W ciągu najbliższych dni Christy, dotrzymując obietnicy, wpadała do domku Adama i zawsze zastawała Amy przy pracy. Domek, uprzednio żałośnie zaniedbany, teraz świecił czystością.
– Powinnaś bardziej uważać na siebie – ostrzegła ją we wtorek, na dzień przed powrotem Adama. – Wyszłaś ze szpitala dopiero trzy dni temu.
Christy odprowadziła Amy do jej domu, przy którym zaparkowała samochód.
– Jesteś pewna, że dobrze się czujesz? – spytała, patrząc na zarumienioną twarz kobiety.
– Muszę trochę odpocząć – wyznała Amy. – Mam jeszcze uszyć zasłony, ale mogą poczekać, aż wypiję herbatę.
Christy zmarszczyła brwi. Dotknęła czoła Amy.
– Masz lekką gorączkę.
– Myłam werandę. – Amy wzruszyła ramionami. – Trochę mi gorąco – przyznała. – Przez ostatnie dni miałam potówki.
– Potówki…
– To drobiazg – zapewniła ją Amy. – Naprawdę.
– Nie przemęczaj się dziś wieczorem – ostrzegła ją Christy poważnym tonem. – Może byłoby dobrze, żebyś jutro zobaczyła się z moim bratem. Zasłony mogą zaczekać.
Resztę wieczoru Christy spędziła w domu, zajmując się papierkową pracą. Starała się nie myśleć o Adamie, ale oczyma wyobraźni wciąż widziała go w samolocie lecącym do Australii.
To była najcieplejsza noc w tym roku. Upał dodatkowo utrudniał Christy koncentrację. Dzielnie walczyła z kolumną cyfr, które nie chciały się dać zsumować, ale po trzeciej próbie zrezygnowała.
Chwilę potem zadzwonił telefon.
– Christy, nie śpisz? – W głosie Amy brzmiał lęk. – Mówiłaś, pamiętasz, że mam temperaturę. – Wciągnęła łapczywie powietrze. – Christy… Czuję się bardzo słabo.
– Siedzisz na czymś? – spytała zaniepokojona Christy. – Tak.
– Nie ruszaj się. Zaraz będę u ciebie.
Po pięciu minutach bezowocnie stukała do drzwi domu Amy. Był zamknięty tak szczelnie jak forteca. Po ostatnich wydarzeniach Amy stała się ostrożniejsza niż zwykle. Christy przeszła przez ciemny ogród do tylnych drzwi. Zapukała i tym razem z ulgą usłyszała słaby i przestraszony głos.
– Christy? To ty?
– Oczywiście – krzyknęła. – Jak mam wejść?
– Nie mogę wstać – odpowiedziała mdlejącym głosem Amy. – Jak tylko próbuję, kręci mi się w głowie i zaczynam tracić przytomność.
– Nie masz tu gdzieś schowanego zapasowego klucza?
– Nie.
Christy spojrzała na swoją nogę i z rozczarowaniem pokręciła głową – żadnych oszklonych drzwi. Na tylny ganek wychodziło jednak okno łazienki. Podniosła doniczkę z kwiatkami i cisnęła ją w środek szyby. Ziemia i rośliny rozprysnęły się, ale okno pozostało nienaruszone.
– Christy? – dobiegł ją przerażony głos Amy.
– Nie przejmuj się – zawołała i schyliła się po cięższy pocisk. – Jako początkujący włamywacz sfuszerowałam. Straciłaś doniczkę petunii. Następny na liście jest ogródkowy krasnal.
Wzięła duży rozmach i rzuciła najmocniej, jak potrafiła. Szyba rozprysła się na tysiąc kawałków, a krasnal przeleciawszy przez okno uderzył w lustro, które spotkał ten sam los. Za pomocą wycieraczki spod drzwi wyjęła resztki szkła z framugi i otworzyła od wewnątrz okno. W minutę później była przy Amy.
Twarz Amy, przed trzema godzinami zaróżowiona od wypieków, była teraz biała jak płótno. Jej ręce leżały na oparciu fotela, jakby nie była w stanie ich podnieść. W istocie nie mogła. Na widok Christy próbowała je wyciągnąć, ale natychmiast opadły. Zamknęła oczy i zacisnęła je.
– Przepraszam – wymamrotała. – Robię tyle kłopotu.
– Nie przepraszaj – uspokoiła ją łagodnie Christy, ściskając za ramię. – Położymy cię do łóżka, dobrze?
– Nie wiem, co mi się stało… Nie… – Amy lekko pokręciła głową. Po twarzy spływały jej łzy.
– Masz gorączkę – wyjaśniła Christy, poczuwszy przez cienki materiał bluzki Amy, że jej skóra parzy. Zagryzła wargi i pomogła chorej przejść do sypialni. Co kryło się za tak wysoką temperaturą: infekcja w złamanej ręce czy też rany na głowie? – Zadzwonię do Richarda, doktora Blaira – uprzedziła, ułożywszy Amy na łóżku.
– Nie chcę… Nie chcę mu robić kłopotu.
– Wiem – zapewniła ją Christy. – Ale jesteś chora i miałby mi za złe, gdybym mu o tym nie powiedziała. – Otworzyła okno, żeby wpuścić choć trochę świeżego powietrza do pokoju, i poszła do telefonu.
– Richard został wezwany na farmę po drugiej stronie doliny – poinformowała ją Kate. – Co się stało?
Christy opisała jej sytuację.
– Może to być po prostu przeziębienie – zakończyła.
– Ale nie sądzę.
– Powinny działać jeszcze antybiotyki, które dostała w szpitalu – zastanawiała się Kate. – Za późno na wystąpienie infekcji. Chyba że… chyba że zrobił się ropień…
– Kate, to nie jest zwykłe przeziębienie. Ona jest naprawdę chora.
– Masz termometr?
– Zaraz sprawdzę. – Po trzech minutach z niepokojem patrzyła na szklaną rurkę. Podeszła do telefonu.
– Czterdzieści jeden stopni. I, Kate… ona zaczyna majaczyć.
– Trzeba ją zawieźć do szpitala – zdecydowała Kate.
– Dzwonię po karetkę.
Przez otwarte drzwi sypialni Christy zobaczyła rzucającą się nerwowo na łóżku Amy.
– Będziesz tam na nas czekała?
– Dopiero co położyłam Andrew. – Kate zawahała się. – Spróbuję skontaktować się z Richardem. Jeśli on nie będzie mógł przyjechać do szpitala, to wtedy przyjadę. Obniż jej temperaturę.
Obniżyć temperaturę… W taki upał.
Przypomniała sobie własne rady dawane matkom dzieci z lekką gorączką. Chłodna kąpiel i włączony wentylator. Kąpiel nie wchodziła w grę, ale mogła użyć gąbki. Nalała wody do miski, znalazła wentylator i wróciła do sypialni.
Amy była nieprzytomna. Wysiłki Christy nie przynosiły rezultatu, gorączka nie ustępowała. Chora rzucała się na łóżku, mamrocąc coś niezrozumiale. W pewnej chwili gwałtownym ruchem przekręciła niesprawną rękę i zawyła z bólu. Christy zaklęła z bezsilności. Nic nie mogła pomóc.
W końcu usłyszała wyczekiwany odgłos szybko jadącego pojazdu. Ambulans nie używał syreny, ale w oknie sypialni widać było niesamowity niebiesko-czerwony blask, jaki dawały jego światła. Christy odłożyła gąbkę, rzuciła niepewne spojrzenie na leżącą kobietę i pobiegła otworzyć drzwi.
Nie czekając na wejście mężczyzn obsługujących karetkę, pobiegła z powrotem do sypialni. Bała się, że Amy, rzucając się na łóżku, może zrobić sobie krzywdę. Po chwili mężczyźni weszli do pokoju. Za nimi wszedł Adam.
Spojrzała na niego i nie mogła uwierzyć własnym oczom. W ramionach trzymał dziecko. Zaniepokojona zwróciła głowę w stronę szarpiącej się Amy i próbowała ją przytrzymać.
– Co tu, do diabła, się dzieje? – Adam przemówił pierwszy.
Mężczyźni odwrócili się do niego, ale niecierpliwie odsunął ich na bok. Posadził dziecko w głębokim fotelu przy drzwiach. Mała dziewczynka była przerażona.
– Zostań tu, Fiono – powiedział zdecydowanym tonem. Lekko pogłaskał ją po głowie i podszedł szybko do łóżka. – Powiedz mi…
Christy nie mogła teraz poświęcić dziecku ani jednej myśli więcej. Adam dotknął nadgarstka Amy i cofnął rękę, jakby się sparzył.
– Jest tu wanna? – warknął. – Tak.
– Trzeba nalać wody – polecił jednemu z mężczyzn. – Jest tak gorąco, że w inny sposób nie obniżymy jej temperatury. Woda ma być letnia, a nie zimna, żeby nie dostała szoku. Szybko. Zaniesiemy ją tam – zwrócił się do drugiego mężczyzny. – Jeśli nie obniżymy jej gorączki, dostanie drgawek.
– Mamy ją rozebrać, doktorze?
– Nie. – Adam zsuwał już buty ze stóp Amy.
– Mokre ubranie pozwoli utrzymać obniżoną temperaturę do czasu, aż znajdzie się w klimatyzowanej sali szpitalnej. Christy, jak długo Amy jest w takim stanie?
– Trzy godziny temu czuła się dobrze – odpowiedziała. – Nie rozumiem. Taka piorunująca infekcja?
– Nie sądzę, żeby to była infekcja. – Odwrócił się, żeby pomóc przenieść Amy na nosze. – Chyba że w głowie zrobił się ropień… Christy, podtrzymuj ją w drodze do łazienki. – Pełnym niepokoju spojrzeniem obrzucił skulone na fotelu dziecko i powoli odwrócił wzrok. Dziewczynka była przerażona i całkowicie zagubiona, ale całą uwagę musiał teraz poświęcić Amy.
– Pomóż nam ją podnieść, Christy – rozkazał – a potem zadzwoń do szpitala, żeby na intensywnej terapii była jak najniższa temperatura.
Zanim Christy skończyła rozmowę telefoniczną, metoda Adama przyniosła już efekt. Delirium Amy ustąpiło. Zdezorientowana i zakłopotana chciała wyjść z wanny, ale Adam przytrzymał ją.
– Jeszcze trochę, pani Haddon. Musimy mieć pewność, że dowieziemy panią do szpitala przytomną.
– Ale co się ze mną dzieje? – spytała Amy słabo.
– Och, panie doktorze… – Nagle zdała sobie sprawę, do kogo mówi i wyszeptała zdumiona: – Doktor McCormack. Wrócił pan, a ja nie zdążyłam uszyć zasłon. – Zmarszczywszy brwi przez moment intensywnie nad czymś myślała. – Czy przywiózł pan z sobą małą? – spytała.
– Przywiozłem – potwierdził Adam. – Teraz proszę się niczym nie martwić i odpoczywać. – Uśmiechnął się w taki sposób, że zdaniem Christy Amy zrobiłaby dla niego wszystko, czego by sobie zażyczył. – Christy – powiedział po chwili, nie odwracając się – mogłabyś sprawdzić, co z Fioną?
Dziewczynka… Pewno siedzi zwinięta w kłębek w sypialni. Christy śmignęła z łazienki jak strzała. Nie wiedziała, o co chodzi, ale przypomniawszy sobie wygląd dziecka poczuła ucisk w gardle.
Fiona siedziała w nie zmienionej pozycji. Patrzyła w jakiś punkt nad łóżkiem. Nie zareagowała, kiedy Christy pochyliła się nad nią.
Drobniutka i szczuplutka, z ogromnymi zielonymi oczami, wyglądała jak elf z bajki. Brązowe włosy miała splecione ciasno w warkocze. Nie ma więcej niż cztery lata, oceniła Christy. Przyklęknęła przy niej i ujęła dwie sztywne malutkie dłonie we własne.
– Jestem Christy – przedstawiła się. Wzięła głęboki oddech, kiedy nagle wszystko zrozumiała. Te oczy nie mogły mylić. – Twój tatuś prosił mnie, żebym była z tobą, bo sam jest zajęty.
Przez dłuższą chwilę sądziła, że dziecko jej nie usłyszało. Patrzyło apatycznie w ten sam punkt, a sztywne dłonie pozostały nieruchome. A potem, powoli, wielkie zielone oczy zaczęły napełniać się łzami i ciało dziewczynki zaczęło drżeć od szlochu. Christy ścisnęło się serce. Przygarnęła dziecko do piersi i mocno trzymała w objęciach.
Szlochanie nie ustawało. Gdyby Christy nie czuła dreszczy, przebiegających po ciele dziecka, nie wiedziałaby nawet o tym bezgłośnym szlochu. Niestety, czuła je niewątpliwie. Usiadła i nucąc kołysała dziewczynkę, głaszcząc ją i tuląc, aż ta wypłakała lęk, nieufność i samotność.
Z zewnątrz dobiegły ją odgłosy podnoszenia się Amy z wanny. Po chwili w drzwiach pojawił się Adam.
– Czy Richard jest w szpitalu?
– Nie. – Fiona w jej ramionach prawie spała. Poruszyła się na głos Adama, ale Christy przytuliła ją mocniej widząc, że dziewczynka i tak będzie musiała zostać z nią dłużej. – Pojechał na wizytę. Kate powiedziała, że przyjedzie, jeśli będzie trzeba.
– Mogę jej potrzebować. Nie mam pojęcia, co, do licha, się dzieje. – Spojrzał bezradnie na dziecko. – Wiozłem Fionę do domu, a tuż przede mną jechał ambulans. Nie mogłem…
– Musiałeś przyjechać – uspokoiła go łagodnie, rozumiejąc jego wyrzuty sumienia. – Zabiorę Fionę do twego domu i zaczekam na ciebie, Adamie.
– Nie. – Nie zgodził się. – Spacer w ciemności i kolejny dom… – Nachylił się i dotknął twarzy śpiącej dziewczynki. – To Christy, Fiono. Christy jest przyjacielem. Fiono, pamiętasz, jak mówiłem ci, że opiekuję się chorymi ludźmi?
– Jesteś lekarzem – powiedziała apatycznie, stłumionym głosem o płaczliwym tonie.
– Masz rację. Fiono, muszę teraz zająć się chorą panią. Tą, którą widziałaś. Zabiorę ją do szpitala i kiedy… poczuje się lepiej, wrócę i zabiorę cię do twego nowego domu. Do tego czasu zaopiekuje się tobą Christy. Dobrze?
– Dobrze – odpowiedziała płaczliwym głosem, który jasno wskazywał, że wcale nie jest dobrze. Adam westchnął. Wyglądał mizernie.
– Idź – powiedziała Christy łagodnie. – Fiona i ja pójdziemy spać.
Po wyjściu Adama długo jeszcze trzymała dziecko w objęciach. Fiona zasnęła, ale spała bardzo lekko i niespokojnie. Co jakiś czas drżała konwulsyjnie, jakby panicznie się czegoś bała.
Co Adam zrobił z tym dzieckiem? Gdzie ono było dotąd? Dotknęła warkoczyków, chcąc je rozpleść. Były splecione tak ciasno, że chyba dziewczynkę bolała od nich głowa. Ściągnięte były tylko elastyczną frotką, nie miały żadnych ozdób, a prosta szara spódniczka i biała bluzka, poplamiona w czasie podróży, robiły wrażenie, że dziecko nie było wychowywane w rodzinie.
Christy potrząsnęła głową. Powoli narastał w niej gniew. Dlaczego nie zabrał dziecka ze sobą do Australii? Czy to była przeszłość, przed którą uciekał? Nie chodziło więc o kobietę. Gdyby pojawił się tutaj z narzeczoną u boku, nie byłaby bardziej zirytowana. Powiedział jej, że nie może uciec od przeszłości. Jak mógł w ogóle chcieć uciec od tego maleństwa?
Płacząc tuliła do siebie dziewczynkę, nuciła jej od dawna zapomniane piosenki. Wydobyły się z otchłani jej pamięci dla dziecka, które najwyraźniej bardzo ich potrzebowało.
W końcu dziewczynka rozluźniła się i zapadła w głęboki sen. Christy ostrożnie przeniosła ją na łóżko i nakryła narzutą.
Długo przypatrywała się śladom łez na twarzyczce Fiony. Nigdy jeszcze nie widziała tak bezbronnego dziecka. Czuła, że dławiący ją gniew przeradza się w furię. Jak mogła kochać mężczyznę, który tak potraktował własne dziecko?
Zostawiła zapalone światło w sypialni i poszła do kuchni zrobić sobie herbaty. Może ciepły napój trochę ją uspokoi.
Co też działo się z Amy? Zastanawiała się nad różnymi możliwymi wyjaśnieniami i odrzucała je po kolei. W końcu doszła do wniosku, że może to infekcja dróg moczowych. To, i zbyt wiele wysiłku w upalny dzień…
Sprawdziwszy, że Fiona śpi spokojnie, usiadła przy ławie w kuchni z kubkiem gorącej, słodkiej herbaty. Po chwili jej uwagę przykuł mały słoiczek z lekami. Nie był to lek z jej apteki, z ciekawości wzięła go w rękę. Amy przysięgła, że wyrzuciła wszystkie recepty oraz pastylki valium, więc musiała dostać ten lek w szpitalu w Melbourne. Christy przeczytała etykietę i marszcząc brwi wysypała pastylki, by je przeliczyć. Potem sięgnęła po słuchawkę.
– Chcę rozmawiać z doktorem McCormackiem – oświadczyła pielęgniarce, zdumionej tak późnym telefonem.
– Nie może podejść – odpowiedziała. – Pani Haddon naprawdę bardzo źle się czuje i…
– Wiem – przerwała jej Christy. – Właśnie o tym chcę z nim porozmawiać. Proszę go natychmiast poprosić.
Po chwili usłyszała zmęczony głos Adama.
– Mam nadzieję, Christy, że to ważne…
– Amy bierze leki na nadciśnienie – wypaliła i przeczytała z etykiety ich nazwę.
– I co z tego? – Nie był zainteresowany informacją przekazaną mu przez Christy. – Słuchaj, muszę iść. Czy Fiona…?
Christy westchnęła i przerwała mu.
– Z Fioną wszystko w porządku, Adamie. Wiem, że jesteś zajęty, ale musisz mnie wysłuchać. Amy ma te pastylki od pół roku, sądząc z daty na słoiczku, a brakuje tylko paru. Dokładnie dawki na dwa dni. Słoiczek stoi na ławie w kuchni, jakby z niego korzystała. Jeśli Amy wzięła je po raz pierwszy dwa dni temu…
– Nie widzę związku…
– Adamie, ten lek ma rzadkie, ale udowodnione skutki uboczne. Gorączkę.
Cisza.
– Jesteś pewna? – spytał ostrożnie i z tonu jego głosu wywnioskowała, że zastanawia się nad taką możliwością.
– Jestem. Nietypową reakcją na lek jest wysypka i niewielka gorączka, ale opisywano też przypadki bardzo wysokiej temperatury. Rzadko, ale zdarzały się.
– Z pewnością jesteś na bieżąco z literaturą. Jeśli to jest przyczyną… – myślał na głos.
– Nie dam za to głowy, ale jest to możliwe. – Christy odetchnęła głęboko. – Jeśli to prawda, to w ciągu dwudziestu czterech godzin jego skutki powinny ustać.
– Nie ma bólu głowy – powiedział do siebie. – Nie ma niczego, co wskazywałoby na ropień… – Po chwili ciszy rzucił krótko: – Dzięki, Christy, zapytam ją, czy brała te tabletki – i odłożył słuchawkę.
Podtrzymana na duchu nadzieją, poczuła przypływ energii. Poszła do łazienki ocenić szkody wyrządzone przez krasnala. Drewniana podkładka zbitego lustra pasowała do ziejącej pustką framugi okna. Znalazła w pralni młotek oraz gwoździe i przybiła ją w miejsce stłuczonej szyby.
Zajrzała znowu do sypialni. Fiona spała głębokim snem. Nie pozostało jej nic innego, jak usiąść i czekać.
Adam zastał ją śpiącą na ławie kuchennej, z głową wtuloną w ramiona. Lekko dotknął jej ramienia i obudziła się.
– A-Adam… – Przez moment była zmieszana, ale szybko przypomniała sobie, dlaczego się tu znalazła. Otrząsnęła się z resztek snu i sztywno wstała. – Jak… jak się czuje Amy?
– Wysłaliśmy ją do Melbourne – poinformował i widząc na jej twarzy rozczarowanie, potrząsnął głową. – Nie jesteśmy pewni, czy to nie jest ropień. Mam ogromną nadzieję, że twoje przypuszczenie się sprawdzi, ale przedyskutowaliśmy to z Richardem i doszliśmy do wniosku, że nie możemy ryzykować. Jeśli wystąpiło krwawienie śródczaszkowe, a my go nie zauważyliśmy… – Wzruszył ramionami. – Liczę na to, że badanie tomograficzne niczego nie wykaże. – Opadł na stołek, który zwolniła Christy i oparł głowę na dłoniach. – Szczęśliwie śpi normalnie i temperatura nie rośnie. Jeśli masz rację, nad ranem poczuje się znacznie lepiej.
Adam był szary na twarzy i robił wrażenie człowieka będącego u kresu wytrzymałości. Podgrzała wodę i zrobiła mu gorącej i słodkiej herbaty.
– Czy te pigułki wzięła po raz pierwszy? – spytała podając mu kubek. Przyjął go z taką miną, jakby to była lina ratunkowa.
– Dzięki, Christy. Nie wiem… – Potrząsnął głową, przypominając sobie jej pytanie. – Tak, pierwszy raz. Parę miesięcy temu lekarz w Melbourne, od którego chciała dostać receptę na valium, powiedział jej, że ma nadciśnienie i dopisał ten lek na recepcie. Musiała go wykupić, ale postanowiła nie zażywać. Była w takiej depresji, że nagła śmierć z powodu nadciśnienia wydawała się jej błogosławieństwem. W tym tygodniu doszła jednak do wniosku, że ma po co żyć, więc go zażyła. Niestety bez żadnej konsultacji.
– Ale teraz czuje się już dobrze?
– Jeśli masz rację… O ile jej temperatura nie wzrośnie. Richard pojechał z nią.
– Cieszę się.
Adam w milczeniu dopił herbatę, odstawił kubek i spojrzał na nią nieprzytomnym wzrokiem.
– Zabierz Fionę do domu. Ja zamknę dom i zabiorę szczeniaka do siebie.
– Christy…
– Idź – ponagliła go. – Jesteś potrzebny córce i oboje musicie się przespać. – W jej głosie pobrzmiewał ból, mimo iż starała się go ukryć.
– Masz rację – powiedział cicho, patrząc na nią niepewnie. – Zadzwonię do ciebie jutro.
Pokręciła przecząco głową.
– Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł.