Rozdział 3

Gdy tylko Nick się odwrócił i ruszył do samochodu, Corrie tarasem od ogrodu wbiegła do domu i podeszła do okna od frontu.

„Czasy się zmieniają, ludzie też…”

Słowa Nicka ciągle dźwięczały jej w uszach. Patrzyła, jak wsiada do swojej luksusowej terenówki. Czy to zdarzyło się naprawdę? Czy Nick rzeczywiście tu był i zaprosił ją na ranczo Merricków na kolację?

A ona przyjęła zaproszenie! To chyba niemożliwe. Co ją podkusiło, żeby się zgodzić? Z powodu Shanea, pośpiesznie odpowiedziała sama sobie, nie chcąc się za bardzo w to zagłębiać. Obserwowała, jak Nick rusza i jedzie w kierunku szosy. Serce nadal biło jej jak szalone.

Najpierw Shane, teraz Nick. Każdy z nich zachowywał się dziwnie. Inaczej niżby się spodziewała. A może to tylko jej pobudzona wyobraźnia?

Powiedział, że zaprasza ją, by zrobić niespodziankę bratu.

Czyżby Shane dał mu do tego powód? Wyraził się o niej w sposób, który Nicka do tego natchnął? No bo skąd ta jego nagła przemiana? Czyżby diametralnie zmienił zdanie nie tylko na jej temat, ale na charakter ich znajomości? Dla niej Shane jest tylko dobrym przyjacielem. I takie ramy chce zachować. Zresztą nigdy nie było inaczej. Aż do dziś. Bo dzisiaj Shane ją zaskoczył. Był inny. Jakby chodziło mu o coś innego niż tylko przyjaźń.

Ale o co?

Już spotkanie z Shaneem wytrąciło ją z równowagi, ale stan, w jakim się teraz znalazła, z niczym nie dawał się porównać. Przez kolejne dwie godziny poruszała się jak w ukropie. Pośpiesznie dokończyła niezbędne obowiązki i pobiegła na górę, by wybrać strój na dzisiejszy wieczór. Dobrze, że kilka lat temu kupiła sobie trochę ciuchów.

Jednak nic nie trafiało jej do przekonania. Wszystkie nowe stroje, jakie po kolei przymierzała, wydawały się jej zbyt oficjalne, zbyt wyjściowe. Nie pasują na dzisiejszy wieczór. Nick zapowiedział, że to ma być normalna kolacja. Jak ze zwyczajnej dziewczyny z rancza zmienić się w bywalczynię salonów?

Przymierzyła wszystkie ubrania, które od biedy mogły się nadać. Prawdę mówiąc, nie było tego zbyt wiele. Niestety wszystkie sukienki odpadają. Ma dżinsową spódniczkę, ale ona też nie za bardzo się nadaje.

Może te białe dżinsy? Do nich mogłaby włożyć bladoróżową koszulową bluzkę. Zwyczajnie, a jednocześnie kobieco.

Włożyła dżinsy. Są nowe i dość sztywne, nie tak wygodne jak te, które nosi na co dzień. Bluzka jest w porządku. Pracowicie podwinęła rękawy, starając się zrobić to równo. W ostatniej chwili przypomniała sobie o pasku ze złotą klamerką.

Nie ma prawdziwej biżuterii, ale złoty łańcuszek i klipsy dodadzą jej trochę blasku.

Popatrzyła na swoje odbicie i nagle przebiegło jej przez myśl, że powinna przekłuć sobie uszy. Nigdy wcześniej nie miała takich pomysłów. Niestety, nie poprawi urody makijażem. Wszystkie kolorowe kosmetyki wyrzuciła kilka lat temu. Nie zdąży pojechać do sklepu. Zła na siebie, rozczesała włosy. Zostawi je rozpuszczone, tylko część zepnie z tyłu spinką. Potarła usta, by były bardziej czerwone, poszczypała policzki. Trudno, nic więcej nie zdziała.

Włożyła nowe brązowe sandałki, czekające w pudełku na swój wielki moment. Niewielka torebka z brązowej skóry też dzisiaj będzie mieć swoją premierę. Wrzuciła do niej grzebień i portfel. Zarzuciła torebkę na ramię i ostatni raz popatrzyła w lustro.

Wybieranie stroju i szykowanie się zabrało jej dwie godziny. Choć zwykle jest gotowa w sekundę.

Wygląda inaczej. Jak kobieta polująca na faceta.

Załamała się. Musi coś z tym zrobić, nie może się tak pokazać.

Odłożyła torebkę, ściągnęła klipsy. Już miała wrzucić je do pudełka po cygarach, służącego jej za kuferek na biżuterię, gdy nagle znieruchomiała.

Niby dlaczego ma je odłożyć? Pracuje, jest niezależna. Nigdy w życiu za nikim się nie uganiała. I nigdy tego nie zrobi. Ma swoją dumę i swoje przekonania. Nie umawia się z facetami. Jedyny pocałunek, jaki ma na koncie, był pomyłką.

Oczy rzucały skry. Jest kobietą, ma dwadzieścia cztery lata. To jest jej życie. I nikomu nic do tego.

Niby dlaczego nie powinna ubierać się na różowo i nosić klipsów? Kto ośmieli się z niej kpić czy żartować? Gdyby miała pomadkę i tusz, też by ich użyła. Ma do tego prawo.

Co z tego, że ubierze się dzisiaj bardziej kobieco, skoro ma na to ochotę? Nawet jeśli chce się komuś spodobać, to komu to przeszkadza?

Większość dziewczyn robi to od dawna, zaczyna jeszcze w szkole. Ma prawo do marzeń o własnej rodzinie, kimś bliskim. Zawsze jej tego brakowało. Przez całe życie miała tylko ojca. Człowieka, który mógł być jej dziadkiem i nigdy nie okazywał cieplejszych uczuć. Ich rozmowy ograniczały się do gospodarstwa, sytuacji rynkowej i pogody.

Pragnęła mieć swoją rodzinę, ale nie zanosiło się, by kiedykolwiek to się stało. Dlatego odpychała od siebie te rojenia.

Nie łudziła się, że jej marzenia się spełnią. Dzisiejszy wieczór w ogóle się z tym nie wiąże. Zresztą oni pewnie nawet nie dostrzegą żadnej różnicy w jej wyglądzie.

A jeśli nawet, to co? Nawet jeśli pomyślą, że chce ich olśnić, to nic w tym złego. Poza tym dla nich to żadna nowość. Są obiektem westchnień wszystkich panien do wzięcia w całym Teksasie. Każda próbuje.

Humor się jej poprawił. Przypięła klipsy, sięgnęła po torebkę i zeszła na dół.

Była w połowie drogi, gdy zaczęła się denerwować. A zaraz potem nieoczekiwanie pojawiło się to zaskakujące i irytujące pytanie…

Którego z braci bardziej chce zobaczyć?

Zwolniła i skręciła z autostrady na szosę do Merricków. Pytanie nie dawało jej spokoju.

Który z nich bardziej się jej podoba? Shane czy Nick? Ten, z którym od lat się przyjaźni i z którym dobrze się czuje, którego zachowanie daje jej nadzieję, że kiedyś zobaczy w niej kobietę i trochę się w niej zakocha?

Czy może jego brat, wspaniały i nieosiągalny, który zaprosił ją na dzisiejszą kolację?

Jak trudno znaleźć odpowiedź!

Jest podekscytowana czekającym ją spotkaniem ze starym znajomym, który dziś zaskoczył ją zachowaniem i dziwnym błyskiem w oczach, gdy od niechcenia wspomniał o wrażeniu, jakie Corrie wywiera na mężczyznach.

A może bardziej czeka na widok tego, który nie ma bladego pojęcia – i pewnie wcale go to nie obchodzi – że nadal działa na nią tak, jak wtedy, gdy miała osiemnaście lat? Wystarcza sama jego obecność, a serce bije jej szybszym rytmem, brakuje powietrza.

Te kłębiące się w głowie myśli wprawiały ją w coraz większy popłoch. Musi się wziąć w garść.

Może jest taka podenerwowana, bo podświadomie pragnie zainteresować sobą mężczyznę, jakiegokolwiek mężczyznę. Być może Shane tylko sobie dzisiaj żartował, a ona od razu dopatrzyła się czegoś więcej. Uznała, że z nią flirtuje.

Nick zawsze się jej podobał. To nieoczekiwane zaproszenie tylko odświeżyło wspomnienia. Jednak niepotrzebnie tak się wystroiła. Zachowała się beznadziejnie.

Gdyby nie to, że z daleka już widziała stojącego na ganku Nicka, zawróciłaby do domu. Coś by wymyśliła, żeby się wykpić.

Teraz już na to za późno. Na pewno spostrzegł jej starego pickupa wzbijającego za sobą tuman kurzu. Nie ma odwrotu.

Zacisnęła zęby. Trudno, będzie robić dobrą minę do złej gry. Jakoś przetrzyma.

Wysiadła spokojnie, udając sama przed sobą, że ten biało-różowy strój to dla niej nic nowego. Podobnie jak zaproszenia na kolacyjki od przystojnych mężczyzn.

Gdy tylko wróci do domu, wyrzuci wszystkie kobiece fatałaszki. Nie będą jej kusić, by jeszcze raz się tak wygłupić. Woli do końca życia być sama, niż czuć się tak fatalnie jak teraz.

Popatrzyła na Nicka i uśmiechnęła się z przymusem. Miała nadzieję, że nie spostrzeże jej zmieszania. I tak rzeczywiście się stało, bo nie patrzył na jej twarz, a przesuwał wzrokiem po całej postaci.

Zrobiło się jej gorąco. Co sobie o niej pomyślał? Rozbawiła go czy zniechęciła? Jego ciemne, niemal czarne oczy popatrzyły teraz na jej twarz.

Zabrakło jej tchu. Bo jej obawy wcale się nie potwierdziły. Za to w jego oczach ujrzała błysk, jaki wcześniej widziała w oczach Shanea.

Jego głęboki głos sprawił, że znowu oblała ją fala gorąca.

– Witam, Corrie. Cieszę się, że przyjechałaś.

– Dziękuję za zaproszenie – skinęła głową.

– Z jego twarzy nie mogła wyczytać, jak przyjął jej słowa. Gestem zaprosił, by weszła. Idąc, rozglądała się ciekawie. Oglądając dom, zajmie myśli czymś innym. Bo jego bliskość strasznie ją rozprasza.

Piętrowy wiktoriański dom robił wrażenie. Ogromne wnętrza, wielka przestrzeń. Lśniące posadzki z ciemnego dębu, wyłożone dywanem schody szerokim łukiem prowadzące na piętro, wzdłuż nich olejne portrety przodków, cztery inne na ścianach reprezentacyjnego holu…

Przy wejściu, po prawej stronie, stał piękny stół, a nad nim lustro w rzeźbionej ramie. Mijając je, przelotnie dostrzegła swoje odbicie. Otwarte szeroko oczy, zdumienie malujące się na twarzy. Jak prostaczek, który nagle znalazł się w pałacu.

Po lewej stronie ciągnął się salon i biblioteka. Zerknęła do środka. Miękkie, puszyste dywany, kosztowne meble z cennego drewna obite bursztynowym brokatem, na ścianach olejne obrazy. Wnętrza jak ze stron luksusowego magazynu. Coraz bardziej czuła się tutaj nie na miejscu. Po co przyjęła to zaproszenie, czemu się nie zastanowiła?

Znaleźli się w przestronnym pokoju z tyłu domu. Przeszklona ściana wychodziła na patio i basen. Shane nie raz zapraszał ją, by przyszła popływać, ale nigdy z tego nie skorzystała.

Ich ojciec nie robił miłego wrażenia. Z zaciętą twarzą i ostrym spojrzeniem zawsze wydawał się jej nieprzyjemny i budzący lęk. Po wypadku, który przykuł go do wózka, stał się jeszcze bardziej przykry i odpychający. Shane ciągle z nim wojował, więc tym bardziej wolała się nie narażać i trzymać się z daleka.

Tata raczej nie utrzymywał kontaktów z sąsiadem, a jeśli już, to z rzadka. Shanea jakoś znosił, choć nie raz ostrzegał ją, by nie dała się wystrychnąć na dudka temu „bogatemu chłopakowi”.

Dziś sama wyszła na głupka, choć tylko przez własną bezmyślność. Shane nie miał z tym nic wspólnego.

Nick wskazał jej skórzane kanapy stojące przy przeszklonej ścianie.

– Usiądź sobie – zachęcił. – Może masz ochotę obejrzeć film z zawodów Shanea? Chyba że już go widziałaś.

Usiadła w rogu kanapy. W tym samym momencie weszła gospodyni.

– Pani Louise, to jest pani Corrie – Nick dokonał prezentacji. – Pani Corrie, to pani Louise. Najlepsza mistrzyni kuchni w całym Teksasie – dodał.

– Czego się napijesz? – zapytał. – Wybór jest bardzo duży. Poprosimy Louise, to nam przyniesie. Chyba że wolisz drinka, to sam przyrządzę. Mamy też wino, prawda, Louise?

Gospodyni skinęła głową.

W pierwszej chwili chciała podziękować, ale ugryzła się w język. To by nie było grzeczne. Nick stara się być dobrym gospodarzem. Jeśli on nic nie pije, ona też podziękuje. Czyli najzgrabniej będzie się tego dowiedzieć.

– A ty już się zdecydowałeś? – zapytała.

Spostrzegła, że nerwowo ociera dłonie o białe dżinsy.

Pośpiesznie zacisnęła palce, by tego nie robić.

– Zrobię sobie drinka. Też masz ochotę?

Nigdy nie piła alkoholu i nigdy nie miała ochoty. Teraz też nie. Skinęła jednak głową i rzekła:

– Poproszę to, co ty.

Przez mgnienie w jego oczach przemknęło coś nowego. Rozbawienie? Domyślił się, że nie ma doświadczenia w tej dziedzinie? Pewnie dobrze wie, że wiele rzeczy, które dla niego są oczywiste, dla niej w ogóle nie istnieje. Skinął głową.

Pani Louise wyszła, a Nick podszedł do barku w rogu pokoju. Otworzył szafkę. Las butelek, jaki dostrzegła w środku, zaskoczył ją. Czyżby Merrickowie mieli słabość do alkoholu? Wcześniej ich o to nie podejrzewała. Nie bardzo się jej to podoba.

Shane opowiadał jej kiedyś o piwnych popijawach, w jakich brał udział, ale to były tylko młodzieńcze wygłupy. Tata miał w domu butelkę whisky. Przez lata stała w kredensie, nieotwierana.

Kieliszki i szklaneczki lśniły jasnym blaskiem. To pewnie kryształ, domyśliła się. Obserwowała, jak Nick wyjmuje wysokie szklaneczki, srebrnymi szczypcami nakłada z wiaderka lód. Wlał do szklanek wódkę, potem z dolnej szafki, która okazała się małą lodówką, wyjął dzbanek z sokiem pomarańczowym. Zamieszał go szklanym mieszadełkiem i dopełnił szklaneczki.

Dużo z tym zachodu. Tym bardziej dziwne, że sam się fatygował, zamiast poprosić Louise. Jej tata był pod tym względem bardzo zasadniczy. Plus dla Nicka.

Lubi sok pomarańczowy, to jej pasuje. Ale to nie będzie sam sok. Słyszała to i owo o wódce, więc będzie ostrożna. Będzie sączyć drinka powoli. Nick nie zauważy, że prawie nie pije.

Gdyby był Shane, czułaby się pewniej. Wkrótce powinien się zjawić. Nicka nie bardzo wypada pytać o brata. Jeszcze sobie pomyśli, że nie może się go doczekać.

Nick podał jej szklaneczkę, usiadł w skórzanym fotelu obok kanapy. Z lekkim uśmiechem podziękowała za drinka i postawiła go sobie na udzie, na wszelki wypadek podkładając pod szklankę palec, by na białych dżinsach nie został wilgotny ślad.

– Czekamy na Shanea – rzekł Nick, pociągając łyk. Miał na sobie te same rzeczy, w jakich był wcześniej u niej. Czyli naprawdę nie chciał przebierać się do kolacji. Rękawy śnieżnobiałej koszuli miał podwinięte. Tak jak ona. Może niepotrzebnie to zrobiła, może to wygląda po męsku? Nigdy wcześniej się nad tym nie zastanawiała.

Popatrzyła na niego. Biel koszuli kontrastuje z opalenizną, czarne oczy lśnią. Czarne włosy jeszcze bardziej podkreślają jego surową urodę. Wygląda olśniewająco. Naprawdę jest pod wrażeniem. Dlatego nie od razu dotarło do niej, że Nick o coś pyta.

– Możemy obejrzeć wideo – powtórzył. Umilkł na chwilę, popatrzył na nią i dodał: – Chyba że wolisz poczekać na Shanea, by sam relacjonował zawody i komentował to, co jest na ekranie.

Nim zdążyła odpowiedzieć, rozległ się dźwięk telefonu stojącego na stoliku z boku. Nick nie podniósł słuchawki. Po dwóch dzwonkach telefon zamilkł.

Nick, jakby domyślając się jej wątpliwości, rzekł:

– Shane pojechał do Coulter City, ale miał wrócić na szóstą. Pewnie go coś zatrzymało, jeśli to on dzwoni.

Modliła się w duchu, by Shane już dojeżdżał na ranczo. Na progu stanęła Louise.

– Szefie. – Nick pytająco popatrzył w jej stronę. – Dzwonił Shane. Powiedziałam, że czekamy z kolacją, ale rzucił tylko, że coś mu wypadło i będzie późno. Rozłączył się, nim zdążyłam powiedzieć, że ma gościa.

– Mówił, gdzie jest?

– Nie, proszę pana.

Nick podziękował i Louise wyszła. Corrie siedziała jak sparaliżowana. Shane nie przyjedzie? I co teraz będzie? O czym oni z Nickiem mogą rozmawiać? Gdyby miała choć cień podejrzenia, że Shanea nie będzie, w życiu by tu nie przyjechała. A teraz nie ma odwrotu. No to pięknie!

Загрузка...