ROZDZIAŁ SIÓDMY

Erin po wyjściu Josha próbowała myśleć o czymś innym, ale ta walka była z góry skazana na niepowodzenie.

Postanowiła zadzwonić do ojca, jednak po namyśle doszła do wniosku, że jest zbyt podminowana, by prowadzić sensowną rozmowę.

Pół godziny później zadzwonił ojciec.

– Dawno wróciłaś? – zapytał.

– Nie, niedawno. Właśnie miałam do ciebie zadzwonić.

– Miło spędziłaś czas u matki?

– Bardzo miło.

– Z kim teraz chodzi? Niebezpieczne terytorium.

– W tej chwili z nikim – odparła zadowolona, że nie musi mijać się z prawdą.

– Mój Boże, to chyba koniec świata! – wykrzyknął z sarkazmem.

– A jak ty spędziłeś weekend? – zmieniła temat.

– Hm… – Zawahał się? Była zaintrygowana. – Nowa sąsiadka, która wprowadziła się do starego domu Ravenow jakiś miesiąc temu, zaprosiła wczoraj kilku znajomych na drinka.

Erin nie mogła uwierzyć, że przyjął zaproszenie. Zazwyczaj uciekał na milę przed takimi okazjami.

– I… poszedłeś?

– Czemu nie?

Właśnie! Uznała, że pora wykorzystać przywilej córki i trochę powęszyć.

– Jaki jest jej mąż? – zapytała obojętnym tonem.

– Brenda jest wdową. – Brenda! Już są po imieniu! Niezłe tempo… – Właściwie – ciągnął Leslie Tunnicliffe – przyszło mi do głowy… jest tu nowa, więc może zaprosimy ją na kolację w którąś sobotę.


Wielkie nieba! Co za sensacja! Nawet Josh Salsbury wyleciał jej na chwilę z głowy.

– Przyjadę do domu w piątek – zdecydowała szybko.

– Czy w tę sobotę nie będzie zbyt wcześnie?

– Zastanowię się – odpowiedział, ale Erin dosłyszała nutę zadowolenia w jego głosie.

Odłożyła słuchawkę i wkrótce znowu Josh niepodzielnie opanował jej myśli. Pragnęła, by wrócił, ale dzisiejsza awantura była prawdopodobnie zarazem końcem ich znajomości.

Uciekła od brutalnej rzeczywistości, wspominając z rozmarzeniem jego cudowne pocałunki, jego delikatność, czułość. Gdyby tak można było cofnąć czas.

O dziewiątej Erin pragnęła jedynie iść do łóżka, naciągnąć kołdrę na głowie i zapaść w słodki niebyt aż do następnego ranka.

Niestety, skończyło się na marzeniach. Rozsądek jej podpowiadał, że powinna się przespać choć kilka godzin, ale sen nie przychodził. W poniedziałek wstała wcześnie po nocy spędzonej na rozpamiętywaniu każdego słowa i spojrzenia, jakie ona i Josh wymienili od ich pierwszego spotkania w kawiarni.

Wzięła prysznic, ubrała się i w końcu uznała się za pokonaną. Skoro nie może przestać myśleć o Joshu, to trudno. Usiłowała zagłuszyć nieustający ból złością. Jakim prawem ten zarozumialec w ogóle zapukał do jej drzwi? Wczoraj nawet nie czekał na zaproszenie do środka. Choć mówiąc szczerze, pewnie zdawał sobie sprawę, że po ostatnim incydencie mógłby się nie doczekać na zaproszenie.

Ale po co w ogóle się tu zjawił?

Owszem, łączyło ich coś więcej niż stosunki służbowe, to jednak nie dawało mu prawa nachodzić ją bez uprzedzenia. Powie mu następnym razem, co o tym myśli… Powie? Zaraz… Te jego lodowate słowa na pożegnanie, spojrzenie rzucone przed wyjściem… To ostateczne zatrzaśnięcie drzwi wejściowych… Była pewna, że już nigdy go nie zobaczy.

Westchnęła głęboko, przysiadła na kanapie i zatonęła w ponurych rozmyślaniach. Może z czasem ten ból serca trochę zelżeje, jednak teraz wydawał się wprost nie do zniesienia.

Potem zadzwonił telefon. Podskoczyła. Puls gwałtownie przyspieszył, gdy pomyślała o Joshu, choć wiedziała, że to nie on. Czy za każdym razem, gdy zadzwoni telefon, będzie przeżywać męki niepewności i przyjemne podekscytowanie?

Dzwoniła matka.

– Dzień dobry, kochanie! – powitała ją wesoło. Chciałam cię złapać przed wyjściem do pracy. Czy możemy umówić się dziś na lunch?

– Jasne – odparła Erin równie pogodnie. – Tam gdzie zawsze?

– Jeśli chcesz – zaszczebiotała Nina i rozłączyła się.


Erin powróciła do swoich rozmyślań. Tym razem nie będzie musiała prosić Ivana o dłuższą przerwę na lunch, bo zdecydowała, że zaraz do niego zadzwoni i zerwie ostatnią więź łączącą ją z Joshem Salsburym.

Nie była to chyba najrozsądniejsza decyzja, ale Erin nie widziała innego wyjścia. Musiała definitywnie wyrzucić Josha ze swojego życia. Rzecz jasna, guzik go to będzie obchodzić. Najprawdopodobniej nawet nie zauważy jej nieobecności w pracy.

Nieco po dziewiątej podniosła słuchawkę i wykręciła numer.

– Och, Erin, nie możesz tak odejść! – zaprotestował Ivan Kelly, kiedy wyjaśniła, że w związku z nieprzewidzianymi rodzinnymi komplikacjami musi natychmiast złożyć wymówienie, choć obiecała poczekać, aż znajdą zastępstwo. – Może nasze kadry w czymś pomogą? – zasugerował. – Są bardzo dobrzy i nad wyraz dyskretni, jeśli…

Zmieszana Erin szybko mu przerwała.

– Nie, nie. Dzięki. Świetnie mi się z tobą pracowało, Ivan, ale…

Ivan żył wystarczająco długo, by zrozumieć, że niektóre sprawy trzeba rozwiązać samemu, bez niczyjej pomocy. Na zakończenie poprosił, by Erin dała mu słowo, że gdy już upora się z kłopotami, ponownie zatrudni się w ich firmie. W każdym razie oni będą na nią czekać z otwartymi ramionami.

Po tej rozmowie wcale nie poczuła się lepiej. Zostawiła Ivana na lodzie i było jej straszliwie wstyd. Ale czy mogła postąpić inaczej? Miałaby spędzić następne trzy tygodnie, łudząc się nadzieją, że gdzieś na korytarzu natknie się przypadkiem na Josha? Nie, to byłby ostateczny upadek, słusznie postąpiła, odchodząc z firmy. Więc czemu czuła się tak podle?

Przed spotkaniem z matką wzięła się trochę w garść, ale jej uśmiech był nieco wymuszony. W trakcie posiłku doszła do wniosku, że dobry nastrój Niny to tylko maska ukrywająca prawdziwe emocje.

– Zerwałam z Richardem – rzekła Nina obojętnym tonem. – Podaj sos tatarski. Erin westchnęła cicho.

– Richard wspominał o tym.

– Mówił ci? – Nina zapomniała o jedzeniu. – Co jeszcze powiedział?

– Tylko to, że byłby dumny, mając taką pasierbicę jak ja. No ale skoro dostał kosza…

– Był zdenerwowany?

– Och, mamo, to chyba oczywiste. – Nie on jeden, skoro Erin upiekło się użycie słowa „mama”. – Będziesz za nim tęskniła, prawda?

Nina westchnęła głęboko.

– Już tęsknię – przyznała. – A nie minęła jeszcze doba! Nie zadzwonił wczoraj wieczorem ani dziś rano.

– A liczyłaś, że to zrobi? Nina westchnęła znowu.

– Raczej nie. I byłabym bardzo zła, gdyby to zrobił – obruszyła się, choć dodała innym tonem: – Będzie mi brakować tych telefonów.

Erin, której własne problemy miłosne zdawały się też nie do rozwiązania, uważała, że wszystko dałoby się jeszcze naprawić, gdyby matka sama zadzwoniła do Richarda. Odważyła się to nawet powiedzieć.

– Nie mam twojego doświadczenia w sprawach nieudanych małżeństw, ale… czy naprawdę byłoby to takie straszne, gdybyś za niego wyszła?

– Po raz trzeci wyjść za mąż?

Erin, zaskoczona tak łagodną reakcją matki, odważyła się na śmielszą wypowiedź.

– Mówiąc szczerze, to całkiem bez sensu. Zależy ci na Richardzie, a jemu na tobie… oboje jesteście teraz nieszczęśliwi i samotni, a temu naprawdę łatwo zaradzić.

– Próbowałam już dwa razy, nie pamiętasz? Nie przeżyłabym następnego rozwodu!

– Spójrz na tę sprawę inaczej – zaprotestowała córka.

– Wolisz już nigdy nie zobaczyć Richarda?


Nina nie odpowiedziała, ale Erin zauważyła jej rozdrażnienie.

– Mężczyźni stają się tacy nudni po ślubie – stwierdziła sentencjonalnie. Potem uśmiechnęła się i znów stała się zalotną kokietką. – Nie jestem jeszcze gotowa, by się ustatkować!

Erin roześmiała się. Matka miała mnóstwo uroku, ale była niemożliwa.

– Sądzę, że Richard nie spędza czasu na kanapie przed telewizorem.

– Wiesz, co mam na myśli… Królestwo Nudy.

Erin zabrakło argumentów i jej próby przekonania matki, że w małżeństwie można odnaleźć szczęście, spełzły na niczym.

– Mówiłaś Richardowi, co czujesz? Że, choć tego nie okazujesz, nadal masz stare niezabliźnione rany, bagaż wyniesiony z poprzednich nieudanych małżeństw?

– To nie ma z nim nic wspólnego! – Nina znowu się obruszyła. I patrząc na swoją uroczą córkę, rzuciła: – Jesteś zbyt spostrzegawcza!


Jestem zakochana tak samo jak ty, mamo, i czuję się emocjonalnie wypalona, pomyślała smutno Erin.

– Pragnę twojego szczęścia – powiedziała cicho. – Zadzwoń do Richarda. Otwórz się przed nim. Powiedz mu…

– Zrobię to, co będę uważała za stosowne! – Nina pociągnęła nosem, jednak ku zadowoleniu Erin wyraźnie spuściła z tonu i już nie była taka pewna siebie. Może jednak zadzwoni do Richarda?

Rozstały się jak przyjaciółki. Po powrocie do domu, Erin miała wiele do przemyślenia. Oby i Nina zastanowiła się nad swoim postępowaniem… Zwłaszcza że dla niej i Richarda nie było jeszcze za późno. Gdyby matka zadzwoniła do niego i powiedziała…

Jej myślami ponownie zawładnął Josh. Gdyby była w podobnej sytuacji jak matka, zadzwoniłaby do Josha. Jednak Richard kochał matkę, a Josh tylko…

Akurat! Wiedziała, że mu się podoba, ale pożądanie to nie miłość. Koło siódmej zaparzyła herbatę. Nie mogła usiedzieć nad książką, postanowiła więc doprowadzić swoje sprawy do ładu. O ósmej tkwiła nadal w tym samym miejscu, dumając nad przyszłością. Nie posuwała się wcale naprzód, gdyż Josh, matka, Richard, ojciec oraz nieznana Brenda zaprzątali ją bez reszty, z tym że to oczywiście Josh wywalczył największy udział w jej myślach. Powinna się zastanowić, jak znaleźć nową pracę, a tymczasem siedziała bezczynnie i zadręczała się rozpamiętywaniem minionych chwil. W końcu doszła do wniosku, że nie ma najmniejszego powodu do pozostania w Londynie. Mogła pracować gdziekolwiek.

Czy powinna wrócić do Croom Babbington? Kochała ojca i wiedziała, że z radością przyjmie ją z powrotem, ale zaznawszy życia w wielkim mieście, wzdragała się przed powrotem do sennego miasteczka. Nie, jednak wolała zostać w Londynie.

Miała to właśnie przeanalizować po raz kolejny, kiedy zadzwonił telefon. Josh? Richard?

– Wszystko w porządku, Erin? – Stephen Dobbs wydawał się mocno zaniepokojony. – Właśnie przyszedłem… to jeden z tych pechowych poniedziałków! Ivan wspomniał, że już nie wracasz. Czy coś…?

– Chodzi o sprawy rodzinne – skłamała gładko. Stephen był bardziej przyjacielem niżxxxkolegą z pracy, ale nie miała ochoty zwierzać mu się.

– Czy mogę ci w jakiś sposób pomóc? – zapytał bez wahania.

– Nie, poradzę sobie.

– Wpadniesz na drinka któregoś wieczoru? Zjemy coś na mieście – zaproponował.


Najpierw chciała przełożyć spotkanie na następny tydzień, ale przypomniała sobie prasowe zdjęcie Josha z Nowego Jorku i znowu poczuła ukłucie zazdrości i urażonej dumy.

– Z przyjemnością – odparła i umówiła się z nim na środę.

Jednak ledwo skończyła rozmawiać ze Stephenem, znowu zadzwonił telefon. Wiedziała, że to nie Josh, to nie było w jego stylu. Zjawić się osobiście i bez zapowiedzi – oto jego ulubiona metoda działania.

Niechętnie chwyciła słuchawkę.

– Halo – odezwała się spokojnie.

– Linia była zajęta. – Ten głos przyprawił ją niemal o palpitację serca.

– Dzwonił Stxxxstephen – odparła machinalnie.

– Stephen? – zdziwił się Josh.

– Umówiłam się ze Stephenem na środę – odparła bez zastanowienia i natychmiast pożałowała tej szczerości. Ależ z niej idiotka! – Hm… co…


Nie dał jej dokończyć.

– Spotykasz się z Gregiem Williamsem w czwartek – przypomniał Josh dziwnie spokojnym głosem. To ją zastanowiło.

– Wiesz, jak to jest – odparła nonszalancko. – Albo żadnej, albo dwie randki naraz. Nastała cisza.

– Pamiętasz chyba pomysły Grega Williamsa na udaną randkę – przypomniał jej nadal bardzo spokojnie.

Och, Josh. Erin opadła na kanapę, obawiając się, że zaraz upadnie.

– Greg wie, że ja… nie jestem taka.

– Odbierałem zupełnie inne sygnały, kiedy ostatnio widziałem was razem – stwierdził bez ogródek, tym razem już zdenerwowany. – Kiedy mu powiedziałaś?

– Co takiego? – Wcale nie była pewna, czy podoba jej się to przesłuchanie.

– Kiedy powiedziałaś, że marnuje czas… i nie będzie miał okazji zabawić się w żołdaka? Wybuchła śmiechem. Na przekór sobie, musiała się roześmiać. Że też pamiętał! – Kiedy dzwonił ostatnim razem.

– Ilu masz takich potencjalnych kochanków? – zapytał Josh tonem, który Erin wydawał się nieco spięty. – Od ręki wyliczę pięciu.

– Więc znasz ich więcej ode mnie!

– Gavin, Mark…

– Gavin? Jaki Gavin?

– Wielbiciel ud.

– A, tak, Gardner!

– Richard, Stephen – ciągnął. – I niezaprzeczalnie Greg Williams.

– Mówiłam już… – zaczęła, a potem się rozzłościła. Może go i kocha, ale co on jej właściwie sugerował? – Po co dzwonisz? – zapytała oschle.


Nastąpiła krótka cisza, zupełnie jakby to bezpardonowe pytanie trochę go zaskoczyło.

– Pomyślałem sobie, że chciałabyś wiedzieć… mam podbite oko.

Straciła na moment oddech. Czyżby uderzyła go aż tak mocno?

– Nieprawda! – zaprzeczyła zdenerwowana. – Powiedz, że to nieprawda!

Znowu nastała grobowa cisza, podczas której Erin przeżywała męki.

– Nieprawda – z trudem stłumił śmiech. – Miałem nadzieję, że się nade mną ulitujesz.

Przez chwilę nie wierzyła własnym uszom. I choć chciała rozmawiać z nim jak najdłużej, duma zmusiła ją do udawania obojętności.

– Dlatego zadzwoniłeś?

– Nie przyszłaś dziś do pracy.

– Już tam nie pracuję. – Skąd wiedział?!

– Tak, słyszałem – przyznał spokojnie. – Mogę wiedzieć dlaczego? Miałaś jeszcze zostać kilka tygodni.

Co to, przesłuchanie trzeciego stopnia? Nie miała pojęcia, czemu w ogóle go to obchodzi. Była dobrą sekretarką, ale bez wątpienia wkrótce znajdą kogoś równie dobrego na jej miejsce. Nie chciała tłumaczyć swojej decyzji kłopotami rodzinnymi, by Josh nie zaczął drążyć tego tematu.

– Miałam dość.

Znowu parę chwil ciszy.

– Moja wina? – zapytał spokojnym głosem.

Jasne, że twoja.

– Sam to powiedziałeś – odparła ostro.

– Aż tak na ciebie działam, Erin?

– Ja… – Osłupiała, nie mogła znaleźć słów. Potem wzięła głęboki oddech i zaatakowała: – Słuchaj, Salsbury, nie zapraszałam cię wczoraj i nie prosiłam o telefon. Więc albo wyjaśnij, po co dzwonisz, bym mogła wrócić do swoich zajęć, albo odłożę słuchawkę i zmienię numer. – Była już bliska łez.

– Miałem dość czekania – powiedział cicho.

– Czekania?

– Nie zadzwoniłaś.


Nie miała zielonego pojęcia, o czym mówił, była całkowicie zdezorientowana.

– Ja?

– Obiecałaś, że do mnie zadzwonisz.

– Wcale nie! – zaprzeczyła. Łże jak pies! – Niby kiedy?

– Nie pamiętasz? Byliśmy umówieni, ale odwołałaś randkę dzień wcześniej… to był chyba czwartek… Zadzwoniłaś, że nie możesz przyjść.


No jasne, że pamiętała.

– To… hm… był czwartek – potwierdziła bezmyślnie.

– Odwołałaś randkę, bo miałaś jakieś problemy… „Wyniknęło kilka komplikacji”, tak się chyba wyraziłaś.

– Erin milczała oniemiała. Josh czekał parę sekund, a potem ciągnął: – Zaproponowałem, abyś do mnie zadzwoniła, kiedy rozwiążesz swoje problemy. Ale nie zadzwoniłaś. Minął już miesiąc i z pewnością udało ci się usunąć te komplikacje.


Erin’ była ogłuszona. Zapraszał ją na randkę? Nie wiedziała, co odpowiedzieć, więc po prostu odłożyła słuchawkę.

Od razu tego pożałowała. Jednak czy naprawdę popełniła błąd? Przecież komplikacje, o których wspominał, nigdy nie zostaną rozwiązane.

Jego ojciec miał poważne zamiary wobec jej matki, ona go rzuciła i w rezultacie pan Salsbury wylądował w szpitalu.

Jednak Josh mimo to zapraszał ją na randkę… Czy to miało oznaczać, że komplikacje zniknęły? Naprawdę ją zapraszał?

Była zbyt podniecona, by usiedzieć spokojnie, poszła więc wziąć prysznic. Przebrała się w koszulę nocną, wróciła do salonu i nadal analizowała każde słowo ich rozmowy. Dlaczego zadzwonił?

Chciał się z nią spotkać? Serce zaczęło jej łomotać. Jeśli tak, to chyba ją lubił? Czy to możliwe? Och, wiedziała doskonale, że pod względem fizycznym bardzo mu się podoba. Mógł ją mieć, ale odmówił. Więc co właściwie oznaczał ten telefon?

A może to rodzaj zemsty? Czy postanowił ukarać Erin za krzywdę wyrządzoną jego ojcu przez Ninę? Nie bardzo w to wierzyła.

Bezpieczniej było zignorować ten telefon. Bezpieczniej, ale to oznaczało też powrót do codziennej nudy. Nalała sobie kawy. Gdy wracała do salonu, fraza „bezpieczniej i nudniej” wciąż kołatała się po jej głowie. Erin wypiła kawę i podreptała z powrotem do kuchni. Umyła filiżankę i spodek, wróciła do pokoju… i ogarnęła ją tak niewypowiedziana tęsknota za Joshem, że spojrzała na telefon.

Śmieszne. Wiedziała, że Josh nie zadzwoni. Zaczęła chodzić po pokoju, by uciszyć rosnący niepokój. W końcu odszukała numery, które dostała kiedyś od Charlotty. Spojrzała na zegarek; zbliżała się północ. Nie mogła do niego zadzwonić. Ale czemu nie? Przecież czekał na jej telefon, sam tak powiedział.

Zrobiło jej się gorąco z wrażenia i przypomniała sobie, że nie dalej jak dzisiaj sama namawiała matkę, aby zadzwoniła do ukochanego mężczyzny. Wpatrywała się w telefon jak zahipnotyzowana. Nie mogła zadzwonić… Tak będzie bezpieczniej. I nudniej, podszeptywał jakiś złośliwy wewnętrzny głos. Jeśli zaraz nie zadzwoni, będzie musiała czekać do rana. Kto wie, gdzie wtedy będzie Josh?

Wyciągnęła rękę po słuchawkę. Może już położył się spać. Co z tego?

Zastanawiała się przez następne trzy minuty, a potem przyznała uczciwie, że wcale nie chce, by było bezpiecznie i nudno. Chciała usłyszeć głos Jośha, dowiedzieć się, czemu tak naprawdę zadzwonił. Co tam, śpi, czy nie śpi, nie on jeden ma przywilej dzwonić po nocy i zakłócać ludziom spokój. Nie zastanawiając się ani chwili dłużej, chwyciła słuchawkę i wybrała numer Josha.

Natychmiast odebrał, jakby czekał na jej telefon. Akurat!

– Salsbury – odezwał się spokojnym głosem.

– Hm… – jedyne, co udało jej się wyjąkać.

– Cieszę się, że dzwonisz – powiedział zachęcająco. Skąd wiedział, że to ona?

– Tu Erin – przedstawiła się na wszelki wypadek.

– Wiem.

– Skąd wiedziałeś, że nie byłam dziś w pracy? – Nie miała pojęcia, dlaczego o to zapytała.

– Pojechałem coś załatwić w ośrodku badawczym – odpowiedział.

– Nigdy tam nie bywasz.

– Dzisiaj byłem – odparł wciąż spokojnie, nie okazując wcale zniecierpliwienia.

– A propos tej randki… – zaczęła, ale zabrakło jej odwagi. Nastała straszliwa, ogłuszająca cisza. Potem…

– Przyjadę do ciebie – powiedział cicho i, tak jak ona wcześniej, odłożył słuchawkę.

Przez parę niekończących się sekund Erin gapiła się na głuchy telefon w swojej dłoni. „Przyjadę do ciebie”. Kiedy? Jutro? Jutro był wtorek. Josh wiedział, że jest umówiona na środę. W czwartek miała się spotkać z Gregiem. Może Josh wpadnie w piątek? Nagle uderzyło w nią jak grom z nieba! Teraz? Zerwała się na nogi, zbyt skołowana, by wiedzieć, co robi.

Z pewnością nie teraz! Przecież Josh dotarłby tu dopiero koło pierwszej! To śmieszne.

Może i tak, ale na wszelki wypadek poszła do sypialni, wyjęła świeżą bieliznę, najlepsze spodnie i piękny kaszmirowy sweter i przebrała się.

Potem poszła do kuchni, ale nie zapaliła światła, bo tak o wiele lepiej widziała podwórko. Mijały minuty. Po pięciu poszła się uczesać i biegiem wróciła do okna, kiedy wydawało jej się, że usłyszała samochód.

Nie było żadnego samochodu. Czekała przez następnych dziesięć minut. Próbowała się śmiać ze swojego zachowania. Nawet jeśli Josh od razu wyszedł z domu, choć to mało prawdopodobne, będzie tu nie wcześniej niż…

Z trudem złapała oddech, omal się nie udusiła, gdy reflektory oświetliły jej okno i jakiś samochód wjechał na podwórko.

Samochód zatrzymał się. Było ciemno, ale chyba rozpoznała ten wóz. Wysiadł ktoś wysoki. Wzrostu Josha.

W uszach jej huczało. Mężczyzna wyszedł z parkingu i światło przy drzwiach oświetliło go w pełni. Josh! Serce waliło Erin tak mocno, że robiło jej się słabo. Był tutaj, a ona trzęsła się jak osika, nogi się pod nią uginały. Nie miała pojęcia, jak uda jej się zejść po schodach, żeby otworzyć drzwi.

Загрузка...