ROZDZIAŁ VI

Mycie włosów w tych prymitywnych warunkach nie było sprawą łatwą. Najpierw Marie – Louise musiała napalić w kuchni, podgrzać wodę, a potem jeszcze znaleźć jakąś miskę. Wybrała stare wiadro, zresztą nie miała alternatywy. Średniej długości kręcone włosy wyschły same na słońcu i wietrze, w czasie kiedy prała rzeczy przed domem. Wzięła również ubrania Andreja, żywiąc nadzieję, że nie miałby nic przeciwko temu.

Włosy stały się puszyste i lśniące. Była całkiem zadowolona z rezultatu. Kiedy założyła sukienkę w rdzawobrązowym kolorze, wyglądała naprawdę nieźle. Ledwie rozpoznawała samą siebie. Zresztą nic dziwnego – obejrzenie całej sylwetki w małym kieszonkowym lusterku było sztuką, której jeszcze nie opanowała.

Zebrawszy się na odwagę, zapukała do drzwi sypialni. Po chwili jeszcze raz. To brutalne z jej strony, że już go budzi, ale nie miała wyboru.

W końcu odpowiedział i weszła do środka. Wyglądał, jakby jeszcze nie do końca się ocknął.

– Witaj – powiedziała zawstydzona. – Przepraszam, że przeszkadzam, ale muszę iść do miasta po zakupy. Czy mógłbyś mi pożyczyć trochę pieniędzy?

– Oczywiście. – Sięgnął po ubranie na krześle. – Ile potrzebujesz?

Wymieniła kwotę, dał jej trzy razy tyle.

– Proszę. Nie będziesz musiała prosić co chwila o kilka franków. To takie upokarzające, znam to z własnego doświadczenia. Matka zawsze musiała wiedzieć, co zamierzam kupić.

– Dziękuję – odparła.

Stała przez chwilę, przyglądając mu się z uwagą.

– Na co tak patrzysz? – spytał, uśmiechając się nie pewnie.

Odpowiedziała spontanicznie:

– Jak to miło widzieć cię takim zwyczajnym, z po targanymi włosami, zaspanymi oczami i zagnieceniami poduszki odciśniętymi na policzku. Teraz wiem na pewno, że to nie z powodu wyglądu cię lubię.

Andrej wyciągnął do niej rękę.

– Dziękuję – powiedział wzruszony. – Bardzo dziękuję! Jak się dostaniesz do miasta? Czy mam cię podwieźć?

– Nie, w komórce stoi jakiś zardzewiały rower. Już napompowałam koła. Będę z powrotem około dwunastej. Prześpij się w tym czasie!

– Malou – zawołał za nią, kiedy zbliżała się do drzwi. Odwróciła się. – Ładnie dziś wyglądasz. Co zrobiłaś?

– Zmyłam z siebie cały brud – odrzekła na pozór lekko, ale aż rozpierało ją ze szczęścia.

– Źle się wyraziłem – poprawił się. – Zawsze jesteś śliczna. Gdybym cię wcześniej spotkał, zanim poznałem… Nie, nie ciskaj oczami błyskawic! Wiesz, kogo mam na myśli. Nie śmiem powtarzać jej imienia. Gdy by nie ona, powiedziałbym, że jesteś najpiękniejszą dziewczyną na świecie.

Na zalanym słońcem placu targowym znalazła stragan z warzywami. Wybierała najdorodniejsze spośród nich, potrzebne do smacznego dania, którym chciała zaskoczyć Andrej a.

Nagle przyłapała się na tym, że w zamyśleniu obraca w dłoni główkę czosnku. Czosnek stanowił nieodzowną przyprawę tej potrawy, Marie – Louise zawsze najpierw nacierała nim garnek…

Zauważyła, że drży jej ręka. Chyba nie była tak głupia? Oczywiście powinna go kupić. Już wyciągała rękę, żeby podać czosnek sprzedawcy, lecz nagle odłożyła go z powrotem do skrzynki. Później, kiedy szła przez targ, czyniła sobie z tego powodu wymówki.

– Tchórz, tchórz, Marie – Louise, jesteś chyba niespełna rozumu!

Wiedziała jednak, że nie zniosłaby tego, gdyby Andrej nie chciał z powodu użycia czosnku spróbować jedzenia…

Wściekła na siebie poszła prosto do dużego gmachu, w którym mieściła się biblioteka.

Drżącymi z niecierpliwości rękami szukała w leksykonie hasła „Wampir”.

Serce waliło jej młotem. Jednak nie znalazła w książce niczego szczególnego. Poza informacją, że czasem używa się tej nazwy na określenie nietoperza czy lichwiarza, było tam tylko napisane: „W wielu wierzeniach ludowych występują niezwykłe istoty, które wysysają krew z żywych organizmów, aby same mogły żyć”.

Niewiele jej to mówiło. Gorączkowo zaczęła szukać innych źródeł. W bibliotece panowała cisza. Tylko dwoje brzdąców, obserwowanych przez matkę, rozmawiało cicho w kąciku dla dzieci. Bibliotekarz siedział z nosem utkwionym w jakimś protokole.

Wreszcie znalazła coś interesującego, książkę etnograficzną o wierzeniach ludowych w Europie.

Bez trudu znalazła rozdział o wampirach. Był długi i szczegółowy. Zaczęła czytać, czując, jak ze strachu dreszcz przebiega jej po plecach.

Przytoczono tu przeróżne makabryczne historie o wampirach, pochodzące z Bałkanów lub Środkowej Europy. Wymieniono zwłaszcza takie kraje, jak Rumunia, Węgry, Morawy, Czechy i Słowacja. Centrum, z którego wywodziły się owe wierzenia, stanowiła Transylwania w – Rumunii.

Marie – Louise uniosła głowę i zamyśliła się. Morawy i Słowacja?

Wampir to duch zmarłego lub upiór. Przeważnie stawał się nim jakiś zły człowiek, który został zaatakowany przez innego wampira. Mógł żyć nawet kilkaset lat. Nocą wstawaj z grobu i wysysał krew istot żywych, aby sam mógł dalej krążyć jako upiór. Czasem również prowadził swe życie wśród zwykłych ludzi, którzy nie byli w stanie rozpoznać, kim naprawdę był. Wyróżniał się jedynie bladością twarzy, zmysłowym pięknem i ostrymi zębami. Poszukiwał zwłaszcza krwi młodych kobiet lub jeżeli wampirem była kobieta – młodych mężczyzn. Z wampiryzmem wiąże się bowiem silny pociąg erotyczny. Należy również zwrócić uwagę, czy dany osobnik ma cień i odbicie w lustrze i czy w jakiś szczególny sposób lubi cmentarze…

Bzdury! mruknęła Marie – Louise do siebie. Jak ludzie mogli wymyślić coś tak bezsensownego?

Istnieje wiele sposobów zabezpieczenia się przed tymi upiorami. Przede wszystkim zawieszanie czosnku w oknach i na drzwiach, w kominie i innych miejscach, którędy mogłyby się dostać do środka. Wampiry nie znoszą bowiem czosnku. Można im pokazać krucyfiks, wtedy znikają.

Wymieniano tu jeszcze mnóstwo innych środków bezpieczeństwa, ale czosnek i krucyfiks to najbardziej znane ze wszystkich.

Ażeby unieszkodliwić wampira, należy odnaleźć jego grób i za dnia, kiedy śpi, odkopać go i przebić mu serce osikowym kołkiem aż do ziemi. Wtedy wampir, który wygląda jak żywy, wyda z siebie potężny krzyk i zamieni się w grudkę ziemi.

Marie – Louise wydawało się to niesamowite i bezsensowne, mimo że przykłady pochodzące z siedemnastego i dziewiętnastego wieku opisano bardzo realistycznie. Ale naprawdę przeraził ją ostatni fragment. Włosy zjeżyły się jej na karku ze strachu, kiedy go czytała, i wtedy dopiero zrozumiała, co miał na myśli Andrej, mówiąc o „naszych ukrytych skłonnościach”.

Fragment ów traktował o ludziach, którzy w kryminalistyce nazywani są „żywymi wampirami”. Do tej kategorii należy wielu morderców na tle seksualnym, których fascynuje widok krwi. Marie – Louise poczuła się nieswojo.

Najbardziej znanymi spośród nich byli węgierska hrabina, Elisabeth Batory, urodzona w 1560 roku, i Anglik, John Haigh. Hrabina, pochodząca z okolic Karpat, w rytualny sposób mordowała młode dziewczęta i kąpała się w ich krwi, aby zachować młodość i urodę.

W jej zamku znaleziono ponad sto ludzkich zwłok. I nie był to bynajmniej przypadek znany jedynie z ustnego przekazu, lecz historycznie udokumentowany. John Haigh wsławił się tym, że używał kwasu, by pozbyć się ciał swoich ofiar. Mniej rozpowszechniona jest informacja, że przed popełnieniem morderstwa dawał upust swoim wampirycznym skłonnościom. W artykule przytaczano jeszcze kilka innych historii, ale Marie – Louise miała już dość. Zamknęła książkę i na chwilę zastygła w bezruchu.

Potem podniosła głowę i odetchnęła głęboko.

Andrej wychował się na tych przerażających przesądach. Być może nieustannie karmiony był takimi makabrycznymi opowieściami. Nie można też zapominać o tym, że cierpiał na wrodzoną wadę mózgu. Może nie tylko jego system nerwowy był uszkodzony? Może miał również zaburzenia umysłowe? Podświadomie wierzył, że jest wampirem? Może działał automatycznie, nie zdając sobie z tego sprawy?

Nie, to zbyt okropne!

Wszystko się zgadzało. Jego upodobanie do cmentarzy. Frapujący wygląd. Stany utraty przytomności do złudzenia przypominające śmierć. Krótkotrwałe w dzieciństwie, dłuższe i bardziej przerażające w życiu dorosłym. Czy ataki katalepsji nie są symptomem choroby umysłu? Czy jednak mają zwykle taki przebieg? Nie wiedziała.

Ale co do jednego się nie mylił: w dużej mierze winę ponosiła jego matka, która zaraziła go swym histerycznym lękiem. Na pewno jej wpływ nadal głęboko tkwi w jego psychice, mimo że Andrej za wszelką cenę usiłuje się od tego uwolnić.

Przez głowę Marie – Louise przemknęła nieprzyjemna myśl: kiedy właściwie żyła jego matka? Tego rodzaju kobiety nie pasowały do współczesnych czasów. Podobnie jak mężczyźni z takim podejściem do kobiet, jakie reprezentował Andrej. Uznać za swój ideał tak egzaltowaną kobietę jak Svetla…

Nagle Marie – Louise intensywnie zatęskniła za dającym poczucie bezpieczeństwa doktorem Charlesem Monier. Dlaczego uciekła od niego do tego szalonego człowieka z kompleksem wampira?

Dobrze jednak wiedziała, dlaczego. Była całkowicie oczarowana i zafascynowana osobowością Andreja.


Andrej musiał dawno już słyszeć odgłos zbliżającego się roweru, lecz nie wyszedł jej na spotkanie. Kiedy trochę naburmuszona weszła do kuchni, objuczona torbami z zakupami, zrozumiała przyczynę jego zachowania.

Podłoga, krzesła i stół były pokryte starymi gazetami, Andrej zaś stał na krześle i bielił ściany wapnem.

Kiedy usłyszał, że przyszła, zwrócił ku niej promieniejącą ze szczęścia twarz.

– Cześć! Już jesteś? Kupiłem to wszystko wczoraj, chciałem ci zrobić niespodziankę i pomalować dom także na zewnątrz, ale nawet w środku jeszcze nie skończyłem.

– O Boże! – westchnęła zdumiona. – Co za różnica!

– A belki na suficie i framugi zabejcuję na ciemny brąz.

– Ale nawet nie wiem, czy na długo tu zostanę – zmartwiła się.

– Nie szkodzi. Chciałbym, żeby było ładnie, póki tu mieszkasz, zasłużyłaś na to. A mnie to sprawia ogromną przyjemność.

Zszedł na dół. Jego poważna twarz, teraz cała w białych kropkach, wyglądała trochę komicznie.

– Chciałbym móc dać ci dom. Spokój i szczęście.

– Postaraj się więc jeszcze o jakiegoś chłopaka dla mnie – odparła pośpiesznie i zaczęła rozpakowywać torby.

Oniemiał zaskoczony jej nagłą przemianą. Zaczął bezwiednie wycierać ręcznikiem twarz, choć nie na wiele to się zdało.

– Tak – rzuciła agresywnie. – Nie miałam nikogo bliskiego przez pięć lat i czuję się trochę samotna. Te głupie młokosy już mnie nie interesują. Ale gdybyś znalazł mi silnego i dojrzałego mężczyznę, którego mogłabym pokochać, oddałbyś mi wielką przysługę. Nie, zresztą nie musisz. Mam przecież Charlesa Monier. Odnajdę go i poproszę o przebaczenie.

Andrej otrząsnął się trochę z oszołomienia i trącił ją delikatnie w ramię.

– Malou, co ci się stało? Dlaczego wygadujesz takie rzeczy?

Opanowała się.

– Nie wiem, Andrej. Czuję się taka zagubiona, a jednocześnie zmęczona i przygnębiona.

Objął ją ramieniem, a ona przytuliła się do niego, drżąc na całym ciele.

– Nie chcę, abyś wracała do tego lekarza – rzekł smutno. – Naprawdę tego nie chcę.

Przytuliła policzek do jego ciepłej szyi.

– Ja też nie chcę. Jestem tylko trochę oszołomiona. W mieście nie było przyjemnie. Nie powinnam tam jechać.

Zbyt wielu obcych, zajętych sobą ludzi.

Wiedział, za czym tęskniła. Zaczął ją czule gładzić po włosach. Przytulił twarz do jej twarzy.

– Droga Malou – szepnął zdumiony. – Tak przyjemnie jest stać blisko siebie. Wiesz, że nigdy nie przytulałem w ten sposób żadnej kobiety? Nie wiedziałem, że można to tak silnie odczuwać.

– Jak? – spytała bez tchu, nie mając odwagi się poruszyć.

– Nie wiem. Jestem taki bezwolny, serce bije mi jak oszalałe, a po całym ciele rozchodzi się miłe ciepło.

Teraz jego ręce były bardziej stanowcze, przyciągnął ją mocniej ku sobie. Westchnął, zdumiony nieznaną siłą, która go ogarnęła i odebrała rozsądek.

Również Marie – Louise odsunęła od siebie wszelkie uprzedzenia, czule dotykając ustami jego policzka.

Andrej odchylił głowę. Poczuła na swojej szyi jego ciepłe, wilgotne wargi…

– Nie! – krzyknęła nagle i wyrwała się.

Spojrzał na nią wystraszony. Jego oczy, wyrażające smutek i ból, teraz wydawały się zupełnie czarne.

– Marie – Louise! Co się stało? Nie chciałem ci zrobić nic złego.

Zrozumiała, jak musiał odebrać jej reakcję, i gorzko pożałowała swego zachowania. Ale nie mogła się powstrzymać. Zareagowała spontanicznie, czując na szyi jego usta.

Pragnęła szybko zatuszować swoją gafę.

– Nie chciałam, by całował mnie ktoś, kto myśli o innej kobiecie – powiedziała chłodnym tonem, choć czuła, że drży jej glos. – Czekałam tylko, kiedy nazwiesz mnie Svetla!

– Czy jedynie dlatego? – spytał cicho.

– Tak. Czy to nie wystarczy?

– Chciałem jedynie dotykać ustami twojej skóry. Nic więcej. Bardzo mi się podobasz.

Spojrzała na niego ze smutkiem w oczach.

– Najdroższy Andreju, jakże ty jesteś niedoświadczony! Czy naprawdę myślisz, że zdołalibyśmy na tym poprzestać? Ja w każdym razie nie. A jak mógłbyś później spojrzeć Svetli w oczy?

Przez sekundę wydawało się, że nie wie, kim jest Svetla. Słowa Marie – Louise, że nie byłaby zdolna poprzestać na pocałunku, wstrząsnęły nim do głębi. Był zszokowany.

Nieważne, pomyślała Marie – Louise. Zdołałam naprawić błąd, a o to przecież chodziło.

Po chwili Andrej się zreflektował.

– Rzeczywiście, masz rację. Całując cię, oszukiwał bym Svetle, a ona na to nie zasłużyła.

Ta przeklęta chodząca świętość, Marie – Louise miała jej dość. Niedługo się przekona, czy ten anioł jest z krwi i kości. Jutro pojedzie do Chateau Germaine. A Andrej niech sobie mówi, co chce.

Na pozór beztrosko, lecz czując dławienie w gardle, rzekła:

– Kiedy zobaczyłam cię po raz pierwszy, sądziłam, że jesteś uosobieniem męskiej siły, spokoju i pewności siebie. Jednak kogoś tak skomplikowanego jak ty jeszcze nie spotkałam. Odsłaniasz bowiem nowe, zaskakujące strony charakteru z każdym dniem, nie, z każdą min u tą! Właściwie już nie wiem, kim jesteś i co naprawcie czujesz. Ale nie przejmuj się tym, kupiłam trochę jedzenia i zrobię dla nas coś specjalnego. Czy mogę się już tym zająć?

Rozładowała nieco sytuację.

– Tak, jeżeli chcesz. Zaraz będę gotowy.

W następnej godzinie rozmawiali jak gdyby nigdy nic, opowiadali epizody z własnej przeszłości, dowcipkowali i śmiali się serdecznie. Starali się unikać drażliwych tematów.

W kuchni było czysto i biało. Andrej zmył z siebie ślady wapna. Potem zasiedli do stołu i z apetytem kosztowali specjału Marie – Louise.

Andrejowi bardzo smakowało i nie mógł się nachwalić Marie – Louise jako kucharki. Jej natomiast brakowało smaku czosnku. Nie odważyła się jednak o tym głośno powiedzieć.


Dzień był przepiękny. Pracowali przy odnawianiu domu, w środku i na zewnątrz. Odsuwali od siebie wszystkie ponure myśli. Chateau Germaine nie istniało, nie było też żadnych kaset, wampirów czy jakiejś Svetli. Ten dzień należał do nich, tylko do nich. Nigdy przedtem nie widziała Andrej a tak szczęśliwego i chociaż wyraźnie dostrzegła, że czasem przygląda się jej w zamyśleniu, ani słowem nie wspomniał o tym, co wcześniej między nimi zaszło.

Kiedy jednak nastał wieczór, zaczęli się poważnie zastanawiać nad czekającymi ich problemami. Dręczącą sprawę noclegu udało się jakoś rozwiązać. Andrej urządził sobie wygodne posłanie w kuchni na podłodze, Marie – Louise miała więc sypialnię tylko dla siebie. Jednak najbliższa przyszłość nie dawała im spokoju.

– Malou, obawiam się spotkania w Chateau Germaine – wyznał przy kolacji. – To już za trzy dni, co robić?

– Nie wiem. Musisz tu do tego czasu poczekać. W jaki sposób właściwie umarł Jan?

– Nie mam pojęcia. Zdążyli go już pochować, zanim przyjechałem. Powiedzieli, że to zawał. Taki młody chłopak!

Podała mu rękę.

– To dla ciebie chyba bardzo bolesne, straciłeś jedynego brata.

Wzruszył ramionami.

– Prawie się nie znaliśmy. Nie lubił mnie. Przypuszczam, że był zazdrosny z powodu swojej matki. Traktował mnie jak intruza, miał żal do ojca, że ożenił się po raz drugi. Uwielbiał upokarzać mnie wobec innych.

Spojrzenie Andreja, który powędrował myślą ku dawnym, ciężkim chwilom, stało się nieobecne.

– A inni?

– Cały czas znajdowałem się na uboczu. Karel i Stefan są rodzonymi braćmi. Karel zwykle wpadał na różne pomysły, a Stefan natychmiast się do niego przyłączał. Wszyscy czworo kochaliśmy Svetle. Powietrze w zamku dziadka przesycone było zazdrością.

– A ona nie faworyzowała żadnego z was?

– Nie, była absolutnie neutralna.

Albo uwielbiała wodzić was za nos, pomyślała złośliwie Marie – Louise.

– Początkowo sądziłem, że najbardziej lubi mnie – mówił dalej Andrej z nieobecnym wzrokiem.

Nic dziwnego, skwitowała w duchu. Takiej urodzie trudno się oprzeć.

– Ale wtedy nastąpił pierwszy atak i wycofała się. Potem zdarzyła się ta historia z dziewczyną i odtąd Svetla zachowywała dystans. To było takie bolesne, Malou.

Marie – Louise nadal jednak nie mogła się powstrzymać od złośliwości. Byłeś dla niej zbyt skomplikowany, myślała. Stanowiłeś nie tylko łatwą zdobycz, którą mogła z dumą pokazywać, ale byłeś żywą, wrażliwą istotą. Kiedy więc naprawdę potrzebowałeś wsparcia, odwróciła się od ciebie.

– Kogo wtedy wybrała?

– Nikogo. Przyjaźniła się ze wszystkimi.

– Czy tęsknisz za swoją matką, Andrej? – spytała.

Drgnął i jak gdyby skulił się w sobie. Niechętnie odpowiedział:

– Zdarza się, że śni mi się, Malou. Jakby nadal żyła. Budzę się z ogromną ulgą, że tak nie jest. To brzmi strasznie, prawda?

– Nie. To zrozumiałe. Czy twoja matka miała na imię Elisabeth?

Andrej spojrzał na nią zaskoczony.

– Nie, skąd ci to przyszło do głowy?

– Coś mi się uroiło – mruknęła niewyraźnie. – Nigdy nie mówiłeś o tym, jak się nazywasz.

– Czyżby? – zaśmiał się. – Nazywamy się Zarok. Kiedyś to było szanowane nazwisko.

Podjęła inny wątek.

– Wspomniałeś, że pomiędzy twoimi atakami w dzieciństwie tymi ostatnimi istniała ogromna różnica.

– O, tak! Te wcześniejsze były niegroźne. Lekarz powiedział matce, że uszkodzenie mózgu jest nieznaczne, prawie bez znaczenia. To ona wszystko wyolbrzymiała. Jednak trzy ostatnie okazały się zupełnie inne. Marie – Louise spojrzała na niego.

– Powiedziałeś coś dziwnego, kiedy się ocknąłeś w krypcie: „Chyba o to im chodziło, żebym nie żył. Jest jednak jeden szczegół, którego nie wzięli pod uwagę”. Co miałeś na myśli?

– Podejrzewałem, że stoją za tym hrabina i hrabia. Oczywiście nie spowodowali samego ataku, ale nie wezwali lekarza.

Marie – Louise skinęła głową.

– Pomyślałam o tym samym.

– Oni jednak nie wiedzieli, że regularnie zażywam lekarstwa.

Zawstydziła się. Sądziła, że powie: „Nie wiedzieli, że jestem nieśmiertelny”.

Czy nigdy nie uwolni się od tych absurdalnych myśli?

Na niebie pojawił się księżyc. Andrej wyglądał przez okno. Jego rozmarzony wzrok skierował się w stronę cmentarza.

Загрузка...