziałam, że miał kogoś, kto kochał go do samego końca. Juanita jest bardzo młoda. Richard na pewno jej imponował i pewnie mu to odpowiadało.
– Masz rację.
– To jej mi teraz żal.
– Zrobiłaś, co mogłaś, by jej pomóc. Mówiąc szczerze, Terri, nie znam wielu kobiet, które dałyby pieniądze kochance byłego męża!
– Tak, ale ona spodziewa się dziecka.
– A ty nawet nie wiesz, czy to jego dziecko.
– To prawda, jednak żyła z nim i on ją utrzymywał.
– Nadal twierdzę, że masz złote serce. Ale opowiedz mi o Benie Herricku. Jaki on jest?
– Trudno powiedzieć. Lekarze nie pozwalają mu jeszcze mówić.
– Więc jak dowiedziałaś się o Richardzie?
– To długa historia. – Terri nie chciała opowiadać siostrze o tym, jak wykorzystała ich zabawę z dzieciństwa. – Jakoś udało nam się porozumieć. W końcu pan Herrik napisał kilka słów.
– Myślałam, że ma poparzone ręce.
– Tylko dłonie.
– To musiało być dziwne uczucie, dowiedzieć się, że to nie Richard.
– Żebyś wiedziała.
– Jak się domyśliłaś? Mama mi nie powiedziała.
Bo nie wie.
– Kiedy zdjęli mu maskę tlenową, zobaczyłam jego oczy. Były szare, a nie niebieskie. Słuchaj, Beth, muszę już kończyć. Ta rozmowa kosztuje fortunę. Porozmawiamy w domu.
– Nie mogę się doczekać, kiedy przyjedziesz. Musisz mi wszystko dokładnie opowiedzieć. Będziemy czekać na ciebie na lotnisku w Rapid City. Szczęśliwej podróży.
Terri wzięła prysznic, spakowała się i położyła do łóżka. Nie mogła jednak zasnąć. Przez cały czas przed oczami przesuwały się jej wydarzenia minionego dnia.
Zła na siebie, że przypomina sobie chwile, o których z całą pewnością nie powinna pamiętać, włączyła telewizor i zaczęła przeglądać jakiś turystyczny magazyn, który leżał na stole. Czytała tak długo, aż zmorzył ją sen.