CZĘŚĆ DRUGA. WSPOMNIENIE: NOC MIŁOŚCI

3

Lily Doyle siedzi samotna na niewielkim skalistym wzniesieniu, górującym nad głęboką doliną położoną pośród nagich wzgórz środkowej Portugalii. Jest grudniowy chłodny dzień.

Dziewczyna otulona jest w zniszczony, stary płaszcz wojskowy, skrócony tak, by na nią pasował. Wyraźnie widać jednak, że zmieniła się w ciągu ostatniego roku. Ze smukłej niedoświadczonej dziewczyny przeobraziła się w piękną kobietę. Jej ciemnoblond włosy spływają luźno puszczonymi pasmami z tyłu, sięgając aż do talii. Wiatr rozwiewa je, plącząc niemiłosiernie. Szczupłe ręce, ukryte pod rękawami spłowiałej, błękitnej sukni z bawełny, złożyła na kolanach. Pomimo panującego chłodu ma bose stopy. Jak mogłaby poczuć ziemię, jak mogłaby poczuć życie, wyjaśniła kiedyś, jeśli ciągle byłaby obuta?

Major Neville Wyatt, lord Newbury, siedzi w swobodnej pozie nieco dalej, trzymając w dłoniach kubek gorącej herbaty. Przygląda się jej. Nie widzi jej twarzy, może sobie jednak wyobrazić malujące się na niej uczucia, kiedy dziewczyna spogląda na leżącą poniżej dolinę, na przepływające po niebie obłoki i krążącego w górze samotnego ptaka. Na pewno jej twarz jest rozmarzona i pogodna. Nie, te określenia nie oddają całej prawdy. Na pewno jej twarz promienieje, a oczy są rozświetlone.

Lily dostrzega piękno wszędzie. Kiedy żołnierze dziewięćdziesiątego piątego pułku i kobiety, które podążają za nimi przez Półwysep Iberyjski, przeklinają pogodę, niekończące się marsze, ponure obozy, jedzenie i siebie nawzajem, Lily zawsze znajduje we wszystkim coś pięknego. Jednak nie gniewają się na nią za tę nieustanną pogodę ducha. Wszyscy ją uwielbiają.

Jeszcze niedawno była dziewczynką. Ale już nią nie jest.

Neville wyrzuca fusy z herbaty na trawę i wstaje. Rozgląda się wokół najpierw zerkając na kompanię żołnierzy, których zabrał ze sobą na wyprawę zwiadowczą, by upewnić się, że Francuzi przestrzegają niepisanego prawa i zimą zostają na swoich pozycjach w Hiszpanii lub w leżącej na granicy fortecy Ciudad Rodrigo, którą brytyjskie siły mają zamiar oblegać, kiedy nadejdzie wiosna.

Spogląda na przeciwległe wzgórza i położoną niżej dolinę. Wszędzie panuje spokój. Właśnie tego się spodziewał. Jeśli istniałoby jakieś realne zagrożenie, nigdy nie pozwoliłby, by kapral Graery zabrał ze sobą żonę, a sierżant Doyle córkę. Rutynowa misja okazała się niespodzianie nad wyraz przyjemna – zazwyczaj o tej porze zaczynały się już deszcze. Jutro wrócą do głównego obozu. Jednak jeszcze dzisiaj będą nocować tutaj.

Wreszcie nie może się już powstrzymać. Idzie w kierunku siedzącej na skale dziewczyny i, siadając obok niej, zakrywa oczy przed słońcem i udaje, że z zainteresowaniem spogląda znów na dolinę. Ona patrzy na niego i uśmiecha się. Nie jest pewien, kiedy jej wygląd i uśmiech zaczęły wywoływać takie poruszenie w jego sercu. Próbował traktować ją nadal jak młodą – zbyt młodą – córkę swojego sierżanta. W ostatnich czasach nie bardzo mu się to udaje. Dziewczyna skończyła już przecież osiemnaście lat.

– Czy zauważyłaś może francuski regiment skradający się ukradkiem doliną, Lily? – pyta, nie patrząc na nią.

Dziewczyna wybucha śmiechem.

– Tak naprawdę aż dwa, proszę pana – odpowiada. – Kawalerii i piechoty. Czy powinnam o tym zameldować?

– Nie. – Uśmiecha się do niej i znów coś go chwyta za serce, kiedy spogląda na jej rozradowaną twarz. – To nie jest ważne. Chyba, że stary Boney przybywa z nimi.

Lily śmieje się znowu. Neville zastanawia się, siedząc obok niej, czy dziewczyna zdaje sobie sprawę, jakie wrażenie robi na mężczyznach… na nim. Z pewnością nie jest jedynym, który zauważył, że stała się już kobietą.

– Podejrzewam, Lily – mówi do niej. – Że potrafisz ujrzeć piękno nawet w tym opuszczonym przez wszystkich miejscu?

– Wcale nie jest opuszczone – odpowiada gwałtownie, jak zazwyczaj. Nawet nagie skały mają w sobie pewną majestatyczność, która budzi niepokój. Widzi pan? – Unosi smukłe ramię i wskazuje. – Trawa. A tam nawet kilka drzew. Natury nie można powstrzymać. Zawsze się odradza.

– To ledwie namiastki drzew. – Neville patrzy we wskazanym przez nią kierunku. – A mój ogrodnik w Newbury Abbey z pewnością wyrzuciłby bez namysłu tę trawę do śmieci.

Lily odwraca się i spogląda na niego, a jemu braknie tchu w piersiach. Jednocześnie pragnie odsunąć się od niej jak najdalej i pragnie zbliżyć się do niej tak bardzo, że…

– Jaki jest tam ogród? – W jej pytaniu słychać wyraźną tęsknotę. – Tatuś twierdzi, że nie ma nic bardziej uroczego niż angielski ogród.

– Zielony – odpowiada. – Soczystą, bogatą zielenią, której nie opiszą żadne słowa. Rośnie tam trawa, drzewa i kwiaty wszystkich kolorów i gatunków. Całe mnóstwo. Powietrze jest aż ciężkie od zapachów lata.

Neville rzadko kiedy odczuwa tęsknotę za domem. Czasami, kiedy zdaje sobie z tego sprawę, czuje się winny z tego powodu. Nie chodzi o to, że nie darzy uczuciem matki i ojca. Kocha ich. Został tak wychowany, żeby pewnego dnia przejąć rolę ojca jako hrabia, został wychowany, by poślubić Lauren, swą daleką kuzynkę, która dorastała razem z nim w Newbury Abbey i była mu równie droga, co własna siostra Gwen. Ale nastał czas, kiedy rozpaczliwie zapragnął żyć na swój sposób, marząc o czynach, przygodzie, wolności…

Zranił rodziców, zostając żołnierzem. Podejrzewa, że jeszcze bardziej zranił Lauren, kiedy odjeżdżając poinformował ją, tak delikatnie, jak mógł, że nie obiecuje, by prędko powrócił i nie oczekuje, że ona będzie na niego czekała.

– Tak bardzo chciałabym je zobaczyć i poczuć ich zapach. – Lily zamyka oczy i powoli wdycha powietrze, jakby wąchała róże rosnące w Newbury.

– Pewnego dnia tak się stanie. – Nie namyślając się, sięga ku niej i jednym palcem odgarnia kosmyk włosów z policzka dziewczyny. Jej skóra jest gładka i ciepła, włosy wilgotne. Czuje jak w jego lędźwiach rodzi się gwałtowne pożądanie i szybko cofa palec.

Dziewczyna uśmiecha się do niego. Nagle robi coś, czego przedtem nigdy nie robiła. Rumieni się i wzrokiem ucieka w bok.

Ona wie.

Neville'a zasmuca ta myśl. Traktował zawsze Lily jak przyjaciółkę, odkąd cztery lata temu Doyle został jego sierżantem. Dziewczyna ma żywy umysł i zachwycające poczucie humoru, a także obdarzona została naturalnym wyrafinowaniem zachowania, pomimo że nie umie czytać ani pisać. Rozmawiała z nim o swym życiu, zwłaszcza o latach spędzonych w Indiach, gdzie umarła jej matka, a także o ludziach i doświadczeniach, które dzielili. Kiedyś pokłóciła się z nim, gdy znalazł ją po potyczce na polu bitwy i skrzyczał za to, że zajęła się rannym, umierającym francuskim żołnierzem. Człowiek to po prostu człowiek, istota ludzka, odparła wtedy. Jego szarża nigdy nie robiła na niej wrażenia, chociaż tak jak ojciec i wszyscy jego ludzie zwracała się do niego „proszę pana”. Wtedy na polu bitewnym przyklęknął obok niej i podał Francuzowi wodę z własnej manierki.

Jednak wszystko się zmieniło. Lily dorosła. A on jej pożądał. Dziewczyna chyba to przeczuwała. Będzie musiał wycofać się z tej przyjaźni, ponieważ Lily nie mogła stać się dla niego niczym więcej. Była córką Doyle'a, a on szanował swojego sierżanta, chociaż pochodzili z różnych klas społecznych. A poza tym Lily była niewinna, a on miał obowiązek bronić jej honoru, a nie nastawać nań. Co więcej, ona również pochodziła z innej klasy. Niestety, takie sprawy miały w życiu duże znaczenie. Chociaż miał buntowniczą naturę, Neville nie potrafiłby zerwać ze swym światem i nigdy tego nie zrobi. Wpojono mu poczucie obowiązku wobec własnego rodu. Jest dżentelmenem, oficerem, wicehrabią, przyszłym hrabią.

Nigdy nie zostanie kochankiem Lily.

– Lily. – Stara się myśleć tylko o przyjaźni, stłumić inne, niepożądane uczucia. – Czego oczekujesz? Co chcesz zrobić ze swym życiem? O czym marzysz?

Nie może przecież pozostać na zawsze w wojsku. Co czeka ją w przyszłości? Małżeństwo z żołnierzem wybranym troskliwie przez ojca? Nie. Woli o tym nie myśleć.

Lily nie odpowiada od razu. Kiedy jednak odwraca ku niej głowę, widzi, jak dziewczyna spogląda w niebo, a uśmiech znów rozświetla jej twarz.

– Czy widzi pan tego ptaka? – Neville odrywa od niej wzrok i patrzy w górę. – Chciałabym być jak on. Wzbijać się wysoko. Silna. Wolna. Zrodzona przez wiatr przyjaciółka nieba. Nie wiem, co się ze mną stanie. Pewnego dnia pan odejdzie i wtedy…

Urywa w pół zdania, uśmiech na jej twarzy blednie, a niedopowiedziane słowa zawisają w powietrzu jak coś namacalnego.

Nagle ciszę przerywa wystrzał z karabinu.


*

Jeden ze zwiadowców kątem oka dostrzegł królika i wziął go za krwiożerczego francuskiego żołnierza. Tak najpierw myśli Neville. Musi to sprawdzić. Lata służby oficerskiej nauczyły go działać instynktownie, a nie tylko kierować się rozsądkiem. Szybka reakcja niejednokrotnie uratowała komuś życie.

Neville skacze na równe nogi i podrywa za sobą Lily. Biegną z powrotem do oddziału, troskliwie pochyla się nad dziewczyną, gdy sierżant Doyle krzyczy coś do niego, a wszyscy łapią za karabiny i amunicję. W biegu wyjmuje wiszącą u boku szablę. Wykrzykuje rozkazy swym ludziom, zapominając o Lily, kiedy tylko odstawia ją w stosunkowo bezpieczne miejsce w prowizorycznym obozie.

Źle ocenił postępowanie swojego żołnierza. To nie królik zwrócił jego uwagę, ale francuscy zwiadowcy. Jednak strzał ostrzegawczy okazał się błędem. Gdyby nie to, Francuzi prawdopodobnie poszliby spokojnie swoją drogą, nawet gdyby namierzyli brytyjskich żołnierzy. Nic by nie zyskali, wdając się w walkę. Jednak ktoś strzelił.

Wynikająca z tego potyczka jest krótka i ostra, ale stosunkowo nieszkodliwa. Nikomu nic by się nie stało, gdyby nie służący od niedawna w oddziale rekrut, który zastygł ze strachu na odkrytym wzgórzu, stając się nieruchomym, łatwym dla Francuzów celem. Doyle, przeklinając okropnie, rzuca się w jego kierunku i w jego pierś trafia kula przeznaczona dla chłopaka.

Walka kończy się po pięciu minutach. Francuzi, żegnani szyderczymi okrzykami, idą dalej.

– Nie ruszajcie go – krzyczy Neville, biegnąc wzgórzem do leżącego sierżanta. – Przynieście apteczkę.

To daremne, myśli Neville, kiedy jest już w pobliżu rannego. Na ciemnozielonym płaszczu sierżanta pojawia się tylko mała plamka krwi, ale w jego oczach widać już zbliżającą się śmierć. Neville oglądał już zbyt wiele takich twarzy, by się mylić.

– Już po mnie – odzywa się słabym głosem Doyle.

– Przynieście apteczkę! – Neville klęka przy umierającym. – Zaraz cię załatamy, sierżancie.

– Nie, proszę pana. – Doyle zaciska zimne i słabnące palce na dłoniach przełożonego. – Lily…

– Jest bezpieczna. Nic jej się nie stało. – Słyszy w odpowiedzi.

– Nie powinienem jej tu zabierać. – Wzrok mężczyzny staje się mętny, oddech urywa się. – Jeśliby znów zaatakowali…

– Nie zrobią tego. – Neville ściska dłoń sierżanta. Pragnie jakoś dodać mu otuchy. – Dopilnuję, by Lily bezpiecznie wróciła jutro do obozu.

– Jeśliby dostała się do niewoli…

Neville wie, że raczej nie grozi im kolejna strzelanina. Francuzi nie będą mieli ochoty, tak samo jak Brytyjczycy, na jeszcze jedną konfrontację. Gdyby się jednak tak stało, to istotnie los dziewczyny byłby godny pożałowania. Gwałt…

– Dopilnuję, by nic jej się nie stało. – Neville pochyla się nad mężczyzną, którego traktował z szacunkiem jako towarzysza walki, a nawet przyjaciela, mimo dzielącej ich szarży. – Nic jej się nie stanie, nawet jeśli dostanie się do niewoli. Masz na to moje słowo honoru. Poślubię ją jeszcze dzisiaj.

Jako żona oficera i dżentelmena Lily będzie traktowana przez Francuzów z honorami i uprzejmością. Wielebny Parker – Rowe, kapelan regimentu, który obozowe życie uważał za nudne, wybrał się z nimi na zwiady.

– Ożenię się z nią, sierżancie. Będzie bezpieczna. – Nie jest pewien, czy umierający rozumie jego słowa. Zimne palce nadal zaciskają się słabo na jego dłoniach.

– Mój plecak został w głównym obozie – mówi Doyle. – W środku…

– Zostanie oddany Lily – zapewnia go Neville. – Jutro, kiedy tylko bezpiecznie dotrzemy do obozu.

– Już dawno powinienem jej powiedzieć. – Głos umierającego staje się coraz słabszy, coraz mniej wyraźny. Neville pochyla się nad leżącym. – Powinienem był dać mu znać. Moja żona… Niech mi Bóg wybaczy. Kochała ją. Obydwoje ją kochaliśmy. Kochaliśmy ją zbyt mocno, by…

– Bóg ci wybacza, Doyle. – Gdzie do licha jest kapelan? – Nikt nigdy nie wątpił w twoje przywiązanie do Lily.

W tym momencie pojawia się Parker – Rowe z Lily. Dziewczyna na oślep zbiega ze wzgórza. Neville podnosi się i staje z drugiej strony, ustępując jej miejsca u boku ojca. Dziewczyna ujmuje dłonie umierającego i pochyla się nad nim, a wtedy włosy skrywają jej twarz jak zasłona.

– Tatusiu – mówi. Zaczyna szeptać jego imię, powtarza tak przez kilka minut, kiedy kapelan mruczy pod nosem słowa modlitwy, a żołnierze stoją w pobliżu, bezradni w obliczu śmierci.


*

Kiedy już pochowali sierżanta Doyla na zboczu wzgórza, Neville rozkazał zwinąć obóz i przenieść się kilka mil dalej. Dziewczyna ze ściągniętą z bólu twarzą idzie obok niego, a Parker – Rowe z drugiej strony. Rozmawiał już z kapelanem o ślubie.

Lily wcale nie płacze. Nie przemówiła nawet słowem, odkąd Neville wziął ją za ręce, pomógł jej wstać i powiedział tak delikatnie, jak tylko potrafił, że jej ojciec nie żyje. Oczywiście, przywykła do widoku śmierci. Nie można jednak przygotować się do straty ukochanej osoby.

– Lily. – Neville zwraca się do niej tak samo delikatnym tonem jak wcześniej. – Chcę, żebyś wiedziała, że ojciec w ostatnich chwilach był myślami przy tobie, martwił się o twoje bezpieczeństwo i przyszłość.

Dziewczyna nie odpowiada.

– Obiecałem mu coś – ciągnie dalej. – Dałem słowo honoru. Ponieważ był moim przyjacielem, Lily, a także dlatego, że ja tego chciałem. Obiecałem mu, że ożenię się z tobą dzisiaj. W ten sposób, nosząc moje nazwisko, będziesz bezpieczna na resztę tej podróży i resztę swego życia.

Nadal nie ma odpowiedzi. Czy rzeczywiście dał taką obietnicę? Słowo honoru? Ponieważ tego chciał? Chciał być zmuszony do zrobienia czegoś tak nierozważnego? To niemożliwe, by on – oficer, arystokrata, przyszły hrabia – miał poślubić skromną i niepiśmienną córkę zwykłego żołnierza. Teraz musi to zrobić, ponieważ przyrzekł, dał słowo honoru. Ogarnia go fala dziwnego uniesienia.

– Lily, czy rozumiesz, co do ciebie mówię? – pyta, pochylając się nad nią. Twarz dziewczyny jest blada, bez wyrazu.

– Tak, proszę pana – odpowiada bezbarwnym głosem.

– Czy chcesz mnie poślubić? Chcesz zostać moją żoną? – Chwila wydaje się nierealna, tak jak wszystkie wydarzenia ostatnich dwóch godzin. Nagle jednak ogarnia go strach. Dlatego że mogłaby mu odmówić? Czy dlatego, że mogłaby się zgodzić?

– Tak. – Słyszy w odpowiedzi.

– W takim razie zrobimy to, jak tylko rozbijemy obóz.

Lily nigdy nie zachowywała się z taką biernością, z taką potulnością. To przecież dla niej jakaś szansa…

Jaki ma wybór? Powrót do Anglii, do krewnych, których, jak dobrze wiedział, w ogóle nie znała? Małżeństwo z poborowym, pochodzącym z tej samej klasy społecznej co ona? Nie, ta myśl była dla niego nie do zniesienia. Ale to przecież jej życie.

– Spójrz na mnie, Lily – zwraca się do niej rozkazująco, w jego głosie nie ma już tej łagodności, lecz ton, którego zarówno ona, jak i jego żołnierze, zawsze instynktownie słuchają. Dziewczyna patrzy na niego. – Za godzinę zostaniesz moją żoną. Czy tego właśnie chcesz?

– Tak, proszę pana. – Patrzy na niego apatycznie, a potem ucieka wzrokiem.

A więc tak się stanie. Za godzinę. To, co wydawało się niedorzeczne. Ze względu na jego przyrzeczenie.

I znów ogarnia go panika.

I znów przepełnia go radość.


*

Ceremonia ślubna odbywa się przed całą kompanią, świadkami zostają porucznik Harris i nowo mianowany sierżant Rieder. Zebrani żołnierze nie wiedzą, czy winszować młodej parze, czy też zachować powagę, która nie opuszcza ich, odkąd pochowali sierżanta Doyle'a. Pod wodzą porucznika trzy razy wiwatują na cześć świeżo poślubionego majora i jego małżonki.

Nowa wicehrabina sprawia wrażenie, jakby nie zdawała sobie sprawy z tego, co się wokół niej dzieje. Idzie spokojnie, by pomóc pani Geary przygotować wieczorny posiłek. Neville nie zatrzymuje jej, nie przypomina, że przecież jako jego żona powinna być sama obsłużona. Czekają go inne obowiązki.


*

Zapada ciemność. Neville sprawdził czujki rozstawione wokół obozu i ustalił, kto ma pełnić nocną wartę.

Zdecydował, że zostanie w wojsku jako zawodowy żołnierz. W armii on i Lily będą sobie równi. Będą dzielić znany im świat, w którym nie odczuwaliby skrępowania. Już nie będzie czuł się rozdarty jak po opuszczeniu Newbury. Zresztą z pewnością nie zechcą, by tam wrócił. Nie z Lily. Jest taka piękna. Pełna wdzięku, beztroski i radości. Jest nią zauroczony. Więcej, kochają. Nigdy jednak nie będzie mogła zostać hrabiną Kilbourne, może tylko z nazwiska. W jego sferach taka różnica pochodzenia okazałaby się przeszkodą nie do pokonania.

To dobrze, że poślubił Lily. Czuje, jakby ktoś zdjął mu z piersi olbrzymi ciężar. Lily stanie się jego światem, jego przyszłością, jego szczęściem. Wszystkim.

Zauważył, że jego namiot ustawiono w dyskretnym oddaleniu od reszty obozu. Jego żona stoi samotna na zewnątrz, spoglądając w oświetloną księżycem dolinę.

– Lily – Neville odzywa się miękko, podchodząc do niej.

Dziewczyna odwraca głowę i patrzy na niego. Nic nie mówi, ale nawet w słabym świetle księżyca widać, że z jej oczu zniknęło już oszołomienie. Patrzy na niego przytomnie i ze zrozumieniem.

– Lily – zwraca się do niej szeptem, by nikt ich nie usłyszał. – Tak mi przykro z powodu twojego ojca.

Unosi rękę i opuszkami palców dotyka delikatnie jej policzka. Wszystko przemyślał. Dzisiejszej nocy nie będzie jej do niczego zmuszał. Musi mieć czas na żałobę po ojcu, musi przyzwyczaić się do nowych okoliczności. Lily nic nie mówi, podnosi rękę i przykrywa jego dłoń, przyciskając ją mocniej do policzka.

– Powinnam się nie zgodzić – mówi. – Wiedziałam, o co mnie pan prosi. Udawałam nawet przed sobą, że tak nie jest, i że będę musiała panu odmówić i spojrzeć w pustą przyszłość. Przepraszam.

– Lily – odpowiada Neville. – Zrobiłem tak, bo tego chciałem.

Dziewczyna odwraca rękę i całuje go w dłoń. Zamyka oczy i milczy.

Lily, ach Lily, czy to możliwe…

– Będziesz spała w namiocie – mówi do niej. – Ja rozłożę się tutaj. Nie zadręczaj się tym. Dopilnuję, byś była bezpieczna.

Ona jednak otwiera oczy i spogląda na niego w księżycowym świetle.

– Czy naprawdę pan tego chciał? – pyta. – Naprawdę chciał mnie pan poślubić?

– Naprawdę. – Tak chciałby cofnąć rękę. Przecież nie jest z kamienia.

– Pytał mnie pan wtedy, o czym marzę – odpowiada Lily. – Co mogłam wtedy odpowiedzieć? Teraz jednak mogę to panu wyznać. O tym. Właśnie o tym. Moje marzenie spełniło się.

Neville dotyka ustami jej ust i zastanawia się, czy robiłby to nadal w obecności innych.

– Lily – szepcze przy jej ustach. – Lily.

– Tak, proszę pana.

– Neville. Powtórz. Powiedz moje imię. Chcę usłyszeć, jak je wymawiasz.

– Neville. – W jej ustach brzmi to jak najczulsze, najbardziej zmysłowe wyznanie. – Neville, Neville.

– Mogę więc zostać z tobą w namiocie? – pyta.

– Tak. – Bez wątpienia ona tego właśnie pragnie, pragnie jego. – Neville. Mój kochany.

Tylko Lily może wypowiedzieć te słowa w taki sposób, tylko w jej ustach brzmią tak… prawdziwie.

Wydaje mu się nieco dziwne, że czeka ich noc poślubna, chociaż dopiero co, ledwie kilka godzin wcześniej, pochowali żołnierza, jej ojca. Ma jednak wystarczająco dużo doświadczenia, by wiedzieć, że ci, co przeżyli, muszą od razu potwierdzić, że żyją, wie, że powrót do życia jest nieodłączną częścią żałoby.

– Chodźmy więc. – Odsłania wejście do namiotu. – Chodź, Lily. Chodź, moja kochana.


*

Kochają się niemal w ciszy, wiedzą, że bez wątpienia są tacy, którzy chętnie posłuchaliby odgłosów rozkoszy, okrzyków bólu. Kochają się powoli, by zbytnio nie trząść słabą konstrukcją namiotu. Kochają się prawie całkowicie ubrani i okryci dwoma płaszczami, by nie zmarznąć w chłodzie grudniowej nocy.

Lily jest czysta i niewinna.

On jest ogarnięty namiętnością i doświadczony. Rozpaczliwie pragnie sprawić jej przyjemność, boi się zadać jej ból.

Całuje ją, dotyka delikatnie, dociekliwymi, pełnymi uwielbienia dłońmi, najpierw przez ubranie, potem pod spodem, muskając jej ciepłe jedwabiste ciało, biorąc w ręce drobne, jędrne piersi, pieszcząc palcami wilgotne ciepło pomiędzy udami, dotykając, rozdzielając, pobudzając.

Lily obejmuje go ramionami, ale nie pieści. Nie wydaje żadnego dźwięku, słychać jedynie jej przyspieszony oddech. Neville wie jednak, że ona również odczuwa podniecenie. Wie, że także teraz Lily potrafi dostrzec piękno chwili.

– Lily…

Neville klęka przy niej, dziewczyna wiedziona instynktem rozchyla uda. Jęczy słodkie wyznania, szepcze jego imię, kiedy wchodzi w nią, zdziwiony własnym płaczem. Czuje, że sprawia jej ból. Aż wreszcie zanurza się w niej całkowicie. W miękkie, wilgotne ciepło i mimowolnie zaciśnięte mięśnie.

– Wiedziałam, że to będzie najpiękniejsza chwila w moim życiu – ona szepcze mu do ucha. – Ta chwila. Z tobą. Ale nie spodziewałam się, że do tego dojdzie.

Och, Lily. Nie wiedziałem.

– Moja słodka – odpowiada jej. – Moja miłości.

Nie jest już w stanie myśleć jedynie o tym, by jej nie sprawić bólu. Jego pożądanie, jego potrzeba pulsuje jak werbel w całym ciele, skupiając się niezwykłym bólem w lędźwiach. Cofa się i znów zanurza w nią głęboko, słyszy jak Lily wstrzymuje oddech ze zdziwienia, wyraźnie sprawia jej to przyjemność, i znów wycofuje się i zagłębia w nią.

Zachowuje wolny rytm, tak długo jak może, zarówno ze względu na nią jak i na siebie, walcząc z pokusą, by zbyt szybko nie poddać się przyjemności, chce, by Lily zrozumiała, że namiętność polega nie tylko na tym.

Dziewczyna leży pod nim odprężona, ale nie jest to bierna uległość. Wiedziałby, gdyby tak było. Nawet gdyby ich miłości nie towarzyszyły ciche odgłosy satysfakcji, wiedziałby o tym. Znalazła przyjemność w tym, co się stało. Czuje przy ustach jej ciepłe, otwarte wargi.

– Moja kochana – mówi do niej. – To właśnie się stało. Jesteś taka piękna. Taka piękna.

Nie może już dłużej się powstrzymać. Jego ruchy stają się powolniejsze, wchodzi w nią głębiej, nieruchomieje dłużej. Jest w niej, otoczony nią, jest częścią niej. Lily. Moja miłości. Moja żono. Ciało mego ciała, serce mojego serca.

Wycofuje się i zagłębia jeszcze bardziej. Głębiej. Poza granice. Poza czas i miejsce. Zagłębia się w wieczność, w której stanowią wraz z Lily jedność.

Słyszy jak dziewczyna szepcze jego imię.


*

Tylko kilka godzin marszu dzieli ich od głównego obozu. Po drodze muszą przejść wąską przełęcz. Nie istnieje poważne zagrożenie, by jakikolwiek oddział Francuzów znajdował się tak daleko od swych zimowych pozycji, jednak Neville zachowuje ostrożność. Wysyła naprzód zwiadowców, by przeszukali wzgórza. Ustawia swój oddział, stając na jego czele. Porucznik Harris zostaje na tyłach, natomiast najmniej doświadczeni żołnierze, kapelan i dwie kobiety znajdują się w środku.

Lily zachowuje dzisiaj spokój, nie jest już taka osowiała. Powoli sobie uprzytamnia, że ojciec nie żyje. Zaczyna odczuwać smutek. Mimo to wcześnie rano kochała się z Neville'em po raz drugi, obejmowała go ramionami, mówiła o miłości, o tym, że zawsze go kochała, od pierwszego wejrzenia, może nawet jeszcze wcześniej, wcześniej niż przyszła na świat, już od stworzenia świata. Uśmiechnął się na te wyznania i powiedział, że ją uwielbia.

Dziewczyna niesie paczuszkę zawieszoną na szyi. W zawiniątku znaj – - dują się ich dokumenty małżeńskie – inna ich kopia zostanie od razu zarejestrowana przez kapelana, kiedy wrócą do obozu. Zawiniątko, które niesie Lily, to dla niej zabezpieczenie. Każdy, kto je otworzy, dowie się, że ma do czynienia z żoną brytyjskiego oficera, że należy ją traktować z szacunkiem.

Francuzi są sprytni. Przynajmniej ten oddział. Udało im się ukryć. Czekają, aż Brytyjczycy przemaszerują przez przełęcz i znajdą się po drugiej stronie, a wtedy dopiero uderzają w osłabiony środek.

Neville odwraca się gwałtownie na dźwięk pierwszej salwy strzałów ze wzgórz. Nagle wydaje mu się, że wszystko ulega spowolnieniu i przez ciemny tunel widzi, że Lily, znajdująca się w połowie przejścia, wyrzuca w górę ręce i pada do tyłu, otoczona dymem i stłoczonymi ciałami jego wziętych w pułapkę żołnierzy.

Została trafiona.

Woła ją po imieniu.

– Lily! Lily!

Instynktownie zaczyna zachowywać się jak oficer, wyciąga szpadę, wykrzykuje rozkazy, próbuje przebić się do martwego pola na przełęczy. Do Lily.

Tymczasem porucznik Harris prowadzi swoich ludzi z tyłu na wzgórze. W końcu po kilku minutach Francuzi rzucają się do ucieczki. Neville dociera do środka przełęczy i znajduje Lily, na piersiach dziewczyny widnieje krew. Więcej krwi niż na jej ojcu poprzedniego dnia.

Lily nie żyje.

Patrzy na jej nieruchome ciało i pada na kolana, zapominając o swych obowiązkach. Obejmuje ją ramionami.

Lily. Moja kochana. Moja jednodniowa żono. Żono przez jedną noc.

Tylko jedną noc miłości.

Lily!

Nie czuje wcale bólu, kiedy kula trafia go w głowę. Świat pogrąża się w ciemności, a on pada nieprzytomny na martwe ciało ukochanej.

Загрузка...