Środki przeciwbólowe i zmęczenie poprzedniego dnia sprawiły, że przespała całe piętnaście godzin. Obudziły ją promienie słońca wpadające do małego szpitalnego pokoju, odbijające się od metalowego łóżka i świeżo pomalowanych ścian.
Zegarek przy łóżku wskazywał dziewiątą. Uniosła się na poduszkach i delikatnie poruszyła stopą. Kostka nadal bolała.
Wyciągnęła się w półśnie, zadowolona, że nie musi się śpieszyć. Była niedziela, znajdowała się, w szpitalu, za wszystko odpowiadał Richard. Świat mógł się dziś bez niej obejść.
Po kilku minutach drzwi uchyliły się i zajrzała Alma. Rozpromieniła się widząc, że Kate już nie śpi.
– Doktor Blair powiedział, że wolno panią zbudzić jedynie w przypadku trzęsienia ziemi – oznajmiła z uśmiechem, a zza jej pleców wyłoniła się twarz młodej pielęgniarki. – Doktor Harris powinna dostać śniadanie – zwróciła się do niej. – Potem pomożemy jej się umyć.
– Mogę wziąć prysznic – zaoponowała i poprawiła się na poduszkach.
– Wiem, ale doktor Blair zalecił pani dwudziestoczterogodzinny odpoczynek w łóżku. – Alma wygładziła biały fartuch i zbliżyła się do łóżka. – Mówiąc szczerze, chciałabym też, aby personel miał trochę praktyki – uśmiechnęła się lekko. – Wszyscy trochę wyszliśmy z wprawy.
– Nie było tego widać podczas operacji – sprzeciwiła się Kate.
– No, tak… – Alma machnęła lekceważąco ręką.
– To się ma już we krwi.
– Gdzie jest moje ubranie? – rozejrzała się wokoło.
– Zabrał je doktor Blair – wyjaśniła Alma niepewnym tonem. – Powiedział, że będzie pani potrzebne coś czystego, kiedy będzie pani wychodziła do domu.
– Przecież dopiero wczoraj je włożyłam – zauważyła Kate, pełna złych przeczuć. – Wcale nie było brudne. Kiedy doktor Blair zamierza wrócić?
– Dziś już był, rano – odpowiedziała Alma. – Może zajrzy jeszcze wieczorem.
– Potrzebujemy go – wycedziła Kate przez zaciśnięte zęby. – Jest potrzebny teraz. Chcę natychmiast iść do domu.
– Doktor Blair zalecił pani całodzienne leżenie – przypomniała Alma – i powiedziałybyśmy z panią nie dyskutowały. – Położyła rękę na jej ramieniu. – Uczciwie mówiąc, kochana, od dawna pracuje pani zbyt ciężko. Dlaczego nie pozwoli pani swemu organizmowi na zasłużony odpoczynek?
– Ponieważ jest to polecenie doktora Blaira – wyrzuciła z siebie Kate – a już za wiele tych poleceń.
– Odrzuciła przykrycie i przyjrzała się swojej szpitalnej koszuli. – Proszę skontaktować się z Petem, żeby po mnie przyjechał. I czy może mi pani znaleźć coś do ubrania?
– To jest wbrew poleceniom – wykręcała się Alma, bezradnie chowając ręce za siebie. – Poza tym nie mam nic takiego, a ta koszula wygląda raczej nieskromnie.
Kate zaklęła pod nosem i opadła powoli na poduszki. •
– Chyba nie mam wielkiego wyboru – powiedziała z goryczą. – Ten człowiek jest autokratą… – zabrakło jej słów.
– Oczywiście, kochana – spokojnie przyznała Alma.
– A teraz, co pani podać na śniadanie?
Dzień intensywnego wypoczynku okazał się Kate bardziej potrzebny, niż chciałaby przyznać. Zażyła silne środki przeciwbólowe i spędziła prawie cały czas w półśnie, przez nikogo nie niepokojona. Zaletą małego, wiejskiego szpitala jest to, że może przystosować się do swoich pacjentów, pomyślała sennie. Nie było konieczności budzenia jej o szóstej rano, mycia i podawania śniadania o siódmej. Jeśli spała, nikt jej nie budził.
Okna małego szpitalnego pokoju wychodziły na północ, a słabe zimowe słońce uspokajało ją i ogrzewało. Przefiltrowane przez gałęzie potężnych drzew słoneczne światło tańczyło na kołdrze. Było jej ciepło, nic ją nie bolało, mogła się nareszcie wyspać.
Gdy ocknęła się pod wieczór, znalazła na stoliku koło łóżka plik magazynów.
– Skoczyłam podczas lunchu do domu, żeby je dla pani przynieść – oznajmiła uśmiechnięta Alma. – Tutaj nie było zbyt wiele do czytania.
– Jak się czuje Sophie? – spytała Kate.
– Świetnie. – Alma rozpromieniła się. – Ciągle miała niski poziom hemoglobiny we krwi, więc doktor Blair zdecydował się zrobić transfuzję. Musiał wezwać odpowiedniego krwiodawcę, bo sami nie mamy jeszcze zapasów. Na szczęście Sophie ma grupę zero Rh plus, a z tak popularną grupą nie było żadnych problemów.
Zjadła coś, a potem grała z mamą w Monopol. Tylko trochę narzekała, że swędzi ją głowa. Jeśli to wszystko, co jej dolega, to nie ma się o co martwić.
– Miała szczęście – powiedziała powoli Kate.
– Miała – potwierdziła Alma. – Mieć dwoje kompetentnych lekarzy pod ręką… Ludzie o niczym innym nie mówią. – Uśmiechnęła się. – Chyba nie ma takiej osoby, która potrafiłaby czegokolwiek odmówić doktorowi…
– Mam nadzieję, że inspektorzy wydadzą pozytywną opinię – przerwała Kate z niepokojem. – Byłoby okropne, gdyby teraz się nie udało.
– Jeśli komisja nie da jutro licencji, to zostanie wytarzana w smole i pierzu przed opuszczeniem miasta. Zresztą nie ma podstaw do odmowy. – Wskazała ręką okno, przez które widać było w gęstniejącym mroku ogród i farmera wywożącego śmiecie. – Ludzie dają z siebie wszystko. Doktor Blair nie musiał wcale prosić, a każdy, kto nie jest kaleką, pojawił się dziś w ogrodzie. Z dżungli zmienił się w najbardziej wypielęgnowany przyszpitalny ogród, jaki widziałam w życiu.
Kate uśmiechnęła się, ale wciąż dręczyły ją wątpliwości. Richard Blair wzbudził tak wiele oczekiwań. Nie potrafiła poskromić swych obaw: co będzie, jeśli zabraknie mu pieniędzy?
– Widzę, że doktor Harris traci nadzieję – odezwał się głęboki głos i przełożona odwróciła się. Spojrzała na Richarda Blaira, który stał w drzwiach w roboczym ubraniu, z koszulą rozpiętą pod szyją. Wyraźnie brał udział w pracach porządkowych.
– Och, pan doktor… – Alma spłoniła się jak uczennica, a Kate z niedowierzaniem pokręciła głową. Ten człowiek naprawdę miał całe miasto u swoich stóp. – Nie słyszałam, kiedy pan przyszedł. Czy w recepcji była jakaś siostra? Dlaczego nie towarzyszy panu w obchodzie? – Przełożona wyraźnie nie mogła zgodzić się na to, aby lekarz sam szukał swoich pacjentów.
– Myślę, że obchód oddziału, na którym znajduje się dwóch pacjentów, mogę zrobić sam. – Richard uśmiechnął się. – A poza tym, w tej chwili nie jestem w pracy. – Spojrzał ponuro na swoje poplamione ubranie. – Przyszedłem z wizytą towarzyską.
Podszedł do łóżka i spojrzał w dół, uśmiechając się coraz szerzej. Serce Kate zabiło jak szalone. Nie jestem lepsza od przełożonej, pomyślała wściekła i spojrzała na niego.
– Czy przyniosłeś mi ubranie?
– Nie.
Kate oddychała z trudem. Za plecami Richarda Alma zakaszlała przepraszająco.
– Gdybym była potrzebna, proszę zadzwonić. – Ruszyła do drzwi.
Dziewczyna odprowadziła ją wzrokiem.
– Myślałam, że do jej obowiązków należy towarzyszenie doktorowi – rzekła z sarkazmem – i nie pozostawianie pacjentów na jego łasce.
– Przecież powiedziałem: to jest wizyta towarzyska. Myślę, że Alma wyczuła, że chodzi o sprawy osobiste. Jest bardzo wrażliwa.
– Osobiste?
– Kłótnię między kochankami – wyjaśnił uprzejmie Richard.
– To nie jest… – Głos Kate zmienił się.
– Ubranie zostanie dostarczone jutro rano – powiedział poważnym już tonem, ucinając wszelkie protesty.
– Proszę, aby do tego czasu zniknęły te cienie. – Dotknął skóry pod jej oczami. – Myślę, że znikną – dodał zadowolony z siebie.
– Ty zawsze masz rację – podchwyciła uszczypliwie. – Pan Ósmy Cud Świata. Całe miasto je ci z ręki.
– I co w tym złego? – Richard wyjrzał przez okno. Na ognisku przy drodze płonęła reszta śmieci. – Mają swój szpital. Kto na tym zyska: ja czy miasto?
– Dopóki nie zabraknie ci pieniędzy.
– Ta inwestycja się zwróci.
– Kiedy? – Kate pokręciła głową. – Dwóch pacjentów z trudem pokryje wydatki za jeden tydzień.
– Co ci się takiego przydarzyło, że tak nie ufasz życiu? – zapytał ciepło.
– To nieprawda.
– Właśnie widzę. – Uniósł brwi. – Ostatnio życie nie traktowało cię najlepiej, prawda?
– Życie nie jest łatwe – przyznała z goryczą. – Ale to nie życiu nie ufam, tylko tobie.
– Jestem dla ciebie zagrożeniem.
– Nie chodzi o mnie – Kate z trudem cedziła słowa – stanowisz zagrożenie dla tutejszych ludzi. Naobiecywałeś im różnych rzeczy, ale to są mrzonki. Bańki mydlane. Kiedy pękną, odejdziesz, i to oni zostaną skrzywdzeni – nie ty.
– Czy tak postąpił z tobą twój mąż?
– To nie twoja sprawa.
– Moja. – Ujął ją za rękę. – Ciągle cierpisz z jego powodu. A teraz jesteś moją pacjentką i twoje cierpienie jest moją sprawą.
– To zajmij się moją kostką – wymamrotała wściekła. – Tylko to cię powinno interesować, a gdybyś nie był jedynym lekarzem w mieście i na to bym ci nie pozwoliła.
– I to ma być lojalność zawodowa? – Richard uśmiechnął się. Pocałował ją delikatnie w usta. – Kate Harris, mam zamiar przełamać barierę podejrzeń i chłodu, którą zbudowałaś wokół siebie. Za nią uwięziona jest cudowna, roześmiana dziewczyna i zamierzam ją uwolnić. Na pewno wygram, bo mam świetnego sojusznika.
– Co? – Kate przykryła usta dłońmi. Jej policzki płonęły. – O czym ty mówisz?
– Cudowna, roześmiana Kate sama chce się wydostać. Chce znowu kochać i cieszyć się wszystkim, co przyniesie los. Wystarczy, że poczekam…
– Nie znasz się na tym…
– Ale znam ciebie…
Z wściekłością chwyciła poduszkę i cisnęła nią w Richarda.
– Nienawidzę cię – wycedziła przez zaciśnięte zęby. – Wolałabym nigdy cię nie spotkać. Ty obrzydliwa, zarozumiała ropucho…
– Przynajmniej zrobiłem na tobie wrażenie – powiedział rozbawiony. Delikatnie odłożył poduszkę na miejsce. – Śpij dobrze, kochanie. Do zobaczenia jutro.
Kate, ku swojemu zaskoczeniu, również tej nocy dobrze spała. Obudziła się dopiero, kiedy poczuła zapach smażącego się bekonu.
– Mmm… – Jej nos nie mylił się. Po chwili w drzwiach pokoju pojawiła się Alma z pełnym talerzem.
– Przepraszam, kochana, że panią budzę – powiedziała przepraszająco – ale dziś wszystko musi być na wysoki połysk.
– Wysoki połysk? – spytała nieprzytomnie.
– Z powodu wizytacji – wyjaśniła przełożona. – Będą tu o dziewiątej, za pół godziny.
– Pół godziny! – Przerażona Kate podniosła się natychmiast. – Muszę przedtem stąd wyjść.
– Bzdura – oświadczyła Alma z przekonaniem i podsunęła jej śniadanie. – Nie będzie źle, jeśli zobaczą dwóch pacjentów. Będziemy robili wrażenie bardziej potrzebnych.
– W tym szpitalu nie powinno być jeszcze ani jednego pacjenta – odrzekła szorstko Kate. – A tym bardziej dwóch… Mam tylko skręconą nogę. Jakie usprawiedliwienie znajdzie Richard Blair, aby wyjaśnić moją obecność w nie zarejestrowanym szpitalu?
– Myślę, że należy to pozostawić doktorowi – powiedziała stanowczo przełożona. – Jestem pewna, że coś wymyśli.
– A nie pomyślał o tym, żeby przynieść mi ubranie? – zapytała dziewczyna z cieniem nadziei w głosie.
– Nie, kochana. Myślę, że był zbyt zajęty – uspokajała ją Alma kierując się do drzwi. – Niech pani lepiej je śniadanie.
Dwie minuty po dziewiątej odgłosy na korytarzu obwieściły przybycie wizytatorów z departamentu zdrowia.
Ze swojego pokoju Kate słyszała narastające głosy sprzeciwu, gdy Richard i Alma oprowadzali komisję po szpitalu. W tym szpitalu nie wolno operować, powtarzało się. To jest wbrew przepisom. Richardowi należałoby odebrać uprawnienia, jeszcze zanim je dostał. W końcu doktor zaprowadził ich do pokoju Sophie – dokładnie naprzeciwko tego, w którym leżała Kate.
Ich podniesione i pełne złości głosy ucichły nagle, kiedy weszli do środka.
Sophie okazała się niezwykle pomocna. Kate leżąc wsłuchiwała się w jej słaby głosik i uśmiechała z aprobatą. Dziewczynka udzielała audiencji i w pełni starała się wykorzystać sytuację.
– Mogłam umrzeć – mówiła przerażonym głosem, a Kate wyobraziła sobie jej małą twarz w bandażach na tle białych poduszek. – Moje włosy zostały zerwane, wiecie, tak jak to robią Indianie – poinformowała wszystkich dumnie. – Tatuś powiedział, że jestem jedynym dzieckiem w całej Australii, które wie, jak to jest, kiedy kogoś skalpują. Gdyby nie doktor Blair i doktor Harris, wąchałabym kwiatki od spodu.
– Dziecko, co ty wygadujesz? – z wymówką w głosie odezwała się jej matka, która prawie nie opuszczała szpitala.
– To prawda, mamo – zapewniła ją poważnie córka.
– Wszyscy tak mówią. To było prawdziwe szczęście, że szpital już był gotowy i było dwóch lekarzy.
Wizytatorzy zamilkli. Żaden z nich nie miał odwagi powiedzieć Sophie, że Richard bezprawnie otworzył szpital w tak banalnym celu, jak ratowanie ludzkiego życia. W końcu jeden z członków komisji odkaszlnął.
– Czy doktor Harris znajduje się obecnie w szpitalu?
– padło pytanie. – Jednym z wymagań jest, aby w szpitalu było przynajmniej dwóch lekarzy.
– Jest w przychodni – krótko odparł Richard. – Spotkacie ją państwo później.
Widać nie zamierza pokazać im tego pokoju, odetchnęła z ulgą.
Okazało się, że zamierzał. Pięć minut później drzwi otworzyły się i wszyscy weszli do środka. Kate podciągnęła kołdrę aż pod nos i przyglądała się im.
– To już drugi pacjent – zauważył jeden z wizytatorów głosem pełnym dezaprobaty.
– I w drewnianym kościele cegła może spaść na głowę – powiedział Richard, kręcąc głową ze smutkiem.
– Skoro szpital był już otwarty, jak mogłem odmówić tej młodej damie.
Jedna z kobiet z wizytującej grupy wzięła kartę wiszącą w nogach łóżka i zaczęła czytać.
– Zwichnięcie w kostce? – W jej głosie słychać było zdziwienie i wyraźne niezadowolenie.
Richard przytaknął. Stał pomiędzy Kate i grupą wizytatorów, jakby obawiał się reakcji pacjentki na widok tylu ludzi.
– Jeśli można, o tej pacjentce wolałbym porozmawiać na zewnątrz – powiedział, znacząco wskazując na drzwi.
Po minucie już ich nie było. Richard wychodził ostatni, a kiedy już zostali sami, mrugnął do niej porozumiewawczo i zamknął drzwi. Odeszli kawałek w głąb korytarza, zanim zaczął mówić.
Bez chwili wahania Kate wyskoczyła z łóżka, niezgrabnie podskakując dotarła do drzwi i uchyliła je. Pomimo że Richard zniżył głos, słychać go było w całym korytarzu.
– To nie jest tylko zwichnięcie – wyjaśniał zaskoczonym słuchaczom. – Ta młoda kobieta została znaleziona w sobotę w nocy naga i zmarznięta. Podobno pośliznęła się w wannie, ale kostka jest niewątpliwie najmniejszym z jej problemów. Biedna dziewczyna… Mieszka sama, nie stać jej nawet na ogrzanie mieszkania. Rozeszła się z mężem i nie potrafi sobie chyba z tym poradzić. – Znacząco zawiesił głos. – Myślę, że jasno się wyraziłem…
Wyglądało na to, że nikt nie miał wątpliwości. Rozległy się powszechne westchnienia, dające wyraz sympatii i zrozumienia, jak kłopotliwą może być pacjentką. Kate z trudem powstrzymała okrzyk oburzenia.
– Musieliśmy ją przyjąć – ciągnął dalej doktor. – Zostawić ją tam samą… no, nie wiem jakby się to skończyło. – Bezradnie rozłożył ręce. – Wiem, że naruszyłem przepisy, ale co państwo zrobilibyście na moim miejscu?
Wszyscy kiwali głowami ze zrozumieniem, a oszołomiona Kate pomyślała, że Richard chyba znowu postawił na swoim.
– Czy zechcą państwo pójść z przełożoną obejrzeć kuchnię? – uprzejmie zaproponował, wskazując jednocześnie na drzwi pokoju Kate. – Muszę sprawdzić, czy ta wizyta jej nie zdenerwowała.
– Oczywiście, doktorze. – Byli marionetkami w jego rękach. – Wygląda na to, że Corrook ma wielkie szczęście, mając pana tutaj.
Po chwili Richard pojawił się w jej pokoju, już sam, niosąc w ręku niewielką walizkę.
Kate siedziała na brzegu łóżka, a w jej oczach tlił się ogień. W milczeniu obserwowała, jak zbliżył się do łóżka i położył walizkę.
– Jak się dzisiaj czuje moja ulubiona pacjentka?
– zapytał chichocząc. – Zdenerwowali cię goście?
– Nie mam skłonności samobójczych, jeśli o to ci chodzi – odpowiedziała ponuro. – Raczej mordercze.
– Widzę, że postąpiłem słusznie przyjmując cię do szpitala – uśmiechnął się Richard. – Nie wiadomo co by się stało, gdybym pozwolił ci cierpieć w domu.
– Nic, o ile ciebie nie byłoby w pobliżu. Jak mogłeś insynuować, że jestem niezrównoważona?
– Czy sądzisz, że zwichnięta kostka jest wystarczającym powodem, aby znaleźć się w szpitalu, który nie ma jeszcze licencji? – spytał lekkim tonem.
– Nie sądzę i dobrze o tym wiesz.
– To dobrze się składa, bo już miałem cię zwolnić – oznajmił z werwą i otworzył walizkę. – Powiedziano im, że jest w miasteczku dwoje sprawnych lekarzy, więc muszą to zobaczyć. Taksówka Pete’a czeka na ciebie przed szpitalem. Ubierz się, za pół godziny masz być w przychodni.
– Za pół godziny? – jęknęła Kate.
– Wiem, wiem. – Rozłożył bezradnie ręce. – Przyklejenie sztucznych rzęs zajmie ci więcej czasu. Ale sytuacja jest wyjątkowa. Polegam na tobie, Kate.
– Na pogrążonej w ciężkiej depresji pacjentce z manią samobójczą, która ma zwyczaj spacerować nago po zimnym domu? Chyba nie mówisz poważnie.
– Jestem cudotwórcą – zaśmiał się. – Ogłaszam, że już jesteś wyleczona. – Spojrzał na kule stojące w rogu pokoju. – Użyj ich w drodze do taksówki, ale nie pozwól, żeby cię z nimi zobaczyli.
– Gdyby okazało się, że nie są aż tak głupi jak sądzisz – powiedziała zjadliwie i sięgnęła po walizkę.
– Nic nie obiecuję… – Zastygła na chwilę. – To nie jest moje ubranie.
– No, nie jest – przyznał przepraszającym tonem.
– Niech mnie diabli, jeśli pozwoliłbym mojej współpracownicy pokazać się w takiej byle jakiej, szarej spódnicy. – Ponuro spojrzał na swój ciemny garnitur. – Jeśli ja mogę grać swoją rolę, to i ty możesz. Uznaj, że jest to twój służbowy uniform. Do zobaczenia za pół godziny.
Przez chwilę stała oniemiała, wpatrując się w zamknięte drzwi i nie mogąc złapać oddechu. W końcu zebrała siły i postanowiła zbadać zawartość walizki.
Wyjęła jasnobłękitną suknię z jagnięcej wełny, bardzo elegancką i świetnie skrojoną. Ponadto w walizce była piękna bielizna w najlepszym gatunku, nieprzezroczyste, szare rajstopy oraz szaroniebieskie buty dopasowane do całości. Wszystko we właściwym rozmiarze. Kate domyśliła się, że jej ubranie posłużyło jako wzór.
Zaczerwieniła się upokorzona. Zacisnęła pięści na myśl, co stało się z jej wyglądem, odkąd Doug ją opuścił. W ogóle przestała się tym przejmować. Jej bluzki i spódnice były nieciekawe i wysłużone. Przyłożyła nową sukienkę do policzka i poczuła dawno zapomnianą przyjemność. Materiał w dobrym gatunku…
Nie może jednak nosić ubrań kupionych przez tego człowieka…
Z przerażeniem usłyszała głosy na korytarzu i spojrzała na zegarek. Pięć minut z czasu danego jej przez Richarda już uciekło. Decyduj się szybko, powiedziała do siebie: to albo fartuch. Ruszaj się, Kate.
Zaczęła się spieszyć.
Po dziesięciu minutach z namysłem przyglądała się sobie w lustrze. Suknia, która miała szalowy kołnierz i długie rękawy ściśle przylegała do jej szczupłej figury, podkreślając zgrabne kształty. Rzuciły jej się w oczy pełne, dumnie sterczące piersi. Przez ostatnie dwa lata ukrywała swoją kobiecość. W tym ubraniu, pomyślała ponuro, nie da się nic ukryć.
W przychodni włożę biały fartuch, pocieszyła się, i delikatnie zdjęła bandaż. Rajstopy zakryją ogromny siniak wokół kostki. Z drżeniem sięgnęła po pantofle. Okazały się płytkie i zrobione z tak miękkiej skóry, że w ogóle nie uwierały.
Niechętnym okiem spojrzała na przybory do makijażu, które też znalazła w walizce. Nałożyła jednak cienką warstwę pudru na policzki, aby ukryć rumieńce, i wyszczotkowała włosy, aż błyszczały jak jedwab. Chciała upiąć je z tyłu, ale okazało się, że wstążka i spinki gdzieś zniknęły. W końcu chwyciła kule i pokuśtykała do drzwi.
Na zewnątrz znowu słychać było głosy.
– Nie będziemy już chyba zaglądać do tego pokoju? – zapytał ktoś.
– Tak, wolałbym, aby ta pacjentka nie była więcej niepokojona – usłyszała spokojny głos Richarda. – Naprawdę jest wytrącona z równowagi.
Mówi o mnie, pomyślała Kate, oparta o kule. Używanie ich było trudniejsze niż myślała. Zastanawiała się, jak ma dotrzeć do taksówki, skoro oni ciągle są na korytarzu. Jeśli poczeka, aż wyjdą, będą w przychodni przed nią. W końcu podeszła do okna i cicho je otworzyła. Jestem równie szalona jak on, pomyślała. Delikatnie wystawiła kule do ogrodu i wygramoliła się na zewnątrz.
Trudno było poruszać się w ogrodzie o kulach. Potknęła się kilka razy, zanim dostrzegł ją Pete i podbiegł, aby jej pomóc.
– Dobra robota – powiedział tryumfalnie. – Wiedziałem, że się uda. – Nagle stanął jak wryty i z osłupieniem gapił się na Kate. – O, rany, pani doktor, co pani ze sobą zrobiła?
– Skręciłam nogę w kostce – odparła krótko Kate, koncentrując się na tym, by właściwie trzymać kule.
– Nie o to mi chodzi. – Pokręcił głową i wziął ją pod ramię. – Poradzimy sobie – dodał jej otuchy. – Mamy jeszcze dziesięć minut.
Po pięciu minutach Pete parkował już przed przychodnią. Na drzwiach budynku, na który tęsknie patrzyła od tak dawna, dumnie błyszczała nowa mosiężna tablica:
Dr Richard Blair, lekarz chirurg, członek Królewskiego Kolegium Lekarzy Ogólnych Dr Kate Harris, lekarz chirurg, specjalista położnictwa.
To symbol przynależności do tego miejsca, pomyślała. Z niedowierzaniem pokręciła głową. Przecież właśnie tu chciała być, choć nie tak wyobrażała sobie pierwszy dzień pracy w przychodni. Nie było jednak czasu na zastanawianie się. Pete wysiadł już z taksówki i czekał na nią, trzymając w ręku kule.
– No, dobrze, pani doktor Harris, lekarzu chirurgu, specjalisto położnictwa – wymamrotała do siebie. – Do roboty!