Poprzedniego dnia Michael stanowczo powiedział „nie”, a mimo to teraz jechał z Rosalind i dzieckiem, spokojnie śpiącym na tylnym siedzeniu.
Wiedział, że gdyby nie feralny telefon, jechałby sam i starał się wyrzucić z pamięci wszelkie wspomnienia o Rosalind. Tak niewiele brakowało, aby sienie zaangażował i nadal żył swoim życiem. To prawdziwy pech, że telefon komórkowy Rosalind zadzwonił, nim zdążyli wypić kawę.
Tuż przedtem Jamie pochlapał sokiem spódnicę Rosalind, więc przyjaciółki zaczęły pospiesznie usuwać plamę i wycierać chłopcu ręce. W zamieszaniu nie od razu usłyszeli sygnał, a potem Rosalind nie mogła znaleźć torebki, którą zostawiła na stoliku przy drzwiach.
– To pewno Simon – powiedziała, wyjmując telefon. – Umówiliśmy się, że zadzwoni mniej więcej o tej porze.
Michaela zirytowała nerwowa bieganina i zastanawiał się, jak ona wyobraża sobie opiekę nad dzieckiem, gdy trochę rozlanego soku wprawiło ją w prawdziwy popłoch. Podszedł do okna, ale gdy zapadła podejrzana cisza, odwrócił się. Rosalind stała przy stoliku, niewidzącym wzrokiem patrzyła przed siebie, a na jej twarzy malowało się tafcie przerażenie, że ścisnęło mu się serce.
Pamiętał, że później odstawił filiżankę na telewizor, lecz nie mógł sobie przypomnieć, jak znalazł się przy Rosalind. Wziął od niej telefon i usłyszał słowa: „niewybaczalne, gdyby coś się stało takiemu ślicznemu dziecku”. Głos był bezpłciowy, ale tak ociekał jadem nienawiści, że cierpła skóra. „Wiem, dokąd pani zabrała chłopca”.
Tyle mu wystarczyło, więc przerwał połączenie i odłożył telefon na stolik. Emma miała niepewną minę, a Jamie wystraszoną, jakby bał się, że reakcja dorosłych jest związana z rozlanym sokiem. Rosalind pustym wzrokiem patrzyła przed siebie i mocno zaciskała drżące usta. Była bliska płaczu..
Michael wziął ją za rękę i podprowadził do kanapy. Jamie przybiegł i przytulił się do niej, więc mocno go objęła.
– To nic, kochanie, nie bój się.
Spojrzała na Michaela, a wtedy nieoczekiwanie dla siebie powiedział:
– Możesz ze mną jechać.
Nie pojmował, dlaczego się zgodził. Doskonale wiedział, że to nie jest jego kłopot, lecz zmartwienie Rosalind, a poza tym powinien był pamiętać, że nie należy ulegać prośbie pięknych zielonych oczu. Podejrzewał, że z wyrachowania spojrzała na niego błagalnym wzrokiem, więc nie rozumiał, dlaczego natychmiast pomyślał, że nie pozwoli, by ją skrzywdzono.
Wolał nie zastanawiać się nad motywami swego niepojętego postępowania, a że był niezadowolony, postawił warunki, którym Rosalind musiała bezwzględnie się podporządkować. Bardzo ją zaskoczyło, gdy oznajmił, że powinna zmienić wygląd; nie ulegało wątpliwości, że nie myślała o niczym innym poza tym, aby zyskać jego poparcie dla swego planu.
– Musisz inaczej wyglądać, żeby w Askerby nie rzucać się w oczy na kilometr. Nikt rozsądny nie uwierzy, że jesteś żoną archeologa, jeśli będziesz paradować w stroju, który kosztuje połowę mojej rocznej pensji.
Wbrew jego oczekiwaniom, Rosalind wcale nie zaoponowała, ale bardzo zrzedła jej mina, gdy zobaczyła rzeczy, które Emma kupiła dla niej na polecenie brata.
Patrząc z niesmakiem na brązową sztruksową spódnicę, zapytała:
– Może jednak zabiorę trochę swoich ubrań?
Michael był zły, że nie wycofał się w porę, więc nie zamierzał iść na ustępstwa.
– Możesz wziąć dżinsy i bieliznę, ale poza tym będziesz nosić to, co kazałem kupić.
– Będę wyglądać jak strach na wróble.
– Co z tego? Powiedziałem Emmie, żeby wybrała niegustowne i tanie rzeczy dla niezamożnej kobiety i dziecka. Jeżeli masz wystąpić incognito, a rzekomo o to ci chodzi, musisz się ubierać skromnie.
Rosalind westchnęła zrezygnowana i rzuciła spódnicę na kanapę.
– Myślałam, że wystarczy, jeśli przedstawisz mnie jako swoją żonę.
– To stanowczo za mało. Jeśli chcesz, żeby cię od razu zauważono, jedź w tym, co masz na sobie. Ale nie oczekuj, że powiem ludziom, że jesteś ze mną związana. Zresztą to nie tylko kwestia ubioru. Musisz zrobić coś z włosami, bo za bardzo rzucają się w oczy.
Instynktownie musnęła ręką ciemne loki, które kiedyś tak go zachwycały.
– Co mam zrobić?
– Obetnij i ufarbuj.
– A jeśli nie posłucham?
– Zostaniesz tutaj.
– To szantaż!
– Jak uważasz.
– Mikę ma rację – odezwała się Emma. – Masz włosy o niespotykanym odcieniu, więc każdy zwróci na nie uwagę. Pamiętaj, że publikowano wasze zdjęcia z zaręczyn i najwięcej pisano właśnie o twoich włosach.
Michael łudził się, że Rosalind nie przyjmie jego warunków i dzięki temu będzie miał pretekst, żeby się wycofać, a tymczasem zgodziła się na wszystko. Dzisiaj rano prawie jej nie poznał; miała krótkie włosy mysiego koloru i była ubrana bez gustu.
Oderwał oczy od szosy i zerknął w bok. Rosalind była spięta i patrzyła wprost przed siebie. Ze źle przystrzyżonymi Włosami, w obszernym niebieskim swetrze i czarnych spodniach wydawała się obca. Bardzo pragnął spojrzeć na nią jak na nieznajomą, lecz wiedział, że to się nie uda. Nic nie mogło przygasić uroku pięknego profilu, lśniących zielonych oczu i gęstych rzęs.
To wciąż była Rosalind, którą kiedyś pokochał. Unosił się wokół niej delikatny, drażniący zapach, zapamiętany sprzed lat. Usta były tak samo pełne, zagłębienie w szyi równie ponętne. Za każdym razem, gdy na nią patrzył, coś chwytało go za gardło.
Aby nie ulec wzruszeniu, powiedział sobie, że jej egoizm, próżność i wyniosłość też pozostały takie same.
Rosalind obejrzała się do tyłu, by sprawdzić, czy Jamie śpi. Chłopiec siedział zapięty w foteliku, główkę przechylił na bok, a jego długie rzęsy rzucały cienie na policzki. Jak zwykłe ogarnęło ją uczucie tkliwości. Pomyślała, że Jamie jest bezpieczny, a to najważniejsze i dlatego warto było obciąć włosy, ubrać się byle jak i znosić nieprzyjazne nastawienie Michaela.
Nie rozumiała, co go skłoniło do zmiany zdania. Tuż po owym strasznym telefonie dostrzegła w jego oczach cień troski, lecz jego zachowanie nie uległo zmianie. Był opryskliwy, nawet gdy próbowała mu dziękować.
– Robię to dla dziecka, nie dla ciebie – powiedział chłodno.
– Ja też.
Oparła się wygodniej i poprawiła fryzurę. Krótkie włosy układały się miękko wokół twarzy, ale czuła się nieswojo bez ciężkiej masy spływającej na plecy. Miała wrażenie, że jest ogołocona, a jednocześnie jakby wyzwolona, ponieważ głowa zrobiła się dziwnie lekka.
– Przestań bawić się włosami – mruknął Michael.
– Nie mogę. Wcale nie czuję się sobą.
– Chciałaś się maskować.
– Wiem. Ale nie zdawałam sobie sprawy, że gdy będę inaczej wyglądać, poczuję się kimś innym.
– Mam nadzieję, że dzięki temu będziesz lepiej się zachowywać.
Spojrzała na niego z wyrzutem, lecz zaraz odwróciła wzrok.
– Nie sądziłam, że żony archeologów zachowują się inaczej niż wszyscy.
– „Wszyscy!” – powtórzył z ironią. – Ile kobiet, według ciebie zachowuje się jak ty?
– Chyba dość dużo – odparła ze złością. – Mam więcej pieniędzy niż inne, ale to nie znaczy, że nie czuję tak samo jak one.
– Ale nie zachowujesz się jak kobieta, którą chciałbym mieć za żonę.
Ubodło ją to tak mocno, że spojrzała na niego i gniewnie zmrużyła oczy.
– Kiedyś chciałeś się że mną ożenić, ale nie przyjęłam twoich oświadczyn – rzekła podejrzanie słodkim głosem. – Może o tym zapomniałeś?
– Nie zapomniałem – odparł po ledwo dostrzegalnym wahaniu. – Ale teraz szukam w kobiecie czegoś więcej, niż tylko urody.
– Na przykład?
– Uczucia. Nie potrafisz tego zrozumieć, prawda? Dla ciebie miłość nigdy nie była ważna.
Rosalind wpiła paznokcie w dłonie, aby nie wybuchnąć i nie zdradzić się z tym, że sprawił jej przykrość.
– Chyba dobrze się stało, że nie wyszłam za ciebie – wycedziła przez zaciśnięte zęby.
– Na pewno – zgodził się bez namysłu.
– Widzę, że jesteś mi wdzięczny.
– Nie powiem, żebym wtedy czuł wdzięczność, ale faktycznie miałaś rację, że nie pasujemy do siebie.
Nadal tak uważała, a jednak nie stanowiło to pociechy ani po rozstaniu przed laty, ani teraz. Wtedy gniew bardzo prędko minął, a zostało przygnębienie.
– Chyba po raz pierwszy zgadzasz się ze mną w jakiejś kwestii – powiedziała ze smutkiem.
– Czyżby?
Zastanawiała się, czy on też pomyślał o tamtym okresie, gdy stale się kłócili i skakali sobie do oczu, ale prędko się godzili. Tylko jako kochankowie zawsze byli zgodni. Miała wrażenie, że jeszcze teraz czuje na swym ciele jego usta i dłonie.
Milczeli, pogrążeni w myślach. Rosalind wróciła wspomnieniami do przyjęcia z okazji dwudziestych pierwszych urodzin Emmy. Podczas gdy sąsiad nalewał szampana do kieliszków, rozejrzała się i zauważyła mężczyznę, którego oczy przyciągały i ją jak magnes. Z trudem oderwała od niego wzrok i prędko wypiła szampana do dna.
Gdy ponownie spojrzała w tę samą stronę, już go nie było. Irytowało ją, że nieznajomy wzbudził w niej tak duże zainteresowanie, mimo to szukała go, przechodząc od jednej grupy gości do drugiej. Nie znalazła, jakby zapadł się pod ziemię i gdy już straciła nadzieję, zauważyła go koło Emmy.
– Ros, to Michael, mój brat – powiedziała przyjaciółka.
Rosalind z bliska spojrzała w chłodne szare oczy i serce przestało jej bić. Michael niczym nie zdradził, że przedtem wymienili wiele mówiące spojrzenie. Był uprzejmy, lecz obojętny, co ją niemile zaskoczyło, ale i intrygowało, ponieważ była przyzwyczajona do powszechnego uwielbienia. W jego głosie słyszała jakby szyderstwo, w oczach widziała dezaprobatę; oburzyło ją, że jest krytycznie do niej nastawiony. Jej zdaniem wcale nie był przystojny, ale musiała przyznać, że ma niezwykły urok. Był bratem szkolnej koleżanki, którego znała z opowiadań, więc nie mogła pojąć, dlaczego tak ją pociąga.
Oboje podświadomie wiedzieli, że ich znajomość nie ma przyszłości. Michael nie należał do eleganckiego, powierzchownego świata Rosalind, a ona była egzotyczną istotą w jego kręgach. W zasadzie nie mieli z sobą nic wspólnego, a jednak… Wystarczał najlżejszy dotyk i wszystkie różnice znikały. Po tylu latach wciąż czuła dreszcz podniecenia, jaki ją ogarnął, gdy Michael pierwszy raz ujął jej twarz w dłonie.
Nie mogąc się opanować, zerknęła w bok na jego ręce i zalała ją fala wspomnień. Widziała i czuła jego dłonie na sobie, jeszcze teraz niemal omdlewała…
Oderwała oczy od rąk i spojrzała na usta, które w chwili obecnej były mocno zaciśnięte, lecz pamiętała, jak rozchylały się w nieoczekiwanym uśmiechu, który przyprawiał ją o zawrót głowy, dając takie uczucie szczęścia, jak gdyby otrzymała gwiazdkę z nieba. Te usta, całując ją, wywoływały niebywałą rozkosz.
Zdawała sobie sprawę, że zachowuje się nierozsądnie, więc zmusiła się, by oderwać od niego oczy i wyglądać przez okno. Znała ludzi, którzy po zerwaniu z sobą spotykali się jak gdyby nigdy nic i dlatego postanowiła udawać, iż zapomniała o łączącej ich kiedyś namiętności.
– Czy zadzwoniłeś i uprzedziłeś o naszym przyjeździe? – spytała, aby przerwać milczenie.
– Tak. Powiedziałem ciotce, że przyjadę trochę później, z żoną i dzieckiem.
– Co pani Brooke na to?
– Właściwie nie wiem. – Wzruszył ramionami. – Ciotka zareagowała dość szorstko, ale może jest oschła z natury.
Rosalind usiadła wygodniej i odetchnęła zadowolona, że Michael raczy z nią rozmawiać.
– Emma uprzedziła mnie, że wasza ciotka jest nieco ekscentryczna.
– Tak nam opowiadano, ale właściwie niewiele o niej wiemy. Ostatni raz widziałem ciotkę Maud, gdy miałem dziewięć lat. Onieśmielała mnie, ale mimo to ją polubiłem, bo rozmawiała z dziećmi tak jak z dorosłymi.
– Jeśli wtedy miałeś dziewięć lat, to nie widziałeś jej od dwudziestu!
– Dokładnie dwadzieścia dwa lata – uściślił. – Ciotka, a właściwie cioteczna babka, bo była żoną brata mojego dziadka, kiedyś posprzeczała się z babcią. Nie wiem, o co im poszło… może o drobiazg… padły ostre słowa, obie strony się obraziły i ciotka zerwała wszelkie kontakty z rodziną. Brat dziadka zmarł pięć czy sześć lat temu i, jeśli mam być szczery, myślałem, że ciotka też już nie żyje. Aż tu przed kilkoma miesiącami niespodziewanie przyszedł od niej list.
– Jednak się odezwała.
– Napisała, że już sobie nie radzi z prowadzeniem spraw po mężu i praktycznie kazała mi, jako jedynemu mężczyźnie w rodzinie, przyjechać i wszystkim się zająć.
Rosalind rzuciła mu ukradkowe spojrzenie i. pomyślała, że starsza pani musi być odważną kobietą.
– Pewno ośmieliła się dawać ci rozkazy, bo cię nie zna * rzekła z przekąsem.
Michael uśmiechnął się. Właściwie nie był to uśmiech, lecz drgnienie ust, ale Rosalind uznała, że dobre i to i są na właściwej drodze do nawiązania poprawnych kontaktów.
– Nie powiem, żebym był zachwycony – przyznał niechętnie. – W pierwszej chwili miałem zamiar poradzić, żeby zatrudniła dobrego adwokata, ale jej list trochę mnie zaniepokoił. Między wierszami wyczytałem, że ciotka pragnie właśnie mojej pomocy, lecz jest zbyt dumna, żeby otwarcie to powiedzieć. Jest bezdzietną staruszką, została zupełnie sama. – Przerwał, aby wyminąć trzy ciężarówki, wlokące się jedna za drugą, po czym podjął: – Odpisałem, bo podejrzewam, że załatwienie spraw majątkowych jest pretekstem do nawiązania ponownych kontaktów z rodziną. Uprzedziłem, że pracuję na drugim końcu świata i trudno mi się wyrwać, ale obiecałem, że przyjadę, gdy tylko będę mógł wziąć urlop. Teraz nadarzyła się pierwsza okazja.
– Przejechałeś taki szmat drogi, żeby zrobić przyjemność starej ciotce, której nie widziałeś przez ponad dwadzieścia lat?
– Oprócz Emmy i mnie nie ma nikogo bliskiego, a dla nas, po śmierci rodziców, jest jedyną krewną. Nie mogę i nie chcę odcinać się od niej.
Rosalind obejrzała się i popatrzyła na śpiącego Jamiego.
– Rozumiem cię i wiem, co czujesz. Początkowo sądziłam, że nie będę przejmować się bratem, ale okazało się, że nie potrafię.
– Chciałaś zlekceważyć własnego brata? – zawołał oburzony. – I to takie małe dziecko?
Nie od razu odpowiedziała. Speszyła się, nerwowo splotła dłonie i spuściła wzrok.
– Chyba byłam zazdrosna – wyznała z ociąganiem. – Wiem, że to brzydkie uczucie i źle o mnie świadczy, ale Natasha mi się nie podobała, zresztą ja jej też nie. Po ślubie ojca poczułam się wyrzucona poza nawias, wyprowadziłam się z domu i kupiłam sobie mieszkanie. Gdy Jamie przyszedł na świat, sytuacja jeszcze się pogorszyła. – Mówiła lekkim tonem, z nutą autoironii, ale za jej słowami kryło się prawdziwe cierpienie. – Przez całe życie byłam ukochaną jedynaczką, a tu pojawiło się drugie dziecko.
– Iw dodatku chłopiec. Nic dziwnego, że było ci to nie w smak.
– Niestety. – Na jej policzki wypłynął lekki rumieniec, – Nie jestem z tego dumna… Ojciec był wniebowzięty, że ma syna i dziedzica. – Przygryzła wargę. – Powinnam była cieszyć się razem z nim. Teraz żałuję… Szkoda, że ojciec nie widzi, jak opiekuję się Jamiem.
– Czy dlatego teraz tak się poświęcasz dla malucha? Bo masz wyrzuty sumienia?
– Nie, po prostu Jamie stał mi się bardzo bliski. Ale życie się skomplikowało, bo ojciec zostawił straszny bałagan w interesach, więc gimnastykuję się, żeby stopniowo wszystko uporządkować. Odziedziczyłam udziały w wielu spółkach, o których nigdy nie słyszałam i stale muszę podpisywać jakieś dokumenty albo podejmować decyzje w sprawach, o których nie mam pojęcia.
– Współczuję.
– Początkowo Jamiego też traktowałam jedynie jak problem, o którym trzeba czasem pomyśleć. Jeszcze jedna osoba, za którą muszę podejmować decyzje… Pewnego dnia poszłam do pokoju dziecięcego, żeby omówić z niańką pensję i zobaczyłam Jamiego, siedzącego na podłodze na środku pokoju. Nie bawił się, siedział zgarbiony i kurczowo przytulał misia. Był taki malutki, taki opuszczony.
Oczami wyobraźni zobaczyła, jak to było. Otworzyła drzwi i przystanęła na progu, ponieważ ogarnęła ją czułość tak nieoczekiwana, że niemal porażająca. Dawno temu nauczyła się, że miłości nie należy ufać i sądziła, że uzbroiła się przeciw uczuciom, a tymczasem, gdy zobaczyła smutne dziecko, zbroja pękła.
– Wyglądał tak samo jak ja kiedyś. Michael spojrzał na nią zdumiony.
– Jak ty?
– Wiem, co to znaczy chować się bez matki – powiedziała cicho – bo większość dzieciństwa spędziłam sama w dziecięcym pokoju. Często przysłuchiwałam się, jak kolejne niańki żądają coraz więcej pieniędzy za opiekę nade mną, więc wiedziałam, że mnie nie kochają. Tego dnia spojrzałam na Jamiego innymi oczami i zdałam sobie sprawę, że to przecież mój brat i że ma tylko mnie. Chciałam mu wyjaśnić, dlaczego wcześniej go nie kochałam i obiecać, że nadrobię wszystkie stracone dni, ale nie potrafiłam. Trzyletnie dziecko i tak by tego nie zrozumiało.
– Myślałem, że nie wierzysz w miłość – rzekł Michael z nutą goryczy w głosie.
Oboje pamiętali, że tak twierdziła przed pięciu laty. Rosalind stanął przed oczami wyraz jego twarzy, gdy mu to powiedziała i zawstydziła się.
– Wtedy nie wierzyłam – powiedziała głucho – i nadal nie bardzo wierzę.
– Ale brata pokochałaś.
Coś w jego głosie kazało jej spojrzeć na niego. Gdyby to powiedział ktoś inny, podejrzewałaby, że jest zazdrosny. Przywołała się do porządku. Była przekonana, że Michael dawno wyzwolił się spod jej uroku i na pewno nie tracił czasu i energii na tak bezsensowne zachowanie. Zresztą nie mógł być zazdrosny o jej miłość do dziecka.
– Są chwile, gdy wolałabym go nie kochać – przyznała się. – To straszne, że muszę o nim. stale myśleć.
– Podejrzewam, że konieczność myślenia o bliźnim jest dla ciebie nowością i przykrym doświadczeniem – rzekł z ironią.
– Wcale nie. Najgorsza jest troska o to, żeby dobrze się nim opiekować, niczego nie zaniedbać. Z dziećmi trzeba postępować ostrożnie, należy odpowiednio je karmić i kąpać, trzeba nauczyć je właściwego zachowania… Może łatwiej jest z własnymi, ale ja nie miałam do czynienia z dziećmi i nie wiem, od czego zacząć.
– Wydawało mi się, że to kwestia zdrowego rozsądku.
– Może, aleja kiepsko się spisuję. Emma pokpiwa ze mnie, bo kupiłam poradnik dla młodych matek. Tak się boję popełnić błąd, że ledwo Jamie kichnie, już lecę sprawdzić w poradniku, co piszą o wycieraniu nosa. – Zerknęła spod rzęs. – Jestem śmieszna, prawda?, Michael spojrzał na nią tak dziwnie, że pożałowała swej szczerości. Nie chciała, aby pamiętał ją jako pustą lalkę bez serca, ale jeszcze gorzej byłoby, gdyby uznał ją za kompletne beztalencie. Dawniej sądziła, że potrafi dać sobie radę ze wszystkim, lecz przy Jamiem przekonała się, że tak nie jest. Musiała przyjąć do wiadomości, że popełnia błędy, jest niekompetentna, bojaźliwa, ale niekoniecznie musiała mówić o tym Michaelowi. Zachowała się, jakby przez moment zapomniała, że chce cieszyć się opinią osoby wszystkowiedzącej.
Bała się, że Michael ją wykpi, lecz on rzeczowo zapytał;
– Czy Jamie nie ma żadnych krewnych, którzy wychowali dzieci i mogliby ci pomóc?
– Matka Natashy, która mieszka w Los Angeles, po pogrzebie zaproponowała, że weźmie wnuka, ale prowadzi bujne życie towarzyskie, więc na pewno oddałaby go pod opiekę nianiek. A ja postanowiłam, że nie będzie dorastał tak jak ja.
– Myślałem, że miałaś wszystko.
– Wszystko oprócz matki. – Odwróciła głowę i ciszej dodała: – Mama odeszła, gdy miałam cztery latka.
– Co? Zostawiła dziecko? – zawołał zgorszony. – Dlaczego?
– Była aktorką. Niezbyt dobrą, ale nadzwyczaj piękną, więc przez pewien czas brak talentu nie miał znaczenia. Gdy zaproponowano jej rolę w Hollywood, była przekonana, że zostanie wielką gwiazdą. Porzuciła nas, ponieważ przeszkadzalibyśmy jej w zrobieniu kariery.
– Czemu dawniej mi o tym nie wspomniałaś?
– Bo i tak mieliśmy o czym rozmawiać. Poza tym wtedy to już nie była dla mnie taka tragedia. Na szczęście miałam ojca, który wprawdzie cały czas był zajęty i rzadko go widywałam, ale wiedziałam, że jest. A Jamie nawet tego nie ma. – Spojrzała na Michaela płonącymi oczami. – Nie oddam go w obce ręce, bo nie chcę oglądać go tylko od święta. Nie zastąpię mu matki, ale przynajmniej mogę opiekować się nim tak długo, jak będzie mnie potrzebował.
– Gdzie tu miejsce dla Hungerforda? Czy polityk będzie dobrym ojczymem?
Rosalind zawahała się. Simon wcale nie interesował się dzieckiem, nawet nie pamiętał jego imienia. Na ogół mówił o nim po prostu „chłopiec”. Myślała, że może z czasem zżyje się z Jamiem i go polubi.
– Mam nadzieję – szepnęła bez przekonania.
– Czy dlatego za niego wychodzisz?
Zapytał o to trochę nieswoim głosem, więc spojrzała na niego zaintrygowana.
– To jeden z powodów.
– A inne?
Ciekawa była, jak Michael zareagowałby, gdyby mu powiedziała, że straciła nadzieję, iż spotka mężczyznę podobnego do niego, który wzbudzi w niej równie wielką namiętność. To był główny powód, dla którego postanowiła zadowolić się dość letnim związkiem z Hungerfordem.
– Rozumiemy się, pochodzimy z podobnego środowiska i mamy identyczne upodobania. – Lekko wzruszyła ramionami. – Będziemy dobraną parą.
– Nic dziwnego, że nie chciałaś wyjść za mnie. O nas byś nie mogła tak powiedzieć, prawda?
– Nie. – Nerwowo splotła dłonie i starała się mówić spokojnie. – Nie łączyło nas zbyt wiele.
A przecież pamiętała płomień, który błyskawicznie się rozpalał przy najlżejszym dotyku, radość i śmiech, jakim wybuchali po każdej sprzeczce, i cudowne chwile uniesień, jakich nigdy więcej nie przeżyła.
– Z nim masz dużo wspólnego, co? – rzucił Michael ironicznie. – Powinienem był przewidzieć, że uczepisz się kogoś z „podobnego” środowiska. Tylko taki bogacz jak on jest dla ciebie dobry.
– Nie chodzi o pieniądze!
– Czyżby? Czy Hungerford wie, że nie wierzysz w miłość? Ścisnęła dłonie tak mocno, że zbielały kostki i spuściła głowę. Zastanawiała się, czemu huczne zaręczyny teraz wydają się błędem i dlaczego zależy jej na tym, co Michael o niej myśli.
– Wie, że go nie kocham – szepnęła.
– A on ciebie?
– Nie kocha, ale szanuje i dobrze nam z sobą. Spokój też się liczy.
Michael wybuchnął szyderczym śmiechem.
– Spokój! Dziewczyno, co się z tobą stało? Byłaś namiętna, jakby stworzona do miłości, a tymczasem okazuje się, że wystarczy ci domowe ciepełko. Szlafrok i kapcie!
– Może dojrzałam…
– Dojrzałaś? Raczej przeskoczyłaś z okresu dojrzewania od razu w starość.
– Nieprawda. – Rzuciła mu gniewne spojrzenie i wybuchnęła: – Po prostu wyrosłam z młodzieńczej głupoty. Namiętność to cudowna rzecz, ale szybko mija.
– Nie zawsze, chociaż nasza nie przetrwała.
– Dobrze wiesz, że nie mieliśmy szansy – powiedziała zaczepnym tonem. – Po pierwsze byliśmy za młodzi, a po drugie nie chciałam wikłać się w namiętny związek. Myślałam, że wiesz, ile mam do zaoferowania.
– Na pewno nie znałem cię tak dobrze jak narzeczony. Czy Hungerford może liczyć na jakiś przyjemny dodatek do szacunku, bycia razem i… spokoju?
– Nie twoja sprawa! – syknęła ze złością.