Życie wymaga odwagi.
Jak wieść idealne życie
Amy nie mogła zasnąć. Zastanawiała się, czy nie napisać do przyjaciółek, ale ból był zbyt blisko powierzchni, żeby go wyrazić w słowach. Zastanawiała się, czy nie uciec. Zeszłaby po ciemku do miasta, wynajęła pokój w hotelu i poczekała na lot do domu.
Kiedy wstało słońce, wiedziała, że musi skonfrontować się z tym mężczyzną, obcym człowiekiem, który ją oszukał. Musiała spojrzeć mu w twarz i zapytać, dlaczego.
Wstała i wzięła prysznic, żeby zmyć ze skóry jego zapach. Wspomnienia poprzedniej nocy, kiedy kochali się na dziedzińcu, pojawiały jej się w głowie jak urywki filmu, którego nie mogła zatrzymać.
Wytarła się i dostrzegła odbicie w lustrze. Zatrzymała się, żeby spojrzeć na umęczoną płaczem twarz. Mokre włosy opadały na pulchne, nagie ciało. Guy sprawił, że czuła się piękna.
Czy te wszystkie słowa były kłamstwem? Jak ktoś tak idealny pod względem fizycznym mógł patrzeć na nią i czuć pożądanie?
Odrętwiała zaplotła włosy tak, jak to robiła wcześniej. Jak w swoim dawnym życiu. Kiedy to zrobiła, po raz pierwszy zobaczyła, jak źle wyglądała w takim uczesaniu. Iskierka dumy nie pozwoliła jej wrócić do tego. Tak, zranił ją, wykorzystał, ale nie musiała zamieniać się z powrotem w szarą mysz.
Nie miała serca, żeby upinać włosy jak zwykle, ale wyciągnęła kilka pasemek, żeby zmiękczyć efekt ciasno zaplecionego warkocza. Odrobina makijażu pomogła ukryć plamy po płaczu. A teraz, co ma włożyć na to spotkanie, na myśl o którym robiło jej się niedobrze?
Ubranie może być w równym stopniu bronią, co tarczą.
Sam jej to kiedyś powiedział. Tak właśnie używał rzeczy? Nie miała też serca do ubierania się. Po prostu chciała, żeby ranek już minął i żeby mogła wrócić do domu. Włożyła jeden z bardziej stonowanych zestawów z rybaczkami i darowała sobie biżuterię.
Kobieta w lustrze wyglądała na kogoś pomiędzy tym, kim Amy była przed przyjazdem na St. Barts i kim stała się potem.
Odwróciła się i wyszła z pokoju.
Zastała go w kuchni. Siedział na stołku barowym przy wyspie. To ją zaskoczyło. Nie spodziewała się go tam.
Przez chwilę patrzyli się na siebie. Wyglądał na wycieńczonego. Siedział w tym samym ubraniu, które włożył wieczorem: ciemnej koszuli i czarnych szortach. Zdała sobie sprawę, że na wszystkich zdjęciach, jakie widziała, zawsze ubierał się w ciemne kolory. Więc nawet ubrania Lance'a były kłamstwem.
Powróciło do niej wspomnienie pierwszego dnia, kiedy Lance otworzył drzwi. Jego jasna, tropikalna koszula, szybki uśmiech, śmiejące się oczy.
Jakie to dziwne, widzieć policzki, nos i wyraziste brwi na twarzy innego mężczyzny. Różnica była zaskakująca. Nie chodziło tylko o brak bródki czy inne włosy. To jego ostrożna mimika, sztywna postawa. To był całkiem inny człowiek.
Przypomniała sobie, jak oglądała aktora w jakiejś roli, a potem widziała, jak udziela wywiadu, i zdała sobie sprawę, że prawdziwa osoba nie ma nic wspólnego z kreowaną postacią.
On też zauważył zmianę w niej i w jego oczach na ułamek sekundy rozbłysło niezadowolenie albo może żal. Potem odwrócił wzrok.
– Zrobiłem kawę – powiedział obojętnym głosem. – Nalać ci kubek?
Pokręciła głową.
– Sama sobie wezmę.
Więc Lance też przepadł, pomyślała, kiedy stawiała kubek. Ręka jej się trzęsła, gdy nalewała kawę. Straciła i kochanka, i przyjaciela.
– Czuję się tak, jakby umarł. Jakbym zakochała się w cudownym człowieku, dzięki któremu odkryłam doznania, o jakich wcześniej nie miałam pojęcia, który uczynił mnie szczęśliwą i żywą. A ostatniej nocy… umarł. Ale nie mam nawet ciała, nad którym mogłabym rozpaczać.
– Och, Amy. – Słyszała, że stanął za jej plecami i próbowała się odsunąć. – Nie, nie odsuwaj się – powiedział, obejmując ją od tyłu. – Pozwól mi się objąć. Proszę. Na chwilę.
– Masz jego głos – ledwo wykrztusiła przez łzy, kładąc rękę na jego dłoniach. – I dotykasz jak on. Kiedy mam zamknięte oczy, prawie mogłabym uwierzyć…
– Proszę, nie płacz. Proszę. – Kołysał ją, opierając brodę o czubek jej głowy. – Tak potwornie mi przykro, że nawet nie wiem, co powiedzieć.
– Trzymaj mnie. – Odwróciła się. Zaciskając z całej siły powieki, objęła go. Trzymał ją mocno, gdy szlochała przez długie, bolesne minuty, aż żal osłabł i wreszcie mogła normalnie oddychać.
– Lepiej?
– Trochę. – Wyprostowała się i wytarła twarz. – To tyle jeśli idzie o makijaż.
– Dobrze wyglądasz. – Pomógł jej jeszcze, ocierając kciukami policzki.
Spojrzała mu w oczy. Niebieskie, nie brązowe. Oboje zamarli. Spojrzał na jej usta i wiedziała, że chce ją pocałować.
Pokręciła głową i odchyliła się.
Skinął głową, akceptując wyznaczone przez nią granice. A potem na jej oczach jego twarz straciła cały wyraz. Czuła troska pomieszana z pełnym cierpienia pragnieniem zamieniła się w… nic. Tak po prostu. Pojawiła się ta sama znudzona mina, jaką miał na tylu zdjęciach. Amy zamrugała, widząc tę przemianę.
Odwrócił się i podszedł z powrotem do stołka barowego. Nawet chodził inaczej niż Lance: prościej, sztywniej. Chodził jak książę, zdała sobie sprawę, jak człowiek przyzwyczajony do tego, że najdrobniejsze jego życzenie traktowano jak rozkaz.
– Mamy kilka kwestii do omówienia – powiedział głosem równie bezbarwnym, jak jego twarz.
Kilka kwestii do omówienia? Delikatnie to ujął. Dobrze więc, skoro chciał tę rozmowę poprowadzić jak spotkanie w interesach, to może tak będzie najlepiej. Niosąc kubek z kawą, odsunęła stołek po drugiej stronie blatu, naprzeciwko niego.
– Wydrukowałeś program spotkania?
W jego oczach pojawiło się zakłopotanie, a potem zniknęło.
– Masz powód do złości. Mogę cię tylko uspokoić, że prawie na pewno fotograf nie uchwycił twojej twarzy. Nikt nie musi się dowiedzieć, że to ty spędziłaś ze mną zeszłą noc.
Kamień spadł jej z serca. Te słowa nie umniejszyły wprawdzie rozpaczy i udręki z powodu utraty Guya, ale przynajmniej upokorzenie nieco zmalało. Tyle, że to nadal na jej wielkie, tłuste, nagie ciało będą gapić się ludzie stojący w kolejce do kas w sklepach. Czasopisma zasłonią wszelkie intymne części zakazane przez cenzorów, ale zostawią na widoku jej brzuch, biodra i tłuste uda. Nie chciała nawet myśleć o ujęciach swego tyłka, gdy uciekała schodami. Kiedy o tym pomyślała, znowu poczuła ciężar na piersi.
– Tak mi przykro. – Sięgnął po jej dłoń, ale zastygł w bezruchu, gdy się odsunęła. Z westchnieniem wrócił do wyniosłej, znużonej miny. – Poradzisz sobie. To krępujące, ale tylko przez chwilę. Potem szmatławce znajdą sobie inny temat i ludzie zapomną.
– Ja nie zapomnę – wydusiła z siebie słabym głosem.
Odwrócił wzrok.
– Nie mogę.zawieźć cię na lotnisko, jak zaplanowaliśmy. Zaplanowali, że zawiezie ją Lance.
– Załatwię kierowcę, który cię odwiezie. Skinęła głową.
– Sowity napiwek zamknie mu usta do chwili, gdy bezpiecznie wyjedziesz. Wszyscy na wyspie poznają prawdę na temat tego, kto tu mieszka, gdy tylko pojawią się zdjęcia, a niektóre z tych zdjęć mogą pojawić się w Internecie już dzisiaj. La Bete wzbudzała zaciekawienie, więc będzie spore poruszenie. W miasteczku wielkości Gustavii nowina rozejdzie się lotem błyskawicy.
Dobry Boże. Wytrzeszczyła oczy. Jej zdjęcia w Internecie?
– Nie bój się – zapewnił ją pospiesznie. – Kilka rzeczy działa na naszą korzyść, jeśli chodzi o trzymanie cię z dala od tego zamieszania. Nikt nie ma żadnego zdjęcia z tobą i Lance'em, tylko kilku wyspiarzy zna twoje nazwisko. Właściwie to przychodzi mi na myśl tylko jedna osoba: kobieta z biura pośrednictwa pracy.
– Oraz agent z biura podróży i kasjer z banku.
– Dobrze, to nie tak dużo. Nie sądzę, żeby to stanowiło problem. Ludzie na St. Barts bardzo chronią sław, które spędzają tu wakacje albo mieszkają. Poza kilkoma oczywistymi wyjątkami, takimi jak zeszła noc. Ale kiedy wyjedziesz z wyspy, będziesz bezpieczna.
Przyszła jej do głowy nowa myśl i na chwilę zapomniała o swoim upokorzeniu. Spojrzała na mężczyznę siedzącego naprzeciwko.
– A co z tobą? Zostajesz. Będziesz musiał teraz znosić ataki prasy?
– Tu? Nie sądzę. St. Barts nie roi się od paparazzich. Ta mała łasica to natręt, ale dość łatwo go unikać. Jest miejscowy i kręci się głównie na plażach, mając nadzieję na zdjęcie gwiazdy opalającej się topless albo plotki o tym, kto z kim spędza czas. – Pomasował czoło. – Powinienem był się domyślić. Nawet wiem, kiedy rozpoznano mnie pomimo przebrania. Dwa dni temu, kiedy jedliśmy lunch w tej kafejce, którą tak lubisz.
Wiedziała, o czym mówił. To była kafejka na świeżym powietrzu wychodząca na zatokę. Nie pamiętała, o czym rozmawiali, ale oboje tak się uśmiali, że musiała otrzeć oczy. Rzucił jej dziwne spojrzenie, jakby z uwielbieniem, i powiedział, że jest „czarująca".
Ale to nie było naprawdę. Nie śmiała się z Lance'em. Śmiała się z tym mężczyzną. Zmarszczyła czoło, próbując wyobrazić sobie go tak zrelaksowanego i szczęśliwego. W jej głowie nie pojawił się żaden obraz.
Pokręcił głową, też pamiętając tamtą chwilę, ale najpewniej w zupełnie inny sposób.
– Siedzieliśmy tuż obok chodnika. Wiedziałem, że to kiepski pomysł, ale ty tak lubiłaś widok stamtąd. Zwykle uważam i obserwuję ludzi, na wypadek spotkania kogoś, kto mógłby mnie rozpoznać, ale byłem rozkojarzony. Kiedy ta mała łasica przechodziła, rozglądając się za gwiazdami, popełniłem błąd. Kiedy go zobaczyłem, schowałem się. Zamiast powoli się odwrócić, gwałtownie się uchyliłem. Spojrzał prosto na mnie. Wyglądał na zaskoczonego, ale sądząc po wyrazie oczu, nie poznał mnie. Uznałem, że jestem bezpieczny. Chyba się pomyliłem, co?
– Chyba tak – odparła sztywno.
Jak okropne musi być takie życie, gdy chowasz się przed ludźmi, którzy chcą naruszyć twoją prywatność.
Siedział w milczeniu dłuższą chwilę, aż wyraz znudzenia na jego twarzy zaczął znikać i cierpienie wypełniło jego spojrzenie.
– Jezu, Amy, nie chcesz na mnie nawrzeszczeć? Nazwać mnie łajdakiem? Powiedz coś.
Wzięła głęboki wdech.
– Chcę tylko wiedzieć… śmiałeś się ze mnie?
– Nie! Nie. Proszę… – Sięgnął po jej dłoń, ale mu się wyrwała. Zaklął, wstał i podszedł do zlewu. Stał i podziwiał ładny widok za oknem. Błękitne niebo obiecywało kolejny cudowny dzień w raju na wyspie.
– Zakochałem się w tobie.
Żołądek boleśnie jej się zacisnął.
– Jak mam ci uwierzyć, skoro okłamałeś mnie w tylu sprawach? Odwrócił się do niej, łapiąc się blatu za sobą.
– Bardzo niewiele z tego, co ci powiedziałem, to były kłamstwa.
– Powiedziałeś mi, że mężczyzna w wieży jest odrażający.
– Nie – odparł powoli. – Powiedziałem, że wyspiarze uważają mężczyznę z wieży za potwora i że bywają dni, kiedy sam ledwo mogę spojrzeć mu w twarz. Każde słowo to prawda. Amy, przyjechałem tu kilka miesięcy temu, bo nie podobało mi się, kim jestem, i musiałem się nad tym zastanowić. Nikt nie powinien przejść przez życie, nie lubiąc samego siebie.
Zmarszczyła brwi, myśląc o tym, jak bardzo kiedyś nie lubiła siebie, ale chodziło tylko o wygląd. Pomijając swoje lęki, nigdy nie nienawidziła swojego wnętrza.
Patrząc na niego, na tego pięknego mężczyznę, który miał chyba wszystko, czego można pragnąć od życia, zastanawiała się, jak to jest, kiedy człowiek czuje się ohydny w środku.
– Potem ty się zjawiłaś – powiedział – i wszystko się we mnie zmieniło. Właściwie to już wcześniej zaczęło się zmieniać, ale ty… wniosłaś do mojego świata… sam nie wiem… światło. Jakbyś wypełniła moje płuca powietrzem, przywróciła mnie do życia i po raz pierwszy byłem naprawdę żywy. Czy to dziwne, że się w tobie zakochałem? – Błagał spojrzeniem, aby mu uwierzyła. – Nie rozumiem, jak mężczyzna może być z tobą dłużej niż pięć sekund i się nie zakochać. Jak może usłyszeć twój śmiech, zobaczyć uśmiech, po prostu być z tobą i cię nie kochać. Nie lubię siebie za bardzo, ale lubię tego człowieka, którym jestem przy tobie. Lubię to, jacy jesteśmy razem. Chciałbym być tym człowiekiem już zawsze.
– O mój Boże. – Zakryła usta i popłakała się. Te słowa wypowiedziane głosem Guya rozdzierały ją na pół. – Też bym tego chciała.
– Niestety nie jestem nim. Ale nie jestem też tym, kim byłem, kiedy tu przyjechałem. Nie bardzo wiem, kim jestem. Wiem po prostu, że nie chcę wracać do swojego starego życia. Jezu – jęknął, kręcąc głową. – Gdyby ostatniego wieczoru nie zaszło to, co zaszło, gdybyś się dowiedziała, kim jestem, w inny sposób, to teraz błagałbym, żebyś wróciła i pomogła mi zrozumieć, kim naprawdę jestem. Może moje prawdziwe „ja" znajduje się gdzieś pomiędzy Guyem i Lance'em i po prostu muszę się nauczyć, jak nim być bez charakteryzacji i chowania się w ciemnościach. Ale wczoraj wydarzyło się to, co się wydarzyło. I teraz nie ma sposobu, żebyśmy byli razem w miejscach publicznych i żeby wszyscy nie zorientowali się, że to ty byłaś na zdjęciach. Znam cię dość, żeby wiedzieć, jak bardzo… „niewygodnie" się z tym czujesz.
Zdała sobie sprawę z tego, o czym on mówi. Nie tylko jej przyjaciele i rodzina dowiedzieliby się o wszystkim, co było już wystarczająco przerażające, ale jeśli zostaną razem, to za każdym razem, gdy Byron przedstawi ją komuś ze swoich znajomych, podając im rękę i uśmiechając się, będzie wiedziała: „Ta osoba widziała mnie nago".
Jego przyjaciele. Bogaci, sławni, piękni ludzie. Większość z nich miała wypielęgnowane w salonach ciała. Może Byron nie nabijał się z niej – nadal nie była pewna, czy w to wierzy – ale reszta świata z pewnością będzie. Ludzie zobaczą ich dwoje razem i powiedzą: „Co Byron Parks robi z tym tłuściochem?".
Nawet bez zdjęć, nawet gdyby straciła resztę nadwagi i nie była już grubasem, nie mogłaby się dopasować do jego przyjaciół. Do ich stylu życia.
Odsunęła tę myśl.
– Nawet gdyby to się nie stało, nie moglibyśmy być razem. Ty masz całkiem inne życie, a ja muszę zaopiekować się Meme.
– Ach tak, twoje obowiązki.
Do bólu dołączyła odrobina złości.
– Nie każdy może robić w życiu po prostu to, co zechce. Niektórzy mają obowiązki, których nie mogą ignorować.
– Wiem, miałem tylko na myśli to, co mówiłem: żebyś poprosiła, aby twoja babcia stawiła czoło swoim lękom, żebyś nie musiała poświęcać dla niej własnego życia.
Wstała i spojrzała mu w oczy. Objęła się za ramiona.
– To raczej nie jest dobry pomysł, abyśmy rozmawiali o tym, czym się podzieliłam z tobą, kiedy uważałam cię za kogoś innego. Kogoś, komu mogłam ufać. Nie kogoś, kto stosuje różne gierki, aby na jakiś czas się ukryć. Kogoś, kto sypia ze swoją gospodynią, bo jest jedyną kobietą, jaką może mieć, nie rezygnując z przebrania.
– To nie tak! – upierał się, a potem potarł twarz. – Co mam powiedzieć, żeby cię przekonać, że to, co wydarzyło się między nami, było prawdziwe? To nie było kłamstwo. Nie ma Guya Gaspara, ale to, co nas połączyło, było prawdziwe.
– Cały czas myślę, ile razy błagałam cię, abyś zdobył się na odwagę i pokazał mi swoją twarz. – Zaśmiała się drżącym głosem. – Ile razy upierałam się, że twój wygląd nie ma znaczenia. Wiesz, jak ci współczułam? Jak się martwiłam? – Zacisnęła dłonie w pięści, jakby zaraz miała stracić panowanie nad sobą. – Tak bardzo chciałam ci pomóc zaakceptować samego siebie, żebyś nie musiał żyć w zaniknięciu z powodu strachu, jak ludzie zareagują na twój wygląd. Pewnie zadręczałabym się z twojego powodu przez resztę życia, myśląc, że siedzisz samotnie w tej wieży. Ale ty nawet nie siedziałeś tam przez cały czas. Świetnie się bawiłeś jako beztroski Lance Beaufort. – Łza spłynęła jej po policzku. – Ależ to musiała być zabawa. Pewnie nie ze mnie jednej się śmiałeś. Założę się, że nabijałeś się z całej wyspy. Wymyśliłeś bajeczkę o bestii w wieży i wszyscy w nią uwierzyli. Jak długo zamierzałeś bawić się tę maskaradę?
– Nie wiem. Niezbyt długo. – Byron przyglądał jej się, zastanawiając się, ile powiedzieć. Po tym, co jej zrobił, zasłużyła na pełną szczerość. – Bawiłem się pomysłem, że Gaspar sprzeda ten fort mnie, dzięki czemu on by zniknął, a ja bym się wprowadził.
– Rozumiem. – Spojrzała na niego tak oskarżycielsko, że prawdziwy cios mniej by zabolał. – To ja przez resztę życia cierpiałabym z twojego powodu, czując, że poniosłam porażkę. – Głos jej się załamał i przycisnęła grzbiet dłoni do ust. – Porażkę, bo nie pomogłam ci zaakceptować siebie. A ty byś po prostu wrócił do starego życia z przyjęciami, filmowymi premierami i randkami z gwiazdami. Stała przed nim i cała się strzęsła. – Nie jestem kobietą, która przeklina, ale niech cię piekło za to pochłonie. Niech cię diabli wezmą!
Popędziła do drzwi.
– Amy, poczekaj1. – Pobiegł za nią i złapał ją za rękę.
– Puść mnie! – Uderzyła go w dłoń.
– Posłuchaj, proszę. – Uniósł wolną rękę błagalnie. – Posłuchaj tylko.
– Puść mnie!
– Posłuchasz mnie, gdy cię puszczę? – Przestała się szarpać, a on puścił jej rękę. Odwróciła się do niego plecami i przyciągnęła rękę do piersi. – Nie poniosłaś porażki. Gdybym był Guyem, zaufałbym ci. Jedyna rzecz, która powstrzymywała mnie przed pokazaniem ci się, to świadomość, że to bardzo by cię zraniło. Bardziej niż sobie wyobrażasz.
– To nieprawda. – Spiorunowała go wzrokiem, zerkając ponad ramieniem. – Jestem wściekła i upokorzona, ale już byłam zraniona i cierpiałabym przez resztę życia z powodu kogoś, kto nawet nie istnieje.
– Ale ja istnieję. Może nie jestem Guyem, ale przed twoim przybyciem siedziałem w pułapce. Uwięziony w samym sobie. Pomogłaś mi się uwolnić. Nie zamierzam wracać do swojego starego życia, nawet jeśli wrócę do LA. Czas, żebym przestał się chować, ale nie zamierzam być taki, jaki byłem przed przyjazdem tutaj. Nie proszę o wybaczenie za to, że tak cię zraniłem, ale proszę, żebyś także nie wracała do swego dawnego „ja". To, co nas połączyło, zmieniło nas oboje. Więc proszę cię tylko, abyś zdobyła się na odwagę i pozostała kobietą, którą byłaś przy mnie.
Odwróciła wzrok i stała przez dłuższą chwilę, nim pokręciła głową. Nie bardzo wiedział, czy odrzuca jego słowa, czy mówi mu nie.
– Muszę się spakować.
Zostawiła go samego w zalanej słońcem kuchni. Więc koniec końców to on poniósł klęskę. Tym razem, gdy ból narastał w jego piersi, pozwolił mu przyjść, wypełnić się. W końcu Byron schował twarz w dłoniach i zapłakał.
Rozdział 17
Jeśli nie podoba ci się rzeczywistość, w której żyjesz, poszukaj sposobu, żeby ją zmienić.
Jak wieść idealne życie
Amy obudziła się w swoim łóżku w domu. Przez moment to było jak sen, który miała po tym, gdy pierwszy raz kochała się z Guyem: nigdy nie wyjechała i nic z jej wyjazdu nie wydarzyło się naprawdę. A potem napłynęły gwałtowną falą wspomnienia, a wraz z nimi ponownie żałoba.
Rzeczywistość i sen zamieniły się miejscami i sen okazał się prawdą. Czas spędzony na St. Barts stał się iluzją. Nie było Guya. Był tylko obcy mężczyzna imieniem Byron.
Niechętnie wstała, żeby wziąć się do rozpakowywania rzeczy – nie tych z St. Barts. Zostawiła wszystko, nie zabrała nic oprócz ubrania, które miała na sobie w samolocie. Za to przysłano jej bagaże zostawione na statku. Przeglądanie tych rzeczy było surrealistycznym przeżyciem. Ubrania, które Christine pomogła jej kupić przed wyjazdem, wtedy wydawały się całkiem ładne. Teraz wyglądały workowato i niemodnie.
Czy naprawdę chciała wrócić do takich strojów?
Z drugiej strony czy miała serce albo siły, żeby pójść na zakupy i kupić nowe ubrania? Takie jak te, które wybrał jej Lance?
Jego głos odezwał się echem w jej umyśle. Zdobądź się na odwagę i pozostań kobietą, którą byłaś przy mnie.
Wspomnienie znowu przywołało łzy, które ją rozgniewały. Musiała przestać płakać. Prawie słyszała swoją matkę: Płacz nie pomaga. Niczego nie zmienia.
Nie płacz. Nie narzekaj. Bądź odważna. Bądź silna. Przetrwaj, przetrwaj, przetrwaj.
Zwykle te słowa dodawały jej sił, ale tym razem tylko powiększyły ból. W akcie nieposłuszeństwa usiadła na podłodze obok walizki pełnej workowatych ciuchów i ryczała tak mocno i długo, że aż zrobiło jej się niedobrze. Płakała z własnego powodu. Z powodu matki. Z powodu utraty dziadka. A przede wszystkim z powodu utraty Guya. Ryczała tak długo, aż nic w niej nie zostało. Aż poczuła się całkiem pusta.
Wypłukana z wszelkich uczuć, rozejrzała się po swoim radosnym, maleńkim mieszkaniu i pomyślała: „Co ja tu robię?".
Ta myśl wstrząsnęła nią. Dziwne pytanie. Przecież tu mieszkała. Tu było jej miejsce. Przez cały czas wiedziała, że tu wróci, żeby zaopiekować się Meme, czym powinna się przede wszystkim zająć. Przyjechała wczoraj wieczorem tak późno, że nie miała okazji nawet sprawdzić, jak się miewa babcia.
Na myśl o spotkaniu się z Meme uciekała z niej resztka energii, którą jakoś w sobie wskrzesiła. Mimo to wstała i mechanicznie się ubrała. Ponieważ ubrania z rejsu trzeba było uprać, włożyła stary czerwony T-shirt i dżinsową sukienkę na szelkach – obie rzeczy kilka rozmiarów za duże. Spojrzenie w lustro potwierdziło, że strach na wróble zwany Amy powrócił.
Nie chciała o tym myśleć. Wyszła z powozowni i ruszyła ścieżką przez ogród do głównego domu. W nocy przeszła burza, pełna błyskawic i grozy typowej dla wiosennej burzy w Teksasie. Jednak tego ranka żadna chmurka nie szpeciła nieba. Ogród błyszczał wilgocią, a w powietrzu wisiała złota mgiełka.
Minęła klomby, które wyglądały na wyjątkowo zadbane. Zastanawiała się, czy Elda wzięła na siebie i ten obowiązek. Będzie musiała jej później podziękować, kiedy spotka ją się i omówią wszystko, co wydarzyło się podczas nieobecności Amy.
Ptaki kłóciły się i gawędziły na wielkim dębie, który ocieniał główny trawnik. Kiedy Amy weszła na tylną werandę, zauważyła, że burza zostawiła stosy liści w kilku miejscach przy meblach z białej wikliny. Będzie musiała tu przyjść z miotłą, nim wróci do powozowni, żeby zacząć pierwszy dzień pracy po powrocie.
– Meme? – zawołała, gdy weszła przez przesuwane szklane drzwi. Zapach zaatakował ją tysiącem wspomnień. Dom dziadków zawsze pachniał tak samo: pieczonym ciastem, cytrynową pastą do mebli i różami. Zobaczyła wazon ze świeżo ściętymi kwiatami na stoliku z wiśniowego drewna w tylnym salonie.
– Amy?
Najpierw rozległ się brzęk i grzechot chodzika babci, a potem w drzwiach do kuchni pojawiła się Meme, ubrana w bladoniebieski kostium. Uśmiech rozświetlił pomarszczoną twarz zwieńczoną siwym, wysokim kokiem.
– Tak się cieszę, że jesteś w domu!
Amy podbiegła i przytuliła niezgrabnie babcię, z chodzikiem między nimi. Zamknęła oczy i skupiła się na znajomym dotyku drobnego, słabego ciała Meme i zapachu perfumowanego talku.
– Dobrze cię wiedzieć. – Amy wyprostowała się, żeby przyjrzeć się babci, upewnić, że Meme żyje i ma się dobrze.
Babcia wyglądała nieźle i miała nieco zaróżowione policzki. Ta sama nieskazitelna cera i piękne rysy, które przekazała dzieciom i wnukom.
– Dlaczego używasz chodzika? Dobrze sobie radziłaś bez niego przed moim wyjazdem.
– Och, biodro znowu mnie boli – westchnęła Meme.
– Chodź, usiądź.
– Nie, nie, właśnie robię ciasto.
Meme odwróciła się i pokuśtykała do kuchni.
– Ciasto?
Amy ruszyła za nią do lśniącego, białego pomieszczenia z koronkowymi firankami i sprzętem kuchennym pamiętającym lata pięćdziesiąte.
– Chciałam przygotować coś specjalnego z okazji twojego powrotu.
– Nie trzeba.
Czy Meme znowu zapomniała, że Amy jest na diecie i nie je słodyczy?
– Wiesz, że to dla mnie przyjemność.
Meme męczyła się, żeby jedną ręką trzymając się chodzika, drugą wziąć szpatułkę. Czekoladowe ciasto wypełniało żeliwny mikser, który stal na blacie wyłożonym białymi kafelkami. Powykręcana artretyzmem dłoń Meme trzęsła się, gdy kobieta zdrapywała ciasto z brzegów miski.
– Obawiam się, że przeceniłam swoje siły.
– Daj, ja to zrobię. Ty siadaj. – Amy pomogła babci usiąść na krześle przy stole śniadaniowym.
Meme złapała ją za rękę i uścisnęła mocno, sadowiąc się.
– Tak się cieszę, że wróciłaś do domu cała i zdrowa. Jaka przerażająca była cała ta sprawa.
– Właściwie nie było tak źle – odparła Amy i pomyślała, że pomijając zakończenie historii, było cudownie. Najcudowniejszy okres w jej życiu. – Chcesz, żebym ci opowiedziała o St. Barts?
– Tutaj panował pełen chaos – oznajmiła Meme i zaczęła wymieniać wszystko, co wydarzyło się podczas nieobecności wnuczki.
Amy słuchała, przelewając ciasto do dwóch okrągłych foremek i wkładając je do piekarnika. Właściwie była wdzięczna, że babcia nie zapytała jej o wycieczkę, ale litania ciężarów, jakie musiała znosić babcia, wydawała się nie mieć końca.
To rozdrażniło Amy bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, jakby pięć tygodni poza domem zmniejszyło jej tolerancję na jęki babci.
Na liście pojawił się sąsiad, któremu zdiagnozowano raka prostaty. Jego żona tak się załamała, że jedyne, co Meme mogła zrobić, to ją pocieszać. Tego typu rzeczy to zawsze kompletny szok. A ludzie po prostu nie zdają sobie sprawy, jak ich smutki wpływają na innych. I był też tragiczny wypadek samochodowy, w którym zginął syn i synowa jednego z nieżyjących już partnerów babci do brydża. Pogrzeb był bardzo trudny, bo w czasie wiosennych deszczy artretyzm wyjątkowo męczył Meme. A biodro to nie jedyna rzecz przysparzająca bólu. Meme miała niemal śmiertelny atak serca zaraz po wyjeździe Amy, po którym jeszcze nie wydobrzała.
– Co? – Amy aż zatkało, chociaż wiedziała, że „atak serca" w wypadku Meme oznaczał najwyżej dusznicę. – Elda nic mi nie mówiła!
– Oczywiście, że nie, moja droga – westchnęła Menie. – Nie chciałam ci psuć wakacji, więc poprosiłam, żeby nic nie wspominała.
– Meme, nie. – Amy usiadła i wzięła kruchą dłoń Meme. – Nie możesz niczego przede mną ukrywać. Kiedy wyjeżdżam, muszę być pewna, że zawsze dowiem się, co się dzieje. Inaczej podróże będą dla mnie o wiele trudniejsze, a powiedziałam ci, jak bardzo chcę odwiedzić kilka miejsc.
– Cóż, taki jest problem z podróżami, prawda? – Kolejne westchnienie. – Ludzie zawsze mówią „wszystko w porządku", kiedy się dzwoni do domu, ale równie dobrze dom mógł spalić się do fundamentów, a oni po prostu nie chcą ci psuć podróży. Ale teraz już jesteś w domu, Bogu dzięki. I mam nadzieję, że to wszystko da ci do myślenia, jeśli idzie o kolejne wyjazdy.
Amy wyprostowała się, bo właśnie coś do niej dotarło. Uderzyło ją to z taką siłą, jakby ktoś zerwał jej klapki z oczu. Guy miał rację. Meme robiła to celowo.
Amy powiedziała, że podróżowanie stanie się trudniejsze, jeśli nie będzie miała rzetelnych wieści z domu, a jej babcia odpowiada w ten sposób?
Poza tym połowa trudności, które Meme rzekomo musiała znosić, nawet jej nie dotyczyły. Wzięła na siebie zmartwienia sąsiadki i utratę kogoś, kogo pewnie nie widziała od dwudziestu lat. A mimo to Amy nadal miała czuć się winna, bo zostawiła Meme, aby sama radziła sobie z tym wszystkim?
– Wiesz co, Meme? – Poklepała stół. – Muszę już iść.
– Przecież dopiero przyszłaś. I twoje ciasto jeszcze nie jest gotowe.
A tak, ciasto. Niech Amy siedzi w domu, to znowu będzie można ją tuczyć.
Nie, nie. Pokręciła głową. Nie może być tak źle, jak myślała. Meme nie mogła być aż tak egoistyczna. Naprawdę się bała i dlatego tak się zachowywała. Nie zamierzała odebrać wolności wnuczce, zakuwać jej w okowy własnych lęków.
Skoro masz dość odwagi, żeby przeciwstawić się swym lękom, to czy za dużo byś wymagała, oczekując, że twoja babcia pokona własne?
Pokręciła głową, słysząc słowa Guya.
– Przykro mi, naprawdę muszę iść.
– Nic ci nie jest? – Meme z trudem wstała. – Wyglądasz na chorą. Nie złapałaś niczego w podróży, prawda?
– Nie. – Amy przytuliła babcię, nie bardzo wiedząc, czy śmiać się, czy płakać. – Nic mi nie jest. Zajrzę do ciebie później.
– Dobrze. – Meme odwzajemniła uścisk. – Boże, schudłaś?
– Tak. Całkiem sporo.
– No proszę. – Meme spojrzała na nią i w jej bladych oczach pojawiło się zmartwienie. – Musisz uważać, żeby nie schudnąć za bardzo, bo osłabniesz. Ale wyglądasz ślicznie, prawda? Podobasz mi się w tej sukience. Bardzo dobrze leży na dziewczynie z twoją figurą.
Nieprawda, pomyślała Amy. W tej sukience wyglądała potwornie grubo. Pokręciła głową.
– Naprawdę muszę iść.
– Dobrze. – Meme znowu ją uścisnęła. – Porozmawiamy później.
Amy wyszła i krok dzielił ją od histerii. Dlaczego wcześniej nie widziała manipulacji Meme? W gruncie rzeczy widziała, tylko nie aż tak wyraźnie.
Ale dlaczego? Dlaczego przez wszystkie lata patrzyła na to poprzez filtr usprawiedliwień i wymówek? Meme nie chciała jej ranić, tylko szukała oparcia. Wręcz przeciwnie – chciała, aby Amy była bezpieczna. Jednak przywiązanie babci spowodowało wiele zniszczeń. Była jak winorośl, która oplata się wokół drzewa, aż w końcu je dusi i uśmierca.
Kiedy doszła do powozowni, zobaczyła, że drzwi do biura są otwarte. Widać Elda przyjechała, kiedy Amy siedziała w domu u babci.
Kobieta rozmawiała przez telefon, podczas gdy jej place fruwały po klawiaturze. Elda, osoba ledwo po sześćdziesiątce, emanowała pewnością siebie i ciepłem, czyli cechami, które przypisywano idealnej niani. Kiedy tylko zobaczyła Amy, rozpromieniła się.
– Witamy w domu – powiedziała, kończąc rozmowę telefoniczną. Wyjęła słuchawkę od zestawu głośno mówiącego i podeszła, żeby objąć Amy. – Tak się cieszę, że wróciłaś. Opowiadaj o podróży.
Amy wybuchła płaczem. Dlaczego babcia nie powitała jej w ten sposób?
– Och, kochanie – zagruchała Elda, prowadząc Amy do jednego z foteli przed biurkiem. – Co się stało?
– Nic.
Amy głęboko odetchnęła, żeby zapanować nad emocjami, kiedy rozglądała się po urządzonym po kobiecemu biurze. Wszystkie rośliny podlewano, a zabytkowe meble wypolerowano.
– Po prostu nadal jestem zmęczona po locie do domu.
– Więc powinnaś wziąć wolny dzień – podsumowała Elda, siadając za biurkiem. – Poradzę sobie tutaj jeszcze jeden dzień.
– Nie, i tak prosiłam, żebyś została dłużej, niż planowałaś. Nie chcę cię dodatkowo wykorzystywać.
– Och, daj spokój – żachnęła się Elda. – Sama frajda. Masz tu takie cudowne biuro. Siedzieć tu i patrzeć na ogród, jednocześnie pracując, to sama przyjemność.
– Zauważyłam, że ogród jest zadbany. Dziękuję, że się tym zajęłaś.
– Nie zajmowałam się. To chyba twoja babcia.
– Co? Ale… jak? Biodro ją boli i mówi, że miała atak serca. Pewnie przesadziła z tym ostatnim, ale mimo wszystko wolałabym, żebyś tego nie zatajała przede mną. Wiem, że chciałyście mi oszczędzić zmartwień, ale muszę wiedzieć, co się dzieje.
Elda zaśmiała się.
– Och, kochanie. Ta Daphne. To dopiero numer. Nie miała żadnego ataku serca, tylko lekką dusznicę z powodu nadmiaru emocji, ale nawet nie na tyle poważną, żeby zabrali ją do szpitala. Chociaż chciała wezwać karetkę i tak dalej.
– Jesteś pewna? – zapytała Amy, chociaż właśnie tego się spodziewała. – Czy to się stało, gdy utknęłam na St. Barts?
– Dobry Boże, nie. – Elda machnęła ręką. – Po prostu zdenerwowała się na mnie. Leżała na sofie przez pierwszych parę dni po twoim wyjeździe i spodziewała się, że będę dla niej gotować i sprzątać, bo czuje się tak marnie. Powiedziałam jej, że nie będę się tym zajmować, bo doskonale sama sobie poradzi. Więc urządziła ten swój mały teatrzyk, a ja go zignorowałam. To jedna z rzeczy, której nauczyłam się, opiekując się rozpuszczonymi bachorami. Jeśli ignorujesz ich napady, przestają urządzać sceny.
Amy zamrugała. Elda właśnie porównała Meme do rozpuszczonego bachora?
– Po pierwszych dwóch tygodniach zaczęła wyprawiać się do ogrodu i pielić w bardzo zabawny sposób, tak żebym na pewno zobaczyła, jak bardzo się przy tym męczy. To też zignorowałam.
– Ignorowałaś ją, kiedy męczyła się przy pieleniu? – Amy ogarnął gniew. Co narobiła – zostawiła babcię na pastwę takiej kobiety! -A gdyby coś sobie zrobiła?
– Amy. – Elda spojrzała na nią surowo. – Miałam na nią oko i gdyby stało się coś, co wymagałoby uwagi, w jednej chwili byłabym przy niej. Ale prawda jest taka, że Daphne musi wstać, poruszać się trochę i zaczerpnąć świeżego powietrza. Myślę, że świetnie jej to zrobiło.
– Więc dlaczego znowu używa chodzika?
– Na miły Bóg, nie mam pojęcia. – Elda uniosła brew, jasno dając do zrozumienia, że babcia wyciągnęła chodzik na użytek wnuczki. – Jeśli chcesz poznać moje zdanie, powinna więcej czasu spędzać z ludźmi. Może znowu zapraszać przyjaciół na brydża.
– Większość jej znajomych umarła.
– Wszyscy nie mogli poumierać. I na pewno może poznać nowych ludzi. Co czwartek chodzę na spotkania, gdzie robimy albumy z wycinkami. Może powinnaś ją zachęcić, aby przyjęła moje zaproszenie i przyłączyła się.
Więc teraz to Amy wina, że babcia nie ma przyjaciół? Potarła skronie. Chciało jej się płakać. Albo krzyczeć.
– Kochanie, dobrze się czujesz? – Elda pochyliła się ku niej.
– Przepraszam. Jestem po prostu zmęczona.
– Więc zrób, jak ci mówię, i weź wolne. Zajmę się tu wszystkim.
– Nie, musimy przejrzeć zlecenia, które czekają.
– Mam wszystko pod kontrolą. – Elda znowu włożyła słuchawkę. – Ty odpocznij.
Amy chciała się sprzeczać. Nigdy nie brała wolnego ani nie pozwalała, żeby ktoś pracował za nią. Ale czuła się wyczerpana i miała wrażenie, że zaraz padnie.
– Na pewno?
– Zdecydowanie. Zmykaj, a ja wracam do pracy.
Amy wyszła i wspięła się po schodach prowadzących do jej mieszkania. Lepiej czuła się w półmroku, więc zostawiła zaciągnięte zasłony, chociaż normalnie w tak cudowny dzień otworzyłaby wszystkie okna na całą szerokość. Potem włączyła laptop, żeby skontaktować się z Maddy i Christine. Pierwszy raz przeraziła ją ta myśl. Jak ma im powiedzieć, co się wydarzyło? Gdy pisała ostatni raz, zapowiedziała im, że zażąda od Guya, by pokazał jej swą twarz. Życzyły jej szczęścia i spodziewały się opowieści, co potem.
Zdoła im powiedzieć, co się wydarzyło?
Zdała sobie sprawę, że nie. Nie potrafiła przełożyć na słowa nic z tego, co się stało. Nie, póki to nadal jest tak świeże. Ale musiała dać im znać, że wróciła do domu. Że nic jej nie jest. Nic? Była bliska histerii, ale opanowała się i włączyła pocztę.
Znalazła kilka nowych listów od przyjaciółek i jak zwykle garść śmieci.
Oraz list od Guya.
Zamarła, gdy zobaczyła adres. Przez większość czasu korzystali z bezpośredniego połączenia między komputerami, ale znali również swoje adresy e-mailowe. Tyle że Guy nie istniał. Więc ten e-mail był od Byrona Parksa.
Temat: Przeczytaj proszę
Czy odważy się go otworzyć? Co miał jej do powiedzenia?
Drżącymi palcami otworzyła e-mail.
Wiadomość: Chciałem się tylko upewnić, że szczęśliwie dotarłaś do domu. Nie chcę ci zawracać głowy – Ten tydzień może być trochę ciężki, zależnie od tego, ile szmatławców weźmie fotografie i czy dadzą je na okładki. Mam nadzieję, że ugrzęzną gdzieś w środku albo w ogóle się nie pojawią. Ale jeśli będzie ciężko i przyda ci się ktoś, żeby o tym pogadać, jestem tu.
Już chciała napisać, że ma przyjaciół – prawdziwych przyjaciół – kiedy przypomniała sobie, że postanowiła nie mówić im o wszystkim. Poza tym to, co się wydarzyło, dotyczyło ich obojga – jej i Byrona. Być może łatwiej będzie razem przełknąć konsekwencje ostatnich wydarzeń. "Wzięła się "w garść i napisała uprzejmą, choć chłodną odpowiedź: Tak, jestem w domu. Doceniam troskę i będę pamiętać o propozycji.
Wróciła do czytania e-maili od przyjaciółek, kiedy pojawiała się odpowiedź od Byrona. Najwyraźniej był on-line. Wyobraziła go sobie, jak siedzi w wieży z laptopem, tak jak to robiła wiele razy, tyle że teraz wiedziała już, jak on wygląda.
Byron: Cieszę się, że dotarłaś do domu bez przygód. Zauważyłem, że zostawiłaś swoje rzeczy. Chciałem, żebyś je zabrała, z przyjemnością je spakuję i prześlę.
Amy: Nie chcę ich. Zatrzymaj je sobie.
Proszę, to powinno zamknąć sprawę. Ale znowu odpowiedział, nim ona zdążyła zająć się czymś innym: Wątpię, żebym dobrze w nich wyglądał. Prześlę ci je. Zrobisz z nimi, co uznasz za stosowne. Ale ponownie proszę. Proszę, nie zacznij znowu się chować. Jesteś piękną kobietą, Amy. Jedną z najpiękniejszych, jakie kiedykolwiek poznałem. Nie chowaj się.
Gniew sprawił, że błyskawicznie wystukała odpowiedź: Biorąc pod uwagę twoją ostatnią dziewczynę, Gillian Moore, trochę trudno mi uwierzyć w twoje słowa. Mam tu dość problemów. Proszę, nie pogarszaj sprawy fałszywymi pochlebstwami.
Byron: Nadal mi nie wierzysz? To zaczyna mnie wkurzać. Wierzyłaś mi, kiedy myślałaś, że jestem brzydki. Myślisz, że tylko brzydki mężczyzna uznacię zapiękną? Amy, mógłbym cię za to udusić. Musisz spojrzeć na siebie w lustrze, ale tak porządnie. Albo lepiej nie. Ponieważ wróciłaś do domu i zajmujesz się babcią, założę się, że znowu siedzisz w starych ubraniach, z włosami sczesanymi w warkocz. Nie rób tego sobie. Nie zamykaj się tak.
Zagapiła się na te słowa, zdając sobie sprawę, że to właśnie powiedziałby Guy. Spojrzała na swoją sukienkę i skrzywiła się. Spędziła w domu niecałą dobę, a już wracała do tego, kim była.
Właśnie to powiedziałby Guy.
Ta myśl nią wstrząsnęła. Powiedział jej, kiedy stali w kuchni, że może prawdziwy on znajdował się gdzieś pomiędzy Lance'em i Guyem. To jej dało do myślenia. Właściwie miała mnóstwo rzeczy do przemyślenia, na przykład to, że Elda całkiem dobrze poradziła sobie z Meme. Dom się nie zawalił. Ogród nie usechł i nie umarł.
Wyjechała na miesiąc i nic złego się nie stało. Właściwie było lepiej niż za jej bytności. Zdecydowanie miała nad czym się zastanowić. Odpowiedziała Byronowi, obiecując, że zrobi co w jej mocy, jeśli idzie o stroje. Potem wróciła do listów Maddy i Christine. Christine znowu była w Kolorado, ponieważ grafik w szpitalu pozwalał jej wyjeżdżać na trzy-cztery dni. Amy zbyła pytania przyjaciółek na temat tego, co się wydarzyło na St. Barts, stwierdzając, że opowie im wszystko, kiedy spotkają się na wieczorze panieńskim. To da jej kilka dni, żeby zdecydować, ile im zdradzi.
Uspokoiwszy przyjaciółki – właściwie to nie całkiem, bo zaczęły jej grozić, domagając się, żeby od razu wszystko opowiedziała, ale przynajmniej trzymała je na dystans – zamknęła z trzaskiem laptop, wzięła kluczyki od samochodu i pojechała na zakupy.
Rozdział 18
Często właściwą drogą jest ta najprostsza.
Jak wieść idealne życie
Amy świetnie się bawiła na zakupach. Weszła do centrum handlowego, postanawiając znaleźć trochę ubrań podobnych do tych, które wybrał jej Lance. A właściwie Byron. To było naprawdę niesamowite, że poszła na zakupy z Byronem Parksem, synem sławnej modelki. Ile kobiet może coś takiego o sobie powiedzieć?
Tak się szczęśliwie złożyło, że zamiast pójść do domu towarowego, w którym zwykle robiła zakupy, natknęła się na świetny butik. Mieli tam wygodne ubrania, które można było ze sobą świetnie komponować.
Zdołała kupić podstawy całkiem nowej garderoby w jednym sklepie, łącznie z mnóstwem zabawnej, ciężkiej biżuterii.
Kiedy tylko wróciła do domu, zaczęła pisać do Guya, ale przerwała, gdy złapała się na tym, co robi. Tak się przyzwyczaiła do opowiadania mu o wszystkim, że odruchowo napisała do niego list. Tyle że to nie był Guy. Tylko Byron.
Jednak coś zmuszało ją do kontynuowania wcześniejszej wymiany listów. Chociaż była wściekła, pamiętała, jak błagał ją, żeby nie zamieniała się z powrotem w stracha na wróble. Jeśli myślał o tym choćby w połowie tak poważnie jak ona o wyciągnięciu Guya z wieży, to z grzeczności powinna uspokoić jego niepokoje.
Po długim zastanowieniu napisała: Chciałam dać ci znać, że byłam dziś na zakupach i kupiłam bardzo ładne ubrania w stylu, który, jak. sądzę, byś zaaprobował. Więc naprawdę nie musisz mi przesyłać tamtych rzeczy.
Byron: Byłaś na zakupach? Serio? Szkoda, że mnie tam nie było. Uwielbiam zakupy z tobą. Co kupiłaś'?
Amy zmarszczyła brwi, patrząc na ekran. No dobra, to było dziwne uczucie, dostać odpowiedź jak od Lance'a, ale napisaną w amerykańskim stylu Guya. Zastanawiała się, czy go nie zignorować, ale to wydawało się niegrzeczne, więc powiedziała mu o sklepie, który znalazła.
Odpisał: Dobrze znam sklep, o którym mówisz. To mała sieć. Przyjaciółka mojej matki pozowała do ich katalogu. Mówi, że mają najwygodniejsze, najbardziej twarzowe ubrania, jakie kiedykolwiek nosiła, a sesje fotograficzne zawsze organizują w jakichś zabawnych miejscach.
Amy: Nigdy wcześniej nie mówiłeś o znajomych ani rodzinie, o niczym związanym z życiem osobistym.
Byron: Nie mogłem, póki nie wiedziałaś, kim jestem. Teraz mogę. Jeśli chcesz słuchać. Możesz mnie zapytać o wszystko.
Amy powiedziała sobie, że nie powinna. Ten mężczyzna nie był kimś, kogo chciała poznać. Kłamczucha. Desperacko chciała go poznać. Spędziła z nim cztery najbardziej niewiarygodne tygodnie swojego życia. Nie okazał się tym, kogo się spodziewała, gdy opadła maska – jeśli można to tak ująć – ale chciała się dowiedzieć, kim był.
I tak zaczęły się cztery bite dni wypełnione e-mailową korespondencją. Rozmowy ciągnęły się w nieskończoność, często późno w noc. Amy zasypiała z laptopem i każdego dnia budziła się z wiadomością na „dzień dobry".
Odpowiadał na każde pytanie. Opowiadał jej o swoim dzieciństwie, kiedy krążył między sławnymi rodzicami, spędzając rok szkolny w Kalifornii, a lato w domu grand-mere w południowej Francji.
Amy: To jej kuchnia była inspiracją dla twojej?
Byron: Tak. Uwielbiałem spędzać tam czas. Mieszka w maleńkim domku pod Narbonne i hoduje własne kurczaki i kozy. Moja matka uważa, że jej proste pochodzenie to żenująca sprawa, ale ja zawsze uwielbiałem spędzać tam lato. To było jedyne miejsce, gdzie czułem., że mogę odpocząć i… sam nie wiem… być sobą.
Uznała, że to smutne – tak wcześnie zaczął nosić maskę człowieka znudzonego życiem. I była teraz pewna, że twarz, którą Byron Parks pokazywał światu, to maska. Przypomniała sobie, jak mówił, że może i nie jest Guyem, ale był zamknięty sam w sobie. Naprawdę okazał się oszpeconym bliznami człowiekiem ukrywającym się w wieży – tyle że to były blizny na duszy. Nie, żeby to usprawiedliwiało, co jej zrobił, ale teraz lepiej go rozumiała.
A potem nadszedł dzień, gdy tabloid z wiadomymi zdjęciami pojawił się w kioskach. Byron powitał Amy słowami: Mam nadzieję, że zrobiłaś zakupy na cały tydzień, bo przez jakiś czas będziesz chyba wolała unikać stania w kolejce do kasy.
Amy: Jest aż tak źle?
Byron: Wylądowaliśmy na okładce„ The Sun". Właściwie to zdjęcie nie jest takie złe. Ale znienawidzisz te w środku. Boże, tak mi przykro. Chciałbym dorwać w swoje ręce tę małą łasicę i udusić go paskiem od aparatu.
Oczywiście musiała sprawdzić. Z żołądkiem zaciśniętym w supeł podeszła do kolejki i zobaczyła zdjęcie. Zbliżenie rozwścieczonego Byrona, przyciskającego ją do piersi. Jedną dłonią zakrywał jej twarz, a drugą wznosił do obiektywu, jakby chciał się zasłonić albo go złapać.
Kiedy ludzie stali w kolejce za nią, nie miała śmiałości, żeby otworzyć pismo i zobaczyć, jakie zdjęcia są w środku, więc kupiła tabloid i zabrała go do domu. Potem gapiła się jak ogłuszona na ziarniste zdjęcia swej nagiej postaci biegnącej po schodach. Nagłówki jeszcze bardziej przyprawiały o mdłości: Byron Parks przyłapany ze swoją gospodynią.
Czy ktokolwiek, kto wie, gdzie była i co robiła, poskłada to w całość? Na szczęście nikt nie wspominał na okładce o St. Barts, więc osoby, które mogłyby się zorientować: Maddy, Christine, Elda i Meme, musiałyby przeczytać cały artykuł. Ponieważ żadna z nich nie czytywała takich pisemek, Amy czuła się względnie bezpieczna.
Co do artykułu, też okazał się nieprzyjemny. Autor twierdził, że Byron, który ma złamane serce z powodu rozstania z Gillian Moore, związał się z pulchną gospodynią, szukając pocieszenia.
Kiedy nieco ochłonęła, napisała w e-mailu: Cóż, wszystko to było do przewidzenia.
Byron: I nic się nie zgadza. Kiedy Gillian mnie rzuciła, bynajmniej nie złamała mi serca – Oprzytomniałem tylko, bo zdałem sobie sprawę, że nie podoba mi się mój styl życia. A co do głupot typu „pulchna", to obrażają tak kobiety na każdym kroku. Sugerują, że kobieta, która nie odpowiada ich definicji seksowności, może złapać mężczyznę, wykorzystując jego słabość po zawodzie miłosnym. Mógłbym za to zabić. Ale co z tobą? Radzisz sobie?
Amy: Nie wiem. Czuję się trochę roztrzęsiona, ale jakby to do mnie nie dotarło. Nie mogę sobie wyobrazić, jak bym się czuła, gdyby widać było moją twarz. A jak ty się masz?
Byron: Przede wszystkim jestem wkurzony. Ale to minie. Kilka osób spojrzało na mnie dziwnie, kiedy poszedłem, do sklepu kupić pismo, ale z drugiej strony mnóstwo ludzi gapiło się i szeptało, już gdy darowałem sobie bródkę i perukę. Fakt, że La Bete wyszła z wieży, to wielka nowina w Gustavii w tym tygodniu. Muszę przyznać, że brakuje mi Lance'a. Naprawdę cieszyłem się, będąc zwykłym gościem. Nigdy wcześniej tego nie miałem.
Amy skrzywiła się, pisząc: Więc pewnie wszyscy mężczyźni pracujący w forcie wiedzą, że to ja, nawet jeśli tu nikt nie wie. To naprawdę żenujące.
Byron: Tak mi przykro, Amy. Nie tylko z tego powodu, ale wszystkiego. Myślisz, że kiedyś mi to wybaczysz? Nie chciałem cię zranić. Wiem, że nigdy nie będziemy mogli być razem, że nigdy nie będę mężczyzną, o którym myślałaś, że go pokochałaś, ale może moglibyśmy zostać przyjaciółmi? Po prostu przyjaciółmi. Nie chcę bardziej naciskać.
Amy zastanawiała się nad tym długo i intensywnie przez resztę dnia. Zdjęcia w kioskach nie zmieniły właściwie jej życia, nie licząc wstydu, który przeżywała w głębi duszy. Pracowała w biurze, jak to robiła od lat, odbierała telefony od ludzi, którzy szukali niani, słuchała, jakie mają plany podróży, myślała o miejscach, do których chciałaby pojechać. Tego popołudnia namówiła Meme, żeby wyszła na dwór i pomogła jej przygotować ogród na przyjęcie.
Elda miała rację: Meme potrzebowała powietrza i ruchu. A Guy – nie, Byron – miał rację, że jeśli Amy będzie równie stanowcza wobec babci, jak była wobec niego, wywalczy zmianę. Więc kiedy Meme narzekała, że czuje się zbyt słabo, żeby robić coś więcej niż siedzieć i patrzeć, Amy postawiła stołek obok rabaty i wcisnęła babci sekator do rąk. W pierwszej chwili Meme oniemiała, potem zaczęła wydziwiać z powodu plamki wątrobowej na ramieniu, która z pewnością była rakiem skóry od słońca, ale Amy zmusiła się, przywołując całą siłę woli, żeby to zignorować.
Myślenie o Byronie stanowiło dobrą odskocznię. Ze wszystkich rzeczy, które powiedział, dwie zrobiły na Amy największe wrażenie: sprawiało mu przyjemność bycie zwykłym facetem, a kiedy dorastał, najbardziej lubił mieszkać w maleńkim domu z kurczakami i kozami, gdzie naprawdę mógł być sobą. Całe życie spędził jako syn legendarnego producenta Hamiltona Parksa i słynnej modelki Fantiny Follet. Ilu ludzi to wykorzystywało? Jak często ludzie zaprzyjaźniali się z nim ze względu na jego powiązania?
Nic dziwnego, że się ukrył, aby wszystko sobie przemyśleć. Pewnie nie miał nikogo, komu mógłby zaufać i zwrócić się w czasie kryzysu emocjonalnego. Pomyślała o Maddy i Christine i wyobraziła sobie, o ile jej życie byłoby trudniejsze bez nich. Ale w tej chwili nie mogła się do nich zwrócić. Miała tylko Byrona. Był jedyną osobą, która naprawdę wiedziała, przez co Amy przechodzi.
Tego wieczoru, po wypłakaniu się przed komputerem napisała w końcu: Przebaczam ci. I tak, możemy być przyjaciółmi. Myślałam o wszystkim, co się wydarzyło, i widzę, że rzeczywiście starałeś się mnie chronić. Ale nie przyjęłabym odpowiedzi odmownej, więc muszę też wziąć na siebie część winy. Nadal mam wrażenie, jakby mężczyzna, w którym się zakochałam, umarł i ciężko mi, bo nie mogę się z nikim podzielić rozpaczą.
Byron: Możesz ze mną. Możesz się podzielić ze mną wszystkim. Żałuję, że nie jestem teraz przy tobie, żeby cię przytulić, o ile byś mi pozwoliła.
Pozwoliłaby mu? Nie było go przy niej, więc to czysto hipotetyczne pytanie. Zamiast tego zapytała: Jakie masz teraz plany, skoro wyszedłeś z ukrycia? Wrócisz do Kalifornii?
Byron: Nie. Zostawię sobie tam dom, ale będę mieszkał w forcie. Sporo o tym myślałem i doszedłem do wniosku, że znaczną część pracy mogę wykonywać tutaj.
Amy: Masz pracę? Wiem, że jesteś związany z przemysłem filmowym, ale dla mnie to zawsze wyglądało, jakbyś tylko chodził na przyjęcia z mnóstwem sławnych ludzi. Trudno mi sobie wyobrazić ciebie w biurze, przy pracy.
Byron: Właściwie przyjęcia w pewnym sensie są moim miejscem pracy. Jestem producentem scenariuszy.
Amy: Kim?
Byron: Agenci przysyłają mi scenariusz albo książki, które chcieliby przerobić na filmy. Kiedy znajduję coś, co mi się podoba, kupuję to, a potem chodzę na przyjęcia, gdzie mogę zainteresować swoim projektem aktorów z wielkimi nazwiskami, reżysera lub producenta filmowego, a potem sprzedaję całość wytwórni ze sporym zyskiem.
Amy: Wygląda to na zabawną pracę.
Byron: Bo jest – Ale to, co najbardziej lubię, to akurat nie chodzenie na przyjęcia, tylko ten dreszczyk, kiedy odkrywam naprawdę świetną historię, a potem widzę, jak zamienia się w film. To zniszczy moją reputację znudzonego cynika, chociaż właściwie mam już dość tego wizerunku, więc co mi tam… w każdym razie premiera filmu, który przygotowałem do produkcji, a wcześniej patrzenie, jak nabiera kształtu, to po prostu niesamowite uczucie.
Amy: Żartujesz? Wyobrażam sobie, jakie to musi być niesamowite. Ale jakim cudem się z tym nie zdradzasz? Widziałam twoje zdjęcia z premier i zwykle niewiele ci brakuje do ziewania… Mogę tylko powiedzieć, że jesteś lepszym aktorem od tych na ekranie.
Byron: Cóż, ale już mam dość grania. Do tego wniosku doszedłem po miesiącach siedzenia w wieży. Mam śmiertelnie dość grania. Wszyscy moi starzy przyjaciele będą musieli przyzwyczaić się do nowego mnie. Co do pracy, to mogę spokojnie czytać scenariusze tutaj, a potem wykonywać wstępną robotę przez telefon albo zapraszając ludzi na spotkania do siebie. Nie sądzę, żebym miał jakiś kłopot z namówieniem aktorów i producentów, żeby przylecieli na Karaiby na weekendowe przyjęcie. Gdyby nie te cholerne zdjęcia, poprosiłbym cię, żebyś odgrywała rolę gospodyni. Fort byłby jak dom twoich dziadków, gdzie zapraszalibyśmy do siebie świat.
Amy myślała o tym, gdy przygotowywała wieczór panieński, co dziwnie pasowało do sytuacji. Wieczór będzie pierwszym przyjęciem w ogrodzie dziadków od czasu śmierci matki. Jeszcze raz namówiła Meme do pomocy. Zaplanowały razem menu i świetnie się bawiły, siedząc nad książkami kucharskimi, dyskutując o dekoracjach i przypominając sobie dawne przyjęcia. Wspomnienia dobrze robiły Meme. Zwykle unikały rozmów o mamie Amy, więc teraz miło było przypomnieć sobie szczęśliwe czasy.
– Wiesz, co moim zdaniem powinnaś zrobić? – powiedziała Amy do babci. – Powinnaś iść na to spotkanie z Eldą i przygotować album o życiu mamy.
Meme upierała się, że nie da sobie z tym rady ani pod względem emocjonalnym, ani fizycznym. Amy obstawała przy swoim i w końcu zdobyła obietnicę, że Meme kiedyś spróbuje.
Jedynym minusem tego dnia było wysłuchiwanie niekończącego się krakania Meme na temat tego, co może się nie powieść podczas wieczoru. I zdarzały się chwile, kiedy Amy zaciskała zęby ze złości.
– Może teraz, kiedy straciłaś parę kilogramów, któregoś dnia ja zaplanuję twój ślub? – powiedziała na przykład Meme. – Zawsze jest nadzieja, nawet jeśli nigdy nie przyciągałaś chłopców.
Te słowa sprawiły, że Amy prawie rzuciła się na talerz ze słodyczami, który zawsze stał pod ręką, ale oparła się pokusie. Czy naprawdę chciała tak żyć przez resztę życia Meme? A potem co? Żyć samotnie aż do śmierci?
To sprawiło, że znowu pomyślała o ostatnim liście od Byrona.
I o pierwszym dniu w forcie, kiedy wyobrażała sobie, jak by to było zamienić budowlę w pensjonat i jak cudownie by się tam żyło. To, co opisał, brzmiało jeszcze bardziej ekscytująco. Ale nie tylko zdjęcia powstrzymywały ją przed rzuceniem się na taką propozycję. Musiałaby opuścić Meme. Poza tym teraz, kiedy już znała prawdę, mieszkanie z Byronem w forcie byłoby całkiem inne.
Znowu byliby kochankami?
Ta myśl sprawiła, że zrobiło jej się gorąco, a potem zimno, gdy zaatakowały ją wspomnienia. Jak by to było kochać się z nim przy włączonych światłach? Czy wybaczyła mu na tyle? Czy czułaby się przy nim równie swobodnie teraz, gdy wiedziała, jaki jest przystojny? Czy pozwoliłaby mu, żeby ją oglądał, a nie tylko dotykał w ciemnościach?
Te pytania przyprawiły ją o zawrót głowy. W końcu odpowiedziała mu, widząc jedną najprostszą przeszkodę: Nie wyobrażam sobie urządzania przyjęć dla gwiazd. Uwielbiam gotować i zabawiać ludzi, ale nie wiedziałabym, o czym rozmawiać z takimi ludźmi.
Byron: Przyzwyczaiłabyś się. Dorastałem wśród sław, ale patrzyłem, jak mnóstwo aktorów i pisany różnego pochodzenia dopasowywało się do nowego życia w L.A… Niektórzy zamieniali się w aroganckich dupków, ale inni trzymali się mocno ziemi i pozostawali prawdziwi. A skoro mowa opisaniu, myślałaś o książkach dla dzieci?
Amy: Myślałam. Przeczytałam kilka ze swoich opowieści raz jeszcze i wybrałam jedną, która po pewnym doszlifowaniu mogłaby być dobra. Ale nie mam pojęcia, jak się sprzedaje książkę. Nie wiem nawet, jak ją przygotować, żeby wyglądała profesjonalnie.
Byron: Mogę ci w tym pomóc. Wyślij mi ją e-mailem, a ja ci powiem, co zrobić.
Amy: O mój Boże, chcesz ją przeczytać? Chyba nie jestem jeszcze na to gotowa.
Byron: Jeśli zamierzasz pokazać ją agentom, będziesz musiała pozwolić komuś ją przeczytać. Poza tym już wcześniej pozwoliłaś mi przeczytać kawałek swojej prozy. I raz jeszcze muszę powiedzieć, że potrafisz posługiwać się słowami.
Amy: Boże, próbuję o tym zapomnieć. Rumienię się za każdym razem, gdy o tym pomyślę.
Byron: Aha, mnie też robi się wtedy gorąco.
Zamrugała, widząc jego odpowiedź. Flirtował z nią? Wszystkie poprzednie pytania powróciły.
Byron: Zawstydziłem cię, prawda? Przepraszam. Zapominam czasem, że teraz jesteśmy tylko przyjaciółmi. Ale brakuje mi ciebie, Amy. Naprawdę.
Łzy napłynęły jej do oczy, gdy odpisała: Mnie ciebie też.
Byron: Ale ty nie tęsknisz tak naprawdę za mną, tylko za Guyem.
Amy: Już nie jestem tego taka pewna. Wszystko mi się pomieszało. Czasem myślę, że to w tobie się zakochałam. Szkoda, że nie ma sposobu, aby to sprawdzić.
Byron: Nie ma. Chyba że będziemy chować się przed światem, a nie mogę cię o to prosić. Poza tym nikt nie może ukrywać się wiecznie. Gdy tylko pokażemy się publicznie, każdy będzie wiedział, że jesteś kobietą ze zdjęć. Boże, życie potrafi być okrutne. Wreszcie po raz pierwszy w życiu się zakochałem i na pewno po raz ostatni, bo nie mogę sobie wyobrazić, abym kiedyś poczuł coś takiego do innej kobiety, a nie mogę bycz tobą, nie raniąc cię.
Amy zastanawiała się nad tym wszystkim ostatniego dnia przed wieczorem panieńskim, kiedy godzinami piekły z Meme różne frykasy. Maddy i Christine miały przyjechać do Austin później, ale dopiero po zmroku, więc Amy wiedziała, że nie zobaczy się z nimi przed przyjęciem.
Po raz pierwszy pomyślała o tym, żeby opowiedzieć im o wszystkim i błagać o radę. Czy poradziłaby sobie z randkowaniem z mężczyzną takim jak Byron Parks i z tym wszystkim, co za tym stało? Powiedział, że zamierza mieszkać przede wszystkim na St. Barts, ale nadal będzie latał do Hollywood, krainy paparazzich. Czy będzie chciał, żeby jeździła razem z nim?
Dobry Boże, naprawdę myślała o przeprowadzeniu się na Karaiby i zamieszkaniu z nim? Mogłaby opuścić Meme?
Zerknęła na babcię, która rozwałkowywała ciasto, przygotowane przez nie dzień wcześniej. Pomimo zamartwiania się i narzekania, Meme w ostatnich dniach czuła się znacznie lepiej. Najwyraźniej pomagało jej to, że skupiła się na przyjęciu. Elda tak świetnie sobie radziła, że może udałoby się zaaranżować coś na dłuższą metę. Właściwie Elda nawet zasugerowała, że odkupiłaby licencję.
Odwróciła się i wyjrzała przez okno na ogród. Bardzo kochała to miejsce, ale czy naprawdę chciała tu spędzić resztę życia?
Przypomniała sobie, jak Byron błagał ją, żeby nie pozwoliła, aby poczucie obowiązku stało się jej więzieniem. Dziwne, że w ciągu ostatnich dni, kiedy wspominała spędzone tygodnie, miała przed oczyma Byrona, zamiast przywoływać obraz Guya, który sobie stworzyła. To z Byronem przeżyła ten czas.
I to z Byronem chciała być.
Ale miał rację. Kiedy tylko pojawią się razem publicznie, jej rodzina, przyjaciele i wszyscy będą wiedzieli, że to ją przyłapano na uprawianiu z nim seksu.
Z jakiegoś powodu ta myśl nie przerażała jej aż tak bardzo jak na początku. Ale czy Meme nie padłaby trupem, gdyby się dowiedziała, że jej nieśmiała, zaniedbana wnuczka sypiała z jednym z najbardziej pożądanych mężczyzn świata? Nie tylko z nim sypiała, ale też podbiła jego serce.
Kochał ją. Uważał, że jest piękna i seksowna. I kochał ją.
Ciągle ją to zadziwiało. Jeszcze bardziej niesamowite było to, że mu wierzyła. Ponieważ była piękna, seksowna, bystra, silna i utalentowana. Dlaczego nie miałby jej kochać?
I dlaczego musiała poświęcać własne życie, żeby uśmierzyć lęki kobiety, która nie pozwalała jej samej zobaczyć, jaka jest wspaniała?
Skoro masz dość odwagi, żeby przeciwstawić się swym lękom, to czy za dużo byś wymagała, oczekując, że twoja babcia pokona własne?
Ale czy Amy jest dość odważna, żeby wykonać ten krok? Serce waliło jej jak szalone przez cały dzień. Kiedy nadszedł wieczór, usiadła przed komputerem i dygocząc, napisała: A gdybym zgodziła się, aby widywano mnie z tobą i wszyscy o tym wiedzieli? I gdybym zgodziła się wynająć pielęgniarkę dla Meme i przeprowadzić się na St. Barts?
Byron: Mówisz poważnie? Proszę, niech to będzie na poważnie, ale też dobrze się zastanów. Powiedziałaś mi raz, że nie mogłabyś żyć życiem kobiety, która spotyka się z mężczyzną takim jak ja. Powiedziałaś, że nie zrobiłabyś tego za żadne skarby świata. I chociaż będę się starał bywać w Hollywood jak najrzadziej, nadal będę pracował nad scenariuszami. Czy jesteś gotowa bywać ze mną na premierach? Wiedząc, że nasze zdjęcia będą się pojawiać w czasopismach i szmatławcach - chociaż tym razem już niekompromitujące? Chodzić czasem na przyjęcia w Hollywood, gdzie – tak – obok osób, które lubisz, będą też takie, których nie znosisz? Znam ludzi, którzy oddaliby wszystko, żeby mieć to, co dopisuję, ale wiem, że ty do nich nie należysz. Jednak będę tam przy tobie, na każdym kroku. Tylko upewnij się, że jesteś na to gotowa.
Amy zagryzła usta, żeby powstrzymać radość, która w niej narastała, gdy odpisywała: Może powinnam była powiedzieć, że co prawda nie zrobię tego za żadne skarby świata, ale zrobię to z miłości. Prosiłam cię, abyś odważył się pokazać twarz. Czy mogę mniej wymagać od siebie?
Byron: Mówisz, że mnie kochasz? Mnie, a nie Guya?
Amy: Myślę, że to po prostu różne oblicza tego samego mężczyzny. Jesteś i Guyem, i Lance'em, i Byronem. Tym, co w tych trzech najlepsze. I tak, kocham cię. Ale muszę cię ostrzec. Jestem staroświecką dziewczyną, która właśnie zmieniła zdanie co do małżeństwa. Jeśli mam to zrobić, to chcę chociaż wiedzieć, że istnieje szansa na rodzinę i związek do grobowej deski. Więc jeśli pytasz mnie, czy jestem pewna, ja zapytam cię o to samo. Jesteś pewien, że tego chcesz?
Upłynęło kilka minut, kiedy czekała w agonii na jego odpowiedź. Może prosiła o zbyt wiele tak od razu. Może powinna po prostu powiedzieć, że jest gotowa być z nim widywana i od tego zacząć. Ale naprawdę nagle i dość desperacko zapragnęła ślubu i dzieci, i reszty życia u boku tego mężczyzny.
Byron napisał w końcu: Odpowiem ci jutro.
Omal się nie rozpłakała, gdy popatrzyła na monitor. Zebrała się na odwagę, żeby poruszyć temat małżeństwa, a on kazał jej czekać na odpowiedź do jutra? Jak mógł jej to robić? Nie wiedział, jakie to straszne?
I dlaczego właśnie jutro – ze wszystkich dni? Czy jej życie musiało balansować na linie? Musiała wziąć się w garść, bo była gospodynią wieczoru panieńskiego. Jak ma przebrnąć przez ten dzień i nie załamać się kompletnie?
Rozdział 19
Marzenia nie spełniają się same. Urzeczywistniamy je swoją wiarą, odwagą i determinacją.
Jak wieść idealne życie
– Amy, jak dobrze cię widzieć! – wykrzyknęła Maddy, gdy tylko Amy otworzyła frontowe drzwi.
Amy ledwie zerknęła na promienny uśmiech i zuchwałe rude włosy przyjaciółki, a już wylądowała w jej objęciach. Odpowiedziała z równym entuzjazmem.
– Tak się cieszę, że tu jesteś.
– Niech ci się przyjrzę.
Maddy odsunęła się na wyciągniecie rąk, równie barwna jak zawsze w półprzezroczystej pomarańczowej bluzce, z paskiem na biodrach i hipisowskiej spódnicy o zwariowanym wzorze. Rozpromieniła się z aprobatą, widząc kremowe kuse spodnie i top bez rękawów, na który Amy zarzuciła kolorową, jedwabną koszulę, która sięgała jej do połowy uda. Wesoły naszyjnik i kolczyki dopełniały tropikalnego wizerunku.
– Wyglądasz cudownie! – oznajmiła Maddy. -I strasznie podoba mi się twoja fryzura. Cudnie, seksowne loki i rozjaśnione pasemka.
– Dzięki. – Amy zaśmiała się, próbując z całych sił się nie rozpłakać. Przez ostatni list nerwy miała napięte jak postronki i wszystko mogło się wydarzyć.
– Och – Maddy zwróciła się do dwóch starszych kobiet stojących za nią. – Znasz moją mamę, panią Howard, a to matka Joego, Mamma Fraser.
– Witam. – Amy powitała obie kobiety.
Matka Maddy wyglądała tak nieśmiało i szaro, że Amy nigdy nie mogła pojąć, skąd u przyjaciółki tak ognisty temperament.
– Miło mi wreszcie cię poznać. – Mamma Fraser, adopcyjna matka Joego, uśmiechnęła się przyjacielsko.
Chociaż kuśtykała o lasce, żywe iskierki w oczach mówiły, że chętnie zajęłaby się całym światem. Zupełnie inna kobieta niż Meme, chociaż obie były wdowami w podobnym wieku.
– Proszę wejść dalej – powiedziała Amy. – Przyjęcie jest na tyłach.
– Christine już przyjechała? – zapytała Maddy, gdy szły przez salon.
– Przed chwilą. Mówiła coś o Alecu i Joe, że spędzają razem dzień, żeby uzgodnić ostateczne plany.
– Aha – potwierdziła Maddy. – Naprawdę się zaprzyjaźnili w ciągu ostatnich tygodni, to po prostu cudowne. Cieszy mnie myśl, że nasi mężowie są kumplami.
– To mile. – Amy uśmiechnęła się szczerze, chociaż z lekkim roztargnieniem.
Zastanawiała się, czy zdoła się wymknąć i sprawdzić pocztę – może przyszła już odpowiedź od Byrona? A jeśli przyszła, ale on stwierdził, że wcale nie jest zainteresowany małżeństwem? Jeśli napisał, że nie chce niczego poważniejszego od wspólnego mieszkania bez zobowiązań? Całkiem by się załamała i popsuła wieczór panieński.
Śmiech i kobiece głosy zabrzmiały głośniej, gdy otworzyła przesuwane szklane drzwi.
– O rety – zachwyciła się Maddy, gdy wyszły na patio i zobaczyły zatłoczony ogród. – Amy, przeszłaś samą siebie.
– Dziękuję. – Rozejrzała się, żeby się upewnić, że wszystko jest w porządku.
– Była w takiej rozsypce, nakrywając do stołów, że równie dobrze mogłaby zapomnieć o czymś podstawowym, jak obrusy albo serwetki. Ale wyglądało na to, że niczego nie przegapiła.
Kilka małych, okrągłych stolików nakrytych białymi obrusami i w otoczeniu białych, składanych krzeseł stało na soczystozielonym trawniku w barwnym ogrodzie. Zdobiły je bukiety w staromodnych czajniczkach i imbryczkach. Sznury z maleńkimi białymi dzwoneczkami zwieszały się z rozpostartych gałęzi dębu, który ocieniał teren. Dwa większe stoły ustawiono na brzegu trawnika pod wysokim żywopłotem. Poczęstunek przygotowany przez Amy i Meme – bułeczki, fantazyjne ciasteczka, kanapeczki w kształcie serc – stał na jednym stole, na drugim leżały prezenty. Większość gości już się zjawiła – przyjaciółki i krewne obu panien młodych.
Amy zauważyła Christine rozmawiającą z jedną z kobiet z pogotowia. Doktor Christine Ashton jak zawsze wyglądała elegancko w szarych spodniach i kremowej bluzce. Blond włosy spływały jej po plecach, lśniące i proste. Kiedy tylko Christine zobaczyła przyjaciółki, podeszła uściskać Maddy.
– Wreszcie jesteś.
– Przepraszam za spóźnienie – odparła Maddy. – Nasz lot tak się wczoraj wieczorem opóźnił, że ciężko było zerwać się dziś rano.
– U mnie tak samo – odparła Christine i wyciągnęła dłoń do matki Maddy. – Witam, pani Howard. Miło znowu panią widzieć. A pani musi być Mammą Fraser. – Kiedy starsze kobiety odpowiedziały na powitanie, Christine odwróciła się do Amy. – Teraz, kiedy już jesteśmy w komplecie, nasza trójka musi siąść na porządne, babskie pogaduchy. Dziś wieczór.
– Zdecydowanie – przytaknęła Maddy i rzuciła Amy znaczące spojrzenie.
Wyraz oczu obu przyjaciółek powiedział jej, że zamierzają wydusić z niej wszystko na temat Guya. Na samą myśl Amy zacisnął jej się żołądek.
– Przedstawię was wszystkim.
Poprowadziła małą grupkę do stolika, gdzie rządziła Meme z matką Christine i jej bratową. Widząc je, Amy odniosła wrażenie, że dawna Meme, królowa towarzystwa, powróciła do życia. Meme upięła wysoko siwe włosy i włożyła najlepszą, różową sukienkę z koronkowym kołnierzykiem i mankietami.
– Powiedzcie mi coś więcej o tym ślubie – poprosiła Meme, gdy pani Howard i Mamma Fraser usiadły.
– Muszę sprawdzić, czy nie trzeba donieść jakiś przysmaków – oznajmiła Amy.
– Pomogę ci – zaproponowała Christine. Jej głos zdradzał desperację.
Podeszły obie do stołu z przekąską.
– Przysięgam, że jeśli jeszcze raz usłyszę, jak Meme pyta „a co jeśli zacznie padać?, to zacznę krzyczeć. Jest przerażona, bo pozwoliłyście mężczyznom samodzielnie zaplanować ślub na świeżym powietrzu.
– Nie ona jedna. Moja matka cały czas ma do mnie pretensje, że nie dałam jej wyprawić wielkiego, oficjalnego wesela dla śmietanki towarzyskiej w country club. Ojciec nadal próbuje mnie przekonać, żebym nie wychodziła za młodszego mężczyznę, który wychowywał się w przyczepie. Ale wiesz co? – Christine wzruszyła ramionami i szczęście zapłonęło w jej oczach. – Mam gdzieś, co myślą. Skończyłam z życiem pod ich dyktando.
– Boże, ty mówisz to poważnie, prawda? – Amy spojrzała na nią zaskoczona.
W ciągu ostatnich tygodni Christine powtarzała podobne rzeczy w e-mailach, ale gdy Amy usłyszała to na własne uszy – wypowiedziane radośnie, bez żalu – zrozumiała, że przyjaciółka mówi poważnie.
– Tak. – Christine uśmiechnęła się. – Uczę się, z wielką pomocą Aleca, żeby sobie odpuszczać.
– Cieszę się. -Amy zerknęła na Meme. – Jakie to uczucie? Puścić coś, czego trzymałaś się tak długo?
– Cudowne – zaśmiała się Christine tak swobodnie, jak Amy jeszcze nigdy nie słyszała. – I bardzo wyzwalające.
Maddy dołączyła do nich, starając się zdławić szeroki uśmiech.
– Dziewczyny, tracicie niezłą rozrywkę.
– Co masz na myśli? – zapytała Amy, zerkając na stolik, przy którym siedziały matki.
– Meme zamartwiała się pogodą, jedzeniem i kwiatami i upierała się, że mężczyźni nie dadzą sobie rady z przygotowaniem wszystkiego samodzielnie, co uznałam za interesujące, zważywszy na to, że wszystko to zaprojektował jej mąż. – Maddy machnęła dłonią na ogród. – A Mamma Fraser spojrzała jej prosto w oczy z tym wyrazem twarzy, który usadza wszystkie dziewczynki na obozie, i oświadczyła: „Szczerze mówiąc, ufam umiejętności planowania mojego syna". A potem spojrzała na panią Ashton i dodała: „Mamy szczęście, że tak sprytnie wymyślił, aby ceremonia i przyjęcie odbyło się w tak zabawnym miejscu jak Wildflower Center. Nie będzie kolejnego nudnego i sztywnego oficjalnego przyjęcia. – Maddy na chwilę zakryła usta. – Szkoda, że nie widziałyście ich twarzy. Dosłownie je zatkało.
– Serio? – Christine uniosła brew. -Więc to postanowione. Z tego, co mi mówiłaś o Mammie Fraser, już wiem, kim chcę być, gdy dorosnę.
– Ta kobieta ma w sobie tyle ikry – dodała Amy. – Szkoda, że Meme taka nie jest.
Maddy i Christine spojrzały po sobie znacząco i Amy wiedziała, co sobie myślą.
– Nic nie mówcie. Proszę. – Podniosła rękę.
Obie już nieraz mówiły jej, że Meme nie miała ikry, bo nikt tego od niej nie oczekiwał. Mąż rozpieszczał ją przez całe małżeństwo, a kiedy zmarł, Amy weszła w jego rolę. Niezależnie od odpowiedzi Byrona, postanowiła, że to zmieni, bo zaczynała widzieć, że granie w grę Meme szkodzi babci, a nie pomaga.
– Ucieszycie się, słysząc, że zamierzam wprowadzić tu trochę zmian. Jeszcze nie wiem dokładnie jak, ale wiele się tu zmieni.
– Naprawdę? – Maddy się rozpromieniła. – To najlepszy prezent ślubny, jaki mogłaś mi dać.
– Ale nie będzie łatwo. – Amy przycisnęła rękę do brzucha. – Zamierzam jednak porozmawiać poważnie z Meme na temat wynajęcia pielęgniarki. I tym razem nie przyjmę odpowiedzi odmownej.
– Amy, ona nie potrzebuje pielęgniarki – odparła Christine. – Nie jest tak słaba, jak udaje.
– Więc uznaj to za osobę do towarzystwa. A kobieta, o której myślę, będzie o wiele twardsza ode mnie.
Maddy się zaśmiała.
– Nie wiem, czy jest ktoś twardszy od Matki Amy.
– Uważaj no, Cyganko – odparła Amy, używając przezwiska Maddy z college'u.
Była z nich niezła trójka: wolny duch Cyganka, opiekuńcza Matka Amy i genialna lodowa księżniczka Nieskazitelna Christine.
Jak u licha trzy tak różne kobiety mogły się zaprzyjaźnić? I jak by wyglądało jej życie bez przyjaciółek? Oczy zaszczypały Amy ze wzruszenia. Uznała, że przetrwa to przyjęcie tylko wtedy, jeśli pozostanie w ciągłym ruchu. Zajęła ręce, układając przekąski na tacy.
– Muszę to roznieść i sprawdzić, jak się mają nasi goście. Wy się bawcie.
Jak na zawołanie podeszła dawna sąsiadka Maddy z Austin, żeby się przywitać.
Amy rozdała kanapki i bułeczki, a potem dolała herbaty do ślicznych filiżanek. Pogawędziła trochę z kilkoma osobami, które znała i których nie znała. Już jako dziecko często grała rolę gospodyni. Jak cudownie było znowu zabawiać ludzi w ogrodzie, z którym wiązało się tyle szczęśliwych wspomnień. Ale czas ruszyć dalej. Stworzyć nowe magiczne miejsce z Byronem. O ile chciał tego samego co ona.
Czy już odpowiedział?
Napięcie rosło. Ale ona dalej śmiała się, rozmawiała i dolewała herbaty.
– No dobrze, moje drogie – zawołała w końcu. – Czas, żeby Maddy i Christine otworzyły prezenty.
Zaproszone panie usadowiły się na krzesłach, żeby patrzeć na stół pełen podarków, przy którym Maddy i Christine usiadły na fotelach udekorowanych jak trony. Jako główna druhna Amy usiadła obok, zapisując, co kto komu dał. Podniecenie buzowało wokół niej, gdy kobiety wykrzykiwały ochy i achy nad sprzętem kuchennym, naczyniami i drobiazgami, tymi gustownymi, i tymi głupawymi.
Maddy specjalnie rozdarła kilka wstążek, na dobrą wróżbę, bo szybko chciała mieć dzieci.
– Joe chce przynajmniej dwójkę – wyjaśniła. – Zważywszy na nasz wiek, doszłam do wniosku, że powinniśmy szybko brać się do roboty.
– Ej, może zajdziesz w ciążę w czasie miesiąca miodowego – zasugerowała Christine.
– A ty? – zapytała Maddy. – Nie przerwałaś ani jednej wstążki.
– Trafiłaś. – Zaśmiała się Christine. – My z Alekiem bawimy się dość dobrze we dwoje.
Amy patrzyła, jak przyjaciółki jaśnieją szczęściem, i mimo radości poczuła lekkie ukłucie zazdrości.
Kiedy otworzono ostatni prezent, pomogła pozbierać papiery z opakowań i zrobiła serpentynę ze wstążek na pamiątkę.
– Niech nikt nie wychodzi – zawołała. – Mam jeszcze herbatę i zaraz pojawią się cukierki babci.
Kilka osób jęknęło, że przytyło co najmniej pięć kilo, ale nikt nie wyszedł.
Amy krążyła po ogrodzie z tacą ciastek i imbrykiem. Jeszcze pół godziny, powiedziała sobie. Tylko tyle musi wytrzymać, a potem będzie mogła popędzić na górę i sprawdzić pocztę. Zależnie od tego, co znajdzie, albo wpadnie przyjaciółkom w ramiona cała zapłakana, albo oznajmi, że ona z Byronem być może niedługo ruszą ich śladem nawą kościelną.
Ręce jej się trzęsły, gdy nalewała pani Howard herbatę.
– Amy, chciałam ci coś powiedzieć – odezwała się mama Maddy cichym głosem. – Wyglądasz dziś prześlicznie. Schudłaś?
– Tak, dziękuję.
– Maddy mówi, że właśnie wróciłaś z Karaibów. Dobrze się bawiłaś?
– Tak. – Pomyślała o wszystkim, co się wydarzyło, i ciepło rozlało jej się po policzkach. – Spędziłam tam cudowne chwile.
– Bardzo podoba mi się twój strój. – Przygaszona kobieta przyjrzała mu się z wyraźną tęsknotą. – Tam kupiłaś te rzeczy? Bardzo młodzieżowe i stylowe.
– Nie uważasz, że zbyt krzykliwe? – zapytała Meme, nim Amy zdążyła odpowiedzieć. – Zawsze uważałam, że w pewnym wieku kobieta w najmodniejszych strojach wygląda głupio i jeszcze starzej.
Amy zamarła, patrząc na babcię z niedowierzaniem. W głębi duszy musiała wierzyć, że te szpilki nie były celowe, ale mimo to bolały. Meme przez całe życie podkopywała jej pewność siebie. Po raz pierwszy w życiu nie próbowała przełknąć gniewu. Cała powódź urazy przerwała tamę, którą budowała przez lata przejadania się.
– Staro? – Mamma Fraser parsknęła, nim Amy wyrwała się z tyradą. – Dlaczego? Amy nie jest przecież starsza od Maddy i Christine. I proszę na nie popatrzeć. Christine wychodzi po raz pierwszy za mąż. Maddy i Joe chcą mieć dzieci, jeśli Bóg pozwoli.
– Tak – westchnęła Meme i poklepała się po piersi. – To daje mi nadzieję, że któregoś dnia Amy spotka miłego mężczyznę, który doceni jej nieśmiały typ. Trafiłby na niezłą partię, bo to doskonała kucharka.
Amy chwyciła mocniej imbryk. Kiedy się odezwała, mówiła pewnie i spokojnie, chociaż w środku cała dygotała.
– Tak się składa, że moim zdaniem jestem dobrą partią nie tylko z powodu talentu kulinarnego.
Meme zmarszczyła czoło, słysząc szorstkie słowa.
– Amy, na pewno nie złapałaś jakiegoś tropikalnego wirusa? Od powrotu zachowujesz się bardzo dziwnie.
Słowa, które powstrzymywała od dziesiątek lat, rozrywały pierś Amy. Powstrzymywała ją tylko świadomość, że stoi wśród gości wieczoru panieńskiego przyjaciółek. Nie chciała psuć nikomu zabawy. Ale nie mogła całkiem powstrzymać słów, które wyrywały jej się z ust.
– Jedyne, czego nabrałam na Karaibach, to pewności siebie.
– Dziwne rzeczy mówisz – odparła zaskoczona Meme.
– Cóż – odezwała się. Mamma Fraser, wyczuwając napięcie rozpierające Amy. – Chociaż wszystko, co przygotowałaś na dzisiejsze przyjęcie było wyśmienite, muszę się z tobą zgodzić, że masz więcej przymiotów atrakcyjnych dla mężczyzny.
– Dziękuję. – Amy uniosła podbródek. -Właściwie to jest ktoś, kogo poznałam w czasie wyjazdu, i on zdecydowanie by się z panią zgodził.
– Och, to cudownie! – Mamma Fraser klasnęła w dłonie. – Opowiedz nam o nim. Słyszę już dzwony ślubne w niedalekiej przyszłości?
– Być może.
– Och, kochanie! – Meme mocniej poklepała się po piersi. – Chyba znowu łapie mnie dusznica, a zostawiłam pigułki w domu. O mój Boże! – Sapnęła z bólu, łapiąc się za serce.
Oczy pani Ashton zrobiły się wielkie ze zdenerwowania.
– Christine!
Pani Howard skoczyła pomóc Meme, która opadła ciężko na krzesło, mrugając powiekami.
Amy patrzyła z pewnej odległości, jak Christine podbiegła zbadać babcię.
Spojrzała jej w oczy, zmierzyła puls.
– Gdzie panią boli?
– Po lewej… stronie – wydyszała Meme.
– Tu? – Christine dotknęła żeber.
– Tak! – sapnęła Meme. – Potrzebuję nitrogliceryny. Pigułki są… są w domu.
– Zajrzyj do jej kieszeni – odparła Amy, z brzękiem odstawiając imbryk i tacę z ciastkami.
Christine zajrzała do kieszeni sukienki Meme. Znalazła fiolkę, wytrząsnęła tabletkę i włożyła ją Meme do ust.
– Proszę wziąć razem ze mną głęboki wdech, żeby się pani uspokoiła.
– Lekarz uprzedzał, że serce w każdej chwili może odmówić mi posłuszeństwa.
– Pani Baker. – Christine wymówiła wyraźnie każdą sylabę. – Nie ma pani ataku serca. Dałam pani nitroglicerynę tylko zapobiegawczo.
– Och, moja droga. Och. Amy? – Meme wyciągnęła rękę w stronę wnuczki. – Potrzymaj mnie za rękę. Czy ktoś wezwał karetkę?
– Nie potrzebuje pani karetki – odparła Christine, nadal mierząc jej puls. – To niestrawność, a nie atak serca. Zjadła pani za dużo słodyczy.
– To na pewno nie jest niestrawność! – Meme zebrała dość sił, żeby spiorunować lekarkę wzrokiem. – Już wcześniej miałam palpitacje. Wiem, jakie to uczucie.
Pani Ashton wyjęła komórkę z torebki.
– Dzwonię po twojego ojca.
– Jak chcesz. – Christine przewróciła oczami. – Tego właśnie potrzebujemy w czasie ostrego ataku histerii. Wezwijmy szefa kardiologii, który właśnie ma mecz golfa, bo zwykły specjalista z urazówki nie ma dość kwalifikacji, żeby zająć się aktorką.
– Czy zawsze musisz być tak impertynencka? – zapytała pani Ashton.
– Muszę – uśmiechnęła się słodko do matki. – To paląca potrzeba, nad którą nie potrafię zapanować. Przykro mi.
Amy się roześmiała. To wszystko naprawdę było zabawne. Aż zbyt zabawne. Wszyscy goście zebrali się wokół, zakłopotani i zmartwieni.
Maddy stanęła za Amy i ujęła ją za ramiona, wyciągając się, żeby zobaczyć, co się dzieje.
– Co się stało?
Amy przycisnęła dłoń do ust, żeby zdławić śmiech.
– Powiedziałam jej, że poznałam mężczyznę.
– To dużo tłumaczy. – Christine znowu przewróciła oczami.
– Masz na myśli Guya? – zapytała Maddy.
– Tak i nie.
Maddy obróciła przyjaciółkę i spojrzała jej w twarz.
– Co chcesz powiedzieć?
O mój Boże! – wykrzyknął ktoś z tłumu. – Kto to jest?
Wygląda znajomo – rzuciła inna kobieta.
– Jest taki przystojny – szepnęła trzecia. I wtedy padło:
– O Boże, to on, jak mu tam… Byron Parks. Jego zdjęcia były w zeszłym wydaniu „The Sun".
Amy odwróciła się, wstrzymując oddech. Świat jej się zakołysał, gdy zobaczyła go stojącego na ścieżce przed domem. Pojawił się jak za sprawą magii. Wyglądał grzecznie i zwyczajnie, a jednocześnie tak szykownie w szarych spodniach i czarnej koszuli z krótkim rękawem. Wszyscy umilkli. Nawet Meme.
Kiedy ujrzał Amy, zobaczyła w jego oczach tęsknotę, a potem niepewność. Zerknął przez ramię na ulicę, a potem znowu na nią.
– Ja, hmm, może pomyliłem adres. Szukam… kogoś.
Jego wzrok mówił, że nie spodziewał się trafić na przyjęcie. Ale przyjechał. Przyjechał! Aż z St. Barts, aby dostarczyć odpowiedź osobiście.
A więc to musi być tak. Naprawdę ją kochał i chciał spędzić z nią życie.
Sądząc po przepraszającym i tęsknym wyrazie oczu, zamierzał najpierw porozmawiać z nią na osobności. Nie zamierzał fundować jej publicznej sceny.
Przepraszający wyraz oczu zamienił się w błagalny.
– Może ktoś mi powie, gdzie mieszka… kobieta, której szukam.
Amy wyszła naprzód i z uśmiechem odpowiedziała spokojnym głosem:
– Trafiłeś pod dobry adres. I właśnie mnie szukasz.
– Och, Bogu dzięki. – Podbiegł do niej.
Spotkali się w połowie drogi. Rzuciła mu się w ramiona. Przycisnął ją mocno i wtulił twarz w jej włosy.
– Jesteś pewna? Całkiem pewna?
Odchyliła się i rozpromieniła.
– Tak. Całkiem pewna.
– Dobrze. Więc teraz… – Ujął jej twarz w ręce i spojrzał w oczy. – Chcę, żebyś patrzyła na mnie, kiedy cię zapytam.
– Patrzę. – Upajała się widokiem jego twarzy.
Ten piękny, cudowny, skomplikowany mężczyzna ją kochał. Zmarszczył brwi zaniepokojony.
– Wyjdziesz za mnie?
– Tak!
– Tak! – wykrzyknął triumfalnie.
Uniósł ją i zakręcił. Odrzuciła głowę do tyłu i zaśmiała się w niebo.
Kiedy ją postawił, Amy odwróciła się do tłumu, trzymając go za rękę.
– Maddy, Christine, wszystkie panie, chcę żebyście poznały… – zawahała się, zastanawiając się, jak go przedstawić. Spojrzała na niego, potem znowu na przyjaciółki, śmiejąc się z niedowierzaniem. – Mój narzeczony, Byron Parks.
Meme omdlała w klasycznym geście, a wszyscy pozostali gapili się na Amy.
– Maddy, Christine, to właśnie Guy – wyjaśniła Amy.
– To jest Guy? – Christine wstała, wskazując gestem, żeby jedna z pielęgniarek zajęła się Meme.
Zaraz po tym przyjaciółki zasypały Amy gradem chaotycznych pytań. Odpowiadała najprzytomniej, jak potrafiła. Przez cały czas trzymała Byrona za rękę, drżąc ze szczęścia.
W końcu Maddy machnęła ręką na wszystkie pytania.
– Wyjaśnimy to sobie później. A na razie… – objęła ją – moje gratulacje!
– Dziękuję.
Zaraz potem Amy znalazła się w objęciach Christine.
– Brawo, Amy! – Przyjaciółka wyściskała ją mocno.
Potem każda objęła Byrona. Wyglądał na zaskoczonego. Amy zaśmiała się, widząc wyraz jego twarzy. Wiedziała, że pewnie nie przywykł do tego, aby obcy go ściskali.
– Wiem – uśmiechnęła się Maddy. – Zrobimy potrójne wesele.
– Och, nie – zaprotestowała Amy. – Ślub jest już za tydzień. To zbyt szybko. – Ale kiedy spojrzała na Byrona, nabrała nadziei. – Prawda?
Pocałował jej dłoń i uśmiechnął się.
– Zważywszy na to, że zamierzałem zaciągnąć cię do najbliższego urzędu stanu cywilnego, gdy tylko powiesz tak, to nie jest zbyt szybko.
Amy spojrzała na przyjaciółki.
– Na pewno? Przecież wszystko już ustalone. Boże, muszę kupić sukienkę.
– My się tym zajmiemy – upierała się Maddy.
– Jesteście pewne? – dopytywała się Amy. – Miałam być druhną.
– Osobiście z przyjemnością zobaczę cię jako pannę młodą – odparła Christine. – Ale czy ty jesteś pewien?
Amy spojrzała na Byrona.
Przekonanie rozbłysło w jego oczach, gdy powiedział:
– Nigdy w życiu nie byłem niczego tak pewien.
Amy objęła przyjaciółki.
– Więc tak. Tak, marzy mi się potrójny ślub! – Odchyliła się i roześmiała, kiedy wszystkie trzy złapały się za ręce. – Tak was kocham, dziewczyny. To jest zbyt idealne.
Zgadza się – przytaknęły Maddy i Christine. – Zdecydowanie zbyt idealne!