Siergiej z rozmachem cisnął nożyce na stół i wyszedł. Miro znał doskonale swego brata i wiedział, że ciągła nieufność Franciszki sprawia mu przykrość. Rozzłościł się więc na dziewczynę.
– Czy musisz być taka wobec Siergieja? – mówił z wyrzutem, przycinając jej równo końce włosów.
– Nic na to nie mogę poradzić – szepnęła. – Kapitan Rodan mnie przeraża.
Kapitan Rodan… Miro uświadomił sobie naraz, że Franciszka nigdy nie zwracała się do Siergieja po imieniu. Kiedy starszy brat wrócił, podzielił się z nim tym odkryciem.
– Może twoje imię wywołuje w niej lęk?
– Nie sądzę, to imię rosyjskie, rzadkie w naszym kraju.
Siergiej przykucnął przed dziewczynką i zapytał: – Dlaczego się mnie boisz, Franciszko?
Odwróciła głowę, ale Miro upomniał ją surowo, żeby się nie kręciła, bo może ją skaleczyć.
– Czy nie mogłabyś mnie traktować jak starszego brata? – poprosił, ale ujrzawszy łzy w jej oczach, wstał pośpiesznie. – Nie będę cię męczył – rzekł. – A zresztą, skoro już się tak poświęciłaś, nie mamy chyba wyboru, musimy cię zabrać.
Poderwała się z krzesła uszczęśliwiona.
Siergiej roześmiał się i podał jej stary filcowy kapelusz. – Naciągnij go porządnie, żeby zakryć twarz. Jesteś zbyt ładna, by można cię wziąć za chłopaka. Na ramiona zarzucisz pelerynę. O, tak właśnie! Teraz w~~glądasz jak rozbójnik. Czyż nie, Miro?
Miro także się roześmiał.
– Mnie nie nabierze, ale innych, kto wie! Franciszko, chyba się domyślasz, że w najbliższym czasie nie będziemy wiele spali?
– Teraz się wyśpię na zapas! Czy będę mogła pożyczyć konia?
Bracia mieli trzy konie, jednego zwykle zaprzęgali do bryczki. Była to stara, łagodna i powolna kobyła, która sama potrafiła wybrać drogę.
– Możesz pożyczyć – zgodził się Siergiej. Przepełniona uczuciem szczęścia westchnęła głęboko. Raptem Siergiej uświadomił sobie, że jego wychowanka nigdy nie była w mieście. Jaki z niego opiekun, skoro dopuścił się takiego zaniedbania!
– Franciszko, chcesz jechać z nami wieczorem do miasta? Zabawimy się!
– Zabawimy się? To znaczy, upijemy się? Dobrze! Zaczerwienił się gwałtownie. Czyżby o tym wiedziała? Miro usiłował stłumić wesołość, ale bez powodzenia. Wybuchnął śmiechem tak serdecznym, że zaraził nim dziewczynkę i brata i zaraz wszyscy troje śmiali się do łez.
Pojechali do miasta do przyjaciół Siergieja. To oni zwykle przekazywali mu informacje o uciekinierach, których miał przeprowadzić przez zieloną granicę. Znajdowali się w ładnym, dość dużym pomieszczeniu. Panował tu półmrok. Franciszka nie miała pojęcia, że to gospoda, tego wieczoru zamknięta dla gości. Podziwiała wiszące rządkiem wielkie kufle do piR›a i piękne malowidła na ścianach, choć co prawda w większości przedstawiały one skąpo odziane damy. Obserwowała też przyjaciół Siergieja siedzących przy niewielkich stołach. Jedni grali w karty, inni raczyli się piwem. Miro rozmawiał ze znajomymi, ale nawet na moment nie spuszczał Franciszki z oka, co sprawiało, że czuła się bezpieczna. Kapitan Rodan rozgrywał partię pokera. Podeszła bliżej i stanęła za nim.
– O, jakie ładne karty – rzekła. – Czy to są damy? Siergiej odwrócił się wściekły, a jego towarzysze wybuchnęli śmiechem.
– Zdaje się, że braciszek okazał się niedyskretny kpił jeden z nich. – Ale dajmy już spokój kapitanowi Rodanowi. Tak się poświęca dla swych młodszych braci. Zasłużył na odrobinę rozrywki!
Siergiej poderwał się z miejsca.
– Dosyć na dziś! Dalsza gra i tak nie ma sensu. Poddaję się.
Inni także wstali od stołu. Siergiej wysłał Mira, by zajrzał do koni. Tymczasem przy instrumencie, jakiego Franciszka jeszcze nigdy nie widziała, usiadła jakaś para. Pozostali uczestnicy biesiady otoczyli ich kręgiem i zasłuchali się w dźwięki muzyki, która wypełniła mroczne pomieszczenie.
Siergiej spojrzał na Franciszkę. Stała na uboczu przy drzwiach. W chłopięcym ubraniu okrywającym szczupłe ciało wydała się mu taka wzruszająco samotna. W głębi duszy nadal pozostała dzieckiem, bezbronnym wobec okrutnego losu. Teraz zalękniona rozglądała się wokół. Naraz pochwyciła spojrzenie Siergieja.
I wtedy stało się coś nieoczekiwanego. Franciszka podbiegła do niego i jakby szukając schronienia, siadła mu na kolanach. Siergiej był zaskoczony. Zrozumiał jednak, że wśród obcych ludzi i przedmiotów on sam wydawał się dziewczynce bezpieczną przystanią. Objął ją więc mocno, ona zaś wtuliła się ufnie w jego ramiona. Czuł lekki oddech na szyi, przyłożył policzek do jej włosów. Był szczęśliwy, że w sali panuje mrok, który osłonił ich jak dobry przyjaciel. Tę cudowną chwilę intymności pragnął zachować tylko dla siebie…
Siergieja Rodana ogarnęło uczucie, które od dawna w sobie tłumił: czułość wobec tego nieszczęśliwego dziecka. Przytuliła się mocniej i nieświadomie dotknęła ustami jego szyi. Bolesny skurcz chwycił go za serce. Położył dłoń na karku dziewczynki i delikatnie pogłaskał.
Blask poranka ujawnił z przerażającą ostrością, że Franciszka nie jest chłopcem. Długie rzęsy, delikatne usta, szczupłe dłonie stanowiły zapowiedź, że któregoś dnia podlotek przemieni się w niezwykle pociągającą kobietę. Siergiej spostrzegł to w chwili, gdy dosiadali koni pod osłoną gęstej leszczyny na brzegu rzeki.
– Franciszko, naciągnij kapelusz i owiń się peleryną! – upomniał.
Skinęła głową i zrobiła, co jej kazał. Wypoczęta i pełna zapału z napięciem oczekiwała nadchodzących dni. Wydarzenia poprzedniego wieczoru pozwoliły jej ujrzeć kapitana Rodana w nowym świetle. Usiadła mu na kolanach, nim cokolwiek zdążyła pomyśleć, a on otoczył ją ramieniem. Czuła się taka bezpieczna. Czy to rzeczywiście był kapitan Rodan? Wypełniła ją głęboka wdzięczność i szczęście. Zasnęła w jego objęciach, nim ucichły dźwięki muzyki, a obudziła się w swoim pokoiku, we własnym łóżku.
Przestała się lękać kapitana Rodana. A i on uśmiechał się teraz ciepło, gdy się do niej zwracał. Nadal jednak czuła przed nim wielki respekt. Jego słowa były dla Franciszki święte. Stał się dla niej bezpieczną opoką, starszym bratem i ojcem w jednej osobie. Potrafił stawić czoło największemu niebezpieczeństwu, a przy tym był taki dorosły – miał ponad trzydzieści lat! Jak cudownie, że wreszcie zostali przyjaciółmi.
Miro jechał obok niej, siedział w siodle napięty jak struna. Był już dojrzałym młodzieńcem, zaostrzyły mu się rysy twarzy, rozrósł się w ramionach, biodra miał wąskie. Poprzedniego wieczoru znajomi Siergieja drażnili go opowieściami o dziewczynach. Franciszka nie.rozumiała złośliwych żartów, z których tamci głośno rechotali. Miro odcinał się, mówiąc, że nie interesują go tanie dziewki z miasta. Aż w końcu musiał interweniować kapitan Rodan. Kazał się zamknąć swoim kompanom i zostawić brata w spokoju. Ale to nie o Mira tak naprawdę mu chodziło, bo gdy wymawiał te słowa, spojrzał na Franciszkę, a jego twarz przybrała niesamowity, wręcz przerażająco groźny wyraz…
Jak cudownie zaczynał się dzień. W bladym brzasku dochodziły ich głosy ptaków ukrytych gdzieś we mgle unoszącej się nad rzeką. Trawy zdobiła srebrna rosa. – Nadchodzą – szepnął Miro.
– Rób, co chcesz, Franciszko, bylebyś się nie zdradziła, że jesteś dziewczyną – powiedzial cicho Siergiej. – Czy nie jesteśmy w~ stanie uchronić jej przed gwałtem?
Znów jakieś trudne, niezrozumiałe słowo!
– Nie wiadomo, kogo będziemy prowadzić – ostrzegał Siergiej. – Może ktoś rozpozna w niej zaginioną dziewczynkę.
– Rozumiem – skinął głową Miro.
Od strony lasu nadjechał konno jakiś mężczyzna. Siergiej przywitał się z nim.
– Są wszyscy – oznajmił przybysz. – Teraz twoja kolej, możesz ich przejąć.
– Co to za ludzie?
– Nie wiem. Ale ostatnio wiele się dzieje w naszym kraju, w powietrzu czuje się tchnienie rewolucji. Ludzie gadają, że znów będziemy mieć swojego króla, ale dokładnie nie wtem, jaki to ma związek z naszą sprawą.
– Króla? – wyszeptał Miro z nabożeństwem w głosie. – A więc czekają nas wielkie wydarzenia!
– Już wkrótce odzyskamy niepodległość – potwierdził mężczyzna.
Siergiej, który miał w pogardzie hasła wolnościowe i nie interesował się wcale, kto sprawuje władzę, a przez granicę przeprowadzał najprzeróżniejszych ludzi, dał znak, że jest gotów.
– Kiedy odzyskamy niepodległość, kapitanie Rodan, zostaniecie nagrodzeni za wasz bohaterski czyn. I to przez najwyższe władze.
Siergiej poczuł gorycz w ustach i skrzywił się. Nawet niekłamany podziv~~ Mira i Franciszki nie poprawił mu nastroju. Wiedział doskonale: albo odbierze należną zapłatę, albo spotka go śmierć. Niezależnie od tego, kto zwycięży.
– Chodźmy! – uciął krótko. – Musimy się pospieszyć, dopóki się jeszcze na dobre nie rozwidniło.
Przez wiele godzin posuwali się wzdłuż rzeki w stronę gęstego lasu. Na przedzie jechał Siergiej na koniu, za nim szli mężczyźni, kobiety i dzieci, na końcu kolumny zaś podążali konno Miro i Franciszka. Zatrzymali się tylko raz na krótki postój, ale Siergiej poganiał ich niecierpliwie, nie pozwalając na dłuższy wypoczynek. Wkrótce dotarli do terenów całkiem nie zamieszkanych. Rzeka była tu płytsza, wartkie wody obmywały wystające z dna gładkie kamienie. Powoli i ostrożnie przeprawiali się na drugą stronę. Franciszka tak jak bracia zsiadła z konia, by pomóc słabszym. Siergiej niósł na rękach dziecko, Miro podtrzymywał jakiegoś leciwego mężczyznę, a Franciszka pomagała chorej staruszce. Nie odzywała się do niej za wiele, bo nie chciała się zdradzić, że jest dziewczyną. Ale chora domyśliła się tego, a gdy już przeszły na drugi brzeg, wetknęła Franciszce ciężką monetę.
– Rozumiem, że musisz się ukrywać – roześmiała się. – Nie wszyscy mężczyźni są jednakowo rycerscy. Jesteś zakochana w tym młodzieńcu?
– Zakochana? – zdziwiła się Franciszka. – Przecież to mój brat!
Nie opodal stała gromada dziewcząt, które rozprawiały przejęte, głośno przy ty•m chichocząc.
– Wolałabym tego młodszego – usłyszała Franciszka jedną z nich. – Tego, który ma na imię Miro. Jest taki słodki!
– To żółtodziób! – odparła inna. – Ale czy zwróciłyście uwagę na przewodnika? Co za twarz, jakie ruchy! Daję głowę, że on to potrafi kochać! Może nie jest taki urodziwy jak ten młokos, ale to mężczyzna w każdym calu. Gdybym miała wybierać; nie wahałabym się ani chwili.
Franciszka powtórzyła braciom podsłuchaną rozmowę, kiedy już została z nimi sama. Miro zarumienił się, ale nic nie rzekł. Siergiej też zbył ją półsłówkami, gdy zapytała, co znaczy słowo „kochać”. Mruknąl pod nosem: „Dziwki! Do diabła z nimi!” Franciszka nadal niewiele z tego rozumiała.
Podzieliła się także wątpliwościami, jakie wywołały w niej słowa chorej staruszki.
– Twierdziła, że jestem zakochana w Mirze. I że Miro nie zachowuje się wobec mnie jak brat.
– Zapewne chodziło jej o to, że zachowuje się jak idiota – rzucił wściekle Siergiej i zagroził bratu: – Jeśli nie potrafisz panować nad swymi uczuciami, to następnym razem zostaniesz w domu!
Miro opuścił głowę zawstydzony. Ale oto po raz pierwszy Franciszka dała upust swemu zaiste ognistemu temperamentowi.
– Coraz mniej z tego wszystkiego rozumiem! krzyknęła, a jej oczy ciskały błyskawice. – Wszyscy jakby się uwzięli, ciągle tylko jakieś niedomówienia! Wygląda na to, że na pewne tematy nie wolno rozmawiać! Może istnieje jakiś zakaz?
– Owszem, zwłaszcza dla głupich i niedorozwiniętych panienek! – odparoa•ał Siergiej.
– Ależ, Siergieju! – wybuchnął przerażony Miro. Starszy brat dyszał ciężko.
– Wybacz, Franciszko! Kiedy wrócimy do domu, wyślę cię do Anuśki! Powiesz jej, że chcesz się dowiedzieć wszystkiego o miłości.
Tuż przed wieczorem Siergiej zatrzymał karawanę. Przemierzał tę trasę wielokrotnie i potrafił dokładnie określić, gdzie się teraz znajduje.
– Do tej pory szło nam jak z płatka – zwrócił się do grupy uciekinierów, którzy otoczyli go kołem. Ale teraz zbliżamy się do granicy i wkrótce znajdziemy się na terenach nieco gęściej zabudowanych. Grupa jest zbyt liczna, żebyśmy wszyscy mogli podążyć tym szlakiem co zwykle. Musimy się podzielić. I tak starą trasą pójdzie dziesięć osób, a poprowadzi je Miro. Tylko tylu uciekinierów pomieści łódź, którą trzeba pokonać ostatni odcinek drogi. Ja zaś poszukam innego bezpiecznego szlaku. Mój najmłodszy brat pozostanie ze mną.
Miro otworzył usta, by zaprotestować, ale się pohamował. Wziął wszystkie konie, bo na trasie, którą wybrał Siergiej, byłyby zawadą. Franciszka z niezadowoleniem zauważyła, że w grupie Mira znalazły się te dwie dziewczyny, które wcześniej rozprawiały o braciach Rodan. Zupełnie nie potrafiła sobie wytłumaczyć, dlaczego ją to tak złości. PrzeżS~vała rozterkę. Przy kapitanie czuła się bezpieczna, ale wolałaby pójść z Mirem. Zdziwona przypomniała sobie słowa staruszki. Czy jest zakochana w Mirze? Słyszała to słowo już wcześniej, ale z niczym się jej nie kojarzyło. Patrzyła ukradkiem na chłopca, przekazującego konie tym spośród uciekinierów, którzy ich najbardziej potrzebowali. Tak wyrósł ostatnio i wyprzystojniał! Głos też mu się zmienił. Słysząc jego bas, czuła dreszcze. Pomachała Mirowi na pożegnanie i podążyła za kapitanem Rodanem, który nadal wywoływał w niej sprzeczne uczucia.
Ruszyli wysoko w góry, żeby ominąć ludzkie siedziby. Słońce chyliło się ku zachodowi, więc Siergiej zarządził postój tuż przy głębokiej rozpadlinie. Mężczyźni nacięli gałęzi na legowiska. Wszyscy ułożyli się ciasno, by uchronić się przed chłodem. Franciszka odruchowo poszukała sobie miejsca wśród kobiet, ale Siergiej chwycił ją mocno za ramię i odciągnął na bok.
– Co ty robisz? – szepnął. – Chłopak miałby spać z kobietami?
– A co? Mam iść do mężczyzn? Nigdy w życiu! wybuchnęła Franciszka.
Siergiej zacisnął usta.
– Doprawdy nie masz wielkiego wyboru! Chodź, ja cię ochronię, ze mną będziesz bezpieczna. Franciszka nie bardzo pojmowała, przed czym zamierza ją chronić, ale domyślała się, że mato jakiś związek z wcześniej poruszanym drażliwym tematem. Posłusznie położyła się więc we wskazanym przez niego miejscu. Okrył ją peleryną, a gdy już sprawdził, czy wszyscy ułożyli się wygodnie, położył się obok dziewczyny i otoczył ją ramieniem, żeby nie zmarzła. Franciszka przytuliła się do niego. Nad nimi hulał zimny wiatr.
– Ależ ty jesteś drobna – szepnął – jak elf. To dlatego ciągle myślę, że masz dziesięć lat. Zwłaszcza że często zachowujesz się tak, jakbyś była w tym wieku. Ale jest inaczej, zupełnie inaczej…
Franciszka nic nie odpowiedziała, westchnęła tylko zadowolona. W obozowisku zaległa cisza, jedynie gdzieś z oddali dochodziło wycie wilków. Franciszka poruszyła się.
– Czy wszystko w porządku? – spytał po cichu kapitan Rodan.
A jej się wydawało, że on śpi!
– Tak… błogo – odpowiedziała również szeptem. Jak cudownie być blisko drugiego człowieka! Ale leżę na czymś twardym, chyba na kamieniu!
Wsunął dłoń pod jej ciało i wyciągnął gałąź. – Och, dziękuję! Teraz mi lepiej.
– Spróbuj zasnąć, dziecino!
– Dobrze, kapitanie Rodan. Powiedz mi tylko, jestem jeszcze dzieckiem, czy już nie?
– I tak, i nie. Ale wiele jest jeszcze w tobie z dziecka, na szczęście! Gdybym wiedział, ile napraa•dę masz lat, łatwiej byłoby mi odpowiedzieć na twoje pytanie. Tymczasem często wydaje mi się, że w jakiś sposób cię krzywdzę. Powiedz, Franciszko, czy mogłabyś zwracać się do mnie po imieniu?
Długo zwlekała z odpowiedzią.
– Nie – rzekła w końcu. – Dla mnie będziesz zawsze kapitanem Rodanem.
– Dlaczego?
– Nie wiem. Ale wydaje mi się, że należysz do innego świata, że jesteś… stary i bardzo silny, i tak wiele wiesz. Nie potrafię tego wyjaśnić!
– Czy dlatego bałaś się mnie tak długo? Zawahała się.
– Może. Ale raczej nie… to było coś innego. Zresztą czasem jeszcze i teraz mnie przerażasz. Zwłaszcza gdy się złościsz.
– Wiem o tym. Nachodzą cię wówczas złe wspomnienia! Postaram się bardziej panować nad sobą. Czy zdajesz sobie sprawę, Franciszko, że właściwie jeszcze nigdy do tej pory nie rozmawiałaś ze mną?
– Ani ty ze mną!
– Próbowałem. – Uniósł się na łokciach i popatrzył jej w twarz, taką łagodną w mroku nocy. – Mam nadzieję, Franciszko, że nikt cię już nigdy nie skrzywdzi. Pozwól, bym mógł się tobą opiekować. Chcę być dla ciebie bezpiecznym portem, twoim ojcem lub starszym bratem, kim wolisz. Aż do dnia, gdy będziesz musiała mnie opuścić.
– Opuszczę ciebie? – spytała przerażona. – Czy będę musiała cię opuścić?
– Pęwnie kiedyś wyjdziesz za mąż – roześmiał się. – Wiem, że ludzie się pobierają. Ale co to właściwie oznacza?
Jej totalna niewiedza poraziła go. Uświadomił sobie, że ponosi za to część winy. Czy miała bowiem kogoś, z kim mogłaby porozmawiać? Teraz znów wymigał się tchórzliwie od odpowiedzi.
– Anuśka ci wszystko wytłumaczy – powiedział. A teraz już śpij!
Ale jeszcze jedna sprawa leżała jej na sercu.
– Kapitanie Rodan – zaczęła ostrożnie. – Miro powiedział, że ma ochotę mnie pocałować.
– Co takiego? – Siergiej aż uniósł się na łokciach. – Czy może?
– A wiesz, na czym to polega?
– Tak, Miro mi wszystko wytłumaczył. Ale szczerze mówiąc nie wiem, po co miałby to robić. Więc jak? Może mnie pocałować?
– Nie, nie może – wyszeptał Siergiej. – Zaśnij wreszcie! Kiwnęła głową i wyciągnęła do niego dłoń, którą mocno uścisnął.
– Nigdy cię nie opuszczę, kapitanie Rodan – obiecała cichutko. – Ani ciebie, ani Mira…
Noc jeszcze nie odeszła, gdy Siergiej wszystkich zbudził. Trzeba było ruszać w dalszą drogę. Chodziło o to, by ominąć kilka domostw, nim ich mieszkańcy wstaną do codziennych zajęć. Wokół panowały ciemności, ale Siergiej znał tu każdy kamień i każde drzewo. Mimo panującego mroku pewnie prowadził grupkę górskimi ścieżkami w dół. Jeszcze pół dnia przemierzali bezdroża, przeprawiali przez rzeki, aż wreszcie zatrzymali się na skraju lasu. Przed nimi rozpościerała się otwarta przestrzeń.
– Zostań tu – odezwał się Siergiej do Franciszki. Ja przeprowadzę ich na drugą stronę.
– Szybko wrócisz?
– Tak, tuż za tamtym lasem ciągnie się wiejska droga. Tam już nie będzie im grozić żadne niebezpieczeństwo. Tam ich zostawię.
– Kapitanie Rodan… Bądź ostrożny!
Szarozielone oczy rozszerzyły się z zaskoczenia i radości.
– Obiecuję!
Franciszka ukryła się za drzewami i w napięciu obserwowała, jak pokonują otwartą przestrzeń. Wszystko odbyło się szczęśliwie. Sylwetki ludzi wtopiły się w zieleń drzew, a dziewczyna została zupełnie sama.
Chyba nie ma na całym świecie szczęśliwszej ode mnie osoby, pomyślała. Kapitan Rodan i Miro są tacy wspaniali.
Po chwili, która wydawała się Franciszce wiecznością, na tle ściany lasu pojawiła się znajoma postać. Nerwowo zaciskała dłonie. Z trudem powstrzymała się, by nie wybiec Siergiejowi na spotkanie. Udało mu się bez przeszkód pokonać pas graniczny. Wziął ją za rękę i powiedział:
– Chodź, Miro czeka!
W szybkim tempie wracali tą samą drogą. Franciszka starała się dotrzymywać mu kroku i z nastaniem wieczoru dotarli do wąskiego uskoku.
– Zmęczyłaś się? Może wypoczniemy? – pytał Siergiej. – Nie – skłamała, domyślając się, że Siergiej pragnie jak najszybciej ruszyć w dalszą drogę.
Mniej więcej w połowie skalnego występu złapał ich deszcz.
– Chyba się tu zatrzymamy – rzekł Siergiej z rozterką w głosie. – Pada coraz mocniej… Chodź tu, schowamy się pod drzewami.
Usiedli blisko siebie i oparli się o gruby pień. Nad głowami rozpostarli pelerynę. Przez_ chwilę milczeli, wsłuchani w szmer deszczu w otaczającej ich ciemności. Franciszka upajała się bliskością Siergieja, czuła ciepło bijące od niego, każde drgnienie mięśni na ramieniu, którym ją obejmował.
– Myślałam, że granica znajduje się znacznie bliżej – odezwała się Franciszka.
Siergiej drgnął, myślami był bowiem daleko.
– Hm… Nie, niestety nie. Przejmujemy uciekinierów w dość znacznej odległości od granicy, myślę, że tak jest dla nich lepiej, mniej ryzykują, gdy wcześniej otrzymują pomoc i nie muszą na własną rękę przedzierać się do strzeżonych rejonów.
Patrzył przed siebie zamyślony i wyrażał się trochę niejasno, ale dziewczyna zrozumiała, o co mu chodziło. – Ale dlaczego zwracają się o pomoc do ciebie i do Mira?
– Wiesz, że kiedyś służyłem w straży granicznej.
Znam więc wszystkie ścieżki. Dlatego do tej pory nikt nas nie złapał.
Znów zamilkli. Siergiej mocniej przytulił Franciszkę. – Często dręczą cię w nocy koszmary? – zapytał ostrożnie.
– Czy słyszeliście coś? – przeraziła się.
– Tak, jęczysz tak żałośnie. Co ci się śni? Milczała przez chwilę.
– Okropne rzeczy. – Wspomnienia?
– T… tak… – wyjąkała z niechęcią.
Siergiej oparł jej głowę na swoim ramieniu i zapytał: – Co pamiętasz?
– Nie chcę o tym rozmawiać. Jest to dla mnie takie bolesne… Boję się, że zwariuję. Chciałabym o wszystkim zapomnieć.
– Miro i ja musimy się dowiedzieć czegoś więcej o tobie. Nigdy nie opowiadałaś o swoim dzieciństwie. – Głos Siergieja brzmiał tak łagodnie i przyjaźnie jak nigdy dotąd. Długo czekał na tę chwilę, ale ona ciągle chowała się w swojej skorupie, nie otwierając się przed nikim. Musi się dowiedzieć, kim jest ta dziewczyna, by podjąć walkę z mrocznymi cieniami, które pomimo upływu czasu ciągle ją prześladowały. – No… – zachęcał.
– Męczysz mnie!
– Bo chcę ci pomóc! Powiedz, co pamiętasz? Siedziała nieporuszona, jakby nieobecna, wpatrzona w swą przeszłość. Czekając w napięciu, gładził jej rękę pod rękawem koszuli. Nie przestawał się przy tym dziwić, że istnieją tak kruche istoty. A jeszcze bardziej zdumiewało go, że to jemu, synowi ubogiego chłopa z górskiej zagrody, słynnemu z twardego charakteru, przyszło opiekować się tym dzieckiem, które teraz spokojne i ufne spoczywało w jego ramionach.
– No, Franciszko, co pamiętasz? – spytał i w tej samej chwili zrozumiał, że posunął 'się za daleko. Dziewczyna oddychała szybciej, naraz skuliła się i rozszlochała bezradnie, rozdzierająco. Odrzuciła wszelkie hamulce, płakała jak dziecko, które zrobiło sobie krzywdę. Siergiej przestraszył się nie na żarty. Co za straszne tajemnice ukrywała przed światem? Czy te niewidzialne rany, jakie nosiła w duszy, przestaną kiedyś krwawić?
Wciąż płakała rozdzierająco. Przerażony usiłował ją uspokoić, ale na próżno. Wydawało się, że pękła w niej jakaś tama. Poczuł bolesny skurcz w żołądku. Drżącymi rękami głaskał ją, pragnąc pocieszyć, ale miał świadomość, że jest bezradny. Przytulił ją mocno i słyszał swój własny udręczony głos:
– Piekielne bestie! Potwory! Co oni ci zrobili? Co? Przestało właśnie padać, kiedy Franciszka trochę się uspokoiła. Wytarła zapuchnięte oczy, ale jej ciałem co chwila wstrząsał szloch.
– Nie powinienem cię o nic pytać – rzekł Siergiej skruszony.
– Ależ nie, to mi pomogło – chlipnęła. – Teraz czuję się lepiej. Ulżyło mi.
– Być może – odpowiedział krótko. – Wstawaj! Idziemy dalej!
Był pewien, że teraz opowiedziałaby mu wszystko, ale nie chciał wywierać na nią nacisku.
Ruszyli dalej, trzymając się za ręce. Następnego ranka spotkali Mira, który pełen niepokoju czekał na nich z końmi.
Franciszka słaniała się już na nogach ze zmęczenia i przez ostatnią godzinę leda-ie szła, ale widząc Mira tak się ucieszyła, że ruszyła mu na spotkanie tanecznym krokiem.
Siergiej kochał ich oboje i nie chciał pozbawiać ich tej odrobiny romantyzmu. Franciszka jednak nie była zwykłą dziewczyną. Brakowało jej doświadczenia niemal w każdej dziedzinie życia. A w tej szczególnej sferze?
Siergiej nie mógł przewidzieć, czy jego brat okaże się odpowiedzialnym młodzieńcem, czy draniem.