Towarzyszu.
To jedno słowo przeszyło ciało Patricka jak włócznia. A więc naprawdę był w Rosji. Nie miał pojęcia, jak się tu znalazł. Pamiętał, jak go wepchnęli do samolotu, pamiętał ukłucie igłą. A teraz to. W chwilę później doszedł do wniosku, że to gorsze niż pobyt w Wietnamie. Zawsze nienawidził chłodów.
Zwracali się do niego po angielsku. W odpowiedzi podał im jedynie swoje imię i nazwisko, stopień wojskowy i numer. Potem powiedział:
– Zgodnie z konwencją genewską…
Znalazł się na podłodze. Obejmował się za żebra, wyjąc z bólu. Zanim zemdlał, przemknęło mu przez głowę, że chyba ma przedziurawione płuca, pękniętą śledzionę. Kiedy odzyskał przytomność, poczuł coś nad oczami. Wyciągnął rękę i wymacał cienki jak szpilka sopel lodu, wyrastający z brwi. Zaczął się trząść z bólu i zimna. Marzył o widoku igły i zapomnieniu, jakie przynosił zastrzyk. Ale jeszcze było na to za wcześnie; najpierw będą go torturowali i męczyli. Łamanie żeber było zaledwie niewinną igraszką.
Przeniósł się do cieplejszego, bezpieczniejszego miejsca, miejsca, gdzie mógł robić, na co miał ochotę; a w tej chwili najbardziej pragnął wsiąść do samolotu i unieść się wysoko w niebo.
– Mam dosyć pieniędzy – powiedział uszczęśliwiony. – Czterdzieści dolarów starczy dla nas dwojga na godzinę. Wiem, że to tylko maszyna do spryskiwania pól, ale ma skrzydła, a pilot obiecał, że pozwoli mi usiąść za sterami. Jeśli nie chcesz mi towarzyszyć, Kate, będę mógł polatać dwie godziny.
– Och, Patricku, tak długo zbierałeś pieniądze na ten cel, leć sam. Zostanę tu i będę ci się przyglądała. Wzięłam ze sobą książkę do czytania. Pomacham ci, kiedy wystartujesz.
Wcale nie chciał, żeby w jego głosie zabrzmiała taka ulga, kiedy powiedział:
– Jesteś pewna? To miał być nasz dzień. Rozmawialiśmy o nim od miesięcy. Czy aby nie chcesz być tylko dla mnie miła?
– Oczywiście, że chcę być dla ciebie miła – zachichotała Kate. – Patricku, dysponujesz pełnymi dwiema godzinami. Mam trzy dolary. Kiedy wylądujesz, kupimy sobie hamburgery i frytki. Opowiesz mi o tym, jakie to uczucie latać. Wolę wysłuchać relacji niż polecieć z tobą. Poza tym mogłoby mnie zemdlić tam w górze. Zapamiętaj wszystko, żebyś mi mógł ze szczegółami wszystko opisać.
Później, kiedy siedzieli już wygodnie w barze, powiedział:
– Było dokładnie tak, jak sobie wyobrażałem.
– Czy czułeś się jak ptak? Nie bałeś się? – spytała Kate.
– Jasne, że się nie bałem. Czułem się lepiej, niż ptak. Wiesz co, Kate? Czułem się jak bóg. Po prostu jak bóg. Słuchaj, musimy się pośpieszyć, w przeciwnym razie mój ojciec zleje mnie na kwaśne jabłko. Jeśli nasi rodzice dowiedzą się, że tak daleko wybraliśmy się na rowerach, nigdy już nie pozwolą nam się ruszyć z domu ani na krok.
Zaczął pedałować szybciej, prosto do kąpieliska, gdzie było ciepło i przyjemnie. Miał papierową torbę pełną kanapek z sałatką jajeczną dla siebie i chłopaków. Kate też mogła się pojawić, więc wziął również jedną kanapkę dla niej. Wszyscy kumple wiedzieli, że Kate jest jego dziewczyną. Albo kimś w tym rodzaju. Bill Duke też miał dziewczynę, i Buck Inhabinet.
Znów jechał rowerem. Pedałował i kończył ostatnią kanapkę z sałatką jajeczną. Była to najlepsza kanapka, jaką kiedykolwiek jadł. Dodał do niej trochę przyprawy, której używała matka. Dzięki temu sałatka jajeczna nabrała ostrości. Wyrzucił pergamin, zahamował, cofnął się kawałek, podniósł papier i wsunął go do kieszeni.
Kate jechała z przodu; widział jej buty, połyskujące w słońcu. Bill i Buck pedałowali za nim.
Nie wiedział, jak znalazł się na balu maturalnym. Zmieszany prowadził Kate na parkiet.
– Rety, czyż nie ślicznie wygląda nasza sala gimnastyczna, Patricku?
– Jasne. Rany, ale ładnie pachniesz. Jak kwiaty przed waszym domem.
Kate zachichotała.
– To dlatego, że wsunęłam kilka za… za stanik.
– Pozwolisz mi później popatrzeć?
– Nie! Jęknął.
– Daj spokój, Kate, czasem pozwalasz mi się dotykać.
– Dotykanie to co innego niż oglądanie. Odpowiedź brzmi nie, Patricku.
– Weźmy coś do picia i wyjdźmy na zewnątrz. Bob przyniósł papierosy. Zapalimy sobie.
– Nie będę paliła. Ty też nie powinieneś.
– Dlaczego nie?
– Nie rób tego, co inni. Lubię cię, bo nie małpujesz innych. Jesteś wyjątkowy.
– A to niby dlaczego?
– Pewnego dnia zostaniesz pilotem. To czyni cię innym. Jesteś bardzo zdolny, chyba najzdolniejszy w całej szkole. W kronice szkolnej napisali, że odniesiesz w życiu wielki sukces. Wierzę w to.
Pokraśniał.
– Napisali tak, bo to prawda. Oblecę cały świat, a kiedy wrócę do domu, będziesz na mnie czekała na progu, a na środku stołu postawisz wielki tort czekoladowy. Grubo lukrowany. Zawsze będziesz na mnie czekała, prawda, Kate?
– Co za grupie pytanie. Oczywiście, że tak. Zamierzam zostać najlepszą żoną i matką pod słońcem.
– Ważne, by być najlepszym. Matki i żony nie muszą się o to starać. Tylko mężczyźni. Wiesz, co mam na myśli.
Znów pedałował, szybciej niż kiedykolwiek. Chciał pierwszy dotrzeć do stodoły 0’Malleya na ostatnią zwózkę siana w sezonie. Zamierzał ukryć się w wozie z sianem, a kiedy pojawią się pozostali, zastanawiając się, gdzie się podział – wyskoczy na nich z krzykiem. Po dzisiejszej nocy stanie się dorosły. Ukrył rower i ruszył w stronę wozu. Świeże siano było ciepłe, kłujące i pachniało ziemią. Wziął głęboki oddech, położył się na sianie i zaczął myśleć o Kate.
Kate też była ciepła, miękka i ładnie pachniała. Kate zawsze się uśmiechała i robiła, co chciał i kiedy chciał. Nie chciała się tylko z nim przespać.
Kate stanowiła część jego życia, zawsze będzie częścią jego życia. Należała do niego. Wszyscy tak mówili. Przez chwilę pomyślał, co by się stało, gdyby powiedział chłopakom, że chce z nią zerwać. Oczy by im wylazły z orbit. Nie zostawia się kogoś takiego, jak Kate. A poza tym komu by ją oddał, Dinowi Radsonowi? Nie, Kate na zawsze należała do niego. Pewnego dnia się pobiorą i będą mieli gromadkę małych Kate i Patricków.
Obejrzał się przez ramię i nagle zobaczył, że stoi w sterylnym korytarzu. Rozejrzał się nerwowo, spodziewając się dostrzec Billa i Bucka. Kate, gdzie jest Kate? Musi odnaleźć Kate, spytać, co się dzieje. Przeszedł go dreszcz. Nigdy w życiu nie było mu tak zimno.
– Kapitanie Starr, czy to pańska córka?
Trząsł się, dygotał, nie mógł się rozgrzać. Ledwo widział gazetę, którą pytający trzymał mu przed oczami. Nie mógł nawet skinąć głową, bo kark mu zesztywniał z zimna. Był odrętwiały. Gdzie się znajdował?
Nagle przypomniał sobie.
Głos był równie zimny, jak wszystko wokoło. Słuchał słów, próbując zrozumieć ich sens.
– Nie żyje. Pańscy bliscy zginęli w wypadku samochodowym. Nie ma pan już rodziny. Będzie pan tu siedział aż do śmierci. Nigdy nie wróci pan do domu, więc równie dobrze może nam pan powiedzieć to, co chcemy wiedzieć.
Kate obiecała, że będzie na niego czekała. Kate zawsze dotrzymywała słowa. Próbowali go złamać. Jacy byli beznadziejnie głupi. Czyżby nie wiedzieli, że wystarczy, by dali mu jeden z tych swoich zastrzyków, a wszystko im wyśpiewa? Wymamrotał imię i nazwisko, stopień wojskowy i numer.
Cios trafił go powyżej lewego ucha. Poczuł, jak coś mu chrupnęło w głowie.
– Pieprzę was wszystkich!
– Nie znoszę, kiedy tak przeklinasz, Patricku – powiedziała Kate. – No więc jak, idziemy do parku czy nie? Taki piękny dzień, ani jednej chmurki na niebie. Zapakowałam kilka kanapek…