15

Kiedy Kate wróciła ze sklepu do domu z jedenastoma torbami artykułów spożywczych, usłyszała, jak dzwoni telefon.

– Dzwoń sobie, mam cię w nosie – mruknęła, przystępując do rozpakowywania zakupów. Już wcześniej wyłączyła automatyczną sekretarkę. Jaka była niemądra, głupiutka. I jak bardzo zazdrosna. Wrzucając bezładnie do szafki pudełka płatków śniadaniowych i ryżu, mruczała pod nosem: „Gennifer przez G, Gennifer przez G”. Ta pozbawiona twarzy i nazwiska kobieta w jej myślach szybko nabierała cech indywidualnych, z każdą godziną stawała się piękniejsza, powabniej sza, bardziej wyrafinowana. Była teraz szczupła jak modelka, niewiarygodnie urodziwa, miała pełne, zmysłowe usta i burzę gęstych, lekko kręconych włosów; gdy odrzucała głowę, unosiły się w powietrzu, tworząc ruchomą aureolę.

Upchnąwszy zakupy na półkach, Kate z brzękiem postawiła na kuchni patelnię, żeby przysmażyć mielone mięso do spaghetti. Właśnie myślała o Gusie, kiedy rozległ się ostry dzwonek telefonu. Był z Gennifer przez G, patrząc na nią pożądliwie. Gennifer przez G przeciągnęła się jak kotka, pod cienkim prześcieradłem odznaczały się jej sutki. „Chodź, kochasiu” – zamruczała. „Wiem, czego chcesz. Mamy czas, kochasiu”. Tak, tak, zwraca się do wszystkich właśnie jakoś tak beznadziejnie. Gennifer przez G z pewnością powie coś w rodzaju: „Mamy czas, żeby się trochę… pociupciać…” Nie, nie wyraziłaby się tak. Już prędzej powiedziałaby: „Och, pokochajmy się jeszcze raz”. A Gustaw Stewart, patrząc na nią pożądliwie, spełni jej prośbę. Dwa razy. Ale czy Gennifer przez G będzie zmęczona? Nic podobnego. Wstanie, przeciągnie się, by Gus mógł podziwiać jej sterczące, jędrne piersi, jej idealnie płaski brzuch, jej perfekcyjne pośladki. Może na ten widok jęknie, ukryje głowę w poduszce i poprosi: „Zróbmy to jeszcze raz. Teraz. Zaraz”. Gennifer przez G odrzuci gęste włosy, mrugnie do niego chytrze i powie: „Wszystko zależy od tego, co masz do zaoferowania, kochasiu”. Wtedy on oświadczy: „Co powiesz na dom w Connecticut wart osiem milionów dolarów i cztery miliony na koncie?” Gennifer przez G wygnie się kusząco i rzuci: „Jeśli mówisz prawdę, kochasiu, cała jestem twoja”.

– Ty łobuzie! – krzyknęła Kate, kiedy cebula zaczęła się przypalać. Gwałtownie ją zamieszała. – Powiedziałeś, że rozdzieliłeś pieniądze, powiedziałeś, że nie chcesz tego domu. Ty draniu! Ty wstrętny, śmierdzący draniu!

Zadzwonił telefon. Kate wyłączyła kuchenkę. Nikomu już nie zaufa. Najpierw Patrick, a teraz Gus.

– Zawsze w głębi duszy bałam się, że Patrick mnie kiedyś zdradzi, ale nigdy nie posądzałam ciebie o niewierność, Gusie – zaskomlała. Otworzyła lodówkę i sięgnęła po jedną z butelek wina, które tam wcześniej włożyła. Wino z supermarketu. A jemu wysłała na Gwiazdkę całą skrzynkę Mouton Rothschild rocznik 1924. – No, jeszcze zobaczymy! Gennifer przez G nie będzie piła wina, za które ja zapłaciłam.

Na kuchennym stole wciąż leżała portmonetka, pełna paragonów po wczorajszych zakupach. Kate zaczęła w nich grzebać, aż znalazła ten, o który jej chodziło. Z trudem powstrzymując łzy wykręciła odpowiedni numer, przedstawiła się, podała numer swojego zamówienia i krzyknęła do słuchawki:

– Proszę anulować to zamówienie! Uznać moje konto. Sama kupuj sobie wino, panno Gennifer przez G!

Kate wlała do szklanki biały zinfandel i napiła się łapczywie. Nigdy w życiu nie piła wina o jedenastej rano.

– Cóż, zawsze kiedyś musi być pierwszy raz – mruczała, chodząc z pokoju do pokoju i wyciągając z gniazdek wtyczki telefoniczne.

O wpół do pierwszej skończyła wino, poszła do łazienki i wszystko zwymiotowała. Umyła zęby, podreptała z powrotem do kuchni i od – pieczętowała drugą butelkę zinfandela. O drugiej spróbowała pójść do łazienki, ale dostała torsji, zanim dotarła do drzwi.

– Cholera! – mruknęła, kiedy skończyła rzygać. – Kto to teraz posprząta? Dellaaaa!… A, do diabła z tym.

Idąc do kuchni spojrzała przez ramię na nieporządek, jaki zrobiła pod drzwiami łazienki i niczym prawdziwa Scarlett powiedziała:

– Pomyślę o tym jutro. Może już nigdy nie będę korzystała z tej łazienki. Och, Dello, tak mi ciebie brak. Upiłam się, Patricku. Szkoda, że mnie nie widziałeś. Wszystko wyrzygałam. Dwa razy! – dodała triumfującym tonem. – Gennifer przez G nigdy by nie dostała torsji, nigdy nie straciłaby panowania. Chrzanię to. Słyszysz mnie, Patricku? Przeklinam i jestem pijana. Ale obciach. Nauczyłam się tego słowa od Ellie i jej znajomych. Co sobie teraz o mnie myślisz, Patricku?

Powinna zaparzyć kawę. Przecież gotowała, prawda? Breja, stojąca na kuchni, pachniała smakowicie. Zmieszała się na widok armii butelek, puszek i pudełek na szafce. Może powinna wszystko wyrzucić i zacząć od początku.

– Nie wojno marnować jedzenia – powiedziała, chichocząc. Później, kiedy poczuje się… inaczej, postanowi, co z tym wszystkim zrobić. Teraz musiała się koniecznie napić kawy. Każdy głupi, nawet Gus, potrafi zaparzyć kawę.

Zaczęła płakać, odmierzając kawę do metalowego koszyczka. Połowę wysypała na blat, połowę na podłogę. Spróbowała drugi raz, potem trzeci, nim w koszyku znalazło się dosyć kawy. Zalała wodą pudełko ze spaghetti. Przez chwilę patrzyła na nie, a potem wzruszyła ramionami:

– Komu zależy? Mnie nie.

Znów zachichotała. Podeszła chwiejnym krokiem do jednego z dębowych krzeseł i rozsiadła się na nim, przybierając bardzo nieprzyzwoitą pozę.

– Jestem pijana, jestem pijana, jestem pijana – mamrotała melodyjnie. Poczuła ucisk w żołądku. – Patricku, nienawidzę cię za to, że wyjechałeś i mnie zostawiłeś. Nienawidzę Gusa Stewarta za jego niewierność. Ale kocham ciebie, Dello – powiedziała z płaczem. – Co jest we mnie takiego, że wszyscy mnie porzucają? – Ukryła twarz w dłoniach i rozpłakała się z żalu nad sobą. Zawodziła, waląc pięściami w kuchenny stół, kiedy rozległ się dzwonek u drzwi.

– Wynoście się! – krzyknęła. – Nikogo nie zapraszałam. Zostawcie mnie w spokoju.

Dzwonek nadal dzwonił, kawa perkotała.

– Zamknijcie się, boli mnie głowa – mruknęła.

Nagle zaległa cisza; dzwonek u drzwi przestał dzwonić, ostatnia kropla kawy skapnęła do dzbanka.

– Chcę mieć kota!

Wzrok Kate padł na dwie butelki po winie i bałagan, panujący na szafce. Mój Boże, już piąta godzina?

– Kogo obchodzi, która godzina – powiedziała, wlewając kawę do olbrzymiego kubka. – Kto, u diabła, wypije tyle kawy? Chyba ja, bo nie widzę tu nikogo innego i nie mam kota. Boże, chcę mieć kota – powiedziała, do oczu napłynęły jej łzy litości nad sobą. Może podaruje mi go Ellie. Musi być bury w żółte pręgi i mieć duże oczy. Nazwie go Betsy II.

Sięgnęła do kontaktów i przekręciła wszystkie sześć naraz. Kuchnię zalało światło. Lampy na tarasie i podwórzu oślepiły ją. Rozległ się dzwonek w drzwiach od ogrodu. Kate spojrzała na szklane drzwi i ujrzała dwóch policjantów, zaglądających do środka.

– Wynoście się stąd! – krzyknęła. Dzwonek znów zadzwonił.

– Pani Starr, proszę otworzyć drzwi. Musimy z panią porozmawiać.

– Dlaczego? – spytała chytrze Kate.

– Proszę, to zajmie tylko chwilkę.

– Czy zrobiłam coś złego?

– Nie, po prostu musimy z panią porozmawiać. Zdaje się, że nie działa u pani telefon.

– Trele-morele. Od kiedy to policja zajmuje się telefonami? – wymamrotała niewyraźnie. – Proszę odejść.

– Zostaniemy tu, póki nie otworzy nam pani drzwi.

Kate zastanowiła się.

– Czyżby? Nawet, jak położę się do łóżka?

– Tak.

– Pójdziecie sobie, jak wam dam czek?

– Jeśli najpierw otworzy pani drzwi, by go nam wręczyć.

– O, nie, wsunę go pod drzwi. Wróćcie jutro.

– Pani Starr, jeśli nie otworzy pani drzwi, wyważymy je.

– Będziecie musieli zapłacić za szkody – powiedziała z ożywieniem Kate. – To… to włamanie. To mój zamek, nie możecie tego zrobić.

Odwróciła się do policjantów plecami i zaczęła pić kawę. Znów rozległ się dzwonek u drzwi.

– Przysłała nas Ellie – powiedział jeden z funkcjonariuszy. – Jesteśmy przyjaciółmi. Czy teraz otworzy nam pani drzwi?

– Jaka to słodka dziewczyna. Dała wam bilety, byście je wieźli aż taki kawał drogi?

– Pani Starr, proszę otworzyć drzwi.

– Nie mogę znaleźć zamka. Nie chcą się otworzyć. Chyba nie będę was mogła wpuścić – powiedziała Kate, wracając na swoje krzesło. – Zostawcie bilety na tarasie. Jutro zadzwonię po kogoś, by odblokował drzwi.

– Pani Starr, proszę podejść do drzwi frontowych i je otworzyć. Może pani otworzyć drzwi frontowe, prawda?

– Czy muszę pokwitować odbiór biletów? Cóż za biurokracja. Chwiejnym krokiem podeszła do drzwi frontowych. Gdy tylko je otworzyła, wpadli do środka, każdy z nich ujął Kate pod jedno ramię i zaprowadzili ją do pokoju.

– Pani Starr, nazywam się Archer, a to jest sierżant Enright. Dzwoniła do nas pani córka, bardzo się o panią niepokoi. Potem telefonowano do nas z pani biura, a jeszcze później zadzwonił niejaki Gustaw Stewart.

Kate wyprostowała się dumnie, odpychając policjantów.

– Kłamaliście, nie macie żadnych biletów. Mógł sobie do was dzwonić sam prezydent Stanów Zjednoczonych. Nie chcę was tu widzieć. Powinniście ścigać przestępców, a nie niepokoić spokojnych obywateli takich, jak ja. Czy zamierzacie do wszystkich oddzwonić?

– Oni zadzwonią do nas. Pani córka bardzo się o panią niepokoiła. Dlaczego nie odbierała pani telefonów, pani Starr? Czy jest jakieś uszkodzenie na linii.

– Wyłaczyłam telefon. Nie miałam ochoty iść do biura. Chciałam dziś ugotować spaghetti. To nie przestępstwo.

– Ugotowała je pani?

– Słucham?

– Ugotowała pani spaghetti?

– Nie. – Kate westchnęła. – Zamiast tego piłam wino. Za dużo wypiłam i dostałam torsji. Ale zaparzyłam kawę – dodała radośnie. – Nie powiecie o tym Gusowi, prawda? – Wy buchnęła płaczem, potem ględziła coś o Patricku, o Betsy, o samotności. – Pod żadnym względem nie mogę się równać z Gennifer przez G. Mam prawie pięćdziesiąt lat. Ona ma takie falujące włosy i… i zwraca się do ludzi „kochasiu”. On też dał się na to nabrać.

Policjanci spojrzeli na siebie, a potem zaprowadzili Kate z powrotem do kuchni. Sierżant Archer nalał jej świeżej kawy, a potem pomógł usiąść Kate na krześle.

– Proszę nam powiedzieć, co mamy powtórzyć pani córce. Niepokoi się o panią. Proszę się nad tym zastanowić, a ja przez ten czas włączę telefon.

– Jeśli ktoś zadzwoni, proszę nie podnosić słuchawki! To mój dom.

Archer uniósł ręce.

– Słyszałem, pani Starr, nie będziemy odpowiadać na telefony. – Dostrzegł dwie butelki po winie. – Sama pani to wszystko wypiła, pani Starr?

– Tak – odparła sztywno Kate. – Jestem w swoim własnym domu i mogę robić to, na co mam ochotę. Jeśli chcę, mogę nawet przeklinać.

– Co mamy powiedzieć pani córce?

– Powiedzcie jej… powiedzcie jej, że się schlałam. Powiedzcie jej, że przykro mi, iż się niepokoiła. Może zadzwonić do biura. Niech… Powiedzcie jej, by nie telefonowała do Gusa. Co zamierzacie mu powiedzieć, kiedy znów do was zadzwoni? – spytała podejrzliwie Kate. – Powiedzcie mu prawdę, powiedzcie mu, że nie chciałam otworzyć drzwi.

– To tylko połowa prawdy – powiedział Archer, wcale nie złośliwie.

– Nie zasługuje na całą prawdę. Będzie mi głupio, jeśli was spotkam w mieście lub na ulicy.

– Niepotrzebnie, pani Starr. Każdemu zdarzają się dni, kiedy wszystko się człowiekowi wali na głowę. Alkohol nie pomaga, ale chyba już się pani o tym sama przekonała. Proszę posłuchać, może zadzwonimy do pani córki stąd, powiemy jej, że wszystko w porządku. Proszę zostawić zapalone wszystkie lampy i się przespać. Zajrzymy tu później, sprawdzimy, czy wszystko w porządku. Chcielibyśmy, żeby położyła się pani na tamtej kanapie, byśmy widzieli panią przez szklane drzwi. Czy zrobi pani tak, pani Starr? Czy chce pani, żeby włączyć automatyczną sekretarkę?

– Tak na pierwsze pytanie, nie na drugie. Ściszcie telefon.

– W porządku – powiedział sierżant Enright, prowadząc ją w stron, kanapy. – Czy zamek w drzwiach frontowych zatrzaskuje się automatycznie?

– Tak. – Kate oparła się o poduszki, które podłożył jej pod głowę policjant. Słuchała, jak drugi policjant rozmawia przez telefon.

– Panno Starr, pani matce nic się nie stało. Jest w tej chwili trochę nie w formie i zaraz położy się spać. Miała zły dzień… Nie, nie sądzę, że powinna pani do niej przyjechać. Zajrzymy tu później. Powiedziała, by zadzwoniła pani w jej imieniu do biura. Nie życzy sobie, by cokolwiek mówić temu panu, który telefonował na posterunek. Temu, który dzwonił też do pani. Jest w tej kwestii nieugięta.

Kate próbowała walczyć z ogarniającą ją sennością. Musi zapamiętać, co policjant mówi Ellie. To ważne, bo dotyczy Gusa. Zapadła w sen z jego imieniem na ustach.

Archer sprawdził drzwi na taras.

– Nic dziwnego, że nie mogła ich otworzyć, w szynie jest pręt. Uważam, że powinniśmy wziąć klucze i oddać je jutro. Może spać kilka godzin lub dwadzieścia minut. Odniosłem wrażenie, że coś ją porządnie wytrąciło z równowagi. Wiesz, kim ona jest, co, Enright? Jej męża zestrzelono nad Wietnamem. Dotąd nie wrócił. Sama wychowywała córki, założyła własną firmę. Miała dosyć przedstawicieli władz i lotnictwa. Pochowała na cmentarzu rzeczy, należące do męża. Pisali o tym w gazetach kilka lat temu. Jeśli to jedyna wpadka, jaka jej się przytrafiła w ciągu wszystkich tych lat, myślę, że nie mamy prawa jej osądzać. Chyba ten Gus jest przyczyną wszystkiego, co ją dzisiaj wytrąciło z równowagi.

Enright uśmiechnął się.

– Jutro będzie miała cholernego kaca.

– Tak, obawiam się, że nigdy nic podobnego nie przeżyła. Może powinniśmy jej zostawić liścik. „Sok pomidorowy z odrobiną sosu Tabasco. Proszę to wypić, wtedy nie będzie tak źle. Jeśli ból głowy okaże się nie do zniesienia, proszę zażyć trzy aspiryny”.

Enright nabazgrał to na kawałku kartki, którą następnie oparł o jedną z butelek po winie. Potem obaj policjanci wynieśli się z domu. Wieczorem dwa razy zaglądali do Kate. O jedenastej, kiedy kończyli służbę, spała w najlepsze. Ich zmiennicy zajrzeli do niej o drugiej nad ranem, a potem o wpół do szóstej. Zameldowali Archerowi i Enrightowi: „Śpi jak aniołek”. Uzgodnili, że do raportu wpiszą co następuje: „Telefon u pani Starr był wyłączony. Kiedy przyjechaliśmy, właśnie gotowała spaghetti. Gdy opuszczaliśmy dom, pani Starr czuła się dobrze. Obiecała, że zadzwoni do córki i powie, że nic jej nie jest”.

Kate obudziła się następnego ranka z potężnym bólem głowy i zgagą, która się nasiliła w chwili, kiedy weszła do kuchni. Nie zwracając uwagi na cichy dzwonek telefonu, poszła do łazienki. Kiedy wróciła do kuchni, ubrana w fioletowy szlafrok, z głową obwiązaną jaskrawopomarańczowym ręcznikiem dostrzegła liścik. Skuliła się, ale dostosowała się do instrukcji. Dwa razy jej się odbiło, ale nie zwymiotowała soku. Poczuła się trochę lepiej w godzinę po zażyciu aspiryny. Sprzątnęła kuchnię i bałagan przed nowiami do łazienki, przysięgając, że już nigdy przenigdy nie weźmie do ust ani kropli wina. Położyła się na kanapie, zwinęła w kłębek i przespała większą część dnia. Kiedy obudziła się o szóstej, wysłuchała wiadomości, pozostawionych na automatycznej sekretarce. Jedenaście było od Gusa, trzy od Ellie. Cała taśma zapisana.

Kate zaparzyła herbatę i zadzwoniła do Gusa do biura. Przedstawiła się nosowym, zachrypniętym głosem.

– Co się stało? – spytał. – Próbowałem się do ciebie dodzwonić przez cały dzień i ubiegłą noc. Pomyślałem, że coś ci się przytrafiło. Zatelefonowałem do Ellie i na policję. Kate, nigdy więcej tego nie rób. Próbowałem się do ciebie dodzwonić poprzedniej nocy, jak tylko wróciłem do domu. Jezu, Kate, byłem chory z niepokoju.

Kate uśmiechnęła się.

– Przepraszam, Gus – zaszczebiotała radośnie. Czyli nie było żadnej Gennifer przez G. – Nie wiem, co we mnie wstąpiło. – Ból głowy nie był już tak silny, prawie zupełnie minął – szczerze mówiąc zrobiło jej się dziwnie lekko na duszy.

– Nie mogę ci powiedzieć, jakie rzeczy przychodziły mi do głowy. Boże, wyobraźnia, szczególnie taka, jak moja, to przekleństwo.

– Wiem, co masz na myśli. Ja czasem też daję się ponieść fantazji – zgodziła się z nim Kate.

Rozmawiali przez godzinę. W końcu Gus powiedział:

– Słuchaj, Kate, zadzwonię do ciebie jutro, dobrze?

– Jasne. Zabiorę się teraz do gotowania spaghetti.

Ale zamiast gotować spaghetti Kate wyciągnęła się na kanapie, zamknęła oczy i zaczęła śnić na jawie. Miała na imię Cate przez C i czterdzieści sześć lat…

Загрузка...