Rozdział 10

Kate ciężko pracowała przez całe popołudnie. Przepisywanie recept Richarda zabierało czas, a pacjenci tego dnia przyszli przede wszystkim z ciekawości i trzeba im było poświęcić więcej czasu niż zazwyczaj. Stosunkowo łatwo można poradzić sobie z pacjentem, którego boli ucho. Dużo trudniejszym problemem są jednak drobne dolegliwości, które pojawiły się tylko po to, by móc odwiedzić nową przychodnię. Większość z nich była tak banalna, że spokojnie można było poczekać z nimi następne dwanaście miesięcy.

W końcu z ulgą pożegnała ostatniego pacjenta. Siedząc za biurkiem wypełniała karty. Usłyszała pukanie i do gabinetu wszedł Richard. Podniosła na chwilę głowę i pisała dalej. Podszedł do niej cicho i przez ramię zajrzał, co robi.

– Zmęczona?

– Aha. – Czując przy sobie jego obecność, pisała coraz wolniej.

– Będę musiał więcej ci płacić – powiedział miękko. Położył dłonie na jej ramionach i zaczął masować.

– Nie zawsze będzie tu taki tłok. – Mimowolnie poddała się pieszczocie jego rąk i na chwilę oderwała od recept. – To tylko dlatego, że jesteś tu nowy…

– Wiem. Jutro zostawię cię samą w przychodni. Przynajmniej nie będziesz traciła czasu na przepisywanie moich recept, a moja nieobecność może powstrzyma ciekawskich.

Kate z trudem zmusiła się do pisania. Czuła, jak jego dłonie usuwają napięcie.

– Nie musisz tego robić – wydusiła w końcu.

– Gdybym musiał, nie robiłbym – odparł. – Lubię to.

– Usiłuję pracować…

– Właśnie skończyłaś. – Wziął od niej ostatnią kartę.

– Czy wszyscy twoi dzisiejsi pacjenci to uprzykrzone zrzędy?

– Uprzykrzone zrzędy?

– Co to tylko sprawdzają nową przychodnię.

Kate uśmiechnęła się i niezgrabnie podniosła z krzesła. Richard podtrzymał ją. Był tak blisko, że także zdrowa noga ugięła się pod nią.

– Nie… Nie wszyscy. – Z trudem odzyskała zawodowy spokój i usunęła się spod jego rąk. – Jeśli pozwolisz, pójdę już do domu.

– Do swego zimnego domu z pustą spiżarnią? – spytał kpiąco. – Nie pojmuję, jak radziłaś sobie, zanim pojawiłem się na scenie.

– Całkiem nieźle – odwarknęła. – Przynajmniej nie musiałam spędzać połowy czasu na przepisywaniu cudzych recept.

– Nieładnie tak mówić.

Kate przygryzła wargi i zaczerwieniła się. Postawiła mu krzywdzący i niezasłużony zarzut.

– Wiem – przyznała. – Przepraszam. Ale tak być nie może. Jak długo zamierzasz nie wypisywać recept?

– Oczywiście, będę to robił w nagłych przypadkach – powiedział Richard. – Ale zwykłe recepty będą przepisywane…

– Jak długo? – Kate pokręciła głową. – Alf jest uparty jak muł. Przez dwa lata tracił pieniądze, bo nie chciał wydzierżawić mi tego budynku. Myślisz, że tym razem się podda?

– Nie, ale zbliża się do siedemdziesiątki i niedługo przejdzie na emeryturę.

– Zamierzasz zgłosić sprawę do komisji farmaceutycznej?

– Nie. – Richard pomógł Kate zdjąć fartuch. – Mam inny plan. Na razie jednak będę ci posyłał moje recepty.

A czy mogę teraz powiedzieć, jak ładnie dzisiaj wyglądasz? – Jego oczy były pełne podziwu i ciepła.

– Nie dałeś mi szansy, więc nie bardzo wypada, abyś teraz podziwiał mój dobry gust. Wolałabym jednak sama wybierać ubrania dla siebie. – Wyciągnęła kule spod biurka i ruszyła w stronę drzwi.

– Dobrze. Kiedy tylko znajdziemy kogoś na zastępstwo, wybierzemy się razem do miasta i będziesz mogła to zrobić – obiecał jej Richard. – Wybór w tutejszym sklepie jest rzeczywiście ograniczony.

– Richardzie, czy mógłbyś mnie nareszcie zostawić samą? – wybuchnęła Kate, patrząc mu w twarz. – Jeśli sądzisz, że choć przez chwilę będę spokojnie znosiła, jak zabierasz mi moje życie, kradniesz praktykę, więzisz w szpitalu, ubierasz… – Zatkało ją z wściekłości. Gwałtownie ruszyła ku drzwiom. Zatrzymał ją, chwytając za rękę.

– Ktoś to musi zrobić – powiedział łagodnie.

Wyrwała mu się i sięgnęła po telefon.

– Co robisz? – zapytał.

– Dzwonię po taksówkę.

– Odwiozę cię do domu.

– Po moim trupie.

– Chyba zbyt wiele ode mnie wymagasz. – Kiedy złość Kate przerodziła się w chichot, nad którym nie potrafiła zapanować, zabrał jej słuchawkę i odłożył na widełki. – Teraz już lepiej. – Lekko dotknął palcem jej nosa. – Opanuj się na chwilę, musimy coś ustalić. Wieczorem karetka przywiezie Berta Kinga i myślę, że powinniśmy go zobaczyć.

Oczy Kate zabłysnęły.

– Bert? Jak on się czuje?

– Jeszcze go nie widziałem. Wiem tyle samo, co ty – potrząsnął głową Richard. – To jest twój pacjent.

– Ty i tak wybierasz się do szpitala? – Kate zawahała się.

– Muszę odwiedzić Sophie. Jeśli wezwiesz taksówkę, pojedzie ona za moim samochodem. – Uśmiechnął się.

– Głupio, prawda?

– Dobrze – powiedziała wojowniczym tonem. – Przechwytuj moich pacjentów. Pakuj mnie do szpitala. Ubieraj. Bierz mnie gdzie chcesz. Będę zgodna i uległa przez najbliższe trzy tygodnie. Ale radzę ci szybko znaleźć kogoś na moje miejsce, bo za trzy tygodnie znikam stąd. Bez względu na to, co pozwoliłam myśleć członkom komisji. Za trzy tygodnie będzie po wszystkim, a moje życie znowu będzie należało do mnie.

– Trzy tygodnie to kawał czasu. – Richard w zamyśleniu pokiwał głową.

– Mnie to mówisz?


Bert King czekał na nich siedząc na łóżku. Uśmiechnął się, kiedy weszli i zaczął przypatrywać się kulom Kate.

– Myślałem, że tylko ja będę tu miał kłopoty z chodzeniem – powiedział. – Widzę, że zostałem pobity na każdym polu.

– Chodzi o Sophie? – Kate uśmiechnęła się. Nie musiała badać Berta, żeby wiedzieć, iż czuje się już lepiej. W jego oczach pojawiły się dawne, wesołe błyski. Kate wzięła jego rękę w dłonie i zaśmiała się figlarnie. – Nie można ufać doktorowi Blairowi – szepnęła konfidencjonalnie. – Wiem, że obiecywał panu, że będzie pan tu pierwszym pacjentem. Na pana miejscu zażądałabym grubego odszkodowania.

Bezzębne usta Berta rozciągnęły się w uśmiechu.

– Pewnie, że bym to zrobił – zapewnił – ale Sophie jest wnuczką mego brata i Sam nigdy by mi nie przebaczył.

– Czy już widział się pan z bratem? – zapytała Kate.

– Jasne. – Bert King prawie podskoczył na łóżku.

– Wróciłem tu o piątej i już miałem pięcioro gości.

– Uniósł dłoń do góry. – Sam. Mama i tata Sophie. Bella Quayle. – Zmarszczył nos. – No i pastor.

– Jego chciał pan chyba najbardziej zobaczyć – odezwał się poważnym tonem Richard.

– Też tak myślałem, zanim mnie stąd nie zabrano – przyznał – ale nogi mi się tak poprawiły, że chyba jeszcze mam czas i nie muszę żałować za grzechy.

Kate przysiadła na brzegu łóżka i delikatnie odsłoniła nogi Berta. Prawie krzyknęła z radości na ich widok.

– Świetnie!

– Wiem. – Bert promieniał z zadowolenia. – Jak się dostałem do tego szpitala w mieście, to pomyślałem sobie, że byłbym głupi, gdybym tego nie wykorzystał. No więc miałem fizjoterapię, terapię zajęciową i wszystkie inne cholerne terapie. Już mi uszami wychodziło… Jadłem wszystko, co stawiali mi przed nosem, nawet jeśli było to coś, co nazywało się „lasarna” i było tak cienko pokrojone, że nie było w co wbić zębów.

– Lazania! – uśmiechnęła się Kate.

– Przecież mówię: lasarna. I powiem ci coś jeszcze, młodzieńcze. – Chudym, kościstym palcem wskazał na Richarda. – Zrobiłeś jedną mądrą rzecz. Zatrudniłeś najlepszą kucharkę w całej dolinie, panią Fry. Zaszła do mnie i obiecała rostbef z warzywami na obiad, żadnej nowomodnej lasaray… – Wskazał na szklankę koło łóżka, w której moczyła się jego proteza. – Ugotuje mi coś takiego, że warto będzie włożyć zęby.

Zostawili go sam na sam z jego wspaniałą wizją. Kate nie potrafiła ukryć radości. Od miesięcy niepokoiła się o Berta. Jeśli jego stan będzie się poprawiał w tym tempie, to za tydzień będzie z powrotem w domu, zdrowszy niż kiedykolwiek.

– Dziękuję, Richardzie – powiedziała spontanicznie, gdy szli korytarzem.

Mężczyzna uniósł brwi.

– Czyżbym się przesłyszał?

– Wiem, że jestem nastawiona do ciebie sceptycznie – smutno uśmiechnęła się Kate – ale masz też na swoim koncie parę zasług. Nawet gdyby szpital miał być zamknięty od jutra, Sophie żyje, a Bert ma jeszcze dobrych parę lat życia przed sobą.

– Szpital nie zostanie zamknięty.

Wzruszyła ramionami. Powiedziała już swoje.

Gdy odwiedzili Sophie, okazało się, że i jej stan poprawia się bardzo szybko. Mała dopytywała się tylko, kiedy zostanie odłączony dren, bo igła bardzo ją drażniła.

– Na pewno ani dziś, ani jutro – uprzedził ją doktor surowo. – Nie będę ryzykował infekcji po tak udanym hafcie na twojej głowie.

Sophie roześmiała się.

– Naprawdę umie pan haftować? – spytała.

– A co ty myślisz? – Richard rzucił jeszcze okiem na kartę dziewczynki. – Zastanawiam się, czy nie przerzucić się na artystyczne koronki…

– Wie pan, już się nie martwię, że będę miała krótkie włosy – wyznała wesoło, posyłając mu promienny uśmiech.

– Miło mi to słyszeć.

– Doktorze?

– Tak?

Wzrok Sophie błądził przez chwilę między Kate a Richardem.

– Panie doktorze, czy ożeni się pan z doktor Harris?

– Sophie! – Kate zaczerwieniła się i przygryzła wargi.

– Są pytania, których nie należy zadawać!

– Mama mówi to samo – westchnęła dziewczyna.

– Ale jak inaczej można się czegoś dowiedzieć?

– Święta prawda – zawtórował jej Richard, szczerząc zęby do Kate. – A więc, pani doktor?

– Miałam jednego męża i nie szukam następnego.

– Kate zignorowała Richarda, kierując swe słowa tylko do Sophie. Starała się, aby jej ton nie zabrzmiał zbyt serio. – A nawet gdybym szukała, chyba mogłabym znaleźć kogoś, kto się tak nie rządzi, jak doktor Blair.

Mała opadła na poduszki.

– Doktor Blair wcale się nie rządzi. Myślę, że jest bardzo miły – powiedziała sennie.

– Potrzebujesz jeszcze jakichś rekomendacji? – dopytywał się doktor.

Kate nie protestowała, gdy wsadził ją do swego samochodu. Siedziała bez słowa, gdy Richard zdjął marynarkę i włożył swój ukochany sweter.

– Napracowałaś się dzisiaj, dziewczyno – powiedział miękko, gdy wyjeżdżali z parkingu. – Gdybyś miała lepszego szefa, dałby ci jeszcze parę wolnych dni.

– Noga już mnie prawie nie boli – oświadczyła, zgodnie z prawdą. Była zaniepokojona. Sympatia Richarda okazywała się trudniejsza do zniesienia niż jego rozkazujące tony. Kiedy wprost zarządzał jej życiem, mogła przynajmniej być zła. Ale gdy w jego spojrzeniu było tyle współczucia i troski, wiedziała, że traci poczucie rzeczywistości.

– Miejmy nadzieję, że noc minie spokojnie. – Richard nastawił samochodowe radio na łagodną i kojącą muzykę.

– A dlaczego miałbyś mieć wolny nocny dyżur? – wykrzesała z siebie. – Jesteś dopiero pierwszy dzień w pracy.

– Ale przez ostatni miesiąc harowałem jak wyrobnik.

Zapadło milczenie. Wreszcie Kate zaryzykowała spojrzenie na siedzącego obok mężczyznę. Spoglądał na drogę, lecz ściągnięte brwi wskazywały, że pogrążył się we własnych myślach. Znowu coś planuje, pomyślała.

– I co dalej? Jakie plany? – przerwała ciszę.

– Skąd wiedziałaś?…

– Po prostu popatrzyłam na ciebie. Masz to wypisane na twarzy.

– Trafna diagnoza, pani doktor. Rzeczywiście, zastanawiałem się, ile czasu zajmie uzyskanie pozwolenia na oddział położniczy.

– Otwierasz oddział położniczy?

– Prawie na pewno.

– Prawie? – zakpiła. – To do ciebie niepodobne. Dziwne, że nie zabrałeś się za to wczoraj.

– Wbrew temu, co o mnie myślisz, nie mam zielono w głowie – powiedział, ostrożnie biorąc zakręt.

– Doprawdy? – Kate spojrzała na niego ironicznie.

– Sama zobaczysz – uśmiechnął się do niej.

– Wyjeżdżam za trzy tygodnie – przypomniała mu.

– Jak powiedziałem: pożyjemy, zobaczymy. – Spojrzał na nią i zwolnił. – Czy coś się stało?

Kate przez okno samochodu przyglądała się mijanym domom. Kiedy przejeżdżali koło domu panny Souter, jej zielone oczy nagle zwęziły się.

– Zatrzymaj się – poprosiła poważnym tonem.

Richard zatrzymał samochód, a potem podjechał pod sam dom.

– O co chodzi? – spytał zaskoczony.

– Komin nie dymi – wyjaśniła wysiadając z samochodu – a pani Souter do gotowania i ogrzewania mieszkania używa tylko pieca.

Dom pogrążony był w ciszy. Richard zapukał kilkakrotnie, w końcu zostawił Kate na frontowej werandzie i poszedł sprawdzić drzwi kuchenne od tyłu. Po chwili wrócił, kręcąc głową.

– Zamknięte – poinformował. – Może wyjechała na kilka dni?

– Nie miałaby dokąd pojechać – odpowiedziała Kate. – Poza tym, uprzedziłaby mnie o tym. Wiedziała, że bym się o nią martwiła. – Zajrzała przez okno do środka. Z parapetu patrzyła na nią mała bura kotka. – To Meg. Gdyby wyjechała, nie zostawiłaby jej w środku. Nie ma rady – dodała stanowczym tonem – musimy się włamać.

– Jesteś tego pewna?

– Całkowicie.

Richard spojrzał na pobladłą twarz Kate i wszystkie jego wątpliwości rozwiały się. Była naprawdę przestraszona, a przecież dobrze znała swoją pacjentkę.

Naparł na drzwi ramieniem, ale nie poddały się.

– W filmach to wygląda na całkiem łatwe – zauważył, ale Kate nie uśmiechnęła się nawet.

– Może wybijemy okno? – zaproponowała.

– Poczekaj, spróbuję jeszcze drzwi z tyłu.

Po paru minutach usłyszała trzask wyłamywanych desek, a po chwili drzwi frontowe otworzyły się i ukazał się w nich Richard.

– Wejdź – powiedział przytłumionym głosem i Kate wiedziała, że spełniły się jej najgorsze przeczucia.

Stara panna Souter siedziała w fotelu, z odwieczną robótką na kolanach, w zamyśleniu przyglądając się popiołom na kominku. Tym razem jednak patrzyła zupełnie pustym wzrokiem. Była martwa.

Kate dotknęła jej policzka.

– Nie żyje już od jakiegoś czasu – powiedziała z żalem.

– Prawdopodobnie od wczoraj – stwierdził Richard.

– To była dobra śmierć – dodał, widząc ból swej towarzyszki. – Myślę, że nie cierpiała.

– Chyba nie. – Kate wyprostowała się. – Miała tabletki, w razie bólu serca, i telefon. Gdyby poczuła się gorzej, zadzwoniłaby… – spojrzała smutno na Richarda. Potem przymknęła na chwilę oczy. Nagle poczuła, jak coś miękkiego i ciepłego ociera się jej o nogi. Spojrzała w dół i zobaczyła Meg. Podniosła ją do góry i przytuliła.

– Zajmę się tobą – przyrzekła, mówiąc to bardziej do pani Souter niż do kota.

– Czemu czujesz się winna? – miękko zapytał Richard.

Kate pogładziła kotkę po miękkim futerku i wzruszyła ramionami.

– Ona była taka samotna – powiedziała. – Starałam się wpadać tu jak najczęściej.

– Nie możesz odpowiadać za wszystko. – Richard sięgnął po telefon. – Kiedy już stworzę oddział opiekuńczy, zorganizuję tam także ośrodek dziennego pobytu, aby starsze, samotne osoby mogły spędzać czas wśród innych ludzi.

– Mam nadzieję, że to zrobisz. – Kate uśmiechnęła się z trudem.

– Zadzwonię po Joego. Nic więcej nie możemy tu zrobić. – Rozejrzał się po pokoju, szukając aparatu telefonicznego. – Czy ona miała jakichś krewnych?

– zapytał.

– Nic mi o tym nie wiadomo – zaprzeczyła Kate – ale często krewni objawiają się dopiero po śmierci.

– Kiedy można coś odziedziczyć, a nic już nie trzeba robić – dokończył Richard, krzywiąc się. – Znam to.

Poczekali na przyjazd ambulansu. Kate uprzątnęła pozostawione na wierzchu jedzenie, a Richard znalazł narzędzia i zabił gwoździami tylne drzwi.

Kiedy ruszyli wreszcie we mgle i ciemności, Kate pogrążyła się w smutku. Pani Souter była dla niej nie tylko pacjentką, ale i bliskim człowiekiem. Siedziała w milczeniu obok Richarda, bezmyślnie gładząc kotkę. Ogarnęło ją uczucie ogromnej straty.

– Zatrzymasz ją? – spytał miękko Richard.

– Co? – Kate zmusiła się, aby powrócić do rzeczywistości. – Meg? Oczywiście. Przecież obiecałam.

– Obiecałaś Meg? – zapytał zdziwiony.

– Nie – smutno odrzekła Kate. – Obiecałam pani Souter. Myślałam, że słyszałeś.

Richard nagle skręcił w boczną drogę i zatrzymał samochód. Zanim Kate zdążyła cokolwiek powiedzieć, wyjął z jej ramion kotkę i posadził na tylnym siedzeniu. A potem ujął twarz dziewczyny w dłonie i spojrzał jej prosto w oczy.

– Kate, kocham cię – powiedział zdecydowanie i pocałował ją.

To było jak dar i obietnica nowego życia. Był to pocałunek obcych sobie ludzi, a już przyjaciół i kochanków. Był tym wszystkim naraz i pełno w nim było radości. Samotność, rozpacz i rozczarowania ostatnich lat rozpłynęły się w niebycie, a razem z nimi wątpliwości Kate. Jutro będzie czas na zmartwienia, jutro pewnie znowu mu nie zaufa, ale dzisiaj, teraz, był tylko Richard. Rozchyliła powoli wargi, smakując jego pocałunek. Ostatnie wątpliwości pierzchły. Tu było jej miejsce. W ramionach ukochanego mężczyzny.

Kocham go, słyszała swoje myśli jak przez mgłę. Kocham go i tak bardzo pragnę…

Tuliła się do potężnej piersi. Pociągała ją szorstkość jego obszernego wełnianego swetra. Och, tak, chciała go całego. Na zawsze.

Pocałunek przedłużał się i żadne z nich nie chciało go przerywać. Ramiona mężczyzny obejmowały ją, pieszcząc delikatnie jej ciało przez cienką sukienkę. Czuła, że są coraz bliżej i bliżej… To była miłość. To było jej życie.

Powoli odsunęli się od siebie. Kate patrzyła na Richarda tak, jakby widziała go po raz pierwszy w życiu.

– No i jak, kochanie – zakpił ciepło – czy masz jeszcze jakieś wątpliwości?

– Nie… – wyszeptała z trudem. – Nie w tej chwili… Meg zamiauczała żałośnie na tylnym siedzeniu, jakby wyczuła, że nagle te dwa dziwne stworzenia przestały zupełnie zwracać na nią uwagę. Kate zaśmiała się i wzięła kotkę z powrotem na kolana.

– Lepiej zawieźmy ją do mnie – wykrztusiła z trudem.

– Nie warto – zażartował Richard. – Będzie tam się czuła osamotniona.

Kate jęknęła cicho i ukryła twarz w kocim futerku.

– Nie, Richardzie… – Znów poczuła kiełkujące wątpliwości. Ale serce nie chciało się poddać. Tylko ten jeden raz, kusiło. Nigdy więcej. Teraz nie myśl o zdradzie, o bólu, który przyjdzie później…

– Czy mam zostawić cię w spokoju, kochanie? – Richard pogładził jej włosy i zatrzymał dłoń na ramieniu. – To chyba niemożliwe – przekomarzał się. – Mam przecież tylko trzy tygodnie. – Przekręcił już kluczyk w stacyjce, kiedy nagle odezwał się telefon.

Przez kilka minut uważnie wsłuchiwał się w kobiecy głos w słuchawce.

– Dobrze, Janet – zakończył rozmowę – będę za dziesięć minut. – Schował telefon do kieszeni i zapalił silnik.

– Co się stało? – zapytała Kate, z trudem wydobywając głos z gardła.

– Chris Locket – odparł krótko. – Znasz go?

Kate musiała przez chwilę zebrać myśli.

– Tak. Kilkunastoletni chłopak, który ma astmę i ze wszystkich sił stara się unikać leków. Dlatego jego ataki zwykle są poważniejsze niż mogłyby być.

Richard westchnął.

– Wygląda na to, że stracę co najmniej godzinę, zanim będę mógł zająć się czymś bardziej pożytecznym.

– W półmroku panującym w samochodzie dostrzegła jego półuśmiech. – Ojciec właśnie przywiózł go do szpitala. Janet dała mu eufilinę, ale niepokoi się o niego. Wygląda na to, że jestem tam potrzebny.

– Ty albo ja – zasugerowała Kate.

– Nie, dzisiaj moja kolej – odparł bez wahania Richard. – Twoja noga powinna znaleźć się w łóżku.

Zatrzymał się przed domkiem Kate i pomógł jej wydostać się z samochodu.

– W domu znajdziesz coś do jedzenia – oznajmił.

– Poprosiłem Bellę, żeby się tym zajęła.

– A czy jest coś, czym się nie zająłeś? – spytała, uśmiechając się nieśmiało.

– Tak. – Pocałował ją. – Nie zorganizowałem sobie wolnej godziny, teraz, kiedy tak bardzo jest mi potrzebna. – Delikatnie podrapał kotkę za uchem. – Dobranoc, Meg. Dbaj o swoją nową panią.

Kate stała przed domem, odprowadzając wzrokiem samochód, aż jego światła zniknęły za wzgórzem. Kotka w jej ramionach kręciła się i miauczała nerwowo.

– Nie bój się, koteczko – odezwała się do niej Kate.

– Musisz nauczyć się ufać. – Dotknęła palcami warg, na których ciągle jeszcze czuła smak pocałunku Richarda.

– Tak jak ja – dodała szeptem. – Na chwilę udało mi się zapomnieć o nieufności. Ty też spróbuj.

Загрузка...