ROZDZIAŁ I

Sara Wenning przyjechała do miasta rozgoryczona, pełna wątpliwości i pozbawiona wiary w siebie. Powodem był naturalnie mężczyzna, z którym w marzeniach wiązała swoją przyszłość. Niestety, jego wybranką została inna. Takie problemy miewa wprawdzie wiele kobiet, jednak niewielka to pociecha dla tych, które owo doświadczenie właśnie dotknęło. Osamotnioną dziewczyną zainteresował się kolega z pracy Erik Brandt. Spragniona przyjaźni wydała mu się łatwą zdobyczą.

Sara była miłą, młodą osóbką o zgrabnej figurze, długich nogach i żywych oczach, z ciekawością spoglądających na świat. Miała przy tym wiele dziewczęcego uroku, a właśnie takie kobiety najprędzej wpadały Brandtowi w oko. Erik chciał bowiem udowodnić sobie, że żadna dziewczyna nie jest w stanie mu się oprzeć. Mimo iż dobijał już czterdziestki, nie miał najmniejszego zamiaru czuć się gorszym od młodych, przystojnych i wysportowanych mężczyzn. Dlatego często brał zimny prysznic, regularnie biegał, a także zażywał tabletki drożdżowe, które, jak wierzył, pozwalały mu zachować młodzieńczy wygląd i piękne, kręcone miedzianobrązowe włosy. Te atuty zwykle budziły podziw dam. Bywało, że przybierał na wadze po biurowych lunchach i piwie. Potrafił wtedy ćwiczyć intensywnie cały tydzień i żywić się wyłącznie warzywami, by zrzucić zbędne kilogramy.

Sara tak naprawdę niewiele o nim wiedziała. Podziwiała tego przystojnego mężczyznę o melancholijnym spojrzeniu i zdecydowanym, wyrażającym troskę głosie, mężczyznę, który okazywał jej wyraźne zainteresowanie. Zbyt łatwo dała się zwieść pozorom…

Można by sądzić, że pokój zamieszkiwany był przez mnicha, tak skromnie został wyposażony.

Łóżko stanowiła zwyczajna drewniana ława pokryta szarą wojskową derką. Stół i krzesło, obok mała kuchenka, nad nią wisząca szafka. W szafce znajdował się kubek, szklanka, kilka talerzy, każdy z innego kompletu, jeden widelec i łyżka oraz inne drobne przybory kuchenne.

Mało kto odwiedzał ten pokój.

Po jednej stronie stołu leżała deska do chleba i jakieś artykuły spożywcze zepchnięte w najdalszy kąt. Drugiej strony używano najwyraźniej jako biurka. Niewielka półeczka na ścianie mieściła pięć fachowych książek o tematyce policyjnej. W pokoju nie było zasłon, tylko żaluzja, która miała uniemożliwić mieszkającym naprzeciwko zaglądanie do środka.

Z pewnością zastanowienie budził człowiek, który tu zamieszkiwał. Jak można pozbawiać się wszelkiej wygody? Jak można żyć w tak spartańskich warunkach?

W korytarzu zadzwonił telefon. Mężczyzna, który powolnym ruchem właśnie składał wypraną koszulę, podniósł słuchawkę.

– Mamy morderstwo na Vindelveien trzydzieści cztery. Weźmiesz tę sprawę.

– Są jakieś bliższe szczegóły?

– To facet około pięćdziesiątki. Na poziomie, ale trochę za bardzo samotny. Został zasztyletowany przez profesjonalistę.

– Dobra, już jadę.

Słuchawka spoczęła na widełkach, a koszula została ponownie rozłożona. Przypominający ascetę komisarz policji kryminalnej westchnął i szybko się przebrał.

Jego powierzchowność doskonale przystawała do zawodu, który uprawiał. Zacięty wyraz mocno opalonej twarzy, stalowoszare oczy, ostre rysy, nadmiernie szczupła sylwetka, tak jakby ciału dostarczano ledwie jeden posiłek dziennie, i to nic ponad suchy chleb i wodę. Policzki zapadły się może z głodu albo nadmiaru trosk, jedynie ciemnobrązowa, gęsta czupryna nie poddawała się dyscyplinie narzuconej reszcie postaci.

Komisarz nie był krótko ostrzyżony, czego można by się spodziewać znając jego surowy styl życia. Włosy miał podcięte tylko na tyle, by dało się je jakoś ułożyć, choć staranność fryzury pozostawiała wiele do życzenia.

Wokół ust czaił się cień goryczy, choć ów mężczyzna nie należał z pewnością do osób zdradzających komukolwiek swoje uczucia. Twarz byłaby może ciekawa, gdyby nie emanujący z niej przeraźliwy chłód i niedostępność.

Charakterystycznym dla siebie sztywnym ruchem mężczyzna otworzył drzwi i opuścił pokój.

Sara stała przy oknie i spoglądała na smutną listopadową ulicę. Co chwila przejeżdżały tu samochody, ochlapując auta zaparkowane wzdłuż chodnika.

Wyglądała ładnie, mogła się podobać. Jasnozłote, lśniące, sięgające aż do wąskich ramion włosy ucięte były równiutko niczym u egipskiej księżniczki. Spod opadającej na wysokie czoło grzywki spoglądały duże zielonoszare oczy. Twarz wyrażała rzadko spotykaną, ujmującą łagodność, często ozdobioną uśmiechem.

Teraz jednak dziewczyna była poważna.

Czyjaś dłoń spoczęła na jej ramieniu.

– Saro, kochanie, czy chcesz, żebym sobie poszedł?

Czy miał odejść? Naprawdę sama nie wiedziała. Znajomość z Erikiem Brandtem osiągnęła kulminacyjny punkt. W ciągu ostatnich dwóch tygodni stanowczo za dużo o nim myślała. Serdeczna przyjaźń w miejscu pracy powoli przemieniła się w głęboką więź, tak jej się przynajmniej wydawało. On jednak liczył na coś innego. Kilka wspólnych obiadów na mieście, pogawędki na temat spraw zawodowych i wreszcie wizyta u Sary pod pozorem przejrzenia jakichś dokumentów. Pierwsze pocałunki wytrąciły dziewczynę zupełnie z równowagi. Stała teraz bez ruchu i usiłowała odzyskać spokój.

Erik żalił się cichym głosem:

– Wiesz dobrze, że moje małżeństwo właściwie nie istnieje. Kochanie, nie masz pojęcia, jaki opuszczony i nieszczęśliwy jestem ostatnio. Gdyby nie dzieci…

Cóż za banały! Sara czuła niesmak do samej siebie z powodu sytuacji, w jakiej się znalazła. Mimo to potrzebowała Erika, od samego początku bardzo go lubiła, narastała w niej tęsknota za przyjaźnią, za przywiązaniem. Doszło do tego, iż Sara chciała po prostu być z nim, być z kimś, kto by się o nią troszczył. Długa samotność dała się jej we znaki. Usiłowała przekonać samą siebie, że żona Erika zbyt mało interesowała się sprawami męża i przez to winna jest rozpadu ich małżeństwa. To jednak się nie udawało. Przed oczami wciąż miała dwójkę dzieci Erika, które kiedyś spotkała, i teraz odnosiła wrażenie, że maluchy są w jej pokoju i spoglądają na nią z wyrzutem.

Wreszcie odezwała się:

– To żadna tajemnica, Eriku, ja naprawdę bardzo cię lubię. Ale błagam cię, nie wykorzystuj tego.

– A jeśli porozmawiam dziś wieczorem z Birgitte, jeśli poproszę o rozwód…

– Ja nie chcę być jego przyczyną.

– Przecież dobrze wiesz, że nie jesteś. Nasze małżeństwo skończyło się już dawno temu. Ona zdaje sobie sprawę z faktu, że mogę odejść w każdej chwili.

Objął czule dziewczynę i obrócił ku sobie.

– Saro, skarbie… – wyszeptał.

Patrzyła w jego wciąż młodzieńczą, a zarazem zdradzającą dojrzałość twarz. Zgrabna, wysportowana sylwetka, opiekuńcze ramiona i oczy, które wyrażały najgłębszy żal, cierpienie z powodu domu, który przestał być prawdziwym domem. A gdyby tak oboje…?

Nie, tak nie można, odezwał się w niej jakiś głos. Nie chodzi jej przecież o fizyczną bliskość, nie tego teraz pragnie. Nie za taką cenę.

Mam ją wreszcie, pomyślał w tej samej chwili Erik Brandt. Nie poszło zbyt łatwo, jest na to zbyt uczciwa. Flirt to dla niej coś nowego. Ale historyjka o moim nieudanym małżeństwie zawsze skutkuje. Tak, trzeba się tego trzymać.

Właśnie wtedy zadzwonił telefon.

– Proszę cię, nie podnoś. – Jego uścisk stał się silniejszy. Telefon jednak nie milkł i ostry sygnał przywołał Sarę do rzeczywistości.

– To brzmienie jest mało romantyczne, muszę je unieszkodliwić – żartem usiłowała rozładować napiętą atmosferę.

Puścił ją niechętnie, marszcząc przy tym brwi, a ona kolejny raz zdała sobie sprawę z tego, jak bardzo lubi każdy szczegół jego twarzy. Erik jest doskonały niczym dzieło sztuki, uznała.

– Czy mogę mówić z Sarą Wenning? – zabrzmiał w słuchawce metaliczny, mocny męski głos, który mimo swej surowości wywołał w dziewczynie falę ciepła.

Ta zaskakująca reakcja zdumiała Sarę.

– Tak, jestem przy telefonie.

– Czy pani jest bratanicą Hakona Tangena?

– Owszem, jestem córką jego brata.

– Mówię z wydziału kryminalnego. Czy pani może przyjechać natychmiast do mieszkania wuja?

– Mogę. Czy coś się stało?

– Obawiam się, że tak. Pani wuj nie żyje.

– Jak to? Wuj Hakon…? – przeraziła się, ale zaraz dodała już spokojniej: – Naturalnie, zaraz tam będę.

Zszokowana opowiedziała Erikowi, co się wydarzyło.

– Zawiozę cię tam – zadecydował błyskawicznie.

– Nie, proszę. Wezmę taksówkę. Najlepiej będzie, jeśli już pójdziesz.

– No, skoro tak, to do zobaczenia, Saro. Skinęła mu na pożegnanie głową.

Otworzył jej funkcjonariusz policji w cywilu. Sara rozejrzała się wokół, ale drzwi do sypialni były przymknięte. Dochodziły stamtąd jedynie przyciszone głosy. Spojrzała pytająco na policjanta.

A więc tak wyglądają oficerowie śledczy. Wzdrygnęła się. Przed nią stał stosunkowo młody mężczyzna o ciemnych włosach układających się w niezupełnie udaną fryzurę, z grzywką opadającą niesfornie na czoło. Stalowoszare oczy spoglądały groźnie, bez najmniejszego śladu życzliwości. Miał głęboko zapadnięte policzki, jakby systematycznie nie dojadał. Jego ubranie, choć schludne, było po prostu nijakie.

Najbardziej przeraził Sarę sposób poruszania się policjanta; jego ruchy do złudzenia przypominały ruchy robota. Przyszło jej na myśl, że wygląda to tak, jakby za wszelką cenę usiłował powstrzymać wybuch targających nim gwałtownych uczuć.

Poprosił ją, by zajęła miejsce na kanapie, po czym także usiadł z brulionem i długopisem w ręce.

– Czy jest pani jedyną bliską zmarłego?

Był to głos zimny i niemal bez wyrazu, ale Sara wyczuła ów szczególny ton, który wychwyciła już podczas wcześniejszej rozmowy telefonicznej.

– Tak.

Skinął głową na potwierdzenie.

– To właśnie powiedziała mi sąsiadka. Od czasu do czasu wpadali tu podobno jacyś goście.

– Owszem, choć nie sądzę, żeby odbywało się to zbyt często. Co się tu naprawdę wydarzyło? Skąd się wzięła policja?

– Pani wuj został zamordowany. Zginął od pchnięcia nożem. Zwłoki znalazła sprzątaczka. Prawdopodobnie stało się to wczoraj. Jeszcze po południu widzieli go sąsiedzi. Powiedział im wtedy, że wieczorem wybiera się w podróż. Czy pani coś o tym wiedziała?

– Nie, zupełnie nie. Nie rozmawiałam z wujkiem od kilku tygodni.

Sama się zdziwiła, jak spokojnie zabrzmiał jej głos. Jakby jeszcze nie całkiem dotarło do niej, co właściwie tu zaszło.

– Czy byliście sobie bliscy?

– Niestety, nie. Nie znaliśmy się najlepiej. Wuj miał swoje sprawy, ja swoje. Spotykaliśmy się tylko dlatego, że byliśmy jedynymi żyjącymi członkami rodziny. Wiem jednak, że wuj dużo podróżował, zwłaszcza do Anglii. Tam miał wielu przyjaciół.

– Czy zna pani nazwisko któregoś z nich?

Nie podobało jej się, że komisarz jest taki dociekliwy. Czuła, że odziera ją z wszelkiej prywatności.

– Wydaje mi się, że utrzymywał znajomości w kręgu wysoko postawionych urzędników, mam na myśli ministra, członka rządu. Chyba nazywał się Wells albo podobnie.

Odczuwała irytację. Trudno było się jej skoncentrować. Niespodziewana śmierć wuja i to badawcze spojrzenie… Policjant notował.

– Tak. Rzeczywiście wygląda na to, że miał kontakty wśród dyplomatów i polityków. Ale czym, proszę pani, zajmował się Hakon Tangen? W książce telefonicznej figurował jako konsultant, a to bardzo szerokie pojęcie.

– W młodości uważany był w rodzinie za czarną owcę. Objechał niemal cały świat. Potem zajął się chyba interesami. Bywało, że opływał w dostatki, innym razem nie miał grosza przy duszy. Ale co robił? Zastanawiam się, czy…

– Tak?

Sara musiała chwilę pomyśleć. Nagle ni stąd, ni zowąd zaciekawiło ją coś innego. Jakżesz mógł wyglądać ów surowy policjant z odsłoniętym torsem? Czy miał ciemną karnację, czy był bardzo chudy? A może miał owłosioną klatkę piersiową? Poczuła, że się rumieni.

– Przypuszczam, że wuj wykonywał jakieś szczególne zlecenia. Był za nie sowicie wynagradzany. Prowadził bardzo burzliwe życie i znal się na wszystkim, co jest niezbędne poszukiwaczowi przygód.

– Czy sądzi pani, że mógł się zajmować nieuczciwymi interesami?

Sara zmarszczyła brwi. Siedzący przed nią policjant był barczysty, jego dłonie wyglądały na bardzo silne, no i ta opalenizna… I to teraz, w listopadzie!

– Tego nie umiem powiedzieć. Nigdy mi się nie zwierzał. Funkcjonariusz pokiwał znowu głową.

– W każdym razie nie figuruje w naszym archiwum.

Siedział rozparty, a jego poza wydała się Sarze zbyt swobodna. Wygląda, wygląda… jak dziki zwierz! Oj, co też mi przychodzi do głowy. Dziki zwierz? Ten sopel lodu?

Sara nie miała pojęcia, co się z nią dzieje. Zaczęła się wiercić. Nie, ten zupełnie nie jest w moim typie. Pełen rezerwy w stosunku do ludzi, obojętny na to, co inni o nim pomyślą. I do tego komisarz policji! Chyba w ogóle jest niemiły.

Odwróciła oczy w drugą stronę. Erik, właśnie o Eriku chciała teraz myśleć.

– Czy to było zabójstwo na tle rabunkowym?

– Nic na to nie wskazuje. Wprawdzie pokoje zostały szczegółowo przeszukane, ale nie zginęły ani książeczki czekowe, ani też pieniądze. Czy pani ma wrażenie, że czegoś tu brakuje?

Sara wstała i obeszła powoli pokój. Zatrzymała się dopiero przy komodzie.

– Tu trzymał swoje najważniejsze dokumenty – powiedziała, wskazując na mebel.

– Tu już szukaliśmy. Trudno jednak stwierdzić, czy coś stąd zniknęło. Naszą uwagę zwrócił jedynie notes, który znaleźliśmy przy pani wuju. Jak pani widzi, jest prawie nowy. Zapisane zostały tylko dwie pierwsze kartki i są to zwyczajne, codzienne notatki. Ostatnia z nich pochodzi z wczorajszego dnia. O, proszę, tu jest data. Brakuje natomiast trzeciej kartki, która musiała być wyrwana. Nigdzie nie udało nam się jej znaleźć, sprawdzaliśmy nawet w koszu na śmieci. Być może pani wuj wyrwał ją sam albo…

Zaczął przyglądać się z uwagą kolejnej, nie zapisanej kartce.

– Proszę spojrzeć. Wuj naciskał długopis na tyle mocno, że litery z wyrwanej strony odbiły się na następnej.

Sara skierowała kartkę pod światło, po czym wytężyła wzrok, by cokolwiek odczytać.

– Cóż tu jest napisane? Mnóstwo wyrazów nie do odcyfrowania, ale widzę jakieś wyraźniejsze słowo… Turbinella?

Komisarz potwierdził skinieniem głowy.

– Tak, myśmy też do tego doszli.

– Wydaje mi się, że tu jeszcze jest coś, jakby zaczynało się od „syn…”

– Na to wygląda. Czy pani to coś mówi?

– Nie. A czy Turbinella to jakieś nazwisko, imię?

– Nie sądzę, żeby ktokolwiek chciał nadać swojemu dziecku takie imię – oświadczył z powagą.

– No nie, z pewnością.

Sara podeszła do półki z książkami i odszukała tom encyklopedii zawierający hasła na literę T.

– Tam też już sprawdzałem – zauważył sucho policjant. – Nic z tego, nie ma takiego hasła. Wiem natomiast, że sąsiadka widziała pani wuja kilka dni temu, gdy wracał do domu, podtrzymywany przez któregoś ze znajomych. Przez kogo, nie umie powiedzieć. Wyglądało na to, że wuj był nieco podpity. Słyszała też, że podśpiewywał sobie pod nosem: „Tarantela, tarantela”, choć przypuszczamy, że raczej było to inne słowo, prawdopodobnie „Turbinella”.

– Być może – przytaknęła Sara. – Wuj nie gardził alkoholem, zwłaszcza podczas koktajli czy obiadów. Proszę mi wybaczyć, ale jak pan się właściwie nazywa? Jak mam się do pana zwracać?

– O, przepraszam. Zapomniałem się przedstawić. Jestem komisarz Alfred Elden i pracuję w wydziale kryminalnym.

W tym momencie otworzyły się drzwi do sypialni i wyszła stamtąd grupa techników policyjnych.

– No, już po robocie. Można zabierać ten cały majdan.

– Karlsen! – zareagował natychmiast komisarz Elden, wskazując na dziewczynę.

– O, przepraszam, nie wiedziałem… Nasz język jest mało wyszukany, ale nigdy nie mamy nic złego na myśli, proszę mi wierzyć.

Sara skinęła głową. Słowa policjanta wzburzyły ją i nie zdołała tego ukryć. Mimo że nie znała wuja za dobrze, pozostawał jednak dla niej jedyną bliską osobą. Teraz nie ma już nikogo.

Gdy funkcjonariusze opuścili pomieszczenie, Elden zwrócił się ponownie do Sary:

– Przerwaliśmy pani, coś jeszcze chciała pani powiedzieć. Teraz pojęła, że w mieszkaniu są tylko oni i nieboszczyk. Po chwili odezwała się drżącym głosem:

– Na biurku zauważyłam katalog biura podróży. Czy wiecie już, dokąd wujek się wybierał?

– Właśnie miałem zamiar tam zatelefonować, gdy pojawiła się pani. Znając charakter pana Tangena sądzę, że nie miała to być wycieczka zorganizowana.

– O, na takie też się wypuszczał. Nie zawsze dysponował dużą gotówką.

– Pewnie już za późno, ale możemy spróbować czegoś się dowiedzieć. – Policjant podszedł do telefonu i wykręcił numer biura podróży.

I znowu uderzył Sarę szczególny sposób, w jaki komisarz się poruszał. Obserwując jego sylwetkę z tyłu, nie mogła jednak zaprzeczyć, że był zgrabny i bardzo męski. Tak jak poprzednim razem przywiódł jej na myśl Erika. Kiedy Erik jej dotknął, zareagowała sprzeciwem. Może był to sygnał, że nie myślała o fizycznej bliskości ani romansie, ale pragnęła przyjaźni i oddania? Sara darzyła Erika sympatią, ale pociągał ją niejako platonicznie. Fakt, że miał żonę i dwójkę dzieci, stanowił dla niej wielką barierę. Marzyła, by poczuć oplatające ją ramiona mężczyzny, zespolić się z nim w jedno. Uświadomiła sobie nagle, że choć samotność dotkliwie jej dokuczała, to pragnie przede wszystkim głębszych doznań. I co najdziwniejsze, stało się to za sprawą spotkania z tym niedostępnym, niechętnie do niej usposobionym policjantem. Czegoś podobnego nigdy by się nie spodziewała.

Elden, czekając na zgłoszenie się biura podróży, zwrócił się do Sary z kolejnym pytaniem:

– Zdaje się, że jest pani jedynym spadkobiercą?

– Spadkobiercą, nie rozumiem? – zdziwiła się, wodząc wzrokiem po małym, ale ekskluzywnie umeblowanym pokoju.

– Proszę mi powiedzieć, gdzie była pani wczorajszego wieczoru?

– O mój Boże! – wykrzyknęła, ale zaraz się opanowała. – - Byłam w domu. Odwiedziły mnie koleżanki z pracy i siedziały do około wpół do dwunastej.

Policjant pokiwał głową. Po krótkiej chwili połączył się Z biurem i wymieniwszy kilka zdań, zapisał prywatny numer jednego z pracowników.

– Zastałem tylko sprzątaczkę. Biuro jest już naturalnie nieczynne, ale mieliśmy szczęście – wyjaśnił, wystukując kolejny numer telefonu. – Halo, mówi komisarz Alfred Elden z wydziału kryminalnego. Zajmujemy się pewną sprawą i chciałbym zadać kilka pytań. Czy może mi pani pomóc? Czy przypomina sobie może pani klienta o nazwisku Hakon Tangen? Tak, słucham? Na Cejlon, do Sri Lanki? Wczoraj wieczorem? Ale dostaliście państwo wiadomość, że się nie pojawił?

Elden zamilkł na dłuższą chwilę, ale jego twarz wyrażała zdumienie.

– Wyjechał? To niemożliwe! Jak szybko otrzymujecie wiadomość z lotniska, jeśli pasażer zrezygnuje? A jeśli ktoś inny przejmie bilet? Rozumiem. A więc Hakon Tangen na pewno był na pokładzie samolotu? Czy ma pani jego adres? Vindelveien trzydzieści cztery, tak, zgadza się. W takim razie dziękuję za pomoc, skontaktujemy się jutro.

Odłożył słuchawkę.

– Hakon Tangen udał się do Sri Lanki.

– A co z jego paszportem i świadectwem szczepień? – Sara była niezwykle poruszona.

– Tutaj żadnych dokumentów nie znaleźliśmy. Muszę niestety prosić panią, panno Wenning, o zidentyfikowanie zwłok. Wprawdzie sąsiadka już to zrobiła, ale w tej sytuacji musimy mieć stuprocentową pewność.

– Czy to naprawdę konieczne?

– Obawiam się, że tak. Pójdę pierwszy i postaram się, by widok był dla pani jak najmniej przykry.

Była wdzięczna komisarzowi za ten niespodziewany ludzki odruch. Po chwili poprosił ją do środka.

Weszła na miękkich nogach. Nigdy przedtem nie widziała nieboszczyka i zawsze się bała, że kiedyś ją to spotka. Teraz nie miała innego wyjścia.

Policjant starał się zmniejszyć przykre wrażenie, ale Sara i tak bardzo przeżyła ten moment. Wuj leżał na podłodze, twarzą skierowany ku drzwiom, jakby usiłował uciekać. Był przykryty kocem.

Elden odchylił ostrożnie rąbek materiału z twarzy zmarłego.

Sara zdołała kiwnąć twierdząco głową. W chwilę potem opuścili sypialnię. Dziewczyna ciężko opadła na fotel i skwapliwie przyjęła kieliszek koniaku podany przez Eldena. Nie lubiła mocnych alkoholi i lekko się zakrztusiła, smakując trunek.

Komisarz interesował się znajomymi wuja. Zadał Sarze kilka pytań, na które nie umiała udzielić odpowiedzi. Wreszcie pozwolił jej odejść, ale poprosił, by stawiła się w komisariacie następnego dnia około dziesiątej.

– Nie wiem, czy zwolnią mnie z pracy.

– Z pewnością zwolnią – odparł z nutą groźby w glosie.

Następnego dnia w pracy Erik przyszedł do jej pokoju. Byli zatrudnieni w tej samej instytucji, Sara miała etat pianistki, Erik był inżynierem.

– No i jak poszło? – zapytał z troską, muskając przelotnie jej dłoń opartą o stół.

– Eriku, oni mnie podejrzewali! – zawołała wzburzona. – Ale na szczęście miałam alibi. Muszę się znowu stawić na policji za pół godziny. Zwolniłam się…

Erik stał chwilę milczący.

Saro, nie mogłem porozmawiać wczoraj z Birgitte. Mieliśmy niespodziewanych gości.

Goście nie towarzyszyli im chyba w sypialni, pomyślała ze smutkiem Sara, choć tak naprawdę odetchnęła z ulgą. Ich obecna sytuacja była nie do zaakceptowania, niemniej nie chciała doprowadzić do rozbicia małżeństwa. Nie zachwycały jej także wykrętne usprawiedliwienia niewiernych małżonków i potajemne schadzki. Właściwie sama nie miała pojęcia, czego chce.

– Czy nie moglibyśmy poczekać, aż zakończy się ta straszna sprawa z morderstwem? – zapytała prosząco. – To mnie kompletnie wytrąca z równowagi. Dziś zupełnie nie mogłam zasnąć. Nie wspominaj o niczym swojej żonie. Nie warto. Chyba jakiś czas wytrzymamy bez spotkań?

– Ależ, Saro! Przecież ja cię pragnę – wyszeptał podniecony Erik.

Spojrzała na niego. Prezentował się nadzwyczaj dobrze, był nienagannie ubrany, nie tak jak tamten komisarz policji. Sara wciąż bolała nad tym, że Erik okazał się żonatym mężczyzną. Ale cóż robić! Dowiedziała się o tym zbyt późno.

– Bądź cierpliwy, proszę.

W komisariacie Sarę czekała niemała niespodzianka.

Na miejscu był naturalnie Alfred Elden, a poza nim jego przełożony, choć w pierwszej chwili nie rozpoznała stopnia.

Elden siedział bez słowa i ściskał kurczowo długopis.

– No jak, panno Wenning, czy pamięta pani kogoś ze znajomych wuja?

– Tak, ale kompletnie nie potrafię skojarzyć nazwisk i twarzy.

– A gdyby ich pani zobaczyła?

Nie spodziewała się podstępu, więc odparła z właściwą sobie szczerością:

– Och, wtedy pewnie rozpoznałabym parę osób. Minęła dłuższa chwila, zanim padło kolejne pytanie:

– Czy może pani wziąć dwa tygodnie wolnego?

– Teraz? Ja dopiero co wróciłam z urlopu!

– Była pani w Afryce, w Tunezji, zdaje się?

Jak oni się o tym dowiedzieli? Czyżby ją szpiegowali?

– Więc jest pani zaszczepiona przeciw chorobom tropikalnym – kontynuował policjant. – Także Elden jest po szczepieniach w związku z niedawnym zadaniem w Ameryce Południowej. Świetnie. Zatem oboje udacie się dziś wieczorem na Cejlon. Skontaktuję się z pani szefem i załatwię pani wolne.

Sara nie była w stanie wydusić z siebie ani jednego słowa.

– Wszystkie koszty pokryje państwo. Jest nam pani potrzebna, ażeby zidentyfikować mężczyznę, który podszywa się pod pani wuja.

– Ale… – usiłowała się bronić – wycieczki zorganizowane wyjeżdżają, o ile wiem, raz w. tygodniu?

– Z tym nie ma problemu. Dziś odprawiana jest kolejna grupa, a w hotelu znalazł się wolny dwuosobowy pokój.

– Co?! – Tego było już dla Sary zbyt wiele. – Dwuosobowy?

Komisarz wpatrywał się uporczywie w blat biurka.

– Jako para nie będziecie wzbudzać podejrzeń. Samotny mężczyzna zawsze może być brany za policjanta.

Odwróciła się, wbijając wzrok w Eldena. Ten siedział ponury niczym chmura gradowa i przyglądał się swoim paznokciom.

– Zapewniam panią, że to nie jego pomysł. On protestował jeszcze bardziej stanowczo niż pani. Męczyłem się z nim ponad godzinę.

– Ale ja jestem zajęta! – wypaliła Sara. – Mój narzeczony nigdy…

Erik jej narzeczonym? Cóż, w miłości i na wojnie wszystkie chwyty są dozwolone.

– Nie musi nic wiedzieć o wspólnym pokoju. Pani pojedzie pod własnym nazwiskiem. W końcu teraz takie czasy, że kobiety często zatrzymują swoje nazwiska panieńskie, więc nie powinno to budzić podejrzeń.

– Ale ja nie chcę mieszkać z nim w jednym pokoju, chciałam powiedzieć, z nikim – dodała już zupełnie zrezygnowana. – Po prostu nie lubię dzielić pokoju z obcymi, niezależnie od płci.

W tej sekundzie Elden wstał ze swego miejsca.

– Panno Wenning, ręczę pani, że również nie jestem zachwycony tym pomysłem. Wprawdzie nie mam przyjaciółki, ale może być pani pewna, że nie przekroczę linii oddzielającej pani część pokoju ani o milimetr.

Sara spoglądała to na jednego, to na drugiego policjanta. Wreszcie zrozumiała, że protesty na nic się tu nie zdadzą. – No dobrze. A więc zdecydowaliśmy.

Загрузка...