Przez następne dni starała się wymazać z pamięci to, co się stało. Zapomnieć o powrocie Shanea. I o tych chwilach spędzonych z Nickiem.
Wmawiała sobie, że to przyjdzie jej łatwo, jednak wspomnienia ciągle ją prześladowały. Pamiętała każdą sekundę, każde jego spojrzenie, każde słowo, jakie między nimi padło. Pamiętała dotyk jego ust, uścisk ramion. Odpychała od siebie te obrazy, jednak daremnie. Gdy zaplatała warkocz, natychmiast stawało jej przed oczami tamto popołudnie, gdy Nick delikatnie rozczesywał jej włosy. Niebieska bluzka i dżinsy od razu kojarzyły się z tamtym wspólnie spędzonym dniem. W końcu wyjęła je z szafy i powiesiła w innym pokoju.
Codzienne obowiązki też kojarzyły się jej z Nickiem. Pamiętała popołudnie, kiedy pomagał jej przy zajęciach gospodarskich. Wreszcie uświadomiła sobie, że nie zdoła tego wszystkiego zapomnieć. Nick na zawsze zapisał się w jej duszy i w tych miejscach, gdzie byli razem. Minie wiele czasu, nim ten obraz zblednie.
Przez pierwsze dwa dni harowała za dwóch, by zająć się pracą i o niczym innym nie myśleć. W niedzielę pojechała do kościoła. Włożyła jedną z nowych sukienek. Eadie też przyjechała, usiadły więc razem, a potem Corrie zaprosiła ją do siebie na lunch. Wcześniej przygotowała sporą porcję pieczeni, więc wszystko było gotowe.
Przyjemnie było się spotkać i pogadać. Corrie zdała relację z tego, co wydarzyło się od dnia, kiedy widziały się ostatnio. Eadie zapewniała, że Nick jeszcze się odezwie i wróci, jednak Corrie bała się w to wierzyć.
Obaj bracia chyba wzięli sobie do serca jej słowa, bo ani jeden, ani drugi się do niej nie odezwał. Na żadnego nie natknęła się w mieście. Martwiła się. Shane nigdy się na nią nie obrażał, a teraz milczy. Nick w sumie nie ma żadnego powodu, by o nią zabiegać. Bardzo prawdopodobne, że jednego wieczora straciła oddanego przyjaciela i nadzieję na romantyczny związek. Trudno pogodzić się z taką myślą.
Ku jej zaskoczeniu, w następnym tygodniu zadzwonił do niej dawny kolega z klasy, którego spotkała w niedzielę w kościele. Razem z ojcem prowadził niewielkie ranczo i nadal był kawalerem. Zaprosił ją na przedstawienie i kolację. Wahała się tylko przez moment. W końcu przetrwała dzień z Nickiem, więc jakoś będzie. Przyjęła zaproszenie.
Wieczór z Daneem okazał się nad wyraz miły. Dobrze się czuła w jego towarzystwie. Wybrała jedną z nowych sukienek i lekko się umalowała. Było tak przyjemnie, że wszystkie rozterki, jakie jeszcze trochę ją dręczyły, pod koniec wieczoru zupełnie się rozwiały. Poczuła się dowartościowana. W dodatku Dane, który odprowadził ją pod drzwi, nie próbował pocałować jej na dobranoc. Za to zapytał, czy niedługo pozwoli się znowu gdzieś zaprosić.
Od ostatniego spotkania z Merrickami minęły dwa tygodnie. Powoli jej emocje opadały. Jakoś sobie bez nich poradzi, przeżyje. Nabrała więcej wiary w siebie i jaśniej widzi przyszłość, która rysuje się w lepszych barwach.
Życie ciągle toczy się dalej i każdy dzień może przynieść coś nowego. I to poczucie niedosytu powoli wygaśnie.
Gdy po południu wróciła do domu, od razu spostrzegła migające światełko sekretarki. Nacisnęła przycisk, by odtworzyć wiadomość. Była krótka.
– Corrie, mamy kilka niedokończonych spraw. Trzeba je załatwić. Przyjadę dzisiaj koło siódmej.
Na dźwięk poważnego głosu Nicka serce zabiło jej żywiej. Nie posiadała się z radości. Skrywane nadzieje odżyły w jednej sekundzie. Powtarzała sobie, że nie powinna się łudzić, ale to było jak gadanie do ściany. Otrzeźwienie przyszło dopiero po chwili. Ten poważny, niemal ponury głos. Może wcale nie stanie się cud, o jakim w skrytości duszy marzy, a coś przeciwnego. Może Nick chce wrócić do tego, co wtedy powiedziała. Zbesztać ją za to. Kto wie, może jego stosunki z bratem jeszcze się przez to pogorszyły? A jeśli ma do niej pretensje? Naprawdę nie ma żadnego powodu do optymizmu.
Była jeszcze jedna wiadomość. Od Shanea.
– Jeśli nadal chcesz się do mnie odzywać, to wpadnę do ciebie koło ósmej. W razie gdybyś nie chciała mnie widzieć, daj znać Louise.
Aż poderwała się z miejsca. Jak to dobrze, że Shane się odezwał! Już się bała, że na zawsze go straciła. Najlepszego kumpla i przyjaciela.
Przesunęła taśmę i jeszcze raz odsłuchała wiadomości. Radowała się, choć jednocześnie dręczyły ją obawy, jak rozumieć słowa Nicka. Z Shaneem sprawa jest łatwiejsza. Wszystko wskazuje, że nadal mu na niej zależy i ich przyjaźń przetrwała. Ale co z tym Nickiem?
Niedokończone sprawy, tak to nazwał. To bardzo szerokie pojęcie, różnie to można rozumieć. O co naprawdę mu chodzi? Nie jest łatwo do niego dotrzeć, zawsze tak było. Dlatego nie powinna robić sobie nadziei, łudzić się, że chce kontynuować ich znajomość.
Co to znaczy, że chce te sprawy „załatwić”? W zasadzie nasuwa się tylko jedno: chodzi mu o oskarżenia pod jego adresem, jakie rzuciła mu w twarz tamtego wieczoru trzy tygodnie temu. Tak, na pewno to o to chodzi. Inaczej nie mówiłby takim tonem.
Choć jest w tym coś dziwnego. Dlaczego umówił się z nią na konkretną godzinę? Mógłby pojawić się znienacka, zaskoczyć ją. A może zrobił to celowo? By zachodziła w głowę i denerwowała się? Może tak to sobie obmyślił?
Ciekawe, że obaj zadzwonili do niej tego samego dnia. I każdy chce przyjechać dzisiaj. Może to znaczy, że jakoś się dogadali. Powiedziała wprost, że nie chce ich widzieć, póki nie dojdą do porozumienia. Była kilka razy w mieście, ale zwykle unika plotkarzy, więc nie ma pojęcia, czy u Merricków coś się zmieniło.
Może tylko spekulować, ale wiele z tego nie wyniknie. Nie wie, czy Shane kupił sobie ranczo, by zacząć samodzielne życie, czy może zrezygnował ze swoich planów i zdecydował się prowadzić rodzinny biznes do spółki z bratem. Może dopracowali się jakiegoś kompromisu? Na razie są tylko znaki zapytania. Pewne jest jedno – że wieczorem będzie mieć towarzystwo.
Nie zdobędzie się na to, by zadzwonić do nich, żeby nie przyjeżdżali. Pośpiesznie ogarnęła dom, a potem zabrała się do codziennych prac. Śpieszyła się, by jak najszybciej się z nimi uporać. Później przekąsiła coś naprędce, wzięła prysznic i przebrała się w świeże ciuszki.
Szafirowa bluzka i białe dżinsy, na to się ostatecznie zdecydowała, choć kilka razy zmieniała zdanie, zastanawiając się nad roboczą koszulą i zwykłymi dżinsami. Wysuszyła włosy i zostawiła je rozpuszczone. Takie najbardziej podobały się Nickowi. Nie będzie więc ich zaplatać. Jeśli dojdzie do ostrej rozmowy, takiej jak przed laty, będzie to zawsze jakiś atut. Ależ beznadziejnie się łudzi!
Po tym, co stało się ostatnio między nimi, raczej nie powinien być dla niej niemiły, ale to tylko przypuszczenia. Które niekoniecznie muszą się sprawdzić. Niepokój jej nie opuszczał. Ze ściśniętym żołądkiem przemierzała dom. W końcu poszła do kuchni, by nastawić kawę. Rano upiekła szarlotkę. Może poczęstuje ich ciastem, gdy już przyjedzie Shane. Szarlotka ich trochę udobrucha.
Jeszcze raz poszła do łazienki, by sprawdzić makijaż i fryzurę. W tym momencie z drogi dobiegł ją odgłos samochodu. Za pięć siódma. Pospiesznie pomodliła się w duchu. Samochód podjechał do tylnego wejścia. Silnik zgasł. Serce zabiło jej mocno.
Przyjaciele zawsze wchodzą tylnym wejściem, pocieszyła się w duchu. Usłyszała na ganku ciężkie kroki Nicka. Zatrzymał się przy drzwiach i zastukał. Odczekała i podeszła wolno, by je otworzyć.
Stał na progu, wielki i mocny. Ich spojrzenia się skrzyżowały. Poczuła ucisk w żołądku. Nick sięgnął do kapelusza, zdjął go. Zachowywał się bardzo oficjalnie.
– Corrie? Miło cię widzieć.
Stała jak zaczarowana. Nick miał na sobie wykrochmaloną białą koszulę, turkusową apaszkę i czarne wizytowe spodnie. Czarne buty lśniły jak lustro. Wydawał się ogromny, przytłaczający.
Użył tej samej wody po goleniu co wtedy, gdy lecieli razem do San Antonio. Ten ulotny, ledwie wyczuwalny zapach rozluźnił ją nieco, przywołując wspomnienia tamtego dnia i tamtych pocałunków. Odetchnęła z ulgą. Gdyby chciał zmyć jej głowę za tamte oskarżenia, to chyba by się tak nie wystroił.
Uśmiechnęła się z przymusem, po czym cofnęła w głąb korytarza.
– Proszę, wejdź – odezwała się łamiącym się głosem. Nie chciała, by się zorientował, jak bardzo jest zdenerwowana.
Dopiero po chwili spostrzegła, że ręce jej drżą. Instynktownie schowała je za siebie. – Może chciałbyś usiąść w saloniku? – wykrztusiła.
Nick uśmiechnął się i ten uśmiech w okamgnieniu zmienił jego twarz. Powiesił kapelusz obok jej kapelusza.
– Jest bardzo ładny wieczór – rzekł. – Możemy posiedzieć na huśtawce na ganku.
Zarumieniła się i uciekła wzrokiem. Już wiedziała, że nie przyszedł ją ganić i że nic przykrego od niego nie usłyszy. Choć może tylko tak się jej wydaje, może to tylko jej pobożne życzenia?
– Usiądźmy, gdzie chcesz – przystała.
Podeszli do huśtawki, Corrie przełożyła poduszki na drugą stronę. Usiadła w rogu.
Nick usiadł obok niej. Serce jej zadrżało, gdy ujął jej rękę i uścisnął lekko.
– Shane zdecydował się na zakup rancza – bez wstępów zagadnął Nick. – Chce iść na swoje. Przez pięć lat zachowuje swoje udziały. Ja samodzielnie prowadzę nasz wspólny biznes, a Shane oddaje mi swoją część zysku. Jeśli po tym czasie nie zmieni zdania i nadal będzie chciał gospodarować samodzielnie, zacznę odkupywać jego udziały. Zostanie mu dwadzieścia pięć procent, co w przyszłości przejdzie na jego spadkobierców.
Corrie popatrzyła na niego błyszczącymi oczami.
– Odpowiadają ci takie warunki?
– Nie tego się spodziewałem, ale chcę, żeby Shane robił to, na czym mu zależy. Zresztą przyznaję mu rację. Byłoby nam trudno dojść do porozumienia. Obaj jesteśmy zbyt – niezależni i mamy własne zdanie. Teraz jest pełna zgoda i zrozumienie, żadnych uraz.
Na chwilę odwróciła wzrok. Bała się, że po jej oczach pozna, jak beznadziejnie i szaleńczo jest w nim zakochana. Na szczęście Nick chyba niczego nie zauważył.
– Bywały chwile, gdy sam walczyłem z sobą bardziej niż z nim. Tak jak powiedziałaś, czułem się winny, ale jednocześnie w jakiejś mierze zazdrościłem mu. On miał wolną rękę, a ja żadnego wyboru. Musiałem poprowadzić rodzinną firmę, po prostu. Nie próbowałem zrobić czegoś od zera, dojść do czegoś własnymi siłami. Tego mu zazdroszczę.
– Zaśmiał się. – Shane naprawdę pożyje, jeśli takie życie wcześniej go nie zabije.
Popatrzyła na Nicka. To wspaniale, że wreszcie wszystko jest na dobrej drodze, że przestali z sobą walczyć.
– Cieszę się – powiedziała. – I naprawdę mi lżej. Bałam się, że tylko pogorszyłam sprawę.
– Miałaś świętą rację – powiedział, a ona zarumieniła się jeszcze bardziej. Popatrzyła na ich splecione dłonie. – Uwielbiam, jak tak się rumienisz. Czuję się wtedy najseksowniejszym facetem w Teksasie.
Zachichotała mimowolnie, a potem zerknęła na niego trwożliwie.
– Mówisz takie rzeczy… naprawdę przesadzasz.
– Tak się przy tobie czuję. A teraz mam pięć sekund na przekonanie cię, byś pozwoliła się pocałować. Dłużej się nie powstrzymam i skradnę ci buziaka. Mogę?
Zmusiła się, by podnieść na niego wzrok, bo nieoczekiwanie ogarnęła ją wręcz dziecinna wstydliwość. Opamiętała się szybko. Przecież o niczym innym nie marzy, tylko o tym, by Nick ją pocałował.
– Możesz.
Nie odrywała od niego oczu. Pochylił się ku niej, delikatnie musnął jej wargi. Opuściła powieki. Pocałunek, lekki jak dotknięcie motyla, trwał ledwie mgnienie. Nick przygarnął ją mocniej i otoczył ramionami. Całował ją teraz tak, że świat usuwał się jej spod nóg. Nim się spostrzegła, siedziała mu na kolanach, z czołem opartym o jego szyję, oddychając płytko, raptownie.
Nick odezwał się zmienionym, chrapliwym głosem:
– Wiem, że to za szybko, ale nigdy nie lubiłem się z niczym ociągać czy za długo zastanawiać. Dlatego coś ci przywiozłem.
Serce skoczyło jej do gardła. Popatrzyła na jego twarz. Błądził po niej szczęśliwy uśmiech, oczy jaśniały radosnym blaskiem.
Omal nie straciła głosu ze wzruszenia.
– Co mi przywiozłeś?
Nick wsunął rękę do kieszeni koszuli. Przy tym ruchu niechcący jej dotknął, a po jej ciele natychmiast przebiegły rozkoszne iskry. Zrobiło się jej gorąco.
Poczekał, aż Corrie popatrzy na to, co trzymał w dłoni. Na czubku palca jaśniał złoty pierścionek z imponującym brylantem. Z kilku półsłówek domyślała się, co teraz nastąpi, jednak na ten widok głos już całkiem uwiązł jej w gardle. Przepiękny pierścionek. I ten brylant, po prostu olbrzym!
– Jest… ogromny. – Boże, dlaczego tak idiotycznie się odezwała! Zerknęła na Nicka z przestrachem. Przecież weźmie ją za kretynkę! Nick uśmiechał się szeroko.
– To prawda, jest ogromny – potwierdził. – Bo mam ogromne plany. Zamierzam się ożenić, mieć udane małżeństwo z kobietą, którą kocham. Mieć z nią dzieci. Mam nadzieję, że chcesz przynajmniej dwójkę. Nie zależy mi, żeby to byli tylko chłopcy czy dziewczynki, choć chciałbym chociaż parkę. A ty?
– Nigdy nie miałam takiej rodziny, ale zawsze o niej marzyłam. Chciałabym, by była jak największa. Jeśli to mi się uda, bo…
– Ze mną się uda, Corrie. Powiedz mi, czy są jakieś szanse, byś pokochała takiego faceta jak ja?
W życiu by nie przewidziała takiego pytania. Poruszyło nią do głębi. Bo kryła się w nim niepewność. Jakby Nick wątpił, czy powie „tak”. Zaskoczył ją. Mężczyzna taki jak Nick nie ma powodu do obaw. Tym bardziej gdy chodzi o nią. Zdumiał ją, naprawdę. I ujął. Tym szybciej musi mu odpowiedzieć.
– Nick, kocham cię od czasu, gdy miałam siedemnaście lat – powiedziała łamiącym się głosem. – Czy ty… czy ty czujesz to samo?
– Corrie, kocham cię. Zakochałem się w tobie, gdy ujrzałem cię podlewającą kwiaty. Wtedy to jeszcze do mnie nie dotarło. Potem przyjechałaś na kolację i wtedy mnie zawojowałaś. Odeszłaś, bo nie byłem z tobą szczery. Już wtedy zrozumiałem, że właśnie znalazłem dziewczynę dla siebie.
– Zamieszkasz ze mną i zostaniesz moją żoną? Będziesz przy mnie zawsze? W razie potrzeby przywołasz mnie do porządku, wypełnisz moje życie, będziesz przy mnie, będziemy wychowywać dzieci?
Łzy napłynęły jej do oczu, serce pęczniało radością i miłością. Oto prawdziwe szczęście, błogi spokój. I poczucie, że to jest jej mężczyzna.
– Tak – powiedziała i pocałowała go. Nagle ten pocałunek to było dla niej zbyt mało, pragnęła jeszcze więcej, jeszcze…
Nick odsunął się pierwszy.
– Włóżmy ten pierścionek, żeby się nam nie zgubił rzekł zmienionym, wzruszonym głosem. Patrzyła, jak bierze jej palec i wsuwa na niego pierścionek. Popatrzyli sobie w oczy. Ta decyzja wcale nie jest pochopna ani za szybka.
Na pewno nie popełniają błędu.
Serca biły im przyśpieszonym rytmem. Wpatrywała się w jego ciemne oczy i widziała w nich ich wspólną przyszłość, lata, które nadejdą, wypełnione szczęściem, radością i codziennymi sprawami. Stworzą rodzinę, nie tylko związek dwojga ludzi, ale coś więcej. Miłość i wzajemne oddanie będą jej opoką.
– Kocham cię, Nick – wyszeptała.
– Ja też cię kocham – powiedział, zniżając głos do szeptu. – Nigdy nie będziesz żałować, przyrzekam.
Przypadli do siebie ustami, ale odgłos nadjeżdżającego samochodu wyrwał ich z upojenia. Ktoś bez przerwy naciskał klakson. Po chwili ujrzeli wyłaniający się zza domu samochód Shanea. Zaparkował obok samochodu brata, lecz nie wyłączył silnika. Opuścił szybę i zawołał:
– Czy ta panienka ma na palcu pierścionek z brylantem?
Czy może zaraz pójdziemy się bić?
Nick roześmiał się i uniósł dłoń Corrie.
– Jak ci się podoba?
Shane rozpromienił się w uśmiechu.
– Nie zasługujesz na nią, ale moje gratulacje, braciszku! – zawołał na cały głos. – Corrie? Jak tylko ten kowboj nie będzie traktować cię jak należy, od razu daj mi znać!
– Idź poszukać sobie żony! – odkrzyknął do niego Nick.
Corrie pomachała mu na pożegnanie. Shane zdjął kapelusz, skłonił głowę, zawrócił auto i ruszył z kopyta, przez całą drogę trąbiąc z radości.