Rozdział 6

Zabrzmiało to tajemniczo, ale Terri była już tak zakochana w Benie, że nie odmówiłaby mu niczego. Tym razem jednak intuicja podpowiedziała jej, by zachować ostrożność.

Ben wstał z łóżka.

– Zapomnij, że cokolwiek mówiłem. Zostań tu i dokończ oglądanie filmu, ja tymczasem zajmę się Marthą.

– Już tu dotarła? – w głosie Terri słychać było niedowierzanie. – Nie sądziłam, że jest aż tak zdeterminowana.

– Jeden ze stewardów poinformował mnie, że jest na dolnym pokładzie i czeka na pozwolenie, by wjechać na górę.

– A gdyby Parker tu był?

– W psychiatrii jest na to jakieś określenie.

– Dlaczego twój brat jej nie zwolnił?

– Obawia się, że zaczęłaby wówczas ciągać Parkera po sądach, by wyszarpać od niego więcej pieniędzy.

– Jak mogłabym ci pomóc?

– To bardzo proste. Nie zapominaj, że przede wszystkim przywiodła ją tutaj zazdrość. Mam wrażenie, że dzięki tobie moglibyśmy raz na zawsze rozwiązać problem Herricków.

– Nadal nie rozumiem, ale skoro tak twierdzisz, zrobię wszystko, co się da.

– Jesteś pewna?

Posłała mu dziwne spojrzenie.

– Jak na przedsiębiorcę pochodzącego z tak utytułowanej rodziny nie powinieneś się chyba wahać.

– Z utytułowanej, powiadasz? – Uśmiechnął się.

– Nie żartuj sobie ze mnie. Skoro mówię, że coś zrobię, nie musisz się martwić, że w ostatniej chwili zmienię zdanie.

– Wiem o tym – powiedział poważnym tonem. – Chodź. Lepiej, żebyśmy mieli to już z głowy. Poślę po nią windę.

– Gdzie mam być, kiedy przyjedzie?

– Może przygotujesz nam coś do picia?

– Dobrze.

Nasłuchując tego, co dzieje się w pokoju, Terri wyjęła z lodówki trzy butelki coli i lód. Postawiła szklanki na tacy, obok położyła kilka serwetek i ruszyła do pokoju.

Żałowała, że po drodze nie wstąpiła do siebie, żeby poprawić fryzurę i pomalować usta. Mogła też założyć coś bardziej eleganckiego niż dżinsy i bluzkę. Było jednak za późno.

Musiała przyznać, że jest ciekawa kobiety, która wyszła za Parkera, aby być blisko Bena. Co innego rozmawiać z nią przez telefon, a co innego spotkać twarzą w twarz i to w takiej sytuacji.

Ben dostrzegł Terri i zaprosił ją gestem do środka. Terri przeniosła wzrok na siedzącą obok niego kobietę. Była urocza.

Niezbyt wysoka, ale za to bardzo proporcjonalnie zbudowana. Proste, ciemne włosy związała w koński ogon, a gdy się uśmiechała, w jej ogromnych, ciemnych oczach zapalały się miodowe ogniki. Przypominała dziewczynę z sąsiedztwa, milą znajomą, z którą zawsze można zamienić kilka słów. Była ubrana w jasnozielone spodnie i bluzkę w tym samym kolorze. Tern w jednej chwili zrozumiała, dlaczego Parker zakochał się w niej bez pamięci. Żaden mężczyzna nie potrafiłby przejść obok takiej kobiety obojętnie. Ben był wyjątkiem.

– A więc w końcu się poznałyśmy – powiedziała na powitanie.

– Tak. – Martha sięgnęła po szklankę. – Kto by pomyślał, że to Ben tam leżał, a nie pani mąż. Przykro mi z powodu jego śmierci.

– Dziękuję. Doceniam pani pomoc w zorganizowaniu podróży, mojego pobytu w Ekwadorze i całej reszty. Naprawdę nie wiem, jak dałabym sobie bez pani radę. – Spojrzała na Bena. – Masz ochotę się napić?

Sięgnął po szklankę.

– Usiądź, proszę – zaprosił ją.

Terri odstawiła tacę na stolik i przysunęła sobie wolne krzesło.

Uśmiech Marthy nie był już tak promienny jak na początku.

– Właśnie mówiłam Benowi, że mój szef, a brat Bena, pozwolił mi tu przylecieć, abym opiekowała się Benem w czasie jego rekonwalescencji.

Potrafiła zręcznie kłamać.

– W kryzysowych sytuacjach nie ma jak rodzina.

– Albo jak taki niezastąpiony pracownik jak Carlos – wtrącił Ben.

– Jak długo zamierza pani tu zostać? – Martha uparcie dążyła do celu.

– Rano lecę do Dakoty Południowej.

– Rozumiem. Z chęcią pomogę pani zorganizować podróż do domu.

Ben dopił do końca swój napój i odstawił pustą szklankę na stół.

– To nie będzie konieczne – powiedział. – Wszystko już załatwiłem.

– W twoim stanie nie powinieneś zajmować się takimi sprawami.

– To doprawdy żaden problem, Martho. Raczej przyjemność. Lecę z Terri, żeby pomóc jej w ustawieniu tablicy pamiątkowej dla uczczenia pamięci byłego męża.

Martha omal nie zakrztusiła się colą.

– Byłego męża? Byliście rozwiedzeni?

– Już od ponad roku. Richard skłamał w swoim podaniu o pracę. Nawet pani nie wie, jak bardzo byłam zdziwiona, kiedy odebrałam pani wiadomość o wypadku. Zupełnie oniemiałam.

Martha była wściekła.

Terri uznała, że należy się jej wyjaśnienie.

– Nie powiedziałam pani o tym, ponieważ pomyślałam, że firma Heniek zatrudnia poza Stanami tylko ludzi żonatych. Nie chciałam powiedzieć czegoś, co przysporzyłoby Richardowi kłopotów i to w czasie, kiedy najbardziej potrzebował pomocy.

– A jednak przyjechała pani do Ekwadoru. Dlaczego tak bardzo obchodził panią los byłego męża? – To pytanie w pełni ujawniało charakter Marthy.

– Bo przez kilka lat żyliśmy razem, a dla mnie, mimo rozwodu, ma to znaczenie.

– To chyba zależy od tego, z jakim człowiekiem było się związanym – rzuciła lekko Martha, a jej uwaga sprawiła, że Terri zrobiło się żal Parkera.

– Ben powiedział mi, że była pani żoną Parkera. Jestem pewna, że gdyby potrzebował pani pomocy, udzieliłaby mu jej pani przez wzgląd na wspólnie spędzone lata.

– Być może.

Terri nie mogła pozostawić tej odpowiedzi bez komentarza.

– Kiedy pojechałam do dziewczyny Richarda, która spodziewa się dziecka, żeby powiedzieć jej o jego śmierci, Parker pojechał ze mną. Nie tylko służył mi za tłumacza, ale także wsparł tę biedaczkę finansowo. Człowiek, który ma złe serce, na pewno by się tak nie zachował.

Poczuła na sobie pytający wzrok Bena. Zapewne dopiero teraz dowiedział się o tej sprawie.

– Chcę powiedzieć, że wszyscy byliście naprawdę wspaniali. Jeszcze raz dziękuję pani za pomoc.

– Nie ma za co. – Martha przeniosła wzrok na Bena. – Kiedy zamierzasz wrócić?

– Nie jestem pewien. – Ben wstał i podszedł do Terri. Stanął za jej krzesłem i położył dłoń na jej ramieniu. – To zależy od tego, jak szybko Terri zechce wyjść za mnie i zostać jednocześnie moją osobistą sekretarką.

Zapadła cisza.

Terri ujrzała, jak krew odpływa z twarzy Marthy. Sama z trudem walczyła o oddech. Miała wrażenie, że coś umknęło jej uwagi.

Czy coś jest nie tak?

Jeśli chcesz zabawiać się moim kosztem…

Martha przytrzymała się brzegu sofy.

– Wychodzisz za niego za mąż? – Patrzyła Terri prosto w oczy.

Na pomoc.

Obiecała przecież Benowi, że zrobi dokładnie wszystko, czego od niej zażąda. Jednak dopiero teraz zrozumiała, jak bardzo jest zdesperowany!

– Jeszcze nie wiem. Najpierw załatwię sprawę nagrobku Richarda.

Poczuła na ramieniu mocny uścisk, od którego potężna fala ciepła zalała jej ciało.

– A zatem, jak widzisz, nie będę potrzebował twojego towarzystwa – powiedział Ben. – Zadzwonię do Creightona i podziękuję, że pozwolił ci tu przylecieć.

– To nie będzie konieczne – odparła wciąż zszokowana Martha.

Ben puścił ramię Terri.

– Kiedy przyjechałaś, właśnie oglądaliśmy z Terri film. Chętnie zobaczylibyśmy jego zakończenie. Pozwolisz, że odprowadzę cię do windy?

Terri nie pozostawało nic innego, jak udać przed Martha kobietę zakochaną w Benie, co wcale nie było takie trudne.

Zerwała się z krzesła i chwyciła Bena za rękę.

– Powinieneś być już w łóżku. Ja odprowadzę Marthę.

Ben pochylił głowę i pocałował Terri w szyję, wprawiając ją w drżenie. Pożegnał Marthę i wyszedł z salonu.

Terri w niepojęty dla siebie sposób zachowała odrobinę zdrowego rozsądku i spytała gościa, czy nie miałby ochoty skorzystać przed wyjściem z toalety.

– Nie sądzę – odparła Martha i ruszyła do windy.

– Życzę miłej podróży.

Zanim zamknęły się drzwi windy, Terri zdołała jeszcze dostrzec wyraz wściekłości w oczach swojej rozmówczyni. Nie tracąc czasu, wróciła do sypialni. Ben włączył ponownie telewizor i oglądał film.

– Poszła sobie.

Ben nacisnął guzik pauzy.

– A zatem mój plan zadziałał.

Najwyraźniej był z siebie bardzo zadowolony. Terri miała mu za złe jego spokój. Ona sama ledwo trzymała się na nogach, a on jak gdyby nigdy nic oglądał sobie film.

– Na pewno udało ci się wyprowadzić ją z równowagi. Jestem pewna, że powtórzy wszystko twojemu bratu. Ale kiedy dowie się, że to nieprawda, nic jej już nie powstrzyma. Obawiam się, że twój szalony pomysł tylko pogorszył sprawę.

– To zależy wyłącznie od ciebie.

– Nie rozumiem.

– W szpitalu podjąłem decyzję, że jak wyzdrowieję, to zaproponuję ci pracę osobistej sekretarki. Do tej pory dawałem sobie radę sam, ale teraz chyba przydałaby mi się pomoc. Jednak kiedy cię lepiej poznałem, zmieniłem zdanie. Jesteś bardzo niezależną osobą, która dokładnie wie, czego chce. Ktoś taki jak ty chyba niewiele by mi pomógł teraz, kiedy mój sen się spełnił.

Terri złożyła ręce.

– Twoja opinia naturalnie bardzo mi pochlebia, ale…

– Jeszcze nie skończyłem.

– Przepraszam.

– Przez całe dnie zastanawiałem się, co zrobić, żebyś nie chciała wracać do swojego dawnego życia.

Każde jego słowo było jak balsam dla jej uszu.

– Zapewniam cię, że na moim statku miałabyś znacznie więcej problemów do rozwiązania niż w swojej izbie handlowej. Musisz tylko powiedzieć, ile byś chciała zarabiać. Mogę zapewnić ci wiele przywilejów, możliwość widywania się z rodziną w dowolnym czasie, zwiedzenie całego świata i wiele innych atrakcji. Coś mi jednak mówi, że to ci nie wystarczy.

– Cóż, dziękuję za propozycję.

– Jeszcze nie skończyłem. Jesteś mi tak potrzebna, ponieważ dzięki temu, że jesteś kobietą, potrafisz postępować z ludźmi. Aż tryskasz współczuciem i empatią. Ale wiem, że ta kobieca strona twojej natury nigdy nie będzie spełniona bez męża i dzieci.

Terri usiadła na najbliższym krześle. Jak on ją dobrze znał. Zbyt dobrze. Tak bardzo pragnęła pocieszyć go w nieszczęściu, że chyba za bardzo obnażyła przed nim swoją duszę. Mówiła mu rzeczy, których w normalnych warunkach zapewne nie wyznałaby obcemu mężczyźnie.

– W ten niezręczny sposób, który jest zapewne rezultatem mojego wieloletniego kawalerstwa, proszę, abyś za mnie wyszła.

O Boże!

– Nie musisz mi odpowiadać od razu. Wolałbym nawet, byś poczekała, aż załatwimy sprawy twojego byłego męża. Wtedy spokojnie się nad tym zastanowisz.

Terri wstała z krzesła.

– Wydaje mi się, że za dużo mówisz. Powinieneś odpocząć.

– Było w moim życiu kilka kobiet – ciągnął Ben, nie zważając na jej słowa. – To oczywiste. Jednak dla żadnej z nich nie byłbym odpowiednim mężem i dlatego do tej pory nie założyłem rodziny. Ale po tym wypadku zdałem sobie sprawę, że moje życie zatoczyło pewien krąg. Przy tobie mogę jaśniej myśleć. Nagle zdałem sobie sprawę, że dalsze samotne życie zupełnie mnie nie pociąga.

– A co z miłością?

– Oboje jej już zaznaliśmy – odparł szybko. – Oboje doświadczyliśmy już zauroczenia drugą osobą, pasji, namiętności i wszystkiego, co dzieje się między dwojgiem zakochanych ludzi. Ty wiesz już także, jak to jest być w ciąży i nosić w sobie dziecko.

Terri odwróciła wzrok.

– Boisz się, że gdybyś znów zaszła w ciążę, mogłabyś ponownie poronić?

Po chwili wahania skinęła głową.

– To tłumaczy twoje uczucia w stosunku do Juanity.

Po policzkach Terri popłynęły łzy.

– To okropne stracić dziecko i nie mieć przy sobie bliskiej osoby. – Jej głos drżał. – Czułam się taka pusta. Nie mogłam przytulić się do mężczyzny, który przyczynił się do poczęcia tego życia i który nie chciał być w tej trudnej chwili ze mną…

Przerwała i ukryła twarz w dłoniach, by zapanować nad emocjami. Po chwili uniosła głowę.

– Przepraszam.

– Nie przepraszaj mnie za to, co czujesz, Terri. Dzięki tym uczuciom jesteś mi bliższa niż kiedykolwiek. Oboje wiemy, że między nami jest jakieś porozumienie, które niemal pozwala nam czytać w swoich myślach. Mamy podobne poczucie humoru, szanujemy się. Jesteśmy też chyba wobec siebie lojalni. To wystarczy do zbudowania dobrego związku. A może z czasem zakochamy się w sobie bez pamięci?

Mógł sobie mówić, co chciał, ale ona wiedziała, że bez miłości nie ma mowy o udanym małżeństwie. I oczywiście o dzieciach.

Pragnęła Bena bardziej niż kogokolwiek na ziemi, ale skoro on nie czuł tego samego w stosunku do niej…

A może po prostu nie potrafił tego czuć? Może właśnie dlatego do tej pory pozostał kawalerem?

Zaczęła podejrzewać, że przypuszczenia jej i Parkera nie były pozbawione sensu. Wypadek zmienił psychikę Bena, uczynił go bardziej wrażliwym. Po raz pierwszy w dorosłym życiu znalazł się w sytuacji, w której był zupełnie bezradny i zależny od innych ludzi.

Ale jeszcze tydzień lub dwa i jego samopoczucie diametralnie się zmieni. Zapewne zdawał sobie z tego sprawę i dlatego poprosił ją, by wstrzymała się jakiś czas z odpowiedzią. Taki wytrawny biznesmen jak on doskonale wiedział, jak zostawić sobie otwartą furtkę.

– Przemyślę twoją propozycję – powiedziała, choć znała już odpowiedź.

– Jest jeszcze jedna sprawa. Parker wyobraża sobie, że ma u ciebie jakieś szanse. Podobnie zresztą jak Carlos. Obaj czekają tylko na stosowną okazję, by się o tym przekonać. Gdybyś za mnie wyszła, ten problem by zniknął.

Przestań, Ben. Sprawiasz, że zbyt mocno tego pragnę. Zbyt mocno pragnę ciebie… Ben odwrócił się na bok.

– Nie wiem jak ty, ale ja po tej przemowie zrobiłem się okropnie głodny. Kiedy przypadkiem pójdziesz do kuchni, zrób mi, poproszę, grillowaną kanapkę z serem.

Terri zebrała puste naczynia na tacę.

– Zgodnie z zaleceniami lekarza kanapki możesz zacząć jeść dopiero jutro. Co byś powiedział na omlet? Dodam dużo sera.

– Dobrze, ale przynieś do niego pół litra mleka.

– Obawiam się, że musi ci wystarczyć kubek.

– Poczekam z oglądaniem. Akurat doszliśmy do najlepszego kawałka.

– Nie czekaj – krzyknęła przez ramię. – Znam ten film.

– Ale bez ciebie to nie będzie to samo.

Nie powinien był tego mówić. Zwłaszcza, jeśli naprawdę tak myślał…


– … dziękujemy więc za życie Richarda Jeppsona. Choć nie ma go już wśród nas, wiemy, że zobaczymy go znów, gdy zmartwychwstaniemy w naszym Panu. Amen.

Po modlitwie pastora chór zaintonował hymn. Terri była wzruszona. Przyszło mnóstwo ludzi, którzy swoją obecnością oddali hołd nie tylko Richardowi, ale również jego ciotce i wujowi, którzy go wychowali. Dobrze, że zorganizowali tę uroczystość tu, w Spearfish, gdzie Richard się urodził.

Terri przez cały czas była świadoma obecności mężczyzny, który siedział kilka rzędów za jej rodziną.

Dzięki hojności Bena kościół tonął w kwiatach. Ben także postarał się, by symboliczny nagrobek Richarda stanął w pobliżu miejsca, gdzie zostali pochowani jego rodzice i wujostwo.

Tym gestem zyskał sobie przychylność matki Terri, która nie chciała nawet słyszeć o tym, by zatrzymał się w hotelu. Musiał przyjąć zaproszenie do jej domu w Lead. Dzięki temu Terri nie musiała walczyć z pokusą, by zaprosić go do swojego mieszkania.

Oczarował też Beth. Terri nie mogła jej za to winić. Był tak atrakcyjnym i fascynującym człowiekiem, że oczarował całą rodzinę.

Nikt nie chciał słyszeć o jego powrocie do Ekwadoru. Zwłaszcza Terri, która obawiała się, że zmieni zdanie na temat jej ewentualnego zatrudnienia jako sekretarki, nie wspominając już o propozycji małżeństwa.

Bo w przeciwieństwie do niej, Ben nie był zakochany. To dlatego, odkąd przyjechali do Dakoty Południowej, ani razu nie poruszył tematu ślubu.

Po skończonej uroczystości Terri celowo zaczęła rozmawiać ze starymi znajomymi. Chciała zachować dystans w stosunku do Bena.

– Kochanie? – Matka położyła rękę na jej ramieniu. – Jadę do domu z Beth i Tomem. Jak tylko do nas dołączycie, zjemy lunch.

– Mamo, Ben zamierza wrócić dziś do Ekwadoru.

– Sprawia wrażenie człowieka, który nie odmówi posiłku przed podróżą.

Ben czuł się już znacznie lepiej i mógł jeść, co tylko chciał. Nadrabiał więc zaległości, wykorzystując każdą okazję.

Terri uściskała matkę.

– Dziękuję, że przyjechaliście. To była wspaniała uroczystość – powiedziała drżącym głosem.

– Kochanie, co się stało?

– Nic. Po prostu trochę się wzruszyłam.

– W takim razie nie pozwól mu uciec – szepnęła matka.

Wiedziała!

– Terri? – za plecami usłyszała głęboki głos Bena. – Czy mogę jeszcze w czymkolwiek pomóc?

W szarym jedwabnym garniturze wyglądał oszałamiająco. Nie śmiała nawet na niego spojrzeć w obawie, że zapatrzy się jak cielę na malowane wrota.

– Nie, dziękuję. Idziemy?

Nie czekając na odpowiedź, ruszyła w stronę wyjścia. Zamieniła jeszcze kilka słów ze zgromadzonymi przed kościołem ludźmi i ruszyła na parking. Przynajmniej nie będzie musiała się z nim kłócić o to, kto będzie prowadził. Zdaniem lekarzy Ben powinien oszczędzać ramię jeszcze przez kilka tygodni.

– Terri? Czy jest jakiś szczególny powód, dla którego nie zaprosiłaś mnie do swojego mieszkania? – spytał, kiedy wjechali do Lead.

To niespodziewane pytanie zupełnie zbiło ją z tropu.

– Byłam tak zajęta, że zupełnie nie miałam czasu.

– Teraz mamy czas.

– Mama czeka na nas z lunchem. Jak zjemy, muszę odwieźć cię na lotnisko.

– Pilot odleci wtedy, kiedy wydam mu polecenie.

– Nie wiem, czy to dobry pomysł. – Terri zatrzymała samochód na podjeździe domu rodziców.

– Czy wahasz się dlatego, że zdecydowałaś się za mnie wyjść i obawiasz się, że będę próbował cię uwieść, zanim będziesz na to gotowa?

Co?

– Nie!

Jeżeli czegokolwiek się obawiała, to tego, że on nie podejmie takiej próby. Potrząsnęła głową.

– Źle mnie zrozumiałeś.

– Chyba jednak nie. Wiem, że czas i miejsce nie są odpowiednie. Dopiero co pożegnałaś byłego męża. Ale chciałbym zobaczyć, jak mieszkasz, chciałbym dowiedzieć się o tobie czegoś więcej. Gdyby chodziło mi tylko o seks, nie zaproponowałbym ci małżeństwa.

Terri nie mogła uwierzyć własnym uszom.

Ben nie zmienił zdania.

Nadal podtrzymywał swoją propozycję.

– Zaproponowałem ci, żebyś została moją żoną, a potem zobaczymy, co z tego wyniknie. Nie tracę nadziei, że przyjmiesz moją propozycję, wyjdziesz za mnie i zostaniesz matką moich dzieci.

– Nie wiem, jaką matką bym była – szepnęła.

– Ja też nigdy jeszcze nie byłem ojcem. Musimy poczekać na to, co przyniesie przyszłość. Jednak niezależnie od tego, co się wydarzy, możesz na mnie liczyć, Terri – powiedział twardo. Wiedziała, że może mu wierzyć.

– Chciałbym, żebyś dziś ze mną poleciała. Może powiedziałabyś o naszych zamiarach rodzinie. Moim zdaniem powinniśmy się pobrać jeszcze przed rozpoczęciem rejsu. Potem będziemy mieli tak dużo pracy, że na uroczystości weselne mogłoby nam nie wystarczyć czasu.

Serce mocniej zabiło jej w piersiach. Po porażce pierwszego małżeństwa tylko głupiec spieszyłby się do drugiego, wiedząc o tym, że ma być zawarte bez miłości. Małżeństwo z rozsądku. Ale sama myśl o tym, że mogłaby stracić Bena i nigdy więcej nie zobaczyć…

– Czy wolno zawierać śluby na pełnym morzu?

W jego oczach dostrzegła błysk.

– Na szczęście kapitan Rogers ma wszystkie niezbędne uprawnienia.

To chyba sen.

– Na pierwszym pokładzie jest kaplica, która doskonale nadaje się do tego celu. Bez trudu zmieszczą się w niej nasze rodziny.

– Obawiam się, że moja nie będzie mogła popłynąć. Nie mają wiz.

– Mam przyjaciela, który pomoże załatwić im tymczasowe prawo pobytu w Ekwadorze. Co jeszcze cię trapi?

– Mój szef.

– Przykro mi z jego powodu. Nie znajdzie nikogo tak dobrego jak ty.

– Czy twoja rodzina nie będzie w szoku na wieść o naszym ślubie?

– Na pewno tak.

– Kiedy masz zamiar im powiedzieć?

– Myślisz, że jeszcze się nie dowiedzieli?

– Wątpię. Martha była wściekła i pewnie nie miała ochoty opowiadać wszystkim o rezultatach swojej wyprawy na „Atlantis".

– Parker zapewne bardzo ubolewa z powodu swojej porażki.

– Nie bądź śmieszny.

– O co jeszcze się martwisz?

– Powinnam zwolnić moje mieszkanie.

– Z tym nie ma najmniejszego problemu. Wystarczy jeden telefon i firma zajmie się przetransportowaniem twoich rzeczy na statek.

Ten mężczyzna działał z prędkością światła. Terri z trudem nadążała za tokiem jego myśli.

– I nie zapomnij o świadectwie urodzenia. Bez niego nie ruszymy z formalnościami.

– Myślę, że mama przechowuje gdzieś oryginał w rodzinnych dokumentach.

– Pozostaje jeszcze jedna rzecz do zrobienia. Podaj mi lewą rękę – jego głos zabrzmiał bardzo tajemniczo.

Terri kątem oka dostrzegła jakiś błysk. Po chwili na jej palcu migotał oprawiony w złoto brylant. Zadrżała. Załamujące się we wnętrzu kamienia promienie były odbiciem ognia, jaki Ben rozniecił w jej sercu.


– Terri? Ben? – Kapitan Archibald Rogers stał przed nimi w galowym mundurze. – Za dwa dni ten statek wyruszy w swój dziewiczy rejs. Ludzie na całym świecie będą go podziwiać, wyrażać swoje uznanie dla osiągnięć ludzkiego geniuszu i porównywać z największymi dziełami, jakie stworzył człowiek. Jednak teraz ma się wydarzyć coś znacznie bardziej doniosłego. Zgromadziliśmy się tu wszyscy, by być świadkami, jak dwoje wspaniałych ludzi zostanie połączonych świętym węzłem małżeńskim. Za chwilę staniecie się mężem i żoną. Kiedy mężczyzna i kobieta decydują się zawrzeć ten sakramentalny związek, nic na świecie nie jest od tego ważniejsze. Nic nie może ich rozdzielić i nic nie może być większą radością. Odtąd Ben musi codziennie zadawać sobie jedno pytanie: Co mogę zrobić dziś dla mojej żony? Kiedy mąż i żona bardziej dbają o potrzeby swojego partnera niż swoje, żadna siła na ziemi nie jest w stanie rozerwać ich więzów. Ben, weź Terri za rękę i powtarzaj za mną.

Terri poczuła, jak jego silna dłoń ujmuje jej dłoń. Niezdolna spojrzeć mu w oczy, skoncentrowała się na jego ustach.

– Ja, Benjamin Herrick biorę sobie ciebie, Terri, za żonę i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci…

Słuchając tych słów, obiecała sobie w duchu, że zrobi wszystko, aby być żoną, w której Ben zakocha się bez pamięci. Na razie jednak musi mieć w sobie tyle miłości, by wystarczyło ich dla obojga.

– Terri, powtarzaj za mną.

– Ja Terri Jeppson, biorę sobie ciebie, Benjamina, za męża i ślubuję ci…

Jak na ironię głos zadrżał jej niebezpiecznie, podczas gdy Ben wypowiedział słowa swojej przysięgi pewnym i silnym głosem. Mężczyzna, który patrzył na nią bezradnie spod bandaży w szpitalnym łóżku odszedł do historii.

– Możecie wymienić obrączki. Ty pierwsza, Terri.

Terri zsunęła ze środkowego palca obrączkę i założyła ją na palec Bena.

– Teraz ty, Ben.

Ben wyjął z kieszeni szeroką obrączkę i wsunął ją obok zaręczynowego pierścionka. Serce Terri tłukło się jak szalone.

– Symbole wyglądają pięknie, ale nic nie znaczą, jeśli za nimi nie idzie prawdziwa, czysta miłość. W niej ukryta jest magia związku, który przed chwilą zawarliście. Mocą nadanej mi władzy ogłaszam was mężem i żoną. Ben, wszyscy wiemy, że cierpliwość nie jest twoją najmocniejszą stroną. Możesz zatem pocałować swoją żonę.

– Postaraj się – szepnął nowo poślubiony mąż Terri.

Zdążyła jeszcze dostrzec w jego oczach diabelski błysk, a potem zapomniała o całym świecie.

Wziął sobie do serca radę kapitana, a Terri ochoczo odpowiedziała na jego pocałunek. W pewnej chwili zauważyła, że Ben lekko pobladł.

– Boli cię! – powiedziała z niepokojem. – Powinieneś założyć temblak.

– Nic mi nie będzie.

A może to nie zwichnięte ramię wywołało na jego twarzy grymas? Może to chodzi o jej reakcję na pocałunek?

Wielki Boże, czyżby pomyślał, że chciała wymóc na nim coś, czego na razie nie był w stanie jej dać?

– Proszę państwa o powstanie – odezwał się znów kapitan. – Pragnę zaprezentować wam pana i panią Heniek. Państwo młodzi zapraszają wszystkich na przyjęcie, na którym będziecie mogli im pogratulować i zrobić tyle zdjęć, ile tylko zechcecie.

Beth podała siostrze bukiet teksańskiego łubinu. W tej samej chwili Ben objął ją ramieniem i poprowadził wzdłuż szpaleru uśmiechających się gości.

Загрузка...