ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Wieczorne wydarzenia i miłość Adama sprawiły, że poczuła się wyczerpana, kochana i bezpieczna. Leżąc w jego ramionach, z pełnym spokojem odpłynęła w krainę nieświadomości.

Przez sen przedarł się odgłos zamykanych drzwi.

– Adam? – spytała sennym głosem.

– Śpij, kochanie – powiedział czule. Podszedł do łóżka i patrzył na skuloną postać. Wyglądała młodo, bezbronnie i, mimo siniaków, niewiarygodnie pięknie. Nachylił się i pocałował ją lekko.

– Gdzie byłeś? – Spojrzała na niego spod rzęs i przeciągnęła się leniwie.

– Odbierałem bliźnięta – oświadczył uroczyście.

– Bliźnięta?

– Tak. – Usiadł na brzegu łóżka i śmiał się do niej szeroko. – Pani Fry urodziła dziewczynki, cztery tygodnie przed terminem.

– Zdrowe? – Christy usiadła. Prześcieradło osunęło się z jej ciała i, nagle onieśmielona, podciągnęła je skromnie do ramion. Twarz Adama rozjaśnił uśmiech.

– W idealnym stanie – odpowiedział. – Bóg miał w opiece panią Fry, że nie urodziły się w terminie. Już teraz każda z nich ważyła po trzy kilogramy. Przepraszam, że cię niechcący obudziłem. Potrzebujesz snu.

Christy rzuciła okiem na stojący na stoliczku zegar i krzyknęła ze zdumienia. Ósma trzydzieści. Odrzuciła nakrycie i przypomniawszy sobie o swej nagości sięgnęła po szlafrok. Adam był szybszy i wziął go sam.

– Nie przejmuj się. Jest ciepło.

– Adamie, oddaj mi szlafrok. – Odetchnęła głęboko. – O dziewiątej muszę być w pracy.

– Nie – zaprzeczył stanowczo.

– Nie? – spytała oszołomiona. Znowu sięgnęła po szlafrok, ale Adam cofnął się. Pokonana położyła się do łóżka. – Dziś jest sobota, a w soboty apteka jest rano czynna – wyjaśniła.

– Nie dzisiaj – oświadczył. – Właśnie teraz Ruth wiesza na drzwiach apteki informację, że w związku z niezwykłym bohaterstwem i guzem na głowie u części personelu, w dniu dzisiejszym apteka realizuje wyłącznie nagłe zlecenia. Nie mam zamiaru wydawać pilnych recept i zakazałem to robić Richardowi. Tak więc, z wyjątkiem ukąszenia węża i innych nieprzewidzianych wypadków masz dzisiaj wolny dzień.

– Na ukąszenie węża i tak niewiele mogłabym poradzić – powiedziała z powątpiewaniem. – Naprawdę jestem w stanie pracować…

– Ale nie będziesz. To jest polecenie lekarza.

– Niezbyt dobrze wykonuję polecenia – przyznała się. – Lepiej mi wychodzi ich wydawanie…

Śmiech Adama wypełnił pokój.

– To podstawa niezgodności charakterów. – Dotknął lekko jej policzka i uśmiech zniknął mu z twarzy. – Christy, ostatniej nocy… – Zawahał się. – To był pierwszy raz?

– Tak – potwierdziła cicho. Spojrzała mu w oczy i jej serce przepełniło się miłością. Nie byłaby w stanie kochać bardziej niż w tej właśnie chwili. Ujęła jego dłoń i przytuliła do policzka. – Warto było czekać – powiedziała lekko i uśmiechnęła się. – Dobrze, że pomyślałeś o zabezpieczeniu.

– Żadnych dzieci? – Usiadł wygodnie na łóżku.

– Twoja postawa wobec macierzyństwa sugerowała, że masz większą świadomość niebezpieczeństwa.

– Moja postawa… – Christy zmarszczyła brwi i nagle przypomniała sobie. Powiedziała mu, że nie chce mieć dzieci. Nie mogła wyobrazić sobie większego szczęścia, niż posiadanie jego dzieci, ale nie był to odpowiedni moment na wyprowadzanie go z błędu. Zmusiła się do uśmiechu i zmiany tematu oraz nastroju.

– Jaki miałeś rozmiar?

Spojrzał na nią zaskoczony i napotkał rozbawiony wzrok.

– Słucham?

– Tego, czego używałeś w nocy. Jaki rozmiar?

– Zachichotała, widząc wyraz jego twarzy. – Sprzedajemy je w aptece – wyjaśniła. – Dla zabawy Ruth włożyła je do trzech pudełek i nakleiła etykiety z rozmiarami: standard, large i extra large. Ze środkowego pudełka nie ubyło ani jednej sztuki. Każda kobieta kupująca je podchodzi prosto do pudełka z napisem „standard”, a każdy mężczyzna – do „extra large”. Nie było żadnego wyjątku.

Adam roześmiał się.

– Panno Blair! – wykrzyknął z udawanym oburzeniem. – Nie wierzę własnym uszom.

– Nie powiedziałabym ci o tym, gdybyś nie był lekarzem. – Uśmiechnęła się. – To tajemnica zawodowa, między nami medykami.

– Oczywiście – zgodził się z powagą, ale zaraz znowu wybuchnął śmiechem.

Był to śmiech młodego i szczęśliwego człowieka; śmiech, jakiego nigdy dotąd u niego nie słyszała. Dotknęła palcem karku Adama i przesunęła go tuż nad kołnierzykiem koszuli.

– Adamie?

– Powinnaś się przespać. – Wyciągnął się obok niej na łóżku.

– Nie… Nie potrafię zasnąć.

– Aha. – Udawał, że się poważnie zastanawia.

– Ruth wywiesiła ogłoszenie – powiedział w końcu.

– Szkoda, żeby się zmarnowało.

– Powinnam pójść do pracy.

– Wykluczone. – Obrócił się do Christy i wyjął z jej dłoni prześcieradło, którym się okryła. – Jesteś pewna, że nie potrafisz zasnąć?

– T-t… tak. – Zobaczyła, jak Adam pieści ją wzrokiem i nagle zabrakło jej tchu.

– Więc potrzebuje pani, moja droga – powiedział, przesuwając palcem po jej nagiej skórze – terapii zajęciowej. Czegoś, co pozwoli pani zapomnieć o bólu głowy.

– Och – westchnęła cicho. Pod dotknięciem jego dłoni ciało Christy ożyło i miała trudności z myśleniem o czymś innym, niż o przesuwaniu się jego ręki coraz niżej. – Czy wiesz… co mogłoby pomóc?

– Znam odpowiednią terapię – odpowiedział.


– Jeśli nie jesteś śpiąca, to co powiesz na piknik?

– zapytał dużo później, kiedy obudzili się ponownie.

– Do szczęścia potrzebne mi tylko duże drzewo, trochę trawy oraz nieco wody do pływania. – Uśmiechnął się do niej z czułością. – I ty, kochanie – dodał miękko.

Zatopiona w pieszczocie jego spojrzenia oddała uśmiech.

– Znam świetne miejsce – urwała z wahaniem – ale czy będę mogła się kąpać?

– Jeśli nie masz czepka, możesz pływać trzymając głowę na mojej piersi. – Objął ją ciepłym spojrzeniem.

– Przyjemniejszego ciężaru nie mógłbym sobie wymarzyć.


To był wspaniały dzień. Napięcie, utrzymujące się od wielu tygodni, zniknęło, a zapotrzebowanie na usługi medyczne było wyjątkowo niewielkie. Amy została rano przewieziona do Melbourne. Adam wyjaśnił, że – choć krwawienie zostało zatrzymane – chciał, aby ortopeda złożył jej ramię. Nowo urodzone bliźniaczki były ulubienicami pielęgniarek, które nadskakiwały im bez przerwy i lekarz nie był im potrzebny.

Sześć kilometrów za miasteczkiem rzeka płynęła przez posiadłość jednej ze znajomych Christy, która zapraszała ją do korzystania z kąpieli o dowolnej porze. Było to urocze miejsce. Piaszczysty brzeg rzeki łączył się z gęsto zadrzewioną doliną. Pod drzewami gumowymi obficie rosnące paprocie tworzyły miękki dywan, na którym się położyli. Odpoczywali i rozmawiali o wszystkim i o niczym, potem pływali, jedli kanapki, pili wino, kochali się i w końcu zasnęli pod baldachimem z eukaliptusów, a przez cały ten czas telefon komórkowy szczęśliwie milczał.


Obudzili się, kiedy słońce zachodziło za horyzont.

– Czy musimy już wracać? – spytała Christy z żalem.

Objął ją, pocałował i odsunął na odległość ramienia.

– Jesteś najpiękniejszą z kobiet, Christy Blair. Sprawiłaś, że prawie…

– Prawie co? – spytała łagodnie. Czuła, że Adam stara się dojść do siebie, jakby nie chciał myśleć o czymś, co sobie przypomniał. – Prawie co? – powtórzyła miękko.

– Prawie poczułem się znowu młody – powiedział, ale z jego oczu zniknął śmiech i Christy wiedziała, że co innego miał wcześniej na myśli.

Przytuliła się do niego.

– Jak rzekł siwobrody – dodała lekko. – Ile masz lat?

– Za dużo, jak dla ciebie – uśmiechnął się niewesoło.

– Trzydzieści dwa? Trzydzieści trzy? – zgadywała.

– Staruszek. To przecież tylko siedem więcej ode mnie, Adamie. – Uniosła twarz do pocałunku. – A ja wyraźnie wolę starszych panów. Przynajmniej – dodała ze szczerością w głosie – jednego.

Pocałował ją, inaczej jednak niż wcześniej, bez pasji. Między nimi pojawił się jakiś cień.

– Popływajmy jeszcze przed powrotem do domu – rzucił lekko i wskoczył do wody.

Christy została na brzegu i obserwowała Adama. Pływał od jednego załomu rzeki do drugiego, tam i z powrotem, niestrudzenie przecinając wodę silnymi ramionami. Słońce schowało się już prawie całkiem i siedząc w półmroku zastanawiała się, jakie demony dręczą Adama McCormacka.

Nie poruszyła się, kiedy w końcu wyszedł z wody i osuszał ciało ręcznikiem. Wpatrzona w ciemną rzekę poprosiła cicho:

– Opowiedz mi o Sarze, Adamie.

Zapadła przedłużająca się cisza i zdawało się, że Adam nie ma ochoty na zwierzenia. Jednak po pewnym czasie westchnął i podszedł do niej. Podniósł leżącą na ziemi suchą gałąź, odłamywał ją po kawałku i wrzucał do wody. Nie był w stanie patrzeć na Christy.

– Sara była moją żoną i kochałem ją – powiedział z tłumionym bólem w głosie. – Ale zmarła już dawno temu.

– Minęło tylko pół roku…

– Wiem. – W jego głosie nadal dźwięczał ból.

– Sara popełniła samobójstwo pół roku temu. Tak, policja uznała to za wypadek, ale Sara, kiedy spałem, zabrała kluczyki od samochodu i z dużą szybkością wjechała na ogromne drzewo. To nie był wypadek…

– Ona… mieszkała z tobą…

– Nie. – Pokręcił głową. – Trudno opisać, jak to wyglądało – zaczął. – Przez ostatnie lata życia Sara żyła głównie w różnych instytucjach. Nie chciała… Po prostu nie chciała brać leków, jeśli nie była do tego zmuszona. Była przekonana, że jest zdrowa, a jej choroba jest wymysłem innych ludzi. Demony Sary były realne. To wszyscy inni mieli problemy, bo ich nie widzieli.

– Ale była z tobą, kiedy zmarła.

– Tak. – Przestał łamać gałązkę i spojrzał na Christy. Na jego bladej twarzy malowała się rozpacz.

– Nie mogłem znieść tego, że jest w zamkniętym szpitalu. Dawali jej za dużo leków. Pewno musieli, żeby ją tam zatrzymać, bo po wyjściu wpadała w manie prześladowcze. Pojechałem ją zobaczyć i błagała mnie, żebym ją stamtąd zabrał. Wziąłem tydzień urlopu, żeby się nią zaopiekować. – Wzruszył ramionami. – To była głupota z mojej strony. Następnego dnia po obudzeniu się stwierdziłem, że jej nie ma. Pół godziny później policja poinformowała mnie o wypadku.

– Och, Adamie. – Christy wstała i ujęła jego rękę.

– Tak więc sama widzisz – ciągnął Adam. – Jestem starszy od ciebie o dziewięć lat, a czuję się, jakbym miał sto. Bierzemy się do pakowania? – Odwrócił się do niej plecami i zaczął zbierać rzeczy.

Christy zagryzła wargi. Czyżby ją odrzucał? Możliwe… Ale w tym momencie podszedł do niej i wyciągnął dłoń.

– Christy, kochanie, chodźmy już – poprosił z uśmiechem. – Przed pójściem do łóżka muszę jeszcze zrobić obchód w szpitalu.

– Do łóżka – powtórzyła cicho i rozpromieniła się. Uśmiech Adama zniknął.

– Christy, ja… To, co robimy… Christy, myślałem, że mogę zapomnieć o przeszłości…

– Nie uda ci się, Adamie – powiedziała poważnym tonem. – Nie powinieneś nawet próbować. – Stanęła na czubkach palców i pocałowała go lekko. – Wiem, że nawiedzają cię duchy z przeszłości, ale mogę poczekać, aż się od nich uwolnisz. Mogę czekać bardzo długo.

– Być może będziesz musiała – powiedział pod nosem.

Tej nocy Christy, leżąc w objęciach śpiącego Adama, czuła, że coś się między nimi zmieniło. Nadal jej pragnął. Mówiły to jego oczy, uśmiech i gesty. A jednak kochał się z nią teraz, jakby przestał wierzyć w ich przyszłość. Patrzył na nią jak na coś cennego, co wkrótce straci; co należy do niego tylko tak długo, dopóki nie zmienią się okoliczności.

Doszła do wniosku, że to chyba spuścizna po Sarze. Podstępna choroba, która mu ją odebrała, pozbawiła go również wiary w trwałość ludzkich związków. Jakby się czuła, gdyby to jej się zdarzyło – gdyby choroba umysłowa zmieniła kochanego człowieka w kogoś nieznanego?

Zbudził ją dźwięk telefonu. W półśnie czekała na powrót Adama lub na odgłos samochodu, jeśli to było wezwanie do pacjenta. Rozbudziła ją zmiana tonu w głosie Adama. Nie rozmawiał z pacjentem, lecz z kimś, kogo znał i kochał – z kimś z Anglii.

Nie uległa pokusie, by wstać i spod drzwi podsłuchać rozmowę. To była jego sprawa i miał prawo do prywatności.

Ale czy miał prawo kochać się ze mną i rozmawiać teraz w ten sposób z inną kobietą, spytała samą siebie. Zamknęła oczy, powstrzymując łzy. Jak mógł przyjechać tutaj, jeśli był związany z kimś w Anglii?

Nagle ton jego głosu się zmienił. Pojawiła się w nim niecierpliwość i gniew. Christy zakryła głowę poduszką, żeby go nie słyszeć. Ktokolwiek to był, Adam wolał wyjechać do Australii. Wolał przyjechać do niej.

Najbardziej w świecie pragnęłaby teraz wziąć ostre nożyczki, wejść do salonu i przeciąć telefoniczny przewód. Odciąć się od duchów, pomyślała ponuro. Gdyby to było takie proste.

Rozmowa skończyła się. Wierciła się na łóżku, czekając na Adama. Słyszała, jak wszedł do kuchni i robił herbatę. Po półgodzinie przestała czekać. Zdała sobie sprawę, że poszedł do własnej sypialni. Spała niespokojnie i często się budziła. Dopiero przed świtem zapadła w głęboki sen.

Rano obudził ją Adam. Wszedł do pokoju ze śniadaniem na tacy.

– Najwyższa pora, żebym zapłacił za czynsz. – Uśmiechnął się i postawił tacę na stoliku. Potem pochylił się i delikatnie pocałował ją w usta.

Christy, jeszcze śpiąca, usiadła powoli. Jego uśmiech ukoił jej lęki. Żaden mężczyzna nie mógłby w parę godzin po rozmowie z kochanką uśmiechać się w ten sposób do innej kobiety. A może mógłby?

Nieważne. Adam jest tutaj i ona jest tutaj, uspokoiła siebie raz jeszcze. Tylko to się liczy.

– Zostawiłeś mnie w nocy samą – powiedziała z wyrzutem, ale lekkim tonem.

– Chrapałaś – odpowiedział, idąc w stronę okna. Odciągnął zasłony i do pokoju wpadło słoneczne światło.

– Nie chrapię – zaprzeczyła z oburzeniem, zadowolona, że Adam dostarczył jej pretekstu do ostrego tonu w głosie.

– Nie musisz tego brać do siebie – uspokajał ją uprzejmie. – To tylko wibracja podniebienia miękkiego.

– Nie chrapię – powtórzyła stanowczo. – Zwłaszcza, kiedy nie śpię – ciągnęła – a ty wychodzisz.

Przeniósł wzrok z okna na krzaki za domem.

– Powiedzmy więc, że musiałem coś przemyśleć.

– I nie mogłeś tego zrobić mając mnie przy boku?

– Może pani podniebienie jest zwyczajne, panno Blair – powiedział czule, odwracając się do niej – ale z pewnością pani osobowość jest niezwykle rozpraszająca.

Dzień był piękny i Adam uśmiechał się do niej, jakby ją kochał. Nic więcej ją nie obchodziło.

– Może zrobimy sobie piknik nad rzeką? – zaproponowała szczęśliwa. – Moglibyśmy znowu popływać.

– Nie mogę, Christy – odmówił z żalem w głosie. – Wziąłem dzisiejszy dyżur za Richarda i muszę spotkać się z mężem Belli.

Zmarszczyła brwi.

– Pośrednikiem od nieruchomości? Po co? – Wypiła kolejny łyk kawy, która nagle straciła wszelki smak. – Chcesz… coś kupić?

– Na razie nie – odpowiedział z ciepłym uśmiechem. – Kiedy tu przyjechałem, powiedziano mi, że wkrótce będzie do wynajęcia pewien dom. W piątek dowiedziałem się, że jest to już możliwe.

– Nie chcesz… zostać ze mną? – Z przerażeniem usłyszała, że w tych paru słowach odkryła całą swą miłość i przywiązanie do niego. Gdzie się podziała jej duma? Kiedy chodziło o Adama, nie miała jej nigdy, pomyślała ze smutkiem.

Zapadła cisza. Patrząc w kawę, poczuła suchość w ustach i spojrzała na Adama. W jej oczach musiał pojawić się ból, bo Adam mimowolnie zbliżył się do niej. Wyjął z jej rąk kubek, odstawił i ujął jej dłonie.

– Christy, muszę to zrobić – powiedział łagodnie.

– Myślałem o tym przez całą noc i to jest jedyne wyjście.

– Jedyne wyjście…

– Łatwiej byłoby poddać się chwili – powiedział.

– Niczego nie chciałbym bardziej, niż zostać tu, kochać się z tobą, kochać ciebie i stworzyć z tobą trwały związek. Ale musimy być pewni…

– A nie jesteś? – przerwała szeptem. Próbowała uwolnić ręce, ale wzmocnił uścisk.

– Nie jestem – przyznał. – I sądzę, że ty też nie, Christy. – Kiedy zaskoczona spojrzała na niego zranionym wzrokiem, roześmiał się ponuro. – Wiem – powiedział cierpko. – Uważasz, że jesteś pewna. Jesteś… najpiękniejszym i najwspanialszym wydarzeniem w moim życiu, Christy Blair. Ofiarowujesz mi swoją miłość bez zastrzeżeń. Ufasz mi. – Potrząsnął głową. – Jesteś bardzo młoda, moja Christy.

– Nie jestem dzieckiem – powiedziała szorstko.

– Jestem kobietą i kocham cię. – Uwolniła ręce z jego dłoni i podeszła do okna. Niewidzącym wzrokiem patrzyła na dolinę. – Nie rozumiem, Adamie… Wiem tylko, że potrafisz mnie zranić, jak nikt inny. – Wzięła głęboki oddech. – Zakochałam się w tobie pięć lat temu. Pięć lat, Adamie. I przez cały ten czas nie mogłam o tobie zapomnieć.

Przemierzył pokój i położył ręce na jej ramionach.

– Nie o mnie – powiedział łagodnie. – O romantycznym ideale. Prawdziwy Adam McCormack… cóż, żyje w realnym świecie. Nie jest młody, niewinny i nietknięty przez życie. Christy, potrzebujemy trochę czasu. Chcę, żebyś wiedziała, jaki jestem naprawdę, zanim pozwolę ci poświęcić się dla mnie.

– To jest po prostu wymówka. – Rozsadzał ją gniew. Po raz pierwszy w życiu otworzyła się przed mężczyzną. Ofiarowała mu siebie, a on odpowiedział: poczekaj. Na co? Aż pozna się na tej kobiecie z Anglii? Aż dowie się, że tamta nie zechce być z nim?

Poczuła na policzkach łzy i ze złością wytarła je wierzchem dłoni. To bez sensu. Zranił ją i mógłby zranić ją znowu. Niech go diabli wezmą, że w ogóle pojawił się w jej życiu.

– Lepiej już idź – powiedziała stłumionym głosem. – Christy…

– Nie utrudniaj nam tego jeszcze bardziej – wyszeptała. – Przyjeżdżając tu wiedziałeś, że cię kocham – powiedziała z goryczą. – Oto i ja. Nadal naiwna, wpadam w twoje ramiona i biorę resztki, jakie zostają ci z innego życia. No cóż, Adamie. Może jestem głupia, ale nie mam zamiaru żyć tak dalej. Chcę twojej miłości, a nie resztek po kimś innym. Kiedy będziesz mógł przyjść do mnie i powiedzieć, że jesteś w pełni wolny od dawnych więzów… jeśli zechcesz, będę z tobą. – Stłumiła szloch. Adam chciał ją wziąć w ramiona, ale odwróciła się. – Do tego czasu… trzymaj się z dala ode mnie…

Obserwował ją nieprzeniknionym wzrokiem.

– Zawsze będę związany z przeszłością – oświadczył po chwili. – Nie można uciec od przeszłości.

– Nie przeszkadzają mi wspomnienia – rzuciła oschle. – Wspomnienia, fotografie, portrety. Nie znoszę duchów, Adamie. Telefonujących w środku nocy, do których mówisz… – przerwała i pokręciła głową.

– Idź już. Masz rację. Lepiej będzie, jak znajdziesz sobie inne mieszkanie.

Загрузка...