W poniedziałek Erin pojechała do pracy z zamiarem porzucenia posady. Poszła nawet do Ivana Kelly’ego.
– Ivan… – zaczęła, ale słowa, które mogły zupełnie odmienić jej życie, uwięzły jej w gardle. – Chodzi o sprawę Pickeringa… – zapytała go o problem, z którym już dawno sobie poradziła.
W piątek wieczorem pojechała do Croom Babbington, z głową pełną dręczących wspomnień. Zastanawiała się, czy kiedykolwiek ochłonie i uwolni się od uczucia dojmującego wstydu.
Była wstrząśnięta zarówno swoim zachowaniem, jak i reakcją Josha. Zaraz, przecież to ona wymuszała na nim pocałunki. Zachowała się jak bezwstydna kokietka, nie dała biedakowi żadnego wyboru. Pewnie całował ją tylko dlatego, żeby wreszcie przestała jęczeć.
Próbowała wzbudzić w sobie złość na Josha, ale bez powodzenia. Usiłowała sobie wmówić, że to on nie powinien kłaść się z nią do łóżka. Chociaż właściwie… Zmęczony i znudzony na śmierć pewnie spojrzał na wolną połowę łóżka i pomyślał sobie: a niech tam, raz kozie śmierć! Nie mogła się na niego gniewać, bo przecież przyniósł ją do pokoju i troskliwie pielęgnował. Co z tego, że dzielił z nią łóżko, w końcu i tak należało do niego!
Westchnęła ciężko. Oprócz jej rozwiązłego zachowania, najbardziej upokarzający był fakt, z jaką łatwością Josh Salsbury odrzucił jej… wdzięki. Och, pociągała go fizycznie, to było oczywiste, ale nie na tyle, by się z nią przespać. „Może niektórzy faceci chcieliby iść z tobą do łóżka, Erin, aleja do nich nie należę” – powiedział kiedyś i potwierdził to w niedzielne przedpołudnie.
Miała nadzieję, że weekend w Croom Babbington w ciszy i spokoju przywróci jej równowagę ducha. Myliła się.
– Do zobaczenia za tydzień – pożegnała ojca w niedzielę z udawaną beztroską.
– Jedź ostrożnie – pouczył ją, czego prawie nie słyszała z głową pełną myśli o Joshu.
Gdy dotarła do domu, zadzwoniła matka i Erin musiała przyjąć do wiadomości, że chyba nie jest jedynym członkiem rodziny, który przeżywa uczuciowy galimatias.
– Miło spędziłaś weekend? – zapytała Nina.
– Byłam u ojca.
– Zapewne świetnie się bawiłaś! – zauważyła matka sarkastycznie. Erin nie zamierzała wysłuchiwać uszczypliwości Niny.
– A jak twój weekend?
– Cóż… – wyraźnie się zawahała.
– Coś się stało? – Erin nagle zdała sobie sprawę, że głos matki brzmi trochę dziwnie.
– Skądże. Nic! – zaprzeczyła żywo. – Pomyślałam tylko, że zadzwonię do ciebie i może umówimy się jutro na lunch.
Naprawdę coś ją dręczyło!
– Świetnie. – Chciała wyciągnąć z matki coś więcej, ale wiedziała, że musi poczekać z tym do jutra. – Tam, gdzie ostatnio?
– Czemu nie – zgodziła się Nina. – Jutro nigdzie się nie spieszę. Podjadę po ciebie.
– Pracuję, mamo.
– Wiem. Wiem! I przestań tak mnie nazywać. Zabiorę cię z biura. Erin nie spodobał się ten pomysł.
– Wiesz, że pracuję w firmie Thomasa Salsbury’ego? – ośmieliła się przypomnieć.
– Ale jest mało prawdopodobne, ze się na niego natknę, prawda? Podobno wyjechał z Londynu i siedzi gdzieś za granicą, kurując się w tropikach. Zresztą z przyjemnością bym się z nim spotkała. Zawsze był dobrym kompanem. W każdym razie dopóki się nie oświadczył.
– Nie o nim myślałam – przyznała Erin.
– O, sądzisz, że synalek palnie mi kazanie, bo śmiałam odtrącić jego ojca?
– Skądże znowu – odparła pogodnie. – Ale myślę, że będzie lepiej, jeśli spotkamy się w restauracji.
Matka zgodziła się bez oporu.
Następnego ranka, pamiętając, ile czasu trwał lunch z Markiem i znając swoją matkę, która jeśli „nie miała nic pilnego”, nie lubiła się spieszyć, Erin poszła do Ivana Kelly’ego.
– Czy mogę przedłużyć dziś przerwę na lunch? – zapytała.
– Farciarz – stwierdził krótko.
– Moja matka – wyjaśniła. – Dodatkowe pół godziny powinno wystarczyć.
– Załatwione.
Matka zjawiła się w restauracji pierwsza, wyraźny znak, że coś ją trapiło.
– Kochanie, jesteś zbyt ładna, by zarabiać na życie – powitała ją Nina. – Niech ci ojciec da więcej pieniędzy.
– Stale to powtarzała. – Jeśli masz jakieś obiekcje, sama z nim porozmawiam.
– Naprawdę, ma… Nino, jesteś straszna. – Erin się roześmiała. – Nie potrzebuję pieniędzy taty. Moje konto w banku jest całkiem pokaźne.
– Naprawdę? – zdziwiła się Nina i dodała nieco ostrzej: – Mam nadzieję, że nie robisz się równie skąpa jak on?
Cokolwiek powiedzieć o ojcu, z pewnością nie był skąpy. W kwestiach finansowych zawsze był wręcz szczodry. Nina po rozwodzie dostała takie alimenty, które niejednego mężczyznę przyprawiłyby o atak serca.
Popatrzyła z uwagą na matkę, uroczą jak zwykle, i zdała sobie sprawę, że to wszystko to zasłona dymna, pod którą ukrywa się jakiś poważny problem.
Coraz bardziej utwierdzała się w tym mniemaniu, słuchając żywej i beztroskiej paplaniny matki. Ale gdy na stole pojawiło się drugie danie, a matka nadal nie miała zamiaru poruszać tematu głębszego od ostatniego zakupowego szaleństwa, Erin odgadła, że chodziło o mężczyznę.
– Co u… Richarda? – zapytała, wyciągając z głębin pamięci imię ostatniego adoratora, którego Nina określiła przymiotnikiem „inny”.
– O! – wykrzyknęła matka i Erin wiedziała, że trafiła w sedno.
– Nadal… cię bawi? – sondowała delikatnie. Nina westchnęła głęboko.
– Zrobił się strasznie poważny… Wiesz, jacy oni są – poskarżyła się. – Wszystko zepsuł!
– Rzuciłaś go? – Erin nie była pewna, komu bardziej współczuć – Richardowi, czy uciekającej od zobowiązań matce.
– Oświadczył się… Szczerze mówiąc, od lat unikam oświadczyn jak ognia, a teraz dwóch naraz! Możesz w to uwierzyć? Wyjaśniłam przecież wyraźnie, że stan małżeński absolutnie mi nie odpowiada!
– Ale… myślałam… że ci na nim zależy! Nina spojrzała na nią bez uśmiechu.
– Zależy – przyznała. – Ale byłam już mężatką. Dwukrotnie! Nie jestem gotowa na kolejny związek. – Na jej poważnej twarzy rozkwitł tak czarująco zawadiacki uśmiech, że Erin zrozumiała, czemu mężczyźni tracili dla niej głowę. Uśmiech jednak zniknął, gdy zapytała: – Pewnie jedziesz do ojca w ten weekend? Stary egoista. Powiedz mu, że masz własne życie.
– W zeszłym tygodniu nie byłam w domu – Erin zaczęła się bronić, potem olśniło ją. – Zapraszasz mnie na weekend? – wypaliła, choć ta myśl wydała się absurdalna.
– Zabawne, że o to pytasz – usłyszała ku swojemu zdumieniu. – Może złożyłabyś mi wizytę w sobotę… i została na noc?
– Wpakowałaś się w jakieś kłopoty? – zapytała Erin przekonana, że jedynie coś strasznego mogło skłonić matkę do takiej serdeczności.
– Jakie kłopoty? – Nina wzruszyła wdzięcznie ramio nami. – Chodzi o to… potrzebuję czasu… żeby przemyśleć… podjąć decyzję… Zaprosiłam Richarda na ten weekend. Ma wziąć udział w zawodach pływackich. To akcja charytatywna organizowana przez Normana i Letty Ashmore’ow. Wyobrażasz to sobie? Połowa z tych naxxxrwańców aż prosi się o zawał. – Erin lekko zadrżała. Bezmyślność matki wciąż przyprawiała ją o wstrząs. Nina beztrosko ciągnęła: – Ktoś odważny zaproponował zbiórkę o szóstej rano i wszyscy się zgodziliśmy… rozsądek utonął w winie.
– Ty też bierzesz udział w zawodach? – zapytała głupio Erin. Nie wyobrażała sobie swojej wytwornej matki z fryzurą zmoczoną w chlorowanej wodzie.
– Nie, kochanie – zaprzeczyła Nina łagodnie. – Jedynie zaproponowałam Richardowi nocleg na sobotnią noc.
– I przyjął zaproszenie?
– Nie mogę się teraz wycofać, bo co sobie o mnie pomyśli, nie mówiąc o innych… Och, czemu musiał poprosić mnie wczoraj o rękę i wszystko zepsuć?
– Odmówiłaś?
– Domyślił się chyba, że mam taki zamiar, więc szybko zaproponował, bym wszystko przemyślała, nim dam odpowiedź. A ja głupia się zgodziłam.
– Zamierzasz go rzucić?
– On pierwszy powinien poznać moją decyzję – odparła Nina, okazując tym razem zadziwiającą delikatność.
– Przyjedziesz?
– Oczywiście – odparła bez wahania. – Mam tylko nadzieję, że nie palnę głupstwa i nie powiem do ciebie „mamo”.
– On wie, że mam córkę.
– Powiedziałaś mu?! – nie posiadała się ze zdumienia.
– Przyłapał mnie w chwili słabości – wyznała Nina, odzyskując humor. – Nikt więcej nie musi wiedzieć… Nie musisz iść na tę imprezę charytatywną. Richard pojedzie sam. Ja dołączę do Ashmore’ów później. – Nastrój matki znowu się zmienił i ciągnęła nieco przybita: – Tak sobie myślę, że chyba nie dbam o to, czy ktoś się dowie o mojej dorosłej córce.
Erin zrozumiała, że matka przeżywa podobny uczuciowy galimatias, jak ona. Od razu przyszedł jej na myśl sprawca całego zamieszania, Josh, i wróciła do własnego emocjonalnego piekiełka.
Przypomniała sobie również o pracy. Spojrzała na zegarek.
– Już wpół do drugiej! – Nie wierzyła własnym oczom.
– Złapię taksówkę. Nie pogniewasz się, jeśli daruję sobie deser?
– Ja też zrezygnuję – odparła Nina.
O drugiej czterdzieści próbowały na ulicy złapać taksówkę. Erin proponowała, że poczeka sama, ale Nina odmówiła. Szybko jednak straciła cierpliwość.
– To niedorzeczne! – oznajmiła. – Podwiozę cię do biura. Przecież nie zrobiłam nic złego!
Zapewne Nina, we własnym mniemaniu, nie wyrządziła żadnej krzywdy Thomasowi Salsbury’emu. Erin nie miała pojęcia, co zaszło między jej matką a ojcem Josha, niemniej ten człowiek ciężko się rozchorował. Czyżby z powodu odrzuconych oświadczyn?
– O której przyjechać w sobotę? – zapytała Erin, gdy matka sprawnie manewrowała pojazdem na zatłoczonej ulicy.
– Wczesnym popołudniem. Poproszę Richarda, by cię podwiózł. Mieszka niedaleko od ciebie. Po co brać dwa samochody?
Już wszystko sobie zaplanowała. W taki sposób zamierzała uniknąć przebywania sam na sam z Richardem.
Gdy zatrzymały się przed wejściem imponującego gmachu firmy Salsbury Engineering Systems, Erin była tak pochłonięta problemami matki, że straciła czujność. Matka zatrzymała samochód i naraz Erin zamarła. Josh wyszedł właśnie z budynku i schodził szybko po schodach.
Może mnie nie zauważy, pocieszała się Erin. Na jego widok serce jej podskoczyło z radości i jednocześnie ogarnęła rozpacz, gdy z szybkością światła opadły ją wspomnienia jej nieprzyzwoitego zachowania podczas ostatniego spotkania.
Nie zobaczy jej? Akurat! Samochód stał przed wejściem i Josh patrzył prosto na nią. Dziwne, przez ułamek sekundy wydawało się, że ucieszył go jej widok, chyba nawet chciał do niej podejść. Potem spojrzał na miejsce kierowcy i na jego zadowolonej twarzy pojawił się wyraz niedowierzania. Twarz mu pobladła, w oczach zamigotała wściekłość. Erin nie miała wątpliwości, że poznał Ninę, kobietę, przez którą jego ojciec otarł się o śmierć.
Na szczęście matka była odwrócona i wcale go nie zauważyła.
– Pa, kochanie – pożegnała córkę z uśmiechem i pochyliła się, by ją pocałować.
– Do soboty. – Erin, otępiała i zmieszana spojrzeniem Josha, wysiadła z samochodu, pomachała matce i na skróty przez główny budynek udała się do swojego biura.
Była tak zdenerwowana, że zapomniałaby przeprosić Ivana Kelly’ego za spóźnienie, gdyby sam do niej nie zajrzał.
– Dobrze, że już jesteś.
– Przepraszam, straciłam poczucie czasu – przyznała.
– Nie ma sprawy. Ale jest pilny raport do przepisania. Zajmiesz się tym?
– Mogę zostać do późna – zapewniła, ale po jego wyjściu zaczęła się zastanawiać, czy pod koniec dnia będzie jeszcze pracować dla Salsbury Engineering Systems. Miała wrażenie, że Josh był zbyt wściekły, by puścić płazem jej znajomość z kobietą, którą miał powody nienawidzić. To jeszcze nie koniec sprawy.
Przez resztę dnia była podminowana i z niepokojem odbierała każdy wewnętrzny telefon.
Raport dla Ivana skończyła dopiero po szóstej. Wróciła do domu, zrobiła sobie herbaty i zastanawiała się, dlaczego, skoro nie groziło jej już wezwanie na dywanik, nadal była taka spięta.
Zrozumiała, gdy zmywając naczynia, zauważyła przez kuchenne okno wjeżdżający na podwórko samochód. Było jeszcze dość jasno, toteż z łatwością rozpoznała wóz. O, rany!
Odsunęła się od okna i szybko wytarła ręce. Wpadła do saloniku, miotając się jak oszalała. Potem usłyszała natarczywy dzwonek do drzwi.
Najchętniej by nie otworzyła, ale pewnym sprawom trzeba stawić czoło. Roztrzęsiona wzięła głęboki oddech i po paru sekundach zeszła po wąskich schodach.
Na widok Josha Salsbury’ego na jej twarzy zakwitły rumieńce. Nie tylko z powodu zachowania podczas ich ostatniego spotkania oraz faktu, że została odrzucona.
Wciąż był wściekły. Biła od niego wrogość. Popatrzył na nią w milczeniu przez dwie sekundy i nie bawił się w uprzejmości, tylko krzyknął:
– Nie najlepiej dobierasz sobie towarzystwo!
Jej zakłopotanie znikło w jednej chwili. Spędziła niespokojne popołudnie, przeczuwając, że Josh zechce z nią porozmawiać, może nawet wręczy jej zwolnienie. Ale nie mogła zdzierżyć tego, że wpadł jak burza do jej domu i rzucał obelgi na matkę.
Nie zamierzała jednak prowadzić kłótni przy otwartych drzwiach. Bez słowa odwróciła się i pomaszerowała z powrotem na górę.
Josh Salsbury nie czekał na zaproszenie. Niezbyt delikatnie zatrzasnął wejściowe drzwi i ruszył za nią po schodach. Gdy znaleźli się w salonie, spojrzeli na siebie gniewnie. Erin nie potrafiła zrozumieć, jak mogła być na niego taka zła, skoro nieprzytomnie go kochała.
– Wyglądacie na bardzo zaprzyjaźnione. – Bez wątpienia pił do ich całusa na pożegnanie. Wciąż milczała. – Skąd znasz tę kobietę?!
Erin uniosła dumnie głowę.
– Skoro tak bardzo pragniesz wiedzieć… Ta kobieta – urwała, by wziąć głęboki oddech – jest moją matką!
To nim wstrząsnęło. Gapił się na nią przez chwilę, nie mogąc wydobyć z siebie słowa. Ale nie trwało to długo.
– Ona nie ma dzieci! – zaprzeczył ostro.
Wybacz, mamo, zapomniałam.
– Poprawka. Ma córkę!
– Nosi inne nazwisko!
– Wyszła powtórnie za mąż – poinformowała go chłodno, ale uprzejmie.
– I nazywa się Woodward – najwyraźniej to nazwisko wryło mu się w pamięć. – A może Woodward to trzeci albo czwarty mąż? – zapytał z sarkazmem.
– Drugi. Moja mama czuje awersję do małżeństwa.
– Powinna o tym wspomnieć mojemu ojcu, nim zrobiła z niego głupca! – warknął.
– Na pewno mu powiedziała.
– Więc czemu tak przeżył jej odmowę? – zapytał ponuro. – Nie byłby tak przygnębiony, gdyby się tego spodziewał! Wiedziałaś o tym! Cały czas wiedziałaś! – Jej gniew przybladł, przygaszony wyrzutami sumienia. – Okłamałaś mnie!
– Nieprawda!
– Pytałem cię, czy znasz mojego ojca – przypomniał wrogo, kiedy milczała. – Powiedziałaś, że nie.
– Bo go nie znam!
– Ale słyszałaś o nim. Wiedziałaś, że chciał się ożenić z twoją matką. Że bezlitośnie go rzuciła. Wiedziałaś cały czas!
– Tonie…
– Musiałyście się obie świetnie bawić, ty i ta twoja udana mamusia! Nieźle uśmiałyście się kosztem mojego ojca! – wypalił wściekle. – I moim!
– Nigdy się z ciebie nie śmiałam! – zaprzeczyła gniewnie. – I nie waż się szkalować mojej matki!
– Niby czemu? Nie dba o to, czyje serce złamie! – urwał, popatrzył na Erin i ryknął znowu: – Niedaleko pada jabłko od jabłoni! Do diabła, dałem się nabrać!
– Co masz na myśli? – zapytała cicho.
– Jak to co? Ta cała cnotliwa mówka, że nie spałaś z żadnym facetem! Cała ta gra! – pieklił się. – Niewinność, nieśmiałość, zdenerwowanie. Minęło, kiedy już cię miałem pod kołdrą?
– Celowo mnie obrażasz? – Była zła, ale nie broniła się, bo wiedziała, jak było. Ledwie Josh ją pocałował, jej nieśmiałość diabli wzięli.
– Obrażam? – szydził. – Byłaś taka chętna. Gdyby nie to, że mam nieco inne upodobania, mogłem cię mieć w każdej chwili… Nadal mogę. Ty, tak samo jak twoja matka, pójdziecie z każdym!
Erin wciągnęła gwałtownie powietrze. Jego słowa miały zranić i zraniły. Wiedziała, że jej pożądał, na pewno, ale, jak się wyraził, miał zapewne bardziej wyrafinowane upodobania.
– Moja mama wcale taka nie jest! I mylisz się co do mnie – odparła, dumnie unosząc głowę. Może go i kochała, ale nie pozwoli się tak traktować.
– Mylę się? – W jego oczach pojawił się dziwny błysk, którego nie potrafiła na razie zinterpretować.
– Sam o tym wiesz – upierała się.
– Niezły dowcip! – zadrwił. – Nie zaprzeczysz, że byłaś cała napalona, że błagałaś, bym nie przerywał?
– Cóż… wyjąłeś to z kontekstu! – zaprotestowała i znowu wróciło uczucie upokorzenia. Josh potrząsnął głową i podszedł bliżej.
– Niewiele trzeba, by cię rozpalić, prawda? – szydził, z trudem nad sobą panując.
Zrobił jeszcze jeden krok naprzód i Erin ogarnął niepokój.
– Czas, byś sobie poszedł – zażądała chłodno.
– O, czyżby?
– Natychmiast! – Cofnęła się, gdy zbliżył się jeszcze bardziej.
– Kiedy będę gotów – odparł złowieszczo.
– Txxxteraz jest odpowiednia chwila. – Była już poważnie zaniepokojona. Zrobiła krok do tyłu. Jeszcze jeden. Pokój był mały i Erin znalazła się nagle przy ścianie.
– Wyjdź! – rozkazała ostro. Uśmiechnął się, ale w jego uśmiechu nie było wesołości. O, nieba!
– Mylę się? – spytał aksamitnym głosem i nagle Erin nie miała już żadnej wątpliwości. Może i wolał sypiać z bardziej wyrafinowanymi kobietami, ale był wystarczająco zły za zrobienie z niego głupca, wystarczająco wściekły za krzywdę swoją i ojca, by udowodnić, że może ją wziąć, kiedy tylko zechce.
– Będę walczyć! – ostrzegła, zbierając całą swoją od wagę. Ale jemu to się spodobało.
– Świetnie. Będzie ciekawiej.
Rozejrzała się gwałtownie dokoła, szukając drogi ucieczki. Spróbowała się wyrwać, ale złapał ją, nim zrobiła dwa kroki.
– Nie! – wrzasnęła, lecz był silniejszy, o wiele silniejszy od niej. Bez trudu przyciągnął ją z powrotem prosto w swoje ramiona.
– Wkrótce powiesz „tak”! – zapewnił ją, unieruchamiając jej ramiona.
– Nie! – pisnęła, odwracając twarz. Uśmiechnął się.
– To udawanie niedostępnej to chyba dla ciebie coś nowego, skarbie. Oboje wiemy, że to tylko gra.
– Spadaj! – prychnęła i kopnęła go w goleń. Jęknął. Ale była to niewielka satysfakcja, bo z jeszcze większą wściekłością zamknął ją w swoich ramionach i już nie mogła się wyswobodzić.
Znowu ją pocałował, zmuszając do otwarcia ust. Wiła się, walczyła, kopała. I znowu trafiła, tym razem mocniej.
– Zaraz się uspokoisz! – Najwyraźniej miał dość tej walki, bo nagle wziął Erin na ręce.
– Co…?
– Znam o wiele wygodniejsze miejsce. – Wyniósł wciąż wierzgającą Erin z pokoju.
Jej zaskoczenie nie trwało długo, bo choć ogłuszona, zrozumiała, co miał na myśli. Przestała walczyć – na jakieś dwie sekundy. Potem zaczęła go okładać pięścią.
Uwolniła się… na krótko. Potem Josh rzucił ją na łóżko. Spróbowała się podnieść, ale choć była szybka, on też nie marnował: ani chwili.
– Złaź ze mnie! – krzyknęła, kiedy przyszpilił ją do materaca całym ciężarem ciała.
– Udajesz, że ci się to nie podoba? – zakpił.
– Idź do diabła! Uśmiechnął się nieszczerze.
– Nie bądź taka.
– Nienawidzę cię!
– Wolę to od twojej miłości, skarbie. – Całkowicie niewzruszony spróbował pocałować ją w usta, ale trafił na policzek. Zaczął więc całować ją w szyję, rozpinając jednocześnie koszulę Erin.
– Puść mnie! – Rozwścieczona próbowała się wyrwać.
– Och, skarbie – zadrwił. – Zrób to jeszcze raz, a świetnie się zabawimy. – Znowu zaczął ją brutalnie całować. Ale ona nie chciała takich pocałunków. Kiedy przedtem leżeli w łóżku, jego usta dawały, nie tylko brały. Był czuły i delikatny, nie taki brutalny i bezwzględny.
Gwałtownie odwróciła twarz.
I wtedy przyszło jej do głowy, że nie ma sensu walczyć. Josh chciał, by się opierała – to go podniecało. Jeśli przestanie walczyć, może zostawi ją w spokoju?
Znieruchomiała. Przestała się wyrywać. Już w pełni zdawała sobie sprawę, że Josh bardzo jej pożąda, ale ona tego nie chciała, w każdym razie nie w taki sposób, nie w takich okolicznościach.
Gdy po chwili poczuła jego usta na swoich wargach, nie zaprotestowała. Spojrzał na nią zdziwiony. Bez uśmiechu wytrzymała jego wzrok.
– Myślisz, że bierność mnie powstrzyma? – zapytał ostro. Wzruszyła ramionami.
– Na to nie liczę – przyznała spokojnie. – Jestem tylko zdziwiona, to wszystko.
Przez moment wydawało się, że ma zamiar kontynuować tę brutalną grę, bez względu na wszystko, jednak zawahał się.
– Zdziwiona?
Uśmiechnęła się.
– To ty powiedziałeś: „Może niektórzy faceci chcieliby iść z tobą do łóżka, ale ja do nich nie należę”? Czyżbyś zmienił zdanie?
Josh Salsbury patrzył na nią nieodgadnionym spojrzeniem szarych oczu. Całą siłą woli udało jej się zachować całkowity spokój. A potem, ku jej uldze, odsunął się.
Lodowatym tonem przypomniał jej własne słowa.
– Ale możesz się założyć, że się z tobą nie ożenię, skarbie! – rzucił arogancko i wstał z łóżka.
Mogła rzucić jakąś kąśliwą ripostę, ale czuła się pokonana, choć wygrała.