Prolog

Kiedy się kochali tamtej nocy, cały czas płakała.

A gdy było już po wszystkim, łkała w jego ramionach.

– Ciii… – szeptał Patrick. – To tylko rok, skarbie. Zanim się zorientujesz, już wrócę.

Kate chlipnęła głośniej. Wtuliła się mocniej w jego ramiona, które zawsze dawały jej poczucie bezpieczeństwa.

Patrick leżał wdychając zapach włosów żony. Po umyciu głowy stosowała jakąś odżywkę o cytrynowo-waniliowej nucie. Woń drażniła mu nozdrza. Będzie mu przywodziła na myśl Kate podczas długiej rozłąki.

Kate była kimś wyjątkowym. Powtarzali mu to wszyscy koledzy. Najlepszą na świecie kucharką, najlepszą matką, gospodynią, żoną. Przez ułamek sekundy zastanawiał się, w jakiej kolejności należałoby wymieniać zalety żony.

Patrick gładził jej włosy, mrucząc dobrze znane słowa pocieszenia. Dotyk jego dłoni zawsze działał na nią uspokajająco. Zdumiewające, jak dobrze znał swoją żonę. Musiało to mieć jakiś związek z faktem, że znali się od dzieciństwa. Razem rośli. Nie mieli przed sobą żadnych tajemnic.

Zachowywała się jak małe dziecko, jak ich młodsza córeczka Ellie. Ulegała magii jego hipnotyzujących słów i delikatnym pieszczotom. Wciąż zdumiewała go władza, jaką miał nad żoną. Najczęściej wystarczało jedno słowo lub spojrzenie, by robiła czy mówiła wszystko, czego sobie życzył. Po prostu chodzący ideał.

Zaczął myśleć o tym, co zostawia – o swojej małej rodzinie. Niektórzy kumple byli niespokojni, ale nie on. Kate przyjechała z nim do Kalifornii z Westfield w New Jersey, gdzie oboje dorastali. Była jego przyjaciółką, kochanką, żoną, matką dwóch słodkich dziewczynek. Kate całkowicie należała do niego. Kiedy ktoś kocha cię aż tak, nie ma powodów, by się zamartwiać. Wiedział, że Kate nigdy nie sprzeniewierzy się ich miłości.

Czuł pod palcami materiał koszuli nocnej swej żony, sprany i miękki, tak znajomy jak stary przyjaciel. Sam podarował ją Kate na któreś urodziny – była za duża, sięgała za kolana. Nawet napis – OŚRODEK SZKOLENIOWY PILOTÓW AMERYKAŃSKICH. BAZA LOTNICZA EDWARDS, KALIFORNIA – dawno wypłowiał. Ciekaw był, czy Kate kiedykolwiek włoży seksowną, obcisłą halkę, którą zamówił dla niej u Fredericksa.

Niemal ideał. Ale nikt nie jest doskonały.

– Patricku, obiecaj mi jutro – szepnęła Kate.

– Wszystkie jutra do końca naszych dni. Nigdy nie łamię danego komuś słowa. Skarbie, mówią, że jestem najlepszy z najlepszych – powiedział bez cienia fałszywej skromności. – To znaczy, że wyjadę, wykonam zadanie, do jakiego zostałem odpowiednio przeszkolony, i wrócę. – Nagle ton jego głosu stał się ostrzejszy. – No, dosyć tego mazania się, Kate. – Ogarnęła go fala zadowolenia, gdy Kate westchnąwszy głęboko, przytuliła się jeszcze mocniej do niego. Poczuł na swym ciele jej wilgotną, gładką skórę.

Patrick wyciągnął szyję, by spojrzeć na zegarek, stojący obok łóżka. Zostało mu jeszcze jedenaście minut. Odsunął się nieco od żony. Mimo najszczerszych chęci i tak już by się nie podniecił.

– Nie – szepnął nieco ochrypniętym głosem. Znów przyciągnął Kate do siebie. Głośno westchnął. Może seks jest najprzyjemniejszą rozrywką pod słońcem, ale latanie bije go na głowę. Poczuł, jak wzrasta mu poziom adrenaliny, kiedy wyobraził sobie, jak wykonuje misję specjalną w Azji Południowo-Wschodniej. Gdyby ktoś spytał go teraz, co jest jego największą pasją życiową, odpowiedziałby bez chwili wahania: latanie.

Wszyscy instruktorzy twierdzili, że jest urodzonym pilotem. On też tak uważał. Jego życiowym powołaniem było latanie. Tam w górze nie miał sobie równych. Zack Heller, jego skrzydłowy, okazał się niezły, ale gdzie mu tam do niego. W powietrzu nikt mu nie dorównywał.

Ten rok rozłąki z Kate i dziewczynkami wszystkim im wyjdzie na dobre. Kate dopilnuje domowego ogniska, a on w końcu będzie robił to, o czym marzył przez całe życie. Będzie służył ojczyźnie, spełni swój obywatelski obowiązek i wróci opromieniony sławą bohatera.

Spojrzał na budzik, ściszony ze względu na Kate, i wysunął się z pościeli..Chwilę później brał już prysznic. Gwałtowna kaskada wody spowodowała erekcję, zaczął masować członka namydloną ręką. Zamknął oczy i wyobraził sobie, że jest z żoną, halka od Fredericksa zsunęła jej się pod samą szyję.

Jęknął.

Kiedy piętnaście minut później Patrick wszedł do kuchni, Kate już się tam krzątała. Na dębowym stole rozłożone były wyszywane serwetki. Smażyła naleśniki, ubrana w starą, flanelową podomkę, długie jasne włosy związała czerwoną wstążką w koński ogon. Podobnymi kokardami przystrajała włosy Betsy i Ellie, nie podobało mu się to, ale sam nie wiedział dlaczego. Oczy miała zaczerwienione. Kiedy odwracała naleśniki, zauważył, że usta jej drżą.

Usiadł, a Kate ułożyła naleśniki na środku półmiska w truskawki. Potem zrobiła krok do tyłu i spytała tak cicho, że ledwo ją usłyszał:

– Patricku, jak ci się podobam? Mówiąc to rozchyliła podomkę.

Patrick uniósł brwi, zaskoczony, i powiedział żartobliwym tonem:

– Myślę, że byłoby lepiej, gdybyś tak nie zaciskała zębów. Skarbie, pomyliłem się. Bielizna od Fredericksa jest nie dla ciebie. Wyrzuć to albo daj żonie Zacka.

Wrócił do naleśników. Kate tak mocno zawiązała pasek podomki, że ledwo mogła oddychać.

– Wspaniałe śniadanie, skarbie. Jak zawsze. Naprawdę będzie mi brakowało twojej kuchni.

– Będę ci wysyłała ciasteczka i wszystko, co się da. Dziewczynki ubóstwiają piec ciasteczka. – Kate zanurzyła patelnię w wodzie z płynem do zmywania, tłumiąc łkanie. Próbowała ją myć, ale w pewnej chwili patelnia wysunęła jej się z rąk. Całym ciałem Kate wstrząsnął spazm.

– Kate, przecież obiecałaś – łagodnie upomniał ją Patrick.

– Nie myślałam, że będzie mi aż tak ciężko. Jeszcze nie wyjechałeś, a już za tobą tęsknię – powiedziała, drżąc od powstrzymywanego płaczu.

– Czy chcesz, żebym uniósł z sobą takie wspomnienie ciebie? – spytał Patrick lekko poirytowanym tonem, co nie umknęło uwagi Kate.

– Nie, nie, oczywiście, że nie. – Zmusiła się do uśmiechu.

– No myślę. Czuję się wolny jak ptak. Zack miał świetny pomysł zabierając wczoraj wszystkie nasze manatki furgonetką na lotnisko. Chcesz się ze mną pożegnać tutaj czy w drzwiach?

– Chciałabym, żebyś pozwolił mi jechać ze sobą. Co to za pożegnanie w domu…

– Nie masz racji. Cały czas byś beczała. Wiesz, że nie lubię takich przedstawień.

– Obiecałam, że nie będę płakała – powiedziała żałośnie Kate.

– I co z tego, że obiecałaś? – spytał ironicznie Patrick. – Cały ranek się mażesz. Ucałuj ode mnie dziewczynki. – Przesłał jej całusa w powietrzu i wyszedł.

Kate stała w drzwiach kuchni i patrzyła, jak jej mąż wkłada na głowę czapkę i salutuje zamaszyście do swego odbicia w lustrze. Patrzyła, jak otwiera frontowe drzwi, wychodzi i zatrzaskuje je nogą. Nie potknął się o próg i nie spojrzał za siebie.

Kate osunęła się na podłogę i wybuchnęła głośnym płaczem, powtarzając przez łzy:

– Obiecaj mi jutro… Obiecaj mi jutro…

Poranne powietrze było orzeźwiające. Patrick szedł przez osiedle na spotkanie z Zackiem. Kiedy go ujrzał, pozdrowił uniesieniem kciuka.

– A więc stało się, Heller! – zawołał.

– Czy jest pan gotów, kapitanie Starr? – spytał Heller trochę niepewnym głosem.

– Jestem gotów od dnia, w którym ujrzałem pierwszy samolot. Zdaje się, że miałem wtedy trzy latka. Do dziś nie rozumiem, dlaczego Bóg stworzył mnie jako zwykłego śmiertelnika, a nie ptaka. Człowieku, urodziłem się, żeby latać. To jedyne, co pragnę robić w życiu. A ty?

– Jestem oddany sprawie. Ciebie natomiast ogarnęła obsesja.

– Masz rację. To moje życie.

– Nieprawda. Twoim życiem jest rodzina, którą zostawiłeś.

– Owszem, ale na drugim miejscu po lataniu. Hurra, w końcu się doczekałem!

Patrick przekrzywił czapkę na bakier, ręce wsunął do kieszeni i zaczął pogwizdywać.

– „Wyruszamy w dzikie przestworza, unosimy się wysoko, aż po nieba kraj…”

Загрузка...