Erin miała zwyczaj wcześnie się budzić. Właśnie nadchodził świt, a ponieważ wiedziała, że już nie zaśnie, oddała się rozmyślaniom.
Przyzwyczaiła się do życia i pracy w Londynie, choć było to tylko tymczasowe zajęcie. Jeszcze miesiąc temu mieszkała z ojcem w maleńkim miasteczku Croom Babbington, w domu, który znała od urodzenia.
Rodzice rozwiedli się, gdy miała pięć lat. Matka oświadczyła, że ma dość domowego ogniska i opuściła ich dom w Gloucestershire. Jednakże wkrótce po rozwodzie znowu dała się usidlić i powtórnie wyszła za mąż. Dwa lata później porzuciła drugiego męża z postanowieniem, że będzie ostatni.
I dotrzymała słowa, choć miała mnóstwo adoratorów. Erin myślała o niej z miłością. Nina, jak kazała nazywać się matka, nie porzuciła jej całkowicie; mieszkała obecnie w Berkshire i przyjeżdżała do córki co dwa, trzy miesiące. Erin nie odwiedzała jej, ojciec by na to nie pozwolił.
Może to niewiarygodne, ale po siedemnastu latach wciąż czuł żal, że kobieta, którą poślubił, odeszła od niego, ponadto obawiał się złego wpływu Niny na córkę. Natomiast Nina nie chciała, by ktokolwiek z kręgu jej znajomych dowiedział się o istnieniu córki. Zwłaszcza że Erin wyrosła na piękną blondynkę o fiołkowych oczach.
Ponieważ życie z surowym ojcem było odrobinę bezbarwne, Erin doszła do wniosku, że należy jej się coś więcej od losu niż nudna praca sekretarki bez szans na awans. Od razu jednak karciła się za takie myśli, bo miała cudownego ojca, na którego zawsze mogła liczyć.
To za jego namową parę lat wcześniej poszła na kurs dla menedżerów i asystentek. Zaproponował to po tym, jak pewnej niedzieli matka wpadła, pocałowała go w policzek, nie zważając na jego kamienną minę, i oznajmiła radośnie:
– Zabieram Erin na lunch. Nie masz nic przeciwko temu?
Tego wieczoru oznajmił, że zawsze znajdzie się posada dla wykwalifikowanej asystentki. Właściwie Erin nie musiała pracować, gdyż ojciec odziedziczył majątek, który jeszcze pomnożył, inwestując mądrze w akcje i obligacje. Uważał jednak, że praca nauczy córkę samodzielności i odpowiedzialności.
Erin była zdolna i chętna, ale jej pierwsza praca okazała się straszliwie nudna. Sześć miesięcy temu zatrudniła się u Marka Prentice’a. Nie było to zajęcie ciekawsze od poprzedniego, jednak po paru miesiącach życie nagle zaczęło nabierać rumieńców.
Mark zaprosił ją na randkę,.
Wcześniej chodziła już na randki, ale ojciec zawsze nalegał, aby jej przyjaciele przychodzili po nią do domu. Po czym poddawał delikwenta przesłuchaniu. Erin była przesłuchiwana po powrocie – surowy rodzic chciał znać każdy szczegół.
Wiedziała, że ojcem powoduje miłość i troska, jednak jego nadopiekuńczość działała jej na nerwy. Była wystarczająco rozsądna, by nie tracić cnoty z byle kim.
Jej znajomość z Markiem Prentice’em nie miał trwać zbyt długo. Pracowała dla niego jeszcze sześć tygodni temu. Pewnego dnia Dawn Mason, jego była dziewczyna, wpadła do biura, machając krawatem, który miał na sobie poprzedniego dnia.
– Chcę to oddać Markowi – oznajmiła wyniośle. – Zostawił u mnie wczoraj wieczorem.
Erin była tak zaskoczona, że nie powiedziała słowa. Naprawiła ten błąd dziesięć minut później, kiedy wyprowadziwszy Dawn drugim wyjściem, Mark przyszedł zobaczyć się z Erin.
– Nocowałeś wczoraj u Dawn? – zapytała prosto z mostu, całkowicie przekonana, że zaprzeczy.
– Ee… tak.
– Naprą… – nie mogła dokończyć.
– Ty nie chciałaś! – bronił się. Podniosła się z krzesła, chwyciła żakiet i torebkę.
– Może Dawn Mason zechce również pisać dla ciebie na maszynie – wypaliła, a godzinę później złożyła wymówienie.
Nie żałowała tej decyzji, a nawet odczuwała dumę z okazanego przez siebie charakteru. Nie miała zamiaru iść na kompromisy.
Jednak w tydzień później życie znowu zaczęło tracić blask. Choć dostawała pieniądze od ojca i właściwie nie musiała pracować, szukała następnej posady i nie mogła oprzeć się wrażeniu, że inne kobiety w jej wieku wiodą o wiele ciekawsze życie.
Minęły dwa następne ponure dni, a potem stało się coś, co całkowicie odmieniło jej życie. Spotkała Charlotte Fisher. Na skraju miasteczka stały dwa duże domy. W jednym mieszkała Erin z ojcem, w drugim Charlotta Fisher z rodzicami. Była kilka lat starsza od Erin, ale polubiły się i zaprzyjaźniły. Potem rodzina Charlotty wyjechała z miasteczka, toteż niespodziewane spotkanie po latach okazało się dla obu dziewczyn wielkim i miłym zaskoczeniem.
– Charlotta! Co tu porabiasz?! – krzyknęła Erin.
– Erin! – Charlotta uśmiechnęła się promiennie, zapominając całkowicie, po co właściwie idzie na pocztę. Rozgadały się, jakby Charlotta nigdy nie wyjeżdżała. Jej rodzice nadal mieszkali w Bristolu, ale ona przeniosła się do Londynu i wkrótce miała wyjść za mąż. – Babcia nadal tu mieszka, więc przyjechałam przedstawić jej narzeczonego, Robina. Może wpadniesz do nas na kawę? – zaprosiła.
– Wyskoczyłam tylko po znaczki dla babci. Erin odmówiła, bo nie chciała przeszkadzać w rodzinnym spotkaniu. Przeszły razem jeszcze kawałek, rozmawiając z ożywieniem.
– Czy zaczęłaś ten kurs menedżerski? – pytała Charlotta. – Pamiętam, że myślałaś o tym, kiedy się wyprowadzaliśmy.
Erin przytaknęła.
– Zaczęłam i skończyłam. W tej chwili szukam nowej pracy.
– Jaka szkoda, że nie mieszkasz w Londynie – zauważyła Charlotta. – Przydałaby mi się pomoc.
– A mnie odmiana – zauważyła lekko Erin.
Charlotta natychmiast złapała ją za słowo. Powiedziała, że ma małą firmę handlującą artykułami tekstylnymi i sama zajmuje się papierkową robotą. Jednak z powodu zbliżającego się ślubu dopuściła do powstania potężnych zaległości.
– Powiedz, że przyjedziesz i mi pomożesz! – nalegała.
Na samą myśl Erin poczuła falę podniecenia, wyczuła szansę na wyrwanie się ze straszliwej nudy obecnej egzystencji.
– Chętnie – odparła. Zareagowała entuzjastycznie, ale w tej samej chwili zdała sobie sprawę, że ojcu nie spodoba się ten pomysł. Charlotta prawidłowo odczytała minę przyjaciółki.
– Och, twój ojciec! – wykrzyknęła. – Pozwoli ci wyjechać? Czy nadal drobiazgowo przesłuchuje wszystkich twoich znajomych?
Erin była wstrząśnięta taką dogłębną wiedzą przyjaciółki na temat jej życia rodzinnego. Jednocześnie poczuła się trochę zawstydzona dotychczasowym brakiem samodzielności.
– Och, z pewnością nie będzie miał nic przeciwko temu – odpowiedziała nonszalancko, choć przecież nie spędziła ani jednej nocy poza domem. – Ale nie byłby zadowolony, gdybym zamieszkała w jakimś wynajętym pokoju – zaczęła się wycofywać. – A porządne mieszkanie w Londynie kosztuje majątek. Nie mogłabym sobie pozwolić na czynsz.
– Żaden problem – uspokoiła ją Charlotta. Szybko wy jaśniła, że gdy wyjeżdżała do Londynu, jej ojciec kupił dla niej małe mieszkanko. – Nie jestem pewna, czyje chcę sprzedać, a boję się wynająć zupełnie obcej osobie. Zamieszkując tam, tylko wyświadczysz mi przysługę.
Erin poczuła znowu przypływ podniecenia; plan zaczął nabierać rumieńców.
– Nie starczy mi pieniędzy na czynsz…
– Wcale nie – zaprzeczyła Charlotta. – Zadowolę się symboliczną opłatą, choć mogłabyś mieszkać za darmo. Byłabyś bardziej opiekunką niż lokatorką… Mieszkanie jest małe w porównaniu z tym, do czego przywykłaś, ale zakochałam się w nim od pierwszej chwili. Więc przyjedziesz? Proszę…
– Jeśli jest takie małe, czy starczy miejsca dla nas obu?
– Och, prawie tam nie bywam – Charlotta odparła wesoło. – Mówiąc szczerze, spędzam większość czasu u Robina. A ślub jest coraz bliżej, mama panikuje, więc często jeżdżę do Bristolu. To jak?
– Hm… może dam ci znać? Charlotta od razu podała jej kilka numerów telefonów.
– Wiem, że cię zaskoczyłam, sama jestem trochę zdziwiona – uśmiechnęła się. – Jeśli nie będzie mnie w pracy lub nie złapiesz mnie na komórkę, dzwoń do Robina.
Rozstały się i Erin z głową pełną wrażeń wróciła do domu, gdzie powitał ją ojciec, przypominając, że nie przyniosła mu wyściełanej koperty, o którą prosił.
– Wrócę po nią – powiedziała. – Eee… spotkałam Charlotte Fisher.
– Charlotta Fisher? Dobry Boże! Tę, która mieszkała obok nas?
Erin wyjaśniła, że Charlotta przyjechała przedstawić narzeczonego babci, powtórzyła też ich rozmowę.
– Zgodziłaś się? – zapytał, o dziwo wcale nie tak bardzo zdziwiony, jak oczekiwała.
– Nie miałabym nic przeciwko temu. Tylko na trochę – dodała pospiesznie. – Myślałam, że się zdenerwujesz.
– Przyznaję, pomysł niezbyt mi się podoba, ale właściwie spodziewałem się, że kiedy ci stuknie dwudziestka, będziesz chciała rozwinąć skrzydła i wylecieć z domu.
– Naprawdę? – zdziwiła się.
– Zrobiłem co w mojej mocy, żeby cię chronić, ale jakiś czas temu uznałem, że nie mogę cię zatrzymać przy sobie na zawsze.
– Och, tatusiu – wyszeptała.
Po tej krótkiej chwili wzruszeń Leslie Tunnicliffe raptownie przeszedł do spraw praktycznych. Erin przekonała się, że nie jest jeszcze całkiem gotów zrezygnować z roli troskliwego rodzica.
– Oczywiście muszę obejrzeć to miniaturowe mieszkanko. I rzecz jasna zapłacisz Charlotcie normalny czynsz. Sam się tym zajmę.
Nie tego Erin chciała, ale nie zamierzała kłócić się z ojcem, skoro ustąpił w najważniejszej sprawie. Wkrótce potem zadzwoniła do niej Charlotta.
– Naprawdę potrzebna mi twoja pomoc. Tonę w papierach – naciskała.
– Kiedy mam zacząć? – zapytała Erin. Charlotta krzyknęła z radości i szybko wszystko ustaliły. Erin spędziła wiele godzin na pakowaniu rzeczy. Dzień później Leslie Tunnicliffe wsiadł w swój samochód i pojechał za autem córki do Londynu.
Tak jak Charlotta przewidziała, Erin od razu zakochała się w mieszkanku. Było na pierwszym piętrze i miało osobne wejście. Część, z oknami wychodzącymi na duże brukowane podwórko, służyła za kuchnię i jadalnię. Po przeciwnej stronie znajdowały się sypialnia i łazienka. Z kuchni wchodziło się do maleńkiego salonu. Co najważniejsze, ojciec Erin, zaaprobował to tymczasowe lokum.
– Dobra z ciebie dziewczyna – powiedział, gdy go odprowadzała. – Ufam, że nie popełnisz żadnego głupstwa.
Erin, która po raz pierwszy miała zasmakować prawdziwej wolności, doszła do wniosku, że pamiętanie o wszystkich rodzicielskich nakazach i zakazach może być odrobinę kłopotliwe. A poza tym kochała ojca i nie chciała, by się o nią martwił.
– Postaram się być grzeczna – odparła wesoło.
Pocałował ją na pożegnanie i odjechał. Wspinała się po stromych schodach, nie przestając się uśmiechać. Kto by pomyślał? W zeszłym tygodniu nudziła się jak mops i była zdegustowana zachowaniem Marka Prentice’a, a teraz życie stało się takie ekscytujące! Mark Prentice? Też coś! Erin zdała sobie sprawę, że tak naprawdę nigdy jej na nim nie zależało.
Zanim się rozpakowała, wyjęła telefon komórkowy i wystukała numer matki. Co dziwne, Nina była w domu.
– Stary nudziarz naprawdę cię puścił? – wykrzyknęła.
– Tylko na trochę. Jakieś trzy miesiące – odparła Erin. Stary nudziarz! Matka była niepoprawna. Nina roześmiała się.
– Po trzech miesiącach nie zechcesz już wracać! Wiem o tym! Podaj mi swój adres. Przyjadę cię odwiedzić, kiedy znajdę chwilę.
Erin leżała wygodnie wyciągnięta na łóżku i intensywnie rozmyślała.
Zaledwie miesiąc temu zaczęła pracować dla Charlotty i w krótkim czasie przebiła się przez stos papierów. Bała się, że przewidywane przez Charlotte trzy miesiące skurczą się do połowy tego czasu. Nawet gdyby pracowała tylko na pół etatu, niedługo nie będzie miała co robić.
A wtedy będzie musiała wracać do domu. Tak jak przewidywała Nina, Erin z niechęcią myślała o powrocie do Croom Babbington. Ostatni weekend spędziła z ojcem, i te dwa dni wlokły się niczym wieczność, choć i w Londynie jej życie towarzyskie nie było zbyt bogate. Czasami wpadała Nina, Charlotta zjawiła się tylko raz, by zabrać resztę swoich ubrań. Erin poznała jej narzeczonego, Robina, spokojnego człowieka w wieku około trzydziestu pięciu lat, do którego od razu poczuła sympatię.
Robin był całkowicie niepodobny do Gavina Gardnera, nieco natrętnego faceta, który miał firmę obok biura Charlotty. Gavin zaprosił Erin na randkę już po pół godzinie znajomości. Choć Erin miała ochotę „zaszaleć”, coś jej podpowiadało, by nie zadawała się z facetami w typie Gavina. Odrzuciła jego propozycję, co go wcale nie zniechęciło. Ponawiał zaproszenia, a ona nadal odmawiała.
Erin z westchnieniem ubrała się i pojechała do pracy. Tuż przed wejściem do budynku dopadł ją Gavin Gardner.
– Jak weekend? – zapytał na wstępie.
– Byłam w domu – powiedziała. – A twój?
– Niezbyt udany, bo zabrakło ciebie – zaczął flirtować.
– Pracowity?
– Znalazłbym czas na kawę, lunch i kolację z tobą. Co wybierasz?
– Cześć, Gavin, muszę już iść – odparła, ignorując jego zaczepkę.
– Jeszcze zmienisz zdanie, jestem pewny – obwieścił na pożegnanie.
Erin uśmiechała się, wchodząc do budynku przypominającego przerośniętą stodołę. Charlotta, jak zwykle pierwsza na miejscu, spojrzała na nią zaciekawiona.
– Gavin Gardner? – zgadła.
– W końcu zrezygnuje.
– Nie licz na to. Jak twój tata? – zapytała, wiedząc, że Erin wracała na weekendy do domu.
– Ucieszył się z mojego przyjazdu. – Jej uśmiech zbladł. – Chyba za mną tęskni.
– To jasne. Byłaś sensem jego życia, odkąd odeszła twoja matka – stwierdziła Charlotta. Ta uwaga nie poprawiła samopoczucia Erin.
– Myślisz, że powinnam wrócić do domu? – spytała zmartwiona.
– Skądże! – zaprzeczyła przyjaciółka. – Chcesz tego?
Prawdę mówiąc, choć kochała ojca i była mu wdzięczna za wychowanie, wolałaby zostać w Londynie.
– Nie – zaprzeczyła szczerze. – Tylko że wkrótce uporam się z całą robotą. Charlotta zastanowiła się przez chwilę.
– I co z tego? Wcale nie musisz wyjeżdżać z Londynu.
– Czyżby? – zapytała zdziwiona Erin. To jej nie przyszło do głowy.
– Bez problemu znajdziesz inną pracę, a ja dam ci najlepsze referencje. I nadal nie zdecydowałam, co zrobić z moim mieszkaniem.
– Mówisz, że mogłabym tam zostać?
– Jasne. Jeśli postanowię je sprzedać, dam ci znać odpowiednio wcześniej. Co ty na to? Erin chciała natychmiast wyrazić zgodę, ale musiała pomyśleć o ojcu.
– Mogę się zastanowić? – zapytała z wahaniem.
– Jasne – zgodziła się Charlotta i uśmiechnęła się. A skoro nie jesteś tak zajęta, jak sądziłam, rzućmy wszystko i wybierzmy się na zakupy! Przegrzałam szare komórki i potrzebuję terapii zakupowej.
Erin nie miała tego dnia zbyt wiele roboty i uznała, że zakupy to niezły pomysł.
– Ruszamy! – poparła przyjaciółkę.
Dwie godziny później, z satysfakcjonującą kolekcją toreb pełnych zakupów, zrobiły sobie przerwę na kawę. Usiadły w eleganckiej kawiarni, tuż przy oknie.
– Myślę, że jednak wrócę po ten szal – zdecydowała Charlotta, gdy nagle obie zdały sobie sprawę, że ktoś podszedł do ich stolika.
– Joshua – ucieszyła się Charlotta.
– Nie byłem pewien, czy to ty – stwierdził. – Napiłbym się kawy. Mogę się przysiąść? Charlotta była zachwycona.
– Jasne. Erin i ja zrobiłyśmy sobie przerwę w pracy.
– Spojrzał na ich torby z zakupami i uśmiechnął się. Charlotte dokonała prezentacji.
– To jest Joshua Salsbury, drużba Robina na naszym ślubie. – Erin doszła do wniosku, że ciemnowłosy i wyjątkowo przystojny Joshua jest mniej więcej w tym samym wieku co Robin. – Erin Tunnicliffe. Moja stara przyjaciółka z Gloucestershire.
Joshua Salsbury wyciągnął rękę do Erin, a potem zajął wolne krzesło przy stoliku. Natychmiast, jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, zjawiła się kelnerka, by przyjąć zamówienie.
– Przyjechałaś do Londynu na zakupy, Erin, czy tu mieszkasz? – zapytał, gdy kelnerka odeszła.
– Erin odpowiedziała na moje SOS, gdy góra papierów urosła do rozmiarów Everestu – odpowiedziała za nią Charlotta.
– Ale zamiast pracować, postanowiłaś pobuszować po sklepach – skomentował przyjaźnie.
– Świetnie się bawimy – uśmiechnęła się Erin. Ale gdy zobaczyła, jak jego wzrok zatrzymał się przelotnie na jej ustach, poczuła się nagle nieswojo. Ucieszyła się, kiedy kelnerka wróciła z kawą. Potem Charlotta zauważyła, że minęły wieki, odkąd ostatnio ona i Robin widzieli Josha.
Czyżby nie było żadnej pani Salsbury? Dziwne… Joshua Salsbury odpowiedział, że nie było go jakiś czas w kraju.
– Od dawna jesteś w mieście, Erin? – zapytał.
– Miesiąc – odparła uprzejmie.
– A ma przed sobą następne dwa – dodała Charlotta.
– Usiłuję ją przekonać, aby została, kiedy upora się z moją papierkową robotą.
– Masz tu mieszkanie? – zwrócił się do Erin, która się zawahała. Nie wiedziała, czy wypada zdradzać, że Char-xxxlotta mieszka u narzeczonego.
– Erin opiekuje się moim mieszkaniem, dopóki nie zdecyduję, co z nim zrobić – wyznała otwarcie Charlotta.
Chwilę jeszcze rozmawiali, Joshua wspomniał, że będzie w kontakcie z Robinem, wreszcie spojrzał na zegarek, dopił kawę, uregulował rachunek i życząc paniom dalszych owocnych zakupów, wyszedł.
Erin chętnie dowiedziałaby się czegoś na jego temat, ale nie chciała zdradzać przed przyjaciółką, że Joshua bardzo ją zaintrygował. Jej zdaniem miał wszystko, absolutnie wszystko. Jasne, był człowiekiem sukcesu. Bez wątpienia bardzo subtelnym. Przy nim faceci, z którymi się dotychczas spotykała, wydawali się nieokrzesanymi młokosami.
– Chcesz wrócić po ten szal, na który nie mogłaś się zdecydować? – zapytała przyjaciółkę.
– Chyba tak zrobię. Wiesz, jak to jest. Jak czegoś szukasz, nigdy nie znajdziesz. A jak na coś trafisz przypadkowo, kupuj bez zastanowienia.
Pod koniec dnia Erin wróciła do domu, ale zamiast oglądać zakupy, rozmyślała o pewnym wysokim, ciemnowłosym i szarookim mężczyźnie, którego niestety już nigdy więcej nie spotka.
Wydawało się, że Erin nie potrafi wybić sobie z głowy Josha Salsbury’ego. Myślała o nim często, co utrudniało jej skupienie się na pracy przez resztę tygodnia.
W piątek wieczorem wyjechała na weekend do ojca i miała wyrzuty sumienia, bo tak naprawdę wolałaby zostać w Londynie. Ciągłe myślała o znalezieniu stałej pracy w stolicy. Jednak dopiero w niedzielne popołudnie odważyła się wspomnieć o tym ojcu, przypominając mu jednocześnie, że przewidywał taki rozwój wypadków.
– Czy miałbyś coś przeciwko temu, gdybym została w Londynie po skończeniu pracy dla Charlotty? – zapytała pod wpływem impulsu, gdy jej wizyta zbliżała się do końca.
Leslie Tunnicliffe spojrzał na nią ostro.
– Widać trawa w Londynie jest zieleńsza – odparł i choć czuła się strasznie, nie zdobyła się na żadne słowa sprzeciwu. – Chyba jestem trochę niesprawiedliwy – przyznał chwilę później. – Widać spodobało ci się życie w Londynie, skoro nie masz ochoty stamtąd wyjeżdżać. Lepiej zdradź mi swoje plany.
Podczas powrotu do Londynu Erin wciąż nie mogła uwierzyć, że tak łatwo poszło jej z ojcem. Właściwie udzielił jej błogosławieństwa na rozpoczęcie samodzielnego życia. Uspokoiła go, że prawdopodobnie bez trudu znajdzie nową pracę i jakieś mieszkanie, a w każdy weekend będzie przyjeżdżać do domu.
Charlotta okazała się nad wyraz pomocna, gdy w poniedziałek Erin opowiedziała jej o nowych planach.
– Wspaniale! – wykrzyknęła. – Wiem, że ze mnie egoistka, ale, pomijając wszystko inne, nie muszę się spieszyć z podjęciem decyzji w sprawie mieszkania.
– Nie będziesz zła, gdy zacznę się rozglądać za nową pracą?
– O ile nie zostawisz mnie tak od razu na lodzie – odparła. Potem zastanowiła się. – Prawdopodobnie od przyszłego tygodnia zaczniesz chodzić na rozmowy… Powiesz swojemu przyszłemu pracodawcy, że chcesz odejść z obecnej pracy po miesięcznym wymówieniu, bo zawarłaś umowę na trzy miesiące. Oczywiście nie zatrzymam cię siłą, jeśli trafi ci się jakaś cudowną okazja – dodała szybko.
W drodze do domu Erin kupiła wieczorną gazetę. Przej – rżała ogłoszenia, ale nie zobaczyła nic, co by ją zainteresowało.
Postanowiła coś zjeść, a potem uważniej przestudiować oferty. Właśnie pochylała się nad gazetą, gdy zadzwonił telefon stacjonarny. Erin zazwyczaj używała komórki i nie podawała nikomu numeru Charlotty.
– Halo – odezwała się uprzejmie i na dźwięk stanowczego, lecz melodyjnego głosu poczuła, że ma nogi jak z waty.
– Cześć, Erin. Tu Joshua Salsbury.
– Och! – wykrzyknęła i natychmiast się zawstydziła. Szybko spróbowała wziąć się w garść. – Niestety Charlotty nie ma w domu.
– To dobrze się składa, bo chciałem porozmawiać z tobą. Chciał z nią rozmawiać! Joshua Salsbury, wysoki, przystojny brunet… Czy to dzieje się naprawdę? Spróbowała wykrzesać z siebie resztki spokoju i ogłady.
– W czym mogę ci pomóc? – zapytała uprzejmie.
– Chciałbym się z tobą umówić… na przykład na kolację – odpowiedział prosto z mostu, a jej zakręciło się w głowie.
Zapraszał ją na randkę… Opadła na najbliższe krzesło.
Ku swojemu zdumieniu odkryła, że dwulicowość mężczyzny, z którym się ostatnio umawiała, miała na nią większy wpływ, niż mogłoby się wydawać. Teraz zamiast skakać z radości, zastanawiała się, co dokładnie rozumiał pod pojęciem „zjeść wspólnie kolację”…
– Nie jesteś żonaty… ani nic w tym stylu? – zapytała najpierw.
– Nie jestem żonaty – odparł nieco rozbawiony. – Ani nic w tym stylu. Nigdy nie byłem żonaty. Choć zdaje się, że to częsty stan cywilny i niektórym całkiem odpowiada.
– Ta wypowiedź miała z pewnością świadczyć o jego braku zainteresowania małżeństwem. – A zatem kolacja? Piątek? – upewnił się.
– Chętnie – zdołała wreszcie z siebie wydusić.
– Wpadnę po ciebie o siódmej trzydzieści – powiedział. – Do zobaczenia. – Odłożył słuchawkę.
Erin nie mogła się ruszyć przez dłuższą chwilę. Zupełnie wyleciało jej z głowy, że miała szukać ogłoszeń o pracy. Czy to naprawdę się wydarzyło? Czy Joshua Salsbury naprawdę zadzwonił do niej i zaprosił na randkę? I ona się zgodziła?
Wydawało jej się to nierealne jeszcze następnego dnia. Odczuła niemal ulgę, że Charlotte bez reszty pochłaniają sprawy firmy. Z jednej strony Erin chciała opowiedzieć przyjaciółce o telefonie Josha, z drugiej jednak trochę obawiała się tej rozmowy. Prawdopodobnie różniła się od kobiet, z jakimi Joshua zazwyczaj się spotykał i Charlotta mogłaby się trochę zdziwić.
A może Charlotta wiedziała o planach Josha? W końcu znał jej numer telefonu i skoro miał wpaść do mieszkanka w piątek, musiał też znać adres.
Jednak to nie dlatego Erin czuła się taka rozdygotana. Joshua Salsbury był atrakcyjnym światowcem, a ona zakompleksioną prowincjuszką. Jak, do licha, przetrwa tę randkę? Sama myśl o tym, że Josh po nią wpadnie, wprawiała ją w lekki popłoch.
W środę wróciła do domu nadal pełna mieszanych uczuć i obaw. Postanowiła znaleźć numer Josha i odwołać randkę. Nie odezwał się od tamtego telefonu w poniedziałek, ale zbytnio jej to nie dziwiło.
Poza tym na pewno był bardzo zajęty. Gdy dosiadł się do nich w kawiarni, wspomniał, że nie było go jakiś czas w kraju. Może bardzo często wyjeżdżał za granicę.
Nagle obudziła się w niej duma i przekora. Nie ma mowy, nie pójdzie nigdzie z tym okropnym, zarozumiałym facetem.
Znalazła numer telefonu Charlotty, ale zanim zadzwoniła, by poprosić o telefon Josha Salsbury’ego, dotarło do niej, że zachowuje się jak tchórz.
Czy nie uciekła z Croom Babbington właśnie dlatego, że życie tam było straszliwie nudne? Czy nie postanowiła zmienić swego życia? Miałaby się wycofać już przy pierwszej przeszkodzie?
Dobrze, tylko dlaczego trafił jej się od razu taki światowiec jak Joshua Salsbury? Randka z nim to jak skok do głębokiej wody. Nie, dość tego. Na litość boską, a może już najwyższy czas, by nareszcie zanurkować? Nawet jeśli trzęsła się na samą myśl o zanurzeniu choćby czubka palca, zwłaszcza w obecności takiego nauczyciela jak pan Salsbury…
Następnego ranka powiedziała Charlotcie o piątkowej randce.
– Umówiłaś się z Joshem Salsburym? – wykrzyknęła Charlotta i ku uldze Erin nie uniosła ze zdumieniem brwi.
– Ty flirciaro! Wiesz, że połowa londyńskich piękności czeka na jego telefon?
– Byłam równie zaskoczona jak ty… – zaczęła Erin, ale ktoś wpadł do Charlotty i Erin wróciła do pracy, nadal rozważając w duchu słowa przyjaciółki.
Połowa londyńskich piękności… Połowa wyrafinowanych, eleganckich i pewnych siebie kobiet, czy tak? Erin znowu ogarnął strach. Za żadne skarby nie chciała, by Josh Salsbury uznał ją za głupią bądź naiwną.
Bijąc się z ponurymi myślami, Erin poprosiła Charlotte o numer telefonu Josha. Na szczęście Charlotta powstrzymała się od wszelkich komentarzy i po prostu spełniła prośbę przyjaciółki.
Jednakże gdy Erin przyszła do domu, wróciły stare obawy i rozterki, ale także złość na własny brak zdecydowania. Na litość boską, przecież chciała więcej przygód w swoim życiu! Z pewnością chciała także ponownie zobaczyć Josha.
Nie było o czym więcej debatować. Zdobędzie się na odwagę, by podążyć za swym marzeniem. Choć nie chciała nawet myśleć o tym, jak będzie się czuła koło siódmej trzydzieści jutro wieczorem, czekając, aż Josh zadzwoni do drzwi.
Postanowiła zjeść coś i poszukać w gazecie pracy, w której nie zanudziłaby się na śmierć. Potem pogrzebie w szafie i znajdzie coś eleganckiego, ale niezbyt wyzywającego na jutrzejszą randkę.
Erin przygotowała sobie posiłek i rozłożyła gazetę. I nagle aż zaniemówiła z wrażenia, bo oto ujrzała zdjęcie mężczyzny, z którym jutro miała zjeść kolację. Obok niego stał starszy, ale równie przystojny mężczyzna. Obaj byli w smokingach, co sugerowało udział w jakimś przyjęciu.
Zdjęcie przedstawiało Thomasa Salsbury’ego, prezesa Salsbury Engineering Systems, z synem, Joshuą Salsburym, dyrektorem przedsiębiorstwa. Zrobiono je przed miesiącem, kiedy Thomas Salsbury cieszył się doskonałym zdrowiem. Niestety, wczoraj miał atak serca.
Wciąż nieco wstrząśnięta, przeczytała cały materiał dwa razy. Dowiedziała się niewiele więcej poza tym, że Salsbury Engineering Systems jest wielką firmą specjalistów zajmującą się kompleksowymi projektami. Spodziewano się, że teraz Joshua Salsbury zostanie prezesem.
Biedny Josh, pomyślała Erin. Dwaj mężczyźni na zdjęciu wydawali się sobie bardzo bliscy. Niemożliwe, żeby Josh postanowił przejąć przedsiębiorstwo tylko z powodu choroby ojca.
Zapomniała na śmierć, że miała szukać pracy. Zrobiła sobie kawę i postanowiła spokojnie zaczekać na telefon od Josha. W obliczu takich kłopotów z całą pewnością ich randka nie dojdzie do skutku.
A może powinna do niego zadzwonić i powiedzieć, że widziała artykuł w gazecie i rozumie doskonale, w jak ciężkiej sytuacji się znalazł. Miał teraz co innego na głowie niż randki.
Nie zadzwoniła z dwóch powodów. Po pierwsze, choć nigdy nie grzeszyła nadmierną nieśmiałością, nagle poczuła obezwładniający brak odwagi. Po drugie, była prawie pewna, że siedział teraz w szpitalu przy ojcu, więc i tak go nie złapie pod telefonem.
Potem odezwał się dzwonek u drzwi i Erin zeszła na dół, odrywając na chwilę myśli od Josha. W progu stała jej matka.
Jak zwykle, wyglądała niezwykle elegancko.
– Byłam w pobliżu i zdałam sobie sprawę, że jest za wcześnie na moje… spotkanie. Nie chcę, by wyglądało, że jestem zbyt niecierpliwa – szczebiotała. – Pomyślałam więc, że przyjadę i spędzę pół godziny z moją drogą córeczką.
– Wejdź – zaprosiła ją Erin, zastanawiając się, jak długo obecny przyjaciel wytrzyma, nim matka „pozwoli mu odejść”. Nie było wątpliwości, że Nina jest umówiona z osobą płci męskiej.
Erin zaprowadziła ją do saloniku i już miała zaproponować kawę, kiedy zobaczyła, że matka wpatrywała się zdumiona w rozpostartą gazetę.
– Tommy Salsbury! – wykrzyknęła wstrząśnięta.
– Znasz go? – zapytała Erin bardzo zdziwiona.
– W zeszłym tygodniu byłam z nim na randce – odparła Nina, odkładając gazetę. – Wielkie nieba, mógł mieć atak serca, kiedy z nim byłam. Dzięki Bogu, że w porę pozwoliłam mu odejść.
– Pozwoliłaś mu odejść? – Erin wpatrywała się w matkę w zdumieniu.
– Pozwoliłam. Porzuciłam… chyba tak to się teraz mówi. Wiesz, jacy oni są po jakimś czasie. Zaczął zadawać pytania na temat mojej rodziny, jak to mężczyźni, kiedy myślą o poważnym związku. Powinnam pozwolić mu odejść już wtedy, przy pierwszych oznakach, ale…
– Poważny związek? Na przykład małżeństwo? – zapytała córka, czując zawrót głowy.
– Tak, małżeństwo. Fajeczka i kapcie. Królestwo Nudy! – Kiedyś Erin byłaby tym rozbawiona, ale to nie było śmieszne. – Prosił mnie, bym za niego wyszła, ale nie mogłam… – oświadczyła Nina nonszalancko.
– Odrzuciłaś go?
– Oczywiście, że odrzuciłam! – odparła Nina, zdziwiona, że córka o to pyta.
Erin zabrakło słów. Na litość boską, matka „chodziła” z tym mężczyzną jeszcze w zeszłym tygodniu! To, że „pozwoliła mu odejść” mogło się przyczynić w dużym stopniu do jego ataku serca!
– Powinnam się domyślić, co się święci, kiedy przedstawił mi swojego syna, a potem zaczął napomykać, że miałby ochotę poznać moją rodzinę. Ale Tommy zawsze był takim dobrym kompanem, że przegapiłam znaki ostrzegawcze…
Jej matka poznała Joshuę Salsbury’ego! O, nieba, co za koszmar!
– Hm… powiedziałaś panu Salsbury’emu, że masz córkę? – zapytała. Musiała być w stanie szoku, skoro zadała tak idiotyczne pytanie.
– Oszalałaś? Skądże! Tak jak nie przedstawiłabym cię żadnemu z innych… przyjaciół. – Aby złagodzić ostrość tych słów, uśmiechnęła się do córki i obdarzyła komplementem. – Jesteś zbyt ładna. – I gdy Erin gapiła się na swoją piękną matkę, Nina Woodward zadziwiła ją, dodając: – Zastanawiam się nad operacją plastyczną.
– Robisz sobie lifting? – Erin była zdruzgotana.
– Musisz być taka dosłowna? – spytała z pretensją. – Tak tylko się zastanawiałam. Ale chyba zrezygnuję. Nie miałabym nic przeciwko końcowemu rezultatowi, tylko że nie przepadam za narkozą, a z pewnością nie pozwolę sobie tego zrobić na żywca.
– Mamo, jesteś piękna, nie musisz nic poprawiać! – szybko zapewniła Erin, przerażona pomysłem próżnej matki.
– Tak uważasz? – spytała wyraźnie zadowolona Nina.
– Wybaczę ci więc, że użyłaś słowa „mama”. Teraz chciałabym skorzystać z twojej łazienki, by się odświeżyć, a potem muszę lecieć.
Po wyjściu matki Erin siedziała przez długą chwilę bez ruchu, pogrążona w myślach, choć właściwie już wiedziała, co powinna zrobić.
Od początku miała duże wątpliwości co do jutrzejszej randki z Joshem Salsburym. Była podniecona i nie mogła się już doczekać spotkania, a jednocześnie wielokrotnie sięgała po słuchawkę, by wszystko odwołać. Jednak radosne oczekiwanie i podniecenie zawsze brało górę nad wątpliwościami. Teraz znalazła się w jeszcze gorszej sytuacji…
Znał jej matkę. Prawdopodobnie wiedział, że jego ojciec poprosił Ninę o rękę, a Nina zerwała z nim zaraz po oświadczynach, czym prawdopodobnie przyczyniła się do ataku serca niefortunnego narzeczonego. Czy Joshua Sals-xxxbury chciałby iść na randkę z córką takiej kobiety?
Erin pamiętała czarującego i miłego bruneta, który dosiadł się do nich w kawiarni. Pamiętała jego zdecydowanie zarysowaną szczękę, szare oczy, które, choć wówczas przyjacielskie, mogłyby stać się wrogie, gdyby skojarzył, kim tak naprawdę jest Erin.
Czuła się okropnie. Wpojono jej prawdomówność, lecz czy mogła powiedzieć Joshowi, że jest córką Niny Woodward? Był bez wątpienia lojalny wobec ojca, tak samo jak Erin pragnęła pozostać lojalna wobec matki. Nie zdoła zachować spokoju i obojętności, jeśli Joshua Salsbury zacznie krytykować zachowanie Niny.
O dziewiątej trzydzieści Erin zdołała wziąć się w garść, podniosła słuchawkę i zadzwoniła. Miała nadzieję, że Josh będzie w domu. Po wielogodzinnych rozterkach chciała mieć to za sobą. Spojrzała znowu na zegarek i wyliczyła, że jeśli Joshua był w szpitalu z wizytą, to już powinien wrócić. Powoli wybrała numer i czekała. Nikt nie odebrał.
Pół godziny później wykręciła numer ponownie. Telefon zadzwonił parę razy i gdy nie była pewna, czy się cieszyć, czy martwić takim obrotem sprawy, ktoś po drugiej stronie podniósł słuchawkę.
– Salsbury – odezwał się zdecydowany, bardzo męski glos.
– O, Josh… ua… – dodała ostatnie dwie sylaby, zdając sobie sprawę, że nie byli jeszcze w tak zażyłych stosunkach, by mogła użyć skróconej wersji jego imienia. – Tu Erin Tunnicliffe. – Nastąpiła chwila ciszy, nie odezwał się, tylko czeka! na dalszą część jej wypowiedzi. – Czytałam w gazecie o twoim ojcu – powiedziała szybko. – Mam nadzieję, że czuje się lepiej.
– Dziękuję. Jest pod bardzo dobrą opieką – odparł spokojnie.
To zabrzmiało jak zakończenie tego wątku rozmowy i Erin zdała sobie sprawę, że Josh Salsbury jest bardzo skrytym człowiekiem i nie lubi omawiać z innymi spraw rodzinnych.
– Przepraszam, ale muszę odwołać nasze jutrzejsze spotkanie.
Spodziewała się, zakładała, że przed odłożeniem słuchawki usłyszy jakieś zdawkowe: „Dziękuję, że mnie zawiadomiłaś”.
– Nie możesz? – usłyszała ku swojemu zdziwieniu.
Och, na pomoc! Przecież to on powinien wymówić się chorobą ojca. Sądziła, że nie będzie zadawał jej żadnych pytań, dlaczego teraz była zdumiona jego postawą. Pospiesznie szukała w myślach jakiegoś w miarę przekonującego uzasadnienia, ale w głowie miała kompletną pustkę.
– Ja… eee… są… To jest… – wzięła głęboki oddech, starając się uspokoić. – To znaczy, wyniknęły pewne komplikacje… – Zrobiło jej się gorąco i miała nadzieję, że nie będzie drążył dalej.
Na szczęście uznał jej wyjaśnienia za wystarczające. Nie usłyszała ani cienia rozczarowania w jego głosie.
– Zadzwoń, kiedy rozwiążesz swoje problemy – zaproponował chłodno.
– Ja… – zaczęła, ale odłożył słuchawkę. Czego się spodziewała? Z pewnością nie będzie ronił łez, jeśli już nigdy się nie zobaczą!
Bardzo ją to zasmuciło, bo Josh naprawdę jej się podobał. Nie trzeba było szczególnej inteligencji, by się domyślić, że zmarnowała swoją szansę. Joshua Salsbury nie przywykł z pewnością do tego, by kobiety go unikały.