CZĘŚĆ III. MILADY GREYFAIRE


***

ROZDZIAŁ 15

Arabella Grey wróciła do rodzinnego domu po czterech latach. Był kwiecień, a jej siwa klaczka prychnęła, węsząc znajomy zapach. Stały na wzgórzu, z którego widać było warownię. Wyglądała na daleką, zaniedbaną i opuszczoną. Mimo iż dzień był chłodny i wilgotny od siąpiącego deszczu, w żadnej z chat nie dymiło się z komina. Arabella zadrżała z zimna i smutku.

– Jesteś pewien, Rowanie, że sir Jasper nie przebywa w warowni? – zapytała syna FitzWaltera po raz szósty tego dnia.

– Nie, milady, na pewno go nie ma. Od miesięcy nie był w Greyfaire. Gdyby przyjechał niespodziewanie, ojciec wysłałby kogoś z wiadomością.

– Ruszajmy więc – zawołała do Lony, jadącej z małą Margaret na pięknej kasztance. – No, Lono, jesteśmy już prawie w domu.

Pośród ciężkich kropli deszczu zjeżdżały w dół po zboczu.

– Dlaczego nie widać dymu nad żadnym z kominów? – zastanawiała się głośno.

– Większość kobiet pracuje w sadzie, milady, a starsi mężczyźni pełnią wartę na murach. Nikogo nie ma w chatach. Nawet dzieci i matki są w polu. Sir Jasper wysyła od czasu do czasu swego kapitana Segera, żeby sprawdził, czy któryś z chłopców nie dorósł przypadkiem do służby. Na początku próbowaliśmy chować chłopaków, ale sir Jasper ma spis nazwisk i nikomu nie udało się ukryć.

– A jednak ty wciąż tu jesteś, Rowanie – zauważyła Arabella.

– Tak, mnie się udało – stwierdził rzeczowo. – Ojciec powiedział sir Jasperowi, że pewnego dnia zajmę jego miejsce, powinienem więc zostać i uczyć się od niego fachu. Sir Jasper roześmiał się wtedy i powiedział, że nie ma zamiaru spierać się z nim o jednego chłopaka, bo ceni sobie jego lojalność i woli, żeby dobrze bronił Greyfaire pod jego nieobecność. Teraz już nie muszę się chować, kiedy przyjeżdża Seger.

Arabella skinęła głową.

– Ciekawe, co o tym myślą inne matki – szepnęła. Rowan zaczerwienił się.

– Nie jest mi łatwo, pani. Dziewczęta nie chcą ze mną rozmawiać, bo ich braci wcielono do armii sir Jaspera – przyznał Rowan. – Jednak mój ojciec naprawdę mnie tu potrzebuje. Poza tym udało mi się ukryć kilku chłopaków. Nie wolno im opuszczać chaty za lasem, bo nigdy nie wiadomo, kiedy nadjedzie Seger.

– A jeśli przyjedzie, gdy ja będę w Greyfaire? – przestraszyła się Arabella.

– Zabijemy go, żeby nie powiedział o tym swemu panu – odparł szczerze Rowan.

– Ilu chłopców chowasz w tej chacie, Rowanie? – zapytała Arabella.

– Tuzin, milady.

– To dobrze. Będzie mi potrzebna straż przyboczna, kiedy pojadę do króla.

– Jedziesz, pani, na królewski dwór? Dlaczego? – zdziwił się.

– Żeby król potwierdził moje prawa do Greyfaire. Wiesz, że sir Jasper próbuje zyskać przychylność króla, by ten zagwarantował mu prawa do mojego majątku – wyjaśniła.

– Ale przecież to pani jest dziedziczką Greyfaire, milady! – oburzył się. – Pani jest ostatnią z rodu Grey.

– To prawda, Rowanie, ale kilka lat byłam w Szkocji, a sir Jasper zarządzał moim majątkiem. Król wie o mnie tylko tyle, ile powiedział mu sir Jasper. Nie chcę Greyfaire dla siebie, tylko dla swojej córki. Jeśli król pozwoli mojej córce odziedziczyć warownię, to Greyfaire będzie miało nową linię dziedziców. Poproszę króla o wyznaczenie męża dla Margaret, by nigdy nie było już wątpliwości, co do lojalności dziedziców Greyfaire wobec angielskiego monarchy.

Przejechali przez prawie pustą wieś, a potem ruszyli drogą w stronę warowni. Gdy wieśniacy pracujący w polu zobaczyli ich z daleka, zaczęli biec ku nim, wołając głośno słowa powitania. Arabella szlochała, widząc znajome twarze. Kobiety, które kiedyś uchodziły za zbyt pulchne, miały teraz zapadnięte policzki. Młode dziewczyny przypominały bardziej staruszki. Mimo to uśmiechały się na jej widok i witały ją szczęśliwe, że wróciła.

– Pani! To nasza pani!

– Niech cię Bóg błogosławi, lady Arabello!

– Będzie lepiej! Wróciła do nas dziedziczka!

– Witaj w domu, milady!

– Grey jest znów w Greyfaire! Wróci do nas szczęście.

FitzWalter ze łzami w oczach powitał panią, całując jej dłoń.

– Wróciłaś do domu – powiedział szczęśliwy.

– Wróciłam, FitzWalterze – odparła i uśmiechnęła się. – Dziękuję za powitanie, dobrzy ludzie. Jutro w południe stawcie się w zamku, a opowiem wam, co przeszłam i jakie mam plany na przyszłość. Teraz idźcie do domów, bo deszcz pada coraz mocniej – rzekła i ruszyła w stronę warowni.

Wieczorem umieszczono Margaret w ciepłym, suchym łóżku. Arabella usiadła przy kominku i zamyśliła się. Jak dotąd nie zdawała sobie sprawy, jak niewielki i biedny był jej dom. Przynajmniej wyglądał na czysty i to pewnie za sprawą Rozamundy, żony FitzWaltera. Kamienna podłoga była pozamiatana, a w kątach poukładano suszone, pachnące zioła. W porównaniu z Dunmor, sala rycerska Greyfaire wydawała się bardzo prosta. Stał tam jedynie stół i kilka krzeseł. Zauważyła, że w oknach brakuje paru szyb, a puste miejsca zapchano szmatami.

– Co się stało z oknami? – zapytała FitzWaltera, który jadł z nią kolację.

– To wina ludzi sir Jaspera, których przywiózł ze sobą podczas ostatniej wizyty. To dzikusy – odparł ponuro mężczyzna.

– Szkło jest drogie.

– Masz złoto, pani?

– Tylko jedną monetę. Nie wzięłam niczego, co należało do mego męża.

– Postanowiłem towarzyszyć ci, pani – rzekł stanowczo Fitz Walter.

– A co z obroną Greyfaire? – zapytała zaniepokojona Arabella.

– Zostawię tu mego syna, Rowana. On poradzi sobie ze wszystkim. Poza tym między Anglią i Szkocją jest teraz pokój. Nie musimy się więc martwić o Greyfaire.

– Rowanie – Arabella zwróciła się do najstarszego syna FitzWaltera – powierzam ci mój dom. Zarządzaj nim pod moją nieobecność. Jeśli zjawi się tu sir Jasper, zawrzyjcie wrota i nie wpuszczajcie go do środka.

– A co mam robić, jeśli przyjedzie Seger? – zapytał Rowan.

– Zabij go – odparła krótko.

– Mam nadzieję, że się tu zjawi – rzekł ponuro.

– Módl się lepiej, żeby nie przyjeżdżał, bo może się zdarzyć, że wraz z nim będziesz musiał zabić swego przyjaciela z wioski.

W maju Arabella była już gotowa do drogi. W tym czasie dotarł do nich przez granicę Fergus MacMichael. Lona wyjaśniła rodzicom, co ich łączyło, ale on uznał, że powinien wyjaśnić swoją obecność, więc rzekł:

– Muszę bronić córki mego hrabiego Dunmor.

– To zrozumiałe. Witamy – powiedział tylko FitzWalter i wrócił do swoich zajęć.

– Gdyby przyjechał tu Tavis Stewart, a może zjawić się za jakiś miesiąc, wpuść go do środka i ugość jak należy. To dobry człowiek i należy mu się szacunek. Jest ojcem mojej córki, więc pewnie zażąda, byś mu ją oddał. Powiedz mu tylko, że lady Margaret jest ze mną, a jeśli będzie chciał przeszukać zamek, pozwól mu na to.

Pożegnawszy się, Arabella ruszyła w drogę w towarzystwie Lony, która zajmowała się dzieckiem, Fergusa, FitzWaltera, tuzina chłopców, których Rowan ukrył przed Segerem i jeszcze trzech, którzy w cudowny sposób zniknęli ze wsi, kiedy Seger poszukiwał kandydatów na wojowników dla swego pana. Teraz wyłonili się ze swoich kryjówek, by bronić lady Grey w podróży.

FitzWalter zorganizował po drodze noclegi w zajazdach, a tuż niedaleko Sheen, gdzie rezydował na czas polowania król Henryk, udał się do niewielkiego zakonu, by tam szukać schronienia dla swej pani.

– Przedstawiłeś mnie jako wdowę? – oburzyła się Arabella.

– A cóż miałem im powiedzieć? Siostra przełożona może być nam bardzo pomocna. Jeden z goszczących tu księży jest spowiednikiem królowej i to u niej najpierw powinniśmy szukać posłuchania.

– Królowa wie – powiedziała siostra przełożona w rozmowie z Arabella – co znaczy stracić wszystko i na pewno przychylnie wysłucha tego, co masz do powiedzenia, pani.

Elżbieta z Yorku okazała się młodą kobietą o miłej twarzy, grubych, prostych warkoczach i pięknych, jasnych oczach. Przyjęła swego gościa w jednym z ogrodów, bo popołudnie było ciepłe i słoneczne. Towarzyszyła jej tylko jedna dama dworu, zajęta wyszywaniem.

Arabella zjawiła się w towarzystwie księdza spowiednika. Ucałowała dłoń królowej i spokojnie wyjaśniła swoją sprawę.

– Tak więc, pani, rozumiesz na pewno, dlaczego chciałabym stanąć przed królem i wyjaśnić mu wszystko osobiście – zakończyła swą prośbę Arabella.

– Słyszałam, że przyjechałaś sama. Twój mąż nie chciał ci towarzyszyć?

– Rozwiodłam się z nim, pani. Przysiągł mi, że odzyska dla mnie Greyfaire, ale tego nie uczynił. Przysiągł, że kiedy moja córka skończy sześć lat, odda ją pod opiekę angielskiej rodziny, rodziców jej przyszłego męża, a mimo to po jakimś czasie zaczął szukać narzeczonego dla niej wśród rodów Home’ów i Hepburnów.

– Jesteś kobietą o silnym charakterze, lady Grey – zauważyła królowa, odrobinę przestraszona. – Czy twój mąż zgodził się na ten rozwód?

– Nie musiał. Król Jerzy uznał, że mam słuszne prawo domagać się rozwodu, a biskup St. Andrews nie oponował. Niełatwo było mi podjąć taką decyzję, pani. Wciąż kocham mego męża.

– Więc cierpisz podwójnie – odparła Elżbieta z Yorku. – Rozumiem lepiej niż ktokolwiek, co znaczy być pozbawionym majątku i zdanym na czyjąś łaskę i niełaskę. Zachowałaś się bardzo dzielnie, walcząc o swoje. Z przyjemnością przedstawię twoją sprawę memu mężowi i postaram się, by cię przyjął.

– Kogo mam przyjąć, Beth? – zapytał Henryk Tudor, wchodząc znienacka do ogrodu.

Miał poważną twarz, nadto postarzałą do zmartwień, jakie wiązały się z rządzeniem krajem.

Elżbieta ukłoniła się uprzejmie na widok męża i powiedziała:

– To jest Arabella Grey. Bardzo potrzebuje twojej pomocy.

– Chciałaś, pani, audiencji u mnie, to słucham – rzekł obojętnie.

Arabella po raz drugi opowiedziała swoją historię, a kiedy skończyła, król rzekł:

– Taka warownia, mimo że niewielka, wymaga opieki mężczyzny.

Szybko przejrzał zawartość pergaminu, który wręczyła mu Arabella, i podał go służącemu. Pamiętał, że niedawno napisał coś w tej sprawie do szkockiego króla.

– Jest tam mężczyzna, panie – odparła Arabella. – Nazywa się FitzWalter i był kapitanem mego ojca, a potem rządził Greyfaire i bronił od chwili, gdy ojciec zginął na wojnie. Szkoli do tej roli swego syna, by pewnego dnia mógł zająć jego miejsce.

– Sir Jasper Keane jest lojalny – rzekł Henryk Tudor, ciekaw jej reakcji.

– Jasper Keane jest wierny tylko sobie, panie! -rzuciła ze złością Arabella. – Zamordował szlachciankę ze Szkocji, a potem odmówił satysfakcji jej narzeczonemu. Zamiast walczyć, schował się za sukienką księdza i naraził przez to bezpieczeństwo Greyfaire. Przez niego mieliśmy tylko same kłopoty. Małżeństwo z moją matką było wielkim skandalem i za jej śmierć również on odpowiada. Zdradził króla Ryszarda, by zyskać moją warownię. Nie wierzę, by człowiek tak szlachetny jak wasza wysokość mógł uważać go za swego przyjaciela i by chciał go nagrodzić za wołające o pomstę do Boga uczynki!

Królowa i towarzysząca jej dama osłupiały, przerażone zachowaniem Arabelli, ale chłodna twarz króla rozjaśniła się rozbawieniem.

– Jak na skromną damę, mówisz dość otwarcie, pani.

– Wasza wysokość, porzuciłam wszystko, by odzyskać rodzinny dom. Nie mam już nic do stracenia – odparła szczerze.

– Jak to się stało, że sir Jasper u was zamieszkał? – zapytał spokojnie król. – Twój ojciec wybrał ci go na męża?

– Nie, panie, to był wybór króla Ryszarda.

– I twierdzisz, że nie jesteś osobą ważną? – zażartował złośliwie.

– Nie jestem. To moja matka, niech Bóg ma w opiece jej duszę, była kuzynką Anny Neville. Gdy w obronie kraju zginął mój ojciec, matka, istota słaba i bezbronna, uprosiła królową Annę, by pomogła jej zaaranżować małżeństwo dla mnie. Król Ryszard wybrał sir Jaspera Keane’a. Ani ja, ani moja matka nie znałyśmy go przed postanowieniem króla, a sir Jasper Keane, podstępny człowiek, uwiódł moją matkę, kiedy tylko się do nas sprowadził.

– Chcesz więc się zemścić, pani? – zapytał Henryk Tudor.

– Gdybym była mężczyzną, dawno wyzwałabym sir Jaspera na pojedynek. Niestety, jestem tylko słabą kobietą. Muszę potulnie przełknąć gniew i modlić się do Boga za duszę matki. A co do ziemi, chcę ją odzyskać, bo należy się mnie jako ostatniej z rodu. Sir Jasper nie ma prawa do mego domu. Zresztą ma swoje ziemie w Northby, choć dom spalili mu Szkoci – zakończyła z nieznacznym uśmiechem w kąciku ust.

– Chcesz więc innego męża, pani? – zapytał król.

– Wolałabym nie wychodzić za mąż, panie – rzekła Arabella. – Zarządzanie majątkiem mojego dziecka zajmie mi dużo czasu. Nie wystarczy mi go na innego męża i inne dzieci. Życie na północnych kresach nie jest łatwe, panie. Sir Jasper zupełnie zaniedbał Greyfaire. Zabrał stamtąd wszystkich mężczyzn i chłopców do służby waszej wysokości.

– Ile lat ma twoja córka, pani? – przerwał jej.

– Zaledwie dwa, panie.

– Ktoś z rodu Percy będzie pani odpowiadał? Oczywiście nikt ważny – delikatnie podkreślił jej status. – Sir Henry ma młodego syna z nieprawego łoża, którego bardzo kocha. Chłopiec ma jakieś sześć lat i wychowuje się z dziećmi sir Henry’ego. Jego matka jest córką kapitana w służbie Percy’ego. Ród Percy jest trudny w kontaktach. Jeśli zaproponuję im objęcie warowni, może zaczną mi bardziej sprzyjać.

– Ród Percy zna Greyfaire – odparła po zastanowieniu – ale jeśli nie jesteś, panie, pewien ich lojalności, zostaw warownię w moich rękach do czasu małżeństwa między bękartem sir Henry’ego a moją córką. Chciałabym, żeby ceremonia zaślubin odbyła się dopiero, kiedy moja córka skończy piętnaście lat.

– Ale muszą być oficjalnie zaręczeni, oczywiście, jeśli Henry Percy się zgodzi – odparł król. – Nie mogę obiecać im dziedziczki, której posag będzie należał do nich dopiero po ślubie, który ma się odbyć za trzynaście lat.

– Jeszcze jedno, panie – rzekła rozważnie Arabella. – Zamiast wysyłać moją córkę do nich, lepiej niech oni wyślą do mnie chłopca, kiedy skończy dziesięć lat.

– Co takiego? – zdziwił się król.

– Panie – zaczęła wyjaśniać – jeśli nie ufasz im całkowicie, a chcesz, by majątek mojej córki zdobył ich przychylność, lepiej, żeby przysłali chłopaka do mnie. Zamiast wysyłać im moją córkę, w połowie Szkotkę, żeby ją nastawili przeciwko waszej wysokości, lepiej, żeby oni oddali chłopca mnie, a ja nauczę go wierności i lojalności wobec was, panie.

– Na Boga, pani – rzekł z podziwem król – jesteś naprawdę przebiegła. Tak. To dobra decyzja. Chłopak zamieszka u ciebie, żebyś mogła nauczyć go wszystkiego o prowadzeniu warowni i majątku. To najlepsze wyjście.

Przeszli w głąb ogrodu, by nikt ich nie słyszał i nie mógł rozsiewać plotek.

– Więc oddasz mi Greyfaire, panie? – zapytała Arabella z nadzieją w głosie.

– To jedyne słuszne wyjście, zwłaszcza po tym, co mi powiedziałaś, madame, na temat sir Jaspera Keane’a – odparł – ale mam w zwyczaju przespać się z decyzją, a potem zapytać sir Henry’ego, czy zgodzi się na małżeństwo swego syna z twoją córką, pani. Zatrzymałaś się na dworze, madame?

– Nie, panie. Nie mam pieniędzy. Razem z córką i służbą zatrzymałam się w klasztorze niedaleko Sheen.

– Więc wyślę tam kogoś, żeby cię powiadomić o następnej audiencji. Nie będziesz musiała długo czekać, pani.

Arabella skłoniła się i podziękowała. Potem pobiegła do królowej, by podziękować jej za pomoc i życzyć zdrowia w błogosławionym stanie oraz łatwego porodu.

Gdy żegnała się z księdzem spowiednikiem, z żalem wciskając mu w dłoń jedną z niewielu srebrnych monet, jakie jej zostały, nagle usłyszała ostry, nieprzyjemny głos:

– Niech mnie! To naprawdę ty, Arabello? Odwróciła się i z wściekłością spojrzała na sir Jaspera.

– Na Boga, moja mała, wyrosłaś na piękną kobietę – rzekł, ogarniając wzrokiem jej niewielką postać. -Jesteś nawet piękniejsza niż twoja matka!

– Nie wymieniaj imienia mojej matki, diable wcielony – rzuciła przez zaciśnięte zęby Arabella. – Umarła przez ciebie!

– Zmarła, bo nie umiała utrzymać nóg razem. Arabella uderzyła go z całej siły w twarz. Pierścień rodu Grey wyorał ranę na jego policzku tuż pod prawym okiem. Zaskoczony uderzeniem, zachwiał się, chwycił dłonią twarz, z której lała się teraz krew na jego piękny, satynowy kaftan.

– Suka! – syknął. – Zapłacisz mi za to, suko, przysięgam.

Nie obawiała się go już. Czuła tylko rosnącą wściekłość. – Jeszcze raz do mnie podejdziesz, a zabiję cię gołymi rękoma – rzuciła lodowatym tonem i wsiadła na konia.

Zaszokowany tym wydarzeniem ksiądz wsiadł na swego muła i pojechał za Arabella.

– Pani – wydusił, kiedy w końcu ją dogonił – uderzyłaś mężczyznę. Czy tak zachowuje się dama?

– Ten mężczyzna jest odpowiedzialny za śmierć mojej matki – odparła, nie zwalniając ani odrobiny.

– Nawet jeśli tak jest, pani, to twoja dusza pogrążyła się w grzechu. Podniosłaś rękę na mężczyznę, a Bóg nakazuje kobiecie słuchać mężczyzny we wszystkim i szanować go.

– Szanować takiego wcielonego diabła, który uwiódł moją matkę, doprowadził do jej śmierci i ukradł moje ziemie?

– Jest mężczyzną i w oczach Boga jest ważniejszy – powtarzał wyuczone regułki ksiądz.

– Ważniejszy tylko z powodu tego, co ma między nogami, ojcze – oburzyła się Arabella. – Według mnie, Bóg dał kobietom dar tworzenia życia, bo uznał je za ważniejsze od mężczyzn.

Osłupiały ksiądz nic nie odpowiedział w obliczu tak oczywistego bluźnierstwa.

– Będę się modliła do Boga o wybaczenie – powiedziała w końcu ugodowo Arabella. – Pomodlę się, by Bóg wybaczył mi moje grzechy i bym ja mogła wybaczyć grzechy memu wrogowi.

Arabella wykrztusiła te słowa z obowiązku i dlatego, by nie zaprzepaścić swojej sprawy. Wciąż uważała, że kobiety są równe mężczyznom, a właściwie nawet lepsze od ich. Może Tavis miał rację, że było w niej coś ze Szkotki. Mimo iż była tak bliska odzyskania swego majątku, wciąż czuła się nieszczęśliwa. Dlaczego?

Sir Jasper patrzył, jak odjeżdżała. Gdy minęło pierwsze zaskoczenie, zaczął się zastanawiać, co tutaj sprowadziło Arabellę Grey. Gdzie był jej mąż? Dlaczego podróżowała tylko w towarzystwie księdza? Przecież to nie jest odpowiednia eskorta dla ciotki króla. Gdzie jej straż, gdzie służba? A może wcale nie poślubiła tego Szkota i to wszystko było jedynie paskudną plotką, która miała go ośmieszyć? A co najważniejsze, dlaczego Arabella Grey znalazła się na dworze króla?

Pobiegł do swojej komnaty.

– Panie, twoja twarz – rzucił zaniepokojony Seger.

– Nieważne. Ważne jest to, co robi tutaj Arabella Grey. Wychodziła z ogrodu królowej. Dlaczego nie siedzi w Szkocji? Szybko! Idź i dowiedz się wszystkiego!

– Dobrze, panie. Postaram się czegoś dowiedzieć. Zadbaj o tę ranę na twarzy. Trzeba ją opatrzyć, bo inaczej będzie się jątrzyć – zamartwiał się Seger.

– Zajmij się moją raną, ale potem idź dowiedzieć się wszystkiego, bo nie usnę, póki nie dowiem się, co ona tu robi. – Dopiero teraz poczuł ból i pieczenie. – Zapłaci mi za to – powiedział do siebie. – Zapłaci mi za tę zniewagę!

– Musimy się dowiedzieć, gdzie się zatrzymała. Jeśli zabierzemy ją do Greyfaire, na pewno ją okiełznasz. Będzie grzeczna i posłuszna jak owieczka. Będzie lizać ci buty.

– Ależ wypiękniała – zamyślił się sir Jasper. – Jest znacznie piękniejsza niż jej matka. Wygląda na kobietę, która wie, co to miłość. Jej temperament mógłby sprawić mi przyjemność w łożu. Gdyby się znalazła w mojej alkowie, wygoniłbym z niej tę diablicę.

– Właściwie, panie, to ona ci się należy – mruknął podstępnie Seger. – Gdybym tylko mógł ją wywieźć do Greyfaire…

Na twarzy Jaspera pojawiło się zaskoczenie.

– Greyfaire! – wrzasnął do Segera. – Ona tu przyjechała odzyskać Greyfaire! Oczywiście! Po co wyjeżdżałaby ze Szkocji, jeśli nie dla odzyskania tej swojej przeklętej warowni?

– Ale przecież Greyfaire należy do ciebie, panie – zauważył kapitan.

– Nie, jeszcze nie – odparł Jasper. – Król Henryk nie potwierdził jeszcze oficjalnie moich praw do majątku, a teraz ona przyjechała tu, by im zaprzeczać.

– Król na pewno nie odda tak ważnej strategicznie warowni zwykłej kobiecie – uspokajał go Seger.

– Głupcze, z królami nigdy nic nie wiadomo! Zapamiętaj to sobie, bo kiedyś przez to możesz stracić głowę.

– Więc co uczynisz, panie?

– To, co ci powiedziałem. Najpierw wszystkiego się o niej dowiesz. Musisz wypytać o jej odwiedziny u królowej. Obawiam się, że ta suka może przeszkodzić mi w moich planach.

– To tylko kobieta. Nie uda jej się z tobą wygrać, panie.

– Głupiec z ciebie, Seger. Kobieta wygrała nawet z Bogiem. Przecież udało jej się skusić Adama!

– Ale Bóg ją za to ukarał!

– Ukarał oboje. Poza tym Ewa przetrwała, a wraz z nią cała słaba płeć. Teraz Ewy doprowadzają mężczyzn do szaleństwa. Nie mogę pozwolić Arabelli zwyciężyć. Greyfaire musi należeć do mnie!

ROZDZIAŁ 16

Arabella Grey po raz drugi stanęła przed królem. Dwa dni minęły od jej ostatniego pobytu w Sheen. Przyszła na oficjalne widzenie do sali tronowej, prowadzona przez dwóch posłańców, a inni oczekujący patrzyli na nią z zazdrością, stojąc w kolejce na audiencję u króla lub jednego z jego zaufanych urzędników. W kolejce nie było innych kobiet.

Gdy skłoniła się dwornie przed królem, zastanawiała się, czy zauważy, że poprzednio była w tej samej sukni. W sali tronowej zostali sami, bo król odesłał wszystkich swoich doradców i służbę.

– Sir Jasper Keane zgłosił się do mnie po raz kolejny, by prosić o ofiarowanie mu Greyfaire na własność – zaczął król.

Arabella nie odezwała się, wiedząc instynktownie, że Henryk Tudor jeszcze nie skończył. Zagryzła dolną wargę w oczekiwaniu na to, co ma usłyszeć.

– Między Szkocją a Anglią panuje teraz pokój, więc Greyfaire jest dla mnie mało ważne. Przemyślałem twoją prośbę i doszedłem do wniosku, że nie ma powodu, bym oddawał rodzinny dom Greyów sir Jasperowi Keane’owi. Każę mu wrócić do Northby, a ludzie, których wziął do służby, będą mogli wybrać, czy chcą zostać z nim, czy wrócić do domu. Arabella upadła na kolana.

– Dzięki, wasza wysokość, wielkie dzięki – zaszlochała.

Król pomógł jej się podnieść.

– Powstań, pani, bo nie usłyszałaś jeszcze wszystkiego, co mam ci do powiedzenia. – Podprowadził ją do krzesła w kącie sali i wskazał, aby usiadła naprzeciw niego. – Nic nie jest za darmo. Wszystko ma swoją cenę, madame, i nie będę udawał, że tak nie jest. Zwrócę ci twoje ukochane Greyfaire, ale tylko pod pewnymi warunkami.

Arabella uśmiechnęła się radośnie:

– Co tylko zechcesz, panie! – rzekła.

– Nie powinnaś tak mówić, moja droga – poprawił ją – bo w ten sposób nie zostawiasz sobie pola do negocjacji.

– Zrobię wszystko, by odzyskać Greyfaire – odparła szczerze.

– Naprawdę? – zapytał, współczując lady Grey, która mimo pobytu na szkockim dworze była zupełnie niewinna w sprawach polityki, a mimo to, a może właśnie z tego powodu, mogła być dla niego bardzo przydatna. Przyjrzał jej się bardzo uważnie i powiedział: – Jest w tobie coś… coś tajemniczego, czarownego, coś trudnego do wyjaśnienia. Świeża naiwność mimo faktu, iż byłaś mężatką i jesteś matką. Jesteś niezwykle pociągającą istotą.

Matko Święta, pomyślała Arabella. On też chce mnie mieć!

Henryk Tudor zauważył ten przebłysk strachu i rozczarowania na jej twarzy. Roześmiał się i wyjaśnił:

– Nie obawiaj się mnie, pani. Nie o to mi chodziło. Namiętność, choć nie mam jej wiele, zostawiam dla królowej.

Zaczerwieniła się, ale nic nie powiedziała.

– Czarujące – zauważył. – Takiego właśnie czaru potrzebujemy. Chcę, byś pojechała do Francji.

– Do Francji? – zdziwiła się, bo to ostatnia rzecz, jaka przyszłaby jej do głowy.

– Tak, do Francji.

– Ale dlaczego?

Nie miała ochoty jechać do Francji. Chciała wracać do domu, do Greyfaire!

– Bo muszę mieć oczy i uszy na francuskim dworze, pani. Francuzi wcześniej czy później zaczną przeciwko mnie knuć. Muszę o wszystkim wiedzieć, nim będzie za późno.

– W czym ja mogę ci pomóc, panie? Jestem prostą wiejską kobietą, nienawykłą do politycznych gier i intryg. Poza tym Francuzi byli przecież nastawieni przyjaźnie do ciebie. Popierali cię w dążeniu do uzyskania tronu Anglii.

– Rzeczywiście wspierali mnie, ale tylko dlatego, że odpowiadało to ich polityce. Dla nich korzystna była walka między Ryszardem i Henrykiem o Anglię, bo Anglicy byli zajęci wojną domową i nie mogli szukać zwady we Francji. Teraz jednak jestem królem Anglii i siedzę na tronie. Francja jest moim wrogiem, choć nie ma między nami wojny i żadnej się nie spodziewam. Muszę jednak wiedzieć, czy Francuzi będą mnie nadal popierali, czy staną się potajemnie moimi wrogami, jak to było w przypadku mego zmarłego kuzyna, Ryszarda. Muszę mieć uszy i oczy na francuskim dworze. Musi to być osoba, której zaufają, bo będą przekonani, że jest moim wrogiem. Żaden z dyplomatów nie nadaje się do tej roli. Dlatego właśnie chcę, byś to była ty, madame.

– Ależ, wasza wysokość – protestowała zaskoczona Arabella. – Ja nie jestem waszym wrogiem. Czego mogłabym się dowiedzieć we Francji, by pomóc waszej wysokości?

– Stałabyś się moim wrogiem, gdybym odmówił ci powrotu do Greyfaire, a w zamian za to oddał je sir Jasperowi Keane’owi?

– Przecież obiecałeś… – zaczęła drżącym głosem.

– Nie dawaj wiary książętom i nikomu, kto z kobiety zrodzony – powiedział król. – Nauczyła mnie tego matka. Mówiła, że jej powiedział o tym ksiądz. To doskonałe motto. Nie bój się, pani. Wysłuchaj, a obiecuję, że za chwilę wszystko zrozumiesz. Greyfaire należy do ciebie. Nie byłbym dobrym królem, gdybym nie uznał twoich praw do tego miejsca. Napiszę dokument zaświadczający o tym, iż lady Margaret Stewart jest prawowitą dziedziczką twierdzy Greyfaire i należącego do niej majątku. Nie wolno nam jednak tego rozgłaszać. Każemy wszystkim wierzyć, że odmówiłem twojej prośbie. Nie masz męża, nie masz domu. Nie ma dla ciebie miejsca ani w Szkocji, ani w Anglii. Przez Henryka Tudora stałaś się banitką, więc uciekniesz do Francji, by dostać się na dwór. Nikt nie będzie podejrzewał, że staniesz się moimi oczami i uszami na francuskim dworze.

– Nie mam nawet pieniędzy na podróż – stwierdziła, kiedy wrócił jej rozsądek.

– Otrzymasz je, pani, ale nie za wiele. Twoje ubóstwo i uroda na pewno przyciągną bogatego i wpływowego mężczyznę. Zadawaj się tylko z tymi wysoko postawionymi i wpływowymi, którzy lubią się przechwalać.

– Panie, o co mnie właściwie prosisz? – zapytała, zaczynając rozumieć, że to nie ma być zwykła wizyta we Francji.

– O wszystko, co trzeba, by zyskać przychylność – odparł szczerze, nie odrywając od niej wzroku nawet na chwilę. Jego spojrzenie było stanowcze.

– Mam być dla ciebie ladacznicą? – zapytała.

– Nie, pani, masz być ladacznicą dla Anglii – odparł.

– Ty jesteś Anglią – rzekła cicho. Uśmiechnął się nieznacznie, a twarz mu pojaśniała.

– Owszem, jestem, madame i cieszę się, że to rozumiesz. Mam w swych rękach życie i śmierć wszystkich, którzy tu mieszkają.

– Jak długo mam udawać, wasza wysokość?

– Najwyżej rok. Nie dłużej – obiecał.

– Rok?! – Dla niej to było jak tysiąc lat. – Moja córka… – zaczęła, ale jej przerwał.

– Lady Margaret Stewart zostanie w Anglii, madame. Nie chcę, byś zmieniła zdanie. Zresztą dziecko to duże obciążenie. Będzie mieszkała na dworze i wychowywała się z moim synem Arturem i nowo narodzonym dzieckiem, które ma przyjść na świat jesienią. Będzie tu bezpieczna. Nie możesz jej odesłać do Greyfaire, bo oficjalnie nie będzie należało do ciebie. Poza tym jej ojciec mógłby przekroczyć granicę z grupą zbrojnych i zabrać ją do Szkocji. Tego byś przecież na pewno nie chciała.

– Jak zamierzasz, panie, wyjaśnić jej obecność na dworze?

– Powiem, że ulitowałem się nad maleńką kuzynką króla Szkocji, której uparta matka uciekła do Francji po wybuchu złego humoru na mym dworze – rzeki z chłodnym uśmiechem.

– Nie ma innego wyjścia?

– Czyż nie rzekłaś sama, że uczynisz wszystko? – zapytał

– Ale nie mogę porzucić dziecka – krzyknęła. – To okrutne!

– Może – zgodził się król – ale zagwarantuje to twoje nienaganne zachowanie, pani. Nie będziesz próbowała mnie zdradzić, jeśli będę miał u siebie twoją córkę.

– Jak mam przekazywać waszej wysokości wieści z Francji? – zapytała, opanowując grające w niej emocje. Zaczynała myśleć o niebezpieczeństwach i trudnościach związanych z powierzoną jej misją.

– Lord Anthony Varden będzie się z tobą kontaktował, madame. Cokolwiek usłyszysz, masz przekazać jemu. On zadba o to, by twoje wieści dotarły do Anglii. Możesz mu powierzyć swoje życie, ale miejmy nadzieję, że nie będzie takiej potrzeby. Tony Varden pozornie mnie nienawidzi z powodu kłótni jego rodu z moim ojczymem. Od wielu lat mieszka we Francji i choć nikt o tym nie wie, jest najbardziej lojalnym z moich przyjaciół.

– Dla waszej wysokości wyjechał z kraju i porzucił dom – zauważyła.

– Tony jest drugim synem. Przeznaczono go do służby bożej, ale nie było to jego pragnieniem. Był ze mną w Brytanii, kiedy postanowiliśmy, że będzie dla mnie pracował na francuskim dworze. Zostanie twoim wprowadzającym. Powie ci wszystko, co powinnaś wiedzieć. Zaufaj mu.

– Zdaje się, wasza wysokość, że nie mam innego wyjścia – odparła.

– Owszem, masz – rzekł Henryk Tudor. – Możesz odmówić, nie obawiając się mego gniewu.

– A jeśli to uczynię, nie zwrócisz mi Greyfaire?

– Ależ, madame, nie udawaj płochliwej – rzekł król, nie odpowiadając na jej pytanie bezpośrednio. – Twierdzisz, że jesteś w stanie sama utrzymać warownię w razie ataku, a ja wierzę ci na słowo. Traktuję cię tak, jak nikt nigdy dotąd cię nie traktował… jak sobie równą. Oddaję ci twój rodzinny dom i proszę w zamian o przysługę dla Korony.

– Poprosiłbyś mężczyznę, by dla ciebie się łajdaczył? – zapytała otwarcie.

– Gdyby to było konieczne, tak! Mężczyźni i kobiety walczą inną bronią i chyba już o tym dobrze wiesz. Tony Varden okazał się doskonałym szpiegiem i nie jestem pewien, czy część jego wieści nie została pozyskana w alkowie. Nie musisz tego robić, jeśli nie zechcesz, lady Grey, ale wiem, że mężczyzna łatwiej wyjawia tajemnice, kiedy jest blisko z kobietą. Pamiętaj, że udajesz się do Francji, by przydać się mojej sprawie. – Ujął jej brodę dłonią. – Naprawdę jesteś piękna, madame. Mężczyzna będzie w stanie wiele dla ciebie uczynić, a ty, mimo iż się czerwienisz, słysząc te słowa, jesteś dojrzałą kobietą. Nie musisz chronić dziewictwa. Jeśli gry miłosne w alkowie są dla ciebie nieprzyjemne, postaraj się je znieść dla Anglii, dla Greyfaire i dla wdzięczności króla.

Puścił jej brodę i uśmiechnął się.

– Najwyżej rok. Przyrzekasz, panie? – zapytała, czując, że życie bez Margaret będzie dla niej nieznośne.

– Najwyżej – obiecał, a czując jej obawę, dodał: – Lady Margaret będzie tu miała dobrze. Zapewniam cię. Uspokój swoje skołatane serce i zaufaj królowej. Powiem jej, że jesteś prawdziwie odważną Angielką, która pojechała do Francji w służbie króla i ojczyzny. Wyjaśnię jej, że dziecko zostawiłaś tu dla jego bezpieczeństwa, co w rzeczy samej, jest prawdą.

– Wasza wysokość, jak mam się skontaktować z lordem Vardenem? Czy nie wyda się wszystkim dziwne, że go szukam?

– To on cię odszuka. Będzie jeszcze jednym z adoratorów kłębiących się wokół pięknej Angielki. Francuzi to zrozumieją, bo jak sami się chwalą, doceniają kobiece piękno bardziej niż inne narody.

– Jak więc zaczniemy tę szaradę, panie?

Arabella zrozumiała, że nie ma innego wyjścia.

– Wybiegniesz stąd z płaczem, przeklinając me imię. Na zewnątrz jest tłok. Stoi tam też na pewno sir Jasper Keane. Posłałem po niego, by mu powiedzieć, że nie dostanie Greyfaire, ponieważ postanowiłem skonfiskować majątek. Mężczyznom z Greyfaire dam możliwość wyboru. Kto zechce wrócić, zrobi to pod królewską strażą. Plotki na twój temat szybko się rozejdą. Mimo rozczarowania sir Jasper na pewno z zadowoleniem opowie wszystkim, co się wydarzyło, oczerniając cię na dodatek bez skrupułów.

– A moja córka? Jak ona dostanie się do królewskich komnat? – zastanawiała się Arabella z obawą.

– Królowa pośle jedną z dam dworu do klasztoru jeszcze dziś, by przemyciła dziecko do Sheen.

– Tak szybko?

– Jutro wyruszasz w drogę, madame. Przez kilka dni sir Jasper na pewno będzie głośno narzekał na swój los. Francuzi mają swoich szpiegów na mym dworze i wieści o twym zachowaniu na pewno dotrą na francuski dwór jeszcze przed tobą, torując ci drogę do króla Karola. Sir Jasper twierdził, że mówią na ciebie sekutnica, madame, z powodu twego wybuchowego charakteru. To dobrze. Wszyscy uwierzą w szczerość twoich słów i czynów.

Nie było innego wyjścia. Arabella zrozumiała, że musi podjąć się zadania i wykonać je jak najlepiej.

– Co z pieniędzmi? Nie mogę przecież pojechać w jednej sukni. Dwie pozostałe nadają się jedynie do podróżowania. Podobno Francuzki są bardzo eleganckie. Będę przy nich wyglądała jak wróbel wśród pawi. – Arabella zaczęła myśleć praktycznie i postanowiła osiągnąć zamierzony cel. – Słyszałam, że wasza wysokość nie należy do osób rozrzutnych, ale jak już wcześniej mówiłam, nie mam nic w sakiewce, a pieniądze będą mi potrzebne.

– Hmm – zamyślił się król. – Przyznaję, że o tym nie pomyślałem. Jak to się stało, że nie masz odpowiednich strojów? Słyszałem, że Szkoci są skąpi, ale twój mąż, pani, musiał chyba kupić ci jakieś odzienie.

– Przyjechałam tu w podróżnej sukni, drugą wzięłam na zmianę, a trzecią tylko po to, by pokazać się na dworze. Niczego innego nie mogłam wziąć, bo nie należało do mnie. Podarował mi to mąż, a ponieważ się z nim rozwiodłam, nie mogłam go również okraść.

Henryk Stewart zdziwił się niepomiernie. Znał kobiety z innej strony. Większość z nich była chciwa i bardzo zachłanna. Ta, która stała przed nim, przeczyła wszelkim regułom. Poczuł wyrzuty sumienia, ale nie mógł być silnym władcą, gdyby nie umiał ich od siebie odsunąć.

– Musisz wyglądać na osobę ubogą, ale nie możesz pojawić się w jednej sukni. Poproszę żonę o radę w tej kwestii.

– Będą mi również potrzebne stroje dla służącej, wasza wysokość – rzekła odważniej Arabella. – Lona pojedzie ze mną. Dama o jakimkolwiek znaczeniu, nawet uboga, nie może podróżować bez służby. Zabiorę również kilku moich ludzi. Nie mogę wędrować po obcym kraju bez ochrony. To prości ludzie i wiele dla mnie wycierpieli. Nie mogę wymagać od nich zaufania, jeśli nie powiem im prawdy. Jeśli ich o to poproszę, dotrzymają tajemnicy.

Król skinął głową.

– Pieniądze, odzienie i służba – zastanawiał się. – Czy to wystarczy?

– Muszę też przewieźć moje konie, wasza wysokość. Będziemy jechać od wybrzeża do Paryża. Mogłabym oczywiście odesłać konie do domu, ale czy to nie wyda się dziwne, że w takim napadzie wściekłości zachowałam się w tak logiczny sposób? Zresztą pewnie przewiezienie moich koni przez kanał będzie tańsze niż kupienie nowych we Francji – rzekła na koniec, zdając sobie sprawę z oszczędnej natury króla.

– W rzeczy samej – zgodził się Henryk Tudor. – Na konie też dam pieniądze. Coś jeszcze?

– Pozostaje sprawa moich funduszy, panie – rzekła słodko.

– Dostarczy ci je zaufana mojej żony, kiedy przyjdzie po dziecko.

– Nie, panie. Otrzymawszy pieniądze od damy dworu jej wysokości, nie będę mogła się targować. Jeśli dostanę za mało złota, nie będę w stanie wyżywić siebie i moich ludzi. Żaden zamożny i wpływowy Francuz nie spojrzy ni razu na kościstą szlachciankę z Anglii. Jeśli chcesz, panie, bym dostarczyła ci informacji, musisz zadbać o to, bym utrzymała się przy dworze, póki nie znajdę odpowiedniego opiekuna. Poza tym, jak sam wiesz, nie wszyscy bogaci są hojni, więc o tym również muszę pomyśleć.

– Masz zamiar mnie doszczętnie złupić, kobieto? – rzucił poirytowany. Zastanawiał się, czy ta dama przypadkiem z niego nie kpi.

Wyjął z dębowego biurka dwie sakiewki i ważył je w dłoni. Arabella podeszła i wzięła podaną jej, cięższą.

– Czy mogę już zacząć udawać, wasza wysokość? – zapytała z uśmiechem

– Czy mi się zdaje, czy zaczyna ci się to podobać, pani? – zapytał zdziwiony król.

– Wasza wysokość, jesteś niezwykle spostrzegawczy – powiedziała i ku zaskoczeniu króla zaczęła głośno zawodzić: – Och! To niesprawiedliwe! Och! Gdzie mam teraz pójść? Co mam teraz uczynić? Jak wykarmię moją biedną córkę?!

– Trzeba było wcześniej o tym pomyśleć, pani, nim postanowiłaś zostawić męża, żeby tu przyjechać w swojej niemądrej sprawie. Lepiej zrobisz, wracając teraz do niego szybko i błagając go o wybaczenie. Jeśli cię nie weźmie z powrotem, to przynajmniej zajmie się waszym dzieckiem – rzekł głośno król. – Jak sobie pościelisz, tak się wyśpisz. Sama zdecydowałaś o swoim losie.

– Nie! – szlochała Arabella. – Nigdy nie wrócę do tego barbarzyńcy. Ulituj się, wasza wysokość! Litości! Oddaj mi Greyfaire, bo należy się tylko mnie!

– Mam oddać przygraniczną warownię kobiecie? – ryczał na nią król tak, by było słychać za drzwiami. – Pani, chyba sobie ze mnie kpisz! Ha, ha, ha! Jak kobieta miałaby bronić granic Anglii? To jakieś niedorzeczności. Odejdź, madame! Natychmiast stąd odejdź! – Podszedł do drzwi i otworzył je z łoskotem, uderzając nimi w kilku dworzan, którzy podsłuchiwali od dłuższej chwili. O mało nie wybuchł śmiechem na ich widok. – Wracaj do Szkocji, gdzie twoje miejsce i zabierz ze sobą dziecko! Greyfaire już nie należy do ciebie, pani. Odejdź!

Arabella odczekała chwilę, by wszyscy mogli zobaczyć ją wychodzącą z komnaty z żałosną miną. Wyglądała niezwykle pięknie, ale minę miała zbolałą i nieszczęśliwą. Jeszcze raz spojrzała na króla i krzyknęła z wściekłością:

– Nie wrócę do Szkocji! Nigdy! Nie zmusisz mnie do tego, panie!

Wybuchnęła głośnym płaczem i zaczęła się przepychać przez zebrany tłum, szlochając żałośnie. W tłumie zauważyła sir Jaspera Keane’a z uśmiechem triumfu na przystojnej twarzy. Dworskie życie sprawiło, że przytył. Jego figura zdradzała tendencje do ospałości w podeszłym wieku.

Była już przy drugich drzwiach, kiedy przypomniała sobie, że musi jeszcze coś powiedzieć:

– Bądź przeklęty, Henryku Tudor! Jesteś wcielonym diabłem! I ty, Jasperze Keane, bądź przeklęty wraz z nim. Cóż za król wami rządzi, Anglicy, skoro w tym kraju kobieta zostaje okradziona ze swego rodowego dziedzictwa!

Łzy jeszcze raz wypełniły jej oczy, nim wyszła. Wybiegła na podwórze zamkowe do swego konia. Dobrze poradziła sobie ze swoją rolą, bo zauważyła kilka współczujących spojrzeń wśród tłumu. Wsiadła na konia i odjechała do zakonu, gdzie zebrała swoich ludzi w sadzie, by nikt nie mógł ich podsłuchać.

FitzWalter był wściekły, usłyszawszy jej historię.

– Król czy nie król, nie powinien był tak postąpić, milady! – rzucił oburzony.

Żołnierze mu towarzyszący mruknęli coś na poparcie jego słów.

– A jakie mam wyjście, Fitz Walterze? Wiesz, że nie mogę oddać Greyfaire w ręce obcego człowieka.

– A co by król zrobił, gdybyś wróciła do domu i stawiła mu opór?

– Nie jestem zdrajczynią, przyjacielu, i wy też nie. Sprzeciwić się królowi, oznacza zdradzić kraj. Nie mam innego wyjścia, muszę robić, co każe. Lono, ty, FitzWalteri sześciu twoich ludzi pojedziecie za mną do Francji. Pozostali pojadą do Greyfaire i powiedzą innym, że tak naprawdę wcale ich nie zostawiłam. Rowan FitzWalter zajmie się obroną Greyfaire. Jak mniemam, król zajmie się resztą spraw. Ma udawać, że konfiskuje mój majątek.

Odeszła, żeby się uspokoić, ale zamiast tego zaczęła się jeszcze bardziej martwić. Najbardziej obawiała się o Margaret.

– O, Matko Boska – westchnęła – co ja zrobiłam?

– No właśnie, Bello – przerwała jej zamyślenie Lona. – Zastanowiłaś się, co robisz? Margaret nic nie będzie. Wiem, że to o nią się martwisz. Jesteś dobrą matką, choć niestety nie najlepszą żoną.

– Jak śmiesz! – oburzyła się Arabella.

– Jesteśmy przyjaciółkami od kołyski, mimo że jestem pośledniejszego stanu, więc mam śmiałość doradzić ci, żebyś wróciła do męża. On jest ważniejszy niż Greyfaire. Twoja miłość jest ważniejsza niż warownia. Hrabia na pewno przyjmie cię z powrotem.

– Cenię sobie twoją przyjaźń i szczerość, Lono. Kocham hrabiego, ale teraz już nie mogę się cofnąć. Co się stało, to się nie odstanie.

Arabella została w sadzie z córką, która przybiegła, by pochwalić się matce, że dostała małego kotka od siostry Mary. Siedziały obie z matką pod drzewem, aż w końcu zasnęły zmęczone.

Gdy Arabella otworzyła oczy, stała przed nią dama w pelerynie z kapturem.

Dama zdjęła kaptur, a Arabella zerwała się gwałtownie na nogi, oddając dziecko Łonie.

– Wasza wysokość – wydusiła zaskoczona.

– Mój mąż powiedział mi o twojej misji we Francji. Jesteś bardzo dzielną kobietą, lady Grey. Jesteśmy ci oboje bardzo wdzięczni. Wiem od mego małżonka, że martwisz się o córkę, która nie może jechać wraz z tobą. Kiedy poprosił mnie, bym wysłała jedną ze swoich dam po lady Margaret, postanowiłam iść sama, by dać ci uroczyste słowo honoru, że osobiście zajmę się twoją małą córeczką, pani. W mojej rodzinie byłam najstarszą córką, a matka często nas przytulała. Postaram się dać wiele miłości twojej maleńkiej, kiedy ciebie tu nie będzie.

– Wasza wysokość – Arabella zaczęła szlochać.

– Och, nie chciałam cię zmartwić – przestraszyła się królowa.

– Nie zmartwiłaś mnie, pani, jeno ciężko mi się rozstać z moją małą Margaret.

– Ależ to śliczna dziewczynka – zachwyciła się królowa. – Pójdziesz teraz ze mną do mego domu? Mam małego synka. Będziesz mogła się z nim bawić.

– Kotek – rzuciła rezolutnie lady Margaret.

– Tak, kotka możesz zabrać ze sobą – zgodziła się królowa. – Pożegnaj się z mamą – powiedziała i wzięła dziewczynkę na ręce.

– Pa pa, mama – wymamrotała Margaret, zajęta już tylko kotkiem o szarym umaszczeniu i białych łapkach.

– Pa, kochanie – szepnęła Arabella, wstrzymując łzy.

– Lady Margaret wie, że jest kochana i dlatego nie boi się nowych przygód, nawet u obcych ludzi – mówiła Lona szeptem, kiedy patrzyły na odchodzącą kobietę z dzieckiem. – Nic jej nie będzie. Spodoba jej się u królowej. Sama po nią przyszła. Dobra z niej niewiasta.

ROZDZIAŁ 17

Nabrzeże Francji lśniło wśród porannej mgły unoszącej się nad wodą. Arabella spoglądała w stronę lądu z niedowierzaniem. Jeszcze wczoraj była w Anglii, a tu nagle szybki wiatr i wzburzone morze zawiodły ją z Dover do Calais w niecały dzień. Calais od 1346 roku należało do Anglii. Zdobył je król Edward po wojnie, trwającej prawie rok. To właśnie z Calais miała ruszyć do Paryża i mimo iż miała ze sobą swoje konie, pomyślała, że dobrze byłoby kupić niewielki powóz.

Całkiem przypadkiem okazało się, że kapitan statku, którym płynęli, miał szwagra w porcie, więc po wylądowaniu udali się natychmiast do gospody „Sześciu Mieszczan”. FitzWalter wypolerował miecz, by lśnił w słońcu, włożył pancerz i hełm. Jego ludzie wyglądali równie imponująco, choć ich zbroja była tylko skórzana. Podjechali do gospody, eskortując swoją panią, by natychmiast rozpoznano możną i szlachetnie urodzoną dziedziczkę. Kilku stajennych podbiegło i zajęło się końmi.

– Gdzie jest twój pan? – zwrócił się do jednego z chłopców Fitz Walter. – Idź po niego, tylko chyżo!

Właściciel gospody, wysoki, gruby mężczyzna, wyraźnie kulejąc, podszedł do nich i ukłonił się.

– Witaj, milady – powiedział uprzejmie. – Czym mogę służyć?

– Chcę kupić powóz i konie – zaczęła dostojnie Arabella. – Kapitan Dennis ze statku „Syrena” powiedział mi, że masz powóz na sprzedaż.

– Tak, pani, mam – odparł uprzejmie. – Oczywiście, nie jest nowy, ale na podróż się nada. – Mówił i w myśli oceniał młodą szlachciankę, zastanawiając się, ile powinien zażądać. Bogata dama podróżowałaby z własnym powozem i końmi. Biedna wcale by do niego nie przyszła. Pozostawało tylko zgadnąć, na ile ją stać.

– Każ odprowadzić moją panią i jej służącą do pokoju, gdzie będą mogły spokojnie się odświeżyć – rzekł FitzWalter, odgadując myśli gospodarza. – Ja ustalę cenę za powóz.

– Oczywiście, kapitanie – rzucił pośpiesznie gospodarz, kłaniając się nieznacznie. – Marie! – wrzasnął na służkę. – Zabierz panią i jej służącą do komnaty różanej. Szybko!

Okazała dziewczyna podeszła pośpiesznie i skłoniła się, zapraszając Lonę i Arabellę do środka. Gdy znalazły się wewnątrz budynku, kilku mężczyzn skinęło zachęcająco w stronę Marie, która wcale nie miała zamiaru ich odpędzać. Zaprowadziła dwie Angielki do niewielkiego, ale ładnego pokoju. Wchodząc, Arabella zastanawiała się, dlaczego nazwano go komnatą różaną. Potem spojrzała przez okno i zauważyła w oddali ogród pełen róż. Marie przyniosła naczynie do mycia i pachnącą, ciepłą wodę oraz kilka lnianych szmatek do wytarcia. Wybiegła szybko z pokoju, a po chwili wróciła z potrawką z królika, świeżym, wiejskim chlebem, gomółką masła, serem i miską dojrzałych czereśni. Do picia dostały słodkie, białe wino.

– Pozwól, milady, że podam do stołu – rzekła Lona. – Na pewno jesteś zmęczona. Podróż morska jest męcząca dla dam.

– Siadaj, Lono – zaprosiła ją Arabella. – Nie musimy tutaj robić wielkich ceremonii. Marie nam usłuży. – Zwróciła się do służącej z gospody – Dopilnuj, Marie, żeby nakarmiono moich ludzi i napojono konie.

Gdy Arabella i Lona odpoczywały chwilę w portowym zajeździe, FitzWalter wytargował odpowiednią cenę za powóz. Pan Bartholomew polecił im człowieka do powożenia i odpowiednie miejsce na spoczynek w Paryżu i przestrzegł przed rabusiami na drogach.

Gdy po tygodniu dotarli do Paryża, zatrzymali się w „Les Deux Raines”, zajeździe, którego gospodarz, monsieur Reynaud, powitał ich gorąco. Dowiedziawszy się, że angielska lady szuka schronienia na dłuższy czas, zaproponował jeden ze swoich domów nad rzeką, na południe od miasta, gdzie jego zdaniem madame na pewno będzie się podobało.

– Widzę, że madame nie nawykła do życia w mieście – rzekł. – W mieście trzeba się urodzić, by chcieć tu mieszkać. Ten petite maison będzie pani odpowiadał. Zapewniam. Są w nim meble i czynsz nie jest wygórowany.

– Ja to załatwię – mruknął FitzWalter.

Monsieur Reynaud nie był wcale przestraszony ponurą miną FitzWaltera. Targował się z nim zawzięcie, ale w końcu ustalili cenę najmu na rok. FitzWalter postanowił nie płacić mu jednak, póki nie obejrzą domu.

– Poślę służbę, żeby tam posprzątała i wywietrzyła pokoje – mruknął przymilnie monsieur Reynaud. – Maison rwiere na pewno się pani spodoba.

Następnego ranka udali się więc do maison riviere i odkryli z zadowoleniem, że monsieur Reynaud nie przesadzał, rozpływając się nad urokami domostwa. Niewielki budynek był usytuowany nad rzeką i z jego okien roztaczał się wspaniały widok na Sekwanę. W środku było czysto i przyjemnie pachniało. Meble wydały im się trochę podniszczone, ale solidne i w dobrym guście. Na posesji ciągnącej się w stronę rzeki był nawet maleńki ogródek; znalazły się w nim kwiaty, które ścięto i ustawiono na stole w wyszczerbionym wazonie. W kuchni powitał ich biały kot w czarne łaty.

– Nakarmcie go – rozkazała Arabella. – Będzie polował na myszy.

– Więc madame podoba się la maison? - zapytał zadowolony gospodarz.

– Odpowiada mi – odparła krótko.

– Przyślij mi kobiety na służbę. Potrzebuję kucharki i dwóch pomocnic.

Monsieur Reynaud skłonił się i wyszedł, zostawiając im kosz z jedzeniem, by nie byli głodni do czasu, kiedy zjawi się kucharka, co nie trwało długo, bo wkrótce w drzwiach stanęła potężna kobieta, a z nią dwie jej szczuplejsze i młodsze wersje.

– Jestem Barbe, a to moje córki – przedstawiła się po francusku, idąc prosto do kuchni. – Przysłał nas pan Reynaud. Przyjmiemy każdą zapłatę, ale mamy nadzieję, że nie będzie pani skąpa, bo musimy się utrzymać same z własnej pracy.

Nim Arabella zdążyła cokolwiek postanowić, Barbe już rządziła w kuchni, jej dwie córki pilnie się krzątały w pokojach, a zbrojni FitzWaltera przydzieleni do pomocy w domu biegli po wodę do studni. Gdy wrócili, kucharka włożyła dłoń do kubła z czystą wodą i powiedziała głośno:

Cest V eau! - Potem spojrzała jeszcze raz znacząco na wodę i powtórzyła: - L’eau.

– Ona was uczy. To na pewno po francusku woda. Powtórzcie, głuptasy – strofowała chłopców Lona. – L’eau - powtórzyła sama, wkładając dłoń do kubła za przykładem Barbe.

– Ueau! – powtórzyli posłusznie młodzi żołnierze.

– Chyba nie mam innego wyjścia, jak ją przyjąć. Już się tu rozgościła. Jeśli umie tak samo dobrze gotować, jak uczyć francuskiego, to nam się przyda -zaśmiała się Arabella. – Ile mam jej zapłacić? – zapytała FitzWałtera.

– Milady, zostaw to mnie – rzekł po prostu. Gdyby nie FitzWalter przepadłaby już w podróży.

Miała szczęście, że z nią pojechał. Kapitan najwyraźniej bywał już trochę w świecie i radził sobie z oczywistymi sprawami, o których ona nie miała pojęcia. Za kilka dni będzie musiała pojawić się na dworze. Słyszała, że król Karol VIII miał dopiero dziewiętnaście lat i był, delikatnie mówiąc, niezbyt bystry. Dlatego też ojciec powierzył go opiece regentki, jego bystrej siostry Anny Beaujeu, żony Pierre’a de Bourbon. Kuzyn króla, Ludwik, książę d’Orleans, zaślubiony innej siostrze Karola, Jeanne de Valois nie potrafił się z tyra pogodzić. Obawiał się zbyt wielkich wpływów rodu de Bourbon na rządy w kraju. Poza tym publicznym sekretem był fakt, że kochał się potajemnie z swojej szwagierce Annie.

Ludwik otwarcie odsuwał od siebie Jeanne de Valois, wytykając jej niedoskonałość budowy. Jego żona, mimo iż była osobą czarująca i inteligentną, miała wyraźny garb i mocno kulała. Ludwik niemądrze pochwalił się swoją miłością do Anny Beaujeu, a owa dama, dla której obowiązek znaczył więcej niż namiętność, kazała aresztować nieodpowiedzialnego szwagra. Ostrzeżony przez przyjaciół, Ludwik uciekł do Bretanii i knuł przeciwko Francji na dworze znienawidzonego przez francuski dwór księcia.

Wielu szlachetnie urodzonych poparło księcia d’Orleans, ale Anna Beaujeu nie ugięła się pod ich groźbami. Wystawiła armię złożoną z dwunastu tysięcy zbrojnych i pokonała rebeliantów w lipcu 1488 roku. Książę Ludwik został uwięziony w château Lusignan. Na początku trzymano go tam o chlebie i wodzie, mimo wysokiego urodzenia, ale Jeanne jako dobra żona musiała interweniować w jego sprawie, bo zmieniono jego posiłki na godniejsze, lecz wciąż nie wypuszczono go na wolność. Anna ciągle rządziła Francją w imieniu brata, ponieważ uważano, iż nie jest jeszcze gotów władać krajem.

Karol VIII niewiele czasu spędził w Paryżu w swojej rezydencji de Valois. Zbliżało się lato, więc najbardziej prawdopodobny był jego wyjazd do ulubionego domu króla, château Amboise. Dowiedziawszy się o tym, Arabella w cichości ducha przeklinała Henryka Tudora. Jak, na litość boską, mogła dostać się na dwór, skoro niedługo wszyscy wyjadą z Paryża? Jeśli nie wymyśli czegoś sprytnego, nie będzie wcale przydatna królowi Anglii, a wtedy straci Greyfaire.

Jej dylemat rozwiązał się sam wraz z listem, jaki otrzymała:

„Madame, dowiedziałem się, że zostałaś kolejną ofiarą chciwości Henryka Tudora i uciekłaś do Paryża. Byłbym zaszczycony, gdybyś zechciała towarzyszyć mi w uroczystej kolacji, jaką król wydaje w swoim domu de Valois. Mój powóz podjedzie po panią o czwartej”.

Czytała z ulgą wiadomość podpisaną przez Anthony’ego Vardena.

– Od kogo ta wiadomość? – zapytał FitzWalter.

– Od lorda Vardena – odparła Arabella. Niepotrzebne były dalsze wyjaśnienia, bo kapitan wiedział, kim jest ten człowiek i jakie są jego we Francji zadania. – Wysyła po mnie powóz. Jadę na kolację w dniu św. Jana.

FitzWalter skinął głową i wrócił do polerowania swego miecza, ale Lona zaczęła narzekać:

– To tylko trzy dni, milady! Jak mam przerobić w tak krótkim czasie jedną z tych sukien, którą dostałaś od królowej?

– Lono! – ostrzegła ją delikatnie Arabella.

Lona spojrzała w stronę Avice, która sprzątała komnatę, i wzruszyła ramionami.

– Ona nie wie, co mówię, milady. Mój francuski jest znacznie lepszy niż jej angielski. Nie zna nawet tuzina słów po naszemu, a już na pewno jednym z nich nie jest „nie”. Ta wywłoka spała już z czterema z naszych ludzi, a teraz spogląda przymilnie na Fergusa MacMichaela. Jak tylko spróbuje, wydrapię jej te kaprawe oczy!

Arabella roześmiała się, ale FitzWalter ostrzegł:

– Nigdy niczego nie zakładaj. Poza tym mógłby cię zrozumieć ktoś nasłuchujący pod drzwiami. Potem zacząłby się zastanawiać, dlaczego w takiej sytuacji królowa była tak uprzejma. Córko, bądź bardziej ostrożna na przyszłość.

– Królowa była tak uprzejma, bo miała wyrzuty sumienia, ot co – rzuciła ostro Lona. – I słusznie. Ale masz rację, tato, na przyszłość będę bardziej ostrożna.

Na św. Jana, kiedy zajechał powóz lorda Vardena, Arabella była gotowa. Królowa okazała się hojna, wybrała spośród własnej garderoby suknie, które najbardziej pasowały do włosów i cery Arabelli.

Suknia z błękitnego jedwabiu miała odkryte ramiona i głęboki dekolt, a obcisłe rękawy osłaniały nadgarstki. Peleryna z brokatu koloru jasnego złota przypominała kolor włosów Arabelli. Stanik ozdabiał srebrny jedwab z naszytymi maleńkimi perełkami. Długi tren dodawał elegancji. Pantofle koloru sukni okazały się w sam raz. Na palec Arabella wsunęła pierścień rodowy.

Lona podała jej rękawiczki ozdobione maleńkimi perełkami i maleńki woreczek z błękitnego jedwabiu.

W drzwiach stanął elegancki dżentelmen i odezwał się:

– Lady Grey, jestem Anthony Varden. Witam panią w Paryżu – skłonił się nisko i uśmiechnął zniewalająco.

Arabella na chwilę zamarła, choć bardzo starała się ukryć zaskoczenie. Ten człowiek był przyjacielem Henryka Tudora? Widać było po nim, że lubi używać życia i jest wesoły, podczas gdy król był ponurakiem. Patrzyła na niego z rozbawieniem. Twarz anioła, wzrostu niewiele więcej niż onaJedno ramię miał wyżej od drugiego. Przypomniała sobie o manierach i skłoniła się.

Merci, milordzie. Jestem wdzięczna za twoją przychylność.

– Jest pierwszy dzień lata. Cały Paryż dziś świętuje. Wkrótce na ulicach będzie pełno ludzi i może nam się nie udać przejechać.

Gdy znaleźli się w powozie, Anthony Varden zwrócił się do Arabelli:

– Tu możemy mówić otwarcie, lady Grey. Moi służący to Anglicy, ale są wierni królowi i swemu krajowi. – Obejrzał ją sobie uważnie. – Boże drogi – westchnął. – Teraz rozumiem, dlaczego Henryk panią przysłał. Jest pani przepiękna, madame, i na pewno złowi pani dla nas dużą rybę.

Gdyby to była inna okazja, inne miejsce i inny mężczyzna, Arabella czułaby się urażona, ale teraz roześmiała się tylko.

– Król chyba oszalał, wysyłając mnie tu – odparła. – Większość życia spędziłam z dala od miast i dworów. I nie jestem żadną latawicą, nie umiem wabić mężczyzn.

Przyjrzał jej się uważnie. Widział, że mówiła prawdę. A niech to, pomyślał. Trzeba będzie sobie z tym jakoś poradzić.

– Nie wolałbym w tej sprawie kobiety z doświadczeniem – odparł łagodnie. – To twoja naiwność, lady Grey, jest tak kusząca. Co się zaś tyczy kwestii praktycznych, ja się wszystkim zajmę. Niczego się nie obawiaj. Jestem twoim przyjacielem, pani, i na pewno cię nie opuszczę.

– Nie wiem, co mam właściwie robić, a już na pewno nie wiem jak – przyznała. – Prawdziwa ze mnie wiejska mysz, panie.

Uśmiechnął się, a jego szare oczy nabrały blasku.

– Przecież bywałaś na dworze szkockim, moja droga.

– Tak, panie. Mój mąż był przybranym bratem króla Jakuba II i jest wujem obecnego króla. Mój były mąż – dodała. – Niewiele czasu spędziliśmy na dworze, bo Tavis kocha swój dom, Dunmor.

– Dwór francuski jest bardzo elegancki – rzekł lord Varden – ale mimo to natura ludzka jest wszędzie taka sama. Niedługo poznasz niebezpiecznych, podstępnych i czarujących ludzi. Zwróć szczególną uwagę, moja droga, na Adriana Morlabc, księcia de Lambour. Jest bliski rodzinie Beaujeu i samemu królowi. Informacje, do których ma dostęp, mogą się przydać królowi Henrykowi.

– Jak go poznał?

– Wcześniej czy później sam cię odnajdzie, moja droga, bo jest wielkim znawcą kobiecej urody. Będziesz na dworze nowa i jesteś piękna, więc wielu dżentelmenów zainteresuje się twoją osobą. Proponuję, byś się z nimi bawiła w ciuciubabkę. Większość zrezygnuje, ale nie Adrian Morlabt. Dla niego takie wyzwanie będzie nie do odrzucenia.

– Mam w końcu ulec? – zapytała i nagle w jej oczach stanęły łzy.

Anthony Varden zauważył jej poruszenie i w duszy przeklął przyjaciela za to, że wysłał mu tę kobietę.

– Wybór należy do ciebie i tylko do ciebie, Arabello Grey. Być może uda ci się go owinąć wokół palca i dostaniesz to, czego chciałaś bez poświęceń, ale nie powinno cię to zbytnio martwić. Tutaj wysoko urodzone kobiety często biorą sobie kochanków i nikt ich za to nie potępia. Jeśli do tego dojdzie, nie powinnaś się obawiać nagany. Kobieta tak piękna jak ty nie powinna żyć bez miłości. Jeśli uda się pani złapać w sidła księcia de Lambour, stanie się pani popularną osobą, moja droga, zapewniam.

– Czy on nie lubi kobiet? Może jest żonaty? – zapytała zaciekawiona Arabella.

– Och, Adrian Morlaix lubi kobiety i to bardzo, zapewniam cię, moja droga. Owszem, ma żonę, myszowatą i malutką, ale bardzo płodną kobietkę, która co roku daje mu nowe potomstwo. Trzyma ją z dala od dworu, choć kilka lat temu widziałem ją raz, niedługo po ich ślubie. Jego żona mieszka z dziećmi w château w Normandii, a on odwiedza ją od czasu do czasu, lecz nie częściej niż raz w roku, by uszczęśliwić nowym dzieckiem – Adrian większość czasu spędza na dworze, biorąc sobie coraz to nowe kochanki, by je zaraz potem rzucić.

– To jakiś straszny człowiek – stwierdziła Arabella.

– Ależ nie – zapewnił ją lord Varden. – Jest czarujący i dowcipny, ale łatwo się nudzi.

– I spodziewacie się, że ja go zaintryguję na tyle, by zwierzał mi się ze swoich tajemnic? Panie, obawiam się, że spotka nas rozczarowanie. Jeśli nie udało się to francuskim pięknościom doświadczonym w miłosnych potyczkach, to jak, na litość boską, ma się to udać mnie?

– Droga pani – rzekł jej towarzysz – najwidoczniej nie wie pani, jak wielka jest pani uroda, a już na pewno, jak należy jej używać wobec mężczyzn, by ich wykorzystać. Jeśli jest pani tak niewinna w sprawach uwodzenia, chętnie posłużę za nauczyciela. Zacznę od pierwszej i najważniejszej rady: odmawiaj mężczyźnie aż do chwili, kiedy zacznie rozpaczliwie błagać. Niech pani będzie sobą i nie próbuje niczego udawać. Obiecuję, że na pewno osiągnie pani sukces, o jakim nie marzyła w snach.

Powóz zatrzymał się.

– Nie zostawi mnie pan samej? – upewniła się w chwili paniki, jaka ją nagle ogarnęła.

– Przez cały wieczór nie będę pani odstępował ani na krok. Pewnie moje zachowanie rozczaruje kilku zalotników, tłoczących się dziś przy pani. Postaram się im jednak wyjaśnić, że nie jesteśmy kochankami, choć bardzo tego żałuję. Powiem im, że jestem jedynie pani rodakiem, który zaopiekował się damą w tarapatach.

Stangret zeskoczył z powozu, by rozłożyć schodki i podać obojgu podróżnym rękę. Tuż obok zajeżdżały inne powozy i wysiadali z nich elegancko odziani goście króla. Wchodzili głównym wejściem od ulicy do rezydencji de Valois. Kwadratowy budynek miał drugie drzwi prowadzące na ogrody. Lord Varden skierował się z Arabellą do głównego wejścia, trzymając ją pod ramię. Przepychali się wśród prawdziwego tłumu. Varden kłaniał się od czasu do czasu i uśmiechał do znajomych, którzy nie ukrywali poruszenia na widok jego olśniewająco pięknej towarzyszki.

– Jest i regentka, księżna de Bourbon – szepnął w stronę ucha Arabelli i lekko skinął głową w lewo. – Bądź dzielna, moja droga, bo za chwilę cię przedstawię. – Zatrzymali się przed księżną i nisko skłonili. – Witaj madame la duchesse - rzekł lord Varden. – Niech mi wolno będzie przedstawić pani moją krajankę i zbiega, lady Arabellę Grey.

– Z własnej woli opuściłaś Anglię, madame? – zainteresowała się regentka, spoglądając na Arabellę.

– Niestety, nie. Opuściłam Anglię, ponieważ padalec, który śmie zwać się naszym królem, ograbił mnie z majątku, znajdującego się na granicy ze Szkocją, madame la duchesse, a wszystko tylko dlatego, że jestem kobietą. Król twierdzi bowiem, że kobieta nie jest w stanie utrzymać przygranicznej warowni. Tak uzasadnił tę jawną kradzież – rzekła smutno Arabella.

– Nie dał ci zatem w zamian innego majątku o tej samej wartości, by złagodzić stratę? Dlaczegóż to? – zapytała stanowczym tonem Anna de Beaujeu.

– Nie, madame la duchesse - odparła Arabella. – Nic nie zaproponował mi w zamian, pewnie dlatego, że moja świętej pamięci matka była spokrewniona z naszym zmarłym królem, Ryszardem.

– Ach – odparła ze zrozumieniem księżna de Bourbon. – Niestety, mon chere madame, tak właśnie postępują królowie, mszczą się na rodzinach swoich rywali. Ale żeby pozbawić majątku bezbronną kobietę, to już prawdziwy brak ogłady. Mam nadzieję, że we Francji powiedzie się pani lepiej, lady Grey – skończyła regentka i odwróciła się, by powitać innych gości

Arabella i lord Varden skierowali się w stronę ogrodu.

– Nie jest zbyt piękna – zauważyła Arabella, kiedy się nieco oddalili – ale trzeba przyznać, że niezwykle elegancka.

– Znacznie bardziej przypomina matkę niż ojca – zauważył lord Varden – ale ma nos i szyję rodu de Valois. Na szczęście po matce odziedziczyła dobry gust. Charlotte Savoy uwielbiała luksus i doskonale znała się na modzie.

– Jaki jest król Karol?

– Karol? Spójrz, moja droga. To ten chłopak z jasnorudymi włosami. To jest król Karol.

– Ten cherlawy, wyglądający na chorego? – zdziwiła się Arabella. Nie było w nim nic królewskiego. Niski, miał nieproporcjonalnie długie nogi, a głowę za dużą w stosunku do reszty ciała. Spoglądał na wszystkich z miną, która zdradzała osobę niezbyt rozgarniętą. Wielki, przygięty nos prawie stykał się z górną wargą, grubą i szeroką. Na środku brody znajdował się głęboki dołek.

– Na Boga, panie, powiedz mi, że ten człowiek ma jakąś zaletę, bo na pewno jest najbrzydszym mężczyzną, jakiego kiedykolwiek w życiu widziałam – szepnęła Arabella.

– Niewiele dobrego można powiedzieć o tym królu – przyznał Anthony Varden, wstrzymując śmiech i obawiając się, że zaraz wybuchnie gromkim rechotem, bo lady Grey miała niewyparzoną buzię. – Król jest nerwowy, pośpiesznie podejmuje decyzje, ma nieznośny temperament i jest uparty. Mimo to trzeba przyznać, że na przekór wszystkim jego wadom to zaskakująco miły młody człowiek, moja droga. O, jest i diuk de Lambour. Właśnie wchodzi do ogrodu. Musimy dotrzeć do króla w tym samym czasie, co on, by mógł się pani dobrze przyjrzeć. Nagle lord Varden spoważniał.

Arabella odwróciła się i jej serce zaczęło mocniej bić. Zdenerwowana spoglądała na mężczyznę schodzącego do ogrodu po kamiennych schodach. Był wysoki i wyjątkowo przystojny. Odziany w purpurowy kaftan, zdobiony złotem i perłami, prezentował się olśniewająco, bo purpura pasowała do jego jasnej cery i ciemnych włosów. Jedna nogawka jego pantalonów była czerwona, a druga w biało-czarne paski, rękawy zdobiły wielkie guziki z masy perłowej. Przy złotym pasie umocował niewielką sakiewkę, zwaną escarcelle, w której mieściły się nóż i łyżka. Na szyi miał ciężki złoty łańcuch z okrągłym grawerowanym wisiorem. Na każdym z palców widniał pierścień. Włosy strzygł krótko przy uszach.

Arabella nie zdawała sobie nawet sprawy z faktu, że wpatrywała się w księcia, kiedy lord Varden pchnął ją w kierunku króla, mówiąc:

– Wasza wysokość, chciałbym zaprezentować jeszcze jednego zbiega z mego kraju, lady Arabellę Grey.

Arabella przestraszyła się nieoczekiwanej zmiany, ale na szczęście opanowała się szybko i skłoniła nisko, słuchając pięknego, jak na tak brzydką osobę, głosu króla:

– Witam we Francji, madame. – Wielka dłoń sięgnęła do jej twarzy. – Ależ Anthony, ona jest równie piękna, jak ja brzydki – rzekł ze śmiechem i zwrócił się do księcia de Lambour: – Czyż nie jest piękna, Adrianie? Nawet ty, który kolekcjonujesz piękne kobiety jak motyle na szpilkach, musisz przyznać, że jest wyjątkowa.

Arabella, ku wielkiemu zadowoleniu króla, zaczerwieniła się uroczo.

– I na dodatek skromna. Ależ urocza jest ta petite rosę d’Anglaise. Jak miło spotkać na mym dworze kobietę, która jeszcze potrafi się oblać pąsem, usłyszawszy komplement. Adrianie, cóż o niej myślisz?

Miał lazurowo-niebieskie oczy i Arabella nagle zdała sobie sprawę, że patrzy wprost na nią. Oceniał ją rzeczowo. Znów się zaczerwieniła.

– W rzeczy samej, niezwykle piękna, panie mój – rzekł cicho Adrian Morlaix.

– Uważaj na tego człowieka, madame - rzekł król – bo to znany uwodziciel pięknych kobiet.

– Tylko pięknych, panie? – zapytała Arabella, a król roześmiał się wesoło.

– Ta piękna angielska róża ma również kolce – rzekł z aprobatą.

– Czyż nie wszystkie kobiety posiadają takie kolce, panie? – odparł leniwie książę, ale nie udało mu się ukryć zainteresowania, jakie wzbudziła w nim lady Grey. – Jesteś mężatką, pani?

– Byłam, monseigneur - odparła, nie czując potrzeby dalszych wyjaśnień. Upewniał się, czy nie jest dziewicą, co w tym wypadku oznaczało zdobycz bez kłopotów i wyrzeczeń.

– Ostrzegam cię, mój książę – rzekł żartobliwie lord Varden – ta dama jest mi nie tylko krajanką, ale również daleką krewną, dlatego zwróciła się do mnie o pomoc. Będziesz musiał gdzie indziej poszukać sobie zdobyczy na dzisiejszy wieczór.

– Najdroższy Tony – Arabella poklepała poufale lorda Vardena po ramieniu – nie obawiaj się. Zdarzało mi się już odpierać ataki dżentelmenów takich jak diuk przy wielu okazjach. Na dworze króla Jakuba nie traciłam czasu na swawole, jak wiele innych szkockich dam o wątpliwej reputacji. Książę na pewno rozumie, że nie warto tracić czasu na kobietę cnotliwą, która nie dba o miłosne igraszki.

– Nie jesteś więc pani kobietą namiętną? – zapytał książę.

Arabella znów się zaczerwieniła.

– Ależ, panie! – krzyknęła zaskoczona jego bezczelnością i nieskrywanymi intencjami.

Diuk de Lambour roześmiał się tylko.

– Nie – rzekł – nie jesteś, pani, kobietą pozbawioną namiętności. To widać na pierwszy rzut oka.

– Adrianie – uśmiechnął się do przyjaciela król. – Jesteś niepoprawny. Mój spowiednik twierdzi, że twoje towarzystwo źle wpływa na stan mojej duszy.

– Panie mój, gdybym choć podejrzewał, że narażam cię na prawdziwe niebezpieczeństwo, dawno już odsunąłbym się od dworu – rzekł książę. – Poza tym wierne oddanie waszej wysokości dla Austriaczki, lady Margaret, jest dla nas wszystkich przykładem.

– Nie dla ciebie, mon ami? - zaśmiał się król i zwrócił się do Arabelli. – Życzę pani szczęścia we Francji, madame.

Arabella i lord Varden odeszli w stronę pozostałych gości. Gdy znaleźli się w pewnej odległości, król powiedział do przyjaciela:

– Wodzisz za nią wzrokiem, Adrianie. Rozumiem, że madame Grey wydała ci się interesująca.

– Sądzisz, panie, że naprawdę jest cnotliwa, czy to tylko poza? – zastanawiał się książę na głos. – Tak czy siak, zaintrygowała mnie. Nieważne, jak wiele zajmie mi to czasu, ale ta piękna rosę d’Anglaise, jak ją nazwałeś, będzie moja. Przecież taka piękna wdowa będzie kiedyś potrzebowała pocieszenia i uczucia.

– Ona nie jest wdową – rzekł spokojnie król.

– Co takiego?

– Adrianie, ze wszystkich ludzi, właśnie ty powinieneś najlepiej wiedzieć, że niewiele na dworze królewskim uchodzi mojej uwagi. Mego ojca nazywano Pająkiem, a ja, mimo iż nie mam uroku i dobrego serca, jakie przypisywano Ludwikowi XI, jestem synem Pająka. Wolę, by moja siostra i jej mąż na razie zajęli się rządzeniem krajem, bo czynią tylko to, co sam bym uczynił, wkrótce jednak będę musiał przejąć obowiązki należne królowi. Na razie odpowiada mi obecna sytuacja, ale wolę być na bieżąco informowany. Madame Grey rozwiodła się z mężem, by odzyskać dla swego dziecka majątek rodowy należny jej po śmierci lorda Greya. Kiedy król angielski odmówił przywrócenia jej tych dóbr, lady Grey uciekła do Francji, zostawiając córkę królowi, gdyż nie była w stanie dłużej jej utrzymywać. Na szczęście królowa angielska jest osobą o dobrym sercu i kobietą, więc przyjęła małą dziewczynkę do siebie. Madame Grey wynajęła niewielki domek nad rzeką, tuż pod miastem. Nie ma wiele pieniędzy, z tego, co wiem, i w końcu będzie musiała znaleźć sobie męża albo bogatego protektora, mon chere Adrianie. Prócz urody nie ma nic, co czyniłoby z niej cenną zdobycz na rynku małżeńskim, a jak sam wiesz, uroda niewielkie ma tu znaczenie. Zawsze chodzi o pieniądze, ziemię i odpowiednie koligacje. La petite rosę d Anglaise nie znajdzie sobie męża wśród francuskich szlachciców, ale może uda jej się złowić bogatego kupca. Szkoda jednak takiej urody dla jakiegoś grubego kupca. Cest domage!

– Wygląda na to, że zachęcasz mnie do uwiedzenia jej, panie – rzucił podstępnie diuk de Lambour.

– Ha! – roześmiał się król. – Nie potrzebujesz mojej zachęty.

– Cóż za człowiek pozwala takiej kobiecie uciec? – zauważył książę. – Ciekawe, czy za nią tęskni.

Król wzruszył ramionami.

– To nie ma znaczenia, mon ami. Jego strata może okazać się zyskiem dla ciebie, jeśli uda ci się ją uwieść.

W ciągu następnych tygodni okazało się jednak, że Arabella tak łatwo nie zejdzie ze ścieżki cnoty. Lord Varden, którego podejrzewano najpierw o to, że jest jej kochankiem, czemu zresztą on sam szybko zaprzeczył, ułatwił jej podróż do Loire, gdzie król przeniósł się z całym dworem. Tam znajdował się jego ukochany dom, Amboise, w którym zawsze spędzał lato. Anthony Varden udostępnił Arabelli część swego domu, a ona w zamian wzięła ze sobą służbę do pomocy przy jego prowadzeniu.

Jej znajomość z nieżyjącym szkockim królem Jakubem i krótki pobyt na jego dworze niezwykle łatwo wzbudziły zaufanie do niej i zapewniły stałe miejsce na dworze. Intelekt, w połączeniu z ostrym językiem i bystrym okiem, przyniosły jej reputację kobiety inteligentnej. To sprawiło jednak, że nie przepadała za nią starsza część dworzan i kobiety. Jednak u mężczyzn cieszyła się niesłabnącą popularnością. Madame Grey okazała się pokusą, jakiej żaden szlachetnie urodzony Francuz nie potrafił się oprzeć. Niestety, okazała się też kobietą cnotliwą.

Zaczęto się zakładać o to, kiedy la petite rosę d’Anglaise podda się namiętności i pozbędzie czarujących, ale niemądrych skrupułów. Zdecydowanym faworytem większości był, oczywiście, diuk de Lambour, mimo iż lady Grey niezmiennie odrzucała jego zaloty. Adrian Morlaix był znany z tego, że nigdy nie przegrał w miłosnej potyczce, choć teraz nie mógł się nawet pochwalić skradzionym całusem, a co dopiero zwycięstwem w alkowie.

Przez cale lato dworzanie z zadowoleniem obserwowali miłosną grę Morlaixa, która przeciągnęła się aż do wczesnych dni jesieni. Zajmowało ich to bardziej niż polityczne posunięcia Anglików i podstępne knowania w Bretanii. Czy madame Grey ulegnie naporowi dowodów miłości, jakie prezentował jej uwodziciel? A może diuk de Lambour zrezygnuje zmęczony i rozczarowany, jak wszyscy inni zalotnicy? Czymże były wieści o słabych zbiorach w północnych prowincjach w porównaniu z tym ekscytującym przedstawieniem…

ROZDZIAŁ 18

– Co znaczy wyjechała? – krzyknął hrabia Dunmor. – Gdzie jest Arabella?

W oczach Margery Fleming pojawiły się łzy.

– Zostawiła cię, Tavisie – powiedziała po raz drugi. – Rozwiodła się z tobą i wróciła do Anglii.

– Rozwiodła się ze mną? – powtórzył zaskoczony.

– Ta dziewka zawsze sprawiała więcej kłopotów niż była warta – rzekł ponurym tonem Donald Fleming.

Tavis Stewart rzucił się na brata, aż ten zatoczył się do tyłu.

– Zamknij się, Donaldzie! – ryknął na niego ostrzegawczo. – Chcę się dowiedzieć, co tu się naprawdę stało. – Zwrócił się do lady Margery: – Matko?

– To twoja wina – zaczęła.

– Moja wina? – powtórzył rozżalony.

– Twoja – podkreśliła poirytowana zachowaniem najstarszego syna. – Nie pomogłeś jej odzyskać domu, Tavisie. Jak ty byś się czuł, gdyby tobie odebrano Dunmor?

– Król napisał do Anglików – bronił się Tavis.

– Tak, ale dopiero wtedy, gdy Arabella sama pojechała na królewski dwór, by błagać o pomoc. Miała wrażenie, że nic cię to nie obchodzi. Zastanawiam się, czy nie bez racji tak myślała. Wszystko dla ciebie było ważniejsze niż okazanie pomocy Arabelli w odzyskaniu Greyfaire.

– Ale dlaczego zaraz się rozwodzić? – zapytał zdziwiony.

– Bez twojej pomocy i bez poparcia twego bratanka, jakie miała wyjście, ty przeklęty głupcze? Jemmie już nie żyje, a nowy król nie interesował się jej sprawą. Została sama. Nie mogła jechać do króla Henryka jako twoja żona i prosić go o zwrot posiadłości. Musiała być wolna. Nie miała innego wyjścia. To twoja opieszałość ją do tego zmusiła! Sądzisz, że Anglicy zwróciliby warownię Angielce ze szkockim mężem bliskim rodzinie króla? Potrzebowała cię, potrzebowała twojej pomocy i jej nie dostała.

– Za to twój bratanek pomógł jej w uzyskaniu rozwodu – przerwał jej ze złością Donald. – Nie słyszałem jeszcze, żeby Jamie zrobił coś z dobroci serca. Nie zastanawiasz się, co od niej otrzymał w zamian?

Tavis pobladł.

– Zabiję go! Złamię mu kark!

– Tavisie! – rzuciła ostrym tonem matka. – To, co mówisz, jest zdradą stanu. Poza tym jest twoim krewnym, synem twego brata.

– Czy kiedyś więzy krwi powstrzymały jakiegoś Stewarta przed zabiciem innego? – zapytał rozwścieczony hrabia.

– To nic nie da, chłopcze – uspokajała go lady Margery. – Arabella wyjechała i wzięła ze sobą Margaret. To, że Jamie jej pomógł, nie ma już znaczenia. Nie wierzę w insynuacje Donalda. Twój brat zawsze był zazdrośnikiem. Chodzi teraz tylko o to, co ty uczynisz. Chcesz odzyskać żonę i córkę?

– Ona wybrała, matko. Wolała Greyfaire ode mnie. Niech będzie tam szczęśliwa, ale ja ruszę jutro przez granicę po córkę. Margaret jest moja! – rzucił z goryczą Tavis.

Matka uderzyła go w twarz tak silnie, że stracił równowagę.

– Ty głupcze! Ty przeklęty, dumny głupcze! Arabella wyjechała stąd ze łzami w oczach. Ona cię kocha!

– Nie dość mocno!

– Dlaczego zmusiłeś ją do takiego wyboru, synu? Powinna mieć i ciebie, i swój rodzinny dom. Chciała tylko, by jej córka była dziedziczką majątku rodzinnego. Chciała, żeby miała posag.

– Posag dla angielskiego męża.

– Anglicy znad granicy niewiele różnią się od Szkotów – przypomniała mu matka i zaczęła łagodniej. – Wiem, że ją kochasz. Nie pozwól, by duma zagrodziła ci drogę do miłości i szczęścia. Później będziesz tego żałował. Pamiętaj, że potrzebujesz syna.

– Są inne kobiety, które z radością za mnie wyjdą – rzekł chłodno. – Kobiety lojalne.

– Arabella nie była nielojalna w stosunku do ciebie – rzekła lady Margery, podnosząc głos. – To wszystko twoja wina, Tavisie, ale jesteś zbyt uparty, by to przyznać. Jeśli masz choć odrobinę rozumu w tej pustej głowie, pojedziesz przez granicę już jutro i przywieziesz Arabellę z powrotem. Potem znów się z nią ożenisz i tym razem naprawdę pomożesz jej odzyskać Greyfaire. Nic takiego się jeszcze nie stało, więc nie rozumiem, dlaczego miałbyś pozwolić, żeby takie głupstwo złamało wam obojgu życie.

– Nie wiem, matko – zastanawiał się Tavis. – Muszę to przemyśleć. Zraniła mnie. Sądzisz, że mężczyźni nie mają żadnych uczuć? Arabella i mała są teraz bezpieczne w Greyfaire, a ja muszę się zastanowić, czy mam jeszcze ochotę żenić się z tą w gorącej wodzie kąpaną Angielką.

– A kim niby miałbyś ją zastąpić? – zapytała kpiąco. – Póki Arabella Grey nie pojawiła się w twoim życiu, żadna kobieta nie wzburzyła ci krwi. A może podczas podróży na północ poznałeś jakąś dziewkę, co ma mleko w żyłach zamiast gorącej krwi i postanowiłeś, że ona da ci syna i dziedzica? Podobno w łożu wszystkie wyglądają tak samo, co?

– Nie, mamo!

– Tak myślałam. To jedź i sprowadź ją do domu, bo jeśli tego nie uczynisz, będziesz żałował do końca życia. A co z tym przeklętym Jasperem Keane’em? A jeśli on jest teraz w Greyfaire?

– Niech go wszyscy święci mają w opiece, jeśli tam jest – rzeki z uśmiechem hrabia. – Jeśli Arabella go tam znajdzie, to na pewno nie wypuści żywego. Obedrze go własnoręcznie ze skóry.

– Tak, to do niej podobne – powiedział Donald, pocierając obolałą szczękę.

– A co będzie, jeśli Arabella pojedzie do Londynu, do króla Henryka? Zastanawiałeś się nad tym, Tavisie? – zapytała matka.

– Do Londynu? – zdziwił się Tavis.

– Gdziekolwiek, gdzie jest teraz król ze swoim dworem. Król może jej kazać ponownie wyjść za mąż, żeby odzyskać Greyfaire. Co będzie wtedy z twoją małą Margaret?

– Jak długo jej nie ma? – zapytał zaniepokojony.

– Prawie trzy tygodnie.

– Dlaczego mnie nie zawiadomiłaś?

– Nie wiedziałam, gdzie jesteś, Tavisie.

– A właściwie, matko, skąd ty znasz plany Arabelli tak dokładnie? – rzekł, przyglądając się jej podejrzliwie.

– Nie wiedziałabym o tym do tej pory, synu, ale przypadkiem przyjechałam do Dunmor w przeddzień jej wyjazdu. Chciałam zabrać kołyskę dla nowego dziecka Ailis. Arabella była bardzo nerwowa podczas mego pobytu w zamku. Zapytałam Florę, co się dzieje, a ona zwierzyła mi się, że lady Dunmor następnego dnia wyrusza do Anglii i zabiera ze sobą małą Margaret. Poszłam więc do komnaty Arabelli i błagałam, by o wszystkim mi opowiedziała, co też w końcu uczyniła. Nie chciała wyjeżdżać, ale sądziła, że nie ma innego wyjścia.

– Mogła poczekać, aż wrócę do domu – zauważył ze smutkiem.

– Tak – przytaknął mu Donald.

– Zamknij się, Donaldzie – rzuciła poirytowana matka. Odwróciła się z powrotem do najstarszego syna. – A co byś zrobił, gdybyś wrócił do domu? Nie, nie musisz mi mówić. Arabella też doskonale wiedziała. Znów odłożyłbyś wszystko na później, uspokoił ją i obiecał, że wszystkim się zajmiesz, a potem dałbyś jej syna, żeby zapomniała o Greyfaire.

– Ale dlaczego nie może zapomnieć o tej warowni? – krzyknął rozdrażniony. – Od dnia ślubu ta kupa kamieni stała między nami! Przeklęte miejsce! To gorsze niż gdyby kochała innego mężczyznę!

– Dlaczego miałaby zapomnieć o Greyfaire? – zapytała lady Margaret. – Czy ty zapomniałbyś o Dunmor, gdyby ci je odebrano? Miałaby zacząć życie od chwili, gdy spotkała ciebie, a o wszystkim, co było wcześniej, zapomnieć?

– Ale ja jestem mężczyzną – rzekł rzeczowym tonem – i panem na Dunmor.

– Jaka to różnica, synu? Ona była dziedziczką Greyfaire, panią majątku, ten majątek jest nieodłączną częścią jej samej, jej duszy. Jeśli tego nie rozumiesz, to już nigdy nie zrozumiesz i nie zasługujesz na nią wcale. Poza tym ona jest ostatnią z rodu Grey i bardzo poważnie podchodzi do swoich obowiązków. Nie możesz od niej wymagać, by porzuciła Greyfaire i zostawiła mieszkających tam ludzi na łasce i niełasce sir Jaspera. Kobieta, która by tak postąpiła, nie jest godna tytułu hrabiny Dunmor. – Lady Margery położyła dłoń na ramieniu syna. – Jedź i sprowadź ją do domu, Tavisie – skończyła.

– Muszę wracać do Edynburga, matko. Jamie pozwolił mi odwiedzić dom przed moją następną misją na północy.

– Jeśli masz zamiar jechać za tą dziewką, to jedź, do diaska! – rzucił poirytowany Donald. – Jamiemu nic nie jesteś winien. Nie pofatygował się nawet, żeby ci powiedzieć, że żona wzięła z tobą rozwód, zresztą sam jej w tym pomógł i pewnie wysłał ją z listem do Anglii. Na północ może wysłać kogoś innego. Lordowie z gór zawsze będą wzniecali bunty, cokolwiek by zrobił. Swarliwość leży w ich naturze i zaczepiają każdego, kto stanie im na drodze. Zawsze były z nimi kłopoty. Chyba nie przepadają za Stewartami. Znajdź żonę i przywieź ją do domu, choć właściwie nie wiem, po co ci ta piekielna dziewka. Zdaje mi się jednak, że nie będziesz szczęśliwy, póki nie będziesz miał jej znów u swego boku. Choć ciężko mi to przyznać, nawet ja rozumiem, dlaczego Arabella powinna wrócić do domu.

Lady Margery skinęła zgodliwie głową.

– Donald ma rację – rzekła z błyskiem w oku – choć dziwi mnie, że słyszę te słowa z jego ust. Chyba jak dotąd zgadzaliśmy się z Donaldem tylko przy wyborze jego żony i w tej sprawie, Tavisie. Hepburn to dobra dziewczyna i kocha go bardzo, choć to niezdarny niedźwiedź pozbawiony manier. Chyba tylko ona widzi w nim innego człowieka. Jeśli jednak dobrze wybrał żonę, może i tym razem ma rację.

– Nim ruszę na południe, wyślę posłańca do Jamiego – rzekł hrabia. – Nim Jamie zdąży odmówić, już dawno nie będzie mnie w Szkocji. Nie odważy się stanąć między mną i Arabellą. Masz rację, matko, kiedy twierdzisz, że nie pomyślałem o tym, co czuje Arabellą. Teraz rozumiem, że muszę dla niej bronić tej maleńkiej fortecy, bo moja żona kocha to miejsce nade wszystko w świecie. Muszę pomóc jej odzyskać majątek. Dopiero kiedy Greyfaire będzie bezpieczne w jej posiadaniu, przestanie być mi zawadą. Dopiero wtedy będziemy mogli żyć normalnie.

Rankiem, kiedy posłaniec hrabiego Dunmor ruszył do Edynburga z wiadomością dla króla, hrabia z grupą zbrojnych udał się na południe, w stronę Anglii. W Greyfaire zastali Rowana, syna FitzWaltera, który dowiedziawszy się, kim są, otworzył im wrota warowni i udzielił gościny. Przywitał hrabiego z szacunkiem. Przygotowano dla niego i jego zbrojnych poczęstunek w sali rycerskiej zamku.

– Lady Greyfaire ruszyła na południe, by odszukać króla – powiedział Rowan, nim Tavis zdążył o to zapytać. – Mała Maggie jest oczywiście z matką. Do obrony wzięły mego ojca i piętnastu naszych najlepszych ludzi. Pojechała z nimi moja siostra, Lona.

Hrabia zwrócił uwagę na biedę panującą w majątku i warowni.

– Co się tutaj stało, chłopcze? – zapytał Rowana.

– To przez sir Jaspera Keane’a – odparł z nieskrywaną goryczą młodzieniec. – Zbiory były przez ostatnich kilka lat naprawdę słabe, a on zabrał nam resztki jedzenia, nie dbając o los ludzi mieszkających w Greyfaire. Wszyscy głodujemy, a kilka rodzin, które mieszkały tu od pokoleń, odeszło w poszukiwaniu lepszego losu. Sir Jasper wykradł nam najsilniejszych mężczyzn, a nawet chłopców, by utworzyć z nich wojsko, które zaimponowałoby królowi Henrykowi. Zaraza w sadzie zniszczyła większość drzew owocowych. Nic go to nie obeszło. Zabrał, co się dało, zostawiając nas o głodzie i chłodzie. Gdy nasza pani wróciła do domu, w ludzi wstąpiła nadzieja, która pozwoliła im zacząć naprawiać zniszczenia. Pokazała nam, jak pozbywać się chrząszczy żerujących na drzewkach owocowych i kazała posadzić drzewka, które za wiele lat znów dadzą owoce. Bez dziedziczki rodu Grey nie ma tu dla nas życia. Stare kobiety ze wsi mówiły tak od razu po wyjeździe panienki, ale wszyscy się z nich śmiali. Teraz wiemy, że to była prawda – skończył swoją opowieść Rowan.

Tavis skinął ze zrozumieniem głową na te słowa. Poczuł wyrzuty sumienia. Gdyby nie ignorował błagań Arabelli, może to wszystko wcale by się nie wydarzyło. Oczywiście w sadach byłaby zaraza, bo to już wina natury, a nie jego, ale co do reszty spraw… On i jego żona mogli zapobiec cierpieniu ludzi. Możliwe, że Greyfaire już nigdy się nie podniesie, ale wolał nie mówić tego mieszkańcom warowni.

Bóg jeden wie, jak często w życiu się mylił, ale zdawało mu się, że Greyfaire nigdy nie było bogatym majątkiem. Ledwie wystarczało im na przetrwanie, może czasem na jakieś zbytki, ale nigdy nie było tego wiele. Cały majątek utrzymywały na powierzchni jedynie rządy rozumnych lordów, ale ród Grey wymarł, z wyjątkiem małej złośnicy, która była jeszcze niedawno jego żoną. Czy o tym wiedziała, czy nie, i tak potrzebowała jego pomocy. Nawet jeśli nie chciała stawić czoła prawdzie, walczyła o przegraną sprawę. Pragnął być pierwszą osobą, która ją pocieszy po przegranej. Cokolwiek by się między nimi zdarzyło, wciąż ją kochał. Matka miała rację, że żadna inna kobieta nie będzie godna nosić jego nazwiska i jego syna pod sercem.

Hrabia wyznaczył dwóch żołnierzy, by towarzyszyli mu w dalszej podróży, rozkazał swemu kapitanowi by udzielił Greyfaire niezbędnej pomocy, a pozostałym nakazał powrót do Dunmor. Opuścił Greyfaire mądrzejszy, ale znacznie bardziej smutny. Bolało go, że dotąd nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo Arabella cierpiała, wiedząc, co sir Jasper Keane uczynił z Greyfaire i z jakim uporem oraz poświęceniem próbowała pomóc swoim ludziom, za których los czuła się odpowiedzialna. To wszystko czyniła bez jego pomocy, ponieważ on był zbyt zajęty własnymi sprawami, by choćby chwilę poświęcić na pomoc w sprawie tak bardzo dla niej ważnej. Uśmiechnął się sam do siebie, pomyślawszy, że jak na tak małą osóbkę, Arabella jest niezwykle silną kobietą.

Króla znalazł w jego ulubionej rezydencji w Sheen i choć Henryk Tudor był zdziwiony jego wizytą, udzielił mu audiencji.

– Przyjeżdżasz, panie, na polecenie swego bratanka? zapytał, nim hrabia wyprostował się z głębokiego ukłonu.

– Nie, wasza wysokość. Poszukuję swojej żony, która, jak mi powiedziano, zwróciła się do was o pomoc.

Henryk Tudor doszedł do wniosku, że ten człowiek musi ją kochać, mimo tego, co się wydarzyło.

– Lady Grey poinformowała mnie, że uzyskała rozwód i nie jest już twoją żoną, hrabio – rzekł król.

– Owszem, ale mam zamiar poślubić ją ponownie, jak tylko ją znajdę. Pragnę sprostować niemądre nieporozumienie, które między nami zaszło.

– Lady Grey jest we Francji na moje polecenie – rzekł król – ale muszę prosić, panie, byś zachował to w tajemnicy. Mówię ci o tym jedynie dlatego, byś nie uczynił pod wpływem złości i namiętności czegoś niemądrego.

– A co z Greyfaire? – zapytał hrabia, wiedząc, że ono musi mieć coś wspólnego z jej wyjazdem, bo inaczej Arabella nie opuściłaby Anglii.

– Dasz mi, lordzie Dunmor, słowo honoru, że nasza rozmowa nie wyjdzie poza tę komnatę?

Hrabia skinął głową, bo musiał wiedzieć, co się dzieje z Arabella.

– Lady Grey zgodziła się służyć mojej sprawie we Francji w zamian za zwrot jej warowni – rzucił chłodno król. – Musi odsłużyć rok i wtedy, dopiero wtedy przywrócę jej prawa do Greyfaire. Na dworze uważa się ją za banitkę. Wszyscy wiedzą, ze skonfiskowałem jej dobra ze względu na jej powiązania z moim poprzednikiem.

– Innymi słowy, moja żona została waszym szpiegiem, panie? – powiedział Tavis, ledwie wstrzymując wybuch wściekłości.

Chłodny wzrok Henryka Tudora napotkał na wzburzone spojrzenie Tavisa Stewarta.

– Tak – odparł krótko.

– Czy moja córka jest tam z nią?

– Pańska córka, hrabio, jest z moimi dziećmi, gdzie pozostanie jako gwarancja lojalności i dobrego zachowania pańskiej żony. Gdy tylko lady Grey powróci do Anglii – ciągnął dalej – oddam jej lady Margaret Stewart.

– Jesteś bezwzględnym bękartem – Tavis rzekł otwarcie do króla.

– Nie gorszym niż twój król, panie, ale przecież obaj jesteśmy Celtami. Jestem Walijczykiem, mimo iż noszę angielską koronę. Twój król pokonał przeszkodę w postaci ojca, by dostać się na tron, a ja… no cóż, tak wiele uczyniłem, by zapewnić sobie koronę, że sam już wszystkiego nie pamiętam.

– Jamie nie zabił swego ojca! – bronił bratanka Tavis. – Bardzo rozpaczał po jego śmierci. Kazał sobie zrobić ciężki, żelazny pas, by nigdy o nim nie zapomnieć.

– Milordzie – przerwał mu ostro król – nieważne, czy chciał go zabić, czy nie. Poprzedniego króla zabito na skutek rebelii, jaką wzniecił jego syn i król Jakub wie o tym dobrze. Żelazny pas nosi nie na znak żałoby, ale jako pokutę, bo czuje się odpowiedzialny za śmierć ojca. Przyjął na siebie odpowiedzialność za to wydarzenie, tak jak zrobiłby to każdy dobry król. Teraz ty, panie, musisz poczuć się odpowiedzialny za własne czyny i zgodzić się z tym, co zdecydowała lady Grey.

– Zdaje się, że nie mam wyboru, panie, ale chcę zabrać ze sobą moje dziecko.

– Masz rację, nie masz wyboru, a co się zaś tyczy dziecka, w mojej bawialni jest bezpieczne tak samo jakby było moje własne. Mój syn uwielbia małą Maggie i byłby zrozpaczony, gdyby mu ją nagle odebrano – rzekł z chłodnym uśmiechem. – Twoja mała córeczka, panie, ma wdzięk po matce.

– Nie macie prawa zatrzymać Margaret – rzekł hrabia, z całych sił starając się opanować gniew.

– Ależ mam takie prawo, milordzie. Gdybym ci pozwolił zabrać dziecko do Szkocji, spodziewam się, że potem szybko pojechałbyś do Francji po żonę. Pewnie by z tobą nie pojechała, bo zależy jej na odzyskaniu swojej własności. Pan jednak, hrabio, mógłby ją zdenerwować i odciągnąć od właściwego zadania, jakie tam ma do spełnienia. Tak więc będę nadal opiekował się twoją córką. Lady Grey pozostanie we Francji ze świadomością, że jeśli dobrze się spisze, oddam jej Greyfaire i dziecko za rok. Nie jesteś głupcem, hrabio, i cieszę się, że rozumiesz, iż nie mam zamiaru dłużej na ten temat dyskutować – zakończył tę kwestię król.

Tavis nie był jeszcze nigdy tak bliski złamania komuś karku gołymi rękoma. A mimo to ukłonił się przed Henrykiem Tudorem, przyjmując odmowę jak najlepiej potrafił.

– Dzięki, wasza wysokość, za posłuchanie – rzekł. Król skinął łaskawie głową.

– Jeszcze się nie oddalaj, panie. Mam kilka pytań, które chciałbym ci zadać. Zakładam, że niedawno byłeś w Greyfaire. W jakiej kondycji jest majątek? Jest w stanie się utrzymać?

– Warownia jest bezpieczna, ale ludzie zostali bardzo ukrzywdzeni przez sir Jaspera Keane’a. Zabrał wszystkich zdrowych mężczyzn, zostawiając kobiety i starców. W sadach była zaraza, a ci ludzie nie wiedzieli, co robić, dopóki nie zjawiła się tam moja żona. Panuje głód, więc część rodzin wyniosła się z majątku. Jednak podczas krótkiego pobytu Arabelli wróciła im nadzieja.

– Kto broni warowni?

– Rowan FitzWalter, syn kapitana FitzWaltera, bo ojciec ruszył w drogę z moją żoną – odparł hrabia.

– Radzisz mi, zatem, panie, wysłać tam rządcę? – zapytał król, a potem się roześmiał. Chyba pytam o to niewłaściwą osobę, jakbym pytał wilka, czy psy bronią owiec.

– Anglia i Szkocja nie są w stanie wojny, wasza wysokość, i mój bratanek ma wielką nadzieję, że do niej nie dojdzie. Zadaliście mi, panie, szczere pytanie, więc udzielę na nie szczerej odpowiedzi, bo kłamstwo uwłaczałoby memu honorowi – odparł poważnie Tavis Stewart. – Rowan FitzWalter jest w stanie obronić warownię równie dobrze jak każdy inny kapitan. Urodził się i wychował w Greyfaire. Bardzo poważnie podchodzi do swoich obowiązków. Uczył się zawodu od ojca, po którym pewnego dnia ma przejąć obowiązki. Gdybyście jednak, panie, chcieli pomóc, mieszkańcy Greyfaire na pewno z radością powitaliby trochę zboża dla siebie i swojego inwentarza. Byłoby im łatwiej przetrwać zimę. Moja żona zezwoliła im na naruszenie części zapasów i jednego jelenia na rodzinę z jej lasu.

– Dobrze rządzi swoim majątkiem – rzekł król z wyraźną aprobatą. – Zaradziła najważniejszym problemom, by podnieść ich na duchu i zachęcić do większego wysiłku dla niej. Pod jej rządami Greyfaire znów będzie prosperowało bez zarzutu. To dobrze.

– Nie sądzę, by Greyfaire kiedykolwiek stało się bogatym majątkiem, wasza wysokość – rzekł uczciwie hrabia. – To niewielki obszar ubogich ziem.

– Dlaczego więc tak bardzo chciała je odzyskać? – zastanawiał się król.

– To jej dom, panie – odparł po prostu hrabia. – Tam jest jej serce.

– Kobiety są niemądre – rzekł Henryk Tudor – ale dla nas to dobrze, co hrabio? – Uśmiechnął się lodowato. – Możesz wyświadczyć mi małą przysługę, Tavisie Stewart. Chcę wysłać rządcę do Greyfaire, by ocenił stan majątku i potrzeby mieszkańców. Będę wdzięczny, jeśli zabierzesz go ze sobą. Nie będę cię zatrzymywał. Możesz odjechać jeszcze dziś po południu.

– Jak sobie życzysz, wasza wysokość – odparł hrabia. Nie mógł odmówić spełnienia tak skromnej prośby króla, zwłaszcza że ten właśnie król miał u siebie lady Margaret Stewart. Poza tym król wyraźnie chciał, aby Tavis nie pozostawał na jego dworze dłużej niż to konieczne. Wysyłając ze Szkotem swego urzędnika, gwarantował ich szybki wyjazd.

– Nie będziemy was zatrzymywać – rzekł król, wracając do oficjalnego tonu.

Hrabia skłonił się i wyszedł z komnaty.

Na placu zamkowym nie spędził nawet godziny, czekając na królewskiego wysłannika. Okazał się nim młody zakonnik.

Tavis przyglądał mu się ze zdziwieniem i pewną dozą niezadowolenia, więc młodzieniec wyjaśnił szybko:

– Dobrze jeżdżę konno, więc nie będę wstrzymywał podróży.

Pogodziwszy się z faktem, że nie pozwolono mu nawet spojrzeć na córeczkę, hrabia Dunmor wsiadł na konia i skinął do towarzyszących mu żołnierzy, że pora w drogę. Wyjechał z dworu, nie rozmawiając z nikim, prócz samego władcy i jego sekretarza. Ponieważ audiencja u króla odbyła się wcześnie rano, nie widział się z żadnym z dworzan. Dla Anglików w ogóle nie istniał.

Jeśli jednak Henryk Tudor był na tyle głupi, by sądzić, że Tavis miał zamiar siedzieć spokojnie i czekać, aż Arabella wróci do domu z Francji, to bardzo się pomylił. Tavis nie miał zamiaru narażać życia córki. Szkocja i Francja były sprzymierzeńcami od dawna, Anglia i Francja wręcz przeciwnie. Tavis musiał uszanować obowiązki Arabelli wobec angielskiego króla. Zrobiła to, co na jej miejscu uczyniłby każdy mężczyzna, by odzyskać swój majątek. Hrabia dopiero teraz w pełni to zrozumiał. Grała w niebezpieczną grę, kierującą się regułami władzy i polityki. Zastanawiał się, czy nie porwała się z motyką na słońce. Czego mogła się dowiedzieć we Francji? Co ważniejsze, ale dotarło do niego dopiero teraz, jak miała zdobyć te informacje. Nie miała majątku ani odpowiednich koligacji, nawet przyjaciół, którzy mogliby jej pomóc w tym zadaniu. Miała jedynie bystry umysł i urodę. Najbardziej martwiło go to drugie. Czyżby angielski król spodziewał się, że Arabella będzie dla niego cudzołożyła? Tavis pomyślał z nienawiścią i obrzydzeniem o Henryku Tudorze. Arabella nie była latawicą, ale wiedział, że dla odzyskania swojego dziedzictwa uczyni wszystko.

Boże, ależ ze mnie głupiec – pomyślał Tavis i westchnął bezsilnie. Gdyby poparł żonę w staraniach o odzyskanie majątku, zamiast traktować ją jak nieznośne dziecko, wszystko w ogóle by się nie wydarzyło. Jak dotąd traktował Arabellę jak upartego bachora, którym przecież wcale nie była. Była silną kobietą, zdecydowaną i rozsądną. Kiedy sądziła, że ma rację, nikt nie wmówiłby jej, iż jest inaczej.

Francuzi mają gorącą krew. Arabella stanie się bezbronną ofiarą pierwszego lepszego pożądliwego szlachcica. We Francji znalazła się sama, a przecież nie zna się na polityce i dworskich układach. Nieważne, co powie na to Henryk Tudor! Tavis wiedział, że musi jechać do Francji, by ochronić żonę. Nadal nią była, choć może Kościół już tak nie uważał. Oficjalnie była wolna, mogła ponownie wyjść za mąż. Wyjść za mąż. To niemożliwe! A jeśli Henryk Tudor postanowi ją wydać za Francuza? Tavis zabije każdego, kto chciałby się z nią żenić!

Kiedy wrócił do Dunmor, czekał na niego osobisty posłaniec od króla Szkocji, jego bratanka. Jakub prosił o dołączenie do jego dworu natychmiast po powrocie. Posłaniec spędził w Dunmor już dwa tygodnie. Hrabia westchnął z rezygnacją i po nocy spędzonej wreszcie we własnym łożu pojechał do króla. Nie mógł przecież zignorować jego wezwania.

– Nie śpieszyło ci się – rzucił niezadowolony Jamie, kiedy już się spotkali.

– Do Dunmor wróciłem cztery dni temu, panie – odparł hrabia.

– Byłeś w Anglii – zauważył oskarżycielskim tonem król.

– Tak, u Henryka Tudora – odparł szczerze Tavis.

– Z kim jeszcze się widziałeś? Może z tymi zdrajcami, którzy uciekli z kraju, a teraz knują na dworze Henryka Tudora, jak pozbawić mnie tronu?

– Nie widziałem się z nikim, prócz samego króla i jego sekretarza – odparł spokojnie hrabia. – Pojechałem tam z jednego tylko powodu, by odzyskać Arabellę. Chcę ją sprowadzić do domu.

– Rozwiodła się z tobą, wuju, przyjmij porażkę i daj jej spokój. Ona już wybrała, niewiele możesz teraz zrobić.

– Jamie – rzekł cicho hrabia – gdybyś nie był królem, złamałbym ci kark, nie mrugnąwszy nawet okiem. Jak mogłeś pozwolić na to, by Arabella rozwiodła się ze mną? Nie, nie odpowiadaj. Wiem, dlaczego to zrobiłeś.

– Wiesz? – zapytał młody król, wiercąc się nerwowo.

– Tak, wiem. Ta mała sprytna dziewucha postanowiła, że skoro ja jej nie chcę pomóc, będzie musiała udać się do króla Henryka jako kobieta wolna, bo jako żona Szkota niewiele zdziała. Przekonała cię na pewno, żebyś pomógł jej uzyskać rozwód, bo bez niego nie uda jej się przekonać angielskiego króla o swojej lojalności. Dałeś się nabrać na jej kwilenie, pewnie serce pękało ci z żalu na widok jej łez. Wybaczam ci, bratanku. Przynajmniej ty lepiej ją rozumiałeś niż ja. Mnie się wydawało, że jest po prostu uparta.

Jakub Stewart poczuł, jak kropla zimnego potu płynie mu po plecach. Kiedy wuj powiedział, że wie, dlaczego pomógł jego żonie, spodziewał się, że zaraz skończy jak kilku jego poprzedników, zamordowany za młodu przez członka własnego klanu. Najwyraźniej jednak Tavis nic nie wiedział o jego krótkiej, aczkolwiek poufałej znajomości z Arabellą.

Wuj był zawsze wiernym jego poplecznikiem, co więcej, z poświęceniem załatwiał jego sprawy z klanami z północy. To on wspomagał go we wszelkich rozmowach z góralami, którzy ciągle wzniecali bunty i cofali Szkocję z drogi postępu.

Jakub Stewart pomyślał z żalem, że jako król miał władzę, której użył w dziecinny sposób, biorąc sobie cnotliwą damę dla zwykłego kaprysu i wykorzystując fakt, iż potrzebowała pomocy. Wstydził się teraz swego postępowania, bo splamił królewski honor. Kochał kobiety, ale w zapale miast kochać Arabellę, skrzywdził ją bardzo.

– Chcę jechać do Francji – rzekł wuj. – Tam jest Arabellą.

– Co ona robi we Francji? – zdziwił się król.

– Henryk Tudor skonfiskował jej dobra ze względu na jej pokrewieństwo z poprzednim królem, Ryszardem – rzekł ostrożnie hrabia Dunmor, pamiętając o słowie danym angielskiemu królowi i żałując, że nie może własnemu władcy wyjawić całej prawdy. – Nie było już dla niej miejsca w Anglii, a do Szkocji też nie chciała wracać, więc uciekła do Francji. Mieszka na dworze króla Francji, ale nie potrwa to długo, bo nie ma wiele pieniędzy.

– Może, za twoim pozwoleniem, wuju, nim tam się udasz, zatroszczę się o to, by otrzymała niewielką sumę na wydatki.

– To miło z twojej strony, Jamie, ale chciałbym jechać zaraz do Leeds. Wsiądę w pierwszy statek do Francji.

– Nie mogę ci na to pozwolić, wuju. Nie teraz. Musisz jechać w góry po raz kolejny. Musisz odwiedzić zamek Glenkirk. Postanowiłem wysłać do wszystkich krajów Europy swoich ambasadorów tak samo, jak zrobili to Anglicy. Lord Glenkirk ma zostać ambasadorem Szkocji w niewielkim księstwie nad Morzem Śródziemnym, San Lorenzo. Jeśli Szkocja ma się rozwijać, musimy zacząć z nimi handlować. Postanowiłem tak właśnie uczynić. Potrzebujemy dobrze zaopatrzonych statków na długie, morskie podróże. Francuzi są naszymi sprzymierzeńcami, ale nie mogę całkowicie na nich polegać. Poza tym staniemy się dla nich konkurencją. Skończą się bowiem czasy, kiedy wywoziliśmy jedynie futra, baraninę i solone ryby. Teraz zamienimy je na europejskich targowiskach na inne dobra, część towarów odsprzedamy z zyskiem, a część sprowadzimy do domu. Patrick Leslie jest człowiekiem światowym, mimo iż pochodzi z gór. Jest wdowcem. Na razie nie ożenił się ponownie. Prócz dwójki dzieci nie ma tu żadnych obowiązków, bo jego kuzyn doskonale zarządza jego majątkiem.

– Czy on już wie, że ma ci służyć, bratanku? – zapytał sucho hrabia, znając odpowiedź, ale woląc ją usłyszeć z ust Jakuba.

– To twoje zadanie, wuju. Musisz go przekonać, by się zgodził – rzekł król do Tavisa. – Wiesz, że on jako jeden z niewielu górali poparł mnie przeciwko ojcu. Nie wiem dlaczego, ale zapytam go, kiedy się spotkamy. Sprowadź Patricka Leslie do mnie. Wiem, że to nie będzie łatwe. Będziesz musiał się postarać, by go przekonać, bo on nie lubi opuszczać swych ziem. Nie chcę mu rozkazywać, żeby przybył na królewski dwór, ale jeśli będę zmuszony, zrobię to. Jedź więc do Glenkirk i spróbuj przekonać Patricka Leslie, żeby przybył do mnie z własnej woli. Nie śpiesz się, ale nie bądź tam też za długo. Jak ci się uda, wyślę cię do Francji w sprawach królestwa, żebyś miał okazję zdobyć na powrót przychylność żony. Tymczasem dopilnuję, by jej niczego nie brakowało.

– Nie przyjmie ani miedziaka od nas, Jamie. Jest bardzo dumna. Sam wiesz – odparł hrabia.

Król się zaśmiał.

– Będzie musiała prowadzić dworskie życie, wuju. Wszyscy muszą wydawać pieniądze na stroje na dworze francuskim. Jej uroda na pewno zostanie tam zauważona. Ale twoja pani ma naturę praktyczną. Jeśli będzie potrzebowała pieniędzy, weźmie je, a co jej zostanie, zachowa na czarną godzinę. Nie musisz się martwić, że Arabella umrze z głodu.

– Nie obawiam się, że Arabella umrze z głodu, Jamie – rzekł Tavis Stewart. – Boję się, że znudzona samotnością znajdzie sobie innego mężczyznę. To największa moja obawa, bratanku.

– Więc nie masz się o co martwić, wuju – rzekł król. – Arabella Grey kocha cię jak nikogo w świecie. Tego jestem pewien.

– Obyś miał rację, Jamie.

Tak więc hrabia Dunmor ruszył w góry do Glenkirk. Patrick Leslie powitał go ciepło. Długie tygodnie późnego lata zmieniły się w jesienne dni, a Tavis dalej polował na jelenie w lasach Glenkirk, łowił pstrągi w lodowatych, górskich potokach, w nadmiarze pił ciemną, gęstą whisky, przechowywaną w piwnicach Glenkirk i przesiadywał w sali rycerskiej w towarzystwie gospodarza, słuchając grajka, który znał chyba wszystkie melodie na fujarkę, jakie wymyślono. To wygodne życie kawalera, mimo posiadania dwójki dzieci, lord Glenkirk wiódł już od jakiegoś czasu. Miał rudowłosą córeczkę o imieniu Janet i mocno zbudowanego, zdrowego chłopaka, Adama.

Misja od króla nie była łatwa, ale w końcu pewnego dnia Tavis Stewart stwierdził, że dłużej już nie może czekać. Dni były coraz krótsze, bo nadchodziła zima.

– Patricku – zaczął – mój bratanek, król, powiedział mi, że poparłeś go w walce przeciwko ojcu.

– Tak – odparł krótko Patrick Leslie. – Racja leżała po jego stronie.

– Król chciałby wynagrodzić cię za twoją lojalność i prosił, bym sprowadził cię na królewski dwór – rzekł hrabia.

Patrick Leslie potrząsnął rudą głową, a zielone oczy spoglądały na Tavisa poważnie, kiedy mówił:

– Nie nadaję się na dworzanina, Tavisie, tak jak ty. Jestem prostym góralem, takim, jakim był mój ojciec i dziad, i pradziad. Nie oczekuję nagrody za zrobienie tego, co do mnie należy.

– Mimo to, Jamie nalega, byś przybył – rzekł hrabia, myśląc, że królowi przydałoby się więcej takich uczciwych ludzi jak Leslie. – Mam zostać w Glenkirk, póki się nie zgodzisz. Mam ważną sprawę we Francji i mam nadzieję, że szybko zmienisz zdanie.

– Pochlebia mi, że król uczynił mi ten honor, Tavisie, ale nie opuszczę Glenkirk. Nie jestem przyzwyczajony do koronowanych głów i ich kaprysów. Jeśli tam pojadę, nie będę mógł wrócić do domu, bo król poprosi mnie o jakąś drobną przysługę, jak to robi z tobą. Na pewno tęsknisz za Dunmor. Nie możesz tam wrócić. Wyświadczasz swojemu bratankowi drobną przysługę, a potem wysyła cię do Francji też w jego sprawie. Mam rację? Dziękuję, ale nie chcę opuszczać Glenkirk.

– Więc muszę tu pozostać, póki cię nie przekonam – rzekł uprzejmie hrabia. – Czy twoja córka ma już narzeczonego?

– Nie. Nie chcę jej jeszcze stracić – odparł lord Glenkirk.

– Król na pewno znajdzie jej lepszą partię niż ty – zachęcał go Tavis Stewart. – Zabrałbyś ją ze sobą, chłopca też. Na pewno by im się spodobało.

– Pięknie obchodzimy święta Bożego Narodzenia w Glenkirk – odparł spokojnie Patrick. – Mówię ci to na wypadek, gdybyś chciał pozostać. Może powinieneś posłać po swoją żonę?

Tavis poczuł ogarniającą go desperację. Patrick Leslie okazał się bardziej uparty niż przewidywał, a hrabia wiedział, że król nie pozwoli mu jeszcze opuścić Glenkirk. Będzie musiał tu pozostać, póki król nie zdecyduje, że skończyła się jego cierpliwość i wezwie rozkazem upartego lorda do siebie. Wtedy Patrick nie będzie mógł odmówić.

Nadeszły Święta, a potem Nowy Rok. Po święcie Trzech Króli hrabia w końcu przyznał się do porażki. Spędził w Glenkirk pół roku i nie uczynił żadnych postępów. Wysłał wiadomość do króla, który rozkazał lordowi Glenkirk stawić się przed jego obliczem. Teraz ten nie mógł odmówić. Rozkaz dotyczył również dwójki jego dzieci, by Patrick nie miał pretekstu do szybkiego powrotu do domu.

– Jak mogłeś mi to zrobić, Tavisie? – zapytał z wyrzutem Patrick Leslie. – Byłem tak gościnny.

– Przyjacielu, tak czy siak, Jamie postawi na swoim – rzekł hrabia Dunmor – więc na przyszłość o tym pamiętaj. Gdybyś pojechał, kiedy cię zapraszałem, nie musiałby cię teraz wzywać.

– Ale dzieci?

– Będą się dobrze bawiły. Zobaczą trochę świata, a nie tylko Glenkirk. Docenią uroki tego miejsca, gdy zobaczą inne.

– Mogę wziąć ze sobą miecz, ojcze? – zapytał Adam Leslie. – Przysięgnę wierność królowi i oddam mu swoją armię!

– Głuptas! – roześmiała się Janet. – Król nie potrzebuje dzieci z kapką u nosa, prawda, ojcze? Ja jednak jestem już w wieku do zamążpójścia. Może na dworze ojciec znajdzie mi męża.

– Ha – zaśmiał się młodszy brat. – Nikt nie spojrzy na dziewkę bez cycków, pani Mądralińska, a ty jesteś płaska jak deska.

– Och! – oburzyła się Janet.

Ruszyła za bratem z wyrazem wściekłości w oczach. Adam, nauczony doświadczeniem, uciekł szybko, wyjąc jak potępieniec, oglądając się za siebie i robiąc miny.

Mężczyźni roześmiali się, rozbawieni zachowaniem dzieci, które tak naprawdę uwielbiały się nawzajem.

– Cóż – rzekł w końcu Tavis. – Teraz, kiedy załatwiłem sprawę między tobą a królem, mogę wreszcie zobaczyć moją małą córeczkę.

– Niestety, przygotowania do podróży zajmą jakiś tydzień. Będziesz nam towarzyszył?

– Tak, bratanek mnie do tego zobowiązał. Chyba się obawia, iż nie stawisz się na jego wezwanie, jeśli ja tego nie dopilnuję. I tak muszę jechać do Leeds, by dostać się na statek do Francji.

– Podróż morska zimą jest niebezpieczna – zauważył Patrick Leslie.

– Owszem, ale ja muszę się dostać do Francji. – Powinienem ruszyć już wiele miesięcy temu, ale nie dałeś się przekonać, uparty góralu. Kilka dni już nie ma żadnego znaczenia.

Jednak dzień przed podróżą Szkocję nawiedziły śnieżyce, zawiewając górskie drogi. Minęło wiele tygodni, nim mieszkańcy Glenkirk mogli ruszyć w drogę. Dopiero w marcu cieplejsze powiewy i towarzyszące im deszcze roztopiły śnieg i w końcu byli gotowi do drogi.

ROZDZIAŁ 19

– Diuk de Lambour powiedział dziś coś interesującego, Tony.

Arabella Grey popijała jasne, słodkie wino ze srebrnego pucharu. Wraz z lordem Vardenem kończyli właśnie wspaniałą kolacje przygotowaną przez Barbe, smakowitą pieczeń z dzika w chrupiącej skórce z wielkimi kawałkami aromatycznych trufli i delikatną szalotką w ciemnym sosie winnym.

– Co? – zdziwił się lord Varden i wbrew dobrym manierom zanurzył kawałek chrupiącego chleba w pozostałym na talerzu sosie, po czym wepchnął go do ust.

– Znów nalegał, bym została jego kochanką – odparła Arabella – więc przypomniałam mu o jego biednej żonie, która została w Normandii. Stwierdziłam, że powinien brać przykład z wierności króla wobec lady Margaret. Diuk roześmiał się i powiedział, że zaręczyny są po to, by je zrywać. Kiedy zdziwiłam się i nalegałam, by mi powiedział, co to znaczy, zmienił temat rozmowy. Myślisz, że to coś ważnego?

– Możliwe – odparł z wolna lord Varden zainteresowany tematem. – Rozumiesz, Arabello, częścią posagu lady Margaret, który otrzymała od ojca, Maksymiliana Habsburga, są prowincje Comte i Artois, które Francuzi koniecznie chcieliby mieć z powrotem. Jest tylko jedna rzecz, która mogłaby skusić Karola do odstąpienia od tych zaręczyn. Bretania. Musisz się dla nas dowiedzieć, Arabello, czy zaręczyny mają zostać zerwane. Król Henryk na pewno doceni taką wiadomość. Jest niezwykle istotna. Księżniczka Anna z Bretanii ma wyjść za samego Maksymiliana, który właśnie owdowiał. Jeśli te zaręczyny nie dojdą do skutku za poduszczeniem Francji, to wtedy Francja będzie miała silną pozycję w Europie, a to nie służy interesom Anglii.

Arabella westchnęła.

– Obawiam się, że tego mogę się dowiedzieć tylko w jeden sposób – rzekła zrezygnowanym tonem, a lord Varden wiedział, co za chwilę doda. – Muszę ulec jego namowom. Chyba w tej kwestii nie mam innego wyjścia.

Anthony wziął ją za rękę i rzekł:

– Arabello, jesteśmy przyjaciółmi, prawda? – Skinęła głową, więc mówił dalej. – Jesteś młoda i piękna i zdaje mi się, że namiętna. Jeśli musisz coś zrobić dla Anglii, nie powinnaś mieć z tego powodu wyrzutów sumienia.

Roześmiała się, ujęta jego uprzejmością.

– Tony – odparła zupełnie szczerze – to, co robię, robię tylko po to, by odzyskać moje ziemie. Nie wiem, jaką mnie to czyni kobietą. Nie podoba mi się myśl, że sprzedaję swoją moralność za ziemię, a mimo to, jeśli bym miała znów to zrobić, podpisałabym pakt z diabłem, byle tylko w końcu odzyskać dla mojej córki Greyfaire. Czyż mężczyźni nie pokonują podobnych przeszkód, by pozyskać to, czego pragną? Oni walczą mieczem, sztyletem, wszelką bronią. Kobiecą bronią jest intelekt, choć większość mężczyzn nie przywiązuje do niego wagi. Gdy zaś intelekt zawodzi, ciało to jedyna broń, która może powalić najsilniejszego nawet mężczyznę.

Spojrzał na nią zdziwiony. Jak dotąd sądził, że Arabella Grey jest niewinną, młodą kobietą, uwikłaną w pułapkę polityki, w której utknęła bez nadziei na wolność. Nagle zrozumiał.

– Przerażasz mnie, Arabello – rzekł. Zaśmiała się.

– Moim przekleństwem jest fakt, iż jestem drobna i blada. Mężczyźni sądzą więc, że jestem słaba i bezbronna, Tony, ale przecież w większości tego właśnie ode mnie oczekują. Jestem cnotliwą kobietą i boli mnie bardzo, iż muszę cnotę odsunąć na dalszy plan, by odzyskać, co moje, a Bóg mi świadkiem, że to uczynię! Odsuwałam księcia tak długo, jak się dało, ale wiem, że niedługo straci zainteresowanie, jeśli nie ulegnę jego prośbom. Jeśli ta informacja, której ci udzieliłam, prowadzi do czegoś ważnego, co pomoże polityce króla Henryka i uczyni go moim dłużnikiem, zostanę kochanką księcia.

Lord Varden musiał przyznać, iż jest pełen podziwu dla jej determinacji. Analiza sytuacji dokonana przez nią była całkowicie poprawna. Sam nie wiedział, dlaczego tak bardzo go to dziwiło, bo przecież Arabella nigdy nie ukrywała, że jest osobą inteligentną.

– Ulegniesz mu z wdziękiem, moja droga – rzekł niepewnie.

– Okażę delikatność uczuć: niewinność walczącą z nieodpartą namiętnością. Niech sądzi, że jego wygrana jest wielkim zwycięstwem. Mam nadzieję, że uzna, iż warto było mnie tak długo uwodzić – roześmiała się.

Lord Varden przyłączył się do niej.

– Nigdy w siebie nie wątp, moja droga – rzekł. – Pomyśl o tym, że w opinii większości kobiet diuk jako kochanek zasługuje na najwyższe pochwały, więc nie zaszkodzi wcale, jeśli będziesz się dobrze bawić.

– Wcale nie jestem pewna, Tony, że powinnam w tej sytuacji dobrze się bawić – odparła Arabella, ale w jej zielonych oczach zapłonęła iskierka. – Nie wydaje mi się właściwe, żebym czerpała przyjemność z czegoś, co przeczy wszelkim zasadom, które mi wpojono.

– Jeśli będziesz kwaśna, diuk na pewno będzie niezadowolony. Pamiętaj, moja droga, że jeśli już coś postanowisz, musisz w pełni się zaangażować. Nie rób sobie wyrzutów, to strata czasu. Błądzenie jest rzeczą ludzką. Jeśli więc żałujemy, że zbłądziliśmy, żałujemy, że jesteśmy ludźmi. Diuk pragnie mieć w swoich ramionach gorącą kobietę z krwi i kości. Jeśli musisz się oddać temu mężczyźnie, to przynajmniej baw się dobrze. Przecież nie będziesz zawsze tak postępować. Poza tym zdaje mi się, Arabello, że nie znasz innego mężczyzny prócz swego męża. Mężczyźni w sprawach alkowy mają przewagę nad kobietami. Im wolno zejść ze ścieżki cnoty i wierności. O ile tylko nie robią z siebie widowiska, nikt ich za to nie potępia. Jeśli twoim obowiązkiem jest zachować się niemoralnie, moja droga, to wykorzystaj to do cna!

– Ależ panie, jesteś niepoprawny! – rzekła ze śmiechem Arabella. – Jestem ciekawa, jacy są inni mężczyźni. To muszę przyznać. – Nie miała zamiaru dyskutować z nim o przygodzie z Jakubem Stewartem. To nie była jego sprawa i nie powinien o tym wiedzieć.

– Tak więc będziesz miała okazję zaspokoić ciekawość, moja droga. Mam tylko jedno pytanie. Kiedy?

– Diuk poprosił mnie, abym świętowała z nim Trzech Króli – odparła Arabella. – Wydaje niewielką kolację i zaprosił mnie na nią. Okazja jest doskonała, bo na pewno tego wieczoru spróbuje mnie uwieść.

– Tak – zgodził się jej towarzysz. – Pewnie właśnie tak uczyni.

Anthony Varden nie powiedział Arabelli, że póki o tym nie wspomniała, nie wiedział nic o żadnej kolacji u księcia. Pewnie nikt na całym dworze również nic nie wiedział o tej uroczystości. Diuk najwyraźniej uczynił ostatni rozpaczliwy gest, by wciągnąć Arabellę do swej alkowy. Zastanawiał się, czy uświadomić jej ten fakt, ale doszedł do wniosku, że lepiej to zrobić, bo gdyby się przestraszyła, mogłaby w ostatniej chwili zmienić zdanie i bronić się przed zalotami.

– Zdaje mi się, moja droga, że będziesz jedynym gościem księcia tego wieczoru – rzekł. – Mnie nie zaprosił, a zwykle, kiedy zaprasza ciebie, zaprasza również mnie.

– Naprawdę? – zdziwiła się szczerze Arabella.

– To może być ostatnia okazja.

– Tak mi się zdaje, Tony. Dziękuję za ostrzeżenie. Nie ma już teraz chyba odwrotu.

– Już zazdroszczę diukowi podboju. Zaczerwieniła się, ale wreszcie zebrała się na odwagę, by zadać mu pytanie, które dręczyło ją od dawna:

– Dlaczego nie jesteś żonaty, Tony?

– Byłem – odparł. – Z Bretonką. Poznaliśmy się na dworze księcia Bretanii, kiedy byłem tam z królem Henrykiem. W kilka miesięcy po zaślubinach zachorowała i zmarła. Niewielu ją pamięta. Od tej pory nie miałem już żony. Służę królowi w dość dziwny sposób, więc wolałem się nie żenić, by nie narażać żony. Sama wiesz, że w takiej służbie ciągle trzeba się mieć na baczności. Żona skomplikowałaby moje życie. Mieszkam we Francji, więc pewnie wziąłbym sobie Francuzkę. Jak miałbym ukrywać przed nią wszystkie tajemnice? Bez żony i dzieci sam też jestem bardziej bezpieczny. Jako młodszy syn nie mam w Anglii niczego – ani ziemi, ani pieniędzy. Król obiecał mi jednak, że kiedy moja służba tu, we Francji się skończy, podaruje mi majątek, na którym będę mógł osiąść. Dopiero wtedy ponownie założę rodzinę.

Rozumiała. Przecież Henryk Tudor tak właśnie użył przeciwko niej małej Margaret.

– Modlę się, bym mogła zdobyć dla króla wartościowe informacje, Tony. Bardzo tęsknię za domem. W ciągu tych ostatnich miesięcy Margaret na pewno bardzo urosła. Tak mi jej brak!

– A jeśli zakochasz się w księciu? – zapytał. – To możliwe. Wydaje mi się, że już go lubisz, mimo iż pewnie sama tego nie chciałaś. Gdy w grę wejdzie jeszcze namiętność, kto wie, co może się zdarzyć.

– Nie wydaje mi się, by miłość mogła zagościć w moim związku z Adrianem Morlaixem – stwierdziła Arabella. – On mnie pożąda, a właściwie mego ciała. Ja w zamian pożądam informacji, których inaczej niż w alkowie nigdy bym nie zdobyła.

– Ale on o tym nie wie, moja droga – odparł lord Varden.

– Jednak ja, owszem, wiem. Nie mogę sobie pozwolić na miłość, Tony. Ona przynosi tylko ból.

– Tak – zgodził się – ale żyć bez miłości, moja droga, to znacznie gorsze. Gdy żyła moja Jenne Marie, ból odczuwałem jedynie wtedy, gdy nie mogliśmy być razem. Moje życie zdawało się pełne i szczęśliwe tylko wtedy, gdy byliśmy ze sobą, blisko. Jej miłość dała mi coś, czego nigdy wcześniej nie czułem. Kiedy zmarła, zdało mi się, że ja też nie żyję, a kiedy zrozumiałem, że to nieprawda, przeklinałem los za to, że kazał mi chodzić po tej ziemi bez niej. Oczywiście z czasem ból ucichł, ale nigdy nie zniknął zupełnie.

Pozostały mi wspomnienia, wiele szczęśliwych wspomnień. Och, Arabello, kochałbym znów, gdyby nie moja niezręczna sytuacja. Nie mogę sobie pozwolić na to, by się do kogoś choćby przywiązać. Jeśli jednak twoje serce zabije mocniej w stronę Adriana Morlaka, nie odmawiaj sobie tej radości! Masz jedno życie i musisz je przeżyć jak najpełniej.

Radość? Miłość? Szczęście? Miłość zawsze przynosiła więcej smutku niż radości – pomyślała Arabella. Matka kochała Jaspera Keane’a i gorzko tego żałowała. Wiele wycierpiała. Ona sama kochała Tavisa Stewarta i choć twierdził, iż także ją kocha, zawsze traktował ją jak dziecko, jak maleństwo, które trzeba tulić i całować, ale nie wolno go brać poważnie. Jedyna dobra rzecz, która wynikła z ich związku, to mała Margaret, ale teraz i od niej została odsunięta.

Nie, już nigdy nie podda się miłości i nie pozwoli się skrzywdzić!

Musiała się zastanowić nad spotkaniem z Adrianem Morlaixem. Co miała na siebie włożyć? Jej strój musiał być niewinny, a jednocześnie uwodzicielski. Pod suknią winna mieć jedynie przejrzystą halkę z jedwabiu w kolorze kości słoniowej. Kość słoniowa. Ten odcień najlepiej podkreśli bladość jej cery i włosów oraz niewinność jej osoby, którą jeszcze tej nocy pozwoli mu sobie odebrać. Pokiwała niepewnie głową. Jak wiele spraw musiała wziąć pod uwagę, rzeczy, o których wcześniej nie pomyślała, a które mogły ją zniszczyć!

A włosy? Nie powinna ich spinać jak zwykle w wysoką koronę na czubku głowy. Tego wieczoru musi do nich wpleść jedwabne wstążki i perły, a jej fryzurą będzie prosty warkocz. Jak wszyscy mężczyźni Morlak będzie chciał go rozpleść, więc trzeba mu to będzie ułatwić. I żadnej biżuterii. W ten sposób uzyska wrażenie prostoty i niewinności. Głęboka czerwień burgunda na jej pelerynie doda jej uwodzicielskiego uroku.

Tej nocy wykąpała się dokładnie, każąc wcześniej Lonie dodać do wody kilka kropli olejku o zapachu wrzosów. Długie włosy umyła wcześniej.

– Dziwne, że jeszcze nie dostałaś zapalenia płuc od tych ciągłych kąpieli – narzekała Lona. – Tyle wody, to nie może być zdrowe, ale pewnie twoje ciało już się przyzwyczaiło do tego ciągłego szorowania.

– Tak jak ja przyzwyczaiłam się do twojej paplaniny – zażartowała Arabella.

– Paplaniny? – oburzyła się Lona. – Tylko dlatego, że się o ciebie martwię, milady, nie znaczy, że paplam bez miary!

Arabella roześmiała się.

– Najdroższa Lono. Kocham cię jak siostrę i jak z siostrą się z tobą droczę – rzekła.

– No dobrze – uspokoiła się Lona. – To co innego. – Pomogła jej wyjść z balii, osuszyła ją i uperfumowała, otuliła ciepło i podała jedwabną halkę. – Powinnaś włożyć dziś coś cieplejszego, milady. Noc jest zimna, to pewne.

– Grubsza halka zepsułaby krój mojej sukni – stwierdziła Arabella, ale Lona uniosła pytająco brwi, sprawiając, że jej pani dodała surowo: – Nie chcę już nic na ten temat słyszeć.

Lona skinęła głową, wcale nieobrażona. Gdy Arabella mówiła, że nie chce o czymś słyszeć, nie należało drążyć tematu. Wzięła aksamitny stanik sukni i dwie spódnice, po czym pomogła Arabelli się ubrać. Potem zaplotła jej włosy w gruby, surowy warkocz, wplatając w niego ostrożnie wstążki z perełkami.

– Już – powiedziała w końcu. – Pięknie wyszło, milady. Wyglądasz olśniewająco.

Pomagając pani wsiąść do powozu, Lona położyła jej na kolanach ciężką, futrzaną kapę, a pod nogami umieściła rozgrzane kamienie. Podróż do domu księcia de Lambour nie była długa, ale styczniowe noce w Paryżu bywały naprawdę zimne i mieszkańcy miasta nieczęsto wychodzili z domów.

– Wprowadźcie konie do stajni księcia i znajdźcie sobie schronienie w kuchni – poinstruowała Arabella sześciu mężczyzn, którzy towarzyszyli jej w drodze. – Wezwę was, kiedy będę gotowa do powrotu.

Pozwoliła, by służba księcia wyjęła chłodne już kamienie spod jej stóp i pomogła jej wysiąść z powozu. Pośpiesznie weszła do domu.

Ma Bellel Witaj! – wykrzyknął Morlaix, wychodząc jej naprzeciw. Ucałował jej dłoń, a służący pośpiesznie zabrał jej pelerynę.

Uniosła pytająco brwi.

– Panie, czyżbym pomyliła datę zaproszenia? – W domu panowała cisza, a książę odziany był w ulubioną purpurę, jednak niezbyt strojnie. – Monseigneur, nie zaprosiłeś mnie na kolację w noc Trzech Króli?

– Owszem, zaprosiłem – rzekł – i mam nadzieję, że wybaczysz mi to małe oszustwo. Jesteś moim jedynym gościem.

Monseigneur! - udawała zaszokowaną jego postępkiem. – Ależ to się nie godzi! Zniszczysz mi reputację. Proszę, poślij po mój powóz. W tej sytuacji nie powinnam jechać.

– Nie zostaniesz choćby chwili, ma Bellel Chciałbym dać ci prezent. Kilka chwil nie zepsuje kryształowo czystej reputacji, cherie - rzekł łagodnie, a Arabella pozwoliła się udobruchać i poprowadzić w górę marmurowych schodów do niewielkiego saloniku, jasno oświetlonego ogniem z kominka.

– Uwielbiam prezenty – rzekła i dodała szczerze. – Dawno już żadnego nie otrzymałam.

– Gdybyś mi tylko na to pozwoliła, cherie, cały pokój wypełniłbym prezentami dla ciebie.

Arabella zaczerwieniła się szczerze z powodu komplementu księcia.

– Ja też mam dla ciebie mały prezent – rzekła i podała niewielką paczuszkę, owiniętą w złotą materię i przewiązaną czerwoną, jedwabną wstążką. – Musisz koniecznie zaraz go otworzyć!

Z uśmiechem odwiązał wstążkę. W środku znalazł parę florentyńskich, skórzanych rękawiczek, farbowanych na jasnoczerwony kolor, zdobionych czarnymi cekinami i złotym haftem.

Ma Belle! - wykrzyknął prawdziwie wzruszony, wiedząc, że rękawiczki są najlepszej jakości, a jej dochody raczej niewielkie. – Są przepiękne, dziękuję!

– Wygrałam je w karty tuż przed świętami Bożego Narodzenia – rzekła w odpowiedzi na jego nieme pytanie.

Zaśmiał się.

– Jak na kobietę o tak nienagannej reputacji, zaczynasz świetnie sobie radzić – zażartował, a potem podał jej puzderko z drzewa owocowego, pięknie zdobione delikatnymi rzeźbieniami. – To dla ciebie, ma Belle.

Arabella nie posiadała się z radości. Czy podarek będzie symbolem jego szacunku dla niej? Drżącymi z niepokoju i podniecenia dłońmi odtworzyła złocony zamek, uchyliła wieczko i zobaczyła ze zdziwieniem niezwykłej urody, ogromny rubin na delikatnym, złotym łańcuszku, ułożony na białym aksamicie.

– Och! – westchnęła, nie wiedząc, co powiedzieć. Z uśmiechem satysfakcji Adrian Morlaix wyjął klejnot z puzderka i umieścił na szyi Arabelli. Rubin, lśniąc w świetle z kominka, spoczął pomiędzy jej uniesionymi piersiami, kontrastując z niezwykłą bielą skóry. Arabella odwróciła głowę i spojrzała na księcia.

– Och, monseigneur - mruknęła – to najpiękniejsza rzecz, jaką w życiu dostałam!

Ich oczy spotkały się nagle. Arabella zauważyła w jego wzroku ledwie skrywaną, gwałtowną namiętność.

– Och! – westchnęła znów, a wtedy jego usta po raz pierwszy dotknęły jej ust, sprawiając, że serce zaczęło bić jak oszalałe. Od tak dawna usta mężczyzny nie spoczęły na jej ustach. Jak mogła zapomnieć lekcję, której tak niefortunnie udzielił jej Jakub Stewart? Między mężczyzną i kobietą może istnieć namiętność bez miłości. Och, Matko Przenajświętsza, obym okazała się równie silna jak dotąd!

– Och, Belle! Ma Belle! Ma petite et precieuse Bellel Muszę cię mieć! Nie odmawiaj mi po raz kolejny. Już nigdy nie mów mi nie, ma Belle! Ubóstwiam cię. Twa uroda zwala mnie z nóg. Tak cię pragnę! – mówił namiętnie diuk, jedną dłonią obejmując ją mocno w pasie, a drugą przygniatając delikatnie krągłe piersi. – Och, ma Belle! Oszalałem z miłości do ciebie!

Jego palce z doświadczeniem i delikatnością, jakiej nigdy nie zaznała, dotykały jej krągłości.

– Och, monseigneur - krzyknęła cicho, choć nie próbowała się bronić przed natarczywymi dłońmi. -Nie możemy! A co na to twoja żona?

Zastanawiała się, czy nie broni się zbyt słabo, czy nie brzmi to sztucznie. Miała nadzieję, że nie. Jęknęła nagle cicho, nie mogąc opanować podniecenia. Jego dotyk był tak cudownie delikatny!

– Anna Claude jest w Normandii, ma Belle. Nie kocham jej. Kocham ciebie! Poślubiłem ją dla rodzinnych i politycznych koneksji. Podaj mi usta, cherie - błagał, a Arabella zrozumiała, że nie może mu odmówić, choćby nawet chciała się wzbraniać.

Jego pocałunki były niezwykle słodkie, głębokie, głodne. Czuła, jakby chciał wchłonąć ją całą. Nie zauważyła nawet, kiedy rozsznurował jej stanik. Nie była w stanie oderwać od niego ust, by zaprotestować, kiedy poczuła, że jej odzienie coraz luźniej przylega do ciała. W końcu odsunęła głowę do tyłu i jęknęła rozpaczliwie:

– Tak nie wolno, monseigneur. Nie powinniśmy!

– Powiedz mi, że nie czujesz tej samej namiętności, jaką ja czuję do ciebie! – zażądał gwałtownie.

– Ja… ja… ja… nie wiem! – krzyknęła, choć oboje znali odpowiedź. Ona też czuła tę samą gorącą namiętność.

Odrzucił stanik jej sukni i zerwał z niej halkę. Ujął w dłonie jej nagie piersi i obsypując pocałunkami delikatną, białą jak śmietana skórę, mruczał:

– Jesteś moja, ma petit Belle! Tylko moja!

Serce zabiło jej gwałtownie, gdy usłyszała te stanowcze słowa. Nigdy nie podejrzewałaby o nie eleganckiego i ułożonego księcia de Lambour.

Opuścił dłonie i sprawnie zaczął rozwiązywać sznurki spódnicy. Zerwał pozostałości halki i odrzucił daleko. Jej jedynym odzieniem był teraz przepiękny rubin lśniący między piersiami. Powoli rozplatał jej warkocz, a wtedy Arabella pomyślała, że za chwilę ugną się pod nią kolana i zemdleje. Rozrzucił jej włosy szerokim gestem i odsunął się na chwilę z uśmiechem. Potem wziął ją na ręce i podszedł do wielkiej narzuty futrzanej, rozłożonej przed kominkiem, i tam delikatnie położył kochankę. Jego namiętne spojrzenie sprawiło, że znów się zaczerwieniła ze wstydu.

Mon Dieu! - rzekł czule – jesteś uosobieniem doskonałości, ma Belle! W najwspanialszych snach nie wyobrażałem sobie nawet, że jesteś tak doskonale piękna.

Odwrócił się od niej na chwilę i rozebrał. Arabella uśmiechnęła się pod nosem, zobaczywszy, jak doświadczony kochanek odwraca się, by zdjąć odzienie. Gdy znów stanął przed nią przodem, dostrzegła, że ma niezbyt kształtne kolana, ale pozostałe części jego ciała są ładnie zbudowane.

Książę ukląkł przy niej i położył się na boku. Palcami delikatnie dotykał jej nagiego ciała, całował twarz i uśmiechał się do niej czule.

– Cokolwiek do siebie czujemy, jest grzechem. Nie powinniśmy tego robić – rzekła Arabella.

Ostrożnie, pomyślała, zdziwiona, że w ogóle się nad tym zastanawia. Wiedziała, że nie może dłużej protestować i poczuła, że sama pragnie tego związku.

Ma Belle – rzekł cicho – życie jest takie krótkie. Odrzucenie każdej pięknej chwili jest wielkim grzechem przeciwko Bogu. Zmarnowaliśmy już tak wiele pięknych chwil w ciągu tych kilku ostatnich miesięcy. Wystarczy. Szaleję za tobą! Gdybyś nie była wobec siebie tak bardzo surowa, przyznałabyś, że czujesz coś do mnie, Arabello!

– Och, monseigneur - szepnęła Arabella, kryjąc twarz w dłoniach.

– Przyznaj się, Bello! Ty też mnie kochasz!

– Muszę przyznać, że twoje pocałunki smakują jak najprzedniejsze słodkie wino, na które właśnie mam apetyt, monseigneur.

Diuk de Lambour poczuł jak serce mu trzepocze w piersi na te słowa. To była fascynująca kobieta. Najwspanialsza, jaką w życiu spotkał. Była mieszanką niewinności i zmysłowości, które razem doprowadzały go do szaleństwa. Pocałował ją raz jeszcze i ku jego wielkiej radości jej usta rozchyliły się, a język z ochotą lgnął do jego języka. Jęknął z rozkoszy i uniósł się nad nią.

Arabella dała się ponieść fali namiętności. Jęknąwszy z rozkoszy, objęła go za szyję i przycisnęła piersi do jego owłosionego torsu, czując łaskotanie na skórze. Twarda męskość mężczyzny opierała się na jej udzie, a Arabella delikatnie pocierała skórę na jego karku.

Książę z ociąganiem odsunął się od jej ust i zaczął ciepłymi pocałunkami pokrywać jej oczy, policzki i ucho.

Ma Belle - mruknął ochryple – jesteś niezwykła! Może i stawiała opór na początku – zastanawiał się

Adrian Morlaix, ale w gruncie rzeczy była gorącą kobietą, pełną namiętności.

– Czarownica – rzekł ze śmiechem, podciągnął się do góry i wszedł w nią. – Sprawię, że będziesz krzyczała z pożądania tak wielkiego, jak nigdy dotąd, ma Belle - obiecał.

Zaczął poruszać się w niej powoli, rytmicznie, jakby do rytmu prymitywnej muzyki, ale Arabella wiedziała, że jeśli mężczyzna jest tak silnie ogarnięty przez żądzę, nie jest w stanie się całkiem kontrolować. Pomyślała, że gdyby pomogła mu przedwcześnie osiągnąć szczyt rozkoszy, poświęcając w tym celu własną satysfakcję, jego zwycięstwo nad nią nie byłoby pełne, a wtedy Adrian Morlabc zapragnąłby wciąż próbować osiągnąć doskonałość i nigdy nie miałby jej dość. Na pewno zażądałby kolejnego spotkania i następnego i jeszcze jednego, by w końcu móc triumfować jako mężczyzna i doskonały kochanek. Jego przysięgi miłosne, choć urocze, służyły jedynie do osiągnięcia celu. Nie sądziła, by diuk de Lambour mógł kochać kogoś prócz siebie samego.

Uniosła się w górę, by mógł głębiej w nią wejść, ale chłodna kalkulacja sprawiła, że wrzenie w jej żyłach zmniejszyło się odrobinę i mogła sprawić, że on nie był już w stanie wstrzymać rozkoszy. Z głośnym krzykiem oznajmił jej swoją porażkę i opadł na nią, przygniatając ją swoim ciężarem. Arabella gładziła go czule i mruknęła słodko:

– Od dawna nie miałeś kobiety, panie? Och, może następnym razem?

Odsunął się od niej z jękiem.

– Pokonałaś mnie, ma Belle, a ja, ku własnemu wstydowi, muszę przyznać, że cię rozczarowałem. Daj mi kilka minut, a odzyskam siły i spróbuję raz jeszcze. To jeszcze nigdy mi się nie przydarzyło i przysięgam, że już się nie przydarzy.

– Milordzie – rzekła spokojnie – jeśli nawet nie osiągnęłam doskonałości, to przynajmniej doznałam wiele przyjemności. Nie ma więc powodu do wstydu. Jesteś najczulszym i najbardziej namiętnym ze wszystkich mężczyzn i mam jedynie nadzieję, że nie rozczarowała cię moja osoba.

– Nigdy. Jesteś doskonała, ma Belle. Absolutnie doskonała. Nigdy ci nie pozwolę odejść! Musisz być moją na zawsze! – rzekł namiętnie.

Arabella wstała z futrzanej narzuty i podeszła do stołu. Sięgnęła po karafkę i kielich. Nalała księciu słodkiego wina, by odzyskał siły. Była rozbawiona i odrobinę przestraszona umiejętnością manipulowania zachowaniem innej osoby. Miała wrażenie, że stała się zimna, bez uczuć. Mimo to wiedziała, że musi to zrobić dla Greyfaire.

– Też musisz napić się wina – rzekł książę i podał jej swój kielich.

– Od wina jestem śpiąca – odparła. – Chyba że wolisz, bym zaraz zasnęła, Adrianie.

– Tej nocy nie zmrużysz oka, ma Belle – powiedział otwarcie.

– Nie mogę zostać na noc – zaprotestowała. – To, co się między nami wydarzyło, Adrianie, powinno zostać tylko między nami.

– Chcę, żebyś została moją metresą, Arabello – powiedział otwarcie. – Chcę mieć cię na stałe, zawsze, kiedy cię zapragnę. Nie zamierzam zakradać się i chować. Nie chcę, byś musiała mieszkać w tym okropnym, małym domku nad rzeką.

– Tylko na taki mnie stać, panie – odparła spokojnie i z godnością.

– Chcę, żebyś mieszkała tutaj – rzekł.

– Nie mogę mieszkać w twoim domu, Adrianie. Co by powiedzieli ludzie? Co by powiedziała twoja żona? Co na to moi rodacy, którzy tu mieszkają? Ja nie mogę odsunąć się od nich, by oni nie odsunęli się ode mnie!

– Więc kupię ci niewielki domek w lepszej dzielnicy – błagał. – Tam moglibyśmy spotykać się bez przeszkód.

– Nie wiem… – zawahała się Arabella. Musiała to omówić z Tonym. Nie wiedziała, jak daleko może się posunąć, by nie zostać odsuniętą przez towarzystwo na francuskim dworze. Nie mogła sobie pozwolić na odepchnięcie przez tych ludzi, więc postanowiła odłożyć decyzję na później. – Musisz dać mi trochę czasu – odparła łagodnie. – Miałam nadzieję, że pewnego dnia ponownie wyjdę za mąż i będę miała dzieci. Och, nie jestem tak głupia, by sądzić, że ożeni się ze mną dworzanin. Nie mam majątku. Ale może bogaty kupiec zechciałby mnie za żonę, choćby dla odpowiednich koneksji, które przecież są w cenie. Gdyby moja osoba stała się tematem skandalicznych plotek, cóż miałabym ze sobą począć, kiedy się mną znudzisz, panie? Nie, nie! Muszę to przemyśleć.

– Nigdy cię nie odrzucę, ma Belle! - rzekł. – Przecież mówiłem już, że cię kocham!

– Och, Adrianie – szepnęła – nie kochasz mnie szczerze. Nie możesz. Nie znasz mnie wcale. Pochlebia mi, że tak mówisz i w tej chwili może nawet w to wierzysz, ale nie sądzę, by to było możliwe. Mimo iż bardzo bym tego chciała, nie mogę w to wierzyć, bo to niemożliwe! Zapomnijmy na chwilę o konwenansach i nie podejmujmy żadnych decyzji. Zostanę tak długo, jak będę mogła i wezmę tyle rozkoszy, ile mi dasz. Co się zaś tyczy jutra, monseigneur, kto wie, co się zdarzy? – Oblizała prowokująco usta. – Kto wie?

Nie przesadzał, kiedy mówił jej, że tej nocy nie zaśnie. Po pierwszej próbie nie ustawał w staraniach, by udowodnić swoją wyższość jako kochanka. Arabella jednak nie pozwalała mu na całkowitą wygraną, więc on niezmiennie pozostawał zafascynowany kobietą, której nie udało mu się pokonać. Jeszcze nigdy nie zdarzyło się, by nie był w stanie doprowadzić kobiety do najwyższej rozkoszy, a ta Angielka nie chciała gładko iść wyznaczaną przez niego ścieżką.

Inny mężczyzna rozzłościłby się brakiem postępu, ale nie Adrian Morlaix. On był raczej zaintrygowany. Wiedział, że Arabella nie należy do kobiet oziębłych. Była gorącokrwista, chętna do miłosnych uciech i odważna. Jak na kobietę z tak niewielkim doświadczeniem, szybko się uczyła i zapowiadała się niezwykłe obiecująco. Zaczął się zastanawiać, czy nie jest przypadkiem jedną z tych, które nie są w stanie całkowicie poddać się mężczyźnie i dlatego, choć chętne do miłosnych igraszek, nie osiągają szczytu rozkoszy. Nigdy nie spotkał się z taką damą i wiedział, że w wypadku Arabelli trzeba czasu, by to wyjaśnić.

Tuż nad ranem powóz Arabelli powrócił do maleńkiego domku nad Sekwaną. FitzWalter i Anthony Varden już tam na nią czekali.

– Wszystko dobrze, milady? – zapytał spokojnie kapitan.

– Tak – odparła chłodno.

– Więc idę spać – rzekł i oddalił się.

– Nalej mi wina, Tony – poprosiła Arabella, podchodząc do maleńkiego kominka. W czasie podróży powrotnej przemarzła do kości i teraz wyciągała zgrabiałe dłonie w stronę ognia.

– Rozumiem, że późna pora powrotu oznacza, iż oddałaś się naszemu przyjacielowi – rzekł lord Varden, podając jej kielich mocnego, czerwonego wina. – Nie potrafię ująć tego bardziej delikatnie.

– Nie musisz – zaśmiała się i upiła spory łyk trunku. – Niestety, tej nocy niczego się nie dowiedziałam. Niczego, co mogłoby mieć jakieś znaczenie dla Anglii. Jeśli chodzi o jego zainteresowanie moją osobą, to muszę przyznać, że jest duże. Chciał, abym pozostała w jego domu, ale oczywiście odmówiłam stanowczo. Potem zaproponował, że kupi mi dom w sąsiedztwie, byśmy mogli swobodnie się tam spotykać. Powiedziałam, że muszę o tym pomyśleć. Co mam robić, Tony? Ty musisz mi powiedzieć, jak daleko mogę się posunąć, bo sama tego nie wiem.

Lord Varden zastanawiał się długo.

– Musisz mu odmówić, moja droga. Zniszczyłabyś w ten sposób swoją reputację na dworze. Odwiedzanie księcia w jego domu nie wzbudzi skandalu, a ledwie niewinne plotki. Nawet jeśli pojedziesz z nim na kilka dni do jego zamku w Loire, nikt się nie oburzy, póki masz własny dom, którego w żaden sposób nie można powiązać z księciem. Nikt też nie będzie źle o tobie mówił, kiedy rozejdą się wieści, że zostałaś chere amie księcia, gdyż wszyscy byli przekonani, iż wcześniej czy później nieodparty wdzięk Adriana stopi lody twojej cnotliwej natury. Nie wolno ci jednak obnosić się z tym związkiem. Gdybyś zamieszkała z księciem, czy nawet przyjęła podarunek w postaci domu po tak krótkiej znajomości, zostałabyś całkowicie odrzucona na dworze. Trzeba zachować pozory, moja droga Arabello.

– Tak też myślałam – odparła – choć przyznam, że dom w mieście byłby miłą odmianą. Nad rzeką jest wilgoć – westchnęła i zażartowała niezbyt wesoło: – Pozory pozwalają biednej, lecz cnotliwej rosę d’Anglaise przyjmować miłość księcia, ale nic więcej prócz kilku błyskotek.

– Tak, to prawda. Król może utrzymywać kochankę w luksusie i to raczej dyskretnym, choć czasem zdaje mi się, że większość władców nie wie wcale, co to znaczy. Książę zaś może mieć sobie chere amie, ale nie wolno mu jej utrzymywać, bo gdyby wdał się w to Kościół, mógłby zrobić z niego przykład potępionego za swe grzechy szlachcica. Z królem jest inaczej, bo Kościół by się na to nie odważył.

– Przez następne kilka dni będę unikała księcia – powiedziała rzeczowo Arabella. – Niech jego namiętność zdąży się na powrót ożywić. Zdaje mi się, że trochę się we mnie zadurzył.

– Ależ z ciebie sprytna dziewucha. Uczysz się szybko zasad gry. Już żal mi księcia. Obawiam się, moja droga, że w końcu złamiesz mu serce.

– Lepsze to, niż by on złamał moje – odparła z kamienną twarzą, czując się nagle bardzo źle. – Wybacz, Tony, ale jestem zmęczona. Oddalę się do łoża.

Odstawiła kielich i skłoniwszy się, odeszła. Lona chrapała cicho na kozetce w sypialni swojej pani. Arabella skradała się na palcach, by jej nie obudzić.

Nie miała ochoty wyjaśniać Lonie braku halki. Przemarzniętymi palcami rozwiązała suknię i rzuciła na podłogę. Po cichu wyjęła z szafy nową halkę i włożyła ją na siebie. Chciała się wykąpać, ale musiała poczekać do rana. Wślizgnęła się do zimnego łóżka.

Drżąc, myślała o wydarzeniach tej nocy. Gdy trochę się rozgrzała, poczuła zapach miłości na swym ciele i wzdrygnęła się z niesmakiem. Jednego się nauczyła – mimo iż namiętność pozbawiona uczucia między kobietą i mężczyzną jest możliwa, niewiele jest warta. Czuła, jak po policzkach spływają jej łzy. Nienawidziła tego, co robiła. Gardziła sobą i gardziła Henrykiem Tudorem za to, że ją do tego zmusił. Jednak zdawała sobie sprawę, że wybór należał do niej, więc cokolwiek się wydarzyło, było w tym tyle samo jej winy.

Mężczyźni. Matko Przenajświętsza, jak ona ich nienawidziła! Jedynym mężczyzną w jej życiu, który jej nie skrzywdził, był jej ojciec, Boże, miej w opiece jego duszę, i drogi ojciec Anzelm. Co do innych, nie byli nic warci! Król Ryszard, choć uczynił to z uprzejmości, chciał ją wydać za sir Jaspera Keane’a. Jasper zdradził ją z jej własną matką i próbował ukraść jej majątek, a potem pozwolił, żeby ją porwano w biały dzień. Tavis, który ją porwał, nie był złym człowiekiem, ale nie dotrzymał słowa, a tym samym wydał ją na pastwę Jakuba, który w zamian za pomoc uwiódł ją. Henryk Tudor, do którego zwróciła się w dobrej wierze, w zamian za pomoc uczynił z niej ladacznicę! Oto mężczyźni! Umieli tylko wywoływać wojny i unieszczęśliwiać kobiety.

Cóż, pomyślała Arabella, wykorzystam ich tak, jak oni wykorzystali mnie. Odzyskam Greyfaire za każdą cenę, a kiedy to uczynię, zabiorę Margaret do domu i nigdy, przenigdy nie pozwolę się związać z żadnym mężczyzną. Gdy wrócę do Anglii, będę żyła po swojemu i nie będę się nikomu tłumaczyła. Król przyśle mi narzeczonego dla Margaret, a ja go wychowam w szacunku dla mojej córki. Nie pozwolę, by ją krzywdzono i wykorzystywano tak jak mnie. Margaret Stewart nauczy się samodzielności.

Arabella zaczęła się wiercić, szukając wygodnej pozycji do spania. Od miesięcy nie była z żadnym mężczyzną i z powodu nadmiernej atencji księcia wszystko ją bolało. Był bardzo jurnym kochankiem i tak się starał dać jej rozkosz. Uśmiechnęła się do siebie przez łzy. Nie była tak głupia, by sądzić, że musi uzależnić się od mężczyzny, by mieć trochę przyjemności. Jednak chciała, aby zapracował na swoje zwycięstwo. Niech naprawdę się w niej zakocha. Niech będzie równie bezbronny, jak bezbronne są kobiety w rękach mężczyzn. Ta myśl dziwnie ją pocieszyła.

Musiała w końcu pogodzić się z tym, co robi. Nie było jej z tym łatwo, ale nie powinna czuć wstydu i nie powinna się za to winić. Była wojownikiem walczącym o Greyfaire. Służyła królowi i swojemu krajowi. Musiała wygrać tę bitwę i wiedziała, że tak się stanie. Nawet jeśli będzie musiała wiele przejść, by zwyciężyć, to w końcu ona będzie triumfowała. Nie, nie będzie już bezbronna. Nigdy. Ta myśl sprawiła, że poczuła w sercu ulgę i wreszcie mogła zasnąć.

ROZDZIAŁ 20

– Obiecałem ci, wuju, że pojedziesz do Francji, kiedy przekonasz do mnie lorda Glenkirka, co też uczyniłeś – powiedział Jakub Stewart.

– Ale nie mówiłeś, że mam niańczyć jakąś przeklętą narzeczoną, którą wysyłasz do jej francuskiego narzeczonego.

Król wyciągnął przed kominkiem długie nogi i rozgrzewał je przy ogniu.

– Regentka Anna de Beaujeu zażądała, by w imię dawnej przyjaźni między naszymi krajami przysłać jej odpowiednią narzeczoną dla Jean Claude’a Billancourta, księcia de St. Astier. Książę, ostatni z nieszczęsnej linii dwudziestu siedmiu książąt tegoż rodu, cierpi tak jak jego poprzednicy na szczególną chorobę nerwową, która sprawia, że sądzą, iż są psami. Niezbyt często, ale jednak w co którymś z kolei pokoleniu ta choroba objawia się wyraźnie i wtedy szczególnie trudno znaleźć narzeczoną dla księcia. W konsekwencji śluby odbywały się najczęściej w rodzinie, bo rynek małżeński we Francji zrobił się dla nich za ciasny. Książę częściej niż inni członkowie tego rodu ma napady psiego zachowania. To ciekawa choroba, bo nie dotyczy ona nigdy kobiet. Dziewczęta pochodzące z tego rodu nie przekazują jej swoim synom. Niestety, w wyniku tej dolegliwości ród Billancourt bardzo osłabł, bo nikt ze szlachetnego rodu nie chce im oddać córki. Regentka oczywiście nie przekazała mi takich informacji, bym nie sądził, że z jej strony to nieuprzejmość w stosunku do Szkocji.

– Ale twoi szpiedzy na francuskim dworze już to wiedzieli, prawda, Jakubie? – zapytał z rozbawieniem Tavis.

– Owszem – odparł król, rozprostowując palce u nóg.

– A ty, wiedząc, co to za człowiek, wyślesz mu narzeczoną ze szlachetnego rodu? Nie rozumiem cię Jamie.

– Nie obawiaj się, wuju. Wysłuchaj mnie. Jak pewnie wiesz, ostatnio bardzo ujęła mnie uroda panny Meg Drummond i mógłbym zalecać się do niej, gdyby nie jedna sprawa. Jest pewna dama, którą znałem w przeszłości, a która wpycha się w moje życie i chce znów ze mną być. Nie przyjmuje odmowy, choć od wielu lat nic nas nie łączyło. Zdaje się jednak, że to właśnie władza tak ją pociąga. To kobieta ze znakomitego rodu, ale mnie jest solą w oku. Francuska regentka potrzebuje narzeczonej dla szalonego księcia, a ja męża w odległym kraju dla pewnej jędzy. Sprawa jest oczywista, wuju. Moja dama nie śmie mi odmówić. To chyba doskonałe wyjście.

Hrabia Dunmor wstał z krzesła przy kominku, podszedł do stołu i nalał dwa pucharki whisky. Wrócił na swoje miejsce i podał jeden swojemu bratankowi.

– A kim jest ta dama, którą chcesz mnie obarczyć w podróży? – zapytał.

– Sorcha Morton – rzekł król i wybuchnął śmiechem, kiedy Tavis zakrztusił się przełykanym właśnie trunkiem.

Twarz hrabiego poczerwieniała.

– Sorcha Morton! Na Boga, Jamie! Nie zmusisz jej do wyjazdu, a nawet jeśli ci się to uda, narobi ci kłopotów. Ona zniszczy starą przyjaźń między naszymi krajami. Zwariowałeś?

Jakub Stewart powstrzymał śmiech, bo widział, że jego wuj jest naprawdę zaniepokojony.

– Nie obawiaj się, wuju – powtórzył. – Wszystko będzie dobrze. Lady Morton chętnie pojedzie. Na myśl o bogatym księciu z Francji już nie może się doczekać wyjazdu. Sorcha nie ma się z czego utrzymać i coraz trudniej jej zdobyć fundusze na przetrwanie. Angus ma jej już dość, bo stała się trudna w obejściu. Spała już ze wszystkimi na moim dworze i nikt nie chce jej po raz drugi, bo jest naprawdę nieznośna. Nie potrafiła się zmusić do małżeństwa z jakimś bogatym kupcem, bo jest na to zbyt dumna i pochodzi z dobrego rodu. Co jej więc zostało? Próbowała znów wkraść się w moje łaski, ale ja już na pewno jej nie chcę. Zastanawiałem się, co, na Boga, mam z nią począć, kiedy dostałem list w sprawie księcia z Francji. Natychmiast odpisałem madame Annie, że mam doskonałą kandydatkę na żonę, bezdzietną wdowę z bardzo płodnego rodu Douglasów. Regentka wyraziła zgodę, a właściwie nawet entuzjazm. Miesiąc temu zostali formalnie zaręczeni. Wyznaczyłem dla narzeczonej niewielki posag i straż honorową na czas podróży, której ty będziesz dowodził, Tavisie. Za dwa dni ruszacie z Leeds. Masz eskortować lady Morton do jej narzeczonego i być świadkiem na jej ślubie, a potem możesz się zająć własnymi sprawami. Chcę być pewien, że wyszła za mąż.

– A czy niewinna narzeczona wie, że jej przyszły mąż ma pewną małą wadę? – zapytał hrabia.

– Tak – usłyszał zaskakującą odpowiedź – wie. Mimo iż bardzo chciałbym wysłać łady Morton do Francji i zrobić jej niespodziankę, obawiałem się jej reakcji, więc musiałem jej o tym powiedzieć. Stwierdziła, że jeśli uda mu się spłodzić dziecko, prawdopodobieństwo powtórzenia się tej przypadłości u syna jest niewielkie, więc nie widzi problemu. Ona teraz chce tylko mieć dom i rodzinę. Na pewno będzie rządziła domem diuka żelazną ręką.

– To wstyd dla wszystkich Szkotek, że jedna z nich tak się sprzedaje – rzucił lodowatym tonem Tavis.

– Nie sądź jej zbyt surowo, wuju – uspokajał go król. – Sorcha Morton robi tylko to, co musi, żeby przetrwać. Każdy z nas to czyni.

– Z nami jest inaczej – stwierdził hrabia.

– Nie – zaprzeczył król. – Wcale nie jest inaczej. Tavis Stewart zapatrzył się w ogień. Cokolwiek by mówił jego bratanek, lady Morton sprzedała się za najwyższą oferowaną sumę. A co z Arabellą? Głos w jego głowie nie przestawał powtarzać tego pytania. Co ona musiała zrobić, żeby przetrwać? Co zrobiła, żeby odzyskać Greyfaire? To moja wina – pomyślał w końcu.

– To ostatnia rzecz, jaką dla ciebie zrobię, Jamie – rzucił ponuro hrabia. – Zdobyłem dla ciebie przychylność lorda Glenkirka, pomogłem zdobyć zaufanie szlachty z gór, ale kiedy odwiozę do Francji narzeczoną dla księcia, niczego już więcej ode mnie nie żądaj. Muszę odzyskać żonę, a i tak pewnie zrobię na niej piękne wrażenie, przybywając do Francji z lady Morton u boku. Znając tę kobietę, przez całą podróż będzie próbowała mnie uwieść!

Król roześmiał się, ale po chwili przestał, kiedy wuj zapytał poważnym tonem:

– Co donoszą twoje źródła z Francji na temat Arabelli? Nie mów mi tylko, że nic o niej nie wiesz, bo nazwę cię kłamcą. Na pewno o nią pytałeś. Nie próbuj mnie zbyć.

Jakub Stewart walczył sam ze sobą. Nie chciał sprawić wujowi przykrości, ale wiedział, że Tavis wcześniej czy później dowie się prawdy.

– Plotkarze mówią, wuju, że Arabella jest kochanką diuka de Lambour. Stało się to całkiem niedawno, choć powiedziano mi, że książę bardzo starał się o jej względy.

Hrabia nic nie rzekł.

– Dopilnowałem, by wygrywała w karty za każdym razem, kiedy do nich zasiądzie, bo prosiłeś mnie, bym zadbał o jej byt – rzucił król, by zmniejszyć nieco siłę uderzenia tej strasznej wiadomości. – Ale niestety, Arabella rzadko gra, bo nie może sobie na to pozwolić. Ostrożnie obchodzi się z pieniędzmi i niewiele ma na rozrywki. Powiedziano mi, że mieszka w niewielkim domku pod Paryżem. Jest z nią służąca i kilku zbrojnych, których zabrała z domu. Żyje skromnie. Dowiedziałem się, że książę chciał jej kupić własny dom w mieście, ale nie przyjęła propozycji. Nalegała, by pozostawił jej pewną niezależność. To dość nowatorskie poglądy, nieprawdaż?

Tavis zmusił się do uśmiechu.

– Owszem, nowatorskie – zgodził się – ale nie dla Arabelli.

– Wiem, że ją kochasz, wuju, ale to silna kobieta – rzekł król. – Wszyscy sądzą, że taka mała kobietka sama nie przetrwa długo, ale się mylą.

– Wiem, że potrafi przetrwać beze mnie, Jamie – rzekł do bratanka Tavis. – Jest silna, niezależna i już udowodniła, że potrafi sobie poradzić, ale ja nie chcę, by radziła sobie beze mnie, Jamie. Rozumiesz to? Nie sądzę, chłopcze, bo nigdy naprawdę nie kochałeś kobiety. Och, uwiodłeś ich wiele, ale czy którąś szczerze kochałeś?

– Gdybyś mnie o to zapytał miesiąc wcześniej, wuju, musiałbym odpowiedzieć, że nie, ale teraz, gdy poznałem moją słodką Meg, jest już inaczej – przyznał Jakub. – Sama myśl, że mógłbym żyć bez niej jest nie do zniesienia. Nie wyobrażam sobie, jak mogłem być szczęśliwy, nim ją poznałem.

Hrabia skinął głową.

– Więc teraz wiesz, co czuję do mojej małej sekutnicy, Jamie – uśmiechnął się niepewnie Tavis Stewart. – Dobrze więc, chłopcze. Będę dowódcą eskorty naszej skromnej narzeczonej – rzekł – ale chciałbym, żebyś ostrzegł lady Morton, że ma się odpowiednio zachowywać, bo jej zamorski książę będzie wdowcem, nim zdąży się z nią ożenić. Przysięgam!

– Powiem jej, że musi być grzeczna, ale nie mogę ci nic zagwarantować, wuju.

O dziwo, lady Sorcha Morton okazała się wzorem dobrego zachowania podczas całej podróży. Była bardziej spokojna i skromna niż kiedykolwiek wcześniej w życiu. Szczerze zaciekawiony Tavis przysiadł się do niej, kiedy jechała powozem w stronę Paryża. Jechała sama, więc mogli swobodnie porozmawiać.

– Jamie chyba mocno ci groził – zażartował, a Sorcha uśmiechnęła się do niego.

– Nie musiał, Tavisie. Nie mam zamiaru zaprzepaścić tego małżeństwa. To chyba moja ostatnia szansa i kto wie, może nawet będę szczęśliwa.

– Nisko upadłaś, że poślubiasz mężczyznę, któremu się wydaje, że jest psem – rzekł i pożałował swoich ostrych słów już w chwili, gdy je wypowiedział, bo przypomniał sobie swoją rozmowę z królem i trudną sytuację Arabelli.

– To dobra propozycja małżeństwa – odparła z godnością Sorcha Morton – a mnie potrzebny jest mąż, milordzie. Zmarły lord Morton nie zostawił mi ani miedziaka, jak sam dobrze wiesz, i musiałam spać z kim popadnie, by zarobić na chleb. Ale już nie jestem pierwszej młodości i dość mam przygód. Pora się osiedlić i ustatkować. Mam już dwadzieścia cztery lata. W Szkocji nie znalazłabym męża, a mój francuski narzeczony nic nie wie o mojej przeszłości. Wie tylko, że jestem kobietą ze szlachetnego rodu, przysłaną mu przez króla Szkocji. Moja ciemna przeszłość pozostanie mu nieznana, a zapewniam cię, że teraz będę dla niego najlepszą z możliwych żon. Podobno stan jego zdrowia sprawia, że większość roku spędza w swoim château w dolinie Loary. To dla mnie nawet lepiej. Będę miała dzieci, a potem, kiedy urodzę mu ich gromadkę, pojadę na królewski dwór jako szanowana matrona i to, co stało się w mojej przeszłości, będzie już dawno zapomniane, nawet jeśli ktoś na francuskim dworze będzie znał moją niechlubną reputację. Naśmiewasz się ze mnie, bo poślubiam mężczyznę niespełna rozumu, ale powiedz mi, Tavisie, czy istnieje ktoś doskonały? Ty na pewno taki nie jesteś. Inaczej twoja żona nie rozwiodłaby się z tobą.

Touche, madame – przyznał. – Wybacz mi, Sorcho, że tak ostro cię oceniłem, ale obawiam się o twój los, bo z dala od domu zostaniesz poślubiona szaleńcowi.

– Nie obawiasz się jednak na tyle, by samemu złożyć mi propozycję, Tavisie – zażartowała.

– Mam już żonę.

– Żonę, która cię zostawiła – przypomniała mu znów, a potem się roześmiała. – Poza tym już nie interesuje mnie twoja osoba! Mam księcia i mimo jego szaleństwa moje dzieci będą przebywały z królami. – Wyjęła z satynowego woreczka miniaturę i podsunęła mu. – To mój diuk – rzekła. – Nie wygląda na groźnego.

Hrabia wziął maleńki obrazek w dłoń i przyjrzał mu się uważnie. Diuk de St. Astier miał wąską, przyjemną twarz, długi nos i mięsiste usta, oczy koloru wody, a włosy szarobrązowe. Artysta próbował nieco je ożywić, wplatając w nie złote refleksy. Twarz miał bez wyrazu i niezbyt zachęcającą, ale nie wyglądał na okrutnika. Być może Sorcha Morton nie dokonała wcale takiego złego wyboru – pomyślał Tavis Stewart.

– Wygląda na spokojnego chłopaka – rzekł. – Bądź dla niego dobra.

– Jest bogaty, Tavisie – odparła, a w bursztynowych oczach zalśniła chciwość. W tej chwili była dawną lady Morton. – Będę miała wszystko, czego zapragnę – powiedziała podekscytowana.

Zaślubiny zaaranżowali regentka, madame Anna i król Jakub, więc odbyły się w katedrze Notre Damę na Ile de la Cite, w pobliżu królewskiego pałacu. Król Karol rzadko tam mieszkał, bo wolał znacznie mniejszy i przytulniejszy dwór de Valois. Z pałacu korzystał jedynie wtedy, kiedy od czasu do czasu, podczas oficjalnych uroczystości, był zmuszony latem przyjechać do Paryża ze swojego ukochanego Amboise. Zaraz po zaślubinach cały dwór miał znów wracać do doliny Loary. Zbliżał się koniec wiosny i ciepłe powietrze zwiastujące lato groziło kolejną plagą.

Obowiązkiem Tavisa Stewarta, jako przedstawiciela króla Szkocji, było odprowadzenie lady Morton do ołtarza, gdzie oczekiwał na nią pan młody. Odziana była wyjątkowo pięknie, w satynową suknię koloru śmietany, bogato zdobioną perłami. Strój doskonale pasował do jej rudych włosów, spiętych złotą siatką. Jej tren, uszyty ze złotego brokatu, spływał z ramion na podłogę, a zdobiły go zarówno herb rodu Douglasów, jak i St. Astier.

Hrabia Dunmor potknął się o własne nogi, kiedy zobaczył Arabellę Grey. On wyglądał na przestraszonego, ale ona za to na zupełnie zaskoczoną jego widokiem. Stali przy niej dwaj dżentelmeni, jeden niski, z wesołym uśmiechem, odziany w złotą satynę, a drugi wysoki, przystojny, odziany w jedwabny strój w głębokim odcieniu różu. Wyglądał na zaprzyjaźnionego z Arabellą. Ona miała na sobie suknię różowosrebrną.

– Podobno jest jego ladacznicą – mruknęła cicho lady Morton, zauważywszy Arabellę.

Arabellą ledwie mogła oddychać. Ścisk i zapach niemytych ciał w katedrze wystarczająco nadwyrężyły jej siły, a widok Tavisa to było znacznie więcej niż mogła znieść tego dnia.

– Co się stało? – szepnął jej cicho do ucha lord Varden, widząc jej zmieszanie.

– Dżentelmen eskortujący pannę młodą, jest moim… to Tavis Stewart – rzekła cicho Arabellą.

Nie słyszała już ani chóru, ani nudnego kazania biskupa, który odprawiał mszę. Sądziła, że już się pogodziła ze swoją sytuacją i pozycją kochanki Adriana Morlaixa. To nie była tajemnica, a Adrianowi to zdecydowanie odpowiadało. Od chwili, gdy po raz pierwszy jego wzrok spoczął na niej, spodziewano się, że Arabellą będzie w końcu należała do niego. Ich zachowanie było dyskretne, a związek zaakceptowany w towarzystwie. Wiedziała, że kiedy wróci do domu, do Anglii, niewiele osób będzie świadomych jej francuskiej przygody, jak zaczęła myśleć o tej znajomości. Teraz, kiedy Tavis Stewart pojawił się w Paryżu, poczuła, jakby pętla zaciskała jej się na gardle.

Przy drzwiach katedry nowożeńcy przyjęli życzenia od gości. Bursztynowe oczy księżnej St. Astier zmrużyły się, kiedy przedstawiono jej Arabellę, ale kobieta tylko ukłoniła się pięknie i życzyła pannie młodej szczęścia, po czym szybko odeszła. Tłum zamknął się za Arabellą i odciął ją od opiekuna.

– Więc, madame – znajomy głos syknął jej do ucha – przyjeżdżam do Francji, by zastać cię w roli ladacznicy. Nie istnieje nic, czego byś nie zrobiła, by odzyskać ten przeklęty spłachetek ziemi i kilka kamieni, które nazywasz Greyfaire? – Tavis miał ochotę odgryźć sobie język już w chwili, kiedy wymawiał te słowa. Nie to chciał jej powiedzieć, nie tak chciał zacząć rozmowę, ale kiedy zobaczył księcia de Lambour, zrozumiał, że wszystko, co rzekł mu Jamie, było prawdą.

– Jak śmiesz mnie oceniać? – syknęła w odpowiedzi, strząsając z łokcia jego dłoń, ale jego palce zacisnęły się silnie na jej ciele, zatrzymując ją w miejscu.

– Madame, winna mi jesteś wyjaśnienie! Arabellą spojrzała na niego ze złością.

– Nic ci nie jestem winna, panie – rzuciła gwałtownie. – Porzuciłeś swoje prawa do mojej osoby, kiedy złamałeś dane mi słowo. Przysiągłeś odzyskać Greyfaire i nie uczyniłeś tego. To nie było nawet dla mnie, tylko dla naszego dziecka, Tavisie.

– A gdzie jest nasza córka? – zapytał.

– Bezpieczna, tam, gdzie jej nie znajdziesz – syknęła.

– U Henryka Tudora – odparł.

Nagle jej twarz pojaśniała i Arabellą spojrzała na niego bardziej przychylnie.

– Jest bezpieczna? Widziałeś ją? Jest zdrowa? Szczęśliwa? Pamięta cię jeszcze?

W jednej chwili jego złość stopiła się zupełnie.

– Nie – odparł. – Twój angielski król nie pozwolił mi jej zobaczyć. To było jesienią zeszłego roku. Ty już byłaś we Francji.

– Moja droga – przerwał im Anthony Varden – lepiej stąd uciekaj, nim książę zobaczy, z kim rozmawiasz.

Arabella skinęła głową, ale Tavis rzucił wściekle:

– Przyjechałem zabrać moją żonę do domu. Kim pan jesteś, do diaska?

– Jestem Anthony Varden, mój panie hrabio, ale twoje zachowanie, choć na pewno uzasadnione z twojego punktu widzenia, dla Arabelli może być zgubne. Wiele osiągnęła w ciągu ostatnich kilku miesięcy, nie niszcz tego teraz, hrabio. Arabello, znajdź Adriana, moja droga, a ja wyjaśnię wszystko sir Tavisowi – rzekł cicho lord Varden i wkroczył między Tavisa a Arabellę.

– Arabello! – głos hrabiego wbił się w jej serce jak sztylet, ale nie odwróciła się do niego.

– Chodźmy, panie, musimy porozmawiać – rzekł lord Varden i wyprowadził go spod katedry. -Od wielu miesięcy się ciebie spodziewałem – dodał szczerze. – Król napisał mi o twojej wizycie w Sheen.

– Przecież jesteś banitą, lordzie Varden – zdziwił się Tavis – i wrogiem króla Henryka.

– Tak mówią – odparł z uśmiechem Tony i rzucił ostrzej: – Nie wolno ci się wtrącać w sprawy Arabelli, mój panie. Już niedługo uzyska to, po co przyjechała do Francji i król Henryk zwróci jej Greyfaire. Już raz odebrałeś jej dziedzictwo ojca, nie rób tego ponownie, bo ona nigdy ci tego nie wybaczy.

– Co wiesz o mnie i o Arabelli? – zapytał ze złością Tavis. Zaczynał rozumieć, że znalazł się w samym środku sprawy, o której zupełnie nie miał pojęcia.

– Wszystko, panie, bo Arabella została moją serdeczną przyjaciółką – odparł łagodnie lord Varden, współczując mężczyźnie, którego złość przeradzała się w rozpacz. – Tak bywa z wygnańcami. Mieszkałem niegdyś w pobliżu Yorku.

– Jesteś szpiegiem – zauważył cicho i nagle zrozumiał. – Razem z Henrykiem Tudorem zrobiliście szpiega z mojej żony.

– Pańska żona walczyła o swoje dziedzictwo, tak samo, jak walczyłby o nie każdy mężczyzna. Nieważne, jakimi środkami – odparł.

– Nie obawiasz się, panie, że was wydam? – zapytał Tavis Stewart.

Lord Varden uśmiechnął się do wielkiego Szkota.

– A dlaczego miałbyś to uczynić, panie? Czyżbyś nie kochał Arabelli Grey? Czyżby Szkocja i Anglia nie podpisały paktu pokojowego? Czyżby król Henryk nie zaproponował swojej nowo narodzonej córki na żonę dla króla Jakuba? Ależ, panie, jesteśmy prawie rodziną.

Tavis Stewart roześmiał się, usłyszawszy te słowa.

– Mój bratanek nie przyjmie ręki księżniczki Margaret, ale masz rację, między naszymi krajami panuje pokój. Mimo to nie podoba mi się świadomość, że Arabella jest w niebezpieczeństwie.

– Bardzo ją kochasz, widzę to w twoich oczach, ale w tej sytuacji wolałbym, żebyś lepiej skrywał swoje do niej uczucia, bo to naraża lady Grey. Gdy wróci do Anglii, wyjaśnicie swoje nieporozumienia raz na zawsze i znów będziecie razem. Jednak we Francji nie możecie tego uczynić, a i czas jest nieodpowiedni po temu. Wracaj do domu, panie hrabio. Jedyne niebezpieczeństwo, jakie grozi teraz Arabelli, pochodzi od ciebie. Diuk de Lambour jest wielkim zazdrośnikiem.

– Ona jest moją żoną – upierał się Tavis Stewart.

– Ona była twoją żoną, panie – przypomniał mu lord Varden.

– Nie uznałem rozwodu – odparł Tavis.

– Nie masz, panie, w tej sprawie żadnego wyboru – tłumaczył lord Varden. – Mówisz, że ją kochasz i obawiasz się o jej bezpieczeństwo, a mimo to chcesz uparcie narażać jej życie. Nie rozumiem cię, panie.

Tavis jęknął z desperacją, kiedy dotarło do niego, w jakiej znalazł się sytuacji. To wszystko nie miało z nim nic wspólnego, a co gorsza, lord Varden miał rację, że Tavis nie potrafił ukryć swoich uczuć do Arabelli i mógł ją narazić. Musiał odjechać. Jeśli diuk de Lambour jest naprawdę tak zazdrosny, mógł w napadzie wściekłości uczynić jej krzywdę.

– Wyjadę jeszcze dziś – powiedział.

– Ona niedługo wróci do domu, milordzie, a kiedy znajdzie się w Greyfaire, będziesz mógł najechać tę małą warownię po raz drugi – rzekł spokojnie lord Varden.

– Więc wiesz, jak się poznaliśmy? – zdziwił się hrabia.

– Tak – odparł Anthony. – Odważnie sobie poczynałeś, panie.

– Ona mi nigdy tego nie wybaczyła – przyznał ze smutkiem Tavis.

– Uczyni to, kiedy odzyska Greyfaire – pocieszał go lord Varden. – Ona naprawdę bardzo cię kocha. Nigdy nie twierdziła, że tak nie jest. Sam dobrze wiesz.

Goście weselni zgromadzili się w pałacu, dokąd udali się piechotą z katedry. Podano im niewielką przekąskę dla uczczenia zaślubin księcia de St. Astier. Później, ze znacznym pośpiechem, król i jego przyjaciele ruszyli do doliny Loary. Karol obawiał się, że czereśnie w jego sadzie w Amboise zgniją, nim tam dojadą, a były to zdecydowanie jego ulubione owoce.

– Dziś wieczorem będzie uczta, Adrianie – rzekł głośno do księcia de Lambour – a ty, ma petit rosę d ‘Anglaise, będziesz jej gospodynią i królową. Zechcesz uczynić mi ten honor? – zwrócił się do Arabelli.

Dama skłoniła się wdzięcznie i uśmiechnęła do króla Karola.

– Będę zaszczycona – rzekła.

– Wyglądasz jak dojrzała czereśnia w tej sukni – ciągnął król. – Ten róż doskonale do ciebie pasuje, prawda, Adrianie?

– Podziwiam urodę ma Belle w każdej z jej sukien – odparł uprzejmie książę.

– I bez nich – zaśmiał się głośno król.

Nowa księżna de St. Astier spojrzała ponuro na Arabellę i zwróciła się cicho do męża:

– Dlaczego król tak chętnie rozmawia z ladacznicą księcia de Lambour?

Jean Claude Billancourt oniemiał na chwilę, a potem wykrztusił z pewnym niesmakiem:

– Marie Claire, diuk de Lambour jest najbliższym przyjacielem króla. Jeśli zaś chodzi o madame Grey, być może jest jego chere amie, ale nie ma w tym nic złego. Jest niezwykle czarującą i miłą istotą, którą wszyscy na dworze uwielbiają. Ma tu wielu przyjaciół i jest powszechnie szanowana. Być może jako kobieta z kraju o prymitywnej cywilizacji nie jesteś do tego przyzwyczajona. W końcu Szkocja jest na końcu świata, ale musisz wiedzieć, że u nas pewne związki są tolerowane, o ile są dyskretne. Będziesz się musiała nauczyć trzymać język za zębami, cherie, bo jeśli nie, nie będę mógł przedstawić cię w dobrym towarzystwie. – Poklepał jej dłoń. – Pewien jestem, że szybko się nauczysz, Marie Claire, ma belle femme, n’estce pas?

Sorcha spuściła skromnie wzrok i zagryzła wargę. Nadejdzie czas, postanowiła, kiedy już osiądę tu na dobre, kiedy zdobędę uczucie męża i będę mogła zemścić się wreszcie na Arabelli Grey za to, co zrobiła mi wiele lat temu. Nie mogła zapomnieć o tym, jak się czuła, kiedy Arabella Grey pojawiła się na dworze króla Szkocji jako hrabina Dunmor. Jak nisko może upaść hrabina, pomyślała Sorcha z satysfakcją. Spojrzała słodko na męża i powiedziała:

– Oczywiście, mon mań. Nauczysz mnie wszystkiego, co powinnam wiedzieć, prawda?

Oczarowany żoną pan młody ucałował z zapałem jej uperfumowaną dłoń i spoglądał z zachwytem na jej piersi.

– Dziś wieczorem zostaniemy w Paryżu – rzekł znacząco – a jutro wracamy do domu, cherie.

Dworzanie ruszyli do doliny Loary, gdzie lady Grey i lord Varden byli gośćmi księcia de Lambour w jego maleńkim, ale czarującym château Rossignol, budowli o gotyckim kształcie, z wieloma strzelistymi wieżyczkami, posadowionej nad rzeką i otoczonej gęstym lasem z trzech stron. Czwarta strona zamku wychodziła na dolinę i niewielką winnicę. Rossignol, choć położone tak, że wydawało się, iż w odległości wielu mil nic nie ma, znajdowało się w rzeczywistości nieopodal zamku Amboise, siedziby króla.

– Twoja żona nigdy tu nie przyjeżdża? – zapytała cicho Arabella, kiedy rozsiadła się wygodnie w apartamencie bezpośrednio przylegającym do sypialni księcia i najwyraźniej przeznaczonym dla księżnej.

– Nie, moja żona nigdy tu nawet nie była – odparł Adrian. – Rzadko opuszcza Normandię. Wolę, żeby opiekowała się dziećmi, to przecież jej najważniejszy obowiązek – rzekł i ucałował jej przysłonięte jedwabiem ramię. – Nigdy nie sprowadzałem do tych apartamentów kobiet, więc musiałem je specjalnie przygotować dla ciebie – rzekł. – Podoba ci się ta purpura? W moich winnicach rosną winogrona, z których powstaje wino w takim właśnie kolorze. Może napijemy się go dziś, ma Belle?

– Nie możemy – odparła. – Zaproszono nas do Amboise, na przyjęcie na cześć księcia i księżnej de St. Astier.

– Zdaje się, że bardzo podoba mu się ta nowa para małżeńska – zauważył Adrian Morlaix.

– Może myśli o własnym małżeństwie z Austriaczką – stwierdziła Arabella.

– Karol nigdy nie ożeni się z tą dziewczyną – odparł diuk.

– Ale przecież są zaręczeni – oburzyła się Arabella i spojrzała na księcia.

– Zaręczyny można zerwać – odparł.

– Mówiłeś to już wcześniej, ale po co król miałby uczynić coś podobnego, Adrianie? – odwróciła się i pocałowała go delikatnie w usta. – Gdybyśmy byli zaręczeni, zerwałbyś ze mną tak po prostu?

– Czarownica – zaśmiał się, a potem spoważniał. – Nie wolno ci tego nikomu powtarzać, ma cherie. Ludwik Orleański od dawna w tajemnicy podpowiada, by król ożenił się z księżniczką Anną, dziedziczką księstwa Bretanii. Francja powinna połączyć się z Bretanią, a Franche Comte i Artois nawet nie graniczą z Francją. Bretania jest dla nas znacznie ważniejsza.

– Ale król uwięził Ludwika w Lusignan już ponad dwa lata temu – zdziwiła się Arabella – i z tego, co słyszałam, on wciąż tam jest.

– Owszem, ale jego żona, Jeanne de Valois, siostra króla, wciąż interweniuje w sprawie swego uwięzionego męża – odparł diuk. – Zdaje się, że król jest bliski wybaczenia Ludwikowi. Póki Karol nie ma własnych dzieci, a musiałby w tym celu w końcu się ożenić, Ludwik wciąż jest jego dziedzicem. Król zawsze go uwielbiał i może dlatego jego wyrok był tak surowy. Poczuł się zdradzony jego zachowaniem.

– Ale przecież Anna, księżniczka Bretanii, ma poślubić Maksymiliana Habsburga, ojca Margaret, bo jego żona, Maria Burgundka, zmarła – spierała się Arabella tonem, który miał upewnić Adriana w przekonaniu, iż Arabella jako kobieta nie jest w stanie dokładnie zrozumieć sytuacji.

– Chciałabyś się założyć, ma Belle? - zażartował. – Francja nigdy nie pozwoli Maksymilianowi zabrać Bretanii, to ci mogę przysiąc.

Kiedy Adrian odszedł, Arabella zawołała Lonę.

– Idź do lorda Vardena i powiedz mu, że muszę z nim porozmawiać na osobności jak najszybciej. Uważaj tylko. Nie chcę, by ktokolwiek widział, że cię po niego posłałam. Rozumiesz?

– Nie lepiej, pani, żebyś poczekała do wieczora i porozmawiała z nim na przyjęciu u króla? – doradziła jej rozsądnie Lona. – Bello, wiem, jak bardzo chcesz już wracać do domu, do Greyfaire, ale lepiej postępować ostrożnie. Gdybyś teraz popełniła błąd, mogłabyś wszystko zaprzepaścić.

– Tak – zgodziła się. – To prawda. Jestem niecierpliwa. Na litość boską, Lono! Już ponad rok tu jesteśmy, Margaret pewnie o mnie zapomniała!

– Jeszcze tylko trochę, milady. Byłaś bardzo dzielna. Nawet mój ojciec jest z ciebie bardzo dumny. Mówi, że jesteś prawdziwą dziedziczką rodu Grey!

Prawdziwą dziedziczką rodu Grey. Arabella roześmiała się na głos na tę niewinną i szczerą uwagę Lony. Co by jej rodzice, niech Bóg ma w opiece ich dusze, i przodkowie, których wcale nie znała, powiedzieli na to, że sprzedała swe ciało, by odzyskać wreszcie to, co oni zdobyli lojalnością, oddaniem i mieczem? No cóż, zrobiła to, co potrafiła…

Wiedza, którą w tej chwili posiadała, była rzeczywiście wielkiej wartości. Ojciec Karola VIII, stary król Pająk, jak go nazywano, sam zaaranżował małżeństwo między swoim synem a Margaret z Habsburgów. Teraz król Francji miał nie tylko zerwać zaręczyny z damą, ale również wykraść narzeczoną, Annę Bretonkę, jej ojcu. Jeśli Maksymilian zorientuje się, że zabrano mu oblubienicę sprzed nosa i oszukano jego własną córkę, nie będzie zadowolony. Takiego policzka nie zniesie nawet król. Toczono już wojny o sprawy mniej ważne. Arabella rozumiała również, iż posiadanie przez Francję tak łakomego kąska jak Bretania było wbrew polityce Anglii, której Bretania była dotąd wiernym sojusznikiem.

Nie mogła ukryć swego szczęścia tego wieczoru i nawet diuk je zauważył:

– Widzę, że zdrowe powietrze już na ciebie podziałało, ma Belle. Tej zimy byłaś bardzo blada.

– Może to coś więcej – rzucił dowcipnie król. – Pani, co powiesz na to?

– Nie wiem, panie – odparła słodko Arabella – ale muszę przyznać, że dawno nie byłam taka szczęśliwa.

Król kazał sprowadzić trupę komediantów i zaczęły się tańce. Arabella usłyszała głos Tony’ego Vardena, szepczący jej do ucha:

– Spotkajmy się w ogrodzie różanym, moja droga. Lona powiedziała mojemu Willowi, że masz dla mnie jakieś informacje.

Lord Varden przez cały czas wpatrywał się w chodzącą po linie tancerkę i nie odwrócił się nawet do Arabelli. Ta, pewna, że nikt na nią nie patrzy, oddaliła się pośpiesznie, ale dyskretnie w kierunku ogrodu. Na miejscu zaczęła chodzić wolno między krzewami róż, chłodząc się wachlarzem z pawich piór osadzonych w trzonku z kości słoniowej zdobionej srebrem. Gdyby ktoś na nią spojrzał, pomyślałby, że znudziło ją przedstawienie albo zmęczył upał.

– Dobry wieczór, moja droga – rzekł lord Varden, podchodząc bliżej i całując jej dłoń. – Co chciałaś mi powiedzieć?

– Francuzi mają zamiar zerwać zaręczyny z Austriaczką na rzecz Anny z Bretanii – powiedziała cicho Arabella i ciągnęła dalej, przekazując mu wszystko, co powiedział książę.

– Na Boga! – szepnął lord Varden, gdy skończyła. – To dopiero wieści, moja droga! Król Henryk będzie z ciebie bardzo zadowolony.

– Chcę już wracać do domu – rzekła Arabella. – Król powiedział, że nie spędzę tu nawet roku, Tony, a rok już minął. Uzyskałam informacje, których chciał, i muszę wracać. Muszę zobaczyć moją córkę, która już na pewno zapomniała, że ma matkę. Tęsknię za Greyfaire, które teraz już na pewno będzie moje. Zasłużyłam na nie i spłaciłam mój dług wobec króla.

– Muszę najpierw wysłać wieści do Anglii, Arabello – rzekł lord Varden.

– Więc ja będę twoim posłańcem – błagała, ale lord Varden potrząsnął przecząco głową.

– Nie mogę cię wysłać do domu bez zgody króla – odparł.

– A ja nie mogę już dłużej być ladacznicą Adriana Morlaka. Choćbym nie wiem jak starała się przekonać siebie, że robię to tylko dla Greyfaire, czuję, że to wszystko jest złe. Wiem, że będę musiała żyć ze wspomnieniem tego, co uczyniłam, do końca życia. Ale dłużej już nie mogę. Pozwól mi wracać do domu!

– Nigdzie nie pojedziesz, Arabello Grey, najwyżej do Bastylii! – usłyszała znajomy, złośliwy ton. Sorcha Morton, obecnie księżna de St. Astier, wyłoniła się zza krzaków róż, za którymi cały czas stała. – I ty również, mój panie! Żadne z was nie pojedzie nigdzie, chyba że do kata.

Lord Varden pobladł nagle.

– Czyżby, madame la Duchessel – prychnęła w odpowiedzi Arabella. – Dlaczegóż to mielibyśmy znaleźć się w Bastylii?

– Jesteś szpiegiem – powiedziała cicho księżna. – Poinformuję o tym nie tylko mego drogiego męża, ale również króla. To będzie moja zemsta za poniżenie, jakiego doznałam przez ciebie na dworze króla Jakuba. Zakończysz życie samotnie, jako bezzębna stara wiedźma, z dala od swojego ukochanego Greyfaire!

– Ostrzegam cię, madame la Duchesse – rzuciła groźnie Arabella – że fakt, iż jesteś z dala od domu, nie powinien sprawiać, byś czuła się bezpieczna. Pamiętaj, że jeśli ty odkryjesz naszą tajemnicę, ja opowiem wszystkim o twoich dawnych postępkach. Jak ci się wydaje, co zrobi szlachetny książę de St. Astier, kiedy się dowie, że jego nobliwa i stara rodzina została wzbogacona o ladacznicę, która wycierała wszystkie łoża na szkockim dworze i zachowywała się przy tym bezwstydnie, nie kryjąc wcale swojej hańby? Znam niezwykłe opowieści o tobie, lady Morton, nawet te o twojej intymnej zażyłości nie tylko z jednym, ale z kilkoma kuzynami naraz. Powiedz tylko jedno słowo, z tego, co usłyszałaś, a twoje małżeństwo zostanie natychmiast anulowane. Co zaś dotyczy ciebie, moja droga, zostaniesz odesłana do domu, by wracając z hańbą, stanąć przed zawstydzonym skandalem królem. Nie masz już czego szukać w Szkocji. Wątpię, by Jamie z ochotą przywitał cię na swoim dworze, zwłaszcza po takim wydarzeniu.

Słyszałam, że się zakochał, więc niedyskretne wspomnienia z przeszłości w postaci byłej kochanki nie będą teraz mile widziane w jego domu. Zdradź mnie, a zakończysz swoje dni w rynsztoku, z którego wyszłaś! Nie po to zbliżyłam się tak bardzo do zwycięstwa, by mi je teraz odebrano. Wpierw cię zabiję! – przyrzekła Arabella, a jej zielone oczy zalśniły złowieszczo. Dłonie zacisnęła w pięści i czekała.

– Suko! – odparła Sorcha bliska łez. – Tak bardzo cię nienawidzę, że nie będę w stanie wstrzymać języka.

– Wstrzymaj się tylko trzy dni, madame – rzekł uspokajająco i łagodnie lord Varden – a my znikniemy przez ten czas z Francji. Kiedy zniknie pokusa, madame la Duchesse, możesz z czystym sumieniem zamilknąć na zawsze – rzekł, ujmując jej dłoń i patrząc głęboko w oczy.

– Dlaczego miałabym nie powiedzieć o was, kiedy już wyjedziecie? – zapytała potulnie księżna.

– Bo wyglądałoby to na współpracę z nami, moja droga – ostrzegał lord Varden, wciąż trzymając ją za rękę i patrząc uparcie w jej bursztynowe oczy.

– Nie wystarczy ci, że wygnałaś nas z Francji, nim skończyliśmy naszą misję? – skłamała Arabella, udając wielki żal.

Księżna poweselała.

– A więc jednak was powstrzymałam? – zapytała i uśmiechnęła się zadowolona.

– W rzeczy samej, moja droga – rzekł lord Varden, uśmiechając się ciepło. – Ciesz się, że to ci się udało i ciesz się swoim nowym szczęściem w postaci księcia. Niewiele informacji, jakie udało nam się zdobyć na temat Francji, i tak nie mają wielkiego znaczenia dla bezpieczeństwa kraju. Nie spowodują przecież wojny. – Ucałował jej dłoń. – Jeśli uda się pani utrzymać naszą małą tajemnicę, wyślę odpowiedni prezent z Calais.

– Prezent ślubny, milordzie? – zapytała łagodnie, poruszając się prowokująco.

Anthony Varden znów się przymilnie uśmiechnął.

– Coś tylko dla ciebie, moja droga – rzekł cicho. – Ależ masz cudowne usta, droga księżno. Chyba jeszcze nie zdążyłem pocałować panny młodej.

Ku wielkiemu rozbawieniu Arabelli Sorcha zachichotała jak mała dziewczynka i podała usta do pocałunku. Lord Varden objął ją silnie i pocałował, nie śpiesząc się wcale.

– Tak mi przykro, że musisz, panie, opuścić Francję – rzekła księżna.

– Mnie również – odparł zupełnie szczerze lord Varden.

– Będą za nami tęsknili – rzuciła chłodno Arabella.

– Obawiam się, że lady Grey ma rację – rzekł, udając ociąganie i wypuścił dłoń księżnej. – Pozwoli pani, że odprowadzę ją do stołu.

Ignorując Arabellę, ruszył z lady Morton u boku w stronę tłumu gości.

Gdy Arabella została sama, zaczęła przechadzać się między krzewami róż. Bardzo niedobrze się złożyło, że księżna de St. Astier usłyszała jej rozmowę z Tonym. Arabella obawiała się, że kobiecie trudno będzie utrzymać to w tajemnicy. Miała nadzieję, że groźba ujawnienia jej przeszłości i naturalny wdzięk Anthony’ego Vardena sprawią, iż ta suka będzie trzymała język za zębami. Wolałaby jednak nie powierzać jej swego życia. Jedyne, co dobrego z tego wyniknie, to fakt, iż będzie musiała natychmiast wracać do domu. Jednak to, kiedy wyruszy do Anglii, zależało całkowicie od lorda Vardena.

– Tu jesteś, ma Belle? - powiedział Adrian Morlaix, stanąwszy u jej boku. – Znudzili cię komedianci, ma cherie.

– Tak – odparła z ociąganiem. – Jest mi gorąco w tej sukni. Sądziłam, że spacer w zaroślach mnie ochłodzi, ale nie ma tu zupełnie wiatru – narzekała, owiewając się wachlarzem, by mu to unaocznić.

– Może bez sukni będzie ci chłodniej – mruknął i delikatnie pocałował ją w usta. – Mam dla ciebie niespodziankę, moja droga.

– Co to takiego? – zapytała. – Och, Adrianie, jesteś taki hojny. Suknie i klejnoty, którymi mnie obdarowałeś, są wspaniałe.

– To nie suknia ani klejnot, cherie – odparł. – To chyba coś, co bardziej ci się spodoba.

– Nie chcesz mi powiedzieć? – Wydęła usta z niezadowoleniem, a on czuł, jak rośnie w nim namiętność. Nie mógł się nią nacieszyć, ale ku jego największej rozpaczy, choć Arabella bardzo chętnie spędzała z nim noce, nigdy nie umiał dać jej pełnej rozkoszy.

– Jak najszybciej opuścimy przyjęcie – obiecał -a wtedy się dowiesz.

Dopiero po dwóch godzinach udało im się wyjść i ruszyć do Rossignol. Jechali wiejską drogą wśród świeżo ściętej trawy, której zapach wzmagał się wieczorem. Wielki księżyc, blady, okrągły, rzucał jasne światło najeźdźców. Gdy zbliżyli się do château, usłyszeli śpiew słowików, które mieszkały wśród pobliskich drzew. Przez maleńką chwilę Arabella pomyślała, jak cudowne jest to miejsce.

Gdy zsiedli z koni, diuk zwrócił się do niej:

– Kiedy mogę przyjść do twego łoża, ma Belle!

– Muszę się wykąpać – odparła. – Pragnę się odrobinę ochłodzić, monseigneur. Lona zapuka do twoich drzwi, kiedy będę dla ciebie gotowa.

– Więc ja też się wykąpię – rzekł, zostawiając ją pod drzwiami komnaty.

Arabella pomyślała, że to może ostatnia noc, kiedy jest zmuszona oddawać się Adrianowi Morlaixowi. To dziwne, ale było jej smutno, bo diuk nie był człowiekiem złym, wręcz przeciwnie, był miły, zawsze traktował ją z szacunkiem. Nie wiedział, iż została jego kochanką tylko po to, by wydobyć informacje ważne dla Anglii. Przyjął ją taką, jaka była, biedną, angielską szlachciankę, wyrzuconą z kraju przez nieuczciwego króla. Mimo iż Arabella współczuła księciu, zaraz przypomniała sobie, że Adrian uczynił z niej swoją kochankę dlatego właśnie, iż była biedna i bezbronna w obcym kraju. Wykorzystał jej złą sytuację, by ją zwieść ze ścieżki cnoty. Cóż to za cnota, pomyślała Arabella, skoro już wcześniej oddałam swoje ciało, by odzyskać to, co moje. Ale niedługo już z tym koniec. Miała nadzieję, że z czasem to wspomnienie przestanie być tak bardzo bolesne, choć wiedziała, że nigdy w życiu o tym nie zapomni.

– I znów się umyłaś, chociaż przecież byłaś zupełnie czysta – powiedziała Lona, a potem ściszając głos dodała: – Rozmawiałaś z lordem Vardenem?

– Powiem ci, kiedy będę pewna, że nikt nas nie usłyszy – odparła szeptem Arabella.

Lona uczesała włosy swojej pani, które srebrną falą spływały aż na podłogę.

– Podać ci halkę? – zapytała.

– Nie. Otwórz okno, może wleci tu choćby lekki wiaterek.

Przeszła przez środek komnaty do wielkiego, dębowego łoża, zasłoniętego aksamitnym baldachimem, zdobionym brokatem, obszytym złotym haftem w kształcie skowronków i stokrotek. Na łóżku leżała puchowa kołdra, której poszwa pachniała różanym olejkiem. Arabella położyła się nago na kołdrze, wsparła na łokciu i rzekła do Lony:

– Jestem gotowa przyjąć księcia.

Lona uśmiechnęła się niepewnie, pozbierała porozrzucane odzienie, a kiedy skończyła, zdmuchnęła świece, zostawiając tylko jedną przy łożu, a drugą na kominku. Sprawdziła zawartość karafki z winem i skłoniwszy się swojej pani, powiedziała:

– Dobranoc, milady.

– Zapukaj do drzwi księcia i powiedz mu, że jestem gotowa, Lono – przypomniała jej Arabella.

Lona skłoniła się znów i zastukała do drzwi, które łączyły komnatę księcia z komnatą Arabelli, a potem wybiegła szybko.

Ledwie to uczyniła, drugie drzwi, łączące dwa pokoje, otworzyły się i wyszedł zza nich diuk. Tak jak Arabella, był całkiem nagi. Podszedł do loża, pochylił się i pocałował ją.

Coś było nie tak…

Arabella popatrzyła nerwowo i odsunęła się, zastanawiając się, co się stało. Usłyszała znajomy śmiech i westchnęła zdziwiona, kiedy drugi Adrian Morlaix, równie au naturelle, wyszedł zza tych samych drzwi.

– Nie mogłeś jej oszukać, Alainie – powiedział zadowolony. – Może i jesteś do mnie podobny jak dwie krople wody, ale nie całujesz kobiet tak jak ja.

– Nigdy nie słyszałem ani słowa narzekania na moje pocałunki, Adrianie – powiedział miłym głosem pierwszy z mężczyzn.

Arabella patrzyła to na jednego, to na drugiego mężczyznę.

– Adrianie? – rzuciła, nie wiedząc, do kogo właściwie się zwraca, bo naprawdę nie potrafiła ich odróżnić. – Kim jest ten człowiek i dlaczego pozwoliłeś mu wejść do mego łoża? – Instynktownie sięgnęła po kołdrę i zasłoniła się nią przed natarczywym wzrokiem mężczyzny, który wyglądał na bliźniaczego brata Adriana.

– Wejdź do łoża, Alainie – rozkazał swemu towarzyszowi Adrian i sam położył się obok swojej kochanki. Pośpiesznie ją pocałował. – Nie bądź zła, ma Belle. To jest ta niespodzianka, którą ci obiecałem. Ten dżentelmen to mój przyrodni brat, Alain Morlaix.

– Twój przyrodni brat?

– Pozwól, że wyjaśnię, cherie.

– Ależ proszę, monseigneur. W rzeczy samej, należy mi się wyjaśnienie, dlaczego wprowadzasz obcego człowieka do mego łoża! – rzekła, spoglądając na Alaina de Morlak.

Ten uśmiechnął się do niej uprzejmie, a ona zauważyła, że, choć wyglądał zupełnie jak książę, oczy miał ciemnobrązowe, podczas gdy Adrian błękitne.

– Nie bądź na mnie zła, petit - rzekł cicho. – Niech Adrian wyjaśni wszystko, nim mnie potępisz.

Arabella siedziała, oparta na wielkiej poduszce wypełnionej gęsim pierzem między dwoma mężczyznami.

– Więc, Adrianie? – domagała się.

– Matka Alaina była przyrodnią siostrą mojej matki – zaczął diuk. – Luiza, mama Alaina, starsza o rok, była bękartem mego dziada. Dziewczyny wychowywały się razem i były nierozłączne. Do tego stopnia, że kiedy moja matka wyszła za mego ojca, Louisa zamieszkała razem z nią w zamku męża. Ojciec był człowiekiem o nienasyconym apetycie i z pozwoleniem matki wziął sobie Luizę na kochankę. Alain i ja zostaliśmy poczęci niemal w tym samym czasie. Urodziliśmy się też w tej samej godzinie. Ja jestem starszy o kilka minut. Dla mojej matki bardzo ważne było, żebym był pierworodnym synem i wysiłek, jaki włożyła w urodzenie mnie, nim na świat przyjdzie Alain, zabił ją. Ojciec ożenił się z Luizą, choć nie było to mile widziane ze względu na pokrewieństwo ze zmarłą żoną. Dwie młodsze siostry Maria Phillipa i Maria Luiza są dziećmi z prawego łoża, a Alain nie.

– Nie rozumiem, jaki to ma związek z obecną sytuacją – rzuciła surowym tonem Arabella.

– Alain jest moim najdroższym przyjacielem – odparł Adrian Morlak. – Dzielę się z nim myślami, nawet tymi złymi. Opowiadam mu o swoich kłopotach. Ty, ma Belle, sprawiłaś mi wielki kłopot, choć pewnie sobie z tego nie zdajesz sprawy. Nie chciałaś przecież tego, cherie. Boli mnie wielce, że nie jestem w stanie dać ci pełnej rozkoszy, choć wiem, że jesteś kobietą namiętną. Jeszcze nigdy w życiu coś podobnego mi się nie przytrafiło. Rozumiem, oczywiście, że to nie moja wina. Problem leży w tobie, ma Belle, ale postaram się uczynić wszystko, by dać ci pełnię szczęścia, bo naprawdę cię uwielbiam. Przyszło mi do głowy, że może dwóch mężczyzn byłoby w stanie osiągnąć to, co nie udało się jednemu. W innych okolicznościach nigdy nie dzieliłbym się swoją kochanką, ale dla ciebie, ma Belle, jestem gotów to zrobić. Mogę dzielić się tobą, mon amour, tylko z jednym człowiekiem na świecie, a jest nim mój brat, Alain. Jest równie doświadczony w sprawach Erosa jak ja. Razem z Alainem damy ci tyle rozkoszy, ile nie zaznałaś nigdy w życiu i jestem pewien, że wreszcie przyjdzie spełnienie.

Arabella nie wiedziała, czy ma się śmiać, czy płakać. Przez tyle miesięcy trzymała Adriana Morlaka na wodzy, wstrzymując własne doznania i spełnienie. Nigdy nie przyszło jej do głowy, że fakt, iż nie osiąga nigdy la petit morte sprawi mu tyle cierpienia, a tym bardziej, że tak usilnie szukał rozwiązania tego problemu! Postanowiła wcześniej, że tej właśnie nocy odda mu się bez żadnych zahamowań i pozwoli sobie na szczyt rozkoszy, by, kiedy odejdzie, Adrianowi zostały mile wspomnienia i poczucie zwycięstwa w miłosnej potyczce. Co, na litość boską, miała teraz począć?

– Panie – zaczęła i przysłoniła dłonią usta.

– Wiem, że jesteś przerażona, ma Belle. Widzę to w twoich oczach, ale nie powinnaś się bać. Alain i ja będziemy bardzo delikatni, cherie. Poznasz dzisiejszej nocy rozkosz, jakiej nie poznałaś nigdy dotąd, przyrzekam ci to, moja miła – rzekł i dotknął jej policzka. – Spójrz, Alainie, ona się czerwieni. Urocze, prawda? Chyba jeszcze trochę się boi być z nami dwoma naraz.

Alain de Morlabc spojrzał na nią i uśmiechnął się niezwykle słodko.

– Nie obawiaj się nas, ma petit. Nie chcemy ci uczynić krzywdy. – Położył na niej dłoń. – Ależ, Adrianie, ona drży! Musimy ją natychmiast uspokoić!

– Podaj mi usta, ma Belle - rozkazał cicho diuk. Odwróciła się do niego, strząsając z siebie ramię Alaina. Książę całował ją namiętnie, z doświadczeniem, smakując językiem wnętrze jej ust.

Nie była pewna, czy nie powinna obawiać się obu mężczyzn. Ich głosy były łagodne, obaj twierdzili, że chcą dla niej dobrze. Nie miała szansy uciec im obu, a mimo to nie rozumiała, jak jedna kobieta miałaby być z dwoma mężczyznami naraz. Czy to w ogóle możliwe? Czy ktokolwiek to już robił? Co za mężczyźni robili coś podobnego? Jaka kobieta zgadza się na takie rzeczy? Jeśli zacznie bardziej wyraźnie protestować, może przestaną? Chyba jednak nie. Może, jeśli będzie cicho i zrobi, co każą, a potem dozna rozkoszy, diuk uzna, że osiągnął swój cel i jego brat nie jest mu już potrzebny? Może wtedy odeśle go, skąd przyszedł? Tak czy owak, nie powinien być wielce zaskoczony, jeśli potem Arabella opuści go na zawsze. Ta sytuacja, choć trochę straszna, była dla niej raczej korzystna.

Diuk ujął jej twarz w dłonie. Przycisnął usta do jej ust, a dwie inne dłonie obejmowały już jej krągłe, pełne piersi. Przestraszyła się. Pisnęła, ale Alain mruknął jej cicho do ucha:

Non, non, cherie. Nie bój się mnie. Jakże piękne są twoje piersi, twarde jak dojrzałe jabłka jesienią.

Nie wiedziała, czy to jego dotyk, czy słowa, a może niezwykłość sytuacji tak ją ekscytowały, ale jej piersi stwardniały gwałtownie, a sutki rosły pod jego dotykiem. Delikatnie kształtował je palcami i przyciskał, aż miała ochotę krzyczeć z bólu i podniecenia.

Diuk, choć niechętnie, wypuścił z objęć Arabellę, mówiąc do brata:

– Nigdy nie nasycę się pocałunkami Belle, Alainie, bo są słodkie jak boski nektar. Jednak dla ciebie uczynię wyjątek, mon frere, i podzielę się nimi. Lecz musisz mi obiecać, że niedługo odstąpisz mi jej usta.

Diuk pochylił się i zaczął delikatnie ssać jej piersi, a jego brat ujął w dłonie jej twarz i tym razem on całował ją namiętnie.

Czuła, jak całe jej ciało ogarnia moc doznań. Żaden z nich nie był przejęty własnymi odczuciami. Ich głównym celem było pobudzanie jej do jak największej namiętności i danie jej rozkoszy. Wiedziała, że za chwilę uda im się to z łatwością. W rękach tych dwóch kochanków nawet marmurowa rzeźba doznałaby przyjemności.

Oczywiście, sytuacja mimo wszystko była śmieszna, bo Adrian Morlaix nie wiedział, ile wysiłku kosztowało ją powstrzymywanie rozkoszy w czasie ich kilkumiesięcznej znajomości. Był bardzo namiętnym kochankiem i wiele razy była bardzo bliska, mimo wszelkich wysiłków, całkowitego zatracenia się. Wiedziała jednak, że by utrzymać jego zainteresowanie, musi być niewzruszona i wciąż pozostawać dla niego zagadką. Zabawny był fakt, że dopiero w tak trudnej dla niej sytuacji będzie mogła pozwolić sobie na odrobinę przyjemności, choć sumienie podpowiadało jej, że brak kontroli nie jest dla niej dobry.

Dłonie, było ich pełno. Dotykały jej wszędzie. Ramiona, brzuch, pośladki, plecy, piersi. Nie wiedziała, które z dłoni są czyje. W głowie jej się kręciło od pocałunków i pieszczot. Zaczęła delikatnie pojękiwać, nie mogąc już powstrzymać ogarniającej ją rozkoszy.

– Ach, ma Belle - mruknął diuk zadowolony z jej reakcji. – Zaczynasz więc coś odczuwać?

– Och, tak, tak – szeptała. – Och, tak.

Uśmiechając się, Adrian Morlaix oparł się na poduszkach z gęsiego pierza, wspartych na wezgłowiu łoża. Przyciągnął Arabellę do siebie. Językiem dotykał jej piersi, pieścił je, wywołując drżenie. Delikatnie podszczypywał skórę, a Arabella, choć przestraszona tym gestem, rozwarła przed nim nogi. Przesunął się i ustami dotknął jej kobiecości. Pieścił ją i ssał, póki Arabella nie zaczęła szaleć pod wpływem długo wstrzymywanej namiętności.

Mon Dieu! Mon Dieu! – krzyknął oszalały z rozkoszy Alain. – Jest cudowna, Adrianie! Nie mogę się nią nacieszyć! Nie potrafię!

– Weź ją, monfrerel Weź ją! – usłyszała dziki szept Adriana. – Weź ją teraz, ale zostaw mi ją na później, bo moje pożądanie też musi zostać zaspokojone.

Słowa Adriana gwałtownie dotarły do świadomości Arabelli i wstrząsnęły nią do głębi. Czego mogła się spodziewać po takim menage a troisl Jej świadomość toczyła bój z szaleństwem rozkoszy.

– Nie! – krzyknęła. – Nie, Adrianie! Nie!

Książę delikatnie schwytał jej dłonie i powstrzymał ją.

– Nie, ma Belle. Nie walcz z rozkoszą. Arabella traciła już przytomność, kiedy czuła, jak

Alain Morlak wchodzi w nią powoli, ale pewnie. Jęknął z czystej rozkoszy i zaczął się w niej poruszać, a jego ciało drżało z podniecenia.

Cherie! Cherie! Cóż za szczęście. Mon Dieu. Co za szczęście! – krzyknął głośno. – Sacre bleu, Adrianie! Co ona ze mną zrobiła? Skończyłem! Jak prawiczek! To niemożliwe.

Opadł na nią i szlochał rozżalony.

– Noc się dopiero zaczęła – rzekł diuk ze śmiechem, nie przejąwszy się wcale pośpiechem brata. – Moja mała rosę d’Anglaise ma jeszcze wiele do zaoferowania, a my to wszystko weźmiemy, n’estcepas? -Dał bratu chwilę na dojście do przytomności i rzekł: – Alain, zejdź z niej i pozwól mi skończyć to, co ty dopiero zacząłeś. Zdaje mi się, że ma Belle jest bliska kulminacji dzięki naszym wspólnym wysiłkom!

Arabella próbowała otworzyć oczy, choć mimo silnego podniecenia, wciąż czuła wstyd na widok dwóch mężczyzn dotykających naraz jej ciała. Poczuła, jak Alain de Morlaix z niej schodzi, a kiedy w końcu udało jej się otworzyć oczy, zobaczyła nad sobą Adriana. Uśmiechnął się do niej.

– Nie walcz z tym, ma Belle - mruknął. – Niech rozkosz całkiem cię porwie!

Poczuła, jak w nią wchodzi i wypełnia jej wnętrze. Teraz wiedziała na pewno, że przepadła. Nie mogła go powstrzymać przed całkowitym zwycięstwem, ale wiedziała, że prawdziwe zwycięstwo należy do niej. Objęła go więc i przycisnęła się do niego.

Adrian Morlaix odchylił głowę i roześmiał się.

– Już nie możesz walczyć, ma Bellel – krzyknął. -Nareszcie jesteś całkowicie moja!

Nigdy jeszcze nie czuła się tak jak w tej chwili. Serce waliło jak dzikie zwierzę w klatce, a jej uwaga skupiona była na burzy odczuć, jaka ogarnęła jej ciało. Wiedziała, że zupełnie straciła kontrolę, a w głowie rósł strach, że w końcu całkiem się zatraci. Nagle wybuch czystej rozkoszy rozjaśnił jej wnętrze. Unosiła się wysoko, wysoko, a potem spadała, coraz niżej i niżej w całkowitą ciemność. Słyszała krzyki kobiety i mężczyzny, ale to nie miało z nią nic wspólnego.

ROZDZIAŁ 21

– Mój Boże! – rzekł lord Varden zaniepokojony. – Wyglądasz jak sam diabeł, Arabello. Co się stało?

– Nie jestem pewna, czy powinnam z tobą o tym rozmawiać, Tony – rzekła. – Przyszedłeś pewnie, by mi powiedzieć, kiedy możemy wyjechać. Niech to będzie jak najszybciej!

– Król planuje na jutro całodzienne polowanie w lesie – rzekł lord Varden. – To doskonała okazja, żeby wyjechać, choć pewnie nie obędzie się bez pytań związanych z naszym zniknięciem – rzekł, a potem chwycił jej dłoń. – Arabello, naprawdę nie wyglądasz najlepiej. Jesteś pewna, że dobrze się czujesz?

– Tony – zaczęła – dzieliłeś się kiedyś kobietą z innym mężczyzną?

Lord Varden wyglądał na przestraszonego jej pytaniem. Zaczerwienił się.

– No, cóż, dwa razy, moja droga. Ja… – Przerwał nagle i zaskoczony krzyknął: – Boże jedyny! Chcesz mi powiedzieć, że diuk de Lambour… że Adrian Morlaix… Boże jedyny! Arabello. To nie do zniesienia. Jesteś przyzwoitą kobietą, nie jakąś ladacznicą z rynsztoka!

– Och, zniosłam to, Tony, bo nie miałam innego wyjścia – rzekła. – Wiedziałeś, że Adrian ma przyrodniego brata, który wygląda jak jego bliźniak? Różnią się jedynie kolorem oczu. Nazywa się Alain Morlaix.

– Ale dlaczego Adrian zrobił coś podobnego? – zastanawiał się lord Varden. – Przecież on cię uwielbia. Właściwie, to jest w tobie szczerze zakochany, z czego po cichu podśmiewa się cały dwór.

– I to właśnie dlatego uczynił to, co uczynił – odparła Arabella. – Za dobrze grałam swoją rolę, Tony. Byłam tak chłodna, z nadzieją, iż utrzymam jego zainteresowanie, że czuł się zobowiązany, by dostarczyć mi najwyższej przyjemności, jak to ujął delikatnie. – Roześmiała się gorzko. – Sam nie był w stanie mi jej sprawić, a przynajmniej tak sądził, więc postanowił uczynić to wspólnie z bratem, Alainem.

Wzdrygnęła się, a lord Varden objął ją opiekuńczym gestem.

– Wystarczy ci sił, by ruszyć w drogę, Arabello? -zapytał szczerze zaniepokojony.

– Muszę ruszyć w drogę, bo nie zniosę nawet myśli o tym, że mogłabym spędzić z nimi jeszcze jedną noc. Mieli zamiar brać mnie na przemian całą noc, ale kiedy po godzinie zemdlałam, Adrian ze strachem odesłał brata. Gdy się obudziłam, płakałam gorzko i nie mogłam się uspokoić. Biedak błagał, bym przestała. W końcu zasnęłam dopiero po tym, jak przysiągł, iż już nigdy nie wpuści Alaina do mojej sypialni. Dziś odpocznę. Rano wezwano Adriana do Amboise. Wieczorem będę bardzo zła. Potem szybciej pójdę do łóżka, a rano powiem, że jestem chora i nie mogę jechać na polowanie. Gdy on wróci, już dawno nas nie będzie, bo po polowaniu król wezwie wszystkich na ucztę.

– Jeśli nam się poszczęści – rzekł lord Varden – może będziemy mieli cały dzień, nim diuk zorientuje się, że nas nie ma. Ja pojadę na polowanie, ale po pierwszej nagonce wymknę się i spotkamy się w Villeroyale. Stamtąd ruszymy do Calais.

– Musimy jechać bez przerwy, Tony, zatrzymamy się tylko, by napoić konie i coś zjeść. Nie chcę, by Adrian nas dogonił, a jeśli chodzi o księżną de St. Astier, też nie wiadomo, jak długo utrzyma w tajemnicy to, co usłyszała. Sorcha nie jest godna zaufania. Poza tym nienawidzi mnie szczerze, choć właściwie nie ma powodu. Nie możemy jej powierzyć naszego bezpieczeństwa.

– Obawiam się, że masz rację, Arabello – przytaknął lord Varden. – Uparła się wczoraj wieczorem, bym jej towarzyszył w czasie uczty, i pytała tylko o ciebie. Jest przerażająco zazdrosna i masz rację, sądząc, że szuka pretekstu do zemsty.

– Niedługo po ślubie z Tavisem Stewartem pojechaliśmy na dwór króla Szkocji z pierwszą wizytą -wyjaśniła Arabella. – Sorcha, wtedy lady Morton, próbowała odnowić dawną przyjaźń z moim mężem. Obeszłam się z nią dość ostro. – Uśmiechnęła się niepewnie, a lord Varden odetchnął z ulgą. – Uważaj, by ciebie też nie uwiodła, Tony – zażartowała Arabella.

Zaśmiał się.

– O tym nie ma mowy – rzekł.

– Tylko dlatego, że wyjeżdżamy.

– Owszem – przyznał lord Varden – ale w tej chwili nasza księżna nie ma czasu na amory. Biedny Jean Claude Billancourt miał jeden z tych swoich ataków i uparł się, by żona spała z nim w budzie. Nikt nie śmiał się wtrącić, więc dama, chcąc nie chcąc, musiała robić, co jej kazano. Podobno rano jej odzienie było w znacznie gorszym stanie niż wieczorem, bo kiedy nie służyła już mężowi jako rozpłodowa suka, opędzała się od psów, z których kilka, a słyszałem to z naprawdę dobrego źródła, porządnie ją pokąsało.

W końcu uderzyła męża w głowę, sprawiając, że na chwilę stracił przytomność, i zawołała służbę, by wypuszczono ją z zagrody dla psów, co też uczyniono natychmiast, obawiając się o życie księcia.

– Biedny Jean Claude – szepnęła ze współczuciem. – Jak on się czuje?

– Atak mu już przeszedł, ale został potworny ból głowy – odparł lord Varden.

Arabella nie mogła powstrzymać śmiechu. Usłyszeli pukanie do drzwi i do środka wpadła Lona.

– Książę wrócił – powiedziała – i na pewno idzie w tę stronę.

Lord Varden wstał.

– Wrócę do swojej komnaty – rzekł i pośpiesznie się oddalił.

– Szybko – rzekła Lona do swej pani. Wiedziała o wszystkim, co zdarzyło się tej nocy. – Wskakuj do łóżka, milady! – Zdjęła jej szlafrok i położyła go na krześle, a potem zapytała: – Przyjmiesz go?

– Jeśli tego nie uczynię, ktoś może mu powiedzieć, że widziałam się z lordem Vardenem. Może zapytać, dlaczego rozmawiam z Tonym, a z nim nie.

– Lord Varden nie zrobił tego, co on zeszłej nocy – rzuciła ostro Lona.

– Mimo to lepiej, żebym się teraz z nim zobaczyła, a może zostawi mnie dziś w spokoju.

Pukanie do drzwi sprawiło, że Lona pobiegła szybko je otworzyć. Ukłoniła się, wpuściła do środka księcia i wyszła z komnaty.

Ma Bellel - rzekł Adrian Morlaix, siadając obok niej na łożu i biorąc jej dłonie w swoje.

Arabella cofnęła z oburzeniem rękę, jakby ją sparzyła.

– Brzydzę się tobą – syknęła. – Jak śmiesz przychodzić tu po tym, co zrobiłeś zeszłej nocy? Nie chcę cię już widzieć!

– Nie bądź na mnie zła, ma Belle - błagał. – Cóż ja takiego uczyniłem? Nie mogłem patrzeć, jak zbliżasz się do wrót rozkoszy i nigdy nie możesz ich przekroczyć. Kocham cię!

– Kłamca! Wcale mnie nie kochasz. Gdybyś mnie kochał, nie traktowałbyś mnie jak ladacznicy, jak zwykłej dziewki z zajazdu, jak kąska, którym można się podzielić z przyjacielem. Odejdź! Nienawidzę cię!

– Nie, ma Belle. To nie jest nienawiść, tylko złość. Rozumiem, czemu jesteś zła, ale to przejdzie – odparł diuk i pochylił się, by pocałować ją w policzek.

– Nigdy ci tego nie wybaczę – rzekła szczerze Arabella.

– Ależ tak, ma petit rosę d’Anglaise. Ależ tak – rzekł pewien swego. – Nasza przygoda miłosna zeszłej nocy oburzyła cię do głębi. Rozumiem to, ale doznałaś rozkoszy, jakiej nigdy wcześniej nie doznałaś. To właśnie la grandę petit morte, ma Bellel Byłaś cudowna, i uwielbiam cię za to!

Patrzyła na niego z kamienną twarzą. Diuk zaśmiał się, przekonany, że to tylko humory, zły nastrój, który zaraz minie. Ujął jej dłoń i pocałował.

– Jeśli ci obiecam, że nigdy już nie sprowadzę do twego łoża innego mężczyzny, wybaczysz mi?

– Zostaw mnie! – rozkazała lodowatym tonem, ignorując jego pytanie.

Wstał z łoża i wyszedł z jej komnaty, przekonany, że w odpowiednim czasie jego angielska kochanka w końcu wybaczy mu zniewagę, choć w gruncie rzeczy zupełnie nie wiedział, o co tak bardzo się gniewa. Nikomu nie stała się krzywda, obaj z Alainem byli bardzo czuli i uprzejmi.

Arabella nie ruszała się ze swojej komnaty i odmówiła prośbie księcia, by zejść na kolację. Kiedy późno wieczorem ją odwiedził, Lona siedziała przy łóżku swojej pani. Wstała i skłoniła się na jego widok.

– Moja pani nie czuła się dobrze, milordzie. Wypiła ziółka nasenne i prosiła, byś wytłumaczył jej nieobecność jutro u króla. Niestety, nie czuje się też na tyle dobrze, by jechać na polowanie.

– Jest naprawdę chora, czy tylko się ze mną droczy? – zapytał Lonę.

– Milordzie! – oburzyła się Lona, gdy zasugerował, że jej pani mogłaby oszukiwać.

– To nie jest odpowiedź – upierał się diuk.

– Zeszłej nocy moja pani była bardzo zmęczona. Cierpiała z powodu nadwyrężonych nerwów, bólu głowy i wycieńczenia nadmiarem płaczu. Ma wrażliwą duszę i wiem, że przydarzyło jej się coś niemiłego, choć pan pewnie nie chce o tym słyszeć.

Diuk czuł się nieswojo pod surowym spojrzeniem Lony.

– Gdy tylko się obudzi, Lono, powiedz, że ją kocham. Zapewnij ją, że wydarzenia zeszłej nocy na pewno się nie powtórzą, jak już jej wcześniej obiecałem. Wytłumaczę jej nieobecność królowi, tak, jak wytłumaczę moją, bo nie zostawię jej samej, kiedy jest chora.

– Moja pani będzie na pewno zadowolona, że błagałeś o wybaczenie za swoje grzechy, książę, ale oszaleje, jeśli się okaże, że nie pojechałeś na polowanie – powiedziała szczerze Lona. – Uwielbia króla Karola i z pewnością nie chciałaby, żeby się martwił niepotrzebnie jej stanem zdrowia. Jeśli ciebie, panie, nie będzie na polowaniu, jej choroba wyda się wszystkim groźniejsza, niż jest w rzeczywistości. Ktoś nieprzyjazny mojej pani, jak księżna, która jej nienawidzi, mógłby rozpuścić plotkę, może nawet o zarazie. Potem wszyscy bylibyśmy zmuszeni spędzać lato gdzie indziej, może nawet w Normandii, a wie pan doskonale, że tam moja pani nie może panu towarzyszyć.

– Sprytna z ciebie dziewucha, Lono – przyznał ze śmiechem diuk, rozumiejąc niezbyt zresztą zawoalo-wane sugestie służącej. – Możesz dać mi słowo, że twoja pani nie jest poważnie chora?

– Tak, milordzie.

– Więc spędzę dzień na polowaniu z królem i jego gośćmi. Powiedz swojej pani, kiedy się obudzi, że przyjadę dopiero późnym wieczorem i spodziewam się, że do tego czasu w pełni wyzdrowieje. Rozumiesz mnie, Lono?

– Tak, milordzie – odparła dziewczyna z porozumiewawczym uśmiechem i skłoniła się nisko.

– Dobranoc zatem – rzekł książę i wrócił do siebie. Lona zamknęła zasuwkę w drzwiach i kiedy już nie słyszała kroków księcia, powiedziała cicho:

– Poszedł sobie, milady.

Arabella odwróciła się i usiadła na łóżku.

– Dobrze się spisałaś, Lono – rzekła. – Sprytnie to wymyśliłaś, kiedy postanowił zostać ze mną. Dziękuję.

– Ja też nie mogę się doczekać, kiedy wrócę do Anglii, tak jak ty i wszyscy inni, pani.

– Podróż nie będzie łatwa – stwierdziła Arabella. -Nie będziemy się zatrzymywać, z wyjątkiem popasu.

– Z radością zobaczę wreszcie oddalający się brzeg Francji. – To nie jest mój świat, milady. Tęsknię za prostym życiem w domu. Poza tym pora już, byśmy z Fergusem się pobrali. Mam panią spakować?

– Zabierz tylko najpotrzebniejsze rzeczy, Lono, bo tych strojnych sukien nie będę przecież nosiła w Greyfaire. Spakuj też biżuterię, bo Bóg mi świadkiem, że sobie na nią zasłużyłam! Nie będę jej nosić, ale można by ją złożyć w Yorku na procent, żeby podreperować dochody majątku, zwłaszcza w złych czasach.

Wczesnym świtem Arabella obserwowała z okna, jak diuk i lord Varden wyjeżdżają z Rossignol, by dołączyć do polowania w Amboise. Służba z château, a było jej niewiele, bo książę chciał mieć spokój na wsi, uwijała się w pracy i nikt nie zwrócił uwagi, że kochanka ich pana wyjeżdża. Zresztą nikt nie miał prawa jej o nic pytać. Przygotowano i zapakowano powóz. Arabella postanowiła na drogę do Calais zabrać swoją klaczkę i zostawić tę, którą podarował jej diuk. FitzWalter i pozostali ludzie Arabelli jak zwykle dyskretnie przygotowali ją do drogi, nie zwracając na siebie niczyjej uwagi.

Kilka godzin później czekali na lorda Vardena w zajeździe w Villeroyale. Tony przybył wkrótce po nich. Zjedli i ruszyli w drogę, by przez następnych kilka dni podróżować bez dłuższych przerw, przystając tylko, aby nakarmić i napoić konie. Arabella zostawiła księciu liścik, w którym poinformowała go, iż nie może już dłużej z nim być po tym, co jej uczynił. Błagała, by uszanował jej decyzję i nie jechał za nią. To Anthony nalegał na ten list, bo obawiał się, że niespodziewane zniknięcie Arabelli mogłoby wywołać zbyt duże wzburzenie. Spodziewał się, że diuk albo uszanuje jej prośbę, albo będzie czekał, by zmieniła zdanie i sama do niego wróciła. Tak czy siak, dałoby im to kilka dni przewagi.

Lord Varden wysłał jednego ze swoich ludzi, by zorganizował dla nich przeprawę przez Kanał. Musieli bez zwłoki uciec z Anglii, bo zawsze istniała możliwość, że księżna ich wyda.

Bezpiecznie dotarli do Calais w pięć i pół dnia, zatrzymując się w małym domu Arabelli w Paryżu, by zabrać jej konia. Fergus zakradł się po niego w środku nocy i wyprowadził go bezszelestnie, nie obudziwszy chłopca stajennego, którego najęto do pilnowania zwierząt. Zostawił przy głowie chłopca srebrną monetę. Wiedział, że rano, kiedy odkryją brak jednej klaczy w stajni, chłopak zostanie wyrzucony i ta moneta przyda mu się, by zacząć od nowa. Miasto opuścili jeszcze przed świtem.

W Calais czekało ich jednak spore opóźnienie. Letnie burze sprawiły, że po Kanale nie dało się pływać i żaden statek nie chciał ruszyć w drogę, póki morze się nie uspokoi. Człowiek lorda Vardena zorganizował im nocleg w niewielkim zajeździe niedaleko portu. Zajazd nazywał się „Dzika Róża” i składał się jedynie z trzech pokoi. Arabella i lord Varden zajęli więc cały zajazd, który był na tyle oddalony od głównych traktów, że nie wstępowali tam często goście. Dodatkowa zapłata zapewniła im ze strony gospodarza dyskrecję i odosobnienie. Calais należało teraz do Anglii, ale Arabella nie czuła się bezpiecznie, póki nie znajdowała się na angielskiej ziemi.

Po dwóch dniach sztorm ucichł, a kapitan statku „Dziewica z Dover” powiedział, że ruszają następnego dnia z odpływem i jeśli będą mieli szczęście, dotrą do Anglii późnym popołudniem.

Kapitan wyszedł, ale drzwi nie zdążyły się za nim zamknąć, kiedy wszedł Adrian Morlaix. Arabella pobladła, a Anthony Varden wziął głęboki oddech. FitzWalter i Fergus McMichael sięgnęli po miecze, ale czekali na rozkaz lorda Vardena.

– A więc, ma Belle, udało mi się nareszcie cię dogonić – rzekł spokojnie książę i ucałował jej dłoń.

– A w jakim celu, panie? – zapytała chłodno, cofając rękę. – Nie wyraziłam się jasno w mym liście, który ci zostawiłam?

– Chciałbym porozmawiać z tobą sam na sam, ma Belle - szepnął czule i znacząco.

– Nie możesz mieć do powiedzenia nic, czego nie mógłby usłyszeć lord Varden – odparła surowo.

– Czy nasza miłość musi być sprawą publiczną? – zapytał.

– To ty ją taką uczyniłeś, nie ja.

Diuk de Lambour uśmiechnął się pobłażliwie.

Touche, ma Belle – odparł.

– Zmarnowałeś czas, mój panie, jadąc za mną – rzekła Arabella.

– Nie, ma Belle. Przyjechałbym szybciej, ale do Amboise z Normandii przybył posłaniec do mnie. Zmarła moja żona. Udławiła się ością – rzekł po prostu i bez emocji.

– Niech Bóg i Matka Przenajświętsza mają ją w swojej opiece – rzekła przygaszona Arabella. – Tak mi przykro, Adrianie.

– Chcę, żebyś mnie poślubiła, Arabello – odparł. Zaskoczyło ją to zupełnie. Jak dotąd nigdy nawet nie użył jej pełnego imienia. Zawsze mówił na nią Belle.

– Możemy w tajemnicy pobrać się już dziś, tutaj, w Calais. Tony będzie naszym świadkiem, ale oficjalnie muszę być w żałobie po Claude Marie przez rok. Jestem jej to winien, bo była matką mych dzieci – ciągnął diuk rzeczowym tonem.

Przez chwilę Arabella miała ochotę płakać. Źle oceniła Adriana Morlaka.

– Nie mogę za ciebie wyjść – powiedziała w końcu.

– Więc to prawda – odpowiedział.

– Co jest prawdą? – zapytała, ale w głębi duszy wiedziała, o czym mówił.

– Księżna de St. Astier powiedziała mi w wielkiej tajemnicy, że ty i Tony jesteście szpiegami Anglii.

Lord Varden roześmiał się wesoło.

– Cóż za opowieść – rzucił kpiąco. – Cóż, na litość boską, ta szkocka latawica chciała osiągnąć, opowiadając coś podobnego? Biedny Billancourt! Wiesz, Adrianie, że mówi się o naszej nowej księżnej, że przeszła przez łoża wszystkich mężczyzn na dworze króla Jakuba? To niezwykła wiadomość, jeśli jest prawdziwa, a taką właśnie się zdaje. Kiedy zaczęła sprawiać kłopoty, król wysłał ją do Francji. To mi dopiero przyjaźń między krajami. Miejmy nadzieję, że dziedzic St. Astier będzie z jego krwi.

Diuk zignorował słowa lorda Vardena, a błękitne oczy zwrócił na Arabellę.

– Zatem? – zapytał spokojnie.

Arabella zawahała się przez chwilę, a potem powiedziała spokojnie:

– Tak, to prawda.

Nic więcej nie dodała. Cokolwiek zrobił jej Adrian Morlaix, po jego propozycji małżeństwa czuła, że jest mu winna prawdę.

– Dlaczego?

– Dla Greyfaire – odparła po prostu.

– Dla Greyfaire? Zdradziłaś mnie dla kawałka ziemi? – zapytał.

– Och, Adrianie. Nie zdradziłam cię. Król Henryk umieścił mnie na francuskim dworze, żebym obserwowała i nasłuchiwała. Obawia się, że twój król Karol zdradzi go tak samo, jak Francuzi zdradzili króla Ryszarda kilka lat temu. Biedny Ryszard był ze mną spokrewniony. Henryk Tudor chce tylko umocnić swoją pozycję na tronie. Nie zdradziłam cię.

– Powiesz królowi o możliwości zmiany planów małżeńskich Karola? – zapytał z wyraźnym smutkiem w oczach.

– Tak. To bardzo ważna informacja – odparła rozsądnie Arabella. – Chyba nie spodziewasz się, że zatrzymam to w tajemnicy. To jedyna ciekawa wiadomość, jaką zdobyłam podczas mego pobytu we Francji. Ona pomoże mi odzyskać dom i dziecko, które w ciągu ostatniego roku przebywało na królewskim dworze. Dla mojej małej Margaret zrobiłabym wszystko, co konieczne. Dla niej i dla Greyfaire. Właściwie, to zrobiłam, prawda, panie? – zapytała, spoglądając na niego odważnie.

– Kocham cię – odparł.

– Nie – rzekła – nie kochasz mnie, choć pewnie sądzisz, że tak jest. Gdybyś mnie naprawdę kochał, nie podzieliłbyś się mną ze swoim przyrodnim bratem. Twierdzisz, że chciałeś, bym osiągnęła szczyt rozkoszy, ale gdybyś kochał mnie prawdziwie, zrobiłbyś wszystko, bym wspięła się na ten szczyt razem z tobą. Gdybyś kochał mnie prawdziwie, nie potraktowałbyś mnie jak ladacznicy, ale przecież tak naprawdę nie mogę cię nawet za to winić, panie. Stając się twoją nałożnicą, postawiłam się sama w takiej sytuacji. Grałam swoją rolę dobrze, może nawet zbyt dobrze. To trochę straszna i dotąd nieznana mi cecha mego charakteru i żałuję, że ją poznałam. Ale to już koniec. Mam zamiar wrócić do Anglii, do mego domu na północy i ani ty, ani nikt inny mnie przed tym nie powstrzyma! Nigdy już nie ruszę się z Greyfaire, zapewniam cię. Będę żyła spokojnie, bez przygód i emocji. Wychowam córkę, by została panią na Greyfaire, a jej przyszłego męża na chłopca, który uszanuje ją i jej dziedzictwo.

Diuk de Lambour posmutniał jeszcze bardziej.

– Pozostaniesz samotna, ma Belle? - zapytał rozżalony. – Mówisz o dziecku i Greyfaire, ale nie o miłości.

Arabella zaśmiała się gorzko.

– Miłość – prychnęła z pogardą. – Chodzi ci pewnie, panie, o tę iluzję, która jakoby miała miejsce między kobietą a mężczyzną. To tylko legenda, istnieje jedynie w romantycznych pieśniach, śpiewanych przez minstreli, by sprawić przyjemność panom i ich posłusznym kobietom, które ci panowie chcą uwieść. Zdarzyło mi się już, że kochał mnie mężczyzna i przyznam szczerze, że wolę samotność.

– Pozwól sobie udowodnić, że jest inaczej – błagał ją. – Wiem, że to, co uczyniłem kilka dni temu, było naganne, ale gdybyś mogła mi w sercu wybaczyć, ma Belle, poświęciłbym resztę życia na odpokutowanie tego grzechu wobec ciebie. Kocham cię tak, jak nigdy nie kochałem żadnej kobiety!

– To samo mówiłeś biednej Claude Marie, nim ją uwięziłeś w swoim zamku w Normandii? Mówiłeś jej, że kochasz ją i żadną inną? Potem odciąłeś ją od wszystkich i zrobiłeś z niej klacz rozpłodową do rodzenia twoich dziedziców. Dobre maniery każą mi podziękować za twoją propozycję małżeńską i w rzeczy samej, bardzo ci dziękuję, bo wiem, że jest prawdziwa i szczera, ale zdrowy rozsądek i ciężkie doświadczenia zarówno niedawne, jak i bardzo odległe, każą mi odmówić. Nie marnuj czasu, próbując trafić do mego serca, Adrianie. Nie mam go już wcale.

Mon Dieu! - jęknął. – Jesteś okrutna, cherie!

– A ty jesteś dobrym człowiekiem? – zapytała. – Gdy pożegnałam się z tobą w liście, Adrianie, byłam tak uprzejma, jak potrafiłam. Starałam się nie zranić uczuć człowieka, który traktuje kobiety jak zdobycz.

– Więc nie ma dla nas nadziei, ma Belle?

– Nie – odparła stanowczo.

– Chodź, Adrianie, mon ami - rzekł uprzejmie lord Varden. Chciał odwrócić uwagę księcia od Arabelli, nim jego rozczarowanie zmieni się w złość i chęć zemsty. Adrian Morlaix był bardzo dumnym człowiekiem. – Napijmy się wina. Przyjechałeś z daleka, wiem. Będziesz potrzebował argumentów, by podważyć oskarżenia księżnej przeciwko nam, jeśli w chwili niedyskrecji zacznie mówić o nas publicznie. Chcesz przecież utrzymać swoją przyjaźń z królem.

– Nie pozwolę, by mnie oskarżono o zdradę – rzekł z uporem książę, ale pozwolił się poprowadzić do stołu w sąsiednim pomieszczeniu.

– Nie ma tu zdrady, mon ami - uspokajał go lord Varden. – Kilka słów za dużo w alkowie. To może się nigdy nie wydać. Nikt przecież nie wie, że o tym powiedziałeś. Możesz przecież z łatwością uciszyć zjadliwy język madame Marie Claire, opowiadając o intymnych szczegółach jej przeszłości, które Arabella z chęcią ci przekaże. Co zaś dotyczy lady Grey, możesz przecież powiedzieć, że wróciła do Paryża. Powiesz, że pojechałeś tam za nami, ale potem straciłeś wszelki ślad. Kucharka lady Grey, Barbe, powiedziała ci, że pojechaliśmy do Hainault albo Cleves, nie była pewna. Powiedz, że Arabella pokłóciła się z tobą o jakąś drobnostkę i wyjechała. Powiesz, że wyjechałem z nią, bo jestem jej przyjacielem i nudziłem się okrutnie. Powiesz, że chciałeś ją z powrotem, bo była najzabawniejszą z twoich dotychczasowych kochanek, ale jej nie odnalazłeś i zrezygnowałeś. Tak to już jest, mon amil Niedługo jakaś inna urocza istota pojawi się na horyzoncie i będziesz znów szczęśliwy, a na razie musisz przestrzegać żałoby po Claude Marie. Za rok znajdziesz sobie nową żonę, n’estcepas?

– Mówisz, jakby to wszystko było takim drobiazgiem, Tony – mruknął książę, wypijając pierwszy kielich wina i wyciągając dłoń po jeszcze.

– Bo to są drobiazgi, Adrianie – odparł lord Varden – i jeśli tak to potraktujesz, wszyscy odniosą wrażenie, że to nic ważnego, jedynie niegroźna rozrywka. Pamiętaj, że powinieneś pomyśleć o własnych dzieciach, Adrianie, zwłaszcza o dwóch synach. Chcesz przecież, by cieszyli się zaufaniem króla. Myśl przede wszystkim o tym, co najważniejsze, a nie o sobie i o własnych rozczarowaniach. – Napełnił kielich księcia i skinął na Arabellę, która usiadła przy stole.

– Może opowiesz księciu historie z przeszłości księżnej St. Astier, Arabello? – zasugerował lord Varden.

– Zrób to, nim zdąży się upić, by zapamiętał jak najwięcej. Obaj dziś się porządnie upijemy, co, Adrianie? Za dawne czasy?

– Och, mon ami, upijemy się – zgodził się, a Arabella zaczęła opowiadać o przeszłości lady Morton.

Kiedy skończyła, książę był już lekko wstawiony. Lord Varden skinął dyskretnie, a Arabella wstała i wymknęła się z pomieszczenia. W nocy słyszała, jak mężczyźni śpiewają sprośne piosenki i uśmiechała się sama do siebie w ciemności. Jutro rano Tony będzie miał straszliwego kaca. Niech go Bóg błogosławi.

Lona obudziła ją przed świtem.

– Jego lordowska mość powiedział, że musimy się pośpieszyć. Odpływ jest już za godzinę.

Arabella wstała i zaczęła się szybko ubierać.

– Jak się ma lord Varden? – zapytała.

– Świeżutki, jak młody bóg – odparła Lona.

– Jak to możliwe, przecież pił całą noc z księciem. Nie jest chory?

Lona zachichotała.

– Zapytałam go o to samo, bo słyszałam, jak śpiewali przez całą noc. Wiesz, co mi powiedział? Mówił, że po pierwszym kielichu zaczął dolewać do wina wody. Na trzy kielichy wypite przez księcia, on wypijał jeden. Razem z ojcem położyli księcia w łóżku lorda Vardena. Gospodarz zajazdu dostał polecenie traktować delikatnie swego gościa, kiedy ten się obudzi, bo na pewno będzie go bolała głowa. Lord Varden zapłacił za wszystko, nawet za nocleg ludzi księcia w stajni.

Arabella uśmiechnęła się, słysząc te wyjaśnienia. Tony, zważywszy na okoliczności, był wspaniałym przyjacielem.

– Przynieś mi chleb i ser – rzekła do Lony – i owoce. Potrzebne nam jedzenie na drogę do domu. Umieram z głodu. To pewnie to morskie powietrze.

Wypłynęli z Calais o wschodzie słońca, z którym wzniosła się z południowego wschodu lekka bryza. Ten lekki wiatr zaniósł ich przez Kanał do Dover, gdzie znaleźli się jeszcze przed zmierzchem. Arabella nie skrywała łez na widok angielskiej ziemi, a oczy lorda Vardena też nagle podejrzanie się zaszkliły, bo nie widział ojczyzny już dziesięć lat.

– Spędzimy noc w Dover – powiedział do Arabelli i wysłał swoich ludzi, żeby znaleźli odpowiedni zajazd na nocleg.

– A jutro? – zapytała.

– Ruszymy do Sheen, bo król na pewno jest właśnie tam o tej porze roku. Zawsze spędza lato w Sheen.

– Możemy wstać wcześnie? – zapytała.

– Przed świtem, jeśli chcesz, moja droga – odparł lord Varden i tak też się stało.

Puścił przodem posłańca, by król Henryk wiedział, że przyjeżdżają, i zdążył się przygotować do ich wizyty. Widział, że w głowie Arabelli kołaczą się tylko dwie myśli. Przede wszystkim chciała zobaczyć swoją małą córeczkę, a potem wrócić do Greyfaire tak szybko, jak to tylko możliwe. Anthony Varden nie mógł jej winić za to, że chciała zapomnieć o przeszłości. Powiedziałby jej o tym, jak bardzo ją podziwia, gdyby nie obawiał się jej złośliwej odpowiedzi. Uważał ją za bardzo odważną kobietę. Wiedział, że pogarda i gorycz są jedynie obroną przed zranieniem, choć twierdziła, że nie ma już serca.

Dotarli do Sheen i zatrzymali się w pobliskim zajeździe, gdzie już oczekiwał ich królewski sługa.

– Jego wysokość przyjmie was jutro o świcie – powiedział im. – Jego wysokość kazał przekazać lady Grey, że jej córeczka jest w doskonałym zdrowiu i bardzo chce powrócić do matki. – Skończywszy przemowę, służący skłonił się i oddalił.

– Dokąd się udasz, Tony, po tym, jak twoja służba dla Henryka Tudora się skończyła? – zapytała przyjaciela. Siedzieli razem w jadalni, pałaszując doskonały befsztyk, angielski ser i piwo. Na stole czekała na nich też miska truskawek i gęsta śmietana.

– Obiecał mi własny majątek, moja droga. Mam nadzieję, że to będzie gdzieś blisko Yorku, skąd pochodzi moja rodzina – odparł.

– Została ci jeszcze jakaś?

– Starszy brat, Simon, na pewno z ulgą przyjmie wiadomość, że nie jestem banitą, choć na początku ta wiadomość bardzo go ucieszyła. Nie jest za bardzo rozgarnięty i cieszył się, że nareszcie skompromitowałem się w oczach ojca, którego ulubieńcem byłem od dziecka. Pewnie z ulgą przyjmie fakt, iż mam własny majątek – zaśmiał się. – Poproszę króla, by znalazł dla mnie żonę, bo obawiam się zakusów ze strony brata i jego żony. Oboje są bardzo kwaśni i na pewno wybraliby mi kobietę pobożną, ale brzydką, głupią i bez poczucia humoru. Nie wiem, czy kiedykolwiek pokocham jakąś kobietę tak, jak kochałem moją pierwszą żonę, ale mam nadzieję, że przynajmniej będzie mi odpowiadało jej towarzystwo, zwłaszcza że ma być matką moich dzieci.

Arabella skinęła głową.

– To dobry fundament do budowy małżeństwa, Tony.

– A ty, moja droga, co z tobą?

– Jak już wczoraj mówiłam Adrianowi, oddałam wszystko, by odzyskać Greyfaire i moją małą Margaret. Przyjęłam spokojnie myśl o samotności i mam zamiar skupić się na tym, co mam.

– A co będzie z hrabią Dunmor, moja droga? Nie sądzisz, że on znajdzie w sercu dość odwagi, by ci wybaczyć? Nie chcesz wyjść za niego ponownie? – zapytał z nadzieją lord Varden.

– Nie, Tavis nie zechce mnie z powrotem. To ja się z nim rozwiodłam. Kiedy przyjechał do Francji, od razu się pokłóciliśmy, a potem nawet się ze mną nie pożegnał. Od razu pojechał do Szkocji. Nie. Pewnie uważa, że raz na zawsze się mnie pozbył. Kto wie, może i ma rację, że tak będzie lepiej? Lona oskarżyła mnie kiedyś o to, że byłam dla niego złą żoną. Jak na służącą to wielka odwaga, powiedzieć coś takiego swojej pani, ale obawiam się, że miała rację. Choć nie jesteśmy sobie równe, jest moją przyjaciółką i nie mogę jej winić za te słowa. Poza tym – uśmiechnęła się podstępnie – według mnie, nie zrobiłam niczego, co Tavis Stewart powinien mi wybaczać.

To była celna uwaga i dobra ocena sytuacji. Anthony Varden musiał przyznać po raz kolejny, że podziwiał sposób myślenia Arabelli. Nie znał innej tak bezpośredniej i uczciwej kobiety, choć sam nie wiedział, czy potrafi znieść tyle szczerości naraz. Jego zdaniem kobiety powinny mówić bardziej oględnie, powinny być bardziej zależne od mężczyzn. Nie powinny być tak niezależne jak Arabella Grey. Ale i tak ją lubił.

Wcześnie rano następnego dnia Anthony Varden i Arabella Grey zjawili się w Sheen przed obliczem króla. Słońce ledwie wstało, a król dopiero co wyszedł z mszy. Henryk Tudor nie chciał rozgłosu wokół przywrócenia do łask lorda Vardena i lady Grey. Był ostrożny i nie pragnął zbyt wielu dociekliwych pytań, dotyczących motywacji króla w podjęciu tak nieoczekiwanych decyzji. Chciał utrzymać w tajemnicy swoją przewagę nad Francją. Nie wiedział jeszcze, jak użyje informacji o zmianie planów małżeńskich Karola. Roześmiał się sam do siebie. Młody francuski król był znacznie groźniejszy, niż sądził. Podejrzewał, jak wszyscy inni, że ten nastolatek jest opóźniony, ale przecież był synem Pająka. Taka krew jest silna i w końcu daje o sobie znać. Maksymilian z Habsburgów był głupcem, sadząc, że uda mu się sprzątnąć Bretanię sprzed nosa Francji. Tak, informacja, którą przywiozła Arabella Grey, była w samej rzeczy bardzo cenna.

– Tony! – Król objął serdecznie starego przyjaciela, a potem odsunął się i spojrzał mu w oczy. To był jego pierwszy szczery uśmiech, jaki Arabella kiedykolwiek widziała na twarzy Henryka Tudora. – Miło cię znów mieć przy sobie, stary druhu – przywitał go ciepło.

– Panie – rzekł tylko lord Varden ochrypłym z emocji głosem i ze łzami w oczach.

– Ależ, Tony, zapomniałeś? Hal. Na osobności możemy mówić do siebie Tony i Hal – zapewnił starego przyjaciela król.

– Dziękuję, panie – odparł lord Varden. – Dobrze po tak długim czasie znaleźć się znów w Anglii. Gdy jechałem z Dover, zrozumiałem, że już prawie zapomniałem, jak piękna jest Anglia.

– Byłeś nam wielce pomocny, Tony, i jesteśmy ci wdzięczni – rzekł szczerze król i objął przyjaciela. -Pamiętasz na pewno, że powiedziałam, iż po powrocie do domu zostaniesz suto wynagrodzony za swoje usługi dla korony. – Król podniósł ze swego biurka zwój pergaminu. Arabella zauważyła na nim pieczęcie z koroną. Podał go Vardenowi. – Te dokumenty gwarantują ci tytuł barona i majątek Whitebridge, posiadłość na północny zachód od Yorku. Jest tam kilka setek akrów ziemi, pastwisk i lasów. Na mocy królewskiego dekretu będzie dziedziczony z pokolenia na pokolenie przez twój ród. Weź to, Tony, z wyrazami mojej wdzięczności.

Lord Varden przyjął papiery i skłonił się nisko królowi, mówiąc:

– Chciałbym cię prosić jeszcze o coś, Hal. Wiem, że po okazaniu tak wielkiej hojności nie powinienem o nic więcej prosić, ale szczerze mówiąc, potrzebuję żony. Może królowa znalazłaby dla mnie dziewczynę, którą bym polubił i byłaby z niej dobra towarzyszka życia? Nie byłem w Anglii tak długo. Nie znam żadnych młodych dam. Chcę się oddać w twoje ręce, Hal.

– Potrzebna ci młoda dziewczyna, z którą będziesz mógł mieć dzieci, Tony. Królowa ma damę do towarzystwa, sierotę, lady Annę Millerton, która chciałaby wyjść za mąż. Jej posag jest niewielki i dlatego nie było jak dotąd łatwo znaleźć dla niej kandydata na męża, ale dziewczyna jest ładna i posłuszna, jak mi mówiono, i bardzo wesoła. Nie mogę ci jej oddać bez zgody królowej, bo Beth ją uwielbia. Ma piętnaście lat i przypomina królowej jej młodszą siostrę. Nie chcę jednak zwracać niczyjej uwagi na twój powrót, Tony… – przerwał na chwilę i zastanawiał się. – Peter, chłopcze, chodź tu!

Prawie natychmiast zjawił się chłopak o zaróżowionych policzkach i skłonił się przed królem.

– Panie?

– Idź do królowej i powiedz jej, że ma przyjść do mnie natychmiast w towarzystwie lady Anny Millerton.

Osobisty paź króla skłonił się znów i wyszedł. Henryk spojrzał teraz na Arabellę.

– Witaj, lady Grey. Tony powiedział mi, że zdobyłaś niezwykle ważną informację dotyczącą zaślubin króla Karola. Pochwalił cię też, że jesteś bardzo inteligentna.

– Zdobyłam to, o co prosiłeś, panie – odparła po prostu Arabella.

– I zasłużyłaś sobie na zwrot Greyfaire, choć przyznam, że nigdy nie cieszyła mnie myśl, że kobieta będzie trzymała ważną strategicznie warownię. Mimo to, ponieważ nie ma między nami a Szkocją wojny i, z pomocą Boga, długo jeszcze nie będzie, oddaję ci ją spokojny. Mój urzędnik powiedział, że to biedny majątek. Jesteś pewna, że nie chcesz otrzymać bardziej zasobnych włości w zamian za swoje dla nas usługi? Dostałaby go twoja córka. Nie skąpiłbym kobiecie, która tyle uczyniła dla Anglii.

– Dziękuję, panie, ale wolę Greyfaire – odparła Arabella. – To o nie walczyłam i tylko tę ziemię mogę od ciebie przyjąć.

– Niestety, ród Percy nie chce oddać ci swojego bękarta – rzekł cicho król. – Uważają, że twoje ziemie są bez wartości i nie warto się w nie wżenić. Chcą bogatszego majątku dla swego dziedzica – przyjrzał jej się uważnie, by sprawdzić, jaki to wywoła efekt.

– Lord Percy jest nadętym i porywczym głupcem, panie. Na twoim miejscu bym mu nie ufała – odparła Arabella. – Na razie Margaret jest jeszcze za mała, bym musiała martwić się o jej zamążpójście. W końcu znajdzie się dla niej mąż i to taki, którego wy, wasza wysokość, zaakceptujecie.

– Dobrze więc, lady Grey – rzekł król i podał jej zwój pergaminu podobny do tego, który dostał lord Varden. – Oto twój dokument, pani. Greyfaire znów należy do ciebie i będzie dziedziczone przez męskich lub żeńskich potomków twego rodu.

– Dziękuję, wasza wysokość – rzekła z wdzięcznością Arabella i skłoniła się nisko.

W tej samej chwili do komnaty pośpiesznie weszła królowa, a za nią dama dworu. Lord Varden i lady Grey skłonili się oboje.

– Panie mój – zaczęła zaciekawiona królowa – w jakim celu po mnie posyłałeś?

Jej piękna twarz wyrażała odrobinę niepokoju.

– Uspokój się, Beth. To jest lord Anthony Varden, mój stary, drogi przyjaciel, o którym wiele słyszałaś z moich ust. Od wielu lat przebywał we Francji i przysłużył się nam poważnie. Powrócił do domu wraz z lady Grey. Pamiętasz lady Grey, moja droga? Ta dama jutro rusza do domu i przyjechała po swoją córkę. Tony również rusza jutro na północ do swego majątku, Whitebridge. Poprosił mnie, bym znalazł mu odpowiednią żonę, którą mógłby zabrać ze sobą.

Błysk zrozumienia natychmiast pojawił się na twarzy królowej. Spojrzała na młodą lady Millerton, a ta niegłupia dziewczyna też natychmiast zorientowała się, do czego zmierza rozmowa. Spojrzawszy szybko w stronę Anthony’ego Vardena, lady Millerton zaczerwieniła się. Była ładną dziewczyną o jasnobrązowych włosach i miłych, szaroniebieskich oczach. Za to lord Varden nagle struchlał i ledwie mógł ustać na nogach.

Oczy królowej zalśniły na widok wymiany spojrzeń między nimi. Spodobał jej się lord Varden, bo wyglądał na dobrego, łagodnego człowieka.

– Mam więc rozumieć, że chcesz wydać moją małą Annę za lorda Vardena?

– Jeśli dama nie wyrazi głośno sprzeciwu. Królowa zwróciła się do przyjaciółki:

– Anno, co ty na to? To dobra propozycja małżeńska, a Whitebridge jest pięknym majątkiem. Znam go dobrze, bo najpierw należał do mego wuja Jerzego, a potem do Ryszarda. Wiem, że mój drogi mąż, król, nie zaproponowałby ci małżeństwa z byle kim, bo wie doskonale, jak bardzo cię kocham i że zawsze będziemy przyjaciółkami.

Anna Millerton, odrobinę wyższa niż Anthony Varden, podeszła do miejsca, gdzie stał, spojrzała mu prosto w oczy i powiedziała łagodnym tonem:

– Co ty na to, panie? Podobam ci się mimo mego wysokiego wzrostu? Usłyszałam, co sądzi o tym królowa, słyszałam, co sądzi król, a od ciebie nie słyszałam jeszcze ani słowa. Wiem, że moje zachowanie może się wydać zbyt odważne, ale, choć zwykle nie jestem aż tak śmiała, wolałabym jednak usłyszeć, co ty, panie, sądzisz o tym małżeństwie.

Tony był nią oczarowany. Wyraz jego twarzy wyraźnie na to wskazywał. Nie była podobna do jego zmarłej żony, a mimo to było w niej coś z tej właśnie osoby i pewnie dlatego od razu zdobyła jego serce.

– Powiem ci więc, panno Anno – rzekł – że zupełnie zapomniałem, jak piękne potrafią być Angielki i jeśli zgodzisz się zostać mą żoną, uczynisz mnie najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Jestem dobrym człowiekiem, przyrzekam, i co niedziela chodzę do kościoła.

Przerwał, nie wiedząc, co jeszcze dodać.

– Więc jeśli chcesz, panie, bym została twoją żoną, ja chętnie nią zostanę – rzekła Anna Millerton i skłoniła się uprzejmie.

– Dobrze więc – rzekł pośpiesznie król. – Postanowione! Poślij po mego spowiednika, Peter. Zaślubiny odbędą się natychmiast.

– Ależ panie mój! – oburzyła się królowa. – Muszą być zapowiedzi, Anna musi mieć skrzynię w posagu, no i wesele. Anna musi mieć takie wesele, jakie wyprawiliby jej rodzice, gdyby żyli. To nie byle co. Nie można tak się śpieszyć!

– Lord Varden musi jechać na północ najszybciej, jak się da – rzekł surowo król.

– Nie mam nic przeciwko szybkiej, cichej ceremonii – przerwała ich rozmowę Anna. – Król w swej hojności dał mi dobrego męża, więc jeśli muszę dla niego porzucić nieistotne drobiazgi, które wiążą się z zaślubinami, uczynię to chętnie i nie będę później narzekać.

– Widzisz, Tony? W rzeczy samej, szczęściarz z ciebie. To bardzo rozsądna dziewczyna – rzekł zadowolony król. – Idź po księdza, Peter. Spotkamy się z nim w mojej prywatnej kaplicy.

– Mogę już iść po moją córkę, panie? – zapytała Arabella.

– Nie! – odparł król. – Będziesz, pani, świadkiem na ślubie lorda Vardena z lady Millerton. Wiem, że Tony na pewno bardzo tego pragnie, prawda, przyjacielu?

– Jeszcze tylko kilka minut, Arabello – błagał lord Varden. – Nie mam wątpliwości, że Hal wyśle nas stąd do domów jeszcze przed końcem poranka.

– W rzeczy samej – rzekł król. – Po pewnym czasie, Tony, możesz powrócić na dwór, ale na razie musisz jechać do Whitebridge.

Królewski spowiednik zjawił się szybko i zaprotestował, usłyszawszy prośbę króla, ale zgodził się udzielić ślubu, kiedy król wyjaśnił mu okoliczności. Połączył lady Millerton z lordem Vardenem węzłem małżeńskim w najkrótszej ze znanych uroczystości ślubnych. Świadkami byli król, królowa, lady Arabella Grey i paź króla. Po zaślubinach wszyscy zebrani chwycili kielichy z winem i uczcili nowożeńców toastem.

– Musimy spakować rzeczy Anny – powiedziała w końcu królowa – a lady Grey na pewno chce odzyskać córkę. Ty i lord Varden z pewnością macie sobie wiele do powiedzenia. Jest jeszcze wcześnie, więc nadróbcie stracony czas, nim będziesz musiał wrócić do codziennych obowiązków. Damy przybędą za godzinę na podwórze. Lady Grey jedzie wraz z tobą, panie, na północ?

– Owszem – przyznał Tony.

Królowa wywiodła młodą lady Varden i Arabellę z komnaty króla. Arabella podziękowała królowi i odeszła.

– Twoja córeczka, lady Grey, bardzo wyrosła, od kiedy ją widziałaś – rzekła królowa. – Jest prześliczną dziewczynką i bardzo upartą. Książę Artur ją uwielbia, bardziej niż własną małą siostrzyczkę, ale pewnie dlatego, że z nią może się już bawić, a z niemowlęciem jeszcze nie.

Arabella pozwoliła królowej paplać radośnie, ciesząc się wszystkim, co usłyszała o córce. Kiedy w końcu dotarły do pokoju dzieci, lady Varden oddaliła się, by spakować swoje rzeczy, a królowa posłała nianię po swego syna, który miał już prawie cztery lata, śliczną, zdrową, rumianą dziewczynkę liczącą sobie osiem miesięcy i małą Margaret – ale w jej przypadku to nie było takie łatwe.

– Gdzie jest lady Margaret Stewart? – zapytała królowa.

Najstarsza z niań odwróciła się i zawołała żałośnie:

– Chodź, kózko, twoja mama przyjechała już po ciebie. Bądź grzeczna i chodź do starej Sarah, moje małe słoneczko.

– Nie! – rozległ się stanowczy, cienki głosik z odległej części bawialni.

– Lady Margaret – rzuciła surowo królowa – wyjdź natychmiast!

– Nie! Nie wyjdę!

Arabella powstrzymała śmiech i ruszyła w stronę ciemnego kąta pokoju, skąd dobiegał głos jej córki. Królowa miała rację, Margaret urosła w ciągu tego roku. Arabella uklękła obok trzylatki:

– Pamiętasz mnie, Maggie? – zapytała, a dziewczynka zaprzeczyła ruchem głowy. – Jestem twoją matką – ciągnęła Arabella – i przyjechałam, żeby cię ze sobą zabrać do Greyfaire.

– Zostanę z Arturem – podkreśliła z uporem dziewczynka i sięgnęła palcem w stronę złotego łańcucha na szyi matki.

– Wiem, że tego pragniesz – powiedziała Arabella, zdejmując łańcuch i wsuwając go w dłoń córki. – Wiem, że bardzo go lubisz, ale byłaś tu tylko gościem. Teraz musimy jechać do domu. Chciałabyś jechać ze mną na mojej klaczy?

Margaret spojrzała na nią z zainteresowaniem.

– Artur ma kucyka – powiedziała i dodała podstępnie. – Ja też będę miała kucyka?

– Kiedy dotrzemy do Greyfaire – odparła mądrze matka.

– Mojego kucyka? – nalegała Margaret.

– Tak. Nikt inny nie będzie mógł na nim jeździć, tylko ty, Maggie – obiecała Arabella.

Margaret Stewart ruszyła ze swego kąta w ramiona matki.

– To jedźmy po mojego kucyka – rzekła. – Potem wrócimy i pokażemy go Arturowi.

– Kiedyś tak zrobimy – odparła Arabella, podnosząc ją. – Pewnego dnia.

ROZDZIAŁ 22

Arabella Grey spojrzała na to, co kiedyś było pięknym, pełnym owoców sadem. Ziemia była zachwaszczona, a po młodych drzewach, których sadzenia tak uważnie doglądała jakieś czternaście miesięcy temu, nie było nawet śladu. Zerknęła na wioskę, niegdyś uroczą i tętniącą życiem. Teraz u stóp Greyfaire nie było nic, ani uliczek, ani domków, w których urodziły się, wychowały i mieszkały całe pokolenia ludzi. Kilka poczerniałych kamieni mokrych od letniego deszczu – oto, co zostało. Gdy Arabella i jej ludzie podążyli dalej drogą w stronę warowni, zauważyła kilka wychudzonych owiec, skubiących chwasty na łące. Bez słowa spojrzała na FitzWaltera.

– Niedługo się dowiemy – rzekł ponuro.

Most zwodzony do warowni był uniesiony jak w czasie obrony, ale kiedy się do niego zbliżyli, zaczął powoli opadać. Drewniany most, okopcony i poczerniały nosił znamiona walki, ślady po pikach, siekierach i innych ostrych narzędziach.

FitzWalter zatrzymał grupę podróżników.

– Nie wiemy, kto jest w środku, milady – rzeki. – Niech lepiej oni wyjdą do nas. Nie możemy wchodzić w paszczę lwu.

Z warowni na ich powitanie wyjechał jeździec, a Arabella krzyknęła z radością:

– To Rowan! Rowan! Rowan!

Machała do niego, a on, kiedy usłyszał jej głos, ruszył galopem na ich powitanie.

– Lady! Dzięki Bogu i Matce Przenajświętszej, to pani! Szybko! Do warowni! Nie wiadomo, kiedy znów nas zaatakują.

– Kto, chłopcze? – zapytał FitzWalter, kładąc dłoń na ramieniu syna, by go uspokoić. – Szkoci na was napadli?

– Szkoci? Nie. To nie Szkoci doszczętnie zniszczyli Greyfaire. To Jasper Keane. Proszę, wjedźcie do środka. Musimy podnieść most. Nawet z kilkoma nowymi ludźmi nie mamy już dość siły, by im się przeciwstawić, jeśli nas zaskoczą.

Wjechali za Rowanem do warowni i podniesiono most.

Na niewielkim podwórzu Arabella ku swemu przerażeniu zobaczyła kilka drewnianych chatek przyklejonych do murów obronnych. Nie musiała o nic pytać. Smród ludzkich i zwierzęcych odchodów na niewielkiej przestrzeni był nie do zniesienia.

– Boże, dopomóż nam! – powiedziała Lona i przycisnęła do siebie małą Margaret.

– Czy w zamku można zamieszkać? – zapytała Arabella.

– Z trudem – usłyszała odpowiedź.

Zeszła z konia i pośpieszyła po schodach do środka. Tam zastała liczne zniszczenia. Wszystkie okna były wytłuczone, meble rozbite, podłogi porysowane. Wszędzie był kurz i brud.

– Dlaczego twoja matka nie sprzątała w zamku? -zapytała Rowana.

– Nie ma jej tutaj, milady. Gdy przyszło najgorsze i większość ludzi uciekła z Greyfaire, by szukać nowego życia na południu, wysłałem matkę i młodszą siostrę do ciotki Wanetty w Yorku. Nie chciała jechać, ale wiedziałem, że w takim wypadku ojciec zrobiłby to samo. Wszyscy ludzie, którzy zostali, są bardzo starzy albo bardzo uparci – zakończył ponuro Rowan.

– Czy wśród upartych zostały trzy kobiety zdolne do pracy? – zapytała chłodno Arabella, a kiedy skinął głową, mówiła dalej. – Poślij natychmiast po nie. Musimy porozmawiać, Rowanie FitzWalterze, ale póki w zamku nie da się nawet usiąść, nie będę słuchała tego, co masz mi do powiedzenia. – Zwróciła się do Lony. – Zabierz Margaret do mojej komnaty i jeśli nie da się w niej zamieszkać, ogarnij ją trochę. Fergus ci pomoże.

– Tak, milady – odparła Lona, spoglądając ze złością na brata. Rowan nie był zbyt rozsądny, bo nie pomyślał o podstawowych potrzebach mieszkańców warowni.

Kilka brudnych i rozleniwionych kobiet weszło do zamku, niosąc miotły i wiadra z wodą. Arabella sama nimi pokierowała i wzięła się za miotłę, by zamieść salę rycerską.

– Jeśli nie znajdziesz nikogo, kto mógłby naprawić meble – zwróciła się znów do Rowana – znajdź ławy i stoły, które nadają się do użytku. Do diaska! Nieważne, co tu się stało. Powinieneś zadbać, by warownia czekała na mój powrót.

Zasmucony Rowan wybiegł szybko z zamku, a FitzWalter wyszedł za nim, by sprawdzić, co się dzieje w stajniach i ilu ludzi nadaje się do walki. Znalazł kilka kobiet, które potrafiły przygotować posiłek i kazał im podać pani coś do jedzenia. Był zły na syna, ale rozumiał jednocześnie, że chłopak uczynił wszystko, co w jego mocy w tej trudnej sytuacji. Wydawało mu się, że zostawia Rowanowi łatwe zadanie. Zbyt wiele łat pozbawionego trudów życia pozwoliło mu zapomnieć o najgorszym. Człowiek starszy, z większym doświadczeniem, po pierwszym ataku Jaspera Keane’a ruszyłby w pościg za nim i wybił mu jak najwięcej ludzi. Starszy, bardziej doświadczony żołnierz dopilnowałby, żeby sir Jasper nie wrócił tu już więcej.

Przed zmierzchem udało im się przywrócić w Greyfaire jako taki porządek. Okna zostały zasłonięte okiennicami, a w kominku palił się ogień, usuwając powoli wilgoć i zapach zgnilizny z pomieszczeń. Na zewnątrz zaczęło porządnie padać. Do sali rycerskiej wrócił duży dębowy stół i kilka krzeseł. Stół wyczyszczono i przetarto pszczelim woskiem, a na talerzach leżały już tylko resztki kapłonów i pstrąga. Zjedzono nawet groszek i chleb, który udało się upiec w kuchni. Arabella nie miała ochoty jeść dziś sama, więc przy stole usiedli z nią FitzWalter, Lona, Fergus i Rowan. Mała Maggie spała na górze pod opieką starej kobiety o imieniu Nora, która zobaczywszy dziewczynkę, natychmiast okrzyknęła się nianią.

Arabella usiadła w końcu wygodnie i wysuszywszy swój kielich poprosiła o jeszcze. W końcu spojrzała na Rowana FitzWaltera i rzekła:

– Zacznij od początku, Rowanie, i opowiadaj o wszystkim, ze szczegółami. Wiem, że zrobiłeś, co mogłeś, by ratować warownię i nie jestem na ciebie zła.

FitzWalter posłał jej spojrzenie pełne wdzięczności, a Lona uśmiechnęła się do niej szczęśliwa, kiedy nalewała wino.

– Dwa miesiące po twoim wyjeździe, pani – zaczął Rowan – sir Jasper Keane wrócił do Greyfaire. Był tu urzędnik królewski i robił spis inwentarza. Powiedział nam, że teraz Greyfaire należy do króla, a ty, pani, jesteś banitką i przebywasz we Francji. Jednak ludzie, którzy wrócili, zapewniali, że król chce tylko zachować pozory. Powiedzieli, że niedługo wrócisz do domu. Na początku ludzie im wierzyli, ale potem przyjechał sir Jasper Keane.

Na początku udawał, że od teraz Greyfaire jest jego własnością dziedziczną, ale urzędnik królewski powiedział mu, że to nieprawda i kazał odjechać. To wtedy ludzie sir Jaspera splądrowali zamek. Rozebrali urzędnika królewskiego, wychłostali go jak psa i wyrzucili z zamku. Wciąż słyszę w uszach jego wycie. Biedak miał tak poranione pośladki, że kiedy go znaleźliśmy, przez kilka tygodni nie mógł siedzieć. Ukryliśmy go więc w jaskini do czasu wyzdrowienia, a potem odesłaliśmy do króla. Sir Jasper wyjechał. Sądziliśmy, że już po wszystkim, ale on wrócił i potem wracał regularnie. Za każdym razem niszczył część Greyfaire. Nigdy nie wiedzieliśmy, kiedy znów uderzy, czasem w dzień, czasem w nocy. Czekał aż jesienią zbierzemy plony, a potem nam je odbierał. Tego roku podpalił pola, kiedy było jeszcze na nich zboże. W końcu przestaliśmy uprawiać cokolwiek, milady, bo jaki był z tego pożytek? Tej wiosny sir Jasper zniszczył sad wtedy, kiedy zaczynały się na nowych drzewkach pojawiać kwiaty. Ukradł wszystkie owce, prócz kilku, których nie zauważył. Nie było dość jadła, by ludzie przetrwali zimę, więc większość rodzin uciekła przed głodem. Matkę i siostrę wysłałem na Boże Narodzenie do siostry. Na początku lata jego ludzie zniszczyli wioskę, a właściwie to, co z niej zostało. Nikt nie ucierpiał, bo pozostali w Greyfaire ludzie przenieśli się do warowni. Od tej pory próbuje zdobyć mury obronne. Uparł się, że jeśli nie może mieć Greyfaire dla siebie, zburzy je i nie zostanie nawet kamień na kamieniu. Jak dotąd udawało nam się go powstrzymać. To koniec mojej opowieści, milady.

– Czy król Henryk o tym wie?

– Chyba nie, bo na pewno wysłałby wojsko przeciwko sir Jasperowi – rzekł Rowan.

– Rozmawiałem z ludźmi – powiedział cicho FitzWalter. – Sir Jasper stał się rozbójnikiem, wyrzutkiem, milady. Najbardziej zawzięty jest na Greyfaire, ale najeżdża też większość północnych warowni. Na pewno ktoś z ludzi króla o tym wie, ale nie uczyniono nic, by go powstrzymać. Dla nas to bardzo ważna kwestia, ale dla króla raczej nie. Teraz ma ważniejsze problemy, a sir Jasper Keane nie jest dla niego bezpośrednim zagrożeniem.

Arabella zastanawiała się przez chwilę. Najwyraźniej biła się z myślami, a potem powiedziała:

– Musimy posłać kogoś do Dunmor, FitzWalter. Hrabia od wielu lat chce się na nim zemścić. Wreszcie będzie miał okazję, by to uczynić, na pewno z niej skorzysta.

– A ty, milady, będziesz przynętą na sir Jaspera Keane’a – rzucił ze śmiechem FitzWalter. – Bardzo sprytnie i zdaje mi się, że się uda.

– Musi się udać, FitzWalterze, bo inaczej nigdy nie zaznamy pokoju. Nie mogę odbudowywać Greyfaire dla małej Maggie, jeśli sir Jasper będzie ciągle nas najeżdżał. – Zwróciła się do Rowana: – Ty zawieziesz hrabiemu wiadomość ode mnie. Wyjedziesz, jak tylko napiszę list. Sir Jasper Keane, nawet jeśli już wie o moim powrocie, jeszcze nie miał czasu zgromadzić wojska. Poza tym w tak złą pogodę na pewno nie zacznie ataku. Myśli, że ma na to mnóstwo czasu, bo jest przekonany, że jestem bezbronna. Musisz jechać szybko, nim pogoda się poprawi, bo sir Jasper zacznie atak, jak tylko przestanie padać. – Odwróciła się do Fergusa MacMichaela. – Wysłałabym ciebie, Fergusie, ale bardzo potrzebuję dobrego żołnierza i to doświadczonego w walce. Zostaniesz z nami?

– Tak, milady – odparł młody człowiek, a potem odważnie dodał: – Ale chcę coś w zamian.

– Chyba wiem, czego chcesz – powiedziała. – Ręki Lony?

– Tak.

– Masz moje pozwolenie, ale musi się jeszcze zgodzić FitzWalter, bo przecież to jego córka.

– Nie mam nic przeciwko temu – odezwał się FitzWalter – ale najpierw musimy pozbyć się sir Jaspera Keane’a.

Lona przyniosła pergamin i pióro, nim Arabella zdążyła ją po nie posłać. Stała za swoją panią, czytając napisane przez nią słowa:

Wróciłam do Greyfaire. Sir Jasper planuje już atak na moją warownię. Jest ze mną Margaret.

Arabella Grey z Greyfaire

– Nawet nie poprosiłaś go o pomoc, milady – zauważyła zdziwiona służąca.

– Nie muszę – odparła Arabella. – Nie będzie mógł nawet powiedzieć, że się ukorzyłam. Przybędzie tu z powodu swojej córki, która jest w niebezpieczeństwie.

– Milady, jesteś złą kobietą. To po prostu podstęp!

Arabella roześmiała się. Zwinęła pergamin i nalała na niego wosk, a potem wycisnęła na nim znak z sygnetu, który zawsze nosiła na palcu.

– Nie, Lono, nie jestem zła ani podstępna, ale dumna. Gdyby istniał sposób, dzięki któremu sama mogłabym usunąć żądło z ogona sir Jaspera, wykorzystałabym go. Niestety, sama sobie nie poradzę. Potrzebuję pomocy hrabiego Dunmor, który i tak ma z nim dawne porachunki. To całkiem uczciwa wymiana.

– Tato? – zwróciła się do ojca Lona, ale FitzWalter uśmiechał się szeroko.

– Czy ci się to podoba, czy nie, dziewczyno, sposób jest naprawdę mądry i sam hrabia na pewno doceni spryt naszej pani – rzekł.

Arabella podała pergamin Rowanowi.

– Jedź – rzekła – i pamiętaj, Rowanie FitzWalterze, że los Greyfaire i wszystkich, którzy tu zostają, leży w twoich rękach.

– Nie zawiodę, pani – obiecał Rowan i wyszedł z sali rycerskiej.

– Ile mamy czasu? – zapytała FitzWaltera.

– Jutro nie zaatakuje – odparł. – Przyjechaliśmy dziś dość późno. Jest mało prawdopodobne, by sir Jasper wystawił kogoś na wartę w czasie deszczu. Nie wie przecież, że w ogóle tu wrócimy, a brak zainteresowania króla upewnił go, że może napadać na nas, kiedy mu się żywnie podoba i nie musi się śpieszyć. Możliwe, że przyjedzie pojutrze, jeśli rozniesie się wieść, że jesteś już w domu. Niestety, Bóg jeden wie jak, ale takie plotki krążą szybko. Jeśli będziemy mieli szczęście, hrabia przybędzie tu przed sir Jasperem, a jeśli nie, na pewno uda nam się go odeprzeć. Jesteś pani pewna, że przyjedzie?

– Przyjedzie. Jeśli nie dla mnie, to dla córki – zapewniła go.

– Może Lona ma rację – zaśmiał się znów FitzWalter. – Może jesteś podstępna, milady.

Arabella Grey roześmiała się szczerze i głośno po raz pierwszy od dawna.

– Tak – przyznała – podstępna ze mnie kobieta, FitzWalterze.

Przez cały następny dzień warta rozstawiona na murach obronnych wypatrywała jeźdźców, ale wszędzie dokoła panował spokój. Przestraszeni mieszkańcy Greyfaire stwierdzili, że jest za spokojnie. Dzień był szary i deszczowy. Nie był to dzień, w którym człowiek, pewien, iż ma mnóstwo czasu, byłby skłonny atakować. Zapadła noc, a deszcz lał teraz jeszcze mocniej.

Ledwie zaczęło świtać, a do głównej bramy ktoś głośno zapukał. Straż zauważyła za bramą kowana FitzWaltera, hrabiego Dunmor, a za nimi dużą grupę jeźdźców.

– Spuść most – rozkazał Rowan, a wartownicy natychmiast wykonali jego rozkaz.

Hrabia i jego żołnierze weszli na i tak już mocno zatłoczone podwórze zamkowe. Ich konie nerwowo obijały się o ludzi i bydło. FitzWalter zjawił się od razu, kierując ludzi i konie do stajni. Stajenny z Greyfaire podbiegł pośpiesznie odprowadzić wielkiego rumaka hrabiego.

– Wytrzyj go dobrze, chłopcze – powiedział z uśmiechem Tavis, a potem zwrócił się do FitzWaltera: – Co tu się dzieje?

– Dopiero co wróciliśmy z Francji, milordzie – odparł kapitan – ale z tego, co widzę, sir Jasper porządnie się napracował, by zniszczyć Greyfaire. Nic już nie zostało, większość ludzi uciekła, a pozostali, jak to powiedział mój syn, tylko starzy i uparci mieszkańcy wioski.

– Kiedy zabiję sir Jaspera, Greyfaire będzie w stanie się podnieść? – zapytał cicho.

Straszliwy smutek zawitał w oczach FitzWaltera; świadomość faktu, którego wcześniej nie chciał przyjąć do wiadomości. Spojrzał w końcu na hrabiego Dunmor i odparł uczciwie:

– Nie, zdaje mi się, że nie, panie, choć bardzo mnie to boli. Ziemia z czasem wróci do dobrego stanu, zwłaszcza jeśli lady Grey uzyska dobry kredyt w Yorku, ale straciliśmy ludzi, milordzie. Żaden majątek nie przetrwa bez ludzi. Wielu i tak wątpi, by lady Greyfaire mogła go sama utrzymać. Nie wiem, czy ludziom wystarczy cierpliwości, nie wiem, czy jeszcze mają nadzieję.

– Ale twoja pani i tak nigdy nie przestanie próbować, prawda, FitzWalterze?

– Tak, milordzie, nie przestanie.

– Więc będę musiał poczekać, aż wrócą jej zdrowe zmysły, choć moja rodzina bez przerwy nalega, żebym się ożenił i miał jeszcze dzieci.

– Lady Margaret! – krzyknął FitzWalter. – Pewnie chce pan zobaczyć naszą małą panienkę. Och, jaka ona jest piękna, a jaka uparta, jeśli wolno mi powiedzieć.

Tavis roześmiał się głośno.

– Boże, dopomóż mi – rzekł. – Jedną taką trudno mi wziąć w karby i nie wstydzę się wcale do tego przyznać.

Weszli do sali rycerskiej. Hrabia zauważył Arabellę stojącą przy kominku, ogrzewającą dłonie. Obok niej stała mała ciemnowłosa dziewczynka. Usłyszawszy kroki, Arabella odwróciła się. Gdy ujrzała Tavisa, pochyliła się i powiedziała coś do dziecka, które natychmiast ruszyło biegiem przez komnatę krzycząc:

– Tatku! Tatku!

Tavis Stewart pochwycił córkę, przytulił mocno i głośno cmoknął w policzek. Patrzył z podziwem na jej błękitne oczy. Potem spojrzał na Arabellę i zauważył w jej oczach łzy. Odwróciła się pośpiesznie i otarła je, by ich nie widział.

Po chwili zaczęła mówić opanowanym tonem:

– Witamy cię serdecznie w Greyfaire, milordzie. Dziękuję za przybycie. Na pewno jesteś spragniony po długiej podróży. Napijesz się piwa? Niestety, nie mogę zaproponować wina, bo powróciwszy dopiero dwa dni temu, zastałam moje piwnice puste, z wyjątkiem dwóch galonów, które zostawiłam na uczczenie naszego zwycięstwa nad wspólnym wrogiem. Noro, zabierz lady Margaret. Pora spać. Margaret pożegnaj się z ojcem. Będzie tu rano i jeszcze się zobaczycie, obiecuję – rzekła do córki, która przez chwilę chciała protestować, ale usłyszawszy słowa matki, uspokoiła się.

– Piwo całkowicie wystarczy, madame. Dziękuję – odparł, biorąc z jej rąk kielich i oddając dziecko niani.

Cóż z niej za jędza – pomyślał. Zachowuje się, jakby moja wizyta w Greyfaire była zupełnie niespodziewana, jak gdybym przejeżdżał tędy przy okazji i wstąpił na chwilę.

Miał przez moment ochotę powiedzieć, że przyjechał po córkę, dowiedziawszy się, że jest w warowni, która niedługo ma znaleźć się w oblężeniu. Ciekaw był, co by wtedy powiedziała, czy wreszcie poprosiłaby o pomoc. Wątpił. Wolałaby raczej zmierzyć się w pojedynku na miecze z sir Jasperem Keane’em.

– Twoi ludzie, panie, mogą położyć się w tej sali – rzekła chłodno. – Dla ciebie przygotowałam komnatę w części prywatnej zamku.

– Dziękuję, madame – odparł. – Czyżby to znaczyło, że uważasz mnie za rodzinę? – Tavis po prostu nie potrafił się powstrzymać, by tego nie powiedzieć. W jego zielonych oczach zabłysła wesołość.

Arabella nagle zauważyła, że w komnacie nie było nikogo prócz nich dwojga.

– To niewielki dom, o czym doskonale wiesz, panie. Dlatego goście honorowi muszą korzystać z naszych prywatnych komnat – rzuciła sucho.

– Oczywiście, madame – odparł smutno.

– Na pewno jesteś, panie, głodny po podróży – ciągnęła beznamiętnie Arabella. – Żałuję, że nie mogę podjąć cię ucztą, ale to, co podamy, jest smaczne, dobrze przyprawione i pożywne, obiecuję.

Hrabia Dunmor miał ochotę pochwycić lady Grey i pocałować ją mocno. Była najbardziej upartą, irytującą i drażniącą nerwy kobietą, jaką w życiu znał, ale zmieniła jego stosunek do kobiet. Nie widział jej od czasu krótkiej wizyty we Francji, a mimo to piękna, odziana w proste, wiejskie stroje niewiasta, która stała przed nim, fascynowała go znacznie bardziej niż elegancka istota, jaką widział w Paryżu. Cokolwiek się między nimi zdarzyło, wiedział, że kocha Arabellę Grey, zawsze ją kochał i przez nią już nigdy nie pokocha innej kobiety. Chciał ją mieć z powrotem jako żonę, hrabinę Dunmor i matkę jego dzieci. Tym razem jednak nie mógł jej zabrać z Greyfaire. Wiedział, że musi zaczekać, aż ona będzie gotowa wyjechać stąd z własnej woli, aż będzie gotowa wrócić do niego. Nie było ważne dla Tavisa, jak długo to może potrwać, ważne, że nie chciał żadnej innej.

Jego ludzie zaczęli wchodzić do sali, a służba z warowni wnosiła jedzenie. Ojciec Anzelm, FitzWalter i hrabia zajęli miejsca przy stole obok Arabelli. Donald Fleming przyszedł później i usiadł obok brata. Arabella skinęła do niego głową, a on mruknął coś niewyraźnie na znak powitania.

– Pocieszający jest fakt, że nasza obecna sytuacja nie zmieniła ani odrobinę moich relacji z twoim bratem, panie – rzuciła Arabella z humorem.

– Donald się nie zmienił – odparł rozbawiony Tavis – chociaż jest już żonaty.

– Donald?

– Tak, ja – burknął niechętnie Donald Fleming. – Wydaje ci się to dziwne, madame?

– Nie, panie, nie wydaje mi się. Przecież nawet Kościół naucza, że znajdzie się kobieta dla każdego mężczyzny. To musi być wyjątkowa kobieta, skoro wytrzymuje z tobą, Donaldzie.

– Owszem, jest wyjątkowa – chwalił się Donald -i bardzo posłuszna, nie jak niektóre kobiety, których imienia przez grzeczność nie wymienię.

– Jeszcze piwa, Donaldzie? – zapytała słodko Arabella, a kiedy skinął głową, wylała zawartość dzbanka na jego kolana. Z wyjątkowo głośnym rykiem i wykrzykując sprośne słowa, od których więdły uszy, Donald podskoczył, a Arabella, udając zdenerwowanie, jęknęła:

– Och, panie, musisz mi wybaczyć. Ręce mi się trzęsą na myśl o straszliwej bitwie, która odbędzie się jutro.

Donald Fleming wyszedł z sali, a za nim pobiegł służący, na którego skinęła Arabella, bez słowa każąc mu pomóc mokremu w nieszczególnym miejscu gościowi. FitzWalter z trudem wstrzymywał śmiech, nie chcąc obrazić Donalda Fleminga.

– Nic się nie zmieniłaś, złośnico – zaśmiał się hrabia. Spoważniał jednak, kiedy odpowiedziała chłodno:

– Słuszna uwaga, milordzie. Dobrze, że to zauważyłeś.

– Tak – przyznał. – Rozumiem. Chyba nawet więcej, niż ci się wydaje.

– Powiedz mi, jak chcesz pokonać sir Jaspera – rzekła, umyślnie zmieniając temat.

– Oczywiście podstępem – odparł hrabia. – Zanim wzejdzie świt, Donald z połową moich ludzi opuści Greyfaire. Skryją się za wzgórzem. Gdy nasz stary wróg zaatakuje, znajdzie się w środku naszych wojsk. Ja z połową ludzi ruszę na niego z warowni, a Donald z drugą połową zagrodzi mu odwrót. Sir Jasper nie będzie się spodziewał żadnego oporu, bo nie wie, że tu jesteśmy. Sądzi, że jesteś bezbronna i myśli teraz tylko o ostatecznym zwycięstwie nad tobą i Greyfaire. Nim nastanie zmierzch, ten człowiek będzie martwy, przyrzekam!

– To dobry plan – odparła. – Jeszcze potrawki z królika?

– Tak – poprosił, a Arabella napełniła jego talerz i dodała świeżego chleba i ostrego, żółtego sera.

– Niestety, nie mam nic słodkiego – powiedziała przepraszającym tonem. – Sady wymarły, a nie mogłam jeszcze jechać do Yorku po towary.

– Twoje towarzystwo, Arabello Grey, wystarczy za wszelkie słodycze.

Zaskoczona komplementem otworzyła usta i zamarła. Czy to możliwe, że on jeszcze ją kochał, skoro wiedział, że była nałożnicą księcia de Lambour? Jego twarz nie zdradzała żadnych uczuć, więc Arabella pomyślała, że po prostu starał się być uprzejmy. Zawsze umiał przyjemnie się wyrażać i prawić komplementy damom.

– To miłe z pańskiej strony, hrabio, ale prawda jest taka, że nie jestem dziś dobrą gospodynią. Postaram się być bardziej uprzejma, kiedy pokonamy wspólnego wroga. Kiedy wrócisz znów do Greyfaire, a przecież przyjedziesz zobaczyć Margaret, postaram się o znacznie ciekawsze rozrywki.

Gdy Szkoci napełnili brzuchy potrawką z królika, pstrągiem, przepiórkami, chlebem i serem, przynieśli kobzy i zaczęli na nich grać. Arabella dopilnowała, by na stole znalazła się jeszcze beczka piwa, i przeprosiła wszystkich.

– FitzWalter pokaże panu pokój, milordzie – rzekła do Tavisa, skłoniła się uprzejmie i poszła do swojej komnaty, gdzie czekała już na nią Lona.

– Wszyscy mówią, że jutro jeszcze przed zmierzchem sir Jasper Keane będzie leżał w grobie, i to za sprawą hrabiego – powiedziała szybko Lona.

– Miejmy nadzieję – odparła Arabella.

Rozbierając się, pomyślała, jak by to było, raz jeszcze leżeć w ramionach swego byłego męża. Zadrżała na samą myśl.

– Obudź mnie o świcie, Lono. Muszę dostać się na wieżę, chcę zobaczyć mego… Chcę zobaczyć hrabiego w walce. Chcę widzieć, jak zada temu przeklętemu człowiekowi śmiertelny cios. Mam nadzieję, że umierając, będzie patrzył w górę i zobaczy mnie, jak stoję i przyglądam się jego konaniu. Lono… wszystko, co przydarzyło mi się w ciągu tych ostatnich kilku lat, stało się za sprawą sir Jaspera Keane’a. Śmierć mojej matki, Jamie Stewart, zniszczenie Greyfaire, mój pobyt we Francji! To wszystko wina tego jednego człowieka. On musi umrzeć!

– Przez te lata zdarzyły się też dobre rzeczy – powiedziała cicho Lona – małżeństwo z hrabią, mała Margaret.

Arabella nic nie dodała. Położyła się na łóżku i odwróciła plecami do swojej służki, ale Lona zauważyła, jak bardzo zaczerwieniły się policzki jej pani na wspomnienie hrabiego, i wiedziała, że trafiła w czułe miejsce.

Arabella wcale nie powinna spać tej nocy, a mimo to spała jak zabita. Od wielu miesięcy nie spała tak spokojnie, a kiedy się w końcu obudziła, usłyszała podniesiony pod wpływem wielkiego gniewu głos Tavisa Stewarta:

– Lono, Lono, jesteś tutaj? – zawołała Arabella, a dziewczyna pośpiesznie przybiegła. Widać było, że ma ważne wieści.

– Hrabia wpadł w furię, milady. Sir Jasper Keane nie żyje! Hrabia i jego brat biją się jak para rzezimieszków. Jeszczem ich takich wściekłych nie widziała. Chyba się pozabijają!

– Daj mi okrycie! – zawołała Arabella, wstając. Szybko włożyła podane odzienie i boso zbiegła na dół, skąd dochodziły wrzaski Tavisa:

– Nie miałeś prawa! – krzyczał na młodszego brata i uderzył go tak silnie, że ten zatrzymał się na ścianie.

– Co ma z tym wspólnego prawo, do diaska? – wrzasnął wściekły Donald, z trudem wstał i podbiegł z powrotem do brata, by odwdzięczyć się hrabiemu podobnym ciosem.

– To ja powinienem był go zabić, a nie ty! – krzyknął Tavis i znów uderzył Donalda, zwalając go z nóg.

– A cóż to za różnica? – ryczał Donald, wstając. – Ten bękart nie żyje i tylko to się liczy. – Zdzielił Tavisa w brzuch, aż ten zgiął się wpół.

– Przestańcie, przestańcie natychmiast! Co tu się dzieje? – zapytała Arabella. – Lona powiedziała mi, że Jasper Keane nie żyje.

– Tak – odparł hrabia i wyprostował się. – Mój brat ubiegł mnie w prawach i sam go zabił, prawda, Donaldzie?

Ruszył z wściekłą miną w kierunku brata.

– Donaldzie, błagam, ty mi to wyjaśnij – powiedziała, stając między nimi.

– Nasza matka bała się, że Tavis zginie i nie będzie dziedzica dla Dunmor. Dziewczyna, do tego wychowana w Anglii, nie może dostać majątku jej ojca – zaczął Donald.

Arabella w milczeniu zagryzła zęby, bojąc się stracić panowanie nad sobą. Postanowiła poczekać, aż ten wielki głupiec wyjaśni, o co mu chodzi.

– Obiecałem mamie, że dopilnuję, by Tavis nie zrobił czegoś nierozsądnego. Sir Jasper Keane zawsze wzbudzał w nim wściekłość i matka obawiała się, że Tavisa poniesie i przestanie być ostrożny. Tego ranka, tuż przed świtem, wymknęliśmy się z warowni, ale zamiast czekać za wzgórzem, poszliśmy sprawdzić, gdzie jest sir Jasper. Wyobraźcie sobie nasze zaskoczenie, kiedy okazało się, że ten przeklęty diabeł obozuje sobie dwie mile od Greyfaire. Pewnie sądził, że o świcie zaskoczy cię i pokona. Z pierwszymi promieniami słońca ruszyliśmy na nich – z wilczym uśmiechem ciągnął Donald. – To była wspaniała bitwa, mimo iż bardzo krótka. Nasi wyrżnęli w pień Anglików bezszelestnie. Wszystkich, prócz sir Jaspera, którego zostawili dla mnie. Wiedziałam, że Tavis nie chce, by umierał szybko i bezboleśnie. Zabiłem go z przyjemnością, choć przyznaję, że nie walczył zbyt dobrze. Więcej się przechwalał, niż umiał – rzekł, wspominając scenę, którą miał jeszcze żywą w pamięci.

Jego ludzie okrążyli ich kołem i zabrali z pola bitwy ciała zamordowanych bandytów, by im nie przeszkadzały.

– Weź miecz, panie – rzekł Donald Fleming do Jaspera Keane’a – i zmów modlitwę za swoją duszę, bo będziesz martwy, nim słońce całkiem wzejdzie, a jeśli nie, to nie jestem godzien nazwiska swego ojca.

Jasper Keane ledwie trzymał rękojeść miecza. Dłonie miał spocone ze strachu. Jego ludzie zginęli, nim się całkiem obudzili. Zapach krwi unosił się w powietrzu, a padlinożerne ptaki już unosiły się nad ciałami. Wiedział, że umrze. Czuł to instynktownie i zmoczył spodnie ze strachu.

– To niesprawiedliwe – rzekł. – Kiedy cię zabiję, twoi ludzie i tak zabiją mnie. Nie będę z tobą walczył, przeklęty Szkocie! Będziesz mnie musiał zabić w niehonorowy sposób – rzekł i uśmiechnął się do Donalda Fleminga.

– Jeśli mnie zabijesz, w co szczerze wątpię, panie, moi ludzie pozwolą ci odejść – rzekł Donald.

– Nie wiem, czy mogę ufać słowu szkockiego zbója – odparł napastliwie sir Jasper Keane.

– Mojemu słowu możesz ufać bardziej niż swojemu, sir, bo jesteś mordercą, gwałcicielem bezbronnych kobiet i złodziejem – rzekł spokojnie Donald. – Pytanie, czy jesteś również tchórzem?

Z rykiem oburzenia sir Jasper podskoczył do niego, zaskakując go i kalecząc w ramię tak nieoczekiwanie, że zaczęła z niego broczyć krew.

Donald wyprostował się i ruszył do ataku. Przez kilka minut walczyli ze sobą zawzięcie, ale szybko okazało się, że Szkot jest znacznie lepszym szermierzem. Potem nagle Donald zauważył, że na horyzoncie zaczyna pojawiać się czerwona smuga, zwiastująca nastanie nowego dnia. Przestał bawić się z Anglikiem i uderzył czysto, z wprawą, by zakończyć walkę.

– Obiecałem ci, że nie ujrzysz świtu – rzekł beznamiętnie Donald Fleming.

– Dlaczego? – udało się wykrztusić Jasperowi.

– Dlaczego? – powtórzył słowa konającego przeciwnika, który już zaczynał powoli opadać na ziemię, chwytając dłońmi miecz, który go przebił. – To w obronie honoru mego brata i choć nigdy bym nie pomyślał o czymś podobnym, to jest moja zemsta za honor Arabelli Grey.

Na twarzy sir Jaspera pojawiło się zdziwienie. Upadł z łoskotem, a Donald Fleming wyjął miecz z jego piersi. Otarł ostrze o odzienie Anglika i włożył miecz do pochwy.

Przypomniawszy sobie całe wydarzenie, Donald odruchowo sięgnął do rękojeści miecza i spojrzawszy na Arabellę, powiedział szorstko:

Przywiozłem ze sobą jego ciało, byś mogła je zobaczyć, pani. Sama zdecyduj, co z nim zrobić.

– Gdzie ono jest? – zapytała Arabella. Tak jak Tavis, była trochę niezadowolona z faktu, iż nie widziała na własne oczy śmierci sir Jaspera Keane’a, ale cieszyła się, że ten człowiek nie żyje, a Tavis jest cały i zdrowy.

– Na podwórzu – odparł szybko.

Arabella Grey przebiegła szybko przez komnatę i wyszła na zewnątrz, by ujrzeć zaskakująco pogodny i słoneczny poranek. Tuż nad nią błękitniało niebo bez jednej chmurki, a po wczorajszej burzy nie zostało ani śladu. Schodziła na dół, ale w połowie drogi okazało się, że ciało leży na kamiennych schodach. O mało się o nie, nie potknęła. Piwne oczy bez życia wpatrywały się w nią z wyrazem zupełnego zaskoczenia, a na twarzy skamieniał strach.

– Co mamy uczynić z ciałem, pani? – zapytał Donald Fleming.

– Pokażcie je ludziom po obu stronach granicy, panie, by wszyscy wiedzieli, że ten tchórzliwy zbój nie żyje – powiedziała Arabella. – Powiedz im, że już nigdy nie będzie okradał i mordował bezbronnych ludzi. – Odwróciła się, by wejść do sali rycerskiej, ale nim to uczyniła, zatrzymała się i spojrzała na swego mściciela. – Dziękuję ci, Donaldzie Flemingu. Oddałeś mi przysługę i jestem teraz twoją dłużniczką. Jeśli kiedykolwiek będziesz potrzebował czegoś ode mnie, przyjedź, a odwdzięczę ci się bez słowa sprzeciwu.

Donald Fleming stał z otwartymi ustami i patrzył w stronę, gdzie zniknęła kobieta.

– A niech mnie – rzekł i uśmiechnął się szeroko.

– W rzeczy samej, niech cię szlag trafi, za to, co dziś uczyniłeś, bracie – rzekł ponuro hrabia i wyglądał, jakby miał ochotę zdzielić brata ponownie.

– Daj już pokój, Tavisie. Mama miała rację. Nie jesteś wolnym człowiekiem, który może dać się zabić. Najpierw musisz mieć syna z prawowitej żony. Uczyniłem dla Dunmor więcej niż ty kiedykolwiek.

– Wracaj do domu, Donaldzie – powiedział niepewnie Tavis.

– Ty nie wracasz? Walka skończona, choć Bóg mi świadkiem, że nie było prawdziwej bitwy, tylko niewielka rzeź. – Spojrzał uważnie na starszego brata. – Ale będziesz miał podbite oko.

– Ty też – odparł chłodno hrabia, a potem uśmiechnął się do Donalda. – Masz jeszcze zęby, chłopcze?

Donald Fleming delikatnie obmacał szczękę. Splunął raz, czy dwa, a potem odparł:

– Dwa albo trzy trochę się chyboczą, ale chyba nie wypadną. Dlaczego nie wracasz do domu? Znów przez tę przeklętą angielską złośnicę?

Uśmiech hrabiego zniknął. Spojrzał ponuro na młodszego brata.

– Chcę pobyć z córką – rzekł, nie mając ochoty niczego więcej wyjaśniać.

– Aha! – mruknął Donald. – Mam zabrać ze sobą ludzi?

– Tak, zabierz wszystkich. Za kilka dni wrócę do domu, a nikt nie ośmieli się zaatakować Tavisa Stewarta, nawet kiedy jedzie zupełnie sam.

Donald Fleming odjechał, zabierając ze sobą ludzi brata i zostawiając go swoim sprawom. Ani przez chwilę nie wierzył, że jedynym powodem pozostania Tavisa w Greyfaire jest czarnowłosa, mała dziewczynka o imieniu Maggie. Został tam raczej dla jasnowłosej angielskiej czarownicy z temperamentem znacznie większym niż ona sama. Nigdy wcześniej nie udało mu się zapanować nad tą dziewką, dlaczego więc sądził, że teraz mu się to uda? Przecież zupełnie się nie zmieniła.

Hrabia patrzył na odjeżdżających, a potem wrócił do zamku.

– Nim zaczniemy śniadanie, ojciec Anzelm odprawi modlitwę dziękczynną – zwróciła się do niego Arabella i ruszyła w stronę niewielkiej kapliczki zamkowej tuż za salą rycerską. Nie było już kościoła. To był jeden z pierwszych budynków zniszczonych przez sir Jaspera Keane’a, kiedy stał się przygranicznym zbójem. Kapliczka wypełniła się pozostałymi przy życiu mieszkańcami Greyfaire. Wielu z nich było już starych, ale zostało jeszcze kilku młodych mężczyzn i kobiety z dziećmi. Mimo radosnej okazji tłum wyglądał raczej żałośnie. FitzWalter miał rację, choć Arabella nie chciała tego zrozumieć. Greyfaire było już martwe.

– Odesłałeś swoich ludzi – zauważyła.

– Zrobili, co mieli zrobić, madame, a poza tym wiem, że na razie nie masz czym nakarmić tak wielkiego wojska – odparł.

– To bardzo uprzejmie z twojej strony, Tavisie – rzekła, używając jego imienia po raz pierwszy od jego przyjazdu do Greyfaire. – Za rok lub dwa Greyfaire odrodzi się i moja gościnność nie będzie wtedy taka skromna.

– Jak masz zamiar odbudować majątek, kochanie? – zapytał, nie zdając sobie sprawy, że mówi do niej, jak do żony.

– Ależ odbuduję! – upierała się.

– Ale jak? – nalegał.

– Nie ma nadziei na zbiory w tym roku – zaczęła rzeczowo. – Jest już za późno na siew, ale możemy oczyścić pola i przygotować je do wiosennej orki. W sadzie posadzimy drzewa jeszcze jesienią.

– Jak przeżyjesz zimę? Twoich ludzi trzeba nakarmić.

– Kupię ziarno i mąkę w Yorku – odparła. – Chwastami z pola nakarmimy ten inwentarz, który nam pozostał, a wiosną kupię stado owiec na miejsce tego, które mi skradziono. W lasach są jelenie i zające. Mogę kazać na nie polować. Jakoś nam się uda, Tavisie.

Chciał jej powiedzieć, że to szaleństwo, że nigdy nie uda jej się odbudować majątku, że patrzy na to wszystko z entuzjazmem ze względu na sentyment, jaki czuje do tego miejsca. Chciał jej uzmysłowić, że Greyfaire nigdy nie było bogatym majątkiem, nawet w najlepszych czasach, a teraz po prostu nie miało szans. Jednak nic nie powiedział, bo czuł, że to tylko powiększyłoby przepaść między nimi, a wtedy nigdy nie odzyskałby jej względów. Arabella była uparta, ale nie głupia. W końcu zrozumie tę oczywistą prawdę. Tak więc słuchał jej, kiwał głową i nic nie mówił. Zdawał sobie sprawę z faktu, iż FitzWalter bacznie go obserwuje. Porozumiewawcze spojrzenia wymienione z kapitanem podziałały na niego kojąco.

Został w Greyfaire jeszcze kilka dni, unikając jakichkolwiek poważnych rozmów z Arabella, odnawiając znajomość z córką i udając, że znów są rodziną. Był świadkiem wraz z Arabella ślubu swojego żołnierza, Fergusa MacMichaela z Loną, i zapewnił młodą parę, że jeśli Fergus postanowi wrócić do Szkocji, zawsze znajdzie się dla niego miejsce w Dunmor. W końcu nie mógł już dłużej odkładać swoich obowiązków wobec Dunmor i wyjechał z Greyfaire, obiecując wrócić jak najszybciej.

Jesienią przyjeżdżał tak często, jak tylko mógł, przywożąc zawsze jakiś podarunek, mający pomóc wykarmić ludzi. Kilka jelonków, oprawionych i gotowych do skruszenia, trochę wina, jabłek i gruszek, by wystarczyło do wiosny. Wiedział, że dzieliła się wszystkim, co miała, z wieśniakami i nikt z nich nie głodował, choć racje jedzenia z pewnością były małe. W lutym nadeszły silne śnieżyce i nie mógł udać się do Greyfaire. Zamknięty we własnym zamku miotał się z desperacją i krzyczał na każdego, kto miał śmiałość wejść mu w drogę. Obawiał się o bezpieczeństwo Arabelli i córki.

– Czy nigdy nie przestanie padać? – zapytał w pewien zimowy wieczór sam siebie.

Jego matka, która również utknęła w Dunmor podczas ostatniej śnieżycy, odparła spokojnie:

– Przestanie padać, kiedy Bóg tak postanowi, Tavisie, i ani chwili szybciej. Usiądź, proszę. Zachowujesz się jak rozkapryszone dziecko.

– Kiedy ostatnio tam byłem, mamo, mieli dość drewna – rzeki. – Co będzie, jeśli nie nacięli drzew, zanim nastała sroga zima? Wszyscy zamarzną!

– Więc zamarzną, a twój niepokój nic im nie pomoże – odparła chłodno. Lady Margery porzuciła już nadzieję, że jej starszy syn ożeni się z jakąś miłą Szkotką. Zrozumiała, że albo ożeni się ponownie z Arabellą, albo z żadną inną.

Gdy pogoda się poprawiła, przejechał w roztopach przez granicę, by dowiedzieć się, że przetrwali najgorsze pogody całkiem wygodnie.

Na przedwiośniu uderzyła jednak choroba. Kilkoro dzieci i pół tuzina starców umarło na cierniówkę. Arabellą drżała ze strachu, że Margaret też się zarazi, ale na szczęście tak się nie stało. Później zaczęła się epidemia odry i tym razem mała Margaret nie uniknęła zarażenia. Poważnie zachorowała, ku przerażeniu swojej matki, która, choć opiekowała się nią czule i starała się jak mogła, nie była w stanie uzyskać żadnej poprawy zdrowia córeczki. Posiała po hrabiego Dunmor, który w pośpiechu przybył do Greyfaire. Był zmęczony i przerażony. Kilka godzin później przybyła też lady Margery Fleming, przywożąc ze sobą swoje lekarstwa dla wnuczki, przekonana, że jej doświadczenie w leczeniu wszelkich chorób pomoże małej Margaret odzyskać zdrowie.

Ciało dziewczynki pokrywała czerwona wysypka. W silnej gorączce narzekała, że bolą ją oczy. Obcięto jej piękne ciemne loki, by nie przeszkadzały w leczeniu, ale to wszystko na nic się nie zdało. Lady Margaret Stewart zmarła w ramionach szlochającej matki w dwa tygodnie po swoich czwartych urodzinach.

Arabella z żalu próbowała rzucić się z wieży, ale Tavis Stewart powstrzymał ją. Potem zapadła w letarg i przez kilka kolejnych dni nikt nie mógł jej dobudzić. Dziecko w tym czasie pochowano tuż obok zmarłej przed laty babki, na cmentarzu należącym niegdyś do kościoła.

Hrabia pogrążył się w żałobie, choć mniejszej niż sam by się tego po sobie spodziewał w wypadku straty dziecka. Kochał małą Maggie, ale po prawdzie prawie jej nie znał.

– Musimy ją zabrać do Dunmor – nalegała lady Margery. – W tej małej warowni na przeklętym pustkowiu nie możemy jej pomóc. Nie zdziwiłabym się nawet, gdyby pojawiła się tu zaraz nowa plaga. Lepiej się nią zaopiekuję w Dunmor.

– Nie – zaprzeczy! Tavis. – Nigdy by mi nie wybaczyła, gdybym ją teraz zabrał z Greyfaire. Mamo, ona musi sama chcieć ze mną jechać.

– Jest zrozpaczona, synu – rzekła niecierpliwie lady Margery. – Sama nie wie, czego chce, biedactwo. Nie wiesz, co czuje matka, kiedy straci dziecko.

W tej jednak kwestii musisz mi zaufać – odparł. – Żyłem z Arabellą kilka lat, ale dotąd nie znałem jej naprawdę. Pragnę mieć ją z powrotem, ale nie odzyskam jej, jeśli teraz ją stąd zabiorę wbrew jej woli. Sama musi porzucić swoje marzenie o Greyfaire i to nie dlatego, że jej się nie powiedzie, czy dlatego, że kobieta nie poradzi sobie z takim zadaniem, ale dlatego, iż uzna wreszcie, że Greyfaire umarło. Ciężar, który nosiła na swoich ramionach, był ponad jej siły. Jako ostatnia z rodu zrobiła, co mogła, by ratować rodzinne gniazdo. Nie ma czego się wstydzić. Nawet mężczyzna nie poradziłby sobie lepiej. Jeśli będę cierpliwy, ona z własnej woli przyzna wreszcie, że przegrała bitwę. Kiedy to przyzna, wróci do domu. Nieważne, ile czasu jej to zajmie. Zawsze będę na nią czekał, bo ją kocham. Razem będziemy opłakiwali śmierć córki i razem odbudujemy nasze szczęście.

– Ty przeklęty, romantyczny głupcze – powiedziała doń czule matka. – Głupi, romantyczny Tavisie! Mam tylko nadzieję, że kiedy Arabellą Grey wreszcie wróci do siebie, zrozumie, jakiego cudownego mężczyznę podarował jej los. – Lady Margery przytuliła syna i ucałowała go serdecznie. – Wracam do domu. Nic już nie mogę zrobić dla biednej, małej Arabelli. Niech was oboje Bóg błogosławi i na litość boską, pamiętaj o Dunmor! Nie możesz tu siedzieć bez końca!

Gdy matka bezpiecznie ruszyła w drogę, Tavis udał się do komnaty Arabelli. W końcu się obudziła. Była blada i miała wielkie, ciemne sińce pod oczami. Usiadł na brzegu łóżka, ujął jej małą dłoń w swoje dłonie i zapytał:

– Jak się czujesz, kochana?

– Czy Margaret naprawdę umarła, czy to był tylko zły sen? – zapytała poruszona i zadrżała z zimna, choć dzień był ciepły.

– To prawda, nasze dziecko nie żyje – rzekł łagodnym tonem, obawiając się o nią, bo jej dłonie były zimne jak lód. – Nie mogliśmy nic na to poradzić. Nawet mama, choć robiła, co mogła, nie potrafiła jej uratować. Wiele dzieci przechodzi odrę łagodnie, a inne, jak Maggie, tak ciężko, że nie udaje im się przetrwać i nic nie można dla nich zrobić.

Skinęła ze smutkiem głową, a na jej policzku pojawiła się łza.

– Była taka malutka – szepnęła żałośnie Arabella. – Była taka do ciebie podobna, Tavisie. Tylko oczy miała błękitne, jak moja matka.

– Pochowaliśmy ją koło Roweny, kochanie. Pomyślałem, że tak właśnie byś chciała – powiedział łagodnie i położył się na łóżku obok niej, by objąć ją ramieniem.

Arabella zamknęła oczy, a spod gęstych rzęs zaczęły strumieniami płynąć łzy.

– Cały rok z jej życia mi odebrano – szepnęła zrozpaczona. – Cały rok. Król Henryk nie pozwolił mi jej zabrać ze sobą do Francji.

– Miał rację, moja miła. To byłoby niebezpieczne.

– Wszystko to robiłam dla niej, Tavisie, żeby miała Greyfaire, żeby miała własny majątek i mogła decydować o sobie.

– Wiem – potwierdził.

– A teraz już nic nie zostało. Greyfaire jest martwe i nasza córka też. – Wybuchła nagle gwałtownym, pustym śmiechem. – Wszystko to na nic, Tavisie. Zniszczyłam nasze wspólne życie i sprzedałam ciało, by odzyskać Greyfaire dla Margaret. Teraz nie mam ani Greyfaire, ani Margaret. To na pewno kara boska za moją przeklętą dumę i inne oczywiste grzechy.

Może ojciec Anzelm miał rację, kiedy dawno temu powiedział mi, że kobieta powinna byś cicha, posłuszna i oddana swemu mężowi.

– Arabello Grey. Jesteś zmęczona i rozżalona, ale nawet przez jedną chwilę nie wierzyłem, byś chciała być cicha i posłuszna. Na Boga, dziewczyno! Ty nawet nie wiesz, co to znaczy, ale nie byłbym niezadowolony, gdybyś była mi oddana.

– Co?

Wyplątała się z jego objęć i spojrzała mu prosto w oczy.

– Nie rozumiem. W jaki sposób mam być ci oddana?

– Arabello Grey – zaczął czule – wyjdziesz za mnie raz jeszcze? Kocham cię i zawsze cię kochałem. Ty chyba też kochałaś mnie przez cały ten czas.

– Tak – odparła po prostu. Skończył się czas sporów. Kochała go i nie zamierzała zaprzeczać. Wszelki gniew, który wcześniej czuła, dawno zniknął. Kusząca propozycja powrotu do męża trochę ją jednak zaskoczyła.

– Wyjdziesz za mnie? Będziesz znów moją małą angielską żoną?

– Byłam kochanką księcia de Lambour – przyznała się otwarcie. Czuła, że nie może być między nimi tajemnic, niczego, co mogłoby znów ich rozdzielić.

– Wiem – rzekł cicho.

– I nic cię to nie obchodzi? – zapytała ostrożnie.

– Angielska nałożnica księcia de Lambour nie była moją żoną – powiedział spokojnie. – Nie była nią też dumna Angielka, która spędziła trzy noce w ramionach mego bratanka – ciągnął spokojnie.

Poczuła się, jakby uderzył w nią piorun.

– Ty… wiedziałeś? – szepnęła, a jej blada skóra zaróżowiła się na policzkach.

– Tak, wiedziałem – rzekł. – Nie od razu, ale kiedy Donald zasugerował to w gniewie, na początku odrzuciłem taką myśl, ale potem, po zastanowieniu, przyznałem mu rację. Dlaczego Jamie miałby ci pomóc? Och, to dobry chłopak, ale nigdy nie robi niczego jedynie z dobroci serca. Z tobą ułożył się niehonorowo. Wtedy dopiero zrozumiałem, kochana. Zrozumiałem, dlaczego się ze mną rozwiodłaś. Nie chciałaś przynieść mi hańby. Taki był powód, prawda, Arabello? Wiedziałem, że prawdziwie mnie kochasz. Kochasz mnie równie mocno, jak ja kocham ciebie.

– Nie mogłam ci o tym powiedzieć, Tavisie – przyznała szczerze. – Nie obawiałam się tego, co powiesz. Nie o to mi chodziło. Nie mogłam skłócić cię z królewskim bratankiem. Biedny Jamie ma tak niewiele osób, którym może ufać, a ty, mój ukochany, zawsze byłeś wobec niego lojalny. To jedna z rzeczy, za które tak bardzo cię kocham, Tavisie Stewart. Twój honor.

Uśmiechnął się do niej.

– To też rozumiem, kochanie. Czyż nie wspaniale mieć takiego mądrego mężczyznę, który na dodatek bardzo cię kocha? – zażartował.

– Tak. Mam wiele szczęścia – przyznała szczerze, a potem zmarszczyła brwi. – O, Boże! Nie mogę zostawić tych biednych ludzi, którzy zostali tu ze mną w Greyfaire, by bronić się przed sir Jasperem. Co mają ze sobą zrobić? Byli lojalni wobec Greyów na dobre i złe. Nie mogę ich opuścić!

– Nie – zgodził się. – Nie możesz, ale chyba wiem, co należy uczynić, żeby im pomóc. Na razie granica jest bezpieczna, zwłaszcza gdy nie żyje już ten diabeł wcielony, sir Jasper Keane. Spodziewam się, że będą jeszcze spory na granicy Anglii i Szkocji, bo tak zawsze było, ale pewnie Greyfaire i tak już nie stanowiłoby żadnej siły obronnej. Podzielimy ziemię na kilka części. Osadzimy na tych kawałkach tych dobrych ludzi jako dzierżawców. Wybudujemy dla nich chaty z kamienia, a to, co będą ci płacić, odłożymy na posag dla naszej następnej córki. Kiedy wyjdzie za mąż, dochód z renty będzie należał w pełni do niej.

– Tak – zgodziła się – to dobry pomysł, a kamienie na chaty weźmiemy z warowni – rzekła.

– Chciałabyś rozebrać swój zamek, kochanie? -zdziwił się.

– Warownię zbudowali moi przodkowie, panie. Tylko ludzie z rodu Greyów w niej mieszkali, z wyjątkiem krótkiego pobytu sir Jaspera Keane’a. Jestem ostatnią z rodu. Dlatego to ja powinnam zadecydować o losie warowni. Teraz jej strategiczna wartość jest już niewielka. Jeśli ją zostawię niezamieszkaną, stanie się kryjówką dla wyrzutków i harcowników najeżdżających przygraniczne wioski. To niedobry koniec dla domu, w którym od początku mieszkała szlachta godnego rodu. Nie chcę, by tak się stało. Dlatego postanowiłam rozebrać zamek, a kamienie wykorzystać dla dobra ludzi. Poza tym, dzięki sir Jasperowi, zamek i tak jest na wpół zniszczony.

Arabella nie wyjechała, póki zamek Greyfaire nie został doszczętnie rozebrany. Tak, jak sugerował hrabia, podzieliła ziemię na mniejsze kawałki, wydzierżawione młodym ludziom, którzy lojalnie stali u jej boku. Obiecała nie pobierać od nich dzierżawy w pierwszym roku. FitzWalter otrzymał największą działkę i to wolną od opłat do końca jego dni.

Pierwsze kamienie z zamku wykorzystano na odbudowę kościoła, ku wielkiej radości ojca Anzelma. Gdy żołnierze wezwani z Dunmor rozbierali zamek kawałek po kawałku, nowi dzierżawcy i ich rodziny już zaczynali pracować w polu, zakładać sady, karmić owce i bydło, nasadzać na jajka gęsi i kury. Cały ten inwentarz był hojnym darem od ich pani.

Jedynym warunkiem pozyskania nowego domu i ziemi był ożenek. Jeśli ktoś nie chciał wziąć sobie żony, musiał przygarnąć wdowy z dziećmi, by one też miały gdzie się podziać. Kiedy zamek zniknął z powierzchni ziemi, żołnierze Tavisa zostali, by pomóc ludziom z Greyfaire zbudować domy, nim nastanie zima. Komuś mogłoby się zdawać, że więź między ludźmi z Dunmor i Greyfaire była trochę dziwna, ale okazało się, że ludzie zza obu stron granicy mają ze sobą wiele wspólnego.

Zadowolona, że nareszcie jej ludzie są bezpieczni, dziedziczka Greyfaire, Arabella Grey, poślubiła ponownie Tavisa Stewarta, hrabiego Dunmor 9 czerwca roku pańskiego 1491.

– Nie wolałbyś, aby uroczystości ślubne odbyły się w Dunmor? – zapytała, kiedy w końcu postanowili opuścić Greyfaire.

– Nie – powiedział i potrząsnął głową. – Poprzednim razem poślubiłem cię w Dunmor i były z tego same kłopoty. Tym razem poślubię cię tak, jak powinienem poślubić dziedziczkę Greyfaire, w jej miejscu urodzenia. Zaślubiny będą w Greyfaire, a ojciec Anzelm poprowadzi ceremonię, świadkami zaś będą twoi ludzie.

– I tym razem nawet będę miała na sobie ślubną suknię – zażartowała wesoło.

– Poślubiłbym cię w sukni, czy bez niej, moja miła – powiedział z uśmiechem. – A potem…

– Potem – przerwała mu – pojedziemy do domu, Tavisie Stewart.

Stanęła na palcach i pocałowała go.

– Do domu? – zdziwił się. Objął ją, a w ciemnych oczach zapłonęła namiętność.

– Tak – rzekła Arabella Grey z oczami lśniącymi od nieskrywanych łez i z wyrazem uwielbienia na twarzy. – Do domu. Do Dunmor.

Загрузка...