ROZDZIAŁ PIERWSZY

Rozległ się dzwonek przy drzwiach frontowych, więc Emma Brooke poszła otworzyć. Jej brat Michael, zmęczony po kilkunastogodzinnej podróży samolotem, stanął przy oknie i masując zesztywniały kark, zastanawiał się, czy ma siłę, by jeszcze tego samego dnia wynająć samochód i jechać dalej. Intuicja nie ostrzegła go, że za chwilę zapadnie wyrok losu i zmieni się życie, które tak mozolnie układał sobie przez pięć lat.

Weszła Emma i od progu zapytała:

– Pamiętasz Rosalind Leigh, prawda?

Opuścił rękę i powoli odwrócił głowę, łudząc się, że błędnie usłyszał imię lub nazwisko. Nie, nie przesłyszał się. Do pokoju weszła piękna kobieta o zielonych oczach i uwodzicielskim uśmiechu. Przez pięć lat często mu się śniła i mimo starań nie zdołał wymazać jej z pamięci.

– Dzień dobry, Michaelu.

Stała w pozie nasuwającej przypuszczenie, że jest niezachwianie pewna swej urody i tego, że zawsze otrzymuje wszystko, na co ma ochotę. Wyglądała tak, jakby spodziewała się, że każdy mężczyzna z zachwytu padnie przed nią na kolana.

Zaciskając pięści, Michael pomyślał, że tym razem nie ulegnie jej urokowi. Już raz przed nią klęczał, a wspomnienie owej sceny było tak upokarzające, że postanowił nie narażać się nigdy więcej na równie gorzkie doświadczenie.

– Dzień dobry – rzekł głosem bez wyrazu.

Zrobiło mu się niedobrze, jak gdyby z rozpędu wpadł na przeszkodę. Spojrzał na siostrę z wyrzutem, lecz Emma uśmiechała się serdecznie i patrzyła na niego zdziwiona, jakby spodziewając się żywszej reakcji na niespodziankę, którą mu zgotowała.

– Dawno się nie widzieliście, więc porozmawiajcie o tym, co się w ciągu tych lat wydarzyło, a ja pójdę zaparzyć kawę.

Rosalind wpatrywała się w Michaela z napięciem. Była bardzo zdenerwowana, więc ulżyło jej, gdy zobaczyła, że i on jest spięty. Jego szare, lekko zmrużone oczy spoglądały podejrzliwie, a usta były gniewnie zaciśnięte. Poza tym nic się nie zmienił: ta sama spokojna, inteligentna twarz i przenikliwe oczy, ta sama wysportowana sylwetka. Nadal emanował z niego spokój i pewność siebie; cechy, które dawniej bardzo ją intrygowały i onieśmielały.

– Wiesz, Emmo – zwróciła się do przyjaciółki – to jednak był marny pomysł.

– Mnie mój brat jeszcze nigdy nie zawiódł. Postaraj się wyjaśnić mu wszystko spokojnie i dokładnie. O Jamiego się nie martw, bo ze mną będzie bezpieczny. – Emma uśmiechnęła się uspokajająco i wyszła.

Rosalind i Michael długo patrzyli na siebie nieufnie i obojgu zdawało się nieprawdopodobne, że kiedyś byli sobie bliscy i łączyło ich prawdziwe uczucie. Rosalind poczuła, że od Michaela powiało chłodem, nawet wrogością. Dawniej była pewna, że ma nieodparty wdzięk i potrafi oczarować wszystkich mężczyzn, nawet wbrew ich woli. Wtedy wystarczał uśmiech, spojrzenie, dotyk dłoni i mogła owinąć Michaela wokół palca. Teraz, patrząc na jego nieodgadniona twarz, zwątpiła, czy cokolwiek osiągnie, ponieważ jego postawa świadczyła o tym, że jest czujny, nawet podejrzliwy. Nie miała jednak wyjścia i musiała spróbować go namówić, aby jej pomógł.

– Jak ci się wiedzie? – spytała uprzejmie.

– Dziękuję, dobrze.

Udała, że nie dostrzegła sarkastycznej nuty w jego głosie. Miała pełną świadomość, że zadała banalne pytanie, ale od czegoś należało zacząć rozmowę. Zawahała się i przygryzła wargę, ponieważ widziała, że Michael nie ma ochoty bawić się w zdawkową konwersację.

– Miło słyszeć – podjęła, nie dając za wygraną. – Pracujesz w jakichś ciekawych stronach?

Wsunął ręce do kieszeni, rzucił jej podejrzliwe spojrzenie i chłodno odparł:

– Dla mnie bardzo ciekawe, ale tobie pewno by się tam nie podobało.

Pamiętała, że przed laty wcale nie interesowała się jego pracą i nie rozumiała fascynacji archeologią, on zaś nie pojmował, jak można żyć bez pracy zawodowej. Obracali się w innych kręgach, byli zupełnie różni, ale nieodparcie pociągali się fizycznie. Przykro jej się zrobiło, gdy pomyślała, że teraz nawet tyle ich nie łączy. Byłym kochankom zabrakło tematu do rozmowy.

Michael ostentacyjnie zachowywał dystans. Nic nie zrobił, nic nie powiedział, a mimo to w powietrzu czuło się napięcie. Chcąc rozładować atmosferę, Rosalind usiadła na kanapie i wykonała zapraszający ruch. Natychmiast tego pożałowała, gdyż Michael nie ruszył się z miejsca, uparcie stał przy oknie, jakby chciał dać do zrozumienia, że nie ułatwi jej zadania.

– Jaką miałeś podróż? – spytała, byle coś powiedzieć.

– Beznadziejną. Wystartowaliśmy z opóźnieniem, leciałem długo i niewygodnie, a najgorsze, że musiałem przerwać pracę w najmniej odpowiednim momencie. – Powoli tracił cierpliwość. – Dlatego nie mam nastroju do rozmowy o niczym. Przestań udawać, że jesteśmy dobrze wychowanymi nieznajomymi i powiedz, o co ci chodzi.

Odwróciła wzrok i zaczęła bezwiednie bawić się pierścionkiem. Coraz bardziej żałowała, że przyjaciółka namówiła ją do szukania ratunku u jej brata. Zbyt wiele ich dzieliło, więc zadanie wydawało się beznadziejne.

– Teraz jesteśmy sobie obcy. Zmieniłeś się.

– Za to ty ani trochę – mruknął nieuprzejmie. – No, przestań się krygować i powiedz, co wymyśliłaś. Założę się, że czegoś ode mnie chcesz. Jak zawsze.

Rosalind wewnętrznie się skuliła, lecz uniosła wyżej głowę i spojrzała mu prosto w oczy. Ona też nie była usposobiona do rozmowy o niczym.

– Rzeczywiście czegoś chcę.

– O co tym razem chodzi? Potrzebny ci ktoś, kto będzie na każde skinienie? Ktoś, kogo możesz deptać jak wycieraczkę?

Przeraziła się, że wciąż jej nie wybaczył i nie zechce pomóc. Oczywiście nie mógł wiedzieć, jak gorzko żałowała, że tak źle go kiedyś potraktowała. Była jednak pewna, że z upływem czasu zrozumiał, iż zbyt wiele ich dzieliło, by mogli liczyć na udane małżeństwo. Teraz jednak nie była odpowiednia pora na wyjaśnianie dawnych nieporozumień. Nie mogła pozwolić sobie na zajmowanie się przeszłością, w chwili gdy najważniejsza była teraźniejszość… i Jamie.

– Nic podobnego – odparła, siląc się na zachowanie spokoju. – Potrzebuję twojej pomocy w bardzo ważnej sprawie.;

– Twoje sprawy zawsze były najważniejsze i stale angażowałaś wszystkich naokoło do pomocy. Jeśli nie udawało ci się kimś tak manipulować, żeby robił, co chcesz, uciekałaś się do przymusu. Czy nigdy nie przyszło ci do głowy, że gdybyś ruszyła choć jednym wypielęgnowanym palcem, z łatwością sama byś sobie poradziła?

Rosalind nerwowo splotła dłonie, zaczerwieniła się, ale spokojnie powiedziała:

– Tym razem sytuacja jest wyjątkowa.

Michael z rezygnacją wzruszył ramionami, odszedł od okna i usiadł naprzeciw niej.

– I cóż to takiego?

Zabolało ją serce, gdy z bliska zobaczyła, jaki jest zmęczony. Wiedziała, że spędził w podróży dwa dni, więc nie dziwiła się, że nie ma ochoty na rozmowę. Przez moment zastanawiała się, czy nie powinna się pożegnać i odejść.

Nie, nie mogła tego zrobić, ponieważ nie miała siły dłużej sama borykać się z problemem. Była wyczerpana i wiedziała, że sobie nie poradzi. Miała dość oglądania się za siebie i na boki, dość paraliżującego strachu, gdy dzwoni telefon lub niespodziewanie otwierają się drzwi, dość zamartwiania się, gdzie i z kim jest Jamie. Wolałaby nie zniżać się do proszenia Michaela o pomoc, lecz ze względu na Jamiego musiała się przemóc.

– Emma powiedziała mi, że jedziesz do Yorkshire odwiedzić ciotkę, której dawno nie widziałeś.

– Co tobie do tego?

– Chcę, żebyś zabrał mnie ze sobą. Zapadła długa, złowroga cisza.

– Czego chcesz? – burknął Michael.

Doszła do wniosku, że skoro odważyła się zacząć, powinna brnąć dalej, więc powiedziała:

– Żebyś zabrał mnie i Jamiego.

Osłupiały Michael wpatrywał się w nią z niesmakiem, ponieważ uznał jej prośbę za niewybredny żart. Rosalind dużo dałaby, aby dowiedzieć się, co go bardziej zaskoczyło: sam pomysł, że ma zamiar gdziekolwiek z nim jechać, czy to, że oczekuje, iż zechce ją wziąć ze sobą.

– Kto to. jest Jamie? – syknął wzburzony.

– Mój brat.

– Brat? Od kiedy masz brata?

– Od ponad trzech lat. To przyrodni brat. – Zmusiła się, by spojrzeć mu w oczy. – Ojciec powtórnie się ożenił po… po naszym… rozstaniu.

Dodała w duchu, że niedługo po tym, jak go wyśmiała, gdy poprosił ją o rękę. Wyraz twarzy Michaela świadczył, że i on o tym myśli. Odwróciła wzrok.

– Ojciec zginął w listopadzie – dodała ciszej. – Może czytałeś w prasie…

Gerald Leigh był znanym przemysłowcem i utracjuszem, więc jego przedwczesna śmierć odbiła się szerokim echem w świecie.

– Czytałem.

– Zwykle latał sam, ale tym razem wyjątkowo zabrał żonę, bo spieszyli się na przyjęcie urodzinowe synka. Jamie chyba do dziś nie rozumie, że stracił rodziców, bo zawsze opiekowały się nim niańki. W jego życiu pozornie nic się nie zmieniło, za to w moim wszystko.

Zerknęła na Michaela, zastanawiając się, czy warto mu tłumaczyć, jak się czuła, gdy zawiadomiono ją o wypadku. Spoglądał na nią prawie ze zrozumieniem, ale gdy ich oczy się spotkały, odwrócił wzrok. Zabolało ją, że nie chce na nią patrzeć.

– Bardzo ci współczuję z powodu tak wielkiej straty – rzekł pospiesznie – ale co ja mam z tym wspólnego?

– Już dochodzę do sedna. Nie znalazłam wspólnego języka z Natashą, więc rzadko widywałam brata, ale po katastrofie zostałam, jako najbliższa krewna, jego prawną opiekunką. Nie zdawałam sobie sprawy, że będę musiała całkowicie zmienić tryb życia. Oczywiście przeprowadziłam się z powrotem do rodzinnego domu, ale myślałam, że moim jedynym obowiązkiem będzie angażowanie nianiek.

– Opieka nad dzieckiem to nie tylko zatrudnianie opiekunek. – W jego głosie brzmiała pogarda. – Nie wolno podrzucać dziecka służącym, żeby tobie nie zabrakło czasu na zakupy i przymiarki u krawcowej.

Rosalind traciła panowanie nad sobą, lecz nie mogła dopuścić, by jego ironia i jawna antypatia wyprowadziły ją z równowagi. Powtarzała sobie, że potrzebuje jego pomocy.

– Już o tym wiem! Gdybyś mi nie przerywał… właśnie chciałam powiedzieć, że prędko przekonałam się o tym na własnej skórze. Jamie zajął najważniejsze miejsce w moim życiu i tylko ze względu na niego tu jestem.

Michael obojętnie wzruszył ramionami.

– Aha. Już wiem, że opiekujesz się bratem, ale nie wyjaśniłaś, dlaczego chcesz jechać do Yorkshire i czemu akurat ja mam cię tam zawieźć.

– Bo Jamiemu grozi niebezpieczeństwo.

Miała nadzieję, że wiadomość go poruszy, lecz się przeliczyła. Zamiast przerazić się lub przytulić ją i obiecać pomoc, sprawiał wrażenie poirytowanego.

– Jakie niebezpieczeństwo?

– Dokładnie nie wiem, ale bardzo się boję.

Niecierpliwie machnął ręką, więc pochyliła siei spojrzała na niego błagalnie.

– Mogę mówić. dalej? Proszę cię, wysłuchaj mnie do końca. Jeszcze nigdy nikogo nie musiałam tak prosić – dodała ze szczerością, która go zaskoczyła. – Teraz proszę i błagam: wysłuchaj mnie.

Z widocznym wysiłkiem oderwał od niej oczy, odwrócił głowę i rzekł zrezygnowany:

– Mów.

Liczyła na współczucie, a musiała zadowolić się tym, że raczył jedynie posłuchać, co ma mu do powiedzenia.

– Od jakiegoś czasu dostaję anonimowe listy i telefony. Zaczęło się tuż po śmierci ojca, ale początkowo myślałam, że to niesmaczne żarty kogoś, kto zna mnie ze zdjęć w prasie. Niby nic groźnego, bo na przykład zawiadamiał, że mnie widział, a potem opisywał, w co byłam ubrana. Wyrzucałam listy do kosza.

Aby ukryć zdenerwowanie, wstała i podeszła do kominka, jakby chciała się ogrzać przy nie istniejącym ogniu. Skrzyżowała ręce na piersi i odwróciła się do Michaela.

– Potem zaczęły się telefony. Nie potrafię opisać, jaki ten człowiek ma głos… – Na samo wspomnienie przebiegł ją zimny dreszcz; – Nawet nie wiem. kto dzwonił - kobieta czy mężczyzna. Wystraszyłam się naprawdę, gdy zaczęły się uwagi o dziecku. Powtarzały się zdania typu: „Podobał mi się granatowy płaszczyk, w którym dzisiaj Jamie był na spacerze”. Miałam zatem niezbity dowód, że byliśmy śledzeni.

Zadrżał jej głos, więc umilkła. Nie chciała się rozpłakać i usłyszeć, że jest histeryczką.

– Niedawno zaczęły się pytania typu: „Byłoby straszne, gdyby Jamie zniknął, prawda?”, „Chyba nie chce pani, żeby ktoś zrobił mu krzywdę?” i tak dalej. – Przełknęła z trudem. – Oczywiście natychmiast odkładam słuchawkę, ale potwornie się boję, że ten… ktoś… zechce porwać Jamiego.

– Czy zauważyłaś, żeby ktoś się wokół was kręcił?

– Nie, Wiem jednak, że wszędzie jesteśmy śledzeni.

– Rzeczywiście nieprzyjemna sprawa – powiedział Michael po namyśle – i powinna zająć się tym policja.

– Rozmawiałam z nimi. – Niecierpliwie machnęła ręką. – Niewiele mogą zdziałać, gdy w grę wchodzą tylko listy i telefony, a w dodatku właściwie mi nie grożono. Miałam zastrzeżony telefon, ale mimo to zmieniłam numer. Nie pomogło.

Michael gniewnie zmarszczył brwi.

– Czemu nie wyjedziesz? Nie powiesz chyba, że cię nie stać? – Uważasz, że sama na to nie wpadłam? W lutym zabrałam Jamiego i nianię do Los Angeles, do jego babci. Przez trzy dni był spokój, a potem dostałam list… – Zadrżały jej usta. – Tego dnia wreszcie trochę się odprężyłam, a po lunchu pokojówka przyniosła kopertę, którą jakiś przechodzień wrzucił do skrzynki. – Pobladła, oczy jej pociemniały. – To nie jest nikt obcy, tylko ktoś, kto zna mnie i moich znajomych, może za mną chodzić krok w krok, nawet lecieć samolotem.

Nie wiedziała, czy Michael ją rozumie i czy potrafi sobie wyobrazić życie wśród ludzi, którym nie można ufać. Czy zdaje sobie sprawę, jak to jest, gdy od rana do wieczora patrzy się na wszystkich wokół jak na potencjalnych wrogów. Jak zwykle nie potrafiła nic wyczytać z jego twarzy.

– Co zrobiłaś?

– Wróciliśmy do domu. – Bezradnie opuściła ręce. – Tutaj przynajmniej jesteśmy na swoim terenie. Niestety, niańka tak się bała, że wymówiła pracę, a ja nie odważyłam się szukać następnej. Nie mogę przekazać dziecka w obce ręce, gdy wiem, że w pobliżu krąży człowiek, który może zrobić mu krzywdę.

– Więc kto się nim opiekuje?

– Ja.

Obrzucił ją uważnym spojrzeniem. Była ubrana w seledynowy kostium i pantofle na wysokich obcasach, miała staranny makijaż i wypielęgnowane dłonie. Zrobił tak zdumioną minę, że oblała się rumieńcem.

– Normalnie ubieram się inaczej.

Nie dodała, że ubrała się tak celowo, ponieważ chciała sprawić na nim dobre wrażenie. Niepotrzebnie się fatygowała; powinna była pamiętać, że jemu bardzo trudno zaimponować.

Michael odchylił się na krześle, założył ręce za głowę i z rozbawieniem patrzył na elegancką, ale jakże bezradną kobietę. Rosalind z przykrością uświadomiła sobie, że w oczach Michaela wygląda groteskowo, ponieważ ubrała się bardziej jak na pokaz mody niż do opieki nad niesfornym dzieckiem.

– Chciałbym zobaczyć, jak sobie radzisz z umorusanym berbeciem – rzekł uśmiechnięty.

– Może zobaczysz – rzuciła wojowniczo.

Błysk rozbawienia w oczach zmienił chłodnego mężczyznę w Michaela, którego pamiętała: intrygującego, niedostępnego, o niespodziewanym a zarazem urzekającym uśmiechu. Przypomniała sobie jego chłodne usta i gorące dłonie, wyraz oczu, gdy brał ją w ramiona… przypomniała sobie rzeczy, które rozsądniej byłoby wymazać z pamięci.

Michael przestał się uśmiechać i wstał.

– Jestem pewien, że czekasz na słowa współczucia. To prawda że mi ciebie żal, ale nie rozumiem, czego się po mnie spodziewasz i co osiągniesz, wyjeżdżając ze mną do Askerby. Jeśli osobnik, który cię prześladuje, może lecieć za tobą do Los Angeles, tym łatwiej znajdziecie w Yorkshire.

– Dlatego muszę skutecznie się zamaskować. Rzucił jej pełne ironii spojrzenie.

– Przykleisz sztuczny nos i wąsy? Co wymyśliłaś?

– Goś prostszego.:

– O? W jakim przebraniu chcesz wystąpić?

– Jako twoja żona. – Gdy była pewna, że nie zadrży jej głos, dodała: – Jamie mógłby uchodzić za naszego syna.

Zapadła cisza.

– Przepraszam, ale chyba popsuł mi się słuch. – Michael pociągnął się za ucho. – Możesz powtórzyć? Chyba nie proponujesz, że pojedziesz ze mną do Yorkshire i będziesz udawała moją żonę? Musiałem się przesłyszeć. Nawet ty nie jesteś tak bezczelna, żeby pogardliwie odrzucić oświadczyny, a po pięciu latach uznać, że mężczyzna, którego wyśmiałaś, będzie nadal zadurzony i zechce grać błazna w wymyślonej przez ciebie komedii.

Rosalind zaczerwieniła się po korzonki włosów, lecz powiedziała z determinacją:

– Nie proszę cię o pomoc przez wzgląd na stare czasy, bo doskonale wiem, że mnie nie kochasz. Zwracam się do ciebie, bo tylko ty możesz mi zapewnić trochę spokoju. Prześladowca, kimkolwiek jest, będzie szukał Jamiego i mnie, ale zostawi w spokoju żonę i dziecko człowieka, o którym nigdy nie słyszał. Dlatego musisz to być ty. – Mówiła coraz prędzej; – On mnie zna, może nawet bardzo dobrze, ale nie zna ciebie. Emma jest jedyną osobą, która o nas wie, a jej ufam bez zastrzeżeń.

– Czy dlatego, że jest za biedna, żeby spotykać się z twoimi znajomymi? Pewno jest poza podejrzeniami, bo nie stać jej na podróż do Ameryki.

Zaczynał ją ogarniać gniew. Była przekonana, że Michael nie ma pojęcia, jakie to dla niej upokarzające, że musi go prosić o przysługę.

– To nie ma nic wspólnego z pieniędzmi. Bardzo zaprzyjaźniłyśmy się w szkole, ale ty nigdy tego nie rozumiałeś. Śmiem twierdzić, że znam twoją siostrę lepiej niż ty. I mam do niej bezgraniczne zaufanie.

W tym momencie weszła Emma z tacą. Biodrem przytrzymała drzwi, aby wpuścić Jamiego. Chłopiec wyglądał jak cherubinek; miał jasne kręcone włosy i duże piwne oczy ocienione długimi rzęsami. W jednej rączce trzymał pociąg, w drugiej nadgryzione ciastko. Zatrzymał się przy drzwiach i patrzył na Michaela badawczym wzrokiem.

– To jest Jamie – przedstawiła go Emma.

Michael zdołał pohamować gniew i ciepło się uśmiechnął.

– Dzień dobry.

Chłopiec widocznie go zaakceptował.

– Dzień dobry. Mam pociąg.

– Ja też miałem, gdy byłem małym chłopcem.

– Taki sam?

Ku zaskoczeniu Rosalind Jamie podszedł, aby pokazać mu zabawkę. Michael przykucnął i z powagą obejrzał lokomotywę oraz wagoniki. Rosalind patrzyła na niego ze zdumieniem. Był takim chłodnym, opanowanym człowiekiem, że nie podejrzewała go o dobry kontakt z dziećmi, a tymczasem od razu zdobył zaufanie Jamiego. Zrobiło się jej ciepło koło serca.

Emma przykucnęła koło stolika i zapytała półgłosem:

– Ustaliliście wszystko?

– Nie.

Usiadła na kanapie. Michael oddał Jamiemu zabawkę i stanął obok siostry.

– Doszliśmy do miejsca, w którym usłyszałem propozycję, żebym wziął sobie na kark żonę i dziecko i pojechał z nimi do Yorkshire.

– Jak zapewne domyślasz się z tonu – rzuciła Rosalind gniewnie – pomysł nie zyskał aprobaty twojego brata.

– O? – Emma przysiadła na piętach. – Dlaczego?

– Zaraz ci powiem. – Michael napił się kawy. – Uważam, że pomysł jest bardzo dobry i Rosalind powinna zniknąć na kilka tygodni, tylko nie rozumiem, czemu akurat ze mną. Przecież stać ją na to, żeby pojechała na koniec świata.

– Racja – zgodziła się Emma. – I dlatego wioska na dalekiej prowincji jest ostatnim miejscem, gdzie będą jej szukać.

– Dobrze, niech jedzie do Yorkshire, jeśli taką ma fantazję, ale po co mnie w to wciągać?

– Och, Michael, popatrz tylko na nią!

Przyjrzeli się eleganckiej kobiecie, siedzącej na starej kanapie. Rosalind była tak piękna, że jej uroda zwracała uwagę.

– Wszędzie będzie się wyróżniać – powiedziała Emma – bo należy do tych kobiet, które się zauważa. Wprawdzie nie jest sławna, ale dużo łudzi zna ją ż fotografii i jeżeli wyjedzie pod swoim nazwiskiem, prędko ją ktoś rozpozna. Musi mieć inną tożsamość, dopóki policja nie znajdzie maniaka, który jej grozi. Wiesz, to policjanci wpadli na taki pomysł i wtedy pomyślałam o tobie. Kiedy zawiadomiłeś mnie, że przyjeżdżasz na miesiąc, żeby pomóc ciotce, olśniła mnie myśl, że będziesz idealnym parawanem. Nikt nie wiąże cię z Rosalind, a co więcej, jedziesz w Okolice, gdzie nikt cię nie zna, więc jeśli przedstawisz ją i Jamiego jako swoją żonę i syna, nie wzbudzi to niczyich podejrzeń.

– Ciotka Maud – rzeki Michael lodowatym tonem.

– Nie ma obawy. – Emma machnęła ręką. 4. Nie kontaktowała się z rodziną przez ponad dwadzieścia lat, więc nic o tobie nie wie.

– Ale to staruszka, która po trochu traci orientację w świecie i wymaga pomocy. Nie widzę powodu, dla którego mam obarczać ją obcą kobietą i dzieckiem. I to pod fałszywym pretekstem.

– Och, Mikę! – zawołała rozczarowana Emma. – Nie możesz odmówić! Rosalind i dziecku grozi niebezpieczeństwo, a ty jesteś jedynym człowiekiem, który może im pomóc.

– Moja droga, mówisz od rzeczy. – Spojrzał na Rosalind, która zastanawiała się nad innym sposobem ochronienia Jamiego i w roztargnieniu bawiła się pierścionkiem. – Przestań – rzucił ostro. – Od początku dajesz mi do zrozumienia, że znalazłaś kogoś, kogo stać na taki kosztowny prezent.

Emma spojrzała na brata, nie rozumiejąc jego irytacji, a Rosalind prędko zaczęła mówić, aby uniknąć kłopotliwych pytań przyjaciółki.

– Nic nie dawałam ci do zrozumienia – rzekła oschle. – Zawsze, gdy myślę, bawię się pierścionkiem.

Ale ten jest zaręczynowy? '

– Tak.

– Więc proponuję, żebyś pojechała na wieś z bogatym narzeczonym, -. Niemożliwe.

Narzeczony zachował się tak szorstko i bezdusznie, że boleśnie odczuła jego odmowę.

– Dlaczego? – Palcem wskazał brylant. – Człowiek, który wykosztował się na taki kamień, powinien być gotów jechać z tobą nawet na biegun.

– To nie takie proste.

– Ros zaręczyła się z Simonem Hungerfordem – wyjaśniła Emma. – Na pewno o nim słyszałeś.

– Hungerford? Ten polityk?

– Tak.

– Coś podobnego! – Spojrzał na zaczerwienioną Rosalind. – Ty i Simon Hungerford? Hm, właściwie to ma sens, bo wydajecie się dla siebie stworzeni. Hungerfordowie to jedna z niewielu rodzin, które mogą równać się z twoją pod względem majątku. Gdzieś czytałem, że on bezwzględnie walczy o władzę, a jego rodzina o pieniądze. Będziecie dobraną parą.

Pogarda w jego głosie dotknęła Rosalind do żywego, lecz dumnie uniosła głowę i udała, że niczego nie zauważyła.

– Simon teraz nie może się wyrwać – powiedziała na usprawiedliwienie narzeczonego. – Ale nawet gdyby nie był taki zajęty, jest za bardzo znany. Na pewno by go rozpoznano i dziennikarze by się zwiedzieli, a to tak, jakbyśmy ogłosili, gdzie jesteśmy.

– Widzisz więc, braciszku, że to musisz być ty – przymilnie powiedziała Emma.

Michael na ogół ulegał siostrze, lecz tym razem nie miał ochoty spełniać jej prośby.

– Przepraszam cię, kochana, ale mam dość kłopotów bez bawienia się w ochroniarza. Narzeczony Rosalind powinien ją wspierać, a jeśli z jakiegoś powodu nie chce, stać go, żeby zatrudnił odpowiedniego człowieka. Ja też mam na głowie sprawy ważniejsze. niż opiekowanie się z nią i jej bratem.

Загрузка...