W chwilę później przejeżdżali obok leżącego w rowie samochodu Dawn.
– Nie będziemy go ruszać – powiedział Ben. – Po świętach i przyślę kogoś, żeby go odholował. Jeśli dostaniesz wezwanie, I sam cię zawiozę.
– Ale to popsuje ci święta.
– Nie sądzę. To pierwsze święta, które są naprawdę udane od… od… – Urwał.
– Ja też tak uważam.
Wjechali do Hollowdale. Dzwony biły radośnie, a ludzie spieszyli do kościoła. Ben uświadomił sobie, że cenny czas minął, a on nie powiedział nic z tego, co sobie zaplanował.
– Dawn… – zaczął niepewnie.
– Czy mógłbyś mnie zawieźć do przychodni?
Było już po wszystkim. Nie był jej dłużej potrzebny. Czy był sens zmieniać swoje postępowanie, jeśli ona nie chciała zmienić swojego? Koniec był łatwy do przewidzenia. Zostanie żoną Harry'ego.
Powtarzał to sobie w myślach w nieskończoność, ale sam w to nie wierzył. Duch, który go nawiedził, był dobrym duchem. Duchem odkupienia. Nie należy tracić nadziei.
W pobliżu przychodni spotkali Jacka, który razem z rodziną podążał w stronę starego kościółka. Dawn zdała mu krótką relację na temat porodu Trixie.
– Zrobiłaś już, co do ciebie należało – powiedział weterynarz z uznaniem – Harry przejmuje dyżur. Odpocznij sobie i ciesz się świętami.
Kiedy zostali sami, Dawn powiedziała:
– Chciałabym pójść do kościoła.
Ben usłyszał w jej glosie cichą prośbę.
– Pójdę razem z tobą.
Przeszli przez zaśnieżoną ulicę. Zostawił w samochodzie laskę, ale nie obawiał się, że może upaść. Trzymał Dawn pod ramię i to mu wystarczało. Po chwili wmieszali się w tłum mieszkańców Hollowdale, zmierzających do świątyni. Wszyscy patrzyli na niego, ale były to ciepłe i przyjazne spojrzenia. Ktoś zawołał:
– To był wspaniały bal!
– Poczekaj – odpowiedział Ben. – Za rok to dopiero będzie bal!
Wszyscy śmiali się i żartowali. Zapomniał już, jak wspaniałą wspólnotę mogą tworzyć ludzie.
Aleja prowadząca do kościoła wysadzana była dębami. Ben wziął dziewczynę za rękę i zaciągnął ją za ogromny pień.
– Dawn, nim wejdziemy do kościoła, muszę cię o coś zapytać.
– O co?
– Kiedy całowałaś Świętego Mikołaja pod jemiołą… wiedziałaś… wiedziałaś, kim…
Nie skończył pytania. Dawn zarzuciła mu ręce na szyje i pocałowała prosto w usta.
– Sądzisz, że mogłabym cię pocałować i nie wiedzieć, że to ty? – zapytała, śmiejąc się. – Nawet po ośmiu latach?
Ogarnęła go ogromna radość,
– Kiedy zorientowałaś się, że to nie Harry?
– Kiedy rozmawiałeś z Garym. Przypomniałam sobie o twojej miłości do puzzli. Wspominałeś mi kiedyś o układance, składającej się z ośmiu tysięcy kawałków, którą ułożyłeś na podłodze w swoim pokoju Aby się upewnić, wyjrzałam na dwór i zauważyłam, że samochód Harry'ego zniknął. Nie mogło więc być mowy o pomyłce.
– Zatem, kiedy zaciągnęłaś mnie pod jemiołę…
– Wiedziałam dokładnie, kogo ciągnę. Chciałam cię pocałować i brutalnie wykorzystałam twoje zaskoczenie.
– Byłem taki zazdrosny. Myślałem, że kochasz Harry'ego.
– Kocham go, ale wyłącznie jako przyjaciela. Rozmawialiśmy ze sobą po balu. Zaakceptował prawdę. Nic mu nie będzie. Kocha się w nim połowa żeńskiej populacji Hollowdale, więc szybko znajdzie oddaną pocieszycielkę.
Ben spojrzał jej w oczy i zobaczył płonące w nich uczucie. Nadszedł wreszcie czas, aby wypowiedzieć to zdanie.
– Myliłem się – powiedział zduszonym głosem. – Przez wszystkie te lata żyłem w błędzie. Nie powinienem był cię odtrącać. W głębi duszy czułem, że nie mam racji, ale bałem się do tego przyznać. Czy mi to kiedyś wybaczysz?
– Tu nie ma nic do wybaczania – powiedziała z uśmiechem. – Straciliśmy kilka lat, więc musimy się postarać, aby te, które nadejdą, były wspaniałe.
– Pocałowałaś mnie, kiedy przyszłaś do biblioteki. Pocałowałaś mnie także po balu. Czy obiecujesz, że będziesz mnie całowała w każde święta? Inaczej życie straci dla mnie sens.
– Obiecuję. Niczego bardziej nie pragnę.
Wspięła się na palce i pocałowała Bena w usta. Przytulili się mocno do siebie w milczącej przysiędze miłości.
Nad nimi dzwoniły dzwony, wzywając wszystkich do świętowania cudu ponownych narodzin. Wzięli się za ręce i bez słowa ruszyli w stronę kościoła. Razem. Miało tak już pozostać na zawsze.