ROZDZIAŁ IX

Peter leżał, nie mogąc zasnąć. Na zewnątrz zimowa noc, niema i czarna, otulała dom. Powinienem choć trochę odpocząć, pomyślał zdesperowany. W ciągu ostatniej doby miałem zbyt mało snu, a podejrzewam, że jutrzejszy dzień będzie niełatwy.

Jak to się mogło stać? Biedna dziewczyna, nic chyba jeszcze nie rozumie! Być może znienawidzi mnie za to, że straciłem głowę. Pocałowałem ją! Właśnie teraz, kiedy potrzebuje spokoju i poczucia bezpieczeństwa. Pewnie nigdy mi tego nie wybaczy.

Ale była dziwnie łagodna i uległa. I pisała przecież w swej powieści…

Nie, Helle na pewno nie jest taka, jak te lekkomyślne kobiety, igrające z uczuciami mężczyzn i w końcu zrywające z nimi ze śmiechem na ustach. Nie, to moja wina, omal nie uwiodłem niewinnego dziecka.

Ale nie miałem zamiaru jej pocałować. Absolutnie! Co za nieposkromiona siła sprawia, że mężczyzna staje się taki bezradny, niemal traci świadomość? Zmusza go do rzeczy, których…

Jak miękkie i ciepłe były jej wargi! A jak miłe te drobne ręce obejmujące go za szyję!

Nie zdając sobie sprawy z tego, co robi, jakby przyciągany nieznaną siłą, Peter wstał i podszedł do ławy. Zapalił lampkę.

Helle spała. Długie rzęsy rzucały cień na policzki. Wydawała mu się najpiękniejszą istotą, jaką kiedykolwiek widział.

Powoli opadł na kolana i dotknął jej skóry. Twarz dziewczyny okalały lekko kręcące się włosy. Zakręcił jeden z kosmyków wokół palca.

Środek nasenny działał, Helle nawet się nie poruszyła, kiedy opuszkami palców dotykał ostrożnie jej ust.

Była taka piękna! Jakie delikatne krągłe ramiona… Muszę ich dotknąć, muszę!

Peter nie zauważał, że oddycha ciężko, nierówno i z drżeniem. Nie zastanawiając się dłużej nad tym, co robi, przesuwał dłonią po nagiej skórze Helle, czule, niemal bojaźliwie, tam i z powrotem.

Kobieta… Nie, to przecież dziecko, nie wolno mu o tym zapominać!

Ale powieść, którą napisała, świadczyła o niepojętej głębi uczuć tej drobnej istoty. I te niezwykłe doznania, które go wypełniły, kiedy znalazła się tak blisko…

Peter podniósł się gwałtownie, przerażony namiętnością, która obudziła się w nim na nowo. Wrócił na swe prowizoryczne posłanie na podłodze.

Nie mógł jednak zasnąć. Z westchnieniem przekręcił się na brzuch, ukrył twarz w poduszce i ściskając dłońmi brzegi materaca, marzył, że trzyma w swych objęciach Helle. Szeptał jej imię tak cicho, że nawet pies go nie słyszał.

Następnego dnia Peter obudził się jako ostatni Od razu poczuł zapach świeżo zaparzonej kawy i pieczonego chleba.

Usiadł na posłaniu pełen poczucia winy. Helle krzątała się po mieszkaniu i nakrywała do stołu. Zar deptał jej po piętach.

– Piekłaś chleb? – spytał zaspany.

– Tak, znalazłam na półkach wszystko, co potrzebne. Mam nadzieję, że nie zrobiłam nic złego?

– Nie, nie, ani trochę, wręcz przeciwnie! O rany, jak długo spałem!

Szybko się ubrał, podczas gdy Helle zajęta była przy kuchence. Następnie sprzątnął swoje „łóżko”.

– Przyniosę trochę drewna – mruknął, nie wiedząc, jak powinien się tego ranka odnosić do dziewczyny.

Kiedy wrócił, siedziała już przy stole i poprosiła go, by także usiadł.

Helle cały czas uparcie spuszczała wzrok.

W końcu Peter uznał, że cisza jest zbyt uciążliwa.

– Helle, wczoraj wieczorem… Żału…

– To się nigdy nie stało – rzuciła szybko. – Niech wszystko pozostanie tak, jak do tej pory. Ojej, nie dostałeś kawy!

Wstała i podeszła do kuchenki. Wbrew swej woli śledził wzrokiem ruchy jej bioder – ukradkiem i z ogromnym poczuciem winy, ale nie mógł się opanować.

Helle wróciła, stanęła bardzo blisko i nalewała kawę. Musiał niemal powstrzymać swą rękę, by nie objąć jej wpół. Co się z nim dzieje?

– Przepyszny chleb – powiedział, kiedy usiadła.

– Smakuje ci? Dziękuję, ale czuję, że brakuje tu…

Zaczęła gorączkowo wyjaśniać osobliwości sztuki pieczenia.

Rozległo się pukanie do drzwi. Zar zaczął szczekać, a Peter zawołał: „Proszę!”.

– A więc siedzicie sobie tutaj i miło spędzacie czas – odezwał się w progu policjant Lund, za którym kroczył Christian Wildehede. – O, jak cudownie pachnie!

Goście natychmiast zostali zaproszeni do stołu, przy którym zrobiło się ciasno. Ale zarówno Helle, jak i Peter poczuli wyraźną ulgę.

– I jak tam wczoraj poszło? – spytał Peter.

– Zaraz usłyszycie – odparł Lund. – Udało nam się zrekonstruować przebieg wydarzeń. Dyrektor wydawnictwa jest niewinny, Helle. Nigdy o tobie nie słyszał i chętnie pomoże zdemaskować Bernlanda. A więc tak: Bernland otrzymał twój rękopis „Tęsknoty” i natychmiast docenił jego wartość. To właśnie czegoś takiego potrzebował, żeby wydać bestseller. Najwidoczniej sam nie był w stanie napisać niczego oryginalnego. Zaczął się tobą interesować i dowiedział się, że jesteś młodziutką dziewczyną, która nie ma ani rodziny, ani przyjaciół. Absolutnie bezbronną, stanowiącą idealną ofiarę. Pojechał więc na spotkanie z tobą, żeby cię zaprosić do hotelu d’Angleterre. Wtedy dowiedział się od gospodyni, że popłynęłaś na drugą stronę zatoki, z zamiarem zwiedzenia wieży Vildehede. Świetnie się składa, pomyślał pewnie. Potem zadzwonił prawdopodobnie do swego wąsatego wspólnika, kimkolwiek on jest, i ten niewiarygodnie szybko zjawił się w Vildehede. Wspólnik zanotował przypuszczalnie informację na kartce papieru, a następnie wykonał szkic wieży i zaznaczył miejsce, które doskonale nadawałoby się na pułapkę. Napisał: „Złoty ptak znajduje się w zamku Vildehede”, bo tak zapewne nazywał cię Bernland, uznając, że spadłaś mu z nieba jak prawdziwie złoty ptak, Helle, ptak, który miał mu pomóc zdobyć bogactwo i sławę. Lecz w dalszym ciągu pozostaje zagadką, w jaki sposób udało się wspólnikowi tak szybko przedostać na drugą stronę zatoki?

– Słyszałam, jak tuż przed rozpoczęciem zwiedzania wieży przyjechał jakiś wóz – wyjaśniła Hellen.

– Czy wysiadł z niego ten sam człowiek, którego podejrzewamy?

– Nie widziałam, bawiłam się z kotkiem na dziedzińcu.

– Jestem pewien, że to on. Czy celowo upuścił kartkę, ażeby zwrócić twoją uwagę na przedostatnie piętro, czy też był to czysty przypadek, tego nie wiemy. Stawiam na to pierwsze. Jednak Helle przeżyła…

– I znalazła nowych przyjaciół – wtrąciła.

– Możesz i mnie do nich zaliczyć – uśmiechnął się Lund.

– Wyobrażam sobie, jaki szok przeżył Bernland, kiedy Helle rzeczywiście przyszła do d’Angleterre następnego dnia – rzekł z satysfakcją w głosie Christian. – Nie wierzył chyba własnym oczom!

– Zachował jednak kamienną twarz – odezwała się Helle. – Spytał tylko, co mi się stało w rękę.

– Bernland myślał i działał szybko. Oto spotkał samą autorkę. Zrozumiał od razu, wybacz mi, Helle, jak jest naiwna i łatwowierna. Dowiedział się też, że napisała kilka innych powieści. Chciał je mieć!

– Tak, mierzył nawet o wiele wyżej – zauważył Peter, a Helle z przyjemnością słuchała jego głosu. – Udało mu się ją nakłonić, by pisała następne, w dodatku według jego wskazówek.

– Wtedy pojawił się lekarz – rzucił Christian. – Ale kim on jest?

– W każdym razie nie jest prawdziwym lekarzem, a tym bardziej profesorem. Helle jednak odniosła wrażenie, że już go kiedyś widziała, prawda?

– Tak, ale nie byłam pewna.

– Na razie nie wiemy, kim on jest, ani też kim jest mężczyzna z wąsami.

– W tym momencie na horyzoncie pojawił się Christian – mówił dalej Peter. – Bernland się wystraszył i polecił swemu wspólnikowi, by dziedzica unieszkodliwił.

– Ale jakoś z tego wyszedłem – rzekł Christian. – Złego diabli…

– No i chwała za to Bogu – westchnął Lund. – Jednak chociaż Bernland wypowiadał się negatywnie o utworach Helle, cały czas zachęcał ją, by nadal pisała. Dziewczyna, wierząc, że jest śmiertelnie chora, nie ruszała się z łóżka, tylko pisała zawzięcie dla tego drania. Zamordowałbym go własnymi rękami! No i pewnego dnia Helle zauważa, że jeden z jej listów do dziedzica Wildehede i Thorna nigdy nie został wysłany. Postanawia więc dotrzeć do przyjaciół za wszelką cenę, choćby z narażeniem życia. Wtedy Bernland wpada w szał i ponownie wykorzystuje posłusznego mu mordercę. Ów przestępca ukrywa się w zaroślach i strzela do Helle i Petera, kiedy ci pojawiają się na lodzie. Złoczyńcy bardzo słusznie założyli, że dziewczyna wybierze się do Vildehede, jedynego miejsca na ziemi, gdzie miała się do kogo zwrócić.

– Właśnie – potwierdziła Helle. – I co teraz zrobimy?

Lund odparł:

– Młody dziedzic wniósł już formalną skargę przeciwko Bernlandowi, zarzucając mu oszustwo, plagiat i kradzież… co tam jeszcze podałeś? Bezprawne przetrzymywanie niewinnej osoby? Usiłowanie zabójstwa?

Christian uśmiechnął się chytrze:

– Wszelkie nikczemności, jakie mi przyszły do głowy.

– To daje nam w każdym razie podstawy do podjęcia dochodzenia przeciwko niemu. Pierwsze, co powinniśmy zrobić, to znaleźć dobrego adwokata dla Helle. Znam takiego, który ma opinię jednego z najlepszych. Czy zgadzasz się, bym się z nim skontaktował, Helle?

– Ja… nie mam przecież pieniędzy na opłacenie adwokata – powiedziała przestraszona dziewczyna.

– Nie martw się o koszty – uspokoił ją Lund. – Jakoś to załatwię.

Zaczerwieniła się.

– W takim razie serdecznie dziękuję.

– Aha! Czy mógłbym dostać rękopis „Tęsknoty”? To niezwykle cenny dowód przeciw Bernlandowi.

Peter wyjął z szafy gruby plik i podał policjantowi, który obiecał Helle dobrze pilnować jej skarbu.

– Świetnie! Kolejna rzecz, to zapewnienie Helle bezpieczeństwa. Życie dziewczyny nadal jest zagrożone, a zwłaszcza tutaj w Vildehede.

– Ale… – zaprotestowała pełna niepokoju.

– Nie możesz chyba pozostać dłużej u Thorna? – rzekł Christian ze złośliwym błyskiem w oku.

Zapanowała nieprzyjemna cisza.

– Nie, naturalnie, że nie – odezwała się tak cicho, że ledwie ją usłyszeli.

– Wiem, że nie masz na to ochoty, ale trzeba cię znowu ukryć – rzekł Lund. – To niestety konieczne. Doktor Jepsen poznał pewną miłą rodzinę na Fionii. Owa rodzina prowadzi na tej wyspie coś w rodzaju pensjonatu, w którym przebywa wiele dziewcząt i chłopców w twoim wieku. A ty potrzebujesz towarzystwa rówieśników i musisz się oderwać na pewien czas od trosk i kłopotów.

Chłopcy w jej wieku! Peter poczuł się tak, jakby mu ktoś wyrywał serce. Chciał zaprotestować, zaproponować, że się nią zaopiekuje, że…

Ale nie mógł tego zrobić! Nadużył zaufania, jakim go obdarzono, i zdawał sobie sprawę, że z każdą upływającą godziną Helle znaczyła dla niego coraz więcej.

Helle nie odezwała się ani słowem. Było jej tylko tak strasznie smutno, że musi opuścić Vildehede. Poklepała Zara z czułością.

Jeszcze tego samego dnia przyjechał wóz, który miał odwieźć Helle. Dziewczyna dreptała niecierpliwie w holu dworku i wyszukiwała setki powodów, dla których mogłaby odwlec wyjazd. Peter bowiem jeszcze się nie zjawił, a koniecznie chciała się z nim pożegnać. Nagle, kiedy gotowa do drogi rozmawiała z panią Wildehede i Lundem, matka Christiana zawołała:

– O, idzie Peter. A więc do widzenia, Helle. Uważaj na siebie!

Lund także się pożegnał.

Helle czuła, że się płoni na dźwięk imienia ukochanego. Odwróciła się i ujrzała, że leśniczy stoi tuż za nią.

Nic nie mogła poradzić na to, że jej oczy promieniały blaskiem.

– Nie sądziłam, że zechcesz przyjść – szepnęła bez tchu.

– Miałem trochę pracy – odparł i zamilkł. W rzeczywistości przez ostatnią godzinę toczył walkę z samym sobą i… przegrał.

Helle wyciągnęła rękę.

– Dziękuję za wszystko – powiedziała, a ponieważ nagle uderzyła ją dwuznaczność tych słów, pośpiesznie dodała: – I pożegnaj ode mnie Zara!

Peter skinął głową.

– Nie chcę, żebyś wyjeżdżała. Pragnąłem się tobą zaopiekować, ochraniać cię. Jesteś taka krucha i bezbronna.

– A ja myślę, że radziłam sobie dość dobrze przez te dwadzieścia dwa lata – odparła z goryczą w głosie.

– Tak, ale tyle musiałaś przejść. Jesteś jak mały…

Oczy Helle stały się jak ciemne ołowiane chmury.

– Dziękuję, wiem, co masz na myśli. Dla ciebie istnieją tylko nieopierzone pisklęta albo te nędzne kobiety strzelające do zwierząt i prowadzące mężczyzn do zguby!

– Nie, Helle! Ja nigdy…

– Drogi przyjacielu – odezwała się z prośbą w głosie. – Spróbuj zrozumieć, że kobiety mają własną wartość, że nie istnieją tylko ze względu na mężczyzn. Czy ty dokładnie przeczytałeś moją powieść?

Popatrzył na nią nieszczęśliwy.

– Rozczarowałem cię wczoraj – zaczął, nie bardzo wiedząc, o co jej chodzi.

Przymknęła oczy i westchnęła zrezygnowana.

– Ależ Peter! Czy pamiętasz, kiedy Christian pocałował mnie w wieży? Kiedy uciekłam pełna niechęci? Czy uciekałam wczoraj wieczorem? Czy nie rozumiesz, co to znaczy?

Postawiła stopę na stopniu powozu.

– Wyjdź ze swojej skorupy, mój drogi, i przypatrz się kobietom, które cię otaczają! Zdziwisz się. Nie dzielą się tylko na dwa typy: słodkie i bezradne oraz zepsute uwodzicielki. Jest ich setki tysięcy, a każda jest inna. Większości nie zdążysz chyba poznać przed moim powrotem.

Helle poczuła się nagle o wiele starsza od Petera.

– Ale pewnie nawet nie będziesz próbował. Najlepiej więc chyba będzie, jeśli się więcej nie spotkamy. Jestem żywą kobietą, rozumiesz, i chcę być kochana i kochać, nie mając przy tym uczucia, że robię coś złego. Chcę się czuć bezpieczna i wolna, a nie odgrywać roli zajączka, który co najwyżej może się czasem spodziewać poklepania po grzbiecie.

Zanim Peter zdążył ochłonąć z oszołomienia, Helle skinęła mu na pożegnanie i zatrzasnęła drzwiczki wozu. Stangret natychmiast popędził konie.

– Helle! – zawołał Peter, a w jego głosie brzmiały rozpacz i tęsknota.

Lecz powóz znajdował się już daleko.

Tygodnie spędzone na Fionii okazały się o wiele przyjemniejsze, niż Helle się spodziewała. Na początku czuła się onieśmielona, lecz młodzież przyjęła ją do swego kręgu w sposób zupełnie naturalny. Dwaj synowie pastora, u którego Helle zamieszkała, traktowali ją z pełnym szacunku podziwem, lecz byli zbyt dobrze wychowani, aby się narzucać. Dostała trochę ubrań, z których córki duchownego już wyrosły. Rzeczy te bardzo się przydały, bowiem jej jedyna suknia była już bardzo zniszczona. Helle poprosiła, by pozwolono jej pomagać w dużej kuchni na plebanii, na co gospodyni z radością się zgodziła. I chociaż dziewczyna postanowiła zapomnieć o Peterze, myśl o nim towarzyszyła jej przy każdej czynności, również w czasie wolnym od zajęć.

Helle wiedziała, że miejsce jej pobytu musi pozostać tajemnicą, nie oczekiwała więc żadnych listów ani odwiedzin. Jedynie jej adwokat, człowiek zachowujący się z rezerwą i dość oficjalnie, lecz niewątpliwie bardzo inteligentny, zjawił się jeden raz, by wypytać o szczegóły dotyczące rękopisów.

Wydawał się jednak tak nieprzystępny, że Helle nie ośmieliła się pytać go o nowe szczegóły w sprawie przeciw Bernlandowi ani też o wieści z „domu” w Vildehede.

Otrzymała również list od Lunda. Policjant usilnie prosił w nim, by Helle nie kontaktowała się z nikim ani też nie opuszczała plebanii, gdyż istnieje ryzyko, że prześladowcy wpadną na jej ślad. Donosił, że Bernland kategorycznie wszystkiemu zaprzecza i twierdzi, że młoda dziewczyna, którą kilka razy spotkał, przeczytała jego powieść, a teraz twierdzi bezczelnie, że to jej własne dzieło, nie mając na to żadnych dowodów. I tak dalej. Jego wspólników nie udało się jeszcze odnaleźć, a Bella tak pije, że trudno się z nią dogadać.

Na zakończenie Lund napisał: Thorn zadręcza mnie niemal na śmierć, żebym mu dał Twój adres. Lecz naturalnie go nie dostanie.

Wieczory wydawały się Helle najgorsze. Dziewczyna wspominała przed zaśnięciem chwile spędzone w przytulnym domku Petera. Dlaczego musiała się zakochać w mężczyźnie, który nie zamierzał się ożenić, nie chciał mieć dzieci i który do tego stopnia nie ufał kobietom, że bronił się przed nimi rękami i nogami?

Pisać także nie mogła. Dom za bardzo tętnił życiem, a poza tym dzieliła pokój z córkami pastora. Dodatkowo przygnębiała ją myśl, że odebrano jej wszystko, co dotychczas napisała, i nie miała siły zaczynać od nowa.

Aż nagle pewnego dnia pod koniec zimy nadeszła wiadomość, że wyznaczono termin rozprawy. Dziewczyna pożegnała się z życzliwą rodziną i wsiadła na prom. Po długiej i samotnej podróży znalazła się w Kopenhadze.

Czekał tam policjant Lund, który odprowadził również Helle do hotelu niedaleko sądu, gdzie zarezerwował dla niej pokój. Żegnając się, poradził, by dobrze wypoczęła przed jutrzejszym rankiem. Czasu na odpoczynek nie zostało jednak wiele, gdyż wkrótce zjawił się adwokat Marholm, by uzgodnić z Helle pewne szczegóły.

– Bernland ma adwokata – rzekł. – Ale wystąpił o to, by mógł się bronić sam. To zarozumialstwo i głupota z jego strony. Od początku sprawy zachowuje się zresztą bardzo arogancko.

Adwokat Marholm poprosił Helle o napisanie krótkiego streszczenia swej najwcześniejszej powieści pod tytułem „Zimowy poranek”, którą właśnie wydano w Szwecji i którą Bernland przechrzcił na „Kobietę 1908 roku”. Byłoby wspaniale, gdyby udało się napisać kilka słów o dwóch pozostałych utworach. Przydałoby się też kilka cytatów.

Helle obiecała, że zrobi, co będzie mogła.

– A czy są jakieś sygnały ze Szwecji? – spytała. – Czy Bernland nie został oskarżony o rozpowszechnianie nieprzyzwoitych treści?

Znowu poczuła ukłucie w sercu na myśl o tym, że jej powieść „Tęsknota” została uznana za utwór szerzący pornografię.

– Nie, do tej pory nie wpłynął taki wniosek, alarm podniosły jedynie ugrupowania chrześcijańskie. Na razie, do chwili zakończenia sprawy o plagiat, tamtą sprawę odłożono. Do Kopenhagi przybyli dziennikarze ze Szwecji i z dużym zainteresowaniem śledzą twój proces. Chciałabyś przeczytać wypowiedzi Bernlanda dla prasy?

Właściwie Helle nie miała najmniejszej ochoty, ale zanim zdążyła zaprotestować, adwokat wcisnął jej do ręki gazetę sprzed tygodnia.

Z rosnącym niesmakiem czytała fragmenty jednego z wywiadów Bo Bernlanda:

To po prostu śmieszne! Jakaś zupełnie nieznana dziewczyna, która jeszcze nie odrosła od ziemi, oskarża mnie, m n i e, o plagiat jej powieści! To taka zuchwałość, że nie wiadomo, czy śmiać się, czy płakać. Wszyscy wiedzą, że jestem uznanym pisarzem, który nie musi się przejmować takimi oskarżeniami. Ale kim jest ta dziewczyna? Tylko pytam. A co robi policja? Siedzi z założonymi rękami, pozwalając, by szanowanego obywatela poniżano w jakiejś zupełnie niepotrzebnej sprawie sądowej!

Helle jęknęła, odkładając gazetę.

– Zapoznałem się dokładnie z wcześniejszą produkcją Bernlanda – rzekł adwokat Marholm. – Muszę przyznać, że to niewiele znaczące utwory. Jego dwie książki zostały co prawda wydane, ale przez jakieś nieznane wydawnictwo, natomiast wszystkie renomowane wydawnictwa odmówiły ich przyjęcia. Nie widzę żadnego podobieństwa między wcześniejszymi powieściami Bernlanda a twoją, poza wątpliwej jakości fragmentami, których nie ma w twoim rękopisie. Niestety, sprawa przed sądem odbędzie się trochę za szybko. Podjąłem bowiem pewne bardzo ważne badania, po których wiele sobie obiecuję, ale nie zostały one jeszcze ukończone. Zatrudniłem kilku ekspertów i jeżeli ich wnioski potwierdzą moje przypuszczenia, to przymkniemy Bernlanda. Ale nawet jeżeli się mylę, to i tak mamy w ręku kilka dobrych kart. Mimo braku brudnopisów i notatek oraz innych dowodów. Możesz ufnie iść na spotkanie nowego dnia!

Helle zadrżała ze strachu na myśl o rozprawie. Starała się jednak nie martwić na zapas.

Kiedy adwokat wyszedł, rozejrzała się po pokoju. Nigdy przedtem nie mieszkała w hotelu i wszystko wydawało się jej jak z bajki. Nie dostrzegała wytartych krawędzi sofy i odpryśniętej tu i ówdzie farby. Z przyjemnością zanurzyła się w łóżku na białym jak śnieg prześcieradle, niezłomnie przekonana o tym, że przez całą noc nie zmruży oka.

Ale zmęczona podróżą natychmiast zapadła w sen.

Następnego ranka zajęła się szczególnie starannie swoim wyglądem. Wybrała skromną sukienkę, którą dostała po córkach pastora, i rozpuściła kręcące się włosy, które luźno opadły na plecy. Nie była to może zbyt szczęśliwa decyzja, ponieważ Helle wyglądała jak szesnastolatka. Kto uwierzy, że napisała cztery długie, poważne powieści?

Punktualnie weszła na salę sądową. Denerwowała się tak bardzo, że nie była w stanie jasno myśleć ani rozumieć, co się wkoło mówi. Sala wypełniała się ludźmi, ale ponieważ Helle siedziała na samym przodzie obok swego adwokata, nie mogła w tłumie dojrzeć nikogo ze znajomych.

Dokładnie natomiast widziała człowieka, który teraz miał zeznawać jako świadek – Bo Bernlanda. Wiele czasu upłynęło od chwili, kiedy się spotkali po raz ostatni, i Helle poczuła głęboki niesmak. Jak mogła kiedykolwiek dać się zwieść jego imponującemu wyglądowi?

Przez dłuższą chwilę patrzył jej prosto w twarz, a jego fascynujące gadzie oczy wypełniała taka nienawiść i pogarda, że Helle zakręciło się w głowie.

Walka się zaczęła.

Загрузка...