Po tej wyprawie stosunek Franciszki do Siergieja zmienił się całkowicie. Zwykle po obiedzie kapitan Rodan odpoczywał na szerokiej ławie. Któregoś popołudnia dziewczynka przyszła do niego wyraźnie spłoszona i nieśmiało poprosiła o chwilę rozmowy.
Siergiej przesunął się i wyciągnął ramię, by mogła się wygodnie oprzeć. Zadowolona, z uśmiechem ulokowała się obok niego. Rozmawiali spokojnie jak dorośli. Z czasem przyzwyczaili się do tych popołudniowych rozmów i oboje bardzo je sobie cenili. Co prawd… nie zawsze prowadzili je z równą powagą. Czasami po prostu żartowali sobie i przekomarzali się. Siergiej jakby odmłodniał, Miro nigdy dotąd nie widział brata tak radosnego.
Tej jesieni Miro znowu nie wyjechał do szkoły. Był potrzebny Siergiejowi przy przeprowadzaniu uciekinierów przez zieloną granicę.
Pierwsza wyprawa Franciszki nie okazała się bynajmniej ostatnią. Bracia przekonali się, że dziewczyna dobrze sobie radzi, i wielokrotnie zabierali ją ze sobą. Wkrótce przemieniła się w doświadczonego pomocnika.W tym czasie w kraju wiele się działo. Radosne wydarzenia przeplatały się z wielkimi tragediami. W ciągu kilku miesięcy nielegalnie przeszły przez granicę tłumy uchodźców, co pozwoliło Siergiejowi zgromadzić okrągłą sumkę. Kiedyś jednak usłyszał przypadkiem dyskusję Franciszki i Mira i przeżył prawdziwy szok.
Jego podopieczni mówili o wyprawie zaplanowanej na następny dzień.
– Przecież to bez znaczenia, że przeprowadzimy zbiegłego przestępcę – tłumaczyła cynicznie Franciszka. – Najważniejsze, że nam dobrze zapłaci. Reszta nas nie obchodzi!
Siergiej zrozumiał wówczas, że powinien głębiej zastanowić się nad sobą i nad tym, czym się zajmuje. Następnego dnia zostali w domu. Wyprawa została odwołana, a Siergiej oznajmił, że zamierza znaleźć sobie inną pracę. Wygłosił przy tym „młodszemu rodzeństwu” obszerne i nieco pokrętne kazanie na temat godności ludzkiej, co w jego ustach brzmiało mało przekonująco.
Wkrótce po tym zdarzeniu Siergiej przeżył kolejny wstrząs. Wprawdzie przez kilka dni Franciszka dąsała się na niego za to, że zarzucił jej cynizm, ale potem przyszła i pokornie poprosiła, by kupił jej lusterko. Siergiej poczuł ból w sercu. Zaczyna się, pomyślał, sama to odkryła. Dorasta i chce być piękna. Dorasta, a ja nie mogę powstrzymać tego procesu. O mój Boże! Już wkrótce ją stracę… Niebawem przestanie być dzieckiem. Ale spełnił jej prośbę.
Z równym niepokojem Siergiej obserwował pogłębiającą się zażyłość pomiędzy Mirem a dziewczyną. Ich dłonie nieświadomie splatały się w uścisku. Brata nie potrzebował nawet pytać o uczucia, miał je wypisane na twarzy, ale co z Franciszką? Czy jednak nie rozjaśniała się za każdym razem, gdy Miro pojawiał się w izbie? Czy nie wstawiała się za nim, ilekroć na niego krzyczał albo był wobec niego nazbyt surowy? Wielu znajomych z miasta przejrzało ich tajemnicę. Zorientowali się, że Franciszka jest dziewczyną, i coraz częściej zaglądali do ich chaty. Siergiej nie znosił tych wizyt, ale nie mógł przecież nic zrobić, póki zachowywali się bez zarzutu. Miro bez przerwy musiał wysłuchiwać upomnień i ostrzeżeń starszego brata.
Jednak największy szok, który omal nie doprowadził go do utraty zmysłów, Siergiej przeżył pewnego popołudnia, gdy Miro pojechał do miasta, by w końcu zapisać się do szkoły. Franciszka od kilku dni była przygaszona. Spoglądała na Siergieja blada i zalękniona jak za dawnych dni. Wieczorami słyszał, jak pochlipywała w poduszkę.
W końcu zebrał się na odwagę i zawołał ją do siebie. Stanęła w drzwiach swego pokoiku, spoglądając na niego oczami wielkimi jak spodki. Siergiej siedział przy stole, a gdy odwrócił się do niej, po raz kolejny uderzyło go, jaka jest delikatna i eteryczna. Przypominała elfa i pewnie dlatego tak trudno było dokładnie ustalić, ile ma lat. Przy tym zachowała w spojrzeniu naiwność, która zupełnie już nie pasowała do jej wieku. Ale jak zwykle, kiedy na nią patrzył, Siergiej odczuł cichą radość, że oto została stworzona istota tak doskonale piękna. Jej widok stanowił prawdziwą ucztę dla oczu. Teraz jednak nawet kompletny ślepiec dostrzegłby, że przeżywa ciężkie chwile.
– Franciszko, co się stało? Źle się czujesz? Przełknęła ślinę i wpatrywała się w niego bez słowa. – No… – zachęcał ją łagodnie – Powiedz, co cię trapi! W desperackim postanowieniu odrzekła:
– Będę miała dziecko.
Siergiej poczuł, jak krew odpływa mu z głowy. Nowina niemal zwaliła go z nóg. Zabrakło mu odwagi, by zapytać, czy to Miro jest ojcem. To tak się nią opiekował? Nie upilnował jej! Przeszył go taki ból, że aż się przeraził. Jego mała Franciszka… Sama jeszcze dziecko… Taka drobna i słaba. Niedawno zasnęła mu na rękach, ufna i niewinna.
Nie był w stanie wydobyć z siebie słowa. Pragnął tylko jednego: uciec jak najdalej.
– Jesteś pewna? – zapytał. Potwierdziła z płaczem.
– Poprosiłam, żeby Anuśka opowiedziała mi wszystko o… miłości. Sam mi kazałeś. I teraz już wiem na pewno, będę miała dziecko.
Głos drżał mu z rozpaczy, gdy pytał: – Z kim?
Spojrzała na niego zdumiona. – Z tobą!
Wpatrywał się w nią osłupiały. Dopiero po dłuższej chwili udało mu się wykrztusić:
– Co ty opowiadasz?
– Chyba wiesz! – odpowiedziała rozgniewana. – Byłeś przy tym.
– Rzeczywiście powinienem wiedzieć – rzekł już spokojniej. – Powiedz, Franciszko, co ta Anuśka ci właściwie naopowiadała?
– Kapitanie Rodan, ty się śmiejesz! – wybuchnęła płaczem, zdruzgotana.
Zerwał się i pomógł jej podejść do ła~~•.
– Dobrze, już dobrze… – powtarzał ze skruchą. Opowiedz wszystko!
Oparłszy głowę na jego ramieniu, zaczęła mówić, raz po raz pociągając nosem.
– Anuśka kazała mi się strzec mężczyzn. Powiedziała, że jeśli się leży z nimi w tej samej izbie albo śpi się z nimi, to będzie się miało dziecko. Ale ja dowiedziałam się o tym za późno! Spalam z tobą w lesie, pamiętasz? Przed kilkoma laty, kiedy pierwszy raz pojechałam z wami na granicę. Kapitanie Rodan, tak się boję!
To było tak dawno? Kilka lat temu? Jak ten czas leci! – Moja dziecino – rzekł czule, a wszystko w nim śpiewało z doznanej ulgi i radości. Z trudem powstrzymywał się od śmiechu. – Kochana dziecino, do tego trzeba czegoś więcej. A poza tym, jak sądzisz, jak długo kobieta oczekuje dziecka? Nie, nie martw się, to ci nie grozi, mogę cię zapewnić! Anuśka nie powiedziała ci nawet połowy tego, co powinnaś wiedzieć, i zamiast pomóc, tylko namieszała ci w głowie.
Nieco spokojniejsza wytarła nos rękawem i rzekła: – W takim razie ty wytłumaczysz mi wszystko. Przerażony zesztywniał. Jak mógł wpaść w taką pułapkę! Na moment odjęło mu mowę. Gorączkowo szukał w myślach sposobu, jakby się wykpić. Może opowiedzieć o zwierzętach? Ale przecież nie mieli takich, które mogłyby posłużyć za przykład. Zerwał się gwałtownie i rzucił ostro:
– Jesteś jeszcze za młoda. Niewiele rozumiesz! Wyszedł, a Franciszka patrzyła za nim przez okno. Chwycił siekierę, żeby narąbać drew, ale naraz zamyślił się. Nie zwracał uwagi na siąpiący deszcz, który zmoczył mu włosy i nadał im ciemniejszą o ton barwę.
Franciszka także odczuła ulgę, a życie znów wydało się jej piękne. Jednak tak bardzo pragnęła dowiedzieć się więcej o tym, co było dla niej nie znane. Tynr czasem wszyscy, do których zwracała się ze swymi wątpliwościami, odpowiadali niejasno. Teraz zrozumiała, że kiedy próbowała połączyć ze sobą elementy układanki, powstał obraz cokolwiek wypaczony.
Czuła, że zachowała się głupio, i uśmiechnęła się zawstydzona. Ale jak lekko było jej znów na sercu! Kapitan Rodan naraz odłoż5•ł siekierę na pieniek i zdecydowanym krokiem wszedł do chaty. Usiadł obok dziewczyny i wyrzucił z siebie:
– Franciszko, na razie nie mogę ci wyjaśnić wszystkiego, bo jeszcze nie dojrzałaś do takiej rozmowy. Miłość wiąże się z uczuciami, których nie dane było ci poznać w dzieciństwie. Ale spróbuję przygotować cię na niebezpieczeństwa czyhające na młode dziewczyny w kontaktach z mężczyznami. To mój obowiązek jako opiekuna! Musisz zdawać sobie sprawę, na jakie ataki będziesz narażona!
Nabrał powietrza, a ona zachęcająco pokiwała głową. – Po pierwsze, czy Miro cię całował?
– Nie, nie pozwoliłam mu.
– Dobrze. Pocałunek może być niebezpieczny – orzekł Siergiej, ale nie wyjaśnił, na czym to niebezpieczeństwo polega. – Jesteś damą. Zależy mi na tym, byś zawsze była prawdziwą damą. Musisz się więc nauczyć, jak utrzymywać mężczyzn na dystans, bo wielu się będzie do ciebie zalecać. Znajdą się wśród nich uczciwi szlachcice i nędzne dranie. Niestety, moi druhowie raczej należą do tej drugiej kategorii.
Słuchała z uwagą.
– Mężczyzn, którzy biorą cię w ramiona i są zbyt nachalni, możesz potraktować w ten sposób… Udzielił jej lekcji skutecznej, choć brutalnej techniki obronnej. – A jeśli to nie pomoże, krzycz na pomoc. Gdyby nikt cię nie uslyszał, użyj noża!
– Ależ, kapitanie!
– Nie musisz od razu zabijać natręta, wystarczy, jak go ranisz w dłoń albo w jakieś inne miejsce. Byleby go powstrzymać.
– Powstrzymać? Przed czym?
Siergiej jęknął załamany, ale ciągnął dalej:
– Bywają jeszcze inni mężczyźni, równie niebezpieczni! Powoli i niezauważalnie potrafią wywieść dziewczynę na grząski grunt. Cokolwiek taki mężczyzna uczyni, na przykład jeśli położy ci rękę na kolanie, wycofuj się natychmiast!
Franciszka spoglądała zafascynowana, jak śniada dłoń Siergieja, na której lśniły jeszcze krople deszczu, posuwa się wolno po jej udzie.
– Nie! – krzyknęła nagle i odsunęła się gwałtownie. – Źle! Za ostro! – pouczał Siergiej. – Skutek może być zgoła odwrotny, bo niektórych mężczyzn opór kobiety bardzo podnieca. Wystarczy, że odsuniesz kolano, spokojnie, lecz zdecydowanie. Spróbujemy jeszcze raz!
– Nie! – zaprotestowała poruszona. – Zostaw mnie! Zdziwiony, dojrzał rumieniec na jej policzkach. Na kilka długich minut w chacie zaległa kompletna cisza, tylko gdzieś daleko w lesie odzywały się ptaki. Franciszka wpatrywała się w Siergieja, tak jakby go zobaczyła po raz pierwszy. Prześlizgnęła wzrokiem po mokrych włosach, na moment zatrzymała się na ustach, potem objęła spojrzeniem barczyste ramiona i całe ciało. Drżała jak osika.
– Wybacz, proszę! – Siergiej pierwszy odzyskał głos. – Nie miałem takiego zamiaru! Chciałem cię ostrzec, a obudziłem w tobie kobietę. Przykro mi, Franciszko! Ale powiedz, czy zrozumiałaś coś z tej lekcji?
– Zaczynam rozumieć – wyszeptała poruszona do żywego. Zerwała się z miejsca i zakrywszy dłońmi twarz, uciekła do swego pokoiku.
Wyszedł z domu, przeklinając w duchu samego siebie. Po chwili w cichym lesie rozległy się głuche uderzenia siekiery. To Siergiej wyładowywał wściekłość, rąbiąc zawzięcie drwa.
Biedny Miro coraz częściej myślał, że pewnie jest mu przeznaczone zacząć naukę, dopiero gdy stanie się starcem z długą siwą brodą. Wprawdzie przyjęto go do szkoły, ale na rozpoczęciu zajęć musiał poczekać do następnego roku szkolnego. Nie pozostawało mu zatem nic innego, jak nadal przeprowadzać ludzi przez zieloną granicę. Powoli zaczynał serdecznie nienawidzić tego zajęcia.
Każdego roku na jesieni do najbliższego miasta zjeżdżała się młodzież z całego okręgu na huczną zabawę dożynkową. Okręg był dość rozległy, ale rzadko zaludniony. Dla młodych ludzi była to jedyna szansa na spotkanie. Ściągali do miasta z odległych górskich zagród, z osad położonych wzdłuż rzeki. Chłopcy – by potańczyć z dziewczętami, a może i wrócić z ńarzeczoną do rodzinnej wsi, dziewczęta, by pokazać się jako kandydatki do małżeństwa.
Siergiej Rodan przeważnie co roku jechał konno na uroczystości dożynkowe i bawił się tam przez kilka dni. Ale do domu wracał zawsze sam. W zeszłym roku zrezygnował z zabawy i wysłał do miasta Mira. Młodszy brat także długo nie wracał, by w końcu pojawić się na solidnym kacu.
Zbliżał się termin kolejnych dożynek. Siergiej czuł, że powinien pozwolić jechać Franciszce na zabawę, by miała okazję poszerzyć grono znajomych, które ograniczało się do Mira i jego własnych kompanów o wątpliwej reputacji. Ale lękał się tego. Dziewczyna była jeszcze taka młodziutka i wrażliwa.
Był też inny powód do niepokoju. Słyszał od przyjaciela, że krążą plotki, iż najmłodszy z Rodanów wcale nie jest chłopcem, tylko poszukiwaną dziewczynką. Przez kilka lat nikt nie rozpytywał w mieście o zaginioną. Przypuszczalnie szpiedzy uznali, że mała nie żyje. Ale ostatnio poszukiwania się nasiliły. Siergiej planował wysłać Franciszkę do szkoły razem z Mirem, teraz jednak stracił odwagę. Bał się po prostu, że ktoś w mieście bez złych intencji, lecz ze zwykłej naiwhości, zdradzi jej miejsce zamieszkania. Tak więc niełatwy problem, czy Franciszka powinna uczestniczyć w zabawie dożynkowej, szczęśliwie sam się rozwiązał. Do miasta nie pojechało żadne z nich. Po prostu uznali, że jest to zbyt niebezpieczne.
Kapitan Rodan usiłował zerwać z dotychczasowym zajęciem, ale to wcale nie było takie łatwe. Ciągle napływały doń prośby, by pomógł komuś, kto jest w potrzebie. Na przedwiośniu znowu szukano jego pomocy. Siergiej próbował nawet się wykręcić, ale chodziło o przeprowadzenie uchodźców politycznych, więc zarówno Franciszka, jak i Miro uznali, że powinien pomóc.
– A może ty ich przeprowadzisz, Miro – syknął przez zęby Siergiej. – Ja już dłużej nie mogę. Jeśli mnie wyręczysz, to obiecuję, że dostaniesz trochę grosza na zabawę dożynkową.
– A co ja mam do roboty na tej zabawie? – odrzekł Miro. – Nie chcę narzeczonej stamtąd. Zresztą w ogóle nie zamierzam się teraz żenić. Poczekam! Skoro ty się dotąd nie ożeniłeś, a jesteś już grubo po trzydziestce, to i ja nie muszą się spieszyć.
– O mnie się nie martw! – żachnął się Siergiej. – Rób, jak uważasz! Tylko nie wypominaj mi, ie nie żyję jak porządny człowiek, bo to nie tylko moja wina.
Miro zawstydził się.
– Wybacz, Siergieju – powiedział. – Wiem doskonale, że poświęciłeś się dla mnie.
– I dla mnie – dodała Franciszka, mierzwiąc jego jasną czuprynę. – Czy mówiliśmy ci kiedyś, jak bardzo cię kochamy, ojczulku?
Siergiej drgnął, to określenie nie bardzo przypadło mu do gustu.
W rezultacie na granicę wyruszyli we troje. Poszło im gładko i wracali do domu w dobrych nastrojach. Dojechali do rzeki, gdy Siergiej nagle się zatrzymał.
– Ktoś puścił parę z gęby – wyszeptał Miro. – Posłuchajcie!
– Aresztują nas za nielegalne przerzuty? – cienkim głosem zapytała Franciszka.
Siergiej potrząsnął głową, blady jak ściana.
– Nie, straż graniczna nie korzysta z pomocy psów. To ktoś inny. Franciszko, kim ty właściwie jesteś? Ostrożnie wyciągnęła do niego rękę, a on ścisnął ją mocno.
– Musimy uciekać, ścigają nas!
– A uchodźcy? – spytała Franciszka.
– Są bezpieczni! W przeciwieństwie do nas. Cwałowali brzegiem rzeki, ale ujadanie psów za nimi nie cichło.
Gdzie możemy się schronić? myślała Franciszka. Przecież oni doskonalę się orientują, gdzie mieszkamy. – Jedziemy do domu?
– Nie – odpowiedział Siergiej. – Najpierw musimy ich zgubić.
Zmusił konia, by wjechał do wody. Franciszka, choć przestraszona, szykowała się, by pójść w jego ślady, ale Siergiej gwałtownie zawrócił na brzeg.`
– Nurt jest zbyt wartki! – zawołał, wstrzymując wierzgające zwierzę. – Trzeba puścić konie luzem! Widzicie tę gałąź przed nami? Musimy wspiąć się na nią, nie dotykając ziemi!
Miro podjechał bliżej i wdrapał się na gruby konar. Pochylił się i złapał Franciszkę. Siergiej klepnął konie po zadach, by pobiegły w stronę domu. Następnie sam przedostał się na drzewo, a jego wierzchowiec podążył śladem towarzyszy. Słyszeli ich rżenie i głuchy tętent. – Szybko, musimy stąd uciekać!
Drzewo, na którym się znaleźli, mogło być wymarzonym miejscem zabawy dla małych chłopców. Obok, gęsto jedna przy drugiej, rosły olchy, wielkie i rozłożyste. Nie dotykając ziemi przesuwali się więc naprzód, aż dotarli do stromych skał. Ruszyli w górę. Powoli, ostrożnie szukając stopami oparcia, wspinali się pochyleni, aż wreszcie znaleźli bezpieczne schronienie – zawieszoną wysoko nad brzegiem rzeki półkę skalną, porośniętą trawą.
Franciszka z trudem łapała oddech. Czuła, że zmęczenie rozsadza jej klatkę piersiową. Miro położył się na trawie i przyciągnął ją do siebie.
– Tu nam nic nie grozi – powiedział.
– Tak, ale zamieszkać sil tu nie da! – zażartowała. Siergiej wpatrywał się gdzieś daleko ponad sklepieniem lasu. Franciszka oddychała już równiej i wtedy nad rzekę wpadły psy. Wstrzymali oddechy.
– Miną nas – szepnął Siergiej.
Nagle Franciszka uświadomiła sobie, że jej policzek dotyka twarzy Mira, że leżą przytuleni. Ich spojrzenia spotkały się. Oczy Mira pociemniały od powstrzymywanego napięcia. Obejmował ją mocno, aż sprawiało jej to ból.
Odsunęła się gwałtownie i usiadła obok Siergieja, nerwowo poprawiając włosy.
Zapadła długa cisza. Ujadanie psów ucichało z wolna. Sądząc po odgłosach, pobiegły śladem koni, w stronę domostwa braci.
– A więc jesteśmy odcięci od naszej chaty – stwierdził Miro. – Jak długo tu zostaniemy?
– Nie wiem – odpowiedział Siergiej, a w jego głosie pobrzmiewał ton, którego Franciszka dotychczas nie słyszała. – Zjemy coś?
Słońce już dawno minęło południe, gdy wszyscy troje zatrzymali się raptownie. Znajdowali się właśnie na wysokiej skarpie, gdy naraz tuż obok wśród drzew usłyszeli szczekanie. Przerażeni cofnęli się w stronę lasu. Zdążyli wszakże dostrzec mężczyznę ze strzelbą i psa. – Jest tylko jeden! – zawołał Miro.
– To pewnie strażnik – orzekł Siergiej. – Franciszko, ukryj się za drzewem.
Ale pies już ich wytropił, a za nim biegł uzbrojony mężczyzna.
Miro zatrzymał się i wyciągnął nóż.
Nagle Franciszka krzyknęła rozdzierająco: – Nie zabijaj psa! Celuj w człowieka!
Miro w ostatniej chwili zmienił kierunek rzutu, nóż ze świstem przeciął powietrze i mężczyzna upadł. Siergiej błyskawicznie wyjął nóż i już wycelował w psa, gdy Franciszka upadła na kolana i zawołała: – Taj! Taj!
Bulterier zaszczekał radośnie i skoczył na nią, ale bynajmniej nie miał złych zamiarów, był to raczej objaw wielkiej uciechy.
Bracia Rodanowie stali jak porażeni, a Franciszka płakała, przemawiając czule do psa i poklepując go. A psisko lizało ją po twarzy.
– Prędko, musimy stąd uciekać! – rzekł Miro. – Czy mogę zabrać Taja? – prosiła Franciszka.
– I tak nam się nie uda go nakłonić, by tu został westchnął Siergiej.
Dziewczynka rozpromieniła się.
Bracia ukryli ciało mężczyzny w gęstych zaroślach, a Miro zabrał broń. Powędrowali dalej. Taj wyraźnie zaakceptował nową sytuację i nawet wydawał się zadowolony z odmiany.
– To bardzo mądry pies – rzekła z dumą Franciszka. Bracia nic nie odpowiedzieli.
Ale kiedy niedługo zatrzymali się na krótki odpoczynek, wysoko na szczycie wzgórza, popatrzyli na nią uważnie.
– No, panienko – odezwał się łagodnie Siergiej. Najlepiej będzie, jeśli nam wyjawisz swoją przeszłość!
Franciszka siedziała, obejmując psa, a Miro próbował zaskarbić sobie jego względy, rzucając smaczne ~cąs%i z ich zapasów. Przyszlo mu to bez trudu, najwyraźniej zwierzę przez dlugi czas trzymane było o głodzie. W końcu zostawiło Franciszkę dla kawałka kiełbasy. Dziewczyna podkurczyła nogi i objęła kolana. Skuliła się w sobie, jakby w obronie przed tym, co miało nastąpić. Siergiej pogłaskał ją delikatnie po włosach, by dodać jej otuchy.
– Spróbuj cofnąć się pamięcią jak najdalej.
Taj położył się wygodnie, oparłszy łeb na wyciągniętych łapach.
Pod nimi, jak okiem sięgnąć, roztaczał się wspaniały widok na gęsty las. Wokół wszystko tonęło w głębokiej ciszy. Franciszka nie mogła się jednak przełamać, więc Siergiej, pragnąc jej pomóc, zapytał:
– Czy znałaś tego mężczyznę?
– Widywałam go. Zdaje się, że pilnował parku, no i psów oczywiście. Nie był miły.
– Tak też mi się wydawało! Opowiedz nam teraz wszystko od początku.
– Na tym właśnie polega trudność! Nie potrafię odróżnić snu od jawy.
– Opowiedz wszystko!
Westchnęła rozdygotana. Mimowolnie przysunęła się bliżej niego, a Siergiej, spostrzegłszy to, położył dłoń na jej drobnej rączce, jakby chciał ją ochronić. Na drżących wargach dziewczyny pojawił się uśmiech wdzięczności, ogrzewając swym ciepłem twarde serce kapitana Rodana. Siergiej doskonale rozumiał, jak bolesne jest dla Franciszki rozdrapywanie starych ran, ale nie można było tego już dłużej unikać. Pojawienie się psa sprawiło, że tajemnicza aura otaczająca Franciszkę nabrała intensywności. Siergiej zdawał sobie sprawę z tego, że zatrzymanie Taja to szaleństwo, ale gotów był uczynić wszystko, byleby wywołać radość swej podopiecznej.
Dziewczyna zaczęła niepewnie:
– Pamiętam dom, wielki, ogromny, większy od wszystkich, jakie widziałam w mieście. Ale byłam wtedy taka mała. Mogę się mylić.
– To prawda – przytaknął Siergiej. – Dzieciom wszystko wydaje się większe.
– Ale jedno wspomnienie wywołuje we mnie ból i cierpienie – mówiła z ociąganiem. – Coś dobrego, pełnego ciepła, przyjaznego.
Siergiej i Miro wymienili spojrzenia. Musiało jej być bardzo ciężko, skoro nawet dobre wspomnienie jest dla niej bolesne.
– Mama? – spytał ostrożnie Miro.
– Tak – odpowiedziała powoli – to musiała być moja mama… Tak, na pewno. Teraz znam już więcej słów niż wówczas, gdy mnie znaleźliście, łatwiej jest mi więc cokolwiek wytłumaczyć. A poza tym pomogła mi… Pamiętasz, kapitanie, tę noc w lesie?
– Tak, pamiętam. Płakałaś wtedy przynajmniej pół godziny. Chyba wtedy zelżał największy ciężar, który cię przytłaczał. Ale powiedz, co z twoim ojcem?
Zmarszczyła czoło i wzdrygnęła się.
– Pamiętam jedynie słowo „ojczym”, nie „ojciec”. Chociaż…
Tak? – Nie, nic.
– Mów wszystko, nawet jeśli wydaje ci się to bez znaczenia.
– Ochmistrzyni…
– Ochmistrzyni? – gwałtownie zareagował Miro. Był tam ktoś taki? Doprawdy, nie byle jaki musiał to być dom.
– Cicho, Miro! Mów dalej, Franciszko.
– Tak, ochmistrzyni wymieniła kiedyś jakieś imię, prawdopodobnie imię mojego ojca.
Czekali w napięciu.
– Właściwie nie pamiętam ojca – powiedziała z żalem. – To było już tak dawno, a ja miałam wtedy zaledwie kilka lat. Pamiętam jedynie, że ochmistrzyni powiedziała słowo „kapitan”, a potem dodała jakieś dwuczłonowe nazwisko.
– Kapitan? – wtrącił Siergiej oszołomiony. – Czy to dlatego…?
– Tak sądzę – odpowiedziała przepraszająco. – A więc utożsamiasz mnie ze swym ojcem?
– Czuj się zaszczycony -rzucił Miro ironicznie. Siergiej zignorował jego słowa.
– Mów dalej – poprosił Franciszkę.
– Tak… Wszystko otacza gęsta mgła. Ale jest jedno wspomnienie… bardzo nieprzyjemne. A może to sen? – Opowiedz!
Franciszka zamyślona popatrzyła na starszego z braci. Ku swemu zaskoczeniu odkryła, że jego twarz poorana jest głębokimi bruzdami. Nigdy przedtem nie zwróciła na to uwagi. Z trudem dobierała słowa.
– Wszyscy w domu byli ubrani na czarno, zachowywali się cicho. Zasłony były zaciągnięte, paliły się świece…
– Ktoś umarł – rzekł Siergiej. Franciszka zadrżała.
– A przede mną stał ten okropny człowiek! Pamiętam swoje nogi w pięknych lakierkach… rąbek sukienki, swoje ręce. Bucikami nie dotykałam nawet krawędzi sofy. Sofa obita miękką tkaniną w kolorze ciemnoczerwonym miała wzdłuż brzegu wszyty ozdobny sznurek. Pamiętam słowa wykrzykiwane ze złością: „Zostaniesz ukarana, nadchodzi czas siedemnastoletniej zemsty…”Franciszka ciężko oddychała. – Wydaje mi się, że prosiłam, iż chcę pójść do mamy. Odpowiedział mi: „Tak, pójdziesz do mamy, ale najpierw musisz ukończyć dwadzieścia jeden lat”.
– Dobry Boże – szepnął drżącym głosem Miro. – To chyba sen.
Franciszka starała się mówić spokojnie. – Tak, to chyba musiał być sen.
– I co dalej? – pytał Miro w napięciu, widząc, że dziewczyna nerwowo zaciska dłonie.
– Potem? – Franciszka dygotała, jakby dokuczało jej zimno. – Potem pamiętam tylko strach i nieczułe, wrogie twarze. Ten okropny człowiek był właścicielem domu, miał pomocnika, równie okrutnego, który zawsze chodził z pejczem. Była też jeszcze jakaś kobieta. Musiałam pracować, ciągle pracować, bo jeśli nie, bili mnie. A gdy źle odgadłam ich życzenia, także mnie bili… Nie pozwalali mi z nikim rozmawiać…
Miro oddychał ciężko.
– Siedemnastoletnia żemsta… Aż ukończysz dwadzieścia jeden lat. To znaczy, że wówczas, gdy siedziałaś na tej wielkiej sofie, miałaś cztery lata. A kiedy znalazłaś się u nas, miałaś co najmniej dwanaście. Co za skomplikowane rachunki.
– Nie! – krzyknął Siergiej w przy pływie rozpaczy. Nie, nie! – Otoczył Franciszkę ramionami, prz~•tulił jej t~•arz do swojej, potem pocałował delikatnie w czoło i skronie. Przycisnął ją mocniej, jakby pragnął osłonić przed przeszłością i tym, co miało niedługo nastąpić, jakby chciał uświadomić jej; że ktoś ją kocha.
Franciszka poczuła, że jego policzki są mokre od łez, a pierś porusza się gwałtownie.
– Jąk mogłem cię tak okropnie traktować na początku! – rzekł ochrypłym głosem. – Byłem taki surowy, nieczuły… wstrętny. Franciszko, dziecko moje, wybacz mi, proszę, całe zło, które ci uczyniłem!
– Nie uczyniłeś mi nic złego! – odpowiedziała dziewczyna łagodnie i pogładziła jego ogorzałą twarz, teraz zmienioną bólem. – Nie ty, kapitanie Rodan…