Rozdział 9

Jestem zakochana.

Niemal całe popołudnie Sarah przeżyła w mgiełce euforii, myśląc o cudownym zdarzeniu, jakie ją spotkało, tak przecież niedawno.

Jak to możliwe? Jak to się stało? Sarah czuła, że nie musi za wszelką cenę szukać odpowiedzi. Choć nie wierzyła nigdy w miłość od pierwszego wejrzenia, takie wytłumaczenie w zupełności jej wystarczało.

Dość tych pytań. Miała zbyt dobre samopoczucie, była zbyt szczęśliwa, żeby dręczyć umysł zastanawianiem się nad tym wszystkim, co się zdarzyło. Uznała, że Jake Wolfe ucieleśniał wszystko, co uważała za ważne. Był atrakcyjny, a przy tym miły, łagodny, silny i uczciwy. Lubiła często z nim przebywać, żartować, kochać się.

Przeszedł ją elektryzujący dreszczyk. Roześmiała się radośnie na myśl, że samo wspomnienie kochanka powoduje taką reakcję.

Żeby nie tracić czasu, szybko zjadła niewyszukany obiad, złożony tylko z jajecznicy i grzanek.

Musiała jeszcze przeczytać wszystkie wypracowania.

Po wyjściu Jake'a prawie przez godzinę pławiła się w wannie pełnej gorącej wody z pianką. Leczyła miły ból, jaki odczuwała po miłosnych zmaganiach.

Jake to wspaniały kochanek, myślała z zamkniętymi oczami, unosząc się w ciepłej i pachnącej wodzie. Sutki piersi dziewczyny stwardniały pod wpływem rozkosznych wspomnień i otulającej jej ciało delikatnej pianki.

Pobudzone ciało Sarah przypominało sobie dotyk dłoni Jake'a, jego ust, które poznawały wszystkie zakątki kryjące sekrety jej kobiecości.

Zapach soli kąpielowych drażnił zmysły. Sarah wzdychała, poruszała się powoli, poddawała delikatnej pieszczocie wody. Rozchyliła uda. Oddychała coraz szybciej, wyobrażając sobie, że Jake kocha ją, posiada, całuje, napiera swym silnym ciałem.

Z rozchylonych lekko ust wyrwał się jęk rozkoszy. To ją otrzeźwiło. Zaczerwieniła się. Dlaczego moje ciało jest gotowe? pomyślała. Dlaczego pragnę Jake'a tak bardzo? To dziwne. I niepokojące.

Zmusiła się, żeby złączyć nogi. Wstała tak gwałtownie, że woda z pianką chlusnęła szeroką strugą na podłogę łazienki.

Dość tego fantazjowania, powiedziała sobie, wychodząc z wanny.

Po kąpieli umyła głowę i długo, starannie suszyła włosy suszarką.

Potem, odświeżona, poszła do kuchni, żeby wypić filiżankę kawy.

Pierwsza kawa przywróciła jej nieco siły i przytomność umysłu, w każdym razie na tyle, że zeszła do holu po niedzielną gazetę. Niosąc gazetę do stolika przy oknie ledwie rzuciła okiem na tytuły. Bezpieczna, i schowana przed całym światem w kokonie podniecających wspomnień, nie interesowała się zbytnio zdarzeniami, które w końcu nie miały z nią nic wspólnego.

Żeby dłużej pozostać w cudownym nastroju, zwlekała z zabraniem się do pracy. Krążyła po mieszkaniu właściwie bez celu. Poprawiła poduszki na kanapie, wyjrzała przez okno, podziwiając piękne kolory jesiennych drzew. Wreszcie głód zapędził ją do kuchni.

Po skromnym posiłku odniosła naczynia do zlewu, nalała sobie drugą filiżankę kawy i usadowiła się na kanapie, zabierając po drodze gazetę ze stolika. Pierwsza notatka, której tytuł zwrócił jej uwagę, sprawiła, że dobry nastrój prysnął jak bańka mydlana.

Przeczytała informację o kolejnym wypadku rozebrania samochodu na części, jaki wydarzył się w sobotnią noc; noc, którą Sarah i Jake spędzili razem.

Andrew.

Bezgłośnie wypowiedziane imię studenta zawładnęło myślami Sarah i sprawiło, że zadrżała, tym razem z niepokoju. Czy to on i jego dwaj przyjaciele? Bezradnie pokręciła głową.

To bez sensu. Przecież oni nie mają żadnego powodu, żeby kraść cokolwiek, nie mówiąc już o częściach samochodowych.

A jednak… jednak… Sarah zadygotała na wspomnienie głosu Andrew, wyrazu jego twarzy, gdy wypowiadał swoje złowieszcze ostrzeżenie.

Wiedziała, po prostu wiedziała, że trójkę studentów coś łączy ze sprawą kradzieży samochodów.

Jake.

Sarah gwałtownym ruchem odłożyła gazetę. Wstała. Przemierzając nerwowo pokój, tam i z powrotem, mierzwiła dłonią starannie uczesane przed chwilą włosy.

Zgodziłam się spotkać z Jakiem jutro na obiedzie, ale… Przygryzła wargę. Bar Dave'a jest tak blisko uczelni, zbyt blisko… A jeśli Andrew zobaczy mnie z policjantem? Na pewno go rozpozna, gdyż Jake wielokrotnie patrolował teren uczelni; znali go, przynajmniej z widzenia, wszyscy wykładowcy i studenci.

Zamarła w bezruchu. Mogę się z nim skontaktować, pomyślała, odwołać spotkanie. Nie wolno ryzykować. Nie mogę narazić go na żadne niebezpieczeństwo. Nie wolno mi. Po prostu nie wolno.

Jest gliną. Niebezpieczeństwo to zwykły element jego pracy.

Wewnętrzny głos rozsądku przebił paraliżującą mgiełkę paniki, okiełznał strach. Zaczerpnęła tchu i postanowiła myśleć racjonalnie.

Jake jest zawodowcem. Jest wyszkolony i przygotowany do spotkań z wszelkiego rodzaju kryminalistami. Sama przecież uznałam, że Jake to materiał na bohatera. To, w jaki sposób on i jego bracia zarabiają na życie, może przestraszyć taką kobietę jak ja, ale dla nich nie ma w tym niczego niezwykłego.

Jake jest twardy i pewny siebie; na pewno potrafi sobie poradzić w każdej sytuacji. Zamiast go unikać, powinnam skorzystać z okazji i pozwolić, żeby rozwiał moje śmieszne obawy. W tym celu muszę mu o wszystkim opowiedzieć. Koniec z tajemnicami.

Tak strofowała się w myślach Sarah. Westchnęła z ulgą. Właściwie, co taki Andrew może mi zrobić?

Podjęła decyzję.

Wzięła teczkę i ruszyła do stoliczka pod oknem. Czekało ją dużo pracy, a wiedziała, że dzień nie stanie się dłuższy specjalnie dla niej.

Sarah, gdy przeczytała już i oceniła ponad połowę wypracowań, uznała, że niektóre są naprawdę dobre.

Po siódmej zadzwonił telefon.

Jake? Zerwała się z krzesła i pobiegła do aparatu przymocowanego do ściany w kuchni.

– Halo? – rzuciła z nadzieją.

– Cześć. – Głos Jake'a brzmiał nisko, zmysłowo. Przypomniał Sarah ich wspólną noc. – Nie mogłem czekać do jutra – wyjaśnił, pozbawiając ją resztek tchu. – Musiałem przynajmniej z tobą porozmawiać.

– To… to wspaniale – odpowiedziała drżącym głosem.

– Jak się czujesz?

– Tęsknię za tobą.

Jake westchnął.

– Jest mi bardzo źle – wyznał. – To straszne, że muszę teraz pracować.

Sarah przypomniała sobie nagle, jak Jake wszedł rano do sypialni, nagi i w widoczny sposób podniecony. Wiedziała, co miał teraz na myśli.

– Skąd dzwonisz? – zapytała w nadziei, że odpędzi nieskromne myśli.

– Z baru przy autostradzie. Mam przerwę na kolację – odpowiedział zwykłym, już mniej zmysłowym tonem. – Jak ci idzie praca?

– Przeczytałam już ponad połowę wypracowań – wyjaśniła. – Na szczęście jest wiele ciekawych, naprawdę nieźle napisanych.

– Widocznie studenci mają dobrego nauczyciela – skomentował Jake.

Nie tak dobrego, jak nauczyciel ich nauczycielki, pomyślała.

– Dziękuję – odparła głośno. – Staram się jak mogę.

– Jeśli pamięć mnie nie zawodzi – zażartował Jake – możesz więcej, niż wystarcza, aby osiągnąć absolutną doskonałość.

Sarah poczuła, że ogarnia ją ciepło i miły zamęt myśli. Przebiegła dłonią po tkaninie swych dżinsów, gdy nagle spojrzała przypadkiem na kanapę, na której leżała rozłożona gazeta. Wróciła do rzeczywistości.

– Jake, przestań – poprosiła, odrywając wzrok od gazety.

– Co mam przestać? – zapytał, udając niewiniątko.

– Dobrze wiesz, co.

Roześmiał się.

– Dobrze – zgodził się. – O czym wiec chcesz porozmawiać?

– No cóż… – Sarah zawahała się. Wewnętrzny głos krzyczał: Powiedz mu. Teraz.

– Ja… przeczytałam w gazecie o rozebraniu na części jakichś dwóch samochodów. Czy ty też pracujesz nad tą sprawą?

– W tej chwili nie. – Jake odpowiedział zdawkowo, jakby myślał, że chciała tylko zmienić temat rozmowy.

– Dlaczego pytasz?

– No cóż, uważam, że dwie kradzieże, ostatnio…

– mówiła, starając się odwlec moment wyznania.

– Trzy – poprawił ją.

– Co?

– Dziś rano ktoś ukradł trzeci – wyjaśnił Jake.

– Gdy wracałem od ciebie, usłyszałem przez radio raport, jaki składał mój kolega.

Sarah poczuła przypływ nadziei. Może podejrzewanie studentów jest pozbawione podstaw? A może… Musiała wiedzieć, musiała zapytać:

– Czy uważasz, że to zawodowcy?

– Nie można tego wykluczyć. – Jake odpowiedział beztroskim tonem, niemal nonszalancko. – Ale bardzo w to wątpię.

– Dlaczego? – zapytała, czując, że znów ogarnia ją ogromny niepokój.

Jake wyjaśnił nieco już znudzonym głosem:

– Dlatego że we wszystkich trzech wypadkach powtarzają się elementy, które wskazują na amatorów.

Sarah zmarszczyła brwi.

– Skąd wiesz?

– Kochanie, oni rozbierali te samochody na miejscu – tłumaczył cierpliwie. – Zawodowcy zabraliby je po prostu w całości.

– Naprawdę? – Sarah była zaintrygowana. – Dlaczego tak uważasz?

– Bo tak jest łatwiej. Zawodowcy kradną samochód w ciągu kilku sekund, niezależnie od tego, czy jest zamknięty, czy nie. Rozmontowanie samochodu odwrotnie: zajmuje dużo czasu.

– Ach tak…

– Sarah mogła zdobyć się tylko na taką odpowiedź. Myślała o słowie „amatorzy". Wiec może intuicja podpowiedziała jej prawdę? Wciągnęła powietrze, przygotowując się do poinformowania o swoich obawach Jake'a, jednak nie mogła się jeszcze na to zdobyć.

– Kochanie, muszę już kończyć – powiedział Jake. – Kelnerka przyniosła moją kolację.

– No, cóż… dobrze – zrezygnowała Sarah.

Jake najwidoczniej wziął ton jej głosu za wyraz rozczarowania. Szepnął:

– Do zobaczenia jutro, u Dave'a.

– Tak – odpowiedziała spokojnie. Uznała, że równie dobrze może powiedzieć Jake'owi o wszystkim następnego dnia.

– Dobranoc, kochanie. – Ze sposobu, w jaki wypowiedział te słowa, wywnioskowała, że niechętnie kończy rozmowę.

– Dobranoc – westchnęła. – Kończmy. Kolacja ci wystygnie.

– Nie tak bardzo, jak ja sam. – Głos Jake'a brzmiał ciepło, intymnie. – Chciałbym, żebyś mnie obejmowała, kochała się ze mną, ogrzała mnie…

– Och, Jake – szepnęła.

– Trudno – jęknął. – Dobranoc, moje kochanie.

Sarah usłyszała odgłos odkładanej słuchawki, a potem sygnał. Zamknęła oczy i powtórzyła:

– Dobranoc, moje kochanie.

Dwie godziny później Sarah opuściło zdecydowanie, a jej lęki odżyły. Skończyła właśnie czytać wypracowanie Andrew. Było więcej niż dobre. Było świetne. Znakomite w treści i formie. Sarah zastanowił jego temat.

Tematem tym była władza. Władza jednostki. Autor po mistrzowsku przeprowadzał swą tezę poprzez treść rozważań i przytaczany materiał faktograficzny. Opisał mechanizmy i sposoby wykorzystywane przez feudałów, którzy korzystając sprytnie ze swej władzy tak osłabili dynastię Czou, że Chiny rozpadły się na wiele odrębnych państewek.

W innej sytuacji, w wypadku innego studenta, Sarah doceniłaby zaprezentowane w wypracowaniu umiejętności, wiedzę i kunszt autora. Teraz jednak, czytając między wierszami, mogła poznać charakter Andrew, a to, co stwierdziła, nie mogło napawać optymizmem.

Sarah uznała, że Andrew jest zadufanym, chłodnym emocjonalnie młodym człowiekiem, który testuje swój umysł i wprawia się na materiale historycznym, przygotowując rzeczywiste rozgrywki. Po przeczytaniu wypracowania Sarah straciła resztki nadziei. Nie mogła się mylić: Andrew na pewno był prowodyrem tej trójki. Z tego, co napisał, wyłonił się jasny obraz motywów kierujących jego postępowaniem.

Sarah wielokrotnie kwestionowała to, co podpowiadała jej intuicja, gdyż nie znajdowała powodu, dla którego studenci mieliby prowadzić przestępczą działalność. Teraz była mądrzejsza. Andrew nie robi tego dla pieniędzy, uznała. On gra, uprawia hazard. Sprawdza, czy może przechytrzyć władze, policję.

Sarah poczuła strach. Nie bała się już o siebie, lecz o Jake'a.

Nie mogę mu powiedzieć, pomyślała.

Pospiesznie schowała do teczki wypracowanie Andrew, jakby miała do czynienia z czymś obrzydliwym.

Siedziała nieruchomo, z wzrokiem utkwionym w jakimś punkcie na ścianie. Myślała o tym, co powiedział jej Jake.

Amatorzy. Tak właśnie nazwał złodziei. Przypomniała sobie, że nie zrobiło na niej wrażenia to słowo, a sposób, w jaki Jake je wypowiedział. Wydawał się tak beztroski; właściwie było oczywiste, że amatorów lekceważy, że nie uważa ich za źródło rzeczywistego zagrożenia.

Przeczuwała, że Jake popełnia błąd. Andrew nie był kimś, kogo można nie traktować serio.

Westchnęła i zaczęła rozważać możliwie najbardziej katastroficzny scenariusz.

Co się stanie, jeśli Jake nie wyśmieje jej podejrzeń, lecz potraktuje je poważnie? Sarah znała odpowiedź. Jake rozpocznie dochodzenie. Lekceważąc przeciwników, amatorów, studentów, znajdzie się od razu w niekorzystnym położeniu. Pomyśli, żerna do czynienia z kociętami, a natknie się na tygrysy. Może przegrać nawet, jeśli…

Nie. Sarah pokręciła głową. Precz z koszmarami. Tak się nie stanie, gdyż ona do tego nie dopuści.

Podporządkuje się żądaniu Andrew i będzie milczeć jak grób. Może Jake jest bohaterem, ale nie wystawię go na taką próbę, postanowiła. Przeciwnie: zrobię wszystko, żeby go chronić.


Sarah spędziła niemal bezsenną noc. Nie zasnęła całkowicie, jednak nękały ją koszmary. Na pograniczu jawy i snu widziała Jake'a na ziemi, w jakimś ciemnym zakątku. Krwawił. Chciała mu pomóc, jednak coś ją zatrzymywało, odrywało od ukochanego mężczyzny, sprawiało, że nie mogła się ruszyć z miejsca.

Koło piątej nad ranem odrzuciła na bok zmiętą pościel i wstała.

Wypiła kawę i przeczytała pozostałe wypracowania. Po pracy Andrew wydały się jej nudne i bezbarwne. Stwierdziła, że nie przełknie śniadania. Wzięła kąpiel, ubrała się i wyszła. Czuła gorzki smak kawy. Była bardzo głodna i niewyspana.

Resztę poranka spędziła na przypominaniu sobie, jaki wykład ma tego dnia wygłosić. Co chwila spoglądała nerwowo na zegarek. Pragnęła zobaczyć Jake'a, ukryć się w jego silnych ramionach. Jednocześnie obawiała się tego spotkania, tego, że da po sobie poznać, że coś ją dręczy, albo wypowie jakieś nieostrożne słowo, które mogłoby ją zdradzić. Nadeszła pora przerwy obiadowej. Sarah czuła się coraz gorzej. Gdy miała jak zwykle przejść przez ulicę w niedozwolonym miejscu, naprzeciwko baru Dave'a, drgnęła na widok furgonetki Andrew czekającej na zmianę światła na skrzyżowaniu. Niemal w tej samej chwili, po przeciwnej stronie ulicy, dostrzegła Jake'a. Machał do niej ręką, opierając się o swój policyjny samochód. Oczywiście miał na sobie mundur.

Zawahała się. Walczyła ze sobą, żeby nie uciec.

– No chodź, kochanie – zawołał Jake. – Prędko, zanim zmienią się światła.

Sarah nie miała wyboru. Powolnym krokiem podeszła do Jake'a. Dostrzegła kątem oka, że światło zmieniło się na zielone. Furgonetka ruszyła. Sarah niepewnie weszła na chodnik.

– Cześć. – Uśmiech Jake'a, mimo wszystko, jak zwykle wywarł na niej duże wrażenie.

Sarah otworzyła usta, żeby odpowiedzieć, jednak nie zdążyła, gdyż Jake porwał ją w ramiona i mocno pocałował… właśnie wtedy, gdy mijała ich błyszcząca, czarno-srebrzysta furgonetka.

Pocałunek Jake'a omal pozbawił ją przytomności. Fakt, że Andrew mógł ją zobaczyć w objęciach policjanta, dodatkowo spotęgował wrażenie.

Sarah nie była w stanie nawet myśleć o tym, co mógł sądzić Andrew i jak zareaguje na zdarzenie, którego był przed chwilą świadkiem. Nie mogła myśleć o niczym. Jak bezwolny automat dała się zaprowadzić do małego baru.

– Czyżbym postąpił niezgodnie z zasadami przyzwoitości? – zapytał Jake, prowadząc ją do ustronnego stolika w rogu.

Chwytając się wymówki, którą Jake nieświadomie jej podsunął, skinęła głową:

– Ja, nie jestem przyzwyczajona… wiesz…

– Do całowania się w miejscu publicznym? – uzupełnił Jake, wybuchając śmiechem.

– T… tak.

– Przepraszam. – Jake nakrył dłonią jej rękę. – Wydaje mi się, że minęły wieki od naszego rozstania. Po prostu musiałem cię pocałować.

– Och, Jake. – Sarah miała ochotę krzyknąć, lecz zmusiła się do uśmiechu. – Tak bardzo za tobą tęskniłam.

– Roześmiał się radośnie, a potem spojrzał tak czule, że oczy Sarah zaszkliły się łzami. Zbuntowała się.

Do cholery z Andrew i jego idiotycznymi zabawami. Do cholery z jego groźbami, do diabła z nim.

– Cześć, staruszkowie, co dziś przekąsicie?

Powitanie Dave'a przerwało strumień gniewnych myśli Sarah. Spojrzała na niego, potem na Jake'a. Jake uśmiechnął się i podsunął jej kartę. Zmarszczyła brwi, starając się odczytać bez okularów nazwy dań.

Sama myśl o jedzeniu sprawiła, że Sarah odczuła rozdrażnienie. Musiała jednak coś zamówić, żeby uniknąć pytań Jake'a.

– Sarah?

– Właściwie… właściwie nie jestem bardzo głodna. – Udało się jej uśmiechnąć do Dave'a. – Czy mogę zamówić jakąś zupę?

– Aha. – Dave pokiwał głową. – Przecierany groszek z szynką. Zrobiłem to osobiście.

– Poproszę – zamówiła, odkładając kartę.

– To wszystko? – zapytał Jake. – Po miseczce zupy będziesz głodna przez cały dzień.

– Tak, to wszystko. – Nie patrząc na Jake'a, uśmiechnęła się do Dave'a. – Proszę tylko o zupę. I… jeszcze szklankę mleka – dodała uznając, że musi wypić coś oprócz kawy.

– Tak jest, psze pani. – Dave uśmiechnął się i spojrzał na Jake'a. – A ty?

– To co zwykle.

Dave rozpromienił się.

– Dwa hot dogi Coney Island i koktajl czekoladowy, tak?

– Tak.

Sarah powstrzymała wzruszenie ramion. Nie skomentowała tego dziwnego zamówienia.

– Uporałaś się z tymi wypracowaniami? – zapytał Jake, gdy Dave już odszedł.

Wypracowania. Andrew. Sarah musiała ukryć drżenie ramion.

– Tak – odpowiedziała. Gniew sprawił, że w tym momencie podjęła decyzję.

Ktoś musi się zająć tym Andrew. I to ja się nim zajmę, pomyślała, nie Jake.

– A więc? – ponaglił ją Jake.

– Więc co? – Sarah zmarszczyła brwi i zmięła w palcach papierową serwetkę. Podjęta przed chwilą decyzja nie przyszła jej łatwo.

– Co z tymi wypracowaniami? – Jake oderwał wzrok od jej palców i spojrzał w oczy.

Sarah odwróciła wzrok, bojąc się, że spojrzenie ją zdradzi.

– Bardzo dobre. Wystawiłam same dobre i bardzo dobre oceny.

– Co się stało, kochanie?

Sarah poczuła, że musi panować nad sobą ze wszystkich sił, gdyż inaczej zawiedzie ją głos.

– Stało? Nic. Dlaczego pytasz?

– Zachowujesz się bardzo dziwnie, nerwowo. – Jake zmarszczył brwi. – Właściwie to tak, jakbym to ja cię denerwował.

– Ty? Śmieszne! – Zaśmiała się dość sztucznie i wzruszyła ramionami. – Po prostu nie spałam zbyt dobrze. To wszystko. Poza tym… czuję się świetnie.

– Choć widać było, że nie przekonała Jake'a, Sarah odczuła ulgę, gdyż ten nie starał się za wszelką cenę uzyskać bardziej przekonującej odpowiedzi.

Jedli w milczeniu. Sarah udało się przełknąć zupę i mleko. Była już bliska załamania, gdy wreszcie spojrzała na zegarek i stwierdziła z ulgą, że powinna już wracać na uczelnię.

– Ja… już muszę iść – oświadczyła, unikając spojrzenia Jake'a. Zbierała swe rzeczy. – Za niecałe pół godziny mam zajęcia.

– Spotkamy się jutro? O tej samej porze? – zapytał Jake, kładąc na stole pieniądze.

– Ja… nie jestem pewna. – Gorączkowo szukała wymówki. – Dziekan mówił coś o zebraniu.

Ruszyła do drzwi.

– Może zadzwonię do ciebie jutro rano, zanim wyjdę do pracy?

– Jasne. – Jake odpowiedział automatycznie, jednak wpatrywał się w nią z napięciem.

– Kochanie, poczekaj. – Chwycił ją za ramię, gdy mijała już drzwi.

– Muszę iść, Jake. – Sarah usłyszała w swym głosie nutę desperacji. – Zadzwonię.

Strąciła z ramienia rękę Jake'a i zdecydowanie wyszła na ulicę. Zdążyła zrobić zaledwie cztery kroki, gdy usłyszała gwałtowny pisk opon. Odwróciła się i zobaczyła samochód. Pędził wprost na nią!

Загрузка...