Musiałam przyznać, że gdy przestrzegał ograniczenia prędkości, prowadził bardzo dobrze. Była to też kolejna czynność, która zdawała się nie sprawiać mu żadnego wysiłku. Prowadził jedną ręką, bo drugą trzymał moją, a choć rzadko, kiedy spoglądał na drogę, koła auta nie zbaczały na boki ani o centymetr. Czasem przyglądał się zachodzącemu słońcu, czasem zerkał na mnie – moją twarz, moje włosy powiewające przy otwartym oknie, nasze splecione na siedzeniu dłonie.
Nastawił radio na stację nadającą same stare przeboje. Leciała akurat jakaś piosenka z lat pięćdziesiątych i okazało się, że Edward zna wszystkie słowa, ja nigdy wcześniej nawet jej nie słyszałam.
– Lubisz takie kawałki? – spytałam.
– Muzyka w latach pięćdziesiątych to było to. Następne dwie dekady – koszmarne – wzdrygnął się na samo wspomnienie. – Dopiero lata osiemdziesiąte były znośne.
– Powiesz mi kiedyś wreszcie, ile masz lat? – spytałam ostrożnie nie chcąc popsuć mu nastroju.
– Czy to ma jakieś znaczenie? – Na szczęście nie przestawał się uśmiechać.
– Nie, po prostu jestem ciekawa. Wiesz, jak człowieka coś nurtuje, to nie śpi po nocach.
– Czy ja wiem, może będziesz zszokowana. – Zamyślił się wpatrzony w widoczną na niebie łunę, od której jego skóra połyskiwała czerwonawo.
– No, wypróbuj mnie – zachęciłam po chwili milczenia.
Westchnąwszy, spojrzał mi prosto w oczy, zupełnie zapominając na jakiś czas o drodze. Nie wiem, co odczytał z mojego wyrazu twarzy, ale widocznie go to przekonało. Przeniósł wzrok z powrotem na gasnące słońce i przemówił:
– Urodziłem się w Chicago w 1901 roku. – Przerwał, by sprawdzić, jak zareaguję na tę rewelację. Chcąc dowiedzieć się jak najwięcej, miałam się jednak na baczności i nie dostrzegł w moją twarzy ani cienia zdumienia. Uśmiechnął się delikatnie. – Carlisle natrafił na mnie w szpitalu latem 1918. Miałem wówczas siedemnaście lat i umierałem na grypę hiszpankę.
Musiałam chyba wziąć głębszy oddech, bo zerknął na mnie zaniepokojony. Sama ledwie, co usłyszałam.
– Nie pamiętam tego za dobrze. Minęło tyle lat, ludzkie wspomnienia blakną. – Zamilkł na moment, jakby starał się coś sobie przypomnieć. – Pamiętam jednak, jak się czułem, gdy Carlisle mnie ratował. Cóż, to w końcu wydarzenie, o którym trudno zapomnieć.
– Co z twoimi rodzicami?
– Zmarli na grypę przede mną. Byłem sam na świecie. Dlatego mnie wybrał. W chaosie szalejącej epidemii nikt nie zwrócił uwag na to, że zniknąłem.
– Jak cię… ratował?
Wydało mi się, że próbuje starannie dobrać słowa.
– To trudne. Niewielu z nas potrafi się dostatecznie kontrolować. Ale Carlisle zawsze miał w sobie tyle szlachetnego człowieczeństwa, tyle współczucia… Nie znajdziesz drugiego takiego w annałach naszej historii, nie sądzę. – Przerwał, by dodać po chwili: – Co zaś się mnie tyczy, doświadczenie to było po prostu niezwykle bolesne.
Poznałam po jego minie, że już więcej mina ten temat nie powie i choć nie przyszło mi to łatwo, poskromiłam własną ciekawość. Teraz, gdy już znałam historię Edwarda, musiałam przemyśleć sobie pewne kwestie. Wiele pytań z pewnością jeszcze nawet nie przyszło mi do głowy. Nie miałam wątpliwości, że dzięki lotności swego umysłu on zna je już wszystkie doskonale. Moje rozmyślania przerwał dalszy ciąg jego opowieści. – Kierowała nim samotność. Zwykle to właśnie ona jest powodem, dla którego postanawia się kogoś uratować. Byłem pierwszym członkiem rodziny Carlisle'a. Esme dołączyła do nas wkrótce potem. Spadła z klifu. Trafiła prosto do szpitalnej kostnicy, ale jakimś cudem jej serce nadal biło.
– Więc trzeba być umierającym, żeby zostać… – zawiesiłam glos. Nigdy nie używaliśmy tego słowa i teraz również nie przeszło mi przez usta.
– Nie, nie. To tylko Carlisle tak postępuje. Nie mógłby zrobić tego komuś, kto miał inny wybór. – Za każdym razem, gdy Edward mówił o swoim przyszywanym ojcu, w jego głosie słychać było ogromny szacunek. – Chociaż, nie przeczę, wspominał, że gdy tętno wybranej osoby niknie, łatwiej trzymać się w ryzach. – Przeniósł wzrok na ciemną już zupełnie szosę i wyczułam, że i ten temat został właśnie zakończony. – A Emmett i Rosalie?
– Carlisle sprowadził Rosalie pierwszą. Bardzo długo nie zdawałem sobie sprawy, że liczył na to, iż stanie się ona dla mnie tym, kim Esme stała się dla niego. Dbał o to, by nie rozmyślać przy nim o swoich planach. – Tu Edward wzniósł oczy ku niebu. – Zawsze jednak traktowałem ją wyłącznie jak siostrę. Dwa lata później znalazła Emmetta – mieszkaliśmy wtedy w Appalachach. Pewnego dnia, podczas polowania, natrafiła na chłopaka, którego zaatakował niedźwiedź. Natychmiast zaniosła go na rękach do Carlisle'a, choć miała do przebycia ponad sto mil. Bała się, że, sama nie da rady. Dopiero teraz zaczynam powoli rozumieć, jaką ciężką próbą musiała być dla niej ta podróż. – Zerknął na mnie znacząco, uniósł nasze splecione dłonie, by pogłaskać mnie wierzchem dłoni po policzku.
– Ale udało jej się – zauważyłam dopingującym tonem odwracając wzrok. Piękno jego oczu było nie do zniesienia.
– Udało – przyznał. – Zobaczyła coś takiego w jego twarzy, co dało jej tę siłę. I od tamtego czasu są parą. Czasem mieszkają osobno, jako młode małżeństwo, ale im młodszych udajemy tym dłużej możemy zostać w danym miejscu. Forks wydało nam się idealne, więc cała nasza piątka poszła tu do szkoły. – Zaśmiał się – Za parę lat wyprawimy im zapewne wesele. Znowu.
– Zostali jeszcze Alice i Jasper.
– Alice i Jasper to dwa bardzo rzadkie przypadki. Oboje „nawrócili się”, jak to określamy, bez żadnej ingerencji z zewnątrz, Jasper był członkiem innej… rodziny, hm, bardzo osobliwej rodziny. Wpadł w depresję, odłączył się od grupy. Wtedy znalazła go Alice. Podobnie jak ja, obdarzona jest pewnymi zdolnościami, które nawet wśród nas uważane są za niezwykłe.
– Naprawdę? – przerwałam mu zafascynowana. – Ale przecież mówiłeś, że tylko ty potrafisz czytać ludziom w myślach.
– Zgadza się. Ona wie o innych rzeczach. Widzi… widzi rzeczy, które mogą zdarzyć się w przyszłości. Ale tylko mogą. Przyszłość nic jest pewna. Wszystko może się zmienić.
Powiedziawszy to, zerknął na mnie, zaciskając zęby, ale trwało to ułamek sekundy i nie miałam pewności, czy mi się to nie przewidziało.
– Co na przykład widzi?
– Zobaczyła Jaspera i wiedziała, że jej szuka, zanim on o tym wiedział. Zobaczyła Carlisle'a i naszą rodzinę i postanowili nas odnaleźć. Jest szczególnie wyczulona na istoty nieludzkie, zawsze, na przykład, kiedy inna grupa pojawia się w okolicy. I czy tamci stanowią jakieś zagrożenie.
– Czy dużo jest takich… jak wy? – Zaskoczyła mnie ta informacja. Ilu też mogło ich żyć wśród ludzi bez bycia zdemaskowanymi?
– Nie, niezbyt dużo. Większość nie osiedla się nigdzie na stałe.
Tylko ci, którzy, tak jak my, zrezygnowali z polowania na ludzi – Tu Edward spojrzał na mnie badawczo – potrafią z nimi dowolnie długo koegzystować. Natrafiliśmy tylko na jedną rodzinę podobną do naszej, w pewnej wiosce na Alasce. Mieszkaliśmy nawet przez jakiś czas razem, ale tylu nas było, że za bardzo rzucaliśmy się w oczy. Ci z nas, którzy zarzucili… pewne obyczaje, trzymają się zazwyczaj razem.
– A pozostali?
– Najczęściej to nomadowie. Zdarzało się, że i któreś z nas wędrowało samotnie, ale z czasem, jak zresztą wszystko inne, robi się to nużące. Chcąc nie chcąc musimy na siebie wpadać, bo większość preferuje północ. – Dlaczego północ?
Staliśmy już przed moim domem, silnik zamilkł. Było bardzo cicho i ciemno, nie świecił księżyc. Nikt nie zapalił lampy w ganku, miałam, więc pewność, że ojciec nie wrócił jeszcze do domu. – Gdzie miałaś oczy na łące? – zadrwił. – Czy sądzisz, że mógłbym wyjść na ulicę przy słonecznej pogodzie, nie powodując wypadków samochodowych? Wybraliśmy tę część stanu Waszyngton właśnie dlatego, że to jedno z najbardziej pochmurnych miejsc na świecie. Miło jest móc wyjść z domu w dzień. Nawet nic wiesz, jak bardzo można mieć dość nocy po niemal dziewięćdziesięciu latach.
– To stąd wzięty się legendy?
– Prawdopodobnie.
– Czy Alice, tak jak Jasper, była kiedyś członkiem innej rodziny? Nie, i tu jest pies pogrzebany. To dla nas zagadka. Alice nie pamięta w ogóle, żeby była wcześniej człowiekiem. Nie wie też, kto ją stworzył. Gdy się ocknęła, nikogo przy nie j nie było. Ktokolwiek to jej zrobił, odszedł w siną dal. Żadne z nas nie pojmuje, dlaczego nie mógł. Gdyby nie była obdarzona wyjątkowymi zdolnościami, gdyby nie przewidziała, że spotka Jaspera, a potem dołączy do nas, być może skończyłaby jako dzika bestia.
Tyle miałam teraz do przemyślenia, tyle nasuwało mi się pytań. Tymczasem, najzwyczajniej w świecie, zaburczało mi w brzuchu. Zawstydziłam się okropnie. Od nadmiaru wrażeń zapomniałam o głodzie. Zdałam sobie sprawę, że mogłabym zjeść konia z kopytami.
– Wybacz. Pewnie marzysz o kolacji.
– To nic takiego, nie przejmuj się.
– Rzadko, kiedy spędzam tyle czasu z kimś, kto odżywia się w tradycyjny sposób. Wyleciało mi to z głowy.
– Nie chcę się z tobą rozstawać. – Łatwiej było mi wyznać to w ciemności, choć wiedziałam, że mój glos i tak zdradzi to, jak bardzo jestem od Edwarda uzależniona.
– Może zaprosisz mnie do środka? – zaproponował.
– A chciałbyś? – Nie umiałam sobie tego wyobrazić: półbóg na odrapanym krześle w kuchni Charliego.
– Jeśli nie masz nic przeciwko.
Ledwie usłyszałam, jak cicho zamyka za sobą drzwiczki auta, a już otwierał przede mną moje.
– Cóż za ludzkie odruchy – pochwaliłam.
– Wraca to i owo.
Gdy ruszyliśmy w kierunku domu, co chwila musiałam na niego zerkać, bo stąpał bezszelestnie, jakby go wcale nie było przy moim boku. W mroku wyglądał o wiele normalniej. Nadal był blady, nadal piękny jak marzenie, ale jego skóra nie lśniła już w tak niesamowity sposób.
Dotarł do drzwi pierwszy i otworzył je przede mną. Chciałam już wejść, ale zatrzymałam się na progu.
– Drzwi były otwarte?
– Nie, użyłem klucza spod okapu.
Zapalałam właśnie w przedsionku lampę na ganku. Odwróciłam się z wyrazem zdziwienia na twarzy. Byłam przekonana, że nigdy nie pokazywałam mu, gdzie chowamy klucz. Byłem ciekawy, jaka jesteś – usprawiedliwił się.
– Podglądałeś mnie? – Jakoś nie umiałam należycie się oburzyć, pochlebiało mi jego zainteresowanie.
– Co innego pozostaje do roboty po nocy? – odparł bez cienia skruchy.
Postanowiłam na razie nie drążyć tego tematu i udałam się do kuchni. Edward wyprzedził mnie, nie potrzebując przewodnika, po czym usiadł na tym samym krześle, na którym próbowałam go sobie wcześniej wyobrazić. Jego uroda rozświetliła całe pomieszczenie. Potrzebowałam dłuższej chwili, by być w stanie oderwać od niego wzrok.
Zajęłam się przygotowaniem późnego obiadu. Wyjęłam z lodówki wczorajszą zapiekankę, przełożyłam porcję na talerz i wstawiam do mikrofalówki. Wkrótce kuchnię wypełnił aromat pomidorów i oregano. Nie spuszczając oczu z obracającego się talerza, spytałam obojętnym tonem:
– Jak często?
– Co, co? – Musiał właśnie rozmyślać, o czym innym.
– Jak często tu przychodzisz? – Nadal stałam odwrócona do Edwarda plecami.
– Niemal każdej nocy. Zaskoczona odwróciłam się.
– Dlaczego?
– Jesteś interesującym obiektem obserwacji – powiedział zupełnie poważnie. – Mówisz przez sen.
– O nie! – jęknęłam, zalewając się rumieńcem. Schwyciłam się blatu kuchennego, żeby nie stracić równowagi. Wiedziałam od mamy, że mówię przez sen. Nie sądziłam tylko, że tu, w Forks, będę musiała się tym przejmować.
– Bardzo się gniewasz? – spytał zaniepokojony.
– To zależy! – Byłam zbulwersowana i dało się to wyczuć.
Odczekał chwilę.
– Od czego? – spytał w końcu, nie mogąc się doczekać dalszych wyjaśnień.
– Od tego, co podsłuchałeś! – wykrzyknęłam zażenowana.
Nawet nie wiem, kiedy znalazł się u mojego boku. Ostrożnie ujął moje dłonie.
– Nie gniewaj się, proszę.
Pochylił się tak, by nie patrzeć na mnie z góry, i zajrzał mi w twarz. Poczułam się jeszcze bardziej skrępowana, Próbowałam odwrócić wzrok.
– Tęsknisz za mamą – wyszeptał. – Martwisz się o nią. Kiedy pada, od szumu deszczu rzucasz się w łóżku. Dawniej mówiłaś dużo o domu, ale ostatnio coraz rzadziej. A raz powiedziałaś „Tu jest za zielono!”. – Zaśmiał się łagodnie. Domyśliłam się, że sam z siebie nie powie mi wszystkiego, obawiając się, że mnie urazi.
– Co jeszcze? – zażądałam. Wiedział doskonale, do czego piję.
– No cóż, słyszałem parę razy swoje imię. Westchnęłam pokonana.
– Ile razy? Często?
– Co masz dokładnie na myśli, mówiąc „często”?
– O nie! – Zwiesiłam głowę.
Wziął mnie pod brodę, delikatnie, swobodnie.
– Nie przejmuj się – szepnął mi do ucha. – Gdybym mógł śnić, śniłbym tylko o tobie. I nie wstydziłbym się tego.
Naszych uszu jednocześnie doszedł dźwięk kół hamujących na podjeździe przed domem. W widocznych za przedsionkiem oknach od frontu błysnęły samochodowe światła. Zamarłam w jego ramionach.
– Czy chcesz mnie przedstawić ojcu? – spytał Edward.
– Nie wiem… – Próbowałam zebrać myśli.
– No to innym razem. I już go nie było.
– Edward! – syknęłam.
Zaśmiał się, ale nie zmaterializował. Charlie przekręcił klucz w zamku.
– Bella? – zawołał. Denerwował mnie tym dawniej – kogo innego mógł się spodziewać? Tymczasem okazało się, że jest ktoś taki. – Tu jestem! – Miałam nadzieję, że nie usłyszy w moim glosie histerycznej nuty. Wyjęłam swój talerz z mikrofalówki i gdy Charcie wszedł do kuchni, siedziałam już przy stole. Po całym dniu spędzonym z Edwardem jego kroki wydały mi się takie głośne.
– Mnie też odgrzejesz? Padam z nóg. – Oparłszy się o krzesło Edwarda, przydepnął sobie czubek jednego z butów, żeby się Charcie niego wyswobodzić, wyjęłam drugą porcję zapiekanki, a jedząc swoją, przy okazji oparzyłam się w język. Wstawiwszy talerz do mikrofalówki, nalałam dwie szklanki mleka i upiłam spory łyk, żeby złagodzić ból. Dopiero teraz zauważyłam, jak bardzo trzęsą mi się ręce. Charcie usiadł na krześle, o które się wcześniej opierał. Był tak niepodobny do jego poprzedniego użytkownika, że niemal parsknęłam śmiechem.
– Wielkie dzięki – powiedział, gdy postawiłam przed nim parujący talerz.
– Jak ci minął dzień? – spytałam zniecierpliwiona. Marzyłam o tym, żeby jak najszybciej umknąć do swojego pokoju.
– Fajnie. Ryby brały. A co ty porabiałaś? Załatwiłaś wszystko to, co miałaś w planach?
– Nie za bardzo. Trudno było przy takiej pogodzie usiedzieć w domu.
– Miły dzień.
Miły to mało powiedziane, pomyślałam.
Zjadłam szybko resztkę zapiekanki i dopiłam mleko.
Charlie zaskoczył mnie swoją spostrzegawczością.
– Spieszysz się?
– Tak, jestem jakaś zmęczona. Chcę się dziś wcześniej położyć.
– Wyglądasz na podekscytowaną – zauważył. Boże, czemu akurat dzisiaj postanowił zwracać na mnie uwagę?
– Naprawdę? – wybąkałam. Czym prędzej rzuciłam się do zlewu, umyć nasze talerze, po czym odłożyłam je do góry dnem na suchej ściereczce.
– Dziś sobota – rzucił Charlie. Nie zareagowałam.
– Nie masz jakichś planów na wieczór?
– Już mówiłam, że chcę iść wcześniej spać.
– Żaden miejscowy chłopak nie przypadł ci do gustu, co? – Był podejrzliwy, ale starał się ukryć swoje zaniepokojenie.
– Nie, żaden chłopak jakoś nie wpadł mi w oko. – Z jednej strony, mówiąc „chłopak”, nie kłamałam, a chciałam przecież w miarę możliwości być z Charliem szczera, z drugiej strony bałam się jednak, że wymówiłam te słowo ze zbytnią emfazą i ojciec zrozumie jeszcze coś opacznie.
– Miałem nadzieję, że może ten Mike Newton… Mówiłaś, że jest bardzo miły.
– To tylko kolega.
– Ech, i tak tutejsi nie dorastają ci do pięt. Może lepiej będzie, jeśli poczekasz z tym, aż pójdziesz do college'u. – Każdy ojciec marzy o tym, żeby córka była daleko od domu, zanim zaczną w niej szaleć hormony.
– Popieram – oświadczyłam, zaczynając wchodzić po schodach. Udawałam przy tym, że ze zmęczenia powłóczę nogami.
– Dobranoc, skarbie – zawołał za mną. Byłam pewna, że zamierzał nasłuchiwać cały wieczór, czy nie próbuję się potajemnie wymknąć na randkę.
– Dobranoc. – Tak, tak. Wślizgniesz mi się do pokoju w nocy, sprawdzić, czy aby na pewno leżę w łóżku.
Drzwi od sypialni zamknęłam za sobą na tyle głośno, że usłyszał, a potem natychmiast podbiegłam na palcach do okna. Otworzywszy je na oścież, wyjrzałam w mrok, przeczesując wzrokiem ciemną ścianę lasu.
– Edward? – szepnęłam, czując się jak kompletna idiotka – Zza moich pleców dobiegł stłumiony chichot.
– Tu jestem jestem.
Odwróciłam się na pięcie. Ze zdumienia dłoń sama powędrowała mi pod szyję.
Edward leżał wyciągnięty w swobodnej pozie na moim łóżku, z rękami pod głową i szerokim uśmiechem na twarzy.
– Ach! – Musiałam przysiąść na podłodze. – Przepraszam. – Zacisnął usta, próbując ukryć swoje rozbawienie. – Uff. Potrzebuję minutkę, żeby dojść do siebie. Podniósł się powoli, żeby mnie znów nie wystraszyć, po czym nachylił się, wyciągając ku mnie swoje długie ramiona i podciągał za ręce do góry jak małe dziecko. Tak pokierowana, usiadłam koło niego na łóżku.
– Tak lepiej. – Położył swoją chłodną dłoń na mojej. – Jak tam tętno?
– Sam mi powiedz. Jestem pewna, że słyszysz je sto razy lepiej ode mnie.
Zaśmiał się cicho, ale z taką siłą, że aż się łóżko zatrzęsło.
Siedzieliśmy tak przez chwilę w milczeniu, nasłuchując, jak moje serce się uspokaja. Myślałam, jak to wszystko rozegrać z Edwardem w swoim pokoju i Charliem na dole.
– Pozwolisz, że jakiś czas poświęcę prozaicznym ludzkim czynnościom?
– Proszę bardzo. – Machnął wolną ręką, by pokazać, że daje mi pełną swobodę.
– Tylko nigdzie nic wychodź – rozkazałam, usiłując zrobić surową minę.
– Tak jest. – Żartując ze mnie, natychmiast zastygł w bezruchu.
Wzięłam piżamę z podłogi i kosmetyczkę z biurka, a wychodząc zgasiłam światło i zamknęłam drzwi.
Z dołu słychać było telewizor. Zatrzasnęłam za sobą głośno drzwi łazienki, żeby Charlie nie przyszedł czasem do mojego pokoju o coś zapytać.
Chciałam uwinąć się jak najszybciej. Umyłam zęby gwałtownymi ruchami szczoteczki, aby utrzymać odpowiednie tempo, a zarazem usunąć wszelkie pozostałości zapiekanki. Pod prysznicem nie mogłam sobie jednak pozwolić na pośpiech. Gorąca woda ukoiła nerwy, rozluźniła mięśnie. Znajomy zapach szamponu pozwalał mi przypuszczać, że jestem nadal tą samą osobą, która używała go rano. Starałam się nie myśleć o tym, że Edward czeka na mnie w moim pokoju, bo wówczas musiałabym zacząć cały proces relaksacyjny od początku. W końcu trzeba było zakończyć ablucje. Przyspieszyłam tempo i wytarłszy się ekspresowo, włożyłam piżamę, na którą składały się dziurawy podkoszulek oraz szare spodnie od dresu. Nie było sensu wyrzucać sobie, że nie wzięłam do Forks tej jedwabnej z Victoria's Secret *, prezentu od mamy na piętnaste urodziny. Leżała teraz w jakiejś szufladzie w Phoenix, z nienaruszonymi metkami.
Kiedy już wysuszyłam i wyszczotkowałam pobieżnie włosy, cisnęłam ręcznik do kosza na brudy, a szczotkę i szczoteczkę schowałam do kosmetyczki. Gotowe. Popędziłam jeszcze na dół, żeby pokazać Charliemu, że jestem w piżamie i mam wilgotne włosy.
– Dobranoc, tato.
– Dobranoc, Bello. – Wyglądał na zaskoczonego moim wyglądem i strojem. Miałam nadzieję, że uwierzy, iż nigdzie się nie wybieram i nie złoży mi w nocy niespodziewanej wizyty.
Biegnąc na górę, choć starałam się nie robić hałasu, brałam po dwa stopnie, a wpadłszy do swojego pokoju, zamknęłam jak najszczelniej drzwi. Podczas mojej nieobecności Edward nie poruszył się ani o centymetr. Przypominał posąg Adonisa, który przycupnął na mojej wyblakłej kapie. Kiedy uśmiechnęłam się na jego widok. wargi rzeźby zadrgały, nagle ożyły.
Edward zlustrował mnie wzrokiem, po czym uniósł jedną brew.
– Ładnie ci tak. Skrzywiłam się.
– Naprawdę, nie kłamię.
– Dzięki – szepnęłam. Usiadłam obok niego na łóżku po turecku i zaczęłam przypatrywać się szparom w drewnianej podłodze.
- Po co to całe przedstawienie?
– Charlie myśli, że mam zamiar wymknąć się na randkę.
– Ach tak. – Zamyślił się na chwilę. – Skąd ten pomysł? – Jakby nie wiedział lepiej ode mnie, co ojcu właśnie chodziło po głowie. – Najwyraźniej wydałam mu się nieco zbyt podekscytowana. Edward wziął mnie pod brodę i przyjrzał mi się uważnie.
– Cóż, z pewnością wyglądasz na rozgrzaną po prysznicu.
Pochylił się ostrożnie i przyłożył swój chłodny policzek do mojego. Zamarłam. Edward zaczerpnął powietrza.
– Mmm… – westchnął, rozkoszując się moim zapachem.
Oszołomiona jego dotykiem nic mogłam zebrać myśli. Sformułowanie jednego zdania zabrało mi dobrą minutę.
– Mam wrażenie, że coraz łatwiej ci ze mną przebywać.
– Tak sądzisz? – zamruczał, sunąc nosem do góry. Poczułam, że ruchem delikatniejszym od skrzydła ćmy odgarnia do tyłu moje wilgotne włosy, by móc dotknąć ustami wgłębienia pod moim uchem.
– 0 wiele łatwiej. – Usiłowałam oddychać równomiernie.
– Hm.
– I jestem ciekawa… – Przerwałam, tracąc wątek, bo Edward przesunął pieszczotliwie palce wzdłuż linii mojego obojczyka.
– Czego jesteś ciekawa? – wyszeptał.
– Tego, skąd ta zmiana. – Głos mi zadrżał i zawstydziłam się, że nie panuję nad sobą.
– Siła woli – parsknął. Poczułam na szyi jego chłodny oddech, zaczęłam się odsuwać. Edward zastygł w miejscu, wstrzymując oddech. Przez chwilę mierzyliśmy się wzrokiem, aż wreszcie rozluźnił zaciśnięte szczęki i zrobił niepewną minę.
– Zrobiłem coś nic tak?
– Nie, wręcz przeciwnie. Doprowadzasz mnie do szaleństwa.
– Hm. – Zamyślił się. – Naprawdę? – dodał głosem pełnym samozadowolenia. Na jego twarzy pojawił się triumfalny uśmiech.
– Mam może bić brawo? – spytałam z sarkazmem.
Puścił do mnie perskie oko.
– Jestem po prostu mile zaskoczony – wyjaśnił. – Tyle lat już żyję. Nigdy nie wierzyłem, że coś takiego mi się przytrafi. Że kiedykolwiek spotkam kogoś, z kim będę chciał być, a nie tylko bywać, tak jak z moim rodzeństwem. A potem jeszcze okazuje się, że choć wszystko to jest dla mnie nowe, radzę sobie z tym… byciem z tobą całkiem dobrze.
– Jesteś dobry we wszystkim – stwierdziłam.
Edward wzruszył ramionami, nie chcąc się kłócić. Oboje śmialiśmy się cicho.
– Ale dlaczego teraz ci łatwiej? – naciskałam. – Dziś po południu…
– To wcale nic takie łatwe – westchnął. – A dziś po południu… byłem jeszcze… niezdecydowany. Wybacz, to niewybaczalne, że się tak zachowałem.
– Niewybaczalne?
– Dziękuję za wyrozumiałość. – Uśmiechnął się. – Widzisz – ciągnął ze wzrokiem wbitym w kapę – nie miałem pewności, czy jestem w stanie dostatecznie się kontrolować… – Podniósł moją dłoń i przyłożył sobie do policzka. – Cały czas istniała możliwość, że dam się porwać… pragnieniu. – Upajał się zapachem mojego nadgarstka. – Cały czas byłem… podatny. Póki nie zdałem sobie sprawy, że mam w sobie jednak dość siły, nie wierzyłem ani trochę, że ty… że my… że kiedykolwiek będę mógł…
Po raz pierwszy w mojej obecności brakowało mu słów. Było to takie… ludzkie.
– A teraz już wierzysz?
– Siła woli – powtórzył, błyskając w ciemności zębami.
– Kurczę, poszło jak z płatka.
Odrzucił głowę do tylu, śmiejąc się bezgłośnie.
– Chyba tobie – stwierdził, muskając mi czubek nosa opuszkiem palca.
A potem nagle spoważniał.
– Robię, co w mojej mocy – wyszeptał. Glos miał przepojony bólem. – Jestem prawie stuprocentowo pewny, że w razie czego będę w stanie szybko stąd uciec.
Skrzywiłam się. Nie chciałam nawet myśleć o tym, że mamy się dziś rozstać.
– Jutro będzie mi znowu trudniej – zdradził. – Dziś, po całym dniu przebywania z tobą, zobojętniałem na twój zapach w zadziwiającym stopniu, ale po kilku godzinach rozłąki będę musiał zaczynać wszystko od początku. No, może niezupełnie od samego początku.
– No to nie odchodź – poprosiłam, nic potrafiąc ukryć, jak bardzo o tym marzę.
– Chętnie zostanę – uśmiechnął się delikatnie. – Przynieś kajdany, o pani. Jam więźniem twego serca. – Ale mówiąc te słowa, sam zacisnął dłonie na mych nadgarstkach. I zaśmiał się, cicho, melodyjnie. Tego wieczora zaśmiał się już więcej razy niż przez całą naszą znajomość.
– Jesteś dziś taki wesoły – zauważyłam. – Nigdy cię jeszcze takim nie widziałam.
– Chyba tak ma być, prawda? – Znów się uśmiechnął. – Pierwsza miłość odurza, upaja i takie tam. To niesamowite, jak wielka jest różnica pomiędzy czytaniem o czymś, oglądaniem o tym filmów, a doświadczeniem tego czegoś w prawdziwym życiu, nie uważasz?
– Różnica jest ogromna – przyznałam. – Nie wyobrażałam sobie, że uczucia potrafią być tak silne.
– Na przykład zazdrość – rozgadał się tak bardzo, że z trudem za nim nadążałam. – Czytałem o niej setki razy, widziałem odgrywających ją aktorów na scenie i na ekranie. Myślałem, że wiem, jak to mniej więcej jest. Byłem taki zaskoczony… – Pokręcił głową. – Pamiętasz ten dzień, w którym Mike zaprosił cię na bal?
Pamiętałam, ale z innego powodu.
– To wtedy znów zacząłeś ze mną rozmawiać.
– Poczułem taki gniew, niemalże wpadłem w furie. Z początku nie wiedziałem, co się ze mną dzieje. To, że nie słyszę twych myśli, denerwowało mnie jeszcze bardziej niż zwykle. Dlaczego mu odmówiłaś? Czy tylko dla dobra koleżanki? Czy już kogoś masz? Zdawałem sobie sprawę, że nie powinno mnie to obchodzić. Starałem się tym nie przejmować. A potem ta kolejka na parkingu… – Zachichotał. – Zrobiłam obrażoną minę.
– Zablokowałem wyjazd, bo nie mogłem się opanować. Musiałem usłyszeć twoją odpowiedź, zobaczyć twoją minę. Nie mogę zaprzeczyć – poczułem ulgę, widząc, jak bardzo Tyler cię drażni, Ale nadal nie miałem pewności.
– Tej nocy przyszedłem tu po raz pierwszy. Przyglądałem się jak śpisz, walcząc z myślami. Z jednej strony wiedziałem, co powinienem zrobić, co jest etyczne, rozsądne, właściwe. Z drugiej strony było to, co zrobić chciałem. Mógłbym cię ignorować, mógłbym zniknąć na kilka lat i wrócić po twoim wyjeździe, ale wówczas, pewnego dnia, przyjęłabyś w końcu zaproszenie Mike'a czy kogoś jego pokroju. Ta myśl doprowadzała mnie do szału.
A potem – wyszeptał – powiedziałaś przez sen moje imię. Tak wyraźnie, że pomyślałem najpierw, iż się obudziłaś. Przewróciłaś się jednak tylko na drugi bok, wymamrotałaś moje imię jeszcze raz i westchnęłaś. Zalała mnie fala… sam nie wiem czego. To było niesamowite uczucie. Odtąd wiedziałem, że muszę zacząć działać. – Zamilkł, zapewne wsłuchany w bicie mojego serca, które niespodziewanie przyspieszyło.
– Ech, zazdrość to dziwna rzecz. Nie sądziłem, że potrafi być tak silna. I taka irracjonalna! Choćby przed chwilą, kiedy Charlie spytał cię o tego przebrzydłego Newtona… Uch! – prychnął rozzłoszczony.
– Powinnam była się domyślić, że będziesz podsłuchiwał – jęknęłam.
– Oczywiście, że słuchałem.
– I naprawdę ta wzmianka o Mike'u wywołała u ciebie zazdrość?
– Dopiero przy tobie zaczęły się we mnie odzywać człowiecze odruchy.
To dla mnie zupełna nowość, więc wszystko odczuwam bardziej intensywnie.
– Że też przejąłeś się czymś takim – powiedziałam, chcąc się Bardziej nim podroczyć. – A co ja mam powiedzieć? Mieszkasz pod jednym dachem z Rosalie, tą olśniewająco piękną Rosalie. Sprowadzono ją specjalnie dla ciebie. Jest wprawdzie Emmett, ale mimo to jak mogę z nią konkurować?
– O konkurencji nie ma mowy. – Edward uśmiechnął się szeroko i owinął sobie moje ręce wokół pleców, tak, że byłam teraz przytulona do jego torsu. Starałam się siedzieć nieruchomo, a nawet oddychać ostrożniej.
– Dobrze o tym wiem – wymamrotałam, niemal całując przy tym jego chłodną skórę. – I w tym cały problem.
– Nie zaprzeczam, Rosalie jest na swój sposób piękna, ale nawet gdybym nie traktował jej od lat jak siostry, nawet gdyby nie znalazła Emmetta, nigdy nic byłaby dla mnie choćby w jednej dziesiątej, ba, w jednej setnej, równie atrakcyjna co ty. – Po namyśle dodał z powagą: – Przez niemal dziewięćdziesiąt lat napotykałem na swej drodze i twoich, i moich pobratymców, cały ten czas uważając, że dobrze mi samemu, cały ten czas nieświadomy, że kogoś szukam. A i nikogo nie znalazłem, bo ciebie jeszcze nie było na świecie.
– To nie fair – szepnęłam, półleżąc z głową na jego piersi, wsłuchana w rytm jego oddechu. – Ja nie czekałam wcale. Skąd takie fory?
– Rzeczywiście – przyznał mi rację rozbawiony. – Powinienem był coś wymyślić, żebyś bardziej się nacierpiała. – Puścił jeden z moich nadgarstków, choć zaraz schwycił go drugą ręką, a uwolnioną dłonią pogłaskał mnie po włosach, od czubka głowy po talię. – Przebywając ze mną, w każdej sekundzie ryzykujesz życie, ale to przecież drobnostka. No i do tego jesteś zmuszona wyrzec się własnej natury, unikać ludzi… Czy to nie wysoka cena?
– Nie. Nie mam wrażenia, że coś mnie omija.
– Jeszcze nie. – Głos Edwarda przesycony był starczym żalem.
Próbowałam się wyprostować, żeby spojrzeć mu w twarz, ale trzymał moje dłonie w żelaznym uścisku.
– Co… – zaczęłam, ale drgnął czymś zaalarmowany. Zamarłam, a nagle już go nie było. Omal nie padłam na twarz.
– Kładź się! – syknęło gdzieś w ciemnościach.
Natychmiast posłusznie wczołgałam się pod kołdrę, przyjęłam typową dla siebie skuloną pozycję. Zaraz potem usłyszałam jak uchylają się drzwi. To Charlie przyszedł sprawdzić, czy jestem ta gdzie być miałam. Starałam się oddychać miarowo, może nawet zbyt miarowo, markując głęboki sen.
Każda sekunda wydawała się godziną. Nasłuchiwałam, ale nie miałam pewności, czy drzwi już się zamknęły. Znienacka pod kołdrą pojawił się Edward. Objąwszy mnie ramieniem, szepną: mi do ucha:
– Nędzna z ciebie aktorka. Radziłbym zapomnieć o karierze filmowej.
– Zwariowałeś? – wymamrotałam. Serce znów bilo mi jak szalone.
Edward zaczął nucić jakąś nieznaną mi melodię. Brzmiała jak kołysanka.
Po jakimś czasie przerwał.
– Chcesz, żebym cię uśpił w ten sposób?
– Świetny dowcip, Myślisz, że jestem w stanie spać tak z tobą przy boku?
– Do tej pory ci się udawało – zauważył.
– Bo nie wiedziałam o twojej obecności – przypomniałam m cierpko.
Puścił tę uwagę mimo uszu.
– No cóż, jeśli nie chce ci się spać… Boże święty, pomyślałam.
– Jeśli nie chce mi się spać, to co?
– Zachichotał.
– To na co miałabyś ochotę?
Z początku nie mogłam wydusić z siebie ani słowa.
– Czy ja wiem… – wybąkałam w końcu.
– Daj mi znać, gdy się na coś zdecydujesz.
Czułam jego chłodny oddech na szyi. Sunął nosem po moim karku, głęboko się zaciągając.
– Mówiłeś, że po całym dniu zobojętniałeś. – To że nie piję wina – oświadczył – nie znaczy jeszcze, że nie mogę upajać się jego bukietem. Pachniesz tak kwiatowo, lawendą…albo frezją. Aż ślinka nabiega do ust.
– Tak, wiem. Ludzie w kółko mi to mówią. Znów zachichotał, a potem westchnął.
– Już wiem, co chcę robić – powiedziałam. – Chcę się dowiedzieć czegoś więcej o tobie.
– Możesz pytać o wszystko.
Pytań miałam wiele, musiałam więc zastanowić się, które są najważniejsze.
– Dlaczego robisz to wszystko? Nadal nie pojmuję, po co tak bardzo walczysz ze swoją naturą. Proszę, nic zrozum mnie źle, cieszę się, że pracujesz nad sobą. Nie wiem po prostu, co cię do tego skłoniło.
Zawahał się, zanim odpowiedział.
– To dobre pytanie i nie jesteś pierwszą osobą, która mi je zadała. Większość z moich pobratymców jest zupełnie zadowolona ze swojego… trybu życia. Oni też zachodzą w głowę, po co moja rodzina się ogranicza. Ale zrozum, to, że jesteśmy, kim jesteśmy, nie znaczy, że nie wolno nam próbować być lepszymi, że nie wolno nam próbować zmierzyć się z przeznaczeniem, które zostało nam narzucone. Pragniemy pozostać jak najbardziej ludzcy.
Leżałam w bezruchu, nieco oszołomiona tym wyznaniem.
– Śpisz? – wyszeptał po paru minutach.
– Nie.
– Czy to już wszystko?
– Skąd – żachnęłam się.
– Co jeszcze chciałabyś wiedzieć?
– Dlaczego potrafisz czytać w myślach? Dlaczego Alice jest jasnowidzem… Skąd to się bierze?
Poczułam, że wzruszył ramionami.
– Nie wiemy dokładnie. Carlisle ma pewną teorię… Wierzy, że z poprzedniego życia zostały nam najsilniejsze cechy naszej ludzkiej osobowości, tyle że wzmocnione, podobnie jak nasze umysły i zmysły. Uważa, że już wcześniej musiałem być wrażliwy na to, co myślą ludzie znajdujący się wokół mnie. A Alice cokolwiek by przedtem nie robiła, miała wyjątkowo dobrze wykształconą intuicję.
– A co on wniósł ze sobą do nowego życia? I pozostali?
– Carlisle współczucie, Esme wielkie serce, Emmett siłę,, Rosalie wytrwałość, choć w jej przypadku to raczej ośli upór. – Edward po raz kolejny zachichotał. – Jasper… Hm, Jasper to bardzo ciekawa postać. W poprzednim życiu był dość charyzmatyczny, zdolny wywierać duży wpływ na otoczenie, tak by wszystko potoczyło się po jego myśli. Teraz potrafi manipulować emocjami innych, na przykład uspokoić gniewny tłum i na odwrót. To bardzo subtelna umiejętność.
Wszystko to wydało mi się takie nieprawdopodobne, że na chwilę pogrążyłam się w rozmyślaniach. Edward czekał cierpliwie.
– To jak… jak się to wszystko zaczęło? No wiesz, Carlisle zmienił ciebie, ktoś musiał zmienić go wcześniej, i tak dalej.
– A ty, skąd się wzięłaś? W wyniku ewolucji? Bóg cię stworzył? Powstaliście wy, powstaliśmy i my, jak w całym świecie zwierząt – jest drapieżnik, jest i ofiara. Jeśli nie wierzysz, że to wszystko to powstało samo z siebie, co i mnie trudno przyjąć do wiadomości, czy tak trudno pogodzić się z faktem, że ta sama siła, dzięki której istnieje zarówno rekin, jak i delikatny skalar, drapieżna orka, jak i mała słodka foczka, że ta sama siła stworzyła oba nasze gatunki?
– Czyli, o ile dobrze rozumiem, jestem małą słodką foczką tak?
– Zgadza się – Zaśmiał się i coś, chyba jego wargi, dotknęło moich włosów. Chciałam się obrócić, żeby się upewnić, ale powstrzymam się – obiecałam, że będę grzeczna. Znacznie trudniej byłoby mu się wtedy kontrolować.
– Będziesz już zasypiać, czy masz więcej pytań? – Glos Edwarda przerwał ciszę.
– Ach. tylko parę milionów.
– Będzie jeszcze jutro i pojutrze, i popojutrze – przypomniał, Uśmiechnęłam się szeroko na samą myśl o tym.
– Jesteś pewien, że nie znikniesz o świcie, gdy kur zapieje?
– Nie opuszczę cię – powiedział podniosłym głosem.
– No to mam jeszcze tylko jedno życzenie na dzisiaj… – Zarumieniłam się. Ciemność na nic się tu nie zdawała – Edward na pewno wyczuł zmianę w ciepłocie mojej skóry.
– Jakie?
– Nie, nic. Zmieniłam zdanie. Zapomnijmy o tym.
– Bello, możesz pytać mnie o wszystko. Milczałam. Edward jęknął.
– Ciągle się łudzę, że z czasem przywyknę do tego, że nie słyszę twoich myśli, a tymczasem coraz bardziej mnie to irytuje.
– Dzięki Bogu, że tego nie potrafisz. Starczy, że podsłuchujesz, co wygaduję przez sen. – - Proszę. – Jego głosowi tak trudno było się oprzeć…
Pokręciłam głową.
– Jeśli mi nic powiesz – postraszył – uznam niesłusznie, że masz na myśli coś wyjątkowo paskudnego. Proszę – dodał błagalnym tonem.
– No cóż – zaczęłam, zadowolona, że nie widzi mojego wyrazu twarzy.
– Tak?
– Wspominałeś, że Rosalie i Emmett niedługo się pobiorą.
Czy… małżeństwo… polega u was na tym samym, co u ludzi?
Zrozumiał, o co mi chodzi, i wybuchnął śmiechem.
– Do tego pijesz!
Poruszyłam się nerwowo, skrępowana.
– Tak, w dużej mierze tak – powiedział. – Już ci mówiłem, kryje się w nas większość ludzkich odruchów i pragnień, są one tylko przesłonięte tymi silniejszymi, nowymi.
– Och. – Tylko tyle byłam w stanie z siebie wydusić.
– Czy za twoją ciekawością stoją jakieś konkretne plany?
– No wiesz, nie powiem, zastanawiałam się, czy ty i ja kiedyś…
Spoważniał raptownie. Wyczułam to, ponieważ napiął wszystkie mięśnie. I ja zamarłam odruchowo.
– Nie sądzę… żeby… żeby… żeby było to dla nas możliwe.
– Bo ciężko by ci było się kontrolować, gdybyśmy… gdybym była zbyt… blisko?
– Z pewnością byłby to spory kłopot, ale to nie wszystko. Jesteś taka… miękka, taka delikatna – mruczał mi słodko do ucha. – Cały czas muszę się mieć na baczności, żebyś nie odniosła jakichś obrażeń. Bello, przecież ja mógłbym cię nawet niechcący zabić! Gdybym na moment stal się zbytnio popędliwy, gdybym, choć na sekundę się rozproszył… Wyciągnąłbym dłoń, by cię pogłaskać, i przez przypadek wgniótłbym ci ją może w czaszkę. Nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo jesteś krucha. Nigdy nie będę mógł sobie pozwolić na to, by w twojej obecności się zapomnieć.
Czekał na to, co powiem, coraz bardziej zaniepokojony moim milczeniem.
– Przestraszyłem cię? – zapytał w końcu.
Odczekałam jeszcze minutę, aby móc odpowiedzieć z ręką na sercu:
– Nie, wszystko w porządku.
Widać było, że rozważa coś przez chwilę.
– Skoro już jesteśmy przy temacie – odezwał się, na powrót rozluźniony – nasunęło mi się jedno pytanie. Przepraszam, jeśli jestem zbyt wścibski, ale czy ty, kiedykolwiek… – Celowo nie skończył.
– Oczywiście, że nie. – Spąsowiałam. – Już ci mówiłam, że do nikogo nigdy czegoś takiego nie czułam, nawet odrobinę.
– Pamiętam, ale mając wgląd w ludzkie myśli, wiem też, że pożądanie zawsze idzie w parze z miłością.
– U mnie idzie. A przynajmniej teraz, gdy wreszcie je poznałam.
– To milo – ucieszył się. – Przynajmniej to jedno mamy wspólne. ą co do twoich ludzkich odruchów… – zaczęłam. Czekał cierpliwie.
– Czy ja w ogóle cię pociągam, tak normalnie?
Zaśmiał się i pieszczotliwie zmierzwił mi włosy na głowie.
– Może nie jestem człowiekiem, ale wciąż jestem mężczyzną – zapewnił mnie. Mimowolnie ziewnęłam.
– Odpowiedziałem na twoje pytania – rzekł stanowczym tonem – teraz czas na sen.
– Nie jestem pewna, czy uda mi się zasnąć.
– Mam sobie iść?
– Nie, nie! – odpowiedziałam gwałtownie.
Edward zaśmiał się i zaczął nucić tę samą melodię co wcześniej, ową nieznaną mi kołysankę. Anielski głos pieścił moje uszy.
Wyczerpana długim, pełnym wrażeń dniem i emocjami, których nie doznałam nigdy wcześniej, zasnęłam kamiennym snem w jego chłodnych ramionach.