Rozdział 8

Serce waliło Tylerowi aż do bólu. Wiedział, że oboje wkraczają na bardzo wąską ścieżkę. I że drugi raz taka szansa może się nigdy nie powtórzyć. Był pod silnym wrażeniem Lane i zdawał sobie sprawę z powagi sytuacji. Ze jak się zakocha, to już klamka zapadnie raz na zawsze. Lane opanowała jego duszę i serce, myślał o niej, gdy spał, gdy pracował. Gdy więc teraz trzymał ją w ramionach, pożądającą go, czekającą na dotyk jego dłoni, niczego poza nią w życiu nie pragnął.

Położył rękę na jej brzuchu. Drżąc, obróciła się ku niemu. Nie przestawał ją całować, a jego pocałunki stawały się coraz bardziej zaborcze. Uniosła się i siadła okrakiem na jego udzie. Była gotowa. A on uświadomił sobie nagle, że drży. Odchylił nieco głowę, spojrzał jej w oczy.

Wyszeptała jego imię – w tonie jej szeptu była prośba.

I spełnił tę prośbę pieszcząc ją, całując. Przymknęła oczy, chłonąc rozkosz. Z ust jej wydobył się jęk, dziwny, niepodobny do brzmienia jej głosu. Stanowiący kontrast z tą Lane, która kryła się przed całym światem. Była już całkiem inną kobietą, a on pragnął tej innej coraz bardziej.

– Uwielbiam to, co ze mną robisz – powiedziała ledwo słyszalnie.

Obserwując jej twarz, czuł pod palcami uderzenia pulsu na jej nadgarstku. Rozkoszował się każdym szczegółem jej ciała, zapachem, i chyba po raz pierwszy w życiu tak intensywnie odczuwał bliskość kobiety. Już, już miał ją chwycić wpół, położyć na podłodze… tak bardzo pragnął ją posiąść.

– Spójrz na mnie, kochanie.

Chwyciła go za ramiona, paznokcie jednej ręki wpiła mu w szyję, drugą targała mu włosy, podczas gdy on dokonywał cudów z jej ciałem. Całował ją, gdy znalazła się tam, dokąd on ją zaprowadził. Drżąca i osłabła, wtuliła się w jego ramiona.

– Jesteś wspaniała – rzekł czując ból niespełnienia. Nie pozwolił sobie na rozkosz. Nie dzisiaj.

Ukryła twarz w zagłębieniu jego szyi.

– Aż nie do wiary… – wyszeptała.

– Pozwoliłaś mi.

Uniosła głowę, ich spojrzenia się spotkały.

– Nie wiem, dlaczego ukrywasz się przed światem, ale taka jest prawda i ja to widzę.

Te słowa powinny wzmóc jej czujność, lecz ona zignorowała owo ostrzeżenie, wciąż z trudem chwytała oddech, wciąż bujała w obłokach.

– Marzyłem o tej chwili, kiedy będziemy się kochać, tymczasem ja…

– Marzyłeś o mnie? – przerwała mu. – O nas?

– O, tak. Aż do bólu. A teraz lęk mnie ogarnia…

Lane była szczerze zdumiona. Lęk? Nie miał żadnego powodu, by przypuszczać, że ona czegoś od niego oczekuje, chce czegoś więcej. Dał jej szczęście. Dzięki niemu czuła się pożądana, pełna seksu. O, Boże, jak on potrafił ją pieścić, myślała całując go.

Wziął ją na ręce. Pisnęła zaskoczona, a on, całując jej usta, zaniósł ją do salonu. Położył delikatnie na kanapie i sam przysiadł na brzegu. Wzrok wciąż miała zamglony, a rozpięta bluzka ukazywała biel jej pełnych piersi. To też trzymała w ukryciu. Własne ciało. Które on już trochę znał.

– Nie miej przestraszonej miny, ja już wychodzę – powiedział.

Uniosła brwi ze zdumieniem.

– Zrozum mnie dobrze, kochanie – rzekł tonem niższym o oktawę. – Chciałbym rozebrać cię do naga i całować każdy milimetr twego ciała, ale nie zrobię tego. Nie będziemy się kochać. Nie dziś.

– Co oznacza, że kiedyś będziemy.

– Liczyłem, że wysnujesz z tego taki wniosek – przyznał z uśmiechem.

Na samą myśl o jego pocałunkach, o wzajemnej bliskości zrobiło jej się gorąco. Chwyciła go za poły bluzy i przyciągnęła do siebie. Całowała go długo, z pasją, aż poczuła, że zapada się w jakiś mrok.

– Pójdziesz ze mną na Zimowy Bal?

– Zapytaj mnie o to jutro rano – Dlaczego?

– Bo teraz zgodziłabym się na wszystko.

Uśmiechnął się, objął ją, dotknął piersi. Wygięła się pod jego dotknięciami, on zaś, stale ją całując, sięgnął pod biustonosz, upajając się gładkością jej ciała.

Gdy pieścił jej brodawki, Lane wyszeptała jego imię. Żar emanujący z niego dawał sygnał jej ciału, nad którym nie mogła już panować. Pragnęła go teraz, już, i właśnie chciała zrzucić z siebie resztę odzieży, gdy on nagle się odsunął.

Obserwował ją dłuższą chwilę.

– Muszę iść – powiedział.

Stał, a Lane widziała, że jej pragnie. Ręce miał opuszczone wzdłuż ciała, wzrok utkwiony w podłodze. Słyszała, jak oddycha.

– Tyler.

– Ciii… Nic nie mów.

Zwinął dłonie w pięści, walcząc najwyraźniej ze sobą.

Chyba oboje nie byli jeszcze gotowi na spędzenie z sobą nocy.

Lane mogłaby pomyśleć, że on igra z nią, przekomarza się. Raczej nie. Stał bez ruchu, oddychając ciężko. Usiadła, spuściła nogi na podłogę.

– Chcę od ciebie czegoś więcej – powiedział. – Nie tylko seksu.

Ciekawe, na jak długo, pomyślała. Gdyby się dowiedział, że go okłamywała, odwróciłby się od niej. Tak, tego była pewna.

– Nie mogę ci tego dać – oznajmiła.

Jego błękitne oczy świdrowały ją na wylot.

– Nie wiem, co ukrywasz, ale nie sprawi mi to żadnej różnicy.

Wstrzymała na chwilę oddech.

– Niczego nie ukrywam.

– Kłamiesz.

– Jak śmiesz tak do mnie mówić?

– Nie udawaj obrażonej. Albo mam rację, że kłamiesz, albo powiesz mi o sobie coś więcej. Chciałbym wiedzieć, kto dzwonił do ciebie dziś wieczorem, i dlaczego tak to cię wzburzyło. Skąd ten włoski język? – Uniósł dłoń o rozpostartych palcach. – Mógłbym sam tego dociec. – Dostrzegł przerażenie w jej oczach. – Ale nie zrobię tego. Ponieważ chcę, żebyś mi zaufała i powiedziała z własnej woli.

Milczała, bo każde jej słowo, obojętnie jakie, utwierdzi go tylko w jego mniemaniu. Nie była jeszcze gotowa, by całkowicie mu zawierzyć. Igraszki cielesne to jedno, ale odkrywanie tajemnic jej życia osobistego to zupełnie inna historia.

– Powiedziałem ci już, że jestem cierpliwy – rzekł, po czym odwrócił się i ruszył w stronę holu. Nie podążyła za nim, nie ruszyła się z miejsca. Słyszała jego kroki na schodach i trzask zamykanych drzwi.

Opadła na kanapę. Czy może mu zaufać? Jak on zareaguje, kiedy się dowie, że opowiadała mu same kłamstwa? Romans z Tylerem McKay to wielka pokusa, nie miała jednak złudzeń, jak ów romans się zakończy. Bo nie tylko ona została zraniona przez ukochaną osobę, Tylera również ktoś zranił. Toteż oboje woleli dmuchać na zimne.

Nazajutrz rano Lane zmusiła się, by pójść do sklepu i posprzątać, lecz myśli jej skupiały się nie na niebywałych przychodach, jakie wczoraj osiągnęła, lecz na Tylerze, jego czułych pieszczotach.

Zastanawiała się, na jakiej podstawie przypuszczał, że ona nie mówi mu prawdy. Pomyślała, że po tym, co zaszło między nimi, nie będzie mogła spojrzeć mu w twarz. Po tym, co on zrobił.

Na widok ludzi ciągnących tłumnie ku rzece przypomniała sobie o regatach.

Coś korciło ją, by zajrzeć do własnej szafy. Odruchowo wzięła do ręki te swoje obwisłe spódnice i swetry i odrzuciła je w kąt. Sięgnęła w głąb szafy, do ubiorów, których fason zaprojektowała ongiś dla sieci wielkich magazynów i nigdy już nie miała okazji zobaczyć noszących te stroje kobiet.

Biorąc pod uwagę okoliczności, nie mogła dłużej uprawiać swego zawodu. Stała się osobą źle widzianą, i zaczęła stronić od ludzi – aż do momentu pojawienia się Tylera.

Zaczęła przeglądać swoje stroje, szukając raczej ubiorów tradycyjnych. Bo jeszcze nie była gotowa wrócić do osobowości Elainy. Po dłuższej chwili zastanawiania się włożyła spodnie marynarskie, ładną koszulę i pasującą do całości kurtkę. Wybiegła z domu.

Powinna zdążyć na regaty.


Tyler spojrzał na Kyle'a.

– Współczuję ci – powiedział.

– I słusznie. Nie moja wina, że spadłem z konia.

Tego ranka Kyle brał udział w rodeo na cele charytatywne. Koń go zrzucił, upadł na bok i miał teraz ramię w gipsie.

– Zdaję sobie sprawę, że zmniejszy to nasze szanse w regatach – przyznał.

– To bardziej tradycja niż zawody – rzekł Tyler, pocierając dłonią szyję. – Ale fakt jest faktem, że bez ciebie kiepsko ze mną będzie.

– Ja z tobą popłynę – powiedziała Kate.

Tyler spojrzał z czułością na swoją siostrę.

– Dzięki, słoneczko, ale wiem, jak ty źle się czujesz na wodzie. Nie chcę cię narażać na chorobę morską.

Ponadto, pomyślał, takie zawody bywają niebezpieczne.

– Zobacz, kogo spotkałam – dobiegł go głos matki.

Popatrzył na dziewczynę idącą obok niej i ich spojrzenia się spotkały. Podszedł do Lane – matka w tym czasie odeszła do swoich młodszych dzieci – zatrzymał wzrok na marynarskich spodniach podkreślających kobiece kształty ich właścicielki, na ładnej koszuli, na wiatrówce.

– Nie bardzo mi się to podoba – oświadczył.

– Co mianowicie? – zapytała spłoszona.

– Twój wygląd. Bo teraz każdy mężczyzna zwróci na ciebie uwagę.

– Naprawdę?

Pochlebiło jej to wyznanie.

– Oczywiście że każdy, z wyjątkiem ślepców.

Lane włosy miała związane w koński ogon, co sprawiało, że wyglądała świeżo, młodzieńczo i bardzo ponętnie. Pochylił się i dotknął przelotnie ustami jej warg.

– Całą noc o tobie myślałem – powiedział.

– Musiałeś być faktycznie niezbyt zmęczony, skoro nie mogłeś zasnąć.

– Położyłem się, marząc o tobie, że drżysz w moich ramionach jak poprzedniej nocy.

Zaczerwieniła się – od szyi aż po korzonki włosów.

– Przestań, Tyler. Twoja rodzina jest blisko, może usłyszeć.

Nie byli blisko, lecz Lane, bojąc się, że jej uczucia odbiją się na jej twarzy, wolałaby nie słyszeć tych jego łóżkowych aluzji.

Podszedł bliżej i pochylając się nad jej uchem, wyszeptał:

– Patrzę na ciebie i widzę, że podobało ci się to, co było między nami. Jak cię pieściłem. Byłaś rozpalona do czerwoności i brakowało ci tchu.

W Lane serce się rozszalało. Waliło jak młotem.

– Cicho bądź, bo całe miasto się o nas dowie!

Przytulił ją do siebie na moment. A ona uśmiechnęła się, zalotnie, figlarnie. Tyler pomyślał, że chyba odrobinę uchyliła drzwi do swego ściśle strzeżonego świata.

– Cieszę się, że przyszłaś – powiedział. Obejrzał się na brata i wrócił do niej wzrokiem. – Choć nastąpiły pewne komplikacje.

– Jakie?

– Rano podczas rodeo Kyle złamał rękę.

– Przykre. Ale jaki to ma związek z tobą?

– On jest moim partnerem. Nie ma kto go zastąpić. Reid wyjechał, Kate cierpi na chorobę morską. Mama… Nie, nie w jej wieku. To forsowna zabawa.

Objął Lane i zaprowadził tam, gdzie stała jego rodzina. Usiedli na pomoście przy doku. Za nimi bujała się na falach żaglówka. Na innych pomostach kręcili się ludzie szykujący się do regat.

– A może byś poprosił Jace'a Ashbury? – zapytała matka.

Tyler potrząsnął głową, patrząc w kierunku swego starego przyjaciela.

– On bierze udział w tych wyścigach. – Wzruszył ramionami. – No cóż, nie ma rady, bracie, zajmij sobie miejsce wśród kibiców.

– Tak mi przykro, Ty – odezwał się Kyle.

– Daj spokój, przecież to tylko zabawa – odrzekł Tyler, nie chcąc najwidoczniej sprawiać Kyle'owi jeszcze większej przykrości. Wstał, skierował się w stronę łódki i wszedł na pokład.

– Chcesz żaglować w pojedynkę?! – krzyknęła Lane z pomostu.

– McKayowie od stu lat nie opuścili ani jednych regat, to już tradycja rodzinna – oświadczył.

Lane obserwowała go manipulującego przy żaglach. Rozejrzała się wokół. Była w rozterce. Nie może dopuścić do tego, by nastąpił wyłom w tradycji.

– Popłynę z tobą – powiedziała.

Tyler spojrzał na nią z uśmiechem.

– Nie przejmuj się, Lane, to tylko zabawa.

Ruszyła zdecydowanie w kierunku żaglówki Tylera.

– Tylerze McKay, chcesz uczestniczyć w regatach czy nie?

– Chcę, ale nie biorę żadnego marynarza pokładowego. Szczególnie takiego, który nie zna się na żaglowaniu.

– Ja się znam, kapitanie. – Co powiedziawszy wymieniła nazwy poszczególnych części łodzi i aby Tyler wyzbył się reszty wątpliwości, mówiła, jakie żagle będzie obsługiwać i że w pobliżu mostu zmieni się kierunek wiatru, co trzeba brać to pod uwagę.

– Chyba trzeba traktować ją poważnie, Ty – oznajmił Kyle. – Na twoim miejscu przyjąłbym jej ofertę.

Tyler stał oparty o reling, wpatrując się w jasnobrązowe oczy Lane.

– Dlaczego to robisz? – zapytał.

– Bo wiem – odparła Lane – jakie to ma dla ciebie znaczenie.

Coś w nim drgnęło, bo podejrzewał, że obudziło się w Lane coś, co od tak dawna pozostawało w uśpieniu. Kiwnął głową, żeby weszła na pokład. Spojrzał na nią bacznie, gdy stanęła obok niego.

– Dziękuję ci, kochanie. – Odgarnął z jej czoła pasmo włosów, które wysunęło się z końskiego ogona. – Jesteś gotowa, pierwszy oficerze?

– Tak jest, kapitanie.

Pocałował ją w przelocie i ruszył w stronę dziobu.

Na sygnał „odbić od brzegu" ruszyli. Lane serce biło mocno i trochę się bała. Sporo bowiem czasu minęło, gdy żeglowała ostatnio, i lękała się, że skompromituje swego dowódcę. Tyler uruchomił silnik i ustawił łódź w kierunku linii startu.

– Musisz działać szybko! – zawołał.

Wyprostowała się, trzymając dłoń na bomie.

– Zaufaj mi, Tyler, poradzimy sobie.

Skinął głową, dając tym do zrozumienia, że traktuje poważnie jej słowa. Gdy dopłynęli do linii startu, wyłączył silnik. Łódź zajęła właściwą pozycję.

Rozległ się strzał. Tyler postawił grot, który chwycił wiatr i łódź, nabierając prędkości, pomknęła – przecięła taflę wody niczym brzytwa. Dowódca wykrzykiwał komendy, które Lane bezbłędnie wykonywała. Płynęli łeb w łeb z innymi żaglówkami. Przy moście, podniesionym z uwagi na maszty, trzeba było zawrócić, i właśnie na tym odcinku wyłaniał się prawdopodobny zwycięzca.

Żaglówka Tylera była jedną z większych i Lane pomyślała, że Tyler powinien otrzymać nagrodę choćby za to, iż zapanował nad łodzią tylko z jednoosobową załogą. Ona zaś czuła się cudownie, fantastycznie, bo dawno już nie zaznała podobnych emocji.

Musieli wykonać szybki zwrot, a kiedy Lane zaczęła wciągać na maszt jeden żagiel, a potem zwijać drugi, łódź przechyliła się gwałtownie na bok.

– Lane! – zawołał Tyler. – Uważaj!

Wsparta o przeciwległą burtę, wychylona nad taflę wody, ustawiła łódź w prawidłowej pozycji.

– Jest! – krzyknęła. – Steruj!

Co też uczynił, przenosząc co chwila wzrok z tafli wody na Lane.

– Tylerze McKay! – krzyknęła, gdy żaglówka wyszła z zakrętu i była już na prostej. – Chcesz wygrać te regaty?

– Ale bomba! – zawołał z uśmiechem. – Pokażmy im, kochanie, prawdziwą klasę!

Tak im dobrze szło, jakby całe życie żeglowali razem. Lane wykonywała wszystkie czynności szybko i bezbłędnie. Tłum ryczał, ale trzepot żagli i szum wody skutecznie tłumił ów ryk i do ich uszu dobiegał tylko pomruk.

Ścigała ich druga łódź – była pół długości za nimi. Tyler obejrzał się. Należała do jego przyjaciela, Jace'a. Lane utrzymała żagle zgodnie z kierunkiem wiatru, wciągając grot żagiel na maszt. Jako pierwsi dopłynęli do mety.

Widzowie krzyczeli.

Lane szybko zwinęła grot.

Tyler podbiegł do niej i chwycił ją w objęcia.

– Wygraliśmy! Jesteś fantastyczna!

Udzielił jej się jego nastrój. Odchyliła głowę, spojrzała mu w oczy. Uśmiechała się promiennie.

– Tradycji stało się zadość, prawda?

– Dzięki, Lane.

Pocałował ją, a jej aż tchu zabrakło i przeniknęły ją dreszcze.

– W ostatniej minucie myślałem – ciągnął – że Jace nas weźmie.

Jace dopływał właśnie do mety. Oddał im honory, Tyler pomachał mu dłonią z uśmiechem. Spojrzał na Lane, dumny z jej żeglarskiego talentu.

– Jak wiesz – zaczął – już jest to „jutro".

– Wiem – odparła z nutą znużenia w głosie.

– No więc pytam: pójdziesz ze mną na ten Bal Zimowy?

Popatrzyła nań. Nie może sprawić mu zawodu. Taki był teraz szczęśliwy, a ona tak bardzo chciała pozbyć się z twarzy tej maski, jaką nosiła od dawna, i móc być wreszcie sobą. Tyler parę jej warstw ochronnych zdołał już zedrzeć, i podobało mu się to, co było pod nimi. Dzięki temu Lane nabrała pewności siebie, której tak jej było brak.

– Dobrze, pójdę.

Uśmiechnął się. Był to prawdziwie radosny uśmiech.

– Świetnie. To jest oficjalna uroczystość, pamiętaj.

– Mam nadzieję, że zdobędę coś odpowiedniego na tę okazję.

Dotknął czołem jej czoła.

– Dziękuję, kochanie – rzekł. – A teraz dobijmy do brzegu i radujmy się statusem ludzi sławnych.

Lane zbladła. Uśmiech zamarł na jej ustach. Zupełnie nie pomyślała o tym, że fotografie zwycięzców trafiają zazwyczaj do prasy.

Na pierwszą stronę. Wszystkich gazet stanu.

Pięknie, stwierdziła w duchu, spoglądając w stronę pomostu. Pełno już tam było dziennikarzy.

Co ona ma teraz począć? Jak się ukryć, nie czyniąc przykrości Tylerowi i nie wzbudzając jego podejrzeń?

Загрузка...