Rozdział 11

Obudził ją śmiech. To barwna papuga usadowiona na potężnym drzewie gumowym starała się obudzić cały świat swoim upiornym skrzekiem przypominającym chichot. Kate odrzuciła przykrycie, zakłócając sen kotce zwiniętej w nogach łóżka, i podeszła do okna.

– Udało ci się – krzyknęła do ptaka – a teraz uciekaj stąd!

Ptak przekrzywił głowę, popatrzył na rozczochraną dziewczynę w oknie i zaskrzeczał znowu.

Kate odrzuciła włosy do tyłu i uśmiechnęła się do niego. Czuła się o dziesięć lat młodsza. Nie miała dziś nic przeciwko temu, żeby wstać. Siadła na łóżku i przyjrzała się swojej kostce. Ciągle jeszcze ją lekko bolała.

– Naprawdę, czuję się młodsza – zwierzyła się Meg, głaskając ją. – Czuję się jak głupia, zakochana nastolatka.

Kiedy wróciła wczoraj do domu, odkryła, że ktoś napalił w kominku i napełnił jej lodówkę. Widać Richard, który zarzucał jej, że o siebie nie dba, postanowił w końcu to zmienić. Najadła się więc, umyła i poszła do łóżka. Długo nie mogła zasnąć, obserwując odblaski księżyca na suficie. Czekała na Richarda. Jak długo można zajmować się chłopcem z astmą? Chris bywał już w bardzo ciężkim stanie i wówczas, oczywiście, cały czas musiał być pod opieką lekarza. Czy teraz też tak było? Czy to dlatego doktor nie pojawił się? Tak bardzo chciała, by wrócił do niej.

W koszuli nocnej pokuśtykała do kuchni.

Chyba oszalałam, pomyślała, stawiając czajnik na ogniu. Przecież nic się nie zmieniło, jest wciąż tym samym rozrzutnikiem, co przedtem. Zupełnie jak… Doug. Dlaczego zawsze zakochuję się w takich mężczyznach? Dlaczego jestem tak beznadziejnie głupia?

Do kuchni weszła Meg i ziewnęła, pokazując mały, różowy języczek. Kate nalała trochę mleka na spodeczek i przyglądała się, jak kotka je chłepcze. Chyba już się tu zadomowiła, pomyślała.

Nalała sobie kawy do kubka i usiadła przy stole. Była świadoma, że jej emocje wymknęły się spod kontroli. Z każdą chwilą coraz trudniej było jej pogodzić się z myślą o opuszczeniu doliny. Wiedziała, że gdyby Richard pojawił się tu w nocy, mogło to się skończyć tylko w jeden sposób. Może i lepiej, że nie przyszedł, okłamywała samą siebie.

Z rozmyślań wyrwał ją odgłos samochodu parkującego przed domem. Spojrzała na zegarek. Ósma. Zwykle o tej porze zaczynała już pracę, a dzisiaj siedzi w koszuli nocnej i czeka na Richarda.

Wiedziała, że to on, zanim jeszcze otworzyły się drzwi. Poznała jego kroki i jej serce zamarło ze szczęścia.

– Ładne rzeczy. – Czułym spojrzeniem obrzucił skąpo odzianą dziewczynę. – Przyjechałem, żeby zabrać moją współpracowniczkę, i co ja widzę?

– Przepraszam. – Kate nieoczekiwanie poczuła się okropnie zażenowana. – Już się ubieram.

– Jeszcze nie! – W dwóch susach znalazł się przy niej i chwycił ją w ramiona.

Przez sekundę opierała się, zaraz jednak radość płynąca z bliskości ukochanego mężczyzny zwyciężyła. Przywarła do niego całym ciałem i uniosła twarz do pocałunku.

Richard nie ociągał się, a kiedy wreszcie skończył ją całować, śmiała się, nie mogąc złapać tchu.

– Richardzie – powiedziała zduszonym głosem – to czyste szaleństwo!

– Wiem – odrzekł, pieszcząc jej nagie ramiona. Nachylił się i całował jej gładką skórę, w miejscu gdzie nocna koszula ledwo osłaniała piersi. – Kate, jesteś taka piękna. – Jego głos był ochrypły z pożądania.

– Myślałam, że może przyjdziesz w nocy – wyszeptała onieśmielona.

– Nie mogłem. Trzy godziny spędziłem w szpitalu, a potem były jeszcze wezwania. – Zawahał się. – Wpuściłabyś mnie?

– Tak – odparła po prostu.

– A co z moimi ogromnymi wydatkami, złotko?

– spytał uprzejmie. – Jak możesz kochać takiego głupca?

– To przyzwyczajenie.

Richard odsunął ją na długość ramion.

– Co takiego zrobił ci ten Doug? – spytał natarczywie. – Uciekł, zostawiając nie zapłacone długi?

– Zaciągnął dług hipoteczny – wyznała. – Na mój dom, mój gabinet – głos jej drżał – dom moich rodziców, wszystko…

Richard przyjrzał się jej uważnie.

– Zaczynam rozumieć – rzekł w końcu. – Jeśli przestaniesz pracować, twoi rodzice stracą dom.

– Tak.

Po dłuższej chwili milczenia Richard przytulił ją do siebie.

– Kate, ja nie jestem Dougiem – przypomniał jej cichym głosem. – Nie chcę cię skrzywdzić.

– I tak zaczynałam myśleć, że warto zaryzykować.

– Łzy płynęły jej po policzkach i wsiąkały w sweter Richarda. – Teraz jednak byłoby to moje ryzyko, a nie moich rodziców.

– Kate, przysięgam ci, że nigdy nie zaryzykowałbym nie swoich pieniędzy.

– To nie ma już znaczenia.

– Ma – powiedział poważnie. – Jeśli mi nie ufasz…

– Wydaje mi się, że cię kocham…

– Nie ma miłości bez zaufania. – Pokręcił głową, wpatrując się w jej twarz. – Nigdy.

– Ale to, co czuję…

– To nie wystarczy. Od kobiety oczekuję czegoś więcej niż tylko uczuć.

– Richardzie…

Uciszył ją, delikatnie dotykając palcami jej warg i lekko odsunął od siebie.

– Idź już się ubrać, kobieto – powiedział drżącym głosem. – Mamy dziś dużo pracy, ale jeśli zostaniemy tu dłużej, to nie odpowiadam za konsekwencje. Czy jadłaś już śniadanie?

– Nie…

– Ja też nie jadłem. Przygotuję coś, kiedy będziesz się ubierała. I włóż znowu tę okropną spódnicę… Boże, po co ja tu przyszedłem…

Kate odwróciła się i skierowała do łazienki. Czy jemu naprawdę to nie wystarcza, zastanawiała się po drodze, przecież powiedziała mu, że go kocha. Jak może dać mu więcej? Jak może obdarzyć go zaufaniem, skoro przez Douga straciła je na zawsze? Richard jest do niego podobny i nic tego nie zmieni. Jeśli będzie mogła być z nim, nie ryzykując finansowym krachem, zdecyduje się na to. Ale zaufać mu całkowicie…

Nie potrafię, pomyślała smutno i zaczęła się ubierać. Już nigdy więcej. Nawet Richardowi.


Mijały kolejne dni. Pod koniec tygodnia w szpitalu było już sześciu pacjentów. Kate znowu zaczęła prowadzić samochód, chociaż kostka jeszcze ją bolała i nadal musiała używać kul. Richard, zgodnie z obietnicą wziął na siebie wizyty domowe, ale Kate i tak wieczorami była wykończona.

Doktora widywała rzadko, choć wiedziała, co robi, przepisując codziennie jego recepty. Ta zależność musi go bardzo irytować, myślała, przepisując dwudziestą receptę tego dnia. Jak długo to jeszcze potrwa? Alf nie zamierzał jednak się poddać.

Podczas nieuniknionych spotkań zachowywali się tak oficjalnie, że w końcu Bella nie potrafiła ukryć zdziwienia.

– Co się z wami dzieje? – zapytała. – Sprzeczka między kochankami?

– Nie wygłupiaj się. Nie jesteśmy kochankami – broniła się dziewczyna.

– Ale moglibyście być – odparła Bella. – Nie mów mi, że nie szalejesz za nim, bo i tak w to nie uwierzę.

Kate z trudem uśmiechnęła się i pokręciła głową.

– Powinnaś rozumieć to lepiej od innych. Ten szpital to ogromne ryzyko finansowe. Richard igra z ogniem, tak jak kiedyś Doug.

– Nawet jeśli to ryzyko, to warte podjęcia – pouczała ją Bella. – Powinnaś go wspierać, a nie krytykować cały czas. Wiem, że to nie moja sprawa – kontynuowała z uporem – ale nigdy do niczego nie dojdziesz, jeśli nieustannie będziesz myślała o konsekwencjach.

– Te konsekwencje często dotykają innych… – nagle przerwała, gdyż zadzwonił stojący na biurku telefon.

Bella rzuciła jej jeszcze jedno, pełne niepokoju spojrzenie i podniosła słuchawkę. Po chwili pojawił się kolejny pacjent i nie było więcej czasu na zwierzenia.

Kate była z tego zadowolona. Bella i tak nie mogła jej pomóc. Nikt nie mógł zmienić Richarda w człowieka solidnego i godnego zaufania.

– Mam nadzieję, że dałeś już ogłoszenie w sprawie innego lekarza – zwróciła się do niego, kiedy skończyli pracę w przychodni, choć jej serce ścisnęło się z bólu. – Zostanę tu tylko do końca miesiąca.

Popatrzył na nią przeciągle i odwrócił się bez słowa.

W piątek Kate skończyła pracę wcześniej i udała się do małego kościoła za miastem. Była jedną z sześciu osób, które pojawiły się na pogrzebie panny Souter, i jedyną, która towarzyszyła jej na cmentarzu.

Wiedziała, że starsza pani jest samotna, ale chłód tego pożegnania wstrząsnął nią. Czy nigdy nie miała rodziny? Nikogo, kto by ją kochał?

Długo po zakończeniu ceremonii stała przy świeżym grobie i zastanawiała się nad sensem samotnego życia. Szczerze lubiła pannę Souter. Dlaczego inni jej nie lubili?

Nie znała odpowiedzi na to pytanie. Ruszyła powoli do samochodu. Niespodziewanie przed cmentarzem zatrzymał się srebrny mercedes.

– Wiedziałem, że cię tu znajdę – ciepło odezwał się Richard. – Bella powiedziała mi, że skończyłaś dzisiaj wcześniej.

– Musiałam… – krótko wyjaśniła Kate. – Ona nie miała nikogo…

– To od ciebie? – Richard spojrzał pytająco na wiązankę polnych kwiatów leżącą na grobie.

– Od Meg. – Uśmiechnęła się blado.

Ujął ją pod ramię i odprowadził do samochodu. Dziś po raz pierwszy poruszała się bez kul i nierówny grunt sprawiał jej kłopot.

– Dziękuję – powiedziała sztywno, wsiadając do samochodu.

– Zapraszam cię na obiad – cichym głosem zwrócił się do niej. I zanim zdążyła otworzyć usta dodał: – Nie u mnie. W pubie.

– Myślałam, że nie lubisz jeść w pubie.

– Tylko wtedy, kiedy chcę rozmawiać o interesach, a dzisiaj nie chcę…

Kate zawahała się. Nie powinna…

Perspektywa powrotu do zimnego domu i samotnego posiłku wydała się jej nagle ponura i przygnębiająca. Richard spojrzał na nią wyczekująco. Odwzajemniła spojrzenie. Zaskoczył ją trudny do odczytania wyraz jego oczu. Czyżby czuł się niepewnie?

– Dobrze – uśmiechnęła się. Z przyjemnością pomyślała o ciepłym, pełnym ludzi, rozmów i śmiechu pubie. – Ale tylko na godzinkę.

– Nie zabiorę ani chwili dłużej z twego drogocennego czasu.

W piątkowy wieczór pub pełny był ludzi. Wielu farmerów przyszło prosto po wydojeniu krów i roztaczali wokół siebie nie dający się z niczym pomylić zapach obory.

– Mogliby się wykąpać – szepnęła Richardowi na ucho Kate.

– I stracić taki dobry czas na drinka. – Uśmiechnął się w odpowiedzi.

W środku płonął kominek. Kelner, rozpływając się w powitaniach, wskazał im stolik obok ognia.

– Zastanawialiśmy się, kiedy w końcu pana u nas zobaczymy – mówił rozpromieniony. – Miło znów panią widzieć, pani doktor. Dziś państwa napoję na koszt szefa.

Po smutnym pogrzebie wydawało się to jak powrót do domu pełnego życia i śmiechu. I chyba z takim zamiarem Richard ją tu przywiózł. Cudownym zbiegiem okoliczności telefon w jego kieszeni milczał przez cały czas i mogli zjeść spokojnie. Było jej ciepło, czuła się odprężona i zadowolona.

– Często tu przychodzisz? – Wgadnął Richard.

– Jem tutaj, kiedy…

– Kiedy czujesz się samotna – dokończył, pytająco patrząc w jej oczy. – Mam rację?

Kate wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się.

– Być może – odparła.

– To się nie zmieni, jeśli nie otworzysz się wreszcie – powiedział łagodnie.

– Uważasz, że powinnam się otworzyć, aby znowu ktoś mógł mnie zranić? – Powoli przelewała wino w szklance, wpatrując się w nie intensywnie.

Richard ścisnął jej dłoń. Podniosła wzrok.

– Czemu myślisz, że to jest nieuniknione?

– Tego nie powiedziałam – odparła poważnym tonem. Spojrzała mu w oczy i zaraz tego pożałowała. Nie mogła oderwać od nich wzroku… W jego oczach czaiło się wyzwanie, któremu nie miała siły sprostać. Kochaj mnie, mówiły. Zaufaj mi. Czuła się dziwnie lekko… Odsunęła od siebie wino. Nie powinnam już więcej pić, pomyślała. Jeszcze pół szklanki i będę gotowa…

Odwróciła głowę i bez przekonania próbowała wyrwać rękę. Uścisk zacieśnił się.

– Muszę wracać – wyjąkała. – Pora nakarmić Meg.

– Czy masz w domu kawę? – zapytał Richard.

– Ja? – Znów spojrzała mu w oczy i zatraciła się.

– Mam – odpowiedziała słabym głosem.

– W takim razie – Richard podniósł się – napijemy się kawy u ciebie.

– Nie myślę, aby…

– To dobrze – przerwał Richard. – Postaraj się nie myśleć. Ilekroć zaczynasz wsłuchiwać się w swoje myśli, mówisz coś obraźliwego. – Zanim zdążyła odpowiedzieć, sprawnie wyprowadził ją z zatłoczonej sali.

Samochód Kate zaparkowany był przed pubem. Richard otworzył przed nią drzwi od strony kierowcy, a potem ku jej zaskoczeniu obszedł samochód dookoła i usiadł obok niej.

– Prowadzisz. Wypiłem o jedno piwo za dużo – wyjaśnił krótko.

Kate zrobiła szybki rachunek w głowie i spojrzała na niego podejrzliwie.

– Przecież wypiłeś tylko dwa lekkie piwa?

– Wiem, kiedy nie powinienem siadać za kierownicą – odparł. – Dziś na pewno nie. Później pójdę do domu piechotą.

– Ale to prawie cztery kilometry.

– To mnie otrzeźwi.

– A jeśli będą jakieś wezwania?

Richard wyciągnął się na siedzeniu i uśmiechnąwszy się położył telefon na jej kolanach.

– Patrzyłem, ile pijesz. Po niecałej szklance wina, ty dzisiaj odbierasz telefony.

Kate próbowała się uśmiechnąć.

– Podwiozę cię do domu – zaproponowała.

– Nie.

– Co to znaczy, nie? – warknęła.

– Odmawiam. Mam zamiar nakarmić Meg. – Richard zachowywał się jak ktoś absolutnie pewny swoich racji. Kate nie potrafiła powstrzymać się od śmiechu.

– Czyżbyś podejrzewał, że ją głodzę?

– Nigdy dość ostrożności – oświadczył. – Mam dług wobec panny Souter, nigdy nie zwróciłem jej talerza po biszkopcie.

– I dlatego postanowiłeś mnie skontrolować?

– Coś w tym rodzaju – przyznał.

Spojrzała na niego podejrzliwie, on jednak siedział nieporuszony.

– Zaraz potem odwiozę cię do domu – wymamrotała.

– Jak sobie życzysz.

Загрузка...