ROZDZIAŁ X

Helle nie pamiętała dokładnie całego przebiegu rozprawy. Nie potrafiła rozróżnić poszczególnych procedur, gdyż jej umysł wydawał się jakby sparaliżowany zmieszaniem, strachem i rozpaczą. Nigdy nie lubiła zwracać na siebie uwagi, a teraz wszystkie oczy na sali kierowały się na nią.

Nie potrafiłaby powtórzyć kolejnych wystąpień, pamiętała jednak, że Bo Bernland jako pierwszy zeznawał w charakterze świadka.

Adwokat Marholm zadał mu pytanie:

– Mamy w tej sprawie do czynienia z wyraźną rozbieżnością zeznań. Moja klientka utrzymuje, że napisała cztery powieści, którymi pan „się zajął” jako redaktor wydawnictwa. Chodzi tu przede wszystkim o utwór „Tęsknota”, który rozpoznała jako pańską „Elisabeth Engman”. Wrócimy do tego później. Następnie panna Strøm przekazała panu dwie swoje wcześniejsze powieści, do których nie przywiązywała większej wagi, lecz pan nalegał, by pozwoliła je panu przeczytać. Do dziś nie otrzymała ich z powrotem. Jeden z tych utworów nosił tytuł „Zimowy poranek”, a drugi „Ingemunde”. Ostatnio moja klientka ukończyła nową powieść, której nie nadała jeszcze tytułu i którą pozostawiła w mieszkaniu pańskiej ciotki, Belli. Nigdy potem nie ujrzała jednak tego rękopisu. Pan twierdzi, że w ostatnim roku napisał dwie książki, „Elisabeth Engman” i „Kobieta 1908 roku”, które wypożyczyliśmy od szwedzkiego wydawnictwa.

Bernlandowi nie udało się ukryć złości, która w tym momencie odmalowała się na jego twarzy.

– Helle Strøm rozpoznaje w tej ostatniej swój „Zimowy poranek” – mówił dalej adwokat Marholm – chociaż nazwiska, nazwy miejscowości i niektóre szczegóły zostały zmienione. Czy może pan powiedzieć, gdzie są wspomniane rękopisy?

Bo Bernland wyprostował się oburzony.

– Po pierwsze, uważam powyższe pytanie za skrajną insynuację. Po drugie, absolutnie wątpię w to, by ta „dama” mogła stworzyć coś więcej niż list. A po trzecie, nigdy nie postawiła nawet nogi w mieszkaniu mojej ciotki. Nie może też przedłożyć żadnego dowodu na to, że cokolwiek napisała! Owe cztery powieści istnieją chyba tylko w jej wyobraźni.

Ze źle skrywanym triumfem adwokat Marholm uniósł w górę rękopis otrzymany od Helle.

– A jednak moja klientka posiada oryginał „Tęsknoty”. Udało się go ocalić, gdyż pożyczyła go przyjacielowi. Oto dowód. Można sprawdzić, czyj to charakter pisma, a według ekspertów ta wersja powieści jest pod względem literackim znacznie lepsza od pańskiej „Elisabeth Engman”, chociaż treść jest miejscami identyczna. Z tą tylko różnicą, że pańska wersja zawiera elementy ordynarnej pornografii.

Wydawało się, że twarz Bernlanda zmienia się w burzową chmurę. Helle dostrzegła drobne, lecz intensywne drganie jednego z kącików jego ust. To musiał być dla niego szok. Szybko jednak się opanował i mimo złości, jaka go ogarnęła, odpowiedział na pozór niewzruszony:

– Z litości zająłem się tą dziewczyną, kiedy nie miała gdzie mieszkać. Udostępniłem jej na kilka tygodni moje mieszkanie, gdzie w ciągu dnia zostawała sama. Odpłaciła mi tym, że przepisała moją powieść, opuszczając z fałszywej skromności wątki erotyczne.

Adwokat Marholm nie ustępował:

– Tym, co charakteryzuje powieść Helle Strøm „Tęsknota”, jest właśnie erotyka. Przewija się ona jak podziemne źródło przez całą akcję, lecz nigdy nie wydobywa się na światło dzienne. Erotyka ukazana jest w taki sposób, że przeobraża się w miłość. Natomiast w „Elisabeth Engman” staje się pornografią! W jakim okresie panna Strøm mieszkała u pana?

Bernland zawahał się przez moment.

– Prawie rok temu. Nie pamiętam. Powiedzmy kwiecień – maj. W każdym razie nie później.

Z informacji Helle wynikało, że w tym czasie przebywała w Sjælland.

– W takim razie muszę panu zadać delikatne pytanie: Czy utrzymywał pan stosunki z tą młodą dziewczyną, kiedy u pana mieszkała?

Bernland obrzucił Helle badawczym spojrzeniem i ocenił jej wygląd jako zbyt niewinny. Nie dał się więc wciągnąć w pułapkę.

– Nie. Nie dlatego, żeby nie miała ochoty, lecz dlatego, że niezbyt dbała o higienę.

Na twarzy Helle odmalowało się oburzenie, podobnie zareagowała większość osób obecnych na sali. Co za podłość!

– To nieprawda! – zawołała, chociaż została uprzedzona, że nie wolno mówić bez pozwolenia. – Nigdy nie mieszkałam u tego człowieka!

Adwokat Marholm nakazał jej milczenie ledwie dostrzegalnym ruchem dłoni. Przeszedł do innego tematu.

– A jak pan wytłumaczy fakt, że Helle Strøm i jej przyjaciół trzykrotnie usiłowano zabić?

– Naprawdę nic mi o tym nie wiadomo. We wszystkich tych przypadkach mam niepodważalne alibi, co pan sam sprawdził już dawno temu.

Adwokat nie mógł zarzucić kłamstwa Bernlandowi, gdyż jeszcze nie natrafiono na ślad żadnego ze wspólników. Czego dotyczyła dalsza część przesłuchania, Helle nie pamiętała. Zauważyła tylko, że kiedy Bernland zszedł z podestu, minął ją, nie spojrzawszy nawet w jej stronę.

Zaczęto przesłuchiwać następnych świadków. Wezwano Bellę Bernland, z charakterystyczną czarną grzywką, choć teraz tuż przy skórze głowy dały się zauważyć siwe odrosty. Przesłuchiwana zaklinała się, że nigdy przedtem nie widziała Helle Strøm oraz że dziewczyna ani razu nie była u niej w mieszkaniu.

Adwokat zdziwił się wobec tego, dlaczego Helle potrafi z najdrobniejszymi szczegółami opisać rozkład domu i ten opis jest zgodny z prawdą.

– Nie mieszkam tam od zawsze – mruknęła Bella. – Dziewczyna mogła przebywać w tym domu jako dziecko.

– Helle Strøm twierdzi, że zostawiła u pani rękopis swej nowej powieści.

– Nie, w moim mieszkaniu nie znaleziono żadnych rękopisów czy notatek.

– Kto jest pani lekarzem, panno Bernland?

– Lekarzem? Moim?

Wymieniła nazwisko.

– Ach, tak – rzekł adwokat Marholm. – W takim razie dlaczego to nie jego wezwała pani do Helle, lecz zupełnie nieznanego, który podobno miał tytuł profesora?

Bella wyglądała na zakłopotaną.

– Nie, ja… To mój…

Szybko jednak się zorientowała.

– Co za bzdury! Dziewczyny przecież nigdy u mnie nie było!

– Ciekawe, gdzie w takim razie przez prawie trzy miesiące przebywała panna Strøm? – spytał adwokat. – Nikt jej w tym czasie nie widział. Szkoda, że nie możemy o to spytać jej poprzedniej gospodyni, która na pewno by pamiętała, kto towarzyszył Helle, kiedy się od niej wyprowadzała. Na szczęście dla pani siostrzeńca ta kobieta nie żyje.

– Lub na szczęście dla panny Strøm – zareplikowała Bella. – Mogłaby przecież równie dobrze potwierdzić, że mój siostrzeniec nigdy u niej nie był.

Helle nie wiedziała, że jej poprzednia gospodyni nie żyje. Miała nadzieję, że ta wścibska kobieta okaże się teraz pomocna.

Następnie sąd wezwał na świadka Christiana Wildehede. Bardzo młody, elegancki, o arystokratycznym wyglądzie zajął miejsce świadka i skinął przyjaźnie w stronę Helle. Opowiedział, w jakich okolicznościach on i Peter Thorn znaleźli dziewczynę w wieży, o „złotym ptaku” i o mężczyźnie z wąsami, a także o nagłym zniknięciu Helle, kiedy się wyprowadziła do miasta. Mówił o swych bezskutecznych poszukiwaniach dziewczyny, o wizycie w wydawnictwie, do którego Helle przesłała swój rękopis „Tęsknoty”, i rozmowie przeprowadzonej z dyrektorem, a podsłuchanej przez Bernlanda, i o tym, jak wkrótce potem sam został napadnięty przez wąsatego mężczyznę. Christian zrobił dobre wrażenie na sędziach przysięgłych, być może dlatego, że przynajmniej raz udało mu się zachować powagę.

Pani Wildehede potwierdziła zeznania syna, wyrażając się o Helle bardzo pozytywnie. To pokrzepiające!

Następnie zeznawał Peter.

Helle przełknęła ślinę. Nie widziała go od czasu wyjazdu na Fionię i choć przez cały czas rozłąki usiłowała sobie przypomnieć, jak wyglądał, jego obraz jakby zamazywał się w pamięci.

Kiedy stanął przed nią, Helle poczuła słabość ogarniającą całe ciało. Czy to ten sam Peter, który pocałował ją tak namiętnie, a potem prosił, by o wszystkim zapomniała? Ten wysoki, przystojny mężczyzna ze szczerym spojrzeniem? Helle doznała dziwnego ukłucia w okolicy serca, czuła rozpaczliwy żal na myśl o tym, że wybrał samotne życie. Uświadomiła sobie, że nigdy nie pokocha nikogo innego.

Napotkała spojrzenie leśniczego i wyczytała z niego bardzo wiele. Po chwili jednak się odwrócił, a jego twarz stała się skupiona i skoncentrowana, jak gdyby już nie myślał o obecności Helle na sali.

Lecz Peter nie był dobrym świadkiem. Nie starał się nawet ukryć, że jest wrogo usposobiony do oskarżonego. Zdawał się mówić, że najbardziej pragnąłby się znaleźć sam na sam z Bernlandem w jakimś ciemnym zaułku i sprawić mu solidne lanie.

Potem wzywano jeszcze wielu innych świadków. Przewodniczkę… Doktora Jepsena, który zdał relację z wyniku badania Helle po upadku z wieży oraz oceny stanu jej serca po powrocie z miasta do Vildehede. Na zakończenie wspomniał o reakcji dziewczyny na wiadomość o przerobieniu i wydaniu pod innym nazwiskiem i tytułem jej powieści „Tęsknota”.

Jednak mimo wielu pozytywnych dla Helle głosów pierwszy dzień rozprawy należało uznać za korzystny dla Bernlanda. Udało mu się przedłożyć rozmaite notatki i szkice dotyczące obu omawianych powieści, a nawet cały brudnopis „Elisabeth Engman” ze skreśleniami i zmianami. Helle nie miała nic takiego, absolutnie żadnych dowodów na potwierdzenie swej wersji. Tylko rękopis „Tęsknoty”, co do którego zeznania były jednak sprzeczne. Adwokat nie zdążył tego dnia przedstawić zapisków dziewczyny, sporządzonych poprzedniego wieczoru, streszczeń ani cytatów. Helle poważnie się obawiała wyniku rozprawy.

– Mamy jednak jeszcze wiele mocnych kart w ręku – powiedział policjant Lund pocieszająco, kiedy spotkali się poza salą rozpraw.

Helle zamyśliła się.

– Chciałabym porozmawiać z dyrektorem wydawnictwa – rzekła niespodziewanie.

– Będzie zeznawał jutro.

– Wiem, ale wolałabym się z nim spotkać teraz. Czy jest jeszcze w swym biurze?

Lund, mocno odchylając się do tyłu, spojrzał na zegar ścienny wiszący nad ich głowami.

– Powinien jeszcze być. Ale musimy się pospieszyć.

Potężny szef wydawnictwa przyjął nieoczekiwanych gości w swoim gabinecie.

– Jestem bardzo przygnębiona tym, że moja powieść ukazała się w takiej postaci – zaczęła Helle. – Miałabym do pana w związku z tym ogromną prośbę. Jeśli uda nam się jakimś cudem wygrać sprawę, to czy mógłby pan przeczytać mój rękopis? Naprawienie tej szkody bardzo wiele dla mnie znaczy. Całkowicie nie da się chyba tego zrobić, ale…

– Przejrzę go, obiecuję. Ale nie mogę przyrzec, że na pewno wydam pani powieść. To zależy od jakości.

– Naturalnie, rozumiem to. Bardzo panu dziękuję. Kiedy znaleźli się z powrotem w recepcji, Helle nagle cofnęła się o parę kroków.

Policjant spojrzał na nią zdumiony.

Na ścianie wisiało kilka zdjęć z życia wydawnictwa. Dziewczyna zatrzymała się przed jednym z nich, na którym dyrektor z dumą pokazywał nową prasę drukarską, a za nim widnieli pracownicy, wnoszący wspaniały nabytek.

– To on! – szepnęła Helle i wskazała na jedną z postaci. – Ten na prawo. To ten lekarz, profesor!

– O czym ty mówisz?

– Tak, przysięgam! To na pewno on!

Lund zerwał fotografię ze ściany i z impetem wpadł do gabinetu dyrektora.

Mężczyzna aż się cofnął, zaskoczony tym nagłym wtargnięciem.

– Ten tutaj? – wykrztusił, kiedy przyjrzał się uważnie fotografii. – Ach, to Mogensen. Spotkał go tragiczny los!

– Czy to znaczy, że on nie żyje? – spytał Lund, pełen najgorszych przeczuć.

– Nic mi o tym na razie nie wiadomo. Ale to by mnie wcale nie zdziwiło. Był bardzo utalentowanym człowiekiem. Zaczynał tutaj w redakcji, lecz niestety pił i szybko się stoczył. Przechodził na coraz mniej odpowiedzialne stanowiska, aż wreszcie jakiś czas temu musiałem go zwolnić.

– Czy ma pan jego adres?

– Proszę spytać w sekretariacie.

Lund otrzymał adres i wraz z Helle opuścił wydawnictwo.

– Najpierw odwiozę cię do hotelu, bo nie chcę cię narażać na spotkanie z Mogensenem.

– Ale tak bardzo chciałabym się zobaczyć z moimi przyjaciółmi z Vildehede.

– Wykluczone! Nikt nie może się dowiedzieć, gdzie się zatrzymałaś. I pod żadnym pozorem nie wychodź z pokoju. Wąsal nadal znajduje się na wolności.

Lund wstąpił jeszcze po drodze na komendę, zabierając ze sobą dwóch ludzi do pomocy, nakaz aresztowania i nakaz rewizji. Następnie udał się pod adres, otrzymany w sekretariacie wydawnictwa.

Drzwi uchyliły się nieznacznie, zabezpieczone łańcuchem, i ukazała się w nich nie ogolona twarz.

– Czego chcecie? – zabrzmiał niewyraźny głos. Przez szparę uderzył policjantów odór wódki.

– Policja.

Łańcuch został zwolniony.

Mogensen był kiedyś z pewnością zadbanym i przystojnym mężczyzną, który przed łatwowierną dziewczyną z powodzeniem mógł odegrać rolę lekarza lub profesora. Teraz jednak ledwie trzymał się na nogach i z dawnej świetności pozostało niewiele.

Lund oznajmił mu, że jest aresztowany pod zarzutem oszustwa i używania fałszywych tytułów, oraz pokazał nakaz rewizji.

– Ach, tak – rzucił gospodarz zaskoczony. – A co spodziewacie się tu znaleźć?

– Może rękopisy. Napisane przez pewną młodą autorkę.

Mogensen tylko prychnął pogardliwie i pozwolił funkcjonariuszom szukać do woli.

Nie znaleźli żadnych papierów. Ani też jakichkolwiek brudnopisów czy notatek, sporządzonych przez Helle.

– Czy teraz jesteście zadowoleni? – mruknął Mogensen.

– Niezupełnie, nie znaleźliśmy tego, czego szukaliśmy – odparł Lund łagodnym głosem. – A to co takiego? – zawołał nagle zdumiony. Kiedy pokazywał Mogensenowi dziwny przedmiot, w jego oczach pojawił się triumf.

Następnego dnia wszyscy zainteresowani ponownie pojawili się w sądzie. Helle weszła po schodach wraz ze swym adwokatem i przedzierała się przez tłum czekający w holu.

Nieoczekiwanie usłyszała zdyszany głos:

– Helle!

Odwróciła głowę. To Peter!

Przez sekundę trwali tak naprzeciw siebie, Peter chwycił dziewczynę za ręce i usiłował coś powiedzieć, lecz był tak głęboko poruszony, że tylko ciepło się uśmiechnął. Helle poczuła się spokojna. I silna, jakby Peter w swym geście przekazał jej jakąś moc. Po chwili jednak adwokat pociągnął ją za sobą.

Leśniczy patrzył, jak dziewczyna znika za drzwiami sali rozpraw, a w jego oczach pojawił się smutek. Zdawał sobie sprawę, że gdyby musiał walczyć z olbrzymami, smokami lub z czymkolwiek, co mógłby pokonać przy użyciu siły, odniósłby zwycięstwo. Ale Bernland był innego rodzaju przeciwnikiem, złym człowiekiem, wykorzystującym kłamstwo i stosującym niedozwolone chwyty. Peter czuł się bezsilny, wydawało mu się, że nic nie może dla Helle zrobić.

Pierwsi świadkowie tego dnia nie zasługiwali na szczególną uwagę. Przesłuchanie toczyło się ospale, a publiczność ziewała. Szanse Helle i Bernlanda wydawały się niemal równe, choć może oskarżony miał pewną przewagę ze względu na to, że dziewczynie brakowało dowodów.

Znaleźliśmy się w sytuacji bez wyjścia, pomyślała Helle w panice. Tej sprawy nigdy nie uda się rozwiązać, a podejrzenie będzie na mnie ciążyć do końca życia. A moich powieści, które tak wiele dla mnie znaczą, na pewno już nie odzyskam.

Nagle drgnęła. Wywołano jej nazwisko, wzywając na świadka. Publiczność poprawiła się na swoich miejscach.

Helle znalazła się w krzyżowym ogniu pytań obrońcy Bernlanda. Starała się odpowiadać zgodnie z prawdą, lecz pytania były podstępne i przebiegłe i często zadawane w innym zamiarze, niż początkowo mogło się wydawać. Czuła się zbita z tropu. Adwokat Bernlanda dążył do tego, by dziewczyna zaprzeczała samej sobie, ale mimo to zdołała wybrnąć z najgorszych pułapek.

Wypytywał Helle o najdrobniejsze szczegóły życia prywatnego, natomiast wyraźnie unikał tematu samych rękopisów. Z kolei jej adwokat, Marholm, który zadawał pytania jako następny, mówił głównie o powieściach. Przedstawił sądowi notatki, sporządzone przez Helle w hotelu, analizował je i porównywał z książkami Bernlanda.

– I proszę zapamiętać sobie jedną rzecz, panie Bernland – rzucił ostrzegawczo, zwracając się w stronę sali. – Posiadam streszczenia obu brakujących powieści: jednej z dawniejszych i najnowszej, która jeszcze nie ma tytułu. Zamierzam dostarczyć ich kopie wszystkim wydawcom w kraju. Niech więc pan nawet nie próbuje wydać ich jako swoje własne!

Bernland nawet nie drgnął, lecz jego adwokat wyraził sprzeciw. Sprzeciw został uznany, ale Marholm osiągnął to, co zamierzał.

Kiedy Helle pozwolono w końcu wrócić na miejsce, czuła się jak wykręcona przez wyżymaczkę. Nie sądziła, by udało się jej przekonać sąd o winie Bernlanda. Twarze sędziów wydawały się nieprzeniknione i poważne, niemal surowe.

Ale oto zaczęły się dziać rzeczy, których nikt nie przewidział.

Adwokat Marholm wezwał na świadka panią Astę Bernland.

Bo Bernland drgnął i poderwał się z miejsca.

– Protestuję! Żonie nie wolno świadczyć przeciw mężowi.

– Chciałbym zauważyć, że nie jesteście już małżeństwem – odparł Marholm z chytrym uśmieszkiem. – Państwo się przecież rozwiedli. Zresztą skąd pan wie, że pańska była żona zamierza świadczyć przeciw panu?

Bernland usiadł, czerwony z wściekłości na twarzy.

A więc tak. Jednak dostał rozwód! Skłamał, żebym nie robiła sobie żadnych nadziei, pomyślała Helle zaskoczona. Mogę się tylko z tego cieszyć.

Pani Bernland okazała się piękną kobietą, innej ten człowiek naturalnie by nie wybrał. Odpowiadała krótko i zwięźle.

– Mój były mąż miał zawsze chorobliwie wygórowane ambicje – odparła na jedno z pytań Marholma. – Nie mógł przeboleć, że jego brat jest znanym dramaturgiem, nawet cierpiał z tego powodu na głęboką depresję. Wielokrotnie słyszałam, jak Bo poprzysięgał sobie, że będzie bardziej sławny niż brat, że jeszcze go prześcignie.

– Jako pisarz?

– Właśnie. Lecz wyniki jego starań w tym kierunku były dość żałosne.

– Tak, mieliśmy dziś możliwość wysłuchania niektórych fragmentów wczesnych jego utworów dla porównania z powieścią „Elisabeth Engman”. Różnica jest uderzająca. Czy czytała pani „Elisabeth Engman”, pani Bernland?

– Tak, czytałam i, pominąwszy niektóre niesmaczne opisy, nie mieści mi się w głowie, że Bo mógł być jej autorem. Chyba że nagle obudził się w nim talent. Według mnie tylko kobieta mogła tak napisać o kobiecie.

– Wnoszę sprzeciw – odezwał się adwokat Bernlanda. – Takie opinie nie mają znaczenia dla sprawy. Żądamy dowodów!

A właśnie o to było najtrudniej – o dowody.

O ciotce Belli pani Bernland powiedziała:

– Ach, to biedna kobieta. Zrobi wszystko za butelkę wina. A od kiedy przepiła wszystkie swoje pieniądze, jest zależna od cudzych datków. Jeśli ktoś jest wystarczająco bezwzględny, łatwo może to wykorzystać.

Potem miejsce pani Asty Bernland zajął Mogensen.

Helle zaczerwieniła się na widok swojego „lekarza”, który kazał jej miesiącami leżeć w łóżku i przepisywał pastylki miętowe na chorobę serca, na którą nie cierpiała.

Mogensen, ogolony i nienagannie ubrany, zaprzeczył stanowczo wszystkiemu. Nie, nigdy nie udawał lekarza czy profesora. Dlaczego miałby to robić?

– Ale zna pan Bo Bernlanda? – spytał Marholm.

Mogensen trwał przy swoim.

– Widywałem go czasem w wydawnictwie, ale nie znam go bliżej.

Adwokat Marholm wyjął więc swą kartę atutową, którą otrzymał od Lunda.

– Ten tajemniczy przedmiot policja znalazła wczoraj w pańskim mieszkaniu. Co może pan o tym powiedzieć?

Mogensen nie odpowiadał. Helle patrzyła zdumiona na rzecz, którą adwokat trzymał w górze.

– Czy mam powiedzieć, co to jest? – spytał Marholm. – To sztuczne wąsy. Proszę je założyć!

– Nie zrobię tego. To nie karnawał.

Kilku porządkowych spełniło polecenie Marholma, a wtedy z sali rozległ się krzyk Christiana:

– To on! Ten pijaczyna, który pobił mnie przed wejściem do biblioteki!

– Poznaję go. To ten turysta, który powiedział mi, że dziewczyna wcześniej zeszła z wieży – dodała przewodniczka.

– Spokój na sali! – zarządził sędzia, uderzając młotkiem w stół.

– Teraz się pan nie wykręci! – rzekł Marholm. – Odpowie pan za potrójne usiłowanie morderstwa, Mogensen. – Wiemy też przypadkiem, że znajdował się pan w wydawnictwie tego dnia, kiedy Bernland podsłuchał rozmowę między Christianem Wildehede a wydawcą. To, moje panie i moi panowie, świadczy o tym, że oskarżony jest zamieszany w napad na dziedzica. Polecił panu śledzić młodzieńca w drodze do biblioteki, prawda?

Bernland i jego adwokat wnieśli zdecydowany sprzeciw. Mogensen został wyprowadzony. Z wściekłością zerwał wąsy z twarzy.

– A teraz – rzekł Marholm z wyraźnym zadowoleniem – chciałbym przesłuchać ostatniego świadka. Jeden z policyjnych ekspertów pracował bez wytchnienia, by zdążyć na dziś przygotować pewną analizę, i udało mu się. Jest wybitnym specjalistą w swojej dziedzinie. Proszę go teraz o zajęcie miejsca w loży świadków.

Drobny i niepozorny człowiek złożył przysięgę. Marholm zaczął:

– Przeprowadził pan ostatnio analizę rękopisu powieści, której Helle Strøm nadała tytuł „Tęsknota”, a Bo Bernland nazwał „Elisabeth Engman”. Przejrzał pan również konspekt, notatki i brudnopis. Czy mógłby pan przedstawić swoje wnioski?

– Nie chciałbym wnikać w aspekty literackie, choć i tam można by wiele znaleźć. Wolałbym przejść do spraw bardziej konkretnych, czyli do dowodów, których brakuje w tej sprawie. Zbadałem papier, na którym Helle Strøm sporządziła swój rękopis, oraz ten, którego dla swoich zapisków użył Bernland. Okazuje się, że papieru wykorzystanego przez oskarżonego na rzekomy brudnopis nie było jeszcze w handlu kilka miesięcy temu. Rękopis Helle Strøm został napisany na długo przed pierwszymi notatkami Bernlanda, a więc zanim Bernland oskarżył dziewczynę o kradzież swojej powieści.

Загрузка...