Nalla miała rację. Jubileusz Północy to była istna bajka.
Udostępniono publiczności wiele historycznych obiektów. Sklepy zamknięto wcześnie, aby otworzyć je później i by można było robić zakupy nawet po koncercie w parku. Już za dnia przymocowano lampiony do drzew i krzewów rosnących wzdłuż ulic, ozdobiono latarnie uliczne, a właściciele sklepów dekorowali swoje witryny.
Lane całe rano pracowała przy swojej wystawie. Udrapowała wnętrze błękitnym, mieniącym się aksamitem, na którym ułożyła podświetlone żarówkami książki oraz inne artykuły, jakie jej sklep oferował.
Zamówiła ponadto u Nalli cały zestaw różnorodnych kanapek, które na pewno przyciągną sporo klientów. Podobnie jak inni właściciele sklepów wystawiła przed drzwi stoisko z poczęstunkiem dla przechodniów, na który składało się wino i przekąska. Z głośników wzdłuż Bay Street dobiegały łagodne dźwięki muzyki, a straż miejska ubrana była w historyczne mundury.
O godzinie siódmej po obu stronach schodów wiodących do domu mieszczącego urząd hrabstwa ustawili się chórzyści w strojach z epoki i śpiewali pieśni ludowe z tego regionu, z tego miasta. Prawdziwa muzyka folk, myślała z zachwytem Lane, otwierając o zachodzie słońca drzwi swego sklepu i pozdrawiając przechodniów. Ulica tętniła życiem, wszyscy byli radośni, roześmiani.
Nie minęło jednak wiele czasu, gdy jej zachwyt zamienił się w panikę.
Kto by przewidział, że zgromadzi się tu aż tyle ludzi. Podzieliła się tą myślą z autorką, która podpisywała właśnie swoją ostatnią książkę i która znała wszystkich klientów przestępujących próg jej księgarni, a było ich sporo. Lane biegała od półki z książkami do stołu z jedzeniem, przekopywała się przez stertę tomów stojących na biurku, by znaleźć ten, o który klientowi chodziło. A jeszcze podawanie kawy. Pochłodniało, więc goście prosili o gorące cappuccino, a nie o wino czy wodę sodową.
Lane, która zwijała się jak w ukropie, rada była, że ma na sobie krótszą spódnicę. Długa krępowałaby na pewno jej ruchy. Pluła sobie w brodę, że nie zatrudniła kogoś do pomocy. Opadała z sił.
– O Boże, popatrz, ile tu ludzi! – powiedziała do Tylera jego siostra Kate, wchodząc za nim do księgarni.
– Na pewno właścicielka nie spodziewała się takiego najazdu – rzekł i torując sobie drogę wśród tłumu zmierzał ku Lane, która biegała zaaferowana od półki do stołu i z powrotem.
– Cześć, Lane!
Coś tam zapisywała pochylona nad biurkiem. Unosząc wzrok spojrzała na niego.
– Cześć.
Rany boskie, jak on wspaniale wygląda, pomyślała rumieniąc się z wrażenia. Niebieski sweter podkreślał błękit jego oczu, szerokość ramion. Świetnie, bo właśnie potrzebowała się na nich wesprzeć.
– Chętnie bym pogadała, ale widzisz…
Włożyła książki do torby i wręczyła ją klientowi.
– Dziękuję – rzekła w stronę tegoż. – A w sprawie tej książki, jakiej pan poszukuje, zadzwonię w przyszłym tygodniu.
Popędziła do baru i zaczęła szykować kawę dla siedzących na stołkach gości. Tyler powędrował wzrokiem do klientów pochylnych nad katalogiem, przeniósł spojrzenie na autorkę, potem na stół z kanapkami, potem na młodą kobietę, która najwyraźniej szukała właścicielki.
– Mogę ci w czymś pomóc? – zapytał, dopadłszy Lane w barku.
– Nie, a właściwie…
Chwycił kubki i serwetki.
– Już się robi, a poza tym jest tu też moja siostra, która…
– Twoja siostra? – zapytała Lane wyraźnie spłoszona.
Dziewczyna o ciemnych włosach, podobna do brata, uśmiechnęła się.
– Cześć, mam na imię Kate.
Lane popatrzyła na nią szeroko otwartymi oczami.
– Cześć. To miło, że wpadłaś.
– Mało ci klientów? – zapytała Kate, ogarniając wzrokiem sklep pełen ludzi.
– Interes się kręci – odparła Lane z niemałą satysfakcją, choć z powodu tłoczących się wokół pisarki jej fanów o kręceniu się, a nawet swobodnym poruszaniu nie było mowy.
– Chętnie ci pomożemy – zaofiarowała się Kate.
– Nie, jakżebym mogła…
– Podtrzymuję propozycję – rzekł Tyler. – Dlaczego nie zatrudniłaś Peggy?
– Nie przypuszczałam, że będzie taki tłok. – Wskazała na ludzi. – Peggy jest na festiwalu z Deanem.
– Mogę zająć się tym – powiedziała Kate wskazując na ekspres do kawy.
– Ja naprawdę…
Tyler, zbliżywszy się, położył dłoń na jej ramieniu, co, jak przyznała w duchu, kojąco na nią podziałało. Westchnęła głęboko.
– Chcemy ci pomóc, dziewczyno – rzekł ciepło. – Nie broń się.
Spojrzała na niego z wdzięcznością, nie tając wzruszenia.
Kate stanęła za ladą i chwyciła fartuszek z wydrukowaną na nim nazwą sklepu: „Książka dla Ciebie".
– Czy aby na pewno chcesz w ten sposób spędzić wieczór? – zapytała Lane.
– Myślisz, że wolałabym użerać się z dziećmi, które doprowadzają ojca do szału? Robić pranie, zmywać naczynia, kłaść dzieciaki spać? Gdy tymczasem tu stoję tylko przy ekspresie. – Uśmiechnęła się.
Lane nie wyglądała na przekonaną.
– W szkole, a potem w college'u też parzyłam kawę – dodała i Lane, już spokojniejsza, przeszła do pomieszczenia z książkami.
– Jest bardzo miła, Ty – orzekła Kate; przyjęła właśnie pieniądze od klienta oraz zamówienie od następnych gości.
– Potrafi pokazać pazurki – powiedział Tyler.
– Nie czepiaj się.
Zmierzył wzrokiem swoją siostrę. Krzątała się tu jak we własnej kuchni.
– Dopiero co ją poznałaś i już masz zdanie na jej temat?
– Mniej więcej. Mamie i Dianie ona się podoba. Jest inna niż te dziewczyny, z którymi zwykle się zadajesz.
Uśmiechnął się i przytulił siostrę. Choć była niewielkiego wzrostu, w kwestiach rodzinnych wykazywała siłę smoka. Clarice miała szczęście, że wyjechała z miasta, zanim Kate dała jej do wiwatu.
– Wiem o tym, mała.
Kate pochyliła się w jego stronę, by syk pary nie zagłuszył jej słów:
– Ale? – zapytała. – Wiem, że zawsze jest to „ale", bracie.
– Ale ona coś ukrywa. Czuję to.
– Mężatka?
– Nie, lecz ma w sobie coś, co jakby było mi znane.
Zauważył, że coś jest nie tak jak zwykle, myślała Lane, czytając w jego oczach. Dziś wieczór nie miała na sobie długiej spódnicy i obszernego swetra. Dostrzegł, że jest ubrana nader szykownie i z gustem. Nosiła żakiet długości prawie spódnicy, w czarno-złote wzory. Biała marszczona bluzka z kołnierzykiem stójką dopełniała wrażenia kostiumu z epoki. Jakby to określić? – myślał. Tak, była trendy. No i, człowieku, te nogi!
Kate zza lady rzuciła okiem na Lane i wzruszyła ramionami.
– W ogóle to nie spiesz się – powiedziała do brata – a w szczególe to idź jej pomóc. Och, popatrz, przyszła mama z Kyle'em!
Tyler jęknął i dopadł ich, zanim oni dopadli Lane. Jego matka miała dobrych wywiadowców, toteż wiedziała z pewnością o kontaktach swego syna. Tyler zaś ze swej strony nie chciał narażać Lane na przykrości, wiedział bowiem, że matka potrafi czasem zbyt obcesowo traktować jego znajome.
– Ciekawa historia – rzekła matka, obrzuciwszy go spojrzeniem, jakie pamiętał z czasów młodzieńczych, gdy po meczu wracał do domu na niezbyt pewnych nogach.
– Przestań, mamo.
– Dlaczego tak się obruszyłeś? – zapytał Kyle.
– Moja rodzina przyszła tu obejrzeć dziewczynę, z którą się spotykam, i miałem prawo się rozzłościć.
– Robimy zakupy – rzekła matka z uśmiechem, a on wiedział, że kłamie jak z nut.
Gdy jedna z klientek zapytała Tylera o jakąś książkę, ten rozejrzał się, zobaczył, że Lane wciąż ma ręce pełne roboty, i powiedział:
– Postaram się znaleźć ten tom. – Przepuściwszy przodem klientkę, spojrzał na matkę i rzekł z cicha: – To wszystko jest na głowie Lane, więc zamiast wścibiać nos w nieswoje sprawy, pomóż nam.
Po czym sięgnął do półek, szukając książki, która, według słów klientki, wzruszają do łez. Widocznie lubi płakać, skoro chce ją czytać ponownie, orzekł w duchu Tyler.
Lane uniosła wzrok i zobaczyła matkę Tylera serwującą kanapki i poncz. Koniec świata! pomyślała i ruszyła ku niej.
– Ja to zrobię, proszę pani – rzekła, sięgając po tacę.
Pani McKay odsunęła jej rękę.
– Po pierwsze, mów mi Laura, a po drugie, wiem, jak to się robi. Podawałam kiedyś do stołu w Huddle House.
– Naprawdę?
Lane wydało się wprost niemożliwe, by ta elegancka dama obsługiwała gości w podrzędnej przydrożnej restauracji.
– Po trzech dniach zwolniono mnie, co prawda. Widocznie doszli do wniosku, że nie nadaję się do tak zaszczytnej funkcji. Ale i tak mam praktykę, uwierz mi.
– Nie mogę na to pozwolić – protestowała Lane.
Laura położyła rękę na jej ramieniu.
– Potrzebujesz pomocy, kochanie. Nie bądź uparta. A poza tym to mnie bawi. Nieczęsto zdarza mi się teraz być kelnerką.
– W takim razie… – zaczęła Lane szczerze wzruszona postawą matki Tylera.
– Idź i zajmij się tym – przerwała jej Laura – czego inni nie potrafią. – Wskazała na książki i katalog.
Lane wahała się jeszcze, ale w tym momencie pojawił się nowy klient, którego musiała obsłużyć.
Po trzech godzinach Lane sprzedała ostatnią książkę podpisującej swe dzieło autorki. I wtedy to Laura McKay zaprosiła ją na rodzinne barbecue po jutrzejszym dorocznym piłkarskim meczu, w którym Tyler będzie brał udział. Wstąpił do księgarni mąż Kate z rozespanymi dziećmi w ramionach i strzępem waty cukrowej na głowie.
Lane opadła na krzesło i zrzuciła buty z nóg.
– Brawo – powiedział Tyler, siadając naprzeciw.
– Jestem wykończona.
– Wspaniały wieczór, nie uważasz? – zapytał.
– Faktycznie! W głowie mi się mąci, bolą nogi, kompletna klapa.
Laura wyszła zaraz po odejściu autorki, ale Kate krzątała się jeszcze, porządkując to i owo. Siostra Tylera była dowcipna i bystra. Obie, Kate i Lane, szybko się zaprzyjaźniły. McKayowie, jak z tego widać, są sympatyczni i dają się lubić.
Tyler przysunął się do Lane i chwyciwszy ją za kostkę, położył sobie jej nogę na kolanie.
– Tyler…
– Rozluźnij się – polecił, masując jej stopę.
Westchnęła, zamknęła oczy, a on położył sobie na kolanie jej drugą nogę i równie troskliwie nią się zajął.
Zaczęła niby protestować, ale po chwili dała sobie spokój i rozkoszowała się jego dotykiem, masażem, jaki sprawiał ulgę jej zbolałym nogom. Miał silne dłonie – czuła przyjemne dreszcze w mięśniach i miłe ciepło wzdłuż kręgosłupa.
– Muszę posprzątać – oświadczyła.
Chciała wstać, ale ją powstrzymał.
– Zostaw to na jutro rano. Wieczór jeszcze się nie skończył.
– Dla mnie tak.
– Jest jeszcze koncert.
– Dzięki, ale ja nie idę.
– Mam koc i wybrałem miejsce.
Uśmiechnął się do niej tak czule, tak błagalnie, że omal nie zemdlała z wrażenia. Potem jego dłonie zaczęły się przesuwać wzdłuż jej nóg, coraz wyżej, a ją zalała fala gorąca. Cała płonęła.
– Tyler, co ty wyprawiasz?
– Nic nie wyprawiam – odparł. – Masz świetne nogi, dziewczyno – skonstatował, a jego ręce wędrowały coraz wyżej.
Dziwiła się samej sobie, że nie protestuje, nie odtrąca jego dłoni. Tak, to oczywiste, zakochała się w nim po uszy i tylko marzy o tym, by jej dotykał.
Wyprostowała się, a on czuł, jak narasta w nim pożądanie. Lecz nie tylko pragnął jej ciała, ale chciał też przeniknąć jej myśli, poznać ją, dowiedzieć się, co ona ukrywa pod tą maską pełnego rezerwy dystansu. Przypuszczał, że w ten sposób tłumi płonący w niej ogień, i by go z niej wykrzesać, przywarł wargami do jej ust.
Jej ręce zawisły nad jego udami, chciała ich dotknąć, wiedziała jednak, że to będzie przyzwolenie na więcej, znacznie więcej. Wyczul jej wahanie, jęknął, a wtedy ona, z determinacją, położyła obie dłonie na jego udach. Ciałem Tylera wstrząsnął dreszcz.
– Kochanie – szepnął i zaczął całować ją namiętnie, rozwierając jej wargi, sięgając języka.
Wpiła paznokcie w jego uda. Oddech miała coraz krótszy, coraz szybszy. Już, już miał chwycić ją wpół i posadzić sobie na kolanach, gdy zadzwonił telefon.
Lane zerwała się i z trudem chwytając powietrze, spojrzała w stronę swego biura mieszczącego się na zapleczu księgarni.
– Muszę odebrać – rzekła.
Wstała i pobiegła tam, skąd dobiegał dzwonek.
A Tyler opadł z rezygnacją na krzesło i z zamkniętymi oczami przeżywał to, co działo się przed chwilą. Był podniecony, gotów do miłości, często mu się to zdarzało, gdy Lane była w pobliżu. Chyba nigdy dotąd tak bardzo nie pragnął kobiety.
W ciszy sklepu dobiegł go jej głos i coś go w tym głosie zaniepokoiło. Zmarszczył brwi. Wstał i ruszył w tamtą stronę. Drzwi były uchylone, więc dokładnie ją widział.
I słyszał. Mówiła płynnie po włosku.
Cofnął się o krok i choć nie rozumiał ani słowa, nie ulegało dlań kwestii, że była zła na tego, kto dzwonił. Mało zła, wściekła. Kto by pomyślał? Zawsze przy nim panowała nad emocjami, nawet jeśli dawał jej powód do gniewu. A oto teraz jedną ręką pocierała czoło, a drugą gestykulowała z ferworem. Dostało się temu komuś, pomyślał.
– Nie, ojcze – mówiła – ja nie wrócę do swego dawnego życia. Ono już dla mnie nie istnieje.
Prawie dwa lata temu odbyli podobną rozmowę.
– Mio cuore, nie mów tak.
Z początku trudno było jej się z tym oswoić, że w tak krótkim czasie straciła wszystko – karierę, sławę, bogactwo. Ale stało się. I ojciec musi zrozumieć, że nie da się po prostu wrócić w to samo miejsce, do tej samej pracy.
– Dopóki Angel nie zerwie kontaktu z tymi ludźmi, dopóki nie pójdzie do FBI i nie powie im, co jest mu wiadome o tych ciemnych sprawkach, nie ma mowy o moim powrocie. Nie chcę wracać – dodała stanowczo.
– Nie powiesz mi przecież, że jesteś szczęśliwa w tym małym miasteczku.
Spojrzała w stronę uchylonych drzwi, za którymi, jak sądziła, stoi teraz Tyler.
– Dziś tak, bardzo – odrzekła.
– Czy to znaczy, że na dobre porzuciłaś projektowanie mody?
– Trudno przewidzieć przyszłość, tato. Wiesz przecież, że Dan Jacobs mnie szuka. Jak ostatnio dzwoniłeś, sam mówiłeś, że węszy.
– Temat się wypalił.
– Jak wrócę, to znowu zapłonie. Znów się zacznie. Nie mam ochoty na walkę.
Oczy jej błyszczały, wciąż pocierała dłonią czoło, jak gdyby ból wiercił dziurę w jej czaszce. Dlaczego ojciec przy każdej rozmowie mówi to samo? Dlaczego z takim uporem wraca do tematu? Czyżby nie pamiętał jej fotografii w gazetach w rozmaitych odmianach strojów? Oraz rozpaczy córki, gdy okazało się, że jej pokaz zakończył się klęską? Czyżby zapomniał, jakie straszne rzeczy opowiadano o nim samym?
– Angelo martwi się o ciebie.
– Angelo martwi się tylko o własną osobę, tato. Czy jego też nachodzą dziennikarze?
– Jego nowi przyjaciele chronią go przed nimi.
– Nie wątpię. Dlaczego gra w Las Vegas z tymi… zbirami?
Bastian Giovanni westchnął ciężko i Lane widziała oczami wyobraźni, jak bawi się korkami od wina. Zawsze gdy był zdenerwowany, bawił się korkami.
– Z tego mi się nie zwierzył. Powiedział tylko, że to jego przyjaciele. Prosił, żebym mu zaufał.
– Co też czynisz. Nie zaprzeczaj. Gdyby on był moim synem, to przede wszystkim obdarzyłabym go łaską nieufności. – Spojrzała na drzwi. – Muszę kończyć, tato, mam gościa.
– Mężczyznę? Bądź dla niego miła Elaino. Czekam na wnuki od ciebie.
– Musisz mi więc powiedzieć, tato – zaczęła z uśmiechem – co to znaczy być miłą. Jak to się robi?
– Tyle sarkazmu w ustach mojej córeczki! – rzekł z żalem.
Lane przymknęła oczy.
– Muszę kończyć, tato. Kocham cię.
– Ja też cię kocham z całego serca.
– Tato…
– Słucham?
– Nie namawiaj mnie do powrotu. Jestem już trochę zmęczona różnymi naciskami na moją osobę – wyznała, spoglądając w stronę drzwi. – Zrozum, że teraz tu jest mój dom.
Usłyszała najpierw ciężkie westchnienie, a potem odgłos odkładanej słuchawki.
Ona też odłożyła słuchawkę, ale wciąż trzymała dłoń na aparacie. Tęskniła do ojca. Tęskniła do swoich braci i siostry.
– Przepraszam – rzekła wróciwszy do sklepu.
– Nie ma sprawy. Nie wiedziałem, że tak świetnie mówisz po włosku.
Cień lęku pojawił się na jej twarzy.
– A ty nie znasz włoskiego?
– Ani słowa.
Odetchnęła z ulgą.
– Byłam we Włoszech w szkole z internatem.
Nie kłamała. Wakacje spędzała w domu, a w ciągu roku ojciec był zajęty, a matka nie miała dla niej czasu.
– No więc jak z tym koncertem? – zapytał. – Niedługo się zaczyna.
– Nie mam nastroju na koncert.
– Najwyraźniej ten telefon popsuł ci humor. Koncert dobrze ci zrobi.
Nie czuła się na siłach by dokądkolwiek iść ani by z nim rozmawiać. Jak ojciec mógł sądzić, że ona wróci, skoro Dan Jacobs ciągle jej poszukiwał, nie dając spokoju rodzinie. Czego on od niej chce? Zabrał już wszystko, co kochała, i jeszcze mu mało?
Chce wymóc na niej zeznanie, które pomoże mu w karierze.
Nie, ona nie może wrócić, nawet gdyby sprawa ucichła. Była już tym wszystkim kompletnie wykończona.
Pogrążona w myślach, nie zauważyła, że Tyler wyprowadził ją na klatkę schodową wiodącą do mieszkania, dopiero szczęk zamka sklepu przywrócił jej świadomość.
Wręczył Lane klucze. Rozejrzała się. Tak, wszystko pozamykał, wyłączył światła.
– Muszę mieć cię stale na oku – rzekła.
– Nie wnoszę sprzeciwu – odparł z uśmiechem. Otworzył drzwi do jej prywatnego holu, skąd schody prowadziły na górę. – A ty prawie że śpisz na stojąco.
– Potrzebuję odpoczynku.
– Wiem. Odprowadzę cię do drzwi.
Wchodząc po schodach, Lane czuła zmęczenie w całym ciele.
Marzyła o gorącej kąpieli i śnie.
Gdy weszli na górę, Tyler rozejrzał się. Przy oknie, wśród pnączy, zasłaniających widok na ulicę, znajdował się przytulny kącik pełniący rolę salonu. Kiedyś były tu cztery pokoje, teraz, po zburzeniu ścian, w jednym dużym pomieszczeniu mieścił się salon, jadalnia i kuchnia. Okna zdobiły grube zasłony, opadające na podłogę. Dębowy, błyszczący fornirem stół i trochę antyków dopełniały całości. Wszystko było tu przemyślane i służyło wygodzie. Stwarzało miły, przytulny klimat.
– Podoba mi się tu – oznajmił. – A może byś urządziła i mój dom?
– Nie. Idź już sobie, Tyler.
– Nie oprowadzisz mnie po mieszkaniu?
– Tu jest salon, tu jadalnia, tu kuchnia, tam pokój gościnny – rzekła wskazując palcem w różnych kierunkach.
– Nie cieszysz się, że jutro niedziela? – zapytał, zbliżając się do niej.
– Na samą myśl dreszcz mnie przenika.
Dzisiejszy dzień był dla niej bardziej pracowity niż dzień przed pokazem mody. A co dopiero jutro!
– Obejrzysz regaty? – zapytał.
– Nie mam tego w planie.
– Ja i Kyle bierzemy udział w zawodach.
– I bardzo dobrze.
– To już jest tradycja. McKayowie od początku uczestniczą w regatach. Nigdy nie wygraliśmy, ale to nam nie przeszkadza.
Stał tuż przy niej i Lane, mimo zmęczenia, całym sercem pragnęła tej bliskości.
– Chcesz, żebym podziwiała, jak żeglujesz? Żebym ci kibicowała jak na meczu?
Dotknął dłonią jej policzka.
– Coś w tym sensie – rzekł.
Włosy opadały jej na ramiona. Wspaniałe, gęste, lśniące jak płomień, i aż w głowie mu zawirowało z zachwytu.
– Masz na pewno wystarczająco dużo wielbicielek.
– Nie mam.
– Niedużo czy w ogóle nie? – dopytywała się.
Roześmiał się po chwili namysłu.
– Nieważne – odparł. – Ważne jest to, że tylko ty się liczysz.
– W tym tygodniu.
Cofnął się, spoglądając na jej twarz.
– Jeżeli sądzisz, że traktuję to jak przygodę, to znaczy, że mnie nie znasz. – Po krótkim milczeniu dodał: – Naprawdę tak uważasz?
– Staram się tak uważać.
Westchnęła i uznała w duchu, że przegrała kolejną potyczkę. Wobec tego mężczyzny traciła cały kontenans i była bezradna jak dziecko.
– Trudno z tobą wygrać, Tylerze McKay.
Wsunął kolano między jej uda i przyparł ją do ściany.
– To przestań ze mną walczyć – rzekł.
A nim zdążyła coś powiedzieć, pocałował ją w usta. Całował ją długo, z pasją, a moc jego doznań rosła z każdą sekundą. Ona czuła to samo; miała wrażenie, że padnie, nie wytrzyma tego napięcia. Jego usta były wszędzie, na jej ustach, na twarzy, szyi, ramionach. A gdy powędrowały niżej, nie protestowała.
Jeden guzik odpadł, potem drugi. Po chwili Tyler całował jej piersi. Zabrakło jej tchu, nerwowo chwytała powietrze, marząc o pozbyciu się bluzki, biustonosza, by mógł wszędzie ją całować.
– Pragnę cię – wyszeptał. – Pragnę rozpaczliwie.
– Tyler…
– Wiem. – Odgarnął do tyłu jej włosy. – Wiem, że nie jesteś gotowa. Na to, co ma się stać. Ale, kochanie, zrozum, ja muszę cię dotykać…
Lane rozumiała i nie była bierna, jej usta błądziły po jego szyi, dłoń wsunęła pod koszulę, pieszcząc jego pierś.
Wciąż ją całował, a ona bliska już była szaleństwa, gdy raptem powiedział, napotykając przeszkodę w postaci autentycznego pasa do pończoch:
– Stale mnie zaskakujesz.
Pożądanie górowało nad wszelkimi jej odczuciami. Z ust Lane wyrwał się cichy okrzyk – to było jego imię.
– Czuję twój żar, twoją namiętność. – Te słowa wyszeptał jej do ucha. – Czy wiesz, co to dla mnie znaczy?
Przytulał ją do siebie, więc wiedziała. Serce podeszło jej do gardła, gdy zanurzyła palce w jego włosach.
Dłonie jego pieściły jej biodra, zbliżały się do miejsca najgorętszego. Przeżywała najbardziej podniecające chwile w życiu. Powolne kuszenie. Wiedziała jednak, że Tyler jest dżentelmenem. Nie zrobi niczego wbrew jej woli. Te jego pieszczoty były pytaniem.
– Daj mi siebie, kochanie – szepnął.
Jedno uderzenie serca i powiedziała – tak.