ROZDZIAŁ II

Franciszka leżała w łóżku dwie doby i nie wiedzieli już, czy śpi, czy jest nieprzytomna. Przez cały czas czuwał przy niej Miro, który napatrzeć się nie mógł na śliczną twarzyczkę dziewczynki. Ale oto przyszło nowe zlecenie – trzeba było przeprowadzić kogoś przez granicę – i Miro po raz pierwszy nie towarzyszył bratu. Siergiej ruszył sam w drogę, przedtem surowo go upomniawszy, żeby do chaty nikogo nie wpuszczał, obojętnie czy będą to znajomi, czy obcy ludzie.

Trzeciego ranka, kiedy Miro wszedł do Franciszki; dziewczynka nie spała. Patrzyła na niego bez słowa. – Witaj! – pozdrowił ją, starając się wywrzeć na niej jak najlepsze wrażenie. Wypadło to chyba nieco sztucznie. – No, już nie jesteś taka przestraszona. Lepiej się czujesz?

Nic nie odpowiedziała i nadal wpatrywała się weń nieruchomym wzrokiem.

– Zapomniałaś mnie? Nazywam się Miro. Znaleźliśmy cię w lesie, teraz jesteś w naszym domu. Pod wpływem jej poważnego spojrzenia poczuł się trochę nieswojo. Przysiadł na brzegu łóżka. Dziewczynka gwałtownie się odsunęła.

– Siergiej pojechał do pracy – mówił dalej Miro. Nie musisz się go bać, on jest dobry, choć sam nie zdaje sobie z tego sprawy. Zjesz coś? Spróbuj wstać! Jeśli możesz, ubierz się i przyjdź do kuchni.

Wyszedł czując, jak ręce mu drżą z napięcia. Błyskawicznie nakrył do stołu, staranniej niż zwykł to czynić na co dzień, a gdy już wszystko było przygotowane, usiadł i czekał. Czas wlókł się niemiłosiernie. Miro miał ochotę podejrzeć, czy Franciszka wstała, czy nadal leży w łóżku. Ale przyzwoitość nakazywała mu uzbroić się w cierpliwość. Po około dziesięciu minutach zaskrzypiały drzwi, uchyliły się zrazu wąską szparą, potem trochę szerzej, aż w końcu ukazała się Franciszka. Wślizgnęła się do kuchni i cichutko przemknęła na wolne miejsce przy stole. Już po chwili trzymała w ręce kubek z mlekiem. Jej wystraszone wielkie oczy śledziły każdy krok chłopca. Najmniejszy nieostrożny ruch z jego strony mógłby ją spłoszyć. Dziewczynka przybrała postawę wyczekującą. Ważne jednak było to, że przynajmniej w pewnym stopniu zaakceptowała swą nową sytuację.

Miro potrzebował tygodnia, by nawiązać z nią kontakt. Któregoś popołudnia rąbał drewno na opał, a Franciszka mu pomagała. Nosiła pocięte kawałki i układała na stos. Garnęła się do wszystkich zajęć domowych, pracowała szybko, ale jakby w ciągłej obawie, czy właściwie zrozumiała jego polecenia. W pewnej chwili Miro krzyknął, bo w palec weszła mu drzazga. Dziewczynka przystanęła gwałtownie, niezdecydowana, co powinna uczynić. Widząc skrzywioną z bólu twarz Mira, wypuściła drewno z rąk i podeszła niepewnie do chłopca.

– Pomożesz mi? Wyjmiesz mi drzazgę? – spytał. Bez trudu poradziłby sobie sam, ale nadarzyła się okazja, by wystawić Franciszkę na próbę. Ręce dziewczynki zadrżały, tak jakby chciała mu przyjść z pomocą, ale brakowało jej od~•agi. Miro postawił wszystko na jedną kartę.

– Och, jak mnie boli! – jęczał. – A Siergieja nie ma w domu!

Jej dłoń, niepewna, znalazła się niedaleko jego dłoni. Powolutku podsunął rękę bliżej. Czuł wiszące w powietrzu napięcie. Spojrzał na twarz Franciszki: zatroskane oczy wpatrywały się w jego dłoń, z której na szczęście płynęła strużka krwi. Dwoma palcami dotknęła ostrożnie drzazgi. Miro stał nieporuszony, obawiał się złapać głębszy oddech, by jej nie spłoszyć. Chciała chwycić kawałek drewienka, ale jedną ręką nie udało się jej tego zrobić. Przestraszona, jakby miała do czynienia z materiałem wybuchowym, ścisnęła ranę drugą dłonią. Powoli drzazga przesuwała się, aż wreszcie została wyjęta.

– Bardzo ci dziękuję, Franciszko – rzekł ciepło Miro. Jak to miło z twojej strony. Daj, pomogę ci zanieść drewno! – I wziąwszy drwa pod pachę, podał dziewczynce rękę. – Chyba już nie raz wyjmowałaś drzazgi?

Ku jego wielkiej radości Franciszka wreszcie się odezwała.

– Nie, nigdy, tylko sobie – odpowiedziała.

Miro odetchnął z ulgą. Pierwsze lody zostały przełamane.

Kiedy Siergiej wrócił do domu, Miro miał mu wiele do opowiedzenia.

– Wiesz, ona jest jak zwierzątko – rzekł korzystając z tego, że Franciszka poszła nakarmić konie. – Sam widzisz, ciągle się ciebie boi. Ona umie tylko pracować. A pracuje jak niewolnica. Nie zauważyłem nawet cienia uśmiechu na jej twarzy, a co dopiero mówić o prawdziwej wesołości. Posługuje się bardzo ubogim słownictwem. Wygląda na to, że mieszkała zupełnie sama i nikt z nią nie rozmawiał. Ale gdy do niej mówię, stopniowo przypominają się jej zapomniane słowa. Wiesz, Siergieju, wydaje mi się, że musiało jej być potwornie ciężko. Siergiej rozejrzał się wokół.

– Rzeczywiście solidnie się tu napracowała. Ale czy udało ci się dowiedzieć czegoś o niej samej? – spytał, ściągając z nóg wysokie buty.

Twarz Mira płonęła z emocji.

– Niewiele. Dziewczynka właściwie nie wie, kim jest ani skąd pochodzi. Powtarza tylko w kółko: „las”, „dom w lesie”. Jest jednak pewien punkt zaczepienia. Opowiadała o wieży, do której chciała dojść. Ponoć zamierzała do niej uciec, ale jej r~ie znalazła.

– Wieża? Jaka wieża? – Nie wiem.

Siergiej zadumał się. Być może jest to jakiś trop… – Czy wciąż jeszcze chcesz ją odesłać? – spytał Miro. Siergiej popatrzył w niespokojną twarz brata.

– Nie, oczywiście, że nie – odpowiedział. – Intryguje mnie jednak, kim jest, bo nadal jej szukają.

– Jesteś pewien, że chodzi im o naszą małą Franciszkę?

– Tak, słyszałem w mieście, że szukają dziewczynki, która nie potrafi się wysłowić, ma długie ciemne włosy i ładną twarz. Wyznaczono nawet wysoką nagrodę dla tego, kto wskaże miejsce jej pobytu, zaskakująco wysoką jak na taką nieszczęśniczkę.

– To musi być ona. Mam nadzieję, że nikomu nic nie wypaplałeś?

– Uważasz mnie za głupca? Ale wiesz, Miro, coś mi się w tym wszystkim nie zgadza! Nikt bez ważnego powodu nie szuka z takim uporem służącej! Może była świadkiem jakiegoś przestępstwa? A może wcale nie jest służącą?

Nieoczekiwana reakcja starszego brata wzruszyła Mira.

– Idzie – szepnął ostrzegawczo.

Franciszka stanęła zalękniona i niepewna, jak zwykle w obecności Siergieja.

– Jak ty wyglądasz, mała, w tych wyrośniętych ubraniach Mira? Ktoś mógłby pomyśleć, że mam pod opieką dwóch młodszych braci.

– Jej suknia się całkiem podarła…

Wielkie sarnie oczy prosiły niemo o wybaczenie. Siergiej patrzył rozbawiony na chude ręce, niczym dwa patyki wystające spod podwiniętych rękawów koszuli, na sznurek wokół talii, który przytrzymywał ubranie, by się nie zsunęło, na zadrapane kanciaste kolana, które równie dobrze należeć by mogły do bezbronnego cielęcia. I nagle odechciało mu się śmiać.

– Może to i dobrze, że ubrana jest jak chłopak mruknął po chwili. – Jeśli ktoś do nas przyjdzie, schowaj warkocze – zwrócił się do Franciszki. Dziewczynka od razu wykonała jego polecenie.

– Patrzcie no, rozumie, co do niej mówię – ucieszył się Siergiej.

– Ona rozumie prawie n~szystko – zapewnił Miro z wyraźną dumą w głosie. – Trudno jej tylko się R~•słowić.

Starszy brat skinął głową.

– Chodź tu, Franciszko! No nie, kiedy w końcu zrozumiesz, że nie jestem groźny?

Niepewnie podeszła do niego.

– Miro mówił mi, że wspominałaś o wieży. Jaka to wieża?

– Słońce… – zaczęła i próbowała coś wyjaśnić gestami rąk, ale szybko zrezygnowała.,

– Widziałaś wieżę? Skinęła głową.

– Z twojego okna? – Tak.

Drżała. Niełatwo jej było wytrzymać spojrzenie Siergieja. Jego głos o niskiej, głębokiej barwie nie brzmiał tak łagodnie jak głos Mira.

– Czy wieża stała w pobliżu „domu w lesie”, czy gdzieś daleko?

Daleko, bardzo daleko. – Jak wyglądała?

Franciszka zagryzła wargi. Siergiej wyjął pióro i na marginesie starej gazety naszkicował czworoboczną wieżę ze spiczastym wierzchołkiem.

– Czy była trochę podobna do tej?

W jednej chwili zapomniała o lęku, jaki w niej budził. Palcem wskazała czubek wieży i nieśmiało dała do zrozumienia, że chciałaby wziąć pióro. Siergiej przesunął się, by zrobić jej miejsce. Mozolnie dorysowała iglicę, a na niej coś na kształt półksiężyca. Przy odrobinie fantazji można było sobie wyobrazić, że to kurek.

– Więc to jest wieża kościoła – stwierdził Miro. Mamy jakiś punkt zaczepienia.

– Słońce… – szepnęła Franciszka.

– Tak, co ze słońcem? – pytał Siergiej. Dziewczyna jednak potrząsnęła głową zniechęcona, bo znów brakowało jej słów. Naraz zatrzymała wzrok na podłodze, w miejscu gdzie padały promienie słońca. Wzięła do ręki nóż i ustawiła go w taki sposób, że promienie odbiły się w ostrzu.

– Rozumiem – rzekł Miro. – Wieża lśniła w blasku słońca.

– Tak -skinęła głową Franciszka.

– Pewnie dach pokryty był blachą miedzianą albo jakimś podobnym materiałem… W tych okolicach jest to raczej rzadko spotykane – zastanawiał się Siergiej. – Powiedz, czy wieża lśniła przez cały dżień? A może tylko wieczorem albo rano?

– Wieczorem – odpowiedziała dziewczynka zdecydowanie.

– To znaczy, że wieża znajdowała się na wschód od budynku. Świetnie, Franciszko, na pewno uda się nam znaleźć twój dom.

Dziewczynka skuliła się.

– Przepraszam, miałem na myśli oczywiście twoją wieżę, bo wydaje mi się, że zamierzałaś tam dotrzeć? Przytaknęła, ale jakby z mniejszym zapałem.

– Chyba jest jej u nas dobrze – uśmiechnął się Miro. – Tak, ale nie może tu zostać. W przyszłym tygodniu zabiorę ją do Anuśki. Ona wychowuje liczną gromadkę i jedno dziecko dodatkowo nie sprawi jej większego kłopotu. Tam będzie bezpieczna. – Siergiej zmarszczył czoło. – Spiczasta wieża pokryta miedzią… Nie przypominam sobie, bym kiedykolwiek widział podobną tu w okolicy: A ty?

– Ja też nie – odrzekł po chwili namysłu Miro. – Nie rozumiem, przecież taka mała dziewczynka nie zdołałaby przejść zbyt dużej odległości.

Siergiej zamyślił się, patrząc na milczącą Franciszkę. – Ona kryje w sobie wiele tajemnic – stwierdził.

Franciszka nadal wykonywała z pasją wszystkie prace domowe, a Siergiej z trudem się powstrzymywał, by nie traktować jej jak zwykłej służącej. Rezultaty jej wysiłków rychło stały się widoczne. Siergiej nie pamiętał, kiedy ostatnio mieli tak czysto. Świeżo uprane ubrania, smaczne jedzenie na stole. Dziewczynka wprawdzie nadal go unikała, ale młodszemu bratu okazywała nieśmiało zaufanie. Miro nauczył ją liter, objaśniał ilustracje w gazetach i książkach i uczył nazw przedmiotów, których nie znała.

Franciszka była nieprawdopodobnie inteligentna, co nie dziwiło Siergieja. Z jej twarzy jednak nie schodziła powaga. W najmniej oczekiwanych momentach podrywała się przerażona i uciekała do spiżarni, służącej jej za sypialnię. Czasami w kółko nuciła fragment jakiejś starej kołysanki. Któregoś dnia Siergiej zniecierpliwiony zapytał:

– Czy nie znasz innych melodii?

– Nie – szepnęła z pokorą, patrząc na niego z lękiem. Od tamtej pory przestała nucić. Siergiej poczuł wyrzuty sumienia z tego powodu, zaproponował więc później, trochę zażenowany, że nauczy ją kilku piosenek. Z wdzięcznością przyjęła jego propozycję. Chętnie słuchała, jak śpiewa, nie spuszczając wzroku z jego ust.

Po miesiącu bracia zabrali Franciszkę do domu Anuśki, która mieszkała w niewielkiej drewnianej chacie za lasem w odległości kilku godzin od ich domu. Dziewczynka rozglądała się wokół przerażona, kiedy Siergiej rozmawiał z Anuśką, korpulentną wdową, otoczoną sporą gromadką dzieciaków. Wychowywała je sama, ale nie pozwalała, by weszły jej na głowę.

– Otrzymasz sowitą zapłatę – zachęcał Anuśkę Siergiej.

Wdowa pokiwała głową, ale z daleka obserwowała Franciszkę, która stała przytulona do ściany. Obok niej zgromadziła się grupka ciekawych brzdąców.

– Wiem, wiem, ale niełatwo mi będzie poświęcić szczególną uwagę tej nieboraczce. Ona potrzebuje spokojniejszego miejsca.

– Zgadzam się z tobą, ale, niestety, nie ufam nikomu innemu.

– A nie może mieszkać u was? Wydaje mi się, że zaprzyjaźniła się z Mirem.

Siergiej potrząsnął głową.

– Pomyśl, Anuśka, jedenastoletnia dziewczynka… Jak ja sobie z ńią poradzę?

– Ma jedenaście lat? Wydaje mi się, że jest starsza. – No, może dwanaście.

– Co najmniej. Niewykluczone, że może mieć nawet czternaście. Nie zapominaj, kapitanie, że na czym jak na czym, ale na dzieciakach to ja się już znam.

– Tak, ale czy nie rozumiesz? Miro jest przecież prawie w tym samym wieku. Anuśka, nie mogłabyś… – Oczywiście, kapitanie Rodan. Dziewczynka może u nas zamieszkać, ale boję się, że nie będzie się tu dobrze czuła. Tutaj panuje ciągle taki harmider. A ona wygląda jak delikatny kwiat mimozy.

– Nic na to nie poradzę. U nas zostać nie może. Przecież wiesz, czym się zajmujemy, nie jesteśmy święci, sama rozumiesz.

Anuśka popatrzyła na tego silnego mężczyznę i zrozumiała, że myśl o tym, iż w jego domu mieszka delikatna dziewczynka, przyprawia go o prawdziwe męki.

– No więc dobrze, wezmę ją – zlitowała się.

Kiedy jednak Siergiej i Miro zamierzali odejść, Franciszka omal nie oszalała z przerażenia. Anuśka i jej najstarsza latorośl z trudem zdołali ją przytrzymać. Przeraźliwy krzyk dziewczynki gonił za nimi daleko w las. Bracia nie odzywali się do siebie w powrotnej drodze, a gdy weszli do chaty, odczuli dotkliwą pustkę. Wcześnie udali się na spoczynek.

Następnego ranka Miro obudził się z uczuciem, że coś jest nie tak jak powinno. Usiadł na posłaniu i rozejrzał się po chłodnej izbie. Brakowało krzątającej się Franciszki! W piecu nie napalone, na nie uprzątniętym stole naczynia z poprzedniego dnia. Zobaczył, że brat też już nie śpi.

– Rozpalę ogień – mruknął Miro, wstając z łóżka. W kilka chwil później otworzył drzwi chaty i krzyknął: – Siergiej, chodź tu szybko!

Starszemu bratu, który także zdążył już wstać, zdawało się, że w głosie Mira słyszy nutę triumfu. Na schodach siedziała Franciszka, cicha i wystraszona. Siergiej patrzył na nią przez chwilę i w końcu rzekł: – Wejdź do środka!

Wpadła do izby jak wicher. Rozejrzała się wokół i widząc, że jeszcze nie jedli, zaczęła pośpiesznie nakrywać do stołu. Rozstawiała kubki i talerze z taką gorliwością, jakby od tego zależało jej życie.

– Franciszko – odezwał się Siergiej z rezygnacją w głosie. – Nie musisz harować jak wół, by zasłużyć na naszą akceptację. Zrozum wreszcie, że jesteś człowiekiem i masz swoją wartość.

– Używasz zbyt trudnych słów – mruknął Miro. Siergiej westchnął:

– To na nic się nie zda, Franciszko. Nie mogę brać za ciebie odpowiedzialności. Zjemy Śniadanie, a potem odprowadzę cię z powrotem do Anuśki.

Franciszka się nie odezwała. Ogarnęła ją apatia. Bezmyślnie grzebała w talerzu, a Siergiej i Miro udawali, że nie dostrzegają błagalnego spojrzenia jej sarnich oczu.

W drodze -przez las dziewczynka ciągnęła się jak skazaniec trzy kroki za Siergiejem, który przez cały czas wygłaszał mowę obrończą:

– Zrozum, Franciszko, jest tysiąc powodów, dla których nie możesz u nas zostać. Przede wszystkim taki, że nie mam pojęcia o wychowaniu dziewczynek.

– Anuśka rozmawiała ze mną – odezwała się cicho. – Poradzę sobie i nie będę dla ciebie ciężarem. Poczuł, że się czerwieni.

– Jest jeszcze tyle innych spraw. Miro i ja rzadko bywamy w domu. Wyruszamy na niebezpieczne wyprawy. W każdej chwili mogą nas złapać albo zabić. Pomyśl, co będzie, jeśli ktoś zastanie cię samą w chacie?

Nie odpowiedziała i nadal wlokła się trzy kroki ża nim.

– Poza tym – nie przestawał mówić Siergiej – ani Miro, ani ja nie jesteśmy dla ciebie odpowiednim towarzystwem. Rozumiesz? Nie jesteśmy aniołami. Pędzimy bimber, wkrótce urządzimy hulankę. Będziemy pić i grać w karty… Nie możemy zmienić całego życia z twego powodu, Franciszko.

Dziewczynka wciąż milczała. A gdy dotarli na miejsce, Anuśka potrząsnęła głową.

– Nic z tego, kapitanie Rodan. Wiedziałam od razu, że nie zechce tu zostać.

– Co robić, Anuśko? Jestem całkiem bezradny. Pomijając wszystkie inne względy, po prostu za dużo już mam na głowie. Haruję jak wół, bo chcę odłożyć trochę grosza na szkołę dla Mira.Ten chłopak poyvinien otrzymać odpowiednie wykształcenie, żeby miał inne życie niż ja. Zasługuje na to. Anuśka przytaknęła i dodała: – Spróbujemy jeszcze raz!

Tym razem Franciszka nie protestowała. Wtuliła się w ścianę niczym blady cień i patrzyła na odchodzącego Siergieja. Przez całą drogę, idąc pod górę przez las, czuł na sobie spojrzenie wielkich zrozpaczonych oczu. W pewnej chwili przystanął i wtedy usłyszał, że ktoś ostrożnie stąpa jego śladem. Odwrócił się gwałtownie. Franciszka drgnęła i zastygła w bezruchu na środku ścieżki.

Westchnął zrezygnowany i zamknął oczy. A potem na jego twarzy pojawił się uśmiech pełen goryczy.

– Cóż, wyżywić dwie czy trzy osoby, jaka to różnica? – Nie musiał się już więcej oglądać za siebie, by wiedzieć, że dziewczynka podąża za nim pośpiesznie i cicho jak myszka.

W leśnej zagrodzie czas szybko upływał. Franciszka starała się ze wszystkich sił, by bracia Rodanowie mieli z niej pociechę. Pracowała z takim zapałem, że prosili ją nieraz, by trochę odpoczęła i zrozumiała, iż jest człowiekiem, a nie koniem pociągowym. Dawno spalili pejcz Siergieja. Miro dostał nowe podręczniki do samodzielnej nauki. Pilnie czytała je także Franciszka. Miro nie miał nic przeciwko temu, a nawet mu to odpowiadało, bo wreszcie mógł się przed kimś popisać wiedzą i doświadczeniem. Komuś, kto zawsze był najmłodszy w rodzinie, musiało to sprawiać przyjemność.

Kapitan Rodan z niepokojem obserwował, jak Franciszka zaczyna się rozwijać. Nabrała pełniejszych kształtów, a idąc lekko kołysała biodrami. Stare koszule Mira nie były już wstanie ukryć, że oto Franciszka przemienia się w kobietę. Anuśka miała rację. Franciszka była starsza, niż im się to zrazu zdawało. Ale pozostała bardzo dziecinna, choć nadal nie potrafiła wykrzesać z siebie radości życia. Często spoglądała zalękniona na Siergieja. Ciągle jeszcze wzbudzał w niej strach. Miro zastanawiał się, kto ją tak źle traktował. Ten ktoś musiał być podobny do Siergieja, skoro dziewczynka nie mogła zapomnieć.

Od czasu do czasu Siergiej wyjeżdżał do miasta i wracał dopiero późną nocą. Któregoś dnia zaskoczył Mira wcześniejszym powrotem z takiej eskapady.

– Franciszko – zaczął na pozór obojętnie. – Zobaczyłem to na wystawie i pomyślałem, że pewnie chciałabyś mieć coś takiego – rzekł, kładąc na stole niewielką pozytywkę. Było to prawdziwe cacko, na wieczku znajdował się obrazek przedstawiający sielankę pasterską. Kiedy się je podnosiło, rozlegały się delikatne dźwięki melodyjki.

Franciszka zdziwiona podeszła bliżej.

– Weź, proszę! To dla ciebie – powiedział Siergiej trochę zawstydzony.

– Dla mnie?

– Tak, dla ciebie. Nigdy nie miałaś zabawek? Pokręciła głową, nie odrywając wzroku od pozytywki.

– Musiała sporo kosztować – rzekł z nabożeństwem

Miro. – Popatrz, Franciszko, na te owieczki… albo na te obrazki z boku. Potrzymaj!

Franciszka zasłuchana w dźwięki melodii bezwiednie wzięła do ręki pozytywkę. Bracia przyglądali się jej w napięciu.

– Siergiej – szepnął Miro. – Siergiej, ona się śmieje. Tak, naprawdę się uśmiecha!

– Przyniosę wodę – odezwał się Siergiej stłumionym głosem i pośpiesznie wyszedł z izby. Długo nie wracał. Miro widział go przez okno, jak usiadł przy studni i z rękami opartymi na kolanach spoglądał na kolyszące się na wietxze korony drzew. Kiedy wrócił, Franciszka już zdążyła się położyć. Pozytywkę postawiła przy łóżku. Następnego ranka przy talerzu starszego z braci stał kubek z bukietem polnych kwiatów. Siergiej spojrzał na onieśmieloną, wyczekującą w napięciu Franciszkę i podziękował jej lekkim skinieniem głowy: Dziewczynka uśmiechnęła się promiennie.

Siergiej coraz rzadziej wyjeżdżał do miasta. Właściwie Miro lubił, gdy go nie było w domu, bo wtedy Franciszka zachowywała się swobodnie i naprawdę było im wesoło. Prowadzili wojnę na poduszki, bawili się w różne gry albo wychodzili na dwór. Miro uczył ją jeździć konno, gonili się i biegali na wyścigi. Któregoś dnia Miro podczas gonitwy schwytał ją i przytrzymał przez moment.

– Franciszko, jesteś już dorosła – stwierdził naraz, zakłopotany dokonanym przez siebie odkryciem.

– Ja? Jak to?

Patrzył na nią, a ona także spojrzała mu w twarz, która nieoczekiwanie znalazła się tak blisko – w jego piękne zdziwione oczy, brązowe włosy, lśniące w promieniach zachodzącego słońca.

– Rośnie ci broda – zauważyła, nadal rozbawiona. Nie odpowiedział, więc Franciszka spojrzała na niego ze zdziwieniem.

– Jaka jesteś piękna, Franciszko! – wyszeptał.

– Ty też – odrzekła prostodusznie. – Najpiękniejszy na świecie.

Musnął palcami jej usta i podbródek.

– Dlaczego to robisz? – spytała naiwnie. Natychmiast ją puścił. Zrozumiał, że właśnie przed tym przestrzegał go Siergiej. Wtedy słowa brata go rozbawiły, ale teraz wcale nie było mu do śmiechu.

– Wracamy – uciął krótko.

Zabawa się skończyła i oboje wiedzieli, że już nigdy nie będzie tak jak kiedyś. Nawet Franciszka to pojęła, choć nie rozumiała przyczyny, bo nadal była bardzo dziecinna. Miro jednak stał się już dojrzałym młodzieńcem.

Wreszcie nadszedł dzień, w którym Siergiej przyniósł z miasta nie najlepsze nowiny. Wziął Mira na stronę i powiedział:

– Trafił mi się fantastyczny transport. Do granicy zbliża się trzydziestoosobowa grupa uchodźców. Sam nie dam rady ich przeprowadzić. Miro, musisz jechać ze mną!

Miro zagryzł wargi. Po raz pierwszy Franciszka miałaby zostać w domu sama. Sytuację pogarszało dodatkowo to, że, jak wspominał Siergiej, nadal kręcili się po mieście jacyś obcy ludzie i rozpytywali o zaginioną dziewczynkę.

– Ale przecież jest u nas już od roku – dziwił się Miro. – Z jakiego powodu ciągle jej szukają?

– Przyglądałeś się jej ostatnio? – spytał Siergiej Miro przytaknął z pewnym ociąganiem. Siergiej spojrzał na brata badawczo, trochę zaniepokojony, ale mówił dalej:

– Ona nie jest zwykłą służącą, Miro! Ktoś ją tylko tak traktował. Spójrz jednak na ten profil, na jej rysy twarzy. Potrzeba kilku pokoleń wybrańców z wyższych sfer, aby osiągnąć efekt tak doskonały.

– Nie możemy jej przecież zostawić tu samej rzekł zaniepokojony Miro.

– Co się stało? – zapytała Franciszka, która podeszła bliżej.

Miro opowiedział jej o transporcie i o rozpytujących o nią szpiegach.

– Czy nie mogłabym pojechać z wami? – spytała, wstrzymując oddech.

– Oszalałaś?! – krzyknął Siergiej. – Przecież to śmiertelnie niebezpieczne! Wszyscy od razu poznają, że nie jesteś mężczyzną, chociaż nosisz spodnie i długie buty. To niemożliwe, Franciszko!

Jej oczy przygasły. Siergiej westchnął ciężko i odwrócił się do Mira.

– Stąd wyjedziemy konno wieczorem. W mieście spotkamy pozostałych, a jutro o świcie nad rzeką przejmiemy transport. Dostaniemy wysoką zapłatę…

– Myślisz tylko o pieniądzach – żachnął się Miro.

– A co mam robić? Nie mamy gospodarstwa, jest nas troje, a ty na jesieni powinieneś zacząć naukę w szkole… Gdzie jest Franciszka? Musimy coś zjeść. – Wzięła nóż i poszła do swojego pokoju.

– Co? Wzięła nóż? Dobry Boże, czy już człowiek nic nie może powiedzieć w tym domu?

Rzucił się pędem w stronę niewielkiego pokoiku Franciszki, ale zderzył się z nią w drzwiach. Cofnął się i zszokowany zawołał:

– Franciszko, co zrobiłaś z włosami? Miro tylko jęknął.

– Twoje włosy, Franciszko! Twoje przepiękne włosy!

Dziewczynka obcięła długie warkocze, by upodobnić się do mężczyzny, ale efekt okazał się żałosny.

– Boże, dopomóż – wzdychał młodszy z braci. Siergiej patrzył na nią, zacisnąwszy usta.

– Miro, przynieś nożyce do strzyżenia owiec! Spróbujemy uratować te nędzne resztki!

Franciszka cofnęła się przerażona, kiedy Miro wrócił z nożycami.

– Przestań się wygłupiać i siadaj! – nakazał Siergiej. – Chyba że to dla ciebie takie straszne, że mam cię dotknąć.

– Miro – poprosiła zawstydzona i opuściła głowę.

Загрузка...