W obliczu nierozwiązanego problemu rozważ wszelkie możliwości.
Jak wieść idealne życie
Amy była wściekła. Naprawdę wściekła. Byron nieraz w ciągu ostatnich tygodni widział ją złą, sfrustrowaną i wkurzoną, ale nigdy aż do tego stopnia. Nigdy tak jak tego wieczoru, kiedy została im już ostatnia noc.
Zastanawiał się tylko, jak to się stało, że ich czas upłynął tak szybko. Gdzie podziały się te tygodnie? Jutro Amy poleci do domu. Spodziewał się, że spędzą tę ostatnią noc w jego łóżku, tak jak spędzali każdą kolejną od pierwszego razu, gdy się kochali. Ale nie. Amy postawiła tacę z posiłkiem w windzie kuchennej, a potem oznajmiła, że jeśli Guy chce spędzić z nią czas, to może przyjść do jej pokoju.
Będzie czekać. Z włączonym światłem.
Wiedział, że mówiła serio. Stał teraz na dziedzińcu, otoczony dźwiękami nocy, i patrzył na zamknięte drzwi do jej pokoju. Wewnątrz paliło się jasne światło, chociaż dawno już minęła północ. Wcześniej wyjrzała parę razy. Zastanawiał się, czy go zauważyła. Jednak od dłuższego czasu już nie wychodziła. Zasnęła przy włączonym świetle?
Czuł, że sam coraz bardziej złości się z powodu jej uporu.
Ich ostatnia wspólna noc, a ona postanowiła wykorzystać ją w taki sposób?
Pomyślał o czasie, który razem spędzili. Nie tylko o kochaniu się. Tyloma rzeczami się dzielili – nie wiedziała nawet o połowie tego. Zaprzyjaźniła się z nim jako Lance'em, kiedy wędrowali po wyspie, kupując meble, a potem je ustawiali. Śmiali się i godzinami rozmawiali, a każda chwila niemal go zabijała. Byt z nią przez cały dzień, pragnął do bólu ją dotknąć, pocałować, powiedzieć jej, że ją kocha… nic dziwnego, że kiedy co noc do niego przychodziła, niemal ją pożerał.
Ale nie on jeden czuł ten nienasycony głód. Przychodziła do niego z takim zapałem, że prawie przyprawiała go o utratę zmysłów. Czasem ogarniała ich taka namiętność, że tracili oddech. Nieraz turlali się i bawili z dziecięcą żywiołowością, która go zadziwiała. Nie wiedział nawet, że istnieje takie szczęście. Ale po rozkoszy kochania się z nią przychodziło desperackie pragnienie, żeby tulić Amy, gdy zasypiała, bo wiedział, że nie zatrzyma jej przy sobie na zawsze.
Gorzej było, o wiele gorzej, gdy błagała go, aby jej się pokazał. Ile razy prawie się poddał? Ile razy łudził się, że mogłaby zaakceptować to, kim jest, i to, że ją oszukał?
Stał teraz na dziedzińcu, patrzył na światło w pokoju Amy i zdał sobie sprawę z prawdy, jaka stała za mitem o puszce Pandory. Ostatnia rzecz, która się z niej wymknęła, okazała się najstraszniejsza: nadzieja.
Nigdy tego nie rozumiał, aż do tej chwili.
Nadzieja sprawiała, że wszystko bolało bardziej, bo podtrzymywała przy życiu tęsknotę. Nie pogodził się z faktem, że Amy nigdy by mu nie wybaczyła, gdyby poznała prawdę, bo nadzieja cały czas szeptała „a może jednak" i „a gdyby".
Kształt poruszył się za jej drzwiami i serce szybciej mu zabiło. Nie spała. Ta myśl szarpnęła nim i jeszcze bardziej zapragnął pójść do niej. I tak ją straci, więc może lepiej zaryzykować, bo a nuż go zaakceptuje?
A jeśli nie? Jeśli poznanie prawdy skazi wszystko, co ich łączyło, zamieni w źródło gniewu i upokorzenia? Nie mógł zaryzykować, że tak ją zrani.
Spotkać się z Byronem Parksem? Za żadne skarby świata.
Drzwi się otworzyły i wyszła w króciutkiej białej koszuli nocnej oraz w półprzezroczystym szlafroku od kompletu. W świetle z pokoju wyglądała jak anioł. Jakaś niewidzialna siła chwyciła go za pierś i próbowała pociągnąć ku niej. Zwalczył to i schował się głębiej w cieniach.
Patrzyła dokładnie w to miejsce, gdzie stał.
– Zamierasz stać tam tak całą noc? Czy wejdziesz?
Dźwięk jej głosu, tak delikatny i słodki, sprawił, że trudniej mu było oprzeć się ciągnącej sile. Złapał się pnia drzewa, aby dodało mu siły.
– Wyłączysz światło?
– Nie.
To słowo wbiło mu się w pierś jak sztylet. Oparł się bokiem o pień, obejmując go ramieniem i opierając o korę czoło.
– Więc nie, nie wejdę.
– Dobrze więc. – Uniosła odrobinę brodę w odruchu przekory. – Ja zejdę na dół.
Ogarnęła go panika, kiedy Amy ruszyła galerią. Szlafrok unosił się wokół niej, gdy szła do schodów prowadzących na dziedziniec. Błękitnawe światło z basenu stanowiło większe zagrożenie niż księżyc, więc schował się za wieżą. Odsunął się od basenu w osłonięte miejsce, gdzie niskie palmy otaczały leżaki z widokiem na zatokę. To było ulubione miejsce Amy. Siadywała tu i czytała, albo cieszyła się widokami w ciągu dnia, bo wtedy mogła się opalać, a Lance nie widział jej w kostiumie. Schody prowadziły prosto w to miejsce.
Pojawili się tam, idąc z przeciwnych kierunków, i zatrzymali się na swój widok. Dzieliło ich kilka kroków. Ona stała w snopie światła wylewającego się zza otwartych drzwi jej pokoju, a on trzymał się cienia.
– Mam ci coś do powiedzenia. – Włosy rozsypały się wokół jej twarzy, na której malował się ból i determinacja. – Chciałam poczekać, aż pozwolisz mi zobaczyć swoją twarz, ale chyba muszę się pogodzić z przegraną. Wiem, że nie możemy być razem. Złożyłam przyrzeczenie Meme, a ty masz tu swój świat, ale nie wyjadę, nim nie powiem ci… – Głęboko odetchnęła, a kiedy się odezwała, głos jej się łamał. – Kocham cię.
– Och, Amy. – Poczuł ucisk w gardle, gdy łzy napłynęły mu do oczu. Nie mógł podejść i objąć jej, bo wszedłby w światło. – O Boże. Nie. Nie kochaj mnie. Proszę.
– Dlaczego? – zapytała, ocierając łzy. – Bo ty mnie nie kochasz?
– Jezu, to nie tak! – Ból zacisnął mu pierś.
Powiedział sobie, że nie wypowie tych słów, że nie powie jej, co czuje, co mu zrobiła. Ale żadna siła na świecie nie powstrzymałaby tego wyznania.
– Kocham cię – przyznał chrapliwym głosem. – Kocham cię ponad życie.
Z płaczem rzuciła mu się w ramiona, wtuliła twarz w jego pierś i rozpłakała się. Schował twarz w jej włosach, obejmując ją mocno. Pachniała słońcem i kwiatami.
– Więc dlaczego? Dlaczego nie chcesz, żebym cię zobaczyła?
– Nie mogę. – Tęsknota go rozdzierała. – Proszę, uwierz mi. Niczego tak nie pragnę, jak żeby sprawy miały się inaczej. Ale jest, jak jest.
Uniosła głowę, a on dostrzegł srebrzysty blask łez w jej oczach.
– Powiedziałeś, że nie chcesz mnie zranić, ale ranisz mnie, nie ufając mi.
– Zraniłbym cię bardziej, gdybym ci pokazał twarz.
– Nie wiesz tego.
– Wiem.
– Więc co mam zrobić? Odejść, wiedząc, że zawiodłam?
– Nie. – Zamknął oczy i zmusił się do wypowiedzenia tych słów. – Masz wrócić do swojego prawdziwego życia i spotkać kogoś, kto na ciebie zasługuje, i być szczęśliwą.
– Nie chcę nikogo innego. Chcę ciebie!
Zacisnął mocniej oczy, bo to był prawdziwy problem. Chciał do niej krzyknąć: Nie ma żadnego Guya! Jestem duchem, który istnieje tylko przy tobie. Dlatego nie możesz mnie zobaczyć – bo nie jestem prawdziwy.
Poczuł jej palce na twarzy.
– Chcę ciebie – tym razem szepnęła z takim bólem, że prawie się popłakał.
– Chcę ciebie.
Jej usta dotknęły jego warg.
Przestał się powstrzymywać. Wziął jej twarz w obie ręce i całował ją z całą desperacją, jaka w nim była. Zanurzył palce w jej włosach i pochylił twarz, sięgając ustami do jej warg. Odpowiadała na jego pocałunki z podobną desperacją, a jej dłonie krążyły po jego ramionach i plecach. Tego było za mało. Musiał poczuć jej dłonie na nagiej skórze.
Nadal ją całując, zsunął z niej szlafrok, a potem zaczął rozpinać swoją koszulę. Jej dłonie natychmiast wsunęły się pod nią.
– Tak, dotykaj mnie, Amy. Dotykaj. Spraw, żebym poczuł się prawdziwy. Raz jeszcze.
Serce waliło mu jak oszalałe, gdy przywróciła go życiu. Złapał jej koszulę nocną i przerwał ich pocałunek na chwilę, żeby zdjąć jej koszulkę przez głowę. Potem jego ręce znalazły się na jej piersiach i wypełniły się dotykiem miękkiej skóry. Przesunęli się do leżaka.
Guy wyplątał się z ubrań, nasunął prezerwatywę, usiadł i przyciągnął ją do siebie. Zsunęła figi i siadła mu na kolanach, całując głęboko, a potem wyginając się w łuk, żeby nacieszył się jej piersiami. Pragnienie odsunęło na bok delikatność, kiedy jego ręce poruszały się na jej ciele. Równie spragniona jak on, uniosła się i opadła na niego, biorąc go w siebie tak głęboko, że aż westchnęła zadziwiona.
Schował twarz między jej piersiami, objął i wdychał jej zapach, gdy ona się poruszała. Nieznośna słodycz tego, gdy ją obejmował, był w niej, a ona kochała się z nim, była niemal bolesna. Poruszał się razem z nią, podczas gdy jej oddech stawał się coraz bardziej urywany. Pragnął ją zaspokoić, dać jej chociaż tyle. Położył ręce na pośladkach Amy, uścisnął i wbił się w nią jeszcze mocniej.
– Tak, moja słodka Amy, pozwól mi dać ci rozkosz.
Wziął jej pierś w usta i ssał mocno, tak jak to czasem lubiła, tak jak teraz tego potrzebowała. Objęła jego głowę, przytrzymując go przy sobie, a jej palce delikatnie głaskały go po włosach. Poczuł, jak jej loki opadają jej po plecach aż do jego ud, i wiedział, że obróciła twarz ku księżycowi. Jej oddech zamienił się w delikatny szloch pragnienia.
– Tak właśnie, Amy. Mój aniele, uleć dla mnie.
Z westchnieniem rozkoszy zamarła w jego ramionach, kiedy nadeszło spełnienie.
Był tak skupiony na niej, że jego własne zaspokojenie go zaskoczyło. Kiedy tylko zacisnęła się na nim, eksplodował w niej z siłą, która sprawiła, że zobaczył jasne plamki przed oczami. Przycisnął czoło do jej piersi, gdy dreszcze wstrząsały jego ciałem.
Kiedy już zdołał wciągnąć powietrze do płuc, uniósł głowę i zobaczył zarys jej wygiętych pleców. Powoli jej napięte ciało zwiotczało.
Przyciągnął ją do siebie, wsuwając jej głowę sobie pod brodę; oboje z trudem łapali oddech.
Amy chętnie zanurzyła się w jego objęcia, wycieńczona emocjonalnie i fizycznie. Żadne z nich nie odzywało się przez dłuższy czas. Po prostu leżała z uchem przy jego piersi, słuchając bicia serca. Ze wszystkich razów, kiedy się kochali, ten był najbardziej niezwykły – tak przemożne było ich pragnienie. Amy zdawała się lekko oszołomiona, ale łzy przestały płynąć, jakby akt wydobył z niej cały ból i pozostawił ją bez czucia.
Czuła, że ręce Guya delikatnie głaszczą ją po plecach i włosach, zupełnie inaczej, niż dotykał jej przed chwilą. Potem pocałował ją w czoło.
– Niezależnie od wszystkiego – mruknął – nigdy nie wątp, że cię kocham.
Uniosła głowę i spojrzała w jego ocienioną twarz. Nagle za jej plecami eksplodowało światło.
Guy zaklął i złapał głowę Amy; przyciskając jej twarz do swej piersi. Kolejny błysk, po którym padły przekleństwa.
Co to? – zapytała, stłumionym głosem. – Co się stało?
Do cholery, jesteście na prywatnym terenie! – krzyknął zasłaniając jej twarz dłonią.
Zamarła. Krzyczał do kogoś innego. Zabłysł kolejny flesz. O Boże, ktoś robił im zdjęcia! Zwinęła się w kłębek, próbując ukryć swoją nagość.
Nie podnoś głowy – przykazał jej, przesuwając się pod nią. Zarzucił jej coś na głowę. Jakimś cudem wstali. Popychał ją.
Do środka! Chowaj twarz!
Twarz? A co z nagim ciałem? Zrobiła, jak jej kazał, popędziła po schodach do swojego pokoju. Ogarnęło ją przerażenie. Ktoś właśnie zrobił zdjęcia jej i Guyowi zaraz po tym, jak się kochali. Jak długo ich obserwowano? Potem znowu powróciło przerażenie, tym razem z powodu Guya. Zrobili zdjęcia jego twarzy. Chyba że udało mu się ją schować.
Ale wątpiła w to.
Dobry Boże. Kto by zrobił coś takiego?
Całe jej ciało drżało tak bardzo, że ledwo stała. Guy został na zewnątrz. Co tam robił? Zdała sobie sprawę, że zakrył jej głowę koszulą nocną. Wciągnęła ją i zastanawiała się, co ze sobą zrobić. Powinna wyjść i sprawdzić, co z Guyem?
Nie, bardzo się postarał, żeby na pewno nie sfotografowali jej twarzy. Gdyby wyszła, jego wysiłki poszłyby pewnie na marne. Kręciła się po sypialni, obgryzając paznokieć kciuka, i czekała.
Światło, pojęła nagle. Guy nie przyjdzie, dopóki światło będzie się palić. Wyłączyła je i znowu zaczęła krążyć po pokoju.
W końcu drzwi wychodzące na galerię uchyliły się i zobaczyła, że ktoś wchodzi. Przez sekundę przeraziła się, że to nie on.
– Guy?
– Spokojnie, to ja.
– Och, Bogu dzięki.
Popędziła do niego, przesuwała dłońmi po jego ciele, żeby upewnić się, że nic mu się nie stało. Zorientowała się, że ubrał się przed powrotem.
– Kto to był? Wiesz?
– Cholerny paparazzi. Jeden z nich. Nie udało mi się go złapać.
– Co? – Odsunęła się zszokowana. – Dlaczego paparazzi chcieliby mieć nasze zdjęcie?
Milczał chwilę i w końcu westchnął ciężko.
– Amy, włącz światło.
Zamarła.
– Dałbym wszystko, żeby tego nie robić, ale nie mam już wyboru. Te zdjęcia pojawią się we wszystkich szmatławcach w ciągu kilku dni. Kiedy tylko je zobaczysz, zobaczysz też… mnie.
Zdjęcia z nią, całkiem nago, pojawią się w pismach? Zdjęcia jej tłustego, nagiego ciała na kolanach mężczyzny pojawią się w gazetach?
Dotarły do niej pozostałe słowa Guya. Powiedział, żeby włączyła światło i zobaczyła go. Po tygodniach błagań właśnie o to, poczuła strach. Cała drżała, gdy minęła łóżko, podeszła do lampki na nocnym stoliku i zapaliła ją. Widziała go przez moskitierę – mroczną sylwetkę w ciemnej koszuli z krótkim rękawem i czarnych szortach. Stał przy drzwiach. Miał krótkie, ciemne włosy, ale to podejrzewała już wcześniej.
Nie odrywając od niego wzroku, ruszyła ku nogom łóżka. Wzięła głęboki wdech i zrobiła ostatni krok. I zobaczyła go wyraźnie.
Jej oszołomionemu umysłowi potrzeba było chwili, nim zrozumiała, co widzi. Nie był brzydki. Ani nie miał zniekształconej twarzy.
Był przystojny.
Aż dech zapierało.
To był…
– Byron Parks – szepnęła i ziemia zachwiała się jej pod stopami.
Kiedy odezwał się, z jego ust popłynął głos Lance'a z francuskim akcentem.
– Obawiam się, że jest jeszcze gorzej.
Zatkało ją. Zakryła usta.
– Lance?
– Oui. – Przepraszająco uniósł brew.
– O mój Boże. – Potknęła się, cofając o krok. W głowie jej się zakręciło. – Ty jesteś Guy?
– Nie ma Guya – odpowiedział głosem Guya. Oparł ręce na biodrach i zagapił się w podłogę. – Nie ma Lance'a. Jestem tylko… ja.
– O mój Boże.
Gapiła się na niego. Bez peruki i bródki wyglądał jeszcze wspanialej. Brodę musiał przyklejać. Jakim cudem tego nie zauważyła? Ciemne rzęsy i brwi pasowały do reszty twarzy. Tej bardzo sławnej twarzy z idealnymi rysami, nieskazitelną cerą, przykuwającymi błękitnymi oczami. Miał usta warte marmurowego posągu, idealnie wyrzeźbioną szczękę oraz charakterystyczne wgłębienie w brodzie.
Sypiała z Byronem Parksem, mężczyzną, który umawiał się z najpiękniejszymi kobietami świata.
Paparazzi zrobił zdjęcia grubej Amy Baker z jakieś zapadłej dziury w Teksasie z nagim Byronem Parksem, międzynarodowym playboyem i najseksowniejszym miliarderem świata.
– O mój Boże.
– Teraz rozumiesz, dlaczego nie chciałem ci się pokazać.
– Rozumiem? Nic nie rozumiem!
– Uważałaś, że jestem jakąś ohydną bestią, która chowa twarz przed światem. A zamiast tego jest płytki, znudzony Byron, chwilowo ukrywający się przed tym właśnie. – Wskazał kciukiem dziedziniec.
– Jak mogłeś mi nie powiedzieć? Jak mogłeś pozwolić mi sypiać z tobą, wiedząc, co myślę? Co chciałeś mi wmówić?
Błagał ją spojrzeniem.
– Próbowałem ci powiedzieć.
– Tego dnia z gazetą. – Myśli krążyły jej jak oszalałe. – Dlatego ją kupiłeś.
– Tak. Jasno powiedziałaś, co o mnie myślisz, i nie winię cię za to. Jestem taki, jak to opisałaś.
– Nawet nie pamiętam, co powiedziałam. – Pomasowała skronie, próbując zebrać myśli.
– Ja pamiętam. Powiedziałaś, że jestem niewdzięczny, ekstrawagancki, płytki i znudzony, i stwierdziłaś, że nie spotykałabyś się ze mną za żadne skarby świata. To dlatego próbowałem cię odesłać. Ale odmówiłaś.
Przypomniała sobie tamten dzień. I te, które nastąpiły potem. Tak szlachetnie uparła się przy tym, że pomoże Guyowi, zapewniając, że jego wygląd się nie liczy – a mówiła to wszystko do Byrona Parksa. Mężczyzny o idealnym wyglądzie.
– Jak bardzo musiałeś śmiać się ze mnie.
– Nie śmiałem się – zapewnił ją, podchodząc. – Nigdy.
Odsunęła się.
– Oddałam ci się. – Zaśmiała się histerycznie, a potem przycisnęła grzbiet dłoni do ust. – To rzeczywiście się potwierdza. Mężczyźni naprawdę przelecą wszystko, co się rusza. Nawet grubą gospodynię, jeśli tylko ona jest pod ręką.
– Nie! -Jak oszalały szukał słów. Podszedł jeden krok. – To nie tak…
– Nie dotykaj mnie! – Cofnęła się znowu.
– Dobrze. – Uniósł ręce w górę.
Łzy upokorzenia wypełniły jej oczy.
– Dobry Boże, byłam taka łatwa.
– Zaufaj mi, niczego mi nie ułatwiłaś.
– I cały czas tu byłeś, udawałeś Lance'a z tym sztucznym francuskim akcentem. Spędzałeś ze mną całe dnie, zachowując się, jakbyśmy byli przyjaciółmi, pozwalając mi w to uwierzyć, a dobrze wiedziałeś, że nocami sypiam z tobą. I miałeś te wszystkie wspomnienia ze mną w głowie, a ja nie miałam pojęcia, że rozmawiam z mężczyzną, z którym spałam. Chichotałeś cały czas pod nosem, co?
– Amy, nie…
Złapała poduszkę z łóżka i rzuciła w niego.
– Jak mogłeś robić ze mnie taką idiotkę? Jak mogłeś! Skrzywił się, gdy dostał poduszką, a potem znowu uniósł ręce.
– Rozumiem, że jesteś zła…
– Tak, jestem zła! – Wykrzyczała to przez zaciśnięte gardło.
– Gdybyśmy mogli usiąść i porozmawiać…
– Nie chcę rozmawiać. Nie znam cię. Jesteś dla mnie całkiem obcym człowiekiem. Wynoś się z mojego pokoju!
– Amy, proszę…
– Wynoś się! – Złapała następną poduszkę. – Wynoś się! Wynoś!
– Dobrze. – Cofnął się ostrożnie w stronę drzwi. – Porozmawiamy rano, gdy już się uspokoisz.
– Wynoś się! – Rzuciła poduszką.
Wyszedł, nim go uderzyła.
Kiedy zniknął, Amy opadła na podłogę i usiadła po turecku. Schowała twarz w dłoniach i popłakała się. Nie było Guya Gaspara. To raniło bardziej niż upokorzenie. Bo nigdy wcześniej nie pragnęła go i nie potrzebowała tak mocno, jak teraz.