Helle obudziła się późno. Peter już wstał, na stole czekało śniadanie, lecz gospodarza nie było.
Dziewczyna szybko się umyła, ubrała i wyszła przed dom.
Chmury wisiały nisko na niebie, lecz zrobiło się cieplej. Poranny deszcz zmył resztki śniegu. A jeżeli lód nie jest już tak mocny? pomyślała Helle zmartwiona.
Zar podbiegł do niej, machając radośnie ogonem, po chwili pojawił się Peter. Chociaż uśmiechał się szeroko, Helle domyśliła się, że nie spał wiele tej nocy. Wyglądał na zmęczonego.
– Dobrze spałaś? – spytał.
– Nie. Ale to nie wina łóżka.
– Myślę, że dziedzic już wrócił. Zjedz teraz śniadanie, a potem pójdziemy do majątku.
Helle uznała, że to świetna propozycja.
– Przy okazji zawiadomię Bellę, gdzie jestem. Mam okropne wyrzuty sumienia.
Po śniadaniu poszli razem do dworu.
Christian leżał na sofie w salonie. Na widok Helle wyciągnął ręce i zawołał:
– Helle, kochana moja, pójdź w me objęcia! Gdzieś ty się podziewała? Chyba mi wybaczysz, mój skarbie – mruknął jej do ucha, kiedy utonęła w jego ramionach. – Nie dochowałem ci wierności, w szpitalu zajmowała się mną pielęgniarka o niebiańskiej urodzie! Kruczoczarne włosy, a co za oczy! Flirtowaliśmy bez wytchnienia ponad spluwaczkami i basenami.
Dziedzic miał pewne kłopoty z mówieniem, widocznie jeszcze bolała go szczęka. Ale humor dopisywał mu jak zawsze. Helle roześmiała się serdecznie.
– Christian, jesteś niepoprawny – żartobliwie skarciła go matka, wyraźnie dumna z syna i szczęśliwa, że ma go znowu w domu. – Ale skąd się tu wzięła Helle?
– Przyjechała wczoraj – odparł spokojnie Peter. – I również ma co nieco do opowiadania. Ale najpierw pan, dziedzicu. Czy widział pan człowieka, który pana uderzył?
– Tylko przez mgnienie oka. To nie był młody mężczyzna. Jakiś pijaczyna z długimi wąsami. Chwała Bogu, że tu jesteś, dziewczyno!
– Z długimi, zwisającymi wąsami? – spytała Helle.
– Niezupełnie. Coś jakby miękka szczotka.
Helle i Peter spojrzeli po sobie.
– Ten, który zepchnął mnie z wieży, miał takie same wąsy! – zawołała dziewczyna zdumiona.
– Tak, wiem – odrzekł Christian. – Ale to może tylko przypadek.
– Dlaczego pana zaatakował?
– Sam chciałbym wiedzieć! Podszedł do mnie i chciał się awanturować, cuchnęło od niego wódką, a kiedy odpowiedziałem mu najgrzeczniej, jak umiałem, nazwał mnie „przeklętym durniem” i rzucił się na mnie.
– Ale co z tym złotym ptakiem? – niecierpliwiła się Helle. – Mówiłeś przez telefon, że…
Christian spojrzał na nich zaskoczony.
– Jeszcze nie wiecie?
– Nie. A powinniśmy?
– O, święta naiwności! Złoty ptak to oczywiście ty, Helle!
W eleganckim salonie zapadła zupełna cisza.
– Ja? – Dziewczyna roześmiała się niepewnie. – Żartujesz sobie!
– Nigdy nie byłem bardziej poważny.
– Nic z tego nie rozumiem – odezwał się Peter. – Wprawdzie ktoś wczoraj do nas strzelał…
Zarówno Christian, jak i jego matka chcieli od razu dowiedzieć się czegoś więcej, więc Peter w kilku zwięzłych zdaniach zrelacjonował wydarzenia wczorajszego wieczoru.
Christian skinął głową.
– To tylko potwierdza moje przypuszczenia. Tym złotym ptakiem na pewno jest Helle!
– Jeżeli to prawda – zaczęła dziewczyna drżącym głosem – to można powiedzieć, że miałam niezwykłe szczęście, iż przez tyle miesięcy przebywałam w ukryciu. Nic o tym nie wiedząc, Bo Bernland przypuszczalnie uratował mi życie. Ale wyjaśnij, jak na to wpadłeś, bo ani trochę z tego nie rozumiem! Jeżeli pijak z ulicy i ten, kto mnie zepchnął z wieży, to jedna i ta sama osoba, to skąd miałby wiedzieć, że cię spotka przy wyjściu z biblioteki?
Peter wtrącił pośpiesznie:
– Nie widział go pan przypadkiem w holu biblioteki, kiedy pan dzwonił do domu?
Młody dziedzic wyglądał bardzo tajemniczo.
– Od tego myślenia zaraz was rozbolą głowy – rzekł z ironią. – Ale, Helle, Peter wspomniał, że masz jakąś bardzo poważną wadę serca, z powodu której powinnaś leżeć. To mnie naprawdę martwi. Czy nie uważasz, że…?
W drzwiach pojawiła się służąca.
– Przyszedł doktor Jepsen, proszę pani.
– Poproś go.
– O, nie, mamo! – rzucił zniecierpliwiony Christian. – Czyżbyś nie wierzyła lekarzom ze szpitala, którzy twierdzą, że jestem zdrów?
– Wierzę, ale chciałabym, żeby cię teraz obejrzał i stwierdził, czy przypadkiem podróż ci nie zaszkodziła. Sądzę, że powinien też posłuchać serca Helle i powiedzieć nam, co jej naprawdę dolega.
– Ale ja… – zaprotestowała Helle.
– A więc to tak, Peter, ty stary obłudniku! – szepnął Christian za plecami dziewczyny. – Przyjmujesz u siebie w nocy kobiety! Tak, tak, cicha woda brzegi rwie…
– Nie mieliśmy innego wyjścia – rzucił Peter oschle. – I mogę cię zapewnić, że nic zdrożnego się nie zdarzyło.
– No tak, tego się obawiałem – mruknął Christian. – Tylko ty mogłeś zmarnować taką szansę. Ale przyznaj, że łaskotało cię w tym twoim starym ciele leśniczego! Podejrzewam, że kiepsko spałeś!
– Christian! – skarciła go matka, tym razem naprawdę surowo.
Helle nie śmiała spojrzeć na Petera. Ale przez cały czas trzymała się blisko niego, tak jakby czuła, że ją najlepiej rozumie. A może dlatego, że tak dobrze oceniał jej powieść?
Doktor Jepsen obejrzał głowę Christiana, lecz nie zauważył niczego niepokojącego. Christian natomiast upierał się, żeby lekarz zbadał Helle. W oczach młodego dziedzica pojawił się błysk podniecenia, który Helle źle zrozumiała.
– Nie zamierzam się rozbierać przy wszystkich – rzuciła gniewnie.
Pani Wildehede zaproponowała pośpiesznie:
– Możesz pójść za ten chiński parawan. A mój bezczelny syn obejdzie się smakiem!
– Ach, nikt mnie nie rozumie! – jęknął Christian. – Ale czas zadośćuczynienia się zbliża!
Helle udała się z doktorem Jepsenem za parawan. Oddychała głęboko, odkasływała, doktor opukiwał jej łopatki, podczas gdy wszyscy pozostali w milczeniu oczekiwali diagnozy.
Po chwili Helle ubrała się i razem ze wszystkimi zasiadła przy stole w salonie. Czuła paraliżujący strach, oddychała z drżeniem. Rozpaczliwie złapała Petera za rękę, a on pogłaskał ją czule.
Doktor Jepsen odczekał niepokojąco długo, zanim przystąpił do rzeczy.
– Mówisz, że jak długo leżałaś?
– Prawie trzy miesiące.
– Kiedy cię ostatnio badano?
– Przedwczoraj.
– Co mówił lekarz?
– Nigdy nic nie mówił – odparła Helle cicho. – Kręcił tylko głową, wzdychał i zalecał spokój.
– Czy wiesz, jak się ten doktor nazywa?
– Nie znam jego nazwiska. Wiem tylko, że jest profesorem i prowadzi liczne wykłady.
– Jakie bierzesz lekarstwa?
– Jakieś białe, miętowe tabletki.
– Miętowe? – spytał doktor zaskoczony. – Nie pamiętasz ich nazwy?
– Nie wiem, co to za lek. Nie dostawałam całego opakowania, lecz codziennie po kilka tabletek w miseczce. I co ze mną, doktorze Jepsen? Już dłużej nie wytrzymam tej niepewności!
Głos dziewczyny przeszedł w żałosny pisk, z trudem tłumiła płacz.
– Przepraszam – odparł lekarz i wziął Helle za ramiona. Przez chwilę patrzył na nią z życzliwością pomieszaną z gniewem. – Nie wiem, kto prowadzi z tobą tę grę. Ale serce masz jak dzwon, dziewczyno! I nie widzę żadnych oznak, żeby kiedykolwiek coś ci dolegało!
Helle spojrzała na doktora oszołomiona.
– Ale przecież wchodzenie po schodach tak mnie męczyło!
– Cztery piętra? Sam Peter Thorn by się zasapał.
– W drodze tutaj kręciło mi się w głowie.
– Pamiętaj, że leżałaś przez wiele tygodni, a to osłabia. Lecz najważniejszą rolę odgrywa sama świadomość choroby.
– Nic nie rozumiem. Dlaczego ktoś…?
– Tym musi się zająć policja – stwierdził doktor. – To sprawa kryminalna!
– Już wezwałam policję – powiedziała pani Wildehede. – Wczoraj wieczorem ktoś przecież strzelał do Helle i Petera.
– Czy może to mieć jakiś związek z upadkiem Helle w wieży?
– Jak najbardziej! – odezwał się Christian. – O, już widzę za oknem naszego poczciwego Lunda. Poczekajmy, aż wejdzie, to nie będę musiał powtarzać tej samej historii.
– Ale ja powinnam jak najprędzej zawiadomić Bernlanda – rzuciła Helle nerwowo. – Tak wiele mu zawdzięczam.
– Nie, poczekaj trochę – zaproponował Christian. – Nie umrze bez ciebie. A ty możesz zginąć, jeśli się stąd ruszysz.
Policjant Lund, którego wszyscy poza Helle dobrze znali, wszedł do salonu, krępy i pewny siebie. Przywitał się bardzo uprzejmie z panią Wildehede, a następnie zwrócił się do młodych. Także lekarz pozostał w salonie, ponieważ uczestniczył w wydarzeniach od samego początku i pragnął się dowiedzieć, cóż to za „dziwną zupę gotowano na złotym ptaku”, jak to określił Christian.
– O, znowu tu jesteś, pechowy ptaszku? Niech no usłyszę, o co w tym wszystkim chodzi – przywitał się z Helle policjant Lund.
Helle opowiedziała o tym, co spotkało ją w ciągu ostatnich kilku miesięcy aż do diagnozy doktora Jepsena, której znaczenia sama jeszcze do końca nie pojmowała Nie zdając sobie z tego sprawy, przez cały czas ściskała Petera za rękę, bezwiednie wbijając w nią paznokcie. Tylko leśniczy wiedział, ile kosztowało ją zachowanie spokoju.
Potwierdził zeznania dziewczyny dotyczące strzałów w zatoce.
– Czy nawet przez moment nie widzieliście, kto strzelał?
– Nie, strzały dochodziły z zarośli na drugim brzegu.
– Powinniście wezwać mnie wczoraj wieczorem.
– Wiem o tym, ale nie było nikogo w majątku, a nie mogłem zostawić Helle samej. Doznała szoku i panicznie się bała.
Zamilkł.
Lund głęboko wciągnął powietrze.
– Racja. Czy możemy teraz wysłuchać opowieści dziedzica? Twierdzi pan, że wie, w jaki sposób te dramatyczne wydarzenia ze sobą się wiążą.
– Nie do końca. Ale coś niecoś podejrzewam.
– No to słuchamy!
Christian poprawił się na sofie.
– Do diabła, Thorn, przydałaby mi się teraz słodka dziewczyna, do której mógłbym się przytulić. Ale wygląda na to, że ona woli ciebie.
Helle szybko cofnęła rękę, zaskoczona, że przez cały czas trzymała ją w dłoni Petera.
– No więc, kiedy pan zaczął się czegoś domyślać? – spytał policjant.
– W bibliotece. Po odwiedzeniu wszystkich wydawnictw, gdzie pytałem o autorkę Helle Strøm, siedziałem w bibliotece i przeglądałem stare zapiski dotyczące zamku Vildehede, wierząc, że znajdę w nich jakąś wzmiankę o złotym ptaku. Tak się nie stało, ale przypadkiem odkryłem coś innego. Mamo, wiele wskazuje na to, że należą się nam jakieś pieniądze, spadek, który gdzieś przepadł.
– To byłoby wspaniale, Christianie, ale do rzeczy!
– No więc, kiedy tak tam siedziałem, do bibliotekarki podeszła kobieta i szeptem spytała, czy nie mają przypadkiem powieści „Elisabeth Engman” Bo Bernlanda.
Helle drgnęła. Dziwne, że nawet on jest w to zamieszany.
Christian mówił dalej:
– Owa kobieta właśnie przeczytała wspaniałe recenzje tej książki w szwedzkiej gazecie, którą trzymała w ręku. Miała to ponoć być świetnie napisana powieść, lecz mimo to wywołała skandal ze względu na drastyczność niektórych scen. Bibliotekarka odparła, że książka jeszcze nie dotarła ze Szwecji. Kobieta poszła, zostawiając gazetę, należącą do biblioteki. Ani bibliotekarka, ani ja nie wierzyliśmy w jej zapewnienia, że interesuje ją tylko wartość literacka utworu. Dlatego wziąłem gazetę i z wrodzonej ciekawości zacząłem czytać recenzję dzieła nieznanego mi Bernlanda. I co znajduję? Najpierw kilka słów o „zdumiewającej jakości, subtelnym portrecie kobiecej postaci groteskowo zeszpeconym najgorszego typu pornografią”. A więc jest to powieść dość szczególnie skomponowana, która świetnie się w Szwecji sprzedaje, prawdopodobnie ze względu na sceny pornograficzne. Ale, słuchajcie, dalej znajduję cytat z pierwszego rozdziału, jest to opis bohaterki. Nie pamiętam teraz dokładnie poszczególnych słów, ale rozpoznałem tekst od razu!
Przerwał. Wszyscy czekali w napięciu.
– Pochodził z powieści „Tęsknota”, którą napisała Helle.
– Co???
Trudno powiedzieć, kto zareagował tym pytaniem. Prawdopodobnie zawołali wszyscy naraz. Helle czuła w głowie pustkę, nie mogła zebrać myśli.
– Lecz ja nie pisałam żadnych scen pornograficznych – zauważyła cicho.
– Nie, oczywiście, że nie – potwierdził Peter. – Powieść Helle jest na wskroś subtelna.
– Nie przeczę – dodał Christian. – Lecz na wszelki wypadek zdobyłem dziś jeden egzemplarz. Nie było to łatwe, ale wykorzystałem wszystkie znajomości. Książka zostanie zresztą prawdopodobnie wycofana ze sprzedaży w Szwecji ze względu na zbyt odważną treść. Niestety jej autor zarobił już na niej fortunę.
Dziedzic cisnął „Elisabeth Engman” na stół.
Natychmiast wyciągnęło się po książkę wiele rąk, lecz pozwolono, by dostała się policjantowi. Wszyscy jednak skupili się za jego plecami, żeby zajrzeć do środka.
– Nigdy nie widziałam powieści Bo Bernlanda, ponieważ czytałam tylko te książki, które mi przynosił. Wiedziałam jedynie, że jego utwór wspaniale się sprzedaje. Dziwiło mnie co prawda nazwisko kobiety w tytule, sam przecież przyznał, że nie potrafi kreślić kobiecych postaci – Helle westchnęła. – Ale to przecież moja powieść! Podpisana innym nazwiskiem. Dlaczego…?
– Poczekaj – przerwał jej Christian. – Przyjaciel, od którego pożyczyłem książkę, polecił mi stronę sześćdziesiątą siódmą. Zajrzyjmy tam.
Niejasne uczucie bezsilnej rozpaczy budziło się powoli w skołatanym umyśle Helle, lecz jeszcze nie pojmowała rozmiaru tragedii.
Nastała cisza, wszyscy próbowali czytać jednocześnie.
– Ten pierwszy fragment jest autorstwa Helle – rzekł Peter. – Ale następnego nie poznaję. Nie, na Boga!
– Fe, co za obrzydliwa papka! – przerwał lekarz.
– Nie zamierzam tego czytać dalej – rzucił Peter wstrząśnięty, odwracając się ze wstrętem.
Jedynie Christian pochłaniał tekst z błyszczącymi oczami.
W końcu Helle uświadomiła sobie rozmiar katastrofy. Zaczęła cicho łkać.
– Moja powieść! Została całkiem zniszczona! Tyle nad nią pracowałam! I byłam z niej taka dumna! Nigdy już żadne wydawnictwo jej nie wyda! O Boże…
Dziewczyna bez sprzeciwu pozwoliła się ułożyć na sofie. Całym jej ciałem wstrząsał szloch. Peter usiadł obok, próbując ją jakoś pocieszyć, ale co miał powiedzieć?
Łzy Helle kapary na jedwabną poduszkę z wyszywanym rajskim ptakiem.
– Co za wstyd, Peter! – łkała. – W jaki sposób wyzwolę się z tej hańby?
Peter gładził dziewczynę po plecach i szeptał jej do ucha:
– Nie martw się, dorwiemy tego Bernlanda. Nie spoczniemy, póki ci wszystkiego nie wynagrodzi.
– Oczywiście – mruknął Lund. – Ale to nie będzie takie proste.
– Próbowałam ukazać w mojej książce kobietę jak najdelikatniej i z uczuciem – szlochała Helle niepocieszona. – Jak można było zrobić coś takiego?
Christian skończył czytanie.
– Teraz wiemy, dlaczego sam dobierał ci lektury. Zdemaskowanie tego drania i ukazanie ludziom prawdy nie powinno chyba sprawić problemu.
– Proste też nie będzie – zauważył policjant. – Podejrzewam, że Bernland będzie utrzymywał, że to jego utwór, a Helle Strøm jest tylko bezczelną oszustką.
Helle usiadła, zasłoniwszy usta ręką.
– O Boże! Moja nowa powieść, którą wczoraj ukończyłam, nadal znajduje się w mieszkaniu Belli!
Lund chciał zakląć, lecz w porę się opanował.
– Powiedz mi, czy jeszcze w jakieś twoje powieści ten człowiek wsadził swoje łapy?
– Dwie wcześniejsze – żałośnie pisnęła dziewczyna przez łzy. – Nie są wiele warte, ale nie dostałam ich z powrotem. Bernland powiedział, że zatrzymał je dyrektor wydawnictwa, ponieważ zamierza je przeczytać. On powinien znać moje nazwisko.
Policjant sceptycznie pokręcił głową.
– Czy w swoich poszukiwaniach nie ominął pan żadnego wydawnictwa w Kopenhadze, panie Wildehede?
– Pytałem we wszystkich. I w żadnym nikt nie przypomina sobie nazwiska Helle Strøm.
Helle jęknęła zrozpaczona.
– Jeżeli dobrze zrozumiałem – rzekł Lund – to dyrektor wydawnictwa nigdy nie słyszał o Helle Strøm ani o jej powieściach. Trafiły bezpośrednio do Bo Bernlanda, a on je zatrzymał. Nie mówiąc pani ani słowa o tym, jaką mają wartość.
– Czy możemy tę rozmowę przełożyć na później? – przerwał stanowczo doktor Jepsen. – Przede wszystkim trzeba dać dziewczynie odpocząć. Potrafię sobie wyobrazić, że czuje, jakby cały świat się zawalił. Dam jej coś na uspokojenie i może jechać do domu…
– Do domu?! – wykrzyknął Peter. – Do Bernlandów? Nigdy w życiu!
– Nie, oczywiście, że nie tam, ale ma chyba swój dom u rodziców?
– Nie, nie ma. To dlatego Bernland mógł ją bezkarnie wykorzystywać.
Na moment zapadła cisza. Wszyscy próbowali sobie wyobrazić, co Helle musiała przejść w ciągu ostatnich miesięcy.
Christian odezwał się pierwszy:
– Helle może oczywiście dostać pokój u nas na pierwszym piętrze, prawda, mamo?
– Naturalnie – odpowiedziała spokojnie pani Wildehede. – Ale nie sądzę, że byłoby to najlepsze rozwiązanie. Helle znajdzie się tym sposobem w kolejnym nowym miejscu, w którym zostanie sama, dręczona ponurymi myślami. Tego chyba ma już dość. Nie, wszyscy widzimy, do kogo lgnie i przy kim się czuje bezpieczna. Jak tam, Thorn, czy Helle mogłaby przenocować u ciebie jeszcze raz? Uważam cię za człowieka honoru.
– Oczywiście – odparł Peter tak ponuro, że Helle pomyślała z obawą, że pewnie nie życzy sobie jej obecności.
– To całkiem rozsądna propozycja – uznał lekarz. – Dziewczyna potrzebuje opieki.
– Ty szczęściarzu! – szepnął Christian do Petera.
– Czekajcie chwilę! – rzucił nagle policjant Lund. – Wiemy, że ktoś usiłuje Helle zabić. Czy w leśniczówce jest wystarczająco bezpiecznie?
– Tak, mam broń – odparł Peter. – I czujnego psa, który w porę ostrzega przed obcymi.
– To dobrze. W takim razie natychmiast jadę do miasta złożyć wizytę Belli Bernland. Helle, czy masz jakiś dowód na to, że napisałaś te powieści? Brudnopisy albo coś podobnego?
– Wszystko, co mam, jest u Belli.
– To niedobrze – westchnął.
– Poza rękopisem „Tęsknoty” – zauważył Peter. – Jest u mnie.
– Świetnie – rzucił policjant zadowolony. – Może stanowić bezcenną pomoc. Niech się pan pospieszy, Thorn, zabierze dziewczynę do domu i zabezpieczy rękopis, by nikt go nie ukradł!
Doktor Jepsen wręczył Peterowi kilka tabletek dla Helle, które powinny uspokoić jej nerwy i pozwolić zasnąć.
– Nie są to jednak pastylki miętowe – ostrzegł. – Więc pilnuj ich! Dziewczyna może wpaść w depresję.
Peter skinął głową.
Helle miała spuchnięty nos i zaczerwienione oczy.
– Ale kim jest ten drugi mężczyzna? – spytała pochlipując. – Ten, który…
– Spokojnie – odparł policjant. – Zostało jeszcze sporo zagadek. Na pewno je rozwiążemy. Nie kłopocz się tym, idź grzecznie z Peterem i rób, co ci każe!
– Teraz masz szansę, Thorn! – mrugnął porozumiewawczo Christian.
– Helle jest jak bezbronne dziecko znalezione w lesie i nigdy nie będzie dla mnie kimś innym!
Słowa te z niejasnych powodów jeszcze bardziej przygnębiły dziewczynę.