ROZDZIAŁ TRZECI

Po wizycie Josha Salsbury’ego nic nie wydawało się takie samo. Kiedy przyszła do pracy następnego dnia, w firmie aż huczało. Gdy poznała powód tego wrzenia, jej emocje sięgnęły zenitu.

Widać Josh rzadko odwiedzał ośrodek, nie ingerując w pracę filii. Okazało się, że są wolne pomieszczenia w centrali, toteż zapowiedziano przeprowadzkę tutejszego personelu.

‘ – Musimy się przeprowadzać? – zapytała zdenerwowana Erin swojego bezpośredniego przełożonego, Ivana Kelly’ego. Chyba w ogóle nie ubiegałaby się o tę posadę, gdyby wiedziała, że przyjdzie jej pracować pod jednym dachem z Joshem Salsburym!

– Musimy – odparł Ivan. – Profesor od lat narzekał na ciasnotę. Nie będzie ci to przeszkadzać, prawda? Czy będziesz miała jakieś problemy z dojazdem?

– Ależ skąd – uśmiechnęła się Erin. – Żadnych. Pocieszała się, że Salsbury House jest dużym gmachem i raczej nie będzie miała zbyt wielu okazji, by spotykać Josha.


Oczywiście, mogła wpaść na niego przypadkiem, ale równie dobrze mogła go już nigdy więcej nie zobaczyć. Zaraz, przecież oboje są zaproszeni na ślub Charlotty…

Parę dni później, w czwartek wieczorem, Erin zadzwoniła do matki. Zastała ją w domu, ale Nina wydawała się tak przygnębiona, że córka się zaniepokoiła.

– Co się stało? – zapytała.

– Nic! – odparła Nina szybko. Zbyt szybko.

Erin nie dała się nabrać. Zamyśliła się. Była umówiona na jutro ze Stephenem Dobbsem, ale mogła odwołać to spotkanie.

– Zjesz ze mną jutro lunch? – Kiedy Nina się wahała, dodała: – Nie martw się. Nikomu nie powiem, że jestem twoją córką.

– Mam nadzieję! – głos matki zabrzmiał nieco weselej.

– Jestem o wiele za młoda, żeby mieć córkę w twoim wieku! No dobrze, i tak jestem zapisana do Phillipe’a na drugą piętnaście… to doskonały fryzjer.


Niepokój Erin o matkę, przytłumiony nieco poprzedniego wieczoru, zapłonął na nowo, gdyż przy posiłku Nina była niezwykle cicha i zamyślona.

– Wszystko w porządku? – zapytała Erin.

– Nie bądź niemądra – ofuknęła ją Nina, po czym po mistrzowsku zmieniła temat: – Byłam zaskoczona, gdy dowiedziałam się, że pracujesz w firmie Tommy’ego Salsbury’ego. Jak ci leci?

– Świetnie – odparła Erin. – Przenieśliśmy się do Salsbury House, ale… – urwała, gdyż zauważyła zmianę w zachowaniu matki. – To o to chodzi, prawda? – wykrzyknęła. – Martwisz się o niego?


Nina udała zdziwienie.

– Martwię się? O kogo?

– O Tommy’ego. Pana Salsbury’ego. Słyszałaś coś? Czy jego stan się pogorszył?

– Skąd mam wiedzieć? – matka mówiła tak obojętnie, że niemal przekonała Erin. – Nie, podobno u niego wszystko w porządku.

Erin ucieszyła się.

– Więc o co chodzi?

– Na litość boską! Jesteś zupełnie jak ojciec! Uparty jak osioł, kiedy się do czegoś przyczepi. – Erin siedziała cicho i czekała. – No… jeśli musisz wiedzieć… Poznałam kogoś.

– Nic nowego pod słońcem.

– Tym razem to coś innego.

– Innego? Pod jakim względem?

Matka spojrzała na nią zdesperowana.

– No, jest ode mnie młodszy. Choć niewiele – dodała szybko.

– No i?

Nina uśmiechnęła się.

– Bawi mnie. Dzwoni rano i doprowadza mnie do śmiechu. Dzwoni po południu i… – umilkła.

– Zakochałaś się w nim?

– Och, tego bym nie powiedziała – zaprotestowała stanowczo matka, ale dodała: – Richard ma w sobie tę odrobinę… czegoś więcej. – Spojrzała na zegarek. – Muszę już lecieć. Powtórzymy to… Wkrótce. – Zebrała swoje rzeczy, pocałowała w powietrzu córkę. – Pa, kochanie.


Erin zapłaciła rachunek i wróciła do biura z nadzieją, że wszystko między matką a Richardem ułoży się pomyślnie. Nie chciała, aby któreś z nich cierpiało.

Erin spotkała się ze Stephenem w piątkowy wieczór, a w sobotę pojechała do Croom Babbington. Spędziła spokojny weekend z ojcem i wróciła do Londynu w niedzielę wieczorem. W poniedziałek odzyskała zwykłą równowagę ducha. Trwało to do czwartku, kiedy zjawił się przed nią Ivan Kelly. Wyglądał jak syty kocur.

– Wygrałeś na loterii? – zażartowała.

– Niestety nie, ale mam inny powód do radości. Najwyraźniej ktoś cię nieźle pochwalił tam na górze. Erin gapiła się na niego zdziwiona. – Przydzielono cię do samego głównego dyrektora!


Otworzyła usta ze zdumienia.

– Głó… wnego dyrektora? – wymamrotała.

– Do pana Salsbury’ego! – odparł Ivan z dumą. – Bez ciebie zginę – westchnął, gdy gapiła się na niego szeroko otwartymi oczami. – Ale to tylko na dwa tygodnie… właściwie dziewięć dni, dopóki asystentka pana Salsbury’ego nie wróci z urlopu.

– Ja? – spytała słabo. – Mam pracować jako osobista asystentka pa… – słowa uwięzły jej w gardle.

– Wygląda na to, że zastępczyni Isabel Hill nie daje sobie rady z nadmiarem pracy. Masz jej pomagać. Erin zawahała się, ale poczuła też miłe podniecenie.

– Mam pracować w sekretariacie pana Salsbury’ego? Ivan spojrzał na zegarek.

– Od tej pory, panno Tunnicliffe, jest pani tymczasową asystentką tymczasowej osobistej asystentki wiceprezesa firmy. Pospiesz się – ponaglił ją i dodał z uśmiechem: I nie zapomnij wrócić.


Erin dokończyła to, nad czym pracowała i uporządkowała kilka innych spraw. Gdy nieco ochłonęła, przyszła kolej na pytania. Bardzo jej pochlebiało, że ktoś wydał jej pozytywną opinię, ale… Salsbury Engineering zatrudniało dziesiątki innych sekretarek, które poradziłyby sobie w każdym wydziale. Więc dlaczego wybrano właśnie ją?

Godzinę później weszła do głównego gmachu i skierowała się na najwyższe piętro, gdzie mieściło się biuro Josha Salsbury’ego. Zastanawiała się, czy on wie, kogo przydzieliły mu kadry. Czy będzie zły, gdy ją zobaczy?

Erin była coraz bardziej zdenerwowana. Przypomniała sobie, jak Josh pojawił się po zebraniu, którego przebieg stenografowała. Nie patrzył na nią jak na powietrze, wręcz przeciwnie, utkwił wzrok w jej ustach, choć nie odezwał się do niej słowem.

Dotarła do biura, niemal przekonana, że za jakieś dwie minuty będzie wracać tą samą drogą.

Zbuntowała się na myśl o takim scenariuszu. Nie pozwoli sobą pomiatać. Zapukała zdecydowanie do drzwi i weszła, nie czekając na zaproszenie. Josh Salsbury był sam. Spostrzegła, że przypadkiem weszła do jego gabinetu zamiast do biura obok, ale tym lepiej. Jeśli miał ją odesłać, wolała, by nikt nie był świadkiem jej odprawy.

– Przysłano mnie do pomocy zastępczyni pańskiej asystentki, ale mogę od razu wrócić, jeśli moja twarz się nie spodoba – zaatakowała, oczekując najgorszego.

Josh Salsbury, wysoki i przystojny jak zawsze,. podniósł się i nawet z tej odległości wydawał się patrzeć na nią z góry. Przyglądał jej się przez parę chwil. A kiedy gotowała się już do najszybszego odwrotu w historii, usłyszała:

– Z pewnością wiesz, że masz bardzo piękną twarz – wycedził i jej serce przyspieszyło rytm, choć raczej nie był to komplement. – Ale Bóg jeden wie, skąd u ciebie ta rozgniewana mina.

No właśnie, skąd?!

– Nie miałam pojęcia, czy wiesz, że to ja… czy… mnie zechcesz. – Zaczerwieniła się. – Czy zechcesz, bym pracowała w twoim biurze…

– Niby dlaczego miałbym nie chcieć?


Parę dni temu uznałeś za stosowne zupełnie mnie zignorować. Z trudem się powstrzymała, by nie powiedzieć tego na głos, ale w porę zdała sobie sprawę, że to nadałoby ich stosunkom zbyt osobisty ton. A przyszła tu przecież pracować.

– Mam więc zaczynać? – zapytała.

– Przedstawię cię Angeli Toon.


Dopiero teraz Erin zaczęła rozumieć, co znaczy pracować w takiej dużej i prężnej firmie. Rozeznanie się we wszystkim zajęło jej parę dni, ale do piątku zrozumiała, dlaczego Angela Toon potrzebowała kogoś do pomocy. Mogła jedynie podziwiać nieznaną osobistą asystentkę, Isabel Hill, przebywającą obecnie na zasłużonym, bez wątpienia, wypoczynku.

Dotarło też do niej, że, bez najmniejszego cienia wątpliwości, jest zakochana w Joshu Salsburym.

Wymyślała sobie w duchu od idiotek, bo przecież ledwo znała tego mężczyznę. Ale choć było to żałosne, właśnie tak wyglądała prawda. Budziła się, myśląc o nim, a jakby tego było mało, pojawiał się również w jej snach.

Chciałaby wierzyć, że to jedynie chwilowe zauroczenie, niemal wolne od jakichkolwiek podtekstów erotycznych. W końcu Josha było za co podziwiać. Kiedy wymagała tego sytuacja, potrafił być twardy, umiał też być przyjacielski i czarujący. Pracował świetnie i nigdy nie padło pod jego adresem oskarżenie o nadużywanie władzy lub niekompetencję. Erin szybko polubiła nową pracę.

Dni mijały szybko, natomiast wieczory wlokły się ślamazarnie. Wiedziała, że w ten sposób nigdy nie wybije sobie z głowy Josha Salsbury’ego. Może powinna się umówić na randkę ze Stephenem? Skończyło się na postanowieniach.

W sobotę pojechała do Croom Babbington. Odliczała każde tyknięcie zegara i wróciła do Londynu w niedzielę, nie mogąc się doczekać poniedziałku, następnego dnia pracy.

Angela Toon przyszła do biura przeziębiona. We wtorek wydawało się, że już jest lepiej, ale w środę choroba zaatakowała z pełną siłą.

Josh Salsbury wszedł do pokoju po jej czwartym kichnięciu z rzędu, spojrzał na załzawione oczy i zaczerwieniony nos. Podszedł do wieszaka i zdjął płaszcz.

– Choć bardzo cenimy twój profesjonalizm, Angelo, niestety będziemy musieli obyć się bez ciebie – poinformował ją uprzejmie, podając okrycie.

– Nic mi nie będzie – zaprotestowała Angela.

– Po kilku dniach odpoczynku – odparł i zakazał myśleć o powrocie przed poniedziałkiem. Po wyjściu panny Toon zwrócił się do Erin: – Zadzwoń do kadr. Będzie ci potrzebna pomoc.

– Awansowałam!

– Może nieco grzeczniej – warknął, ale rozpogodził się, kiedy śliczna buzia Erin rozjaśniła się w śmiechu.

Erin podeszła do telefonu, by powiadomić kadry, ale gdy przypomniała sobie, ile czasu zajęło jej zapoznanie się z obowiązkami, zmieniła zamiar i udała się do sąsiedniego gabinetu.

Josh był czymś pochłonięty, ale po sekundzie uniósł głowę.

– Zastanawiałam się, panie Salsbury – zaczęła natychmiast i urwała, bo Josh uniósł brew, zdziwiony jej oficjalnym tonem. – Chodzi o to… nie sądzę, aby w kadrach zdążyli przysłać kogoś przed lunchem. No a pozostaje tylko dwa i pół dnia do powrotu pańskiej osobistej asystentki.

– Do czego zmierzasz?


Można było zakładać, że przejdzie prosto do sedna sprawy – taki miał zwyczaj; już o tym wiedziała.

– Chodzi o to, że wyjaśnienie komuś nowemu, jak się w tym wszystkim rozeznać, zajmie parę dni. Szybciej zrobię to sama.

– Uważasz, że sobie poradzisz?


Chciała odpowiedzieć „jasne”, ale jeszcze by pomyślał, że jest zarozumiała.

– Zapewne będę musiała pracować do późna, ale tak – odparła.

Musnął spojrzeniem jej usta, potem przeniósł wzrok na śliczne fiołkowe oczy.

– Dobrze, panno Tunnicliffe – zwrócił się do niej oficjalnie. – Bardzo proszę.

Roześmiała się i wróciła do siebie. Wiedziała, że kiedy opuści biuro w piątek po południu, przeklnie swą decyzję. Uwielbiała pracę w ośrodku badawczym, ale teraz, gdy poznała od podszewki, jak się prowadzi interesy, trudno jej będzie tam wrócić. Josh wyszedł w południe i wrócił o trzeciej.

– Radzisz sobie? – zapytał.

– Świetnie się bawię – odparła z szerokim uśmiechem, i naprawdę tak było. Przyglądał jej się dłuższą chwilę.

– Zapewne. Czy twój pobyt w Londynie nie miał trwać krócej?

Pierwszy raz odkąd pracowała w jego biurze, przypomniał, że nie poznali się w pracy.

– Przyjechałam, stwierdziłam, że mi się podoba, i postanowiłam zostać dłużej – uśmiechnęła się.

– Z dala od rodzicielskiej władzy – skomentował Josh i Erin poczuła, jak robi jej się gorąco.

– Hm…

– Zawstydziłem cię?

– Jeżdżę do niego w weekendy. A właśnie – zapytała pospiesznie – jak się miewa twój ojciec? – Nie było to zbyt taktowne, ale musiała ciągnąć ten temat. – Jego atak serca pewnie był dla ciebie strasznym szokiem.

– Czuje się dobrze. Jeśli będzie słuchać zaleceń lekarzy, wyzdrowieje.

– O, bardzo się cieszę – odparła szczerze i dostrzegła jego przenikliwe spojrzenie.

– Znasz mojego ojca? – zapytał ostro.

– Nie, skąd. – Przestraszona, że prawda zaraz wyjdzie na jaw, Erin położyła folder na jego biurku i szybko wróciła do spraw służbowych.


Potem niemal żałowała, że nie wykorzystała świetnej okazji, aby powiedzieć, czyją jest córką. Wręcz wypadało to zrobić.

A może i lepiej się stało, że siedziała cicho. Trudno, będzie musiała poradzić sobie z wyrzutami sumienia, które ją gryzły. Było jasne, że Josh wini Ninę Woodward za atak serca Salsbury’ego seniora. Pewnie niezbyt by się ucieszył, że córka Niny pracuje w jego biurze…

Nie prosiła o tę pracę, ale radość sprawiała jej każda spędzona tu minuta. Wyznanie prawdy oznaczałoby bez wątpienia natychmiastowy powrót do ośrodka badawczego. Co więcej, Josh mógł ją zwolnić z Salsbury Engineering Systems. Nie, nie wyzna mu prawdy. Zdecydowanie nie. Pracując tu, może będzie miała okazję spotkać go od czasu do czasu. I, kto wie? A jeśli kiedyś znowu będzie potrzebował zastępstwa?

Westchnęła. Kochała go. Może była słaba i głupia, ale nie chciała stracić okazji do widywania Josha. By przestać myśleć o nieosiągalnym szefie, rzuciła się w wir pracy.

Choć pracowała pilnie przez cały dzień, musiała zostać do późnego wieczora. Wcale jej to nie przeszkadzało. Josh wyszedł z biura koło czwartej i wrócił dopiero po jej wyj ściu.

– Do której wczoraj pracowałaś? – zapytał ją następnego ranka.

– Chciałeś czegoś ode mnie? – nieco zaskoczona od powiedziała pytaniem. Potrząsnął głową.

– Byłem pod ogromnym wrażeniem, ile zrobiłaś pod moją nieobecność.

Dzień przeszedł dobrze. Pracowali ciężko w znakomitej harmonii.

– Zostało coś jeszcze do zrobienia? – zapytał, wchodząc do jej pokoju tuż po szóstej.

– Niewiele – odparła. Zauważyła, że jest w płaszczu.

– Wychodzisz?

– Jestem umówiony na kolację. Wolałbym się nie spóźnić.


Aż zzieleniała z zazdrości. Szedł do domu, aby wziąć prysznic, przebrać się i przygotować dla jakiejś pociągającej ślicznotki! Przez chwilę czuła, że go nienawidzi. Ale tylko przez moment, bowiem szybko uświadomiła sobie bezsens takiego podejścia do sprawy. No tak, ale kto powiedział, że miłość kieruje się rozsądkiem? Spojrzała na czekającą na uporządkowanie stertę papierów.

– Albo ma się szczęście, albo nie – zauważyła, patrząc mu prosto w oczy. Wytrzymał jej spojrzenie.

– To prawda – zgodził się i dodał: – A z ciebie wyga dana kokietka. Roześmiała się, na przekór samej sobie.

– Wygadana? Możliwe. Ale kokietka? Dopiero nad tym pracuję.

– Nadal? – spytał ironicznie, najwyraźniej pamiętając o jej planach zdobycia doświadczenia przy pierwszej nadarzającej się okazji.

– Już niedługo – zapewniła. Nagle zawstydzona odwróciła wzrok, chwyciła bezwiednie długopis. – Dobranoc – szepnęła i zaczęła przeglądać kartki maszynopisu, choć i tak nie była w stanie niczego przeczytać.

– Dobranoc, Erin – odpowiedział cicho. Nie podniosła głowy, póki nie usłyszała zamykających się za nim drzwi.


Tej nocy nie spała najlepiej. Budziła się, śniąc, że Josh Salsbury przetańczył całą noc, tuląc w ramionach jakąś smukłą piękność.

W piątek Erin jechała do pracy w ponurym nastroju, to był jej ostatni dzień pracy w biurze Josha. Isabel Hill miała wrócić już w poniedziałek.

Erin właśnie przeszła przez jezdnię do Salsbury House, kiedy niemal wpadła na Josha.

– Gdzie parkujesz samochód? – zapytał przyjaźnie, gdy dotarli do drzwi. Otworzył je przed nią i przepuścił szarmancko przodem.

– Nie jeżdżę samochodem. Metrem jest szybciej – odpowiedziała, skręcając w stronę wind. Dziwne, że Josh tak wcześnie zjawił się w pracy. Wczoraj na pewno balował do późna.

Inni pracownicy dołączyli do nich w windzie i Erin miała czas wziąć się w garść. Ale winda opustoszała, nim dotarli na ostatnie piętro.

– Udana kolacja? – usłyszała swój głos, choć przecież obiecała sobie zachować chłodny dystans. Nie wyglądał, jakby spędził całą noc na parkiecie, ale któż to może wiedzieć?

– Niezła – odparł. – Trochę się przeciągnęła, jak to zwykle bywa.

Wydawał się znudzony. Dobrze! Erin miała nadzieję, że tamta, kimkolwiek była, zanudziła go na śmierć.

– Kolacja była nudna? – upewniła się. – Och, czemu nie ugryzła się w język?

– Wieczór – odparł ku jej uciesze. – Wiesz, jakie są służbowe kolacje.

Poczuła się nagle w siódmym niebie. Nie zabawiał się z jakąś ślicznotką! Ledwo się powstrzymała od radosnego okrzyku.

Sprawy przybrały nieco inny obrót, kiedy koło dziesiątej czterdzieści pięć – drzwi do gabinetu były otwarte – zadzwonił telefon na jej biurku i usłyszała męski głos, o którym już dawno zapomniała.

– Halo, czy to Erin?

– Przy telefonie.

– Tu Mark Prentice – przedstawił się.

Mark Prentice? Jaki Mark Prentice? O, Boże, a kiedyś uważała go za swojego chłopaka!

– Cześć, Mark – odpowiedziała, może nieco cieplej niż zamierzała, pewnie dlatego, że rana już się zabliźniła. Właściwie wyświadczył jej wielką przysługę. Gdyby nie on, nadal nudziłaby się w pracy i mieszkała – spójrzmy prawdzie w oczy – w zapyziałym Croom Babbington. Co u ciebie? – kontynuowała pogodnie. Przez otwarte drzwi zobaczyła, jak Josh unosi głowę znad papierów. Przyłożyła rękę do mikrofonu i wyjaśniła: – Do mnie. Sprawa osobista.

Mark przyjechał do Londynu na dzień i chciał ją zaprosić na lunch.

– Przepraszam, że tak bez uprzedzenia, ale nie dodzwoniłem się wczoraj na twoją komórkę, a dopiero wieczorem udało mi się zdobyć telefon do biura. – Zapewne od jej ojca, który, to również oczywiste, swoim zwyczajem wziął Marka na spytki.

Erin wyłączała telefon komórkowy w pracy i pewnie zapomniała włączyć po powrocie do domu. Lunch? Nie miała czasu na godzinną przerwę. Nie chciała jednak, by Mark Prentice pomyślał, że wciąż jest w nim zakochana i zbyt zraniona, by się z nim spotkać.

– Z chęcią zjem z tobą lunch – zapewniła pogodnie, umówiła się i odłożyła słuchawkę.

Gdy parę minut później zajrzała do drugiego gabinetu w sprawach służbowych, szef bezceremonialnie zapytał:

– Umówiłaś się na randkę?

Gdyby ją zapytał uprzejmie, odpowiedziałaby, że bez problemu odwoła spotkanie. Tylko że Josh nie zapytał grzecznie. Właściwie jego ton był całkiem obrailiwy. Może chodziło mu o to, że załatwiała osobiste sprawy w godzinach pracy. W końcu tyrała dla niego jak głupia, nie wspominając o godzinach nadliczbowych, więc skąd ten napastliwy ton?

Zamiast zachować się jak dobrze wychowana pracownica, wypaliła prosto z mostu:

– Tylko ty masz prawo dobrze się bawić?!

W odpowiedzi usłyszała chrząknięcie. Wróciła do swojego biurka wściekła. Nie pozwoli się tak traktować. O, co to, to nie! Nikt nie będzie się wtrącał w jej prywatne życie.

Gniew na Josha Salsbury’ego nie trwał długo. Kochała go tak bardzo, że nawet nie umiała się na niego złościć. Miłość pozbawiła ją resztek zdrowego rozsądku i Erin gotowa była odwołać spotkanie z Markiem.

Nie zrobiła tego. Duma, jeszcze spotęgowana nieodwzajemnioną miłością, nie pozwoliła jej na takie zachowanie. Nie pozwoli, by Josh traktował ją w tak paskudny sposób.

Z uderzeniem pierwszej, chwyciła torebkę i wyszła z biura. Szkoda, że drzwi do gabinetu Josha były wtedy zamknięte… Mark już czekał. Pocałował ją w policzek na powitanie. Chciał pocałować w usta, ale czujnie odwróciła głowę.

– Jesteś śliczna jak zawsze. – Chwycił jej dłonie.

Kiedy on to mówił, brzmiało wyjątkowo trywialnie, w ustach Josha nawet banalny komplement wydawał się czarujący i wyjątkowy.

– Dobrze wyglądasz – stwierdziła, cofając ręce.

Podeszli do stolika i Erin usiadła naprzeciwko Marka. Zastanawiała się, co na litość boską widziała w tym facecie? Próbowała być sprawiedliwa i musiała przyznać, że na tle innych mężczyzn z Croom Babbington wypadał całkiem nieźle. Jednak wyjechała stamtąd trzy miesiące temu i spotkała wielu innych mężczyzn. Wszyscy byli mili. Nawet Gavin Gardner, o ile nie wypił za dużo. Więc może nieco wydoroślała, odkąd opuściła rodzinne miasteczko? Prawda, poznała również Josha Salsbury’ego, a w jego cieniu inni prezentowali się wręcz żałośnie. Ale bez względu na wszystko, co się zdarzyło od jej wyjazdu z domu, wiedziała, że gdyby Mark Prentice zaprosił ją na randkę dziś wieczorem, powiedziałaby „nie”. Zrobił to, jeszcze zanim podano przekąski.

– Tęskniłem za tobą, Erin – powiedział żałośnie. A ja za tobą wcale, pomyślała natychmiast.

– Z pewnością znalazłeś bardzo dobrą sekretarkę na moje miejsce – udała taktownie, że nie zrozumiała.

– Nie mówiłem o pracy.

I tyle jej przyszło z taktu. Dobre sobie, a więc on za nią tęsknił!

– A jak tam interesy? Idą dobrze, jak zawsze?

– Popełniłem wielki błąd – ciągnął uparcie i Erin zaczęła żałować, że w ogóle zgodziła się z nim spotkać.

– Cóż, już przepadło – odparła lekko i wzdrygnęła się, gdy pochylił się nad stołem i chwycił jej lewą dłoń.

– Byłem głupcem, Erin. Gdybym tylko mógł cofnąć czas… – powiedział szczerze.

Szybko wyrwała rękę.

– Wszyscy robimy rzeczy, których… potem trochę żałujemy – stwierdziła pogodnie, ale czuła się niezręcznie.

– Tak bardzo tego żałuję… szczerze! – wyznał żarliwie. O, niech to!

– Nie musisz przepraszać. – Nic innego nie przyszło jej do głowy.

– Więc wybaczasz mi? Możemy zacząć od nowa?

– Nie o to mi chodziło – wtrąciła szybko. I dodała łagodniej, niż na to zasługiwał: – To przeszłość, Mark. Teraz, mieszkam i pracuję tutaj. Już się nawet nie widujemy.

– Jeździsz do domu na weekendy. – Jej słowa raczej go zachęciły niż zniechęciły.

Powstrzymała go od razu.

– Przykro mi, Mark – nie było sensu go zwodzić – ale to nie najlepszy pomysł.

W końcu przyjął do wiadomości, że nie ma żadnych szans. Restauracja była zatłoczona, obsługa powolna. Erin zbyt późno zdała sobie sprawę, że spotkanie z Markiem jest pomyłką, chciała jedynie jak najszybciej wrócić do biura. Lunch ciągnął się w nieskończoność.

– Może spotkamy się w weekend – zaproponował Mark przy pożegnaniu.

– Możliwe – uśmiechnęła się i dzielnie zniosła następny pocałunek w policzek. Wiedziała, że zrobi wszystko, by go więcej nie spotkać.

Wróciła mocno spóźniona do pracy. Drzwi stały teraz otworem i gdy tylko weszła, Josh spojrzał na nią surowo. Postanowiła pracować do późna, by nadrobić stracony czas. Postanowiła szybko zażegnać ewentualny konflikt z Joshem.

– Przepraszam za spóźnienie. Kelnerzy nie mogli nadążyć z zamówieniami. Wiesz, jak to jest.


Nie miała pojęcia, czego się spodziewała, pewnie jakiegoś zdawkowego stwierdzenia, dlatego zaskoczyło ją jego lakoniczne pytanie:

– Mark to ten, którego porzuciłaś?

– Ja… eee… nie sądzę, aby Mark miał coś wspólnego z moją decyzją – odparła zdumiona, że Josh w ogóle pamiętał jej opowieść.

– To on sypiał ze swoją byłą dziewczyną – przypoxxxmniał Josh. Nie mogła zaprzeczyć. – Chyba nie zamierzasz do niego wrócić?

Co to miało znaczyć? Przyszła tylko przeprosić!

– Proponował, ale odmówiłam – odparła sztywno. Była w połowie drogi do drzwi, kiedy ją zatrzymał.

– Chciał, żebyś wróciła? – Erin była naprawdę zła. Jej zdaniem nie wypadało dyskutować o uczuciach osób trzecich. Ale Josh miał jeszcze coś do dodania: – Rzuciłaś go – stwierdził. – W sumie go rzuciłaś.

Już zamierzała powiedzieć, że to nie jego sprawa, ale ku własnemu przerażeniu palnęła coś, co nigdy, przenigdy nie powinno przejść przez jej usta.

– Czułam się w obowiązku pozwolić mu odejść – odparła sucho i wróciła do swojego biurka, uświadamiając sobie, że jednak ma w sobie coś z matki!

Natychmiast rzuciła się w wir pracy i spędziła dobrą godzinę nad jakimś skomplikowanym materiałem. Rozchmurzyła się, bo kiedy ponownie zwróciła się do Josha z jakimś pytaniem, odpowiedział bardzo uprzejmie.

Jednak dobra atmosfera nie trwałą zbyt długo. Mieli sporo roboty, a on był tytanem pracy i nie lubił, gdy coś mu przeszkadzało, zwłaszcza, jeśli to był następny telefon do jego asystentki.

– O, cześć, Stephen – uśmiechnęła się, rozpoznając znajomy głos.

– Masz jakieś plany na wieczór? – zapytał. – Jak sobie radzisz z kręglami? Roześmiała się.

– Nijak. A co do spotkania, dzisiaj chyba nie dam rady… – Dostrzegła zniecierpliwiony gest Josha. – Do zobaczenia w poniedziałek – zakończyła, wiedząc, że spotkają się w ośrodku badawczym.

– Do zobaczenia – przyjął jej odmowę bez urazy i pożegnali się.

Czy to jej wyobraźnia, czy też szanowny pan Salsbury znowu się najeżył?

– Jak widzę, nieźle dajesz sobie radę! – warknął, gdy tylko odłożyła słuchawkę.

– Z pewnością sam wiesz, jak to jest – odparła chłodno.


Pracowali w lodowatej ciszy, z trudem zachowując pozory uprzejmości. Nie marnowali czasu na przerwy. Erin nawet nie zaproponowała Joshowi herbaty…

Wspaniałe zakończenie cudownych dziewięciu dni.

Skończyła pracę koło siódmej. Przygotowała biurko dla Isabel Hill, która miała przejąć obowiązki w poniedziałek, zostawiła odpowiednie notatki dotyczące spraw do załatwienia, po czym poszła się pożegnać z mężczyzną, którego kochała, choć okazał się daleki od ideału. Była pewna, że już nie poprosi ją o pomoc i spotkają się dopiero na ślubie Charlotty.

Uniósł głowę, kiedy Erin otworzyła usta, by go poinformować, że wychodzi do domu.

– Wyglądasz na zmęczoną – powiedział i chrząknął zakłopotany.

– Każda dziewczyna marzy, żeby coś takiego usłyszeć! – palnęła bez zastanowienia.


Spojrzał lodowato na nią, potem na zegarek, stwierdził, że przepracowali ciężko ostatnie pięć godzin i nasadził skuwkę na pióro.

– Lepiej zabiorę cię na jakąś przekąskę – oświadczył.

– Zjadłam duży lunch, dziękuję – odparła oschle. Za nic nie usiądzie z nim przy jednym stole, choćby miało pęknąć jej serce.

Wróciła szybko do sekretariatu, chwyciła torbę i wyszła. I to ma być podziękowanie za jej ciężką pracę! Przekąska? Prędzej umrze z głodu!

Spacer uspokoił ją nieco. Szła w stronę stacji metra, kiedy nagle dostrzegła sunący wzdłuż krawężnika ciemny samochód. Zatrzymała się. Otworzyły się drzwi od strony pasażera.

– Wsiadaj! – rozkazał Josh Salsbury. To nie była prośba. Zamierzała powiedzieć mu coś do słuchu, ale zawahała się i… to był błąd. Wsiadła. Samochód nabrał szybkości i pognał w stronę jej domu. Josh przyjął do wiadomości, że Erin nie ma ochoty na jedzenie, ale postanowił dopilnować, aby dotarła bezpiecznie do mieszkania.

Jechali w milczeniu, ale to jej nie przeszkadzało. Była zmęczona i właściwie zadowolona, że dotrze wygodnie do domu.

No tak, ale Josh też musiał być wyczerpany. Poczuła w sercu przypływ cieplejszych uczuć. Odwalił dziś kawał niesamowitej roboty. Pewnie nie może się doczekać powrotu do domu.

Nagle zdała sobie sprawę, trochę poniewczasie, że jej szef pewnie umiera z głodu. Zostawiła go przy biurku, wychodząc na lunch, i nadal tam tkwił po jej powrocie. Czy w ogóle coś jadł?

Gdy samochód zatrzymał się przed jej domem, Erin siedziała przytłoczona wyrzutami sumienia. Dlaczego nie zaproponowała mu choćby filiżanki herbaty? Kochała go, powinna o niego dbać.

Odwróciła się do niego.

– Mogę ci przygotować coś do zjedzenia – zaproponowała impulsywnie, nie zastanawiając się, jak to zabrzmi. Nagle przypomniała sobie, co się stało, gdy był w jej mieszkaniu ostatni raz. Poczuła, że się rumieni. Pragnąc za wszelką cenę wyjaśnić, że to nie żaden podryw, dodała jeszcze: – Nie ma mowy o żadnych pocałunkach!

Spojrzał na nią nieprzyjaźnie. Dziwne, że nie zabił jej wzrokiem.

– Nie mam ochoty ani na jedno, ani na drugie – poinformował ją szorstko. I jakby to nie wystarczyło, dodał:

– Może niektórzy faceci chcieliby iść z tobą do łóżka, Erin, ale ja do nich nie należę.


Gapiła się na niego z szeroko otwartymi oczami. Potem ogarnęła ją furia. Jeśli miał jeszcze coś do powiedzenia w tym samym stylu, to nie zamierzała czekać. Wystrzeliła z auta jak rakieta. Niewychowany gbur! Usłyszała dość, więcej niż dość!

Загрузка...