ROZDZIAŁ SIÓDMY

Po szczerej rozmowie życie stało się łatwiejsze pod wieloma względami i przez tydzień Rosalind chwilami miała wrażenie, że śni. Jej obecny tryb życia diametralnie różnił się od dotychczasowego, a mimo to po kilku dniach wydał jej się zupełnie naturalny.

Prędko ustalił się pewien porządek dnia. Jamie budził się najwcześniej i przybiegał do nich do łóżka. Michael schodził do zimnej kuchni, zaparzał herbatę i przynosił do sypialni. Ciotka Maud patrzyła na to niechętnym okiem i krytykowała go, ponieważ uważała, że psuje żonę. Przyznawała jednak, że mimo lenistwa na początku dnia Rosalind bez szemrania bierze się do pracy i doskonale wywiązuje z obowiązków.

Przed miesiącem Rosalind roześmiałaby się szyderczo, gdyby powiedziano jej, że będzie szczęśliwa w domu pozbawionym udogodnień, bez których nie wyobrażała sobie życia. Nie dałaby wiary, że polubi codzienne sprzątanie i gotowanie, a tymczasem przy pracy podśpiewywała, co ją samą niebywale dziwiło, a świadczyło o tym, że jest jej naprawdę dobrze.

Bardzo ją cieszyło, że nie musi myśleć o ważnych sprawach. Przestała bać się, że podjęła błędną decyzję, która spowoduje olbrzymie straty finansowe, a zamiast tego martwiła się, czy wyrośnie ciasto, które odważyła się upiec lub czy zaświeci słońce i będzie można powiesić pranie przed domem. Najważniejsze jednak, że nieznany wróg powoli odchodził w niepamięć i jawił się postacią z przerażającego filmu, który kiedyś oglądała. Przestała wpadać w panikę, gdy nie miała brata w zasięgu wzroku.

Jamie też odżył i wszystkim żywiołowo się cieszył. Tyle rzeczy budziło jego ciekawość, że w ogóle nie zauważył braku telewizji. Zaprzyjaźnił się z Tomem, z którym często się bawił, pomagał Rosalind gotować i sprzątać, grał w piłkę z Michaelem. A przede wszystkim wkradł się w łaski pani Brooke, którą uwielbiał, ponieważ grała z nim w karty, czytała mu bajki i pozwalała szperać w dużej, pełnej przegródek torebce.

Michael przed południem siedział w gabinecie i cierpliwie układał dokumenty według własnego klucza. Po południu pracował w ogrodzie lub grał w piłkę z Jamiem. Czasami chodził z Rosalind i malcem do lasu, a wtedy brali Jamiego za ręce i wysoko huśtali. Wyglądali jak rodzina i czuli się jak rodzina; do tego stopnia, że Rosalind zdarzało się zapomnieć, iż tylko udają.

Niestety, noce nadal stanowiły problem i wieczorem wcale nie było im łatwo. W ciągu dnia swobodnie rozmawiali i żartowali, lecz gdy zamykali za sobą drzwi sypialni, rozmowa się rwała i atmosfera stawała się napięta.

Rosalind wolałaby sprzeczać się, gdyż po kłótni mogłaby udawać, że nie lubi Michaela i przestałaby myśleć o jego dłoniach i ustach i o tym, że leży tuż-tuż. Oboje bardzo uważali, aby się nie dotknąć, lecz gdy Michael przewracał się na bok, ogarniało ją podniecenie i przed oczami stawały obrazy sprzed lat.

Powtarzała sobie, że jest nielogiczna i skoro pogardziła miłością, którą Michael jej ofiarował, nie miała prawa zastanawiać się, jak by to było, gdyby Michael nie związał się z Kathy.

Przypominała sobie, że nigdy nie chciała angażować się uczuciowo, ale to niewiele pomagało.

Noce nie były łatwe.

W związku z ewentualną przeprowadzką do mniejszego domu pani Brooke postanowiła pozbyć się części rzeczy i zaczęła kolejno przeglądać walizki z sukniami i płaszczami, przechowywanymi od lat. Rosalind pomagała jej i dzięki temu lody zostały przełamane. Dotychczas panie były wobec siebie tylko uprzejme, a teraz przekonały się, że mają coś wspólnego, ponieważ obie lubią eleganckie stroje. Zbliżyły się i znalazły wiele tematów do rozmowy, co jednak miało ten minus, że odciągało je od pracy.

Rosalind wyciągnęła z walizki suknię z jasnozielonej lamy, prostą, z długimi rękawami i spódnicą do kostek.

– Och, jaka piękna toaleta! – zawołała. – Podobna do sukni, jakie Grace Kelly nosiła w filmach.

– Tak, tak. – Pani Brooke westchnęła z nostalgią. – W latach pięćdziesiątych często wkładałam ją na przyjęcia. Miałam do niej perełki i rękawiczki pod kolor. Oczywiście byłam znacznie szczuplejsza niż teraz.

– Jestem pewna, że wyglądała ciocia urzekająco i wzbudzała powszechny zachwyt. Zgadłam?

– Moje dziecko, to było tak dawno temu – Starsza pani mimo woli złagodniała. – Mąż tę suknię bardzo lubił i twierdził, że wyglądam w niej pięknie, więc bardzo często ją nosiłam.

Zdziwiła się, że ciotka Michaela robiła kiedyś coś tylko po to, by sprawić komuś przyjemność. Pomyślała, że widocznie jej mąż miał jakieś wyjątkowe zalety.

– Jaki był… wujek? – zapytała nieśmiało.

– Podobny do Michaela. Spokojny, mądry, zdolny. – Pani Brooke uśmiechnęła się do wspomnień. – Wcale nie był przystojny, więc ludzie dziwili się, co w nim widzę, ale gdy on znajdował się w pobliżu, świata poza nim nie widziałam. Rozumiesz mnie?

Rosalind pomyślała, że gdy jest z Michaelem, też właściwie widzi tylko jego.

– Tak, wiem, o czym ciocia mówi.

– Nie wątpię.

Piwne oczy patrzyły tak przenikliwie, że Rosalind spuściła wzrok i się zarumieniła. Wystraszyła się, że ciotka Michaela przejrzała ją na wylot, więc aby prędko zmienić temat, rzuciła:

– Mam nadzieję, że tej sukni ciocia się nie pozbędzie. Przecież to pamiątka.

– Przymierz ją, jeśli tak ci się podoba.

– Naprawdę mogę? – Rozpromieniła się na myśl, że ubierze coś wyjątkowo kobiecego i podkreślającego urodę. Włożyła suknię i podeszła do lustra. – Jest prześliczna.

– Muszę przyznać, że bardzo ci w niej do twarzy. Chwileczkę, perełki też chyba gdzieś tu są. – Pani Brooke otworzyła porcelanowe puzderko, stojące na toaletce i wyciągnęła sznur pereł. – Proszę.

Perły stanowiły idealne zwieńczenie kreacji. Nie ulegało wątpliwości, że jest to autentyczny model sprzed pół wieku.

– Leży na tobie, jakby była specjalnie dla ciebie szyta. Wiesz co, ubierz się w nią na piątkowe przyjęcie.

– A nie będę za bardzo wystrojona?

– Może trochę, ale najważniejsze, że nosisz ją z wdziękiem. Będziesz wzorem elegancji.

– Przy Laurze nikt nie może być wzorem – wyrwało się Rosalind, nim ugryzła się w język.

Starsza pani spojrzała na nią z rozbawieniem, ale i ze zrozumieniem.

– Nawet ona ci nie dorówna.

Gdy ubierali się przed przyjęciem, Michael zawołał:

– Żartujesz! Chyba nie wystąpisz w tej sukni?

– Nie podoba ci się?

Zastanowił się przez chwilę, gdyż nie był pewien, co ma odpowiedzieć. Ostatnio przywykł do nowej Rosalind w bluzkach i legginsach, potarganej i bez makijażu, a w stylowej sukni wyglądała zjawiskowo. Pomyślał, że może dobrze się stanie, jeśli przypomni mu, iż wciąż jest tą samą osobą.

– Uważam, że jest za strojna na dzisiejsze przyjęcie, a właściwie skromny podwieczorek.

– Ciocia sama mi zaproponowała, żebym ją włożyła. Poza tym nie mam niczego innego, bo jedyna spódnica jest brudna, a w dodatku jej nie cierpię.

Usiadła przed lustrem i chcąc zapiąć sznur perełek, pochyliła głowę i odgarnęła włosy. Michael nie mógł oderwać wzroku od jej odsłoniętego karku. Wreszcie odwrócił się i wyciągnął z walizki krawat oraz spinki. Gdy znowu spojrzał, patrzyła w lustro i malowała usta.

Opadły go wspomnienia z pobytu w Kornawalii przed pięciu laty. Zatrzymali się w najdroższym hotelu, na jaki pozwalały mu finanse, ale nie w pięciogwiazdkowym, do jakiego ona była przyzwyczajona. Wnętrze było w opłakanym stanie, jedzenie kiepskie, lecz dla nich to nie miało znaczenia.

Oczami wyobraźni ujrzał tamtą Rosalind, która miała inne włosy, kaskadą spływające na plecy, lecz tak samo skupiony wyraz twarzy. Całe popołudnie spędzili w łóżku. Jeszcze teraz czuł jej ciepłą jedwabistą skórę i szaloną namiętność, jaka go ogarnęła. Rosalind obsypała go delikatnymi, kuszącymi pocałunkami. Pamiętał, jak przewrotnie się uśmiechała, jakie obietnice szeptała, jak jej włosy łaskotały mu ciało.

Wreszcie zgłodnieli i zaczęli się ubierać, podobnie jak teraz. Doskonale pamiętał, że Rosalind włożyła obcisłą czarną suknię, głęboko wyciętą na plecach. Malowała usta, opowiadając coś, z ożywieniem, gdy ich oczy spotkały się w lustrze. Zamilkła, odłożyła szminkę, odwróciła się, bez słowa podeszła do niego i rozpięła mu koszulę.

Nie zeszli na kolację.

Teraz usiłował zapiąć mankiet, lecz nie trafił w dziurkę, ponieważ nie mógł oderwać oczu od pięknej kobiety w staromodnej sukni. Nie zapięła jeszcze zamka, więc widział jedwabistą skórę gołych pleców. Nie mogąc się opanować, powoli przeniósł wzrok wyżej, na kark, i jeszcze wyżej. Ogarnięty obezwładniającym uczuciem, że historia się powtarza, spojrzał w zielone oczy w lustrze.

Znowu patrzyli na siebie i w ciszy wyraźnie słyszał łomot serca. Zaschło mu w ustach, nie był w stanie się ruszyć ani wykrztusić słowa; stał jak zaczarowany. Ulżyło mu, gdy Rosalind wstała i rzuciła szminkę na toaletkę.

– Czy mógłbyś zapiąć mi suknię?

Miała nieco przytłumiony głos, lecz udawała, że nic nie zauważyła i starała się zachowywać naturalnie.

Zawahał się. Pragnął dotknąć Rosalind, a jednocześnie wystraszył się, że jeśli to zrobi, nie zapanuje nad sobą. Patrzył na gołe plecy, czując, że znowu jest bezradny wobec jej uroku.

– Mikę?

Rzuciła mu zdziwione spojrzenie. Starał się opanować, tłumacząc sobie, że nie ma czego się bać, że chodzi jedynie o zapięcie zamka.

Zebrał resztki odwagi i chwycił zamek prawą ręką, a lewą przytrzymał suknię. Poczuł zapach włosów, skóry i perfum i świat zawirował mu przed oczami. Zacisnął zęby i pociągnął zamek w górę. Patrząc jak zahipnotyzowany na znikającą pod materiałem skórę, dociągnął zamek i zapiął haftkę. Miał pełną świadomość, że teraz powinien się odsunąć.

Rosalind też pomyślała, że powinna się odsunąć. Z chwilą gdy włożyła suknię, poczuła się inną osobą, swym dawnym wcieleniem. Postanowiła, że będzie wyglądać równie elegancko jak Laura, której wciąż miała za złe, że zbyt poufale rozmawiała z Michaelem.

Sądząc, że makijaż doda jej pewności siebie, usiadła przed lustrem, ale jej uwagę rozpraszał widok Michaela, kręcącego się po pokoju. Miał dziwnie skupioną twarz, gdy usiłował wpiąć spinki w mankiet. Obserwując jego śniade palce, poczuła przypływ pożądania, które zagłuszyło myśli o przyjęciu, sukni i rywalizacji z piękną blondynką. Michael przesłonił wszystko; przez chwilę miała wrażenie, że czuje jego usta na swoich.

Przeraziło ją to, co się z nią dzieje. Stanowczo postanawiała być opanowaną, pewną siebie kobietą, która nie ulega uczuciom, a tymczasem drżała na widok mężczyzny, wpinającego spinkę w mankiet. Zdołała się opanować, ale nie przyszło jej to łatwo.

Aby samej sobie udowodnić, że jest chłodna i obojętna, oderwała oczy od Michaela i wstała. Spokojnym głosem poprosiła go, aby zapiął zamek przy sukni. Popełniła błąd, ponieważ ledwo poczuła jego palce na skórze, przeszył ją dreszcz i ogarnęło pragnienie, by się przytulić.

Zamknęła oczy, aby się nie zdradzić. Powinna podziękować i odsunąć się, ale nie mogła się ruszyć. Liczyła na to, że Michael odejdzie, lecz oboje zastygli jak zaklęci i nie byli w stanie zrobić ani kroku.

Nie wiedziała, jak długo trwali zawieszeni w próżni, ale w pewnej chwili usłyszała, że Michael westchnął. Poczuła jego dłoń na karku i przestała oddychać, gdy pieszczotliwym gestem pogładził jej rękę i splótł palce z jej palcami.

Otworzyła oczy i działając pod wpływem niewidzialnej siły, odwróciła się. Nie myślała o tym, co robi, nie chciała myśleć. Wiedziała, że musi się odwrócić i to wszystko.

Powoli podniosła wzrok i spojrzała Michaelowi w oczy. Nic nie powiedzieli, słowa były zbędne. Ugięły się pod nią nogi, gdy Michael popatrzył na jej usta, bez pośpiechu przesunął dłonie z powrotem ku górze, na chwilę położył na ramionach, a potem ujął jej twarz.

– Pamiętasz hotel w Kornwalii? – zapytał szeptem.

– Tak – odparła przez ściśnięte gardło. – Bardzo dobrze.

– A pamiętasz, jak przebieraliśmy się przed kolacją?

– Oczywiście.

– Mieliśmy wyjść – mówił, nie odrywając oczu od jej ust – ale nagłe odwróciłaś się od lustra, objęłaś mnie i powiedziałaś, że nie jesteś głodna. Pamiętasz?

– Tak. I zaczęłam rozpinać ci koszulę. – Nie zdając sobie sprawy z tego, co robi, rozpięła pierwszy guzik. – A ty mnie pocałowałeś.

– Czy teraz też mogę cię pocałować? – spytał ledwo dosłyszalnie.

Zamknęła oczy i z westchnieniem się przytuliła.

– Tak. O, tak.

Poczuła jego usta na swoich, poddała się pocałunkom i przeszłość oraz teraźniejszość zlały się w jedno. Podświadomie wiedziała, że tylko o tym myślała, od chwili gdy zobaczyła Michaela. Tak naprawdę tylko o tym marzyła, od dnia gdy odszedł, a ona została ze świadomością, że odrzuciła coś, bez czego nie można żyć.

Teraz poddała się uczuciu szczęścia i podnieceniu. Pamiętała, jak bywało przedtem, a mimo to zdumiało ją, że pocałunki tak szybko rozpaliły jej zmysły. Zapomnieli o wszelkich zastrzeżeniach, jakie mieli do tej pory, i namiętnie się całowali.

Drżącymi palcami rozpięła koszulę do końca i z westchnieniem rozkoszy przytuliła policzek do piersi Michaela.

– Ros… kochanie… przez cały tydzień o tym marzyłem.

– Wiem. – Pocałowała nagą pierś i przeszył ją dreszcz, gdy poczuła, że zadrżał. – Ja też.

– Ros…

Objął ją i rozpiął zamek przy sukni. Zapomnieli o ciotce i o przyjęciu, o wszystkim. Pani Brooke jednak o nich pamiętała i właśnie w tej chwili zapukała do drzwi.

– Michaelu! Rosalind! Jesteście gotowi? – Zapukała mocniej. – Dochodzi wpół do ósmej, a Pearsonowie zawsze są punktualni.

Popatrzyli na siebie, nie rozumiejąc, o co chodzi.

– Michaelu?

Opanował się i nieco ochryple zawołał:

– Zaraz schodzimy.

– Dobrze. Idę do bawialni. Zażenowany usiadł i przygładził włosy.

– Ale się zachowaliśmy – powiedziała Rosalind drżącym głosem.

Michael siedział zgarbiony, twarz ukrył w dłoniach i szepnął głucho, nie podnosząc głowy.

– To moja wina.

– Moja też. Mogłam odejść od lustra i się nie odwracać. Rzucił jej przelotne spojrzenie.

– Czemu tego nie zrobiłaś?

– Po co pytasz? – Przełknęła ślinę. – Zawsze reagowaliśmy na najlżejsze dotknięcie i pod tym względem się nie zmieniliśmy; czy to się nam podoba, czy nie. Pozostaje pytanie, co z tym fantem zrobimy?

– Możemy zignorować…

Odwróciła głowę, aby ukryć rumieniec, jakim się oblała. Wprawdzie chciała imponować opanowaniem, lecz poczuła się upokorzona, gdy dał jej do zrozumienia, że nic się właściwie nie stało.

– Albo możemy…

Była zła, że zauważył rozczarowanie na jej twarzy, ale rozchmurzyła się, gdy w lśniących szarych oczach dostrzegła śmiech i przekorę, które ją rozbroiły.

– Albo co? – spytała rozdygotana.

– Jeśli zechcemy… możemy poddać się naturze i…

– Jeśli zechcemy…

Ich oczy wyraźnie mówiły, czego oboje pragną.

– Możemy…

Usłyszeli dzwonek przy drzwiach wejściowych i po chwili gwar głosów, jak gdyby przyszli wszyscy goście.

– Później porozmawiamy – mruknął Michael. – Teraz musimy iść.

Pomógł jej wstać. Była roztrzęsiona, ale zdobyła się na blady uśmiech.

– Musisz znowu zapiąć mi suknię.

Michael uśmiechnął się z przymusem i prędko pociągnął zamek do góry, po czym włożył marynarkę i poprawił krawat.

– Pobrudziłam cię szminką. Zaczekaj.

Delikatnie wytarła mu policzek, co znowu ich podnieciło. Wiedzieli, że trudno im będzie przetrwać wieczór, ale mieli nadzieję, że potem…

– Jesteś gotowa?

– Nie bardzo.

– Wobec tego idę pierwszy.

Po jego wyjściu usiadła przed lustrem i popatrzyła na potargane włosy i zarumienione policzki. Zmartwiła się, że nie jest opanowaną kobietą, za jaką chciała uchodzić.

Miała błyszczące oczy i usta jeszcze drżące od pocałunków. Wyglądała, jakby była zakochana, więc niezadowolona zmarszczyła brwi. Musiała przyznać, że jej uczucia w stosunku do Michaela są silniejsze, niż przypuszczała, lecz według niej to nie była miłość. Bardzo mocno pociągał ją fizycznie, mocniej niż inni mężczyźni, ale nic poza tym. Przecież nigdy nie miała zamiaru angażować się uczuciowo. Było przyjemnie, lecz postanowiła, że nie odda Michaelowi serca.

W czasie przyjęcia, które zdawało się trwać całe wieki, uprzejmie uśmiechała się i rozmawiała, ale przez cały czas spod oka śledziła każdy krok Michaela. Chodził od jednej grupy gości do drugiej, częstował winem, rozmawiał, śmiał się, czyli swobodnie robił to, co jej dotąd też nie sprawiało trudności. Teraz jednak obycie nie pomagało, ponieważ myślała o nocy i nie mogła doczekać się, gdy zostaną sami.

W pewnej chwili Michael stanął obok niej, pogładził ją po plecach i zapytał:

– Jak się bawisz?

Ogarnęło ją pożądanie, więc odsunęła się i przymknęła oczy, a gdy je otworzyła, spojrzała prosto na młodą kobietę, którą pani domu przedstawiła jako Sue Ilkney. Nie miała wątpliwości, że jej podniecenie jest widoczne, więc zarumieniła się i speszona odwróciła wzrok.

– Przepraszam, że tak natrętnie wpatruję się w panią – powiedziała zawstydzona Sue. – Pani kogoś mi przypomina, ale nie mogę sobie uzmysłowić kogo. Wydaje mi się, że gdzieś kiedyś panią widziałam. – Ogólna rozmowa akurat przycichła, więc osoby, które usłyszały te słowa, spojrzały na Rosalind.

– Pani jest w Askerby pierwszy raz, prawda?

– Tak. Nigdy tu nie byłam.

– Mnie również pani kogoś przypomina – powiedział ktoś inny. – Chyba jakąś aktorkę.

Rosalind ostatecznie wróciła ze świata marzeń do rzeczywistości, gdy odezwała się Laura.

– Mnie też z początku uderzyła myśl, że gdzieś cię widziałam i teraz wiem dlaczego. Czy już ktoś ci powiedział, że jesteś podobna do Rosalind Leigh?

Znalazła się pod ostrzałem wielu par oczu, więc była wdzięczna Michaelowi, że ją objął, jakby chciał wesprzeć.

– Rosalind Leigh? – spytała nie zorientowana pani Brooke.

– A któż to taki?

– Córka Geralda Leigha – poinformował przystojny starszy pan. – Jedyna spadkobierczyni potentata, który zginął w wypadku pod koniec ubiegłego roku. Jego nagła śmierć spowodowała chwilowy zamęt na giełdzie.

Pani Brooke nic to nie mówiło, więc żona owego mężczyzny dodała:

– Jego córka jest dość znana z prasy. Ta młoda kobieta nie robi chyba nic innego, tylko chodzi na przyjęcia i pozuje fotografom. W pismach kobiecych stale coś o niej jest.

– Co ja słyszę, kochanie? – odezwał się Michael. – Czyżbyś prowadziła podwójne życie, a ja nic o tym nie wiem?

– Na to wygląda – odparła z kwaśną miną.

Wszyscy wybuchnęli śmiechem, a jedna z pań wyratowała Rosalind z niemiłej sytuacji, mówiąc:

– Moim zdaniem żona pana Michaela wcale nie przypomina Leigh, bo tamta ma przepyszne długie włosy barwy ciemnego brązu. Gdy zaręczyła się z Hungerfordem, gazety opublikowały sporo zdjęć.

– Racja. Poza tym Leigh zawsze nosi najmodniejsze kreacje. To oczywiście nie jest krytyka pod pani adresem – pospiesznie dodała mówiąca – ale widać, że pani, tak jak i my, ma ograniczone możliwości. Nie to, co taka Leigh. – Westchnęła z zazdrością. – Niektórym się wiedzie… My też byśmy oszałamiająco wyglądały, gdybyśmy miały taki majątek i tyle czasu dla siebie.

– Ale pytanie, czy byłybyśmy szczęśliwe. Ja na pewno nie – stanowczo oznajmiła Sue. – Czasami zastanawiam się, czy tyle pieniędzy rzeczywiście daje szczęście. Leigh jest piękna, ale co sobą reprezentuje? Jak dobrze się zastanowić, prowadzi bardzo powierzchowny tryb życia i nie robi nic pożytecznego. Założę się, że nie wie, co to praca.

Rosalind pomyślała o kilku dniach sprzątania, gotowania i zmywania i, aby nie wybuchnąć, wbiła paznokcie w dłonie.

Z następnej wypowiedzi wynikało, że regularnie czytuje plotki o znanych ludziach.

– Oni wszyscy są tacy sami. Nic nie muszą robić i nie mają pojęcia, jak wygląda prawdziwe życie. A w dodatku są bezczelni, aroganccy i uważają, że nie muszą stosować się do ogólnie przyjętych zasad. Najbardziej drażni mnie ta ich nieznośna mania wyższości. Choćby taka Leigh… czy zrobiła coś dobrego? Nic. Wydaje tysiące i chodzi z przyjęcia na przyjęcie. Pewno ma kurzy móżdżek i niewiele wie.

– Słyszałem, że ma paskudny charakter, a wygląda na taką, co myśli tylko o sobie.

– Według mnie wygląda na bardzo smutną osobę – nieoczekiwanie powiedziała Laura. – Nie to, co nasza znajoma. Wcale nie uważam, żeby żona Michaela wyglądała jak Rosalind Leigh; Zdawało mi się tylko, że jest pewne podobieństwo… Szczególnie w tej sukni.

– To suknia cioci.

Rosalind łudziła się, że rozmowa wreszcie zejdzie na inne tory, lecz goście jakby się umówili, aby drobiazgowo przeanalizować jej okropny charakter. Podeszła do Laury i ze sztucznym ożywieniem zaczęła rozmowę o strojach, ale słyszała, że goście omawiają zaręczyny z Hungerfordem.

– Widzieli państwo ich zdjęcie po ogłoszeniu zaręczyn? Jacy z siebie zadowoleni!

– Okropni, prawda? Uważam, że dobrali się jak w korcu maku i coś mi się zdaje, że oboje są równie bezwzględni, gdy chcą dopiąć swego.

– Może. Nigdy nie widziałam tej Leigh, ale pewno jest nudziarą. A Hungerford to typowy cyniczny polityk.

Z tą opinią zgodzili się wszyscy.

– Obrzydliwy. Robi mi się niedobrze, gdy pokazują, jak rozmawia z ludźmi.

– Sam fałsz.

– Nie dałbym funta kłaków za jego uczciwość.

Rosalind nadal rozmawiała z Laurą, lecz mimo to słyszała, że goście zaczęli omawiać charakter jej ojca. Jeden z panów powiedział:

– Okoliczności śmierci Geralda Leigha wydają mi się mocno podejrzane.

Bała się, że dłużej tego nie wytrzyma, ale na szczęście Michael uznał, że trzeba szybko zmienić temat rozmowy i głośno zapytał:

– Czy ktoś z państwa słyszał o dobrym pośredniku mieszkaniowym? Ciocia szuka mniejszego domu.

Rosalind ulżyło, gdy jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki przestano plotkować, a zaczęto rozmawiać o lokalnych sprawach. Przez pół godziny goście obliczali wartość swych domów, potem opowiedzieli kilka okropnych historii o kupowaniu i sprzedaży domów, przedyskutowali zalety oraz wady pośredników. Nareszcie zapomniano o podobieństwie między żoną Michaela i Rosalind Leigh.

Загрузка...