Oczywiście, nie poszła. Wróciła do domu, wzięła letnią kąpiel, zrobiła kanapkę, której nie mogła zjeść i usiadła na werandzie. Wieczór był upalny i duszny. Adam ze swoją córką siedzieli już zapewne przy kolacji. To nie było przecież poważne zaproszenie.
Chyba jednak było. Dziesięć po siódmej usłyszała hamujący przed jej domem samochód. Nie poruszyła się. Siedziała na niewidocznym z frontu miejscu, a drzwi były zamknięte. Nie miała zamiaru ich otworzyć.
Ale to nie Adam jej szukał. Zza rogu domu wyszła Fiona.
Wyglądała inaczej, choć miała na sobie to samo ubranie. Zamiast warkoczyków jej główkę otaczała gęstwina loczków, niewprawnie związanych czerwoną wstążką z misiami koala. Na widok Christy dotknęła rączką wstążki, sprawdzając, czy jest na miejscu, i skierowała się do niej. Szczeniak, który zerwał się z kolan Christy dopadł Fionę w połowie drogi. Przywitała się z nim spokojnie, zerknęła do tyłu na ojca i z podrygującym psem u boku podeszła do Christy.
– Tatuś przygotował piknik – oznajmiła z powagą. – Musisz przyjść.
Christy zmusiła się do uśmiechu.
– To bardzo uprzejmie z waszej strony – odparła łagodnie. – Ale to twój pierwszy wieczór w nowym domu. Powinniście spędzić go razem.
Fiona ujęła rękę Christy i pociągnęła ponaglająco.
– Ale my mamy piknik – powtórzyła, jakby Christy nie zrozumiała, o co chodzi. Dla nabrania odwagi odetchnęła głęboko. – Tatuś powiedział, że to przyjęcie powitalne dla mnie, a bez przyjaciół nie ma przyjęcia. I powiedział, że jeśli będę wystarczająco odważna, żeby cię zaprosić, to może przyjdziesz.
– Coś ci powiem – oświadczyła Christy desperacko. – Możesz wziąć Kaczkę.
Fiona zastanowiła się i pokręciła głową.
– Nie – odrzekła. – Tatuś mówi, że potrzebujemy przyjaciół-ludzi. Kaczka jest psem-przyjacielem. Kimberley jest koalą-przyjacielem. Jeśli nie przyjdziesz, nie będę miała żadnego przyjaciela-człowieka na przyjęciu.
Christy spojrzała na patrzące na nią z nadzieją oczy i nie mogła odmówić. Przyjaciel-człowiek… Jeśli może dać to Fionie za cenę jeszcze jednego wieczoru z Adamem, to musi to zrobić. Wstała i krytycznie przyjrzała się swojej praktycznej spódnicy i bluzce.
– Nie jestem ubrana na przyjęcie – powiedziała bezradnie.
– Nie szkodzi – uspokoiła ją Fiona. – Ja też nie.
Adam stał przy samochodzie. Uśmiechnął się widząc je obie, lecz Christy Spiorunowała go wzrokiem. Jej uprzejmość nie obejmowała tego szantażysty.
Pojechali nad rzekę, tam gdzie kiedyś kąpali się. Fiona wyskoczyła z samochodu, gdy tylko stanął, otworzyła drzwiczki od strony Christy i chwyciła ją za rękę. Po raz pierwszy zachowywała się jak normalne, podekscytowane czymś dziecko.
– Chodź zobaczyć – zachęcała. – Mamy czerwony koc i poduszki, a pani z kawiarni zrobiła nam kanapki i ciastka, które nazywają się lamington, i tatuś kupił lemoniadę i szam… szam-coś-tam dla was i psie ciastka dla Kaczki. I powiedział, że możemy pływać.
– Zmarszczyła brwi. – Tylko że ja nie umiem pływać – wyznała. – Ale tatuś powiedział, że mnie potrzyma.
Mówiła prawdę. Piknik został starannie przygotowany. Jasnoczerwone serwetki, kryształowe kieliszki do szampana, plastikowy pucharek z błyszczącą słomką dla Fiony, a nawet czerwona miska dla psa ustawiona na serwetce stanowiły miły dla oka obraz.
Adam z półuśmiechem na twarzy słuchał szczebiotu córki. W dżinsach i rozchylonej koszuli robił wrażenie człowieka zrelaksowanego i szczęśliwego. Christy była zdumiona. Nigdy dotąd nie widziała go w takim stanie.
Powoli odwróciła wzrok, uśmiechnęła się do Fiony i usiadła.
– No to jedzmy, dobrze? – Rzuciła okiem na zegarek. – Nie mogę zostać zbyt długo. Mam w domu jeszcze dużo pracy.
Twarz dziewczynki posmutniała. – Ale…
– Nie martw się, kochanie – uspokoił ją Adam, otwierając przenośną chłodziarkę. – Dziś wieczorem panna Blair jest w naszej niewoli.
– Doktorze McCormack… – Christy była oburzona.
– To prawda, Christy – odparł poważnie. – Telefon i taksówka są daleko stąd. Skoro musisz z nami zostać, postaraj się rozluźnić i spędzić ten czas przyjemnie.
Wbrew własnym oczekiwaniom było jej przyjemnie. Postanowiła ograniczyć rozmowę z Adamem do absolutnie niezbędnego minimum, ale szybko zorientowała się, że jej demonstracyjne zachowanie pozostanie nie zauważone. Fiona mówiła za wszystkich.
Było widać, że poczuła się wreszcie bezpiecznie. Nakładała im na talerze i zapraszała do jedzenia, beształa za to, że nie chcieli kolejnej dokładki i podobnie zachęcała oraz karciła psa. Po posiłku zajęła się kopaniem w piasku, a potem chciała popływać.
Christy nie mogła się kąpać z powodu braku kostiumu. Usiadła na brzegu, ze śpiącym psem na kolanach i przyglądała się zabawie w wodzie. Adam położył córeczkę na swoich piersiach i udawał łódkę. Był pełen energii i wydawało się, że całkowicie przezwyciężył śmiertelne zmęczenie sprzed paru godzin. Wzruszył ją ten widok i zezłościła się na siebie. Nie mogła przecież nadal go kochać. Nie powinna…
W końcu ociekające wodą, szczęśliwe dziecko wyszło na brzeg. Christy osuszyła ją ręcznikiem i owinęła drugim, suchym. Fiona przytuliła się do niej z ufnością. Siedziały obserwując pływającego od załomu do załomu rzeki Adama, aż wreszcie dziewczynka zasnęła.
To jest jak narkotyk, pomyślała z goryczą Christy, głaszcząc pełną loczków główkę. Ciepłe, drobne ciało w jej objęciach i widok Adama… Gdyby był wolny pięć lat temu, to maleństwo mogłoby być jej częścią…
Nagle zobaczyła przed sobą Adama, wycierającego ręcznikiem muskularne ciało i patrzącego na nią z miłością… Ze zdumienia wstrzymała oddech. Wyraz jego twarzy nie budził najmniejszej wątpliwości, jak również fakt, że jego uczucia nie dotyczyły tylko Fiony…
– Adamie, muszę wracać do domu – powiedziała niepewnie, lekko odsuwając śpiącego szczeniaka i próbując wstać.
– Nie. – Uklęknął przy niej i przytrzymał za ręce. – Muszę z tobą porozmawiać. Po to cię tu sprowadziłem.
– Sprowadziła mnie Fiona – poprawiła cierpko. – Inaczej by mnie tu nie było.
– Wiem. – Uśmiechnął się ponuro. – Dobrze o tym wiem. – Wstał, dosuszył się i włożył koszulę. Potem usiadł przy córce.
Kobieta i mężczyzna ze śpiącym pośrodku dzieckiem i psem… Musimy tworzyć sielski obrazek, przemknęła jej myśl, którą natychmiast odepchnęła od siebie ze złością. Po tym, co Adam zrobił, było to po prostu niemożliwe…
– Christy, chcę ci opowiedzieć pewną historię.
– Nie chcę tego słuchać.
– Wiem – powtórzył zawziętym tonem – ale muszę ci to powiedzieć i nie wyjedziemy stąd, dopóki mnie nie wysłuchasz. – Westchnął.
Spojrzał na płynącą powoli rzekę i wpatrywał się w nią niewidzącym wzrokiem. Myślą wrócił do koszmaru, jakim był koniec jego małżeństwa…
– Kochałem Sarę. – Jego słowa zawisły w gęstniejącym mroku. Z trudem znalazł kolejne. – To były inne uczucia, niż żywię do ciebie, Christy, ale tym niemniej to była miłość. Sara miała trudne życie. Ojciec zmarł, kiedy była dzieckiem, a matka była osobą zimną i cynicznie ambitną. Sara studiowała prawo, choć tego nie znosiła. Pobraliśmy się po półrocznej znajomości. Jej matka była przerażona. Poślubienie początkującego lekarza bez koneksji rodzinnych było dla niej szczytem szaleństwa. Oświadczyła Sarze, że odezwie się do niej dopiero po naszym rozwodzie.
Szczeniak warknął cichutko przez sen i Fiona poruszyła się. Poza tym panowała kompletna cisza.
– Nie zauważyłem, by Sara przejmowała się postawą matki – ciągnął cicho. – Liczyło się tylko to, że jesteśmy razem. I wtedy zachorowała… – Głos mu się załamał. – Próbowałem już opisać ci te parę lat. To było piekło. Patrzeć, jak ktoś, kogo się kocha, staje się stopniowo zupełnie kimś innym… To najgorsze męki piekielne, jakie mogę sobie wyobrazić. Niewiele brakowało, żebym sam oszalał. Gdyby nie przyjaciele, tacy jak Richard, pewno by do tego doszło.
Podniósł kamień i wrzucił do rzeki. Potem wrzucił następny i jeszcze jeden.
– Podczas jednego z okresów leczenia, kiedy czuła się lepiej, skontaktowała się z matką. Helen przekonała ją, żeby złożyła pozew rozwodowy. – Skrzywił się z rozgoryczeniem. – To były trudne chwile. Właśnie wtedy Richard zabrał mnie do waszego domu twierdząc, że domowe obiady i wysypianie się przez tydzień zdziałają cuda. I wtedy ty pojawiłaś się w moim życiu…
– Adamie, nie chcę…
– Nie przerywaj, Christy – uciął zdecydowanym tonem. – Wysłuchasz wszystkiego, czy chcesz tego czy nie. – Kolejny kamień wpadł do wody. – Nie potrafię opisać, co wówczas czułem. Może ty wiesz. Sądzę, że też wyczuwałaś przebiegające między nami prądy. Ale przede mną otworzyły się wtedy drzwi, za którymi było życie: miła, kochająca się rodzina, normalni, sympatyczni ludzie, i ty…
– Tylko, że Sara wróciła – powiedziała ze smutkiem.
Zamachnął się mocno i rzucił kolejny kamień.
– Tak – potwierdził. – Robiła wrażenie, jakby toczyła wewnętrzną walkę o Sarę, którą niegdyś była. Po złożeniu pozwu o rozwód nagle doszła do wniosku, że chce być ze mną. Błagała mnie, bym dał jej jeszcze jedną szansę. – Wzruszył ramionami. – Była… prawie taka jak dawna Sara. Musiałem spróbować. Spędziliśmy razem tydzień, usiłując odbudować coś, czego nie dało się odtworzyć. Ta próba okazała się pomyłką, a jej skutki… – urwał na chwilę i ponuro patrzył w przestrzeń. – Uwierzyłem Sarze, że bierze pigułki. Nie brała i wtedy została poczęta Fiona.
– Och, Adamie…
– Po tygodniu odeszła – ciągnął zduszonym głosem. – Pojechała z matką do Europy. Jej problemy nasiliły się i matka oddawała ją do najlepszych szpitali. Opłacałem koszty jej leczenia i to był jedyny kontakt z nią. Kiedy Helen dowiedziała się, że szpital zawiadomił mnie o narodzinach Fiony, formalnie nadal byłem mężem Sary i płaciłem rachunki, zabrała Sarę i dziecko, zanim zdążyłem tam dojechać.
– Adamie…
Z ponurym wyrazem twarzy patrzył w przestrzeń.
– Kolejne lata… To było szczególne piekło. Musiałem płacić monstrualne rachunki za szpitale oraz prawnikom, za wywalczenie dostępu do Fiony. – Potrząsnął głową. – Gdybym ci opowiedział, do czego ta kobieta się posuwała… Cóż, wystarczy, jak ci powiem, że w ciągu czterech lat widziałem Fionę trzy razy, a każdy raz kosztował mnie tysiące dolarów na opłaty sądowe. Ciągnęło się to bez końca. Po rozwodzie Sara i Helen przekonały sąd, żeby przyznał im prawa opiekuńcze. Sara nie była zdolna do sprawowania opieki nad Fioną, ale chciała tego jej matka. A raczej chciała zranić mnie…
– Więc jak… Roześmiał się gorzko.
– W końcu los się do mnie uśmiechnął. Matka Sary poślubiła kogoś utytułowanego i odrzuciła swoją szaloną córkę jak gorący kartofel. Przywiozłem Sarę do Londynu, a ona natychmiast się zabiła.
– Nie wierzę…
– Ironia losu, co? – spytał szorstko. – Uważałem, że postępuję słusznie…
– A Fiona?
– Przeżyłem kolejną bitwę w sądzie – powiedział z goryczą. – Matka Sary miała już w tym czasie inne problemy niż mała wnuczka, ale winiła mnie za wszystko, co stało się z córką i wiedziała, że może mnie zranić zatrzymując Fionę. Przekonywała sąd, że była dla niej matką od chwili narodzin i że ja nie mogę zrezygnować z pracy, bo nie mam innych środków utrzymania oraz muszę spłacić wysokie rachunki szpitalne. Wygrała. Mnie przyznano prawo do kontaktu z dzieckiem, ale nie uwierzyłabyś, ile ta kobieta wynajdywała ważnych powodów, żeby mi to uniemożliwić. Mogłem jedynie telefonować do Fiony. – Skrzywił się. – Zdajesz sobie sprawę, jak trudno jest utrzymać jakiś uczuciowy związek z dzieckiem przez telefon?
– Więc…
– Więc postanowiłem trochę odczekać – powiedział niskim głosem. – I wtedy dostałem list od Richarda, z propozycją pracy w Australii. Wspomniał, że ty też wyemigrowałaś. Zacząłem myśleć o wyjeździe i pozwoliłem sobie pomarzyć…
– Więc oddałeś Fionę jej babci – stwierdziła spokojnie.
– Nie. – Nagle jego głos zabrzmiał zdecydowanie. Obrócił się do Christy i ujął jej dłoń. – Ale zdecydowałem się na cholernie ryzykowną grę.
Przyciągnął jej wzrok i nie spuszczał z niej oczu. Chciał, by mu uwierzyła.
– Wtedy zdawałem już sobie sprawę, że matce Sary nie zależy na wnuczce, a jedynie na tym, by mi dopiec. Oddała Fionę do szkoły z internatem… Do internatu! Tylko w jednej szkole przyjmują tak małe dzieci i kosztuje to fortunę. Odmówiłem po prostu płacenia rachunków, wyjechałem do Australii i zacząłem czekać…
– Adamie…
– Kiedy rachunki nie zostały zapłacone, szkoła odesłała Fionę do domu – kontynuował. – A w domu była Helen z nowym mężem. Nagle w ich domu pojawiło się czteroletnie dziecko i wcale im się to nie podobało. Mąż Helen może być sobie lordem, ale nie opływa w pieniądze. Nie miał zamiaru płacić rachunków za dziecko, które ma ojca. Oznajmił żonie, że nie życzy sobie Fiony na stałe w ich życiu. Helen miała więc dziecko, którego nie chciała, a ja byłem w Australii.
– Więc…
– Więc zadzwoniła do mnie i kazała przyjechać po Fionę. Odpowiedziałem, że już jej nie chcę…
– Adamie!
– Powiedziałem, że spotkałem kobietę, którą pokochałem i z którą chcę się ożenić. Dziecko byłoby tylko zawadą…
– Ty…
– Christy… – Adam uśmiechnął się nieoczekiwanie młodzieńczym, pełnym życia uśmiechem. – Nie rozumiesz? Jak tylko Helen pomyślała, że nie chcę Fiony, uznała, że jej największym pragnieniem jest przekazać ją mnie. Oświadczyła, że jej stan zdrowia nie pozwala dłużej zajmować się dzieckiem. Zrzekła się praw opiekuńczych i oddała Fionę do domu dziecka. – Pokręcił głową. – Przyznaję, nie spodziewałem się, iż posunie się aż do tego. Przedstawiciele opieki społecznej skontaktowali się ze mną i dwa dni później byłem na miejscu. Jak więc widzisz…
– Adam, nie mów dalej – poprosiła słabym głosem. – Nie mogę tego znieść.
– Christy, wyjdziesz za mnie? Zapadła cisza.
– Dlaczego? – spytała po chwili bez tchu. Zamknęła oczy. – Bez względu na to, co powiedziałeś matce Sary, wyjeżdżając do Londynu nie pragnąłeś, bym była twą żoną… Może kochanką, ale nie żoną…
Adam schylił się i ostrożnie przeniósł śpiącą dziewczynkę na leżące za nim poduszki. Nie poruszyła się. Podniósł psa z kolan Christy i położył go obok córki. Potem ujął dłonie Christy.
– Powiedziałem prawdę matce Sary – oświadczył spokojnie. – Niczego nie pragnąłem bardziej niż poślubić pewną kobietę z Australii. Ale ta dama… – Z czułością patrzył na zwróconą ku niemu twarz Christy. – Moja ukochana powiedziała mi, że nie chce mieć nic wspólnego z dziećmi. Oświadczyła to tak jednoznacznie i poważnie, że uwierzyłem jej. Byłem głupcem aż do dzisiejszego popołudnia, kiedy zobaczyłem twój wybuch złości. – Przytulił ją. – W twoich oczach zobaczyłem wściekłość i bezradność, które sam czułem przez ostatnie lata. – Pocałował ją delikatnie. – Kocham cię, Christy. Kocham cię od pięciu długich lat i cokolwiek mi teraz odpowiesz, będę kochał cię nadal. Wyjdziesz za mnie?
Spojrzała mu w oczy. Zobaczyła w nich wszystko, co chciałaby widzieć. Była w nich miłość, czułość i spokój.
Podniosła ręce i przyciągnęła jego głowę. Pocałunek trwał całą wieczność.
– Och, Adamie – szepnęła, wracając do rzeczywistości.
– Nie proszę, byś była dla Fiony matką na pełnym etacie – zastrzegł się szybko. – Przemyślałem to już i…
– Od popołudnia? – zażartowała.
– Od popołudnia. – Pocałował ją lekko w czubek nosa. – Domek, w którym teraz mieszkam jest do kupienia. Jest ślicznie położony. Mógłby być domem naszych marzeń. A poza tym, przyszło mi do głowy, że skoro naszą najbliższą sąsiadką jest Amy Haddon…
– Byłaby wspaniałą przyszywaną babcią…
– Nie tylko dla Fiony. – Adam uśmiechnął się.
– Kate też stoi w kolejce.
– Amy będzie miała dwoje wnuków…
– A to dopiero początek – zapewnił z udawaną powagą.
Udała, że się zastanawia.
– Sądzisz więc, że Kate i Richard będą mieli więcej dzieci? – spytała i napotkawszy wzrok Adama, roześmiała się. – Kochanie – powiedziała z czułością – myślę, że Amy może mieć tuzin wnuków.
– No, to byłaby chyba przesada. – Ze śmiechem przytrzymał ją na odległość ramienia. – Czy to znaczy, że zgadza się pani wyjść za mnie, panno Blair?
Spojrzała na niego zamglonym wzrokiem i uśmiechnęła się. Jej świat wirował szaleńczo ze szczęścia wokół epicentrum, którym były oczy Adama.
– Oczywiście, że pana poślubię, doktorze – powiedziała oficjalnym tonem. I zupełnie już innym dodała:
– Och, Adamie, mój najdroższy…