Resztę soboty spędziła na domowych porządkach. Pracowała ciężko, próbując zapomnieć o wydarzeniach ostatnich dwudziestu czterech godzin. Wieczorem napuściła pełną wannę wody i weszła do niej z przyjemnością. Od wielu tygodni nie mogła pozwolić sobie na taki luksus.
W sobotnie wieczory była zwykłe bardzo zajęta. Teraz, w środku zimy, sezon piłkarski był w pełni. Kate chodziła po prostu ma mecze, żeby móc zająć się od ręki niezliczonymi drobnymi urazami, które były efektem szybkości i brutalności w tym sporcie.
Ale nie w tę sobotę. Mam nadzieję, że Richard urobi się po łokcie, pomyślała zjadliwie. Ciepła woda rozleniwiała ją i oddając się przyjemności zamknęła oczy.
Nagle otworzyła je szeroko. Nie napracował się zbytnio przy meczu. Jego głos dobiegał do niej z werandy.
– Kate? Mogę wejść?
Zaskoczona zerwała się na nogi, wychyliła i szybkim ruchem sięgnęła po wiszący na drzwiach ręcznik. Poślizgnęła się na śliskiej powierzchni wanny i poleciała do przodu. Podczas upadku w skręconej stopie pękły wiązadła i Kate wylądowała na posadzce.
Nie usłyszała nawet własnego krzyku. Ból w kostce palił jak ogień. Usiłowała wstać, ale zrezygnowana opadła na posadzkę, zagryzając wargi z bólu.
– Kate? – Głos Richarda brzmiał niepokojem. – Co się stało?
– Odejdź – krzyknęła słabym głosem, krzywiąc się z bólu. Zacisnęła kurczowo ręce na kostce i starała się zapanować nad głosem. – Odejdź.
– Co, do cholery… – Usłyszała, jak otwiera frontowe drzwi. – Gdzie jesteś?
– Biorę kąpiel – wycedziła.
– I ktoś dźga cię sztyletem, tak? – Był coraz bliżej.
– Gdzie jesteś?
– W łazience. – Ściskała mocno kostkę i z wysiłkiem dodała normalnym głosem: – A gdzie jeszcze mogłabym się kąpać?
– Co się stało, Kate?
– Nic. – Podniosła nieco głos, gdy Richard się zbliżył.
– Nic się nie stało, Richardzie. Zostaw mnie. – Podłoga była zimna, a szok po upadku sprawił, że cała się trzęsła. Ręcznik wisiał wysoko, poza jej zasięgiem. Usłyszała skrzyp klamki i mężczyzna wszedł do łazienki.
Na widok nagiej dziewczyny skręcającej się z bólu na podłodze zamarł, ale po chwili szybko do niej podszedł.
– Kate…
– Wynoś się stąd – krzyknęła. – To przez ciebie… Wynoś się!
– Co ja zrobiłem? – Rozejrzał się wokół. Z haczyka na drzwiach zdjął mały, podniszczony ręcznik, ale zaraz odrzucił go na bok.
– Uderzyłaś się w plecy? – spytał, pochylając się nad nią.
– Nie. – Skuliła się, z bólu i upokorzenia. – Skręciłam nogę w kostce. Richardzie, proszę, zostaw mnie samą.
Nie posłuchał jej. Delikatnie dotykał palcami mokrej skóry na kostce.
– Nie tylko skręcona. Jest zwichnięta albo pęknięta – ocenił z ponurą miną. – Pięknie puchnie. Niedługo dotknie sufitu. Tak samo jak ty, moja droga Kate.
– Zwinnym ruchem wziął ją na ręce i podniósł z podłogi.
– Postaw mnie. – Kate płakała ze złości i upokorzenia. Zaciśniętymi pięściami grzmociła go po torsie.
– Puść mnie, do cholery.
– Puszczę cię, jak znajdę coś odpowiedniejszego od tej podłogi – obiecał, przechodząc do salonu. – Na Boga, kobieto, ty zamarzniesz.
Jęknęła żałośnie. Co się stało z chłodnym profesjonalizmem doktor Kate Harris? Czuła się jak sześcioletnia dziewczynka.
Pokrytą sztuczną skórą, niewygodną kanapę z salonu zdyskwalifikował na pierwszy rzut oka i skierował się do sypialni. Otworzył drzwi nogą i zaniósłszy Kate do łóżka, ułożył ją na nim delikatnie. Szybko sięgnęła po koc.
– Trzeba cię najpierw wysuszyć – powstrzymał ją. – Jeśli przemoczysz materac, to w tak zimnym mieszkaniu już go nie dosuszysz. Dlaczego, do licha, nie palisz w kominku? – Wyszedł i po chwili wrócił, trzymając ręcznik na długość wyciągniętej ręki i przyglądając mu się krytycznie. Sięgnąwszy nagłym ruchem po ręcznik Kate krzyknęła z bólu. Spojrzał na nią ze współczuciem.
– Aż tak źle? – Nie usłyszawszy odpowiedzi pochylił się i delikatnie obmacał obrzmiałą lewą kostkę. Podniósł wzrok. Przyciskała do siebie ręcznik, broniąc resztek skromności, a w płonących gniewem oczach zobaczył ból. – No, dobrze, moja najdroższa – powiedział z czułością. – Najpierw cię wysuszymy i ogrzejemy, a potem będziemy martwić się o twoją nogę.
– Nie jestem twoją najdroższą – syknęła.
– Masz rację – przyznał. – Teraz jesteś tylko pacjentką. I nie ma pani wyboru, pani doktor. Nie ma tu innego lekarza. Leż spokojnie albo wezwę karetkę i Joe zawiezie cię do Melbourne.
– Nie bądź śmieszny. – Ostry, promieniujący ból utrudniał jej merytoryczną dyskusję. – Dam sobie radę. Po prostu chcę zostać sama.
– Zarzuciłaś mi, że stało się to przeze mnie – przypomniał spokojnym tonem. Uwolnił ręcznik ze sztywnych palców Kate i zaczął ją wycierać. – To co mam zrobić? Zostawić cię w potrzebie? – Uśmiechnął się do niej porozumiewawczo. – Leż spokojnie, moja droga Kate, i pozwól sobie pomóc.
Nie miała wyboru. Leżała bezradnie, a Richard zręcznymi ruchami przesuwał ręcznik po miękkich konturach jej ciała. To tylko prosta, profesjonalna czynność pielęgnacyjna, przekonywała siebie w duchu.
Ale nie w wykonaniu Richarda. Drżała pod jego dotykiem i nawet ból w kostce zmniejszył się, kiedy tak delikatnie wycierał ją ręcznikiem. Pragnęła, by pomiędzy jej skórą a tymi silnymi, zręcznymi dłońmi nie było niczego…
W końcu wysuszył ją i dreszcze ustąpiły. Otulił ją ogromnym wełnianym kocem i wyszedł. Wrócił po chwili z jej zmaltretowanym lekarskim kuferkiem.
– Przez cały dzień używałem twojego wyposażenia. Powinnaś chyba wystawić mi rachunek. – Uśmiechnął się do niej. – Teraz przynajmniej przyda się i tobie.
– Postawił kuferek na stoliku i otworzył. – Morfina?
– Nie jest tak źle, żebym potrzebowała morfiny – zapewniła go zduszonym głosem.
– Ale coś ci jest potrzebne na pewno – powiedział ze spokojem. – Jesteś biała jak płótno. – Podszedł do łóżka i uchylił koc znad kostki. Skrzywił się. – Nieźle się urządziłaś. Dlaczego, do licha, nie masz w wannie gumowej maty? – Delikatnie dotykał obrzmienia, obserwując twarz Kate. – Trzeba to prześwietlić.
– To nie jest złamanie – zaprzeczyła gwałtownie.
– Słyszałabym trzask.
– Nigdy nie wiadomo – odparł. – Jest zbyt duża opuchlizna, by móc to wyczuć, ale z pewnością masz naderwane wiązadła. – Wyciągnął z torby lekarskiej elastyczny bandaż i przez kilka minut, w ciszy, usztywniał nim staw. Skończył i rozejrzał się po pokoju. – Czy masz coś do włożenia na siebie, oprócz tej strasznej spódnicy?
– W szafie jest dres – odpowiedziała. – Ale nie mam zamiaru jechać na prześwietlenie do Melbourne – zastrzegła.
– Nie musisz. Aparat rentgenowski mamy w szpitalu.
– Powinnam się była domyślić. Tomograf komputerowy też? – spytała z sarkazmem.
Roześmiał się. Tomografy dostępne były jedynie w wielkich szpitalach miejskich.
– Na razie nie – wyznał. – Nawet ja musiałbym pooszczędzać przez tydzień, żeby go sobie sprawić. Mam za to coś bardziej w tej chwili przydatnego. A teraz, pani doktor, proszę się ubrać. Nie zabiorę pani stąd nagiej.
– Uśmiechnął się lekko. – Wiem, co to skromność, mimo że pani o tym zapomniała.
– Podaj mi dres – syknęła. – Nie potrafię powstrzymać cię przed wpychaniem nosa w nie swoje sprawy – ciągnęła jadowitym tonem – ale gdybyś był dżentelmenem…
– Nie jestem nim. – Roześmiał się. Zdjął z wieszaka ciepły czerwony dres i położył na łóżku. – Dżentelmen stałby teraz za drzwiami, a ty usiłowałabyś się ubrać, wijąc się z bólu. Natomiast ja jestem tu i mam zamiar ci pomóc.
– Potrafię ubrać się sama. – Usiadła, sięgnęła po dres i mimowolnie krzyknęła z bólu.
– Kate. – Richard przytrzymał ją za ramiona i położył stanowczo na łóżku. – Przyjechałem tutaj, żeby cię zabrać do szpitala. Chcę obejrzeć głowę Sophie i przy usuwaniu opatrunku uciskowego potrzebuję drugiego lekarza. Potrzebuję cię niezależnie od tego, czy jest to zwichnięcie czy pęknięcie. Ty zaś marnujesz mój czas. A teraz pozwól mi pomóc nałożyć ci dres albo zabiorę cię w tym kocu nagą.
– . Nie ośmieliłbyś się – zaperzyła się, ale w jej głosie zadźwięczała nuta niepewności.
– Sprawdź – odparł groźnie. – Wkładaj to lub przygotuj się do podróży w kocu.
Przyglądała mu się badawczo. Twarz miał poważną, ale w głębi oczu migotały iskierki szatańskiego śmiechu. Chętnie zrobiłaby mu na przekór, jednak nie mogła już wytrzymać bólu i była bliska płaczu.
– Dobrze – zgodziła się cierpko. – Przyjmuję twoją ee… wielkoduszną propozycję pomocy.
– Bardzo rozsądnie – skomentował krótko.
Po dziesięciu minutach znajdowała się już na tylnym siedzeniu mercedesa. Mimo zastrzyku przeciwbólowego czuła tępy ból.
– Będzie ci wygodniej z uniesioną nogą – poradził.
– Nie mogę uwierzyć, że mi się to przytrafiło – wymruczała przez zaciśnięte zęby. – Z całej tej złej passy, którą ostatnio…
– Nie przesadzaj – złajał ją. – Nie było wcale tak źle. Nowy szpital… wspólnik z nadzwyczajnymi kwalifikacjami…
– I skromny – dorzuciła ze złością. – Zapomniałeś dodać.
– I skromny – potwierdził z uśmiechem. Ostrożnie prowadził samochód po polnej drodze, unikając wybojów, aby nie sprawić bólu siedzącej z tyłu dziewczynie. – Zwykle wpisuję to do mojej ankiety personalnej.
Kate zacisnęła wargi i nie odzywała się. Ku jej zdziwieniu Richard milczał także, jakby domyślał się, że jest ona u kresu wytrzymałości. Jej świat rozpadł się na kawałki i to za sprawą tego mężczyzny… Skoncentruj się na bólu, przykazała sobie surowo. Przynajmniej to jest realne.
A Richard Blair – nie? Spojrzała na jego szerokie plecy przed sobą. Na pewno był realny. Ale był też szalony. Wariat! Impulsywny głupiec, który zniknie, jak tylko skończą się mu pieniądze, i zapewne zostawi za sobą długi.
– Nie zrobię tego – powiedział gładko.
– Czego?
– Nie odejdę.
– Nic takiego nie mówiłam. – Kate wstrzymała oddech.
– Nie musiałaś – odparł, patrząc na drogę. – Słyszę to za każdym razem, gdy otwierasz usta. Widzę to, gdy na mnie patrzysz. Nie ufasz mi.
– Dlaczego miałabym ci ufać? – spytała bez zastanowienia i zagryzła wargę. Nie chciała być tak bezpośrednia.
– Ponieważ mnie kochasz.
Westchnęła głęboko, ale nie odpowiedziała. Nie była w stanie.
– Mam rację, prawda, pani doktor? – spytał pogodnie na kolejnym zakręcie.
– Nie.
– Hmm. – Zerknął do tyłu i posłał jej uśmiech. – Przysiągłbym, że się mnie obawiasz, a nie potrafię wyobrazić sobie bardziej logicznej przyczyny twoich obaw.
– Nie… nie boję się ciebie. – Z wysiłkiem odezwała się lodowatym tonem: – I nie kocham cię, doktorze Blair, bez względu na to, jak wysokie masz o sobie mniemanie. Nawet cię nie lubię. Uosabiasz wszystko to, czego nie znoszę i za trzy tygodnie odejdę stąd nie oglądając się za siebie.
– Raczej pokuśtykasz, jeśli kostka jest złamana – powiedział miękko.
Ścisnęła dłonie tak mocno, że paznokcie aż wbiły się w ciało. Chciała czymś rzucić. Miała pod plecami poduszkę, ale rzucenie jej w kierowcę podczas jazdy, choć była w furii, uznała za idiotyczny pomysł.
– Możesz rzucić, jak tylko staniemy – podsunął gładko Richard. – Jeśli to tylko poduszka, nie będę nawet schylał głowy.
– Ty… – Zabrakło jej słów. Była wściekła. Tak wściekła, że zapomniała o bólu nogi. Leżała bez ruchu, z zaciśniętymi ustami, aż dojechali do szpitala.
Richard oglądał zdjęcie pod światło. Prześwietlenie nie wykazało pęknięcia kości.
– Miałaś szczęście – skomentował. – Tym niemniej, przez parę tygodni będziesz chodzić o kulach.
– W takim razie, jak najszybciej znajdź innego lekarza – zasugerowała cierpkim tonem. – Inwalida będzie ci mało przydatny.
Przyjrzał się jej przeciągle.
– Nic mi się nie stanie, jeśli przejmę na siebie większość obowiązków – powiedział z niezmąconym spokojem. – Będę cię potrzebował w poniedziałek, podczas otwarcia szpitala, a poza tym możesz siedzieć za biurkiem, udzielać porad i wypisywać recepty, podczas gdy ja będę biegał na wizyty domowe.
– A kiedy już wyzdrowieję, wyjadę – zauważyła. – To chyba nie w porządku.
– Zostaw mi osądzanie, co jest, a co nie jest w porządku. Ja tu jestem szefem. – Przez chwilę stał w milczeniu. – Muszę zbadać Sophie, może trzeba będzie usunąć resztki martwej tkanki. Czy możesz, siedząc na krześle, towarzyszyć mi na sali operacyjnej? – zapytał.
– Mogę potrzebować anestezjologa.
Kate spojrzała na niego zaskoczona. Zaczęła podejrzewać, że zbyt ostro go osądzała. Inny lekarz na jego miejscu odłożyłby badanie na rano. Niebezpieczeństwo, że pozostała jakieś martwa tkanka, którą należy usunąć, było znikome.
– Dam sobie radę. – Skinęła głową.
– W takim razie poszukam fotela na kółkach – oznajmił. – Trudno jest zajmować się pacjentem, kiedy samemu leży się na wznak.
Na szczęście okazało się, że zabieg nie jest potrzebny. Dziewczynka była oszołomiona, ale przytomna. Wpatrywała się w Richarda z lękiem i nadzieją w wielkich oczach.
– Trochę mnie boli – poskarżyła się sennie, kiedy Richard zaczął bandażować jej głowę.
– Jeszcze przez jakiś czas będzie bolało – odrzekł.
– Masz porządne rozcięcie. Pięćdziesiąt siedem szwów!
– Pięćdziesiąt siedem… – Pomimo wszystko Sophie wydawała się zadowolona. – Kiedy Mike’owi pękła w ręku butelka, miał tylko dwadzieścia pięć. A to było ogromne rozcięcie.
– Będzie musiał się postarać o coś lepszego, żeby cię pokonać – zapewnił ją Richard.
– Pięćdziesiąt siedem… – Sophie powoli zapadała w sen, gdy Richard kończył badanie. – I mamusia powiedziała, że jestem pierwszą osobą od wieków, która trafiła do szpitala. I jestem tu jedyną pacjentką… – zauważyła z głęboką satysfakcją i zamknęła oczy.
Richard dokończył opatrunek i dał znać nocnej pielęgniarce, aby odwiozła Sophie do jej pokoju.
– To zaczyna przypominać prawdziwy szpital – orzekła Kate, gdy zostali sami.
– A co sobie myślisz, kobieto? – odezwał się z pretensją w głosie. – To jest prawdziwy szpital. Jest w nim pięć pielęgniarek, dwoje lekarzy i dwie pacjentki. Nawet jeśli ktoś z nas odgrywa podwójną rolę.
– Co masz na myśli? – zapytała podejrzliwie Kate.
Richard podwiózł ją do umywalki, żeby mogła się umyć.
– Mam na myśli to, doktor Harris, że jesteś jednocześnie lekarzem i pacjentem. Nie puszczę cię dzisiaj do domu z tą kostką.
– Nie wygłupiaj się – powiedziała bezceremonialnie.
– Oczywiście, że pójdę do domu.
– A jak już będziesz w domu, przygotujesz sobie obiad z trzech dań? – zapytał Richard z przekąsem. Umył ręce, oparł się o umywalkę i spojrzał na dziewczynę siedzącą na wózku. Założył ręce i czekał. – I może jeszcze wybierzesz się na spacer? Nie bądź głupia, Kate. Dzisiaj tu ci będzie najlepiej i dobrze o tym wiesz. A poza tym – nie pozwolił sobie przerwać – zeszłej nocy prawie nie spałem i muszę odpocząć. Jeśli zostaniesz, będziesz mogła w razie czego zająć się Sophie.
– Sophie będzie spała całą noc – odrzekła Kate.
– Nie można być tego pewnym – oświadczył Richard.
– A poza tym jestem teraz twoim szefem: ma być tak jak powiedziałem, jeśli chcesz tu pracować przez najbliższe trzy tygodnie. – Przyjrzał się jej uważnie.
– Bez względu na to, jak bardzo się złościsz, zależy ci chyba na tym.
– Potrzebne mi są pieniądze – przyznała Kate.
– W przeciwnym razie uciekałabym stąd, aż by się kurzyło.
– Teraz jednak musisz być lekarzem. – Oczy Richarda zatrzymały się na jej twarzy. – Całe szczęście, że jesteś taka śliczna.
– Zamknij się – burknęła. Oparła ręce na kołach i chciała powoli ruszyć, wózek jednak szarpnął gwałtownie i musiała uchwycić się krawędzi zlewu. Spróbowała jeszcze raz, ale Richard stanął przed nią.
– Nerwy? – spytał łagodnie. – Tylko dlatego, że wiem lepiej?
– Wcale nie wiesz lepiej. – Kate poczuła niebezpieczny przypływ złości. – Gdybym była mężczyzną, przylałabym ci…
– Nie pozwól, aby płeć cię powstrzymała. Nie leń się – przynaglał ją. – Zrób to.
– Nie zrobię ci tej przyjemności i nie poniżę się – syczała ze złością.
– Panie doktorze…
Obydwoje poderwali się na głos z korytarza.
– Słucham, siostro? – odezwał się spokojnie Richard.
– Łóżko dla doktor Harris już jest gotowe. – Pielęgniarka nerwowo przeniosła wzrok na Richarda. – Jeśli oczywiście zechce z niego skorzystać.
– Zechce. – Richard wyprostował się, chwycił z tyłu za uchwyt wózka i powoli pchał go przed sobą. – Łóżko czeka, moja mała. Jeszcze tylko środek przeciwbólowy i coś na sen.
– Myślałam, że mam uważać na Sophie – warknęła Kate.
– Zapewniałaś mnie, że będzie spała całą noc – odparł. – Jeśli ja jestem szalony, to ty musisz być lekarzem i trzeba ci ufać.