Elyn obudziła się w czwartek rano zdecydowana, że tam, gdzie w grę wchodzi signor Maximilian Zappelli, niczego nie weźmie za dobrą monetę. Jego pocałunki przy pożegnaniu mogły być tylko objawem grzeczności, ale od tej chwili będzie traktować tego kobieciarza z największą ostrożnością.
Pogrążyła się właśnie w dociekaniach, dlaczego, skoro uważa ją za złodziejkę, miałby ją całować, gdy nagle się ocknęła. Rany boskie! Miała ważniejsze sprawy na głowie niż ten Zappelli!
W następnej chwili wyskoczyła z łóżka i ubrała się. Była już gotowa do wyjścia, gdy usłyszała telefon.
– Halo? – zgłosiła się.
– Buon giorno, signorina – powiedział Uberto, po czym popłynął potok włoskich słów, których zrozumienie przekraczało jej możliwości. Mogła się mylić, ale była przekonana, że pośród obcych dźwięków odnajduje dwa rozpoznawalne wyrazy: signorina Rocca.
– Grazie - podziękowała, wykorzystując cały swój włoski potencjał językowy. Zdecydowała, że skoro i tak powinna zejść na dół, by spytać Uberto, jak ma dotrzeć do pracy, zrobi to teraz i przekona się, o co chodzi z tą signorina Rocca. Była dumna, że zdołała wychwycić nazwisko sekretarki Maxa Zappellego. Gdy wyszła z windy, okazało się, że obok recepcji czeka na nią ciemnowłosa, atrakcyjna kobieta około trzydziestki.
– Buon giorno, Elyn – powitała ją serdecznie. – Jestem Felicita – przedstawiła się, ściskając jej dłoń. – Miała pani dobry lot?
– Owszem, tyle że była mgła.
– Tak, ale dzisiaj już mgły nie ma – uśmiechnęła się Felicita. – Zdołamy dojechać do biura na czas.
– Jak miło, że zechciała pani po mnie wstąpić – dziękowała Elyn, gdy wychodziły z budynku, kierując się w stronę fiata Felicity.
Podróż do biura Zappelli Internazionale nie trwała długo. W dziale komputerów pracowało kilkanaście osób. Felicita kolejno przedstawiała Elyn, aż zatrzymała się przed średniego wzrostu mężczyzną w okularach, który mógł zaledwie przekroczyć dwudziestkę.
– To jest Tino Agosta. Będzie pani z nim pracowała. Tino – dodała – znakomicie zna angielski.
– Dzień dobry – uśmiechnęła się Elyn.
I tak oto rozpoczął się jej pierwszy dzień w Zappelli Internazionale.
Tino, jak się wkrótce przekonała, nie tylko świetnie mówił po angielsku. Był również kimś na podobieństwo czarodzieja władającego krainą komputerów. O jedenastej, gdy właśnie zaczęła orientować się w tym, czego ją uczył, zaproponował przerwę na kawę.
– Musimy dać odpocząć naszym oczom – powiedział poważnym tonem.
Nadeszła pora lunchu i Elyn uświadomiła sobie, że jeśli chce zrewanżować się za poranną kawę i zaprosić go po południu na herbatę, musi udać się do banku.
– Czy jest tu gdzieś w pobliżu bank? – spytała.
– Pójdę tam z tobą – odparł.
– A co z twoim lunchem?
– Zjem później – wzruszył ramionami, a Elyn pomyślała, że naprawdę go lubi.
– Muszę kupić trochę żywności, mleko i chleb – powiedziała. Była mu wdzięczna za to, że postanowił towarzyszyć jej w zakupach. – W przyszłym tygodniu dam sobie radę sama – obiecywała, gdy wrócili do biura, kierując się najpierw do bufetu, by szybko coś zjeść.
Popołudnie upłynęło błyskawicznie. Tuż przed końcem dnia Felicita Rocca wsunęła głowę, proponując, że podwiezie Elyn do domu.
– Czy to pani po drodze? – zapytała Elyn, wsiadając do fiata.
– Nie, ale podwiezienie pani nie sprawia mi kłopotu – odparła Felicita.
Słysząc to, Elyn zaczęła uważnie obserwować drogę, którą jechały. Postanowiła, że od jutra będzie chodzić do biura pieszo.
Po całym dniu spędzonym wśród ludzi wreszcie znalazła się w apartamencie. Ledwie upłynęła godzina, a już poczuła się niesłychanie samotna. Nie bądź śmieszna, perswadowała sobie. To dlatego, że wszystko jest takie nowe. Gdy tylko oswoisz się z tym miejscem, poczujesz się lepiej.
Przecież nie będę siedzieć tu w nieskończoność, rozważała, a myśl ta sprawiła, że poczuła się jeszcze bardziej obco. Na miłość boską! Nie była przecież tak samotna, żeby wpadać w rozpacz. Spotkała tutaj kilku miłych ludzi. Oczywiście był wśród nich ktoś, kogo wolałaby więcej nie oglądać. Ale kiedy wieczorem kładła się spać, zdała sobie sprawę, że to właśnie o nim będzie myśleć przez całą noc.
Rano odzyskała jednak równowagę psychiczną. Niech go diabli wezmą! Niepotrzebnie zadręcza się tym, że oskarżają o nieuczciwość. I zapewne dlatego nie przestaje o nim myśleć!
Wyruszyła do pracy i tam, tylko po to, by przeciwstawić się najmniejszemu podejrzeniu, że działa na nią urok szefa Zappelli Internazionale, zgodziła się bez wahania, kiedy Tino Agosta nieśmiało zaprosił ją na kolację.
Przedpołudnie upłynęło pracowicie, lecz w miłej atmosferze. W porze lunchu Elyn wyszła, by rozprostować nieco nogi i znalazła się po chwili w ruchliwym centrum handlowym. Właśnie wpatrywała się w wystawę jednego z drogich sklepów, gdy obok stanęła Felicita Rocca. Wróciły do biura razem.
– Czy nie miała pani rano kłopotów z odnalezieniem drogi do biura? – zapytała Felicita, a gdy usłyszała, że nie, zadała kolejne pytanie: – A jak się pani układa praca z Tinem?
– Znakomicie – odparła Elyn zgodnie z prawdą. – Niektóre zagadnienia są rzeczywiście skomplikowane, ale Tino wykazuje wiele cierpliwości.
– To bardzo inteligentny chłopiec. – Przez chwilę jeszcze rozmawiały, aż w końcu Felicita spytała, czy Elyn ma jakieś plany na weekend.
Elyn za nic w świecie nie chciała sprawiać wrażenia, że wraca dziś do swego apartamentu po to, by siedzieć tam bezczynnie, wypatrując poniedziałku. Byłaby zażenowana, gdyby ta uprzejma kobieta czuła się choć w najmniejszym stopniu zobowiązana do świadczeń na jej rzecz.
– Mam bardzo wypełniony weekend – odparła, po czym, zdając sobie sprawę, że nie wypada na tym poprzestać, dodała: – To mój pierwszy pobyt we Włoszech, toteż chciałabym w sobotę i niedzielę zwiedzić tyle, ile tylko zdołam. A dziś wieczorem Tino zaprosił mnie na kolację do swojej ulubionej restauracji.
– Świetnie – uśmiechnęła się Felicita. – Cieszę się, że dobrze wam się razem pracuje – dodała i przez dalszą część drogi powrotnej do Zappelli Intemazionale udzielała Elyn informacji na temat miejsc, które warto byłoby zwiedzić.
Elyn pracowała przez jakąś godzinę, gdy wtem zadzwonił telefon. Tino przerwał tok wyjaśnień, by podnieść słuchawkę. Widząc, jak odpowiada tonem służbowej uległości, Elyn doszła do wniosku, że musi rozmawiać z kimś bardzo ważnym. Ogarnęło ją jednak zdumienie, gdy po odłożeniu słuchawki zwrócił się do niej, mówiąc:
– To pan Zappelli. Prosi cię do siebie.
Otworzyła usta w krótkim okrzyku zdziwienia, po czym wymamrotała:
– Teraz?
– Pokażę ci drogę – zaproponował i natychmiast wstał.
Elyn miała na sobie elegancką czarną spódnicę oraz dobrany do niej żakiet w biało-czarną kratę. Wygładziła go i ruszyła w ślad za Tinem przez labirynt korytarzy i kilka kondygnacji schodów.
– To tutaj – powiedział, zatrzymując się przed jakimiś drzwiami. – Czy trafisz z powrotem?
– Ależ tak, na pewno – odrzekła, powodowana bardziej nadzieją niż pewnością.
Tino uśmiechnął się. Zapewne sądził, pomyślała, iż ich pracodawca chce ją przywitać osobiście, pamiętając, że jest tu kimś obcym, cudzoziemką.
W odpowiedzi na jej pukanie usłyszała po angielsku: „Proszę wejść” – i zdała sobie sprawę, że Zappelli był całkowicie pewien, iż nie będzie musiał długo na nią czekać.
To ją właśnie rozdrażniło. Żałowała teraz, że się spieszyła. Jeśli chciał ją wyrzucić, to szkoda, iż nie zrobił tego w Anglii. W gruncie rzeczy wolałaby zrezygnować pierwsza, odbierając mu prawo wyboru. I choć myśl ta elektryzowała ją i kusiła, Elyn uświadomiła sobie, jak codzienne wydatki natychmiast zaczną się piętrzyć, gdy wróci do domu. Wyrzekła się więc buntu. Nacisnęła klamkę. Max Zappelli mógł wybierać, ale ona… ona nie mogła.
– Ach… Elyn! – Podniósł się, gdy weszła. – Proszę, niech pani siada!
Elyn ruszyła ku krzesłu po drugiej stronie biurka, zastanawiając się gorączkowo, o co chodzi.
– Mam nadzieję, że już się pani u nas zaaklimatyzowała? – zapytał uprzejmie i, gdy usiadła, zajął swoje miejsce.
– Tak, dziękuję – odpowiedziała z równą uprzejmością.
Jeśli miał ją wyrzucić, to zabierał się do tego w najdziwaczniejszy sposób pod słońcem.
– Dobrze się pani pracuje z Tinem Agostą?
– Znakomicie.
– Czy byłoby pani trudno rozstać się z działem komputerów?
A więc ją wyrzucał. Elyn dumnie uniosła głowę.
– Dlaczego? – zapytała chłodno.
On jednak nie spuszczał wzroku z jej wyprostowanej, zgrabnej sylwetki w dobrze skrojonym kostiumie i z jej wyniosłej twarzy. Spojrzała mu prosto w oczy, lecz wyczytała w nich jedynie zachwyt.
– Ależ z pani ostra dziewczyna… – wycedził w końcu, najwidoczniej nie przyzwyczajony do tak bezceremonialnych pytań.
– A czegóż pan chciał? Mam być wdzięczna za to, że jednak mnie pan zwalnia? – odparowała gniewnie. Poryw niepokoju zmusił ją do ostatecznego podsumowania tej rozmowy.
Ale najwyraźniej, choć miała odejść z działu komputerów, zwolnienie jej nie leżało w planach Maxa Zappellego.
– Któż tu mówi o zwolnieniu! – wykrzyknął. Wydawał się nawet nieco zaskoczony, że taka myśl przyszła jej do głowy.
– Myślałam… – urwała i zaczęła wysilać swoją inteligencję. – Pan chce mnie przenieść do innego działu? – spytała niepewnie.
– Właściwie – wyjaśnił, a na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu – byłbym ogromnie wdzięczny, gdyby pani mogła dziś po południu zrobić coś dla mnie.
– Och! – wymamrotała, czując, że drży.
– Czy pisze pani na maszynie? – spytał.
Elyn uważnie na niego spojrzała. Przecież doskonale wiedział, że pisze. Mogłaby się założyć, że dokładnie przeczytał jej podanie o pracę.
– Wyszłam z wprawy – powiedziała. – Ostatnio pracowałam tylko na komputerach.
– Jestem pewien, że da sobie pani radę – oświadczył, przekonany, że ponad wszelką wątpliwość będzie tak, jak on zdecyduje. – Na nieszczęście moja sekretarka, władająca dwoma językami, z którą zwykle pracuję, zachorowała i…
– A Felicita? – wtrąciła szybko Elyn, orientując się, o co mu chodzi. – Felicita płynnie mówi po angielsku. Czy nie może ona…?
– Czy mam rozumieć, że wolałaby pani nie robić tego dla mnie? – zapytał, a uśmiech zniknął z jego twarzy.
– Ależ nie, oczywiście, że nie – zmuszona była odpowiedzieć. Wolała nie ryzykować. Gdyby oświadczyła, że nie chce wykonać tej pracy, to nie mogłaby nawet marzyć, by ją zatrzymał.
– Proszę więc posłuchać… – zaczął chłodno, informując, że Felicita ma ręce pełne roboty, a następnie wprowadził ją w to, nad czym pracował, i co chciał ukończyć jeszcze tego dnia.
Przejrzała tekst, który jej pokazał, a który musiał napisać ręcznie, wiedząc, że Elyn nie umie stenografować.
– Chciałby pan to mieć dziś wieczorem? – zapytała słabym głosem.
W odpowiedzi odchylił się w fotelu i uśmiechnął łagodnie.
– Jeśli nie sprawi to pani kłopotu…
– Nie, skądże znowu – odparła.
– Świetnie – stwierdził, po czym przeszedł do rzeczy, wskazując jej ustawione pod oknem biurko, na którym stała maszyna. – Biurko stoi tutaj, gdyż zapewne będę pani niejednokrotnie potrzebny przy odczytywaniu mojego pisma.
– Mam pracować… tutaj? – Elyn nie wiedziała, jak zareagować. Sama myśl o pracy w jego obecności wprawiała ją w zdenerwowanie. Wiedziała, że głowa odmówi jej posłuszeństwa.
Skinął głową.
– A więc… – zaczął, ale ona gwałtownie mu przerwała.
– Czy mogę wyjść na chwilę do mojego pokoju po torbę i płaszcz? – spytała. A gdy spojrzał na nią ze zdziwieniem, wyjaśniła: – Wygląda na to, że nie skończę pracy przed ósmą. Obawiam się, że o tak późnej porze nie dostanę się do mojego działu.
– Tylko proszę wracać jak najszybciej Miała ochotę odpowiedzieć, że już biegnie, ale przybrała słodki wyraz twarzy i wolno ruszyła z powrotem do sekcji komputerów. Tam uprzedziła Tina, że ponieważ szef życzy sobie, by przepisała coś po angielsku na maszynie, z żalem musi odwołać dzisiejszą kolację. Zapewne będzie pracować do późna w nocy.
– A jutro wieczorem? Jesteś wolna? – spytał bezzwłocznie. Elyn poczuła nagle, że wolałaby, aby nie okazywał aż takiej gorliwości.
– Eee… chciałabym zwiedzić jutro Bolzano – wydobyła z pamięci nazwę, która nic jej nie mówiła, ale którą usłyszała od Felicity, gdy ta wymieniała to, co warto zwiedzić. – Nie wiem, kiedy wrócę.
– Jeśli nie jesteś z kimś umówiona, to chętnie zawiozę cię do Bolzano – zaproponował Tino.
– Uhm… – zawahała się. Uświadomiła sobie jednak, że ponieważ zawsze była nader wybredna w doborze męskiego towarzystwa, wiele ją ominęło. Poza tym lubiła Tina, a jego entuzjazm był przecież milszy niż obojętność. – Świetnie – zgodziła się. I choć kilka minut wcześniej nie miała pojęcia, jak spędzi następny dzień, ustaliła z Tinem, o której godzinie ma po nią przyjechać, złapała torebkę i płaszcz, po czym skierowała się w stronę gabinetu Maxa Zappellego.
Jak przypuszczała, na początku szło jej fatalnie i po dwu czy trzech nieudanych próbach żywiła już nadzieję, że człowiek, który za nią siedział, zrezygnuje z jej usług. Nie zrobił tego jednak. Po chwili, zwalniając tempo, Elyn zaczęła odzyskiwać sprawność, a po godzinie, aczkolwiek nie zbliżyła się nawet do rekordowych osiągnięć zawodowych maszynistek, radziła sobie już zupełnie nieźle.
Po przepisaniu kilku listów, przeszła do długiego sprawozdania. Tak ją to pochłonęło, że aż podskoczyła, gdy nagle tuż za nią rozległ się głos:
– Czy nie ma pani kłopotów z odczytaniem mojego pisma?
Odwróciła się na krześle, by na niego spojrzeć. Pogrążona w swojej pracy zupełnie zapomniała o wcześniejszym uczuciu wrogości.
– Bardzo starannie pan to napisał – uśmiechnęła się, a widząc, że jego spojrzenie zatrzymuje się na jej wypukłych wargach, szybko odwróciła się i pochyliła nad maszyną. Po chwili znów wciągnęła ją treść tekstu napisanego przez tego wszechstronnie wykształconego Włocha.
Felicita dwukrotnie wchodziła przez drzwi łączące sekretariat z gabinetem Zappeliego. Za pierwszym razem po to, by omówić coś z szefem, za drugim – by życzyć im obojgu buona notte. Po wyjściu Felicity Elyn pisała jeszcze przez jakiś czas. Skończyła dziesięć po ósmej. On natomiast wciąż jeszcze pracował. Miała nadzieję, że to, co pozostawało do zrobienia, mogło zaczekać do poniedziałku i że, jeśli szczęście jej dopisze, do tego czasu wyzdrowieje sekretarka, która znała i włoski, i angielski.
Wstała, złożyła przepisane kartki i wręczyła mu je, oczekując, że przejrzy kilka pierwszych stron.
– Jak na kogoś, kto rzekomo wyszedł z wprawy, znakomicie się pani spisała – podsumował jej wysiłki.
– To było bardzo interesujące – odparła i natychmiast tego pożałowała, gdyż jej słowa brzmiały jak pochlebstwo.
Zarzuciła na siebie płaszcz i chwyciła torebkę.
– A więc do widz… – zdołała wykrztusić, gdy wtem jego uśmiech przekształcił się w tak kategoryczny wyraz twarzy, iż serce jej niemal zamarło. Urwała w pół słowa.
– Ależ panno Talbot – powiedział wolno. – Czy sądzi pani, że po tak ciężkiej pracy pozwolę pani pieszo wracać do domu?
– Mogę…
On tymczasem spojrzał na zegarek i wydał krótki okrzyk w swoim języku.
– Dlaczego nie przypomniała mi pani, że jest tak późno?! – A więc to też jej wina! – Bufet dawno jest zamknięty, a ja umieram z głodu – oznajmił. – Czy da się pani zaprosić na kolację? – A widząc jej wahanie, dodał: – W dowód wybaczenia.
Ratunku! – pomyślała Elyn, pragnąc znów znaleźć się w Anglii. Tam na pewno panowałaby nad sytuacją. Natomiast tutaj opuszczał ją zdrowy rozsądek. Nie bądź idiotką! – przywoływała się do porządku. Co ci się stanie?
– Ja też umieram z głodu – wyznała i wkrótce potem siedziała w jego ferrari, zastanawiając się, dlaczego zaproszenie Tina Agosty przyjęła bez podobnych zastrzeżeń.
No cóż, Tino nie należał do tej samej kategorii, którą reprezentował Zappelli, i trudno uznać za randkę kolację spożytą z szefem po pracowitym dniu.
Restauracja, do której zabrał ją Max Zappelli, była lokalem eleganckim, zdołała wszakże zachować ciepłą, rodzinną atmosferę. Elyn, nie rozumiejąc włoskiego, z ulgą zdała się na swojego pracodawcę w kwestii wyboru dań.
– To jest znakomite – zachwycała się przystawką, na którą podano spaghetti a la napoletana, było to spaghetti z dodatkiem pomidorów i cebuli w sosie z bazylii.
– Podobno umierała pani z głodu – przypomniał jej grzecznie Max.
– Słyszałam, że pan też – uśmiechnęła się, widząc, że dla siebie zamówił to samo. Jakby w odpowiedzi kąciki jego ust lekko się uniosły i nagle poczuła hipnotyczne działanie Maxa. Złapała się na tym, że podziwia doskonały wykrój jego warg. A gdy po chwili uniosła wzrok, spostrzegła, że i on nie spuszcza oczu z jej uniesionych ku górze kącików ust.
W chwili gdy przestała się uśmiechać, uśmiech zniknął również z jego twarzy. Napięcie stawało się niemal namacalne. Z powagą patrzyli sobie w oczy. I właśnie wtedy, gdy zaczęła z trudem oddychać, Max zakomenderował:
– Jedz!
Magia chwili prysła. Elyn oderwała od niego wzrok, rozpaczliwie zastanawiając się, co tu powiedzieć, by nie przyszło mu na myśl, że to z jego przyczyny brak jej tchu.
– Czy to pana ulubiona restauracja, panie Zappelli?
– spytała wreszcie.
– Jedna z kilku – potwierdził z wdziękiem światowca i dodał: – Mów do mnie Max, Elyn. Ja naprawdę nie gryzę.
Czyżby odgadł, że czuje się przy nim zdenerwowana? Nie, to nie zdenerwowanie. To ostrożność. Tak, ostrożność.
– Jestem tego pewna – odparła spokojnie. Pragnąc mu okazać, jak mało ją to obchodzi, dorzuciła lekko: – Max – i pociągnęła łyk wina o wybornym smaku. – Angielska kuchnia wydaje się w zestawieniu z tutejszą mało atrakcyjna. A skoro wspominamy Anglię – ciągnęła dalej, czując, że coś zmusza ją do mówienia – czy zamierzasz wkrótce odwiedzić Pinwich?
– Tęsknisz za domem? – zapytał.
– Nie o to mi chodzi – wykręciła się. Właśnie teraz, właśnie w tej chwili nie wiedziała, co naprawdę czuje.
Teraz z kolei on uśmiechnął się lekko. Tak jakby cieszył się z mojego towarzystwa, przyszło jej nagle na myśl. Ale zachowała spokojny wyraz twarzy, oczekując odpowiedzi na pytanie.
– Anglia nie leży w moich planach – odpowiedział w końcu Max. – Prawdę mówiąc, przez jakieś dwa tygodnie chyba będę przywiązany do biurka.
– A potem Anglia? – zgadywała.
– A potem Rzym – powiedział.
Być może z powodu wdzięku, z jakim to oświadczył, Elyn miała ochotę roześmiać się.
– A jak ci się podoba nasz dział komputerów? – zapytał, gdy pili kawę.
– Ogromnie – odrzekła. – Jak zauważyłeś i jak sama teraz widzę, miałam wiele braków w tej dziedzinie.
– To bardzo uczciwe z twojej strony, że się do tego przyznajesz – zauważył. I nagle słowo „uczciwe” zawisło w powietrzu.
Kolacja z Maxem Zappellim była dla Elyn prawdziwą przyjemnością. Pomimo że miała ochotę wypomnieć mu podejrzenia, jakie żywił co do jej uczciwości, to jednak nie chciała kończyć tego wieczoru przykrym akcentem. A wiedziała, że do tego się rzecz sprowadzi, jeśli Zappelli znowu zacznie ją oskarżać o kradzież projektu.
– Tino Agosta jest znakomitym nauczycielem – paplała bez zastanowienia.
– Też tak sądzę – chłodno zgodził się Max.
Jego chłód zastanowił Elyn. Po chwili jednak przyszło jej na myśl, że to nie Tino go interesuje, to sprawa zaginionego projektu. Tak, na pewno o to chodziło. I nic tu nie pomogą jej zapewnienia o niewinności. Podniosła się.
– Bardzo dziękuję za kolację – powiedziała układnie, a gdy on, pokonując swoje zaskoczenie, wstał również, oświadczyła: – Pójdę już do domu.
Przez chwilę stał i patrzył na nią. Wtem jego rysy rozjaśnił szelmowski uśmiech i nawet nie próbując się z nią spierać, powiedział kpiąco:
– Nie umiałabyś tam nawet trafić. – A jego żartobliwy sposób bycia sprawił, że jeśli kiedykolwiek ją obraził, to teraz o tym nie pamiętała. Poprosił o jej płaszcz, powstrzymując ją gestem jednej ręki, podczas gdy drugą płacił rachunek.
– Grazie, signore. - Kelner, promieniejąc z zadowolenia, odprowadzał ich do drzwi, które następnie otworzył i przytrzymywał, aż wyszli.
Gdy stanęli przed domem, w którym mieszkała, Elyn obróciła się w stronę Maxa, chcąc podziękować, tym razem cieplej, za kolację. On jednak wysiadł i obszedł samochód, by otworzyć jej drzwi.
Ruszył z nią w stronę budynku, a następnie, po wymianie powitań z Uberto, odprowadził ją do windy. Elyn wykonała półobrót, raz jeszcze gotowa podziękować, ale nadjechała winda, do której wsiadł razem z nią.
Czuła się całkiem oszołomiona. W końcu dotarli do drzwi jej apartamentu i Max wyciągnął rękę po klucze. Podała mu je bezwolnie, a on otworzył drzwi. I wtedy, gdy przekraczała próg, zatrzymał się.
Spojrzała na niego.
– Czy zaprosisz mnie do środka, Elyn? – zapytał miękko.
O Boże! – wpadła w popłoch. Powinna powiedzieć „nie!” i przypomnieć, jak to wyglądało w ostatnią środę. Nic takiego jednak nie powiedziała. Max nie był jakimś nieopierzonym wyrostkiem, który by się bezczelnie narzucał, nie zważając na nic. Czekał na jej przyzwolenie.
– Niestety, nie mogę cię przyjąć prawdziwie mocną, włoską kawą – wymamrotała, obracając się, a Max ruszył w ślad za nią.
– Nie martw się kawą. Zostanę tu tylko kilka minut – zapewnił. Powinna przyjąć z ulgą. że pragnął tylko, w trosce o jej bezpieczeństwo, odprowadzić ją do mieszkania. Lecz ulgi nie odczuła. – Jak dotarłaś do pracy dziś rano? – rzucił od niechcenia, zapalając kolejne światła, by w końcu zatrzymać się w salonie. A gdy Elyn zamrugała powiekami, zaskoczona nieoczekiwanym pytaniem, dodał: – Felicita wspominała, że nie życzysz sobie, by cię podwoziła.
– Mam nadzieję, że nie zabrzmiało to niegrzecznie!
– mruknęła Elyn, odkładając torebkę i rozpinając płaszcz.
– Felicita musiała w czwartek nadkładać drogi, żeby mnie podwieźć, i choć zapewniała, że to żaden kłopot, wolałabym… wolałabym chodzić do biura pieszo.
– Zawsze jesteś taka niezależna? – zapytał Max.
– Niezależna? – powtórzyła.
Podszedł o krok lub dwa bliżej. Patrzyła teraz w jego ciemne gorejące oczy. Nerwowo przesunęła się w stronę drzwi, tak jakby chciała pokazać mu, że powinien już wyjść.
– Nie chcę… nikogo wykorzystywać – oświadczyła i nagle parsknęła śmiechem, ponieważ uświadomiła sobie, że to przecież on płacił za nią dziś wieczorem. – To mi właśnie coś przypomina – dodała. – Serdecznie dziękuję za kolację.
Nie była pewna, czego ma się po nim spodziewać. Zapatrzony w jej zielone oczy, zdawał się stać bez ruchu.
– Doprawdy, jesteś zachwycająco piękna – powiedział tak, jakby te słowa wydarły się z niego, jakby nie mógł ich już powstrzymać. Potem nagle wziął ją w ramiona i powoli pocałował.
Nie potrafiła uchwycić umysłem tego, co się z nią działo. W chwili gdy jej ramiona uniosły się, by go objąć, wiedziała jedno tylko – nikt nigdy nie całował jej tak jak on. Ogarnął ją płomień żarliwego pragnienia. Nie chciała by przestał.
I nie przestawał. Jej płaszcz znalazł się na ziemi. Ich ciała stopiły się w jedno, gdy przyciskał ją do siebie i całował raz jeszcze, i jeszcze…
Ogarniała ich coraz większa namiętność. Elyn zapomniała o wszystkim, pogrążając się razem z nim w miękkościach sofy. Jego ciało spychało ją w dół, coraz niżej i niżej…
Nie pojmowała, dlaczego właśnie teraz odezwały się dzwonki alarmowe w jej głowie, choć do tej pory milczały jak zaklęte. Czarodziejskie dłonie Maxa, obezwładniające i zniewalające umysł, dotknęły gładkiego jedwabiu jej skóry tuż obok ramiączka stanika. Nagle wyzwoliło to w niej błysk świadomości i gdy Max przestał ją całować, gwałtownie zaczerpnęła powietrza i odzyskała cień zdrowego rozsądku.
– Max! Nie! – zawołała. Walczyła bezsilnie, ponieważ ogarniał ją ogień i zdrowy rozsądek szybko zanikał. Była już gotowa zaprzeczyć swojemu „nie” wołaniem: O, Max! Tak! – gdy naraz nacisk jego ciała zelżał, odsunął się od niej. Przecież nie chciała, żeby siedział na sofie, obrócony do niej plecami, już jej nie obejmując. – Max, ja… – zaczęła.
– Chwileczkę, cara. Daj mi minutę, proszę…
Chciała go błagać: Pragnę cię znowu, znowu, tu… ale, choć rozogniona, zachowała przecież dumę i nie mogła mówić słów, które świadczyłyby o jej pożądaniu.
A jednak wydawało się, że był tego świadom, bo mimo upływu czasu, którego potrzebował, aby odzyskać kontrolę nad sobą, spytał spokojnym głosem:
– Elyn, czy dobrze się czujesz?
Ten właśnie ton ją otrzeźwił.
– Tak, dziękuję – powiedziała chłodno.
I wcale nie zdziwiło jej, gdy zatrzymując się tylko po to, by podnieść swoją marynarkę, nie obdarzając jej nawet spojrzeniem, wstał i wyszedł. Zostawił ją patrzącą w ślad za nim w osłupieniu.
Tak, dziękuję, odpowiedziała na jego: „Czy dobrze się czujesz?”. A przecież nie czuła się dobrze. Ponieważ głupia, śmieszna idiotka wdała się w to, co przekraczało jej wyobrażenia. Zakochała się w mężczyźnie, w którym zakochać się nie miała prawa.