Rozdział 7

Kiedy nazajutrz rano Elyn brała prysznic i ubierała się, by ruszyć do pracy, czuła się rozbita i wytrącona z równowagi. Nie pamiętała już, jak dotarła do swego hotelu w Cavalese, chociaż pamiętała o tym, żeby spakować się i usiąść, czekając na siostrę Tina, która miała podwieźć ją do Werony.

Zanim nadjechała, trochę spóźniona, Elyn pogrążyła się w zamęcie uczuć. Minął jej gniew, a właściwie zdolna była go ukryć i nawet z uśmiechem odpowiedzieć na przeprosiny Diletty:

– Ach, to drobiazg. Jak ci się udał weekend?

Umiała też tłumić swoje emocje w drodze powrotnej do Werony. Ale ponownie wyrwały się spod kontroli, gdy znalazła się sama w apartamencie.

Następna, potworna noc nie była dla niej zaskoczeniem. Drzemała ledwie, budząc się co chwilę. Wstała wcześnie. Była głęboko dotknięta i upokorzona. Max, pomimo swojego: „Zaczekaj, Elyn”, nie pofatygował się nawet, by ją dogonić, co wskazywało na to, ile go naprawdę obchodziła. Nie próbował jej przeprosić. Nawet na to się nie zdobył. Jak mógł! Znów szalała, trzęsła się wewnętrznie, myśląc o tym, co zrobi teraz. Wyjedzie do domu. Wróci do Anglii. Tego domagała się jej ambicja. Miała już w połowie spakowane walizki, kiedy stary lęk przed zadłużeniem skoczył jej do gardła. Jeśli wyjedzie, zrezygnuje z dobrze płatnej pracy. A przecież ambicja nie napełni pieniędzmi jej portfela.

Czy jednak Max nadal zechce ją zatrudniać? Wątpiła w to, by można było wymierzać mu policzki i jak gdyby nigdy nic figurować nadal na liście płac. W głębi duszy wiedziała jednak, że Max jest człowiekiem sprawiedliwym. W przeciwnym razie natychmiast zwolniłby ją wtedy, gdy rzucono na nią podejrzenie o kradzież projektu. Musiał więc zdawać sobie sprawę, że skoro robił z niej pośmiewisko przez cały weekend, to zasłużył na ten policzek.

Wciąż podminowana, skierowała się w stronę działu komputerów biura Zappelli Internazionale. To, że dotarła aż tutaj, oznaczało, iż kieruje się rozsądkiem, a nie emocjami, i nie porzuci tej posady. Zmieniła jednak zdanie, gdy Tino Agosta powitał ją promiennym:

– Dzień dobry, Elyn.

Po pytaniach dotyczących jej weekendu, przeszedł do zachwytów nad sesją naukową, w której brał udział. Był pod silnym wrażeniem tego wszystkiego, co usłyszał, czego się nauczył i co – Elyn wyraźnie to widziała – pragnął jak najszybciej wcielić w życie. Zdawała sobie również sprawę, że hamuje jego pracę i stoi na przeszkodzie temu, co mógłby naprawdę robić.

– Chciałabym zamienić kilka słów z Felicitą Rocca – zwróciła się do Tina około pół do dziesiątej. Myśl ta bowiem wciąż nie dawała jej spokoju. Tak, to było jedyne wyjście. – Czy masz jej numer wewnętrzny?

– Oczywiście – odparł z głową tak pełną komputerowych pomysłów, że nie zapytał nawet, dlaczego chce rozmawiać z osobistą sekretarką szefa firmy, tylko wykręcił numer i podał jej słuchawkę.

Elyn dziękowała Bogu, że w tym tygodniu Max jest w Rzymie. Skoro bowiem to Felicita organizowała jej przyjazd do Włoch, ona też będzie musiała zająć się organizacją wyjazdu Elyn do Anglii. Najlepiej jeszcze przed końcem tygodnia.

– Dzień dobry. Tu Elyn Talbot – odezwała się, słysząc głos Felicity. Miała nadzieję, że pod nieobecność szefa Felicita nie będzie zajęta tak jak zawsze. – Czy mogłabym wpaść na krótką rozmowę? – spytała.

– Masz jakieś kłopoty, Elyn?

– Nic pilnego. Ale chciałabym zobaczyć się z tobą dziś przed południem.

Odłożyła słuchawkę. Umówiła się z Felicita na godzinę jedenastą. Następną godzinę spędziła, zastanawiając się, jak najzręczniej i najbardziej taktownie powiedzieć, że chce wracać do domu. I to możliwie najszybciej.

Za dziesięć jedenasta wyszła ze swojego pokoju. Dotarła na spotkanie o pięć minut za wcześnie, ale jak najrychlejszy powrót do Anglii stał się teraz sprawą najważniejszą. Zastukała do drzwi sekretariatu i weszła.

– Elyn! – przywitała ją serdecznie Felicita. Wstała zza biurka. – Wejdź, siadaj i mów, o co chodzi.

Elyn wyczekała, aż obie usiadły, po czym, nie owijając rzeczy w bawełnę, wyjawiła:

– Widzisz – zaczęła – zastanawiam się nad możliwością powrotu do Anglii. Zapytałabym pana… – z ulgą zorientowała się, że nie musi kłamać, iż zapytałaby pana Zappellego, gdyby był tutaj.

– Chcesz nas opuścić?! – wykrzyknęła Felicita ze zdumieniem.

– Jeśli nie spowoduje to komplikacji… – uśmiechnęła się Elyn, próbując uniknąć poczucia winy, do którego skłaniał ją żal, jaki wyrażała twarz Felicity.

– Ale myślę, że signor Zappelli pragnął, byś została tu dłużej – wysunęła pierwszą obiekcję Felicita.

– Och, jestem pewna, że nie będzie się sprzeciwiał – nie dawała za wygraną Elyn. – Nie mam tu zbyt wiele do roboty i odnoszę wrażenie, że marnuję umiejętności, które – dodała z naciskiem – lepiej można by wykorzystać w angielskiej filii zakładów.

– Hmm… nie wiem – mruknęła Felicita. – Sama nie mogę podjąć takiej decyzji. – I zupełnie wytrąciła Elyn z równowagi, gdy z uśmiechem dokończyła: – Ale obiecuję, że jeszcze dziś pomówię o tym z szefem.

– On tu jest?! – wykrzyknęła Elyn i, zbyt zaskoczona, by udawać przed Felicita, że nie zna planu jego zajęć, dodała: – Więc nie pojechał do Rzymu?

– Niestety, nie mógł – odparła Felicita poważnym tonem. – Podczas weekendu zwichnął nogę w kostce. – Oczy Elyn stały się okrągłe z niedowierzania, gdy Felicita ciągnęła: – Musiał zostać w domu. Nie jest w stanie zrobić nawet kroku.

Na to właśnie dałam się nabrać! – z wściekłością myślała Elyn.

– Prosił, żeby odebrać pełnomocnictwa. Zaraz do niego jadę.

A ja próbowałam usprawiedliwiać tego dziwkarza!

– oburzała się w myślach Elyn, gdy Felicita kończyła:

– Oczywiście wspomnę mu o twoich zamiarach…

– To już nieważne – przerwała jej Elyn, aż skręcając się z zazdrości. Nigdy by nie podejrzewała, że Max może romansować ze swoją sekretarką, ale… – Nie jest to tak pilne, byś musiała niepokoić go na łożu boleści – ciągnęła, lecz gdy wymawiała słowo „łoże”, znów ugodził ją sztylet zazdrości. – Zostawmy to do czasu, gdy znów stanie na nogi. – Z trudem zdobyła się na uśmiech i wyszła. Mimo iż jej emocje osiągnęły punkt wrzenia, ambicja nie doznała najmniejszego szwanku.

Bydlę! – szalała, kierując się ku damskiej toalecie, by tam się uspokoić. Odebrać pełnomocnictwa! Chyba w łóżku! Zwichnięta noga! Mój Boże!

Dobrze mi tak! Świadomość, iż Max romansuje z Felicitą i że zapewne romansował z nią już wówczas, gdy Elyn pozwalała mu się całować, przekraczała granice jej wytrzymałości. Nie przestała bać się długów, ale odkryła, że zdarzają się sytuacje, kiedy lęk musi zejść na drugi plan. Niech diabli porwą pieniądze i tę pracę. Odchodzi. Wyszła z toalety, kierując się do swego działu.

– Elyn, nic ci nie jest? – spytał Tino z troską, gdy wpadła do pokoju i złapała torebkę oraz żakiet. – Bardzo zbladłaś.

Zbladła? Gotowała się ze złości.

– Głowa pęka mi z bólu – skłamała. Dobre wychowanie nie pozwalało jej stawiać go w kłopotliwej sytuacji, w jakiej znalazłby się, gdyby powiedziała, że odchodzi. – Pójdę do domu i położę się na chwilę.

– Podwiozę cię – ofiarował się w pośpiechu. Już unosił się z krzesła, lecz go powstrzymała.

– Wolę się przejść. Dziękuję ci – powiedziała z uśmiechem. – Myślę, że spacer na świeżym powietrzu dobrze mi zrobi.

Wyglądało na to, że Tino chce zaoponować, lecz ktoś z obecnych w pokoju zwrócił się do niego po włosku. Elyn sięgała właśnie po torebkę, gdy usłyszała:

– Telefon do ciebie.

– Do mnie? – zapytała i pomyślała natychmiast, że to Felicita dzwoni do niej, ale spostrzegła, że Tino podaje jej słuchawkę telefonu linii miejskiej.

– Halo! – odezwała się. I wówczas usłyszała głos Maxa.

– Dzień dobry, Elyn – powiedział i nic w tonie jego głosu nie zdradzało, że ostatnim razem, kiedy się widzieli, dołożyła wszystkich sił, by fizycznie go uszkodzić. – Pragnąłbym cię zobaczyć – ku jej absolutnemu zdumieniu ciągnął spokojnie dalej. Bezczelny! – Gdybyś zechciała do mnie wpaść… – Nie zdążył skończyć, gdyż przerwała mu.

Co on sobie myśli! Bez wątpienia zaraz zaproponuje, że Felicita ją podwiezie. Ale nie będzie miał po temu okazji. Nagle wszystko w niej eksplodowało.

– Zapewne nie możesz tu przyjechać z powodu zwichniętej nogi! – krzyknęła i nie czekając na odpowiedź, rzuciła słuchawkę na widełki. Po chwili uświadomiła sobie, gdzie jest i jak powinna się zachować. – Dziękuję – wymamrotała do osoby, która podała jej słuchawkę. – Do zobaczenia – pożegnała Tina, wzięła swój żakiet i wyszła.

Po przyjściu do domu sprawdziła telefonicznie, jakie ma połączenia lotnicze z Londynem. Następnie spakowała się i doprowadziła apartament do stanu, w jakim go zastała. Poważnie zastanawiała się, czy jadąc na lotnisko zostawić list w Zappelli Intemazionale, ale do kogóż miała go adresować?

Około godziny piątej Paolo zadzwonił z recepcji, że zamówiona taksówka czeka. Biorąc pod uwagę godzinną różnicę czasu, wylądowała w Anglii pół godziny po odlocie. Ale we własnym kraju nie poczuła się lepiej. Wsiadła do taksówki, która zawiozła ją do Bovington. Rozglądając się po ulicach, które mijała, spostrzegła, że chociaż w krótkim czasie dokonało się w niej ogromnie wiele, Bovington nie zmieniło się ani trochę.

Weszła do domu, wiedząc, że daremnie marzy o tym, by wszystko było tak jak dawniej, nim beznadziejnie głupio zakochała się w Maksie. Bo przecież zakochała się w nim i nic nie mogło tego zmienić.

Wnosząc do holu swoją wielką walizkę, Elyn zorientowała się, że matka i ojczym byli poza domem, podobnie jak Loraine. Jej przyrodni brat wyjrzał, by zobaczyć, kto przyszedł.

– Dlaczego nie zawiadomiłaś nas, że przyjeżdżasz?! Czekałbym na lotnisku.

– Jesteś kochany – uśmiechnęła się – ale dopiero dziś rano zdecydowałam, że wracam. – Szybko zmieniła temat. – Pójdę zrobić sobie kawę. Wypijesz ze mną?

– Chętnie – odparł.

Elyn poszła do kuchni. Nieskazitelny ład – skonstatowała z ulgą – wskazywał, że Madge w dalszym ciągu sprawowała tu rządy.

Gospodyni skończyła już pracę i wyszła, toteż Elyn była w kuchni sama. Krzątała się, parząc kawę, bez reszty pochłonięta myślami o Maksie, a coraz większy żal wzbierał w jej sercu. Ta nieoczekiwana miłość była już tak bardzo zraniona. Kiedy zabliźnią się te rany? Kiedy wreszcie zdoła zająć się czymś innym?

– Kawa – oznajmiła wesoło, wchodząc do salonu i stawiając tacę na stole. – A gdzie wszyscy zniknęli?

– Rodzice wyszli do teatru, a Loraine jest z nowym wielbicielem. Boże, miej nas w opiece!

– Co u ciebie? – spytała. Matka wspominała jej przez telefon, że Guy szuka pracy. – Podobno zamierzasz dołączyć do mas pracujących?

– Ja… eee… byłem w piątek na rozmowie wstępnej – odparł.

Miał wszakże tak głupią minę, że Elyn, wiedząc, jak otwarty jest Guy, zorientowała się natychmiast, że chodzi tu o coś więcej.

– Naprawdę? A jaka to praca?

I znów uderzyło ją, że odpowiedział z wyraźnym zakłopotaniem.

– W mojej branży.

– Projektowanie ceramiki? – wypytywała.

– Między innymi.

– Gdzie? – wykrzyknęła, wiedziała bowiem, iż w okolicy tylko jedna firma zajmuje się produkcją artystycznych wyrobów z porcelany i że tylko tam mógł się zgłosić.

– W Zakładach Porcelany Zappellego – wyrzucił z siebie, jakby pragnąc mieć to już za sobą. – Tak, wiem, wiem – mówił szybko, gdy Elyn nie zdołała powstrzymać odruchu zdumienia. – Wiem, że to bezczelność, po tym, jak cię potraktowałem, gdy się tam zatrudniłaś. Ale choć trwało to dość długo, przekonałem się, że nie potrafię żyć bezczynnie. Poza tym zakłady Zappellego szukały pracownika. Poszedłem tam i Brian Cole… znasz go może…? – przerwał.

– Tak, znam – odparła. Znała wszystkich w pracowni projektowej i ją też tam wszyscy znali!

– W każdym razie to równy gość. Dobrze się rozumiemy. Pokazałem mu kilka moich projektów. Zresztą mają tam fantastycznych fachowców… – urwał, nie znajdując słów podziwu.

– Widać, że bardzo ci na tej pracy zależy – skomentowała Elyn.

– Można by tak powiedzieć – uśmiechnął się.

– A co powiedział twój ojciec, kiedy o tym usłyszał?

– No cóż… – Guy spojrzał na nią z szelmowskim uśmiechem. – Chyba przetarłaś drogę. Przypuszczam, że to na ciebie spadła większość pretensji, toteż na mój pomysł tata zareagował dużo łagodniej. Czy ty wiesz, że on myśli, poważnie myśli o sprzedaży Zakładów Pillingera, budynków, ziemi, wszystkiego?

– Niemożliwe! – wyrwało jej się w zdumieniu.

– Owszem – zapewnił ją Guy. – Choć wydaje mi się, że maczała w tym palce twoja mama. Toniemy w prospektach na temat podróży dookoła świata.

– Wielkie nieba! – wykrzyknęła Elyn. – Więc Sam pogodził się z sytuacją?

– W każdym razie – ciągnął jej brat przyrodni – odniósł się do moich starań o pracę u Zappellego znacznie łagodniej, niż myślałem. Chociaż starał się wyglądać groźnie, kiedy mówił, że gdyby nie to, iż nic mi nie zostawia, wydziedziczyłby mnie ze wszystkiego.

Elyn uśmiechnęła się. Oczyma duszy widziała już Sama, gdy to oświadczał.

– Wiesz, jeśli się tam dostanę, będziemy pracować razem. Będę cię podwoził… – Coś w jej wyrazie twarzy kazało mu urwać. I Elyn wiedziała już, że nie może dłużej ukrywać swego położenia.

– Ja już nie pracuję w zakładach Maxa Zappellego – powiedziała beznamiętnym głosem. Tylko imię Maxa zawisło na jej wargach, wprawiając ją w drżenie.

– Nie pracujesz? Jak to?

Nie chciała odpowiedzieć. Ale Guy czekał. Nie mogła dłużej tego ukrywać.

– Odeszłam – powiedziała.

– Odeszłaś?! – przeraził się Guy. – Kiedy? Dlaczego?

– Dziś rano.

– Bez wymówienia?

– Nie potrafiłam się z czymś pogodzić.

– Elyn, jak mogłaś!

– Jak mogłam? – zdziwiła się. Czyż mówi to ten sam człowiek, który brał udział w rodzinnej nagonce na nią, kiedy starała się o pracę u Zappellego?

Guy nie odpowiedział na to pytanie, ale zaczepny wyraz jego twarzy uległ zmianie. Był teraz grymasem kogoś, kto przegrał.

– No, mogę już zapomnieć o piątkowej rozmowie.

– Jak to? – zapytała.

– Proste. Rozmowa z Brianem Cole’em dotyczyła wyłącznie mojej pracy, ale wcześniej rozmawiałem z niejakim Nicksonem z działu kadr. Kiedy wspomniałem, że pracuje u nich moja przyrodnia siostra i podałem twoje imię Nickson od razu przypomniał sobie, o kogo chodzi. Od tej chwili traktował mnie dużo cieplej. Ale widzę teraz, że lepiej by było, gdybym nie wspominał o tobie. Miałbym przynajmniej jakąś szansę. Z chwilą kiedy dostanę wiadomość z Włoch, że ty…

– Myślisz, że straciłeś przeze mnie szansę?

– A ty tak nie myślisz? – spytał ponuro. – Ładną opinię wyrobiłaś naszej rodzinie, rzucając w ten sposób pracę.

– Przesadzasz… – słabym głosem zaprotestowała Elyn, chociaż, gdy pomyślała o tym, co się wydarzyło, czuła, że wpadła w kabałę. Przecież to ją podejrzewano o kradzież projektu. A teraz jeszcze jedno! Rzucała pracę bez wymówienia. Mój Boże! Może Guy ma rację? Może rzeczywiście byłoby dla niego lepiej, gdyby nie miał przyrodniej siostry? Spojrzała na jego zgnębioną twarz. Czuła się rozdarta, patrząc na tego miłego, dobrego chłopca. Za nic w świecie nie chciałaby nawet zbliżyć się do firmy, która była własnością Maxa. Z drugiej strony sądziła, że Max spędzi większość przyszłego tygodnia w Rzymie, o ile nie zaszyje się gdzieś z Felicitą. Nie wiedziała, czy nosi się z zamiarem odwiedzenia Anglii, ale czy z punktu widzenia interesów Guya miało to jakieś znaczenie? Czyż nie powinna, właśnie w imię jego interesów, udać się jutro do biura i złożyć formalne wymówienie, równocześnie bacznie nadsłuchując, czy Max nie przyjeżdża. Bez wątpienia, nie przyjedzie po to, by jej szukać. Gdyby wiedziała, że tu jest, usunęłaby mu się z drogi.

– Uśmiechnij się, słoneczko – zwróciła się w pośpiechu do brata, bała się bowiem, że zmieni zdanie. – Pójdę jutro do zakładów Zappellego w Pinwich i zrobię to, co należy.

– To, co należy? – zapytał Guy, spoglądając na nią z ufnością.

– Złożę formalną rezygnację. To pomoże? Jak myślisz?

– A zrobisz to? – zapytał z nadzieją.

– Nie mam innego wyjścia – uśmiechnęła się.

– O, dziękuję. Jesteś naprawdę równa – oświadczył.

Pojęła, dlaczego kocha go jak brata, gdy dodał:

– Nie musisz tego robić. – Po chwili spytał jednak: – A co cię tak oburzyło, że postanowiłaś odejść?

– Nic, czym warto by zaprzątać twoją główkę – zażartowała.

Guy rzucił w nią poduszką i wówczas weszli rodzice. Zarówno matka, jak i ojczym witali Elyn zdumieni jej nagłym powrotem do domu. Ona jednak zdołała przed nimi ukryć swoją wewnętrzną udrękę, to, co przeżywała. Gdy w końcu udała się do swojego pokoju, gdzie nie musiała już niczego pozorować, opadła na łóżko całkowicie wyczerpana. Usiłowała wyrzucić Maxa ze swoich myśli – niby nic prostszego! Udręka, którą przeżywała, czyniła ją wszakże obojętną na myśl o jutrzejszej, przez nikogo nie oczekiwanej wizycie w zakładach Zappellego.


– Cześć, Elyn! – powitali ją chórem zdumieni współpracownicy, gdy nazajutrz weszła do swojego działu.

– Dzień dobry, Diano, witaj, Neil! – powiedziała z uśmiechem Elyn.

– Nie spodziewaliśmy się, że tak szybko wrócisz! – wykrzyknął Neil, dodając serdecznie: – Ale tak się cieszę. Potrzebuję twojej rady w kilku sprawach.

– Ja też! – pisnęła Diana.

– Przygotujcie pytania. Wrócę za dziesięć minut – obiecała Elyn, nie wspominając jednak, że wybiera się do działu kadr.

– Elyn! – wykrzyknął Chris Nickson na jej widok. – Co tu robisz?

Witał ją tak radośnie, że Elyn niemal zaczęła żałować swojej decyzji. Musiała jednak ją podtrzymać, skoro chciała odzyskać spokój ducha. Wypowiedzenie w terminie czterech tygodni wiązało się z niewielkim zresztą ryzykiem, że natrafi na Maxa, gdyby się tu pojawił. Musiała jednak zrezygnować z tej pracy, jeśli – po wczorajszym wyjściu z biura – nie zostanie z niej wyrzucona.

– Cześć, Chris – uśmiechnęła się, pragnąc mieć już tę rozmowę za sobą. – Wiem, że nikt się mnie dziś nie spodziewał, ale postanowiłam złożyć wymówienie i wolałam zrobić to w Anglii.

Przez kilka sekund patrzył na nią w zdumieniu, po czym poprosił, by usiadła.

– Powiedz mi, jaka jest przyczyna tej decyzji?

Z niemałym trudem zdołała go w końcu przekonać, że przyczyny natury osobistej są tak poważne, iż nic, co zrobi lub powie, nie wpłynie na jej postanowienie.

– Przykro nam będzie rozstać się z tobą – wyraził w końcu zgodę. – A mnie najbardziej ze wszystkich.

– Dziękuję ci, Chris – odparła i wstała.

– Mam nadzieję, że te powody osobiste nie sprawią, że wycofasz się z obietnicy pójścia ze mną na kolację? – spytał.

– Oczywiście, że nie – odparła natychmiast. Nie była teraz w stanie umawiać się z nikim, toteż szybko dodała: – Tylko… w tym tygodniu jestem trochę zajęta.

– A więc będę dzwonił już od następnego poniedziałku.

Elyn wróciła do swojego pokoju i próbowała wziąć się do pracy. Jej myśli wciąż jednak błądziły gdzie indziej, bez reszty wypełnione osobą Maxa. Tak, zapewne jest teraz w Rzymie.

Nadeszła środa, a ona nie tylko o nim nie przestała myśleć, lecz za każdym razem, gdy dzwonił wewnętrzny telefon, podskakiwała, myśląc, że to Chris Nickson i że z Włoch nadeszło polecenie, by ją zwolnić.

Gdy w czwartek zadzwonił Chris, Elyn ogarnął niemal popłoch. Tym większe było jej zmieszanie, gdy okazało się, że nie dzwoni po to, by wezwać ją do siebie, lecz, by powiedzieć:

– Wiem, że w tym tygodniu jesteś zajęta, ale dostałem dwa bilety do teatru na dziś wieczór i chciałbym spytać, czy…

Elyn odłożyła słuchawkę, uświadamiając sobie, że właśnie przyjęła zaproszenie do teatru na dzisiejszy wieczór! No cóż, nie mogła już tego zmienić.

Może sztuka była dobra, ale Elyn nie potrafiła skupić się na niej. By nadrobić swoje roztargnienie wykazała pewien nadmiar entuzjazmu, gdy później Chris zaproponował jej kolację w chińskiej restauracji.

– Uwielbiam chińską kuchnię – oświadczyła i dostrzegła na twarzy Chrisa wyraźne zadowolenie.

Nie był to oczywiście Max, ale towarzystwo Chrisa sprawiało jej przyjemność. Większa część ich rozmowy dotyczyła zresztą zakładów Zappellego, które były przecież ich wspólnym miejscem pracy.

Elyn rozpaczliwie pragnęła spytać Chrisa, czy wie coś na temat losów podania o pracę złożonego przez jej przyrodniego brata. Nie pozwalało jej na to wewnętrzne poczucie przyzwoitości, choć z drugiej strony wiedziała, że mocno rozczaruje Guya, jeśli nie skorzysta z nadarzającej się okazji.

W chwilę później ogarnęła ją jednak fala ciepła w stosunku do Chrisa, gdy ten, jakby czytając w jej myślach, rzucił:

– Czy wiesz, że twój brat stara się o pracę w pracowni projektowej?

. – Bałam się o to pytać – uśmiechnęła się – ale pękam z ciekawości, czy są jakieś dobre wiadomości, które mogłabym mu przekazać.

– A ja miałem nadzieję, że nie po to zgodziłaś się spędzić ze mną ten wieczór, by dowiedzieć się, jak wypadła rozmowa twojego brata z Brianem Cole’em – zażartował.

– Ależ skąd! – wykrzyknęła. Ale po chwili uśmiechnęła się z ulgą, widząc, że Chris nie mówi tego serio i odpowiedziała mu w podobnym tonie: – Co nie znaczy, że nie wstawiłabym się za nim u Briana, gdybym wiedziała, że ma wolny etat.

– Więc nic nie wiedziałaś?! No tak! To musiało się rozegrać po południu tego dnia, w którym odlatywałaś do Włoch. Tak, teraz sobie przypominam… przecież to wtedy odwołałaś nasze spotkanie…

– Chris… – przerwała mu, zanim rozwinął ten temat – czy mógłbyś mnie oświecić?

– Oświecić?… – urwał i po chwili uświadomił sobie, że Elyn nie ma pojęcia, co się wtedy wydarzyło. – Przepraszam cię. Czy mam zacząć od początku?

– Chyba tak.

– No więc Hugh Burrell… – zaczął.

– Wiem, z pracowni projektowej – dopowiedziała, podkreślając w ten sposób, że orientuje się, o kim mowa.

– Już tam nie pracuje.

– Nie pracuje?! – wykrzyknęła. – Zrezygnował?

– Prawdę mówiąc dostał natychmiastowe wymówienie.

– Natychmiastowe wymówienie?! – Zaparło jej dech. Wiedziała, po prostu wiedziała, że musi się to wiązać z zaginionym projektem. – Czy to on ukradł projekt? – spytała.

– Wiedziałaś o tym? – zdumiał się Chris, a gdy skinęła głową, nie pytając, skąd mogła wiedzieć, skoro nikt niczego nie podejrzewał, odparł: – Tak, on. Choć nie zdołał wynieść go z pracowni.

– Gdzie go schował? – spytała.

– Ukrył go za ciężką, po brzegi wypełnioną szafą w gabinecie Briana. Było to ostatnie miejsce, w którym ktokolwiek mógłby czegoś szukać.

– I ktoś go tam znalazł?

– Tajniacy – wyjaśnił. – Projekt miał duże wymiary, wydawało się zatem mało prawdopodobne, by w tak krótkim czasie wyniesiono go z budynku. Przez cały dzień zakłady znajdowały się pod nadzorem policyjnym, a w nocy przeprowadzono staranne poszukiwania… – Chris urwał. – Daję ci słowo, do dziś trudno mi uwierzyć, że wszystko to działo się naprawdę, a nie w filmie kryminalnym. Ponieważ jednak nie wykryto, kto schował ten projekt, w pracowni Briana zamontowano ukryte kamery.

– O Boże! – Elyn oddychała z trudem. – I złapali Burrella, kiedy przyszedł go zabrać?

– Kamera zarejestrowała moment, w którym podszedł do wielkiej szafy i zajrzał za nią, by sprawdzić, czy projekt wciąż tam jest.

– A był?

– Został zamieniony, ale Burrell, nie wiedząc o tym, wyciągnął go niemal do połowy, uśmiechnął się i z powrotem wepchnął za szafę – odparł Chris.

Elyn czuła się coraz bardziej nieswojo. Była niemalże chora. Na jej usta cisnęły się dziesiątki pytań.

– Czy… eee… pan Zappelli wiedział, co się stało? – wreszcie wykrztusiła, choć każda komórka mózgu mówiła jej, że wiedzieć musiał. Tylko ona nie chciała w to uwierzyć.

– Oczywiście – uśmiechnął się Chris. – Można powiedzieć, że kierował całą operacją.

Elyn głęboko zaczerpnęła tchu.

– A więc tego popołudnia, kiedy wyjeżdżałam do Włoch, wiedział już, że winny jest Burrell?

– Z całą pewnością! Tego dnia przyleciał specjalnie z Włoch, by osobiście go przesłuchać, i to on sam we wtorek po południu wyrzucił go z pracy.

Tego wieczoru gniew nie pozwalał Elyn zasnąć. Jak mógł tak postąpić! Jak mógł wykorzystywać sytuację! Cały czas wiedział, że jest niewinna, a pozwalał jej sądzić, iż wciąż ją podejrzewa. Całował ją, a ona… pozwalała mu na to. Wielki Boże, należałoby go udusić!

Nad ranem jej wściekłość przekształciła się w gniew zimny jak lód. I w ból. Niech go diabli! Było rzeczą oczywistą, że kochała tego nikczemnego zdrajcę. Przecież w innym wypadku nie cierpiałaby tak bardzo. Uświadomiła to sobie, schodząc na śniadanie. Nie miała na nie najmniejszej ochoty, lecz wszystko było lepsze od rodzinnych indagacji, czemu nie je i co jej dolega.

– Może dziś dowiem się czegoś – powiedział z nadzieją Guy, siadając do stołu.

– Och, tak – odparła niepewnie.

Po chwili jednak zdała sobie sprawę, że Guy myśli o swojej pracy. Ogarnęło ją poczucie winy. Zupełnie zapomniała o jego sprawie, gdy ostatniego wieczoru Chris ujawnił swoje rewelacje. Jednocześnie uświadomiła sobie, że mogłaby się jeszcze dowiedzieć, jakie Guy ma szanse.

Nie zamierzała nawet zbliżać się tego dnia do Zakładów Porcelany Zappellego, ale nagle stanęła wobec pytania: Czy nie położy kresu nadziejom brata, jeśli nie dotrzyma czterotygodniowego terminu wypowiedzenia?

– Dziś rano nie mam nic do roboty. – Słowa Guya wdarły się w tok jej myśli. – Jeśli chcesz, podwiozę cię do Pinwich.

Spojrzała na niego. Nigdy nie czuła się bardziej przygnębiona. Nie starczy jej sił na kłótnię, która niezawodnie wybuchnie, jeśli powie Guyowi, że od dziś przestaje pracować w zakładach w Pinwich. Niech diabli wezmą Maxa Zappellego i zaniosą do piekła!

Przeklinała człowieka, którego kochała. Wciąż próbowała zapomnieć o nim i o jego zdradach. Wciąż starała się uporządkować niesforne cyfry, siedząc sama w swoim dziale, kiedy o trzeciej trzydzieści pięć tego popołudnia natarczywy dźwięk telefonu zmusił ją do oderwania się od żmudnych obliczeń.

– Tak – odparła ostrzej, niżby tego chciała, i niemal spadła z krzesła.

– Panno Talbot, proszę do mnie, natychmiast! – usłyszała głos, który rozpoznałaby wszędzie. A potem trzask – telefon zamarł.

A więc Max był tutaj! Tu, w Pinwich. W tym budynku. Powinien być w Rzymie. Ale nie było go w Rzymie. Był tutaj.

Загрузка...